Trawa na łące była nieco dłuższa niż w innych miejscach na błoniach. Poza tym było tu więcej kwiatów, głównie stokrotek. Na środku rosło duże drzewo, z długimi grubymi gałęziami. Miejsce te było mało oblegane przez uczniów, więc jeśli ktoś chciał w spokoju poczytać książkę czy po prostu odpocząć od kłótni i hałasów w szkole, było to idealne miejsce, a o zachodzie i wschodzie słońca wręcz wymarzone, dla zakochanych par.
Gdyby skoczyła za nim w ogień, to najpewniej on skończył by ze spaloną szatą, a ona z poparzonymi kończynami. Więc mimo tak szlachetnego gestu z jej strony, to lepiej niech mała Lili nawet nie myśli o robieniu tak niebezpiecznych rzeczy, bo to się może naprawdę źle dla niej skończyć! - Wiem, że jesteś, ale to nie oznacza, że musisz kusić los o ich większą ilość. - Uśmiechnął się do niej kącikiem ust, patrząc na to, jak dziewczyna łapie go za dłoń. Gdy zobaczył, że jedzie tyłem, zaraz też dołożył drugą do uścisku, tak na wszelki wypadek, żeby móc ją utrzymać. - Może lepiej jedź normalnie, co? - Zaproponował. Przez wygłupy Lilith zaraz potknął się o wystający kawałek lodu... Po prostu bardziej skupiał się na swoje siostrze, zamiast patrzeć pod nogi, by wiedzieć, jak i gdzie jedzie. Szybko jednak odzyskał równowagę, niechcący szarpiąc przy tym ją nieco mocniej za rękę. Dzięki temu, że był wysportowany, to wyglądało to całkiem nieźle, a nie jak pokraczny mugol, który próbuje nieudolnie odzyskać równowagę, panicznie ratując się przed upadkiem. - Lilith, jedź normalnie. - Teraz już specjalnie pociągnął ją mocniej za rękę, żeby przestała się w końcu wygłupiać i jechała przy nim. A nie przed nim! Właśnie widać, do czego może prowadzić jej durne wygłupianie się. Naprawdę nie potrafił zrozumieć, czemu ta dziewczyna tak się zachowuje.
Nie reagowała na jego słowa. Po prostu dalej starała się utrzymać równowagę tyłem. Dopiero, kiedy pociągnął ją, wróciła na miejsce kołysząc się na boki i zaśmiała zakłopotana. Prawie się przez nią przewrócił. Ale to nie było do końca złe. - Nie martw się Chris, nic mi nie będzie, najwyżej poobijam się troszeczkę – naprawdę nie robiło jej to różnicy. Była przyzwyczajona do siniaków tak bardzo, że już czasami nie wyobrażała sobie życia bez nich. Wystarczy, że kopnęła w stolik, a na jej nodze robił się wielki znak. To bardziej wyglądały jakby ktoś chciał jej tą nogę złamać, a nie, że zaatakowała ją krwiożercza półka – jeżeli boisz się upadku, to nigdy się nie rozwiniesz – powiedziała w zamyśleniu. Czasami miała takie chwile, że wychodziła z bajkowego świata i rzucała jakimiś mądrościami, a później niszczyła cały efekt dojrzałości jaki wykreowała mówiąc jakieś głupstwa – im więcej upadków tym bardziej wiesz jak je unikać – jej ton nadal się nie zmienił, a ona nieświadomie, mocniej ścisnęła dłoń brata. Wyglądało to tak, jakby bała się, że może zniknąć w każdej chwili. Już dalej milczała, nie wyglądała tak jakby mogła wrócić ze świata myśli choć na chwilę. Przy kolejnym trochę intensywniejszym ruchu wokół rozbrzmiał cichy dźwięk dzwoneczka. Dzisiaj wisiał na jej kolczyku i nie potrzeba było dużego ruchu, by usłyszeć jak dzwoni. Kiedy Lilith go usłyszała potknęła się o własne nogi i poleciała do przodu.
Długa i zarazem nawet wyczerpująca wycieczka pierw do Hogsmeade później do Londynu sprawiła, że miałem jedynie ochotę wrócić do szkoły, do swojego nowego miejsca zamieszkania. Chatka była od jakiegoś czasu dla mnie niejakim ukojeniem. Nie mogłem skupić myśli na czymkolwiek ważnym co miałoby w moim życiu większe znaczenie. Cholera, tyle się teraz działo w moim życiu. Will, Ori, i inne osobniki które zawróciły mi w głowie i nie potrafiłem o niczym konkretnym myśleć i się skupić. Wróciłem do chatki, jednak postanowiłem dzisiaj jeszcze zrobić coś pożytecznego. Wyszedłem przed chatkę na łąkę, która była niedaleko chatki gajowego. Co miałem tutaj robić? Szczerze powiedziawszy sam nie wiedziałem po co tutaj przyszedłem. Może dlatego, że tak chciały krasnoludki?
Wiosenna pogoda sprzyjała spacerom, więc wybrałam się na błonia, żeby trochę przewietrzyć głowę po wyczerpujących zajęciach. Ubrałam się w płaszcz i podążyłam przed siebie. Trafiłam na łąką niedaleko chatki gajowego, gdzie rozkwitły już pierwsze kwiaty. Zerwałam ich trochę, po czym wyciągnęłam z kieszeni zasuszony bukiecik zeszłorocznych stokrotek i z tego wszystkiego zaplotłam wianek. Z racji na porę roku nie był zbyt imponujący, ale i tak wyszedł całkiem nieźle, więc założyłam go na głowę i zamknęłam oczy, po czym zaczęłam tańczyć. Czułam jak wiosenne powietrze opanowuje moje ciało i owiewa mnie radością. Uśmiechnęłam się pod nosem i przystanęłam. Jakiś dziwny impuls kazał mi otworzyć oczy. Spojrzałam w dal i zobaczyłam Maxa - przystojnego gajowego, z którym od dość dawna miałam dobry kontakt, w końcu poznaliśmy się gdy Lamberd był jeszcze uczniem. Wytworzyła się między nami dość nietypowa chemia, trudno to określić, więc zdarzało mi się go czasem odwiedzać. Było mi trochę głupio, że przyłapał mnie w tak niezręcznej sytuacji, ale mimo to pomachałam mu i krzyknęłam: - Hej Max!
No niestety, albo stety kolejna duszyczka zajrzała w moje skromne progi, a raczej w pobliża mojego skromnego progu. W oddali zauważyłem panne Dear. Ehh. Sam nie wiedziałem co nas do siebie ciągnęło, ale coś z pewnością było. Często o niej myślałam, a jak już ją widziałem to byłem w siódmym niebie. Wiedziałem dobrze ile ma lat i że nie pasuje do niej wiekowo, ale co to kogo obchodziło? Na pewno nie mnie. Uśmiechnąłem się pod nosem widząc zachowanie ślizgonki. Właśnie ślizgonki, która tańczyła z wiankiem na głowie. A zważywszy na niego to właśnie był bardzo piękny! Ruszyłem w stronę dziewczyny ażeby się upewnić, że to na pewno ona, ale kiedy usłyszałem jej głos byłem w stu procentach tego pewien. Kolejny uśmiech pojawił się na moich ustach. Nikogo się dzisiaj tutaj nie spodziewałem, dlatego myślałem że w spokoju odpocznę, jednakże jej nie mogłem odmówić kompletnie niczego. Bez chwili zawahania podszedłem bliżej dziewczyny i poruszałem brwiami. - Widzę, że skowronek zawitał w moje skromne progi. - mruknąłem do niej przytulając dziewczynę. O dziwo to było dla nich całkiem normalne zachowanie. Często się tak witali, a raczej ja witałem ją. Nigdy się nie opierała, dlatego uznałem, że tak wypada i już. A w gruncie rzeczy dziewczyna mi się bardzo podobała, lubił słodkie blondyneczki, a ona z pewnością do takich należy. - Wiosna nie tylko na mnie tak działa, widzę? - naprawdę miałem dość tej cholernej zimy, a gdy wszystko zaczynało kwitnąć, aż człowiek zaczynał kwitnąć w środku, więc dlaczego nie rozkwitnąć całkowicie? Panna Dear była na pewno jednym z powodów dla którego mogłem rozkwitnąć w całości.
Moje częste spacery w okolicach chatki Maxa bywały tematem plotek - w pewnym stopniu to rozumiałam, gdyż mężczyzna był pracownikiem szkoły, a ja jeszcze się uczyłam, co mogło niektórych niepokoić. Dla mnie jednak te trzy lata różnicy między nami nie stanowiły wielkiego problemu - Max był na przemiłym, ciepłym człowiekiem i bardzo lubiłam z nim spędzać czas. Oczywiście trochę flirtowaliśmy, ale przecież to nikomu nie szkodziło. Nie ukrywam, że zawsze miałam słabość do odrobinę starszych facetów. Mężczyzna przytulił mnie na powitanie jak zwykle, zazwyczaj jednak pozostawałam dość bierna, a tym razem również się do niego przytuliłam. - Na mnie działa podwójnie, nie pamiętam kiedy ostatnio byłam tak szczęśliwa. - rzuciłam z uśmiechem.
Viv była ode mnie sporo młodsza, ale kurde co to kogo obchodzi? Słyszałem, że chodzą plotki, że ślizgonka bardzo często przebywa w pobliżu domku gajowego. Ale co w tym złego? Nie chciałem jej psuć w żadnych stopniu opinii, bo jeżeli miałaby być przeze mnie wyśmiewana to wolał sobie dać spokój. Dobrze wiedziałem jak zachowują się uczniowie szkoły, gdy mają na kogoś haka. Nie chciałem ażeby on przez to ucierpiała. Chociaż z drugiej strony znałem Viv i wiedziałem, że jest twardą babką i tak naprawdę sama by sobie doskonale z tym poradziła, ale chyba wiedziała o tym, że jak tylko będzie potrzebować mojej pomocy zawsze ją ode mnie otrzyma. - Naprawdę do twarzy Ci z tym szczęściem. - powiedziałem do niej i uśmiechnąłem się. Szczerze powiedziawszy po tym objęciu dziewczyny zbyt daleko się od niej nie oddaliłem. Nadal byłem w jej pobliżu trzymając moje ramiona w jej talii. Najwyżej mnie wyzwie i każe spadać, ale chciałem zaryzykować.
Różnica wieku między mną, a Maxem nie wydawała mi się jakaś bardzo istotna. Trzy lata to w gruncie rzeczy nie było aż tak dużo, ale niektórym ludziom nie odpowiadało, że spędzałam z nim tak dużo czasu - w końcu był pracownikiem szkoły, a ja jeszcze nawet nie zdałam Owutemów. Dzisiaj akurat trafiłam na niego zupełnie przypadkiem, ale zazwyczaj pojawiałam się w chatce celowo i nie ukrywam, że dość szybko pojawiła się między nami nie tylko nić porozumienia ale też dosyć mocna chemia. Po przytuleniu gajowy nie wypuścił mnie z rąk, ale wciąż trzymał mnie w talii. Odwzajemniłam ten dotyk kładąc ręce na jego ramionach. Stałam naprawdę blisko Lamberda i wpatrywałam się w jego piękne, zielone oczy. Pod wpływem jego komplementu zarumieniłam się lekko i szepnęłam: - Dziękuję. W gruncie rzeczy byłam przyzwyczajona do komplementów i rzadko działały one na mnie onieśmielająco, ale tym razem czułam się totalnie zawstydzona. Opuściłam wzrok.
Panna Dear zawstydzona? Naprawdę udało mi się zawstydzić Vivien? Byłem w lekkim szoku, ale jednak było widać po niej, że faktycznie jestem taki genialny. Uśmiechnąłem się pod nosem, cieszyłem się, że ta odwzajemniała mój dotyk, że nie uciekała ode mnie na kilometr, najwidoczniej jej to w ogóle nie przeszkadzało. - Jak Ci idzie z nauką? - zapytałem. Oczywiście to było ważne, a przecież doskonale wie, że jeszcze rok temu byłem studentem i jeszcze wiele rzeczy pamiętam i jak tylko będzie chciała to będzie jakieś małe korepetycje mogą jej się przydać, tym bardziej, że niedługo będzie miała egzaminy, prawda? Właśnie i niedługo wakacje i gdzie je spędzić? Cholera, jak ten czas szybko leci. Nie chciał rozstawać się z Hogwartem, ale może jako gajowemu pozwolą tutaj zostać i dbać o wszelaką roślinność i różne dzikie zwierzęta? - Wiesz Vivien... - zacząłem, ale się o mało nie przygryzłem w język. Jedną dłoń oderwałem od talii dziewczyny, ażeby zaczesać jej jeden z kosmyków włosów za ucho. - Naprawdę pięknie wyglądasz. - oczywiście nie to chciałem powiedzieć, ale to na usprawiedliwienie przyszły mi do głowy.
- No wiesz, jak zwykle - jakoś nadążam. - powiedziałam dość skromnie. Prawda wyglądała zgoła odmiennie - osiągałam bardzo satysfakcjonujące wyniki w nauce, ale nie lubiłam o tym mówić - nie były one wynikiem mojej inteligencji, a jedynie sprytu, uporu i momentami chorej ambicji. Skoro wychodziło ludziom, których nie lubiłam to mi również musiało wychodzić - miałam piekielną chęć bycia zawsze najlepsza. Nie myślałam o wakacjach - moim celem było zdanie tych piekielnych Owutemów jak najlepiej. Postanowiłam tym razem zwalczyć wstyd i zareagować trochę bardziej jak prawdziwa, pewna siebie panna Dear. Zmusiłam się by podnieść wzrok i z delikatnie zalotnym uśmiechem szepnąć: - Oh Max, chyba zaczynasz się powtarzać. Chciałam coś dopowiedzieć, ale zwyczajnie nie potrafiłam, więc zamilkłam tonąc w jego głębokich oczach.
Ja również nie lubiłem mówić o swoich ocenach, postępach w nauce, ale jednak nie miałem się tak naprawdę czego wstydzić. Dość dobrym byłem uczniem, mimo tego, że nie raz dostawałem szlaban. Zawsze profesorzy powtarzali mi, że jestem dobrym uczniem, ale mam złe towarzystwo. Co ma do tego towarzystwo? Jego cała rodzina przylegała do Slytherinu, a on jedyny wyrzutem społeczeństwa trafił gdzie indziej. Nawet Ori go zostawiła i poszła do Slytherinu. Nie miałem do niej tego za złe, ba! Ja miałem za złe do siebie, że nie trafiłem do zielonych, ale teraz? Czy naprawdę bym tam pasował? Z pewnością nie. Miałem wiele cech Helgii i tego nie dało się ukryć. - Bo mogę to powtarzać w nieskończoność... - powiedziałem do niej szczerząc swoje białe zęby, naprawdę chciałem ją w tym momencie pocałować, pokazać jej, że jest dla mnie ważna, ale nieco się tego obawiałem. - Jesteś piękna. Jeteś piękna. Jesteś piękna. Jesteś piękna. Jesteś piękna. - powtórzył kilka razy, jednakże nawet na chwilkę się nie zaśmiał. Chciałem jej udowodnić, że mogę to powtarzać za każdym razem kiedy tylko o tym pomyślę, a wtedy musiałbym sobie zakleić usta.
Wzorem większości rodziny trafiłam do Slytherinu - jedynymi wyjątkami byli Liam, i Calum, którzy wylądowali w Ravenclavie, no i w dalszej rodzinie - Fire. Nigdy się jakoś szczególnie nie zastanawiałam czy pasuje do tego domu, ale cieszyłam się, że wylądowałam w Slytherinie, gdyż w pewien sposób zabezpieczyło mnie to przed problemami w domu. Byłam w Slytherinie, wpasowywałam się w wymagania rodziców, więc miałam spokój. Komplementy ze strony Maximiliana mnie niepokoiły - jasne, byłam przyzwyczajona do bardzo wielu pochwał, jednakże rzadko kiedy robiły one na mnie jakieś wrażenie. "Jesteś piękna" płynące z ust Maxa brzmiało zupełnie inaczej - powodowało, że miałam ciarki na całym ciele. Miałam ochotę rzucić mu się na szyję, ścisnąć, pocałować, ale zwyczajnie odrobinę się bałam. Parsknęłam śmiechem i powiedziałam odrobinę z uśmiechem, a odrobinę z wyrzutem: - Oh Max, nie wygłupiaj się. Zdjęłam ręce z jego ramion i przerwałam litanię komplementów zasłaniając mu usta dłońmi.
Dobrze wiedziałem, że Viv posiada dość sporą rodzinę, nie znałem ich osobiście, ale wiedziałem którzy to są. Nigdy jakoś z żadnym z Dearem się nie zaprzyjaźniłem, Viv była dopiero pierwsza. Byłem naprawdę bardzo szczęśliwy, że miałem teraz przy sobie tę ślizgonkę. Powodowała, że uśmiech pojawiał się na mojej twarzy. Czy wiązałem z nią jakąś przyszłość? Raczej nie. Nie kochałem jej, a jedynie bardzo mi się podobała. Może uczucie przyjdzie z czasem, ale na razie byłem można powiedzieć cholernie zauroczony w tej drobnej ślizgonce. Co ja mam do tych ślizgonek? Jedyna Gwen była z Hufflepuff, jako moja pierwsza dziewczyna. Byłem w niej bardzo zakochany mimo iż było to dość dawno temu, ale na szczęście potrafiłem się później pozbierać. - Przecież wiesz, że ja nie mam w zwyczaju kłamać. - powiedziałem do niej i uśmiechnąłem się. Oczywiście, że nie kłamałem, może troszkę, ale uważałem, że niekiedy trzeba kłamać nawet dla swojego dobra. - A w ogóle co tam u Ciebie słychać. Opowiadaj. - mruknąłem do niej. Chciałem wiedzieć jak sobie radzi z nauką, ogólnie w życiu. Chciałem poznać jej przyjaciół, chociaż dobrze zdawałem sobie sprawę z tego, że może to być niemożliwe, gdyż pewnie większość znajomych to ślizgoni i zapewne w jej wieku, więc wyglądałbym nieco dziwnie w ich towarzystwie.
Nie czułam do Maxa niczego poważnego, z wyjątkiem dość sporego zauroczenia, zdecydowanie nie wiązałam z nim swojej przyszłości. Trudno było mówić o uczuciach typu miłość, albo chociażby zadurzenie - Max zwyczajnie bardzo mi się podobał, potrafił mnie zawstydzić, zabawić, czy nawet lekko podniecić i zwyczajnie lubiłam z nim spędzać czas. Nie zamierzałam angażować się w tę relacje zbyt mocno, bo z jednej strony nie czułam, żeby to miało jakąś wielką przyszłość, z drugiej czekały na mnie Owutemy. Ale czasem pokaże co się zdarzy. - Nie powiedziałam, że kłamiesz, tylko, że się wygłupiasz. - powiedziałam parskając śmiechem. Znałam swoją wartość i miałam świadomość, że jestem ładna, więc taki komplement z jego ust działał na mnie tylko jednorazowo - później zwyczajnie uznawałam to za wygłupy. Chociaż sprawiałam pozór delikatnej i bezbronnej w gruncie rzeczy byłam bardzo zdecydowaną i silną kobietą, na której trudno było wywrzeć wrażenie. Pytanie o to co u mnie słychać było co najmniej dziwne w tej sytuacji. Jakoś nieszczególnie miałam ochotę rozpływać się nad tym co się u mnie dzieje. Mimo to uśmiechnęłam się i powiedziałam: - W porządku, ale przez Owutemy mam bardzo mało wolnego czasu. Postanowiłam przejąć inicjatywę. Nie czułam potrzeby zbytniego rozgadywania, więc bez wahania zawiesiłam ręce na jego szyi, po czym stanęłam na palcach i delikatnie musnęłam jego wargi.
Pewnie ucieszyłbym się gdybym znał jej myśli. Co prawda nie wypada tak powiedzieć, że Cię nie kocham i że to jest tylko przelotny romans, ale sam miałem takie same myśli jak i ona i nie wiązałem z nią jakiejkolwiek przyszłości. W mojej głowie jest jedna osoba, którą kochałem, ale jej tutaj nie było i dlatego czekałem, ażeby się pojawiła. Być może nadaremno, ale jednak moje uczucie było do niej tak silne, że nie potrafiłem o niej zwyczajnie zapomnieć. Pewnie spotykałem się z Viv jedynie dlatego, żeby móc zwrócić uwagę na inne dziewczyny, ale gdy tylko wracałem do samotnego życia uczucie i wspomnienia wracały, dlatego dobre było chociaż to, że na chwilę mogłem zapomnieć. Dobrze wiedziałem, że Viv nie była osobą, której można wszystko wmówić. W końcu należała do domu Salazara, a tam dziewczyny znają swoją wartość i wiedzą czego chcą, tak w gruncie rzeczy było. Mało która taka nie była. No nie ma się co dziwić, w końcu sam Salazar z tego słynął i do tej pory przyjmował do swojego domu jedynie takie osoby. Krucha i naiwna dziewczyna nie mogła się tam znaleźć, nawet gdyby bardzo tego chciała. Doskonale ją rozumiałem. Sam pamiętam jak to było kiedy przygotowałem się do Owutemów, były naprawdę ciężkie, a mi zależało na tym, ażeby mieć dobre oceny. Nie zdążyłem jakkolwiek zareagować, ponieważ usta panny Dear zajęły się moimi, przymknąłem oczy i wtopiłem się w jej usta. O tak. Tego mi było trzeba. Czułem w kościach, że nie powinienem tego robić, ale serce uważało inaczej, a rozum inaczej.
Zatonęłam w jego pocałunku. Całował mnie ze straszną łapczywością, jak gdyby od dawna czekał na okazję by w końcu to zrobić. Nie pozostawałam mu dłużna - nasze usta na kilka minut splotły się w namiętnym pocałunku, który, trudno ukryć, był bardzo przyjemny. Lamberd zdecydowanie umiał całować i byłam niemalże pewna, że ma w tym bardzo duże doświadczenie, lecz ja nie pozostawałam mu ani trochę dłużna. Po dłuższej chwili przerwałam pocałunek i odsunęłam się od niego odrobinkę. Nie wiedziałam co Max sądzi o naszej relacji i bałam się, że mógł zaangażować się zbyt poważnie. Gdybym znała jego myśli nie miałabym powodów do obaw, ale niestety nie opanowałam zdolności legilimencji, więc obawiałam się, że z jego strony mogło to być coś poważniejszego. Nie chciałam go zranić, ale postanowiłam wziąć wszystko przysłowiowo "na klatę" i wprost powiedzieć jakie są moje oczekiwania. - Max, wiem, że może trochę za późno o tym mówię... - przerwałam próbując ująć myśli w taki sposób, żeby go nie urazić, a po chwili dodałam - Chodzi mi o to, że nie szukam niczego na stałe i wolałabym żebyś nie traktował tego zbyt poważnie. Może zabrzmiało to bardzo dosadnie, ale nie chciałam, żeby robił sobie jakieś nadzieje, czy żeby były między nami niejasności.
Tak pocałunek był dość obfity, a ja miałem wielkie obawy co do tego pocałunku. Był to nasz pierwszy pocałunek i kto wie czy on wiele w moim życiu nie zmieni. Na razie nic takiego nie odczuł, ale może to będzie jakiś przełom. Jednakże postanowiłem nie przywiązywać się zbytnio do osób, które w gruncie rzeczy mogą mnie szybko zostawić. Dlatego też nie przywiązywałem wagii do tego, ażeby Viv w tym pocałunku było dobrze, robiłem to tak jakby mi kompletnie nie zależało, ale może wcale mi to nie wychodziło? Chciałem tak, a Viv mogła uznać to za moje starania. W końcu nie całowała mnie wcześniej i nie wiedziała kiedy coś jest nie tak. Brakowało mi takiego pocałunku ze strony ślizgonki, ale szybko się on zakończył, przynajmniej dla mnie, ponieważ panna Dear postanowiła wygłosić przemówienie na temat naszej relacji. - Spokojnie Viv. Ja sam nie oczekuję od Ciebie stałego związku. - powiedziałem do niej, chociaż to nieco dziwnie brzmi. W końcu się całowali, a to jednak o czymś świadczy. Ale od czasu zaginięcie Des nie szukałem niczego na stałe, a takie romansidła wchodziły mi w nawyk. Nie potrafiłem nikomu stu procentowo zaufać, dlatego nieco mnie uspokoiły słowa dziewczyny. Dla mnie i tak to było nieco za wcześnie na jakieś grubsze renowacje w moim życiu i sercu. - Możesz być spokojna. Ja nie mówię, że mnie nie pociągasz, że całuję Cię bo nie mam co z ustami zrobić, ale na wyznanie jakiegokolwiek uczucia jest stanowczo za wcześnie. - mruknąłem kiwając przy tym głową. Poza tym czy chciałbym się wiązać z o wiele młodszą dziewczyną? Może właśnie jej uroda i młodzieńcze lata mnie do niej ciągnęły. Była bez wątpienia jedną z najatrakcyjniejszych dziewczyn w Hogwarcie i pewnie dlatego byłem nią bardziej zainteresowany niż resztą uczennic. Poza tym doskonale zdawałem sobie sprawę, że takie kontakty z uczennicami nie były dobre patrząc na posadę jaką niedawno objąłem, wręcz obawiałem się, że jakby jakiś nauczyciel to widział mogłoby się to zakończyć niekorzystnie dla mnie.
Ulżyło mi. Max też nie miał zamiaru się za bardzo angażować, więc dla mnie to było jak najbardziej satysfakcjonujące - sprawy zostały od razu postawione jasno i nikt nie miał zamiaru się oszukiwać. Niezależnie od moich pozbawionych głębszych uczuć intencji bardzo ceniłam sobie szczerość, bo zwyczajnie po ludzku lubiłam Maxa jako osobę, a nie tylko obiekt seksualny. - Ja też nie mówię, że mnie nie pociągasz - powiedziałam uśmiechając się zalotnie - Wręcz przeciwnie, z trudem powstrzymuję, żeby się na ciebie nie rzucić. Naprawdę lubiłam go jako osobę, co nie zmieniało faktu, że był dla mnie strasznie podniecający - miałam straszną ochotę zatonąć w jego ramionach, dotykać, całować, i nie tylko. Mimo to byłam racjonalistką i tak naprawdę panowanie nad chucią nie sprawiało mi zbytniego problemu, chociaż na głos utrzymywałam inaczej - przecież każdy mężczyzna chciałby usłyszeć, że piękna dziewczyna marzy o tym, żeby się na niego rzucić. Zaczęłam delikatnie głaskać jego ramiona i szepnęłam: - Pocałuj mnie znów. Tak naprawdę trudno mówić o "znów", gdyż pierwszym razem to ja przejęłam inicjatywę, ale liczyłam, że tym razem to on zdominuje.
Z Viv można powiedzieć tworzyliśmy bardziej parę przyjaciół niżeli kochanków. Co prawda nic sobie nie opowiadaliśmy o swoich prywatnych sprawach, ale lubiliśmy się i często razem spędzaliśmy czas, więc tak chyba przyjaciółmi można ich nazwać. Zaśmiałem się ze słów ślizgonki. - No to nie powstrzymuj się. - powiedziałem do niej i kolejny raz posłałem jej nieco drobniejszy uśmiech, ale z pewnością ten jeden ze szczerych i przede wszystkim podrywających uśmiechów. Gdy Viv poprosiła mnie ażebym ją pocałował, zrobiłem to bez głębszego zastanowienia. Wtopiłem się w jej usta, jednak nie tak bardzo szaleńczo, a tak, że dziewczyna w każdej chwili mogła odejść, bądź też wykonać jakiekolwiek inne, swoje ruchy. Nie czułem się winny tego co tutaj robiłem. Szczerze powiedziawszy mogłem się obawiać wszystkiego. Mogła tutaj nadejść Ori, Des która zaginęła i chciałaby się ze mną przywitać czy Will. Każdy z nich byłby w niemałym szoku, ale to teraz nie miało dla mnie żadnego, większego znaczenia. Dłońmi objąłem ją w talii i masowałem drobne plecy dziewczyny. Jedną dłonią odważyłem się bardziej i przeniosłem ją na prawy półdupek. Miałem nadzieję, że Viv nie przestraszy się i nie rzuci się teraz na mnie tak bardziej negatywnie nastawiona.
Nie byłam nieśmiałą dziewczyną, która nie zna swojego ciała i boi się męskiego dotyku, wręcz przeciwnie - mimo mojej dziewczęcej, delikatnej postury byłam kobietą świadomą swojej seksualności i wdzięków, które dość często świadomie wykorzystywałam. Nie uważałam tego za coś złego - wręcz przeciwnie, moim zdaniem teraz był odpowiedni czas by się wyszaleć, poflirtować, zdobyć doświadczenie. Przecież osiemnaście lat ma się tylko raz w życiu. Wtopił swoje usta w moje i choć pocałunek był naprawdę dobry to brakowało mi z jego strony dominacji, czułam, że to ja przejmuję inicjatywę i zwyczajnie to ja tu rządzę. Lubiłam mieć władzę, ale w tym momencie brakowało mi z jego strony trochę tej siły, którą ceniłam sobie w mężczyznach. Mimo to pragnęłam go, więc wtopiłam się w jego wargi, rękami głaskałam jego twarz, szyję i tors. Gdy nieśmiało dotknął mojego pośladka jedną ręką nie wycofałam się, ani nawet nie przestraszyłam. Byłam bardzo śmiała w tych sprawach, dlatego gdy dał mi do zrozumienia czego chce bez wahania przesunęłam obie jego dłonie na moje pośladki. Przerwałam na moment pocałunek i szepnęłam: - Nie musisz się mnie obawiać. Czułam w jego zachowaniu asekurację, a bardzo mi zależało, żeby się wyluzował i pozwolił sobie na odrobinkę szaleństwa, więc ponownie do nie przylgnęłam, starając się by mój pocałunek go pobudził.
Doskonale pamiętałem jak to ja miałem osiemnaście lat. To były naprawdę cudowne lata i mimo iż to była ostatnia klasa i wiele nauki, egzaminy. Nie narzekałem. Potrafiłem znaleźć czas na wszystko. Poza tym nie byłem jakimś wybitnym uczniem, ażeby siedzieć w poduszce z książką w nosie. Zawsze uważałem, że nauka przyjdzie sama, a to, że ktoś siedzi w książce z nosem nie znaczy, że ma dane egzaminy zdać. Mało to uczniów na jego nie zdało, a uważali ich za kujonów. Obawiałem się jakiegokolwiek zbliżenia z uczennicą tylko z tego względu, że bałem się o reputację w szkole. To jednak nie było dobre miejsce na jakieś czułości. Jednakże nie miałem siły jej odmówić i oderwać się od niej w miarę bezpiecznie. Nie musiałem się jej obawiać? Niby nie, wierzyłem jej i ufałem że nic takiego nie zrobi, ażeby mi zaszkodzić, dlatego dłońmi nieco mocniej zacząłem ściskać pośladki dziewczyny zajmując się jak najlepiej jej ustami. Jednakże po chwili językiem posunąłem się nieco niżej i wylądowałem nim na szyi. Zacząłem ślinić i przyssawać się w niektórych miejscach.
Ja nie bałam się, że ktoś nas przyłapie - łąka była rzadko uczęszczanym miejscem, a na dodatek zakrywało nas drzewo, mimo to gdy Max przeszedł do mojej szyi poczułam, że pora to zakończyć - narastało we mnie podniecenie, a nie chciałam, żeby doszło między nami do czegoś więcej w takim miejscu jak to. Całe moje ciało przeszywały ciarki, oddech przyśpieszył,a ja w pewnym momencie jęknęłam. Było mi tak dobrze, ale mimo to przerwałam to wszystko i delikatnie odsunęłam się od Maxa. - Max, jest cudownie, ale to chyba nie jest odpowiednie miejsce. Nie powiedziałam tego z wyrzutem, wręcz przeciwnie - chociaż moja wypowiedź była czysto informacyjna to mój głos drżał, więc byłam pewna, że mężczyzna wyczuje z jakim trudem go od siebie odsunęłam. Spojrzałam na zegarek i westchnęłam: - Chyba powoli muszę się zbierać.
Dobrze, że to Viv się jednak opamiętała i postanowiła to wszystko przerwać. Było spokojnie, ale jak było wspomniane narastało w nas coraz to większe podniecenie i mogłoby się to naprawdę bardzo nieciekawie zakończyć, a czy chciałem seksu z uczennicą? To, że ją kokietowałem i podrywałem nie znaczyło, że mieliśmy zakończyć w łóżku. Moja reputacja mogłaby na tym bardzo ucierpieć, a jednak nie chciałem nic ślizgonce obiecać, a takowy przypadek mógłby jej wiele w głowie pozmieniać, a nie chciałem mieć przez to jakichkolwiek problemów. - Też tak uważam. - powiedziałem kiedy dziewczyna w porę się opamiętała. Ja pewnie też bym się w danym momencie opamiętał, ale dobrze że to wyszło z inicjatywy dziewczyny. Nie chciałem, ażeby poczuła się w jakiś sposób urażona, to jednak nie lezało w moich intencjach. Jak będzie wyglądać nasze kolejne spotkanie? Sam nie wiedziałem, ale z pewnością kiedyś się przekonają. Uśmiechnąłem się do dziewczyny. Poczułem się nieco głupio, bo jednak zacząłem działać, a ona musiała iść. Ale dobrze. Nie miałem do niej o to pretensji, była młoda i pewnie musiała sobie to wszystko przemyśleć. Żadna wymówka nauką na nic się zda, ale dobrze się stało, bo sam miałem jeszcze wiele rzeczy do zrobienia. - Jasne, ja też mam parę spraw do załatwienia jeszcze dzisiaj. - powiedziałem i westchnąłem. Dlaczego tak powiedziałem? Ano dlatego, że w oddali zauważyłem bujną czuprynę Oriane, która zmierzała w kierunku chatki gajowego. Aż tak szybko zdecydowała się mnie odwiedzić. Całe szczęście, że nie spotkała mnie w jakieś niezręcznej sytuacji z Viv, bo nie miałem ochoty się jej tłumaczyć. - To do zobaczenia. W razie potrzeby wiesz gdzie mnie szukać. - oznajmiłem i musnąłem jedynie delikatnie opuszkami palców jej policzek i zniknęli obydwaj idąc w swoją stronę.
/zt2
Blaithin 'Fire' A. Dear
Wiek : 25
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : chuda, opaska na twarzy, blizny, tatuaż, zapach damasceńskich róż
Jeśli wcześniej można było powiedzieć, że Fire nie czuje się najlepiej to teraz było jeszcze gorzej. Na wycieczkę zapisała się bez przemyślenia, ale nie byłoby tak beznadziejnie, gdyby nie to, że się rozchorowała. Miała na tyle osłabiony organizm i wyniszczony walką z odbudowaniem strat, jakie uczyniła klątwa, że wirus mógł zaatakować bez problemu. Czuła, że jak tak dalej pójdzie już się nie pozbiera. Dopiero po kilku dniach brania eliksirów poczuła się odrobinę lepiej, chociaż nadal czuła przenikliwe zimno i wymiotowała. Na łąkę szła jednak całkiem spokojna, bo tego dnia choroba zdawała się odpuszczać i Gryfonka w końcu zwlekła się z łóżka. Przyjemne słońce padające na twarz dziewczyny dodawało jej trochę wigoru i nie wyglądała, jak trup. Nie dała rady tak długo stać i słuchać nauczycielki, więc przysiadła na trawie. Patrzyła na stworzonko, z którymi tak dobrze zdążyła się już zapoznać. Sfinksy były inteligentne i tajemnicze, więc Szkotka poświęcała im swoją uwagę z ochotą. Poza tym wiedziała, że Pober będzie chciała też zadać uczniom parę pytań, więc nie chciała zaliczyć kolejnej wtopy, jak na wycieczce. W ciszy i skupienia czekała aż będzie mogła powiedzieć, co wie. - Stworzenie mające ludzką głowę i tułów lwa. Od ponad tysiąca lat były wykorzystywane przez czarownice i czarodziejów do pilnowania kosztowności i tajnych skrytek. Sfinksy są bardzo inteligentne i kochają zagadki oraz rebusy. Zazwyczaj są niebezpieczne tylko wtedy, gdy coś zagraża temu, czego pilnują. - wypowiedziała się zmęczonym głosem, a była to wyjątkowo podstawowa wiedza. Nigdy nie błyszczała na ONMSie i Pober doskonale o tym wiedziała, więc zaakceptowała wypowiedź dziewczyny. Gryfonka miała ochotę pogłaskać sfinksa i może poprosić go o jakąś rozbudowaną zagadkę, ale w tamtej chwili poczuła się trochę gorzej, więc wolała poczekać na koniec i wrócić do zamku, żeby wypić kolejny eliksir. Gdyby nie ta choroba, mogłaby wycieczkę uznać za naprawdę świetną. Już nawet zapomniała o fakcie, że zgubiła się w piramidzie, bo z jednej strony było to też ciekawym doświadczeniem. Mimo wszystko mogli lepiej zadbać o ich wyżywienie. Obwiniała organizatorów tylko trochę, bo Fire była świadoma tego, jak bardzo prześladuje ją pech. Wyniszczony organizm i umysł dobrze o tym świadczył, a nieustanne wpadanie w kłopoty nikogo nie dziwiło. Czasami miała już serdecznie dość bólu, który jej nie opuszczał. I częściej uciekała się do niebezpiecznych sposobów, żeby go nie odczuwać.
Lope dawno nie integrował się w taki sposób z Hogwartczykami. W Egipcie bywał już parę razy z rodziną, ale słabo pamiętał te wyjazdy. Lubił taki klimat, więc zapisał się na wycieczkę, mając nadzieję, że będzie znośnie. I rzeczywiście, było fajnie, zwłaszcza że miał dobre towarzystwo. Co prawda, jedna z samic sfinksów trochę przesadziła, ale było to też na swój sposób urocze, gdy uznała Hiszpana za swoje potomstwo. Lope nawet mógł popisać się swoją wiedzę, co nie było wyczynem, bo bywał już w tej części kontynentu, ale nauczyciel i tak się zachwycił. Zdobył tyle punktów dla Slytherinu, jak nigdy wcześniej i nawet był z tego powodu zadowolony. Teraz postanowił pójść dalej i wybrać się na dodatkowe zadanie, które przygotowała ta dziwna białowłosa profesorka. Wsunął więc okulary na nos, założył coś luźnego i poszedł na łąkę. Przy okazji omiótł ją wzrokiem i zauważył, że to byłoby całkiem dobre miejsce na poćwiczenie Quidditcha. Odkąd został kapitanem, właściwie ciężko było mu myśleć o czymś niezwiązanym z tym sportem i był już pewien, że to właśnie z nim powiąże swoją przyszłość. Nie jakieś Ministerstwa czy hodowanie smoków, chociaż to drugie uważał również za ciekawe zajęcie. Tylko nie zastanawiał się nad tym, jak tą informację przyjmą rodzice. Hiszpan stał oparty o drzewko i ocknął się, dopiero kiedy Pober o coś spytała. Konkretnie o opis sfinksów, ale dla kogoś tak obeznanego ze zwierzętami wydawało się to bułką z masłem. - Sfinks to magiczne stworzenie posiadające ludzką głowę i ciało lwa. Od ponad tysiąca lat bywa wykorzystywany przez czarownice i czarodziejów do pilnowania kosztowności i tajnych skrytek. Sfinks jest bardzo inteligentny i uwielbia zagadki oraz rebusy. Jest niebezpieczny tylko wtedy, gdy coś zagraża temu, czego pilnuje. Warto dodać, że stworzenie zna ludzką mowę i wykorzystuje ją do swoich łamigłówek. Za ich nielegalną hodowlę można nawet trafić do Azkabanu. - uzupełnił jakby od niechcenia. Trochę nudził go głos nauczycielki, a zagadki sfinksa prostotą dorównywały tym wymyślonym przez małe dzieci. Odetchnął nieco, gdy mógł wrócić do zamku. Planował już, że będzie cały wieczór ćwiczył i biegał.
zt
Naeris Sourwolf
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 167 cm
C. szczególne : Tatuaż anielskich skrzydeł na plecach
Naeris uważała, że wycieczka była bardzo ciekawym sposobem na rozruszanie uczniów i pozmienianie wyników w klepsydrze. Nie wątpiła, co prawda, że Ravenclaw zgarnie Puchar Domów, z czego była dumna i jeszcze bardziej cieszyła się, że pozwolono jej dostać się do domu tych mądrych (mimo że się za taką nie uważała). Ważne, że mogła spędzić miło czas i zobaczyć Egipt! Było trochę strasznie, ale fascynująco. Mogła zapoznać się ze sfinksami, chociaż dużo się nie dowiedziała, bo przyjaciele i znajomi skutecznie odwracali uwagę Krukonki. Nie żałowała, bo tyle śmiechu i zabawnych sytuacji dawno nie przeżyła. Ostatni raz chyba w Kolumbii, ale to było cały rok temu. Przez drobny wypadek straciła sporo punktów, ale Ravenclaw musiał to jakoś wybaczyć Naeris. Obiecała sobie, że odrobi to na następnych lekcjach. Usłyszała natomiast, że ma być organizowane coś jeszcze, a okazji do poszerzenia swojej wiedzy opuścić nie chciała. Wybrała się na łąkę i uśmiechnęła na widok małego stworzonka, których dziesiątki widziała w rezerwacie. Sfinksy głównie podziwiała, nie odczuwając żadnego strachu. Skoro miała pracować ze smokami, nie mogła bać się tych o wiele mniejszych hybryd lwa i człowieka. Przywitała się z panią profesor i przystąpiła do robienia ogólnych notatek, żeby przypadkiem niczego nie zapomnieć. Zbliżał się koniec roku, więc początkowo nauczyciele jeszcze bardziej ich przyciskali, ale teraz już sobie odpuścili. Uczyła się więc dla własnej przyjemności, a nie z przymusu. W końcu przyszła kolej i na Sourwolf, żeby powiedziała co nieco. - Sfinks to magiczne stworzenie posiadające ludzką głowę i ciało lwa. Od ponad tysiąca lat bywa wykorzystywany przez czarownice i czarodziejów do pilnowania kosztowności i tajnych skrytek. Sfinks jest bardzo inteligentny i uwielbia zagadki oraz rebusy. Jest niebezpieczny tylko wtedy, gdy coś zagraża temu, czego pilnuje. Warto dodać, że stworzenie zna ludzką mowę i wykorzystuje ją do swoich łamigłówek. Za ich nielegalną hodowlę można nawet trafić do Azkabanu. To stworzenie jest bardzo popularne u mugoli, zwłaszcza grecka mitologia dużo o nim opowiadała. Najsławniejszym człowiekiem, który pokonał sfinksa jest Edyp. - dokończyła dość nieśmiało, bo tyle osób na nią patrzyło i słuchało. Wydawało się, że niczego nie pomyliła, więc odetchnęła cicho. Chciałaby zaopiekować się takim małym stworzonkiem dłużej, ale wiedziała, że nie ma jeszcze odpowiedniego doświadczenia. Z każdym dniem w Hogwarcie uczyła się nowych rzeczy, a dzięki temu miała szansę kiedyś spełnić swoje marzenia.