W tej sporej klasie, będącej w lochach mieści się około dwudziestu kociołków, na specjalnych palnikach. Zwykle panuje tu dość niska temperatura, co jest szczególnie uciążliwe zimą. Przez brak okien jedyne światło dają tu lampy wiszące na ścianach. W rogu klasy znajduje się gargulec z którego uczniowie mogą czerpać wodę potrzebną do warzenia mikstur. Przy prawej ścianie natomiast mieszczą się gabloty po same brzegi wypchane różnymi składnikami.
Opis zadań z OWuTeMów:
OWuTeMy - Eliksiry
Wchodzisz do Klasy Eliksirów, być może się denerwując, a być może nie. W każdym razie w tym momencie ważą się Twoje losy jeżeli chodzi o ten egzamin. Wybrałeś Eliksiry. Dobrze. Stajesz więc pośrodku sali, przed tobą znajduje się stolik, przy którym siedzi znana Ci Sava Raynott oraz dwoje nauczycieli ze Szkoły Magii Riverside. Jeżeli jesteś z tej szkoły i ucieszyłeś się, że będziesz mieć fory, to niestety, ale muszę Cię zawieść, bowiem oboje wyglądają na takich, których nie wzruszyła Twoja obecność. To Twoja komisja, która skrzętnie wszystko notuje za pomocą samopiszących piór, więc mają mnóstwo okazji do przypatrywania się Tobie i słuchania tego, o czym mówisz. Także dobrze się zastanów nad odpowiedziami i czynami! Nie zapomnij się także przedstawić na początku. Na biurku oprócz pergaminów i kałamarzy stoją dwie czary, z których unosi się czerwony dym. Na jednej z nich świeci się napis „teoria”, na drugiej zaś „praktyka”. Komisja wyjaśnia Ci, że musisz wylosować jedno pytanie z tej pierwszej i jedno zadanie z drugiej. Możesz zacząć od którejkolwiek chcesz. Gdy sięgasz po kartkę i ściskasz ją w dłoniach, ta zamienia się w coś na kształt wyjca, który jednak nie krzyczy, tylko spokojnie zadaje Ci pytanie bądź wyznacza zadanie. Jak Ci poszło?
Zasady: Rzucasz czterema kostkami w specjalnym temacie do rzutów na egzaminy zgodnie z zasadami owutemów oraz rzutów. W tym temacie powinien pojawić się post z przeżyciami oraz działaniami postaci oraz specjalny kod, podany na dole posta.
Oceny: Ocena z egzaminu to suma punktów za pierwsze i drugie zadanie (plus dodatkowe punkty) według następującej rozpiski: 2-3 - Okropny 4-5 - Nędzny 6-7-8 - Zadowalający 9-10 - Powyżej Oczekiwań 11-12 - Wybitny Dodatkowo, za każde 8 punktów w kuferku z eliksirów można dodać +1 do punktów.
Opis zadan:
teoria:
Pierwsza kostka:
1 – Zidentyfikuj eliksir po składnikach - muchy siatkoskrzydłe, pijawki, ślaz, rdest ptasi, sproszkowany róg dwurożca, skórka boomslanga. (odp - eliksir Wielosokowy) Jakie działanie ma ten eliksir? (na godzinę zmienia osobę, która go wypije, w kogoś innego - kawałek ciała tej osoby musi znaleźć się w wywarze). 2 – Podaj właściwości fizyczne eliksiru Słodkiego Snu. (odp. biały, gęsty, zapach cynamonu) Jak można go podawać? (doustnie, poprzez nasączenie pokarmu lub dolanie do napoju) Jakie są jego skutki? (sen bez snów) 3 – Jak poznać, czy Armortencja jest uwarzona prawidłowo? (odp. blask bijący od wywaru, para unosząca się w charakterystycznych spiralach) Jaki jest zapach Amortencji? (każdy odczuwa go inaczej, woń kojarzona z zapachami, które wydają się dla danej osoby najprzyjemniejsze) 4 – Podaj cztery składniki Eliksiru Skurczającego. (odp. korzonki stokrotek, figi, dżdżownica, śledziona szczura, sok z pijawek) Jakie jest antidotum na ten eliksir? (Wywar Dekompresyjny) Działanie jakiego, innego niż Skurczający, eliksiru niweluje to samo antidotum? (Eliksiru Rozdymającego) 5 – Opisz działanie wywaru Tojadowego i podaj, jaki składnik niszczy działanie eliksiru (odp. działanie - wilkołak podczas przemiany zachowuje świadomość i ludzki umysł; cukier) Przez kogo został wynaleziony? (Damokles Belby) 6 – Ile trwa przyrządzenie Veritaserum? (pełny cykl księżyca) Co to za eliksir? (najsilniejszy eliksir prawdy) Podaj nazwę antidotum. (nazwa antidotum nie jest znana)
Druga kostka:
Oznacza ilość punktów, otrzymanych za odpowiedź. 1 to odpowiednio 1 punkt, 2 - 2, itd.
praktyka:
Pierwsza kostka:
1 – Przyrządź Bełkoczący Napój. 2 – Przyrządź eliksir Młodości. 3 – Przyrządź eliksir Muzyczny. 4 – Pogrupuj składniki według kolejności, w jakiej dodaje się je do eliksiru Ridikuskus. 5 – Ze składników wybierz te, które potrzebne są do uwarzenia eliksiru Gregory'ego. 6 – Przyrządź eliksir Kłopoczący.
Druga kostka:
Oznacza ilość punktów, otrzymanych za wykonane zadanie. 1 to odpowiednio 1 punkt, 2 - 2, itd.
Na końcu posta należy dodać następujący kod:
Kod:
<retroinfo>Kuferek - eliksiry:</retroinfo> wpisz ilość punktów w kuferku z tej dziedziny <retroinfo>Wyrzucone kostki - teoria:</retroinfo> wpisz kostki za teorię <retroinfo>Wyrzucone kostki - praktyka:</retroinfo> wpisz kostki za praktykę <retroinfo>Suma:</retroinfo> wpisz sumę kostek opisujących punkty za praktykę i teorię oraz ewentualnych punktów bonusowych za punkty z kuferka <retroinfo>Ocena:</retroinfo> wpisz ocenę <retroinfo>Strona - losowania:</retroinfo> Wpisz stronę z odpowiedniego tematu, na której były losowane kostki
Prychnęła cicho, gdy przyjrzała się korzeniowi. Nie dość, że wcześniej puchon go zmasakrował, to jeszcze ona dobiła biedną roślinę. Czym zasłużyła sobie na taki brak współpracy z jakąkolwiek fauną? Podniosła na niego spojrzenie, wzruszając jedynie ramionami i przybierając bezradny wyraz twarzy. Co mieli niby teraz zrobić? Byli w czarnej dupie. Idąc jego śladem, zerknęła do naczynka. — Oh, jak on z nas kpi i nas nienawidzi.. — rzuciła cicho, zerkając swoimi orzechowymi ślepiami na chłopaka, krzyżując ręce pod biustem i rozglądając się po sali. Wygląda na to, że im szło najgorzej. Nie dość, że gryfona wcięło to i Melu jakoś zbłądziła na drodze życia. Nie bardzo wiedziała, w co powinni włożyć ręce — składników nie mieli, a profesorowa kazała im się zabrać za warzenie, od czego zależeć miała ich ocena. Nessa była pewna, że kolejnej porażki — podobnej do tych na runach — po prostu nie przeżyję. Była ambitna, nie po to chodziła na wszystkie lekcje i odrabiała prace domowe, żeby jakieś głupie zielsko było przyczyną jej braku W na koniec roku. Jej porcelanowa buźka pod bladła jeszcze, o ile to w ogóle było możliwe. Ratunkiem okazał się głos Neirina, który nagle zdecydował się uzyskać koronę lidera w ich duecie. Zmarszczyła brwi i nos, ostatecznie jednak kiwając głową i biorąc się do roboty. Podeszła do kociołka, dolewając wody i czekając, aż się jej trochę zagotuje, mając cały czas pod ręką sok z fasolek — chociaż to jej wyszło. Zajmowała się wywarem, a gdy i korzeń znalazł się w środku, okazało się, że takiej tragedii wcale nie było. Oparła dłoń na biodrze, w drugiej cały czas dzierżąc chochlę. — Warto spróbować. Zarówno Fire, jak i Vivi są dobre z eliksirów, widząc naszą sytuację..—zaczęła ostrożnie, posyłając mu krótkie spojrzenie, a następnie rozglądając się wzrokiem po sali. Złapała w dłoń fiolkę z sokiem z rośliny, który im został. Nie było mowy o tym, że nie można się wymieniać i sobie pomagać, prawda? Walczyli do końca, nie odpali w przedbiegach. Nie było winą ani puchona, ani ślizgonki, że drużyna się im wykruszyła. Posłała nieco smutne spojrzenie swoim przyjaciółką @Marceline Holmes i @Vivien O. I. Dear, po czym nagle ją olśniło. Chłopaka nie było obok, siedział przy Blaith. Nessa uśmiechnęła się pod nosem, korzystając następnie z zaangażowanej w inną sprawę nauczycielki, uniosła dłoń ku górze, pokazując wszystkim fiolkę, jednocześnie pilnując wywaru. — Oddam w dobre ręce fasolowe soki — w zamian za nalewkę! Sprawiedliwa wymiana, pomóżmy sobie wzajemnie.. No, chyba że ktoś ma dobre serce i podzieli się składnikiem. Wtedy oferuję przysługę od siebie albo Neirina. Utopię się w tym kotle, jak ten eliksir nie wyjdzie.—rzuciła na tyle głośno, aby wszyscy dookoła usłyszeli, a żeby Sanford nie wiedziała. Na twarzy miała ten charakterystyczny dla siebie uśmieszek, a orzechowe ślepia sunęły po twarzach pracujących jeszcze uczniów. Nie mogła się tak poddać, musiało wyjść. Nie szkodzi, że wypowiedziała się za swojego kompana — uznała, że on też jest gotowy do poświęcenia dla większego dobra. Zależało im tak samo. Zamieszała w kotle, pilnując wywaru.
KOSTKI: 3 + 4 = 7, potem 3! W A L C Z Y M Y
Blaithin 'Fire' A. Dear
Wiek : 25
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : chuda, opaska na twarzy, blizny, tatuaż, zapach damasceńskich róż
Po to wymieniła zadania, żeby każdy znalazł odpowiednie dla siebie. Pozostawiła pozostałym członkom grupy tę swobodę z nikłą nadzieją, że wybiorą coś na czym się mniej więcej znają. Tymczasem wszyscy porządnie skopali, a Fire tylko coraz bardziej się chmurzyła i denerwowała, gdy widziała, jak każdemu po kolei nie wychodzi. Zaczęła bardzo mocno liczyć, że nigdy więcej nie będzie z tymi ludźmi w grupie, zatrzymując jednak wszystkie swoje myśli dla siebie. Innych raczyła jedynie zaciśniętymi wargami i wrogością widoczną w błękitnych tęczówkach. Fasolki do niczego się nie nadawały, a Manese nawet nie skinęła palcem, więc Dear nie zamierzała traktować jej już inaczej niż powietrze - naturalnie nie dopuszczając do pracy nad wywarem, choć wątpliwe, że by się jej zechciało coś robić. Nawet pochwała od nauczycielki nie sprawiła, że Fire przestała wyglądać jak ktoś bliski wbicia najbliższemu człowiekowi różdżki w oko. Wtedy też usłyszała jakieś hej. - Mamy. Ja robiłam, więc raczej można polegać na jakości. - nie musiała chyba dodawać, że nie byłaby taka pewna, gdyby to ktoś inny zajmował się nalewką w tej grupie. Przetarła dłonią twarz, kilka rudych kosmyków zaczesując przy okazji za ucho. Czuła, jak przechodzi jej ta cała motywacja na uwarzenie najlepszego eliksiru i wygranie "zawodów", które wymyśliła Sanford. Fire korciło, żeby odprawić Neirina z kwitkiem, ale ostatecznie wyciągnęła rękę po wywar, żeby mu go trochę odlać i ostrożnie przekazać. - Coś za coś. - powiedziała bez cienia sympatii w głosie. Jeszcze jej do tego stopnia nie pogięło, żeby komuś pomagała ot tak. - Sok z fasolek. - skinęła głową w stronę Nessy, która oferowała ten ważny składnik. Dobrego serca prefekt Gryffindoru na szczęście nie miała, więc wolała wymianę. Nie potrzebowała nawet specjalnych przysług, wystarczyło uzyskać coś, dzięki temu będą mogli wreszcie uwarzyć eliksir. Popatrzyła na Jacka i Daisy, którzy jako ostatni podejmowali (żałosne) próby zrobienia czegokolwiek... Blaithin podciągnęła rękawy szaty, żeby pochylić się nad kociołkiem i zacząć pracę.
Kostka: 2>3>4 za przerzuty w kuferku
Neirin Vaughn
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 196cm/106kg
C. szczególne : Oparzenia: prawa noga, część nogi lewej, część torsu, wnętrze prawej ręki. Blizny po porażeniu prądem: wewnętrzna część lewej dłoni i przedramienia.
Przysługę od niego? Kiedy się na to zgodził? Zerknął po Nessie, a za moment jego spojrzenie prześliznęło się po tajemniczej nagrodzie. Tutaj Ślizgonka miała rację i cel dość szybko przyćmił wszelkie ewentualne niedogodności związane z dziwnymi prośbami od Fire. Na szczęście Gryfonka nie chciała niczego osobliwego, nieprzyjemnego czy bolesnego. Jedynie prosta wymiana za sok. Logiczne, raczej nie oczekiwał, że nagle w prefekt obudzi się dobry samarytanin, jej dusza zalśni bielą oraz złotem i odda im nalewkę w ramach darowizny. Takie cuda nawet w bajkach się nie zdarzają. Cena za to nie była nazbyt wyszukana. - Nie wątpię w jego jakość - powinien dodać tutaj jakiś komplement, rzucić tekstem sprawiającym, że kobiecie humor się poprawia, ale niewiele potrafił wymyślić. Nie był dobrym mówcą, flirciarzem czy innym Romeo. Zatem ograniczył się do tego krótkiego stwierdzenia. Chociaż na upartego by sklecił jakieś semi-porywające zdanie o zwinnych palcach albo coś... Nie, lepiej nie. Nie będzie się ośmieszać. Skinął głową, biorąc naczynie z nalewką i ostrożnie wracając do stolika. - Podasz im sok? - Spytał Nessę, samemu wlewając uzyskany składnik do kociołka oraz mieszając. Nauczycielka zdawała się nic nie zauważyć. Musiało komuś iść jeszcze gorzej niż im, bowiem Neirin spokojnie mógł dokończyć warzenie eliksiru. Pochylił się nad kociołkiem, obserwując zmiany barwy jego zawartości, a gdy Ślizgonka zakończyła już transakcję, przekazując sok z fasolek grupie Fire, uniósł na nią wzrok. - Myślisz, że jest dobrze? - Spytał szeptem. Robili wywar dość niekonwencjonalnie i z wieloma potknięciami, ale hej... Podobno liczy się efekt końcowy, a ten wyglądał całkiem przyzwoicie.
Daisy Bennett
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 173
C. szczególne : Tatuaż na żebrach w kształcie różdżki z trzema gwiazdkami; czarodziejski tatuaż z ruszającą się palmą na nadgarstku.
Cóż, każdy etap tej lekcji szedł jej naprawdę żałośnie. Sama nie ogarniała, dlaczego tak się działo. Chyba po prostu nie jej dzień. Albo dni. Porażka. Dobrze, że dzięki ich nalewce dostali od innej grupy sok z fasolek, których sami nie ujarzmili. Zaczęli warzyć eliksir z tego, co mieli i Daisy miała nadzieję, że uda im się to w takim stopniu, aby zasłużyć na jakieś punkty albo żeby chociaż nie dostać nagany za beznadziejny eliksir. Daisy jeszcze raz przeczytała recepturę i przyłączyła się do Fire, aby pomóc przygotowywać eliksir.
Widząc spojrzenie Neirina, wzruszyła ramionami. Co miała zrobić? Ślizgonka była zdesperowana dostaniem dobrej oceny, nie jej wina przecież, że połowa drużyny się wykruszyła i zostali tylko we dwoje. Nie specjalnie jej to przeszkadzało, borsuk był na swój sposób intrygującą i ciekawą osobą. Szkoda, że nie miała z nim styczności wcześniej. Westchnęła cicho, mieszając w kociołku, zerkając brązowymi ślepiami na wywar, który już domagał się dodania ostatniego ze składników. Czekała na odpowiedź innego ucznia, którą miała nadzieję usłyszeć chwilę po swoim niecodziennym ogłoszeniu. Kiwnęła głową na słowa puchona, wręczając mu chochlę odpowiedzialności, aby zadbał o ich eliksir i sama zacisnęła dłonie na fiolce, ruszając w stronę stolika kuzynki./ Fire nie zawodziła, jak zwykle. Była chłodna i niedostępna, ale zwykle uczciwej pomocy nie odmawiała, a ona też potrzebowała fasolowego skarbu! Podeszła więc do niej z tym swoim zadziornym, rozbrajającym uśmieszkiem. Lustrowała wzrokiem twarz Blaithin, zerkając jeszcze na chwilę do jej kociołka z uznaniem. Skubana, była naprawdę niesamowita w alchemii! —Proszę bardzo skarbie. Dla Ciebie perfekcyjnie uzyskany sok w zamian za nalewkę. Dzięki za pomoc, dobry z Ciebie płomyczek. Dałabym buziaka, ale widzę, że Twoje niezadowolenie z położenia osiąga apogeum. Wolę nie być w zasięgu.— rzuciła z nutką rozbawienia w głosie, mimowolnie zerkając na jej towarzyszy. Posłała jej buziaka w powietrzu i następnie ostrożnie, nie chcąc przeszkadzać ani wpaść na nauczycielkę, wróciła do swojego miejsca pracy. Stanęła obok Neirina, zerkając do wnętrza ich kociołka, gdzie wesoło bulgotał eliksir. Wydała z siebie ciche mruknięcie zastanowienia, ostatecznie wyciągając rękę ku górze. Objęła go po przyjacielsku, kiwając dość pewnie głową, a drugą z dłoni opierając na biodrze. Była dobrej myśli, cóż innego jej zostało? Robili, co mogli, starali się, wyrównać zabrane im szanse. Obróciła głowę w jego stronę, puszczając mu oczko i uśmiechając się w charakterystyczny dla siebie, nonszalancki sposób. Nessa była stworzeniem niezwykle pewnym siebie, wierzyła też w sprawiedliwość tutejszej kadry nauczycielskiej. Widziała przecież, że pracowali we dwójkę, nad tak trudnym eliksirem, mając ten sam limit czasowy, co pozostali uczestnicy zajęć. — Tak! Na pewno! Przecież zrobiliśmy wszystko, co mogliśmy, nie? Pomimo braku współpracy ze strony zielska, krukonki i gryfona. —odparła równie cicho, cofając po chwili dłoń z jego ramienia i wypuszczając powietrze z ust z cichym świstem. Odgarnęła rude włosy na plecy, uniemożliwiając im drażnienia bladej, delikatnej skóry na szyi. Usiadła grzecznie na stołeczku, uderzając palcami w materiał spódniczki, którą miała na sobie. Cicho nuciła pod nosem, oczekując oceny Pani Profesor. Cóż, Eliksir był gotowy i nie pozostało im nic innego jak oczekiwanie na werdykt. Ślizgonce zależało na ocenach, kolejnego, wielkiego i tłustego "O" by zdecydowanie nie przeżyła. Rozejrzała się jeszcze po sali, oceniając postępy pozostałych grup. Szło im zdecydowanie lepiej z początku, ale eliksiry wszystkich wyglądały teraz dość podobnie. Co mogło pójść nie tak? Był gotowy, skończony. Mieli szanse na Wybitny! I ta myśl będzie jej towarzyszyła przez najbliższe minuty.
Niemal podskoczył, kiedy Fire znalazła się tuż obok niego, zabierając mu z rąk korzonek. Patrząc na nią nie był pewien czy to korzonek tak piszczy, czy to jej świszczący oddech wywołuje takie nieprzyjemne uczucie. Aż się w dziewczynie gotowało... wystarczyło chwile dłużej się przyjrzeć by zauważyć jak sprężynki rudych włosów z frustracji tylko mocniej się kręcą. Niemniej, korzonek utarła. I tylko poprzez fakt, że tłumy ludzi krzątające się po sali strasznie go rozpraszały z jego ust nie padła żadna durna uwaga na ten temat. Dla niego dziewczyna i tak otrzymała plakietkę stronk-woman. Bo tylko tyle po niej widział, kiedy popędziła na ratunek biednym fasolkom. Co raczej nie wyszło im na dobre. Zdaje się nie dały się już odratować? Niemniej, podszedł do kociołka zerknąć jak idzie reszta postępów. Eliksir wyglądał przyzwoicie... do czasu dodania ostatniego składnika. Raz... Drugi... Trzeci... W pierwszej chwili mieszanina wydawała się przybierać pożądany odcień oraz konsystencję. Jednak im więcej razy Fire kręciła łyżką, tym większy w Jacku rósł niepokój. Dosłownie w ostatniej chwili pociągnął sfrustrowaną dziewczynę za ramię, ratując ją przed utratą twarzy. - Padnij! - Krzyknął! W połowie zagłuszony przez wybuchający kociołek. Nic nie zostało z ich eliksiru. Chyba, że ktoś chciałby zbierać z sufitu albo podłogi. Westchnął, dopiero po chwili odsuwając się od niej, zanim posądzi go o jakiś sabotaż. - To ten... zaczynamy od nowa?- Czy ambicje gryfonki również uleciały w powietrze razem z wywarem? - Zdaje się, że albo kociołek nie był do końca czysty po poprzedniej lekcji... albo twoje działania dodały mu tak wybuchowego temperamentu. - Rzucił, sprawdzając czy spadające krople nie przeżarły mu szaty. Powinien obawiać się oparów?
Obserwowała pracę uczniów. Przy stoliku @Vivien O. I. Dear i @Marceline Holmes zatrzymała się na dłużej. Obserwowała zmagania dziewczyny, po czym przetestowała jak im wyszedł eliksir. - Brawo! Brawo! - powiedziała z dumą, po czym zaklasnęła w dłonie. - Otrzymujecie dla swoich domów po dwadzieścia pięć punktów za prawidłowo wykonane zadanie; pozostali powinni się od was uczyć, dziewczęta! - nie kryła zadowolenia, wszak sama doskonale zdawała sobie sprawę - jak trudne było to zadanie. Obdarzyła studentki nikłym uśmiechem, po czym podeszła do @Neirin Vaughn. - Może warto byłoby bardziej dbać o swoje składniki? - zagaiła, po czym wywróciła teatralnie oczami. Spojrzała jeszcze na drugą pannę Dear, a także pozostałych członków zajęć, po czym wróciła na swoje miejsce i rozłożyła w teatralnym geście dłonie. - Do opiekunów domów Ravenclaw, a także Slytherin - wyślę listy gratulacyjne, wszak nie spodziewałam się aż takiego efektu... Tym samym - dziewczęta otrzymujecie ode mnie nagrodę... Panna Dear dostaje fiolkę Felix Felicis i amulet "Kamienia Filozoficznego", zaś panna Holmes jedynie amulet. Jestem dumna, że reprezentujecie tak wysoki poziom i liczę, że odnośniecie ogromny sukces w dziedzinie eliksirów - zawyrokowała, po czym pożegnała się ze zgromadzonymi, wszak musiała wrócić do swoich obowiązków.
/zt dla wszystkich
Nagrody wg punktacji
Spoiler:
Vivien O. I. Dear - 43 Neirin Vaughn - 42 Holden A. Thatcher II - 40 Blaithin "Fire" A. Dear - 40 Marceline Holmes - 35 Nessa M. Lanceley - 34 Jack Moment - 33 Terrey Thìdley - 25 Daisy Manese - 21 Daisy Bennett - 20 Melusine O. Pennifold - 16 Theodore Thìdley - 13 Riley Fairwyn - 6
PS. Punkty do klasyfikacji po podsumowaniu całej lekcji dodałam także względem aktywności w każdym etapie. 1 punkt do kuferka otrzymają osoby, które napisały minimum 2 posty, zaś 2 punkty wszyscy, którzy dotrwali do ostatniego etapu.
Dziękuję wam za wytrwałość i przepraszam za takie opóźnienie...
Alise L. Argent
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 171 cm
C. szczególne : dołeczki w policzkach przy uśmiechu, zawsze nosi bransoletkę ze smoczym akcentem i łańcuszek z zawieszką z Irlandzką Koniczynką
Eliksirów nie lubiła, ale chciała spróbować, chociaż od początku wiedziała, że nie jest to najlepszy i najbardziej błyskotliwy z jej pomysłów. Westchnęła, wsuwając buty na stopy i kierując się w stronę schodów, gdzie następnie poszła do lochów. Strasznie przygnębiające miejsce, wieża krukonów napawała większym optymizmem. Rozejrzała się dookoła, wędrując niebieskimi oczyma po twarzach czekających na egzamin uczniów. Na ten przedmiot zawsze było tak wiele chętnych osób! Jak oni to wszystko zapamiętywali? Setki składników, sposoby ich oprawiania i nawet specjalne kryteria, które dotyczyły mieszania mikstur w kociołkach! Wiedziała, że nie mogła się wycofać już, nawet jeśli chciała. Przymknęła oczy, przecierając dłonią swój kark i chodząc chwilę w miejscu, czekając na swoją kolej. Na pewno to będzie niczym spotkanie z katem. Dziewczyna weszła do klasy, przedstawiając się i witając z nauczycielami, słuchając regulaminu i instrukcji. Klasycznie sięgnęła do czarki związanej z zadaniem teoretycznym, wyciągając pergamin, który rozwinęła, aby przeczytać treść. I było zadanie, które wywołało na jej ustach grymas niezadowolenia, sprawiający, że nawet na dobre nie zaczęła pisać, a już miała ochotę wyjść. Westchnęła ciężko, sklejając kilka zdań, które chyba niezbyt usatysfakcjonowały specjalistów, patrzących na nią z niedowierzaniem. A było zdawać historię magii. Wtedy nie musiałaby się użerać z głupim veritaserum! Dalej mogło być tylko gorzej, więc zrobiła wszystko najlepiej, jak potrafiła i podziękowała, przeklinając się w myślach za swoje głupie pomysły i prędko kierując się do wyjścia z klasy. Na korytarzu oparła się o zimną ścianę plecami i schowała twarz w dłoniach, śmiejąc się pod nosem i kręcąc głową z niedowierzaniem. I niby jak ona powie rodzicom, jeśli z głupich eliksirów dostanie Trolla i przez to nie zda, nie przejdzie do następnej klasy? Wiedziała, że będzie musiała nad nimi popracować od studiów, przecież w jakiś sposób wiedza z nich była potrzebna do pracy w Mungu, jeśli zdecydowałaby się jednak na karierę uzdrowiciela.
z/t
Kuferek - eliksiry: 0 Wyrzucone kostki - teoria: 6 i 1 Wyrzucone kostki - praktyka: 5 i 2 Suma: 3 Ocena: Okropny Strona - losowania: Tutaj
Do eliksirów była wykuta na blachę, znając zarówno eliksiry jak i część przepisów, mimo iż wiedziała, że do tych drugich najprawdopodobniej dostanie dostęp. Nie stresowała się prawie w ogóle - może tylko tym, że nie dostanie Wybitnego, na który zasługiwała. Pytanie teoretyczne było chyba najbanalniejsze ze wszystkich. Opisać amortencję? Pikuś! Doskonale wytłumaczyła, że zapach amortencji jest dla każdego różny i po czym można eliksir rozpoznać, ze szczególną uwagą uwzględniając opary wydobywające się znad kociołka z eliksirem. Komisja była zachwycona jej odpowiedzią i nie dostała żadnego pytania pomocniczego, co świadczyło o najwyższym możliwym wyniku. Uśmiechnęła się, czekając na przydział zadania praktycznego i licząc, że nie będzie to żaden trudny i skomplikowany wywar... Na szczęście bełkoczący napój był prostym eliksirem, za który bez wahania się zabrała. Przygotowała wszystkie potrzebne składniki, uruchomiła palnik, napełniła kociołek wodą i rozpoczęła przyrządzanie. Tylko na końcowym etapie przesadziła z końcowym składnikiem, ale to chyba z ekscytacji. Komisja uznała, że eliksir i tak był dobrze uwarzony, może trochę kopać, ale poza tym był w porządku. Carson wyszła z sali bardzo zadowolona, pewna najwyższej noty!
- Jaka ulga, że to już ostatnia lekcja. Powiem ci Vinci, że umieram z głodu. - jakby na potwierdzenie w jego żołądku coś zabulgotało. Zasłonił brzuch łudząc się, że to powstrzyma wstydliwe burczenie. Szedł spokojnie obok przyjaciela i kierował się razem z nim do lochów. Nie miał czasu, by zjeść cokolwiek. Przerwy przeznaczał na powtórzenie materiału, na dopisanie zdania w pracy domowej lub doczytanie akapitu. Gdzie tu czas na jedzenie? Finn był zmęczony po całym dniu lekcji lecz nawet na myśl mu nie przyszło zerwać się z eliksirów. Nie raz i nie dwa zapominał iść na obiad, co się teraz na nim porządnie mściło. Poprawił plecak na ramieniu i otworzył pierwszy drzwi. Zerknął na zegar wiszący na ścianie i obliczył, że mają jeszcze z piętnaście minut - jakże żałował, że nie zabrał z kuchni czegoś na przekąskę. Skierował się do trzeciej ławki i usiadł na krześle, kiwając głową Vinciemu, by usiadł obok. Zerknął do perfekcyjnie czystego kociołka i modlił się cicho w duchu, by nie musieli dzisiaj warzyć ekstremalnie trudnych eliksirów. Im szybciej coś zje, tym lepszy humor będzie miał. Na chwilę obecną miał mieszany nastrój, co było całkowicie zrozumiałe, wszak człowiek głodny- człowiek zły. Miał nadzieję, że Sanford nie usłyszy pieśni ludowej jego żołądka, bo inaczej zapadnie się pod ziemię, choć znając profesorkę nie będzie mu robić wstydu. Położył plecak na podłodze i nic z niego nie wyjmował. Naciągnął rękaw mundurka na dłoń, kiedy dotarła do niego niska temperatura pomieszczenia. Każdą noc spędza w lochach, a jeszcze nie do końca przyzwyczaił się do ich chłodu. Odruchowo pomasował bliznę na boku i poprawił na niej materiał mundurka, aby wrażliwa szrama była szczelnie pokryta warstwą ubrania. Zerknął kątem oka na siadającego Vinciego i dokładnie w tym samym momencie z jego żołądka dobiegło dosyć głośne "bul bul bul" co na angielski brzmiało mniej więcej "daj-mi-cholera-jasna-jeść". Zaśmiał się cicho pod nosem. - Idziesz ze mną po lekcji do kuchni? Muszę przypuścić szturm na skrzacią spiżarnię. - zagaił i skrzyżował ręce na karku.
Jej stosunek do eliksirów wciąż był sprawą otwartą. Poniekąd rozumiała Florence, która nienawidziła tego przedmiotu i warzenie jakichkolwiek wywarów znosiła, jak największe katorgi. Jack była gotowa założyć się, że jej siostra wolałaby cały weekend spędzić na różnego rodzaju szlabanach, niż w któryś dzień tygodnia pojawić się na eliksirach. I właściwie jej się nie dziwiła, bo eliksiry w wykonaniu starszej przedstawicielki rodu Berkeley i tak zawsze kończyły się dla Gryfonki szlabanem. Dziewczyna weszła do klasy, bez słów ukłoniła się przed nauczycielką i pokierowała się do jednej z ławek, aby zająć miejsce. Zostało jej wyłącznie oczekiwanie, więc postanowiła się czymś zająć, dopóki lekcja się nie zaczęła i miała chwilę dla siebie. Padło na rysowanie po papierowym dodo, którego złożyła zaklęciem Condere, a następnie zabrała ze sobą z lekcji DA. Nie potrafiła się jeszcze posłużyć Priopriari, więc ręcznie musiała m.in. dorysować zwierzątku oczy, czy pokolorować pióra. Czyżby rodziła się w niej jakaś smykałka w kierunku artystycznych dziedzin?
Neirin Vaughn
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 196cm/106kg
C. szczególne : Oparzenia: prawa noga, część nogi lewej, część torsu, wnętrze prawej ręki. Blizny po porażeniu prądem: wewnętrzna część lewej dłoni i przedramienia.
Ostatnio próbował podciągnąć się w eliksirach, bowiem dziedzina ta okazywała się przydatna w pracy. A on, po prawdzie, subtelnie kulał. W porównaniu z innymi uzdrowicielami, rzecz to jasna. Wypadałoby zrobić się bieglejszym, jeśli chce dostać potem pracę pełnoprawnego weterynarza, a nie tylko jego pomocnika i asystenta. @Cherry A. R. Eastwood znalazł w momencie, z którym grzebała mu w kufrze. Nie pierwszy z resztą i nie ostatni raz, niemniej w związku z minionymi pełniami rudzielec stał się uboższy w ciepłe ubrania. Lochy z kolei charakteryzowały się stale niską temperaturą, o ile nie były - jak dorm Huffu - tuż przy kuchni. Wolał zatem ubrać się cieplej. A tutaj znalazł małego, puchoniego szkodnika w kufrze. Zgarnął dziewczynę, przerzucając ją sobie przez ramię. Wolną ręką wrzucił książki, pergaminy i inne przybory uczelniane do srebrnego kociołka, zanim wziął go ze sobą. I tak też wszedł do klasy - otwierając drzwi nogą z braku innego rozwiązania. Niosąc Cherry przerzuconą przez bark jak worek ziemniaków oraz trzymając za uszko kociołek pełen makulatury niczym dziecięcy worek słodyczy w Halloween. Posadził dziewczynę na ostatniej ławce, stawiając zaraz kociołek na blacie obok. Sam miał póki co na sobie tylko podkoszulek i jeansy, bowiem nie zawracał rudej głowy mundurkiem. Zatęchłe zimno lochów zdążyło zatem musnąć jego ramiona. Niewiele myśląc, chwycił za dół swetra Cherry - swojego swetra - i zwyczajnie owy z dziewczyny zdjął. Zostawiając ją tylko w staniku. Parę długich sekund patrzył się na bieliznę Puchonki, analizując sytuację. Jest zimno. Jest do połowy naga. Ma ładny stanik. Ale jest zimno. Westchnął cicho, dostając z tylnej kieszonki spodni różdżkę. Niewerbalnie rzucił zaklęcie, tym samym nie było widać, że wyszło mu dopiero za trzecim razem. Ale jak wyszło, to już hurtem... I chłopak skończył z czterema swetrami. Rzucił trzy na Cherry, zasypując ją miękką wełną. - Szczęśliwa? - Spytał, ubierając ostały z trzymanych swetrów - prawdopodobnie oryginał, chociaż przekonają się dopiero, jak duplikaty znikną - zanim usiadł obok niej. Wychylił się, aby spojrzeć na resztę Pucholandii w sali. - Hej. Ktoś chce sweter?
Cherry nie miała problemów finansowych - jasnym było, że do końca edukacji wspierają ją rodzice, a dodatkowo sama jeszcze podjęła się pracy w Muzeum Quidditcha. Spokojnie mogła zatem sprawiać sobie różne przyjemności, a jeśli chodziło o ubrania, to było jeszcze łatwiej. Matka chętnie zasypywała ją kreacjami jej własnych projektów, albo i od innych znanych projektantów; w każdym razie, szafa Wiśni spokojnie mogłaby rozrosnąć się na całe dormitorium Hufflepuffu. Na szczęście dziewczyna sporo strojów oddawała matce, a inne wciskała do magicznie powiększonego kufra. Rzecz w tym, że te kreacje wydawały jej się zupełnie bez charakteru, a niektóre strasznie niepraktyczne... I jakoś tak, kiedy przychodziło co do czego, to zwyczajnie nie miała w co się ubrać. Wiedziała, że eliksiry będą w lochach i zapewne zmarznie. Kompletnie jej się to nie uśmiechało i uznała, że ubierze się jakoś cieplej - a skoro tak, to należy zajrzeć do @Neirin Vaughn. Rudzielec zawsze miał jakieś bluzy czy swetry, które aż prosiły się o przygarnięcie. Cherry wprost nie miała serca im odmówić... Więc teraz, kiedy znalazła wielki brązowy sweter, ani myślała sobie go odpuścić. W międzyczasie powstała jej już bardzo przyjemna wizja - miała czarne botki na obcasie i złotą biżuterię, zatem brakowało jedynie jakiegoś paska do spięcia swetra w talii i... ...i napatoczył się właściciel. Jakiekolwiek wyjaśnienia nie miały sensu, bo Cherry nie miała nic na swoją obronę, ani szczególnie niczego nie szukała; zresztą, wybuchnęła zaraz śmiechem, wisząc na ramieniu chłopaka i bezwiednie tylko machając nogami - tak, aby go przypadkiem szpilką nie zranić. - Nei, nie trzymaj mnie tak, bo mi się ten sweter podciągnie - dorzuciła jedynie gdzieś tam w międzyczasie, odrobinę zaniepokojona tym, że jednakowoż nie zdołała zdobyć paska. Niestety nie miała wiele do powiedzenia, bo i tak zdana była na łaskę właściciela ubrania. - Ej... ej. - Drobne oburzenie wyrwało się dziewczynie, gdy została posadzona na ławce. Zmarszczyła brwi i już miała zabrać się za wyjaśnianie swojego postępowania, kiedy okazało się, że Neirinowi wpadł do głowy prawdziwie durny pomysł. - NEIRIN- wydarła się na całą klasę, co było o tyle idiotyczne, że jedynie przyciągało uwagę; machanie rękoma wcale nie udaremniło chłopakowi rozebrania jej, a chyba jedynie to ułatwiło. No i Cherry została w samej czarnej, koronkowej bieliźnie. - Czy mógłbyś jednak- mógłbyś mi ten sweter oddać? - Poprosiła, chociaż gardło nieprzyjemnie ściskało jej się z zażenowania. Nawet by sobie z tego żartowała, gdyby nie obecność innych osób w klasie i faktu, że Neirin patrzył się trochę za bardzo, za długo. - Nei - jęknęła, zaplatając ręce na klatce piersiowej. Czerwień rumieńców rozlała się po policzkach, a spojrzenie ciemnych tęczówek uciekło gdzieś w bok. No nawet gdyby zdecydowała się wybiec z tej sali, to jedynie pogorszyłaby swoją sytuację... - Ostatni raz pożyczam od ciebie ubranie - syknęła, pospiesznie zakładając jeden z otrzymanych swetrów. To też średnio jej się uśmiechało, bo wszystko wskazywało na to, że ów odzienie wkrótce zniknie... - Oczywiście, że nie, ale- ale nie rób tak więcej, dobra? Nigdy- poprawiła włosy w zakłopotaniu. Chciała zejść z blatu, jednak do tego planowała podeprzeć się lekko o siedzenie krzesła Neirina; czubek buta niezgrabnie ześlizgnął się z brzegu siedzenia i Puchonka runęła do przodu, lądując okrakiem na przyjacielu. Westchnęła i zaśmiała się cicho, obejmując go lekko i przytulając. Przynajmniej było cieplej! - Teraz to obdzielasz swetrami, huh? - Ścisnęła go mocniej, chociaż nie zależało jej na sprawieniu Walijczykowi bólu. Tak tylko szukała jakiegoś oparcia, żeby mieć odwagę z niego zejść i spojrzeć na resztę obecnych w klasie uczniów.
2pkt z Eliksirów
Mefistofeles E. A. Nox
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 185
C. szczególne : Tatuaże; kolczyki; wilkołacze blizny; bardzo umięśniony; skórzana obroża ze złotym kółkiem; od 14.02.2022 pierścionek zaręczynowy!
Ten dzień był taki... luźny. Spokojny. Przyjemny. Mefistofeles wcale nie miał napiętego grafiku, w szczególności nie od momentu, kiedy został wyrzucony z pracy w magicznej menażerii. Nagle okazało się, że ma mnóstwo wolnego czasu i niekiedy aż ciężko wymyślić, co z nim zrobić; fakt faktem, sporo poświęcał na znalezienie nowej pracy. Wiedział, że jej potrzebuje, a poniekąd też chce mieć jakieś zajęcie. Z samych prywatnie wykonywanych tatuaży pewnie nie zdołałby się utrzymywać na dłuższą metę... Z drugiej strony, nie musiał martwić się ani o zakupy spożywcze, ani o płacenie czynszu. Mieszkania też już nie miał. Pozwolił sobie na kilka dni rozpusty, podczas której korzystał z uroków hogwarckiej kuchni przepełnionej niezwykle pomocnymi skrzatami. Mała ilość zajęć w ciągu dnia pozwoliła mu na wciśnięcie dodatkowych treningów, a nie było dla Noxa niczego przyjemniejszego od ładnie rozplanowanych ćwiczeń sportowych. Nawet koszmarna pogoda mu nie przeszkadzała - miał mnóstwo energii i w dodatku zostało mu mnóstwo czasu na doprowadzenie się do porządku przed eliksirami. Wziął prysznic i nawet prawie pokusił się na mundurek, ostatecznie zostając w ciemnych spodniach i białej koszuli z herbem Slytherinu. I tak nie zapiął jej pod szyję, a rękawy podwinął, dalej rozgrzany po treningu. Wpadł do kuchni, zgarnął tosty (w ilości sztuk - dużej, bo skrzaty ucieszyły się z jego apetytu) i podreptał do klasy, nie zważając na chłód lochów. - O Merlinie - wyrwało mu się, gdy przekroczył próg. Przystanął na chwilę, przełykając kęsa jednego z cudnie pachnących, cieplutkich tostów. Przesunął spojrzeniem po @Finan Gard, @Jacqueline A. Berkeley, @Vinícius Marlow, @Neirin Vaughn i @Cherry A. R. Eastwood. - Sami Puchoni? Trafiłem do nieba? - Dopytał, uśmiechając się szeroko. Przynajmniej Sanford jeszcze nie było, więc mógł dokończyć jedzenie w spokoju. Usiadł w czwartej ławce za parą, oczywiście, Puchonów. Odstawił na chwilę talerzyk, żeby zdjąć z ramienia torbę i przy okazji zerknąć na Neirina, który robił cholerawieco z kapitan drużyny Hufflepuffu; szczerze, naprawdę szczerze, wolał nie wnikać. Zamiast tego zabrał się za wyjmowanie jakichś pergaminów, pióra, kałamarza, królika, podręcznika... Królika? - Butter, ty cholero - westchnął spoglądając na białą kulkę, która kompletnie nie przejmowała się jakimkolwiek przenoszeniem i teraz rozkosznie rozwaliła się na ławce, schowana za kociołkiem. Mef na tyle znał królika, żeby wiedzieć, że problemów nie będzie - akurat Butter należał do niezwykle słodkich i grzecznych stworzonek, które najchętniej jedynie by spały. I wciskały się przy tym w miejsca, w które nie powinny, jak na przykład do torby.
Kuferek: 8pkt
/Mef jest wolny, jakby ktoś coś
Ostatnio zmieniony przez Mefistofeles E. A. Nox dnia Nie Lis 18 2018, 19:05, w całości zmieniany 1 raz
Bez pośpiechu chłopak przemierzał kolejne korytarze szkolne, prowadzące do Klasy Eliksirów - doskonale wiedział, że jeszcze ma czas, więc nie musiał pędzić na lekcję jak ostatnio. Ba, tym razem był przygotowany, żeby zrobić jakieś notatki i się czegoś nauczyć. Kto wie - może nie wyląduje cały w żółci i martwych muchach tym razem? Niemniej wszedł do klasy, obdarzając każdego uśmiechem i zauważajac, że poza jednym ślizgonem - pomieszczenie kompletnie przejęli puchoni. Prawdę mówiąc, spodziewał się chociaż jednego krukona albo krukonki, którzy zazwyczaj pojawiali się jako pierwsi na większość zajęć, ale najwyrażniej borsuki postanowiły przejąć tą funkcję. A kim był on, aby im tego zabronić? - Uroczy królik - zwrócił się lekko do jedynego ślizgona, siadając w ławce po jego prawej stronie i oczekując na przyjście kolejnych osób. Swoją drogą ciekawiło go, czy @Mirabelle Reiter pojawi się na tej lekcji. Miał na to dużą nadzieję, skoro lubił ją. Ba, miała dobre riposty, więc droczenie się z nią było niezwykle ciekawe i zabawne. Przez większość czasu. Niemniej jednak usiadł w ławce i zaczął rozkładać swoje rzeczy - wyjął z torby kałamarz, pióro i notes. Następnie zaś rozłożył się wygodnie na ławce i postanowił zaczekać na pojawienie się panny Sanford lub jakiejś znajomej twarzy. Chwilowo jednak mógł się polenić bez względu na konsekwencje - w końcu żadnych nie było jeszcze, nie? Oparł swoją głowę o ramione, znajdujące się na ławce i przymknął oczy w oczekiwaniu. //Miejsca obok mefa i vida są wolne, bo siedzą w ławkach w tym samym rzędzie, ale osobno jak coś~
Aleksander Cortez
Wiek : 25
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 194
C. szczególne : Kruczoczarne, kręcone, długie włosy (od ostatniego pobytu w szkole jeszcze dłuższe) luźno opadające. Ubrany w wszystko co wygodne i swobodne - brak garniturów. Karnacja skóry znacznie ciemniejsza. Opalił się w tym Meksyku.
Eliksiry i wiedza Corteza na ich temat była na tyle mała, że doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że prędzej, czy później coś pójdzie nie tak i wysadzi swój kociołek. Dlatego stojąc przed otwartą szafą gładził przyjemny w dotyku materiał jasnoszarej marynarki. Spoglądając na niego niemal, że z czułością. Uwielbiał tego rodzaju stroje, gardził szkolnymi szatami i nienawidził w nich chodzić. Nawet już nauczyciele przywykli do tego, że zawsze pojawiał się na zajęciach nie w szacie, a ubrany w garnitur i zielony krawat w szare paski. Możliwe, że puszczali mu to płazem, przez to, że mimo wszystko wyglądał estetycznie i godnie reprezentował zarówno swój dom, jak i podejście do lekcji. A może tylko dlatego, że nie ważne ile punktów by mu już odebrali przez te kilka lat jako uczniowi to go i tak nic nie ruszało, a także nie było w stanie spowodować by Aleksander zaczął chodzić w tych paskudnych, niewygodnych szatach. Teraz jednak kiedy drzwi do klasy się otworzyły, wmaszerował do środka będąc ubranym właśnie w to paskudztwo, z miedzianym kociołkiem przerzuconym za prawe ramię i odbijające się o łopatkę przy każdym kolejnym kroku. W lewej ręce zaś trzymał swoją wiecznie żywą torbę. Która choć wytarta, stara i wiecznie niepasująca do schludnego wyglądu Ślizgona, towarzyszyła mu podczas każdej lekcji. I zdawała się być jedyną rzeczą na świecie na której wygląd nigdy nie zwracał uwagi. A jednak niezależnie ile razy by ucierpiała podczas zajęć na kolejnych znów była czysta, przez co tylko czas powodował, że tak bardzo kontrastowała z jego pedantycznie schludnym strojem. - Cześć Mefistofeles - odezwał się do jedynego Ślizgona obecnego w sali i zajął krzesło obok niego, po stronie wolnej. Rzucając krótkie spojrzenie @Vidari Sinclair, po czym uśmiechnął się miło i skinął głową na powitanie, a następnie spojrzał na towarzysza @Mefistofeles E. A. Nox i jego usta wygięły się w lekko drwiącym uśmieszku. - O ile dobrze pamiętam, to zwierzątka brało się na transmutację by je przemieniać w kielichy? A nie na eliksiry, chyba, że to ja jestem nieprzygotowany do zajęć i czegoś nie doczytałem w ogłoszeniach. - Posmutniał i wyglądał na skonsternowanego tym, że ominął jakąś część na temat przygotowania się do zajęć.
Dziewczyna wcisnęła na siebie szmaragdowy golf, którego ostatnio używała w tamtym roku. Dni zrobiły się coraz zimniejsze, a z racji tego, że stawiała na komfort, nie przejmowała się, że w takim swetrze wygląda na grubszą, niż naprawdę była. W końcu nie potrzebuje nikomu się przypodobać, więc może ubierać się, jak dusza zapragnie. No, oprócz tego, że powinna za każdym razem nosić okropnie wyglądającą szatę, która ni jak pasowała do jej dziwnego gustu. Dzisiejszego dnia ucieszyła się na myśl o lekcji eliksirów, choć sama nie miała pojęcia dlaczego. Może to sprawka osób, które miały się tam pojawić? Zapewne to tylko dlatego, że chciała nauczyć się więcej rzeczy, a te lekcje były dla niej jednymi z przyjemniejszych. Jeszcze w swoim pokoju, zakręciła włosy zwykłą lokówką, by to one zebrały wszystkie niezręczne zerknięcia w jej stronę. Miała tylko nadzieję, że tym razem żaden nauczyciel nie zwróci uwagę na jej strój czy fryzurę. Spędziła tyle czasu na przygotowaniach, że gdy spojrzała na zegarek, omal nie poparzyła się mugolskim urządzeniem, które trzymała wtedy w dłoni. Miała jakieś dziesięć minut, by przebiec do sali i modlić się, że nie będzie aż tak bardzo spóźniona. Zawsze musiała być odrobinę wcześniej, nawet gdy tak naprawdę miała więcej czasu do rozpoczęcia się eliksirów. Przez nieuwagę, założyła dwie różne skarpetki. Jedna była w urocze wzory lam z sombrero, druga zaś przedstawiała nocne niebo z gwiazdami. Zdecydowanie łatwo było je zauważyć, ale nie miała już czasu, żeby poszukiwać ich prawdziwych partnerów. Zabrała wszystkie potrzebne rzeczy i wybiegła z pokoju, wkładając w biegu buty, tym razem takie same. Na szczęście stanęła przed drzwiami w porę, tak jakby wyszła wcześniej i nie biegła całą drogę. Odetchnęła z ulgą i poprawiwszy zwisającą niedbale torbę na ramieniu, weszła do klasy i rozejrzała się uważnie. Było tutaj o wiele mniej osób, niż myślała, a przy tym żadnego krukona czy krukonki, co było bardzo dziwne. W końcu, czy to nie oni zawsze palili się tak do nauki? Mirabelle spróbowała uspokoić swój oddech, co nie bardzo jej wyszło, a następnie założyła za ucho jeden, zwisający lok przy jej twarzy. Idąc w stronę wolnej ławki, uśmiechała się nieśmiało w stronę znanych twarzy. Nie była pewna, czy oni ją kojarzą, ale wolała być przynajmniej miła. Dopiero w połowie drogi zauważyła leżącego na ławce @Vidari Sinclair, obijającego się jak zawsze. Wywróciła oczami, kierując się w jego stronę i przystanęła, będąc zaraz przy nim. Odłożyła swoją torbę na ławce, a potem jak gdyby nigdy nic, dała chłopakowi kuksańca w bok. — Musisz się tak rozkładać, książę? — zapytała, wywracając oczami kolejny raz i wpatrując się w niego nieodgadnionym wzrokiem. Możliwe, że minę miała odrobinę zbyt surową, co mogło zmienić wydźwięk jej wypowiedzi. Kilka chwil później uśmiechnęła się, żeby rozładować napięcie pomiędzy nimi i usiadła na krześle obok niego, nawet nie pytając, czy jest zajęte. Lubiła się z nim droczyć, a to był pierwszy krok do dzisiejszego zwycięstwa.
Ostatnio zmieniony przez Mirabelle Reiter dnia Nie Lis 18 2018, 21:59, w całości zmieniany 2 razy
Isabelle L. Cortez
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 163
C. szczególne : leworęczna, blizna na ramieniu zakryta tatuażem, hiszpański akcent, szczupła, długie brązowe włosy, brązowe oczy .
Kolejna lekcja i kolejny dylemat czy powinna ruszyć swoje cztery litery i udać się na nią, czy też pozostać w bibliotece rozkoszując się zapachem starych woluminów jak i widokiem ksiąg przepełnionych kurzem i zapomnieniem. Większość tych bezcennych dzieł stała na półkach zapomniana przez uczniów czy nauczycieli. Jedynie czas pamiętał o nich i zaglądał do nich raz na parę lat uwidoczniając ich wiek. Delikatnie powiodła opuszkiem palca po grzbiecie księgi. Stała w równym rządku na półce czekając aż ktoś raczy ją otworzyć. Niestety, Isabelle nie była tą osobą. Ona szukała konkretnego dzieła - dzieła które napisał Godelot. Może nie była to książka do poduszki i nie czytało się jej małym dzieciom na dobranoc ale właśnie o ten zbiór jej chodziło. Drugi raz sprawdzała bibliotekę nie znajdując jej na półkach. Za pierwszym myślała iż ktoś ją sobie wypożyczył zapominając oddać. Teraz miała już pewność, że jej tutaj nie znajdzie. Spojrzała w stronę, gdzie miał się znajdować dział ksiąg zakazanych. Słyszała o nim. Wiedziała doskonale, że tylko osoby z pozwoleniem mają tam wstęp lecz ona nie miała zamiaru o nie prosić. Wzrok skierowała na zegar uświadamiając sobie, że spędziła tu więcej czasu niż planowała. Przewracając oczami zebrała swoje rzeczy i wyszła z biblioteki wiedząc, że nieśpiesząca się dojdzie na czas. Korytarze były puste co bardzo jej odpowiadało. Miała dość patrzenia na chłoptasi dbających tylko o własny wygląd i dziewczynek uganiających się za nimi niczym napojone eliksirem miłosnym. Oparła dłoń na torbie, drugą natomiast przycisnęła do szaty owijając sie nią szczelniej. Coraz bardziej można było odczuć chłody jesieni. Do klasy weszła nawet nie pukając.NIe wiedziała czy była tam nauczycielka czy też nie, przecież szła na lekcję. Puchon, puchon, puchon, dwóch ślizgonów, z czego jednym był Alek i gryfon którego poznała na zajęciach z zaklęć. Uśmiech sam pojawił się na jej twarzy. Szybko podeszła do @Aleksander Cortez siadając przed nim. Torbę rzuciła pod nogi. Zanim jednak przywitała się z kuzynem spojrzała w stronę @Vidari Sinclair - Cześć - chwilę musiała pomyśleć aby przypomnieć sobie jego imię lecz wszystko zamaskowała uśmiechem mając nadzieję, że chłopak nie bezie o to zły. - Vidari. - schyliła się następnie do torby wyciągając jakiś podręcznik do eliksirów i różdżkę. Zanim jednak wróciła spojrzeniem do swojego nowo poznanego kolegi odwróciła się w stronę @Aleksander Cortez. Czy na jego ławce był królik? Na to wyglądało. Króliki były słodkie, miały miękkkie futerko i ogólnie każdy je kochał. Szkoda tylko, że Isabelle nie mogła się do nich zbliżać. Wolała nie ryzykować. Wiedząc doskonale, że nie może być ona Alka spojrzała na chłopaka obok niego. - Składnik do eliksiru? - Spojrzała na @Mefistofeles E. A. Nox. - Z resztą nie ważne. Pasuje do Ciebie. - wzruszyła ramionami uśmiechając się przy okazji do kuzyna na powitanie.
kuferek: 8
/jeśli ktoś ma ochotę może przysiąść się do Isabelle. Dziś nie gryzie ^^
Ostatnio zmieniony przez Isabelle L. Cortez dnia Pon Lis 19 2018, 09:54, w całości zmieniany 1 raz
Fabien E. Arathe-Ricœur
Wiek : 25
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 178 cm
C. szczególne : Niewidomy. Cienkie, białe blizny na palcach.
Obecność Krukona w sali nie byłaby niczym dziwnym. To wręcz jego brak powodował subtelne zainteresowanie, jako coś odbiegającego od normy. Niespotykane. Czyżby nagle wszyscy wychowankowie Roweny zachorowali, że nie pojawili się na zajęciach ze stosownym wyprzedzeniem, aby zająć miejsca w pierwszych ławkach? W otoczeniu pergaminów i ingrediencji, gotowi do poszerzania swej wiedzy. Fabien sam byłby lekko zaskoczony, gdyby dowiedział się, iż przybył jako pierwszy ze swojego domu. Nawet Gryfon zdążył go wyprzedzić, a to nie zdarza się często. Chyba, że w grę wchodzą zajęcia Quidditcha. Tego dnia miał na sobie czarne spodnie oraz grubszy sweter z naszytym logiem Ravenclaw. Gdyby nie herb domu, wyglądałby, jakby szedł na pogrzeb. Nie winno to nikogo dziwić, blondyn zazwyczaj ubiera się na czarno. Jednolicie, monotonnie. Nawet torbę miał w kolorze węgla. Dość tego dnia lekką, bowiem poza podręcznikiem i pergaminami, nie dałoby się znaleźć w niej za wiele. Wszedł do sali cicho, zamykając zaraz za sobą drzwi. Minął zajęte ławki zgoła pewnie, siadając w pierwszej wolnej - padło na drugą w rzędzie obok Puchonów. Za sobą miał Ślizgonkę i Gryfona. Skupił się na przygotowaniu miejsca pracy. Nie wiedział, czy będzie to konieczne, ale wyciągnął podręcznik oraz przygotował pióro. Samopiszące, udostępnione mu przez szkołę. Powinien w najbliższym czasie sprawić sobie własne. I kociołek... Usiadł wygodniej, wpatrując się przed siebie. Skończył, co na razie zrobić mógł. Odłożywszy zatem torbę pod bok, zasłuchał się w rozmowach w klasie, zanim nagle coś go tknęło. - Oh? Jestem jedynym Krukonem? - Zauważył cicho, w stronę nikogo konkretnego. Luźno rzucona w eter uwaga. Jedynie zdziwić może, iż tyle czasu zajęło chłopakowi zorientowanie się w sytuacji.
Kuferek: 10 pkt Miejsce obok Fabiena jest wolne, śmiało można się dosiadać.
Silvia Valenti
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 170 cm
C. szczególne : Silny włoski akcent, szeroki uśmiech na twarzy, kilka mniejszych blizn na dłoniach, leworęczna
Włoszka uwielbiała eliksiry! No dobra, wolne żarty... Nigdy nie miała z nimi nic wspólnego, ten temat był dla niej niczym czarna magia: w ogóle nie potrzebny i niedostępny dla jej małego umysłu. W Calpiatto w ogóle nie przykładała uwagi do tej dziedziny magii, ale teraz, gdy była w Hogwarcie, uznała, że wypadałoby się podszkolić. W końcu nie miała jeszcze całkowicie sprecyzowanych planów odnośnie przyszłości swojej po skończeniu szkoły. Kto wie, może zostanie eliksirowarem... Nie no, to było wysoce nieprawdopodobne, co nie zmienia faktu, że chociaż częściowa wiedza w tym zakresie była potrzebna. Chociażby po to, aby bez żadnego problemu zaliczyć egzaminy końcowe, które miały mieć miejsce pod koniec czerwca. Lub by nie musieć kupować najprostszych mikstur w sklepie, ale mieć możliwość przygotowania ich samodzielnie. Na dworze było tego dnia chłodno, a jak spodziewała się Valenti, w klasie eliksirów pewnie będzie niewiele lepiej. Co prawda pracownia mieściła się w budynku szkoły, jednak ze względu na to, że była ona w lochach, często panował tam ziąb. Pewnie dlatego postanowiła ubrać ciepły sweter w kolorach swojego domu, czyli w żółto-szare, grube, poziome paski. Czarne spodnie jeszcze bardziej uwydatniały to, jak bardzo miała szczupłe nogi, ale w ogóle się tym nie przejmowała. Było jej ciepło i to było w tym wszystkim najważniejsze. I tak przygotowana ruszyła do klasy na zajęcia. Do klasy weszła akurat w momencie, kiedy @Cherry A. R. Eastwood paradowała w samym staniku. Na widok dziewczęcego ciała, na jej własnych policzkach zakwitł rumieniec, ale nie zamierzała tego komentować w żaden sposób. Nie jej sprawa w co się bawił z nią Neirin, bezsensownym było przejmowanie się tym. Zamiast tego, ponad głowami wypatrzyła tę, która szczególnie ją interesowała. Było wolne miejsce obok @Isabelle L. Cortez, więc ruszyła w jej stronę i dosiadła się, wyjmując na blat stołu różdżkę i książkę. - Cześć - rzuciła pospiesznie i nim się zorientowała, paplała do niej jak najęta. - Błagam Cię, Isabelle, powiedz, że umiesz z eliksirów cokolwiek więcej niż ja i w razie potrzeby mi pomożesz. Jestem kompletną nogą jeśli o to chodzi, mam tylko nadzieję, że nauczycielka nie wyrzuci mnie z zajęć. - naprawdę niewielkie ilości stresu wkradły się do jej umysłu, bo nie wiedziała, jaka jest nauczycielka, czego będzie od nich wymagać oraz w jaki sposób poradzić sobie z ewentualnymi problemami z uwarzeniem eliksirów.
Kuferek: okrągłe zero z eliksirów, będzie bajecznie <3
Kroczyła na zajęcia kilka minut po czasie. Miała świadomość, że to nie jest w dobrym guście, aby spóźniać się na własną lekcję, jednak nie mogła nic poradzić na to, że zatrzymały ją pilne sprawy w pokoju nauczycielskim. Teraz więc spieszyła, aby nie stracić w oczach uczniów i studentów Hogwartu. Miała dzisiaj bardzo ciekawy pomysł na zajęcia i mieli oni poświęcić na to sporo czasu, więc czym prędzej powinni zacząć. Otworzyła drzwi od pracowni i wpadła do środka, delikatnie zdyszana, akurat w momencie, gdy @Cherry A. R. Eastwood zakładała na swój goły tułów jakiś sweter. Oburzenie odmalowało się na twarzy profesor Sanford. O ile była w stanie na wiele rzeczy przymknąć oko podczas swoich zajęć, byle by zadane zadanie było wykonane, tak to, było czymś, czego ominąć nie mogła. - Panno Eastwood, proszę się nie obnażać na moich zajęciach. - rzuciła delikatnie zdenerwowanym tonem, po czym postanowiła dodać coś jeszcze. - -10 punktów dla Hufflepuffu za pani zachowanie. Mam nadzieję, że to czegoś panią nauczy. To powiedziawszy podeszła do swojego biurka na przodzie klasy i położyła tam potrzebne jej przybory. Dopiero wtedy rozejrzała się po klasie, na każdym chociaż na chwilę zatrzymując spojrzenie. Większość z nich znała i wiedziała, do czego są zdolni więc wiedziała, że zadanie przygotowane na dzisiaj było jak najbardziej adekwatne. - Panie @Mefistofeles E. A. Nox, bardzo proszę przestać już jeść, zaczynamy zajęcia. Poza tym, klasa eliksirów to nie jest odpowiednie miejsce dla królika. - zamilkła na chwilę, aby odetchnąć, po czym ponownie zaczęła mówić. A tym razem jej głos był znacznie pewniejszy, niż dotychczas. Kiedy kobieta zaczynała nauczać, bardzo się zmieniała, cała niepewność uciekała. Uśmiechnęła się delikatnie w kierunku uczniów znajdujących się przed nią. - Dla tych, którzy mnie nie znają, chciałabym przypomnieć, nazywam się Alexa Sanford i jestem nauczycielką eliksirów w tej szkole. Dzisiaj mam dla was bardzo ciekawe zadania, którym mam nadzieję podołacie. Wszelkie kociołki nie będą wam potrzebne. - znikąd do klasy wleciało spokojnie 6 dużych kociołków i ustawiło się w zgrabnym szyku na pierwszych i drugich ławkach. Obok nich ustawiły się zgrabnie złożone pergaminy, na każdym była napisana wielka liczba wskazująca numer kociołka i imię i nazwisko osób, które powinny obok niego zasiąść. Pod każdym kociołkiem nagle zapłonął ogień, a eliksiry w nich się znajdujące od razu zaczęły delikatnie bulgotać. W pracowni od razu rozniósł się specyficzny zapach mieszanki ziół i ingerencji potrzebnych do przyrządzenia mikstur a wszystko to, zdawało się dziać jakby zupełnie samodzielnie. Tylko Ci, którzy znali nauczycielkę wiedzieli, że zapewne dokonała tego wszystkiego przy użyciu magii bezróżdżkowej, którą świetnie władała. - Jak widzicie, mamy tutaj kilka kociołków a w nich różne eliksiry. Pomyślałam, że zrobimy sobie dzisiaj małe zawody - odeszła od swojego biurka i stanęła bliżej kociołków. - W każdym z kociołków znajduje się inny eliksir w różnym stanie przygotowania. Do jednych należy dołożyć tylko kilka elementów i będzie on gotowy do spożycia, w przypadku innych należy poświęcić im więcej czasu na przygotowanie. Waszym zadaniem jest rozpoznać eliksir, który się przed wami znajduje oraz dokończyć go. Z pośród was wszystkich, na koniec lekcji wyłowię grupę, która zdecydowanie lepiej poradziła sobie z postawionym zadaniem i w ramach nagrody otrzyma fiolkę uwarzonej mikstury. Czy wszystko rozumiecie? Jeśli tak, to zapraszam do pracy - miała nadzieję, że nie popełnia wielkiego błędu pozwalając na taką samowolkę na tych zajęciach oraz nie będzie tego żałowała. Dlatego zaczęła przechadzać się po klasie między stolikami uczniów, którzy już zabrali się do pracy gotowa pomóc im w razie konieczności.
Zadanie: Zadania mogą wydawać się zagmatwane, ale jeśli będziecie postępować zgodnie z instrukcją tutaj zamieszczoną, nie będą stanowić żadnego problemu, przynajmniej taką mam nadzieję ;) Można zadawać pytania nauczycielce jeśli postać sobie wyjątkowo nie radzi, należy jednak pamiętać, że za to nie przysługują żadne punkty dodatnie. Kości rzuca każda osoba z grupy i są one sumowane w każdym etapie pracy. Uwaga! za każde 3 pkt z eliksirów w kuferku (bez uwzględnienia przedmiotów) przysługuje podniesienie wyniku kostki o 1 do góry. Przykład: wyrzucona kostka to 5, posiadam 4 punkty w kuferku z eliksirów, co pozwala mi na podniesienie wyniku wyrzuconej kostki do 6. Uwaga vol. 2 Jeśli uważacie, że kostki wylosowane przez waszą postać są zdecydowanie za wysokie, śmiało możecie je zaniżać, nie mam nic przeciwko!
1 Na początek każdy z was rzuca 1 kością. Odpowiada ona za zidentyfikowanie mikstury, która znajduje się w kociołku. W każdej grupie kości jej uczestników są sumowane i dopiero wtedy odczytujecie kostkę.
1 - 4 - nie macie zielonego pojęcia o tym, co znajduje się w waszym kociołku i musicie poprosić o pomoc w zidentyfikowaniu mikstury profesor Sanford. 5 - 8 - siedzicie i bardzo długo próbujecie dojść do tego, co znajduje się w środku. Niby coś wam świta, ale pewności stu procentowej nie macie. Mimo wszystko, zaczynacie działać. 9 - 11 - po dłuższej konsultacji ustalacie, że wiecie, co jest w kociołku. Bez problemu przystępujecie do dalszej pracy. 12 i więcej - jedno zerknięcie na opary unoszące się z nad wywaru upewnia was w przekonaniu, że dokładnie wiecie, co znajduje się w środku. Przygotowanie odpowiedniej mikstury to tylko kwestia czasu.
Bardzo proszę o podlinkowanie wszystkich waszych rzutów!!!
INFORMACJA DLA TYCH, KTÓRZY CHCIELIBY JESZCZE DOŁĄCZYĆ
Jest taka możliwość. Dołączyć można przed kolejnym etapem (najprawdopodobniej będzie to 22 listopada). W zależności od tego, ilu będzie chętnych i jakie będą posiadać umiejętności z eliksirów, będą dołączani do istniejących już grup bądź tworzone będą zupełnie nowe.
Kolejny etap:
Jeśli przynajmniej 3 grupy napiszą posty, kolejny etap zostanie dodany 22.11.2018r. Jeśli będzie to mniej osób, kolejny etap będzie dodany 26.11.2018r. W razie potrzeby (dołączenie kogoś do innej grupy, pytania do Alexy ect.) będą pojawiać się w międzyczasie kolejne posty od nauczycielki jednak nie są to kolejne etapy zajęć.
W razie jakichkolwiek pytań, wątpliwości, zażaleń czy Merlin jeden raczy wiedzieć jakich jeszcze problemów, zwracać się na PW lub na GG do @Beatrice L. O. O. Dear
Ostatnio zmieniony przez Alexa Sanford dnia Czw Lis 22 2018, 23:26, w całości zmieniany 1 raz
Był niewyspany, co było widać na pierwszy rzut oka. Podkrążone oczy, rozmierzwione włosy i grymas na twarzy, taki jakby ktoś podsunął mu pod nos coś bardzo niesmacznego. Z równie ubolewającym nastawieniem ruszył na zajęcia w lochach, dopóki nie spojrzał na zegarek, który luźno wisiał na prawym nadgarstku. Teoretycznie od łóżka do sali miał całkiem blisko, nie jednak kiedy przypadkowo uciął drzemkę na drugim końcu szkoły. Dlatego biegł, żeby później nikt się nie przyczepił do kilkuminutowego spóźnialstwa. Z rudymi nie było żartów, potrafili nieźle zajść za skórę. Wszedł pospiesznie do pomieszczenia, udając, że wcale nie biegł i wcale nie wypluwał sobie płuc, bo było to cholernie daleko. Jak się okazało, nie tylko on się spóźnił bo Pani Profesor dopiero rozkładała swoje rzeczy, karcąc przy tym jakieś osoby. Chrząknął i przywitał się z nauczycielką, podchodząc do uczniów, którzy stali przy kociołku numer dwa. Uniósł delikatnie brwi i spojrzał do kociołka, jakby to miało w jakikolwiek sposób im pomóc. Gdzieś po drodze dojrzał @Vidari Sinclair, posyłając mu niezwykłe szeroki i niezwykle arogancki uśmiech. W końcu okazji do przebywania w tym samym pomieszczeniu, z własnej woli, jest niezwykle mało. Ciekawe, które tym razem wyjdzie z podniesioną głową. Spojrzał na swoje dwie towarzyszki w tej męczarni. -Cześć.-Przywitał się, choć nie uważał tego za coś, co było konieczne. Specjalistą to on na pewno nie był, miłośnikiem eliksirów również. Zapowiadało się więc bardzo ciekawe spędzenie tego czasu, który mógłby spożytkować w inny sposób. Na przykład na wpieprzaniu czegoś słodkiego w szkolnej kuchni.
Frekwencja na zajęciach nie była duża. Przeważali puchoni lecz dziewczynie całkowicie to nie przeszkadzało. Zbyt mało czasu spędziła w Hogwarcie aby podziały miały jakiekolwiek znaczenie dla niej. Trochę było jej smutno, że jej siostra uważała inaczej. Wręcz zarzucając Izzy stronniczość. A przecież wcale tak nie było. Nie miała zamiaru trzymać się tylko z osobami że swojego domu bo ... No właśnie, bo co? Spotka ją kara, klątwa, czy inne badziewie? Czasem miała wrażenie, że jej siostra robiła z siebie ofiarę, świadomie bądź nie. Widząc Sylvie wszystkie wcześniejsze rozmyślania poszły w zapomnienie. @Silvia Valenti w tym momencie była osobą na której miała zamiar się skupić. Nawet siedzący za nią Alek nie był na tyle ciekawą osobą. Chwilowo. Posłał w stronę dziewczyny uśmiech ciesząc się, że postanowiła usiąść koło niej. - Cześć Via. - przesunęła swoje rzeczy na bok robiąc dziewczynie miejsce na stoliku. Może i nie było go za wiele, zważywszy, że stał na nim kociołek/kociołki jak i inne przybory potrzebne do ważenia. - Aaamm... Pewnie lepszą niż ty. - mrugnęła do niej nadając swojej wypowiedzi żartobliwy ton. Doskonale pamiętała frekwencję Vii na tych zajęciach. - Pomogę Ci. Nauczycielka nawet tego nie zauważy. Może nie jestem ekspertem w tej dziedzinie ale coś umiem i w razie konieczności zrobię dwa. Nie martw się. - delikatnie złapała ją za rękę chcąc aby się uspokoiła. Sama dobra w te klocki może i nie była ale z pewnością wiedziała odrobinę więcej niż jej koleżanka. I mówiła szczerze - gdy będzie to konieczne zrobi dwa eliksiry lepszy dając Vii. Pojawienie się nauczycielki było jak wejście smoka. Ledwo przekroczyła próg sali, a już posypały się ujemne punkty. Sama Isabelle nie zauważyła pół nagiej dziewczyny wchodząc tu. Pewnie dlatego, że całkowicie była jej ona obojętna. Kątem oka śledzia nauczycielkę idącą spokojnie po sali. Ciekawe czy zawsze robi takie wejście. Od razu, po lekkim skarcwniu dwójki uczniów, przeszła do zajęć. Dziewczyna patrzyła na wszystko że spokojem mając nadzieję że zajęcia będą lekkie i przyjemne. I z poczatku takie się wydawały. Każda kolejna instrukcja wywoływała u dziewczyny zadowolenie ale i jednocześnie smutek. - Czemu każdy nauczyciel musi tworzyć samodzielnie pary. - szepnęła do koleżanki po czym podniosła się z miejsca udając do odpowiedniego kociołka. Miała szczerą nadzieję, że będzie z kimś kogo lubi lub chodź trochę toleruje. Nie spodziewała się jednak, że będzie z osobą której całkowicie nie zna. No pięknie, jeszcze będzie musiała się przedstawiać. A może i nie. W końcu jej imię widniało na kartce przy kociołku. Tak, zdecydowanie nie miała zamiaru tego robić. Może i była dobrze wychowana ale dziś wszelkie maniery postanowiła odłożyć na dalszy tor. Stanęła przy kociołku zaglądając do środka, kątem oka patrząc na @Neirin Vaughn. Kolor, zapach i sam stan skupienia coś jej mówiły jednak nie potrafiła znaleźć tego w umyśle. Cały czas jej to umykało przez co odsunęła się trochę od cieczy spoglądając na chłopaka. - Twoja koleżanka dała niezły pokaz. Lepiej aby uważała następnym razem na nauczycieli. - nie była to złośliwa uwaga, chodź na taką mogła wyglądać, tylko rada. A Izzy nie dawała i często i to jeszcze obcym. - Isabelle Cortez - zmieniła jednak zdanie co do przedstawienia się. Maniery i dobre wychowanie wzięły jednak nad nią górę.
Powinni karać za to, że każą im się zbierać o tak nieludzkiej godzinie. Naprawdę. Choć nie wiedział, która była dokładnie i czy na pewno zmierza do dobrej sali(usłyszał tylko nawoływanie siostry gdzieś z daleka) Wszedł do pomieszczenia zaraz za innym Ślizgonem, w końcu za tłumem najlepiej, prawda? Posłuszne owieczki szykowały się a rzeź. Cóż, przynajmniej niektórzy. Rozejrzał się po pomieszczeniu, w zasadzie to nie wiedział w jakim celu. W oczy rzucił mu się żółty kolor, co wywołało w nim dreszcze nieznanego pochodzenia. Jak historia znana, jego osoba i większość zacnego borsukowego towarzystwa za sobą nie przepadała. Czytaj, afera łazienkowa. Rozpoznał tylko jednego przychlasta, który swoją drogą naprawdę mu się przysłużył, @Silvia Valenti oraz @Isabelle L. Cortez, której posłał porozumiewawcze spojrzenie. A kto ją wie, czy zrozumie co miał przez to na myśli. Liczył na kolejne kryptowe spotkanko. Czuł się dziwnie nie na miejscu w tej sali. Dosłyszał tylko końcowe zdanie nauczycielki, dlatego z dziwną miną podszedł do kociołka numer sześć, gdzie znajdowała się osoba o zapewne równie marnych jak jego umiejętnościach do tego przedmiotu. W jego głowie zachodziło właśnie kilka reakcji, a w połączeniu ze sobą wcale nie zwiastowały niczego dobrego. Kiedy rozpoznał swojego eliksirowego partnera, prawie podniósł rękę i wyśmiał wybór Sanford. Oparł się wygodnie o stół, przy którym stał kociołek. Kobieta nie miała pojęcia, że połączenie takiej pary nie jest najlepszym pomysłem. Albo kompletnie nie skupi się na zadaniu, zostawiając Puchonkę na pastwę losu albo spierdoli jeszcze bardziej to, co wrzało przed nimi w naczyniu. Wessberg raczej nie przyswoi dzisiaj jakiejkolwiek wiedzy, kiedy skupia się na czymś, na czym w ogóle nie powinien. -Nie licz na mnie w tym zakresie, o wiele lepiej radzę sobie na miotle.-Powiedział, uśmiechając się krzywo pod nosem. Obydwoje doskonale pamiętali, jak ostatnio skończyły się jego przygody na latającym kijku. Mogła sobie wyobrazić to, co działo się kiedy w grę wchodziły zajęcia z eliksirów. Zerknął do środka, próbując skupić się na tym, co znajdowało się tam na dnie, a nie na tym, że ponownie stali tak blisko siebie. Zmarszczył lekko brwi, prostując się. Gdzieś już widział coś podobnego, a przynajmniej tak mu się wydawało. Ojciec posiadał wiele podobnych rzeczy, dla własnych eksperymentów i uciech. Spojrzał na swojego towarzysza broni i zachęcająco wskazał na zawartość.
C. szczególne : krzywy zgryz, dużo pieprzyków, w tym nad górną wargą. Tatuaż na karku, kolczyk w lewym uchu, spora blizna w prawej pachwinie. Na jego ramieniu zwykle siedzi elficzka
I jemu burczało w brzuchu, nie udał się jednak do Wielkiej Sali mimo że miał na tyle czasu, by naprędce skombinować jakąś kanapkę – w jego przypadku najadanie się przed eliksirami nie było najlepszym pomysłem. Za każdym razem kiedy widział niektóre składniki, których w dodatku nierzadko musiał dotykać, cała zawartość żołądka przewracała się nieprzyjemnie, a czasem podjeżdżała aż do gardła. Używane przez nich robactwo i produkty odzwierzęce były jednym z powodów, dla których tak bardzo nie lubił eliksirów. Drugim był oczywiście absolutny brak talentu, objawiający się tak samo nad kociołkiem, jak i nad garnkiem z zupą. – Ulga... tylko szkoda, że to eliksiry. – mruknął, wolnym krokiem kierując się w stronę klasy. Mieli dużo czasu, a jemu niespecjalnie spieszyło się by znaleźć się w kojarzącej się nieprzyjemnie sali. Sali tortur, ot co! Z miną cierpiętnika ciężko opadł na ławkę tuż obok Finna i rozsiadł się wygodnie, prostując skrzyżowane w kostkach nogi. I on nie wyciągnął nic ze swojej torby, był świadom, że nawet najlepszy podręcznik w niczym mu nie pomoże. Uśmiechnął się, słysząc koncert wygrywany przez finnowy żołądek. – Nie mam wyboru, to brzmi co najmniej tak jakbyś miał mi tutaj zemdleć. – wyprostował się, słysząc, że ktoś wchodzi do sali, ale zaraz opadł do poprzedniej pozycji, gdyż odnotował, że są to wpływający do środka uczniowie. – Ale nie zamierzam dotykać niczego w kuchni. To naprawdę zły pomysł. – tego akurat nie musiał mu tłumaczyć, był pewien, że Gard aż za dobrze pamięta jak wyglądają wszelkie próby gotowania. Otworzył usta by powiedzieć coś jeszcze, lecz do sali wszedł @Neirin Vaughn z @Cherry A. R. Eastwood, którą kojarzył z widzenia przewieszoną przez ramię... jak worek ziemniaków. Zamarł w chwili gdy pozbawił ją górnej części odzienia i zmarszczył nieznacznie brwi, nie wiedząc jak miałby na to zareagować. Oczywiście widok, który udostępnił im Nei cieszył oko, ale z drugiej strony czuł się źle z faktem, że tak bezczelnie z tego skorzystał. Właściwie współczuł dziewczynie, zwłaszcza że wyraźnie widać było po niej zażenowanie. Zajmując się rozważaniami, zapomniał, że gapi się w nią bezmyślnie co mogło zostać błędnie odebrane, do rzeczywistości wrócił dopiero w chwili kiedy zdenerwowana profesor Sanford odjęła Puchonom 10 punktów. Posłał Finnowi zbolałe spojrzenie i westchnął bezgłośnie, prostując się na ławce. Koniec słodkiego lenistwa, czas na godzinę męczarni. Na wieść o króliku rozejrzał się po klasie, nie mając pojęcia, że wspomniany gryzoń znajduje się tuż za jego plecami. Może to i dobrze? Gdyby wiedział, nie potrafiłby już skupić się na zajęciach. Z niepokojem obserwował wlatujące do sali kociołki i ustawiające się obok nich pergaminy, a kiedy usłyszał o „zawodach”, stracił jakąkolwiek nadzieję, że wyjdzie z sali bez uprzedniej kompromitacji. Skinął głową na znak, że rozumie wydane przez nauczycielkę polecenia i wstał, usilnie walcząc z odruchem ucieczki. Odnalazł pergamin, na którym poza jego nazwiskiem widniał też (Merlinie, co za szczęście) Finn, a potem podszedł do odpowiedniego kociołka, zerkając na przyjaciela niepewnie jeszcze zanim spojrzał na bulgoczącą leniwie ciecz. W kieszeni spodni znalazł gumkę do włosów, związał je więc w koczek, by nic nie daj Merlinie nie wleciało do kotła. – E... także tego... to ja zobaczę pierwszy. – wydukał bez przekonania i (również bez przekonania) nachylił się nad niedokończonym eliksirem. Miał jakiś tam kolor i bez wątpienia jakiś tam zapach... i na tym kończyły się jego obserwacje. Chcąc wyglądać mądrze, powpatrywał się w niego przez kilkanaście sekund, pomrukując coś tam pod nosem, aż w końcu spojrzał na Finna i z niezmierną powagą pokiwał głową jakby doskonale wiedział z czym ma do czynienia. – Nie mam pojęcia. – wypalił, a na ustach wykwitł mu głupawy uśmiech. Nie pozostało mu nic poza śmiechem...
Nie lada wyczyn? Spóźnić się do podziemi, wcześniej w nich rezydując; kiedy to w labiryncie wszechobecnego chłodu, uwydatnionej wilgoci tych tajemniczych szlaków, za doskonale pamiętanymi drzwiami - będzie mieć miejsce lekcja. Niestety, Książę bezwzględnie wybrał obecną porę za idealną do popełnienia ucieczki; uszczuplający się czas przeznaczyłam - aby z powrotem zawlec jego do swej sypialni. Biegłam; dźwięk moich kroków dudnił rytmicznym, wzmożonym echem niesionym przez nieozdobne, niemal obskurne ściany. Płuca zawzięcie walczyły - niczym dwaj wojownicy rozszerzający się za osłoną żeber - o każdą porcję niezawodnego powietrza. W końcu - zdołałam się zjawić w klasie. Moje najgorsze wizje uległy już potwierdzeniu - profesor Sandford zajęła miejsce za biurkiem, zdołała również tłumaczyć tajniki lekcji. Nie dość, że jestem beznadziejna przy sztuce warzenia mikstur, to jeszcze beznadziejnie się spóźniam. Świetnie. – Przepraszam za spóźnienie – korzę się przed profesor Sandford, gotowa na każdy ciąg konsekwencji. Możliwie najbardziej dyskretnie zajmuję miejsce tuż obok @Neirin Vaughn (dobrze go znowu widzieć) oraz @Isabelle L. Cortez, znajomej z domu ambicji i ogromnego sprytu. – Zagadka? – Przekrzywiam głowę, zerkając na sam kociołek. – Spróbuję być bardziej pomocna niż dotąd. – Obowiązkowo dodaję. Niczego dziś nie wysadzę. Przysięgam.