Obszerne pomieszczenie podzielone na boksy. Tu właśnie pracują Aurorzy. Na ścianach powywieszane są stare zdjęcia twarzy najniebezpieczniejszych poszukiwanych, rodzin lub ulubionych drużyn quidditcha. Każdy Auror ma swój oddzielny boks.
Przestudiował dokładnie kartotekę podejrzanego i wszelkie informacje, które otrzymał z Departamentu Przestrzegania Praw Czarodziejów, a także z Archiwum. Nie był ziółkiem, tego był pewny na sto procent. Wiedział, że przy zatrzymaniu będą musieli zachować szczególną ostrożność, a także żeby to nie narobiło hałasu. To mogłoby źle wpłynąć na całą operację, a także dalsze przesłuchanie. Gdy zobaczył Isolde, która do niego przyszła i powiedziała, że z nim będzie pracować, to lekko się uśmiechnął. Dobrze wiedzieć, że przy tej misji będzie miał wsparcie. Nie znał jej za dobrze, szczerze? To bardzo słabo się znali i nawet nie wiedział, czy powinien do niej zwracać się po imieniu. Jeszcze razem nie pracowali, ale słyszał o tym, że była dobra, jedną z lepszych aurorek. Jednak nie było to spotkanie towarzyskie, a byli w pracy. Musieli się dogadać i współpracować. Lorenzo jak zwykle postanowił być profesjonalny i podejść do tego zadania z powagą. - Witaj, dobrze że jesteś. - powiedział spokojnie i wstał ze swojego miejsca. Poszedł za biurko i stanął na przeciw dziewczyny, wręczając jej dokumenty. - Mamy przełom. Nasz agent ustalił, że jednym z członków szajki jest Edward Keyran. - wskazał palcem na jego fotografię w aktach. Był także tam opisany, ale Enzo postanowił to skrócić. - Był już nie raz zatrzymywany i oskarżany o przemyt, a także handel nielegalnymi przedmiotami, lecz zawsze brakowało dowodów na jego skazanie. Jest cwany i umie zacierać za sobą ślady, dlatego żeby go dorwać musimy go złapać na gorącym uczynku, wtedy już się nie wybroni. Jest także egoistyczny i cyniczny, więc żeby ratować swoją dupę wskaże nam resztę winowajców. - gdy skończył już rozmawiać, bezczelnie ją zaczął oglądać, od dołu do góry i uśmiechnął się cwanie. - Mam pewien pomysł, jak go dorwać, ale nie wiem czy by ci się to spodobało. - dodał posiadając na twarzy uśmiech.
Isolde Bloodworth
Wiek : 30
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 177 cm
C. szczególne : zjawiskowo długie nogi, blizna na prawym boku, arystokratyczny akcent, tytanowy pierścień (pierścień działania)
Słuchała go uważnie, równocześnie przeglądając dokumenty i kiwając w skupieniu głową. Przyjrzała się uważnie fotografii podejrzanego, zapamiętując znaki szczególne, czy cechy, które rzucały się w oczy. Oczywiście nie dawało to żadnej gwarancji, Keyran mógł zawsze dokonać drobnych magicznych "poprawek" czy wręcz użyć eliksiru wielosokowego, ale przestępcy zaskakująco często czuli się bezkarni i nie zawracali sobie głowy takimi drobiazgami - oczywiście pod warunkiem, że nie zdawali sobie sprawy, że aurorzy wzięli ich na celownik. - Aha... Nie wiem, czy ten typ lubię najbardziej, bo pozwala ująć kilku kolegów i ułatwia sprawę, czy też najbardziej się nim brzydzę... - uśmiechnęła się lekko Isolde. - Słyszałam o nim. Kiedyś zajmował się handlem zagrożonymi stworzeniami. Część sprzedawał na składniki, a inne jako zwierzątka domowe... - mruknęła, marszcząc przy tym równe, wyraziste brwi. Uniosła wzrok znad akt, czując, że Lorenzo taksuje ją wzrokiem. Mężczyźni byli okropnie przewidywalni, mimo że zawsze sądzili, że są tacy oryginalni i sprytni. Uniosła leciutko brwi i uśmiechnęła się kątem ust. - Naprawdę? Chyba nawet wiem, jaki. Kilka razy robiłam już za przynętę. Nie cierpię tego, ale dla dobra sprawy... powiedz mi tylko, czy masz jakieś dane dotyczące upodobań Keyrana. Bo nie każdy facet, który ma coś za uszami, spoufala się z nowo poznaną dziewczyną... - przypomniała mu. Widać było, że nie jest zachwycona, ale pogodzona z potencjalną koniecznością wejścia w rolę wabika.
Lorenzo czuł po kościach, że byli sprawy bliżej niż kiedykolwiek. Być może uda im się schwytać Keyrana i zapuszkować raz na zawsze, łapiąc całą szajkę. Czekał na to od dłuższego czasu. - Dlatego ważne jest, żeby go złapać i jak najszybciej wsadzić za kratki, żeby już więcej nie śmiecił ulic nielegalnym towarem. - powiedział, z lekkim uśmiechem. Jednak gdy usłyszał kolejne słowa dotyczące jej roli w schwytaniu Keyrana to się zdziwił, a jednocześnie ucieszył, że pracuje z kimś kto myśli. Trochę mu jest głupio prosić ją o taką rzecz, ale inaczej by go nie dorwali. To był jedyny sposób, żeby się nim zająć. - Wiem, że to nie przyjemne, ale niestety jesteśmy do tego zmuszeni. Przez dekrety Ministerstwa i Magimilicje Keyran stał się ostrożniejszy, i starannie dobiera klientów, dlatego będziesz musiała go przekonać, że jesteś godna zaufania. - powiedział i oparł się o swoje biurko. Teraz był zbliżony wzrostem do niej. - Keyran nie lubi łatwych kobiet, od razu się nimi nudzi. Musisz wejść w rolę kobiety z wyższych sfer. Najlepiej znudzoną rutynowym życiem mężatką, która poszukuje wrażeń i jest w stanie zapłacić, za rzadkie nielegalne rzeczy. Będziesz musiała nim żaglować. Być twarda, stanowcza, władcza, ale też dać mu pretekst do zainteresowania. Co do ubioru, najlepiej na czarno, nic przesadnie wyzywającego. - przerwał na chwilę, żeby mogła przetrawić informacje, które właśnie podał. Chciał jeszcze omówić szczegółowo plan i co robić gdyby coś poszło nie tak.
Isolde Bloodworth
Wiek : 30
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 177 cm
C. szczególne : zjawiskowo długie nogi, blizna na prawym boku, arystokratyczny akcent, tytanowy pierścień (pierścień działania)
Isolde uśmiechnęła się pod nosem, widząc, że zaskoczyła go swoją przenikliwością. No cóż, nie awansowała na aurora tak szybko tylko dzięki ładnej buzi i długim nogom. Prawie ogarnęła ją nostalgia, gdy Lorenzo przedstawił jej swój plan - dokładnie taką rolę odgrywała podczas jednego z wypadów ze swoim pierwszym przełożonym, kiedy była dopiero młodszym aurorem. Nawet nieźle jej wtedy poszło, mimo że nie miała jeszcze żadnego doświadczenia i nie była pewna, na ile może przycisnąć handlarza, żeby nie przeciągnąć struny. Zamyśliła się, analizując jego słowa. W końcu pokiwała głową. - W porządku, to da się łatwo zaaranżować. Akurat ta rola przychodzi mi... niepokojąco łatwo. Robiłam już coś podobnego, ale wtedy drugi auror grał rolę służącego... zainteresowany? - spytała z rozbawieniem, odgarniając z czoła jasne włosy. - A mówiąc poważnie, bardziej wiarygodna będę sama. Chyba lepiej, żebyś czekał za drzwiami i podsłuchiwał. Jeśli chcesz, możemy wcześniej jeszcze przećwiczyć, jak mam się zachowywać, skoro znasz go na tyle dobrze. Musimy zminimalizować szanse pomyłki - powiedziała, przeglądając jeszcze raz akta.
Wcześniej trochę martwił się o ich współpracę, bo w końcu się w ogóle nie znali, ale teraz nie miał już wątpliwości. Isolde zachowywała powagę i pełen profesjonalizm co mu się podobało. Co lepsze, umiała przewidzieć jego plan i swoją rolę w nim. To mu imponowało, bo to oznaczało że ma już doświadczenie w podobnych akcjach i nie miał się co martwić o przebieg misji. - Jesteś legilimentką? Bo czuje się jakbyś czytała mi w myślach. Miałem właśnie mówić, że lepiej będzie jak podejdziesz do tego sama. Będę ciebie obserwował z innego budynku za pomocą zaklęcia Aviatores, więc w razie jakichkolwiek problemów przybędę bardzo szybko. Musimy ustalić hasło, które będziesz musiała wplątać w zdanie, gdy już zdobędziesz dowody, albo poczujesz, że cię zdemaskował. Masz jakąś propozycje? - najlepiej by było gdyby to ona wybrała hasło bo to ona będzie je mówić. - Możemy przetestować, żebyś lepiej weszła w rolę. Ja oczywiście zagram Keyrana. - dodał i skrzyżował ręce na klatce piersiowej, a także oparł się o biurko. Może być jej ciężej, bo jest przystojniejszy niż ten przemytnik i bardziej lubi flirtować, ale nie miał zamiaru tego robić. Musiał wczuć się w rolę, więc cały czas myślał o tym co by zrobił Keyran. Na szczęście, był nawet dobrym aktorem. Może jakby nie wyszłaby mu kariera aurora mógłby spróbować w teatrze.
Isolde Bloodworth
Wiek : 30
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 177 cm
C. szczególne : zjawiskowo długie nogi, blizna na prawym boku, arystokratyczny akcent, tytanowy pierścień (pierścień działania)
Isolde roześmiała się cicho, potrząsając głową. - Pochlebiasz mi, ale nie. Jestem zwykłą dziewczyną z odrobiną intuicji i doświadczenia - powiedziała z rozbawieniem, zadowolona z komplementu. Słuchała go w skupieniu, powoli kiwając głową, zgadzając się, że to sensowny plan. - W porządku, nie ma problemu. Mam nadzieję, że facet szybko chwyci przynętę - powiedziała. - A co do hasła... najlepsze będzie coś banalnego. W rodzaju "przepraszam, czy ma pan może chusteczkę?". Sama nie wiem... - zamyśliła się, nerwowo odgarniając kosmyk jasnych włosów, opadający jej na czoło. W pierwszej chwili się uśmiechnęła, ale zaraz spoważniała. Przymknęła na moment oczy, a kiedy je otworzyła, jej twarz przybrała zupełnie inny wyraz. Chłodny i wyniosły. Przywitała się z nim zdawkowo i zaczęła krążyć po niewielkiej przestrzeni, udając, że rozgląda się po sklepie bez szczególnego zainteresowania. Miała minę kogoś, kto widział już wszystko. W końcu zwróciła się do Lorenza. - Ma pan bogate zbiory... ale wszystko to już widziałam... Może coś przeoczyłam? Lubię różne ciekawostki magiczne... - powiedziała spokojnym, beznamiętnym głosem kogoś, kto właściwie niczego się nie spodziewa i niczego nie oczekuje. Nie patrzyła na niego zbyt natarczywie, tylko leniwie błądziła wzrokiem to tu, to tam, jakby bez większej nadziei wypatrywała czegoś, co mogłoby rozwiać tę nudę, która ją zabijała.
Zaczął dwoma palcami drapać się po brodzie myśląc intensywnie. Zastanawiał się nad odpowiednim hasłem, ale nic sensownego nie udało mu się ustalić. Hasło jako pytanie jest bardzo dobre. Łatwo je wypowiedzieć i może być to pytanie, którego się za często nie zadaje. - Dobrze, podoba mi się to. Na pytanie o chusteczkę wkraczam i zgarniamy gościa. - powiedział zdecydowanie i z lekkim uśmiechem. To już jedną kwestie mają obgadaną, teraz czas zająć się dopracowaniem ostatecznego planu i ruszenie na akcje. Już czuł delikatną adrenalinę, która pobudzała go do działania. Choć trochę się martwił o Isolde. Nie chciał aby coś się jej stało przez jego plan. Zaczął ją dokładnie obserwować, każdy jej ruch, mimikę, jak układa ręce, jak stoi wyprostowana, czy ogólnie przypomina kobietę z wyższych sfer. Nie zawiódł jej. Bardzo dobrze się zaprezentowała. Keyran powinien na to pójść. - Wyszło bardzo dobrze. Tylko on nie sprzedaje tego w jakimś sklepie. Zazwyczaj ze swoimi klientami spotyka się w barze. - po tych słowach wyciągnął różdżkę, pachnął na stos papierów, z których przyleciał do niego pergamin. Rozwinął go i położył na biurku. Była to mapa Hogsmeade. - Zazwyczaj przebywa w Pubie Trzech Króli. Tam też się dochodzi do kontaktu z klientami, lecz co się dalej dzieje to nie wiem, dlatego polowanie zaczniemy właśnie tam. Myślę, że moglibyśmy rozpocząć tą sprawę od razu, tylko musisz się jeszcze przebrać i możemy się tym zająć. - dodał i znowu oparł się o biurko. - Masz jakieś pytania? - wolał o to zapytać, ponieważ mógł o czymś zapomnieć.
Isolde Bloodworth
Wiek : 30
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 177 cm
C. szczególne : zjawiskowo długie nogi, blizna na prawym boku, arystokratyczny akcent, tytanowy pierścień (pierścień działania)
Isolde uśmiechnęła się tylko i pokiwała głową. Szło im całkiem sprawnie - Lorenzo nie udawał samca alfa i nie próbował jej zdominować, co zdarzało się niektórym facetom, z którymi współpracowała. Wyglądało na to, że stanowią całkiem niezły zespół, chociaż nie należało chwalić dnia przed zachodem słońca. Nie martwiła się specjalnie - miała dość doświadczenia i rozsądku, by nie narobić głupstw, a rola, jaka jej przypadła, znajdowała się niebezpiecznie blisko jej własnego charakteru i wychowania. Czasami drażnił ją fakt, że ze względu na płeć jest używana jako przynęta, ale zdążyła już przywyknąć i nieźle sobie radziła. Szczęśliwie jej typ urody nie pasował do roli panienki lekkich obyczajów i nigdy nie musiała takiej udawać. Chwała Merlinowi. - Ach. W porządku, tego nie wiedziałam... To odrobinę utrudnia dotarcie do niego i niewzbudzenie podejrzeń... - skrzywiła się lekko, masując skroń i marszcząc brwi. Przyjrzała się dokładnie mapie. Znała Hogsmeade jak własną kieszeń, nadal miała tam mieszkanie, ale nigdy nie patrzyła na nie pod tym kątem. - Może lepiej najpierw go dyskretnie śledzić, kiedy będzie szedł z klientem? Nie wiem sama, nawiązanie kontaktu w barze może być trudniejsze... - zawahała się, patrząc na Lorenza z namysłem. - Może lepiej byłoby działać pod przykrywką jako kelner i zebrać więcej informacji? - dodała po chwili. Wolała mieć wszystko dopięte na ostatni guzik i nie spieszyć się za bardzo z wkraczaniem do akcji. Pośpiech mógł bardziej zaszkodzić niż pomóc, spłoszyć podejrzanego i zafundować kolejne kilka miesięcy węszenia za nim.
Przyszedłeś do biura nieco wcześniej, zdając sobie sprawę, jak bardzo szef marudził przy końcu miesiąca. Minister chciał mieć raporty na biurku pojutrze, więc cały wydział postawiony był na nogi i pracował w pocie czoła, chcąc uzyskać jak najlepszy wynik. Usiadłeś za swoim biurkiem, sięgając po leżącą tam stertę papierów..
1,3 Twoją uwagę przykuwa żółta koperta, zaklejona czerwonym stemplem, którego nie poznajesz. Zaciekawiony sięgasz po nią ręką, jednak dziwna aura skrywanego w niej przedmiotu wzbudza Twoje podejrzenia.. Parzysta: Pomimo tego, że masz złe przeczucia — sięgasz odważnie po przesyłkę i otwierasz, wysypując na biurko zawartość. Okazuje się, że w środku znajduje się medalik — emanuje od niego czarna aura, a jednak Twoja dłoń styka się z metalem, ciekawość wzięła górę! Padasz ofiarą klątwy! Zsuwasz się z krzesła i łapiesz za głowę, a Twoi współpracownicy natychmiast biegną po przełożonego! Po opanowaniu sytuacji dostajesz porządną reprymendę i za karę, musisz przygotować szczegółowy raport dotyczący poczty niewiadomego pochodzenia.. Głowa jednak boli nadal, reagujesz na każdy większy hałas przez następny wątek fabularny. Nieparzysta: Intuicja Cię zmyliła! Z koperty wysuwa się elegancki notes z granatową okładką. Przyglądasz się mu z ciekawością i stwierdzasz, że to Magiczny Dziennik! Sprawdzasz dokładnie kopertę, jednak brak nadawcy. Wzruszasz ramionami, decydując się na zachowanie przedmiotu! Upomnij się o nim w odpowiednim dziale!
2,6 Ze znudzeniem przeglądasz raporty, poprawiasz i robisz korektę błędów. Siedząc przy biurku, dostrzegasz powstałe zamieszanie! Okazuje się, że przyprowadzono na przesłuchanie groźnego czarodzieja, który posądzany jest o używanie zaklęć niewybaczalnych! Wstajesz, ignorując swoje obowiązki i z ciekawością idziesz na korytarz, podchodząc do pokoju przesłuchań.. Okazuje się, że zajmującego się sprawą aurora nie ma i sprawa trafia do Ciebie, szef daje Ci się wykazać! Parzysta: Przed przesłuchaniem podejrzanego dokładnie przejrzałeś raport i ze spokojem udałeś się na miejsce. Wiedziałeś, że nikt nie jest winny bez wyroku i starałeś się nie osądzać jego działać, cierpliwie słuchając wymówek i tłumaczeń. Jesteś jednak zbyt bystry, nie zmydlił Ci oczu i szybko sprowadzasz go do porządku, inteligentnie prowadząc dyskusję do tego, aby sam się przyznał! Mężczyzna trafia za kratki, a szef jest z Ciebie tak dumny, że przyznaję Ci premię w wysokości 30 Galeonów! Nie zapomnij upomnieć się o nie w odpowiednim temacie! Nieparzysta: Idziesz na żywioł, pewien zwycięstwa. Przesłuchanie jednak nie szło tak łatwo, czarodziej był doskonałym manipulatorem i chwytliwie przedstawiał swoją wersję wydarzeń. Brnąłeś z nim w dyskusję, aż w końcu otrzymałeś bardziej doświadczonego pracownika do pomocy. Cóż, jakoś wam poszło, jednak to nie był Twój dzień. Stwierdzili, że musisz się jeszcze wiele nauczyć, a Ty smętnie wróciłeś do swojego biurka i obowiązków. Do końca dnia się już nie wydarzyło, chociaż towarzyszyło Ci uczucie wstydu i kompromitacji!
4 Przeglądając stosy papierów, odnalazłeś swój notes z informacjami, które miałeś kiedyś utrwalić. Dostałeś je od swojej przyjaciółki. Uśmiechasz się i pochłaniasz wzrokiem treść kartek, na chwilę zostawiając obowiązki. Nikt jednak nie zwrócił na Ciebie uwagi, a zdobyta wiedza zaowocowała! Teraz wiedziałeś, że będziesz lepiej przygotowany do trudnych, zagrażających zdrowiu sytuacji! Gratulację, 1 punkt Uzdrawiania wędruję do Twojego kuferka! Nie zapomnij zgłosić się po niego w odpowiednim dziale!
5 Przejrzałeś papiery, wypełniłeś raporty i nawet nie zauważyłeś, gdy nadeszła pora na Lunch! Minął Ci szybko, zjadłeś dobre naleśniki i wróciłeś za biurko z kubkiem gorącej, pięknie pachnącej kawy. Wysypujesz resztę z kieszeni, chcąc schować pieniądze do portfela i ku Twojej radości okazuje się, że masz znacznie więcej monet, niż sądziłeś. Czy to źle wydana reszta, czy może zawieruszyły się gdzieś w dawno nienoszonej marynarce? Z uśmiechem chowasz znalezisko. Brawo! Zyskałeś 20 Galeonów! Zgłoś się po nieodpowiednim temacie!
Każdy kto mnie zna wie, ze najlepiej czuje się na interwencjach, a papierkowa robota mnie nudzi i od zawsze staram się ją zrzucić na młodszych aurorów albo stażystów. Tym razem jednak szef naciska, żebym sam się tym zajął, więc nie mam wyjścia: wszystkie raporty za ten miesiąc muszą być gotowe pojutrze, ja zaś nie wypełniałem ich nigdy na bieżąco, mam więc całą górę roboty i praktycznie stuprocentowo zmarnowany dzień. Przychodzę do biura wcześniej, ale mam w głowie zdecydowanie inne rzeczy niż praca. Surowa rzeczywistość daje mi w pysk dopiero, gdy sięgam po stertę papierów, które jestem zmuszony wypełnić. Na samą myśl o przesiedzeniu w taki upał całego dnia przy biurka boli mnie głowa. Stwierdzam, że najlepiej wziąć się za to jak najszybciej, żeby przyśpieszyć koniec tej bezlitosnej męki: w tym wypadku zwłoka nie jest w żadnym stopniu pomocna, powiedziałbym że wręcz przeciwnie. Ostatecznie siadam do raportów i z każdym chwilą wypełniam je coraz szybciej, w gruncie rzeczy myślami będąc na drugim końcu świata. Nawet nie zauważam jak przy ciężkiej pracy prędko pędzi mój czas, nim się spostrzegam nadchodzi upragniona przerwa na lunch. Przyśpieszonym krokiem odchodzę od biurka pędząc w stronę bufetu, by nie czekać w kolejce na pół ministerstwa. Zjedzenie naleśników jest wybitnie krzepiące i mimo wszystko czuję się minimalnie lepiej. Zamawiam jeszcze kubek gorącej, czarnej kawy bez cukru i tym powolnym krokiem pokonuje wszystkie korytarze. Kawa rzecz jasna rozgrzewa i krzepi, a naleśniki były przepyszne, więc czuję się o niebo lepiej. Zamierzam już zasiąść do biurka gdy przekładając pieniądze z kieszeni marynarki do portfela dostrzegam, że jest ich zaskakująco dużo. Nie jestem pewien czy to źle wydana reszta czy może zawieruszone galeony, ale mimo wszystko dwadzieścia galeonów piechotą nie chodzi, a przy okazji trochę osładza zawodową udrękę. Odkładam portfel i znowu siadam do biurka licząc, że pójdzie mi tak samo sprawnie jak rano i przed końcem dnia uwinę się z tym całym dokumentowym burdelem. 5
Po tygodniach wytężonej pracy @Cassian Therrathiél zasłużył w końcu na odrobinę odpoczynku od interwencji w terenie. Niestety nie był to dodatkowy dzień wolnego, ale cała masa papierkowej roboty - trudno jednak ukryć, że Cass sam zgotował sobie taki los nie dbając o wypełnienie papierów w terminie. Odkładanie wszystkiego na ostatnią chwile ma niestety swoje przykre konsekwencje!
Rzuć kostką, żeby sprawdzić jak udało Ci się przeżyć ten straszny dzień! 1,2 - piękna koleżanka z biura obok próbuje odwrócić Twoją uwagę od pracy, więc ostentacyjnie wspominasz podczas rozmowy o swojej narzeczonej, co najwidoczniej bardzo denerwuje dziewczynę, bo... donosi Twojemu szefowi, że rzekomo ją zagadujesz, zamiast wypełniać papiery. Szef jest wściekły i potrąca Ci z wypłaty 20 galeonów. Odnotuj stratę w odpowiednim temacie. 3,4 - podczas sporządzania jednego z raportów masz pewne wątpliwości, więc musisz zasięgnąć rady starszego kolegi z działu. Wdajesz się w pogawędkę z nim i przekazuje on Ci sporo ciekawych informacji z zakresu obrony przed czarną magią. Otrzymujesz 1 punkt w tej dziedzinie! 5,6 - pracujesz cały dzień i zostajesz nawet po godzinach, by ze wszystkim się wyrobić. Ku Twojemu zdziwieniu efekt jest znacznie lepszy niż przypuszczałeś - sam Minister chwali Twoją pracę, więc szef zadowolony daje Ci jednorazową premię w wysokości 30 galeonów.
Każdy kto mnie zna wie jak bardzo nienawidzę papierkowej roboty - już w czasach szkolnych zarówno, ja i Dorien skupialiśmy się na praktyce, co zostało mi po dziś dzień. Wolę całą dobę tropić czarnoksiężników aż do utraty sił, niż chociaż godzinę zajmować się durnotami przeznaczonymi dla średnio rozgarniętych sekretarek. Niestety gdy szef każe, jedyne co mogę zrobić to skrzywienie twarzy. Chcąc jak najszybciej się z tym uporać ignoruję zaczepki kolegów z działu i jednej wyjatkowo atrakcyjnej koleżanki i od razu zabieram się do pracy. Przemierzam papiery wzrokiem i piórem czując, że niedobrze mi od monotonii pracy, jednak zaciskam zęby i piszę dalej rezygnując z przerw i wdawania się w pogawędki. Przez cztery godziny nie przerywam pracy ani razu, a dopiero wtedy sprawdzam moja pocztę i idę na bardzo krótki lunch. Zjedzenie makaronu i przeczytanie entuzjastycznego listu od Vivien trochę poprawiają mój humor, więc gdy wracam do biurka znów mam sporo energii do działania. Stan entuzjazmu mija błyskawicznie, ale mimo to nie robię sobie przerw tylko wytrwale wypełniam każde pismo. Mimo lat spędzonych w tym zawodzie, wciąż nie rozumiem dlaczego zamiast ogólnym raportów musimy wdawać się w jakieś nieistotne szczegóły, nie mające żadnego znaczenia dla akcji. Jestem ciekaw czy komukolwiek robi różnicę jakich dokładnie formuł użyłem podczas interwencji - ja po czasie (chociaż pewnie chwilę po interwencji byłoby dokładnie to samo) sam tego dokładnie nie pamiętam, dlatego zdarza mi się zmyślać, byleby tylko wszystko było napisane względnie porządnie, żeby szef dał nam święty spokój. Siedzę w biurze po godzinach, by nie musieć jutro się kłopotach tym gównem. Gdy opuszczam biuro Departament świeci pustkami - w naszych pomieszczeniach znajdują się tylko dyżurni aurorzy pełniący nocną zmianę. Żegnam się z nimi i wychodzę. Następnego dnia szef wzywa mnie na rozmowę i jestem już gotowy na zebranie opieprzu za byle jakie wypełnienie raportów. Okazuje się, że sytuacja wygląda zupełnie inaczej - szef czytał je w obecności Ministra i obaj byli zachwyceni sumiennością. Jestem zaskoczony jeszcze bardziej, gdy okazuje się, że otrzymuję sowitą premię. Ten tydzień nie może być lepszy!
To był bardzo ciężki dzień. Na szczęście wakacje się skończyły i trzeba było wrócić do szarej i ciężkiej rzeczywistości. Yvonne po powrocie z urlopu miała masę roboty w Biurze, nie było katastrofy, ale od kilku dni lata tam i z powrotem jak mróweczka, jeśli jej podwładni nie byli wystarczająco kompetentni lub samo wysyłanie listów w obrębie Ministerstwa nie wystarczyło. Teraz jeszcze trafiła jej się wyjątkowo dziwna sprawa. Z Biura Dezinformacji do Wypadków i Katastrof po Kwaterę Aurorów. No czegoś takiego to jeszcze nie było. Niestety padło podejrzenie o czarną magię w ostatnim wypadku i trzeba było przekazać akta sprawy samym Aurorom. Przynajmniej jedna sprawy z głowy mniej. Miała nadzieję, że to już będzie koniec tego dnia. Dlatego już przystopowała i bez żadnego pośpiechu, windą na piętro i spacerkiem do Kwatery Aurorów. Jak tylko przeszła prób poczuła na sobie rażące spojrzenia czarodziejów, którzy zauważyli "obcą" kobietę. Bo rzadkością było by zaglądał tu ktoś z Biura Dezinformacji, a zwłaszcza sama szefowa. Nie odzywała się po prostu szła prosto przed siebie, zastanawiając się komu by mogła zostawić teczkę sprawy. Zobaczyła wtedy charakterystycznego dla niej Thomasa, którego już miała okazję kiedyś poznać. -Mam dla ciebie prezent z dwóch pięter niżej - z entuzjazmem położyła mu na biurku teczuszkę z podpisem "Oxford Street", na której to miejsce miało wydarzenie. Tak szczerze, Yvonne sama nie przeglądała tego, po prostu stwierdziła, że podejmie się wyzwania przekazania sprawy. By uwolnić się ze swojego fotele, bo jeszcze trochę i zapomniałaby gdzie jakie biura się w ogóle znajdują w tym labiryncie.
Ustawowy dzień pracy zbliżał się ku końcowi, a Thomas był zawalony papierkową robotą. Ostatnio zaniedbał akta i musiał teraz wszystko uzupełnić, powiązać wydarzenia, przyporządkować dowody i inne aurorskie duperele. Zamierzał zostać godzinę dłużej i skończyć to na miejscu niż targać pudło ze sobą do domu. Dlatego jęknął widząc lądujące na jego biurku teczkę, zwiastującą kolejną robotę. Zerknął do góry chcąc zobaczyć komu ma podziękować i dziko zmarszczył brwi. Spodziewał się wszystkiego, ale nie towarzystwa szefowej Biura Dezinformacji. Wyprostował się w fotelu i z zainteresowaniem przekrzywił głowę w lewo. -Bardzo ładna teczka, dziękuję. Oh, to ta sprawa z połamanym mężczyzną. Sądzicie, że te wystające wszędzie kości i odłamki są sprawką czarnoksiężnika? Słyszał mimochodem o typku wyglądającym jakby go przejechał walec. Otworzył teczkę i spojrzał na zamieszczone w niej rzeczy. Gwizdnął widząc na własne oczy zmasakrowane zwłoki. Ewidentnie coś w tej sprawie śmierdziało i zdziwił się, że nie przyszli z tym szybciej. No i dlaczego przyniosła to sama Yvonne, i to nie do szefa tylko do niego. Odłożył teczkę na biurko, przetarł twarz ręką i podsunął w kierunku kobiety wolne krzesło partnera. -Nie żebym narzekał na wizytę, ale dlaczego ja? Zapomniałem o umówionej kawie? Usiądź proszę. Wyszczerzył zęby i odsunął się nieco krzesłem do tyłu. Sięgnął po różdżkę i niewerbalnie przywołał dwa kubki, pudełko z herbatą o smaku mango oraz czajnik. Postawił rzeczy na biurku i odłożył różdżkę na poprzednie miejsce. -Chętna na herbatę? Mam wrażenie, że chwile nam to zajmie.
Tego dnia na @Cassian Therrathiél czekało wyjątkowo odpowiedzialne zadanie - miał on nadzorować przesłuchanie pewnego bardzo groźnego czarnoksiężnika. Mimo zabezpieczeń magiczni prawnicy obawiali się spotkania sam na sam z kryminalistą, potrzebna była więc pomoc kogoś kompetentnego.
Rzuć kostką, żeby sprawdzić co stało się dalej! 1,2 - kryminalista jest bardzo spokojny, więc nie masz zbyt wiele do roboty. Ze stoickim spokojem wsłuchujesz się w okropne rzeczy, które mężczyzna opowiada o swoich zbrodniach. Nawet tak silną psychicznie osobę jak Ty przeszłyby ciarki, a Ty choć nie chcesz zyskujesz dodatkową porcję wiedzy z zakresu czarnej magii - upomnij się o punkt w odpowiednim temacie! 3,4 - może to gniew skierowany w stronę przestępcy, a może po prostu zły dzień? Trudno powiedzieć, ale mimo wszystko jesteś w stosunku do osadzonego odrobinę zbyt brutalny, co kończy się dosyć poważną rozmową z przełożonym i utratą 20 galeonów z premii! Odnotuj stratę w odpowiednim temacie! 5,6 - czarnoksiężnik okazuje się znawcą magii bezróżdżkowej i na moment wymywa Wam się spod kontroli raniąc jednego z prawników. Na całe szczęście Ty zachowujesz zimną krew bezproblemowo i opanowujesz sytuację! Zyskujesz 1 punkt do dowolnej umiejętności.
Początkowo wydawało mi się, że spotkanie z niebezpiecznym czarnoksiężnikiem raczej mnie specjalnie nie zaskoczy, w końcu Ministerialne zabezpieczenia charakteryzowały się wysokim profesjonalizmem. Tym razem jednak zostaję negatywnie zaskoczony, bo przestępca okazuje się biegłym magiem bezróżdżkowym i rani jednego z prawników. Reaguję błyskawicznie i rozbrajam przesłuchiwanego, jednak przez resztę przesłuchania jestem zdenerwowany, że mężczyzna po raz kolejny coś odwali. W tym momencie żałuje, że nie ma z nami Zakrzewskiego, który mimo młodego wieku doskonale opanował tę umiejętność i mógłby być nieocenionym wsparciem. Wszyscy mnie chwalą, jednak osobiście czuję pewien niedosyt.
-Szerze to nie wiem, po prostu mi powiedziano o co chodzi to od razu wiedziałam, że nie moja w tym głowa - westchnęła opierając się pośladkiem o biurko Thomasa. Niestety Yvonne już jest na takim poziome, że wie co należy do jej kompetencji a z czym na pewno nie da sobie rady i przede wszystkim nie powinna się mieszać w jakieś sprawy, by nie narobić większego bałaganu. -Ludzie z mojego biura zajęli się zamaskowaniem sprawy wśród mugoli, ale kwestia tego skurczybyka co nabroił to już wasza sprawa - westchnęła i pozwoliła sobie usiąść, skoro już miała okazję posiedzieć do czemu nie - Bo byłeś aktualnie najbliżej i nie chciało mi się gadać z obcymi, chyba liczyłam w po cichu właśnie na herbatkę - puściła do niego oczko zakładając nogę na drugą. Jakoś tak czuła się mniej spięta będąc w nie swoim biurze. Połowa ludzi tak naprawdę jej tu nie kojarzyła, ewentualnie ci z większym stażem. Ze względu na jej podejście do pracy w tym miejscu mało komu przychodzi do głowy, że Horanówna jest szefową w jednym z biur. Zresztą wiele osób powinno chyba pracować w innych miejscach, czasami kobieta ma to wrażenie, że powinna być w całkiem innym zakątku świata. W końcu kiedyś marzyła o byciu treserem smoków czy innych gadzin. -Chętnie, nie śpieszy się mi się
Kiwnął głową na znak, ze rozumie i zajął się robieniem herbaty. Wrzucił dwie torebki do każdego z kubków ze względu na ich wielkość i zalał wodą do poziomu górnego ucha. Zorientował się, że zapomniał wcześniej cukier, więc po odesłaniu czajnika i pudełka z herbatą przywołał cukierniczkę i dwie łyżeczki. -Nie wiem czy słodzisz sobie herbatę, to już sama się obsłuż. Powiedział samemu sypiąc sobie półtora łyżeczki, następnie wymieszał i napił się łyk sprawdzając, czy jest odpowiednio słodka. Oblizał górną wargę, mruknął zadowolony i odłożył kubek nieco dalej by omyłkowo go nie strącić. Ponownie otworzył teczkę i wyciągnął raport sytuacyjny który na szybko przeczytał. -Dobra, według biegłego zostało użyte sporo zaklęć czarnomagicznych, co bardziej świadczy o torturach niż zwykłym napadzie. Stawiam na stare porachunki pomiędzy grupami przestępczymi, ale będę musiał jeszcze własnoręcznie zbadać samo miejsce. Bez urazy, ale twoi ludzie zazwyczaj nie zwracają uwagi na szczegóły typu rozrzuconych przedmiotów. Z drugiej strony może to i dobrze, nie odbierają nam "zabawy" i nie skazują na papierkową robotę i patrolowanie ulic. Osobiście lubił to ostatnie, ale większość jego towarzyszy uznawała to za nudne i bezsensowne. Gdyby ich mentalność była inna to może byłoby mniej napadów w biały dzień albo leżących na mugolskiej ulicy zmasakrowanych zwłok. Niejako winą tego było nazywanie aurorów elitarną jednostką. Skoro są tacy świetni to dlaczego mają odwalać robotę na poziomie aspiranta z mugolskiej policji. -Masz coś dla mnie oprócz tego? Każda informacja może być cenna. Teoretycznie nie musiał się jej o to pytać, bo doskonale o tym wiedziała. Spaczenie zawodowe miało jednak to do siebie, że mówiło się do ludzi jak do skończonych idiotów. Mężczyzna sięgnął po kubek nieco już ostudzonej herbaty i zaczął powoli ją pić delektując się smakiem ulubionego owoca.
Talia L. Vries
Wiek : 31
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 172cm
C. szczególne : Wisiorek z wiecznie kwitnącym, pachnącym asfodelusem.
Zamoczyła pióro w atramencie, dokładnie wycierając skuwkę o rant fiolki. Po czym zrobiła to ponownie. I raz jeszcze. Jej myśli były gdzieś daleko, w innym czasie, z dala od kwatery głównej aurorów. Chociaż od sytuacji, która miała w Dolinie Godryka minęło już kilka dni, dopiero teraz składała raport. Kiedy po teleportowaniu się ze sklepu z różdżkami Fairwynów, wylądowała na korytarzu św. Munga, nie pamiętała wiele. Właściwie tylko moment, w którym próbowała usadzić swoje pośladki na jednym z krzeseł, a zamiast tego upadła na podłogę, tracąc świadomość. Podobno spała prawie dwie dobry - chociaż mogła już nigdy się nie obudzić. A przynajmniej tak mówiła jej uzdrowicielka, po tym jak odbierała pergamin z zaleceniami. Jad, który wpuścił wąż w jej krew miał na celu uśpienie jej organizmu - aż całkowicie by się wyłączył. "Jeszcze kilkanaście minut i mogłaby Pani spisywać testament, panno Vries. Proszę też dbać o siebie, a nie tylko o innych, by martwa aurorka to kiepska aurorka" mówiła kobieta, opuszczając salę, w której leżała Lia. Obiecała przemyśleć jej słowa, chociaż tak naprawdę ani myślała się podporządkować. Wszystkie emocje, jakie w sobie miała, lokowała w pracy. Może dlatego, że jej życie osobiste praktycznie rzecz biorąc nie istniało. A teraz znowu siedziała w niewygodnym krześle przy swoim biurku, omiatając wzrokiem idealny porządek. Całkowite przeciwieństwo bałaganu, który miała w głowie. Kostka nadal ją pobolewała, co jakiś czas wdając się jej we znaki, ale próbowała ignorować niedogodności. Wyprostowała się, szukając namiastki wygody i kontynuowała pisanie:
"(...) unieszkodliwiając atakującego mężczyznę, znanego teraz pod personaliami Daniel Sharman, przy użyciu wyżej wymienionych zaklęć. Czarodziejowi została zabrania różdżka, której historia zostanie poddana analizie i stanowi niezaprzeczalny dowód winy. Auror Talia Lousie Vries przy pomocy zaklęcia patronusa, była zmuszona wezwać pomoc, która odeskortowała atakującego do aresztu znajdującego się w Ministerstwie Magii. Osadzony od tamtego dnia czeka na przesłuchanie, które odbędzie się w najbliższym czasie. Będzie ono podstawą do złożenia zawiadomienia o złamaniu praw czarodziejów i wniesieniu wniosku o proces karny. Po eskortowaniu Daniela Sharmana, zaatakowana Elaine Swansea pozostała pod opieką aurorki, która pomogła dostać jej się w bezpieczne miejsce. Stan kobiety był ciężki, a krwawienie powstałe w wyniku zadanych jej ran zagrażało bezpośrednio życiu. Z tego powodu podjęta została decyzja o pozostaniu w Dolinie. Ryzyko związane z teleportacją było zbyt wysokie. Po dotarciu do pierwszego, otwartego przybytku, tu: Sklep z różdżkami Fairwynów, początkowo poszkodowana miała skorzystać z sieci Fiuu. Jak się jednak okazało, ofiara pozostawała w bliskich relacjach (romantycznych?) z właścicielem sklepu, który po sprawdzeniu tożsamości przez obecną aurorkę, zajął się kobietą. Zarówno panna Elaine Swansea, jak i Pan Riley Fairwyn zostaną wkrótce wezwani na przesłuchanie. Odbędzie się ona w obecności aurora dyżurnego. Data do ustalenia. Z tego co wiadomo, stan panny Elaine jest stabilny. Nikt nie odniósł trwałych obrażeń."
Talia podpisała się swoim imieniem i nazwiskiem pod krótkim raportem. Przed nią i tak rozmowa z przełożonym. Musiała się wytłumaczyć, dlaczego postanowiła zostać w Dolinie, chociaż wyraźnie była świadoma swoich obrażeń, przez które ryzykowała zdrowiem i życiem dziewczyny. To jednak temat na inny dzień. Dziś, o tej godzinie, Ministerstwo prawie świeciło już pustkami, a i ona nie chciała tu dłużej siedzieć.
Z/T
Nicolai O. Dalgaard
Wiek : 39
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 192 cm
C. szczególne : zawsze co najmniej kilkudniowy zarost | mocny norweski akcent | blizna na lewej dłoni i po lewej stronie podbrzusza
Praca aurora to nie tylko naszpikowane niebezpieczeństwem wielkie pościgi i widowiskowe pojedynki z groźnymi czarnoksiężnikami czy innymi magicznymi przestępcami, choć wielu – w szczególności dzieciaków, które stoją właśnie przed wyborem swojej przyszłej ścieżki kariery – tak właśnie może sobie to wyobrażać. W równym stopniu są to godziny spędzone w Biurze na przesłuchaniach czy też przy biurku poświęcane wypełnianiu całych ton papierzysk; każda akcja w terenie w końcu musiała zostać udokumentowana bardzo szczegółowym i skrupulatnym raportem, a Nicolai – choć zdecydowanie nie należał do fanów papierologii stosowanej i mógłby całe dnie spędzać w terenie – doskonale zdawał sobie sprawę, że odkładanie takich rzeczy „na później” może skutkować całkowitym zakopaniem się w stosach dokumentów i to w dodatku na własne życzenie; jeszcze z czasów swojego stażu pamiętał dobrze jak pomagał starym wyjadaczom, którzy mimo posiadanego doświadczenia wciąż nie byli w stanie się nauczyć, że takie rzeczy najlepiej wykonywać od razu albo najpóźniej na następny dzień, żeby później nie uginać się pod stosem zaległości. Teraz, można rzec, sam należał do tego grona i ani razu nie musiał uciekać się do korzystania z pomocy osób drugich, czego zresztą nawet nie lubił robić, bo wierzył, że jeśli coś ma być dobrze wykonane musi to zrobić sam. Tyle. Dzisiejszy dzień był jednym z tych do bólu standardowych, pozbawionych większego polotu. Właśnie zakończył przesłuchanie jakiegoś pomniejszego opryszka, którego udało im się schwytać na gorącym uczynku – próbował opchnąć kilka czarnomagicznych artefaktów, nie będąc w ogóle świadomym, że potencjalnym nabywcą był auror działający pod przykrywką w jego osobie. Początkowo wydawało się, że trafili na jakąś grubszą sprawę, może nawet kolejną szajkę zajmującą się pokątnym handlem tego typu rzeczami, ale szybko okazało się, że typek… odnalazł te przedmioty na strychu w domostwie swojego zmarłego niedawno dziadka i liczył na szybki zarobek, nic więcej. Miał zwyczajnie pecha, że to właśnie Dalgaard jako pierwszy natrafił na jego ogłoszenie. Nawet nie musiał go specjalnie naciskać, żeby pękł i wszystko wyśpiewał. To było aż nudne. — Można go zabrać — mruknął do jednego z stojących na zewnątrz pokoju przesłuchań aurorów, a następnie sam udał się na rekonesans wspomnianego domu; była to standardowa procedura w takich przypadkach – trzeba było wszak sprawdzić czy na miejscu nie kryje się więcej podobnych fantów, które mogłyby się okazać szkodliwe, gdyby wpadły w nieodpowiednie ręce. Dalgaard sprawdził więc dom centymetr po centymetrze, ale poza specyficzną aurą pozostałą w miejscu, gdzie musiały leżeć skonfiskowane tamtemu gościowi przedmioty, nie odnalazł na miejscu nic więcej. Nawet to ‘urozmaicenie’ w gruncie rzeczy nie przyniosło ze sobą niczego ciekawego, poza tym, że na chwilę miał szansę wyrwać się z budynku Ministerstwa Magii. Po oczyszczeniu strychu przy pomocy odpowiednich zaklęć z wszelkich pozostałości czarnej magii zostało mu jedynie powrócić do Biura i sporządzić odpowiednią dokumentację, bo nawet coś tak bardzo trywialnego tego rzecz jasna wymagało. Mógł to spokojnie pozostawić na jutro, tym bardziej, że jego zmiana dobiegała już końca, ale nie miał zamiaru tego robić; po co sobie w końcu tworzyć niepotrzebne zaległości, a i tak – jak zwykle zresztą – nie miał na ten dzień żadnych innych planów. Norweg przygotował sobie porządną, mocną kawę i zasiadłszy przy swoim biurku, zajął się najpierw sporządzeniem szczegółowego raportu z przeszukania domu, monotonnym głosem dyktował kolejne zdania, a samopiszące pióro równymi linijkami zapełniało pergamin; na samym końcu załączył do tego starannie wykonaną rycinę z zaznaczeniem miejsca, w którym natrafił na pozostałości czarnomagicznej aury. Potem sporządził jeszcze równie skrupulatny i suchy protokół z przesłuchania, pijąc przy tym już drugą albo trzecią kawę, gdyż w trakcie zaczęło go brać znużenie. W głębi odetchnął z ulgą, kiedy wreszcie postawił ostatnią kropkę. Przebiegł jeszcze wzrokiem oba raporty, żeby się upewnić, że zawierają wszystko co było konieczne, po czym włożył je do teczki z odpowiednią adnotacją i odłożył na stos spraw zakończonych. Ministerstwo świeciło już pustkami, gdy je opuszczał, żeby wrócić do swojego domu w Dolinie, choć nie miał pewności czy mu się to w ogóle opłacało – za parę godzin musiał tu wracać, a po takiej ilości kawy był bardziej niż pewien, że przez resztę tej nocy nie zdoła zmrużyć oka. Oby to tylko nie oznaczało nawrotu jego chronicznej bezsenności.
Dziś był ten dzień. Po wielu zawirowaniach związanych ze śmiercią Ministra Magii, której owocem były czystki wewnątrz samego ministerstwa, Dean został mianowany Szefem Biura Aurorów. Irlandczyk z Belfastu, czystokrwisty mugol, nie należał do osób, którym zależało na władzy, pieniądzach czy uznaniu. Od ponad 17 lat wykonywał swoją robotę, czyli łapał "tych złych" najlepiej jak potrafił. Właściwie to tylko na tym mu zależało. Teraz jednak jego doświadczenie miało być wykorzystywane w inny sposób, niż dotychczas. O nominacji dowiedział się zaledwie kilka dni wcześniej. Bezkrólewie trwało w kwaterze aurorów krótko, bo już w dniu odwołania obecnego szefa, został zaproszony na rozmowę o pracę. Wiedział, że brana pod uwagę jest również Talia, młoda i zdolna dziewczyna, z którą niejednokrotnie pracował. Postawiono jednak na Ulsterczyka - ze względu na doświadczenie, reputację i, nie oszukujmy się, bezwzględność i brak skrupułów. To w końcu właśnie te dwie ostatnie cechy miały decydować o tym, czy uda im się ugasić wielki pożar, związany z działaniami SLM. Cassidy miał do podjęcia wiele trudnych niewygodnych decyzji, które miały nakreślić kierunek, w jakim będzie zmierzało całe Biuro. Nie miał jednak żadnych wątpliwości, nie dotykały go żadne rozterki. Wiedział, co ma zrobić, co chce osiągnąć i w jaki sposób chce to osiągnąć.
Kiedy wszedł kilka minut po dziewiątej do biura, wszyscy aurorzy siedzieli już za swoimi biurkami, chuchając w gorące kubki z kawą i herbatą. Nie przedłużając, stanął na środku sali i zagwizdał przeciągle, skupiając na sobie wzrok zgromadzonych. Przysiadł leniwie na biurku, należącym do Talii, ugryzł trzymane w dłoni jabłko i odłożył je na wytartym drewnie stolika, po czym podniósł się z niechęcią, stanął naprzeciw wszystkich i zaczął swoją przemowę.
- Halo, halo. Proszę wszystkich o uwagę! Obiecuję, że będzie szybko, zwięźle i za kilka minut wrócicie do swoich obowiązków. Wszyscy o tym wiedzą, ale może kilku ignorantom nieco nakreślę sytuację, jaka obecnie panuje. Minister zginął, chwilę po tym, jak zginął poprzedni. Jak widać, nasi koledzy i koleżanki z Biura Bezpieczeństwa sobie nie radzą, dlatego dostałem polecenie, aby zmienić panujące trendy. Od dzisiaj jestem Szefem Biura Aurorów. Znacie mnie od dawna, pracuję tu od prawie dwudziestu lat. Opinie na mój temat krążą różne i nie zamierzam z nimi walczyć. Wszyscy wiecie, co zrobiłem. Z mojej strony mogę powiedzieć, że wiele, naprawdę wiele rzeczy się zmieni, ale zmieni się na lepsze. Mam swój pomysł na prowadzenie tego biura, który wielu z Was wyda się kontrowersyjny. Wielu z Was wyda się nierealny. I szczerze, obie te grupy mają rację. Przez wiele lat robiliśmy rzeczy w ten sam sposób i co? ZGINĘŁO DWÓCH MINISTRÓW! - krzyknął, a cząsteczki jabłka rozbryzgły się po znajomych twarzach i podłodze. - W związku z tym wprowadzamy zmiany - kontynuował już spokojnie i ponownie sięgnął po nadgryzione jabłko, spoczywające na biurku. - Dziś jest dzień zerowy. Dzień, który wiele zmieni. Zacznijmy od rzeczy najprostszych. Formularze, które są składanie po rozwiązanej sprawie. - Chwycił czystą kartkę z biurka Aurorki, po czym teatralnie ją porwał. - Od dziś, wszystkie formularze zostają znacznie uproszczone, co Wam zaoszczędzi czasu i przy okazji da... większe pole manewru. - Puścił oczko w kierunku jednego z kolegów. - Interesują mnie rezultaty, nie literki na pergaminie. Zrozumiano? - Zrobił kilka drobnych kroczków po pomieszczeniu i z powrotem przysiadł na biurku.
- Teraz kolejna sprawa. Proszę o wystąpienie Pań i Panów: Cole, Arleight, Sharer, Duff, Korsakov, Darmian, Graelish.
Wymieniona grupka ruszyła niepewnie w kierunku Irlandczyka, a ten "wyczarował" zza pazuchy zgięty na pół zwitek pergaminów, które wręczył wymienionym. Większość z nich znał od lat i razem z nimi dzielił sukcesy i porażki, a nawet świętował urodziny ich dzieci.
- Proszę wziąć wypowiedzenia, a następnie zabrać swoje rzeczy z biurek. Ministerstwo Magii bardzo dziękuje za Wasz wkład w jego rozwój.
Powstało chwilowe zawirowanie, w powietrzu zawisło wiele przekleństw, ale koniec końców Irlandczyk zachował spokój, a wymienieni w końcu opuścili budynek.
- Od dziś zmieniamy również przyjęte przez ministerstwo normy, z których będziecie rozliczani. Nie zadowala mnie 15% zatrzymanych czarnoksiężników i wywrotowców. Wiecie, co oznacza 15% zatrzymanych? 75% skurwysynów chodzących wolno! Od dziś norma wzrasta do 30%. I teraz ostatnia rzecz. Nie wyobrażam sobie, żeby w naszych szeregach panował pierdolnik jak u Zagumova. Jesteśmy elitą, dzięki, której magiczny świat może w ogóle istnieć. A to oznacza, że macie myśleć we własnym zakresie, wyciągać samodzielne wnioski i nie dać się propagandzie. Macie zapomnieć, że winą za zamachy należy obciążać SLM. Nie wiemy dzisiaj, kto pociąga za sznurki, nie wiemy, komu zależy na wzburzeniu nienawiści między skrajnymi obozami. Nie wiemy też, jaki cel tej osobie, czy grupie osób przyświeca. A to oznacza jedno. Macie mieć uszy i oczy szeroko otwarte i nie brać niczego za pewnik, zrozumiano? Nic nie jest prawdą - tę myśl macie w sobie zawsze nosić, tak jak nosicie różdżkę. Zdaję sobie sprawę, że to, co mówię, jest dalekie od tego, co znacie dotychczas, ale gwarantuję Wam, że dzięki temu uda nam się zgasić wojnę w zarodku. Jako osoba, która zna wojnę, jak mało kto, gwarantuję wam, że nie chcecie tego przeżywać. A teraz do pracy. Jak ktoś ma jakieś pytania, czy wątpliwości, to zapraszam do swojego gabinetu.
Gdy skończył, po prostu podniósł jabłko i usiadł za swoim nowym biurkiem, zanurzając się w morzu dokumentów. Wolał czyny nie słowa i jeśli miał dać przykład, to pracując znacznie ciężej, niż reszta.
C. szczególne : Blizny po gniciu na szyi, klatce piersiowej i górze brzucha, rytualny krwawy znak na małym palcu prawej ręki, naszyjnik Ariadne zawsze zawieszony na piersi oraz mocno zmęczona twarz z widocznie podkrążonymi oczyma, które wydają się zapadać w sobie
Boris postanowił przyjść na zebranie zwołane przez nowego szefa Biura Aurorów, by trochę lepiej poznać nowego przełożonego Talii oraz by zorientować się w tym jakie plany i przemyślenia ma związane z tym wydziałem, odpowiedzialnym za bezpieczeństwo w świecie czarodziejskim. Jak się okazało, zamierzał, w przeciwieństwie do obecnej Minister Magii, wprowadzić dość drastyczne zmiany, zmieniające zarówno skład personalny aurorów, jak i sposób w jaki będą pracować. O ile mógł wydawać się na kogoś, kto chce osiągnąć faktyczne rezultaty w swojej pracy, to z całą pewnością ktoś musiał mu uświadomić dwie rzeczy, po pierwsze to, że przy słabej wydajność Biura Aurorów, prędzej czy później Biuro Bezpieczeństwa nie będzie w stanie ogarnąć tego co się dzieje na terenie Ministerstwa oraz w pobliżu jego najważniejszych pracowników. Drugą rzeczą którą trzeba było przedstawić nowemu szefowi aurorów, był fakt, że przy 15% złapanych, to 85 a nie 75 procent przestępców unika aresztowania. Osobą, która musiała przedstawić mu te wiadomości był nikt inny, jak wspomniany przez szef Biura Bezpieczeństwa i Dezinformacji, Boris Zagumov, który postanowił zaczekać, aż pomieszczenie zacznie się przerzedzać, by móc w spokoju porozmawiać z mężczyzną. -Zdaje się, że się nie znamy formalnie- podszedł do niego spokojnym krokiem z rękoma założonymi za plecami- Zagumov- przedstawił się krótko. Nie zamierzał rozwodzić się, czy wymieniać innymi zbędnymi uprzejmościami, dlatego powiedział to co musiał bez zbędnego ociągania się.-Dość odważnie jest uważać, że po obcięciu sobie kadry, pozostali pracownicy będą w stanie wyrobić dwukrotnie większą normę. Nawet jeżeli byście się zbliżyli do takiego wyniku, to dalej nie są to wystarczające liczby. Biuro Bezpieczeństwa przeszło ostatnio dość poważne zawirowania, przez co nie wszystko wygląda tak jak powinno, a tak duża przestępców, przelatująca wam przez palce wszystko tylko utrudnia. Radziłbym skupić wam się na jakości a nie ilości, jeżeli chcecie faktycznie nam pomóc w utrzymaniu obecnej Minister przy życiu, a Panu w szczególności na pozostawienie statystyki innym osobom.- powiedziawszy to postanowił poczekać na ewentualną odpowiedź Cassidiego. Ciekawiło go w jaki sposób zareaguje nowicjusz na tym stanowisku. @Dean Cassidy
Był przekonany, że na spotkaniu w Biurze Aurorów nie pojawi się nikt z zewnątrz. Bo jakie były przesłanki przemawiające za tym, żeby ktoś taki się pojawił? W końcu nie wywieszał w całym Ministerstwie plakatów, zapraszających na inaugurację swoich rządów, ani nie obiecywał happy hours. Widok Zagumova nieco go zaskoczył, również dlatego, iż sądził, że ten będzie zajęty innymi sprawami. Na przykład pozwalaniem na kolejny zamach na osobę Pani Minister. Albo samotnym piciem.
Przywitał mężczyznę uniżonym pokłonem, przysiadł na krawędzi biurka Talii, ugryzł jabłko i wsłuchał się w bełkot wydobywający się z ust Rosjanina. Kiedy ten skończył mówić, podniósł się powoli, stanął naprzeciw niego i wysłał zaklęciem ogryzek do kosza na śmieci za plecami Szefa BB.
- Jestem naprawdę zaszczycony – zaczął. – Jestem Szefem Biura od dziesięciu minut, a już mam gości, i to tak wysoko postawionych. Liczyłem co prawda na jakiś upominek. Choć upominkiem można chyba nazwać te wszystkie mądre słowa, którymi mnie Pan uraczył, Panie Zagumov. Coś sobie jednak wyjaśnijmy. Próg drzwi, przez które Pan przeszedł, a także korytarz oddzielający nasze Biura stanowi granicę, za którą to ja decyduję, co jest najlepsze dla mojego działu, nie Pan. Jakość, nie ilość? Ta niech dotyczy moich pracowników. W Biurze Niebezpieczeństwa jest dużo więcej pracowników, a mimo to, przez „jakość” wykonywanej przez nich pracy, my musimy zajmować się łapaniem nastoletnich podpalaczy, a nie czarnoksiężników. Gdyby z taką werwą prowadził Pan swoje Biuro, z jaką stara się sprzedawać czarnorynkowe artefakty nienależące do Pana, to dziś nie prowadzilibyśmy tej rozmowy. Minister nie zginąłby po miesiącu od objęcia przez Pana służby, mój poprzednik wciąż by pracował, a ja bym działał w terenie, a nie siedział zakopany po uszy w raportach, myśląc o statystykach, z których będę rozliczany, a które powinienem zostawić komuś innemu.
Zbliżył się do mężczyzny jeszcze bliżej, tak, że dzieliło ich niespełna pół metra. Założył dłonie za plecami, wbił brązowe tęczówki w oponenta i wycedził:
- Proszę mi powiedzieć, Panie Zagumov. Naprawdę nie zna Pan ciekawszych sposobów na infiltrację SLM niż wysyłanie stażystów do „Pustej Klatki”? Zresztą, jak już tam są, to mogliby chociaż słuchać, zamiast wrzucać samoloty z ulotek do piw innych ludzi.
Wizyta Shawa na spotkaniu SLM nie uszła jego uwadze. Podobnie jak każde słowo, zarówno w "Pustej Klatce", jak i "Trzech Miotłach". Jak widać, nie trzeba było osobiście fatygować się na spotkania, żeby wiedzieć wszystko. Wystarczyło znać barmanów. I sypnąć im na zachętę kilka galeonów. Kto jak kto, ale barmanów, to Zagumov powinien znać jak mało kto.
Cassidy, odwrócił się plecami do Rosjanina, przeszedł kilka metrów i rozejrzał się po aurorach, przyglądających się tej szopce. Przystanął nagle.
- No co jest?! Do roboty, ludzie! Słyszeliście Szefa Zagumova! Musimy utrzymać Panią Minister przy życiu! – Jego głos, choć poważny i ostry, podszyty był trudną do ukrycia złośliwością.
Irlandczyk odwrócił się gwałtownie i wymierzył w kierunku drzwi, które niemal nie wypadły z zawiasów.
- Znajdzie Pan drogę do własnego Biura, czy mam Panu pomóc, Panie Zagumov?
C. szczególne : Blizny po gniciu na szyi, klatce piersiowej i górze brzucha, rytualny krwawy znak na małym palcu prawej ręki, naszyjnik Ariadne zawsze zawieszony na piersi oraz mocno zmęczona twarz z widocznie podkrążonymi oczyma, które wydają się zapadać w sobie
Pierwsze uczucia związane z tą rozmową były mieszane. Z jednej strony Cassidy płaszczył się przed nim, jakby to on był jego szefem, jednak każdy medal ma dwie strony. W tym przypadku był to cynizm i sarkazm, który bił od aurora na kilometr. Wydawał mu się również delikatnie oderwany od rzeczywistości panującej w Ministerstwie, co wynikało zapewne z tego, że zbyt dużo czasu był zwykłym aurorem łapiącym osoby sprawiające zagrożenie w każdą nieparzystą niedzielę, przez co nie miał jak i kiedy załapać doświadczenia niezbędnego do sprawnego zarządzaniem swoim biurem -Nie próbuję zarządzać pańskim biurem. Niech to będzie dla Pana rada od bardziej doświadczonego i obytego w tym wszystkim kolegi z pracy.- gdyby tyle czasu nie spędził pod Aurorą, to teraz pewnie miałby nie lada problem z zorganizowaniem czegokolwiek. -Gdyby poświęcił Pan chociaż pięć minut na zapoznanie się kto pracuje w moim biurze i jakie są zadanie tych ludzi, to nie usłyszałbym właśnie takich głupich rzeczy. Większość moich pracowników działa w sektorze związanym z ukrywaniem naszej działalności przed mugolami, nie w dziale odpowiadającym za bezpieczeństwo Ministra, urzędników, czy łapaniu czarodziei odpowiadających za drobne wyskoki.- w tym momencie dostał wspaniały pokaz braku wiedzy, czy też rozeznania w sytuacji ze strony Cassidiego. Gdyby wszyscy ludzie Borisa mieli za zadanie zwalczać zagrożenie ze strony zamachowców, czy udawać się na poszukiwania co groźniejszych czarnoksiężników, to nie został by mu nikt, kto pomagałby zacierać ślady działalności magicznej na terenie Wielkiej Brytanii. W takim przypadku nie potrzebne by były żadne działania ze strony Selmy Grant w odtajnianiu świata czarodziei. Po tym jak usłyszał z ust szefa aurorów kalumnię na jego temat, związaną z rzekomym obrotem nielegalnymi przedmiotami, lekko zmarszczył czoło, wiedząc, że czym prędzej będzie musiał uświadomić Vries, że ma nie rozsiewać plotek wśród osób pracujących na tym piętrze. Postanowił jednak poczekać z odparciem tych zarzutów, ponieważ zaraz usłyszał nie tylko o dość nieodpowiedniej postawie jego podwładnego ale też informację, o tym, że to on go tam wysłał. Nietrudno jednak było, jak mu się zdawało, wyjść z tej sytuacji cało. -Jak na kogoś tak dobrze poinformowanego, używa Pan długo powtarzanej i w dodatku nieprawdziwej plotki o tym, że obracałem artefaktami nielegalnie, a w dodatku sugeruje, że młodemu chłopakowi, który ma takie a nie inne poglądy i udał się na zebranie partii je głoszące, kazałem tam siedzieć i szukać sprawców zamieszek. Niedorzeczne. Jeżeli jest Pan tak dobrym aurorem, jak pańscy informatorzy w przekazywaniu informacji, to dziwię się, że nie doszło do kolejnych ataków na oficjeli ministerstwa.- uśmiechnął się tylko delikatnie z szyderą wypisaną na ustach, by po chwili udać się w kierunku wskazanych drzwi. W głowie już miał wizję jak "owocna" będzie to współpraca, z kimś takim na czele aurorów.
Pierwszy dzień w pracy niemal zawsze naznaczony był mieszanką wielu skrajnych emocji. Strach, ekscytacja, ciekawość, pewność, ten dziwny głos w głowie mówiący: „Co ja tu robię?”. Jakie emocje towarzyszyły młodej aurorce? Odpowiedź na to pytanie znała tylko ona. W biurze aurorów pojawiła się punktualnie i od razu wpadła w wir. Kolejne osoby mijały ją w pośpiechu. Jedni trzymali kubki z kawą, inni sterty raportów. Wszędzie latały papierowe samolociki z wiadomościami. Pozorny chaos po bliższej obserwacji zdawał się naturalny i dziwnie poukładany, harmonijny. @Ariadne W. Wickens musiała czekać długie dziesięć minut, nim ktoś do niej podszedł. Mężczyzna w średnim wieku w dobrze skrojonym garniturze przetarł zaspane oczy, objął ją ramieniem i zaprowadził do jednego z wolnych biurek.
- Witamy na pokładzie – powiedział, kładąc przed nią grubą teczkę z dokumentami. – Zacznijmy od podstaw. Zapoznaj się z zawartością. Są tu opisane wszelkie biurokratyczne mechanizmy. Jak wypełniać raporty, do kogo raportować, jakie są procedury bezpieczeństwa. Kiedy skończysz, pokażę Ci biuro i poznam cię z przełożonymi.
kosteczki:
Rzuć K6 na to, jak ci idzie zapoznawanie się z dokumentami:
1-2 – nudy, nudy i jeszcze raz nudy! Może to właśnie to, a może fakt, że się nie wyspałaś, ale… zasnęłaś nad teczką. Mężczyzna budzi cię zaklęciem żądlącym i daje jasno do zrozumienia, że nie będzie tego tolerował. 3-4 – przez ciernie do gwiazd. Męczysz się, próbując zrozumieć całą tą biuromowę, ale w końcu ostatecznie przechodzisz przez całą dokumentację. Kiedy kończysz, mężczyzna zabiera cię do kuchni na kawę, a potem przedstawia kolegów i koleżanki. 5-6 – Idziesz jak burza. Szybko radzisz sobie z zadaniem i sama decydujesz się na zwiedzenie nowego miejsca pracy. W kuchni podsłuchujesz dwóch aurorów dyskutujących o jednej ze spraw. Rzucasz słuszną uwagą, czym zaskarbiasz sobie sympatię nowych współpracowników. Ba, ci zagłębiają cię bardziej w sprawę i dają kolejną teczkę z prośbą o to, byś pomogła im w znalezieniu nieścisłości. Za pomoc dostajesz samopiszące pióro, o które możesz się upomnieć w odpowiednim temacie.
Obcisły uniform zdawał się dusić Ariadne i potęgować jej stres. Nie czuła się już tak jak na egzaminach na kursie, gdzie dosłownie było jej momentami słabo. Teraz bądź co bądź miała tę posadę zapewnioną. Mimo to i tak trochę drżały jej nogi, gdy stukała obcasami po posadzce Ministerstwa. Chłodne wnętrza nieco łagodziły gorąco, jakie uderzało szybko w policzki Ariadne. Czy była tam, gdzie być powinna? Nie chodzi o dosłowne znaczenie, bo przecież się nie zgubiła. Bardziej o to metaforyczne. W końcu wcześniej nie przyszłoby jej na myśl, by pracować jako auror i to jeszcze w Wielkiej Brytanii. Zdawało się, że jej życie w pewnym momencie bardzo się zmieniło. Najważniejsze, aby tego nie żałować. W biurze panował tłok. Nic dziwnego, tutaj rzadko można było się lenić. Zwłaszcza, że Boris mówił, że brytyjski świat miał mnóstwo spraw na głowie ostatnimi czasy. Ariadne czekała cierpliwie aż zostanie zauważona i poinstruowana, co robić. Trochę strzeliła oczami, gdy mężczyzna objął ją ramieniem, bo nie przywykła do czegoś takiego, ale nie komentowała. Papiery? Merlinie, oni nie wiedzą jeszcze z kim mają do czynienia. Ariadne strzeliła palcami i zaczęła iść jak burza przez wszystkie dokumenty. Z papierologią nigdy nie miała problemów. Przeczytała od deski do deski każdą kartkę, czasami nawet faktycznie zainteresowana tym, co było omawiane. Wiedziała już wszystkie podstawy, które miały znacząco ułatwić dziewczynie pracę. Czuła się... szczęśliwa. Jakoś od razu odnalazła się w nowym miejscu. Pasowała tutaj, nawet jeśli na pierwszy rzut oka była inna od reszty. Amerykanka mugolskiego pochodzenia, do tego młoda i jeszcze blondynka. Po przejrzeniu dokumentów Ariadne ciężko było usiedzieć na miejscu. Wszędzie w biurze coś się działo. Poza tym, naprawdę chciała poznać współpracowników. Wymknęła się na korytarz. Po spacerze zajrzała do kuchni, mając ochotę na gorącą kawę z mlekiem. Stając przy blacie, usłyszała przypadkowo rozmowę o jednej ze spraw związanych z zaginięciem młodego czarodzieja. Poszukiwania do tej pory trochę spełzły na niczym. Usłyszała o tym, jakie kroki do tej pory podjęto, ale wiedziała, że przecież było jeszcze coś więcej do zrobienia. Nim zdążyła się powstrzymać, zagadnęła do dwójki starszych aurorów i zasugerowała swoje rozwiązanie. Przez moment była pewna, że oberwie jej się za gadanie głupot albo próby pouczania bardziej doświadczonych pracowników. Ale nie! Wręcz została pochwalona. Szeroki uśmiech rozjaśnił twarz dziewczyny. Rozmowa potoczyła się dalej tak naturalnie, jakby wcale nie pracowała tu dopiero od godziny. Wdała się w pasjonującą rozmowę, przeglądając nową teczkę. Sprawa zaginięcia okazała się grubszą aferą, więc nic dziwnego, że chciano rozwiązać ją jak najprędzej. Ariadne obiecała przyjrzeć się temu dokładniej i oddać raport ze swoimi uwagami. Nie robiła tego, by się przypodobać, a po prostu dlatego, że lubiła przyglądać się zagadkowym sprawom i je rozwiązywać. Fakt, że zdobyła uznanie kolegów był dodatkowym bonusem. Tak odnalazł ją mężczyzna, który pewnie nie mógł znaleźć Ariadne przy biurku. Wyglądało na to, że pierwszy dzień pracy okaże się fascynującym przeżyciem. Nawet dostała pióro, które od razu zostało zaprzątnięte do robienia wielu notatek.