Czarodzieje
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.

Share
 

 Menażeria u Nanuka

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
Strona 5 z 13 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6 ... 11, 12, 13  Next
AutorWiadomość


Mistrz Gry
Mistrz Gry

Czystość Krwi : 100%
Galeony : 32739
  Liczba postów : 108838
http://czarodzieje.forumpolish.com/t7560-wielka-poczta-mistrza-gry#211658
Menażeria u Nanuka - Page 5 QzgSDG8




Specjalny




Menażeria u Nanuka - Page 5 Empty


PisanieMenażeria u Nanuka - Page 5 Empty Menażeria u Nanuka  Menażeria u Nanuka - Page 5 EmptyPią Wrz 24 2010, 15:16;

First topic message reminder :


Menażeria u Nanuka

Wśród różnorakich budynków w Hogsmeade, ten wyróżnia się pod względem swego niepowtarzalnego klimatu. Bo gdzie indziej można w okolicy znaleźć sklep który przez cały rok otaczają tropikalne palmy? Dodatkowo budynek pomalowany jest na zielony kolor, co zupełnie odróżnia go od szarych sklepów. Kiedy przekroczysz próg tego niebanalnego sklepu, od razu poczujesz zmianę temperatury. Jest ona bowiem dostosowana do upodobań tropikalnych papparów zamieszkujących niektóre z porozstawianych wewnątrz palm. Z racji, iż są to ulubione zwierzęta właściciela, ten uznał, iż nie będzie ich zamykać w klatkach. Co za tym idzie, nigdy nie wiadomo, kiedy nad głową przeleci Ci jedna z tych dużych, oswojonych papparów. Warto tu także wspomnieć parę słów na temat samego sprzedawcy. Nanuk jest około sześćdziesięcioletnim mężczyzną o Indiańskich korzeniach, co też doskonale widać w jego rysach twarzy. Ciemna karnacja i długie czarne włosy są dla niego znakiem rozpoznawczym. Mężczyzna ten kocha zwierzęta i można by rzec, że nikt ich tak doskonale nie rozumie, jak właśnie on. Stało się to też powodem do otwarcia sklepu, w którym właśnie je mógłby sprzedawać.
Przypominamy o punktowych limitach ilości posiadanych zwierząt!

Dostępne przedmioty:

Dostępne zwierzęta:

Jeśli posiadasz licencję, możesz zakupić również zwierzęta takie jak:

Rozliczeń dokonuj w tym temacie.
Powrót do góry Go down

AutorWiadomość


Nikola Nightmare
Nikola Nightmare

Uczeń Hufflepuff
Rok Nauki : VII
Wiek : 29
Czystość Krwi : 50%
Dodatkowo : teleportacja
Galeony : 868
  Liczba postów : 898
http://czarodzieje.my-rpg.com/t5461-nikola-nightmare
http://czarodzieje.my-rpg.com/t5462-nikola-nightmare-puszek
Menażeria u Nanuka - Page 5 QzgSDG8




Gracz




Menażeria u Nanuka - Page 5 Empty


PisanieMenażeria u Nanuka - Page 5 Empty Re: Menażeria u Nanuka  Menażeria u Nanuka - Page 5 EmptySro Sie 14 2013, 10:05;

Nie musiałaby być z nią tylko dlatego, że się uzależnił, może nadal prowadziła nim ciekawość, albo dzikie pożądanie, nie koniecznie uzależnienie.
Słysząc jego stwierdzenie spojrzała na niego w milczeniu. Może i mogłaby wybuchnąć śmiechem, ale miała trochę klasy i wolała się nie wygłupiać, gdy wokoło tylu ludzi, bynajmniej nie wygłupiać, aż tak bardzo. Uśmiechnęła się jedynie pod nosem ukazując, że ją to rozbawiło. Miała wybuchnąć śmiechem? To do niej nie pasowało. Jej wzrok również zatrzymał się na kameleonie, stała tak wpatrując się w niego w milczeniu.
Tak głupkowaty wyszczerz potrafi być uroczy, zwłaszcza jak twarz zaczyna przypominać takiego malutkiego chłopczyka, który bawił się na dworze i przyniósł się pochwalić jakie fajne robaki poznajdował, cały z błota, upaćkany, ale zadowolony ze swojej pracy. No urocze jak diabli! A Naoki w tej chwili przypomniał jej takie malutkie dziecko, normalnie jakby obudził się w niej instynkt macierzyński.
Słysząc o jakiejś Anabeth spojrzała na niego. Pampersy? Czyżby to była propozycja, czy głupio walnięte stwierdzenie. Spojrzała przed siebie w milczeniu. Nie odpowiedziała mu na to, bynajmniej na początku.
- Nie wiem jak masz zamiar ją karmić, więc życzę powodzenia, jako mężczyzna nie masz najważniejszej rzeczy… chyba, że o czymś nie wiem? – spytała zakładając ręce na klatkę piersiową. Starała się podkreślić piersi, co niestety było dosyć trudne.
Słysząc jego kolejne słowa i pytanie położyła dłoń na twarzy jakby w zrezygnowaniu, jednak starała się uspokoić i nie śmiać. Po chwili wpatrywała się już w Japończyka rozbawiona. Nie dość, że mutant, to jeszcze wariat… poprawka, przystojny wariat. Wzięła głęboki wdech i odpowiedziała na jego pytanie.
- Wiesz… żeby zniszczyć świat muszę znaleźć sobie kogoś do pomocy i tak myślałam, że kupię sobie zwierzątko, które będzie wzbudzało postrach, taki krwiożerczy kameleon, albo żółw byłby najlepszy. Wyobrażasz sobie takiego? Jakby mi przeszedł przed nosem to ja bym się bała. – zaśmiała się ze swoich własnych słów. Chyba Victorique przestanie go lubić… zaczynała się przy nim otwierać. Jest on pierwszą i jedyną osobą, która tego dokonała, to zły znak…
Powrót do góry Go down


Naoki Shindo
Naoki Shindo

Student Ravenclaw
Rok Nauki : I
Wiek : 33
Czystość Krwi : 100%
Galeony : 173
  Liczba postów : 195
http://czarodzieje.my-rpg.com/t6152-naoki-shindo#174303
http://czarodzieje.my-rpg.com/t6154-maniek-shindo#174321
Menażeria u Nanuka - Page 5 QzgSDG8




Gracz




Menażeria u Nanuka - Page 5 Empty


PisanieMenażeria u Nanuka - Page 5 Empty Re: Menażeria u Nanuka  Menażeria u Nanuka - Page 5 EmptyPon Sie 19 2013, 11:23;

Znał siebie.... Tyle w tym temacie.
Do niego też nie pasowało, a mimo to pozwalał sobie czasem na zachowanie, które wręcz uważał czasem za karygodne. To przez ludzi, których poznał w tym roku. Pozytywnych wariatów, których nie dało się ogarnąć ani myślą, ani słowem. Sprawiali aż, że przerażało go to, co zastanie w szkole pierwszego dnia, gdy przekroczy jej próg.
- Zawsze możemy iść do Trzech Mioteł, wynająć pokój i sprawdzić – I to jest dopiero propozycja, której oczywiście tak bardzo trudno będzie odmówić. Bo kto by się nie chciał znaleźć z nim w pokoju sam na sam na kilka chwil żeby... Poczytać poezję! Nazwijmy to grzecznie i kulturalnie. Nie wszyscy muszą od razu wiedzieć o co mu chodzi, nawet jeśli to niemal oczywiste. A jeszcze trudniej odmówić, kiedy mówi to tak seksownym i namiętnym tonem. Jak nie polecieć na takiego zboczucha?
- Żółw zdecydowanie byłby lepszy, ale one śmierdzą... - Powiedział bardzo poważnie, ale potem uśmiechnął się do niej oczywiście pokazując, że cały czas jest w tym żartobliwym humorku. Oj jaki cudowny słodziak, nic tylko go schrupać kiedy tak cudownie obładowany patrzy na kameleona i aż mu się oczka świecą. Ale nie wiem czy to z radości, że jego widzi, czy z radości, że rozmawia z kimś... Innym. Chyba nie tylko on robił za całkiem porządny otwieracz do kamiennych serc.
Powrót do góry Go down


Nikola Nightmare
Nikola Nightmare

Uczeń Hufflepuff
Rok Nauki : VII
Wiek : 29
Czystość Krwi : 50%
Dodatkowo : teleportacja
Galeony : 868
  Liczba postów : 898
http://czarodzieje.my-rpg.com/t5461-nikola-nightmare
http://czarodzieje.my-rpg.com/t5462-nikola-nightmare-puszek
Menażeria u Nanuka - Page 5 QzgSDG8




Gracz




Menażeria u Nanuka - Page 5 Empty


PisanieMenażeria u Nanuka - Page 5 Empty Re: Menażeria u Nanuka  Menażeria u Nanuka - Page 5 EmptyPon Sie 19 2013, 21:49;

Hmm… dwuznaczna propozycja, która nie zaprzeczę, podobała się dziewczynie. Na jej twarzy pojawił się cyniczny uśmieszek, a ona sama przybliżyła się do chłopaka zadowolona.
- Ciekawa propozycja – wyszeptał i spojrzała mu głęboko w oczy – ale jak na razie nie zasłużyłeś sobie, aż tak bardzo na taką nagrodę – wydukała zadowolona i oblizała się – Jak wytrzymasz ze mną jeszcze miesiąc i nie uciekniesz przerażony to może się skuszę – wyszeptała i odsunęła się od niego stając tyłem. Spojrzała na kameleona, a później na Japończyka, no jakby się zakochał. Zaśmiała się pod nosem i spojrzała na zegar.
Już tak późno?
Victorique westchnęła i spojrzała na chłopaka widocznie niezadowolona, podeszła do niego i pocałowała go w brodę… wyżej po prostu nie dosięgła.
- [/b]Wybacz skarbie, ale muszę już iść[/b] – powiedziała i odsunęła się od niego na parę kroków – spotkamy się w Hogwarcie – powiedziała i skierowała się w stronę wyjścia, zanim jednak opuściła Menażerie u Nanuka odwróciła się w jego stronę i puściła mu oczko rzucając – Ci Vediamo. – pożegnała się po włosku po czym zniknęła.

[z/t]
Powrót do góry Go down


Jeanette L. Villeneuve
Jeanette L. Villeneuve

Absolwent Gryffindoru
Wiek : 31
Czystość Krwi : 75%
Dodatkowo : wilkołactwo
Galeony : 441
  Liczba postów : 446
http://czarodzieje.my-rpg.com/t3574-jeannette-leanne-villeneuve
http://czarodzieje.my-rpg.com/t3578-poczta-jeannette
http://czarodzieje.my-rpg.com/t7719-jeanette-leanne-villeneuve#214305
Menażeria u Nanuka - Page 5 QzgSDG8




Gracz




Menażeria u Nanuka - Page 5 Empty


PisanieMenażeria u Nanuka - Page 5 Empty Re: Menażeria u Nanuka  Menażeria u Nanuka - Page 5 EmptySro Kwi 02 2014, 20:44;

Jak widać zamieszania nigdy za wiele! Jeanette miała swoje powody, by wkurzać się na wszystko wokół, a zdechła sowa raczej nie stanowiła najlepszego sposobu na poprawę humoru. Krukonka, rzecz jasna zamaszystym krokiem, nie kryjąc swojej pogardy dla całego świata, opuściła swoje ciepłe lokum. Na szczęście do menażerii miała bliżej niż z Hogwartu, dlatego po raz kolejny dziękowała Serenie za propozycję wspólnego mieszkania. Nie zmniejszyło to jednak w żadnym stopniu jej wzburzenia. Mamrocząc pod nosem obelgi na cały świat, a już przede wszystkim na Cyrila Delvaux, pchnęła drzwi sklepowe. Wahała się poważnie, czy nie zrobić tego sposobem mniej tradycyjnym niż zwykłe naparcie na drzwi, ale ostatecznie zrezygnowała z pół-obrotu. Może to i lepiej, bo właśnie gdy szemrała sobie "to na pewno ta szuja, otruł mi chuj sowę" i otwierała te nieszczęsne drzwi sposobem najzwyklejszym na świecie, napotkała pewien opór. Opór w postaci ramienia pewnej Ślizgonki. Spojrzała na nią gniewnie, ale zreflektowała się zaraz, bo przecież była zbyt grzeczna, miła i ułożona na takie nieprzyjazne spojrzenia.
- Cholerne skrzydlate gnidy - syknęła, wślizgując się do pomieszczenia, zamykając drzwi i spoglądając na Scarlett. Raczej nie uszkodziła jej zbyt porządnie, ale! - Przepraszam, te ptaszyska wytrącają mnie z równowagi! - wyjaśniła pospiesznie. - Nie złamana, co nie? - mogła udawać, że się martwi. Gorzej byłoby w przypadku Cyrila, który na pewno otruł jej tego głupiego ptaka. Trochę szkoda, bo sowa była spoko, nigdy jej nie zawiodła.
Powrót do góry Go down


Scarlett Maya Saunders
Scarlett Maya Saunders

Student Slytherin
Rok Nauki : I
Wiek : 28
Czystość Krwi : 75%
Dodatkowo : rezerwowy pałkarz, wężoustość
Galeony : 627
  Liczba postów : 1439
http://czarodzieje.my-rpg.com/t4683-scarlett-maya-saunders
http://czarodzieje.my-rpg.com/t4687-sms
http://czarodzieje.my-rpg.com/t7174-scarlett-maya-saunders
Menażeria u Nanuka - Page 5 QzgSDG8




Gracz




Menażeria u Nanuka - Page 5 Empty


PisanieMenażeria u Nanuka - Page 5 Empty Re: Menażeria u Nanuka  Menażeria u Nanuka - Page 5 EmptySro Kwi 02 2014, 21:37;

To było straszne, dowiedzieć się, iż zdechła sowa. Najważniejsze ogniwo w magicznym świecie. Co z tego, że została zalewana kolejnymi listami, jak nie mogła na nie odpisać? Żenada. Dlatego wyszła z dormitorium bardzo rozwścieczona tym faktem. Nawet nie stroiła się specjalnie do wyjścia, choć i tak jak zwykle wyglądała nienagannie. Założyła nawet swoje szałowe okulary przeciwsłoneczne i już po chwili gnała w kierunku Hogsmeade. Tak bardzo żałowała, że nie może swojego nowiutkiego samochodu trzymać pod zamkiem! Musiała go zostawić w swym rodzinnym domu w Londynie. John niespecjalnie pochwalił jego kupno, ale ostatecznie uznał, że jest dorosła, więc niech robi co chce. Za to jego matka uraczyła ją paroma obelgami, z powodu jej braku rozsądku, na co ona nazwała ją starą kurwą i wróciła do zamku. Mina babulinki była bezcenna! Ale cóż, sama zaczęła. W końcu Saunders nie była już małym, bezbronnym dzieckiem, więc powinna wziąć pod uwagę, że nie da sobą dłużej pomiatać.
Cała ta sytuacja tylko podsycała jej zdenerwowanie, więc kiedy pchnęła drzwi do menażerii, rozglądała się gorączkowo i nieprzyjemnie po całym sklepie, czego w sumie nie było widać, bo wciąż miała na nosie okulary przeciwsłoneczne. Nieważne, że słońca prawie w ogóle nie było. Celowo stanęła bliżej drzwi, by móc w razie czego uciec przed rozwydrzonymi sowami. Coś okropnego. Śmierdziało tu jak na jakimś wysypisku martwych zwierząt. Skrzywiła swą idealną twarzyczkę, mając ochotę złapać się za nos, ale wtedy poczuła bezczelne szturchnięcie w ramię. Jak dobrze, że nie było widać jej oczu, z których ciskały gromy, teraz już w Jeanette.
-Też ci zdechła sowa? - spytała rozjudzona. I oby tak było, bo Scarlett nie ręczyła za siebie. - Nie, w przeciwnym razie złamałabym twoją, abyśmy były kwita - dodała, wywracając oczami, czego krukonka również nie mogła zauważyć. Jak miło. Niedawno lały się z Argenami u Lunarnych, a teraz prowadziły jakże miłą pogawędkę.
Powrót do góry Go down


Jeanette L. Villeneuve
Jeanette L. Villeneuve

Absolwent Gryffindoru
Wiek : 31
Czystość Krwi : 75%
Dodatkowo : wilkołactwo
Galeony : 441
  Liczba postów : 446
http://czarodzieje.my-rpg.com/t3574-jeannette-leanne-villeneuve
http://czarodzieje.my-rpg.com/t3578-poczta-jeannette
http://czarodzieje.my-rpg.com/t7719-jeanette-leanne-villeneuve#214305
Menażeria u Nanuka - Page 5 QzgSDG8




Gracz




Menażeria u Nanuka - Page 5 Empty


PisanieMenażeria u Nanuka - Page 5 Empty Re: Menażeria u Nanuka  Menażeria u Nanuka - Page 5 EmptyCzw Kwi 03 2014, 20:33;

Jeanette nie przepadała za zwierzętami, ale musiała przyznać, że brak sowy zdecydowanie utrudniał życie. Jakby nie mógł zdechnąć jej ten okropny kot, który wciąż, mimo wątłej ilości uwagi, poświęcanej mu przez Jeanette, trzymał się przy życiu. Był potwornie uparty, więc musiała się przyzwyczaić, ale cóż, wciąż ją irytował. Z sową, a konkretniej mówiąc - bez sowy, było znacznie gorzej.
- Mhm - mruknęła w odpowiedzi, krzywiąc się z niezadowolenia. - To na pewno jakiś spisek - warknęła, uderzając delikatnie pięścią w drugą dłoń. - Super, to dobrze się składa, że nie złamałam - odparła. Lunarnych jakoś średnio miała ochotę pamiętać.
Ta sprawa, choć niby zażegnana, też pozostawiła sporo nerwów. Po pierwsze sam fakt, że wszyscy członkowie ugrupowania wiedzieli o wkładzie Jeanette w to dziwaczne przedsięwzięcie. Ona sama wciąż czepiała się myśli, że została do wszystkiego zmuszona, choć w pewnym stopniu czerpała z tego satysfakcję. Teraz jednak wściekała się z zasady, nie lubiła kiedy ludzie wiedzieli zbyt dużo. Najgorsze było to całe wilkołactwo. Na myśl o pełni miała ochotę płakać. Pieprznięty Sherazi nie zostawił im eliksiru. Gdyby mogła, zabiłaby go ponownie. Nie mogła nic zrobić, nie wiedziała nawet gdzie szukać jakiegokolwiek wyjścia.
Teraz szukała sowy.
- Merlinie, co za paskudztwo - skomentowała jednego z ptaków, który wyglądał, jakby spotkał się w ostatnim czasie z jakąś płaską powierzchnią.
- Ej, serio, to musiała być jakaś plaga albo coś - jej lista podejrzanych wciąż mieściła tylko jedno nazwisko. Detektyw Villeneuve była prawie pewna, że to Delvaux coś majstrował. Pytanie tylko, jaki miałby interes w podtruwaniu sowy Scarlett.
- Stawiam na Delvaux, miałby powód żeby truć ci sowę? - zapytała bezpośrednio, zerkając na KOLEŻANKĘ.
Powrót do góry Go down


Scarlett Maya Saunders
Scarlett Maya Saunders

Student Slytherin
Rok Nauki : I
Wiek : 28
Czystość Krwi : 75%
Dodatkowo : rezerwowy pałkarz, wężoustość
Galeony : 627
  Liczba postów : 1439
http://czarodzieje.my-rpg.com/t4683-scarlett-maya-saunders
http://czarodzieje.my-rpg.com/t4687-sms
http://czarodzieje.my-rpg.com/t7174-scarlett-maya-saunders
Menażeria u Nanuka - Page 5 QzgSDG8




Gracz




Menażeria u Nanuka - Page 5 Empty


PisanieMenażeria u Nanuka - Page 5 Empty Re: Menażeria u Nanuka  Menażeria u Nanuka - Page 5 EmptyCzw Kwi 03 2014, 21:19;

Scarlett nie tyle, co nie przepadała za zwierzętami, co one nie przepadały za nią. Choć węże i koty kochała, kuguchary mogły jeszcze ujść. I kochane psidwaki. Ale sowa... to była po prostu sowa. Nie doceniała jej, dopóki nie zdechła. Przez to nie mogła odpisać na naglące liściki. A przecież nie była takim frajersem, aby iść do tychże osób osobiście. Bez przesady. Może gdyby mogła poszpanować samochodem to spoko, ale że nie mogła, to każda podróż okazywała się utrapieniem. I nieważne, że umiała teleportację, bo w szkole ona nie działała! Dramat dla kogoś takiego jak Saunders, której jedynym wysiłkiem w ciągu dnia był jeden brzuszek robiony przy wstawaniu z łóżka. Ewentualnie seks, ale to nic strasznie wysiłkowego. Huh. Nieważne. Najważniejszym było to, iż czekała wreszcie na jakieś objawienie. Że na któregoś z puchaczy padnie blask słoneczny czy coś tam i będzie wiedziała już, ŻE TO TEN i nie będzie musiała szukać. I czekać w tym smrodzie. I gadać z Villeneuve. Niewątpliwie miała francuskie korzenie, a to już było zbrodnią samą w sobie. W dodatku za dużo o niej wiedziała.
Skinęła jej jedynie głową na teorię o jakimś spisku, by zacząć przechadzaś się wśród tych rozlicznych ptaków. Lecz kiedy dosłyszała nazwisko jakiegoś jegomościa, obróciła się ze zdziwieniem w stronę krukonki i zamrugała kilkakrotnie.
- A kto to w ogóle jest? - spytała, choć po chwili wzruszyła ramionami, niezbyt wykazując zainteresowanie tym tematem. Nazwisko też miał jakieś podejrzanie francuskie. Na Merlina, oni byli we Francji czy w Wielkiej Brytanii? Wywróciła oczami, po czym wzięła pierwszą lepszą sowę, jaka jej się napatoczyła i chyba Villeneuve poszła w jej ślady, bo po chwili obie zapłaciły i wyszły, rozchodząc się w przeciwne kierunki.

z/t x2
Powrót do góry Go down


Dexter Vanberg
Dexter Vanberg

Absolwent Gryffindoru
Wiek : 32
Czystość Krwi : 90%
Galeony : 2342
  Liczba postów : 1897
http://czarodzieje.my-rpg.com/t2680-dexter-vanberg#91111
http://czarodzieje.my-rpg.com/t2721-dexterkowe-lisciki
http://czarodzieje.my-rpg.com/t7160-dexter-vanberg#204285
Menażeria u Nanuka - Page 5 QzgSDG8




Administrator




Menażeria u Nanuka - Page 5 Empty


PisanieMenażeria u Nanuka - Page 5 Empty Re: Menażeria u Nanuka  Menażeria u Nanuka - Page 5 EmptyCzw Kwi 10 2014, 22:45;

I Vanbergową sowę dosięgła paskuda epidemia, pożerając ów biednego, małego dostawcę poczty. Po spędzonym czasie w dormitorium Gryfu, Dex pierwsze więc co musiał zrobić, to wybrać się na małe zakupy. No, jeszcze wcześniej był u Is na porywającym spotkaniu prefektów, z którego dość szybko wymknął się w towarzystwie jednej z bliźniaczek Saunders. Muzyk chcąc wrócić do normalnego życia musiał się zaopatrzyć w przedmioty, jakie ostatnio stracił. Była to przede wszystkim różdżka. Ta stara leżała zapewne wciąż w podziemiach Hogwartu połamana na kilka części. Chociaż kiepski był z niego czarodziej, to jednak nie był mugolem, czy charłakiem i ostatecznie przedmiot ten niekiedy mu się przydawał. Zwłaszcza w kontekście studencki zajęć. Kolejnym problemem była przeklęta sowa, która zdechła i teraz Dex nie miał jak wysyłać listów. Nie żeby strasznie pragnął kontaktu z całym światem, bo ostatnio przemykał się przez ten zamek niczym cień, ale jednak nie planował stracić kontaktu z połową znajomych przez jakieś zdechłe ptaszysko. Trzeba było zebrać się w kupę.
Sklep był zatłoczony, pełen śmierdzących klatek i skrzeczących zwierząt. Dex dość szybko postanowił wybrać jakąkolwiek sowę, zapłacić za nią i mieć to z głowy. Padło na ciemne ptaszysko, które ponoć lubi gryźć. Cóż, miał szczęście do charakternych istot! Nie chciało mu się już kombinować i zastanawiać nad inną sową, wziął tą, szybko ochrzcił ją mianem Jolly Roger i skierował się do wyjścia. Będąc w miasteczku, na tych porywających zakupach wybrał sobie jeszcze nową różdżkę (choć to było bardzo mozolnym i długotrwałym procesem, bowiem nowa nie chciała łatwo wpaść w jego ręce) no i oczywiście całą podróż zakończył w sklepie monopolowym.
Ot, zwykłe, trywialne przedpołudnie. Afe, jako gwiazda rocka powinien na dzień dobry pić butelkę whiskey, a nie kupować sowy.

zt
Powrót do góry Go down


Leoš Příborský
Leoš Příborský

Absolwent Gryffindoru
Wiek : 29
Czystość Krwi : 50%
Galeony : 449
  Liczba postów : 412
http://czarodzieje.my-rpg.com/t8128-leos-vladyslav-priborsky
http://czarodzieje.my-rpg.com/t8171-krecik#226694
http://czarodzieje.my-rpg.com/t8169-leos-priborsky#226690
Menażeria u Nanuka - Page 5 QzgSDG8




Gracz




Menażeria u Nanuka - Page 5 Empty


PisanieMenażeria u Nanuka - Page 5 Empty Re: Menażeria u Nanuka  Menażeria u Nanuka - Page 5 EmptyWto Lis 17 2015, 17:42;

W życiu Leosia zmieniło się bardzo wiele. Nawet nie wiedział, kiedy to wszystko się działo. Znów zostawił Voice. Stchórzył, ale miał na tyle honoru, żeby nie wracać. Mimo, że często chciał, bardzo chciał do niej wrócić. Do jej warg, jej ramion, jej ciepłych słów. Ale wiedział, że już nie może. Uciekł o ten jeden raz za dużo. Rzucił Złotego Sfinksa tuż przed rozwiązaniem, wrócił do starej szkoły, starych znajomych. Dopiero po tym jak spędził trochę czasu w Hogwarcie, zaczął dostrzegać braki w swojej starej szkole. Ledwo zdał końcowe egzaminy; nie zależało mu, bo niby czemu miało? Stracił coś, co było dla niego najważniejsze, coś co kiedyś tylko się liczyło. Pracował, opiekował się matką i siostrą. Starał się nie tęsknić i nie pamiętać. Wszyscy z nim na czele, wiedzieli, że ten związek nie miał przyszłości. Nawet jeżeli tworzyli ze Voice iluzję szczęścia. Był nikim, matka doskonale go w tym utwierdzała. Nie przestał jednak pisać listów. Codziennie gdy zamykał się w swoim pokoju, brał pergamin i pisał. Czasem nawet na dwie rolki; o swoim życiu, swoim dniu, złości na matkę, pracę szkołę. Wszystkie adresował do Voice i chował; w ten sposób trochę mniej za nią tęsknił…
Po wakacjach nie wrócił do szkoły. Uważał, że nie ma po co. Pracował dorywczo, zazwyczaj u mugoli, przynosząc pieniądze i zostawiając je w domu. Nie spodziewał się, żeby jego życie szybko miało się zmienić. Czasem zaliczył jakąś głupiutką panienkę, gdy wypił zbyt dużo. Po takim przygodnym seksie czuł się jeszcze gorzej. Trwał tak w swoim szaleństwie do drugiego tygodnia października. Słodkiego października, który w czechach zawsze był piękny. Wrócił do domu jak zwykle po pracy, dużo wcześniej niż Jarka, która teraz więcej czasu spędzała ze swoim narzeczonym niż z nim. W łazience zobaczył swoją matkę z podciętymi żyłami. Nie zapłakał nawet przez chwilę. Sprawdził puls a potem sprowadził uzdrowiciela, który stwierdził zgon. Razem z Jarką pochwali matkę trzy dni później; sam Leo odetchnął z ulgą.
Nigdy nie czuł się taki lekki i wolny jak od momentu, gdy wrócił z pracy w ten październikowy wieczór. A gdy siostra oświadczyła mu, że wyprowadza się do Nikolaja, że spodziewają się dziecka, coś w nim pękło; on też miał tak żyć. Mieszkać z ukochaną kobietą, z czasem się jej oświadczyć, zrobić jej piękne dziecko które oboje będą kochać. Ale wszystko zaprzepaścił.
Może dlatego spakował manatki i wraz z pierwszym listopada pojawił się w swoim starym mieszkaniu w Hogesmead? Nie wiedział. Coś ciągnęło go do tego magicznego miejsca; szybko znalazł pracę. Przez ostatnie pół roku zmieniał ja tak często, że nie nic nie było dla niego trudne.
I ten dzień nie miał się różnić od tych poprzednich. Jak zwykle zamykał o dwudziestej. Zazwyczaj podliczał kasę po zamknięciu, ale dziś chciał być wcześniej w domu; sam nie wiedział- po co? I tak nie miał do kogo wracać. Dlatego rzucił odpowiednie zaklęcie, rozmieszczając towar na półkach. Usłyszał charakterystyczne chrząknięcie. Przyszedł klient. Nie odwracając się nawet zapytał:
-W czym mogę pomóc?- przez ostatnie pół roku prawie zapomniał jak mówi się po czesku. Dlatego mocno się przykładał, żeby na pewno można było go zrozumieć. Gdy nie usłyszał odpowiedzi odwrócił się i znieruchomiał. Voice. Jego Voice. Nie, nie jego. Już na pewno nie jego. Kompletnie go zamurowało, nie miał pojęcia co powinien zrobić…
Powrót do góry Go down


Voice Follett
Voice Follett

Absolwent Slytherinu
Wiek : 27
Czystość Krwi : 100%
Galeony : 2585
  Liczba postów : 1623
http://czarodzieje.my-rpg.com/t9119-voice-lloyd
http://czarodzieje.my-rpg.com/t9121-glos-w-twojej-glowie
http://czarodzieje.org/t9120-voice-follett-cheney-lloyd
Menażeria u Nanuka - Page 5 QzgSDG8




Gracz




Menażeria u Nanuka - Page 5 Empty


PisanieMenażeria u Nanuka - Page 5 Empty Re: Menażeria u Nanuka  Menażeria u Nanuka - Page 5 EmptyWto Lis 17 2015, 21:23;

Przewrotny los w końcu dosięgnął nawet Voice. Broniła się, bardzo, ale upadło. Znów upadł jej mały zamek. Pierwszy zbudowała dopiero z Leosiem, z dziecięcych pragnień bezpieczeństwa i tych dojrzalszych pragnień miłości. Bardzo o niego dbała. Starała się, by trwał w jak najlepszej kondycji, by nie rozsypała się żadna wieżyczka... Przeszkodził jej. Przeszkodził jej jedyny człowiek, jakiemu kiedykolwiek zaufała w stu procentach. Płakała. Jeszcze nigdy tak nie płakała. Przysięgał. Przepraszał. Tulił, całował. Wciąż pamiętała, jak jego łzy spływały po jej szyi. Wybaczyła mu. Oddała serce. Znów odszedł. Ale pogodziła się z tym; długie pół roku wystarczyło. Szkoda tylko, że w międzyczasie los znów ją dopadł.
Matka miała jej nie zapisać w testamencie... Przez niego. Trudno, nie każdy ma świetnych rodziców. Z tym, że wkrótce potem popełniła samobójstwo, a w pozostawionych pismach próbowała swoją córkę przeprosić. Wszyscy tylko przepraszają, prawda? Voice pochowała ją z pomocą ojca, który nagle spadł z nieba i postanowił wykazać się rodzicielską miłością. Ale Ślizgonka nie umiała go pokochać; przyjęła tylko ofertę zmiany nazwiska na jego, odebrała przepisany w testamencie majątek (a jednak!) i postanowiła zmienić nie tylko Lloyd na Cheney, ale też zmienić swoje życie. Chciała dojrzeć w pełni. Kupiła mieszkanie w mugolskiej części Londynu, poszła na studia. Romansowała, bawiła się, swoje uczucia do Leosia odsuwając na dalszy plan. Nawet nie napisał. Nie dał znaku, że żyje. Czasami myślała nawet, że już nie, ale wtedy było tylko gorzej. Sama napisała kilka, ale nie wiedziała nawet, gdzie je wysłać. Jakoś żyła z tym wszystkim; spała sama w wielkim łóżku, próbując znaleźć na nim coś ciepłego. Jakąś silną dłoń, w którą mogłaby schować swoją, zmarzniętą. Jakąś spokojną twarz, na którą mogłaby patrzeć z błogim rozczuleniem. Ucho, do którego mogłaby szepnąć, że jej zimno, że boi się ciemności, że opada z sił i nie rozumie tego, co dzieje się dookoła. Szukała Leosia, w którego zawsze wtulała się w nocy ze ślepą ufnością. Budził ją słodkimi pocałunkami i pozwalał chować nos w swoją szyję. Tęskniła za nim z całych sił.
Już w nikim nie szukała oparcia. Dusiła się w sobie, ukrywała wszystkie lęki i problemy. Nabawiała się kompleksów, które leczyła nowymi mężczyznami, wpatrzonymi w jej ciało jak w obraz. Twarz przytulała do własnego ramienia. Nie liczyła na powrót swojego księcia. Nie była księżniczką. Nie była kobietą, którą chce się mieć na zawsze. Była tylko na chwilę i nienawidziła się za to, z każdym dniem coraz bardziej.
Do menażerii wpadła raptem pół godziny przed zamknięciem, po pokarm dla sów. Jej maleństwo jadło coraz więcej i Voice czasami śmiała się, że niedługo będzie latać na mechanicznym śmigiełku. Wiatr zaczerwienił jej policzki, dopasowując do bordowego swetra. Wciskała mocno dłonie w kieszenie czarnego płaszcza, łudząc się, że szybszy krok ją rozgrzeje. Nie spodziewała się, że spotka Leosia. Spodziewała się tego samego faceta, który przypominał Indianina. Ale nie Czecha, który nie przypominał nikogo innego na świecie.
Jesteś z siebie, kurwa, zadowolony?
Szybko się ogarnęła. Nie była przecież małą, zagubioną dziewczynką. Chciała go zmusić, by chociaż raz naprawdę wyjaśnił, co jest grane. Chciała go zdenerwować, dlatego idealnie udawała, że się nie znają. Żadna zmarszczka nie przemknęła po jej twarzy, a w oczach malowało się zmęczenie.
- Mój mąż zażyczył sobie na urodziny kota. Osobiście uważam, że to nie jest do końca dobry pomysł, więc przyszłam po radę. Spodziewamy się dziecka i zastanawiam się, czy nie wynikną z tego potem problemy. - Kłamała pięknie, głos jej się nie chwiał. Stawiała spokojne, długie kroki, zmierzając w stronę lady, wyjmując ręce z kieszeni. Wiedziała, że wygląda wiarygodnie. Nie żeby jej brzuch nagle sugerował piąty miesiąc ciąży, ale przecież nie wspomniała nic o tym, że rzekomy maluch przyjdzie na świat lada dzień.
Chciała sprawdzić, jak zareaguje.
Chciała zobaczyć... Złość, zazdrość, smutek? Sama nie wiedziała.
Powrót do góry Go down


Leoš Příborský
Leoš Příborský

Absolwent Gryffindoru
Wiek : 29
Czystość Krwi : 50%
Galeony : 449
  Liczba postów : 412
http://czarodzieje.my-rpg.com/t8128-leos-vladyslav-priborsky
http://czarodzieje.my-rpg.com/t8171-krecik#226694
http://czarodzieje.my-rpg.com/t8169-leos-priborsky#226690
Menażeria u Nanuka - Page 5 QzgSDG8




Gracz




Menażeria u Nanuka - Page 5 Empty


PisanieMenażeria u Nanuka - Page 5 Empty Re: Menażeria u Nanuka  Menażeria u Nanuka - Page 5 EmptySro Lis 18 2015, 18:06;

Czy liczył na to, że się spotkają? I tak i nie. Chciał ją kiedyś zobaczyć, jak przemyka się po ulicach Hogesmead. Jak jej długie blond włosy, o które tak często opierał nos, gdy zasypiali razem. Pewnie, mógłby być na tyle bezczelny, dowiedzieć się gdzie mieszka; stanąć w jej drzwiach i powiedzieć „Skarbie wróciłem, znów jestem”. Mógłby znów przepraszać, błagać, obiecywać. Tylko nie umiał tak upokorzyć Voice, nie tym razem. Zniszczył i stracił, raz na zawsze. Nie było odwrotu, wysadził most, który ona tak usilnie starała się utrzymać między nimi. Który on ze łzami w oczach tak często podpalał. Czy on w ogóle wiedział, czego chce od życia? Nie umiał odpowiedzieć na to pytanie, a od pół roku w ogóle go sobie nie zadawał. Cholera, kiedy minęło pół roku?
Ale gdy tak stała, idąc w stronę lady tym spokojnym krokiem, czuł jak coś w nim pęka. Pęka a drzazgi boleśnie wbijają się w jego płuca, serce, brzuch. Miał wrażenie, że nie może nabrać powietrza, gdy docierał do niego sens słów wypowiadanych przez Voice. Nie wiem, w co on wierzył? Wierzył, że będzie na niego czekać, gdy nie dał znaku życia? Gdy po raz kolejny ją zostawił samą? Mimo, że obiecywał, przysięgał? Tak, chyba właśnie tak myślał… Przełknął głośno ślinę; nie spodziewał się, że aż tak zaboli go, że udawała, że go nie zna. A może rzeczywiście go nie poznała. Podrapał się po głowie i znów siląc się na bezbłędny angielski, powiedział. Gdy tylko otworzył usta, był zażenowany swoim beznadziejnym akcentem:
-Dziwne ma mąż fanaberie, ale pokaże jakie mamy koty.- przyglądał się uważnie jej twarzy, jej brzuchowi który był płaski, który nawet nie sugerował, że mogła być w ciąży. Już po Jarce było bardziej widać… Potrzasnął głową, nagle czując złość. Szybko się pocieszyła po jego zniknięciu. Nie oczekiwał, że będzie czekać, nigdy nie znajdzie sobie faceta i będzie żyła w wiecznej żałobie. Sam nie chciał znów mieszać w jej życiu…. Ale zabolało go to. Zabolało, że tak szybko o nim zapomniała, znalazła sobie kogoś kto zajął jego miejsce. To musiało oznaczać… Musiało oznaczać, że nigdy nie znaczył dla niej tyle ile do tej pory deklarowała…:
-Kot ma mieć długie futro, krótkie, jakiś typowy dachowiec?- przyglądał się rozmiauczanym futrzakom, które biegały po jednym z pomieszczeń w sklepie. – Sam nie lubię kotów, ale z tego co wiem, nie szkodzą dzieciom, kobietą w ciąży…- spuścił głowę i wcisnął ręce do kieszeni wytartych jeansów. Miał ochotę coś rozwalić, a zamiast tego spojrzał na Voice. Jakoś tak odruchowo stanął naprzeciwko niej, za blisko jak na okoliczności o których mu tak beztrosko powiedziała.:
-Nie, nie mogę tak Voice…- jego oczy wyrażały cały wachlarz emocji; tylko przy niej tak potrafił. Tylko z nią potrafił być tak prawdziwy- Kurwa jaki mąż? Dziecko? A...-A gdzie ja? Tylko to cisnęło mu się na usta. Zagalopował się, dlatego odchrząknął i spuścił wzrok- Przepraszam, nie powinienem pytać...Jesteś chociaż… Chociaż szczęśliwa?- chciał ją przytulić, pocałować, poczuć. Wiedział, że nie może, na własne życzenie nie może! Nie potrafił nie być zazdrosny, ale to może dobrze, że znalazła kogoś kto… kto mógł być dla niej…
Powrót do góry Go down


Voice Follett
Voice Follett

Absolwent Slytherinu
Wiek : 27
Czystość Krwi : 100%
Galeony : 2585
  Liczba postów : 1623
http://czarodzieje.my-rpg.com/t9119-voice-lloyd
http://czarodzieje.my-rpg.com/t9121-glos-w-twojej-glowie
http://czarodzieje.org/t9120-voice-follett-cheney-lloyd
Menażeria u Nanuka - Page 5 QzgSDG8




Gracz




Menażeria u Nanuka - Page 5 Empty


PisanieMenażeria u Nanuka - Page 5 Empty Re: Menażeria u Nanuka  Menażeria u Nanuka - Page 5 EmptySro Lis 18 2015, 20:42;

Czuła się okropnie, gdy tak z kamienną twarzą go okłamywała... Ale zasłużył sobie. Widziała, że się denerwuje; potrafiła wyczytać z najmniejszego jego ruchu każdą emocję. Wciąż mu na niej zależało, ale i tak odszedł. Nie napisał. A gdy wrócił, nawet nie dał znać, że jest gdzieś niedaleko. Chciała mu to wytknąć, ale jeszcze nie w tej chwili. Teraz nie mogła sobie pozwolić na żadne potknięcie. Musiał pęknąć. Jeśli nie rozsypać się na milion kawałków, to chociaż na dwie połowy, może nawet nierówne. Miało zaboleć. Po prostu zaboleć. Ukrywała fakt, że pod swetrem chowa się ten delikatny wisiorek, jaki dał jej w święta. Nie musiał o tym jeszcze wiedzieć.
- Nie wydaje mi się, żeby mój mąż był pana sprawą - ucięła krótko i brutalnie, w głębi duszy ciesząc się z tego, jak mierzył ją wzrokiem, jak analizował kolejne słowa. Kiedyś to drobne ciałko należało tylko do niego, ale po prostu odtrącił fakt, że była gotowa oddać mu wszystko. Wciąż była na to gotowa, ale bała się. Bardzo bała się ponownego odtrącenia.
- Raczej krótkie - rzuciła obojętnie, zupełnie nie skupiając na nim wzroku; zawieszała oczy to tu, to tam, oglądając menażerię, w której nigdy nie spędziła dużo czasu. - Lubię koty. Zawsze chciałam mieć kota. Albo psa. Albo inne zwierzątko - odparła, znów niezobowiązująco, przypominając tylko jakieś mdłe fakty o sobie, żeby w stu procentach potwierdzić, że ma przed sobą Voice, tylko już nie Lloyd. Odwróciła głowę, kątem oka zauważając zmianę w jego postawie. Pochylił głowę, schował ręce do kieszeni, zgarbił się. Sam się niszczył. Beznamiętnie patrzyła, jak się do niej zbliżał. Poczuła jego zapach - zapach bezpieczeństwa. Znajome ciepło. Nie złamała się jednak, wciąż udając, że go nie kojarzy.
Nie odpowiedziała, patrząc mu bezczelnie w oczy, zdobywając się nawet na pretensję, jakby nie miał prawa do wypowiadania jej imienia, czy stania tak blisko.
Pomimo kolejnych pytań, wciąż nie otwierała ust, rejestrując każdy najmniejszy ruch, który przypominał o kolejnej jego słabości. Ona była jego słabością. Zazdrościł. Pragnął mieć ją tylko dla siebie, na zawsze tylko dla siebie.
- Nie powinieneś pytać - rzuciła, unosząc nieznacznie głowę. W końcu jednak sama nie wytrzymała, bo zwyczajnie nie potrafiła zadawać mu bólu. Długimi, szczupłymi palcami ujęła lekko, ale zdecydowanie jego brodę, zmuszając, by spojrzał w jej oczy. Oczy pełne sprzeczności. - Jesteś pierdolonym tchórzem - odparła, odrywając od niego dłoń. - Zawsze tylko uciekasz. Myślałam, że mam mężczyznę, a nie tchórza. Zawsze tylko przepraszasz, a ja już nie umiem się pozbierać. Nikt mi nie pomaga. Nikt mnie nie wspiera. Nikogo przy mnie nie było, gdy moja matka postanowiła się zabić. Byłeś kiedykolwiek przy mnie? Naprawdę kurwa przy mnie byłeś? Bo na twoim miejscu wstydziłabym się to powiedzieć. I nie będę cię już stresować, bo po prostu mam już dosyć patrzenia na to, jak bardzo sobie nie radzisz. Nie mam męża, narzeczonego, chłopaka. Nie spodziewam się dziecka. I nie jestem kurwa szczęśliwa, wiesz? Przy tobie byłam, ale to spierdoliłeś. Zabrałeś mi wszystko. Czy jesteś chociaż szczęśliwy? - zapytała w końcu z wyrzutem, z goryczą, powstrzymując cisnące się do oczu, gorące łzy. Nie potrafiła podnieść ciężaru słów, którymi go zasypywała. Była zbyt słaba. Po prostu zbyt słaba.
Powrót do góry Go down


Leoš Příborský
Leoš Příborský

Absolwent Gryffindoru
Wiek : 29
Czystość Krwi : 50%
Galeony : 449
  Liczba postów : 412
http://czarodzieje.my-rpg.com/t8128-leos-vladyslav-priborsky
http://czarodzieje.my-rpg.com/t8171-krecik#226694
http://czarodzieje.my-rpg.com/t8169-leos-priborsky#226690
Menażeria u Nanuka - Page 5 QzgSDG8




Gracz




Menażeria u Nanuka - Page 5 Empty


PisanieMenażeria u Nanuka - Page 5 Empty Re: Menażeria u Nanuka  Menażeria u Nanuka - Page 5 EmptyPią Lis 20 2015, 11:44;

Obojętność którą go obdarzała, bolała gorzej niż jakiekolwiek wyzwisko. Wolałby, żeby go uderzyła, spoliczkowała, wrzeszczała, rozwalała to co stało tak ładnie poukładane na półkach. Wolałby to wszystko od tej obojętności, które mroziła jego duszę, gdy tymi pięknymi, szarymi oczami prześlizgiwała się po jego twarzy; jakby go nie znała, jakby nigdy go nie widziała. Czy to naprawdę była jego Voice? Czuł się okropnie bezsilny… Jeszcze nigdy nie czuł się tak źle.
Na pewno, uśmiechnąłby się gdyby wiedział, jak doskonale potrafiła z niego czytać. Najmniejszego ruchu, uniesionych brwi, lub skrzywienia ust. Teraz robił to wszystko bezwiednie, starając nie rozpaść się na dwie, trzy, albo osiem kawałków. Wiedział, że nikt nie chciałby móc go zbierać. Wiedział, że jeżeli teraz rozpadnie się w sobie, nigdy się nie podniesie; okropne wizje cały nawiedzały go teraz, nie potrafił ich znieść. Widział Voice w ramionach przystojnego mężczyzny, z zaokrąglonym brzuchem w którym tworzyłoby się nowe życie. To on, tylko on miał jej to wszystko dać. Bezpieczeństwo, poczucie szczęścia, rodzinę, której obje nigdy nie mieli. To on miał paść przed nią na jego kolano, oświadczyć się a potem stanąć przed ołtarzem. Nigdy nie wierzył w Boga, ale co to zmieniało? Jeżeli tylko by chciała byłby gotowy… Ale co to teraz zmieniało? Już nie była jego Voice. Teraz patrzyła mu w oczy z wyrzutem, którego nie był w stanie udźwignąć. Sam sobie to zagwarantował, swoją głupotą, swoim tchórzostwem… Nienawidził teraz samego siebie z całych sił.
Ze spuszczoną głową wpatrywał się w swoje dziurawe trampki, w których chodził zawsze bez względu na porę roku. Spodziewał się jednego, wiedział, że Voice zaraz wyjdzie. Co miała by z nim tu robić? Skoro miała męża, miała mieć dziecko, kota… A on? On został ze wszystkim sam. Drgnął słysząc jej słowa, po których dotknęła jego brody. Spojrzał na nią, starając się nie uronić ani jednego z nich, ale bardzo szybko się pogubił. Nie był dumny z tego, że jego niebieskie oczy znów zaszły łzami. Był mistrzem w ich powstrzymywaniu. Nie potrafiłby ośmieszyć się przepraszaniem, nie obchodziło go teraz nic innego. Pokonał ten mizerny dystans między nimi i przytulił Voice do siebie. Objął ją swoimi wbrew pozorom silnymi ramionami, jakby od tego zależało ich życie. Spodziewał się, że zaraz się wyrwie, ucieknie jak malutki ptaszek ucieka z klatki którą bezmyślny właściciel zostawia otwartą. Przełkną ślinę i powiedział już sam nie wiedział czy po angielsku, czy po czesku:
-Nie będę Cię przepraszał, nie chcę się jeszcze bardziej ośmieszać… Ale jeżeli dasz mi szansę… Udowodnię… Udowodnię Ci, że… Tak bardzo chciałbym to wszystko naprawić… wynagrodzić… Jeżeli tylko nam pozwolisz…- stał tak dalej, gubiąc się czy jeszcze ją obejmuje czy już nie. Bez niej był wrakiem, tylko ona się liczyła…
Powrót do góry Go down


Voice Follett
Voice Follett

Absolwent Slytherinu
Wiek : 27
Czystość Krwi : 100%
Galeony : 2585
  Liczba postów : 1623
http://czarodzieje.my-rpg.com/t9119-voice-lloyd
http://czarodzieje.my-rpg.com/t9121-glos-w-twojej-glowie
http://czarodzieje.org/t9120-voice-follett-cheney-lloyd
Menażeria u Nanuka - Page 5 QzgSDG8




Gracz




Menażeria u Nanuka - Page 5 Empty


PisanieMenażeria u Nanuka - Page 5 Empty Re: Menażeria u Nanuka  Menażeria u Nanuka - Page 5 EmptyPią Lis 20 2015, 15:56;

Potrafiła niszczyć, burzyć, łamać. Destrukcja nie była jej obca. Bez oporów raniła ludzi, a wyrzuty sumienia była marne, o ile takowe występowały. Ale Leosiowi nie potrafiła zadawać bólu, bo sama odczuwała go niemalże równie boleśnie. Czuła z nim tą dziwną, magiczną więź, która sprawia, że dwie osoby niemalże czytają sobie w myślach. Jego smutek czy złość odbijały się też na niej. Chciała, żeby był szczęśliwy. Zawsze chciała, żeby był szczęśliwy i spokojny, żeby uśmiechał się łobuzersko, niczym nie przejmował. Nie umiała mu się jednak oddać, nie umiała zająć się nim, gdy sama miała tak dużo problemów na głowie. Gdy matka przeszkadzała jej we wszystkim, wcinała się w każdą sprawę. Ale teraz nie miała już matki, która mogłaby wtrącić swoje trzy grosze. Nie wiedziała, że Leoś matki też już nie miał. To całkiem zabawne, ile podobieństw miała przeszłość tych dwojga. Ojciec-uciekinier, matka-wariatka. Swoją przyszłość wciąż mogli połączyć, ale chyba trochę się bali o tą drugą osobę, o jej uczucia, poglądy... I, mimo że troska o drugiego człowieka to jedna z najpiękniejszych rzeczy na świecie, niszczyli siebie samych i nawzajem.
Voice nie umiała sobie poradzić ani z przeszłością, ani z teraźniejszością, ani z przyszłością. Nie chciała przyszłości bez Leosia obok, który nazywałby ją Małą i dbał o nią, jakby naprawdę była skarbem. Z drugiej strony, nie potrafiła wyobrazić sobie siebie w roli matki, a tym bardziej kobiety porzuconej, choć czekającej na dziecko... Nie chciała podzielić losu Amity Lloyd. Nie chciała się załamać, poddać, nie chciała skrzywdzić żadnej niewinnej istotki... A chciała kiedyś taką malutką, niewinną istotkę mieć. Móc trzymać na ramieniu, troszczyć się o nią, mówić o pięknych rzeczach. Opowiadać jej, jak poznała tatusia, i co to w ogóle jest miłość, i dlaczego warto kogoś kochać. Bardzo, bardzo pragnęła mieć córeczkę, albo synka, z oczami Leosia. Po prostu nie umiała się z tym pogodzić, a tym bardziej wtedy, gdy wziął ją w ramiona.
- Leoś, ja... - pokręciła głową, wypuszczając głośno powietrze. Wykręciła się w końcu z jego ramion, odsuwając się, spuszczając głowę; pozwalając, by jasne, miękkie kosmyki zasłoniły jej twarz. - Ja muszę to przemyśleć. Boję się, nie wiem... Nie wiem, co mam zrobić. Jeszcze nie wiem. Muszę się zastanowić, chociaż przez noc... - mówiła cicho, nieskładnie, szukając czegoś w kieszeni. Po chwili wyjęła małą, wyświechtaną karteczkę ze swoim nowym adresem. - Przyjdź niedługo. Albo chociaż napisz, jeśli... Jeśli naprawdę ci zależy. I jeśli naprawdę sądzisz, że umiesz mi wynagrodzić... Pół roku bez nikogo bliskiego - dodała, cofając się do wyjścia. - Leoś... Bardzo się cieszę, że... Mogłam cię zobaczyć. Chociaż zobaczyć - dopowiedziała jeszcze, nawet na niego nie patrząc, naciskając za to na klamkę, po czym szybko wychodząc. I chociaż drzwi powinny za nią trzasnąć, same z siebie zamknęły się naprawdę cicho.

//zt, chyba dla obojga
Powrót do góry Go down


Mistrz Gry
Mistrz Gry

Czystość Krwi : 100%
Galeony : 32739
  Liczba postów : 108838
http://czarodzieje.forumpolish.com/t7560-wielka-poczta-mistrza-gry#211658
Menażeria u Nanuka - Page 5 QzgSDG8




Specjalny




Menażeria u Nanuka - Page 5 Empty


PisanieMenażeria u Nanuka - Page 5 Empty Re: Menażeria u Nanuka  Menażeria u Nanuka - Page 5 EmptyCzw Sty 28 2016, 20:58;

Każdy czasem musi wyskoczyć do sklepu zoologicznego po pokarm dla sowy, kota czy innego stworzenia, które plącze mu się po domu. Tego dnia zarówno Bethany Cyler, jak i Nathaniel Woods uznali, że czas uzupełnić swoje zapasy. Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie fakt, że w momencie, kiedy drugie z nich weszło do środka, rozległ się głośny syk.
W kierunku obu przybyłych zaczęły sunąć ogromne, kilkumetrowe węże. Było ich osiem, może dziesięć. Z jakiegoś powodu nigdzie nie było widać żadnego sprzedawcy, który mógłby pomóc opanować sytuację. Żadne z nich nie wiedziało, czy te ogromne bydlęta nie są jadowite, co wcale nie pomagało im się uspokoić. Co gorsza, kolejne trzy węże odcięły im drogę ucieczki, podpełzając pod same drzwi. Słodki Merlinie, co robić...?

Zaczyna którekolwiek z Was, miłej gry!

______________________

Menażeria u Nanuka - Page 5 Tumblr_myxyl0JKkN1s94thyo1_500
Powrót do góry Go down


Katja Beelund
Katja Beelund

Student Hufflepuff
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 28
Czystość Krwi : 50%
Dodatkowo : metamorfomagia
Galeony : 152
  Liczba postów : 83
http://czarodzieje.my-rpg.com/t12296-katja-beelund?highlight=Katja
http://czarodzieje.my-rpg.com/t12312-sowka-katji#328160
http://czarodzieje.my-rpg.com/t12311-katja-beelund
Menażeria u Nanuka - Page 5 QzgSDG8




Gracz




Menażeria u Nanuka - Page 5 Empty


PisanieMenażeria u Nanuka - Page 5 Empty Re: Menażeria u Nanuka  Menażeria u Nanuka - Page 5 EmptySro Mar 09 2016, 14:23;

Teleportowała się pod sklep, i weszła do środka. Kiedy tylko znalazła się w środku, nad jej głową przeleciała czerwona papuga. Rozejrzała się po całym sklepie, i zastanawiała się jak mozna utrzzymać tak dużo zwierząt. Ona nie umiała utrzymać razem nawet 3! Spojrzała po wężach i puszkach pigmejskich. Te drugie od razu spojrzały na nią jak na mordercę a wtedy sprzedawczyni podeszła, i uspokoiła puszki. Powiedziała że muszę  na nie uważać, są dzikie. Podeszłam wtedy do kotów. Jeden, rudo-brązowy spojrzał na nią i zaczął mruczeć. Postanowiła go kupić. Na odchodne kupiła jeszcze trochę karmy, i wyszła ze sklepu.
Powrót do góry Go down


Florian d'Aumont
Florian d'Aumont

Wiek : 32
Czystość Krwi : 50%
Galeony : 32
  Liczba postów : 48
http://czarodzieje.my-rpg.com/t12418-florian-d-aumont#332686
http://czarodzieje.my-rpg.com/t12428-chyba-nie-moge-sowy-nazwac-jak-zolwa#333011
http://czarodzieje.my-rpg.com/t12420-florian-d-aumont#332697
Menażeria u Nanuka - Page 5 QzgSDG8




Gracz




Menażeria u Nanuka - Page 5 Empty


PisanieMenażeria u Nanuka - Page 5 Empty Re: Menażeria u Nanuka  Menażeria u Nanuka - Page 5 EmptyCzw Mar 24 2016, 13:33;

Z samego rana chłopak wylądował w Londynie. I dopiero po wylądowaniu zorientował się, że mógł wykorzystać bardziej czarodziejskie sposoby podróży. Jednak to nie było ważne. Musiał znaleźć miejsce, w którym mógłby się przespać, bo ta podróż była nieziemsko męcząca. Trzymając w ręce kawałek papieru szedł przed siebie zachwycając się brytyjskim miastem. Za sobą ciągnął małą walizeczkę, w której mieściły się jego wszystkie rzeczy.
- Incroyablement – powiedział do siebie ignorując ludzi, który przyglądali mu się z uwagą. Chciałabym rzec, że do Hogsmeade dotarł bez problemu, ale skłamałabym. Jednak w końcu udało się ! To najważniejsze. Poszukując mieszkania braci Harper rozglądał się zwielką uwagą, aż nagle zapomniał o swoim dotychczasowym celu i przylepił się do wystawy Menażerii u Nanuka. Nie trzeba mu było dużo, by wszedł do środka i poprosił o małego żółwia, którego zobaczył na wystawie. Co z tego, że właśnie resztę swoich oszczędności wydał na to małe zwierzątko. Ważne, że je ma !

z\t
Powrót do góry Go down


Deven Quayle
Deven Quayle

Student Gryffindor
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 27
Czystość Krwi : 75%
Dodatkowo : szukający, kapitan
Galeony : 2720
  Liczba postów : 778
http://czarodzieje.my-rpg.com/t6697-deven-quayle#189490
http://czarodzieje.my-rpg.com/t6700-pocztowki-z-innej-epoki#189533
http://czarodzieje.my-rpg.com/t7227-deven-quayle
Menażeria u Nanuka - Page 5 QzgSDG8




Gracz




Menażeria u Nanuka - Page 5 Empty


PisanieMenażeria u Nanuka - Page 5 Empty Re: Menażeria u Nanuka  Menażeria u Nanuka - Page 5 EmptyPon Kwi 18 2016, 21:25;

Deven lubił swoją pracę. Mimo że wiązała się z ciągłymi kontaktami z ludźmi, miała na tyle dużo zalet, że Quayle nie miał zamiaru narzekać. Lubił swojego szefa, miał dosłownie dwa kroki do domu, opiekował się zwierzakami i pracował z Enzo. Układ idealny, szczególnie że Deven miał pojęcie o pracy w sklepie, jako że większość wakacji spędzał w sklepiku zielarskim rodziców - nie żeby sprawiało mu to jakąkolwiek przyjemność, ale będąc jedynym odpowiedzialnym synem, musiał to na siebie wziąć.
Lubił papugi, latające im nad głowami i charakterystyczny zapach sklepu ze zwierzętami - ostry i na swój sposób pociągający dla kogoś tak związanego z naturą. Mimo to od dłuższego czasu wydawał się przygaszony i nieobecny - i nie miało to nic wspólnego z jego zwykłą skrytością. Zresztą przy Enzo zdobywał się na szczerość i nie pilnował swojej maski tak bardzo.
Nanuk szybko nabrał zaufania do swoich młodych pracowników i coraz częściej zostawiał sklep na ich głowie, sam załatwiając jakieś interesy, negocjując ceny z dostawcami karmy i hodowcami zwierząt. Deven podejrzewał, że szef po prostu korzysta z życia, ale wcale mu to nie przeszkadzało. Dawali sobie doskonale radę, a kiedy był mały ruch, mogli spokojnie pogadać. Tego dnia Deven wydawał się wyjątkowo podminowany, w jego zazwyczaj miękkich i precyzyjnych ruchach wyczuwało się dziwne napięcie, a kiedy klatka (na szczęście pusta) wysunęła mu się z rąk i z brzękiem upadła na ziemię, warknął coś niezrozumiale w języku mohawk i zacisnął usta, z trudem nad sobą panując.
Parsknął ze złością, podnosząc klatkę i oglądając ją ze wszystkich stron. Szczęśliwie nie było widać żadnego wgniecenia, więc Indianin odłożył ją na miejsce i spojrzał kątem oka na Enzo, który... cóż, wydawał się innym człowiekiem. Związek z Shenae wyraźnie mu służył, biła od niego pewność siebie i zadowolenie, którego Deven trochę mu zazdrościł, jednocześnie szczerze się ciesząc, że krukon znalazł właściwą dziewczynę. On sam czuł się przygnieciony i zagubiony w swojej relacji z Winnie, z którą nie potrafił się porozumieć - ich intencje i oczekiwania nie miały żadnych punktów wspólnych, przez co Quayle żył w ciągłym napięciu, mając wrażenie, że najgłupszy gest czy słowo mogą się okazać początkiem końca.
Jego zupełny brak doświadczenia w sferze seksualnej jeszcze bardziej pogłębiał jego frustrację, zamieniając opanowanego Indianina w kłębek nerwów, choć na pierwszy rzut oka można było tego nie zauważyć.
- Odbijało mi, kiedy Winnie zniknęła... a teraz myślę, że trzeba uważać, czego sobie życzymy - odezwał się niespodziewanie, z zaskakującą goryczą, opierając się biodrem o kontuar i splatając ramiona na piersi.
Powrót do góry Go down


Enzo Halvorsen
Enzo Halvorsen

Student Ravenclaw
Wiek : 28
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 188cm
C. szczególne : blizna na prawym łuku brwiowym
Galeony : 1333
  Liczba postów : 1139
https://www.czarodzieje.org/t10538-enzo-corrado-halvorsen
https://www.czarodzieje.org/t10539-peruwianska-sowa
https://www.czarodzieje.org/t10541-enzo-halvorsen
Menażeria u Nanuka - Page 5 QzgSDG8




Gracz




Menażeria u Nanuka - Page 5 Empty


PisanieMenażeria u Nanuka - Page 5 Empty Re: Menażeria u Nanuka  Menażeria u Nanuka - Page 5 EmptySro Kwi 20 2016, 00:13;

Enzo nie podzielał podejścia kolegi w kwestii zostawania samemu w sklepie. Nie był zwykłym, szarym człowiekiem, który potrafiłby znikąd wysupłać wystarczająco dużo cierpliwości, aby przez cały dzień użerać się z ludźmi, którzy nie mieli zielonego pojęcia o zwierzętach. Nieobecność opanowanego Nanuka bardzo mu ciążyła, już niejednokrotnie, dlatego zawsze upierał się, aby wychodził tylko wtedy, kiedy na zmianie jest Deven lub kiedy są razem. Wiedział, że wtedy zawsze będzie miał pod ręką kogoś, kto zajmie się klientem, kiedy Halvorsen będzie musiał uspokoić emocje. Zawsze był bardzo zmienny i w zasadzie ciężko było poznać, że nadchodzi niespodziewane, chyba, że akurat miało się szczęście i dostało się te trzy sekundy na reakcję. Co mogło go wyprowadzać z równowagi, zapytacie? Ano sporo drobnych rzeczy, począwszy od klienta, który ogolił swojego kota na łyso, bo nie podobało mu się jego futerko i teraz zmartwił się, kiedy ten zaczął prychać i kichać, chorując na koci katar; przez panią, która próbowała mu wmówić, że dopiero co zakupiła tutaj cztery kameleony, a dostała tylko trzy, więc żąda zwrotu pieniędzy wyzywając go od oszustów; a kończąc na wyjątkowo nieprzyjemnym przypadku zatrucia puszka pigmejskiego eliksirem na porost włosów - biedak niemalże się nimi udusił, nim Krukonowi udało się odszukać jakieś zaklęcie, które zatrzymałoby gwałtowny wzrost włosów w jego przełyku. Także dzisiaj Enzo był naprawdę wyjątkowo spokojny. Wiedział, że w razie czego Deven opanuje sytuację, więc mógł pozwolić sobie na trochę więcej luzu, pozostawiając mu większość klientów, a samemu biorąc się raczej za pracę fizyczną, którą to zresztą preferował od samego początku. Ustawiał worki z karmą i uzupełniał podajniki, segregował nowe dostawy akcesoriów czy zajmował się innymi podobnymi rzeczami, kiedy usłyszał stukot, a następnie salwę dziwnych słów, które powoli rozpoznawał już jako język, jakim niekiedy posługiwał się jego przyjaciel. Nie miał pojęcia co powiedział, ale Enzo porzucając swoje dotychczasowe zajęcie, wychylił się nieznacznie w stronę Gryfona, obserwując go krótko, ale uważnie. Nawet nie zdawał sobie sprawy z tego, że pogwizdywał pod nosem, dopóki w menażerii nie zapadła przytłaczająca cisza, a on sam wreszcie stanął w miejscu, powstrzymując się od podrygiwania. Naprawdę był szczęśliwy i nie potrafił nawet zapanować nad tym co robił, nie zdając sobie sprawy z tego, że może faktycznie w pewien sposób prowokował Devena do niezbyt przyjemnych rozmyślań. Zostawił na później uzupełnienie wystawy, wchodząc do pomieszczenia głównego i biorąc się za aktualizowanie ulotek ustawionych za ladą. Słuchał kolegi i jednocześnie przesuwał kartki w palcach. Przez chwilę milczał trochę nie rozumiejąc, aż wreszcie…
- Jak to? - zapytał, nie potrafiąc pojąć, dlaczego Quayle nie cieszy się z powrotu swojej sympatii. Zmarszczył czoło, nagle zmartwiony jego nieszczęściami, a jego dobry nastrój jakby gdzieś się ulotnił. Szelest kartek nie ustawał, a Enzo zdążył już wyrzucić jeden stosik przeterminowanych zaproszeń na pokazy trzminorków, zastępując je jakimś innym, równie mądrym show. Chyba po prostu musiał czymś zająć ręce.
Powrót do góry Go down


Deven Quayle
Deven Quayle

Student Gryffindor
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 27
Czystość Krwi : 75%
Dodatkowo : szukający, kapitan
Galeony : 2720
  Liczba postów : 778
http://czarodzieje.my-rpg.com/t6697-deven-quayle#189490
http://czarodzieje.my-rpg.com/t6700-pocztowki-z-innej-epoki#189533
http://czarodzieje.my-rpg.com/t7227-deven-quayle
Menażeria u Nanuka - Page 5 QzgSDG8




Gracz




Menażeria u Nanuka - Page 5 Empty


PisanieMenażeria u Nanuka - Page 5 Empty Re: Menażeria u Nanuka  Menażeria u Nanuka - Page 5 EmptySro Kwi 20 2016, 11:14;

To prawda, w Devenie też często burzyła się krew, kiedy widział, co ludzie wyprawiali ze zwierzętami - mimo to potrafił zachować spokój. Doświadczenie zdobyte w sklepiku rodziców okazało się naprawdę bezcenne - tutaj przynajmniej nikt nie traktował go z jawną pogardą ze względu na kolor skóry i niezaprzeczalnie indiańskie rysy. Wręcz przeciwnie - wydawało się atutem, co też nieszczególnie mu się podobało, ale było z pewnością lepsze od drgających w wyrazie niechęci ust albo pytań, czy jedzie na Pow-Wow. Naprawdę, takie rzeczy też się zdarzały, dlatego praca u Nanuka była naprawdę dobrą opcją.
To nie tak, że radość Enzo działała mu na nerwy. Raczej boleśnie uświadamiała, że związek może wyglądać inaczej niż jego relacja z Winnie, która... no cóż, była raczej źródłem stresów niż przyjemności. Tylko te krótkie pocałunki, które składała na jego ustach, dawały mu przelotną radość, ale chwilami czuł się jak małpa w zoo. Pewnie był przewrażliwiony na tym punkcie, ale zdawał sobie sprawę, że przy jasnowłosej i niebieskookiej Amerykance wygląda bardzo egzotycznie. Nie przepadał za Jankesami. Byli głośni, władczy i zachowywali się, jakby świat do nich należał. Fakt, że należał do podbitej, zniszczonej przez nich rasy niczego nie ułatwiał. Czasami zastanawiał się, czy nie jest dla niej po prostu trofeum, rodzajem skalpu, który w dawnych, dobrych czasach sam by sobie przytroczył do pasa.
Początkowo wcale nie chciał wciągać w to Enzo. Jego wrodzona i pielęgnowana duma buntowała się przeciwko przyznawaniu do słabości przed kimkolwiek, ale jego przyjaciel... był inny. Przez długi czas był w bardzo podobnej sytuacji i zdobył się na odwagę, żeby się do tego mu przyznać. Obnażył się psychicznie, co związało ich ze sobą bardziej niż Deven mógłby przypuszczać. I właśnie dlatego pozwolił sobie na ten komentarz. Odchrząknął, widząc minę Halvorsena, i poczuł ukłucie zakłopotania i wyrzutów sumienia. Wcale nie chciał psuć mu nastroju, ale... ta frustracja narastała w nim zbyt długo, by mógł dalej to w sobie dusić.
- Hm... widzisz... oficjalnie jesteśmy razem. Ale... mam poczucie, że wszystko robię źle. Kiedy w jakiś sposób podkreślam, że... że jesteśmy parą, jest na mnie wściekła. Kiedy daję jej wolną rękę... ma do mnie pretensje, że ją ignoruję... cokolwiek powiem jest źle. Nie mówię nic... też źle, bo nie wie, co sądzę, co czuję... Wiesza się na wszystkich swoich jankeskich kumplach, a ja... ja jestem jak cholerny indiański dzikus, indiański niewolnik, który ma stać obok i robić dobre wrażenie - powiedział z wściekłością, zaciskając pięści i wyglądając w tej chwili naprawdę groźnie. - Ale potrafi też być taka... urocza? Nie wiem, stary... nie wiem, czy to był dobry pomysł. Dzieli nas wszystko... - wyrzucił z siebie, rozluźniając pięści i wbijając wzrok w podłogę.
Powrót do góry Go down


Enzo Halvorsen
Enzo Halvorsen

Student Ravenclaw
Wiek : 28
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 188cm
C. szczególne : blizna na prawym łuku brwiowym
Galeony : 1333
  Liczba postów : 1139
https://www.czarodzieje.org/t10538-enzo-corrado-halvorsen
https://www.czarodzieje.org/t10539-peruwianska-sowa
https://www.czarodzieje.org/t10541-enzo-halvorsen
Menażeria u Nanuka - Page 5 QzgSDG8




Gracz




Menażeria u Nanuka - Page 5 Empty


PisanieMenażeria u Nanuka - Page 5 Empty Re: Menażeria u Nanuka  Menażeria u Nanuka - Page 5 EmptyCzw Kwi 21 2016, 10:54;

On czerpał swoje doświadczenie jedynie z zeszłorocznej pomocy, jakiej udzielał Ettore w Dubaju, ale to była zupełnie inna historia. Wiecznie zalatany, zupełnie pochłonięty przez pracę, nawet nie zdawał sobie sprawy z upływającego czasu i tylko wynagrodzenie pomogło mu nieco uspokoić rozedrgane, zwariowane myśli i wątpliwości. Miał tak dość, że kiedy wrócił do Wielkiej Brytanii to nawet się ucieszył, pomimo tego, że jeszcze jakiś czas temu nienawidził tego miejsca. Nanuk był pierwszą osobą, która była skłonna go zatrudnić. Dostrzegł w nim ogromne zawzięcie i wynikającą z niego pracowitość, a także pokłady bezcennej wiedzy, jaką niewątpliwie mógł poszczycić się zwycięzca Złotego Sfinksa, ale na cóż to wszystko, kiedy Halvorsen był po prostu niemożliwie porywczy? Denerwował się tak szybko, że teraz wystarczyło mu samo spojrzenie Devena, aby wyczuć jego nastrój i wiedzieć, że on, Enzo, jest zły na Winonę. Może nie powinien być. Nie znał jej na tyle dobrze, aby móc doradzać Quayle, który nie rozumiał postawy swojej dziewczyny. On Shenae też nie rozumiał.
- Do bab powinni dołączać jakieś instrukcje obsługi. - mruknął, nawet nie zauważając, że jego ton zdradzał ewidentną irytację, a mimika twarzy znowu stała się nieco chłopięca. Jak zawsze, kiedy miał ochotę obrazić się i tupiąc nogą odmówić wykonania czegoś ważnego. Westchnął, odkładając trzymane ulotki na ladę i muskając je palcami w taki sposób, aby rozsypały się na niej w wachlarz.
- Rozmawiałeś z nią o tym? - zapytał, czując, że pewnie nie. On sam ze swoim czarnowłosym szczęściem też nie rozmawiał o takich rzeczach, ale dla niego rozwiązywanie problemów złością było naturalne. Kiedy Shenae go drażniła, prościej było mu po prostu manifestować swoje niezadowolenie, bądź odwrotnie, udawać, że właśnie nie ma żadnego problemu, dopóki nie przekraczała granicy, a on nie eksplodował. Deven był inny, a jego Winnie tym bardziej. Kiedy grali razem w durnia, rzucanie złośliwościami było dla niej tak naturalne, jakby robiła to na okrągło, a przy tym wcale nie sprawiała złego wrażenia. Enzo sam nie wiedział co ma o niej myśleć.
- Deven… - wymówił jego imię z nieznaczną rezygnacją, bo i wydawało mu się, że w tej kwestii Quayle akurat przesadza. - Jesteś pewien, że warto w to mieszać indiańskie sprawy?
Nie wydawało mu się, aby jasnowłosa swoim zachowaniem chciała mu przypominać chwile niewolnictwa, ale w pewnym sensie rozumiał reakcję przyjaciela. On za dzikusa nigdy się nie obruszał, bo Peru mimo wszystko nie było odludziem bez technologii, a on i tak był biały, nieważne czy opalony czy nie. Sprawa Devena wkraczała na trochę niebezpieczne kwestie i drażliwe tematy, w których Krukon nie czuł się zbyt bezpiecznie. Nie wiedział co ma jeszcze powiedzieć, więc milczał, podnosząc wzrok na Indianina.
Powrót do góry Go down


Deven Quayle
Deven Quayle

Student Gryffindor
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 27
Czystość Krwi : 75%
Dodatkowo : szukający, kapitan
Galeony : 2720
  Liczba postów : 778
http://czarodzieje.my-rpg.com/t6697-deven-quayle#189490
http://czarodzieje.my-rpg.com/t6700-pocztowki-z-innej-epoki#189533
http://czarodzieje.my-rpg.com/t7227-deven-quayle
Menażeria u Nanuka - Page 5 QzgSDG8




Gracz




Menażeria u Nanuka - Page 5 Empty


PisanieMenażeria u Nanuka - Page 5 Empty Re: Menażeria u Nanuka  Menażeria u Nanuka - Page 5 EmptyCzw Kwi 21 2016, 13:48;

Deven niby miał dziewczynę. Trwało to tak krótko, że nie nauczył się niczego - z wyjątkiem pocałunków. Zresztą nawet gdyby związek jego i Farai przetrwał, nie dałoby mu to żadnego pojęcia na temat oczekiwań Winnie. Były diametralnie różne i jeśli Quayle kiedykolwiek wierzył w te głupoty o dwóch połówkach jabłka, to jego połówką z całą pewnością była właśnie Farai - równie egzotyczna jak on, równie zakochana w zwierzętach, równocześnie śmiała i delikatna, dzieląca jego pasje, jego poczucie wyobcowania... Nie miała w sobie władczości i bezpośredniości Wins, która często sprawiała, że Indianin zamykał się na powrót w swojej skorupie. Próbował nie myśleć o Farai, zdając sobie sprawę, że ich związek i tak nie miał przyszłości. Fakt, że nie rozstali się z własnej woli, ale ze względu na jej trudną sytuację rodzinną, rozkrwawiał mu serce, mimo że nigdy się do tego nie przyznał. Teraz był z Winnie i to na niej powinien się skupiać, zamiast porównywać ją do dziewczyny, której pewnie już nigdy nie zobaczy.
Uśmiechnął się krzywo, słysząc uwagę Enzo i zgadzając się z nim w całej rozciągłości.
- Tylko kto by ją napisał? One same? Pewnie nie, bo w większości... też nie wiedzą, o co im chodzi - prychnął, odrobinę podniesiony na duchu tą męską solidarnością. Potrząsnął głową, nie patrząc na przyjaciela i czując się jak ostatni kretyn. Nie, oczywiście, że z nią o tym nie rozmawiał. Jak miałby to powiedzieć? "Hej, Winnie, wydaje mi się, że nie traktujesz mnie poważnie i wysyłasz mi sprzeczne sygnały, a ja czuję się jak eksponat w Muzeum Historii Naturalnej"...
- Nie wiem. Może jestem przewrażliwiony - przyznał z ociąganiem, choć w jego głosie słychać było pewne napięcie i brak wiary we własne słowa. - Możliwe, że moja rasa... moje pochodzenie - tak, on też uważał, że to grząski grunt, zupełnie dla krukona obcy, a dla niego samego boleśnie znajomy, ale mimo wszystko, skoro już zaczął, chciał powiedzieć do końca, co go gryzie - ... nie mają tu aż takiego znaczenia. Ale mam wrażenie, że... no wiesz, bawi ją, jak razem wyglądamy. Jak z kiepskiego westernu, zwłaszcza że zawsze nosi te kowbojki i kapelusz, a ja też dość mocno... manifestuję swoją przynależność. I nie twierdzę, że... hm... że wygląd nie jest ważny, nie jestem hipokrytą. Ale... wiesz o co mi chodzi? - przerwał gwałtownie, unosząc wzrok na Halvorsena, zmęczony swoim wywodem, spięty i zmaltretowany psychicznie. - Kiedy zrobię coś po jej myśli, tak ładnie się cieszy i jest taka... urocza i zabawna, że o wszystkim zapominam. Nie lubię Salemczyków. Jest w nich coś... co cholernie mi nie pasuje. I nie znoszę tej wersji Wins, którą się staje w ich towarzystwie... No i jest jeszcze Holly... - wymamrotał, nerwowo obracając w palcach jeden z koralików wplecionych we włosy. - Taka ruda mała... ona... hm. Podobno źle zniosła pożar. Zachowuje się jak dziecko albo ufne zwierzątko, ewidentnie ma pewne... problemy psychiczne... We wszystko wierzy, wszystkim ufa. I... zwykle przy niej czuję się lepiej niż przy Wins. To nie jest chyba normalne - podsumował z goryczą, czując fizyczne zmęczenie. Nigdy nie mówił tak dużo, nigdy nie obnażał się w ten sposób, ale osiągnął ten stopień frustracji, kiedy nie potrafił sobie sam poradzić. I potrzebował wsparcia. - A może problem po prostu polega na tym, że ona jest typem najpopularniejszej dziewczyny w szkole, a ja... ja nie nadaję się do roli jej faceta - dodał cicho, zaciskając usta w wąską kreskę i szybkimi ruchami porządkując pudełeczka z karmą dla puszków pigmejskich, które najwyraźniej stały o milimetr za blisko krawędzi lady.
Powrót do góry Go down


Enzo Halvorsen
Enzo Halvorsen

Student Ravenclaw
Wiek : 28
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 188cm
C. szczególne : blizna na prawym łuku brwiowym
Galeony : 1333
  Liczba postów : 1139
https://www.czarodzieje.org/t10538-enzo-corrado-halvorsen
https://www.czarodzieje.org/t10539-peruwianska-sowa
https://www.czarodzieje.org/t10541-enzo-halvorsen
Menażeria u Nanuka - Page 5 QzgSDG8




Gracz




Menażeria u Nanuka - Page 5 Empty


PisanieMenażeria u Nanuka - Page 5 Empty Re: Menażeria u Nanuka  Menażeria u Nanuka - Page 5 EmptyPią Kwi 22 2016, 11:41;

Miał to szczęście, że nigdy nie musiał Shenae do nikogo porównywać. Jego doświadczenie z kobietami otwierało się i zamykało na Phoenix, a przynajmniej zawsze tak uważał, bo z nią do tej pory utrzymywał kontakt. Przypadkowe pocałunki czy muśnięcia dłonią, jakie ostrożnie dozował w czasach przed Sfinksowych nie miały dla niego żadnego znaczenia. Zresztą, był to już od dawna zamknięty rozdział, w którym Halvorsen podsumował się jako skończonego dupka. Tak się nie robiło nikomu, ale wiedział to dopiero teraz, kiedy poznał Krukonkę. Dobrze potrafił sobie wyobrazić jak bardzo cierpiałby, gdyby tylko ona wywinęła mu podobny numer co on kiedyś swojej koleżance z Hechiceros. Mimo wszystko, takie myśli nie prześladowały go rzadko, nawet jeśli ostatnimi czasy nabrał zdecydowanie za dużo pewności siebie. Jego osobowość trochę cofała się w ewolucji, jakkolwiek źle to nie brzmiało. Był teraz dziwaczną mieszanką obecnie znikającego, ostrożnego i wycofanego siebie, a jednocześnie poprzednią, Peruwiańską wersją beztroskiego i zupełnie bezkarnego chłopca. Jeśli Shenae nie postawi go do pionu, to pewnie Enzo niedługo zacznie irytować Devena. Tyle, że na razie nie było z nim aż tak źle. Jakkolwiek nie rozdmuchałby swojego ego, Indianin tak czy owak był dla niego w pewien sposób ważny. Nauczył się doceniać ludzi, zwłaszcza już takich.
Przytaknął w ramach gorącego poparcia słów Quayle. Och tak, gdyby baby zawsze wiedziały o co im chodzi, oni, faceci, mieliby o tyle prostsze życie, że nie pojawiałby się wariant niemożności wytłumaczenia. Przecież oni nie nie pojmowali im na przekór!
Milczał. Bardzo długo, bo i Deven miał sporo do powiedzenia. Po jego pytaniu czy rozumie, Enzo jedynie popatrzył na niego, niepewien czy w istocie tak jest. Wreszcie poruszył dłonią na boki, aby zasygnalizować mu, że tak trochę po japońsku (jako tako), a na końcu westchnął cicho, starając się zebrać siły do rozpracowania tego problemu. Niemalże było widać jak pod czaszką poruszają mu się trybiki, starające się wskoczyć we właściwe miejsce.
- Przy Holly chyba nie da się czuć źle. - ocenił wreszcie. - Bo jeśli to jest ta Holly, o której myślę, to ona zdecydowanie nie nadaje się do myślenia romantycznego.
Ot i w ten sposób delikatnie dał do zrozumienia, że chyba zatrzymała się na poziomie wczesnoszkolnym. Tak to przynajmniej wyglądało dla Enzo, który po prostu jej nie znał, a jedynie obserwował jej zachowanie podczas zajęć. Faktycznie była bardzo prosta w kontaktach i chyba właśnie takiej osoby potrzeba było zmartwionemu Devenowi. Popatrzył na niego ze śmiertelną powagą, wiedząc że to co zaraz powie nie jest najlepszą radą na świecie.
- Wydaje mi się, że nie trawiąc Salemczyków, możesz nie strawić samej Winnie. Trzymają się za blisko siebie, aby traktować ich jako oddzielne byty. Jej paczka musiałaby chyba wrócić do Ameryki, żeby utraciła to… coś co powoduje między wami spięcia. - nie czuł się dobrze z tymi słowami, co szybko znalazło ujście w jego mimice twarzy oraz ramionach. Wyraźnie zesztywniały, chociaż dłoń wciąż niedbale muskała ulotki.
- Nie wiem, Deven. Chyba musisz albo ich zaakceptować i do tego przywyknąć lub spróbować jej zasugerować co robi źle, albo poważniej z nią pogadać. - czuł się jak ostatni palant, kiedy to mówił. Uciekł wzrokiem od jego oczu, czując że nie chce obserwować zawodu, który być może tam się pojawi. Chciałby mieć jakieś rozwiązanie, ale nie zawsze otrzymuje się to, czego aktualnie się pragnie, a Enzo nigdy nie był dobry w doradzaniu. Zwłaszcza już, gdy chodziło o związki.
Powrót do góry Go down


Deven Quayle
Deven Quayle

Student Gryffindor
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 27
Czystość Krwi : 75%
Dodatkowo : szukający, kapitan
Galeony : 2720
  Liczba postów : 778
http://czarodzieje.my-rpg.com/t6697-deven-quayle#189490
http://czarodzieje.my-rpg.com/t6700-pocztowki-z-innej-epoki#189533
http://czarodzieje.my-rpg.com/t7227-deven-quayle
Menażeria u Nanuka - Page 5 QzgSDG8




Gracz




Menażeria u Nanuka - Page 5 Empty


PisanieMenażeria u Nanuka - Page 5 Empty Re: Menażeria u Nanuka  Menażeria u Nanuka - Page 5 EmptyNie Kwi 24 2016, 21:02;

Zdawał sobie sprawę, że powiedział za dużo. Miał ochotę wyjść przed sklep i zaczerpnąć świeżego powietrza, próbując odzyskać swoje zwykłe opanowanie. Wcale nie chciał się skarżyć, miał wrażenie, że robi z siebie kompletnego idiotę i gdyby mógł, wymazałby tę rozmowę z pamięci Enzo. Normalnie nie robił takich rzeczy, normalnie dusił wszystko w sobie albo wyładowywał podczas treningów czy jakiegokolwiek wysiłku fizycznego. Zwierzęta również były dobrymi terapeutami i w gruncie rzeczy trochę żałował, że zrzucił swoje głupie, szczeniackie problemy na barki Enzo, który naprawdę promieniał.
Pokiwał głową, zgadzając się z opinią krukona na temat Holly. Wyraził się bardzo jasno i bardzo trafnie, i właściwie uspokoił Devena, który miał dokładnie takie same odczucia. Jednocześnie nadal miał wątpliwości, czy to normalne, że w obecności dziewczynki z zaburzeniami psychicznymi czuje się lepiej, niż w towarzystwie Wins, z którą przecież chodził. Królowa Teksasu była pociągająca, zabawna i niesamowicie żywa, ale... czasami przytłaczała go swoją osobowością, a w towarzystwie jej znajomych czuł się co najmniej nieswojo.
- Chciałbym wiedzieć, czy można jej jakoś pomóc wrócić do... normalności... - mruknął, odrzucając włosy na plecy i patrząc na Enzo z namysłem.
Wypuścił ze świstem powietrze, starając się przetrawić słowa Enzo. Wolałby nie przyznać mu racji, ale... Winnie była zbyt związana ze swoją amerykańską paczką, żeby ją od niej oddzielić. Nie podobały mu się te taksujące spojrzenia ani żarty, nie był stworzeniem specjalnie towarzyskim i nie było raczej szans, by wtopił się w grupę Salemczyków.
- Wolałbym, żebyś nie miał racji... ale chyba coś w tym jest. Nie wiem. Może jeszcze jakoś... się dotrzemy. Podobno przeciwieństwa się przyciągają... - powiedział z powątpiewaniem, ale w jego oczach błysnął upór. Wyczuł napięcie krukona i spróbował się uśmiechnąć, żeby odrobinę załagodzić sytuację, mimo że nadal czuł przykry ciężar w sercu. Pokiwał głową, zdając sobie sprawę, że chyba nie pozostaje mu nic innego jak tylko rozmowa. Nie był zbyt dobry w tych sprawach, ale próby zbratania się z Salemczykami wydawały się jeszcze gorszą opcją. Widział, że Enzo naprawdę się przejął tą rozmową i w gruncie rzeczy świadomość, że kogokolwiek obchodzą jego problemy, była bardziej pokrzepiająca niż sama rada. - Wiesz, że jej ojciec rządzi magicznym imperium... pornograficznym? To... cholerna ironia losu - mruknął, próbując zażartować z własnego braku doświadczenia i czegoś, co w rzeczywistości bardzo go martwiło. Poklepał kumpla po ramieniu, wyrażając w ten sposób swoją wdzięczność. - A jak ci się układa z Shenae? W sumie... chyba nie muszę o to pytać, bo... widać to po tobie - powiedział ze szczerym, choć powściągliwym uśmiechem. Naprawdę się cieszył, widząc, że przynajmniej Halvorsenowi się układa w relacjach damsko-męskich. Może i dla niego istniała jakaś nadzieja, choć chyba nic na to nie wskazywało.
Powrót do góry Go down


Enzo Halvorsen
Enzo Halvorsen

Student Ravenclaw
Wiek : 28
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 188cm
C. szczególne : blizna na prawym łuku brwiowym
Galeony : 1333
  Liczba postów : 1139
https://www.czarodzieje.org/t10538-enzo-corrado-halvorsen
https://www.czarodzieje.org/t10539-peruwianska-sowa
https://www.czarodzieje.org/t10541-enzo-halvorsen
Menażeria u Nanuka - Page 5 QzgSDG8




Gracz




Menażeria u Nanuka - Page 5 Empty


PisanieMenażeria u Nanuka - Page 5 Empty Re: Menażeria u Nanuka  Menażeria u Nanuka - Page 5 EmptyCzw Kwi 28 2016, 21:51;

Enzo nie znał Holly na tyle dobrze, aby umieć wyciągać jakiekolwiek wnioski na temat jej zdrowia psychicznego. Miał swoje podejrzenia i niepotwierdzone opinie, które czekały na chwile, w których mógłby jakoś rozjaśnić je przez nawet krótką rozmowę z tym rudowłosym stworzeniem. Niemniej jednak, ten czas nie następował, więc w zasadzie mógł tak dywagować jak na przypadku czysto laboratoryjnym. Popatrzył na przyjaciela z pewnym zastanowieniem, kiedy ten rzucił w przestrzeń swoją wątpliwość. Peruwiańczyk wzruszył sztywnymi ramionami.
- Ciężko powiedzieć. Musiałbyś chyba jakoś dotrzeć do źródła problemu. - odpowiedział ostrożnie, ważąc słowa. Bardzo chciał dodać coś jeszcze, najlepiej w stylu „znasz ją na tyle dobrze?”, ale uznał to za zanadto wścibskie, więc jedynie przełknął tę niepewność.
Kwestia Winnie była dla niego niesamowicie niewygodna. Nie miał zielonego pojęcia jak pchać do przodu własny wózek, także to, że w ogóle dotarł tak daleko, uważał za prawdziwą ironię czy może uśmiech losu. Tymczasem wózek Devena… cóż, to była już dla niego czarna magia. O ile swój zdążył już jakoś rozgryźć, tak przyjezdna wciąż budziła jego pewne wątpliwości. Czy aby na pewno pasowali do siebie na tyle, aby wzajemnie się nie ranić? Tego nie mógł wiedzieć. Nie było go z nimi na ich randkach, aby obserwować ich zachowanie i wzajemną mowę ciała. Mógł obserwować jedynie ich poczynania na lekcjach, ale z reguły tego nie robił. Shenae skuteczniej pochłaniała jego uwagę od gromady nieznanych mu Amerykanów. Iii ogólnie najprościej było milczeć, także zdecydował się właśnie na ten ruch. Kiwnął tylko szybko głową, kiedy Indianin posłał mu lekki uśmiech. Enzo nawet nie wiedział jak mocno mu ulżyło, że Quayle nie chce dać mu w zęby za to co powiedział, gdyż zdecydowanie nie był pewien czy chciałby, aby tak jemu ktoś odradzał znajomość z Shenae, a z drugiej strony właśnie nie miał co więcej powiedzieć. Mógł być co najwyżej doraźną pomocą, która w odpowiedniej chwili wyciągnęłaby Devena na piwo czy cokolwiek.
Nagle prychnął, nie wiedząc czy powinien się śmiać czy raczej zmartwić, że jego kumpel znalazł sobie dziewczynę, której tatko zajmuje się akurat pornografią. To z jednej strony wysoko zawieszało mu poprzeczkę, a z innej może ją opuszczało. Drgnął lekko, kiedy poklepano go po ramieniu, zapominając o rozluźnieniu się, więc zaraz nadrobił swoje gapiostwo.
- Nieźle… - westchnął więc tylko, nie bardzo wiedząc czy dziwne uczucie chłodu na twarzy oznacza właśnie to, co sądził, że oznacza. Zblednięcie.
Pytanie o Shenae trochę ratowało jego zdolności do konwersacji, a z drugiej strony to też był śliski temat. Niemniej jednak, Enzo uśmiechnął się nieznacznie, odzyskując kolory.
- Ech, wydaje mi się, że jest cudownie, a z drugiej strony gdzieś tam czuje, że nie do końca. - zdradził mu, nagle czując, że uczciwie będzie, jeśli przyzna, że po prostu ma problem z wyrażaniem uczuć, zwłaszcza w obliczu tego co powiedział mu przed chwilą Deven. Był mu winien podobną szczerość.
- Ona jest taka… wyjątkowa, a ja taki… nie wiem… zakochany… - wyrzucił ostatnie słowo z taką miną, jakby miało mu utknąć w gardle. Zupełnie tak, jakby wcale nie było tego widać, że wpadł po uszy. - I zwyczajnie nie umiem jej tego powiedzieć, a kobiety podobno lubią tego słuchać. Tak powiedziała mi przyjaciółka. Potrzebują deklaracji czy cokolwiek.
Skrzywił się tak okropnie, jakby to słowo napawało go prawdziwą, niewysłowioną odrazą.
- A to chyba trochę wszystko psuje. Czuje, że ona bywa zawiedziona i gryzie mnie to bardziej, niż byłbym w stanie sądzić, a jednak po prostu chciałbym w tym trwać. Upajać się chwilami beztroski. Tylko, że to nieuczciwe, a ja nie wiem jak się za to wszystko zabrać, więc po prostu się cieszę, że ją mam. Jak idiota.
Zdaje się, że jak Enzo już zaczął to wylał z siebie wszystkie wątpliwości. Może to zasługa Devena i odpowiedniego nastroju, w jaki wpadł? Oparł dłonie o ladę, wzdychając lekko i starając się rozluźnić. Spokojnie, Halvorsen. To nie egzaminy.
Powrót do góry Go down


Deven Quayle
Deven Quayle

Student Gryffindor
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 27
Czystość Krwi : 75%
Dodatkowo : szukający, kapitan
Galeony : 2720
  Liczba postów : 778
http://czarodzieje.my-rpg.com/t6697-deven-quayle#189490
http://czarodzieje.my-rpg.com/t6700-pocztowki-z-innej-epoki#189533
http://czarodzieje.my-rpg.com/t7227-deven-quayle
Menażeria u Nanuka - Page 5 QzgSDG8




Gracz




Menażeria u Nanuka - Page 5 Empty


PisanieMenażeria u Nanuka - Page 5 Empty Re: Menażeria u Nanuka  Menażeria u Nanuka - Page 5 EmptyPią Kwi 29 2016, 17:28;

Skinął głową, nie drążąc tematu Holly. Wiedział stanowczo za mało, poza tym najzwyczajniej w świecie się na tym nie znał. Mógł ją uspakajać, kiedy wspomnienia płonącego Salem sprawiały, że traciła grunt pod nogami, mógł z nią rozmawiać i słuchać jej dziecinnej paplaniny, ale nie był uzdrowicielem, a już na pewno nie miał bladego pojęcia o traumach i problemach psychicznych. Poza swoją empatią nie miał Holly nic do zaoferowania.
Deven chwilami żałował, że nie ma przyjaciółki. Jakiejś sensownej dziewczyny, która mogłaby mu wysmarować instrukcję obsługi Wins, choćby bardzo ogólną, podpowiedzieć, jakie są złote zasady bycia w związku z kimś takim jak królowa Teksasu, czego unikać jak ognia, a co zdecydowanie może pomóc. Fakt, że mógł się zwierzyć Enzo, był niezwykle krzepiący, ale jeśli chodzi o dawanie sobie dobrych rad, obaj byli równie beznadziejni. I może to właśnie ich do siebie zbliżało, bo w końcu trudno się przyznać do swojej ignorancji w kwestiach damsko-męskich komuś, kto co tydzień ma nową dziewczynę, prawda?
Uśmiechnął się krótko, choć w gruncie rzeczy wcale mu nie było do śmiechu, kiedy pomyślał, jak bardzo może się zbłaźnić przed Winnie, kiedy zrobią ten krok dalej. Z ich dwojga to on był bardziej wyrozumiały i empatyczny, Wins kochała drwić i dokuczać i wcale nie był pewny, czy w tak delikatnej materii jak brak doświadczeń seksualnych jej chłopaka, wysili się na pewną subtelność, tak obcą jej naturze.
- Nie jestem pewien, czy... nie mogłem trafić gorzej czy lepiej - mruknął jeszcze z krzywym uśmiechem, widząc, że Enzo, podobnie jak on sam, nie jest pewien, co myśleć o tej sytuacji. Tyle że Enzo nie musiał się z nią borykać. Szczęściarz.
Indianin uniósł leciutko brwi, ale nie naciskał, czekając, co jeszcze Halvorsen ma do powiedzenia. Cóż, sądząc po jego zachowaniu, on i Shenae dobrali się jak w korcu maku i byli szczęśliwi. Do głowy by mu nie przyszło, że mają jakiekolwiek kłopoty... a tu proszę. Jednak po chwili wszystko zrozumiał. No Kto jak kto, ale Deven, prawdopodobnie najbardziej małomówny człowiek w Hogwarcie, doskonale rozumiał rozterki przyjaciela. I tak był pod wrażeniem, że Enzo powiedział aż tyle o swoich uczuciach. Powstrzymał uśmiech, który cisnął mu się na usta, gdy Halvorsen z takim bólem przyznał się do swoich uczuć względem D'Angelo. Prawdę mówiąc, było to tak oczywiste, jakby miał na czole wielki, czerwony neon "Kocham Shenae", ale Deven zdawał sobie sprawę, że Enzo ma rację - kobiety oczekiwały deklaracji i słów. I wyglądało na to, że krukonka wcale nie jest wyjątkiem.
Quayle milczał przez chwilę, zbierając się w sobie. Nagle zdał sobie sprawę, że on nigdy nie powie Winnie, że ją kocha. Nie kochał jej. To było zakochanie, zauroczenie, ale nie miłość. Wypuścił ze świstem powietrze i odezwał się spokojnie, choć z wyczuwalnym wahaniem.
- Wiesz... może... powinieneś jej to napisać, skoro nie masz odwagi powiedzieć? Znaczy... - zaciął się na chwilę, po czym westchnął i spojrzał na przyjaciela z powagą. - Powiedziałem coś takiego tylko jednej osobie... i też... nie było mi łatwo. Ale kiedy już powiedziałem... było lepiej. Było... wspaniale. Wyglądała, jakby ktoś zapalił jej w środku światełko. I... mnie też ulżyło, bo oboje o tym wiedzieliśmy, oboje to czuliśmy i kiedy... powiedzieliśmy to głośno... wszystko się stało takie... proste. - Mówił z wyraźnym trudem, mając wrażenie, że każde wspomnienie o tamtej dziewczynie sprawia mu fizyczny ból. Spuścił wzrok i zacisnął usta. Tęsknił za nią i chyba nadal ją kochał. - Farai... - mruknął pod nosem, tak cicho, że Enzo mógł go nie usłyszeć. Potrząsnął głową i wziął się w garść. - Chcę tylko powiedzieć... że warto się przemóc. Szczególnie jeśli... masz pewność, że ona... czuje to samo - powiedział spokojnym tonem, bębniąc palcami w pojemnik ze świerszczami i starając się odepchnąć od siebie myśl o Farai. To było, minęło. Powinien zapomnieć, ale jakoś nie potrafił. Tęsknił.
Powrót do góry Go down


Sponsored content

Menażeria u Nanuka - Page 5 QzgSDG8








Menażeria u Nanuka - Page 5 Empty


PisanieMenażeria u Nanuka - Page 5 Empty Re: Menażeria u Nanuka  Menażeria u Nanuka - Page 5 Empty;

Powrót do góry Go down
 

Menażeria u Nanuka

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 5 z 13Strona 5 z 13 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6 ... 11, 12, 13  Next

Pozwolenia na tym forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Czarodzieje :: Menażeria u Nanuka - Page 5 JHTDsR7 :: 
hogsmeade
-