Angie zauważyła kilkoro pierwszorocznych którzy usadowili się na odległym końcu ich stołu nic dziwnego ,że byli zdenerwowani pierwszy dzień w nowej szkole nigdy nie jest łatwy ,nie tylko w Hogwarcie. Wypiła trochę soku dyniowego i znudzona pogrzebała widelcem w swoim talerzu .Chciała znaleźć się już w dormitorium nudziło ją to ciągłe siedzenie .Rozejrzała się w poszukiwaniu znajomych twarzy .Gdy jej wzrok powędrował w kierunku stoliku ślizgonów skrzywiła się .Zobaczyła kuzynkę przyglądającą się jedzeniu."A jednak Connie naprawdę się tu przeniosła ,ciekawe jak jej się tu podoba w końcu to nie Beouxbantons ... "zamyśliła się. Po paru minutach znów przystąpiła do picia soku z dyni żałując ,że nie jest to ognista whisky.
Beauxbatons, nie Beouxbantons. Zaznaczyłam Ci na czerwono wszystkie przecinki i kropki: Kończysz słowo - znak interpunkcyjny - spacja.
Ostatnio zmieniony przez Angie Saunders dnia Nie Sie 29 2010, 17:06, w całości zmieniany 1 raz
Nikt nie zauważył Blake`a, który jako przedstawiciel Ministerstwa Magii zjawił się w wielkiej sali. A może nikt go nie mógł zauważyć, w końcu to osoba o wielkich talentach transmutacyjnych? Casper usiadł z boku, przysłuchując się rozmowom i zaczął skrzętnie pisać notatki.
Przyszedł do Hogwartu sprawdzić jak się ma stan rzeczy. Wszedł do Wielkiej sali z nadzieją że znajdzie dyrektora. Jednak nie znalazł go wzrokiem. Jednak jego bystre oczy spoczęły na mężczyźnie, którego nigdy dotąd nie widział w Hogwarcie. Chciał się dowiedzieć kim on jest, w końcu taka rola aurora by dbać o bezpieczeństwo. Podszedł do mężczyzny. - Witam. czy mogę wiedzieć co pan tu robi? Spytał uprzejmie, jednak można było wyczuć małą nutkę chłodu w jego głosie.
Podniósł spojrzenie, nie uzyskawszy jeszcze odpowiedzi od Sebastiana. Dojrzał dwóch mężczyzn, którzy definitywnie wyróżniali się wśród reszty wiekiem. Nie usiedli też przy stole nauczycielskim, więc zwątpił, iż są to pracownicy Hogwartu. - To kadra? - zapytał półszeptem Constance, rzucając krótkie spojrzenie kobiecie. Potem znów spojrzał na dwójkę konspiratorów. Kojarzył ich chyba z ministerstwa, bo pracował niemal w każdym departamencie... nie zawitał tylko u aurorów i w departamencie tajemnic, jednak mijał wiele twarzy na korytarzach i kojarzył je. Hum, hum. Jedna brew powędrowała do góry.
-Witam, nazywam się Casper Blake, jestem tutaj jako przedstawiciel Ministerstwa Magii - ukłonił się lekko. To tylko wizyta kontrolna. Chwilę się zamyśla - Strasznie młode to nowe pokolenie nauczycieli. Czy nie uważa Pan, że te osoby nie są jeszcze wystarczająco doświadczone, aby być wychowawcami dla tej uczniowskiej tłuszczy? Smarknął, wywołując obrzydzenie wśród towarzyszy - Jak na przykład nowa nauczycielka transmutacji. Ile ona może mieć lat? Dwadzieścia? Ciekawe czy ma ona wiedzę, która pozwala na nauczanie w Hogwarcie... A ja dobrze się orientuję, co trzeba prezentować, bo sam wiem co nieco o iluzjach i transmutacji właśnie. Myślę, że przyda się kontrola ze strony Ministerstwa Magii, trzeba to wszystko sprawdzić...
- Rozumiem. ja też jestem z Ministerstwa Magii, jestem aurorem. Powiedział i uśmiechnął się lekko. Udał że nie zobaczył smarknięcia. - Ja również przyszedłem na kontrolę, więc może razem się tym zajmiemy? Sprawdzimy wiedzę owych nauczycieli. Mimo że nie leżało to w jego zakresie kompetencji to postanowił to zrobić by zapełnić czas, ale i po to by móc się upewnić o stanie wiedzy profesorów.
Myślę, że dyrektor zatrudniając ich ma na względzie ich kompetencje. Nie powinniśmy chyba podkopywać zaufania profesora. - Znów się zamyśla Jednak nie podoba mi się liberalny charakter tej szkoły. Za czasów Dumbledora nie do pojęcia były dwudziestoletnie nauczycielki przechadzające się, zamiast w togach w niepiskliwych kolorach, prawie nagie. -mówiąc to chowa dłoń w swą togę i wyciąga menzurkę z bezbarwnym napojem Nie poczęstuję Pana, podobno aurorzy bimbru nie lubią - przechylił buteleczkę, wziął dwa łyki, a na sali czuć było swąd zgniłych jabłek
- Myślę jednak że ma Pan rację, lecz moim zdaniem równie ważny jest poziom wiedzy i doświadczenia nauczycieli. Wyjął z wewnętrznej kieszeni szaty piersiówkę. - A może Pan napiłby się ze mną trochę whisky? Zawsze noszę przy sobie trochę. To mówiąc wziął duży łyk ze swej piersiówki i podał ją koledze z Ministerstwa. - No więc może zaczęlibyśmy inspekcję co? Spytał go, gdyż po dotychczasowej rozmowie rozbudziła się w nim ciekawość.
Alice chyba zgubiła gdzieś po drodze swój głos, a przy okazji i energię, bo siedziała w ogóle się nie odzywając. Dziwne, zazwyczaj była taka żywa... Bell zainteresowało spore grono dorosłych które nagle zebrało się w Wielkiej Sali. Trzech kojarzyła, to była bibliotekarka, woźny i ten nowy, chyba gajowy co obserwował ostatnią lekcję ONMS, ale co robiła pozostał dwójka? Co dziwne, jak gdyby nigdy nic siedzieli sobie przy stole Hufflepuffu, a na pewno nie byli Puchonami. Rudowłosa, okropnie ciekawa co też kombinują, wstała z ławki udała się w ich kierunku. - Dzień dobry, czy panowie się zgubili? - spytała, siląc się na uprzejmość. Ten mały i gruby był obrzydliwy, co budziło w dziewczynie niechęć.
Kiedy usłyszał dziewczęcy głos odwrócił się w jego stronę. Zobaczył ładną uczennicę. Obdarzył ją uśmiechem i powiedział. - Jesteśmy z Ministerstwa Magii. Ja jestem Mortheus Cearell i jestem Aurorem a to mój kolega z Departamentu Przestrzegania Prawa. Przedstawił siebie i Caspra. Kiedy skończył uścisnął dziewczynie dłoń.
Ocknęła się, widząc jakichś mężczyzn, którzy ot tak sobie weszli do Wielkiej Sali. Zaniepokoiło to Constance. Mogli to być ludzie z Ministerstwa Magii, a mogli to też być jacyś przestępcy pod ukryciem. - Nie, to nie kadra - odparła, po czym wstała od stołu. - Zostawię was na chwilę i dowiem się, o co chodzi. Podeszła do tych mężczyzn wtedy, gdy zwróciła się ze swymi słowami Bell. Słyszała więc słowa tego niby aurora. - Czy mają panowie zezwolenie na kontrolę? - zapytała, siląc się na uprzejmość. Jakoś nie była w stanie ufać tej dwójce.
- Miło panów poznać... jednak chyba źle mnie pan zrozumiał. - Już otwierała usta, żeby dalej mówić, ale uprzedziła ją Constance. Uśmiechnęła się słysząc jej pytanie. Też była tego bardzo ciekawa, więc postanowiła stać sobie i czekać na dalszy rozwój wypadków. A nuż będzie jakaś kłótnia, której to właśnie ona będzie świadkiem? Mogłaby wtedy wszystkim opowiadać jak faceci z Ministerstwa i bibliotekarka sprzeczali się właściwie o nic. Zadowolona, usiadła na ławce naprzeciwko i czekała.
Spojrzał teraz na kobietę, która zadała mu a w zasadzie im pytanie. - Ja jestem Aurorem i wpadłem zobaczyć tylko jak się sprawy w Hogwarcie mają. Odparł. - A mój kolego z Departamentu Przestrzegania Prawa robi notatki w sprawie wieku nauczycieli. Właśnie zamierzałem mu pomóc obejść Hogwart i zadać kilka pytań nauczycielom. To tylko mała można by tak powiedzieć sąda, która trafi do Ministerstwa. Kiedy mówił ton głosu miał rzeczowy. - A pani na jakim stanowisku pracuje? Spytał ją. Skoro mieli zadawać pytania to wolał zacząć odrazu.
Casper wydawał się niesamowicie rozbawiony całą sytuacją. - Tego właśnie się obawiałem. Że w Hogwarcie zobaczę tylko brak manier i brak poszanowania dla innych osób. A teraz, Pani, pokażę Pani jak należy rozpoczynać rozmowę z nieznajomym, do tego starszym - odwrócił się w stronę Constance Pernelle - Miło mi Panią poznać, nazywam się Casper Blake i jestem odpowiedzialny za Departament Przestrzegania Prawa Ministerstwa Magii - po czym lekko się ukłonił - Teraz może Pani by mi wytłumaczyła, kim Pani jest, aby przerywać rozmowę dwóch pracowników ministerstwa? - ironicznie się uśmiecha - Pani śmie wymagać, aby dwie stare ministerialne wygi, ukazywały jakiekolwiek pozwolenia? To że nie zostaliśmy jeszcze przedstawieni przez dyrektora Hogwartu jest dla mnie całkowicie upokarzające, jednak nie jestem na tyle zawistnym człowiekiem, aby się tego domagać
Następnie odwrócił się do Bell
- A Ty czego chcesz dzieciaku? Idź do swoich i pobaw się z nimi lalkami. To rozmowa dorosłych
Usłyszał słowa Caspra i musiał przyznać mu rację. Chociaż sam nie zwrócił uwagi na bezczelność pracowniczki Hogwartu i odpowiedział jej kulturalnie to jednak miał pewne prawo zachować się tak jak Casper. - Więc powtóerzę pytanie na jakim stanowisku Pani pracuje? Spytał nieco chłodniej.
Nie spodobali jej się ci mężczyźni. Weszli sobie jak gdyby nigdy nic i będą niby kontrolować nauczycieli. Po pierwsze, dyrektor raczej wiedział, co robi. Po drugie, to ci mężczyźni mogli być szpiegami, czy coś takiego. Mogli być pod Eliksirem Wielosokowym. - Przepraszam panów bardzo, ale dopóki nie zobaczę nakazu od Ministra, nie odpowiem na żadne pytanie - rzuciła twardo. A co, nie zamierza dać się stłamsić. - Wygi, czy nie wygi, powinni panowie stosować się do procedur, nieprawdaż? - dodała z drwiącym uśmieszkiem. - I niech pan nie obraża naszej prefekt naczelnej - wzięła Krukonkę w obronę.
Zasłoniła usta dłońmi, ledwo się powstrzymując żeby nie wybuchnąć śmiechem. Ten facet naprawdę była jakiś nie ten teges, czyży nie rozumiał co się do niego mówiło? Po raz kolejny uniknął odwiedzi na zadane pytanie. Czyżby się z czymś krył? Uraziły ją słowa małego-grubego, jak go w myślach zaczęła nazywać. - Ależ proszę pana, jestem prefektem naczelnym i mam prawo interesować się tym co dzieje się w szkole - odparła. Już nie siedziała, a ponownie stała przed mężczyznami. - Ach, jestem Bell Rodwick i jak już wspomniałam, jeśli panowie się zgubili, chętnie pomogę.
On także wstał. Gówniary zaszły za daleko. - Po pierwsze żądam szacunku gdyż jestem od was grubo starszy, a po drugie chcecie dowodu kim jesteśmy? A więc proszę! Wyciągną różdżkę tak szybko że nikt nie zauważył kiedy znalazła się w jego ręku. Machnął nią krótko i pokazał tej wścibskiej aroganckiej smarkuli (Constance) trzy dokumenty. Jeden był nakazem od ministra a pozostałe dwa były Kartami pracy Jego i Caspra. - Jeśli to ci wystarczy to bądź tak miła i zostaw nas w spokoju.
Do Bell:
- Chyba już wszystko wiesz Bell więc mogłabyś zostawić nas samych? Spytał i skinął jej lekko głową. Bell nie zasługiwała na złe traktowanie bo przynajmniej była uprzejma.
Upomnienie 1/5 - piąty punkt regulaminu klimatycznego
To Pani nas obraża swoją obecnością. Jest mi bardzo żal z powodu braku kultury i dobrych obyczajów wśród gości Hogwartu. Bo zakładam, że nie jest Pani pracownikiem tej wspaniałej szkoły. Jeśli rzeczywiście by tak było to chyba wpadnę depresję... Taki brak manier, w obecności młodej osoby, naprawdę odrażające. Chwila przerwy na odetchnięcie, Casper ma wyraźnie problemy z tuszą Widać, że zna Pani tą osobę. Jeśli Pani zajmuje się jej wychowaniem to nie dziwię się, że jest tak bezczelna, aby przysłuchiwać się rozmowie dwóch dorosłych ludzi, starszych od siebie, dodatkowo pracowników Ministerstw Magii! To jest skandal! Wyraźnie oburzony zaczyna zastanawiać się, czy po takim potraktowaniu nie powinien wyjść z hukiem z uczelni
Niekoniecznie podobało mu się to, co widział i słyszał. Wobec tego sam również postanowił włączyć się do rozmowy. Casper Blake... kojarzył go, sam wszakże pracował krótki czas w jego Departamencie. Nie przepadał za człowiekiem, wydawał się szemranym osobnikiem. Na dodatek, roztaczał paskudną woń. Mortheusa, natomiast, kojarzył tylko z twarzy. Wyglądał na dość przyjemnego, chociaż srogiego faceta, toteż zdziwił się, widząc go w towarzystwie Caspra "Jabola" Blake'a, jak Morph zwykł tytułować go w myślach. Podszedł do grupki. - Witajcie - rzekł spokojnie, wyciągając dłoń do Mortheusa, później do Caspra, był młodszy. - Panowie, o co ten cały krzyk? Dlaczego nie udaliście się od razu do dyrektora, zamiast żądać, by on przyszedł do was? - Był tym szczerze zdumiony. Tak.
Panie Morpheusie - znał człowieka, więc się ładnie przywitał - dziwi mnie, że Pan również przysłuchuje się naszym rozmowom i nie powiem, jest mi to nie w smak. Dodatkowo, gdyby słuchał Pan uważnie to wiedziałby, że nie oczekujemy spotkania z dyrektorem, dziwimy się tylko z powodu manier tutaj zgromadzonych. Liczyliśmy, że będąc pracownikami Ministerstwa Magii będziemy mogli spokojnie porozmawiać, zostaniemy miło przedstawieni przez wysokiej rangi pracownika szkoły. Zamiast tego jedna Pani wyraźnie nas obraża, jakaś smarkula przysłuchuje się poważnej rozmowie, bo jest prefektem, jakby to stanowisko upoważniało ją do omijania dobrych manier. A teraz jeszcze się dowiaduję, że mój były współpracownik również przysłuchuje się mojej prywatnej rozmowie, do tego wyciąga nieprawidłowe i niesprawiedliwe wnioski. To jest oburzające, wielce oburzające. Nie spodziewałem się czegoś takiego po , jak sądzę, pracownikach wspaniałego Hogwartu. - Casper zdawał się być coraz bardziej wzburzony. Irytowało go to, że zamiast uszanować prywatność rozmów, każdy w jego otoczeniu dolewał oliwy do ognia.
Uścisnął rękę Morpheusowi. - Witam. Otóż my nie żądamy by ktokolwiek do nas przychodził. My chcemy tylko przejść się po tej placówce i zadać kilka pytań każdemu z nauczycieli i kadrze. Mój kolega trochę się uniósł jednak nie miał złych intencji. Jest tylko trochę wrażliwy na brak szacunku do starszych. Niestety pana koleżanka może spodziewać się każdego dnia sowy z Ministerstwa z prośbą o stawienie się na przesłuchanie. Zakończył. Kiedy rozmawiał z Morpheusem jego ton był spokojny i rzeczowy. Schował różdżkę. - A może pan mógłby odpowiedzieć mi na kilka pytań? Spytał uprzejmie, gdyż nie miał powodu by być nie miłym w stosunku do tego człowieka.
- Panie Blake - rzekł, nad wyraz łagodnie, chociaż w błękicie błysnęło lekkie zirytowanie. Zwracał się jednak z szacunkiem do mężczyzny. Morpheus nie był idiotą, potrafił ocenić przeciwnika. A Casper, może bywał irytujący, ale wykonywał swoją pracę. Dodatkowo, jeżeli wystarczająco się postara, może objąć jakimiś absurdalnymi przepisami Hogwart. Rzucił znaczące spojrzenie Constance. - Apeluję o spokój. Ciężko było nie usłyszeć, choćbym zakrył uszy dłońmi i bełkotał pod nosem, pański krzyk niósł się echem po dość pustej dziś sali. Oburza się pan z powodu złych manier, ale, panie Blake! - Spojrzał na niego nieco oschle. - Pan sam nie zachowuje się, jak na pracownika Ministerstwa przystało, obrażając zarówno pracownicę, jak i uczennicę. Proszę szczędzić argumentów ad personam, wszak jesteśmy dorosłymi ludźmi i nie musimy odpowiadać atakiem na atak. Westchnął cicho, spoglądając na Constance. Może i faktycznie powinna wykazać się większym taktem? Tego nie mógł stwierdzić, gdyż jej głos był cichy i jej odpowiedzi nie dosłyszał. Trochę pogubił się faktycznie z całej sytuacji, wnioskując wszystko na zasłyszane słowo "dyrektor". Bywa i tak. - Ależ oczywiście - zwrócił się do Mortheusa, skinąwszy powoli głową. Pytania? No jasne. Morpehus, mistrz przesłuchań. A może raczej bycia przesłuchiwanym.
- Dziękuję uprzejmie. Uśmiechnął się lekko do Mortheusa, wyjął kawałek pergaminu i pióro. Machnął różdżką i pojawił się kałamarz. Schował różdżkę umoczył pióro w kałamarzu. - Panie Morpheusie. Na jakim stanowisku pan pracuje? Zadał pierwsze pytanie, po czym zwrócił się do Caspra. - Casprze siądź obok mnie i pomóż mi w rozmowie. Kiedy skończył znów skierował głowę ku Morpheusowi i wyczekiwał odpowiedzi.
Po jej twarzy znowu przemknął wyraz rozbawienia. Spojrzała z udawaną powagą na milszego urzędnika. - Oczywiście, panie Cearell - powiedziała, mając nadzieję, że dobrze zapamiętała jego nazwisko. W końcu zdążył się przedstawić aż dwa razy. - Już sobie idę. Wystarczyło właśnie ładnie poprosić - ostatnie zdanie skierowała bardziej do małego-grubego. Oddaliła się do wyjścia z Wielkiej Sali, zamierzając oczywiście zaraz tu wrócić... z odpowiednimi przedmiotami, oczywiście. Poza tym, zostawiła tu samą Alice.
Jeśli ten facet myślał, że Constance będzie się go bać, to był w błędzie. Bardzo wielkim błędzie. Nie zrobiło na niej żadnego wrażenia te nagłe pojawienie się pergaminów. Przyjrzała im się uważnie. Nie zauważyła jakichkolwiek oznak, żeby były sfałszowane. - Dobrze, niech będzie - odparła. Miała już odejść, jednak, gdy Morpheus zainteresował się sprawą, postanowiła zostać. I dobrze zrobiła. Teraz może jeszcze będą jej szargać opinię, a z siebie zrobią niewiniątka? Niedoczekanie! - Że niby za co, przepraszam bardzo, mam dostać wezwanie z Ministerstwa? - oburzyła się. - Nie obraziłam panów w niczym, a to, że sprawdzam tożsamość nieznanych mi ludzi i im nie ufam, to dobra cecha - spojrzała znacząco. Potem przeniosła wzrok na gajowego, który mówił "nic złego nie zrobiłam".
- Mój podniesiony głos, Panie Morpheusie, nie wynika bynajmniej z moich manier, czego może Pan doświadczyć chociażby w tej rozmowie ze mną. Dyshonor zadany nam przez tą Panią, której imienia, po kilku minutach rozmowy, dalej nie znam, wymaga nie tylko uniesienie głosu, ale w mojej opinii również działania ze strony Dyrektora. Jeśli tak ma wyglądać dzisiejszy Hogwart i takie mają tu panować zasady, to ja chyba przeniosę się do Węgier.
Zacznij w końcu używać myślników na początku wypowiedzi postaci, bo nie można tego odróżnić od opisów.