Owego kolejnego, pochmurnego poranka, Valentin nie śpiesząc się, opuścił ciemne lochy. Co prawda nie chciał, bowiem nie lubił tak wcześnie rano jeść, jednakże musiał się napić, kawa była czymś co o tej porze było dla niego konieczne. Nie chciało mu się przepychać znów przez kuchnię pełną skrzatów, więc postanowił, że wypije ją po prostu w Wielkiej Sali. Nieco niewyspany, aczkolwiek jak zwykle w przemyślanie dobranych ubraniach, wszedł do owego pomieszczenia na parterze. Miał na sobie koszulę w biało szkarłatne pasy, a i oczywiście nie zapomniał jednego ze swych archaicznych zegarków, zwisających z kieszeni. Nie rozglądając się po sali skierował się do jakiegoś wolnego miejsca przy stole Slytherinu. Leniwie sięgnął po dzbanek z kawą, aby nalać nieco napoju do kubka. W myślach nieprzerwanie narzekał, że znów siedział po nocy, co za tym idzie, te parę marnych godzin snu na pewno nie były wystarczające. Spojrzał na czarny napój w kubku, mając nadzieje, że nieco go rozbudzi do życia, po czym wypił parę jego łyków.
Nie śpieszył się z przyjściem do Wielkiej Sali, ale coś mu podpowiadało, że i tak będzie tam przed Alexis. To nie on potrzebował pół dnia, aby przygotować się do wyjścia tylko ona. Od razu skierował swoje kroki do stołu Ślizgonów i starał się wybrać w miarę spokojne miejsce. W końcu chciał spokojnie porozmawiać z siostrzyczką. Kiedy w końcu usiadł przy stole od razu przyciągnął do siebie misę z owocami szukając dla siebie czegoś odpowiedniego.
Rzeczywiście spóźniła się kilka minut. Przecież nie wejdzie do tak publicznego miejsca nieuczesana i w stroju, w którym chodziła od rana. Alex oczywiście miał racje, za dobrze ją znał. Chociaż Alexis nigdy by się nie przyznała do tego ile czasu zabiera jej dobranie odpowiednich butów. Jakie to było okropne kiedy ktoś nie miał ładnie dobranych butów! To powinno być karalne. Była na prawdę szczęśliwa, że Alex wyglądał jak wyglądał i umiał się ubrać. -Aleeeex! - wydarła się tak, że jej głos niósł się po całej Wielkiej Sali. Rzuciła się bratu na szyje, okropnie mocną ściskając.
Zastanawiał się właśnie nad jabłkiem i winogronami, kiedy przerwała mu Alexis. Widać bardzo się za nim stęskniła, bo chyba nie było osoby w Wielkiej Sali, które nie obejrzały by się w ich kierunku. - Moje żebra - mruknął, ale chwilę później już zgniatał ją w uścisku. Co jak co, musiał przyznać, ale tylko przed samym sobą, że tęsknił za tą upierdliwą blondynką, która nie raz dawała mu się we znaki. - Dobra, dobra starczy Ci tych czułości. - powiedział i niby niechcący zepsuł jej ułożone włosy. Chociaż musiał przyznać, że tak wyglądała lepiej. - Oprócz nudzenia się beze mnie, coś ciekawego się działo? - podparł się łokciami i spojrzał na Alexis. - Wiesz co, chyba urosłaś! - powiedział poważnie, jednak nie wytrzymał i zaczął się śmiać. - Dobra, dobra już Ci nie przeszkadzam, opowiadaj.
Zeszła z kolan Alexa i usiadła obok. Jej oczy błyszczały z podniecenia a na twarzy miała przyklejony szeroki uśmiech. -Urosłam? Wydaje mi się raczej, że to ty zmalałeś. Długie wakacje ci nie służą, pomyśl o tym za rok. Wiesz ilu chłopaków tylko czeka żeby podstępem zagarnąć twoje miejsca najprzystojniejszego w szkole? - powiedziała mierzwiąc mu czule włosy. Oczywiście tylko się z nim droczyła, odkąd ostatni raz się widzieli Alex nie zmienił się ani trochę. Oprócz tego, że teraz był trochę czystszy i bardziej trzeźwy niż na Malediwach. -Właściwie to myślę, że twoja opowieść będzie dużo ciekawsza niż moja. Oprócz tego, że poznałam naszego nowego drwala czy tam gajowego, który jest na prawdę specyficzny i wiesz co? On zapuszcza brodę. Nie wiem czy chce nią coś zamanifestować. "Niech żyje pokój i miłość" czy coś w tym stylu. Mieliśmy mecz quidditcha, który przegralibyśmy gdyby nie Angie, która jakimś cudem złapała znicz. - rzekła takim tonem, jakby opowiadała głupkowaty i nudny brazylijski serial. -Teraz ty opowiadaj. Spotkałeś kogoś? Gdzie właściwie byłeś? - zapytała z zaciekawieniem. Doprawdy nie mogła się doczekać tego co powie brat.
Z głupią miną słuchał o tym, że niby ktoś miał zająć jego miejsce w szkole. To było niedorzeczne! Bo przecież nikt, zupełnie nikt nie mógł tego zrobić. Jeszcze przez kilka lat po tym jak opuści szkołę, dziewczyny będą wzdychać za nim. - Niedoczekanie - zaśmiał się i rozejrzał się znudzony po Wielkiej Sali, nie było tutaj nikogo kto choćby ewentualnie mógł startować na jego miejsce, nie wspominając o zajęciu go. - Och zostaw - burknął i zaczął na nowo układać sobie włosy. - Poznałaś gajowego, to już uczniowie Ci nie wystarczają? - spytał złośliwie - I to jeszcze wolisz brodaczy? Siostra chyba nie zostawię więcej na tak długi czas bez opieki - dodał poważnie, ale kąciki ust drgały mu w uśmiechu. - Beze mnie świrujesz. Wyciągnął rękę po winogrona i odrywając po jednym, zaczął je powoli jeść. - Świetnie, że wygraliśmy - jego entuzjazm był podobny do tego Alexis. Chociaż ona wykazała właściwie większy. - A ja byłem tuuu i taaam - powiedział wymijająco. Wiedział, że zaraz dostanie po głowie czymś ciężkim, widział przecież jak prawie podskakiwała na miejscu nie mogąc się doczekać co powie. - Ale wedle Twojej rady omijałem mugolskie burdele.
Zrobiła wielkie oczy, słysząc sugestie brata. -Ty na prawdę uważasz, że mogłabym startować do jakiegoś grzebacza w ziemi? - zrobiła zniesmaczoną minę. Fe fe fe. Nie ześwirowała aż tak bardzo, miała jeszcze trochę ambicji i... zdrowego rozsądku. Fe fe fe. -Weź, jak możesz!? Wyobraziłam to sobie! Teraz lepiej podaj mi miskę, chce mi się rzygać. - rzekła. Obraz był na prawdę okropny. Dzióbnęła brata łokciem w żebra i zaśmiała się lekko. -Ale wiesz co? Cieszę się, że chociaż raz posłuchałeś mojej rady. Nie wiadomo jakie badziewie mógłbyś przywlec i nas wszystkich pozarażać. - zauważyła. -Ale powracając do tematu twojego wyjazdu. Wiesz, że będę cię torturowała dopóki mi nie powiesz gdzie byłeś? A potrafie być na prawdę bardzo, bardzo okrutna - powiedziała teatralnie, prawie szepcząc. Cmoknęła Alexa w policzek i zabrała mu winogrona, które właśnie zamierzał zjeść.
Zastanawiała się, czy ubrać tę suknię, którą przysłała jej Cassandra. Jednak zrezygnowała z niej. Odkryte plecy na pewno nie były mile widziane w szkole, a Cir nie chciała mieć nieprzyjemności z tego powodu. No i czerwień oczywiście nie pasowała do Ślizgonki. Choć tak naprawdę wyglądała w niej świetnie, jak zwykle. Włożyła szarą, ołówkową spódnicę i bluzkę na ramiączka w kolorze butelkowej zieleni. Na ramiona narzucony miała sweter w takim samym kolorze, jak spódnica. Wszystko to podkreślało zgrabne kształty panny de Sauveterre. Poprawiła swój, delikatny dzisiaj, makijaż i udała się do Wielkiej Sali. Gdy tylko weszła do pomieszczenia, skierowała się od razu w stronę stołu Ślizgonów. Czuła na sobie spojrzenia uczniów przebywających w sali, które nie peszyły jej. Ba, utwierdzały ją w przekonaniu, że jest jedną z najpiękniejszych osób chodzących po ziemi. No bo z wilami i ich potomkami równać się nie mogła. No i własnie zobaczyła Alexa i Alexis i przywitała sie z nimi kiwnięciem głowy. Jak widać, pan Brooxter wrócił jednak do szkoły. Ale oni w tej chwili jej nie obchodzili zbytnio, bo to z kim innym miała się widzieć. - Lacey Elise - rzekła, gdy już była na tyle blisko dziewczyny, by nie krzyczeć do niej. - No, no, jaka odmiana - dodała z właściwym sobie sarkazmem.
Nie, nie, nie. - I po co mówiłaś o wyobrażaniu sobie czegoś? - spytał z miną nieszczęśnika. Starał odrzucić obrazy jakie pojawiły mu się przed oczami. I co z tego, że nie miał okazji jeszcze zobaczyć gajowego, jego wyobraźnia działała bez tego. - Nie boję się Twoich tortur - powiedział pewnie, ale kiedy przypomniał sobie jak okropnie śpiewa, zaczął wątpić w swoje słowa. Co prawda wątpił, aby zaczęła go męczyć w Wielkiej Sali, jednak nigdy nic nie wiadomo. - Moje winogrono! Wybierałem je z piętnaście minut, było niemal idealne - już prawie zapomniał jak to jest, kiedy je przy siostrze. - Przytyjesz - nachylił się nad nią i szepnął do ucha, a na jego ustach pojawił się niewinny uśmiech. - A wtedy tylko brodaty gajowy będzie chciał na Ciebie spojrzeć.
Lorelei L. E. Coleridge
Rok Nauki : I
Wiek : 31
Czystość Krwi : 90%
Dodatkowo : Legilimencja i oklumencja, teleportacja
Lacey ubrała się wyjątkowo starannie, choć to nie ona obchodziła tego dnia swoje święto. Z niecodziennym uśmiechem na ustach, który gościł tam bardzo rzadko, wyciągnęła swoją ulubioną sukienkę, oczywiście czarną. Na biodrach znalazł się zielony pasek, ni to gruby, ni to cienki. Specjalnie do niego postanowiła zawiesić na szyi srebrny łańcuszek i błyszczącą zawieszkę, jak też pasujące bransoletki. Trochę zielonego cienia, ukochany eyeliner oraz tusz do rzęs i była gotowa. Wyciągnęła z kufra swój prezent, założyła balerinki i udała się do Wielkiej Sali na kolację. Tam też miała na nią czekać przyjaciółka. Nie zdziwiła się, kiedy przechodząc przez salę do stołu Ślizgonów, towarzyszyło jej wiele spojrzeń. Sama wiedziała, że wyglądała ładnie, te tylko jej schlebiały. Olewając sobie szkolne zasady dotyczące szat, zasiadła przy stole, wypatrując Ariane Elle i spodziewając się, że będzie wyglądała równie niesamowicie. Słysząc znajomy głos odwróciła się, aby spojrzeć na Cirillę. Tak jak się spodziewała; wyglądała bardzo dobrze. Jak zwykle! Uśmiechnęła się do niej delikatnie, nie będzie mąciła swej twarzy wielkim wyszczerzem. - Ariane Elle! - odpowiedziała, wstając. - Ach tam odmiana. Jest okazja, to trzeba korzystać! Wszystkiego najlepszego, więcej szlabanów u Murrey'a, spełnienia snów i szczęścia oczywiście! - powiedziała, przypominając sobie o tym ostatnim. Przydawało się. Podała przyjaciółce stalowoszarą torebkę, do której przywiązała zieloną kokardę, o sporej wielkości. W środku mogła znaleźć trochę słodyczy z Miodowego Królestwa, jednak ważniejszą częścią było nieduże pudełeczko. Specjalnie wybrała szmaragdowe i wyścieliła je srebrnym materiałem, który połyskiwał lekko. Na nim umieściła pękatą buteleczkę, zakorkowaną dokładnie. W środku złociło się płynne szczęście. Pod materiałem czekała jeszcze jedna niespodzianka, jednak Lecey miała nadzieję, że Cirilla odkryje to dopiero podczas dokładniejszych oględzin pudełeczka. Była to srebrna zawieszka o finezyjnym kształcie, wysadzana delikatnymi cyrkoniami.
Teatralnie zakryła sobie usta. -Chyba sam nie wierzysz w swoje słowa. - powiedziała, unosząc jedną brew. Wolałaby do końca życia mieszkać sama w willi z kotem, niż w domku gajowego. Feeeeee! Połknęła winogrono, które zabrała bratu. -Tak, racja, było idealne. Masz genialny gust. - wyszczerzyła rząd swoich idealnie równych zębów. -A w ogóle nie zmieniaj tematu. Miałeś mi powiedzieć gdzie byłeś. - rzekła głosem nieznoszącym sprzeciwu.
Mało brakowało, a w oku zakręciłaby się jej łezka. Z powodu szczerych życzeń, płynących z ust Elise. Wzięła od niej torebkę i chwilowo odstawiła ją na stół. Uścisnęła w podziękowaniu czarnowłosą. A gdy usiadły przy stole, Cir wzięła w istocie ładną torebkę do ręki i zajrzała do środka. Od razu zobaczyła słodycze. - Chcesz mnie roztyć, prawda? - nie mogła powstrzymać się od skomentowania faktu wręczenia słodyczy. Wielu zazdrościło blondynce jej figury i na pewno zrobiłoby wszystko, żeby ona ją straciła. Dojrzała po chwili pudełko o barwie szmaragdów. Wyjęła je i obejrzała dokładnie. - Mogę je obejrzeć tu, czy lepiej w dormitorium? - zapytała. W końcu nie wiedziała, co znajdowało się w środku, a moglo to być coś, czego lepiej, żeby nie oglądały osoby niepowołane.
Sebastian dzisiejszego pięknego, chociaż trochę deszczowego dnia udał się do Wielkiego Sali, aby napełnić swój żołądek pysznościami, które zaserwowały dziś skrzaty domowe. Był wyjątkowo zmęczony, gdyż właśnie wrócił z misji znalezienia odpowiedniego rodzaju odchodów do nawozu swoich dyń oraz niektórych roślin profesor od zielarstwa. Miał zamiar zrobić swój własny zielnik. Kiedy kierował się w stronę stołu nauczycielskiego coś przykuło jego uwagę. Miał wrażenie, że dwie postacie po jego lewej stronie wręcz świecą i rozjaśniają swoim blaskiem wszystko inne. Ponownie poszukał ich wzrokiem i westchnął ze zdumienia. - Charlie! Czy też to widzisz!- powiedział do swojego wiernego towarzysza, zerkając na niego. On- Mop nigdy nie potrafił się tak wyróżniać z tłumu jak ta dwójka. Poprawił swoją czerwoną koszulę w kratkę i tego samego koloru bandamkę, którą zawiązał na głowie. Podszedł do nich i odsunął stanowczym ruchem dziewczę, aby usiąść pomiędzy dwójką anielskich blondynów przy stole Slytherinu. - Ach...- westchnął patrząc na chłopaka.- Ach... - powtórzył odwracając głowę ku dziewczęciu.
Emma z pożałowaniem patrzyła jak woźny siada przy stole Ślizgonów, odpychając przy tym jakąś dziewczynę, by móc usiąść między rodzeństwem cudownych blondynów. To nadęte osły, pomyślała Emma. Myślą, że jak dobrze wyglądają to mogą mieć cały świat. Jedni są ładni, inni mądrzy, nie ma nikogo idealnego. I tak rozmyślając nad głupotą ,,niektórych'', Emma powoli jadła swoją porcję makaronu z serem.
- Zjadłaś moje winogrono - nie dawał tak łatwo za wygraną, jeszcze chwilkę podroczy się z siostrą. Tak śmiesznie wyglądała kiedy była lekko zirytowana, poza tym nawet nie wiedział co miałby jej powiedzieć. Większość rzeczy z pewnością skalałoby jej niewinne uszy. - A że mam gust to wiem - powiedział zupełnie skromnie, nie zwracając uwagi na to co działo wokół niego w Wielkiej Sali, chociaż czuł na sobie wzrok, już dawno przyzwyczaił się do tego stanu. - A byyyyyyłeeeeeeeeem - zaczął przeciągać samogłosko, aby spotęgować jej ciekawość, nie dokończył jednak zdania, bo ktoś w sposób wręcz brutalny przesunął jego siostrę. Zamrugał kilka razy, jakby miało to sprawić, że intruz zniknie. Tak się jednak nie stało. - To jest ten Twój gajowy? - spytał zirytowany siostrę zupełnie ignorując dziwnego faceta, który wcisnął się między nich. - To nie zapraszaj go do matki na obiad, bo jeszcze kobieta ucieknie z krzykiem i będziemy odwiedzać ją w Mungu. - wywrócił oczami i powrócił do zajmującej czynności szukania idealnych winogron.
Alexis w tej właśnie chwili miała ochotę z całej siły walnąć głową w stół. Boże za jakie grzechy?! Przybysz odziany (bo nie ubrany) w jakąś okropną czerwoną koszulę i czymś dziwnym na głowie przerwał im ich spokojną pogawędkę. - To nie jest gajowy, choć wygląda na pracownika szkoły, który nie zarabia zbyt wiele. Sądząc bo jego ubiorze... - zaczęła rozmawiać z bratem nad głową Mopa. Zupełnie nie zdając sobie sprawy z tego, że Mop słyszy to co ma ona do powiedzenia bratu. Lekko zirytowana spojrzała spode łba na nieproszonego gościa. - Przepraszam kolego, czy masz jakiś problem? - zapytała, z charakterystycznym, zimnym wyrazem twarzy. - Mama cię nie nauczyła, że nie przerywa się w poważnych rozmowach ? - zapytała. Agrr... właśnie miała się dowiedzieć co robił jej brat i była prawie pewna, że przekupił woźnego by ten przeszkodził im w tym momencie albo ewentualnie użył imperiusa. Po kim jak po kim ale po Alexie można było spodziewać się wszystkiego.
Wszedł do Wielkiej Sali usiadł przy stoliku puchonów. Mało ich było ale Davidowi to nie przeszkadzało. David dziś obcięty na łyso wczoraj jeszcze włosy były dziś leżały gdzieś w kącie. Kaptur na głowie leżał jeszcze lepiej, chłopak siedemnastoletni a już chodzi obcięty na łyso. Nie raz słyszał ten tekst, ale i tak go ignorował. Wziął udko kurczaka i jadł je czytając gazetę która leżała przy stole. David jako nie jeden puchon był taki inny nosił szerokie spodnie, kaptur na głowie, do ludzi z Huffu to nie pasowało.Ale go i tak to nie interesowało z jakiego domu jest robił i tak co chce. Stół Ravenclawu był prawie że pusty. Chłopak sięgnął po wodę która stała na stole napił się po czym odłożył gazetę i rozejrzał się po sali przy stole Slytherinu siedziała jakaś dziewczyna i chłopak. W gazecie nie było co czytać same brednie o mugolach, Davida nie interesowało czy jakiś mugol znalazł sowę czarodzieja czy nie. Dla niego takie tematy to nic, po prostu było to bez sensu
Lorelei L. E. Coleridge
Rok Nauki : I
Wiek : 31
Czystość Krwi : 90%
Dodatkowo : Legilimencja i oklumencja, teleportacja
- No jasne, zazdroszczę ci sylwetki - zaśmiała się. Sama nie wyglądała gorzej, a więc nie oczywistym było, że jest to tylko niewinnym żarcikiem. Lorelei również spojrzała na pudełeczko. Sama nie wiedziała, czy powinna otworzyć je tu, czy kiedy będzie sama. Zawieszka miała dla czarnowłosej sporą wartość sentymentalną, ale ona znajdowała się na dole. Na górze był tylko (aż!) Felix Felicis. Swoją buteleczkę miała w dormitorium, niesłychanie ciężko było go zdobyć. - Możesz teraz, ale przeszukaj je dokładniej w dormitorium - mrugnęła do Ariane Elle.
Gdy tylko uzyskała pozwolenie Lacey, otworzyła pudełeczko. W środku było wyściełane srebrnym materialem, co nie uszło uwadze Cir. Ślizgońskie barwy, tak trzymać. Wzięła do ręki buteleczkę ze złotym płynem. Przyjrzała jej się uważnie i w pewnej chwili ją olśniło. - Skad ty wzięłaś Felix Felicis, hę? - zapytała z nieudawana ciekawością. W końcu wiedziała, że uwarzenie tego eliksiru nie było proste, a zdobycie go momentami wręcz niemożliwe. Schowała go do torebki, by nie zapomnieć go wziąć. Nikt nie mógł mieć przecież tego. Przesunęła dłonią po wnętrzu pudełka, wyczuwajac pod palcami jakiś przedmiot. - Tu jest coś jeszcze, prawda?
Sebastian westchnął z bólem, kiedy rodzeństwo zaczęło tak nieprzyjaźnie się do niego odnosić. - Macie wyglądy aniołów!- wykrzyknął. Ujął dłoń Alexa i przytulił ją do policzka. Po chwili puścił ją i odwrócił się w stronę cudownej niewiasty. - Bóg jest litościwy, że zsyła nam na ziemię takie cuda- powiedział i pochylił się nieporadnie, gdyż w końcu siedział, co wcale nie ułatwiało mu zadania. Pocałował leżącą na stole rękę pięknej blondynki. - Widząc was nie mogłem się powstrzymać, aby nie podejść i nie posłuchać waszego głosu, więc nie przejmujcie się mną i dalej konwersujcie na wasze poważne tematy, jakby mnie tu nie było. Z zachwytem wpatrywał się w rodzeństwo. Nawet Charlie stanął na stole ślizgonów i gapił się nachalnie na Alexis, czego z pewnością nie mogła zauważyć, chyba że lekkie przesunięcie pucharu, kiedy kogut stawał na stole.
Szczęka Alexis walnęła o ziemie. O CZYM ON W OGÓLE MÓWIŁ?! Oczywiście nie mogła się nie zgodzić co do anielskiego wyglądu ale po co mieszać w to zaraz Boga? Zastanawiała się przez chwilę czy tylko robi z nich idiotów, czy na prawdę jest na tyle szurnięty, żeby podejść i wykrzykiwać komplementy w tak publicznym miejscu, jakim jest Wielka Sala. - Eee... - miała coś powiedzieć, kiedy dziwak ujął jej dłoń. Lecz jak przystało na arystokratkę, dopiero po chwili zabrała ją mężczyźnie. Dziewczyna nie lubiła kontaktu fizycznego z obcymi jej osobami, a że Mop nigdy nie rzucił jej się w oczy był dość... zmieszana (by nie powiedzieć zgorszona). - Dobra, usłyszałeś nasz głos. A teraz tak na serio. O co właściwie chodzi ? - powiedziała wyraźnie oddzielając każde słowo, tak jakby mówiła do dziecka.
Spojrzał na Mopa, jakby przed nim siedział wielki robak albo Puchon, właściwie to między jednym i drugim nie było różnicy, więc patrzył na niego z odrazą. Zabrał swoją rękę jak najdalej od tego dziwnego faceta, który nie umiał siedzieć cicho. - Głos też mamy anielski, szczególnie ona kiedy śpiewa - wskazał na siostrę i uśmiechnął się do niej niewinnie. Przecież nie powiedział nic, co nie byłoby prawdą. - Swoją drogą możesz coś zanucić... Odsunął od siebie misę z owocami i spojrzał na stół, może w między czasie przybyło na niego coś na co miał ochotę. - Chodźmy stąd - powiedział w końcu i wstał od stołu. Nie miał ochoty dowiadywać się kim był Mop, po co do nich podszedł i dlaczego nie jest trzymany w Mungu na specjalnym oddziale z dala od normalnych ludzi.
Skrzywiła się na wzmiankę o jej boskim śpiewie. No przecież nie była aż taka straszna. To nie jej wina, że Alex i wszyscy inni słyszeli ją tylko po dużej ilości wypitego alkoholu. Pokiwała głową. Jej brat miał racje, to idealny moment żeby się stąd zbierać. - Gdzie właściwie chcesz iść ? - zapytała. Alex znał więcej cichych, spokojnych i, co najważniejsze czystych, pozbawionych obleśnych robotników, miejsc. Ostatnimi czasy dziewczyna czuła się wręcz prześladowana. Do głupkowatego spojrzenia i do śliny kapiącej na podłogę innych osób, zaszczyconych jej uwagą, zdążyła się przyzwyczaić. Ale Mop ewidentnie narzucił im swoją niepożądaną obecność.
Sverre weszła na Wielką Salę. Pierwszy raz! W środku było pełno uczniów, którcyh nie znała nawet z widzenia, ale jakoś nie przerażało jej to. Jako, zeby była teraz w Ravenclaw'ie usiadła przy stole z niebieskimi zdobieniami. -Jesteś Emma, prawda?-powiedziała od razu do dziewczyny, którą widziała w pokoju współnym, bez wstępnych ceregieli. Chwyciła talerz i nałożyła sobie równiez makaron. Nie wyglądała na ani trochę speszoną, raczej na stałego bywalca. Poprawiłą włosy i rozejrzała się dookoła błyskając niebieskimi ślepiami. -Sverre, ale możesz mi mówić Sver, albo Sierra, jak wolisz-powiedziłą uprzejmie do dziewczyny obok, podając jej rękę. No, trzeba zrobić dobre pierwsze wrażenie!
- Cześć Sierra - uprzejmie uścisnęła dłoń dziewczyny. No cóż, ktoś się do niej odezwał. Wypadało podtrzymać rozmowę. - Jak ci minął dzień? - najżałośniejszy temat, ale, cóż trzeba stawiać małe kroczki.
-Mmm... Dobrze. Próbuję się odnaleźć, ta szkoła jest wielka, ludzi dużo, a ja nikogo nie znam!-powiedziała rozkładając ręce.- No, oprócz ciebie, naturalnie. Poskubała trochę makaronu przypatrując się uczniom. Na Merlina, niektórzy samym wyglądem odstraszają! -Więc, słyszałam, że szykuje się jakaś impreza... Kogoś tam. Na Wieży, chyba. Takie plotki słyszałam- nadawała niby niedbałym tonem.- Ale nie uważasz, że to dobry pomysł, żeby poznać parę osób, hm? Uśmiechnęła się do niej słodko.
- Ktoś z Gryffindoru ma urodziny. Zostałam zaproszona, ale nie lubię imprez. Ty jesteś tu od niedawna prawda? Widzisz, wcale z tobą nie jest tak źle, bo ja ciągle gdzieś błądzę. Ostatnio byłam w komnacie całej z lodu i gadałam z duchem. Najśmieszniejsze jest to, że ta komnata znajduje się w jedym z najmroczniejszych lochów, a ja miałam zamiar trafić do wierzy Ravenclawu. Taki mój los - dopowiedziała i uśmiechnęła się serdecznie.