Angie zauważyła kilkoro pierwszorocznych którzy usadowili się na odległym końcu ich stołu nic dziwnego ,że byli zdenerwowani pierwszy dzień w nowej szkole nigdy nie jest łatwy ,nie tylko w Hogwarcie. Wypiła trochę soku dyniowego i znudzona pogrzebała widelcem w swoim talerzu .Chciała znaleźć się już w dormitorium nudziło ją to ciągłe siedzenie .Rozejrzała się w poszukiwaniu znajomych twarzy .Gdy jej wzrok powędrował w kierunku stoliku ślizgonów skrzywiła się .Zobaczyła kuzynkę przyglądającą się jedzeniu."A jednak Connie naprawdę się tu przeniosła ,ciekawe jak jej się tu podoba w końcu to nie Beouxbantons ... "zamyśliła się. Po paru minutach znów przystąpiła do picia soku z dyni żałując ,że nie jest to ognista whisky.
Beauxbatons, nie Beouxbantons. Zaznaczyłam Ci na czerwono wszystkie przecinki i kropki: Kończysz słowo - znak interpunkcyjny - spacja.
Ostatnio zmieniony przez Angie Saunders dnia Nie Sie 29 2010, 17:06, w całości zmieniany 1 raz
- No tak, pewnie tak... czasami zdarza mi się nieźle rozgadać. Stopuj mnie, jak będziesz miala dość. - powiedział szybko. W końcu nie chciał jej zrazić. - No, może by się znalazł ktoś taki... ale póki co dobrze mi tak, jak jest. Czasami coś z doskoku, flirt raz na jakiś czas, ale nic poważniejszego.
-Nie potrzeba cię stopować. Sama wolę słuchać i milczeć- powiedziała zgodnie ze swoimi myślami u uśmiechnęła się delikatnie tym jednym ze swoich żadko używanych uśmiechów. -No wam tylko jedno w głowie- mruknęła po czum przewróciła oczami ze słowami "Faceci".
- Oj tam jedno... Nie tylko jedno... Bywam dżentelmenem, umiem się zachować i zawsze docieram do celu małymi kroczkami... Nie rzucam się wszystkim od razu do łóżka, bez przesady... - mruknął cicho... Nie był typowym facetem, a przynajmniej starał się...
-A mi byś się do łóżka rzucił?- spytała z rozbawieniem w oczach. No, dżentelmenem może i bywał chociaż nie do końca takim, jakich znała. Może i dobrze? Zmiany często wychodzą na lepsze. Zastanawiała się, czy jak spałaszuje jeszcze jedno ciacho to pójdzie jej w tyłek. A co tam, nie ma dla kogo ładnie wyglądać, chociaż ostatnio przedziwnie przeglądała się częsniej w lustrze. Złapała smakołyk z bitą śmietaną i zaczęła jeść. Jest zbyt łasa na słodycze
Namida zerknął na sufit, który teraz przedstawiał nocne niebo pełne gwiazd, bez ani jednej chmurki. - Kto wieee... - szepnął zamyślony, jednak zaraz zaśmiał się cicho - Przyjaciółce zawsze można wyświadczyć przysługę.
Znów jej przez myśl przeszły lekcje z OPCM już niejednokrotnie się nad nimi zastanawiała i jakoś w końcu nie podejmowała żadnej decyzji, a przynajmniej tak było w zeszłym roku. - Też muszę OPCM rozważyć, już kiedyś się nad tą lekcją zastanawiałam, ale pamiętam, że jakoś mi godziny nie pasowały, ale może w tym roku - przyznała. Kto wie, może z racji iż jest w siódmej klasie, to jako prefektowi nie dodadzą jej aż tylu zajęć, że jakoś znajdzie czas... Także sięgnęła po dzbanek z sokiem i dolała sobie nieco napoju. - Posada na wysokim stanowisku w Ministerstwie to zdecydowanie interesujący pomysł - przyznała uśmiechając się lekko. No a czyż tak nie było? Niektóre posady tam były na prawdę ciekawe. - Trudno coś zdecydować. Lubię eliksiry, ale nie chciałabym być żadnym uzdrowicielem - przyznała kręcąc głową. Gdzie tam ona zajmująca się chorymi pacjentami? - Choć fajnie byłoby kiedyś robić coś tam z nimi powiązanego. Powiedziała, aczkolwiek wiedziała, że różnie to bywa. Poza tym, to nie było jej jedynym zainteresowaniem. - Albo na przykład otworzyć magiczną galerie sztuki - to nawet nie byłby taki głupi pomysł. Jednocześnie byłaby wśród sztuki, pięknych obrazów, fotografii, a przy tym wszystkim nie musiałaby się zanadto z tym wszystkim przemęczać. A przynajmniej, tak się jej w tej chwili wydawało. Swoją drogą czy taka czarodziejska galeria w ogóle jest gdzieś w Londynie?
-No, przysługa to by to była sporawa. Na razie mi wystarczy czyszczenie z tobą toalet- Zamyśliła się. -Może szczoteczką do zębów? Podkradne Ver- uśmiechnęła się chytrze po czym wstała i przeciągnęła się. No i teraz to zmienia postać rzeczy! Szczoteczką wroga to może wyczyścic cały Hogwart. Smacznego wieczorem, przy używaniu jej do zębów. Uśmiechnęła się za własne myśli. -Idziesz dzisiaj na Mugoloznastwo?- Spytała. Ten przedmiot wzbudzał w niej najmniejszą odrazę pośród wszystkich nudnych przedmiotów. Zawsze można się było pośmiać, chociaż nie tak jak na wróżbiarstwie.
- Wiesz, to troch głupie, bo z Veronique też się przyjaźnie... Może, no wiesz, tak tylko na chwilę, odpuścisz jej trochę? Ja ją tez przystopuje, jeśli będzie Ci dokuczać. - powiedział pewnie. Nie chciał być ustawiony między młotem a kowadłem. - Ta... idę, idę... - wstał trochę leniwie- Jeszcze trzeba poćwiczyć!
Spojrzała na niego oczami... no okiem zbitego psa, ale w końcu westchnęła tylko i z rozżaleniem mruknęła "No dobra". Jej ręka powędrowała po jeszcze jedno ciacho, na drogę. -To gdzie idziemy ćwiczyć?- spytała oblizując wierzch ust z czekolady.
Gdy już większość uczniów się uspokoiła, dyrektor Hampson wreszcie zaszczycił ich mową powitalną. Ten zaś stanowczo nie przynudzał i wszyscy uczniowie, wraz z nią, z pewnością byli mu bardzo wdzięczni. Jednakże gdy nastąpił czas na wiersz Tiary Przydziału nie miała nic innego do roboty, jak słuchać jej kolejnego utworu. Wraz z rozwojem wiersza, dziewczyna coraz bardziej napinała się. Co jak co, ale każde kolejne słowo, bardzo ją przerażało. Poczuła dreszcze na plecach i ucisk w okolicy żołądka. A więc Tiara przewiduje jakieś złe wydarzenia... Dlaczego do cholery nie mogła powiedzieć wszystkiego, tylko pieprzyła jakimiś cholernymi zagadkami? Dlaczego nie mogła podać nieco konkretnych informacji, dlaczego niczego nie mogła wyjaśnić. Przełożyła jednak przeklinanie na tiarę na później, ponieważ zorientowała się, że Wielka Sala już praktycznie opustoszała, a pozostały w niej jedynie jakieś małe niedobitki. Już po chwili więc zniknęła za ścianą i powędrowała prosto w stronę swojego gabinetu.
- Na drugim piętrze jest taka jedna pusta klasa... albo tam, albo w pokoju wspólnym, jak wolisz. - odparł. Jemu to było w sumie obojętnie. Pogoda była średnia, a on nienawidził zimna, więc trening na błoniach odpadał, chociaż wtedy mógłby nawet pobiegać...
-Może lepiej pusta sala? Nie bedzie zadnych niezapowiedzianych zemdlen na widok twojej klaty- powiedziala z lekkim, dosc ciekawym usmiechem i ruszyla w strone wyjscia. Stanela czekajac na niego. Lepiech niech prowadzi, bo ona się predzej zgubi niz sie tam znajdzie, a nie wiedziala, czy na ktores pietra nie polno wchodzic.
- Oh, ciesze się, że to mówisz. To prawie jak komplement! - stwierdził ze śmiechem na wspomnienie o omdleniach... nawet fajnie by było... - No to chodźmy! - chwycił Connie pod rękę poprowadził prosto na drugie piętro, jednocześnie uważając na te przeklęte schody... już nie raz się przez nie zgubił...
-Galeria sztuki? - zrobiła wielkie oczy ze zdziwienia. - Hm... bardzo oryginalny pomysł i wiesz co? Chyba jeszcze czegoś takiego nie ma. Mogłabyś zrobić też coś takiego dla mugoli. Posiłkując się magią, ale tylko do tego stopnia by nie zauważyli niczego podejrzanego. Zastanawiali by się nad tym co zobaczyli do śmierci i i tak nie wpadli by na pomysł magii. - powiedziała. - Mugole są tępi. Trzeba być ślepym, żeby nie zauważyć "innych" ludzi biegających w dziwnych szatach po Londynie. Pewnie biorą nas za jakąś sektę, czy jak oni to nazywają... Dziwie się, że jeszcze nie zaczęli nas ścigać. - powiedziała, żywo gestykulując, w pełni przekonana co do swoich słów.
Alexis miała zupełną racje, mugole bywali wprost beznadziejni. Nie zauważali tego co mieli niemal przed oczami. Przecież czarodzieje nie żyli jakimś podziemiu, normalnie było można ich spotkać na Angielskich ulicach, dodatkowo zwykle wyglądali dość specyficznie. Wypiła parę łyków soku, którego to przed momentem dolała sobie do szklanki. - Najwyraźniej brak zdolności magicznych jest równoznaczny z pozbawieniem bystrości - uznała, bowiem takie właśnie nasunęły się jej wnioski. - Gdybym miała taką galerię, to na pewno nie zorientowaliby się, nawet jakbym podstawiła im coś czarodziejskiego pod sam nos - przyznała spokojnie. - Tylko zaś pełno mugoli kręciłoby się tam - powiedziała wyobrażając sobie coś takiego. Nie była pewna czy byłoby to dobrym pomysłem. Niestety ale ilekroć spotkała jakiś niemagicznych ludzi, wypadali dość źle. Najlepszym przykładem byliby tu marynarze z rejsu. - A co jakiś spotykam, to nie okazują się zbyt interesujący. Co więcej, jakiekolwiek spotkania z nimi wypadają dość niekorzystnie na ich stronę - Wytłumaczyła Ślizgonce.
-Pewnie masz racje. Właściwie to miałam na myśli wyciągnięcie od nich kasy. Zapłacili by fortunę, za ruszające się zdjęcie. - powiedziała. Alexis byłaby mistrzowskim przedsiębiorcą. Po prostu umiała przekonywać ludzi. Z resztą, kto by się oparł wili? Nawet jeśli nie była wybitnie mądra i oczytania, umiała sobie poradzić, lepiej niż byle jaki kujon, który kiedyś skończy jako ubogi nauczyciel w Hogwarcie. -Swoją drogą dziwię się, że jeszcze jakiś biedny czarodziej na to nie wpadł, a bieda tu panuje, aż trzeszczy. Wystarczy popatrzeć na szaty tych dzieci. - zauważyła, zerkając z ukosa na stół Gryffindoru. -Ogólnie nie utrzymuję żadnego kontaktu z mugolami, więc ciężko mi ocenić jacy oni są. Jednego możemy być pewne są głupi i jeśli masz kasę będą się przed tobą płaszczyć jak bezpańskie głodne psy. - rzekła i zaczęła bawić się jabłkiem leżącym obok jej talerza.
Odstawiła swój kubek na stole, bowiem całą jego zawartość już wypiła. Palcami przesunęła go nieco dalej od brzegu, aby przypadkiem nie strącić na ziemie. - Ostatnio na tej bezludnej wyspie miałam z takowymi kontakt - powiedziała przypominając sobie bezużytecznych marynarzy. - Stanowili załogę statku. Nic więcej chyba nie trzeba było dodawać. Gdyby tam nie było mugoli, do niczego takiego by nie doszło. Nie wspomniawszy już o tym, że mogliby się normalnie teleportować. - Wiesz, ale to jednak zarabianie na mugolach, więc jeszcze ktoś mógłby powiedzieć że są nam potrzebni - choćby do zarabiania na nich. No ale tak czy owak. Więc dla niej by to odpadało. Jednakże paru osobom chyba powinno się owy pomysł podsunąć. - Może nie są na tyle bystrzy, wiesz, w końcu do takiego pomysłu trzeba krzty przebiegłości - powiedziała mają przed oczami wyobraźni jakieś nieporadne osoby.
Weszła do Wielkiej Sali oddychając przepełnionym różnymi zapachami powietrzem, a następnie usiadła przy stole Ślizgonów. W tym roku zaczęła ostatnią klasę, ale jakoś tego nie czuła, no może poza tym, że zdecydowanie widać było, że w szkole nie ma starszych uczniów niż jej rocznik... a szkoda. Lubiła czasem pogadać ze starszymi chłopakami, chociaż na towarzystwo młodszych też nie narzekała. Nałożyła sobie dzisiejszego "dania głównego" i zaczęła je sobie powoli wcinać.
Siedziała chwilę myśląc nad słowami Eff. Czy mugole byli jej potrzebni? Na pewno nie. Chociaż pewnie żałowałaby, że ich nie ma. Kto inny wytworzyłby tak piękne ubrania, jakie tworzyli oni. Madame Malkin nie mogła się równać z ich projektantami, czy jak tam to się nazywało. Co by nie mówić, Effie miała całkowitą racje. Alexis dopiero po chwili zdała sobie sprawę z tego, że ciągle siedzi w wielkiej sali i gdzieś na moment odpłynęła. -Przeprasza, wyłączyłam się na chwilę - powiedziała i spojrzała na dziewczynę, znajomą jej tylko z widzenia ślizgonkę, która usiadła obok, przy ich stole. -Znudziło mi się siedzenie - poinformowała i odłożyła jabłko, którym się bawiła. Ochota na nie przeszła jej dość szybko. - idziemy do pokoju wspólnego? - zaproponowała - Jeszcze tam nie zaglądałam, muszę się upewnić czy moje bagaże dotarły cało i zdrowo. I może spotkam nareszcie Alexa. Napisałam do niego list, ale w ogóle się nie odzywa, pewnie imprezuje gdzieś w Vegas, czy coś w tym stylu.
Skończyła jeść. Wyciągnęła z kieszeni paczkę chusteczek i przetarła nią sobie usta, a następnie przejechała po wargach swoim błyszczykiem. Stwierdziła, że jeszcze chwilę sobie posiedzi w tym pomieszczeniu, z nadzieją, że ktoś z jej znajomych przyjdzie na obiad i później będą mogli razem się gdzieś wybrać. Odwróciła wzrok w kierunku stołu nauczycieli, ale był pusty, nawet facet od eliksirów już gdzieś zniknął. - Cisza i żadnych przypałów. - Westchnęła i oparła się łokciami o stół, przy okazji podtrzymując głowę w pozycji pionowej.
Wypiła swój sok, zjadła ciasto, więc ani nie było co dłużej tu siedzieć. Uśmiechnęła się tylko lekko, widząc, że Alexis najwyraźniej gdzieś odpłynęła z myślami. Pokiwała głową przystając na jej propozycję, aby iść do Pokoju Wspólnego. Bo i racja, nie było już sensu tu dłużej siedzieć. - Też właśnie chętnie bym spojrzała czy wszystko całe dotarło - bagaże pół biedy, lepiej żeby jej Sarpedon cały dotarł. Kiepsko by było gdyby wyślizgnął się jej z koszyka. Raczej prędko w szkole by go nie znalazła. Uśmiechnęła się tylko pod nosem słysząc przypuszczenia Alexis, na sposób spędzania czasu przez swojego brata. - Kto wie - odpowiedziała tylko, ale rzeczywiście Ślizgona chyba nie było na uczcie, a przynajmniej go nie zauważyła. Wstała od stołu i wzięła jeszcze z niego czerwone jabłko, tak na później. - Chodźmy więc - powiedziała czekając, aż Ślizgonka wstanie od stołu. Ruszyła spokojnym krokiem w stronę wyjścia z sali. Było już w niej coraz mniej uczniów, większość bowiem już dawno rozeszła się do swoich dormitoriów.
Nie mówiąc już ani słowa wstała i podążyła za Eff. Wielka Sala opustoszała już prawie zupełnie. Przy ich stole została jeszcze tylko jedna ślizgonką, która, sądząc po znudzonej minie, także za długo tu nie zabawi. Tupiąc głośno obcasami i czując na sobie spojrzenia innych, jeszcze siedzących przy stołach uczniów opuściła Wielką Salę.
Davis westchnęła głośno. Strasznie się zasiedziała w Wielkiej Sali, myśląc, że może ktoś ciekawy się pojawi, ale to nie nastąpiło. Pomieszczenie wyludniło się, w końcu było już dosyć późno. Podniosła się i rozglądnęła, myśląc, że może jednak ktoś gdzieś jeszcze siedzi, ale sala była pusta. Wzruszyła ramionami, i już miała zmierzać ku wyjściu, gdy wpadła na pewien pomysł, ruszyła ku stole Gryfonów, a tam dosypała soli, z pojemniczka do niej przeznaczonego, do każdej cukierniczki po trochu. - Teraz mogę iść. - pomyślała i po chwili już jej tam nie było.
Lena weszła z uśmiechem na twarzy do Wielkiej Sali. Szła dość wolno rozglądając się na boki. Było dość cicho jak na porę drugiego śniadania. Prócz paru osób przy stole gryfonów, nie bylo nikogo. Lena podeszła do pustych krzeseł mówiąc coś do grupki osób jedzących. na stole gryfonów stał ogromny dzbanek z ciepła herbatą. Kobieta skusiła się na jedną szklankę tego napoju. Wlała herbatę i ruszyła wzdłuż stołu szukając cukru. Pech chciał, że w cukiernicy była sól. - Co za... - powiedziała zdenerwowana. - Kto to zrobił? Uczniowie nie byli zbyt rozmowni, więc kobieta nie dowiedziala się dużo o "cukrowym zbrodniarzu". Lena ruszyła zdenerwowana w stronę korytarza, rzucając szklankę na ziemię.
Razem z Alice szybko znalazły się w Wielkiej Sali. Jak zwykle znajdowało się tam sporo uczniów, jednak najtłoczniej było przy stole Slytherinu. Bell od zawsze wydawało się, że jest ich okropne dużo... znacznie więcej niż uczniów w innych domach. - Mmm, pycha. Jest tam blok czekoladowy? - wyszczerzyła się do przyjaciółki, przeglądając słodycze znajdujące się w paczce. - Zdajesz sobie sprawę, ze za chwilę tego nie będzie, prawda? Może poczęstuj się teraz... Usiadła przy stole niebieskich, rozglądając się przy tym, czy w pobliżu nie ma nikogo znajomego, a gdy poszukiwania nic nie dały, nalała sobie do szklanki soku dyniowego i zaczęła go powoli pić.
Już nei czuła smaku czwartego tosta. Ile można czekać? Przeżuła powoli ostatni kęs i wstała od stołu, czując, że dłużej nie wytrzyma w pozycji siedzącej. Spojrzała na zegarek - piętnaście minut. No ile można? Zaczęła chodzić wzdłuż pustego stołu ślizgonów. Szybko jednak zrezygnowała i z tej taktyki i przeniosła się pod wejście, wypatrując Mii w otwartych drzwiach. Zaczęła gwizdać pod nosem jakąś melodię z dzieciństwa i wytupywać rytm w na marmurowej posadzce. Znó spojrzała na zegarek. Dwadzieścia minut. Jeszcze pięć minut i sobie pójdzie.