Największe pomieszczenie w zamku, to tu odbywają się wszystkie uczty i bale. Oświetlone jest przez lewitujące w powietrzy tysiące świec. Wspaniałe, wysokie sklepienie zawsze odzwierciedla prawdziwe niebo, bez względu na to czy świeci Słońce, czy pada deszcz. Każdego ranka, przy śniadaniu zlatują się sowy przynosząc gazety i listy od rodziców oraz znajomych. Lądują przy stołach czterech domów - Slytherinu, Ravenclawu, Hufflepuffu i Gryffindoru, które zawsze zastawione są mnóstwem pysznego jedzenia. Na samym końcu sali ustawiony jest mniejszy stół, nauczycielski, gdzie na honorowym miejscu zasiada dyrektor.
Ostatnio zmieniony przez Bell Rodwick dnia Sob 6 Wrz 2014 - 18:00, w całości zmieniany 4 razy
Obie zeszły z wieży astronomicznej, a potem kolejną wielką liczbą stopni z wielkich schodów dotarły do Wielkiej Sali. Effie rozejrzała się krótko po pustej sali i szybko ruszyła w stronę stołu zielonych. Przez to siedzenie na szczycie, trochę zgłodniała. Wzięła więc tosta z dżemem brzoskwiniowym i zabrała się za jedzenie. Nalała sobie jeszcze trochę soku dyniowego. Spojrzała w stronę sklepienia, które jak i niebo na zewnątrz, stopniowo się właśnie rozjaśniało. Dzień zapowiadał się pięknie, miał to być jeden z ostatnich ciepły dni tej jesieni.
Rozejrzała się po Wielkiej Sali i przysiadła do Effie. Podpierając brodę na dłoniach, patrzyła jak je, aż w końcu sama sięgnęła po bułkę. Przekroiła, albo raczej rozerwała ją niezbyt ostrym nożem i posmarowała białym serem. Przełknąwszy pierwszy kęs, nalała sobie czegoś żółtego, co stało najbliżej. - Jak ci poszły SUMy? - spytała, biorąc szklankę z napojem.
Wbiegła na pustą jeszcze salę. Przy stole ślizgonów siedziały dwie dziewczyny, Hanna z ulgą stwierdziła, że jedna z nich jest tą której poszukuje. Wypuściła powietrze z ust i powolnym krokiem doszła do dziewczyn. -Cześć-powiedziała, starając się uśmiechnąć-Wczoraj zostawiłam swoją książkę, nie wzięłaś jej może?-zapytała z nadzieją
- Z Lucjuszem Malfoyem było kiedyś coś podobnego, no nie? Może to jakiś jego syn, albo ktoś... - wzięła Proroka i przeczytała odpowiedni artykuł. - Nie... jakiś inny, nazwiska nawet nie kojarzę. - Cześć - odpowiedziała nieznajomej dziewczynie. - Effie ukradła książkę? - spojrzałam na siostrę z udawanym niedowierzaniem.
-Nie-zaśmiała się-Zostawiłam wczoraj książkę w pokoju wspólnym, ale nigdzie nie mogę jej znaleźć. Miałam nadzieję, że mi ją przechowała-wyjaśniła Hanna z uśmiechem na twarzy.Do pomieszczenia przybywało coraz więcej uczniów, więc zajęła miejsce obok Effie i jej rudowłosej koleżanki. -Mogę się przyłączyć?-zapytała
iepewnym krokiem weszła do Wielkiej Sali, podziwiając jej bogate wnętrze. Podniosła głowę do góry, patrząc na przepiękne nocne niebo. Tyle gwiazd świeciło, spogladając na Cassie. - Wow- rzekła z zachwytem, obracając się wokół własnej osi, a za nią delikatnie pofalowała spódnica. W podskokach podbiegła do obrazu, wyciągnęła dłoń jakby chciała dotknąć płótna. Jakaś osoba obudziła się i zaczęła krzyczeć. Podskoczyła ze strachu, cofając się pare kroków. Spostrzegła dziewczyny, siedzące przy stole i postanowiła się zapoznać z nimi. Uniosła głowę, patrząc na powiewający herb. - Slytherin- powiedziała cicho jakby z dumą i szacunkiem. Podeszła do stołu, na którym znajdowało się mnóstwo potraw. - Hej, mogę się dosiąść?- spytała melodyjnym głosem pełnym sympatii.
-Tak jasne siadaj-odpowiedziała Hanna przybyłej nieznajomej. Uśmiechnęła się do niej przyjaźnie. -Jesteś tu nowa prawda?-zwróciła się do blondynki-Nie widziałam Cię tu wcześniej.
Zajęła wyznaczone miejsce przez ślizgonkę. Uśmiechnęła się przyjaźnie. Mimowolnie drgnęła z zimna i uniosła wzork na dziewczynę. - Tak. Nazywam się Cassie- wyciągnęła dłoń do towarzyszy- A Wy? Pomyślała, że mit o fatalnym pierwszym dniu w szkole, właśnie został obalony.
-Ja jestem Hanna-podała jej rękę i uśmiechnęła się przyjaźnie, odczekała chwilkę, aż przywita się z pozostałymi i znów zwróciła się do Cassie. -Więc jak Ci się podoba Hogwart? -zapytała i sięgnęła po sok dyniowy-Slytherin tak?
- Chciałabym- powiedziała szczerze, unosząc lekko kącik ust. Nieco czuła się dziwnie, ponieważ jako jedyna nie miała na sobie szat.- Prawdę mówiąc, dopiero co zaczęłam zwiedzać. Nogi same zaniosły mnie do...- urwała, nie wiedząc, gdzie tak naprawdę się znajduje.
Wielkiej sali-dokończyła za nią-odpowiednik mugolskiej stołówki-zachichotała. -Jeśli przydzielą Cię do Slytherinu, będę mogła trochę cię oprowadzić po pokoju wspólnym i dormitorium.-zaproponowała
- Bardzo chętnie!- odpowiedziała z radością.- Nie wiem co prawda, co znaczy u mugoli stołówka, jednakże Wielka Sala to bardzo adekwatna nazwa.- zachichotała- Z której jesteś klasy?- spytała zaciekawiona.
Hanna zachichotała. -Siódma-oznajmiła i ugryzła spory kawałek tosta z serem.-Nie jesteś głodna po podróży?-zapytała z uśmiechem.-Weź sobie tosta jest pyszny.-Podała jej ogromny półmisek z jedzeniem. -Gdzie wcześniej chodziłaś do szkoły ?-zapytała zaciekawiona
- Nie, nie jestem głodna, ale Ty jedz.- przysunęła do Hanny półpisek z tostami.- Smacznego. A co do szkoły... Miałam nauczanie domowe. A Ty tutaj chodzisz już 7 lat? Och, musisz pewnie doskonale znać szkołę!
-Dziękuje-uśmiechnęła się przyjaźnie-No cóż, Hogwartu tak naprawdę nikt dobrze nie zna. Można tu mieszkać całe życie, a i tak Cię czymś zaskoczy.-uśmiechnęła się przyjaźnie-Ostatnio pół godziny szukałam drogi do pokoju wspólnego chociaż wydawało mi się, że mogłabym tam dojść z zamkniętymi oczami.-odparła i chwyciła szklankę z sokiem dyniowym.
- Doprawdy? To brzmi jakby droga się zmieniała- powiedziała zafascynowana- Bardzo lubię takie tajemnicze miejsca. Zamek jest bardzo duży, nie było żadnych problemów z uczniami, którzy gdzieś się zaszyli i nie wiedzieli jak wrócić?
Zaczytana ponownie w artykule w końcu się ocknęła. - Tak jasne, mam tu twoją książkę, wczoraj zaczęłam ją czytać jak poszłaś i okazała się być bardzo interesująca - powiedziała wyciągając książkę z torby - Wolałam jej nie zostawiać w Pokoju Wspólnym. - Dodała i wręczyła Ślizgonce obszerną książkę.
Zerknęła przez ramię dziewczynie, próbując doczytać tytuł książki. Jednak szybko się wycofała, by nie zostać przyłapana. Nalała sobie wody do szklanki. - Co to za książka?- spytała.
- Straszne klątwy i jak wykorzystywać je na innych - powiedziała do Puchonki uśmiechając się kącikiem ust. Przeczesała ręką długie włosy i rozejrzała po sali. - Nie szkoda wam tego, że jesteście tu już ostatni rok? - Zapytała spoglądając na siódmoklasistki. - Ja jestem w waszym wieku, ale na szczęście urodziłam się w październiku, tak, że zaczęłam później szkołę i strasznie się cieszę, że pozostały mi tu jeszcze dwa lata. Z resztą opuszczać Hogwart ze świadomością, że po wakacjach się do niego nie wróci, musi być czymś dość ciężkim.
Zmrużyła oczy, próbując zgadnąć jakie klątwy mogą być w książce. Ojciec wiele opowiadał o tym, co stosuje się na tajemniczych posiłkach, żeby sprawdzić, by Cassie spokojnie mogła oglądać straszne sceny. Przełknęła głośno ślinę, przypominając sobie wytwory własnej wyobraźni. Gdyby mogła tylko nie patrzeć ofiarze w oczy... One wyrażały tyle smutku i cierpienia! Drgnęła ponownie mimowolnie, przybierając na twarz uśmiech. - Jak poznam, to pewnie będę tęsknić.
Vivien weszła do Wielkiej sali w wysokich, czerwonych obcasach, obcisłych spodniach i białej koszuli. Rozejrzała się po ogromnym pomieszczeniu w poszukiwaniu kogoś znajomego. Jednak zobaczyła jedynie trzy dziewczyny siedzące przy stole Slytherinu. Mając do wyboru samotny posiłek i rozmowę ze ślizgonami, wybrała drugą opcję. Podeszła do stołu i uśmiechnęła się zawadiacko. - Ciekawa lektura- powiedziała widząc książkę w rękach rudowłosej dziewczyny- Mogę się przysiąść?- zapytała.
- Cześć, cześć, cześć - powiedziała do każdej z dziewczyn, jako, ze wcześniej się nie przywitała. - Jasne, siadaj. - Każdy przecież jest tu siedem lat. Prawie - dodała, spoglądając na Cassie. - Tylko, że w innym okresie... Całe szczęście, mi zostały jeszcze trzy lata,a potem... Jeszcze nie wiem.
Spojrzała na rudą krukonkę i uśmiechnęła się do niej lekko. - Bell Rodwick z mojego rocznika, o ile się nie mylę? Podobno zostałaś prefektem, cóż... gratuluję-powiedziała Vivien usiadła obok niej i spojrzała na resztę dziewczyn. - Jestem Vivien Davila.
Elizabeth Slim: Lizzy, po szybkiej penetracji swojego dormitorium, postanowiła jeszcze raz zajść do Wielkiej Sali -a nuż pojawili się tam jacyś Gryfoni. Ku jej zaskoczeniu były tam siostry, które poznała wcześniej, Vivien i jakaś uczennica, której jeszcze nigdy nie widziała. A może zwyczajnie nie kojarzyła. -Cześć, jestem Elizabeth. Chyba się jeszcze nie znamy? -wyciągnęła rękę w stronę jasnowłosej dziewczyny. Po chwili zwróciła się do reszty. -Tak, to znowu ja. Nie mam się czym zająć, a cała szkoła jakby opustoszała. Nie widząc, co jeszcze mogłaby powiedzieć dodała ściszonym głosem: -Vivien, kompletnie nie mam się w co ubrać.
Jestem taka sławna? - zaśmiała się. - Nie żeby mi to przeszkadzało, ale to takie trochę... dziwne. - Raczej nikomu nie przeszkadza twoje, towarzystwo, Lizzy. Wręcz przeciwnie, dobrze, że jest nas coraz więcej, choć z tego co wiem, jest tutaj cała teraz szkoła... - odstawiła szklankę i wzięła Proroka, którego wcześnie czytała Effie.