Angie zauważyła kilkoro pierwszorocznych którzy usadowili się na odległym końcu ich stołu nic dziwnego ,że byli zdenerwowani pierwszy dzień w nowej szkole nigdy nie jest łatwy ,nie tylko w Hogwarcie. Wypiła trochę soku dyniowego i znudzona pogrzebała widelcem w swoim talerzu .Chciała znaleźć się już w dormitorium nudziło ją to ciągłe siedzenie .Rozejrzała się w poszukiwaniu znajomych twarzy .Gdy jej wzrok powędrował w kierunku stoliku ślizgonów skrzywiła się .Zobaczyła kuzynkę przyglądającą się jedzeniu."A jednak Connie naprawdę się tu przeniosła ,ciekawe jak jej się tu podoba w końcu to nie Beouxbantons ... "zamyśliła się. Po paru minutach znów przystąpiła do picia soku z dyni żałując ,że nie jest to ognista whisky.
Beauxbatons, nie Beouxbantons. Zaznaczyłam Ci na czerwono wszystkie przecinki i kropki: Kończysz słowo - znak interpunkcyjny - spacja.
Ostatnio zmieniony przez Angie Saunders dnia Nie Sie 29 2010, 17:06, w całości zmieniany 1 raz
Nałożyła trochę pieczonych ziemniaczków i dziwnie wyglądajace mięso. Może jak się otruje, to ją stąd zabiorą? Albo wykorzystać krwotoczka truskawkowego? Możliwości miała dużo, ale jakoś nie była pewna czy do końca chce się urwać z tej uczty. Wszystko wyglądało tak smakowicie, nawet dziwne, jakies zmutowane mięso. -Tak, strasznie sztywniacka szkoła- mrukneła przypominając sobie prosto chodzące, wymalowane panienki w atłasie. Tragedia. -Jakby to... Gdyby mnie nie wywalili, to bym się przeniosła- powiedziała z lekkim uśmiechem, przypominając sobie swoje wybryki. A właśnie. Słyszała, że jest tu jakaś kotka. Więc bedzie co podpalać. -Chodzisz do Hogwartu bo chciałes, bo rodzice chceli czy dlatego, że masz najbliżej?- spytała patrząc na niego. Następnie odwóciła się do Nik'a i spytała. -Jak podróż pociągiem?- mruknęła. Nigdy więcej nie pojedzie ekspresem do Hogwartu. A jak tak, to położy sobie na kolana jakieś szpilki czy coś.
- Wywalili Cię? Oh, no to musiałaś narozrabiać... Ale wiesz, w Hogwarcie mają większą cierpliwość, więc jeżeli chcesz się stąd wyrwać, to nie licz na zalania, podpalenia, czy jakieś inny formy destrukcji. A ja? Cóż, trochę chciałem, a trochę musiałem. Staram się nie rozrabiać za dużo, ale nie udaje się... Jeżeli będziesz miała jakieś ciekawe pomysły, to daj znać, chętnie pomogę! - "Zawsze i wszędzie reprezentujesz swoją rodzinę!", przez głowę przemknęły mu słowa ojca, które cały czas mu powtarza... a on co? Proponuje nowej "koleżance" pomoc w zniszczeniu szkoły... Ale cóż, w końcu to Dom Węża, a on jest Złym Chłopcem. Kiedy Connie zagadnęła Nika, on także na niego zerknął. Nie znał go za dobrze, ale kojarzył z widzenia, więc w sumie zainteresował się.
Jej twarz spochmurniała. Z jednej strony mogłaby rozrabiać do woli, a zapewne skończylo by się to tylko szlabanem. Z drugiej akcja "trafienie do Durmstrangu" była ciężka do wykonania. Słysząc jego propozycję uniosła delikatnie kącik ust. Widać nie tylko ona uwielbiała uprzykrzać ludziom życie w mniej lub bardziej orginalny sposób. -Masz jakieś ciekawe wybryki na swoim koncie?- spytała przypatrując się mu. Wiec najwyraźniej ludzie trafiają do Slytherinu dlatego, że są do siebie podobni. Nie decyduje pochodzenie. No, a może i to i to ma znaczenie? Tego się napewno dowie w swoim czasie. -Po ile osób są dormitoria?- Zapytała nagle.
Podróż pociągiem nie była tak męcząca, jak zwykle. Natomiast już przejazd powozem tak. Trafiły jej się jakieś durne małolaty, paplające o tym, "jaki to ten i ten jest przystojny, och, a tamten to ciacho". Blee, Cirilla nie znosiła takiej gadki. Dlatego cieszyła się, gdy wchodziła do zamku. Ostatni rok. A ona nie miała żadnych planów co do przyszłości. Przywitała się ze wszystkimi Ślizgonami, których znała. Oczywiście Tiara jak zwykle gadała głupoty. Ciri usiadła obok Lorelei, która jak zwykle milczała. - Lacey Elise! Dlaczego nie usiadłaś ze mną w przedziale, hę? - zapytała znienacka.
Ostatnio zmieniony przez Cirilla de Sauveterre dnia Nie Sie 29 2010, 18:05, w całości zmieniany 1 raz
Coraz bardziej znudzona i zniecierpliwiona, co groziło katastrofą, bo dziewczyna była zdolna wtedy do wszystkiego. Nawet do bitwy na jedzenie, które musiałaby wyczarować. Zamknęła oczy, rozmyślając o czymś przyjemnym. Nawet miała już pomysł, jak pozbyć się nudy w roku szkolnym. Nie zamierzała przecież cały czas siedzieć w Pokoju Wspólnym, dormitorium lub na lekcjach. Kiedy już myślała, że wstanie i najzwyczajniej w świecie wyjdzie, pojawiła się Bell z Viv. Spadły jej z nieba. - Bell! – krzyknęła na całą salę. Przez pięć lat można się było przyzwyczaić do Michelle, więc tylko pierwszoroczni i nieliczni ze starszych klas zwrócili na nią uwagę. - Nie mogę narzekać. Na Malediwach było całkiem ciekawie. Zresztą, sama byłaś i widziałaś, prawda? – spytała retorycznie. Przecież nie raz spotkała tam prefekta Krukonów. Wyprostowała się, machając pod stołem nogami i niechcący kopiąc siedzącą naprzeciw dziewczynę z jej roku. Nie przeprosiła, tylko przesunęła nogi na bok. Nareszcie wszedł dyrektor. Przyglądała mu się z uwagą, czekając, aż coś powie. Była głodna, zmęczona, a raczej znudzona, i teraz miała ochotę zrobić coś szalonego. Chociażby utopić się w jeziorze. Cokolwiek, byle ta uczta nie była tak nudna. Wsłuchała się w pieśń Tiary. Co, jak co, ale lubiła jej słuchać. Dziwiła się, że tak stary kapelusz ma jeszcze siłę, aby co rok wymyślać nowe pieśni o Hogwarcie. Szczerze się ucieszyła i z wyczekiwaniem czekała, aż uczniowie zostaną przydzieleni. Kilka, a może kilkanaście osób trafiło do Ravenclawu, na co cały stół się radował. Michelle też powinna, ale teraz nie miała do tego głowy. Po chwili na stole pojawiło się mnóstwo talerzy z pysznymi daniami. Michelle oblizała usta, nakładając pierwszej lepszej potrawy na talerz. Nawet nie zwróciła uwagi na to, co je. Ważne, że po spróbowaniu było dobre.
Nałożył sobie na talerz parę zaskakująco wielkich ziemniaków, rezygnując z wszystkiego innego. Chociaż dzisiejsza uczta, zresztą tak jak zawsze, należała do tych najwytrawniejszych, to czując zapachy poszczególnych potraw nic nie wydawało się mu obiecujące. W milczeniu trawił jedzenie, powtarzając w myślach niczym mantrę, słowa Tiary Przydziału. Dlaczego akurat teraz?! Przecież to wszystko mogło sobie poczekać jeszcze chociaż jeden maciupeńki roczek, a wtedy on, zamiast do szkoły czy pracy, wyjechałby za granicę i pozwolił działać jakiemuś naiwnemu wybawicielowi Anglii. Gdy wszystko się skończy, o ile dobrze, wróciłby do kraju i opłakiwał zmarłych. Gdy skończył jeść wyszedł bez słowa z sali i samotnie ruszył do dormitorium.
Dyrektor jeszcze wspomniał o najważniejszych zasadach, jak zakaz używania pewnych przedmiotów na terenie szkoły, należących do kategorii magicznych dowcipów. Następnie nakazał aby, gdy już wszyscy się najedzą, ruszyli do swoich dormitoriów. Natomiast najmłodsi, aby ustawili się za swoimi prefektami. Po chwili poszczególne osoby powoli zaczęły opuszczać Wielką Salę. Nowy rok szkolny na dobre się rozpoczął.
- Ja... nie, raczej nic wielkiego... Moją specjalnością są romanse i publiczne obściskiwanie się ku niezadowoleniu zniesmaczonych nauczycieli... - mówił, i zamyślił się na chwilę... Cóż, lubił to i nie ukrywał się z "miłością", chociaż jak teraz sobie pomyślal, to mówiąc to mógł zniechęcić do siebie Connie - ale zostały mi dwa lata do końca, więc w sumie chyba czas zacząć robić coś ciekawszego. A dormitoria... wiesz, to różnie... myślę, że znajdziesz tu dla siebie kąt... - dodał szybko. Nadszedł koniec uczty, nareszcie można się wynieść z Wielkiej Sali i pójść do siebie... - Może chcesz, żebym Cię zaprowadził? Hogwart jest pełen tajemnic i łatwo się zgubić...
-Rozumiem, że trafiłam na babiarza- mruknęła. Jak na razie chłopak wydawał się mieć więcej jej przeciwieńst, niż na początku myślała. Sama raczej odrzucała całe otoczenie, a już szczególnie płeć przeciwną. Chociaż ostatnio miała z tym pewne trudności. Kiedy wreszcie dyrektor zaczął przemawiać nachmurzyla się jeszcze bardziej. Żadnych gadżetów Wesleyów? Jak ona ma tu przeżyć! Zapowiadalo się coraz gorzej, a na dodatek już od początku miała więcej wrogów niż osób pokojowo nastawionych. -A jak zabraknie Hmm... Kątów? To rzeczy dziewczyn wylecą przez okno- powiedziała z chytrym uśmeiszkiem. Propozycja chłopaka trochę ją zaskoczyła. -Wyglądam na aż tak zagubioną, że trzeba się mną zaopiekować?- spytała z kpiacym uśmieszkiem. Tak czy siak miała zamiar przystać na ofertę. Kątem oka spoglądała na Nik'a, oczekując odpowiedzi na pytanie o pociąg.
Ostatnio zmieniony przez Connie Tenebres dnia Nie Sie 29 2010, 19:59, w całości zmieniany 1 raz
Wysłuchała wszystkiego czego mogła. Wypuściła to zaraz drugim uchem, tylko dlatego, że rozplątał jej się warkocz. Pierwszoroczni zostali poprzedzielani do poszczególnych klas, to miłe... Ale właśnie końców zdawała się być dziwnie nieułożona. Nie powinna się tym przejmować. Właśnie. Nie będzie się tym przejmować, bo nie ma po co. Spoglądała nieco w stronę stołów należących do innych domów. Gdy tylko pojawiło się jedzenie, to zabrała się za nie. Podróż była tak męcząca, że lepiej nic nie mówić. Ona natomiast była tak głodna, że zaczęła od razu pałaszować to co przychodziło jej na talerz. Nikt się do niej nie odzywał. To dobrze. Przesiedziała chwilę przy stole, może dowie się czegoś ciekawego, ale jednak nic. Zupełnie nic. Żadnych ciekawych informacji, ani rozmów do których jakimś cudem mogłaby dołączyć. Westchnęła cicho. Jeszcze sobie odpocznie nieco, może potem coś doje, a na końcu pójdzie sobie do dormitorium. Tak będzie najlepiej.
Gdy w końcu pozwolono się rozejść Lil od razu wstała. Chwyciła tylko jabłko, pozostałe jedzenie zostało przez nią nie tchnięte. Rozejrzała się i po pewnej chwili stwierdziła, że tylko nieliczni postanowili opuścić ową salę. Jakoś nic z dzisiejszej przemowy do niej nie mówiło. A tak gadka tej tiary? Nieee...Pierwszaczki posłusznie dołączyły do swoich nowych ‘domów’i tyle. Nie wiedzą w co się pakują. Takie pełne szczęścia, ale chyba większość ludzi tak miała? Poprawiła ubranie i powoli ruszyła w stronę drzwi. Szła prosto w stronę swojego dormitorium. Nic jaj się tak nie chciało, jak w końcu paść na tą zieloną, ślizgońską pościel. No w końcu w domu, nie? Pomyślała z ironią.
Znudzona Angie postanowiła jednak wrócić do Wielkiej Sali. Gdy już tam dotarła i rozejrzała się od razu w oczy rzuciła się ruda czupryna Katyi toteż Angie popędziła w jej kierunku. -Dawno się nie widziałyśmy -uśmiechnęła się do puchonki- Będziesz tak tu siedzieć i się nudzić czy może masz ochotę na mały spacer co?- spytała .Krukonka nie zamierzała spędzić pierwszego dnia szkoły nudząc się w dormitorium.
Nike nie odpowiedział. Sam nie wiedział dlaczego, ale uznał że nie powinien przerywać dwójce rozmowy. Z braku lepszego pomysłu. Wstał i powoli udał się w stronę wyjścia. Obrócił się ostatni raz. Spojrzał uważnie na Connie i chłopaka, a po chwili wyszedł kierując się w stronę dziedzińca.
Rose nic nie tknęła ze stołu. Była znudzona, zmęczona i wcale nie szczęśliwa. Mimo że jak tylko weszła do sali, poczuła się jak w domu, to teraz miała dość siedzenia w tym tłumie. Ciągłe przekrzykiwania się, głośne rozmowy, ignorancja... Nie, to nie dla niej. Dodatkowo jakaś Krukonka wydarła się na cały głos. Współczuła Bell. Wstała niechętnie, prowadząc uczniów swojego domu do lochów, do Pokoju Wspólnego. Nic tu po niej.
Na chwile wystawiła rękę w stronę wychodzącego Nik'a, ale szybko ją cofnęła. Nie spodziewała się takiej jego reakcji. "Co mu się mogło stać?"- zastanawiała się patrząc na miejsce, w którym jeszcze przed chwilą siedział. Westchnęła z bezsilności, złości, nudzie i smutku w jednym. Ciekawe jak to zabrzmiało. Jakoś nie potrafiłą oderwać wzroku od drzwi. W końcu się to jednak udało i odwróciła się do Namidy.
Siedziała podparta łokciem o stół. Nic, a to zupełnie nic. Czuła się nawet jak palec, który nikomu nie jest potrzebny. Ach, kobieto, tak to jest jak nie lubisz się zbytnio otwierać przed innymi ludźmi. Niech ją ktoś wyratuje z tego wszystkiego! To jej takie ciche marzenie na daną chwilę. I gdyby dodać jeszcze trochę dramaturgi, to mogłaby stwierdzić, że Angie zjawiła się w samą porę, jak jej wybawca. W pierwszym momencie podskoczyła na małą wysokość jak oparzona, gdy usłyszała jej głos. Chwilę potem zawisła na jej szyi, jak gdyby chciała podziękować za wybawienie jej. - Dawno, dawno - odpowiedziała radośnie i oderwała się od niej. Oczywiście, że wyjdzie! Pierwszego dnia nie należy zmarnować! Poprawiła szybko swoja szatę, żeby nie było, iż wygląda nieco niechlujnie. - Zdecydowanie, to mam ochotę na długi spacerek - odpowiedziała. Oj tak, nie widziała Krukonki przez wakacje, więc nawet była szczęśliwa. Dałaby głowę uciąć, że widziała też parę bardziej znajomych twarzy, ale tak bardzo pogrążyła się przy jedzeniu, że nie była pewna czy to naprawdę było to te parę znajomych jej twarzy. - Prowadź kobietko, prowadź...
Z minuty na minutę humor pogarszał się i sama nie była do końca pewna dlaczego. W Wielkiej Sali szumiało jak w ulu. Jeszcze bardziej wykrzywiając twarz skierowała się do stołu Ślizgonów wypatrując znajomych. Od "poszukiwań" zrobiła się jeszcze bardziej głodna, ale dzisiejszego dnia wszystko było takie jakieś... Ble. Chwyciła więc za sok dyniowy czekając nie wiadomo na co.
-No to w drogę -odparła i ruszyła w raz z Katyiom w stronę drzwi.W Wielkiej Sali zostali już nieliczny ale mimo tego było tam strasznie głośno i pomyśleć ,że będzie tak codziennie ."A może by się tak upić"zastanawiała się no bo w końcu nie wypada zmarnować pierwszego dnia szkoły.
Siedziała spokojnie z lekkim znudzeniem przy swoim stole razem z innymi gryfonami. Jadła tylko surówkę. Szczeże mówiąc nie była zbytnio głodna, ale nie mogła także wyjść. Do o koła nie działa się nic ciekawego. Westchnęła cicho i z lekką irytacją.
Obserwowała jak pierwszoroczni dochodzą do swoich stołów, a przy tym naturalnie klaskała kiedy pojawiał się nowy Krukon. - No tak, byłam. Ale coś nie miałyśmy okazji, żeby pogadać, chyba, że czegoś nie pamiętam? - spytała, z niemałym uśmiechem na twarzy. Zerknęła na Michelle, żeby zobaczyć i jej minę. Po niej można było przecież tak wiele wyczytać, nawet jeśli ktoś nie chciał mówić. W końcu pojawiło się jedzenie. Nie żeby Bell się na niej rzuciła, ale nie kazała mu czekać długo na nałożenie na talerz. Bo całym dniu podróży pociągiem była głodna i to bardzo. Słodycze z wózka to przecież żaden posiłek. Tak więc, po chwili znajdywało się przed nią całkiem sporo pysznego jedzenia. - Robimy imprezę w Pokoju Wspólnym - powiedziała z pełną buzią, więc dziewczyna mogła jej nie zrozumieć. Ale trudno, najwyżej dowie się w swoim czasie. Po pojawieniu się deserów, zjadła ogromny kawałek bloku czekoladowego i lody miętowe. Ach, tak się najadła, że do jutra spokojnie starczy. - Do zobaczenia później - powiedziała do Michelle, Viv i wszystkich znajomych w pobliżu. Wstała i z niejaką niechęcią zwołała pierwszoroczniaków, żeby zaprowadzić ich do Pokoju Wspólnego Krukonów. Jak najszybciej opuściła Wielką Salę.
Ona potulnie, jak baranek, szła za Angie. Miała nadzieję, że trafią na miejsce, które będzie naprawdę przytulne. Krukonka na pewno jej nie zawiedzie i zaprowadzi ją wprost do miejsca, gdzie będą mogły w spokoju wysiedzieć, pewnie też porozmawiać i się wyciszyć nieco. Na pewno!
''Czas na mnie'' Pomyślała i zebrała się do wyjścia. Rozejrzała się jeszcze i szybko wyszła bez zbędnego ociągania się powędrowała do do wież gryffindoru.
Upomnienie 3/5 - złamanie czwartego punktu regulaminu ogólnego
- A tam babiarz... - zaśmiał się cicho... no tak, przecież nim był... - Cóż, nie wyglądasz na słabą dziewczynę, ale uważaj na Ślizgońskie dziewczyny... Niektóre potrafią dopiec. - powiedział ciszej, choć nadal z lekkim uśmiechem. - Nie, nie wyglądasz, ale ja jestem dżentelmenem. - powiedział niemalże wyniośle, prostując się, jednak szybko się. Chyba Connie nie da się uwieść, więc nie będzie przed nią grał - A przynajmniej za takiego mnie mają. Kiedy Nik tak wstał bez słowa, aż się za nim obejrzał... - To nie było miłe. - mruknął, widząc, że Connie nie jest z tego faktu zadowolona. Siedzieli jeszcze chwile przy stole, żeby tłum przy drzwiach trochę zelżał, po czym Namida wstał, podając dziewczynie dłoń, jak na dżentelmena przystało. Nie liczył na to, że ją przyjmie, ale zawsze warto było spróbować.
-Jak na razie nie poznałam ślizgonkim, która miałaby mózg większy od ziarenka piaska- powiedziała zakładając noge na nogę i patrząc na chłopaka. Westchnęła odwracając wzrok jeszcze na chwilę na drzwi. -Za dżentelmena? Rozumiem, że na codzień całujesz w rączki i wszędzie prowadzisz zagubione dziewczęta- powiedziała z lekkim uśmiechem. No i prosze, już drugi ślizgon, z którym się miło rozmawia. Dziwne. Nie skomentowała uwagi o Nik'u. Niezbyt pewnie ujęła jego dłoń i wstała. -Prowadź panie przewodniku- powiedziała cicho. Słyszała, że dormitorium Slytherinu jest w lochach. Gdyby było ciemno i zimno przeżyje, ale gdyby zobaczyła pająka to zapewne piskiem zepsułaby sobie dotychczasową opinię. Błagała w myślach o brak insektów.
- No więc chodźmy... Lochy nie są może najprzyjemniejszym miejscem, ale raczej tylko pierwszoroczni zarzekają... Wiesz, to jeszcze dzieci... - zanim wyszli, jeszcze w drzwiach odwrócił się na wielką sale... Jego siostra gdzieś już tu powinna być, jednak nie bardzo go to interesowało. Skoro nie przyszła się przywitać, to znaczy, że tęskni tak samo, jak on... Oh, nawet nie słuchał, do jakiego domu się dostała... ale znając ją i jej charakterek, to zdecydowanie Slytherin. Razem z Connie wyszli z Wielkiej Sali.