Wśród różnorakich budynków w Hogsmeade, ten wyróżnia się pod względem swego niepowtarzalnego klimatu. Bo gdzie indziej można w okolicy znaleźć sklep który przez cały rok otaczają tropikalne palmy? Dodatkowo budynek pomalowany jest na zielony kolor, co zupełnie odróżnia go od szarych sklepów. Kiedy przekroczysz próg tego niebanalnego sklepu, od razu poczujesz zmianę temperatury. Jest ona bowiem dostosowana do upodobań tropikalnych papparów zamieszkujących niektóre z porozstawianych wewnątrz palm. Z racji, iż są to ulubione zwierzęta właściciela, ten uznał, iż nie będzie ich zamykać w klatkach. Co za tym idzie, nigdy nie wiadomo, kiedy nad głową przeleci Ci jedna z tych dużych, oswojonych papparów. Warto tu także wspomnieć parę słów na temat samego sprzedawcy. Nanuk jest około sześćdziesięcioletnim mężczyzną o Indiańskich korzeniach, co też doskonale widać w jego rysach twarzy. Ciemna karnacja i długie czarne włosy są dla niego znakiem rozpoznawczym. Mężczyzna ten kocha zwierzęta i można by rzec, że nikt ich tak doskonale nie rozumie, jak właśnie on. Stało się to też powodem do otwarcia sklepu, w którym właśnie je mógłby sprzedawać. Przypominamy o punktowych limitach ilości posiadanych zwierząt!
Dostępne przedmioty:
► Akcesoria dla zwierząt (grzebyki, obroże itp.) ► Klatka dla wybranego zwierzaka ► Pokarm dla zwierząt ► Bahanocyd - 55g ► Magiczna siatka do łapania stworzeń wodnych - 65g ► Magiczna siatka do łapania stworzeń lądowych - 65g ► Magiczna siatka do łapania stworzeń podniebnych - 65g ► Rękawice ze skóry węża morskiego - 120g ► Łańcuch Scamandera - 200g
Zwierzęta oznaczone * uznawane są za trudnodostępne – aby je kupić, należy rzucić kostką.
Spoiler:
1, 2 - Sprzedawca patrzy na ciebie nieufnie i zdaje się zbywać wszystkie pytania dotyczące stworzenia, które chcesz kupić. W końcu próbujesz zdobyć informacje bardziej natarczywie, a mężczyzna peszy się i oznajmia, że nigdy nie było tu takich zwierząt. 3, 4 - Nie ma żadnego problemu! Sprzedawca wszystko ci wyjaśnia, daje mnóstwo rad i oczywiście, dokonujesz zakupu. Możesz wrócić do domu z nowym pupilem! 5, 6 - Hm… Nie, chyba nie ma tutaj takich stworzeń… Sprzedawca z tajemniczym uśmieszkiem odmawia, chociaż wcale nie próbuje cię zbyć. Rzuca dziwnymi aluzjami, które jedynie podsycają twoją ciekawość. Ostatecznie okazuje się, że tego zwierzęcia nie ma akurat teraz – możesz spróbować innym razem.
Kupienie takich prezentów, żeby wszystkim przynajmniej w jakiejś części odpowiadały, było bardzo trudne. Ezra lubił sprawiać ludziom radość przynajmniej w tak prosty sposób. Praktycznie na ostatnią chwilę dokupywał ostatnie drobiazgi. Akurat wszedł do sklepu, aby mieć coś dla małej Chione oraz słodkiej Nieve, a wtedy do głowy przyszedł mu trochę nierozsądny pomysł. Poprosił sprzedawcę, aby pokazał mu wszystkie kociaki, które miał na stanie i sposród nich wybrał malucha o mięciutkiej, białej sierści. Miał nadzieję, że nie był to zbyt śmiały prezent - niektóre osoby zwyczajnie nie chciały posiadać zwierząt, nawet jeśli darzyły je sympatią. Chodziło właśnie o te obowiązki, o które martwił się Leonardo. Ezra jednak podejrzewał, że akurat w tym wypadku nie miało być problemu. Zapłacił sprzedawcy i przytulił do siebie kocię, ukrywając je przed zimnem. Dobrze, że do mieszkania nie miał daleko...
Chociaż w styczniu w menażerii mniej ludzi kupowało zwierzęta, to @Bridget Hudson i tak miała pełne ręce roboty, bo mnóstwo osób przychodziła do menażerii z różnych dziwnych powodów. Bridget była oczywiście w stanie zrozumieć starsze panie maniakalnie kupujące żwirek dla kotów albo ludzi, którzy przychodzili po lekarstwa, bo ich zwierzak najadł się przypadkiem puddingu podczas świąt, zupełnie nie była jednak w stanie zrozumieć dziwnego mężczyzny, który przychodził do sklepu co drugi dzień próbując odsprzedać Menażerii swojego szczura twierdząc, że jest to najmądrzejszy szczur na świecie. Po kilku takich wizytach Bridget miała już zupełnie dosyć...
Rzuć kością, żeby zobaczyć co stało się później 1,5 - dla świętego spokoju odkupujesz szczura za zawyżoną cenę, chociaż wiesz, że szef najpewniej Cię zabije. Ku Twojemu zdziwieniu okazuje się, że szczur faktycznie jest wyjątkowy. Nie dość, że umie zmieniać kolor swojego futerka to jeszcze potrafi chodzić na dwóch łapach i żonglować. Udaje Ci się go sprzedać za dużo wyższą kwotę, a szef jest tak zachwycony, że daje Ci premię w wysokości 20 galeonów. Upomnij się o nie w odpowiednim temacie. 2, 4 - denerwujesz się mocno i stanowczo wyganiasz mężczyznę. Wpada on w furię i rozbija półkę z miseczkami dla kotów. Udaje Ci się go w końcu wygonić, ale czeka Cię masa sprzątania i na dodatek musisz oddać szefowi 15 galeonów za rozbite miseczki. Odnotuj stratę galeonów w odpowiednim temacie. 3, 6 - decydujesz się na jak najbardziej dyplomatyczną odpowiedź i mówisz mu, że niestety nie możesz decydować o takich rzeczach, i prosisz, żeby przyszedł w piątek kiedy będzie obecny szef. Natręt wyszedł zrezygnowany - miejmy nadzieję, że po rozmowie z Twoim szefem nie zjawi się tutaj więcej!
______________________
Bridget Hudson
Wiek : 25
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 167cm
C. szczególne : nieodparty urok osobisty, łabędzia szyja
Mnóstwo dziwaków przychodziło do menażerii i o ile na początku Bridget wydawała się być tym faktem niezwykle zdziwiona, zupełnie jakby nie podejrzewała, że czubki też kiedyś mogą chcieć mieć zwierzę. Niemniej jednak po dwóch miesiącach pracy w tym miejscu przywykła do takiego stanu rzeczy. Chociaż był jeden mężczyzna, który nie dawał jej spokoju. Zdawał się zjawiać tylko podczas jej zmian, wiecznie przychodząc w towarzystwie tego samego szczura, który rzekomo był niezwykle uzdolniony. Niestety nigdy nie był w stanie pokazać Bridget swoich magicznych umiejętności, wobec czego propozycje mężczyzny, bo odkupić go za cenę znacznie przewyższającą jego wartość zawsze spotykały się z odmową. Sytuacje powtarzały się mniej więcej dwa razy w tygodniu i dziewczyna miała już serdecznie dość widoku twarzy tego pana. Gdy tylko widziała go przez witrynę sklepu, jak zmierza ku drzwiom, niezmiennie ze swoim szczurem w ręce, miała ochotę schować się za ladę i udawać, że jej nie ma. Któregoś dnia jej cierpliwość sięgnęła zenitu, kiedy po raz kolejny ów jegomość przestąpił próg menażerii. Bridget jęknęła, gdy tylko go ujrzała. Spojrzała na tego biednego szczura, pewnie już przemarzniętego od nieustannie odbywanych spacerów w śniegu i mrozie, potem na mężczyznę, wyraźnie zdesperowanego i uległa. Wyciągając z kasy pieniądze już myślała o konsekwencjach, jakie będzie musiała ponieść z tego tytułu. Dotychczas szef był zadowolony z jej pracy i z tego, co robiła dla menażerii - teraz wątpiła w każdy kolejny dzień jej pracy. Słowo jednak się rzekło, odkupiła od tego dziwaka szczura, który wciąż był równie zwyczajny jak wtedy, gdy zobaczyła go po raz pierwszy. Włożyła go do osobnej klatki, napoiła i dała coś do jedzenia, a następnie wróciła do reszty obowiązków. Skupiła się na porządkowaniu sklepu, karmieniu reszty pupili oraz obsłudze klientów. Dopiero pod koniec zmiany zajrzała z powrotem do latki nowego szczura... I ze zdziwieniem zorientowała się, że zwierzę zmieniło kolor! W ciągu następnego dnia, po opowiedzeniu całej historii szefowi, odkryli jeszcze, że szczur poza zmianą koloru potrafi chodzić na dwóch łapach i nawet żonglował ziarenkami. Przełożony był na tyle zachwycony, że nagrodził Bridget podwyżką za to podjęte ryzyko.
Pierwsze tygodnie w pracy na pewno nie był szczególnie łatwe dla @Mefistofeles E. A. Nox - wbrew powszechnej opinii praca w magicznym sklepie ze zwierzętami była dosyć ciężka, a na dodatek wymagała bezustannego dokształcania. Mefisto musiał naprawdę się starać, żeby dotrzymać kroku bardziej doświadczonym koleżankom. Mimo to nie ominęły go różne przygody - zarówno te miłe, jak i totalnie nieprzytomne.
Rzuć kostką, żeby przekonać się co Cię spotkało! 1,2 - w sklepie w końcu się uspokoiło i wydawało Ci się, że w końcu dasz radę zrobić sobie przerwę śniadaniową - nic bardziej mylnego. Gdy zacząłeś jeść kanapkę do sklepu wkroczyła bardzo stara czarownica dzierżąca w dłoni klatkę z sową. Gdy tylko Cię zobaczyła wpadła w szał - najwyraźniej nie przypadły jej do gustu Twoje tatuaże, bo zaczęła wyzywać Cię od kryminalistów i sugerować, że taki ktoś nie powinien zajmować się jej ukochanymi sówkami. Uspokoiła się dopiero, gdy w sklepie pojawiła się Twoja koleżanka, ale ta cała sytuacja była dla Ciebie dość stresująca. 3,4 - jedna z Waszych kotek urodziła siedem kociąt i niestety nie daje rady ich wszystkich wykarmić. Decydujesz zaangażować się w pomoc przy kociakach i zostajesz po godzinach w pracy. Twój trud nie idzie na marne - udaje się uratować wszystkie kocięta, a szef zadowolony z Twojej pomocy daje Ci 15 galeonów premii! Odnotuj zysk w odpowiednim temacie! 5,6 - po małym przemeblowaniu okazuje się, że jedna z dotychczas zakrytych ścian jest okropnie podrapana przez króliki. Niestety nie udaje się usunąć tego skutków za pomocą magii, więc bierzesz pędzel w dłoń i zamalowujesz zniszczenie tworząc na ścianie prosty, ale ładny wzorek. Otrzymujesz punkt do działalność artystycznej - upomnij się o niego w odpowiednim temacie!
______________________
Mefistofeles E. A. Nox
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 185
C. szczególne : Tatuaże; kolczyki; wilkołacze blizny; bardzo umięśniony; skórzana obroża ze złotym kółkiem; od 14.02.2022 pierścionek zaręczynowy!
Praca ze zwierzętami wydawała się dla Mefisto najlepszą opcją - miał z futrzakami naprawdę silną więź, którą wilkołacze geny jedynie potęgowały. Nie potrafił zatem ukrywać tego, jak bardzo cieszył się, gdy dostał posadę sprzedawcy w Menażerii u Nanuka. Nie był idiotą i doskonale wiedział, że musi brać poprawki na swoje zachowanie; skoro zależało mu na pracy, to nie mógł postępować tych samych błędów, które doprowadziły do jego zwolnienia z poprzedniego sklepu ze zwierzętami. Miał również świadomość, że nie będzie za łatwo. Lokum w Hogsmeade cieszyło się dobrą renomą i Ślizgon nie mógł tego zaprzepaścić - nie, kiedy właściciel tak mu zaufał, mając wgląd we wszystkie jego dokumenty. Nox ochoczo zabierał się każdego dnia do pracy, odkładając swoją nadętą dumę na bok i koncentrując się na tym, żeby niczego nie popsuć. Nie przeszkadzało mu wykonywanie najmniej przyjemnych prac, sprzątał i układał, przenosił rzeczy na magazynie i pilnował inwentarza, zajmował się zwierzętami i robił wszystko, wszystko co tylko mógł. Dla klientów z kolei starał się zawsze dobierać względnie przyjemny wyraz twarzy i ton głosu, a jeśli tylko właściciel sklepu znajdował się w pobliżu, to Mefisto przypominał sobie też o uśmiechu. Wszystko jakoś się toczyło, z drobnymi potknięciami, które niekoniecznie były winą samego pracownika. W końcu niewiele mógł poradzić na to, że sowa jakiejś klientki tragicznie się wzburzyła i pozrzucała parę akcesoriów z półki; posprzątał i zajął się poddenerwowanym ptakiem, nie zwracając uwagi na zadrapania, których ilość na jego ręku znacznie się zwiększyła. Pomógł również w remoncie, co okazało się działać mocno na jego korzyść - w końcu oprócz niego pracowały tu jedynie panie, a ich szef nie chciał ciągać do takiej pracy. Ze szwankującą magią było wiadomo, że nie wszystko uda się zrobić za pomocą różdżki. Zaangażowanie Ślizgona skończyło się niepokojącym spostrzeżeniem, jakoby jedna ze ścian została brutalnie potraktowana przez słodkie króliczki, niewinnie łypiące na Mefisto ze swojego nowego stanowiska po przeciwnej stronie menażerii. Nox akurat był zupełnie sam, a wcześniejsze przygody z magią nie skończyły się zbyt dobrze; ruszył zatem na zaplecze, aby znaleźć coś, co pomoże mu ukryć nieelegancko przyzdobioną ścianę. W kącie dostrzegł kilka puszek z farbami, które miały zostać wykorzystane w pierwszym planie remontu (stały się jednak zbędne, bo szef zmienił zdanie i pozostawił ściany w spokoju). Mefistofeles miał parę pędzli, na tyle cienkich, aby bez problemu pokryły rysy stworzone przez niewielkie zwierzaki; bez głębszego zastanowienia zabrał się za pokrywanie szkód, tworząc prosty wzorek. Dopiero kiedy skończył pracę zorientował się, że mimo wszystko właściciel może być niezadowolony; wszystko jednak skończyło się pozytywnie i Nox odetchnął w duchu, niezmiernie zadowolony, że jego kreatywność jednak została doceniona.
Nie zdarzało się zbyt często, aby @Naeris Sourwolf, @Mefistofeles E. A. Nox oraz @Bridget Hudson w pełnym komplecie pracowali na tę samą zmianę, tym bardziej, że nie zawsze potrzeba było aż tyle rąk do pracy. Tym razem również się na to nie zapowiadało, dopóki do sklepu nie weszła wielodzietna rodzina, przynosząc ze sobą z ulicy krzyki i zamieszanie. Dzieci rozpierzchnęły się po sklepie, a wy od razu wiedzieliście, że z tego mogą być problemy...
OSOBA I 1,2 - sklep to nie plac zabaw, ale tego bez wątpienia nie wiedzą te dzieci. Wpychają swoje ręce gdzie tylko mogą, a każde twoje napomnienie zdaje się sprawiać im jeszcze więcej radości. W pewnym momencie jedno z nich dziwnie zawiesza się na niestabilnej półce, a ten ruch sprawia, że ciężki szklany słój kołysze się na kancie i zaraz zaczyna spadać. Dorzuć kostkę. PARZYSTA - masz niebywały refleks, bo zanim jakaś szkoda się dzieje, rzucasz zaklęcie i lewitujesz przedmiot. Dostajesz 1 pkt z zaklęć. NIEPARZYSTA - reagujesz instynktownie i po prostu odciagasz dziecko. Sam jednak nie zdążasz się odsunąć i odłamek zbitego słoju wbija ci się w nogę. Na szczęście niezbyt głęboko, wystarczy więc że samodzielnie opatrzysz ranę. W jednym wątku wspomnij o doskwierającym po urazie dyskomforcie i lekkim bólu. 3,4 - dzieci wykazują duże zainteresowanie gadżetami i zabawkami dla zwierząt. Postanawiasz więc je zająć i prosisz, żeby pomogły rozłożyć ci towar na półki. O dziwo wystarczy przekupstwo w postaci cukierków, żeby każde polecenie wykonywały bez zarzutu. Najwyraźniej masz rękę do dzieci. Nawet twój szef to dostrzega i potem chwali cię przed współpracownikami, którzy powinni się od ciebie uczyć. W nagrodę dostajesz 15 galeonów premii. 5,6 - nie masz żadnej siły przebicia. Dodatkowo przez zbytnie skupianie się na dzieciach zaniedbujesz innych klientów. Musisz podjąć decyzję, które z zadań jest ważniejsze. Cokolwiek jednak zrobisz, będziesz musiał zostać dłużej na zmianie, żeby dopilnować reszty obowiązków lub posprzątać po niepilnowanych łobuzach.
OSOBA II 1,3 - dwójka dzieci stoi z nosami przyklejonymi do terrarium. Chyba pajęczaki wyjątkowo im się podobają. Wykorzystujesz więc okazję i zaczynasz opowiadać im na temat tych stworzeń. Chcesz je doedukować? Przestraszyć? Jakikolwiek masz cel, dzieciaki słuchają cię z otwartymi buziami. Dostajesz 1 pkt z ONMS. 2,5 - niepotrzebnie podejrzewasz dzieci o złe zamiary, ale ta nieufność prowadzi cię do ważniejszego problemu. Wygląda że ktoś ustawił zbyt wysoką temperaturę w terrarium, tym samym przesuszając pajęczaka. Stworzenie nie wygląda dobrze, więc podejmujesz decyzję o jego natychmiastowym wyjęciu i przeniesieniu w wilgotne miejsce. Dorzuć kostkę: PARZYSTA - całe szczęście, że masz taki refleks, bo rzeczywiście pod wpływem twoich działań pajęczak wraca do zdrowia. NIEPARZYSTA - może gdybyś zauważył problem wcześniej, ptasznik by przeżył. Niestety teraz już nic nie można zrobić. Kiedy właściciel dowiaduje się o całej sytuacji, potrąca ci z pensji 15 galeonów. Może następnym razem będziesz bardziej zwracał uwagę na stan swoich podopiecznych? 4,6 - najwyraźniej są osoby, które uważają, że włochate pająki to dobra maskotkę; Alohomora rzucane na terrarium podczas chwili twojej nieuwagi sprawia, że pajęczak wymyka się na wolność. Jeśli nie chcesz żeby wybuchła panika, musisz go szybko znaleźć. Dorzuć kostkę. PARZYSTA - szybko odnalazłeś zgubę. Obawiasz się, że jak tylko spuścisz z niego wzrok, zniknie. Postanawiasz więc wziąć go na rękę. Nie bierzesz jednak pod uwagę, że pajęczak może być zestresowany. Kiedy podsuwasz dłoń, natychmiast cię kąsa. Samo ugryzienie nie jest groźne, jeśli nie jesteś uczulony na jad. Widząc to, co się stało, jakiś czarodziej przelewitowuje pajęczaka do terrarium. To zdecydowanie mądrzejsza opcja... NIEPARZYSTA - pochylasz się, by zajrzeć pod szafkę i nagle czujesz ogromny ból w dłoni; to jedna z klientek cię nie zauważyła i stanęła na twojej ręce. Masz wrażenie, że przynajmniej jedna kość w palcu pękła... Na szczęście z przeniesieniem ptasznika nie masz problemu. Po wszystkim na wszelki wypadek udaj się do Munga lub znajomego uzdrowiciela.
OSOBA III 1,6 - podczas gdy twoi współpracownicy kontrolują, by żadne poważne szkody nie zostały wyrządzone, ty zajmujesz się rodzicami. Wbrew początkowym obawom bardzo dobrze się z nimi dogadujesz. Zauważasz, że znają się na zwierzętach, nawet jeśli są trochę przewrażliwieni. Udaje ci się ich namówić na kupno większej ilości rzeczy niż chcieli. Dorzuć kostką i pomnóż ją przez 5. Tyle wynosi twoja premia. 2,4 - klienci, z którymi przyszło ci się mierzyć są wyjątkowo wybredni i nieprzyjemni. Każde stworzenie, które im pokazujesz, ostro krytykują; koty mają zbyt matową sierść, papugi są głośne, a sowy ospałe. Dodatkowo insynuują ci, że jesteś winna takiemu ich zaniedbaniu. Przed wyjściem stwierdzają, że złożą oficjalną skargę na sklep, który nie spełnia norm i jest ośrodkiem męczenia zwierząt... Chyba sam do końca nie wiesz, co to miało być. 3,5 - to chyba twoja wina, że rozmowa nie idzie najlepiej. Boli cię głowa, nie potrafisz się skupić i na pytania odpowiadasz raczej pobieżnie. W dodatku nie czujesz się najlepiej. W pewnym momencie mdłości są tak duże, że nie wytrzymujesz i wymiotujesz do najbliższego kosza. Jesteś pewny, że nie zjadłeś nic zepsutego? Dorzuć kostką. PARZYSTA - udaje ci się załagocić objawy choroby. Dostajesz 1 pkt do magicznego uzdrawiania. NIEPARZYSTA - niestety żadne zaklęcia nie pomagają. To wina magii czy twojego braku umiejętności? W każdym razie problemy pokarmowe i ogólne osłabienie towarzyszyć ci będą w najbliższym wątku.
Rzucając kostkami, uwzględnijcie który scenariusz wybieracie.
______________________
Bridget Hudson
Wiek : 25
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 167cm
C. szczególne : nieodparty urok osobisty, łabędzia szyja
Osoba I. Dzień w pracy nie zapowiadał się na jakiś szczególnie zabiegany i wyjątkowy w zasadzie przez większość czasu, który Bridget spędziła w menażerii. Była na zmianie z innymi studentami z Hogwartu, z Naeris i Mefisto. O ile z dziewczyną jeszcze zamieniła nieco słów i potrafiła pogadać o wspólnych zainteresowaniach lub babskich sprawach, o tyle do Mefisto nie powiedziała ani jednego słowa. Wciąż nie potrafiła zwalczyć jakiejś wewnętrznej obawy przed tym człowiekiem i nie chciała sama wyciągać ręki, by go poznawać, a Nox również nie wydawał się być zainteresowany, wobec tego chodzili obok siebie niemal bez patrzenia na siebie nawzajem. Ten jeden raz, kiedy na niego popatrzyła, zdarzył się, gdy do sklepu weszła pewna magiczna, wielodzietna rodzina (a pisząc wielodzietna mam na myśli WIELOdzietna). Dostrzegła w twarzach kolegów pewnego rodzaju zaniepokojenie, lecz nie zrozumiała w pierwszej chwili, o co mogło chodzić. Jako że dzieci rozpierzchły się po sklepie, Bridget próbowała jakoś zwrócić ich uwagę, by pokazywać im poszczególne zwierzątka i trochę o nich poopowiadać, licząc na to, że nie zdążą w tym czasie zdemolować sklepu. Niestety mimo ciężkich starań, nie miała wystarczającej siły przebicia. Dodatkowo tak zajęła się pilnowaniem dzieciaków, że zaniedbała inne swoje obowiązki i ostatecznie spędziła w pracy więcej czasu niż zamierzała, by je dopełnić. Po całej zmianie była wykończona, lecz nawet bliskie spotkanie z lekceważeniem przez dzieci nie zmniejszyła baby fever, w jakiej się obecnie znajdowała.
kostka: 5
Naeris Sourwolf
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 167 cm
C. szczególne : Tatuaż anielskich skrzydeł na plecach
OSOBA III Do sklepu szła jak po dużej dawce eliksiru euforii. Naprawdę miała ogromną ochotę wziąć się za jakąś robotę - nawet żmudna praca przy wypełnianiu dokumentów wydawała się Naeris miłą perspektywą spędzenia czasu. Uśmiech rozjaśniał jasną twarz Krukonki, gdy witała się ze swoimi współpracownikami - z Bri lubiła zamienić słowo czy dwa mimochodem, natomiast z Mefistofelesem do czynienia zbyt wiele nie miała. Pamiętała, że uratował ją podczas meczu i od tamtej pory wydawał jej się naprawdę dobrym człowiekiem. Do menażerii przemyciła nawet paczkę mugolskiego ptasiego mleczka, żeby podarować je Ślizgonowi w odpowiednim momencie. Trochę się bała, że to głupie, ale może akurat będzie mu miło? Na razie zostawiła smakołyk w torbie i zajęła się pracą przy zwierzętach. Było właściwie świetnie - odwiedziła swoich "przyjaciół" (czy to dziwne, że każde pojedyncze stworzenie w menażerii uważała niemalże za własne? Każdy zakup sowy czy żółwia przynosił mnóstwo niepokoju i smutku), mogła zająć się paroma dostawami karmy i tak mijał czas. Aż do chwili, kiedy pojawili się rodzice z mnóstwem dzieci. Naeris lubiła takie pociechy, ale wiedziała, że potrafią być bardzo niegrzeczne. Mimowolnie zmartwiła się o okazy ukryte w terrariach i klatkach, które były wystawione na nieostrożne rączki maluchów. Jednak to nie Krukonce przypadło w udziale dbanie o bezpieczeństwo zarówno dzieci, jak i całego sklepu... Miała porozmawiać z rodzicami. Mimo wszystko dalej nieco się stresowała przekonywaniem klientom. Przełknęła ślinę i nieśmiało zagadnęła czarodziejów, próbując poopowiadać o sklepie. Niestety, początkowe złe samopoczucie tylko zwiększyło swoją moc. Sourwolf kręciło się w głowie i miała ochotę po prostu usiąść. Ale nawet gdy już opadła na krzesło, dopadły ją straszne nudności. - Emm... wszystko o-okej... nie... nie trzeba, j-ja... - mamrotała, gdy rodzice pociech zdążyli się już zaniepokoić pobladłą i skroploną potem dziewczynę. Co ją tak dobiło? Zjadła coś nieświeżego? Jakiś wirus? Naeris pochyliła się, żeby zwymiotować do najbliższego kosza. To było straszne upokorzenie i z trudem przełknęła dumę (i... resztę). Dopiero wtedy zdążyła przypomnieć sobie parę pomocniczych zaklęć. Dzięki Merlinowi, że uważała na lekcjach uzdrawiania i naprawdę to lubiła. Zdołała powstrzymać nudności, a po wypiciu sporej butelki wody w końcu odzyskała siły do życia. Poczekała do końca zmiany, żeby zostawić przy krzesełku Mefisto paczuszkę z ciastkami i żółtą karteczką "od szukającej Ravu".
Kostka: 5 i parzysta
Mefistofeles E. A. Nox
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 185
C. szczególne : Tatuaże; kolczyki; wilkołacze blizny; bardzo umięśniony; skórzana obroża ze złotym kółkiem; od 14.02.2022 pierścionek zaręczynowy!
Mefistofeles błyskawicznie polubił tę pracę. Głównym powodem było, oczywiście, nastawienie właściciela. Tutaj nie dało się odczuć nieprzyjemnej atmosfery spięć, a kiedy wspomniał o szczególnych przypadkach przedwczesnych zwolnień, związanych oczywiście z pełniami księżyca, to nie zostało to wcale źle odebrane. I od tamtej pory Ślizgon starał się jak mógł, byle tylko nie narobić problemów. Nie tęsknił ani odrobinę za poprzednią menażerią, w której pracował - tu nawet towarzystwo było ciekawsze! Mefisto nigdy nie sądził, że aż tak interesujące będzie uwijanie się u boku Naeris Sourwolf albo Bridget Hudson; obie panie znał, choć w nieznacznym stopniu i na zupełnie inne sposoby. Tego dnia akurat znajdowali się w sklepie całą trójką, toteż nie dało się nikogo zbyt długo unikać... A Mefistofeles starał się jak mógł, pałając drobną niechęcią do pani prefekt Hufflepuffu. Niby nic do niej nie miał, ale pozostał jakiś niesmak po... Właściwie, to nawet nie wiedział po czym. Chyba denerwowały go niespokojne spojrzenia, które mu rzucała. I ogólnie postawa takiego zranionego króliczka. Czuł, że jeśli tylko spróbują wdać się w jakąś konwersację, to nie dojdą do porozumienia... Łatwiej sprawa prezentowała się z jasnowłosą Krukonką, z którą jakąś nić porozumienia połączyła go podczas ostatniego meczu. Początkowo spokojny dzień, oczywiście musiał się drastycznie pozmieniać. Do menażerii zawitała rodzina z rozszalałą bandą dzieci, a Nox szybko zwęszył kłopoty. Zerknął jeszcze na swoje współpracownice, rozważając co by tu tak naprawdę zrobić; na szczęście Naeris zajęła się rodzicami, a Bridget próbowała opanować kilka dzieciaków. Nie dało się ukryć, że nie szło jej to najlepiej... Ślizgon pospiesznie znalazł sobie miejsce obok terrarium z różnymi pajęczakami, do których dwójka maluchów przykleiła nosy. Nie wahając się, zaczął opowiadać im o tych fascynujących stworzonkach, wkładając w swoje słowa tyle entuzjazmu, ile tylko mógł. Początkowo nawet trochę udawał, a potem... Cóż, dzieciaki wyglądały na zaciekawione, a on sam nie miał serca z kamienia. Fakt faktem maluchy dociekały jak szalone, więc musiał faktycznie poruszyć szarymi komórkami, aby podać im tyle informacji, ile tylko mógł. Ciekawostki wyczerpał chyba do końca życia... Ostatecznie mógł zatem z ręką na sercu powiedzieć, że spisał się przyzwoicie, a klienci wyszli zadowoleni. W tym wszystkim chłopak przegapił nieco przebieg choroby Naeris, docierając do blondynki dopiero wtedy, kiedy zmiany dobiegały końca. Chciał dopytać dziewczynę, czy wszystko w porządku, a wtedy dostrzegł przy swoim miejscu pudełko ze słodkościami. Uśmiechnął się pod nosem, oglądając na jeszcze pobladłą szukającą. - Czekaj, Sourwolf. - Wrzucił ptasie mleczko do torby i narzucił kurtkę na ramiona, rozglądając się jeszcze po sklepie. Hudsonówna coś tam wspominała, że czegoś nie zrobiła i miała zostać dłużej... A jego poziom dobroci był ograniczony. Dzisiejszy przydział spadł na ramiona Naeris. - Bo jeszcze zemdlejesz po drodze... - Pchnął drzwi menażerii, otwierając je przed drugoklasistką. I tak szli w tę samą stronę.
Kostka: 3
Ezra T. Clarke
Wiek : 27
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 182 cm
C. szczególne : Szczupła, nawet lekko umięśniona sylwetka, zawadiacki uśmiech, zapach Merlinowych Strzał i mięty, znamię w kształcie kruka na łopatce
Nie bywał zbyt często w menażerii, ponieważ zazwyczaj jego zakupy kończyły się na jakichś smakołykach lub zabawkach odpowiednich do dalszego mało wychowawczego rozpieszczania Chione czy Nieve. Przy takich drobnych sprawunkach wystarczyło napisać list z prośbą o wysłanie paczki sową - Ezra kochał to czarodziejskie udogodnienie. Teraz jednak sprawa była o wiele ważniejsza i delikatniejsza i Clarke potrzebował osobiście dopilnować jej realizacji. We wszystko dużo wcześniej wtajemniczył Mefisto - tylko dlatego, że poniekąd Ślizgon był jego przepustką do bezproblemowego załatwienia sprawy. W innym wypadku Clarke chciałby utrzymać to w tajemnicy. W końcu im więcej osób było dopuszczonych, tym łatwiej było spalić niespodziankę. Ze wszystkich osób postanowił zaufać Mefisto, choć Bridget również chodziła mu po głowie. Obawiał się jednak tego, że dziewczyna była właśnie zbyt blisko Margo. Wszedł do sklepu i natychmiast skierował swoje kroki do sklepowej lady, a oczywiste pytanie wpisane było w jego wyraz twarzy. Zastukał niecierpliwie w blat, czekając aż inny klient zakończy swoje zakupy i zostawi Mefisto na pastwę Ezry. - I jak? Udało się? - dopytał chłopaka natychmiast, nie przejmując się prozaicznymi przywitaniami. Problemem, który dręczył Ezrę, był czas. Wiedział, że mógł dać go Mefisto zbyt mało, by zdążył zrealizować jego zamówienie, ale jednocześnie Ezra wierzył w Ślizgońską zaradność. Raz na jakiś czas ich znajomość mogła się na coś przydać...
Naprawdę polubił tę pracę. Gdzieś z tyłu głowy pamiętał jak wyszło z jego zatrudnieniem w londyńskiej menażerii, ale nie chciał rozdrapywać starych ran. Tutaj wszystko toczyło się przyjemnym torem, a dodatkowo Mefisto miał blisko do mieszkania i zamku. Za współpracowników miał dwie panie, znane mu z korytarzy Hogwartu; nie narzekał, chociaż żadnej jakoś szczególnie dobrze nie znał. W przypadku jednej nawet go to cieszyło... O wiele istotniejsze było dla niego spędzanie czasu wśród tylu zwierząt. Widział, że się uczył, a ponadto trochę złagodniał, zmuszony do odpowiedniego traktowania klientów. Tego dnia akurat był w menażerii sam. Pamiętał o umówionej wizycie z Ezrą, poniekąd nie mógł się jej doczekać; jak na złość, cały czas trafiał na nieznośnych klientów, którzy jedynie podnosili jego poziom frustracji. Niby wszystko było w porządku, ale nie rozumiał czemu jakieś upierdliwe dziewczę musiało tak namolnie stukać w pręty króliczej kratki (gdyby jej matka nie zareagowała, to Mefisto od ostrych upomnień musiałby przejść do rękoczynów, poważnie). Podobną zagadką dla niego była próba kupienia ptasznika, podczas gdy nie znało się jego nazwy - "chcę pająka" nieszczególnie Ślizgona przekonywało. Przywiązany do pupili i zobowiązany do oddania ich w odpowiednie ręce, co i rusz powstrzymywał się od wywrócenia oczami. Tak czy inaczej, znajomego Krukona dostrzegł przy drzwiach jeszcze w momencie, w którym kończył tłumaczyć nieznośnemu trzecioklasiście, że nieprzemyślane kupno pająka może skończyć się katastrofalnie. Dzieciak już całkiem uległ, decydując się jedynie na zakup chrupków dla swojej sowy; Noxowi opanować się pomagała obecność małego ptasznika białokolanowego, siedzącego mu na rozłożonej dłoni. Nie mógł wykonywać gwałtownych ruchów, nie mógł również wykonywać negatywnych sygnałów. Stał spokojnie, tłumaczył cicho i pewnie, nie spuszczając wzroku z ukochanego potworka, łaskoczącego go odnóżami. Merlinie, ale go korciło przygarnięcie takiego skarba... - Dzień dobry - powitał Ezrę ze słodkim uśmiechem, przeciągając celowo podanie mu konkretnej odpowiedzi. Nie wiedział jakimi uczuciami chłopak darzy pająki, toteż odsunął się odrobinę od lady. Ptasznik przeszedł mu bardziej na nadgarstek, wyraźnie nie czując żadnego zagrożenia. - Mam wrażenie, że pokładasz we mnie mało wiary, skarbie. To bardzo rani - poinformował swego rozmówcę, zerkając na niego z ukosa. Powinien pójść na zaplecze i przestać męczyć Clarke'a, ale ważniejszym obowiązkiem było odstawienie ptasznika do terrarium i pryskanie go odrobiną wody. Z tym, że nie był w stanie pozbyć się tej urokliwej samiczki, która chyba też się do niego przywiązała...
Ezra T. Clarke
Wiek : 27
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 182 cm
C. szczególne : Szczupła, nawet lekko umięśniona sylwetka, zawadiacki uśmiech, zapach Merlinowych Strzał i mięty, znamię w kształcie kruka na łopatce
Ezra bardziej nie mógł się doczekać otrzymania swojego zamówienia do rąk niż spotkania z Mefisto. Ostatnio łączyły ich bardziej biznesowe kontakty i Clarke też nieszczególnie naciskał na zmianę tego stanu rzeczy; taka oziębłość była mu całkiem na rękę, kiedy potrzebował kogoś na emocjonalne wyżycie się. Zapewniała również jako takie bezpieczeństwo - obecnie Ezra może nie miał złego humoru, ale to mogło zmienić się w każdym momencie. Utrzymywanie dystansu od samego początku pozwalało Ezrze wierzyć, że w razie jakichś wahań nastrojów, Noxa obejdzie to tyle co śnieg, który obsikał w wilkołaczej postaci podczas zimy. Krukon z autopsji znał rozterki, które nawiedzały sprzedawców, nieważne w czym specjalizowały się dane sklepy. (Rzucić pod ladą zaklęciem przyprawiającym o trądzik? A może dać zjeść tego krwotoczka, ale odebrać część leczącą? Albo zwyczajnie wyrzucić ze sklepu tak szybko, że i drzwi by wyleciały...) A potem i tak trzeba było z cierpliwością znosić głupie pytania i jeszcze głupsze uwagi klientów. To nie była praca dla narwanych ludzi, więc Clarke właściwie był pod wrażeniem tego, że Nox jakoś sobie radził. - Cześć - odparł, przewracając oczami z lekką kąśliwością, ale też się uśmiechając. Odruchowo zrobił jednak krok w tył, patrząc na obrzydliwego, włochatego potworka na dłoni Ślizgona. Jedynym pająkiem, którego Ezra akceptował, była zabawkowa, różowa akromantula. Skrzywił się niechętnie na stworzonko, a przez jego kręgosłup mimowolnie przeszedł dreszcz obrzydzenia. - Nawet nie waż się dotknąć mnie potem tą ręką. Obrzydliwe - poinformował go, a jeśli Mefisto ruszył, aby odłożyć pajęczaka do terrarium, Ezra natychmiast uskoczył mu z drogi, tym samym uderzając reką w drewnianą półkę. Promienisty ból przeszedł przez kończynę i odbił się na twarzy. No wszystko wina tego głupiego pajęczaka... - Dobrą masz intuicję. Ale mam jej wystarczająco, żebym w ogóle do ciebie przyszedł. I tak możesz czuć się uhonorowany, Nox. - Wciąż pocierając rękę, nieufnie zbliżył się do chłopaka i dopiero kiedy miał pewność, że Ślizgon pozbył się małej bestii, dźgnął go pospieszająco w bok. - No pokaż mi ją już, mam się prosić? Gwiazdki z oceny, którą ci wystawię zaczynają ci spadać... - Dźgnął go jeszcze raz, tym razem bardziej dla spełnienia się przyjacielskiej upierdliwości. I był gotowy sprzedać mu jak najwięcej takich delikatnych trąceń, jeśli chłopak potrzebował jakiejś motywacji.
Mefistofeles E. A. Nox
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 185
C. szczególne : Tatuaże; kolczyki; wilkołacze blizny; bardzo umięśniony; skórzana obroża ze złotym kółkiem; od 14.02.2022 pierścionek zaręczynowy!
Praca sprzedawcy wcale nie była dla Mefisto za dobra i chyba wszyscy o tym wiedzieli. Tracił cierpliwość, niekiedy nie panując w ogóle nad irytacją w głosie; uprzejmość w większości przypadków wymuszał. Starał się, oczywiście, ale chwilami nawet to mu nie pomagało - niektórzy skreślali go z miejsca, niezadowoleni z samego wizerunku. Nox się tym nie przejmował, bo dopóki miał pracę, która nie wywoływała wzrostu ilości myśli samobójczych, to było w porządku. Nie ciągnęło go aż tak do ludzi, za to zwierzęta kochał i tym właśnie nadrabiał. Widać było niezłą więź pomiędzy nim, a jego pupilami; czy to kwestia wilkołactwa, czy też dobrego podejścia... Teraz dodatkowo był jedynym męskim pracownikiem, co w obliczu zakłóceń magicznych stanowiło spore znaczenie - właściciel nie męczył Naeris i Bridget o noszenie pudeł, przestawianie terrariów i czyszczenie większych klatek. Ślizgon zaśmiał się cicho i łagodnie, nie wspominając na głos Ezrze, że akurat trzymanie pająka to jedna z mniej obrzydliwych rzeczy, które trafiły mu się tego dnia. Mimo wszystko jemu mniej podobało się sprzątanie po chorych kotkach. - Cholera, ten jeden raz nie wymacam cię na powitanie - zironizował, zanotowując w pamięci reakcję Krukona na włochatego ptasznika. Ezra poważnie nie powinien tak pająka odrzucać - był on fenomenalnym zapewnieniem, że Nox nawet głosu nie podniesie, o gwałtowniejszych ruchach nie wspominając. Coś w nim jakby się wyłączało, przekładając ponad wszystko inne zdrowie i szczęście zwierzęcia. Teraz wliczało się w to odsunięcie pająka na bezpieczną odległość, żeby Clarke przypadkiem czegoś nie odjebał. Mefisto przeniósł się zza lady na sklep, wymijając swoją krukonią spłoszoną sarenkę, aby dotrzeć do terrarium. Uśmiech nie znikał mu z ust ani na sekundę. - Co ty robisz... - Zacmokał z dezaprobatą, otwierając terrarium. Jego zdaniem ptasznik wcale nie chciał kończyć wspólnej zabawy; ostatecznie grzecznie zszedł na swoje miejsce, pospiesznie chowając się pod niewielką doniczką, służącą mu za kryjówkę. Mefisto zamknął terrarium, sięgając zaraz po spryskiwacz z wodą; Ezra najwyraźniej uznał, że dźganie jest jak najbardziej w porządku, skoro „bestia” nie znajdowała się w niczyjej dłoni. - Nie panikuj, no przecież jest, zaraz ci ją dam - wywrócił oczami, subtelnie pryskając wodą samego Clarke’a. - Widzisz, to jest piękne w posiadaniu znajomych w roli klientów - mogę ci śmiało powiedzieć, żebyś sobie te gwiazdki w dupę wsadził. Nie pomógłbym ci ani odrobinkę, gdyby nie chodziło o Margo; nie denerwuj mnie i nie poganiaj, bo nakombinowałem się przez ciebie. - Teraz już spokojnie wrócił do swojej pracy, uważnie zwiększając wilgotność w małym światku ptasznika. Przetarł mokrymi chusteczkami dłonie, sprawdził dwa razy zamknięcie terrarium, a potem poklepał Ezrę po ramieniu i pomknął na zaprzecze, nucąc pod nosem bliżej nieokreśloną melodię. Szybko wrócił, dumnie trzymając spory transporter, w którym wylegiwała się mała fretka. Zielone tęczówki Mefistofelesa połyskiwały z zadowolenia i, co tu dużo mówić, banalnego rozczulenia.
Ezra T. Clarke
Wiek : 27
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 182 cm
C. szczególne : Szczupła, nawet lekko umięśniona sylwetka, zawadiacki uśmiech, zapach Merlinowych Strzał i mięty, znamię w kształcie kruka na łopatce
Sprzątanie po chorych kotkach było, zdaniem Ezry, bardziej naturalne niż trzymanie pająka na rękach, więc Mefisto mógł się wypchać z tym podśmiewaniem się z niego. - Ten jeden raz miałbyś pewność odrzucenia - poprawił go z krótkim śmiechem. Clarke nie potrzebował żadnych zapewnień bezpieczeństwa ani ochronnej tarczy ze strony pająka; już wolał, kiedy Nox miał wolne łapki, nawet skore do gwałtownych ruchów w stronę Ezry, niż gdy trzymał w zasięgu potworka. Zresztą, paraliżowało to także Ezrę; jeśli Mefisto chciał trzymać Krukona daleko od siebie, to właśnie znalazł sposób skuteczniejszy niż najpotężniejsze Protego. Tak jak Ezra kochał zwierzęta, tak pająki zaliczał bardziej do robactwa. Mimo to Nox powinien wykazać się odrobiną zaufania, bo przecież Clarke nie wyskakiwał z butów, aby zniszczyć ten szatani pomiot. Nawet nie przejmował się tym, jak wygląda w oczach Ślizgona z tą swoją irracjonalną niechęcią (a pewnie wyjątkowo śmiesznie, biorąc pod uwagę uśmiech, który błądził mu po ustach.) Ośmielił się, kiedy niepożądana istota znalazła się w swoim terrarium. Z tej perspektywy pająk wyglądał znośnie. A już w ogóle, kiedy skrył się pod doniczką. Ezra zapalał do niego minimalną tolerancją egzystencji. - Nie panikuję, niecierpliwię się - poprawił go, robiąc krok do tyłu, kiedy został spryskany wodą jak karcony szczeniak. - Głupek - parsknął, ocierając twarz, ale stojąc już nieco spokojniej. Ezra poniekąd wciąż nie był pewny swojego prezentu. Żywe stworzenia były podarkami wyjątkowo ryzykownymi, a tym razem nie chodziło o milusiego kiciusia czy nawet bezproblemowego puszka. Miał nadzieję, że kiedy zobaczy fretkę, jego wątpliwości same się rozwieją. - A czy ja kiedykolwiek o coś cię prosiłem? Wiadomo, że chodzi tylko o Margo - zbył więc jego tyradę przewróceniem oczu, ponad ramieniem podglądając działania chłopaka. Nawet kiedy Nox wreszcie ruszył się na zaplecze (już po tym jak dla zasady Ezra odtrącił poklepywanie po ramieniu z niezadowolonym pomrukiwaniem), Clarke został przy terrarium i obserwował stworzenie. Miał ochotę zastukać w szybkę, aby sprawdzić, czy pająk się poruszy i wyjdzie. Na szczęście Nox wrócił zanim zdążył zrealizować ten głupi pomysł, a jako że miał przy sobie transporter ze ślicznym, puchatym stworzonkiem, Krukon szybko zapomniał o pająku. - Słodka Roweno, ale ona śliczna - zachwycił się Clarke, doskakując do Mefisto i pochylając nad transporterem. Uśmiech na jego twarzy znacząco się poszerzył i zabarwił czułością. - Cześć kruszyno - przywitał się głosem tak miękkim, jaki przeznaczony był wyłącznie dla zwierząt. Przytknął palec do kratki transportera, dając fretce zdecydować, czy chce być dotknięta. - Ile w końcu jestem ci za nią winny? Jeśli zamierzasz mnie naciągnąć to tak, żebym był w stanie to zignorować - podpowiedział żartobliwie. Cena niekoniecznie grała dla Clarke'a rolę, odkąd faktycznie zarabiał dobre pieniądze. A skoro mógł za pomocą garści galeonów uszczęśliwić nową koleżankę, dlaczego miał tego nie zrobić?
Mefistofeles E. A. Nox
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 185
C. szczególne : Tatuaże; kolczyki; wilkołacze blizny; bardzo umięśniony; skórzana obroża ze złotym kółkiem; od 14.02.2022 pierścionek zaręczynowy!
Tak jak wcześniej, tak i teraz nie przejmował się pospieszaniem. Przed przyjściem Ezry czekał na niego jak wierny psidwak, niemal z nosem przy drzwiach oczekując zobaczenia jego osoby. Teraz entuzjazm spowodowany specyficznymi zakupami nieco osłabł, bo wszystko znalazło się na wyciągnięcie ręki. Już nie musieli się spieszyć - a Mefisto miał co robić. Jak nie pająki, to inne zwierzaki wymagały jego uwagi; nie był pewny, czy Ezra stał się priorytetem. Ciężko było skoncentrować się na Krukonie, kiedy miało się przed sobą przecudownego ptasznika; Nox tęsknym wzrokiem odprowadził stworzenie pod doniczkę, obiecując sobie w duchu, że w końcu i na taki zakup się zdecyduje. Złagodniał także w stosunku do samego Ezry. Był dość zauroczony jego pomysłem co do prezentu, a w dodatku chodziło o Margo, która i jemu była bliska. Uśmiechnął się szerzej na to wywrócenie oczami. Mógł Clarke’a wyklinać na różne sposoby, ale wiedział, że ze zwierzętami można mu zaufać. No, najwyraźniej oprócz pająków... - Jest przesłodka - przytaknął, stawiając ostrożnie transporter na ladzie, żeby było im wygodniej piać nad fretką. Jego już trochę poznała, z kolei na Ezrę łypała z zaciekawieniem, czujnie poruszając małym noskiem. - Ale muszę ostrzec, że straszny z niej głodomor - dodał, rozglądając się w poszukiwaniu przygotowanych wcześniej drobiazgów. Zagrzebał się w pudełkach witamin i leków, gdy z zamyślenia wyrwało go pytanie Krukona. - Aaa, czekaj, myślę. To będzie 30 galeonów za fretkę, za klatkę - musisz wybrać - 20 galeonów, 8 za smycz i szelki, 2 za witaminy. Razem 60 galeonów - podsumował, stawiając na ladzie buteleczkę z substancjami odżywczymi. Wbił pytające spojrzenie w Ezrę, wskazując na stojak z dodatkami, a także regał z klatkami. - Chyba, że bez szelków, ale nie wiem czy danie jej biegać w Pokoju Wspólnym to dobry pomysł. Robi się ciepło, mogłaby czasem wyjść na błonia. - Wierzył, że to dobry prezent - cóż, jeśli nie, to fretka z pewnością nie miałaby problemu ze znalezieniem innego opiekuna. Były już przynajmniej dwie osoby, które mogłyby o nią walczyć...
Ezra T. Clarke
Wiek : 27
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 182 cm
C. szczególne : Szczupła, nawet lekko umięśniona sylwetka, zawadiacki uśmiech, zapach Merlinowych Strzał i mięty, znamię w kształcie kruka na łopatce
Nigdzie się nie spieszył, a musiał przyznać, że menażeria była miłym miejscem do spędzania czasu, choćby ze względu na otaczające ich zwierzęta. Clarke może i pospieszał Mefisto, ale nie było to równoznaczne z tym, że zaraz sypnie galeonami na stolik i jak najszybciej wyjdzie, nie będąc w stanie zbyt długo przebywać w towarzystwie Ślizgona (nie mógł, podejrzewał, że maksymalny czas znoszenia twarzy Noxa to jakaś godzina lekcyjna. Mieli go więc jeszcze trochę). - Jak uroczo porusza noskiem... - skomentował, widząc jak stworzonko pilnie go obwąchuje. Reakcja zwierząt na niego była doprawdy różna ze względu na to, że jednocześnie pachniał sobą, psem i kotem. Fretce najwyraźniej to nie przeszkadzało. - Myślisz, że ugryzie, jeśli spróbuję ją pogłaskać? - Wiadomo, że stworzonko nie było jeszcze aż tak przyzwyczajone do kontaktu z ludźmi, a w dodatku Ezra był jej kompletnie nieznany. Nie chciał więc jej spłoszyć. Powoli wsunął palce, dalej dając się obwąchiwać, a dopiero potem pozwalając sobie na podrapanie jej za uszkiem. - To nie będzie już mój problem, tylko Margo. Na szczęście zawsze z Hogwartu będzie mogła coś zwinąć, więc wątpię, żeby cierpiała głód. - Cofnął się od transportera, biorąc do ręki opakowanie witamin i oglądając ich zastosowanie i skład. - Nie, w porządku, wezmę wszystko, nie ma sensu, żeby Margo musiała tu zaraz przybiegać. Niech chociaż na pierwsze dni będzie zabezpieczona. I powiedz mi, czy ja coś jeszcze muszę wiedzieć. Szczerze mówiąc, to nie znam się na fretkach. Czym mam ją karmić do przekazania jej Margo? - Zaczął przeglądać szeleczki, w końcu wybierając żółte i odkładając je na blat obok witamin. Cały czas z uwagą słuchał, jeżeli Mefisto dawał mu jakieś cenne rady. Ta fretka była w tym momencie oczkiem w głowie Ezry i nie chciał zrobić czegoś źle. - Pokaż mi największe klatki, jakie macie - poprosił, podchodząc do wskazanego regału i dostając lekkiego oczopląsu od rodzajów układów i materiałów. I choć wiele wyglądało całkiem przystępnie, najbardziej spodobała mu się klatka na 3 pięterka z drabinkami i tunelem. - Chcę tę. I dorzuć mi jeszcze jakąś zabawkę z piórkami, bo podobno takie przypadają do gustu fretkom. - zdecydował się wreszcie, wyjmując z kieszeni sakiewkę z monetami i odliczając prawie siedemdziesiąt galeonów. Nie chciał się zbyt długo rozglądać, bo prawdopodobnie poskutkowałoby to wydaniem jeszcze większej ilość pieniędzy. Clarke miał czasami bardzo słabą wolę...
Mefistofeles E. A. Nox
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 185
C. szczególne : Tatuaże; kolczyki; wilkołacze blizny; bardzo umięśniony; skórzana obroża ze złotym kółkiem; od 14.02.2022 pierścionek zaręczynowy!
- Ja bym ugryzł - mruknął z rozbawieniem, ale gestem Ezrę zachęcił. Chłopak raczej nie zachowywał się nieodpowiednio, a nawet jeśli coś w jego gestach miało fretkę zdenerwować, to od takiego małego ugryzienia nikt jeszcze nie umarł. Pokiwał głową, przyznając Krukonowi rację - Hogwart był piekielnie wygodny. Mefistofeles nie był pewien jak opiekunowie i skrzaty będą się zapatrywać na takiego słodkiego potworka, żyjącego w dormitorium... Ale nie sprawdzał kodeksu szkolnego od wieków, więc nie był pewien, czy przygarnianie fretek jest takie zakazane. - Co musisz wiedzieć... No, ta cholera będzie się chciała bawić. Tutaj jest sporo na wyczucie, bo sam zobaczysz, jak zacznie świrować w klatce. Co musisz pamiętać, to jest to, żeby zawsze jej dawać jedzenie po takich zabawach. Jak padnie i pójdzie spać, to oczywiście nie, ale wody jej nie odmawiaj - krzątał się trochę po menażerii, przygotowując klatki, które jego zdaniem były najodpowiedniejsze dla przyszłego pupila Margo. - Nie powinna sprawiać problemów... Karmić ją trzeba mięsem, najlepiej surowym. I pilnuj, żeby jakieś resztki nie zostały w miseczce, to trzeba cholernie często czyścić. Kurczak, indyk, królik, wołowina - wszystko jedno. Klatkę wybrali szybko, a Mefisto wcale nie zastanawiał się przy wybieraniu zabawki, bo w gruncie rzeczy miał już jedną na oku. Miękka i z piórkami, żeby można było z nią trochę poganiać, nie była niczym niezwykłym. Pakował wszystko, korzystając z czarodziejskich toreb - dał też Ezrze czas na dokładne zebranie pieniędzy. Na sam koniec zajrzał jeszcze do fretki, pomrukując do niej cicho. Jeśli Krukon by się bardzo postarał, to być może usłyszałby zapewnienia, że "on jest całkiem w porządku, a potem trafisz do super Puchonki".
Ezra T. Clarke
Wiek : 27
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 182 cm
C. szczególne : Szczupła, nawet lekko umięśniona sylwetka, zawadiacki uśmiech, zapach Merlinowych Strzał i mięty, znamię w kształcie kruka na łopatce
- Dlatego tobie niczego nie podtykam pod nos - wytłumaczył chłopakowi, zaraz jednak temu zaprzeczając, bo błyskawicznym ruchem pstryknął go w nos. Tak igrał z niebezpieczeństwem i utratą palca. Do fretki zachowywał się jednak bardzo grzecznie i kulturalnie! - Trochę się boję ją wprowadzić między Chione i Nieve - przyznał Clarke, aż się wzdrygając na myśl o gonitwie po meblach, która mogła się stać udziałem fretki i kotki. A jeszcze jakby dołączyć do tego jazgotanie poddenerwowanej Chione... Zapowiadał się bardzo ciekawy dzień. Już wiedział, że nawet na chwilę nie będzie mu dane spuszczenie oka z tej trójcy rozrabiaków. Prawdopodobnie łatwiejsze byłoby upilnowanie dziecka niż tych zwierzaków. - Czyli niezbyt duże porcje, ale często? I najlepiej surowe mięso. W porządku, całkiem proste - potwierdził, że załapał temat. W takim razie czekały go jeszcze zakupy spożywcze. Miał nadzieję, że akurat ta fretka nie była wybredna i nie zrobi się z tego większe poszukiwanie. Clarke miał trochę problem z zabraniem się ze wszystkimi zakupami, bo ta klatka wcale nie była zbyt wygodna do niesienia (trochę żałował, że nie załatwił sobie dodatkowego tragarza, ale od czego była teleportacja...). Rozplanowywał więc ułożenie w dłoniach, już praktycznie sobie wszystko oszacował... kiedy Mefisto zaczął wkładać rzeczy do magicznej torby, która najwyraźniej nie miała dna i pochłaniała przedmioty bez względu na ich wielkość. To było całkiem... sprytne. - Och, dzięki. To jednak sporo ułatwia. Nie wiedziałem, że macie takie cudo - zaśmiał się. Tyle lat w magicznym świecie i wciąż zdarzało mu się zapomnieć, że cholera, naprawdę mieli wiele udogodnień. Pozwolił chłopakowi pożegnać się z fretką, czekając cierpliwie i niczego nie podsłuchując. Potem wyciągnął do niego rękę, żeby szybko ją uścisnąć - tak ledwie na sekundkę, żeby żadne pchły na niego nie przeszły. - Jeszcze raz dzięki bardzo za fatygę. W taki razie chyba widzimy się niedługo. - Nie miał pojęcia, w jaki sposób się pożegnać, żeby nie zabrzmiało to sztywno. Dlatego tylko skinął chłopakowi głową, zebrał wszystkie nabytki i ruszył w stronę drzwi. Jeszcze miał tyle planów do zrealizowania...
Mefistofeles E. A. Nox
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 185
C. szczególne : Tatuaże; kolczyki; wilkołacze blizny; bardzo umięśniony; skórzana obroża ze złotym kółkiem; od 14.02.2022 pierścionek zaręczynowy!
Zamyślił się i początkowo nie odpowiedział tak szybko, jak pewnie powinien. Bądź co bądź, wątpliwości Ezry były całkiem słuszne; nie wiedzieli, jak fretka zachowa się w obecności innych zwierząt. Pozostawało jedynie liczyć na przychylność losu i jej ugodowy charakter... No i Clarke'a czekało sporo zabawy z niańczeniem maluchów, byle tylko nikt nie zrobił sobie krzywdy. Mefisto niemal mu współczuł, choć uczucie to znikało, przysłonięte zauroczeniem kierowanym do puchatego stworka w transporterze. - Musisz po prostu uważać... - Lepszej rady nie było. To w rękach Krukona spoczywał obowiązek zadbania, aby nikomu nic się nie stało. Na całe szczęście nie miał zostać opiekunem fretki na zbyt długo; krótki okres czasu powinien bez problemu dopasować pod potrzeby przyszłego pupila Margo. Mefisto z zadowoleniem pokiwał głową, rezygnując z zapisywania na kartce jedzeniowych preferencji fretki - były proste. Poinformował jedynie chłopaka, żeby nie kombinował i nie podsuwał jej warzyw, a kwestię witamin i poważniejszej diety pozostawił już na rozmowę z panną Hayder. Nawet jeśli temat nie wypłynie na zaplanowanym spotkaniu, to dziewczyna ma pod ręką Bridget, również obeznaną w opiece nad zwierzakami. - Nie no, jeśli chcesz nieść wszystko w łapkach... - wyszczerzył się, tylko odrobinkę szydząc z zaskoczonego chłopaka. Udało mu się wszystko zapakować bez problemu, więc do niesienia była jedna (i to średnich rozmiarów) torba i transporter z rozleniwionym ssakiem. Mefisto uniósł brew z uznaniem, zaskoczony tak sympatycznym gestem, jakim było podanie ręki; uścisnął ją lekko, dusząc w sobie komentarz o wcześniejszej zasadzie niedotykania. - Polecam się na przyszłość. Chociaż następnym razem poprosiłbym o trochę więcej czasu - dorzucił, odprowadzając Ezrę wzrokiem i samemu podchodząc do pajęczych terrariów. Obejrzał się, aby sprawdzić czy Krukon jeszcze znajduje się w zasięgu jego głosu. - Ej, skarbie? A ptasznika nie chcesz? Bo mamy tu małe, zobacz jak ich dużo...
Pogoda nieśmiało zaczynała się poprawiać. Nie na tyle, by zaraz z rozmachem odrzucać płaszcze i szale, w półbiegu zakładając na siebie kąpielówki z klapkami do kompletu, jednak słońce spisywało się znakomicie, przyjemnie ogrzewając im twarze. Był weekend, a więc dobra pora, by nareszcie wysnuć nos sprzed książek i zanurzyć się nieco w wiosennej atmosferze. Do tego czasu Liam rzadko miewał okazję, by pospacerować po Hogsmeade o innej godzinie, niż późne popołudnie, a więc tym bardziej cieszył się z tak miłej odmiany. Aż trudno uwierzyć z jaką ochotą wyskoczył o świcie z łóżka (Rivai’owym świcie, czyli dziewiąta godzina…), sytuując siebie oraz przyjaciela na alejkach miasteczka dobre kilkanaście minut przed południem! Był potwornym śpiochem, który w dni wolne potrafił przytulać się do poduszki tak długo, aż ktokolwiek nie zegnałby go z łóżka… z tego powodu dzisiejszy dzień można uznać za udany już z samego startu! - Rany! Ale dawno tędy nie przechodziłem, wiesz…? – zagadywał rudzielca nieprzerwanie od momentu wyjścia z pokoju, nie zamykając się na więcej, niż wymagało to od niego zjedzenie śniadania i sporządzenie porannej toalety. – Tydzień temu chyba widziałem w tej witrynie fasolki w promocji, choć przyznam Ci, że po ostatniej pomidorowej chyba spasuję na jakiś czas z tymi smakołykami… co prawda pomidorowa nie była najgorszą jaką jadłem, ale… ej, trafiło ci się kiedyś coś gorszego, niż psia karma? W ogóle całkiem wiosennie się tu zrobiło! Patrz.. mają wybuchające zajączki w ofercie! – wskazał energicznie na jedną z wystaw sklepowych, która prezentowała wyjątkowo bombowe zabawki wielkanocne, uważając jednak, by ruch nie wyrządził krzywdy siedzącej w kieszeni płaszcza traszce. Zamilkł na kilka sekund, zastanawiając się nad czymś. – Zostajesz na Wielkanoc w Hogwarcie? Ja chyba tak… rodzice znowu uznali, że wolą pracować, zamiast posiedzieć i pogadać, a dziadkowie wyjeżdżają w tym czasie do kuzynki dziadka… - póki jeszcze żyje… – Nie znam za dobrze rodziny od tamtej strony, ale powiem Ci, że trzyma się nieźle. Ma już… 98 lat? Ale chyba nikt jej tego nie powiedział. Dwa dni temu babcia Varinia pisała mi, że ciocia włączyła się w wyścigi wnuków na miotle… i wygrała! – zaśmiał się szczerze, wyobrażając sobie, jak zabawnie musiała wyglądać jego daleka ciotka w wyczytanej z listu sytuacji. – Szkoda, bo myślałem, że może zgodziliby się, żebym znów cię zaprosił do siebie na ten czas… mugole mają taką śmieszną zabawę w szukanie jajek, wiedziałeś? Co prawda bawią się w to w większości dzieci, ale hej… mnie by to absolutnie nie przeszkadzało. Te jajka są czekoladowe! – wyszczerzył się do niego, sugerując, że najprawdopodobniej już raz czy dwa zdarzyło mu się biegać z dzieciarnią za słodyczami – A jeśli nie to, to w Londynie jest mnóstwo innych rzeczy i ughh… naprawdę szkoda. - zrobił zrezygnowaną minę, akurat popychając drzwi menażerii, by wejść do środka i po dżentelmeńsku przytrzymać je Neirinowi. – Proszę, madame… - pokłonił się w momencie, gdy jego ruda dama przekroczyła próg drzwi. Szybko głupio się do niego wyszczerzył. Mimo zawodu w związku z Wielkanocą, wciąż nie tracił humoru na idiotyczne żarciki. Machinalnie, a także z pełną kulturą przywitał się z pracownikami sklepu, choć nie patrzył jeszcze kto stał tego dnia za ladą, momentalnie skupiając się na wyposażeniu menażerii. - Okey dokey! To teraz podjeść do klatek z krukami… – wychylił łeb i stanąwszy na palcach, próbował ogarnąć wzrokiem pierzastą część sklepowych pupili. – Chyba najpierw poszukamy zwierzaka dla ciebie, a o Felix Felicis popytam się później przy ladzie, hm…? Co prawda wyczytałem już, jak powinno się ją karmić i traktować, ale od jakiegoś czasu i tak mam z nią pewny problem i wolałbym porady eksperta… – zajrzał do kieszonki, chcąc sprawdzić, co słychać u traszki.
Nie wysyłam jakoś często listów, więc nawet nie zauważam, kiedy z moją swoją coś się dzieje. Może umiera, może znajduje sobie swoją miłość życia i postanawia z nią przenieść się do lepszego miejsca - kto ją tam wie. Najważniejsze, że jej nie ma. Kiedy pierwszy raz idę do sowiarnii i jej nie ma, stwierdzam po prostu, że pewnie wyleciała akurat na łowy i po prostu używam szkolnej, ale sytuacja powtarza się znowu, a potem jeszcze kolejny raz i ciężko mi to ciągle olewać. Mogłabym co prawda już ciągle używać szkolnych sów, ale ja zwyczajnie lubię mieć rzeczy na własność, dlatego piszę do taty list przedstawiający sprawę, szczegółowo wyjaśniający dlaczego potrzebuję więcej galeonów niż co miesiąc i całkiem szybko je dostaję. Żeby nie iść daleko, wybieram się do menażerii w Hogsmeade. Wita mnie mnóstw par wpatrzonych we mnie oczu, przyglądam się sowom, ale jakoś żadna nie przyciąga mojej uwagi. Wpadam więc na całkiem szalony pomysł, że może to nie musi być sowa - może tak papuga? Całkiem sporo galeonów brzęczy w mojej sakiewce, więc wiem, że mogę sobie na nią pozwolić. Wybór jest oszałamiający, a przede wszystkim super-kolorowy. Przebieram w różnych barwach piórek, w końcu decydując się na zieloną - Aleksandrettę Obrożną. Umie donosić listy, a poza tym można z nią pogadać. Czy to jest jest fantastyczne? Już nie mogę się doczekać, aż nauczę ją mówić kolejne słowa. Razem z nowym zwierzakiem na ramieniu, wychodzę z menażerii.
zt
Neirin Vaughn
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 196cm/106kg
C. szczególne : Oparzenia: prawa noga, część nogi lewej, część torsu, wnętrze prawej ręki. Blizny po porażeniu prądem: wewnętrzna część lewej dłoni i przedramienia.
Pogoda była naprawdę miła. To wspaniałe uczucie, doświadczyć wiosennego ciepła po takiej zimie. Co prawda nie była nadmiernie dotkliwa, ale mroziła wtedy, kiedy już miało się nadzieję na powrót Słońca. Skoki temperatury powodowały silnej rozchwiania, człowiek nastawiał się na ciepło, dostawał zimno... Zgłupieć można i łatwo nabawić się zapalenia płuc. Tyle dobrego, że zamku nie trzeba ogrzewać ręcznie. Słuchał paplaniny Liama, spoglądając obojętnie po witrynach sklepowych, szukając wzrokiem czegoś w miarę niecodziennego, na czym mógłby zawiesić wzrok na dłużej. Nic jednak takiego nie znajdował. - Psia karma jeszcze nie jest taka zła. Raz miałem woskowinę z uszu - stwierdził po paru sekundach zawahania, czy można uznać to za najgorszy smak. - Chyba nigdy nie zdarzyły mi się wymiociny... Ale miałem jeszcze spocone stopy. Zdecydowanie nie przepada za fasolkami wszystkich smaków. Zbyt wielkie ryzyko, że wylosuje się coś doprawdy obrzydliwego. Ale nim zdążył dłużej zastanowić się nad swoimi przygodami z tymi słodyczami, temat zszedł na święta. - Tak - krótka, konkretna odpowiedź. Nie rozwodził się nad nią zbytnio. Miał do wyboru spędzać Wielkanoc w sierocińcu, snuć się ulicami Londynu albo liczyć na zaproszenie od kogoś. A skoro nikt nie może go gościć, woli nawet nie tarabanić się do miasta, zamiast tego zostając w szkole. I tak nie robiło mu to wielkiej różnicy, o czym Liam doskonale wiedział. Nawet, jakby sam Rivai wrócił do domu, a rudzielca nie zaprosił, Neirin nie czyniłby żadnych wyrzutów względem szatyna. - Szukanie jajek? Bawiliśmy się w to. Rodzice chowali nam jajka wszędzie. Pod krzakami, na pastwiskach, przy płotach albo pod drzewami... Mieliśmy prawie całą wieś do sprawdzenia. Teraz jak o tym myślę, to doskonały sposób, aby pozbyć się dzieci na cały dzień - skomentował. Sprytne. Rodzice sobie godzinkę pochodzili późnym wieczorem, rozrzucając czekoladki, a na drugi dzień dzieciarnia przepadała na kilka godzin co najmniej, zaaferowana poszukiwaniami. Przekroczył próg pomieszczenia i od razu zdjął szalik. W środku było ciepło, głośno i egzotycznie. Palmy porastały podłogi, a między nimi przelatywały papugi. Wśród drzew stały też klatki, akwaria i terraria, tworząc prawdziwe zoo. Godzinami można by było kręcić się po sklepie i wraz nie zobaczyć wszystkiego. - Czy tutaj nie pracuje@Bridget Hudson? - Zagadnął przyjaciela, wchodząc głębiej i wyciągając dłoń w nadziei, iż jakaś papuga zleci mu na przedramię. Nic jednak takiego się nie wydarzyło, wręcz przeciwnie, został ofuknięty przez jedną żako za bezczelność i brak orzechów w ramach poczęstunku. Spuścił zatem rękę, wchodząc głębiej i przechadzając się pomiędzy klatkami. Zdawało mu się, iż pani prefekt właśnie w sklepie ze zwierzętami dorabia po zajęciach, acz mógł się mylić. Zbyt silnych więzów dwójka Puchonów nie miała. Mimo to, rozglądał się za znajomą twarzą, zerkając też z zaciekawieniem na egzotyczne zwierzęta.
Bridget Hudson
Wiek : 25
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 167cm
C. szczególne : nieodparty urok osobisty, łabędzia szyja
Bridget w swojej pracy bardzo rzadko się nudziła. O ile nie obsługiwała klientów, którzy nie zawsze wiedzieli, czego szukali, miała od groma roboty przy zwierzętach, które trzeba było karmić, wyczyścić im klatki lub po prostu dotrzymać im towarzystwa lub pobawić się w chwilach nudy. Swoją drogą bardzo to lubiła. Kiedyś miała wątpliwości, czy aby na pewno chciała się tym zajmować, jako że jej starsza siostra już była mocno zakręcona na punkcie magicznych zwierząt, nie chciała być w jej cieniu, lecz ostatecznie doszła do wniosku, że jest to ta dziedzina, która przychodziła jej najłatwiej i warto było w nią "inwestować". No i skoro miała czas i dużo zapału do pracy, menażeria powoli stawała się jej drugim domem. A może i trzecim, a nawet czwartym... W każdym razie spędzała tu kilka godzin niemal każdego dnia i bardzo, ale to bardzo cieszyła się z każdej mijającej minuty pośród zwierząt. Akurat stała gdzieś z boku, wsuwając nad klapką pożywienie dla wielkiego boa zwiniętego w kącie bogato wyposażonego terrarium, gdy usłyszała znajomo brzmiące głosy. Wyjrzała zza rogu i jej oczom ukazała się para chłopców z Hufflepuffu, Liam oraz Neirin. To jasne, że spotykała tu sporo kolegów ze szkoły, jako że znaczna większość z nich posiadała zwierzątka i przychodziła do menażerii, jednak z ludźmi domu borsuka zawsze witała się nieco wylewniej. Ruszyła do nich niemal dosłownie w tym samym momencie, gdy Nairin zapytał, czy przypadkiem tu nie pracuje. - Cześć! - przywitała się głośno, już z daleka machając do nich ręką. - Co słychać? Szukacie czegoś? - zapytała, gotowa do pomocy. Usta rozciągnęły jej się w szerokim uśmiechu, a wzrok wędrował raz w kierunku jednej, raz drugiej twarzy.
Papugi były oczkiem w głowie właściciela - Nanuk uwielbiał sprowadzać coraz to nowsze i piękniejsze okazy, które zasiedlały jego sklep. Każdą z nich trzeba było jednak oswoić i dobrze przygotować do obcowania z czarodziejami, którzy nie zawsze mieli najlepsze podejście do zwierząt. Nic zatem dziwnego, że czasami zdarzały się drobne wypadki, którym nawet @Naeris Sourwolf i @Bridget Hudson nie mogły zaradzić. Tego dnia papugi były wyjątkowo pobudzone, jakby magia w pomieszczeniu wibrowała z jakaś nienaturalną częstotliwością, a każda niespodziewana sytuacja potrafiła je rozdrażnić. Wszystko zaczęło się od wejścia starszej czarownicy obwieszonej biżuterią, która wpadła w oko jednej z papużek. I naturalnie odczuła potrzebę upolowania tej błyszczącej się zdobyczy....
BRIDGET 1,2 - masz już doświadczenie z papugami i od razu rozpoznałaś zamiary ptaka. Interweniujesz natychmiast, ściągając na siebie uwagę stworzenia. Dorzuć kostkę. Parzysta - najwyraźniej miałaś duży wkład w wychowywanie tych papug, bo dźwięk Twojego głosu sprawił, że ptak stracił zainteresowanie klientką i posłusznie przysiadł na twojej ręce, domagając się pochwały. Prawdziwy z Ciebie zaklinacz papug. Dostajesz 1 punkt z ONMS. Nieparzysta - co prawda ptak zwrócił na Ciebie uwagę... Szkoda tylko, że irracjonalna złość wcale mu nie minęła, tylko przeniosła się na inny obiekt. Bolesne dziobnięcia w rękę to na pewno nie efekt, który chciałaś osiągnąć... 3,4 - ta papuga lubi błyskotki i to właśnie posrebrzany łańcuszek był w tym wszystkim jej celem. Jednym kłapnięciem dziobem przejęła biżuterię, ale przestraszona krzykami klientki natychmiast się spłoszyła i odleciała na palmę. Masz szczęście, że w locie wypuściła zdobycz z dzioba, a nie ją połknęła, bo zamiast zapłacenia klientce 15 galeonów za zniszczenie biżuterii, musiałabyś biec do weterynarza. 5,6 - kompletnie nie masz pojęcia w jaki sposób uspokoić papugę. Czegokolwiek próbujesz, jesteś nieelegancko ignorowany. W dodatku na złość ptaka zaczynają reagować pozostałe stworzenia, przez co kilka osób obrywa skrzydłami po głowie - jedno trzeba przyznać, klienci jeszcze nigdy tak chętnie i szybko nie wychodzili ze sklepu. Dodatkowo z półki spada pudło karmy, która rozsypuje się po całej podłodze. Jeśli miałaś jakieś plany po pracy, będziesz musiała je przełożyć, żeby uporać się z tym bałaganem i uspokoić zwierzęta. Szef jest jednak dla Ciebie wyjątkowo miły i za nadgodziny płaci Ci 20 galeonów.
NAERIS 1,2 - niestety trafiłaś na kobietę wyjątkowo kłótliwą i skłonną do wyolbrzymiania. Wiesz, że papuga w rzeczywistości nie zrobiłaby nikomu krzywdy i gdyby tylko zachowano spokój, sprawę udałoby się opanować o wiele szybciej. Nie masz jednak takiej siły przebicia, a nie chcesz dodatkowo stresować zwierząt i wszczynać kłótni. Dajesz więc kobiecie rabat na zakupy w ramach rekompensaty za stres. Szef potrąca Ci to jednak z pensji. Tracisz 20 galeonów. 3,4 - naturalną reakcją u wielu ludzi była panika. Kobieta zaczęła się odganiać rękami, co wcale nie pomogło w uspokojeniu ptaka, a jedynie go rozsierdzało. Początkowo tego nie zauważyłaś, ale papuga w tym zamieszaniu zdążyła skaleczyć klientkę pazurami. Może nie jest to bardzo groźna rana, mimo to wiesz, że takie rzeczy nie powinny się zdarzać. Próbujesz zatem to naprawić. Dorzuć dwie kostki. Jeśli ich suma będzie równa bądź wyższa niż 8 zaklęcie Vulnus alere wychodzi Ci znakomicie. Możesz je wpisać jako opanowaną zdolność. Dostajesz również 1 pkt do uzdrawiania. Jeśli nie, zaklęcie zadziałało odwrotnie i jeszcze poszerzyło ranę. Takiej reprymendy od szefa jeszcze nie dostałaś. 5,6 - jesteś przekonana, że klientka była po części winna rozjuszeniu na co dzień bardzo łagodnej papugi. Nie omieszkasz więc jej tego wytknąć, kiedy próbuje się wykłócać. Wydaje Ci się, że sprawa jest przegrana, kiedy w sprawę wtrąca się kilku innych świadków. Może nie byli oni zbyt zadowoleni z tego co się działo, ale wstawiają się za Tobą. Ostatecznie dochodzi nawet do tego, że kobieta Cię przeprasza za nadmierną emocjonalność. Jako że szef nie wiedział nic o interwencji innych ludzi, chwali Cię za opanowanie sytuacji i nagradza 15 galeonami.
Bardzo podobała mu się sama koncepcja szukania tych jaj. Nie dość, że można pobawić się w poszukiwacza, to trudy zawsze zostają nagrodzone słodkością w postaci czekolady. Liama nie trzeba byłoby przekonywać ani chwili dłużej: porwałby się na podobną zabawę już za pierwszą wysuniętą propozycją. Nie ciągnął jednak tematu długo, kończąc go tylko serią zachwytów i szybkich komentarzy odnośnie dzieciństwa rudzielca. Neirin w istocie, był z zagranicy, bowiem jego korzenie sięgały Walii, ale szatyn często miał poczucie, jakby byli dla siebie zupełnie innymi kulturami, nie tylko pod kątem ziem. Mugole okropnie go fascynowali… „Czy tutaj nie pracuje Bridget Hudson?” - Wydaję mi się, że t-… hej, Bri! – niemal się wyprostował, obdarowując dziewczynę niezwykle sympatycznym uśmiechem. To prawda, nie mieli okazję zbyt często ze sobą rozmawiać. Domyślał się, że miała po uszy obowiązków nie tylko z pracą w Menażerii, ale także pełnioną w szkole funkcją… i samymi studiami! Nie przeszkadzało to jednak Liamowi, by po prostu ją lubić. Według jego zdania i tych kilku słówek wymienionych razem w pokoju wspólnym, była naprawdę sympatyczną osobą. Z tym samym niezachwianym dobrym humorem podszedł bliżej dziewczyny, kładąc ostrożnie dłoń na nieco wybrzuszonej kieszeni szaty. Poczuł tam jakiś niespokojny ruch… traszka się niecierpliwiła? - U nas wszystko w porządku, właśnie rozmawialiśmy o mugolskich tradycjach wielkanocnych. Słyszałaś o tym, że mugolskie dzieci szukają czekoladowych jajek po ogrodach? Super, nie?! Sam widziałem jedną z takich imprez w niemagicznej części Lodnynu! A Neirin nawet się w to bawił! – znany był z tego, że gadał nieprzyzwoicie dużo, choć nie można było odmówić mu tego rozkosznego, niemal dziecięcego entuzjazmu, gdy tak zachwycał się byle wielkanocnym szukaniem jaj. – U Ciebie też wszystko gra? – zagadnął zaraz grzecznie, nie chcąc oczywiście zachować przywilej trajkotania wyłącznie dla siebie. – Mm.. tak! Przede wszystkim chcielibyśmy poszukać zwierzątka dla Neirina. Kruk, prawda? – zerknął krótko na rudzielca, a później wrócił do prefekt. – Przydałoby się towarzystwo dla tego, którego już mamy… potwornie męczy mojego kota. – zaśmiał się sympatycznie, robiąc małą przerwę w wypowiedzi. – A później prosiłbym cię o pomoc z moją dwuogonową traszką, bo jest jedna rzeczy, która mnie niepokoi… ale może najpierw kruk! Nei? – zwrócił się do przyjaciela – Masz jakieś wymagania?
Bridget Hudson
Wiek : 25
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 167cm
C. szczególne : nieodparty urok osobisty, łabędzia szyja
Przepraszam za tą wstawkę, odpowiadam w tym poście na ingerencję i nie ma on związku z naszym obecnym wątkiem. Jakoś za bardzo się te dwie rzeczy nałożyły, wybaczcie mi chłopcy :*
Ptaki nigdy nie były ulubionymi zwierzętami dla Bridget Hudson, głównie dlatego, że przez większość swojego życia nie miała z nimi do czynienia i nie zdążyła nabrać większego doświadczenia w pracy z nimi, zanim rozpoczęła tę tutaj, w Menażerii. Na szczęście właściciel był w wielu sytuacjach bardzo wyrozumiały i od zupełnych podstaw tłumaczył jej, co i jak należało robić, dzięki czemu z dnia na dzień dziewczyna stawała się coraz lepsza i potrafiła radzić sobie w zdecydowanej większości ciężkich przypadków. Tego dnia jednak działo się z papugami coś dziwnego. Coś, na co lekarstwa nie potrafił nikt znaleźć. Hiper aktywność, w którą wkroczyły, zdawała się nie mieć większego powodu, chociaż zarówno Bridget, jak i Naeris zgodnie stwierdziły, że atmosfera była jakaś taka... Gęstsza i dziwniejsza. Może to wszystko przez zakłócenia magii? Zwierzęta potrafiły na nie reagować na przeróżne sposoby. Teraz natomiast jedna z papug wyjątkowo mocno zainteresowała się błyskotkami, które miała na sobie jedna z kobiet odwiedzających menażerię. Inna sprawa, że sama klientka rozsiewała wokół siebie specyficzną aurę, papużce bardzo podobały się wszystkie naszyjniki, pierścionki i inne ozdóbki, które do siebie przypięła i postanowiła je zdobyć, atakując Merlinowi winną panią. Dziewczyny czym prędzej ruszyły na ratunek, a Bridget przypadło w udziale uspokojenie ptaka. Ten jednak wcale nie chciał jej słuchać, bezczelnie ignorując każde jej słowo i czyn, a dodatkowo rozjuszając całą resztę papug. Armia skrzydeł zaczęła uderzać innych ludzi po głowach, a Bridget z przerażeniem wymalowanym na twarzy obserwowała, jak klienci wychodzą ze sklepu, wystraszeni i zirytowani całą tą sytuacją. Gdy papugom uciekli ludzie, ofiarą stało się wielkie pudło z karmą, które runęło z górnej półki i rozsypało się po całym sklepie. Bridget myślała, że stanie na środku i zacznie płakać. Wszystko jednak stopniowo ucichło, uporała się zarówno z bałaganem, jak i z niespokojnymi zwierzętami. Zajęło jej to nie tylko sporo czasu, ale kosztowało również nerwy. Jedyny pożytek z tego był taki, że szef postanowił zapłacić jej za nadgodziny spędzone w sklepie. Może to i lepiej, że siedziała tam dłużej, niż zamierzała? Zaległości z lekcji nadrobi, a to chyba lepsze niż pójście do zamku, by wszyscy wkoło czuli nie tylko zapach porażki, ale również tej nieszczęsnej karmy.