Wśród różnorakich budynków w Hogsmeade, ten wyróżnia się pod względem swego niepowtarzalnego klimatu. Bo gdzie indziej można w okolicy znaleźć sklep który przez cały rok otaczają tropikalne palmy? Dodatkowo budynek pomalowany jest na zielony kolor, co zupełnie odróżnia go od szarych sklepów. Kiedy przekroczysz próg tego niebanalnego sklepu, od razu poczujesz zmianę temperatury. Jest ona bowiem dostosowana do upodobań tropikalnych papparów zamieszkujących niektóre z porozstawianych wewnątrz palm. Z racji, iż są to ulubione zwierzęta właściciela, ten uznał, iż nie będzie ich zamykać w klatkach. Co za tym idzie, nigdy nie wiadomo, kiedy nad głową przeleci Ci jedna z tych dużych, oswojonych papparów. Warto tu także wspomnieć parę słów na temat samego sprzedawcy. Nanuk jest około sześćdziesięcioletnim mężczyzną o Indiańskich korzeniach, co też doskonale widać w jego rysach twarzy. Ciemna karnacja i długie czarne włosy są dla niego znakiem rozpoznawczym. Mężczyzna ten kocha zwierzęta i można by rzec, że nikt ich tak doskonale nie rozumie, jak właśnie on. Stało się to też powodem do otwarcia sklepu, w którym właśnie je mógłby sprzedawać. Przypominamy o punktowych limitach ilości posiadanych zwierząt!
Dostępne przedmioty:
► Akcesoria dla zwierząt (grzebyki, obroże itp.) ► Klatka dla wybranego zwierzaka ► Pokarm dla zwierząt ► Bahanocyd - 55g ► Magiczna siatka do łapania stworzeń wodnych - 65g ► Magiczna siatka do łapania stworzeń lądowych - 65g ► Magiczna siatka do łapania stworzeń podniebnych - 65g ► Rękawice ze skóry węża morskiego - 120g ► Łańcuch Scamandera - 200g
Zwierzęta oznaczone * uznawane są za trudnodostępne – aby je kupić, należy rzucić kostką.
Spoiler:
1, 2 - Sprzedawca patrzy na ciebie nieufnie i zdaje się zbywać wszystkie pytania dotyczące stworzenia, które chcesz kupić. W końcu próbujesz zdobyć informacje bardziej natarczywie, a mężczyzna peszy się i oznajmia, że nigdy nie było tu takich zwierząt. 3, 4 - Nie ma żadnego problemu! Sprzedawca wszystko ci wyjaśnia, daje mnóstwo rad i oczywiście, dokonujesz zakupu. Możesz wrócić do domu z nowym pupilem! 5, 6 - Hm… Nie, chyba nie ma tutaj takich stworzeń… Sprzedawca z tajemniczym uśmieszkiem odmawia, chociaż wcale nie próbuje cię zbyć. Rzuca dziwnymi aluzjami, które jedynie podsycają twoją ciekawość. Ostatecznie okazuje się, że tego zwierzęcia nie ma akurat teraz – możesz spróbować innym razem.
Grigori nie miał jak odpowiedzieć Effie, bo właśnie musiał zeskoczyć z pudła, które zaczęło się palić. Dlatego kiedy się obrócił i chciał coś jeszcze dodać, pół wili już nie było. No pięknie, jakie miała szczęście, że akurat na niego trafiała. Praktycznie pomógł już jej przejść drugie zadanie. Powinien otrzymać jakąś nagrodę specjalną za dobre serce w turnieju. Jest coś takiego? W końcu w tym wypadku współpraca między Hogwartem, a Durmstrangiem była wyjątkowo dobra. I w ogóle czy tylko on miał takie szczęście, że natrafiał na reprezentantów innych szkół? Fakt, że dwa razy była to panna Fontaine, był dość dziwny, ale on ma po prostu najwidoczniej szczęście do pięknych kobiet, ot co! Ach no i Steve. Miał wrażenie, że minęły wieki odkąd jego wróg został wyeliminowany w herbaciarni. Mimo że wciąż miał jego zaschniętą krew na ręce. Och, może się wdać jakieś zakażenie czy coś, fu! Ale teraz nie miał czasu o tym rozmyślać, bo przypominam , że właśnie wśród płomieni szalał Rosjanin. No pięknie! Orlov machał zaciekle różdżką to w jedną to w drugą. W końcu zaczął biec do swojej karteczki, która była w zielonkawym słoiku. Ale niestety akurat, kiedy wyciągał rękę jakiś natrafił na ogień. Musiał szybko ją cofnąć, ale zdążył przy tym strącić słoik, który poturlał się na drugi koniec menażerii. No pięknie.
Grigori musiał na chwilę zaprzestać odszukania z powrotem słoika na rzecz bitwy z ogniem. Ponownie wyciągnął różdżkę i próbował wszelkimi sposobami odsuwać ogień od słoika. Czemuż on tak nierozważnie postąpił! Rzucił się po chwili do słoika i próbował bez zbędnych poparzeń go dorwać. Udało mu się! Co prawda o mało nie dotknął jakiś palących się zwłok tarantuli, ale w końcu całkowicie zdrowy wyrwał karteczkę, którą schował do wewnętrznej kieszeni. Przez dym łzawiły mu oczy, a on kaszlał cały czas, przez dym, który oczywiście był w całym pomieszczeniu. Odwrócił się w kierunku drzwi i już chciał znaleźć się na zewnątrz sklepu i przypomniał sobie o jeszcze jednym zadaniu, które musiał tu zrobić. Cholera, przecież musi wykonać ten eliksir. Szybko wyszarpał z kieszeni dwie buteleczki. Zakrył dłonią twarz i próbował zignorować dym wchodzący mu we wszystkie części ciała. Co za dużo to nie zdrowo! Kochał ogień, ale raczej jego marzeniem nie było przebywanie w palącym się sklepie, oj nie. Drżącymi rękami nalał sok z pijawek do wcześniej zdobytego eliksiru. Rzucił zaklęcie Wingardium leviosa i przeniósł owy eliksir nad najbliższy ogień. Ile czasu miał to robić? I w ogóle nie powinien tego dolać nad ogniem. Chociaż tu było tak gorąco, że nie wiedział, czy jest różnica czy robi to nad ogniem czy pomieszczeniu. Rozejrzał się dookoła na sekundę, w poszukiwaniu obecności jakichkolwiek zwierząt, od których wcześniej roił się ten sklep. Kiedy żadnych nie znalazł spojrzał z powrotem na butelkę, w której kolor eliksiru zmienił się całkowicie. Orlov przywrócił go do siebie i wsadził wraz z kartką. Wybiegł ze sklepu. Krztusząc się i ledwo mogąc złapać powietrze doczołgał się do swojego hipogryfa. Ten spojrzał na niego ze smutkiem i nawet położył się, żeby Rosjanin mógł na niego spokojnie wejść. Orlov był trochę osmalony i cholernie zmęczony. Na dodatek musiał chwilę odczekać, żeby przestać kasłać i móc normalnie oddychać. Zerknął na palący się sklep. Ciekawe czy organizatorzy brali pod uwagę, że wszystkie zwierzęta i cała menażeria może spłonąć? No cóż to nie jego wina, musiał przecież jakoś pokonać te zwierzęta. Nie chciał jednak dalej tego rozważać, więc wyciągnął karteczkę z instrukcją. O mało nie palnął się w głowę ze złości, kiedy zorientował się, że po raz kolejny musi lecieć do jakiegoś sklepu i szukać swojego klucza. Wstawał z ziemi na której usiadł obok Hipcia, akurat w momencie kiedy w płonącym oknie wybiła się jedna szyba. Cóż przynajmniej widownia może cokolwiek zobaczyć. Orlov wlazł na hipogryfa, poklepując go osmalona ręką po szyi. Ten wstał posłusznie. - Jeśli tych sklepów będzie tyle co domów na tej ulicy, to chyba skończymy to zadanie wcześniej niż wypada – oznajmił swojemu towarzyszowi i poruszył się na nim, by zachęcić go do podróży do ubrań Galdraga.
Alexa weszła niepewnie do menażerii. Od razu uderzył ją w nozdrza mocny zapach, tak charakterystyczny dla takich miejsc. Przechadzała się po sklepie, aż natrafiła na to, czego szukała - koty. Przyglądała się im z zainteresowaniem. Zaczęła głaskać każdego po kolei, a koty łasiły się do niej i mruczały. Z wyjątkiem jednego. Mały, rudy i pręgowany kotek siedział nieopodal w majestatycznej pozycji i patrzył na wszystko i wszystkich z pogardą. Na chwilę skierował wzrok na Alexę, zaszczycając ją krótkim spojrzeniem, po czym odwrócił się, jak gdyby nigdy nic. Zainteresowana, podeszła do niego i podrapała za uchem. Przymknął oczy i zamruczał krótko, ale się nie ruszył. Inne koty najwyraźniej nie chciały się do niego zbliżać, bo nie podeszły już do niej. Widać było, że mały chce dominować i jest skrajnym indywidualistą. -Dasz się wziąć na ręce? - zapytała Alexa. Nie widziała żadnych oznak protestu, więc podniosła go powoli i delikatnie. Przez chwilę wyglądał na zadowolonego. Po chwili jednak musiało mu się znudzić, bo wbił zęby i pazury w rękę Alex. Ledwo oswobodziła dłoń. Odłożyła go na miejsce. -Episkey! - wymówiła zaklęcie, machnąwszy różdżką, i zadrapania w mig zniknęły z jej ręki. Podbiegła do lady. -Biorę go! - zawołała. Zapłaciła za kota, jedzenie i klatkę, wpakowała go do niej i radośnie pognała do wyjścia.
Nie miałem pojęcia co zrobić, w jaki sposób przeprosić za to co uczyniłem. Nie mogłem usiedzieć w jednym miejscu, dlatego krążyłem po całej szkole i terenach przylegających, aż natrafiłem na ten sklep...nie nazwałbym tego olśnieniem, ale był to jakiś pomysł. Ann przecież lubiła magiczne zwierzęta, a tu jakieś na pewno znajdę! Wszedłem i od razu straciłem rezon, przecież nie miałem pojęcia które z tych wszystkich zwierząt mogłoby się spodobać gryfince....no nic nie zaszkodzi się przejść i zobaczyć czy napotkam odpowiednie zwierzątko....Minęły już chyba ze dwie godziny zanim mój wzrok napotkał spojrzenie inteligentnych oczu kuguchar'a było nieprzeniknione i co ciekawe była w nich zawarty wyrzut. - Chyba mam dla ciebie panią którą powinieneś się zaopiekować. - powiedziałem do zwierzęcia, nie miałem z tym żadnych oporów przecież mówiłem także do Olinków Okrąglinków. Podszedłem do sprzedawcy i wskazałem kuguchar'a. - Poproszę to zwierzątko i jeszcze poproszę dzikiego puszka pigmejskiego....niech będzie ten niewielki i bardzo ruchliwy. - pokazałem młodego przedstawiciela tego gatunku. Szybko zapłaciłem i się pożegnałem....nie miałem czasu na tracenie go w tym miejscu, wszystko co musiałem tu załatwić zostało ukończone.
Sebastian szedł powolnym krokiem wraz ze swą towarzyszką do sklepu. W końcu i ona musiała sobie kupić jakiegoś płaza, bo przecież, ile można dzielić się swoim? Nie, żeby narzekał czy coś.. Po drodze wszystkie oczy były zwrócone w ich kierunku jak, gdyby nie wiadomo co robili. Chyba już nawet spacerować razem nie wolno! Kiedy doszli do sklepu Sebastian przystanął i rozejrzał się dookoła. - No. Do wyboru do koloru. – Stwierdził lekko i odwrócił się w stronę Scarlett. – Właściwie to, co się z tobą ostatnio działo? – Zapytał ni z stąd ni zowąd. Prawdę mówiąc, dawno jej nie widział nawet w pokoju wspólnym. Chociaż to bardziej wina tego, że to on przebywa w opuszczonych miejscach typu cmentarz, sala końca czy owca jedna wie, gdzie jeszcze. Czasami myślał nad tym, żeby do niej napisać, ale przecież sowiarnia jest tak daleko… Sebastian przeszedł się po sklepie w poszukiwaniu jakiegoś „godnego” płaza jednak jego wzrok nie zatrzymał się na dłużej na żadnym z nich. Może to dla tego, że on już ma swojego ulubieńca? - Trzeba będzie tego węża w futerko ubrać to cię będzie w nocy ogrzewać. – Szepnął jej do ucho z lekkim uśmiechem. Nie to, żeby jej dogryzał! Tak tylko powiedział zaczepnie od co! – Albo będziesz go nosiła jako szalik. Właściwie zastanawiam się co, by na to Magic powiedział.. – Jego wąż chyba nie byłby zadowolony z pomysłu, że ma robić jako szalik. Ale, gdyby tak sobie wyobrazić ogromnego pytona obitego różowym futerkiem…
A Scarlett szła obok niego. I dobrze, że Sebastian miał wolne i spokojne tempo, dzięki temu nie musiała kuleć. Bo noga już nieco ozdrowiała i przy powolnych spacerach zachowywała całkiem znośnie. Ślizgonka zatem nie musiała robić za zombie-pokrakę, wprawiając Michaelisa w stan zawstydzenia jej osobą! Ludzie i tak wystarczająco dziwnie się na nich patrzyli, jednak blondynka nie miała zupełnie pojęcia dlaczego. Hm, może dlatego, iż szła bardzo podekscytowana? Wybierze sobie nowego węża! Pumpkin, który towarzyszył jej w pierwszych chwilach poznania swojego nowego daru, zginął niestety. Jako mała dziewczynka bardzo to przeżyła i od tamtej pory nie chciała nawet patrzeć na inne gady, a co dopiero próbować się zaprzyjaźnić z jednym z nich. Magic to była inna historia - swoim wielkim cielskiem przypominał raczej widłowęża, więc łatwo było jej wyzbyć się uprzedzeń i po prostu się nim "zaopiekować", obdarzając uczuciem sympatii i przywiązania. Takie oto myśli towarzyszyły jej, kiedy przekroczyli próg menażerii. Scarlett z zaciekawieniem oglądała wystawione tutaj węże, jednak kiedy rzucała spojrzeniem w stronę Sebastiana, widziała, że żaden nie zwrócił jego uwagi. A miała szczerą nadzieję, że jej doradzi. Mimo wszystko dłużej borykał się z wężoustością niż ona, więc był bardziej doświadczony w tej materii. Zmroziło ją jednak pytanie o to, co się z nią działo. Jakoś nie miała ochoty na opowiadanie o tym, co się działo w Zakazanym Lesie. A już na pewno nie tutaj, gdzie wszyscy mieli gumowe uszy. - A wiesz, szwendałam się to tu, to tam, prowadziłam radio, nic szczególnego - skłamała więc gładko, uśmiechając się lekko, nie przerywając jednak oglądania tych wszystkich gadów w terrariach. - A co tam u ciebie? - spytała jakże uprzejmie. Och, Michaelis miał na nią zbyt dobry wpływ. A przynajmniej pozornie. Kiedy się do niej nachylił, aby opowiadać te jakże okropne rzeczy (biedny Magic w różowym futerku!), nie mogła się powstrzymać od śmiechu. Nie poczuła się nawet urażona tym faktem, choć zapewne powinna. Ale znali się zbyt długo i zbyt dobrze, by się na siebie dąsać z powodu takich bzdur. - A może ciebie ubierzemy w różowe futerko? - spytała z przekąsem, uśmiechając się tym razem nieco złośliwie. Czy sugerowała, aby ogrzewał ją w nocy? Nieee.
Prawdę mówiąc, to Scarlett była jedyną osobą w Hogwarcie, która wiedziała o jego darze i drugą osobą na całym świecie, bo był przecież jeszcze Igor. Tak, więc nic dziwnego, że taka wspólna tajemnica ich w jakiś sposób połączyła, chociaż to nie tylko dla tego. No, ale mieli dobry początek i zaczęli od tego co najgorsze, czyli powierzenie sobie nawzajem sekretu, więc w pewien sposób zostali na siebie skazani. Z całą pewnością nie jedna osoba pragnęła, by i ją Scarlett obdarzyła taką czułością jak Magic’a A Sebastian? On jedynie pragnął, by jego wąż przestał tak często do niej znikać, bo to zaczynało być podejrzane. A może to tylko zazdrość przez niego przemawiała? Najgorsze jest w całej sytuacji jest to, że Magic i tak nie pozbędzie się swojego nawyku, a co gorsza może być z całej sytuacji niezbyt zadowolony i niemile przywitać nowego towarzysza w ich „rodzince” - Lepiej kup takiego co będzie w stanie się obronić. – Mruknął pod nosem tak, żeby dziewczyna go usłyszała. I przeszedł się ponownie między regałami. – Co powiesz na Tajpana pustynnego? Jest mały, ale, za to jego jad uśmierca w, zaledwie kilka sekund. – No co? Nie jego wina, że pierwsze węże jakie widział to te najbardziej mordercze. – Albo anakondę chyba nie musze ci mówić czym się szczyci? – Zapytał dla pewności, by po chwili spojrzeć w jej oczy i uśmiechnąć się. – U mnie jak zawsze. Wzbudzam nienawiść wśród innych i wysłuchuje plotek, gdzie, z kim byłem i co robiłem. Żeby, chociaż kilka procent z tych bzdur była prawdą. – Westchnął niby to ciężko. Prawdę mówiąc, lubił plotki na swój temat, chociaż żałował, że nie posiadają one pikantnych szczegółów. No cóż nie można mieć wszystkiego! - Mnie? – Zapytał odwracając się do niej na palcach i stając twarzą w twarz. – No cóż to zależy od okoliczności. – Odpowiedział znów odchodząc na kilka kroków. – A może chcesz pytana siatkowego? Nazwie się go Magic 2.0 Myślisz, że, by się wściekł? – Zapytał znów się do niej odwracając. Już dawno nie miał tak dobrego nastroju, gdzie nic nie potrafiło go zirytować. Ostatnim razem jak miał taki nastrój to Elenka skończyła z połamanymi kośćmi, ale to przecież nie była ani jego wina ani jego sprawka! Prawie nie..
Niestety, Scarlett była mniej roztropna niż Sebastian, dlatego o jej darze wiedziało kilka osób. Oczywiście nie rozgłaszała tego na prawo i lewo, ale zwierzała się z tego ludziom, których lubiła i których uważała za ważnych i sprawdzonych. Jednak natura ludzka bywa zmienna, więc ślizgonka nie miała żadnej pewności, iż najzwyczajniej w świecie ktoś jej nie zdradzi, mówiąc o tym, jakież to straszne czarnoksiężne zdolności posiadła. Niby era Voldemorta minęła, ale wszyscy jak jeden mąż potrafią się przerazić faktem, iż jakiś student bądź uczeń umie porozumiewać się z wężami. Istny absurd. Jednak Michaelisa poniekąd mogła być pewna - wszak siedzieli w tym razem, czyż nie? Co się tyczy kwestii Magica - niewątpliwie stali się sobie bliscy i chyba nic dziwnego, że ślizgon był zazdrosny. Każdy wolałby mieć pupila dla siebie i co więcej, aby ten trwał przy nim, a nie musieć go szukać u kogoś innego i patrzeć, jak tamten spędza sobie miło czas u boku twojego kochanego węża, który jest ci w danym momencie niezbędny, a nie ma go tam, gdzie być powinien. Tym bardziej ciekawiło Saunders, czy jej nowy podopieczny będzie jej z kolei znikał do Sebastiana? W sumie to byłoby chyba trochę podejrzane i niepokojące, bo czyżby pomylili się w doborze gadzich przyjaciół? A może te zwierzęta chcą im w ten sposób coś powiedzieć? No, nareszcie powiedział coś przydatnego! Blondynka wyprostowała się i uśmiechnęła, słuchając tego, co ma do powiedzenia i analizując to wszystko w głowie. Tak, niewątpliwie bardziej przydatny byłby jadowity wąż. Gdyby potrzeba było kogoś udusić, może pożyczyć sobie Magica! A gdyby trzeba było kogoś otruć jadem, mogłaby wysłać swojego pupila do Michaelisa. Wspaniale. Co prawda brzmi to nieco absurdalnie, ale taki oto dziwaczny plan wykiełkował w jej główce. - Tajpan... problem polega na tym, że jest zbyt wolny. Chciałabym czegoś szybszego - zaczęła z wolna. I tak, żebyście wiedzieli - Scarlett przeczytała wiele książek o wężach, a przed przyjściem tutaj odświeżyła swoją wiedzę. Nie może polegać tylko na jej komunikacji z przyszłym podopiecznym - musi też wybrać mądrze i zgodnie ze swoimi potrzebami. - Anakonda z kolei ma zbyt duże wymagania. Może Kobra Królewska albo Indyjska? Chociaż one też nie należą do szybkich. Są za to cholernie jadowite. Jednak... najlepszym wyborem wydaje się być Czarna Mamba. Szybka i jadowita jednocześnie. Jak sądzisz? - zaczęła gadać, zgodnie z tym, co przeczytała. Mimo wszystko jednak chciała poznać opinię towarzysza. Bo to, czego się dowiedziała to jedno, a to, co się sprawdzi w życiu realnym to drugie. W końcu odwróciła wzrok od tych wszystkich terrariów, które malowały się przed nimi niczym modelki, by spojrzeć na ślizgona z rozbawieniem. - Widać nasze życia nie różnią się od siebie tak bardzo - skwitowała odnośnie plotek i nienawiści. Ach, trzeba mieć innych gdzieś i trzymać się razem, ot co. Prychnęła śmiechem, bo wyobraziła sobie te wszystkie okoliczności, w jakich mogłaby podziwiać Michaelisa w różowym futerku. Tak samo rozbawiła ją wizja Magica 2.0. Doskonale zdawała sobie sprawę, że to byłby najgorszy i najgłupszy pomysł świata. - Chcesz, żeby te zwierzęta nas pozabijały? - spytała retorycznie, podśmiewając się z tego co jakiś czas.
Właściwie wszyscy dookoła mówią, że to przyjaciele najszybciej nas zdradzą wbijając nóż w plecy i całą resztę arsenału którą mają pod ręką. Czasami tak faktycznie jest nie w sposób temu zaprzeczyć. Czasami jest wręcz zupełnie na odwrót i to przyjaciele najlepiej nas ochraniają. To zależy jakie osoby wybierzemy sobie za przyjaciół. Nawet, gdyby nie siedzieli w tym samym po uszy razem Sebastian i tak, by nie zdradził jej sekretu. Już taki był, że dochowywał tajemnicy mu powierzanej. W końcu nikt się nie dowiedział od niego tego wszystkiego co powiedziała mu Alexis, Morgana czy nawet sama Scarlett, gdy zechciała coś o sobie powiedzieć. Tak zdecydowanie nie lubił szukać Magic;a jednak to, że przebywał z nią miało swoje zalety. Po pierwsze łatwiej jest odnaleźć osobę niż węża po drugie wiedział u kogo szukać. Jego wąż i tak od zawsze chodził własnymi ścieżkami a i tak zawsze rano jego pysk znajdował się na klatce piersiowej chłopaka. No i ten jego dar, żeby pojawiać się w, tedy, kiedy jest najbardziej potrzebny! W końcu, ile to znajomości poznał dzięki temu wężowi? Ilu wrogów się pozbył? Oczywiście nie tu przecież w Hogwarcie był istnym aniołkiem! O czarnych skrzydłach, ale nadal aniołkiem! No właśnie, gdyby naprawdę poruszyć ten temat? Co, jeśli te płazy, czy też gady chcą, im coś przekazać lub pokazać? Bo przecież nie użyje określenia zeswatania! Mimo wszystko jestem ciekaw miny tej dwójki i ich reakcji! - Kobiety.. – Mruknął pod nosem, gdy zaczęła wybrzydzać między wężami. Właściwie to jej się nie dziwił. Jak już mieć pupila to takiego, który cię obroni. – A może chcesz węża, który ucieknie, gdy zobaczy szczura i schowa ci się pod spódnice? To wcale nie jest takie głupie. – Stwierdził rozważając jej ofertę w sumie zaczynał się zastanawiać, kto tutaj ma zamiar kupić węża jednak cieszył się, że po części polega na jego słowie. – Czarna mamba? Będzie ją ciężko ubrać w futerko. – Odpowiedział odwracając się do niej. Czarna Mamba może nie jest taka groźna jak ją opisują, ale śmierć z jej „ręki” Jest naprawdę okrutna. Męki po ukąszeniu potrafią trwać do dziesięciu godzin dusząc ofiarę, ale może też udusić „ręcznie” trwa to tylko jakieś siedem godzin. Najlepsze, a raczej najgorsze jest to, że po ukąszeniu nie tracimy świadomości a jedynie następuje paraliż. Następnie długie godziny odczuwamy ból i trudności z oddychaniem aż w końcu zaczynamy się dusić. - Subtelny wybór nie ma co. – Powiedział poszukując wzroku z owym gatunkiem. Subtelny czy okrutny, ale przede wszystkim trafny wybór. Właściwie jaki wąż mógłby być lepszy dla tej dziewczyny? Nie żebym coś sugerował.. Sebastian uniósł brew do góry na jej stwierdzenie. - Nas może nie koniecznie. – Stwierdził lekko obracając się na palcach jak niewiniątko, które właśnie wpadło na nowy morderczy plan. Teraz powinien nastąpić ten moment grozy, w którym do sklepu wpada zamaskowana postać z plastikowym nożem i chce ich zacichać na śmierć aż do śmierci. - Myślisz, że opakują go w świąteczną wstążkę? – Zapytał niby to z zaciekawieniem. Swoją drogą, wypadało, by jak, by kupił Scarlett coś na święta. Oh jak on nienawidził świąt! Jeszcze chwila i zaczną się te wszystkie piosenki i udawane życzliwości. W tym roku chłopak podpali chyba każdą choinkę jaką zobaczy. Z drugiej strony dobry powód, żeby się upić a co!
Niestety Scarlett już niedługo miała doświadczyć, że to właśnie przyjaciele i osoby najbliższe potrafią zranić najbardziej. I zdradzić nas wtedy, kiedy jesteśmy najbardziej bezbronni. Teraz jeszcze stojąc tu z Sebastianem oddawała się błogim myślom, iż wszystko jest w porządku a powierzony innym sekret bezpieczny. Cóż, obojętnie jakie te zwierzęta by nie były, będziemy je cenić, bo ich potrzebujemy. A one potrzebują nas. Och, jak to zaczęła wybrzydzać między wężami? No dobra, może odrobinkę. Ale ślizgon musiał przyznać, że to był ważny powód! Takie węże żyją do około 30 lat, więc to, jakiego wybierze teraz gada jest decyzją niemalże na całe życie. Jak tu więc nie być krytycznym? Poza tym oprócz tego, że miał być pupilkiem do kochania i w ogóle, miał też spełniać określoną rolę - aby ją obronić w razie niebezpieczeństwa. Nie może więc przystać na byle co. I chłopak powinien ją zrozumieć! Prychnęła na wizję, iż wąż miałby bać się szczurów i chować pod jej spódnice. Byłby zupełnie bezużyteczny! Odgarnęła włosy za ucho i znów spojrzała w kierunku węży. Futerko? - No nic, będę musiała to przeboleć - westchnęła teatralnie, by potem uśmiechnąć się złośliwie na komentarz o subtelnym wyborze. Czy Scarlett była subtelna? No więc właśnie. Myślę, że będą się idealnie ze sobą dogadywać. I właśnie wtedy, jakby spadło na nią jakieś oświecenie czy coś w ten deseń. - Jaka piękna! - powiedziała z zachwytem, powstrzymując się z trudem przed głośnym piśnięciem i niemalże przykleiła nos do jednego z terrariów. Śliczna, niebieska (!!!) czarna mamba spoczywała sobie w nim spokojnie. Nawet ucięłaby sobie z nią pogawędkę, ale niestety! Sprzedawca był za ladą i gapił się na nich ze zdziwieniem. - Biorę ją - powzięła jakże męską decyzję i wyprostowała się z determinacją. Wóz albo przewóz! Jednak kiedy usłyszała kolejne uwagi Michaelisa, to cały czar podniosłej chwili prysł, a ona zaczęła się śmiać. Na Salazara, wąż opakowany w świąteczną wstążkę! Cholera, w sumie racja, niedługo święta! Jak mogła o tym zapomnieć? Co gorsza, nie miała dla nikogo prezentów. Eee, to dobrze! To jej powinni kupować prezenty, ot co! Uśmiechnęła się do swoich myśli i chwilowy atak wewnętrznej paniki został zażegnany. - Swoją drogą martwią mnie twoje zapędy do ubierania węży. A to różowe futerko, a to świąteczna wstążka... to jakieś aluzje? - spytała na koniec znaczącym tonem, obracając główkę ku Sebastianowi. Uniosła jedną brew w oczekiwaniu na rzetelną (hehe) odpowiedź.
Zdrada to coś, co dotyka każdego z nas nie zależnie od tego jak bardzo przed tym uciekamy. Potrafi dotknąć nawet Sebastiana człowieka, który wzdryga się na samom myśl o tym, by komuś zaufać, chociaż odrobinę. To jednak nawet on miewa dni, kiedy stan psychiczny się poddaję a nad ciałem zapanowują mroczne siły. W, tedy jego psychika nie posiada żadnych barier a on nie cofnie się przed niczym. W takie dni lekką dłonią zdradza swoje największe sekrety, w takie dni lekką dłonią krzywdzi i torturuję. Chociaż takie dni są wielką rzadkością to nie można mówić, że nie ma ich wcale. Tak jak o miłości tak i o zdradzie istnieje wiele piosenek czy wierszy. Jakie to uczucie? Jest to, jak, by ktoś wbijał igły w serce, ból rozrywa klatkę piersiową a ciało płonie z bezsilności. Chce się płakać i wyć i w, tedy można albo się poddać albo stać się silniejszym chowając się za kolejnymi murami i barierami nie dopuszczając do siebie nikogo. Wygrywasz lub przegrywasz trzeciego wyjścia nie ma. Czasami warto się zastanowić dlaczego innym jest tak trudno zrozumieć zachowanie Sebastiana. Jak, by myśleli, że on chce być taki zamknięty w sobie. Nie rozumieją, że to nic innego jak strach przed zdradą powoduję, iż nie potrafi zaufać. Nie wystarczy powiedzieć czegoś w stylu „Spróbuj mi zaufać wszystko będzie dobrze” Same w sobie te słowa to jawna kpina. Dlaczego ci najbliżsi wbijają nam nóż w serce? Dla podwyższenia własnego ego i pokazania, że jest się kimś lepszym. Krzywdzimy siebie nawzajem, a potem pytamy dlaczego nikt nas nie kocha. Ludzka naturą nie jest miłość a krzywda. Dobieramy sobie towarzystwo i wymagamy od nich lojalności a często sami tej lojalności nie potrafimy wobec siebie dotrzymać. Dla tego właśnie Sebastian nigdy nie zdradzał tajemnic innych osób, dla tego nie ufał i dla tego cenił sobie Scarlett, której był gotów powierzyć swoje życie. Bynajmniej w teorii. - Wygląda jak, by za chwilę miał zdechnąć. – Szepnął jej do ucha komentując jej wybranka. Czasami można było odnieść wrażenie, że tylko ona jest w stanie wytrzymać towarzystwo Sebastiana, zrozumieć jego aluzję a tocząc z, nim grę słowną nie martwić się o konsekwencję. Czasami nawet zachowywali się, jak, by znali się od dzieciństwa a innym razem jak para kochanków tylko po, to by dać innym tematy do plotek. Niestety, inni ludzie nie mają co robić tylko plotkować tak jak, by nie posiadali własnego życia. - Ja się tylko martwię o ciebie. – Powiedział odsuwając się o krok od niej. – Noce są teraz takie chłodne.. – Szepnął z uśmiechem.
Tak, Scarlett niedługo ma poczuć właśnie to uczucie. To znaczy, już poczuła, ale to będzie dopiero przyszłość! Czy coś. Tak się kończy nadmierna ilość wątków - że nawet nie wiesz, który jest przed którym, a który później. Bo tak sobie teraz myślę, że chyba w tym momencie powinna już być po tamtej zdradzie i powinna być załamana i w ogóle. No nic, nie psujmy jej na siłę humoru! Kiedy Sebastian powiedział to, co powiedział, na jej twarz wstąpił złośliwy uśmieszek, a potem szybkim ruchem głowy odrzuciła do tyłu swoje blond włosy. - Nic dziwnego, w końcu zobaczył ciebie - skwitowała tekst o tym, że jej ukochany wąż ma zaraz zdechnąć. O nie, co to, to nie! Jednak potem się zaśmiała, bo lubiła, kiedy się tak droczą i w ogóle. Jakoś nigdy nie brała jego złośliwych docinków do siebie, tak samo jak on pozwalał jej na dużo w stosunku do swojej osoby. Coś, co pozornie było u nich ciężarem, a mowa tu o wspólnym sekrecie, zdawało się ich łączyć do tego stopnia, iż potrafili czuć się przy sobie swobodnie. Oczywiście, że Scarlett nie znała wszystkich tajemnic Sebastiana, ba! Wiedziała o nim tak naprawdę niewiele, tak samo zresztą jak on o niej. Ale nie potrzebowali wiedzieć kim są. Wiedzieli jacy są i to im wystarczało do pełnego porozumienia. A przynajmniej tak to właśnie widziała ślizgonka, która to teraz odeszła od terrarium w stronę lady i poinstruowała sprzedawcę co do tego, jakiego węża chce kupić. Mężczyzna był szczerze zdziwiony, kiedy Saunders tak po prostu wzięła groźne zwierzę na ręce, a potem jak gdyby nigdy nic zapłaciła za zakup. Potem odwróciła się wraz ze swoim nowym pupilem w stronę studenta i uśmiechnęła do niego figlarnie. - Hmmm, znam lepsze sposoby na rozgrzanie niż ubrany wąż w łóżku - powiedziała nieco bezczelnie i puściła mu oczko. Nie, nie flirtowała z nim, w zasadzie to po prostu znów się z nim droczyła.
Sebastian przyglądał jej się z uśmiechem na ustach. Jak zwykle w takich sytuacjach przez jego głowę przefrunęło stado rozpędzonych myśli i scenariuszy przeróżnych późniejszych wydarzeń. Od cały on! Właściwie, to od zawsze, a praktycznie rzecz biorąc, to od momentu, kiedy poznał Scarlett w Komnacie Tajemnic, to patrzył na nią bardziej jak na siostrę niż na kobietę. No tak zabawne i nie trafne sformułowanie zdania, ale chyba wiecie, o co chodzi. Wspólne sekrety i powierzanie sobie tajemnic właśnie doprowadzają do takich relacji i jest to nieuniknione, ale, czy przez to złe? Sebastian nie żałował wszystkich chwil spędzonych z tą dziewczyną, chociaż miał świadomość tego, że kiedyś przyjdzie czas i miejsce, kiedy dojdą do momentu, gdy trzeba podjąć decyzję i zdecydować co dalej. W końcu i niestety nie uniknięcie dojdą do dnia, kiedy albo zdecydują się o jeden krok do przodu i powierzą sobie więcej sekretów albo zaczną się cofać w swych relacjach i uzależnią się do zwykłego „cześć” W między czasie oczywiście może wydarzyć się wszystko i tylko jeden scenariusz wydawał się dla Sebastiana tym najgorszym. Scenariusz, gdy przypadkiem go spotka w chwili, w której nie powinien widzieć się z nikim bliskim. W chwili, gdy traci panowanie nad sobą i nie kontaktuje się ze światem, przemienia w bestię i robi, to wszystko czego się brzydzi w sobie. W końcu, to jest jeden z główniejszych powodów jego odpychanie innych osób. To jego rozstrojenie emocjonalne, czy jak to nazwać. - Doprawdy? Mnie się bardziej wydaje, że to dla tego, że chcesz go kupić. – Stwierdził biorąc od niej zakupionego węża i przyglądając mu się. Był ładny, ale przecież jej tego nie powie! Jeszcze, by wpadła w samo zachwyt z powodu trafnego zakupu! - Tak wiem, ale chyba już ci mówiłem, że podpalanie zasłon nie jest tym najlepszym sposobem. – Powiedział patrząc na nią z uśmiechem i… Ups! Wąż, którego jeszcze Scarlett nie zdążyła nazwać uciekł gdzieś za koszulę chłopaka sprawiając, że aż go ciarki przeszły. Swoją drogą, ciekawe, czy węże wyczuwają, kto umie się z nimi porozumiewać? Wiedział, że potrafią wyczuwać ludzkie ciepło co jest znacznie lepsze od widzenia w ciemności, ale, czy węże mogą wyczuwać innych wężoustnych? - Albo mnie polubił albo znienawidził. Jeśli naglę padnę sztywny na podłogę, to się dowiemy. – Powiedział próbując sięgnąć węża, lecz bezskutecznie. Miał zamiar na niego syknąć no, ale przecież nie mógł! – Właściwie to , jak zamierzasz go nazwać? "Drapaczka do pleców" ? – Zapytał będąc w dziwnie wygiętej pozycji. Dopiero co go kupiła, a już są problemy! Ciekawe co będzie po dwóch dniach.
To o tyle dziwne, iż Scarlett zazwyczaj nie miewała przyjaźni damsko-męskich (wyjątkiem był Ollie, który swoją drogą był człowiekiem na tyle odrealnionym, że ciężko go było przyporządkować do jakiejkolwiek kategorii!), z facetami prędzej czy później raczej lądowała w łóżku, albo ich znajomość utrzymywała się na wysoce obojętnym gruncie. Sebastian był więc zatem ciekawym wyjątkiem. Nie, żeby nie był przystojny, atrakcyjny i urokliwy, co to, to nie! Po prostu niemalże od razu wytworzyła się między nimi więź, która pozwalała im spojrzeć na siebie z zupełnie innej strony niż zazwyczaj. A przynajmniej tak było do tej pory. No bo właśnie kto wie, co będzie potem? Czy rzeczywiście nie będą musieli pójść z tym wszystkim dalej, czy może się cofnąć? Znajomość musi się albo rozwijać, albo uwsteczniać, innej opcji nie ma. Ona też nie chciałaby spotkać go w takiej chwili. Mimo wszystko za bardzo kochała siebie i swoje życie, by się o nie nie martwić. A próby samobójcze? Cóż, każdy z nas robi coś pod wpływem impulsu, emocji, a potem tego żałuje. A Scarlett w tej kwestii miała niewątpliwie więcej szczęścia niż rozumu. Miejmy więc nadzieję, że nigdy nie dojdzie do tak drastycznych sytuacji! Pokręciła teatralnie głową na wieść, iż to niby jej wina, że wąż tak wygląda. Ona dobrze wiedziała, że gad ją pokochał. Było to widać w jego spojrzeniu czarnych oczek, ot co! Oddała mu swojego nowego pupila, bo w sumie zdąży się nim jeszcze nacieszyć. Ma jednak nadzieję, iż nie polubi bardziej ślizgona od niej! Nieee, jego nikt normalny nie może polubić HEHE. Czyżby właśnie nazwała się w myślach nienormalną? Zaśmiała się na te zasłony. Ten to ma poczucie humoru! - Wiem, ale co zrobić, kiedy widok palących zasłon mnie tak podnieca? - spytała zmysłowym głosem, mrużąc oczy. Ach, jakże wspaniała była z niej aktorka. Może trwałoby to dalej, gdyby nie to, że czarna mamba weszła Michaelisowi pod koszulę. Scarlett zatem spojrzała nieco zestresowana na ten widok i obserwowała uważnie zachowanie węża. Potem się jednak uspokoiła, bo pamiętała, że węże owszem, wyczuwają wężoustych i są do nich raczej przyjaźnie nastawieni. - Spokojnie, nic ci nie będzie - mruknęła swobodnie, po czym sama postanowiła udać się na polowanie zguby. No dobra, może trochę za bardzo naruszała prywatność Sebastiana, ale trudno! Na pewno nie będzie bardzo zły jak go trochę pomaca, heheheh. Tymczasem sytuację obserwował sprzedawca i zaniepokojony podszedł do parki. - Może pomogę? - spytał przejęty. Wszak to było groźne zwierzę! Nie powinien był pozwalać im go brać tak o, bez terrarium i w ogóle. Jednak Saunders uśmiechnęła się, próbując dosięgnąć gada. - Spokojnie, poradzimy sobie - rzuciła nieco lekceważąco do mężczyzny, po czym w końcu udało jej się odebrać uciekiniera. Który to momentalnie wślizgnął się po jej ramieniu, zaplatając w okolicy szyi. - A może... Pogromca Michaelisa? Brzmi ładnie - powiedziała niby to w zamyśleniu i aprobacie dla swojego genialnego pomysłu.
Sebastian przyglądał się otoczeniu, które na szczęście nie zważało na nich większej uwagi. Może to dla tego, że najzwyczajniej w świecie bali się plotkować o nich, gdy są w pobliżu? No cóż dajmy odetchnąć trochę temu tematowi! Niestety, tak już ten świat złożony jest, że wszystkie znajomości muszą biec wspólnie naprzód lub zacząć się cofać niestety nie mogą się zatrzymać w jakimś momencie i tak pozostać na wieki wieków amen. Chociaż może, im się właśnie uda? W końcu jak to mówił jeden z moich ulubionych postaci historycznych: „Nie ma rzeczy nie do wykonania. Znajdźcie osobę, która o tym nie wie a przyjdzie i tego dokona” Tak wiele prawdy w jego słowach a nawiasem mówiąc jest to chyba jedyny Niemiec, którego szczerze lubię za osiągnięcia no może jest jeszcze jeden, ale to całkiem inna dziedzina! Wracając zatem do tej dwójki.. Sebastian westchnął zrezygnowany i pokręcił teatralnie głową. - Jeżeli widok palących zasłon cię podnieca to ja szczerze zaczynam się martwić o tego węża a jednocześnie zaczynam rozumieć czemu Magic tak polubił wizyty u ciebie. – Powiedział wciąż mając na sobie tą teatralną maskę. Nie, żeby coś sugerował no coście powariowali?! - Ja jestem spokojny tylko nie lubię mieć na plecach niczego innego niż kobiece dłonie. – Mruknął z lekka poirytowany tym, że nie może użyć swych zdolności a zamiast tego musi się wyginać jak błazen. Doprawdy niezbyt przyjemna i fajna sytuacja no, ale miał za dobry humor, by się czymś takim przejąć! – Nic co się wiąże z moim nazwiskiem nie może być fajne. – Powiedział tracąc na chwilę swój uśmiech. Nie cierpiał słyszeć z czyjś ust swojego nazwiska co często spotykane było z dziwieniem i głupimi pytaniami dlaczego i pouczaniem, że to nazwisko tak ważne i w ogóle.. Weście się nie posikajcie! Owszem, jego nazwisko aż za wiele znaczyło w Bułgarii, gdzie Igor obecna głowa rodziny stał na czele ministerstwa jako prawa ręka, chociaż i tak wszyscy wiedzieli, że Minister Magii to jego marionetka. Za sprawą tego nazwiska Sebastian w swoim kraju miał nie ograniczone możliwości. Mógł wszystko dostać i nikt nie śmiał, chociaż na niego krzywo spojrzeć. Niczym młody książę! Lecz nienawidził tego nazwiska i osób, które je noszą nie wyłączając siebie. Jego rodzina miała dziwne kompleksy wyższości i chorobliwe plany. Ale, ale to nie czas i miejsce na takie rozmowy! - Ja bym poprosił kaganiec, smycz i różową wstążkę dla tego „czegoś” – Powiedział do sprzedawcy patrząc na kontrolnie na Scarlett. – No dobra bez smyczy. – Dodał po chwili i podrapał się po karku. Teraz go plecy swędzą! Nie, żeby narzekał! - A może „Mały skurczybyk” ? – Zapytał i spojrzał się na nią. – No dobra wiem ze teraz będziesz uwielbiała ponad życie tego węża tylko dla tego, że dał ci okazję pomacania mnie. – Powiedział uroczo się na nią patrzeć. – Mogłaś poprosić o to sama.. – Dodał po chwil jak, gdyby nigdy nic.
Uśmiechnęła się szeroko na jego gadkę na temat zasłon. Cóż w tym dziwnego, że takie rzeczy ją podniecają?! Pomijając jednak fakt, iż nie podniecają, a całe zdanie wytworzone było po to, aby się trochę ponabijać z metod rozgrzewania kobiety w nocy. Ale to nieistotne, może za bardzo się wczuła? A może po prostu lubiła rozmyślać na bezsensowne tematy? - Może mój wąż też to polubi? - ciągnęła to dalej i mrugnęła znacząco do Sebastiana. Obydwoje pięknie grali, na scenę ich, na scenę! - I ty też to lubisz, tylko czujesz się za bardzo onieśmielony i przychodzisz niby to po Magica, ale ja znam prawdziwy powód! - dodała naprędce, wystrzeliwując w chłopaka oskarżycielskim palcem. Nie, mamusia nie mówiła, że to nieładnie, bo nie ma mamusi, heheh. Tatusia praktycznie też nie. Nie ma, nie było i nie będzie. - Tak ci się tylko zdaje - mruknęła a propos kobiecych rąk na swoich plecach. Dobra, jak zwykle chciała się podrażnić, choć robili to w zasadzie odkąd pojawili się w sklepie. Jednak uroczych złośliwości nigdy za wiele! Pogłaskała swojego nowego pupila po łebku, autentycznie zastanawiając się nad imieniem dla niego. Nie może przecież zostać NO NAME, za bardzo go kocha, choć widzi go raptem od paru minut. Nieistotne. Coś się ostatnio Saunders za bardzo przywiązujesz, jak widać nie tylko do ludzi. Kiedy na moment zapanowała nieprzyjemna atmosfera z powodu poruszenia jego nazwiska, Scarlett ostatecznie wzruszyła ramionami, bo niezbyt rozumiała, co może być tak znienawidzonego w nazwisku. Może gdyby znała całą historię to wykrzesałaby z siebie ziarnko empatii, a tak... cóż, ona poniekąd też nie lubiła swojego nazwiska, bo nosiła je najbardziej sucza wiedźma na świecie (w jej mniemaniu oczywiście). Zawsze żałowała Johna, że ktoś taki musiał go wychowywać. Aż dziw bierze, że wyrósł na porządnego człowieka. Bo kto inny zaopiekowałby się nieswoim dzieckiem? A te plotki, które o nim teraz krążą w Ministerstwie i nie tylko, to zapewne tylko nic nieznaczące bzdury. Ona była tego pewna. Hm, mogłaby się trochę zdziwić, poznawszy prawdę. Sprzedawca zaś stał przed nimi trochę zdezorientowany. Kaganiec i różową wstążkę dla... węża? Niebezpiecznego, dodajmy? Spojrzał na Sebastiana jak na ostatniego wariata i ogólnie nie wiedział, co miał zrobić. Na szczęście nasza poczciwa ślizgonka to zauważyła i wspaniałomyślnie postanowiła przerwać jego męczarnie. - My już idziemy, do widzenia - rzekła z wyższością, po czym pociągnęła studenta za ramię i niemalże wyprowadziła ze sklepu. Zresztą, nie będą tam siedzieć cały dzień! - Nie, żaden skurczybyk - ucięła krótko, jakby obraził właśnie jej kochanego gada na śmierć! Jednak dąsała się bardzo krótko, bo po chwili prychnęła śmiechem. Że niby ona chce go macać? Ho, ho, ho. - Nie mogłam, chciałam dokonać na tobie gwałtu, to też mnie podnieca - odparła zatem, całkowicie udając powagę. No, dobra, kąciki jej ust lekko drżały z rozbawienia.
Sebastian wciąż patrzył się na to wszystko ze swoistym rozbawieniem. Naprawdę przepięknie grali swoje sceny wprawiając w zakłopotanie wszystkich dookoła! Czyż ich miny nie mówiły same za siebie? No cóż szkoda, że takie chwile nie mogą być wieczne no, ale jak to mówią co za dużo to nie zdrowo! - Ty wiesz, że to jest karane? – Zapytał z udawaną powagę i puszczając do niej perskie oczko. – Och, no jasne przejrzałaś mnie. – Mruknął pod nosem, otwierając przed nią drzwi. No w końcu był gentlemanem czyż nie? No, więc właśnie! No, nie rozumiem! Tyle ciekawych propozycji podsunął jej Sebastian a ona wciąż nie umiała się zdecydować na imię dla swego pupila. Mogła go przecież nazwać jak tylko chciała! Zresztą czyż drapaczka do pleców nie brzmi uroczo? Zresztą imię NO NAME też brzmi cudownie! Ech kobiety.. - Zdaję sobie z tego sprawę. – Mruknął kierując się wraz z nią w stronę zamku. – Tylko nie wiem, kto kogo miałby gwałcić. – Odpowiedział chowając ręce do kieszeni. Nie ma to, jak spotkanie dwóch wariatów!
Chłopak miał iść do Hogwartu. A to oznaczało, że potrzebuje wielu rzeczy związanych z nauką tam. Podręczniki, kociołki... Wszystkiego pozbył się kiedy skończył swoją naukę w jakże cudownej, Japońskiej szkole, z którą miał szalone wspomnienia. Dostał listę i to długą, którą musiał uzupełnić, więc kiedy ktoś powiedział mu jak dojść na ulicę pokątną to od razu się tam wybrał. I chodził. Po każdym sklepie. Książki niósł w torbie, która wcześniej została opatrzona zaklęciem zmniejszająco-zwiększającym. Kociołek cynowy się nie zmieścił, więc był w ręce zaraz obok. Teraz czas na jakieś zwierzątko „do lekcji zaawansowanej transmutacji”. Sowę miał, ale zdecydowanie nie miał zamiaru na niej testować jakiś szalonych zaklęć. Dlatego postanowił, że kupi wszystkie akcesoria i albo papugę, albo żabę. Chociaż szczerze mówiąc najbardziej z wszystkiego podobałby mu się kameleon, ale nie wiedział, czy można to tu kupić. Obładowany jak wielbłąd i ubrany w eleganckie spodnie i białą bluzkę, na którą miał narzuconą kamizelkę równie czarną jak dolna część odzieży, wszedł do menażerii u nauka i zniknął gdzieś między regałami. Ciekawe, czy ktoś go tutaj znajdzie...
Dziewczyna westchnęła, właściwie to nie miała zielonego pojęcia dlaczego pojawiła się akurat w tym miejscu i w tym czasie. Podrapała się po głowie zakłopotana i poprawiła czarną spódniczkę, później spojrzała w okno i poprawiła swoją czapkę. Odruchowo obejrzała się cała od góry do dołu, by upewnić się, że wygląda w porządku. Wyglądała jak dziewczyna, która czeka zniecierpliwiona na swojego chłopaka. No ale kto umawiałby się w takim miejscu?! Nieważne, weszła do Menażeri u Nanuka i postanowiła pochodzić, pooglądać, może sobie w końcu kupi kuguchara, kota, albo kameleona, które tak jej się podobały. Nazbierała, a raczej Nikola nazbierała trochę galeonów, które prosiły się, by je wydać. No i chodziła, chodziła, aż zatrzymała się i spojrzała zdezorientowana, na pewnego wielkoluda, który poruszał się w jej kierunku. Spanikowała i schowała się spoglądając na niego ukradkiem. Naoki?! Co on tu robi?! Nie… musi to być ktoś podobny... No nie wierzę! To serio on! Kiedy był wystarczająco blisko wyszła z za rogu niby to przypadkiem i uderzyła w chłopaka, warknęła pod nosem. - Uważaj jak leziesz – później spojrzała do góry… wysokiej góry i wpatrywała się niby zdziwiona w chłopaka.- Naoki? – spytała widocznie niepewna, czy on naprawdę tu stoi, czy przypadkiem to nie jakaś fatamorgana czy iluzja.
Chodził po sklepie dość długo. Znikał to za kolejnymi regałami. Uśmiechał się delikatnie do osób, które mijał. Niezły robił efekt. Nie często spotyka się tak wysokiego Japończyka. Zawsze wzbudzał zainteresowanie i dobrze. Tak jak na piękne obrazy powinno się patrzeć i podziwiać, tak i z nim miało być i nie uznałby żadnej innej wersji np. takiej, że ludzie patrzą bo jest dziwolągiem. Jest piękny, to tyle. W końcu upatrzył to, co mu się podobało. Cudny kameleon. W tym momencie był naprawdę śliczny - zielony z różowymi paskami. Nie był fanem ów kolorków, ale musiał przyznać, że robił efekt. I tak uroczo przewracał oczami. Czuł się jak dziewczyna, która piszczy na widok jakiegoś cudnego szczeniaczka. Tylko, że on się nie odzywał... Więc to może nie koniecznie trafne porównanie. Nagle ktoś na niego wpadł i... Znany głos. Cholera. Zdecydowanie nie podobało mu się to, że spotkał ją właśnie tutaj. Nie chciał je spotkać w Londynie. Chciał zrobić ogromną niespodziankę podczas lekcji w Hogwarcie. Wszystkie jego plany spełzną na niczym! Czy on mógł teraz wymyślić coś, co uratuje mu dupę? Chyba nie było sensu. Widziałaby, że ściemnia. Nie znała go dobrze, ale była mocno inteligentna. - Ohayo... Ohime-sama – Uh! Najbardziej seksowna rzecz, jaką mógł w tym momencie powiedzieć. Nic, tylko dostać od razu orgazmu albo rzucić mu się w ramiona, żeby on do ów stanu doprowadził. Mrau!
Powitanie się jej spodobało i to bardzo, jednak nie było idealne. Spojrzała na niego z wyrzutem widocznie oczekując czegoś jeszcze na to śliczne powitanie. Ale nie czekała za długo złapała go za koszulę i pociągnęła mocno do dołu wpijając się w jego usta. Po chwili odsunęła się i oblizała, po czym spojrzała na niego zadowolona z tego co zrobiła. - Nie spodziewałam się ciebie tutaj – uśmiechnęła się chytrze, ale po chwili uśmieszek zniknął z jej twarzy, a ona odwróciła wzrok widocznie w niezbyt dobrym humorze. No ale nie chciała o tym rozmawiać. Cholerna Nikola… przez nią nie mogłam się z tobą pożegnać w Japonii… to było wredne, a teraz? Jakby na prośbę pojawiasz się jak wierny piesek, żeby spełnić prośbę swojej pani. Może niekoniecznie jak piesek… może jak groźny wilczur lub doberman. No cóż… można powiedzieć, że spadłeś mi z nieba… A… ale ja wcale nie tęskniłam, po prostu chciałam się tylko pożegnać, ot co! Uśmiechnęła się pod nosem na swoje myśli. Wiedziała, że okłamuje samą siebie, ale nie musiała się do tego przyznawać. Oparła jedną rękę o biodro i spojrzała na niego z wyczekiwaniem, chciała dostać odpowiedź na pytanie, które jeszcze nie zdążyło ujrzeć światła dziennego. - Co tutaj robisz? – spytała w końcu widocznie zadowolona z tego, że spotkała go tutaj. No cóż perspektywa następnego roku z Allistair’em klejącym się do niej jak jakiś przeterminowany syrop klonowy jakoś do niej nie przemawiał. Jej wzrok przeskoczył z chłopaka na kameleona, któremu się przyglądał. Spojrzała na niego widocznie zainteresowana.
Oczywiście, że mógłby się na nią rzucić ale... Nie. Niech sama to zrobi. Nie będzie przez cały czas jako pierwszy się na nią rzucał i... O proszę! Czyżby dziewczyna znając go zaledwie dwa miesiące nauczyła się czytać mu w myślach? Ale znając życie miała na to taką ochotę jak i on. Dlatego nic dziwnego, że oddał jej pocałunek oczywiście schylając się. Szkoda, że jego ręce nie mogły przewędrować jedna na jej talię, druga na pupę. Ale miał zajęte ręce i to naprawdę mocno. Jak wspominałam wcześniej – wielbłąd. - Tęsknisz za mną, dlatego masz zwidy – Odpowiedział oczywiście z miną, która wskazywała na to, że się z niej śmieje. Poniekąd chciał ją rozbawić, bo oczywiście zobaczył jej ucieczkę wzrokiem. Był ciekawy co się dzieje z jego kruszynką, ale ważne było by o tym rozmawiać w spokojniejszym miejscu – może jakiejś kawiarni. Ale najpierw kameleon. Na kolejne pytanie nie musiał już odpowiadać. Bo skoro dziewczynę dręczą urojenia, to znaczy, że najadła się jakiś grzybków halucynków i dlatego go widzi, to tylko jej sprawą jest to dlaczego teraz i dlaczego tutaj? Przynajmniej uniknął w tym momencie wyjawienia jej dlaczego akurat tutaj kupuje zwierzątko, a nie w Japonii. Bo nie uwierzy w „tam nie ma kameleonów”. Hm... Też obserwowała Pimpusia. Owszem – otrzymał już imię. - To trzyma się w akwarium, prawda? - Spytał mając nadzieję, że ona dużo lepiej się zna. Sam ogólnie jedyne zwierze, którym był w stanie się zaopiekować to kamień... i ewentualnie pies.
Oddał pocałunek, co sprawiło jej nie małą przyjemność. Prawdę mówiąc dopiero teraz zorientowała się, że jest obładowany po same uszy. Nie była głupia, albo przyjechał tu pracować, albo… ogląda się za zwierzaczkiem? Kociołek? Czy on naprawdę… nie. Dlaczego akurat miałby to robić w Anglii? Tylko jedna rzecz nachodziła jej do głowy – oczywiście przyjechał tutaj pracować w barze ze striptizem, żeby Victorique mogła do niego przychodzić i oglądać Japończyka. - Chciałbyś – odszczeknęła robiąc rozbawioną minę. Później nastała cisza, a ona dostała kolejne pytanie. Spojrzała na zwierzątko i zaśmiała się pod nosem. - Masz zamiar opiekować się kameleonem? – spytała nadając temu jakąś nazwę – Może niekoniecznie w Akwarium – powiedziała nieziemsko rozbawiona. No patrzcie no, spotkała go i od razu humor się jej poprawił! Jak słodko. – Dokładniej w terrarium i to dosyć dużym terrarium, które musi być w pionie… tak jak to – powiedziała wskazując palcem na terrarium. Podeszła do… Pimpusia i położyła dłoń na szkle. - Wiem co nieco o opiece nad gadami – powiedziała dumna z powodu posiadania takiej wiedzy, spojrzała na kameleona i ucichła na chwilę. Może też sobie kupię…
Praca w Anglii... To mądry pomysł. Może zatrudnił się w Ministerstwie Magii w dziale, który zajmuje się magicznymi przedmiotami? I to dlatego ten kociołek i dziwna torba, która była mała, a sprawiała, że jego ramie dość mocno się opuszczało – jakby była ciężka. Różne można wymyślać bajeczki byleby tylko nie przyjąć do wiadomości i nie zawieść się, kiedy się okaże, że on wcale nie zamierza studiować w Hogwarcie. A prawda... Prawda zawsze gdzieś leży. Chociaż akurat po stronie baru ze striptizem nie koniecznie. - Zawsze dostaje to, co chcę. A teraz chcę jeszcze jednego buziaka – I tak o to pozwolił jej na zasmakowanie jeszcze raz i jeszcze przez chwilę cudownej rozkoszy jego soczystych, przyjemnych warg potrafiących jednym dotknięciem doprowadzić do palpitacji serca. W końcu były takie ciepłe... I na pewno przyjemnie było je posiadać tylko dla siebie. - Nie znam się, ale on zjada robaki, a jakoś nie za bardzo mam ochotę mieć je w swoim nowym domu– Hm... Może kameleon zjada pająki? To by był dodatkowy bonusik - Ale jeśli ty sobie poradzisz z opieką nad Pimpusiem to biorę go... I to będzie nasze pierwsze dziecko – Wyszczerzył się głupowato, ale prawie od razu spoważniał zdając sobie sprawę, że wygląda jak kretyn. Znaczy przystojny kretyn.
Nie tylko on zawsze dostawał to co chce, ona też była do tego przyzwyczajona, także znała dobrze to uczucie. Nigdy nie musiała się martwić, że jej czegoś zabraknie, bo zawsze wiedziała, że będzie to miała jak tylko zechce. Mógł przyjechać do Anglii z wielu różnych powodów, nie chciała go pytać, bynajmniej na razie nie. Znowu pocałunek. Nie, ona nie narzekała, broń boże, nawet nie śmiała narzekać, ponieważ te pocałunki były czasami dla niej jak nektar od bogów, którego tak potrzebowała. Czasami czuła się jak wampirzyca, która bez tego cudownego nektaru umrze z głodu, czy co tam wampiry robią podczas niedoboru krwi. Potrzebowała ich… chociaż najwyraźniej nie tylko ona ich potrzebowała. Miejmy nadzieję, że chłopak uzależnił się od niej tak samo, jak i ona od niego. - Zjada robaki – powiedziała i zamyśliła się przez chwilę – ale można go też karmić bezkręgowcami i małymi myszkami, najlepiej noworodkami. – wydukała zamyślona. Przypomniała sobie również, że można je też karmić owocami lub liśćmi, ale nie będzie wymieniała chłopakowi teraz całej diety kameleonów, bez przesady. Jak będzie chciał to przyjdzie do niej lub napisze, żeby mu o czymś powiedziała, a ona z chęcią mu wszystko opowie, przy spotkaniu jakimś… tak dogłębnie, wszystko po kolei. Słysząc jego kolejne słowa spojrzała na niego widocznie rozbawiona. Wyglądał… uroczo! Awww, pierwszy raz w życiu Victorique miała ochotę wziąć kogoś i tak mocno przytulić do piersi. Zaśmiała się pod nosem i powiedziała. - Oczywiście, będę go karmić i kochać, a ty będziesz mu sprzątał – wydukała i uśmiechnęła się tym swoim boskim uśmieszkiem, po chwili zamyślenia spojrzała na niego i powtórzyła z opóźnieniem – Pimpuś? – spytała i spojrzała na stworzonko, które odpoczywało za szybą, które grzało się w promieniach… żarówki. – Muszę przyznać, że nawet mu pasuje… masz lepsze wyczucie do imion niż ja. – zaśmiała się pod nosem i spojrzała na jego torbę. Jakie sekrety mogła ona skrywać? Jakieś ważne papiery? A raczej tona ważnych papierów, bądź coś innego? Była ciekawa i to bardzo.
Gdyby się od niej nie uzależnił, to zapewne nie byliby razem. Taki już był, że musiał czuć to coś. A teraz to czuł, chociaż nie był w stanie sprecyzować czy to dzikie pożądanie, czy coś całkiem innego. - Kupię mu ślimaka – Stwierdził tak, że wcale nie brzmiało to jak najnormalniejsza rzecz w świecie a wręcz przeciwnie. Miało się ochotę od razu wybuchnąć śmiechem przez ton jakim to wypowiedział i dziwnie zadumany sposób. Wpatrując się w kameleona przez chwilę jak w sen na jawie. Nie no, słodziak nadal wywracał oczami. Taki pozytywny wariat dla pozytywnego, przystojnego wariata. Głupkowaty wyszczerz jest uroczy? Hm... Dobrze wiedzieć. Szkoda, że nie powiedziała mu tego na głos, bo może mniej byłoby w jego zachowaniu takiego nagłego zwrotu akcji na powagę. Chociaż w sumie powinien pokazywać IDEALNIE równe białe siekacze i kły i całą resztę jakkolwiek się nazywa (dop. Autorka na biolchemie hura ja XD). - Dobra... A potem zmiana. Ty zmieniasz Anabeth pampersy,a ja będę ją karmił i kochał – Dlaczego Anabeth? Bo chciał tak nazwać córkę. Bardzo podobało mu się to imię. Wprawdzie było angielskie, ale nigdy nikt nie powiedział, że musi nazywać dzieciaczki po Japońsku. Chociaż syn Usui... To brzmi tak dumnie! Usui Shindo!! Tak, to ma przyszłość! - Przypatrz mu się. Przecież on wygląda jak Pimpuś na pierwszy rzut oka. Tak jak moja sowa od początku wyglądała jak Maniek! – Skomentował wpatrując się w klameleona, który jakoś dziwnie obrócił głową. No szalony... Może go zaklęciem powiększy, czy coś? Byłby jeszcze bardziej szalony. À propos wariactwa. – Co za szalony plan zniszczenia świata cię tu przysłał? - Spytał będąc ciekawy celu jej wizyty tutaj. Chociaż Nikola miała z tego co wiedział umiejętność do gubienia się, więc może się udzieliło pannie gryfonce?