Kiedy akurat żaden uczeń czy student nie potrzebuje pomocy, to właśnie tutaj czas spędza szkolna pielęgniarka. Pomieszczenie nie było zbyt duże, ale i nie było potrzeby na większe. Chociaż królowała biel, jak w całym skrzydle, to jednak było przytulniej. Uczniowie nie bywali tu zbyt często, ale zdecydowanie było to miejsce, gdzie w razie pilnej potrzeby można było szukać pomocy.
Nie mam czasu na zabawy w kotka i myszkę, nie lubię też wysyłać listów do uczniów ani studentów. Oczywiście, jeśli tylko są przystojni i liczą u mnie na coś więcej... istnieje taka możliwość. Ale jeśli są przeciętnej urody Ślizgonami (za którymi swoją drogą nigdy nie przepadałam) flirtującymi z nauczycielem, to sprawa wygląda inaczej. Zwłaszcza, jeśli tym nauczycielem okazuje się Severus de Montmorency, z którym i ja posiadam bliższe kontakty. Tylko ja jestem dojrzałą kobietą, która poszukuje szczęścia i która może to szczęście dać. Nie losowym szczeniakiem na chwilę, którego dorosły mężczyzna taki jak de Montmorency nie potrzebował w najmniejszym stopniu. Oczywiście... On sam o tym przedsięwzięciu nie wiedział, jednak z pewnością również miał przede mną tajemnice. I to dużo gorsze niż niewinne zwabienie Woodsa do swojego gabinetu. Miejmy tylko nadzieję, że dyrekcja się o tym nie dowie. Siedząc wygodnie w krześle znajdującym się przy oknie, rozmyślałam nad tym, czy Ślizgon rzeczywiście pojawi się w moim gabinecie. Byłam święcie przekonana, że stchórzy i kolokwialnie mówiąc - oleje mnie. Z nerwów zaczęłam porządki na biurku, które swoją drogą całe było w niewypełnionych papierach - ach, ta moja niekompetentna asystentka, tylko chłopcy jej w głowie - nucąc przy tym ulubiony utwór mugolskiego kompozytora. Wyciągnęłam czarny długopis z błękitnego kubka i zaczęłam uzupełniać to, czego nie zrobiła Lestrange, niecierpliwie wyczekując obecności Nathaniela Woodsa.
Woods zmierzał w stronę pokoju pielęgniarki, był lekko zdenerwowany. Czego ta kobieta mogła od niego chcieć? W końcu był zdrowy jak nigdy, a ‘rutynowe badania’ nie brzmiały zachęcająco. Brunet nie wiedział co ma sądzić o tej sytuacji. Może powinien pożegnać się z przyjaciółmi, albo spisać testament? Pani Flavia chyba nie należała do osób, które wysyłały listy do uczniów lub studentów. A Ślizgon raczej nie wierzył, ze robi to w celach towarzyskich. Zawsze kiedy ją widział, zdawało mu się że patrzyła na niego chłodno, jakby co najmniej coś jej zrobił. Ale on tej kobiety nie znał! W końcu udało mu się tam dojść, a było to wyzwanie, ponieważ około cztery razy zastanawiał się nad ucieczką. Ale jednak coś obiecał. Stanął przed drzwiami i wziął głęboki wdech, cicho zapukał i wszedł do środka. -Dzień Dobry- zwrócił się do kobiety, która siedziała z biurkiem, widocznie była zajęta jakimiś papierami. Już nie ma odwrotu, pomyślał brunet idąc w jej stronę. Usiadł na krześle, które znajdywało się po drugiej stronię blatu. -Rozumiem że nie zostałem tutaj wezwany, w sprawie badań- powiedział szybko Ślizgon, z kamienną twarzą. Przecież Flavia nie mogła zobaczyć, że w jakikolwiek sposób się denerwuje. Nerwowo zaczął stukać palcami o oparcie krzesła, a może jednak chodziło tylko o badania, a on niepotrzebnie się denerwował. -Mam nadzieję że nie zajmie nam to dużo czasu, trochę się śpieszę- oznajmił chłopak. Gówno prawda. Nigdzie się nie śpieszył, ale całkiem to spotkanie wydawało się być zbyt dziwnie, rozejrzał się po pomieszczeniu, w którym nie było nikogo innego oprócz nich. Świetnie.
- Och, witaj, Nathanielu - odparłam, gdy naprawdę fałszywie życzył mi dobrego dnia. Jakim cudem ten dzień miał być dobry? Oto w moim pięknym gabinecie, nie dość, że panował niedopuszczalny bałagan, to jeszcze znalazł się w nim kochanek Severusa! W końcu musiałam pokazać, jak jest naprawdę. Nie ulegało wątpliwości, że ta dwójka ma się ku sobie. A przynajmniej, że tak się tej dwójce zdaje, bo przecież... to nie mogło być nic więcej ze strony profesora transmutacji. Był na to zbyt odpowiedzialny, zbyt inteligentny i zbyt... de Montmorency. To nazwisko słynęło ze swojej tradycji, z przestrzegania zasad i dbania o rodzinę. - A jednak bystry z ciebie chłopak - stwierdziłam, odsuwając krzesło od biurka i wstając. Odgarnęłam jasny kosmyk za ucho, po czym poprawiłam robocze okulary na nosie, kierując swoje następne słowa w stronę Ślizgona - Masz rację - złożyłam ręce przed sobą, uśmiechając się jak najładniej potrafiłam. Może wyglądało to nieco przerażająco, ale byłam przekonana, że temu chłopakowi przyda się trochę niepewności. Nie myliłam się - z moich notatek wynikało, że niezłe z niego ziółko, i że niejednego posłał do skrzydła szpitalnego. Co ten Severus w nim widział? - Przykro mi, ale cokolwiek ważnego masz do zrobienia, będzie musiało poczekać - odparłam, wskazując chłopakowi miejsce na łóżku pod ścianą. Zdawało mi się, że zachowuję się jak matka, która karze niegrzeczne dziecko, co było co najmniej nieodpowiednie. Miałam dziwne przeczucie, że stanie się coś mało przyjemnego i to z mojego powodu. Przykre, ale w tych czasach kobieta musi walczyć o swoje. - Powiedz mi, co cię łączy z nauczycielem transmutacji? - zapytałam, ponownie siadając na krzesło, na którym siedziałam przed chwilą. Ściągnęłam okulary w cienkich, czarnych oprawkach z oczu, przekręcając się w stronę Nathaniela. Nie był ani urodziwy, ani brzydki, a jednak coś sprawiało, że w pewnym sensie czułam do niego obrzydzenie. Ciekawe co?
Ton jakim Flavia wymawiała jego imię, był przerażający. Głos pełen obrzydzenia jego sobą, cóż chyba naprawdę za nim nie przepadała. Dobra, zdarzyło mu się wysłać kilka osób do skrzydła szpitalnego, ale przynajmniej miała kobieta więcej roboty, może właśnie w tym problem. Bo niby co on jej zrobił, zawsze starał się być miły dla starszych. Może Flavia miała dzieci, a Woods niechcący albo chcący, coś im zrobił? -Też tak sądzę- oznajmił chłopak, choć blondynka użyła chyba sarkazmu. Zapewne nie sądziła że jest w jakimkolwiek stopniu mądry, a szkoda. Bo czasami miał przejawy inteligencji. Kiedy kobieta wstała z krzesła, na twarzy Natha malował się strach. Obserwował każdy jej ruch, jakby miała zamiar go zaatakować, jednak tego nie zrobiła. -Czyli sprawa jest poważna- zaśmiał się drwiąco chłopak, gdyby wezwał go dyrektor nie byłoby to nic dziwnego. Ale szkolna pielęgniarka? Chciała mu nawrzucać że nie łyka odpowiednich witaminek? Kto to wiedział? Ważne żeby nie zrobiła czegoś głupiego, co mogłoby zdenerwować bruneta, łatwo wyprowadza się go z równowagi. Wszystko było całkiem dobrze, właściwie nie miał czym się obawiać, bo co mogła zrobić mu pielęgniarka? Jak na dobre dziecko przystało, podreptał w stronę łóżka. Wygodnie na nim usiadł, krzyżując ręce na klatce piersiowej. Nagle kobieta wypowiedziała jedno zdanie, które naprawdę nim wstrząsnęło. Wiedziała. Tysiące myśli przechodziło przez jego głowę, co ma do jasnej cholery powiedzieć, żeby nie wkopać i siebie i Severusa? Mimo tego że jego serce łomotało jak oszalałe, jego twarz nawet nie drgnęła. -A co do kur… Przepraszam. Co ma mnie łączyć z nauczycielem transmutacji?- zapytał wykrzywiając swoje usta, chyba miało to przypominać uśmiech. Woods wpatrzył się w kobietę, jakby chciał ją co najmniej zamordować. Nikt miał się o tym nie dowiedzieć ,a tu proszę. Coś nie wyszło. Na jego twarzy zagościł grymas złości, jeśli ta kobieta powiedziałaby komukolwiek… Nie, lepiej nie myśleć, co zrobiłby Nath.
Ton? Jaki ton? Przecież w całej tej sytuacji najzabawniejsze było to, że starałam się nie denerwować, mówić spokojnie i wyraźnie, żeby student domu węża wszystko zrozumiał jak najlepiej, bez żadnych niedomówień. W końcu… przecież można było mnie źle zinterpretować. Przyznam, że zapraszanie ucznia do gabinetu samo w sobie mogło być nieco dziwne i niespotykane, jednak dlaczego nie skorzystać z przywilejów pracy w szkole? - Rozumiem, że jesteś także pewny siebie... – zmarszczyłam brwi, wskazując dwie pigułki leżące na tacy, która znajdowała się na małej szafce obok miejsca spoczynku Woodsa tuż przy szklance wody. Nie miałam zamiaru robić mu nic złego, to tylko niewinne lekarstwa, które utrudniłyby mu kłamstwo. Byłam jednak przekonana, że nie posłucha mojego polecenia i je zignoruje - To dla ciebie, na ból gardła - powiedziałam z zadowoleniem, wskazując dłonią tabletki – Może jeszcze nie wystąpił, ale biorąc pod uwagę… W każdym razie jestem pielęgniarką, uwierz, znam się na tym – przerwałam, uważając słowa, które zamierzałam powiedzieć za nieodpowiednie. Kiedy zakończyłam swoją wypowiedź, odłożyłam długopis, który przez cały czas miałam w dłoni. Ach, czasami naprawdę miewam problemy z pamięcią. Ale rzadko. - Skoro zauważyłeś, że jest poważna, to dlaczego robisz z siebie idiotę? – spytałam, unosząc brwi i uśmiechając się niemiło. Dlaczego ten Ślizgom zmuszał mnie do bycia jedną z tych złośliwych kobiet? Przecież zwykle jestem miła. Przez cały czas rozmowy z dziewiętnastolatkiem miałam na twarzy raz uśmiech, raz grymas, a moje oczy wciąż wyrażały głębokie niezadowolenie. - Hm, no nie wiem, co mogłoby cię łączyć z tym panem de Montmorency... - westchnęłam, teatralnie wywracając oczami. Byłam znudzona śmiesznym zachowaniem tego chłopca. Czy on myślał, że w ten sposób komuś zaimponuje? Jeśli tak - był w błędzie. Przecież nie było tu ani jego kolegów, ani kochanka, więc w czym problem? Może odczuwał potrzebę pokazania, jak to on wszystkiego nie bierze do siebie? Jaki nie jest zabawny, jak to go nie tyka? A jednak... Trafiłam w czuły punkt. Punkt, który był ponad trzydziestoletnim nauczycielem transmutacji i (poniekąd) moim partnerem - Na pewno nie uczęszczasz na jego wszystkie możliwe zajęcia, żeby - znów nabrałam powietrza w usta, tym razem przymykając oczy - być przez niego posuwanym, prawda? - otworzyłam je, gdy już skończyłam mówić. Miałam nadzieję, że nie przestraszyłam go aż tak, i że nie pobiegnie ze skargą do dyrektora. Właściwie... Po co miałby to robić? Dobrze wiedział, że skazałby swojego ukochanego na niekrótki pobyt w więzieniu, czego oboje byśmy nie chcieli. Z niecierpliwością czekałam na kolejny ruch Nathaniela, ale ostatecznie wiedziałam, że już wygrałam. Bo to ja miałam serce Severusa.
Najchętniej by wyszedł, uciekł stamtąd jak najszybciej się dało. Ale nie, bo Woods oczywiście musiał robić z siebie kretyna, w tym wsypując i siebie i Severusa. Właściwe mógł wyjść, więc czemu do jasnej cholery został? Sam do końca nie wiedział co Flavia może zrobić, najwyraźniej ona także znała jego kochanka, świetnie. -Jestem- oparł od razu i popatrzył na dwie tabletki, czy ona na serio myślała że Nath je weźmie- Proszę Pani, czuję się znakomicie a gardełko mnie jeszcze nie boli, aczkolwiek bardzo dziękuje, za tę propozycje- powiedział przesłodzonym głosem brunet, bo niby co miał zrobić? Niczego się od niej nie tknie, zważając na całą sytuację. Jeszcze by go to babsko otruć chciało. Badał ją wzrokiem, jedno niewłaściwe słowo a Woods opuści gabinet, więcej się w nim nie pojawiając. -Chyba uraziła Pani, moją biedną i skromną duszę- oznajmiła poważnie Nathaniel uśmiechając się szyderczo, to prawda zawsze zachowywał się jak pięciolatek, ale co na to poradzić? Taka już jego natura. Poza tym on i bycie poważnym? Nie. Czemu ta sytuacja tak szybko się zmieniła, było miło, podgryzali sobie a ta kobieta zeszła na temat Severusa. Trafiając w najczulszy punkt bruneta, mimo tego co czuł w środku nadal patrzył na nią drwiąco, wiedziała dokładnie wszystko więc co jej miał powiedzieć: Też sypiam z własnym nauczycielem, a no i mam z nim romans od jakiegoś roku! Genialnie. -Ha, więc o to chodziło. Wydaję mi się że to z kim sypiam, jest tylko moją sprawą. A żadna pielęgniarka, nie będzie mi mówić co mam robić. Choć nie chodzi o to, pewnie ma Pani gdzieś z kim ląduję w sypialni- powiedział Woods wstając z łóżka, podszedł bliżej okna i skrzyżował ręce na klatce piersiowej- Więc o co chodzi? Czyżby była Pani zazdrosna o Profesora Severusa? Jeśli tak, to czemu ja znajduję się w tym gabinecie, a nie on?- zapytał słodko chłopak, obracając się do niej. Żadna baba nie będzie mu rujnować związku. -Ma Pani jeszcze jakieś oskarżenia, lub pytania?- kolejne pytanie wypadło z jego ust, ociekający jadem głos, pierwsza oznaka zdenerwowania Ślizgona. Trzeba było przyznać, że chyba nikt nie potrafił wyprowadzić go z równowagi, w tak krótkim czasie.
Niech wychodzi, nie potrzebowałam u siebie rozwydrzonych bachorów, którzy nie wiedzą, czego chcą i czego im potrzeba... A jednak musiałam dokończyć to, co zaczęłam. Żeby wszystko wyjaśnić, żeby nie było już więcej głupich uśmieszków na korytarzu ani innych tego typu sytuacji, żebym mogła żyć w spokoju z Severusem. Choć właściwie trzeba było przyznać, że dziewiętnastolatek ma rację. Dlaczego to nie de Montmorency został wezwany do gabinetu? Nim też się zajmę, ale to później. - Właśnie, jeszcze - stwierdziłam, skrzywiając pomalowane na czerwono usta w pięknym, odsłaniającym część zębów uśmiechu - Jednak mimo to, nalegam... Chyba nie chcesz, abym w przyszłości zatruwała ci życie, Nathanielu? - zakładając nogę na nogę uniknęłam sytuacji, w której mógłby zajrzeć pod moją dobrze dopasowaną, ciemnoniebieską sukienkę. Nie twierdzę, że by chciał, jednak przezorny zawsze ubezpieczony. Z żałością spojrzałam w jego ciemnobrązowe oczy, w których wręcz niemożliwym było się zakochać, wzdychając i przenosząc wzrok na tackę z lekami. - Jest to tylko twoja sprawa do czasu, w którym dowie się o tym grono pedagogiczne... - zaczęłam, przemieszczając krzesło tak, że w tej chwili byłam przodem do biurka, zamykając oczy, na chwilę uniosłam brwi, tym samym prezentując swoją dezaprobatę - Może nie jesteś świadomy, ale w tej chwili moim przykrym obowiązkiem jest powiadomienie dyrektora Hampsona o zaistniałej sytuacji - znów sięgnęłam po długopis, tym razem zaczynając pisać na kartce. Gra, jedna wielka gra. Mogłam go o tym powiadomić, mogłam być naprawdę wredna i to zrobić. Ale czy chciałam? Czy to leżało w moim interesie? Zostawiłam te pytania dla Woodsa, niech kochanieńki sam na nie odpowie. - Zazdrosna? Ja się o ciebie i o pana psora troszczę - gdy skończyłam pisać, odłożyłam długopis na bok, oblizując kopertę, do której włożyłam treść listu. Tak. Napisałam właśnie list do Garetha, w którym było wszystko. A właściwie to tylko plotka. Ale czy szkoła mogła pozwolić sobie na pogłoski tego typu? To raczej nie sprzyjałoby reputacji Hogwartu... - Właśnie, Nathanielu Woods, masz jakieś oskarżenia? Lub pytania?
Woods był idiotą, czy nie mógł zakochać się w kimś innym? Jakiejś ładnej studentce albo studencie, byłoby o wiele prościej. A teraz wredna pielęgniarka wciskała mu jakieś tabletki, grożąc że grono pedagogiczne dowie się o wszystkim, świetne. -Jak na razie zatruwanie mojego życia, naprawdę dobrze Pani idzie, aczkolwiek wezmę te tabletki, jako że potrafi Pani strasznie marudzić- oznajmił Woods wlokąc się w stronę szafki, na której były lekarstwa. Coś było nie tak, raczej nie martwiła się o jego gardło, skoro praktycznie mu groziła powiadomieniem dyrektora, o całej sytuacji. Wziął obydwie tabletki i przepił wodą. -Rozumiem co jest Pani obowiązkiem, ja jestem spokojną osobą, więc śmiało proszę go zawiadomić. Jednak nie jestem pewien jak zareaguje na to profesor Severus, nawet nie wiem jaka relacja go z Panią łączy, ale z tego co widzę bardziej ciekawa niż myślałem. Więc czy chce Pani poznać jego gorszą stronę? Naprawdę będzie warto? Tylko dlatego żeby pozbyć się mnie?- zapytał ze słodkim uśmieszkiem na twarzy. Ryzykował i to bardzo. Jeśli miał rację, a Flavia po prostu była zazdrosna, nie wysłała by listu. Nie chciałaby psuć relacji z Severusem. A jeśli dowiedziała się przez przypadek i sama postanowiła się tym zająć? Wtedy oboje będą mieli przejebane. -Tak, właściwie to tak. Jeszcze raz zapytam, czemu to właśnie ja tu siedzę, a nie profesor Severus?- zapytał brunet, w końcu to chyba z nim powinna rozmawiać. Ale głupia nie była, ba, była naprawdę sprytna wiedziała czego chce. Dlatego wolała zaprosić Natha, był słabszym ogniwem, wiedziała że prędzej on ich w kopie. Ale właściwie czemu to robiła? Hey, żyli sobie spokojnie a tu jakieś wredne babsko im się do życia wpycha. Coś musiało być na rzeczy, zresztą kobieta musiała wiedzieć, że Ślizgon zaraz po wyjściu z gabinetu poleci pisać list, nie mógł tak tego zostawić. Bo co najlepiej zrobić? Poskarżyć się Severusowi, niech on się ty zajmie! Nawet nie chciał myśleć co by się stało, gdyby dowiedział się o tym dyrektor a i oczywiście połowa szkoły, w tym Rowena córka jego kochanka… Wpakowałeś się w niezłe bagno Nath.
- Miałeś chyba na myśli odtruwanie, słoneczko - stwierdziłam, kiedy chłopiec okazał się pyskaty do bólu. Nie miałam ochoty na słuchanie jego śmiesznych drwin ani niczego podobnego, choć przez chwilę chciałam poczuć się, jakbym to ja przejmowała władzę. Właściwie to w pewien sposób kontrolowałam to, co robił Woods. Wiedziałam o czymś, o czym nie wiedział nikt inny, za co i on, i nauczyciel mogli ponieść konsekwencje. Dlatego mogłam pozwolić sobie na niewielkie tortury z użyciem własnego gabinetu, głosu i z pomocą tabletek wywołujących chęć mówienia prawdy. - Nie uważasz, że jesteś nieco bezczelny? Nie zmuszaj mnie do odjęcia punktów twojemu domowi - zagroziłam, kiedy po raz kolejny zdobył się na obrażanie mojej osoby. Może nie byłam stara, ale dorosła, dlatego nie miałam zamiaru pozwalać gówniarzowi na takie traktowanie. Ja, marudzę? Wolne żarty. Miałam ochotę zaprezentować mu, jak wygląda prawdziwe marudzenie, jednak byłam tak miła i nie zrobiłam tego. Wstałam z krzesła i zgrabnie stukając obcasami, pokonałam przestrzeń między nami. Spojrzałam Ślizgonowi głęboko w oczy... Bał się. Prawidłowo, miał czego. - Jeszcze raz odpowiem. Troszczę się o ciebie - stwierdziłam, uśmiechając się szyderczo. Nie był to jeden z wyrazów twarzy, który mówił, że może ze mną pogrywać. Wiedziałam czego chcę i co muszę zrobić, by to otrzymać. Chciałam Severusa. A ten bachor stał nam na drodze do szczęścia. Nie mogłam pozwolić, by wszystko zepsuł - Ile razy robiłeś mu loda? - spytałam, stojąc nad nim i unosząc jedną z brwi. Nie zdziwiłabym się, gdyby zdarzyło się to kilka razy i odrażający był fakt, że właściwie... Oboje zadowalaliśmy pana de Montmorency. Na szczęście chłopak jednak nic nie podejrzewał, a przynajmniej nie znał wszystkich szczegółów. Nikt nie znał. Po dorosłych nie widać z kim sypiają, w przeciwieństwie do niedoświadczonych studentów.
To prawda, po dorosłych nie widać z kim się kochają, ale za to doskonale widać, kiedy mają na to ochotę. A tego dnia Severus od rana nie mógł myśleć o niczym innym jak o swojej słodkiej Flavii. Była młoda, to prawda - ale nie zauważyliście, że pan de Montmorency preferuje znacznie młodsze kobiety? I nie tylko płeć piękną, ponieważ dotyczyło to również mężczyzn, a o skutkach takich upodobań Severus miał się za chwilę przekonać. To była normalna rzecz, od dawna postępowali w ten sposób. Severus wchodził bez pukania do gabinetu pielęgniarki i albo przepraszał za najście, kiedy był tam pacjent i czekał na swoją kolej za drzwiami, albo zatrzaskiwał je za sobą i brał Flavię na jej biurku. Teraz też miał na to wielką ochotę, więc już na schodach, które zaprowadziły go grzecznie na pierwsze piętro, zaczął rozsupływać krawat. Dzisiaj wyjątkowo ubrał się całkiem porządnie, a elegancki strój dodawał mu uroku. Z resztą kiedy on nie był uroczy? Może czasem chłodny, może lekko nieokrzesany, bywa i brutalny - ale wrodzonej charyzmy i tego magicznego czegoś, co przyciąga do niego ludzi, nikt mu nie odmówi. A niechby kto spróbował! Ostatni zakręt na korytarzu i Severus prawie zniszczył drzwi do gabinetu Flavii. Z zadziornym uśmiechem, błyszczącymi oczami i nieco poszarpaną koszulą wyglądał seksownie, ale i nieco niebezpiecznie. Flavia lubiła go w takim wydaniu i on dobrze o tym wiedział. Zauważył jednak wypięty tyłek przyszłej pani de Montmorency pochylającej się właśnie nad Woodsem i serducho podeszło mu do gardła. Kurwa. Kurwa. Kurwa. Co ten mały idiota już jej powiedział? To tylko student, kurwa. Oj, stary, masz przesrane. Ale nie, zaraz. Spokojnie. Niczego nie możesz być pewnym, może po prostu jest chory i przyszedł do pielęgniarki. Severus nawet nie opowiadał mu o relacjach łączących go z piękną Flavią, więc w porządku. A ona? Chyba nie jest na tyle wścibska, żeby zacząć węszyć o częstych wizytach Nejta w jego gabinecie, prawda? -Dzień dobry, Woods. -Severus nawet na niego nie spojrzał. Wzrok skierował na Flavię, która już zdążyła się wyprostować. -Flavio... -Mruknął cicho, podchodząc do niej. Na powitanie położył ciepłą dłoń na jej policzku, po czym przesunął go na kark kobiety. Pocałował ją żarliwie, tak okropnie stęskniony. Potrzebował jej. Albo po prostu chciał pomóc Nathanielowi zwiać. Ciepłe usta i język Severusa przez jakiś czas operowały zgrabnie przy wargach Finocchiaro, a jedna ręka powędrowała ukradkiem na jej tyłek. Zacisnął delikatnie palce. Kurwa. Z przymkniętymi oczami przesunął wargi na policzek i brodę Flavii, skubnął jej szyję. Idź stąd, Woods. Mimo, że trudno mu było się kontrolować, niechętnie oderwał się od Flavii i nieco zamglony wzrok przeniósł na siedzącego na łóżku Nathaniela. -Flavio, mam nadzieję, że możesz już zwolnić pacjenta. -Wymruczał jej cicho do ucha, uprzednio odgarniając długie włosy kobiety na jej zgrabne plecy. Tak, te włosy zdecydowanie były jedną z rzeczy, które Severus w niej uwielbiał. A jak dobrze się za nie ciągnęło!
-Jasne- odpowiedział sarkastycznie, czemu ta kobieta musiała go aż tak denerwować? Jak zwykle przewrócił oczami, zawsze to robił kiedy ktoś truł mu dupę. Chciał uciec, Flavia wiedziała wszystko. Znała jego malutki sekrecik, przez który mogły stać się naprawdę złe rzeczy. Unikał jej wzroku jak ognia, po czym można było dostrzec wszystko co skrywał w sobie Woods? Po oczach. Więc pewnie domyśliła się jak bardzo się bał. -Oczywiście proszę Pani- znowu ten sam jadowity ton, jeszcze nikt nigdy go tak nie zdenerwował. Niech Flavia się cieszy że nie jest facetem, bo nie ręczył by za siebie. Wpatrywał się w podłogę, kiedy usłyszał obcasy stukające o posadzkę, powoli przeniósł wzrok na zbliżającą się kobietę. Bardziej się wyprostował, tak, czuł się zagrożony. Kiedy z jej ust padło pytanie, o mało się nie roześmiał, czy ona serio była tak głupia, żeby o to pytać? Zaśmiał się cicho obracając głowę w drugą stronę. Kiedy miał odpowiedzieć, drzwi do gabinetu otworzyły się z hukiem. Może ktoś chciał go uratować!? Prawie odetchnął… A potem usłyszał TEN głos. Czuł jakby jego serce na chwilę się zatrzymało. Jak najwolniej się dało podniósł, wzrok na mężczyznę. Severus. Świetnie. -Dobry- mruknął prawie niesłyszalnie chłopak, oczywiście zaczął szybciej oddychać i modlił się żeby Flavia nie zauważyła. Czemu do jasnej cholery to właśnie on musiał się tam pojawić. Był osobą, której Woods nie chciał oglądać tego dnia. To było jego winą! Zakochał się w nim, oczywiście przez to miał tysiące problemów. Bo kto normalny sypia z własnym nauczycielem! Kiedy Severus pocałował kobietę, coś ukuło go w sercu. Jasne że był zazdrosny, właściwe nie był w związku z profesorem. Po prostu sobie romansowali, ale to właśnie on wolałby być na miejscu blondynki. -Oczywiście już sobie pójdę. Do widzenia- powiedział przez zaciśnięte zęby i szybko zszedł z łóżka. Miał dość, zdecydowanie za dużo jak na jeden dzień. Świetnie teraz Flavia mogła poczuć że wygrała, a ten dzieciak toczył się do dormitorium cały blady i wkurwiony. Mijając słodką parkę nawet na nich nie spojrzał, czemu aż tak bolał go widok Severusa i innej kobiety? Oczywiście trzasnął drzwiami i w pośpiechu wyszedł na korytarz. -Kurwa- mruknął pod nosem, miał ochotę coś rozwalić. Albo się napić, tak to dobry pomysł. Czemu musiał być takim pieprzonym idiotą? Pewnie będą się świetnie bawić, pomyślał i opuścił korytarz w najgorszym z możliwych humorów.
Właśnie miałam pokazać Woodsowi, gdzie jego miejsce, gdy zza pleców usłyszałam donośne trzaśnięcie drzwiami. Przestraszona wyprostowałam się niemalże natychmiast, spoglądając na nieproszonego gościa. A może proszonego? Jeszcze tylko jego tu brakowało. Nie dość, że przez jego zdrady i kłamstwa musiałam przesłuchiwać biednego Ślizgona, to jeszcze bezceremonialnie wparowuje do mojego miejsca pracy? I co? Myślał, że jeśli wygląda jak młody Merlin, to rzucę się na niego jak dzika? Niewiele mijał się z prawdą, ale miałam zamiar powstrzymać się od zerwania z niego i koszuli, i krawatu, i wszystkiego co miał na sobie. - Severus? - spytałam, gdy niespodziewanie podszedł do mnie i rozpoczynając naprawdę namiętny pocałunek. Kiedy indziej nie pogardziłabym takim nagłym wyrażaniem uczuć, jednak ze szczeniakiem w gabinecie... Niespecjalnie miałam ochotę na pieszczoty. Kładąc rękę na jego klatce piersiowe, delikatnie go odepchnęłam, dokładnie badając jego oczy. - Właściwie, to możesz już iść, Nathanielu - rzuciłam, gdy młodzieniec opuszczał mój gabinet. Czy on myślał, że może równać się z kobietą? Ostatecznie ja miałam cycki, a cycki mają przewagę. Ale to nie był koniec i oboje dobrze o tym wiedzieliśmy. Dlaczego de Montmorency wszystko psuł? Oczywiście, przyjemnie było oglądać pogrążonego Woodsa, ale i tak czekała nas dosyć poważna rozmowa. Czy on to zrobił specjalnie? Może miał jakieś wtyki? Albo ten przeklęty dziewiętnastolatek wysłał mu sowę, gdy nie patrzyłam? Wykluczone. Od razu zauważyłam, czego chciał. Mnie. Z taką tęsknotą i pożądaniem dotykał mojego karku, włosów, pośladków - Do zobaczenia. Gdy drzwi zamknęły się za zaproszonym przeze mnie studentem, stałam w miejscu, poddając się przeszywającemu urokowi Severusa. Był taki szarmancki, cholernie przystojny, dziki, spragniony... Chciałam mu dać to, czego chciał, a jednocześnie sprawić, żeby pragnął tego bardziej, żeby błagał o namiastkę widoku mojego ciała. Postawiłam krok naprzód, tym samym zwiększając minimalnie dystans między nami. - Myślisz, że jestem głupia? - spytałam, poprawiając włosy tak, że były teraz na poprzednim miejscu. Miałam ochotę mu przyłożyć, wydrzeć się na niego, znienawidzić... Ale nie mogłam. W końcu ja też miałam przed nim swoje tajemnice. Może nie zdradzałam go z pierwszym lepszym uczniem, ale... prawda byłaby dla niego bardziej bolesna niż to - Wytłumaczysz mi, dlaczego pieprzyłeś się z nastolatkiem? - zadałam pytanie, wciąż stojąc do niego tyłem. Gdy się obróciłam, zamrugałam kilka razy i założyłam ręce na piersi - Czy to nie jest moja sprawa?
Wbiegła do pokoju pielęgniarki nawet nie zamykając za sobą drzwi. Cały czas w je głowie kotłowały się myśli odnośnie Lucasa i Jaya. Miała nadzieję, że go nie zabije i zdąży sprowadzić Norę gdziekolwiek mieli by się znajdować. Co też ona najlepszego zrobiła. Otóż powiem wam. Rozpętała istne piekło. Miała tylko nadzieję, że szybko nad nim zapanuje zanim ucierpi ktoś jeszcze. Łapiąc łapczywie powietrze spojrzała na zdezorientowaną Norę. Przez parę sekund nie mogła złapała powietrza, a tym bardziej cokolwiek powiedzieć. - Błagam... pani...panią. Musi... musi iść... pani ze ...ze mną. - kaszlnęła parę razy. Matko, nigdy więcej nie będzie mówić po biegu. To gorsze niż sam bieg - On.. On go zabi... zabije. - możliwe, że przesadziła z tym zabijaniem ale w tej chwili czuła, że Lucas jest do tego zdolny.
Nora spokojnie przeglądała dokumenty medyczne, a jej pacjenci leżeli sobie (równie spokojnie) w części szpitalnej. Trochę się przestraszyła, kiedy do jej gabinetu wpadła dziewczyna. Powinna się już dawno do tego przyzwyczaić! Od razu było widać, że coś się stało, jeszcze nim ta wydała z siebie jakiekolwiek słowo. Nora podniosła się z krzesła, sprawdziła czy ma różdżkę i parę najbardziej potrzebny w zwyczajnych sytuacjach eliksirów. - Zaprowadź mnie tam - rzekła do przybyłej. Zdawała sobie sprawę, że uczniowie mają czasem tendencje do przesadzania... ale nie zawsze. A "on go zabije" brzmiało całkiem poważnie.
Lilith podążyła za panną Black prawie natychmiast. Czyli jednak mogła coś zrobić. Chociaż teraz mogła w jakiś sposób zaradzić. Bez słowa szła za nią i nawet nie spostrzegła się kiedy została sama w jej gabinecie wraz z chłopakiem. Dziewczyna wlepiła oczy w zahipnotyzowanego Jaya, który nie miał prawa kontaktować z rzeczywistością. Usiadła obok niego. Nie była w stanie oderwać od niego wzroku, lecz z drugiej strony miała świadomość, że jeżeli teraz miałaby z nim rozmawiać najpewniej uciekłaby gdzie pieprz rośnie. Ten strach, który ją opanował. Stała bezczynnie i wpatrywała się w to co się przed nią dzieje. Cholerna bezsilność. Gryffonka wyciągnęła w jego stronę rękę i pogłaskała go po policzku. Będzie dobrze… musi być, prawda? – pomyślała. Czuła się tak bardzo źle w całej tej sytuacji, nie była w stanie nic zrobić, gdyby tylko mogła to zamknęłaby się w sobie, ale... to nie ona tutaj jest poszkodowana, więc powinna wziąć się w garść, tak jak zawsze wyzbyć się tych uczuć i przestać zachowywać się jak ofiara. - Przepraszam - po tej jednej myśli pochyliła się nad nim i złożyła na jego ustach krótki pocałunek. Nikt nie mógł być tego świadkiem. Ona wyprostowała się i odwróciła twarz w stronę drzwi. Panno Blanc, gdzie pani się podziewa?
Nie wiedział jak długo był nieprzytomny, ale kiedy otworzył oczy pierwsze co, to poczuł ogromny ból. Chwilę później jakby ulgę spowodowaną pierwszą pomocą pielęgniarki. Nie potrafił otworzyć oczu. Czuł natomiast, że ktoś jest obok niego. Jakimś cudem jego ręka przesunęła się i opadła na kolano gryfonki. Nie był do końca świadomy tego co robi. Właściwie, to wydawało się, że jest jeszcze gdzieś w krainie snów. Albo lepiej. Gdzieś pomiędzy snem a przebudzeniem. I może powinien tam zostać póki nie wydobrzeje. Taka Sectusempra to poważne zaklęcie. Na pewno Lucas dostanie za swoje i nie będzie to ani miłe ani przyjemne. Powinien zostać wyrzucony ze szkoły! Kuźwa. Nie powinien podrywać kobiet, które już kogoś mają. Zdecydowanie nie powinien. Jego powieki powoli zaczęły się podnosić. Zobaczył światło, rozmazany obraz. Potem znowu ciemność. Najwyraźniej trochę tu poleży i nawet nie będzie wiedział kto i co z nim robi.
Kiedy poczuła rękę na swoim kolanie, odwróciła się w stronę chłopaka z nadzieją. Obudził się? Oczywiście, że nie. Przecież to było niemożliwe, żeby w takim stanie, odczuwając taki ból obudzić się tak po prostu. Uśmiechnęła się delikatnie do samej siebie i splotła ich dłonie nie odrywając od niego już spojrzenia. Chciałaby być przy nim kiedy się obudzi, ale nie pozwolą jej tutaj zostać zbyt długo. Teraz przydała się tylko po to, by pomóc pani Blanc, pilnować, by nie stało się z nim coś gorszego. Oprócz tego… chyba nie była na tyle odważna, by spojrzeć mu w oczy po tym wszystkim. Nie była w stanie mu pomóc, tylko stała i przyglądała się. Oczywiście krzyczała też… musiała być niesamowicie nieznośna w tym momencie. Westchnęła pod nosem i pogłaskała go po głowie. Oczekiwała jeszcze jakiś czas na pielęgniarkę, a kiedy tylko ta się pojawiła, spojrzała na gryffona niepewnie. Był w dobry rękach, dlatego nie powinna się zbytnio o niego martwić. Tutaj poskładają go do kupy, będzie taki jak wcześniej… może wrócą do uczenia Jessi pływania… Oriana... Odwróciła wzrok od niego i odłożyła jego dłoń na bok wstając w końcu z miejsca. Ślizgonka była bardzo śliczną kobietą, któż by się dziwił, że chłopak i ona… jedynie w tym wszystkim szkoda jej było Lucasa. Był taki szczęśliwy i… dlaczego to jest takie niewygodne? Myślenie o tej całej sytuacji. Lilith postanowiła dostosować się do polecenia kobiety i zdrzemnąć się trochę w dormitorium.
Dziewczyna weszła do gabinetu razem z Norbertem tak, jak kazała Nora. Mieli tu na nią poczekać. Przez całą drogę się nie odzywała. Dopiero gdy weszli do tego pomieszczenia spojrzała na niego i... Bez chwili zawahania strzeliła mu po prostu w twarz. Z otwartej ręki w policzek. Na tyle mocno, że podźwięk aż rozszedł się po gabinecie. Widać było, że naprawdę jest wściekła. - Co to miało być?! Na prawdę nie mogłeś się opanować?! - Krzyknęła wpatrując się w niego wzrokiem pełnym złości. Nie odpowiadało jej to, że w ogóle zaczęli się bić. Nie mieli powodu. Nie pasował jej fakt, że robił wszystko po to, by jak najbardziej skrzywdzić Edwarda. Nie chciała tego. Zdecydowanie nie chciała by doszło do czegoś takiego! - Czy wy do cholery jasnej macie za dużo testosteronu? Ja rozumiem, że Ed Cię zaczepił, ale... Cholera. Nie mogłeś być mądrzejszy i po prostu dać spokój?! - Kontynuowała wciąż nie odrywając od niego spojrzenia. Miała ochotę teraz zaraz przemienić się w wilkołaka i rozszarpać go na milion drobnych kawałeczków. Szkoda, że mogła to robić tylko w trakcie pełni. Wydała z siebie poirytowane prychnięcie i odwróciła do niego tyłem. Spoglądała przed siebie przez chwilę po czym westchnęła. - Ed jest w stosunku do mnie zaborczy i też przegiął... Ale to moja wina. Mogłam się zastanowić dwa razy zanim zgodziłam się na te nasze tańce. Tylko nie rozumiem... Po co mnie pocałowałeś? - To powiedziała już spokojniej i odwróciła twarz w jego stronę. Wciąż wydawała się zagniewana, jednak na jej buzię wypłynęły takie uczucia jak choćby zmartwienie, które wykazała również w następnym wypowiedzianym przez siebie zdaniu – Boli Cię coś? - Zagaiła robiąc krok do tyłu i opierając się plecami o ścianę. Zerknęła w stronę drzwi. Ciekawe jak wiele czasu pielęgniarka spędzi na zajmowaniu się Edem. Czy go odwiedzi? W żadnym wypadku. Nie miała zamiaru na niego patrzeć. I na puchona przed nią tez jak na razie nie miała ochoty.
Biednemu Edziowi chyba coś się pomyliło jeśli uważał ich walkę taką co to miała być honorowym pojedynkiem. Do tego potrzebne było dwóch honorowych osobników, a nie zrzucać wszystkiego na jedną osobę. On dawał mu dwie szanse, bardzo chciał załatwić to tak jak należy, ale gryfon nie chciał współpracować. Sam wybrał rodzaj walki, sam wybrał moment jej zaczęcia i sam wybrał styl tego mordobicia. W końcu kto tam pierwszy kopnął? Więc Norbert przerzucił swój styl z boksu do którego w końcu się ustawił unosząc wysoko gardę i spodziewając się jedynie ataków ręką. To on postanowił wmieszać do tego nogi, więc on się jedynie dostosował. Przez co z boksu przeszedł do walki ulicznej. Tam nie obowiązywały żadne reguły. Więc Puchon korzystał z niedoświadczenia jakim wykazał się @Edward Harper. W końcu zaprzestał też walki kiedy to tamten przyjął na twarz jego uderzenie nogą. Nie leżał na ziemi, podnosił się, więc to oznaczało, że kontynuował walkę. A przeciwnika było trzeba wyeliminować. Walka się skończyła a on odsunął się od gryfona, od razu doskoczyła do niego Vitti i brat chłopaka bojąc się, że on dalej będzie chciał go masakrować. No i co gorsze pojawiła się tam Nora. Tak, to zdecydowanie było w tym najgorsze. Przez co on już nie czuł nic do Edwarda, za to zaczął mieć jakieś pretensje do tej kobiety. Dlaczego w tej szkole nigdy nie pozwolą zakończyć czegoś tak jak należy? Chcą niby ich uczyć, a nie pozwalają na to by w końcu dorośli i traktują ich jak dzieci. Rzucając im jakieś śmieszne szlabany - serio. Może jeszcze go wyślą do swojego pokoju by stał w kącie i przemyślał swoje zachowanie? Bardzo dokładnie miał je przemyślane i co najwyżej to kobieta powinna zastanowić się nad tym, że wpiernicza się w czyjeś życie z buciorami. To jest niby normalne? Właśnie tego chcą ich nauczyć w tej szkole? Bardzo odpowiedzialnie w takim razie, nie ma co! Szedł za Vitti milcząc razem z nią. Sam musiał się uspokoić i trochę ochłonąć. Był w końcu Wściekłym Borsukiem, co może po tej akcji będzie bardziej uznawane za prawdę? Kiedy to stanęli przed drzwiami wszedł zaraz po dziewczynie i ledwo co zdążył zamknąć drzwi to poczuł jak głowa odwraca się w drugą stronę, pieczenie policzka i powietrze przecięło głośne plasknięcie. Spojrzał smutny na dziewczynę. Należało mu się, był tego pewny i swoją drogą to przygotowany na jej złość, którą musiała z siebie wylać. Więc zaplótł jedynie ręce za plecami pozwalając jej mieć całkowity dostęp do jego ciała. Uderzyła jednak tylko raz. Powodując, że teraz z drugiej strony pojawiło się wielkie ukrwienie policzka i odciśnięta na nim dłoń dziewczyny. Wysłuchał powodu dla, którego do uderzyła i nie zdejmował już z niej wzroku. - Na prawdę myślisz, że to dlatego, że mnie uderzył?- Zapytał się robiąc zaskoczoną minę. - Potrzeba znacznie więcej by mnie sprowokować. Chciałem wyjść by nie psuć nikomu zabawy, ale on nie wytrzymał. - Dodał jakby chcąc się usprawiedliwić. - Ale chciałbym abyś wiedziała, że nikt nie ma prawa nazywać Cię rzeczą, czyjąś własnością. Nie potrafię tego zignorować Vitti i jeśli będzie trzeba to będę się z nim bić tak długo, aż mu tych słów nie wybiję z tego durnego łba. - Powiedział prawdziwy powód i podszedł pomału do dziewczyny i chyba zamierzał wyciągnąć do niej dłoń, ale po jej słowach cofnął rękę i spuścił głowę. - A więc żałujesz, że w ogóle tańczyliśmy? - wyszeptał, choć sam nie miał pojęcia dlaczego tak bardzo nie mógł wymówić tych słów. - Ja... Nie wiem. Może to przez alkohol - Tak... najlepiej wszystko zwalić na alkohol...- A może widząc was czułem się bardzo zazdrosny? Ale kiedy to już się zbliżyliśmy to ja nie mogłem się powstrzymać. - odpowiedział dziewczynie przez moment patrząc się na nią wielkimi oczyma. Aż zdał sobie z czegoś świadomość przez co ponownie wbił oczy w podłogę. - Przepraszam. Masz rację, uważałem, że to Edward zachował się jak ostatni śmieć, ale sam nie byłem lepszy zmuszając Cię do tego pocałunku. Przepraszam, widocznie faktycznie powinienem mu się dać sprać. - Po tych słowach odsunął się od niej i również spojrzał na drzwi jakby to nie mogąc się doczekać pojawienia Nory. Jakby to co miało go czekać po jej pojawieniu się tej kobiety było łatwiejsze do przetrwania niż ta cisza z Vitti. Kiedy to padło kolejne pytanie odnośnie jego stanu i czy go coś boli potrząsnął jedynie lekko głową zaprzeczając by cokolwiek czuł. Jego dłoń jednak powędrowała do policzka na którym to jeszcze leciutko rysowała się dłoń rozmówczyni. - Jedynie trochę policzek i nie wiem, czy to w porównaniu do wszystkiego innego nie przestanie boleć - rzekł do Brockway dopiero teraz podnosząc na nią swoje błękitne oczy.
Pożałowała tego, że go uderzyła. Wprawdzie nie był jakoś szczególnie poturbowany, bo okazało się, że akurat w bijatykach jest bardzo dobry (i nic dziwnego, skoro najwyraźniej był do tego pierwszy!). Jakoś tak po prostu fakt iż pulsowała jej po tym dłoń sprawił, że pojawiły się w jej głowie lekkie wyrzuty sumienia. W pewien sposób była w rozsypce. Kurcze, gdyby ktoś powiedział jej, że przez ich bójkę, przez to czego dowie się od Clari i przez list od matki już niedługo znów będzie miała chwilę słabości, to na pewno teraz znieczuliła by się na to wszystko. Jasnowidzem jednak nie była, a to oznaczało, że bieg wydarzeń będzie leciał swoim rytmem i nie mogła go zatrzymać. Liczyło się tylko tu i teraz, a obecnie była po prostu na niego zła. Ich oczy przeszywały się nawzajem, a ona słuchała go wmawiając sobie, że nic co powie nie zmieni jej zdania. Myliła się. Najpierw bardziej się poirytowała gdy zaczął się usprawiedliwiać, a zaraz po tym... Wystarczyło kilka konkretnych zdań. Czyli tak naprawdę ta bezsensowna walka była po prostu o jej godność? Nie musiał jej bronić. Na prawdę nie musiał. Spojrzała na to jak jego dłoń zadrżała w jej stronę. Sama nie wykrzesała z siebie żadnego ruchu. - Nie... Nie żałuję. Żałuję, że wciągnęłam Cie w to wszystko. Doskonale wiedząc jaki jest Edward – Wyszeptała równie cicho, jak on. Ponownie uniosła na niego spojrzenie by zobaczyć wyraz jego twarzy. Chciała wiedzieć co dokładnie myśli. Poczytać z niego jak z otwartej książki gdy tłumaczył jej sens tego pocałunku, który ona odbierała jako zwykły fragment wymyślonego układu. - Nie zmusiłeś mnie do tego pocałunku. To było po prostu nieprzemyślane i tyle – Przerwała tą niezręczną ciszę i zrobiła dwa kroczki w jego stronę. Oparła jedną z dłoni na jego ramieniu. Przejechała nią ręką w dół, by chwilę później oprzeć o niego czoło i zamknąć oczy. Nie wiem no... Jakoś ten cały gniew kompletnie z niej wyparował. On dziwnie na nią dział. Z jednej strony czuła się przy nim dobrze. Z drugiej jednak nie odpowiadało jej to, że czuje się słabo... Jakby trzeba było się nią ciągle opiekować. Nie chciała tego. Chciała dbać sama o siebie i by nikt się w to nie wtrącał. - Przepraszam za ten policzek. Należało Ci się w sumie, ale przepraszam – Powiedziała kilka chwil później i uniosła głowę do góry. Był od niej zdecydowanie wyższy, a mimo to znowu byli blisko siebie. Może właśnie zbyt blisko zważając na to, jak skończyło się to wcześniej. I znów się w siebie gapili. Jak dwa cielęta w malowanie wrota. - Ten pocałunek... Może po prostu o tym zapomnijmy? Ja... Powiedzmy, że jestem z Edwardem, więc powinniśmy zostać przy tańcu. Zresztą ja nie jestem dobrą osobą do takich rzeczy – To mówiąc odsunęła się od niego. Myślała, że to mu wystarczy i nie będzie musiała rozwijać tej myśli. Jakoś tak pierwszy raz w życiu wstyd jej było powiedzieć, że spotyka się z dwoma facetami jednocześnie. Poza tym jej dar, który powinna utrzymywać w sekrecie i tylko dla siebie przesądzał sprawę.
Nikt nie stoi przed nim kiedy to chodziło o jakiekolwiek bitki. Bo trzeba zaznaczyć, że miłym i sympatycznym chłopakiem był tylko i wyłącznie w stosunku do kobiet. Facetów traktował tak jak należy. Jeśli byli spoko jak jego brat krwi, dwaj jego rodacy to niczego się nie musieli obawiać, ale jeśli napatoczył się gdzieś taki Edzio to bójka była gwarantowana. Zdecydowanie nie potrafili się dogadać nadając na zupełnie innych falach. Obserwował jak zmieniają się jej emocje i nawet lekko się uśmiechnął słysząc, że nie żałowała iż z nim tańczyła. - No to dobrze, bo już myślałem, że już zawsze tylko będziemy tańczyć zamknięci w jakimś pomieszczeniu, z dala od ludzi.- Roześmiał się na moment, lecz musiał rozbrajająco wyglądać w tym momencie z lekko podpuchniętym policzkiem i czerwoną twarzą z drugiej strony. - Nie ważne ile miałbym szans na to by powtórzyć przeszłość i tak bym zrobił to jeszcze raz. Bo nie żałuję tego co się stało. Nawet choćbym miał po tym cały czas jeszcze obrywać w gębę. To byłoby warto. - odpowiedział spoglądając na nią bez przerwy, prawie tak samo jak wtedy w pubie. Kiedy to poczuł jak dłoń zjeżdża mu z barku, a na klatce piersiowej poczuł ciężar jej głowy objął dziewczynę w talii i przyciągnął do siebie wtulając się w Vitti bo po raz pierwszy widział ją chyba tak bezradną. A zdawał sobie z tego sprawę, że to on był tego powodem. - To prawda, należało mi się. Przez co również przepraszam, że musiałaś na to patrzeć.- odpowiedział patrząc w dół na jej twarzyczkę. Wsłuchiwał się w jej słowa, jakby każde z nich analizował w głowie przez długi czas przez co potrząsnął lekko głową na boki pokazując, że się nie zgadza. - Więc zabij mnie już teraz bo nie będę w stanie o tym zapomnieć.- odpowiedział na najbardziej męczącą go kwestię. - Edward to szumowina, która niegodna jest choćby jednego twojego spojrzenia, a co dopiero byś mówiła, że jesteś z taką osobą jak on. - dodał po chwili podnosząc jedną dłoń z jej talii do twarzyczki z której odgarnął kilka pasemek włosów za pewnie jej przeszkadzających. - Możliwe, że źle zrobiłem nie myśląc o tym całując cię spontanicznie na tej imprezie. Więc daj mi naprawić ten błąd - Po tych słowach dłoń którą to odgarniał włosy położył delikatnie na jej policzku podniósł twarzyczkę Vittorii by mieć dostęp do jej ust. Opuścił głowę otwierając delikatnie swoje usta, by wpierw złapać nimi za dolną wargę muskając ją niepewnie, odsunął na kilka dwa milimetry usta czując jej ciepły oddech przez co ponownie złączył się z uczennicą ustami mocniej przechylając głowę w bok by to mógł złapać większy obszar jej ust, pozostając cały czas przy tym delikatny. Serce zaczęło mu walić jak oszalałe, a on w końcu czując smak jej ust przekręcił głowę na drugi bok wpijając się w nią bardziej dołączając tym razem lekkie muśnięcia językiem jej wargi, aż w końcu i język zaczynając się całować namiętnie i o wiele pewniej.
Nie wiem, czy po tym występie wśród ludzi taniec będąc odizolowaną od całego świata sprawiłby jej aż taką przyjemność. To było bardzo ciekawe gdy czuła, że wszyscy ją obserwują. Miała wrażenie, że zazdroszczą jej i nic w tym dziwnego. Mieli czego. Zarówna piękna w tańcu jak i świetnego partnera. Szkoda tylko, że przez to chłopak wyglądał właśnie w ten sposób, ale miała nadzieję, że gdy Nora przyjdzie to temu zaradzi. - Głupek – Tylko tyle odpowiedziała na jego heroiczne słowa na temat powtarzania przeszłości i westchnęła wiedząc, że przegrała tą rozmowę. Że nie ważne co by mówiła ten i tak będzie dumny, że bił się z Edwardem. Mimowolnie zastanowiła się jak czuje się gryfon. W końcu zdecydowanie przegrał tą bójkę i wyglądał zdecydowanie gorzej niż Norbercik. Na pewno będzie musiała go potem odwiedzić, choćby z czystej ciekawości. Poza tym coś ich jednak łączyło, więc martwiła się o jego stan. Mocno oberwał. Nawet bardzo. Kto by pomyślał, że puchoniątko może mieć tyle siły. Dobrze, że nauczyła się w Hogwarcie by nie oceniać ludzi po pozorach. - Następnym razem nie będę się zastanawiać i oberwiecie jeden z drugim Drętwotą – Zastrzegła gdyby temu jeszcze kiedykolwiek wpadło do głowy pić się o jej godność, czy coś. Najgorsze, że ten nadal wydawał się bardzo dumny z tego, co zrobił i nic nie mogła na to poradzić. Tak jak na tą cholerną bezradność, która zżerała ją od środka. Czemu miałby nie potrafić zapomnieć? To był tylko zwykły pocałunek. On na pewno miał ich w życiu wiele. Ona również i nie tylko. Natomiast co do Edwarda, gdyby nie fakt że była i na niego wściekła, to pewnie starała by się przekonać Bercika, że ten się po prostu pogubił. Prawda jednak była taka, że był w stosunku do niej bardzo zaborczy i to ten fakt doprowadził do całej tej chorej sytuacji. Zdaniem gryfona była jego własnością. Nie była taka jak Edward. Była gorsza. To w końcu ona umawiała się naraz z dwoma facetami, a ten pocałunek jakby zasugerował, że z trzema. No i to nie wszystko, bo pojawiał się jeszcze tyci szczególik, który jej zdaniem akurat nie był problemem, ale dla większości mógłby być. Taki tam mały, futerkowy drobiazg. Dlatego postanowiła jednak przekonać go, żeby na nic nie liczył z jej strony. Po prostu nie chciała go ranić, a Norbert nie wyglądał na fana otwartych związków. Nie zdążyła jednak nic powiedzieć. Jedynie lekko uchyliła wargi, a on akurat odgarnął jej włosy z twarzy i zaczął mówić. Naprawić błąd? W życiu by się nie spodziewała, że on chce to zrobić w ten sposób. Zgodnie z jego wolą uniosła trochę twarz nie przestając się w niego wpatrywać. No i po co to robił? Choć lepsze było by pytanie po co ona robi mu zbędne nadzieje. Po co zamknęła oczy... Po co poddała się chwili. I po jaką kuźwa cholerę odwzajemniła mu ten pocałunek. Z początku zaskoczona jego delikatnością nie do końca była pewna jak reagować. Nie była przyzwyczajona do tego. Raczej do szybkich, gwałtownych pocałunków. Nie wiedziała, czy się w tym odnajdzie, ale Norbert zdawał się czytać jej w myślach po wyszedł jej naprzeciw. Już po chwili ich pocałunki stały się zdecydowani głębsze, bardziej pożądliwe. Całkiem wyłączyła myślenie. Wyłączyła wszystkie wyrzuty sumienia i napawała się jego obecnością. Napawała się tym tańcem języków jaki dział się między nimi. Tak... Zdecydowanie był świetnym tancerzem. A Vittoria korzystając z okazji przykleiła się do niego prawie całym ciałem jedną dłoń zaciskając na materiale na jego torsie, a drugą wplatając w jego białe włosy. Jakby bała się, że to wszystko jej się tylko wydaje, a on stąd zaraz zniknie. Przyjemności nie mogą jednak trwać długi, bo drzwi się otworzyły, a ona słysząc stukające obcasy odskoczyła odskoczyła od niego tak, jakby ją oparzył...
Nora zajęła się Edwardem, wygoniła Jaya do domu. Trwało to trochę, ale miała nadzieję, że zgodnie z jej „prośba” uczniowie wciąż czekają w jej gabinecie. I dlatego po załatwieniu już wszystkich spraw postanowiła odwiedzić dwójkę uczestniczącą w tym zamieszaniu. Była już zmęczona ciągłymi przekomarzaniami się uczniów. To jakiś chory czas. Jakiś czas temu jeden bliźniak, teraz drugi. Tyle dobrze, że tym razem obyło się bez walki ze skutkami Sectusempry i zastała dwójkę idiotów bijących się na pięści. No dobra, oddychaj Nora. Otworzyła drzwi i pierwsze, co zauważyła do Salemkę odskakującą w prawo. Po jej minie nie trudno było domyśleć się co robili, ale pozostała na to niewzruszona. Będzie miała powód by odebrać im więcej punktów dla domu, bo oczywiście zamierzała to zrobić, o czym już za chwilę dwójka gagatków miała się przekonać. - Nie interesuje mnie kto zaczął i dlaczego. Natomiast takie zachowanie w Hogwarcie jest nie do przyjęcia. Może w Polsce i Ameryce się tak rozwiązuje problemy, ale u nas się rozmawia, zrozumiano? Jesteście na mojej czarnej liście. Po pierwsze zarówno ty Norbert, jak i Edward otrzymujecie – 30 punktów dla domu. Vittoria, Jay i Dorian otrzymają – 20 punktów za nie przerwanie wam tej głupiej awantury. I każdy z was ma do odbębnienia szlaban w Izbie Pamięci, a o tym zajściu poinformuję dyrektora, który zdecyduje czy nie zawiesić Ciebie Norber i Edwarda w prawach ucznia. To wszystko, pani Vittoria może już wyjść – Gdy skończyła mówić poczekałą tylko, aż Salemka kiwnie głową i bez słowa opuści gabinet posyłając tylko tęsknie spojrzenie drugiemu uczniowi. Przewróciła oczami. Wyjęła różdżkę. Podeszła do puchona i użyła na nim kilka zaklęć leczących, by poczuł się trochę lepiej. - Proszę opuścić mój gabinet- To mówiąc otworzyła drzwi i wyprosiła również jego, a sama po raz kolejny ruszyła by przypilnować uczniów w Skrzydle Szpitalnym.
Jeszcze nigdy nie miała tak ciężkiego dnia jak ten. Co rusz ktoś wszczynał bójki, łamał kości, nosy czy nawet rozcinał poszczególne części ciała. Chciała mieć pierwszy raz w tym tygodniu wieczór tylko dla siebie. Oczywistym było iż uda się z pomocą niesforny dzieciakom jeśli te zaczną rozrabiać. Było to jej pracą jak i powołaniem. Nie mogła od tak tego zignorować. Biorąc w dłonie jedną z książek zielarskich usiadła w fotelu wyciągając nogi. Bieganie na obcasach nie było wygodne. Z grymasem ściągnęła buty. Jednym machnięciem różdżki zapaliła świece, ogień w kominku i pogasiła resztę świateł. Ten wieczór był jej. Nie spodziewała się jednak, że ktoś będzie wstanie go zakłócić. Tym bardziej, że było już grubo po dwudziestej drugiej. Słysząc pukanie, a następnie otwieranie drzwi zamknęła książkę i przeniosła swe bystre oczy na nie. Widok gryfonki zmartwił ją lekko, jednak nie dała sobie tego po sobie poznać. wstała z fotela wkładając buty. - Dobry wieczór panienko Nox. Co Panienkę tu sprowadza? - podeszła do niej zapraszając gestem dłoni aby usiadła na jednym z krzeseł.
Obiecała Jessiemu, że jak najszybciej znajdzie osobę, która mogłaby jej pomóc w kwestii jej zaników pamięci. Nigdy nie myślała, że będzie potrzebować porady psychologa, ale życie wciąż się zmienia. Uznała, że panna Blanc będzie dobrą osobą do tego. Z tego co słyszała, to oprócz fachu pielęgniarki, zajmowała pozycję szkolnego pedagoga, który miał za zadanie pomagać uczniom w takich, ale również w innych problemach. Całe południe z sobą walczyła. Iść, czy nie iść? Poinformować pannę Blanc? A może po prostu to wszystko zignorować? Nie mogła, obiecała mu… Jakieś takie uczucie po niej chodziło, że gdy podejdzie do gabinetu, to stchórzy i ucieknie ponownie do dormitorium. Jednak udało jej się nawet wejść do środka. Nie tylko godzina świadczyła, że dziewczyna ma jakieś zmartwienia. Jej zachowanie z góry mówiło, że coś jest nie tak. Blady wyraz twarzy, oczy, które za wszelką cenę unikały wzroku Nory, dłonie, nerwowo szarpiące rękaw szaty i postawa bardzo zamknięta, wycofana. - Dobry wieczór – wydukała pół szeptem i zamknęła za sobą drzwi. Tylko na ułamek sekundy zwróciła swoje spojrzenie na blondynkę, po czym usiadła w wyznaczonym miejscu. Co ona ma jej powiedzieć? A jak uzna, że jest psychiczna, to co wtedy? Wyślą ją do Munga? Ona nie chciała, tak bardzo nie chciała tam wylądować… ale jeżeli czegoś z tym nie zrobi, to tak czy siak tam skończy. Tak więc bez przedłużania. - Wydaje mi się… że mam spory problem – uśmiechnęła się niepewnie, wciąż unikając kontaktu wzrokowego – ostatnio… miewam okropne koszmary… nie umiem po nich spać, a oprócz tego… – dziewczyna zacisnęła dłonie na kolanach i wzięła wdech próbując uspokoić wszystkie nerwy – wydaje mi się, że mam zaniki pamięci, czy coś…