Trawa na łące była nieco dłuższa niż w innych miejscach na błoniach. Poza tym było tu więcej kwiatów, głównie stokrotek. Na środku rosło duże drzewo, z długimi grubymi gałęziami. Miejsce te było mało oblegane przez uczniów, więc jeśli ktoś chciał w spokoju poczytać książkę czy po prostu odpocząć od kłótni i hałasów w szkole, było to idealne miejsce, a o zachodzie i wschodzie słońca wręcz wymarzone, dla zakochanych par.
-Rany, na co mi to było... - jęknęłam do siebie, po raz kolejny pochylając się nad miską, uwalniając śniadanie na wolność. Odkąd wrócilismy z Egiptu, vomilia nie dawaa za wygraną i męczyła mnie, jak tylko mogła. Fakt faktem, widziałam już poprawę - częstotliwość ataków znacznie się zmniejszyła, a sucharki zaczęły być akcpetowalne przez żołądek. Chociaż tyle. Opadłam na łóżko, totalnie bez sił. Namacałam gdzieś pod poduszką paczkę sucharów, i wepchnęłam dwa na raz do ust. Byłam tak głodna, że nie mogłam się powstrzymać, choć wiem, że nie powinnam... Może nic mi nie będzie. Po kilku kwadransach, dwóch paczkach sucharków, i ani jednym hafcie, poczułam się dużo lepiej. Może nie był to euforyczny stan, ale mały spacer pod chatke gajowego był jak najbardziej do zrealizowania,a dodatkowo obietnica podreperowania ocen magicznym sposobem dodała mi sił. Kiedy dotarłam na miejsce, przysiadłam chwilę na trawie, wciąż pomału jedząc. I wtedy zobaczylam, że koło Pober stoi chyba jeszcze całkiem młody sfinks. Był wyjątkowo grzeczny; nie odzywając się, dawał możlwiość studentom bezpardonowego przygladania się. Kiedy nadeszła moja kolej, a ja podreperowałam swoje samopoczucie, podeszłam do nauczycielki, i przywitawszy się, zaczelam odpowiadać: -Słowo "sfinks" wywodzi się z greckiego Σφίγξ, powstałego prawdopodobnie od czasownika σφίγγω (sphíngō) - "dusić". Być może zostało ono stworzone przez osoby, które obserwowały sposób polowania lwic, które zaciskają zęby na szyi swojej ofiary i czekają na jej uduszenie. Sam sfinks to magiczne stworzenie posiadające ludzką głowę i ciało lwa. Od ponad tysiąca lat bywa wykorzystywany przez czarownice i czarodziejów do pilnowania kosztowności i tajnych skrytek. Sfinks jest bardzo inteligentny i uwielbia zagadki oraz rebusy. Jest niebezpieczny tylko wtedy, gdy coś zagraża temu, czego pilnuje. Warto dodać, że stworzenie zna ludzką mowę i wykorzystuje ją do swoich łamigłówek. Uff, za mną. Skłoniłam głowę, i szybko wyciagnełam z torby papierową torebkę, i odwróciwszy się od wszytskich, uwolniłam ze trzy paczki sucharów. Nie jest chyba za dobrze, pomyslałam, ocierając usta, i odchodząc od reszty. Jeszcze ich zarażę, i ktoś będzie miał problemy do mnie, a po co mi to?
Ruth pod koniec wycieczki do Egiptu zaczęła odnosić wrażenie, że na magiczne zatrucie zachorowało pół szkoły. Ona sama miała to szczęście, że trzy lata przepracowała w Mungu i znajomości pozwoliły jej dojść do siebie o wiele szybciej, ale swoje pod kroplówką i na rzędzie dziwnych, niedobrych eliksirów leczniczych musiała odsiedzieć. Poza tym męczyło ją wspomnienie tej mało przyjemnej, sypkiej nogi mumii pod palcami, nie widziała się z Pandą, z Ezrą, z Dorienem i ogólnie ostatnią rzeczą, na którą miała ochotę to jakieś dodatkowe ONMS na szczerym polu. Ostatnio jak Ramirez ich tak wywlókł na zewnątrz kusząc majowym słoneczkiem skończyli na ostrych kamieniach we mgle z Craine’m rzucającym w nich piłkami. A przepraszam – Ruth robiła tam za pracownika utrzymania błoni… Mimo słabego samopoczucia nawet całkiem dobrze jej się stało w tym słońcu i wygrzewając buzię oglądać uroczego, młodego sfinksa. Całkiem zabawne było to, że ten osobliwy twór pamiętała bardzo dokładnie z czasów dzieciństwa. Miała sześć, może siedem lat, kiedy rodzice zabrali ją do Egiptu na wycieczkę i to właśnie tam zobaczyła gigantyczny posąg, czy jak inaczej poprawnie nazwać powinna sześciolatka słynną rzeźbę z Gizy, żeby nie obrazić wzdychających do niej fanów. Ruth nie przypominała sobie, żeby matka wtedy powiedziała jej, że właściwie to sfinksy istnieją, bo potem za każdym następnym razem, kiedy miała okazję uczyć się o nich na lekcjach rozczulało ją do granic, w jak nieprzewidywalnym, magicznym świecie przyszło jej żyć. Wciąż miała ochotę przerzucić się jednak na poziom z pionu, ale kiedy przyszło jej opowiedzieć trochę o stworzeniu, ożywiła się całkiem mocno jak na wyczerpanie po chorobie i spokojnym, ciepłym tonem wylała z siebie monolog. -Sfinks to stworzenie o ciele lwa z ludzką głową, którego nazwa wywodzi się prawdopodobnie z greki i oznacza mitycznego potwora, dusicielkę, choć nie wszyscy badacze zgadzają się z etymologią tej nazwy. Czarodzieje… - zawahała się przez chwilę – nie chcę tu użyć złego sformułowania, ale jakby… wykorzystują sfinksy od lat do pilnowania cennych rzeczy, czy jakichś tajnych skrytek. Nie są jednak niebezpieczne, a przynajmniej do czasu, aż nic nie zagraża temu, czego pilnują. I są bardzo inteligentne – przypomniało jej się nagle – Uwielbiają zagadki. Bardziej rebusy, niż lateralne, ale istotne jest, że wykorzystują do nich ludzką mowę – spoważniała nagle, dochodząc do wniosku, że warto też przemycić, jak to miała w zwyczaju, kawałeczek czarodziejskiego prawodawstwa prosto z Ministerstwa. A nuż któryś z uczniów tak się zachwyci, że nieświadomie zacznie łamać prawo? Lepiej nie. -Ministerstwo Magii zabrania jednak nielegalnych hodowli. Trzymanie sfinksów bez wiedzy stosownych urzędów jest karane karą pozbawienia wolności. Yyy… Mam na myśli Azkaban – dodała niepewnie i trochę zakłopotana opowiadaniem w stylu „nie hodujcie sfinksów, bo traficie do Dementorów, hurr durr” kiwnęła głową profesor na znak, że zakończyła odpowiedź. Na szczęście niedługo potem mogła z powrotem udać się do mieszkania, a właściwie do Munga, gdzie kochane koleżanki już przygotowały kolejną cysternę eliksirów do wypicia. Ruth zaczynała wierzyć, że część z nich ma trochę inne właściwości, niż owe koleżanki zapewniały... zt
Fox wycieczkę zaliczała do całkiem udanych, choć straciła trochę punktów dla swojego domu. Właściwie to i tak miała szczęście. Nie mogła oprzeć się wrażeniu, że pół wycieczki, wróciło do szkoły chore,a ona? Jej zupełnie nic nie dolegało, mogła cieszyć się wycieczką, a po powrocie była pełna sił i gotowa do dalszej nauki. I dobrze bo trzeba odrobić stracone punkty. Słyszała też, że będzie organizowane coś dodatkowego w związku z minionym już wyjazdem. Udała się więc na łąkę i dołączyła do grupy ludzi oraz nauczycielki. Większość uczniów stała, niektórzy siedzieli na trawie. Ona wolała pozostać w tej pierwszej grupie. Słuchała nauczycielki w skupieniu i jednocześnie przyglądała się młodemu sfinksowi. Ciekawe stworzenia, właściwie z nadzieją na ich zobaczenie wybrała się na tę wycieczkę. Byłaby nieźle zawiedziona jeśli skończyłoby się na oglądaniu piramid i kilku teoretycznych lekcjach. Już jako dziecko prosiła rodziców o taką wycieczkę, tyle, że jej starania jakoś nie dały oczekiwanych skutków. Tym razem jednak udało się zobaczyć te niesamowite stworzenia. No i dodatkowo jedno miała teraz przed oczami. Tak się w nie zapatrzyła, że dopiero po chwili zorientowała się, że jest proszona o odpowiedź. Kolejna chwila minęła nim doszła do tego, na co ma odpowiadać. - Sfinks posiada ludzką głowę i ciało lwa. Charakteryzuje się dużą inteligencją i zamiłowaniem do zagadek oraz rebusów. Zwierze to jest bardzo popularne wśród mugoli, dużo mówi o nim grecka mitologia i to najprawdopodobniej z tego języka wywodzi się jego nazwa, oznaczająca mitycznego stwora, dusicielkę. Warto wspomnieć, że jest to jedno z niewielu zwierząt posługujących się ludzkim językiem i to właśnie jego używają do wypowiadania zagadek. Bywa wykorzystywany przez czarownice i czarodziejów do pilnowania kosztowności i tajnych skrytek. Nie bywa agresywny, chyba że coś zagraża temu czego pilnuje, bywa też brutalny jeśli otrzyma złą odpowiedź. - Tutaj zrobiła pauzę na głębszy oddech i szybkie przeanalizowanie czego jeszcze nie powiedziała. - Nielegalna hodowla tych stworzeń karana jest nawet Azkabanem. - Dodała jeszcze jedno zdanie i zamilkła. Chyba już nic więcej nie wymyśli. Teraz znów przeniosła wzrok na sfinksa. Szkoda, że nie można ich hodować. Właściwie to to trochę duże stworzenia, trzeba by na taką hodowle sporo miejsca. Po chwili błądziła myślami już zupełnie gdzie indziej. W pokoju czekało na nią kilka prac domowych i niezliczona ilość wielu ciekawszych od nich rzeczy. A na wszystko tak mało czasu.
zt.
Ezra T. Clarke
Wiek : 27
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 182 cm
C. szczególne : Szczupła, nawet lekko umięśniona sylwetka, zawadiacki uśmiech, zapach Merlinowych Strzał i mięty, znamię w kształcie kruka na łopatce
Ostatnio Ezra stał się jakiś taki światowy. Najpierw wyjazd z Leo do Meksyku, teraz bardzo udane cało weekendowe zwiedzanie Egiptu... To wprowadzało go w ten fantastyczny klimat zbliżających się wakacji, nie więc dziwnego, że na wycieczce czuł się lekki i wolny, pozostawiając wszelkie zmartwienia w Hogwarcie. Nie dość, że poszczęściło mu się w kwestii zdrowotnej, bo nie przywiózł ze sobą żadnego zatrucia do Anglii, to jak się okazało miał w tych swoich "szlachetnych" (co ustalili kiedyś z Leo) rysach twarzy coś ze sfinksa. Bo podejrzewał, że nie chodziło o tę drugą część hybrydy... Generalnie wszystko było fajnie, brakowało mu tylko bliskich osób. Niby wiedział, że gdzieś tam w pobliżu nieustannie kręciła się Ruth, że mógł wpaść na Leo i Bridget i wiele, wiele innych osób, ale sama świadomość to było mało. Dzięki temu jednak na pewno wyniósł znacznie więcej niż gdyby dzielił jeszcze uwagę na wygłupy do znajomych. Kiedy więc profesor Pober ogłosiła dodatkowe zajęcia dla chętnych, Ezra bardzo entuzjastycznie się zgłosił. To pod koniec roku tak naprawdę wychodziło, których przedmiotów uczył się, żeby zdać, a których dla faktycznego poszerzania wiedzy i przyjemności z tego płynącej. Jak się okazało, temat do omówienia był jeszcze przyjemniejszy niż przypuszczał. - Hm... sfinks. Sfinks to hybryda o ludzkiej twarzy i lwim tułowiu, charakteryzująca się ogromną inteligencją i zamiłowaniem do zagadek. Warto tu wspomnieć, że stworzenie zna ludzką mowę i wykorzystuje ją do swoich łamigłówek. - zamilkł na moment, żeby zebrać myśli. To nie było wszystko, co wiedział. - Od ponad tysiąca lat bywa wykorzystywany przez czarownice i czarodziejów do pilnowania kosztowności i tajnych skrytek. Choć niebezpieczny jest tylko w tym momencie, gdy ktoś zagraża temu, czego pilnuje, za jego nielegalną hodowlę można trafić do Azkabanu. Z tego co pamiętam, sfinksy dość często pojawiają się w kulturze mugoli, zwłaszcza w mitologii greckiej. Skinął głową do profesor Pober, oddając jej głos. Sądził, że poszło mu całkiem znośnie, jeśli nie po prostu dobrze. Ale w końcu czemu się dziwić? ONMS było jedynym przedmiotem, na którym Ezra trzymał poziom niezależnie od tematu.
Bridget Hudson
Wiek : 25
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 167cm
C. szczególne : nieodparty urok osobisty, łabędzia szyja
Bridget była niesamowicie podjarana po powrocie z wycieczki do Egiptu. Miała głowę wypełnioną wiedzą o nowych miejscach, a serce pełne emocji, które jej tam towarzyszyły. Wyjście do rezerwatu sfinków była jej zdaniem zdecydowanie najciekawszym elementem całego wyjazdu i zdecydowanie wyniosła z niego nie tylko kompas pokazujący skarb, ale też olbrzymią wiedzę na temat tych niesamowitych stworzeń. - Sfinks jest stworzeniem ściśle związaną z mitologią grecką. Posiada on ciało lwa oraz głowę człowieka. Zna ludzką mowę, którą wykorzystuje w zagadkach i rebusach, jest zwierzęciem komunikatywnym i piekielnie inteligentnym. Czarodzieje wykorzystują te stworzenia do pilnowania swoich skarbów i kosztowności. Sfinks nie stanowi zagrożenia dla ludzi, póki rzecz, której pilnuje, nie zagraża nic złego z ich strony. Hodowanie sfinksów jest niedozwolone, a za złamanie tego zakazu można trafić do Azkabanu - powiedziała do profesor Pober. - Kiedyś znalazłam również informację, że sfinks został wykorzystany jako przeszkoda do przejścia podczas turnieju trójmagicznego w 1994 roku. Krążą plotki, że od tamtej pory znajduje się gdzieś w Hogwarcie - dodała półgłosem. Kto jak kto, ale profesor Pober powinna wiedzieć, czy w zamku znajduje się sfinks! Vivien kiedyś jej coś wspomniała, że natknęła się na niego w jakimś pokoju w zachodnim skrzydle, zupełnym przypadkiem. Bridget nie wiedziała, czy może jej tak stuprocentowo wierzyć, ale z drugiej strony nie widziała powodu, dla którego dziewczyna miałaby ją okłamać. Byłoby super spotkać sfinksa jeszcze raz...
Po rozmowie z Yvonne nieco bardziej się uśmiechał. Jakoś dziewczyna nie stawiała go od razu pod ścianą, dawała mu szanse na jakąkolwiek rozmowe. Wydawała się być naprawdę bardzo w porządku. Więc był pewien, że Yv nic nie zrobiła w tym kierunku żeby im zagrozić. Wiadomo o co chodzi. Jakieś głupie gadki na jego temat. Jak mogła się o nim odzywać skoro dziewczyna go praktycznie nie znała. Chyba tylko wiedziała jak mężczyzna miał na imię nic poza tym. Po dość długiej rozmowie kobiety z mężczyzną postanowił dokończyć wtedy te zakupy i tak też zrobił. Wrócił dość późno do swojej chatki wtedy też od razu położył się spać. Kolejne dni mijały, a Max coraz bardziej dochodził do siebie po stracie Beatrice. Musiał się z tym pogodzić i już. Nic nie mógł zrobić. Na pewno nie będzie ją błagał o wybaczenie, co było to było. Życie toczy się dalej. Oczywiście szkoda tego związku, bo jednak byli już zaręczeni, ale cóż. Na dzisiejszy dzień nie miał wielkich planów. Widząc, że dzisiaj pogoda nic się nie poprawiła postanowił wyjść z chatki i rozejrzeć się dookoła, może znajdzie się jakiś młodzieniec, który chciałby mu wpaść w łapy i będzie mógł mu dać szlaban, albo zwyczajnie opieprzyć, że tutaj nikt nie powinien chodzić jak tylko mu się zachce, przecież tutaj jest teren prywatny, tak? Jednak nauczycielowi nie mógłby nic powiedzieć. Bo jednak byli bardziej doświadczeni i wiedzieli co robili. Mimo iż była zima, Max zaczął szukać po swoim ogrodzie czegoś co może go zaintrygować. Słyszał o zimowych roślinach, które tutaj rosną, więc zaczął werbować swój teren z nadzieją, że owe znajdzie.
Nowa Zelandia zdecydowanie była lepsza niż ten przeklęty chłód, który chyba powoli docierał do kości zmarzniętego Jude'a. Nauczyciel pomimo dwóch lat w Anglii, nadal nie potrafił przyzwyczaić się do tutejszego klimatu, na który cały czas zimą narzekał. Nie żeby coś, zawsze marzył żeby zobaczyć te słynne białe święta ale jednak ostatecznie mróz, który zaczerwienił jego nos oraz policzki nie przysparzał go o wyjątkowo dobry nastój. Przynajmniej nie wtedy kiedy musiał wyjść na zewnątrz. Zdecydowanie podziwianie zimy z okna gabinetu było czymś o niebo przyjemniejszym. Ubrany w czarny płaszcz, który bardziej odpowiadał modzie mugolów niż czarodziejom oraz w czerwony szal, jasno mówiący, że ma związki z Gryffindorem mogłyby zmylić niejednego pracownika Hogwartu. Dodatkowo Jude względnie młodo wyglądał i mógł uchodzić za ucznia lub jednego ze studentów. - Przeklęta zima - zaczął w końcu marudzić brodząc przez śnieg, bo oczywiście zgubił ścieżkę, którą powinien podążać. - Na cholerę mi był przyjazd tutaj, mogłem zostać w Red Rock - dalej komentował aż w końcu dotarł do jakiej łąki, skąd łatwiej było mu dostrzec znajdujący się w oddali zamek. Jęknął widząc ile jeszcze zostało przed nim drogi, aż dostrzegł kogoś niedaleko. Nie był pewien czy zna tego mężczyznę. Jeszcze z błoniami nie zdołał się zaznajomić ale był pewien, że widział tego mężczyznę przy stole nauczycielskim. Zwykle jednak siedzieli po przeciwstawnych krańcach, więc nie mieli okazji zamienić nawet kilku słów. - Hej, jesteś nauczycielem ONMS? - Zawołał do niego i zaczął się powoli zbliżać do Maximiliana.
Szczerze powiedziawszy nie spodziewał się tutaj kompletnie nikogo. Rzadko kiedy tutaj ktokolwiek przychodzi. Od kiedy Max jest gajowym to uczniowie nieco się go obawiali. Był surowy jeżeli chodzi o to miejsce i uczniowie nie powinni tutaj przychodzić, ponadto spotkał tutaj kilkoro uczniów, którzy go okradali z jego zapasów. Nie dziwił im się, bo sam był pasjonatem opieki nad magicznymi stworzeniami w czasie nauki w Hogwarcie. Jednakże to był teraz jego teren i nikt tutaj nie musiał przychodzić i przede wszystkim nie mógł. Już w oddali zauważył tę postać, jednakże nic się nie odzywał jak na razie. Brakowało mu kogoś tak porządnie opierdzielić, więc czekał aż takowy bohater podejdzie do niego bliżej. Uśmiechnął się lekko pod nosem i zajął się dalej szukaniem owych roślin. Dopiero gdy postać się odezwała kolejny raz się uśmiechnął pod nosem. - Naprawdę chcesz dostać szlaban? Bądź mam wnioskować o odjęcie kilkunastu punktów z Twojego domu? - zapytał i dopiero wtedy się odwrócił. Mężczyznę poznał postać. Był nowym nauczycielem. Więc lekko spuścił głowę. - Pan Carroll, tak? Przepraszam. Myślałem, że to jakiś dzieciak chce znowu zawładnąć moim ogrodem. - mruknął do niego i westchnął. - Nie nauczycielem nie jestem, jestem zwykłym gajowym. - powiedział kiwając lekko głową. Oczywiście taka posada mu się marzy, ale wiedział, że będzie musiał na to jeszcze trochę poczekać. Wiedział, że nauczycielem nie zostaję się z dnia na dzień, ale kto wie, może dyrektor kiedyś doceni jego chęć pracy jako gajowy? Na to liczył. - Maximilian Lamberd, miło mi. - przywitał się z mężczyzną i podał mu dłoń w geście przywitania.
Widocznie Jude i Max byli zupełnie różnymi osobowościami. Nie od dziś wiadomo, że profesor Carroll był do rany przyłóż i zawsze pomagał studentom oraz uczniom we wszystkim z czym ci mieli jakikolwiek problem. Tym razem mężczyzna przyjrzał się bliżej nieznajomemu, którego widział ledwie kilkanaście razy w życiu. - Potraktuję to jako komplement, że jeszcze mógłbym uchodzić za studenta - odpowiedział szybko i uśmiechnął się przyjaźnie. Uśmiech Jude'a należał zawsze do tych promiennych, które zawsze dawały to poczucie światła i ciepła. Niektórzy twierdzili, że kiedy wchodzi on do pomieszczenia to jest w nim jakby jaśnieć. Może przez wyjątkowo białe zęby, a może niósł ze sobą tą świetlistą aurę. - Ah... pan Lamberd. Nie poznałem z początku. Racja widziałem kilka razy pana na błoniach ale sądziłem, że jest pan nauczycielem. Praca gajowego nie jest zła. To znaczy ja się bym do tego w ogóle nie nadawał, kompletnie nie znam się na roślinach oraz stworzeniach, chyba że w kwestii malowania - odpowiedział i oczywiście podał mężczyźnie dłoń w geście przywitania się. Jak oceniał towarzysza rozmowy to pierwsze co przyszło mu na myśl to stwierdzenie, że jest on naprawdę przystojny. Był to jeden z typów mężczyzn, którzy nawet mu się podobali. Widać, że dużo ćwiczył, nawet pod ciepłymi ubraniami widać było dość rozbudowaną posturę i Jude był pewien, że są to same mięśnie. Sam nie wyglądał źle ale nie był tak mocno rozbudowany jak Max. Ponadto był nawet przystojny z twarzy, na pewno był marzeniem wielu studentek czy uczennic. Chociaż jakby się zastanowić to pewnie niektórzy faceci patrzyli na niego z podziwem, tak jak teraz pan Carroll. - Macie tutaj naprawdę mroźne zimy, aż czasami tęsknię za rodzinnymi terenami w Nowej Zelandii. Poza tym przez śnieg zgubiłem ścieżkę...
Jude nie wyglądał na nauczyciela, przynajmniej w jego oczach. Wyglądał naprawdę bardzo młodo, ale doskonale wiedział że jest nauczycielem. Cieszył się, że do Hogwartu przybywali nauczyciele z innych krajów, gdzie tak naprawdę mógł uczyć w kompletnie odmiennej szkole. Dlaczego wybrał Hogwart? Może kiedyś się o tym dowie, ale tak naprawdę nie był to temat do rozmowy na łące, gdzie jednak nieco wiało i pogoda nie sprzyjała do takich rozmów. - Może pan to potraktować jak tylko pan chce. - mruknął do niego przenosząc wzrok na szkołę. Szkoła zawsze była mu bliska, dlatego jak się dowiedział, że jest wolne stanowisko gajowego był w siódmym niebie, od razu zgłosił swoją kandydaturę, co prawda nie spodziewał się pozytywnego odzewu, ale jednak się udało. Był bardzo wdzięczny dyrektorowi. Oczywiście o wiele bardziej wolałby być nauczycielem, znaczy kiedyś tak. Teraz gdy już trochę jest gajowym ta praca bardzo go satysfakcjonowała. Kto wie czy by miał nerwy do tych uczniów, którzy wydzieraliby się na jego lekcjach. Więc tę myśl starał się od siebie odsuwać jak najdalej. Może przyjdzie kiedyś odpowiedni czas żeby zająć się tym na poważnie, ale na razie to mu w zupełności wystarczało. - Dla mnie ta praca jest bardziej satysfakcjonująca niżeli praca nauczyciela. - oznajmił. Miał wolną rękę, nic nie musiał, mógł tylko chcieć. I to mu się w tej posadzie najbardziej podobało. Nauczyciel ma jednak swoje obowiązki i musiał się z nich wywiązywać. - Zgubił pan ścieżkę, a w jakim kierunku się pan udaje? - zapytał. Chciał oczywiście pomóc, jeżeli tylko będzie w stanie. Jednakże nie wyobrażał sobie, żeby nowo przybyły nauczyciel znał więcej miejsc na terenie szkoły niż on czarodziej, który od małego dziecka poznawał te okolice.
Lotta Hudson
Wiek : 26
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 174
C. szczególne : Mała blizna na palcu dłoni, mocne oparzeliny na rękach i lekkie na szyi
Podczas rozmowy z gajowym dowiedziałam się, że jedna z samic niuchacza zmarła przy porodzie – jej potomstwo zostało bez opieki, trzeba było więc znaleźć alternatywę, aby odchować cztery małe niuchacze. Chciałam trochę odciążyć mężczyznę, wiedząc, że ten ma już mnóstwo pracy z innymi zwierzętami, dlatego zaproponowałam, że weźmiemy na siebie ogarnianie niuchaczy w ramach spotkań koła fanów fauny. Nie byłam pewna czy inni członkowie grupy będą zadowoleni z dodatkowego obowiązku, niemniej jednak moje współczucie dla małych niuchaczy brało górę nad rozumiem i wiedziałam, że jeśli będzie taka konieczność to po prostu zajmę się tym sama, niemniej jednak zależało mi na pomocy, a przy okazji na pewnej integracji członków koła. Wysłałam wszystkim listy z podanym odpowiednim terminem i szczegółami, powiesiłam również pergamin na tablicy ogłoszeń, gdyby ktoś chciał dołączyć. Gdy w końcu zebrała się większość grupy przywitałam się z nimi i nie patyczkując się przeszłam do tematu: - Musimy posprzątać zagrodę i legowiska, poobcinać im pazurki i nakarmić - rzuciłam - Podzielcie się tak jak Wam wygodnie, bo czeka nas naprawdę sporo pracy. Nie umieszczam kostek - każdy z Was dowolnie wybiera zadanie i wykonuje je sam lub z kimś. Zachęcam do wchodzenia w interakcje (także ze mną) - po to mamy spotkanie zamiast zadania, żebyśmy mieli szansę na integrację. Można grać do końca miesiąca!
Nie przepadała za Niuchaczami, zwłaszcza po tej wyprawie do kopalni. Przez jednego właśnie takiego niuchacza prawie straciła spodnie. No, ale w końcu zapisała się do tego kółka fauny, więc powinna wykazać się jakąś pomocą czy czymkolwiek. Szkoda, że ominęły ją salamandry, ale na szczęście mogła nadrobić to na lekcji Hala. Jeszcze z nikim się tu nie zaprzyjaźniła ani nie rozmawiała. Dzisiaj mogła to nadrobić. Rozejrzała się po przybyłych, których nie było zbyt wiele. Może wcześniej była większa frekwencja, a teraz kiedy dowiedzieli się, że przyjdzie Luna, to nie przyszli. Oczywiście, jeśli Shercliffe pomyślałaby tak, na pewno byłoby to oznaką jakiejś paranoi czy choroby psychicznej, przecież większość jej nie znała; może z widzenia. Spojrzała na @Lotta Hudson nadal wahając się, czy w ogóle do niej zagadać. - Hej. - Wykrztusiła. - Może zajmiemy się niuchaczami? - Przyglądała się krukonce, zdecydowanie woląc posprzątać zagrodę niż mieć kontakt z niuchaczami, jednak Hudson raczej wyglądała na taką co woli to drugie. Na szczęście Luna nie miała przy sobie żadnych świecidełek. Nic te małe złodzieje nie ukradną tym razem. Spojrzała w dół na swoje spodnie. Tym razem były na gumke, a nie na sprzączkę.
Cassandra Hawkins
Rok Nauki : VI
Wiek : 17
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 165cm
C. szczególne : promienieje radością i pozytywną energią
O niuchaczach nie miała najmniejszego pojęcia, tak samo jak o istnieniu koła fanów fauny, jednak kiedy tylko zobaczyła ogłoszenie na tablicy, od razu się zaciekawiła. W końcu zajęć ze zwierzetami jeszcze nie miała! W drugiej kolejności spojrzała na godzinę i datę spotkania. I okazało się, że trwały właśnie teraz! Nie czekając ani chwili, tak jak stała pobiegła na wskazaną łąkę. - To spotkanie koła?! - wysapała po intensywnym biegu. - Mogę dołączyć? Mogę?! Zerknęła na Lunę, rozpoznając w niej dziewczynę z ogniska, więc pomachała jej z wielkim uśmiechem. W końcu ostatnia współpraca była bardzo owocna! - Te niuchacze są magiczne? Zioną ogniem jak smoki? - pochyliła się nad nimi i zachwyciła się. - Ojeeeeej wyglądają jak kreciki! Jaaakie słodkie! Mogę je pogłaskać? A do sprzątania można rzucić zaklęcie! Ja umiem! Była bardzo, ale to bardzo dumna ze swoich umiejętności. To był jej pierwszy rok i każde poznane zaklęcie chciała wykorzystać w milionie sytuacji!
Matthew C. Gallagher
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 178
C. szczególne : zawadiacki uśmiech, podczas którego jego prawa brew zawsze unosi się nieco wyżej niż lewa; dołeczki w policzkach
Uwielbiał opiekę nad magicznymi stworzeniami, toteż nie mógł doczekać się następnego spotkania kółka fanów fauny. Wreszcie jego życzenia się spełniły i grupa miłośników zwierząt zebrała się na łące niedaleko chatki gajowego. Lotta Hudson będąca przewodniczącą kółka, nie owijając w bawełnę, przedstawiła innym członkom stojące przed nimi tego dnia wyzwania… i prawdę mówiąc, Matthew był nieco zawiedziony. Chyba oczekiwał jakiejś większej frajdy i adrenaliny, może lotu na hipogryfie? Z drugiej strony, niuchacze były uroczymi żyjątkami, więc starał się przekonywać samego siebie, że mogli trafić na o wiele gorsze obowiązki. Oczywiście zadanie nadal nie było łatwe, bo te stworzonka potrafiły nieźle dopiec, ale w gruncie rzeczy chyba nie było jednak tak źle, jak wydawało mu się na początku. Szczególnie zważywszy na to, że nie zabrał ze sobą żadnej błyskotki – punkt dla niego. Kiedy przetrawił wszystkie niezbędne informacje, przypominając sobie przy tym jak dużo wie o samych niuchaczach, odwrócił się w kierunku @Carmel M. Gallagher. - To co robimy? Ty zajmiesz się obcinaniem ich pazurków, a ja skoczę po jakieś jedzenie? – Zaproponował swojej siostrze wstępny podział obowiązków. Niespecjalnie spieszyło mu się do sprzątania, poza tym uważał że najpierw trzeba zająć się niuchaczami, spróbować je udobruchać, uspokoić i zyskać ich zaufanie. - Niuchacze żywią się mlekiem, dobrze pamiętam? – Niejako chciał się tylko upewnić, bo akurat z opieki nad magicznymi stworzeniami był całkiem niezłym uczniem. Zresztą, gdy tylko wypowiedział swoje przemyślenia na głos, wcale nie potrzebował odpowiedzi młodszej od niego Gryfonki. Pokazał jej tylko gestem dłoni, że za chwilę wraca, po czym pomknął w kierunku szkolnej kuchni, żeby zabrać z niej skrzynkę buteleczek napełnionych pożywnym napojem. Żeby się nie przemęczyć, użył zaklęcia Accio i Wingardium Leviosa, dzięki czemu nie musiał własnoręcznie nosić niezwykle ciężkiego bagażu. - Może Ty przytrzymasz jednego z nich, a ja go nakarmię? – Zapytał Carmel. – Ale jak chcesz, to możemy to zrobić też odwrotnie. – Dodał zaraz, żeby nie pomyślała sobie, że za bardzo się rządzi. Jemu w gruncie rzeczy było to obojętne, o ile nie musiał obcinać im pazurków. Wydawało mu się bowiem, że akurat w tej kwestii jego młodsza siostrzyczka poradzi sobie znacznie lepiej.
Lotta Hudson
Wiek : 26
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 174
C. szczególne : Mała blizna na palcu dłoni, mocne oparzeliny na rękach i lekkie na szyi
Uśmiechnęłam się do @Luna A. Shercliffe - nie znałam jej za dobrze, wiedziałam jednak, że świetnie radzi sobie ze zwierzętami, dlatego nie miałam nic przeciwko, żeby z nią pracować. - Jasne - odparłam, po czym pochyliłam się, aby podać dziewczynie jednego małego niuchacza i butelkę z mlekiem - zwierzaki były jeszcze naprawdę małe, więc nie jadły normalnego pokarmu. Sama wzięłam drugiego i zaczęłam instruować drugą dziewczynę - Gdyby próbował Cię ugryźć albo podrapać podrap go po szyi, powinno pomóc. Co kilka łyków mleka Naszą spokojną rozmowę przerwała malutka dziewczynka (@Cassandra Hawkins), która najwyraźniej nie miała zielonego pojęcia o opiece nad małymi zwierzątkami. - Ciii! - rzuciłam do niej - Zdenerwujesz je tym świergotem. Przy małych zwierzakach trzeba być spokojnym i ostrożnym. Rozejrzałam się wokół, jednocześnie upewniajac się, że reszta radzi sobie wystarczająco dobrze.
Carmel M. Gallagher
Rok Nauki : VI
Wiek : 21
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 167
C. szczególne : dołeczki w policzkach kiedy szeroko się uśmiecha, blizna tuż nad prawą brwią. Kilka kolczyków w prawym uchu.
Przypadkowy obserwator mógłby powiedzieć, że Carmel przypałętała się na kółko fanów fauny wyłącznie ze względu na Matta... i nie miałby, rzecz jasna, racji. Jasne, miała tendencję do podążania śladami starszego brata w wielu dziedzinach (często w tych, w których nie powinna) i angażowanie się w przeróżne aktywności wyłącznie ze względu na niego, ale opiekowanie się zwierzętami, tak magicznymi jak i bardziej zwyczajnymi, było zajęciem, do którego starszy Gallagher nie był jej absolutnie potrzebny. Nie znaczyło to bynajmniej, że nie cieszyła się z jego obecności – wręcz przeciwnie, tryskała dobrym humorem i energią, co przejawiało się zarówno w ilości i prędkości wypowiadanych przez nią słów, jak i szybkich, sprężystych krokach jakie obok niego stawiała. Fakt, że przynależeli do różnych domów i dzieliło ich od siebie aż osiem pięter sprawiał, że cieszyła się z każdej chwili, którą mogła z nim spędzać. – Cześć! – była podekscytowana, choć nie podnosiła zbytnio głosu, a jedynie posłała Lotcie promienny uśmiech, który poszerzył się dodatkowo gdy pojęła, że będą zajmować się niuchaczami. Z zaciekawieniem popatrzyła też po reszcie zebranych – nie wiedziała kto uczęszczał na to koło, bo było to pierwsze spotkanie, w jakim brała udział. – Obetnę im pazurki, ale pozwolisz mi je trochę nakarmić, hmm? – popatrzyła na brata, licząc że ten jej ustąpi. Jak by nie patrzeć, karmienie małych zwierzątek było prawdopodobniej najbardziej uroczym zajęciem, jakiego dało się podjąć i nie zamierzała z niego rezygnować. Podeszła do @Lotta Hudson i na moment zagapiła się na przeuroczego niuchacza, którego akurat podawała Ślizgonce. – Ojej, jakie słodziaki. Co to ja... ach! pomyślałam, że może obetnę im pazurki, ale nie wiem w jaki sposób? – zakończyła z wyraźnym znakiem zapytania, bynajmniej niezawstydzona swoją niewiedzą – są do tego jakieś obcinaczki, czy może jakieś zaklęcie? – dodała z powątpiewaniem. Widząc, że Matt już wrócił, pokiwała energicznie głową. – Potrzymam, a pazurki obetniemy potem. Może trzeba będzie we dwójkę żeby go nie... uszkodzić. – to mówiąc, wzięła jednego niuchacza (sama lub z pomocą Lotty) i (po uzyskaniu informacji odnośnie pazurków) podreptała do Matta. Malutkie kreciopodobne zwierzątko kuliło się w jej dłoniach.
Luna A. Shercliffe
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 1.72 m
C. szczególne : włosy farbowane na blond, ugryzienie po zębach wilkołaka na lewym barku, dość spore blizny, wychudzona, blada, milcząca,
Wzięła ostrożnie niuchacza i butelkę mleka od @Lotta Hudson. Przyglądała się dziewczynie, słuchając jej wskazówek. Na pewno Shercliffe znała się na rzeczy, ale nie tak dobrze, jak Lotta, więc posłuchanie mądrych rad czy wskazówek koleżanki z kółka było na pewno wskazane. Ślizgonka nawet lepiej się z tym czuła, niż gdyby musiała polegać na sobie. - Dobrze. - Przytaknęła krukonce, nie mając pojęcia, że ten mały krecik może chcieć ją ugryźć. Kiedy przyszła jako jedna z pierwszych i stwierdziła, że nie było zbyt wiele osób chętnych do opieki nad niuchaczami. Uznała, że to dobrze. Nie spodziewała się, że nagle zjawi się niemal tłum, może przesadzała, ale zdecydowanie wolała sobie popracować z Hudson w ciszy i spokoju. Jakby tych wszystkich ludzi tu ściągała samą obecnością. Znowu włączyła się jej paranoja. Uśmiechnęła się do @Cassandra Hawkins, zdecydowanie nie tak entuzjastycznie, jak sama krukonka, a raczej nawet spojrzała na nią podejrzliwie i na wszystkich, którzy raczyli się tu zjawić.
Matthew C. Gallagher
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 178
C. szczególne : zawadiacki uśmiech, podczas którego jego prawa brew zawsze unosi się nieco wyżej niż lewa; dołeczki w policzkach
Kiedy powrócił na łąkę ze skrzynką butelek z mlekiem, najpierw przyjrzał się uważnie pracy wykonywanej przez Lunę i dziewczęta z Ravenclawu, zwracając uwagę w szczególności na najmłodszą Cassandrę. Ciekawy był jak z zadaniami zleconymi przez Lottę poradzi sobie jedenastoletnia uczennica, której zapewne brakowało jeszcze doświadczenia. Z drugiej strony pozory lubiły mylić i może źle ją oceniał? Wyglądało jednak na to, że wszyscy mieli ręce pełne roboty, więc nie mogli być z Carmel gorsi czy w ogóle bezużyteczni. Na szczęście wiedział, że jego młodsza siostra także jest całkiem niezła z opieki nad magicznymi stworzeniami, a co za tym idzie stanowili razem dobry duet, który bez problemu powinien sobie poradzić z tymi uroczymi niuchaczami. - No jasne, że też dam Ci je nakarmić. – Odpowiedział Gryfonce z uśmiechem, ale nie był nawet pewien czy dziewczyna usłyszała jego słowa, bo w tym samym czasie wdała się w rozmowę z przewodniczącą kółka. Właściwie Matthew musiał jej przyznać, że ma łeb na karku, bo zadała naprawdę mądre pytanie. On sam nie był pewien czy do obcinania pazurków niuchaczy potrzeba im jakiegoś profesjonalnego sprzętu czy może wystarczyło jakieś zaklęcie. A czego by nie powiedzieć, osobą o największej wiedzy w tym zakresie niewątpliwie była sama Lotta Hudson. Problem tkwił w tym, że Krukonka musiała nadzorować pracę wszystkich innych uczniów należących do kółka fanów fauny, więc trzeba było chyba chwilę poczekać na to, aż znajdzie czas dla niego i Carmel. Nic więc dziwnego, że rodzeństwo podjęło się wpierw nieco łatwiejszej czynności, jaką było karmienie tych futerkowych żyjątek. Zgodnie z wcześniejszym podziałem obowiązków, to dziewczyna wzięła na ręce jednego z niuchaczy, zaś starszy z Gallagherów sięgnął w tym samym momencie po butelkę mleka. Zanim jednak podarował ich pupilowi smakołyk, pogłaskał delikatnie po brzuszku stworzonko kulące się w dłoniach jego młodszej siostry. - Może kupię Ci takiego na następne urodziny? – Rzucił żartobliwym tonem, bo tak jak uważał niuchacze za milutkie, tak nie wyobrażał sobie, by przygarnęli jednego do domu w Dolinie Godryka. Pewnie zeżarłby całą biżuterię należącą do ich matki i ostatecznie i tak musieliby się z nim pożegnać. Szkoda. - Ok, mały. Zobacz jakie smaczne mleczko. – Dodał spokojniej, przysuwając buteleczkę z mlekiem do pyszczka stworzonka, mając nadzieję że to zacznie ciućkać życiodajny napój. – To co, drugiego ja trzymam, a Ty karmisz? – Zaproponował także siostrze zamianę jak tylko nakarmią pierwszego z futrzaków. Starał się przy tym nie mówić zbyt głośno, żeby przypadkiem nie spłoszyć tego słodziaka.
Christopher Walsh
Wiek : 35
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 183
C. szczególne : Blizna u dołu brzucha oraz niewielka blizna na ręce, blizny na piersi po jadzie akromantuli, ciemnogranatowe blizny na lewym ramieniu; obrączka z czarno-zielonej muszli; runa agliz na lewym nadgarstku
Trzeba przyznać, że opieka nad niektórymi magicznymi stworzeniami była dość nużąca. Ostatecznie bowiem, jak wiele czasu można poświęcać na karmienie gumochłonów sałatą? Chris doskonale wiedział jednak, że nie może zostawić ich samym sobie, choć z całą pewnością uczniowie niższych lat będą wkrótce musieli pochylić się nad tymi niezbyt estetycznymi istotami. Poza tym dbał o nie, pamiętając doskonale, że ich śluz służy nie tylko do zagęszczania eliksirów, ale bywa również ich składnikiem. Ponieważ jednak dość prędko zrezygnował z kariery związanej w jakikolwiek sposób z warzeniem eliksirów, nie pamiętał już tak dokładnie, do czego konkretnie służył. Zdaje się, że do prostych wywarów leczniczych? Chris potrząsnął głową, kiedy podał gumochłonom ostatnie liście sałaty, upewnił się, że są bezpieczne pomimo dość niskiej temperatury i padającego śniegu, a później otrzepał dłonie o swoje robocze spodnie i wyprostował się, zastanawiając się, do czego powinien zabrać się tym razem i na czym dokładnie skupić. Część zwierząt wymagała jeszcze z całą pewnością doglądania, ale wiedział doskonale, że obecnie nie będzie mógł pójść w stronę ukrytych bezpiecznie zagród, gdyż właśnie odbywała się jedna z lekcji opieki nad magicznymi stworzeniami, w której wolał nie przeszkadzać. To, że również miał wiedzę na temat tych istot, nie oznaczało jeszcze, że powinien dorzucać swoje trzy grosze i pchać się niepotrzebnie przed szereg, bo wcale nie zamierzał zadzierać z którymkolwiek z prowadzących. To nie skończyłoby się dla niego najlepiej, poza tym nie posiadał najmniejszych nawet kompetencji nauczycielskich, wolal więc pozostawać z daleka od wszelkich lekcji i ewentualnie zabierać nieposłuszne dzieciaki do Zakazanego Lasu, gdzie musiały pomagać mu w czasie swoich szlabanów. Drgnął lekko, gdy spostrzegł ruch na jednym z drzew i podszedł tam, by dostrzec kryjącego się nieśmiałka, na co jedynie pokiwał głowę i zostawił go w spokoju, stworzenie wyglądało bowiem całkiem dobrze, a on nie miał powodów do tego, by gdzieś je ze sobą ciągać albo odnosić, tak więc ruszył po prostu w przeciwną stronę, bliżej linii lasu, gdzie jak mu się zdawało, dostrzegł rano chorbotka. Było jednak jeszcze dość ciemno, a on spieszył się, by zająć się innymi stworzeniami, nic zatem dziwnego, że analizę tego zjawiska pozostawił na później, jednocześnie ustawiając sobie spokojnie w szeregu dalsze działania; skoro nie mógł zając się zwierzętami, bo trwały lekcje, pozostawało mu później wejście do Zakazanego Lasu, gdzie miał kilka spraw do załatwienia, a przed zmrokiem wypadało jeszcze udać się na rabaty, by upewnić się, że obłożone w należyty sposób torfem, nie przemarzną przypadkiem do wiosny. Pamiętał również o konieczności wysiania niektórych kwiatów, odłożył to jednak do końca tygodnia, gdyż było chłodno, a on miał całkiem sporo obowiązków, jak na ten czas. Wiedział również, że to będzie ostatnia chwila na to, by się tym zająć, ale był pewien, że wszystko poustawia należycie i nie będzie musiał biegać jak szaleniec w czasie szkolnych ferii, kiedy najpewniej sam będzie musiał zajmować się wszystkimi zwierzętami i pilnować, żeby znowu coś nie wypełzło z Lasu. To, wbrew pozorom, czasem się zdarzało. Chorbotek. Owszem. Przycupnął sobie spokojnie w korzeniach jednego z drzew stanowiących już właściwie linię Lasu, który powoli wypełzał w stronę polany i stojącej na niej chatki. Przypominał mięsistego, różowego grzyba i Chris był pewien, że sporo uczniów pierwszego i drugiego roku nie byłoby w stanie odróżnić go od zwyczajnej pieczarki czy muchomora, bo pewnie nie był ich ulubionym towarzyszem z Fantastycznych zwierząt. Nie oszukujmy się, kiedy był dzieciakiem, nie był zbyt zafascynowany tym stworzeniem, nie miał również głowy do tego, by zapamiętywać dokładnie, w których konkretnie eliksirach wykorzystuje się jego sok. Mężczyzna zmarszczył lekko brwi, kiedy przyklęknął przy chorbotku i z rozbawieniem przypatrywał się czarnym włoskom, jakie porastały jego ciało, a później westchnął pod nosem, by dotknąć ziemi w okolicach stworzenia. Była zimna, ale niewątpliwie spulchniona, co oznaczało, że zwierzę zabrało się już zapewne do poszukiwania dżdżownic, ale to zdecydowanie nie było miejsce dla niego i Chris doskonale wiedział, że będzie musiał je stąd przenieść, zanim rozprzestrzeni się na całą okolicę albo z jakiegoś względu ostatecznie zmarnieje. Co prawda naturalnie występował w Północnej Europie, ale ostatecznie mieli w szkole kilka okazów, najwyraźniej zatem ktoś tutaj postanowił uciec na wolność, co spowodowało, że gajowy zmarszczył dość mocno brwi, odnotowując prędko, że musi się upewnić, czy jakiś żartowniś przypadkiem nie wynosi stworzeń z ich bezpiecznych schronień albo, czy te aby na pewno są takie bezpieczne, jak mogłoby się wydawać. To była istotna kwestia, nic zatem dziwnego, że sprawy w Zakazanym Lesie zostały odsunięte na nieco później, a ich miejsce zajęło udanie się do zagród, przemknięcie gdzieś tyłem, by nie przeszkadzać w lekcjach i upewnienie się, że wszystko jest w porządku. Czasami Chris miał wrażenie, że łatwiej jest utrzymać w miejscu hipogryfa, niż te małe i całkowicie niegroźne stworzenia, nie dość, że niewielu zwracało na nie uwagę, to jeszcze spora część uczniów podchodziła do nich, jak do mrówek albo innych owadów, które przenosili sobie z miejsca w miejsce albo stroili idiotyczne żarty, wrzucając je w zupełnie niestosowne środowiska. Pamiętał, jak jego brat opowiadał, że kiedy był na pierwszym roku, ktoś wrzucił niuchacza do pokoju pewnej znienawidzonej nauczycielki, a cała wina spadła oczywiście na kogoś zupełnie innego. To znowu przypomniało mu, że widział ślady jednego z tych stworzeń koło chatki i doszedł do wniosku, że koniecznie musi zrobić z tym porządek i przenieść delikwenta w stosowne dla niego miejsce, bo ostatecznie w okolicach Lasu nie było nic, czego mogłoby szukać to stworzenie. Chyba że o czymś nie wiedział, a któryś z nauczycieli postanowił wykorzystać starą metodę nauczania na temat niuchaczy i teraz jego polana pełna była złota oraz innych błyszczących drobiazgów, za którymi ten zwierzak wprost przepadał.
______________________
After all these years you still don't know The things that make you
beautiful
Łucja 'Lucy' Kowalski
Rok Nauki : V
Wiek : 20
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 1.65 m
C. szczególne : różowe włosy, makijaż, pluszowy jednorożec, którego wszędzie zabiera
Łucja Kowalski zwana na terenach Anglii jako Lucy była dziwną osobą. Większość zapewne uważała, że dziewczyna ma nie po kolei w głowie. Wydawała się ekscentryczna. Jej ubiór zawsze zwracał uwagę; był jaskrawy, rzucający się w oczy, niebezpieczny, odstający od norm społecznych, a także zdrowego umysłu. Wyglądała pastelowo, jej włosy były różowe, a to, że chodziła z pluszowym jednorożcem, wołało o pomstę do nieba. Często wyobrażała sobie, że jest syreną i marzyła, że kiedyś to się spełni w rzeczywistości, bo skoro istniały czary, to przecież wszystko było możliwe. Zdecydowanie jej wygląd nie miał nic wspólnego z charakterem. Chociaż podobno pierwsze dobre wrażenie robi się tylko raz, a panienka Kowalski na pewno robiła to, ale w szokującym stylu, odpychającym, słodkim lub zmierzającym do krytyki, lub odrzucenia — wszystko zależało od ludzi, których spotkała na swojej drodze. W czarodziejskim społeczeństwie czuła się nieco odizolowana. Miała bogatych rodziców, ale nic to nie znaczyło, jeśli pochodziła z mugolskiej rodziny. Nawet w świecie magii bywało, że czystość krwi była ponad pieniędzmi, a najlepiej było mieć jedno i drugie. Ubrana ciepło, lecz w różowe kolory na pewno zostałaby obrana za cel przez hipogryfa, który wybrałby się na łowy tamtego zimowego popołudnia. Szła z pluszowym jednorożcem, którego trzymała pod ramieniem. Jednorożce też musiały spacerować. Szeptała coś do niego mimowolnie, chyba momentami nie zdając sobie z tego sprawy. Wyglądała jak księżniczka z jakiejś lukrowej bajki. Chyba lubiła zwierzęta, jednak nie wszystkie. Niektórych się nawet bała. Czasami jej lekkomyślność pozwoliłaby jej podejść do niebezpiecznego pegaza niż do małego bezbronnego niuchacza. Szła przed siebie, oddychając chłodnym powietrzem, patrząc głównie pod nogi. Bywało, że spojrzała przed siebie, a wtedy dostrzegła @Christopher O'Connor. Nie za bardzo kojarzyła tego pana. Może był jakimś profesorem? Lucy przyjechała na wymianę międzyszkolną z Souhvězdí. Była tu zaledwie kilka miesięcy i z pewnością nie pamiętała większości imion i nazwisk nauczycieli, uczniów, a na pewno już nie mogła skojarzyć O'Connor'a. Kimkolwiek był, zapewne miał co robić i znajdował się w jakimś konkretnym celu na tej łące; podobnie jak Lucy.
Christopher Walsh
Wiek : 35
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 183
C. szczególne : Blizna u dołu brzucha oraz niewielka blizna na ręce, blizny na piersi po jadzie akromantuli, ciemnogranatowe blizny na lewym ramieniu; obrączka z czarno-zielonej muszli; runa agliz na lewym nadgarstku
Owszem, miał swój cel i nie klęczał na ziemi, pośród śniegu, tylko dlatego, że tak mu się podobało. Ostatecznie miał pracę do wykonania i chciał wywiązać się z niej jak najlepiej, bo nie lubił zostawiać spraw samym sobą, nic zatem dziwnego, że zastanawiał się właśnie, jak najbezpieczniej będzie przenieść Chorbotka na miejsce dla niego o wiele bezpieczniejsze i lepsze, nie mógł go na pewno zostawić w tym miejscu, bo albo ten zmarnieje całkowicie, albo za chwilę będą mieli ich tutaj setki, jeśli nie tysiące, a do tego na pewno nie mógł dopuścić. I pewnie w pełni poświęciłby się swojej pracy, gdyby nie to, że na moment odwrócił się, by spojrzeć w stronę własnego lokum, gdzie miał odpowiednie skrzynie i pudła, a wtedy spostrzegł, cóż, powiedzmy, że jeszcze większego przedstawiciela magicznego świata niż ten, z jakim właśnie miał do czynienia. Nie mógł inaczej określić kroczącej w jego stronę dziewczyny, skoro cała była ubrana na różowa i nawet jej włosy miał najwyraźniej ten odcień, co było dla Chrisa co najmniej nietypowe, ale na pewno nie powodowało, że miał ochotę wytykać ja palcami, czy coś podobnego. Sam również nie należał do najbardziej zwyczajnych ludzi na świecie, pewnie niektórzy uważali, że pomieszało mu się w głowie, przemawiał do roślin i większości magicznych stworzeń, jakimi się zajmował i w ogóle nie przejmował się faktem, iż te w większości przypadków nie mają pojęcia, dlaczego do nich gaworzy, bo zapewne inaczej się tego nie dało po prostu określić. - Potrzebujesz czegoś? - zapytał spokojnie, aczkolwiek nie do końca pewnie, bowiem nie wiedział zupełnie, czego mógł spodziewać się po tej dziewczynie. Miała mu coś do przekazania? A może został na nią nałożony szlaban, o którym on po prostu zapomniał i nie przygotował się należycie, przez co będzie musiał wymyślać wszystko na już, na teraz, na kolanie tak właściwie, czego bardzo nie lubił. Prędko postarał się przeszukać pamięć, ale autentycznie nie mógł wpaść na żadne wyjaśnienie obecności dziewczyny w tym miejscu, toteż postanowił po prostu poczekać na jej odpowiedź i dopiero wtedy decydować, co dalej. Nie uważał również, żeby najlepszym wyjściem było zostawianie jej tutaj z chorbotkiem, w końcu nie wiedział, co może strzelić jej do głowy, a wolał nie naruszać stworzenia na jakieś nieprzyjemności. Nie zakładał z góry najgorszego, ale mimo wszystko uważał, że należy zachować pewną dozę ostrożności, widział i słyszał już o najróżniejszych wybrykach, sam również swego czasu uczestniczył w nich i odbywał za to kary, więc teraz, gdy był już dorosły, wolał jednak stosować do wszystkich osób zasadę ograniczonego zaufania. Podniósł się nawet, by móc w razie czego normalnie pomówić z dziewczyną, jednocześnie zasłonił sobą częściowo chorbotka, który pewnie nawet teraz szukał sobie wygodnych miejsc do dalszego rozprzestrzeniania się, którym Chris zdecydowanie musiał zapobiec, nim dojdzie do niepowołanych skutków jego bytowania na skraju polany.
______________________
After all these years you still don't know The things that make you
beautiful
Łucja 'Lucy' Kowalski
Rok Nauki : V
Wiek : 20
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 1.65 m
C. szczególne : różowe włosy, makijaż, pluszowy jednorożec, którego wszędzie zabiera
Pastelowa dziewczyna nie znała się na magicznych zwierzętach. Nie miała pojęcia, co jedzą, jakie są ich zachowania i czego potrzebują, kiedy potrzebują opieki. Uwielbiała oglądać obrazki, poruszające się zdjęcia z jednorożcami, pegazami, a szczególnie syrenami, wierzyła, że kiedyś stanie się jedną z nich. Zagłębi się w odmęty oceanu, zanurzy w głębokiej wodzie i zaśpiewa syrenim głosem, melodie znane tylko tym podwodnym stworzeniom. Zamiast nóg pragnęła ogona i oddechu pod wodą. Wierzyła, że to marzenie, które niektórzy uważali za idiotyczne, dzięki magii można spełnić. Nie wiedziała jeszcze jak. Zastanawiała się, czy jakiś nauczyciel może udzielić jej na to odpowiedzi. Wydawało się, że to irracjonalne pragnienie, które pewnego dnia zrodziło się w jej duszy, jest pewną formą ucieczki. Żyła w świecie niemagicznym, a potem pan witający jej braci oznajmił, że istnieje świat czarów. Nie zadowalały jej te dwa światy. Pragnęła czegoś więcej - głębi oceanu. Czy było to jakąś formą ucieczki przed traumą? Czymkolwiek to by nie było, nikt o tym nic nie wiedział, nawet mała Lucy Kowalski. Czasami podmuchy chłodnego powietrza, poruszały jej różowymi włosami. Chciała trochę ciepła, jednak angielska aura była taka podobna do ponurej aury jej rodzimego kraju. Bywało, że na słońce trzeba było bardzo długo czekać. Uważnie przyglądała się Christopher O'Connor. Poważny, przystojny pan był wysoki, na pewno wydawałby się jeszcze wyższy, gdyby stanęła obok niego. Skierował do nie dwa słowa, których wydawała się nie zrozumieć, ponieważ nie udzieliła na nie odpowiedzi. - Jest pan nauczycielem? - Odpowiedziała na pytanie pytaniem, które miało odsłonić pewien płaszcz tajemniczości z mężczyzny, którego tu spotkała. Może pastelowa dziewczyna chciała również być ostrożna.
Christopher Walsh
Wiek : 35
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 183
C. szczególne : Blizna u dołu brzucha oraz niewielka blizna na ręce, blizny na piersi po jadzie akromantuli, ciemnogranatowe blizny na lewym ramieniu; obrączka z czarno-zielonej muszli; runa agliz na lewym nadgarstku
Słyszał już naprawdę wiele, wiele również widział, ale nadal istniały rzeczy, które go zadziwiały. Z całą penwością, gdyby tylko dowiedział się, że dziewczyna marzy o zostaniu syreną, zamrugałby co najmniej ze zdziwienia. Trytony, czy też wodniki, nie były wcale tak czarownymi stworzeniami, jak jej się wydawało. I nazywając je w ten sposób, w niczym im nie umniejszał, gdyż dokładnie tak samo, jak centaury, te odmówiły zostania istotami. Były jednak bardziej niebezpieczne, niż piękne, zaś urodziwe syreny występowały w większości w basenie Morza Śródziemnego, a nie tutaj, przy wodach Morza Północnego, czy w zimnych rzekach, potokach i jeziorach Anglii. Gdyby tylko wiedział, co dokładnie chodzi po głowie dziewczyny, z całą pewnością zapytałby jej, czy kiedykolwiek widziała prawdziwego trytona, czy zdaje sobie sprawę z tego, jak te żyją, czy wie, że tworząc one swoje kolonie, przygarniają do nich druzgotki, które pełnią tam rolę pomocniczą. Zadziwiało go to, że czarodzieje nie mieli pełnej świadomości tego, jak wyglądał świat fantastycznych stworzeń, tym bardziej że właściwie w każdym domu znajdowało się co najmniej kilka książek traktujących o tym temacie. Zgoda, jeśli było się pół krwi, jeśli pochodziło się z mugolskiej rodziny, to faktycznie można było mieć niesamowicie dziwne wyobrażenia, ale dziewczyna, która przed nim stała, nie mogła być aż tak młoda, by nie mieć żadnych zajęć z opieki nad magicznymi stworzeniami. To wszystko pozostawało jednak na razie tylko dywagacją niemającą zbyt wiele wspólnego z jego myślami w tej chwili, gdyż nie wiedział przecież, co dokładnie kryło się w głowie Łucji. Zastanawiał się tylko, czy dziewczyna, aby na pewno go usłyszała, ale później zadała proste pytanie i Chris pokręcił przecząco głową. - Gajowym - odparł prosto i lakonicznie, zgodnie zresztą z prawdą i trzymając się litery prawa, czy mówiąc inaczej, trzymając się zakresu tematycznego, jaki sama mu wskazała. Mógłby być bardziej spontaniczny, mógłby zacząć opowiadać jej, czym odkładnie się tutaj zajmował, ale nie czuł takiej potrzeby. Dziewczyna nie odpowiedziała na jego pytanie, on zaś nie czuł już najmniejszej potrzeby wychodzenia przed szereg. Nie zdziwił się jednak wielce tym, że nie miała pojęcia z kim ma do czynienia, ostatecznie bowiem nie pojawiał się zbyt często w zamku, a jeśli nawet już, był bardziej cieniem nauczycieli, niż kimkolwiek więcej. Nie oczekiwał od uczniów, że będą nawet wiedzieli, jak właściwie się nazywa, aczkolwiek to z pewnością byłoby po prostu miłe.
______________________
After all these years you still don't know The things that make you
beautiful
Christopher Walsh
Wiek : 35
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 183
C. szczególne : Blizna u dołu brzucha oraz niewielka blizna na ręce, blizny na piersi po jadzie akromantuli, ciemnogranatowe blizny na lewym ramieniu; obrączka z czarno-zielonej muszli; runa agliz na lewym nadgarstku
Praktyka czyni mistrza, czyż nie? Nic zatem dziwnego, że Christopher nie poddawał się i pracował dalej, żeby efekty jego działań były jak najbardziej widoczne, nie chciał w końcu zasypywać gruszek w popiele, ale jednocześnie wiedział w pełni, że jego zdolności transmutacji są zdecydowanie zbyt ubogie, żeby mógł zechcieć się nimi posługiwać, by przybierać postać zwierzęcą. To było zdecydowanie zbyt mało, odkopał więc podręczniki, jakie jeszcze miał i zabrał się za poważne, systematyczne powtarzanie całej swojej wiedzy. Choć niektóre zaklęcia dość mocno go korciły, to doskonale wiedział, że nie powinien z nimi nawet próbować, bo jego poziom był w stosunku do nich wręcz żałośnie niski. Tak więc postanowił potrenować na dość prostym lapifors, które przemieniało małe zwierzęta w króliki. Uznał, że taka transmutacja to coś całkiem podobnego do jego przyszłego działania, co oczywiście skwitował uśmiechem, kiedy ustawiał na ziemi wyniesione z chatki kubki. Doskonale wiedział, że sam nie był z porcelany, a kiedy przyjdzie, co do czego, przemiana okaże się o wiele trudniejsza, ale na razie odsuwał od siebie te myśli, kiedy po prostu szykował się do kolejnego, całkiem prostego ćwiczenia. Usiadł na ziemi, po turecku, sięgnął po różdżkę i przez chwilę wpatrywał się w kubki, zastanawiając się, czy będzie w stanie faktycznie je przemienić. To była w dużej mierze również kwestia wyobraźni i chęci, a przynajmniej tak mu się wydawało, jak również sporej koncentracji. tej ostatniej właściwie mu nie brakowało, kiedy unosił różdżkę i kierował ją spokojnie na pierwszy z kubków, by po prostu wypowiedzieć: - Lapifors - dość pewnie. Musiał jednak wykonać nie do końca właściwy ruch, bo naczynie zadrżało, poruszyło się, ale nic się nie wydarzyło. Christopher odetchnął więc nieco głębiej, po czym ponownie, dość ostrożnie, przystąpił do kolejnej próby, tym razem udanej. Kubek dość płynnie i elegancko zamienił się w królika, który nieco zdezorientowany zaczął poruszać uszami, starając się zorientować, co się dzieje. Kiedy zaś Christopher wypowiedział ponownie zaklęcie, tym razem w stronę następnego naczynia, królik postanowił oddalić się na bezpieczną odległość. Było to o tyle zabawne, że gajowy widział doskonale, iż nie jest to idealne. Widać, coś mu w tej transmutacji nie do końca poszło, z kolejnym zresztą też nie, bo nagle królik okazał się być czerwony, jak wcześniej kubek, z którego powstał, ale O'Connor nie zamierzał się tym przejmować. Próbował dalej, a im więcej prób wykonał - tym samym pozbywając się większości nadtłuczonych nieco kubków - tym lepiej mu to wychodziło i po dłużej chwili miał już na łące stadko królików, które, choć w dziwnych kolorach i nie zawsze idealne, tłoczyły się na pierwszej, wiosennej trawie, poruszały nosami i zachowywały się tak, jak zachowywać się powinny. Zatem ostatecznie, sukces? Oczywiście, widział sporo niedociągnięć, może był nieco bardziej zmęczony albo rozkojarzony, ale to również dawało mu sporo do myślenia i jeszcze bardziej mobilizowało do dalszej nauki. Widział, że im dłużej ćwiczył, im więcej kubków transmutował, tym lepiej to wyglądało, uznał więc, że może ćwiczyć to zaklęcie właściwie każdego dnia, żeby przekonać się, w którym dokładnie momencie będzie na tyle dobry w tym, co robi, żeby móc spokojnie ogłosić sukces.
z.t
______________________
After all these years you still don't know The things that make you
beautiful
Christopher Walsh
Wiek : 35
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 183
C. szczególne : Blizna u dołu brzucha oraz niewielka blizna na ręce, blizny na piersi po jadzie akromantuli, ciemnogranatowe blizny na lewym ramieniu; obrączka z czarno-zielonej muszli; runa agliz na lewym nadgarstku
Niektórzy powiedzieliby pewnie, że pogoda wcale nie była taka dobra, ale Christopher nigdy by się z tym nie zgodził. Słońce grzało na tyle mocno, że drzewa wyraźnie doszły do wniosku, że to pora zacząć wypuszczać liście, dzień się wydłużył, wszystko wskazywało na to, że to była najwyższa pora, żeby zająć się niektórymi roślinami. Ponieważ rozmawiał nie tak dawno z profesor Whitehorn i obiecał jej, że zajmie się ziołami z serii leczniczych, właśnie nad nimi siedział i obiecał Yuuko, że bada mogli popracować nad tym wspólnie. To była dobra okazja do nauki, a dla niego - do powtórki, bo w końcu w okresie zimowym zajmował się nieco innymi roślinami i zadaniami, dbał bardziej o osłanianie torfem wrażliwych roślin, a nie o rozrost ziół, które w większości i tak trzymał w szklarniach. Teraz jednak można było wysadzić zioła na zewnątrz i to właśnie powoli Christopher robił, starając się jednocześnie, by miały odpowiednie warunki, a pogoda wskazywała wyraźnie na to, że zdołają się już utrzymać bez nadmiernego wspomagania. Oczywiście, trzeba będzie o nie dbać, jak o wszystko inne, ale raczej przyszedł już czas na to, by rosły bez osłaniania ich w nadmierny sposób. Na razie i tak zamierzał trzymać je jeszcze w odpowiednich do tego skrzynkach, a dopiero później zabrać się za właściwe przenoszenie, a poza tym chciał, żeby Yuuko sama się przekonała, jakiej należy użyć ziemi, ile zastosować wody i tym podobne rzeczy, które teoretycznie wydawały się banalnie proste, a tak naprawdę - były raczej dość skomplikowane, jeśli się nad tym dłużej zastanowić. Naszykował rękawice, skrzynki, ziemię i rośliny, które do tej pory znajdowały się w rozsadnikach, w których ostrożnie je hodował, pielęgnował i pilnował, by odpowiednio rosły, by nic ich nie zniszczyło, ale oczywiście, nie wszystkie nasiona miały na tyle wiele sił, żeby wyrosnąć albo utrzymać się dłużej, niż parę dni. Właśnie z tego powodu Christopher, tak samo jak wielu innych ogrodników i zielarzy, wysadzał ich więcej, by później móc je rozsadzać w odpowiedni sposób, z zachowaniem należytej odległości, żeby roślinność miała miejsce i szansę na to, by odpowiednio wzrastać. To była kolejna sprawa, o której młodzi adepci sztuki zielarstwa wielokrotnie zapominali, tak samo jak o tym, na jakiej głębokości należy sadzić konkretne nasiona, czy trzeba jakiejś wyściółki, ochrony, dużo, czy mało wody, i chociaż wydawało się, że przecież wystarczy wsunąć nasiono do ziemi, przysypać je i podlać, to tak naprawdę wcale tak to nie działało. Nie wiedział co prawda, na jakim poziomie jest tak naprawdę Yuuko, bo widział tylko jej umiejętności w czasie zajęć kółka, a to było zbyt mało, żeby ją ocenić, ale radziła sobie całkiem dobrze z roślinami, zakładał więc, że może spokojnie powierzyć w jej ręce coś delikatnego, a przy okazji dać jej porządną lekcję tego, jak należy dbać o zioła, by rosły w sposób właściwy, a co za tym również idzie - by przynosiły odpowiednie korzyści. W końcu lecznicze rośliny nie powinny być słabowite, bo wtedy trzeba było zużywać ich zdecydowanie więcej, by cokolwiek z nich wyciągnąć. Z innymi było podobnie, a tak naprawdę nic nie rosło samodzielnie. Spora część drzew, krzewów, czy nawet kwiatów, pozostawiana samym sobie po prostu dziczała. Doskonałym przykładem były choćby jabłonie, grusze, czy śliwy, które bez opieki ze strony człowieka, stawały się roślinnością niezdolną do rodzenia naprawdę dobrych owoców, aczkolwiek w powszechnym wyobrażeniu, drzewa te przecież miały wszystko, by produkować je bez jakiekolwiek opieki.
______________________
After all these years you still don't know The things that make you
beautiful
Yuuko Kanoe
Wiek : 23
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 166cm
C. szczególne : azjatycka uroda, zawsze na nadgarstku ma bransoletkę z wiecznych fiołków i drugą czarno-żółtą z zawieszką borsuka
Była naprawdę szczęśliwa, że O'Connor zgodził się na to, by dać jej cenną lekcję zielarstwa. Zresztą chyba oboje mogli na tym nieco skorzystać skoro miała pomagać mężczyźnie przy jego codziennych obowiązkach, które związane były z rosnącymi w Hogwarcie roślinami. Dzięki temu nie dość, że mogła się nauczyć czegoś nowego to jeszcze spełniała dobry uczynek i odciążała nieco sumiennie pracującego gajowego. Poza tym była pewna, że na pewno dzięki temu spędzi miło czas. Nie mogła zaprzeczyć temu, że naprawdę lubiła Christophera i to dlatego właśnie jego poprosiła o to czy nie mogłaby kiedyś razem z nim zająć się pewnymi ogrodowymi obowiązkami. Może i formalnie nie był zielarzem, ale jego wiedza wynikająca w głównej mierze z doświadczenia była nieoceniona, a poza tym jego miłe i łagodne usposobienie sprawiało, że człowiek od razu chciał z nim pracować i nie obawiał się błędów, które mógł popełnić. Po prostu czuła się naprawdę dobrze w towarzystwie gajowego i czasami żałowała nawet, że nie jest jednym z nauczycieli zielarstwa, bo wtedy z pewnością jeszcze chętniej brałaby udział w zajęciach. Była przygotowana w zasadzie na każdą ewentualność. Wiedziała, że mogą zajmować się nieco brudniejszą robotą dlatego też nie stroiła się zbytnio, by potem nie mieć problemów z doczyszczeniem ubrań. Ot miała na sobie stare, dosyć wygodne luźne jeansy oraz dosyć ciepłą szarą bluzę z kapturem, która zapewne również lata świetności miała już za sobą chociaż wciąż prezentowała się niezgorzej. Nie obawiała się także o zabłocenie lub zabrudzenie nieco już zszarzałych adidasów, które przeżyły już niejedno i z pewnością nie straszne było im błoto czy nawóz, w który mogły wdepnąć. Nie sądziła, by różdżka była jej jakoś szczególnie potrzebna, ale i tak zatknęła ją za pasek spodni, co okazało się być chyba całkiem dobrym posunięciem, bo w czasie spaceru przez błonia ku chatce gajowego dostrzegła jakiś kolorowy kształt w jednym z zagłębień w kamiennym kręgu. Z ciekawości podeszła bliżej i stwierdziwszy, że była to zostawiona tam przez kogoś lub coś kolorowa pisanka, przyzwała ją do siebie krótkim Accio nie mogąc sięgnąć po jajko ręką. Ciekawe kto w ogóle rozstawiał te rzeczy po całym Hogwarcie? W końcu jednak dotarła na miejsce, gdzie O'Connor wystawiał już wszelkie skrzynki i potrzebne im przy pracy rzeczy. Yuuko uśmiechnęła się na ten widok, bo wyglądało na to, że czekało ich naprawdę sporo ciekawej pracy. Dopiero po chwili skierowała swoje spojrzenie na postać gajowego, by się z nim przywitać. - Dzień dobry, panie O'Connor! - zawołała w jego kierunku, podchodząc bliżej. Widać było, że wprost paliła się do pracy choć zwykle nie była aż tak ożywiona. - Od czego mam zacząć?