Wśród różnorakich budynków w Hogsmeade, ten wyróżnia się pod względem swego niepowtarzalnego klimatu. Bo gdzie indziej można w okolicy znaleźć sklep który przez cały rok otaczają tropikalne palmy? Dodatkowo budynek pomalowany jest na zielony kolor, co zupełnie odróżnia go od szarych sklepów. Kiedy przekroczysz próg tego niebanalnego sklepu, od razu poczujesz zmianę temperatury. Jest ona bowiem dostosowana do upodobań tropikalnych papparów zamieszkujących niektóre z porozstawianych wewnątrz palm. Z racji, iż są to ulubione zwierzęta właściciela, ten uznał, iż nie będzie ich zamykać w klatkach. Co za tym idzie, nigdy nie wiadomo, kiedy nad głową przeleci Ci jedna z tych dużych, oswojonych papparów. Warto tu także wspomnieć parę słów na temat samego sprzedawcy. Nanuk jest około sześćdziesięcioletnim mężczyzną o Indiańskich korzeniach, co też doskonale widać w jego rysach twarzy. Ciemna karnacja i długie czarne włosy są dla niego znakiem rozpoznawczym. Mężczyzna ten kocha zwierzęta i można by rzec, że nikt ich tak doskonale nie rozumie, jak właśnie on. Stało się to też powodem do otwarcia sklepu, w którym właśnie je mógłby sprzedawać. Przypominamy o punktowych limitach ilości posiadanych zwierząt!
Dostępne przedmioty:
► Akcesoria dla zwierząt (grzebyki, obroże itp.) ► Klatka dla wybranego zwierzaka ► Pokarm dla zwierząt ► Bahanocyd - 55g ► Magiczna siatka do łapania stworzeń wodnych - 65g ► Magiczna siatka do łapania stworzeń lądowych - 65g ► Magiczna siatka do łapania stworzeń podniebnych - 65g ► Rękawice ze skóry węża morskiego - 120g ► Łańcuch Scamandera - 200g
Zwierzęta oznaczone * uznawane są za trudnodostępne – aby je kupić, należy rzucić kostką.
Spoiler:
1, 2 - Sprzedawca patrzy na ciebie nieufnie i zdaje się zbywać wszystkie pytania dotyczące stworzenia, które chcesz kupić. W końcu próbujesz zdobyć informacje bardziej natarczywie, a mężczyzna peszy się i oznajmia, że nigdy nie było tu takich zwierząt. 3, 4 - Nie ma żadnego problemu! Sprzedawca wszystko ci wyjaśnia, daje mnóstwo rad i oczywiście, dokonujesz zakupu. Możesz wrócić do domu z nowym pupilem! 5, 6 - Hm… Nie, chyba nie ma tutaj takich stworzeń… Sprzedawca z tajemniczym uśmieszkiem odmawia, chociaż wcale nie próbuje cię zbyć. Rzuca dziwnymi aluzjami, które jedynie podsycają twoją ciekawość. Ostatecznie okazuje się, że tego zwierzęcia nie ma akurat teraz – możesz spróbować innym razem.
Blondynka zgodziła się na plan, który zaproponowała Melanie. Zresztą też myślała o takim rozwiązaniu. Za jakieś pół godziny tłum w Miodowym Królestwie powinien się zmniejszyć. Przechadzały się ulicą w poszukiwaniu menażerii, gdy nagle zobaczyły przed sobą wielki, zielony budynek. To była ona. Dziewczyny były dosyć zdziwione widząc, że coś takiego stanęło na tej ulicy. Davis zdecydowanie bardziej, w końcu jeszcze tydzień temu go tu nie było. Weszły do środka, gdzie panowała dużo cieplejsza temperatura. - Jak tu ciepłooo. - Odezwała się Angie. Melanie pokiwała głową. - I spójrz ile zwierząt! Jakie słodkie puszki! - Pokazała na zwierzątka. Były dzikie, i pewnie dlatego według Davis były "słodkie".
Weszła do sklepu za Angie. Pierwsze "zwierze" które rzuciło jej się w oczy to wąż. Podziwiała je chociaż się ich bała. Te najwyraźniej były niegroźne, więc odważnie wzięła jednego na ręce. Ten szybko oplątał się jej wokół ramion i szyi. Dopiero teraz do blatu z kasą podeszła ekspedientka i bezbarwnym tonem oświadczyła Coldwater żeby odłożyła węża z powrotem do terrarium. Ta niechętnie wykonała polecenie i spojrzała na puszki pigmejskie. - Rzeczywiście, a jakie puchate. - Powiedziała miziając jednego palcem.
- Uwaga, one gryzą. - Ta sama ekspedientka znów zwróciła się do Puchonki. Melanie odsunęła dłoń. No tak, były dzikie... Trzeba było przyznać, że węże były niesamowite. Gdyby przyprowadziła takiego do Hogwartu, mogłaby nim straszyć... no ale on chyba nie mogły być przynoszone do zamku? Czy w siódmej klasie już tak? - Ooo, feniksy! - Ruszyła ku żerdziom, na których było kilka tych ptaków. Przy okazji po drodze, jedna z papug przeleciała jej przed głową. To było niezłe. - Ten jest fajny! - Pokazała na ptaka, który miał trochę zielone pióra.
Cofnęła się od zwierząt, wolała je już zostawić w spokoju. Zerknęła na feniksa którego wskazała Davis. Był chyba najwłaściwszy dla Angie. Podeszła do ptaka, pamiętając by tym razem go nie dotykać. - Tak, koniecznie kup właśnie tego. - Uśmiechnęła się.
Davis patrzyła to na ptaka, to na swoją kieszeń, w której spoczywał portfel. Nie była pewna czy chce przeznaczyć na niego taką kwotę, ale stwierdziła, że zaryzykuje. - Dobra, biorę. Ale będzie szał iść z nim do Miodowego, haha! - Zaśmiała się głośno. Śmiech sprowadził ekspedientkę, która od razu zapytała czego szukają. Gdy Davis pokazała co chce kupić jej głos zmienił się na słodki. No tak, miała zarobić tyle pieniędzy. Wzięła klatkę z delikatnie zielonkawym feniksem i podała blondynce. - Teraz jeszcze imię. - Rzuciła w kierunku Mel, gdy płaciła za ptaka. Sto pięćdziesiąt cztery galeony to naprawdę było dużo. Nie podziękowała. To ta baba powinna dziękować, za to, że zarobiła. - Myśl nad imieniem, no i chodźmy do Miodowego! - Powiedziała głaskając swoje nowe zwierzątko.
Pospiesznym krokiem weszła na teran sklepu. Przecież jasne jest, gdy potrzebujemy konkretnej rzeczy, nie cackamy się, tylko od razu kupujemy, co trzeba. I tak zrobiła Beatoriche. Rozejrzała się uważnie w poszukiwaniu upragnionego zwierzaka. Jej wzrok przykuł całkiem bielutki kot, o błyszczących ślepiach. Zupełnie, jakby wcielenie samej Beato. A owa dziewczyna od razu zakochała się w tym kotku. Podbiegła do zwierzątek, wyjęła swojego ulubieńca, a następnie wyłożyła bez słowa pieniądze na ladę. Dopłacając jeszcze do obroży, jedzonka i innych potrzebnych rzeczy. Kończąc, zwyczajnie wyszła.
- Czemu sądzisz, że bym do Ciebie nie podeszła? - Spytała z zagadkowym wyrazem twarzy. - Jestem szczególnie miłościwa. Założę się, że przyjąłbyś moją kurtkę bez zbędnego gadania. - Oznajmiła, całkowicie pewna swoich racji. - No pewnie, że mam - Uśmiechnęła się niewinnie, po czym uderzyła w kieszeń mundurka, a ta wyraźnie zaklekotała od obijających się o siebie galeonów, jakoby na potwierdzenie jej słów. David objął Francescę w talii, ale ta nie zdawała się temu przeciwstawiać. W jej nozdrza ponownie uderzył zapach jego zjawiskowych perfum... - Ja bym chciała kuguchara... - Oznajmiła, po czym wkroczyła do sklepu, rozglądając się za pożądanym zwierzątkiem.
-Byś nie podeszła bo byś hmm.. bo jestem biednym, więc nie dała byś mi nic. Nie wziął bym kurtki bo była by za mała. -To potem idziemy do trzech mioteł wypić coś. To dobrze że masz szmal kupisz sobie kuguchara. Chociaż ja bym kupił kota, nie lubię kotów ale jak są małe fajne mają futerko. Chociaż kuguchar jest podobny do kota, ale wiesz wole prawdziwego zwykłego kotka. -A może kupisz pająka? Przeszukał kieszenie poszukując paczki z papierosami, chciał tylko zapalniczkę by sprawdzić ile gazu w niej jest. -O mam Wyjął całą paczkę z papierosami widział minę dziewczyny,nacisnął guzik od zapalnika po czym stwierdził że jest trochę gazu. -Na razie wystarczy. Ja chyba kupie jedzenie dla mojego puchacza chociaż no sam nie wiem. Pomyślał jeżeli dziewczyna che kupić tylko zwierzaka bez klatki,jedzenia i wszystkich dodatków to zwierz od razu zdechnie. -A klatka? Jedzenie, i te wszystkie rzeczy? Zobaczył klatkę z wężem otworzył powoli i wziął węża, wiedział że nie jest on jadowity. -A może to sobie kupisz? Hym... Odłożył węża, i zamknął klatkę.
- Ta dyskusja zmierza donikąd! - Ucięła temat, uśmiechając się łobuzersko. O tak, dziewczyna jest pewna, że David przyjąłby jej kurtkę. - Yhym. - Potwierdziła propozycję co do trzech mioteł. - Nie, nie chcę pająka. Ostatnio mam wielką chrapkę na tego kuguchara... - Uśmiechnęła się, po czym zaczęła rozglądać się po sklepie. W końcu odnalazła swe ukochane, koto podobne stworzenie. Automatycznie wyciągnęła ku niemu dłoń, chcąc pogłaskać, ale ten tylko wyciągnął pazurka i podrapał ją po ręce. Westchnęła ciężko, po czym zawołała sprzedawcę i zamówiła sobie to zwierzątko. Wzięła również dwa grzebyki, obroże i klatkę. Zapłaciła, po czym umieściła zwierzę w klatce i wyszła ze sklepu.
Van weszła do zielonego budynku i westchnęła kiedy poczuła ten jedyny w swoim rodzaju zapach sklepów zoologicznych. Nie zwracając uwagi na ekspedientkę śledzącą każdy jej ruch podeszła żwawym krokiem do klatek z ptakami. Popatrzyła na kruka, który także od samego wejścia patrzyła na nią swoimi pięknymi czarnymi oczami. Teraz stała i patrzyła się w jego oczy. Czuła że już znalazła swoje zwierze. Ostrożnie wysunęła przed siebie rękę, a ptak natychmiast odważnie wskoczył na nią. Puchonka podeszła do kasy i zapłaciła po czym podziwiając czarne błyszczące pióra kruka powędrowała w stronę szkoły.
Kath postanowiła wreszcie kupić sobie zwierzę. Stawiała na sowę, choć plany rozwiały się, jak tylko weszła do sklepu Nanuka. Wkoło latały przepiękne, kolorowe papugi. - Dzień dobry - przywitała się. - Chciałabym kupić papugę. O, tą! - wskazała palcem na ptaka, który właśnie przeleciał jej nad głową. - Doskonały wybór! - stwierdził staruszek. - To Harpina. - Harpina... Ładnie. I jeszcze klatkę! - Moja droga, nie sądzę, abyś potrzebowała klatki do tejże papugi. Posłuszna jak mało kto! Zapłaciła należną sumę i wyszła uśmiechnięta z ptakiem na ramieniu.
Connie weszła wolnym krokiem do menażerii. Ładnie to wszystko nawet wyglądało. Palmy... i tak ciepło. Zdecydowanie dziewczyna będzie tu częściej przychodzić, żeby chociaż popatrzeć na różnego rodzaju mugolskie pupilki. Podeszła do klatki z papugami, które skrzeczały żywo i czyściły dziobem pióra. Niesamowite stworzona. Nie tak piękna jak feniksy i inne magiczne stworzenia, ale zdecydowanie mugole mogli się nią pochwalić. No, ale nie po to tu przyszła. Zrobiła kilka kroków w głąb sklepu, przechodząc obok króliczków, szczurów i młodych sówek. ale dalej nie znalazła tego co chciała. Czyżby w tym sklepie miało nie być jej najukochańszych gadów? No przecież jak Pyszczka odda, to będzie trzeba co innego trzymać pod łóżkiem. A na razie, jej widłowężowi przyda się towarzystwo jakieś mniej agresywnej i mniej jadowitej istotki. A właśnie, przydałoby się zakupić parę zdechłych myszy.
Chłopak powolnym krokiem wszedł do sklepu, zachwycając się ciepłem rozchodzącym się po pomieszczeniu, mnóstwem barwnych papug, dużych i małych, gnieżdżących się w koronach palm, które nadawały miejscu szczególny klimat. Marcus zaczął przechadzać się po sklepie przyglądając się kolorowym kameleonom i cętkowanym kugucharom o ogonach zakończonych frędzelkiem. Gdy właśnie przechodził obok węży, które go niezbyt zachycały, wpadł na ślizgonkę. -Oh! Wybacz! Nie chciałem…- powiedział. Zawstydził się trochę po czym wyciągnął rękę w jej stronę: -Jestem Marcus, a ty?
Właśnie szła zza wyraźnym sykiem, który to zwiastował, że niedaleko są jej ukochane węże. Nagle poczuła, że coś w nią uderza. Cudem zachowała równowagę, chociaż z początku myślała, że padnie na ziemię. - Uważaj jak łazisz - Odburknęła z początku, co było dość naturalne dla niej. Po chwili podniosła wzrok na chłopaka, który to na nią wpadł. Skrzywiła się trochę. Puchon. Kolejny. Czemu ona ostatnio ma takie "szczęście" do spotykania osób, chłopaków z tego domu. - Connie - Mruknęła nie uściskając jego ręki. Uważała ten gest w stosunku do dziewczyny po prostu za głupi. W końcu w dobrym domu wychowana była, że na powitanie całuje się w rękę. - Mam nadzieję, że wpadnięcie na mnie to nie był cel twojej podróży tutaj - Powiedziała z nutą ironi w głosie.
Marcus spuścił wzrok, gdyż po reakcji dziewczyny nie mógł już sądzić , że Connie jest jednak miłą dziewczyną. -Nie, nie było. Miałem zamiar kupić sobie jakieś zwierzątko, a wpadłem na ciebie gdyż zachwycałem się pięknem tychże zwierząt- powiedział z nutą ironii w głosie. Po chwili wrócił do przyglądania się barwnym futrzakom i nie tylko, nie mając już nadziei na spotkanie przyjaznej duszy. Po chwili zatrzymał się przy klatkach w których siedziały fioletowe i różowe puszki pigmejskie. Spodobały mu się te małe kolorowe stworzonka, więc przyjrzał im się bliżej. Zerknął na cenę. Tylko siedem galeonów i sześć sykli. Stał tak dłuższą chwile przyglądając się puszką.
Rose weszła do środka. Było jej zimno, więc pchnęła pierwsze lepsze drzwi. Poza tym od pewnego czasu zastanawiała się nad kupnem jakiegoś "miłego" zwierzątka. Taki pająk na przykład. A może wąż? Dostrzegła chłopaka z jej klasy, Marcusa. Obok niego stała ta dziewczyna ze Slytherinu, jak jej tam było? Tenebres czy coś w ten deseń? Zresztą, nieistotne. Miała na tyle dobry humor, że podeszła do nich, chociaż z jej uprzejmego, lekko ironicznego uśmieszku trudno było się domyślić, czy grzecznie z nimi pogawędzi, czy po prostu wykpi każde ich słowo. - Cześć - powiedziała i kiwnęła lekko głową.
Gdy usłyszał głos odwrócił się i zostawił puszki. -Cześć Rose- z uśmiechem kiwnął głową. Przynajmniej jakaś przyjazna twarz. -Szukam jakiegoś stworzenia, które mógłbym hodować w dormitorium, a ty?- zapytał przechadzając się wzdłuż klatek ze pająkami, mimo iż również za nimi nie przepadał, zaciekawiły go te barwne, egzotyczne gatunki, które były na sprzedaż u Nanuka. -Nie mogę się zdecydować, poleciłabyś coś?- zapytał, gdy nadmierny wybór zaczął go przytłaczać.
- Na dworze jest zimno i taki jeden wąż na wystawie tak ładnie się do mnie uśmiechnął... - powiedziała, wzdychając. - No tak, tylko taka egoistka jak ja pewnie już po tygodniu zapomniałaby o tym, że on musi coś jeść. Lubiła Marcusa, chociaż czasem ją irytował. Uznawała go za troszkę dziedzinnego, ale mimo to czasem lubiła z nim pogadać, kiedy któryś z profesorów za bardzo przynudzał na lekcji. - Nie mam pojęcia. Może kot? Lubię koty - stwierdziła, jakby ktoś ją o to pytał.
-Też przepadam za kotami. Szkoda, że nie mam licencji na Kuguchara...-powiedział przyglądając się cętkowanej kotce, wymachującej ogonem zakończonym frędzelkiem. -Jeśli jest zimno, to zawsze można włożyć gromadkę puszków pigmejskich pod kurtkę. Ogrzeją cię, chyba, że któryś zaprotestuje- powiedział wracając do puchatych stworzonek. Przyglądał się im bacznie, gdyż zawsze interesowały go małe magiczne stworzonka. -Przydałoby mi się coś małego, czemu nie musiałbym poświęcać tyle czasu, więc zastanawiam się nad puszkami pigmejskimi. Ten fioletowy w koncie wygląda sympatycznie- wskazał na włochatą kulkę.
- Wygląda żałośnie. Naprawdę chciałbyś mieć coś TAKIEGO w swoim dormitorium? - spytała, unosząc brwi. Cóż, ludzie mają swoje dziwactwa. - Sympatycznie? Fakt, sympatycznie, tak sympatycznie, że można na niego zwymiotować. Daj spokój - powiedziała i założyła ręce na piersiach. - Dziwny jesteś, Marcus'ie.
-Sam nie wiem…- odpowiedział zasmucony- nie mam po prostu czasu zajmować się czymś takim jak kot, czy kameleon. Właściwie masz rację. Puszek jest trochę zbyt sympatyczny- spojrzał jeszcze raz na zwierzę i odszedł od klatki. - Nie mam po prostu pomysłu na zwierzę. Przeszedł jeszcze raz wzdłuż klatek i zatrzymał Się przy krukach. Jeden z czarnych ptaków przypatrywał mu się uważnie swoim błyszczącym okiem. -Co sądzisz o krukach, czy są dla ciebie normalniejsze?- spytał i pogłaskał ptaka po głowię palcem wsuniętym między kraty klatki.
- Kruk to cudowny pomysł. Jest piękny - stwierdziła, uśmiechając się blado. Przygładziła ręką splątane włosy. - Muszę iść. Chyba jednak nie kupię dzisiaj żadnego stworzenia - mruknęła i już zmierzała do wyjścia, kiedy odwróciła się i rzuciła do Marcusa: - Pamiętaj: kruk, nie puszek! Wyszła na ulicę i udała się samotnie w stronę zamku.
Z krukiem na ramieniu Vanille weszła szybko do sklepu. Pierwszą rzeczą którą zobaczyła był Marcus. Podeszła więc do niego. - Cześć! - powiedziała wesoło. - Co u ciebie?
-Nic szczególnego, Vanille. Zastanawiam się nad kupnem Kruka, poradzisz mi coś o nich? Widząc twojego zadowolonego podopiecznego, myślę, że się na nich znasz- powiedział wesoło Marcus, uśmiechając się do dziewczyny. Zerknął jeszcze raz na ptaka, który cały czas ich bystrze obserwował. Zachwycała go mądrość płynąca z oczu zwierzęcia.
Prychnęła. - No tak, w końcu co innego można robić akurat tutaj? - Spytała wielce sarkastycznie, po czym sama również wróciła do swoich czynności. Węże były takie piękne. Różnobarwne, różnych ras. W końcu zdecydowała się na całego czerwonego, który ilekroć wsunęła rękę do akwarium, atakował zaciekle jej palce. Zawsze kupowała zwierzęta, które jakimś odruchem przypominały ją. Po chwili jednak podeszła do puszków. I wzięła jednego, czarnego na ręce, który natychmiast się wtulił. Słodkie maleństwo. Ale jak ona? Zła Connie wyglądałaby z takim skarbem? Na pewno zaskakująco. Obejrzała się obok siebie. - Boże, najazd puchonów - Mruknęła pod nosem najwyraźniej bardzo niezadowolona. Jak oni ją wkurzali! Wiecznie rozchichotane mordy, zero kultury czy wyczucia. Nieużytki społeczne i tyle.