Obszerne pomieszczenie podzielone na boksy. Tu właśnie pracują Aurorzy. Na ścianach powywieszane są stare zdjęcia twarzy najniebezpieczniejszych poszukiwanych, rodzin lub ulubionych drużyn quidditcha. Każdy Auror ma swój oddzielny boks.
Autor
Wiadomość
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
-Szkoda. - Wzruszył ramionami, o gdyby tylko mógł sprawiłby, żeby Amortencja wcale nie przypominała miłosnego wywaru i tym samym ułatwiłby sobie zadanie i jeszcze bardziej uśpił czujność swojego celu, ale skoro nie mógł, to miał zamiar podjąć wyzwanie z tym, co miał pod ręką. Gdy tylko zadanie się rozpoczęło Max od wypatrzył swój cel i zaczął nonszalancko zbliżać się w jego stronę. Już od początku nie miał łatwo, bo ktoś go zaczepił i dopiero po chwili Maxowi udało się wyplątać z tej konwersacji. Niestety, to nie był koniec problemów w misji. Sekundy po tym jakiś typek usilnie próbował namawiać go na astroruletkę i był odporny na wszelkie argumenty nastolatka nawet na ten, że chłopaka po prostu na ten hazard dziś nie stać. W końcu obiecał typkowi, że zamówi sobie alkohol i do niego dołączy, co sprawiło, że nieznajomy ucieszył się i uciekł do stołu hazardowego, a Solberg mógł kontynuować zadanie. Właśnie podchodził do lady, gdy miejsce obok popijającego wino kucharza zwolniło się. Max od razu wskoczył na sąsiadujący stołek zamawiając u barmana kieliszek Ognistej. -Widzę, że nie najlepiej się dzisiaj kręci. - Zagadał do swojego celu, wskazując głową niezbyt zatłoczony "lokal". Co jak co, ale Max czuł się w tej sytuacji jak ryba w wodzie i skłamały mówiąc, że nigdy wcześniej się podobnie nie zachowywał. -Macie tu jakieś krewetki, czy coś takiego? Wmówiłbym temu nawiedzonemu od astroruletki, że mam uczulenie i mógłbym na spokojnie spadać do chaty. Tak mi chyba nie odpuści. Zapłacę dodatkowo jak będzie trzeba. - Ciągnął pogawędkę z uśmiechem jakby nigdy nic, licząc na to, że kucharz na chwilę spuści z wzroku swój kieliszek i Max będzie mógł dolać mu do napoju amortencji. Czas leciał nieubłaganie, ale chłopak nie miał zamiaru zachowywać się podejrzliwie i dyskwalifikować własnej osoby z tej misji. Może zazwyczaj był porywczy, ale jeśli potrzebował czegoś osiągnąć, potrafił znaleźć w sobie odpowiednie pokłady cierpliwości.
Szukanie celu:E, G, J Szybkość: nieparzysta Gra aktorska: +2 umiejętności aktorskie, +2 odporność na stres, +2 dobry kłamca, razem 6 więc -3 min
CZAS: Dodaje sobie za powab wili -2, bo to chyba najbardziej oczywiste, nie mam innych cech i troche nie ogarniam i -2 za postać młodszą niż 2 miesiące. więc: J +1min, E +1min, G +2min +20g, GA: -3min, Dodatkowo: -4min 17 min + 20g
Śmieję się wesoło do @Huxley Williams i przyglądam jego ramionom. - Może nie byłoby tak wcale źle? - żartuję lekko, bo żaden z towarzyszących mi panów nie wygląda na takiego, który by mnie nie utrzymał i nie był w stanie ułożyć do snu. Czy przeszkadza mi mój brak rozsądku? Ani trochę. Życie jest jedną tylko przygodą, kto nie gra, nie wygrywa, kto nie próbuje, ten nie ma jak nazwać się szczęśliwym. Robię się na chwilę głupi, kiedy Salem odsłania swoje szerokie barki i materiał koszuli wślizguje się po nich gładko jak wąż. Wprawnie zapinam guziki swojej, przyglądając mu się bezpardonowo. Nie jestem przesadnie wstydliwy, właściwie, wcale nie jestem wstydliwy i cóż, nie wstyd mi z tego powodu. Jestem na krawędzi zaproponowania mu, że zawiążę ten krawat, powstrzymuję jednak słowa, nie chcąc wprawić go w zakłopotanie. Mnie zupełnie nie przeszkadza, że nie jesteśmy tu sami, ale to nie jest standard społecznych norm ani ludzkich preferencji. Zakładam jednak włosy za ucho i przyjmuję poważną minę, biorąc lśniącą tacę w rękę. Uśmiecham się promiennie, czarująco, wystarczyłoby przecież, odrobinę więcej uroku wili i każdy z ludzi mógłby być moim potencjalnym celem - ale to prawie jak oszustwo, a choć jestem krnąbrny i lubię mataczyć, nie chcę swoich ledwie poznanych, nowych znajomych zniechęcić do siebie. Wystarczy przecież, że i tak ludzie wybierają dystans do mnie, nie muszę dawać im ku temu więcej powodów. Ruszam między obecnych, starając się utrzymać w polu widzenia elegancką damę przy barze. Kątem oka jednak widzę swobodny ruch @Salem Latif wchodzącego na tę niewielką scenę, na której dziś gramy i gubię kilka chwil, niepotrzebnie przyglądając się temu, jak doskonale prezentuje się nawet w garniturze. Uśmiecham się uprzejmie do mijanych gości, choć wciąż mnie coś uwiera w stopę i choć staram się nie przejmować, to jednak ostatecznie daję za wygraną. Z wielką, jak się okazuje, korzyścią, bo znajduje w zdjętym na uboczu bucie zadowalającą sumkę galeonów! Jestem z niej tak zadowolony, że ruszając na powrót w stronę baru, wpadam lekko na @Diego I. Lucero-Fernández i przepraszam prędko. Nie chcę przeszkodzić mu w wykonywaniu jego zadania. W końcu docieram do baru. Odkładam za blat tacę i biorąc serwetkę w rękę, uśmiecham się czarująco do eleganckiej damy. - Witam serdecznie, czy mogę coś Pani zaoferować z naszego asortymentu? - wpatruję się w jej twarz, która, choć wcale nie pierwszej młodości, to jednak wydawała się niezwykle sympatyczna. Może to tylko pozory, a może dla mnie wszyscy ludzie wyglądają sympatycznie?
Kobieta niemalże podskoczyła. Chyba nie zrobi kariery na deskach teatru, ponieważ ewidentnie stresowała się przebywaniem w Ministerstwie i Atlas mógł dostrzec pot spływający jej po karku. Pewnie tylko czekała aż któryś z uczestników warsztatów do niej podejdzie, ale definitywnie nie spodziewała się potomka wili. Uśmiechnęła się szeroko do kelnera. - Och... Oczywiście... - wymamrotała radośnie, bardzo zadowolona, że to do niej podszedł ten przystojny mężczyzna. Z chęcią by go schrupała, lubiła młodszych i pełnych energii. Im dłużej wpatrywała się w niezwykłą urodę Atlasa, tym bardziej ulatywały z jej głowy logiczne myśli. Przygryzła wargę, nie mogąc powstrzymać rumieńca, jaki szybko ogarnął kobiece policzki. - Poproszę sherry. Opuściła wzrok niesamowicie zawstydzona. W ogóle nie planowała przybierać takiej gry aktorskiej, ale urok Atlasa zmiótł kobietę z nóg. Teraz ignorowała fakt, że była tu tylko, aby umożliwić im spełnienie zadania - chciała bardziej poznać nieznajomego i popatrzeć na niego jeszcze troszkę.
Rzuć k6! Parzysta kostka oznacza, że możesz błyskawicznie przystąpić do spełniania swojego planu i nalać eliksiru do kielicha czarownicy. Możesz odjąć od swojego czasu -3 min. Nieparzysta kostka oznacza, że idzie Ci trochę wolniej, może masz problem z odgadnięciem co tutaj może posłużyć za "sherry", ale i tak to nie ma znaczenia. Dolewasz eliksir i możesz odjąć -1 min.
Kucharz powoli siąpił "wino", które najprawdopodobniej było jakimś wiśniowym soczkiem. Ognista whiskey, jaką zamówił u barmana Max również okazała się zwykłym sokiem, tym razem jabłkowym, aby kolorystycznie trochę przypominać alkohol. Mężczyzna, który odgrywał kucharza, miał pokaźną, czarną brodę i krzaczaste brwi. Wydawało się, że zdenerwowało go odważne pojawienie się młodzieńca, ale po chwili można zauważyć, że to tylko standardowy wyraz jego twarzy. - Kręci się jak bąk przy psiej dupie, odkąd ministerstwo ciągle tu węszy. - prychnął facet, wypijając nieduży łyczek wina, które wypełniało cały kielich niemal po brzegi. Zmierzył Maxa wzrokiem. Trzeba przyznać, że gościu całkiem dobrze wpasowywał się w rolę. - Krewetki? Eee... Muszę zerknąć do składzika, młody. Czekaj no. Odsunął swój stolik i podreptał gdzieś na bok, znikając za jakąś atrapą baru czy cokolwiek to właściwie było. Kielich oczywiście zostawił, a barman zajęty był wycieraniem lady, więc wystarczy odrobina zręczności...
Świetne zagranie <3. Rzuć k6! Parzysta kostka oznacza, że byłeś bardzo zwinny i niepostrzeżenie dolałeś Amortencji do wina kucharza. Możesz od swojego czasu odjąć -3 min. Nieparzysta oznacza, że jednak trochę zajęło Ci wypatrzenie odpowiedniej chwili, ten barman chyba ciągle na ciebie zerkał... Ostatecznie dolewasz eliksir. Odejmij -1 min od swojego czasu.
UWAGA! Pochorowałam się, więc na wszelki wypadek przedłużam warsztaty do 25.11. Czekam jeszcze na trzech uczestników!!!
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Nie spodziewał się dostać prawdziwego alkoholu, ale mimo wszystko rozczarował się nieco, gdy poczuł smak jabłkowego soku. Był w takim momencie, że dałby wszystko za odrobinę procentów, ale musiał jakoś się pogodzić z tym faktem i skupić na zadaniu, jakie miał przed sobą. Zdawało się, że nawet nie zauważył niezadowolenia kucharza bez względu na to, czy było prawdziwe, czy faktycznie taki miał po prostu wyraz twarzy. -Ci to zawsze wlezą tam, gdzie nikt ich nie chce. - Prychnął niezadowolony, na wzmiankę o Ministerstwie i to całkowicie szczerze. Nie baczył na to, że znajduje się właśnie w samym środku tej instytucji. W razie czego zawsze mógł przecież powiedzieć, że była to tylko aktorska gra, by zaskarbić sobie zaufanie brodatego kucharza. -Będę zobowiązany. - Skinął jeszcze głową, popijając swoją "Ognistą", gdy mężczyzna wstał, zostawiając swój kieliszek bez opieki, a raczej pod opieką Maximiliana. Gdy tylko kucharz zniknął z pola widzenia, nastolatek rzucił okiem, czy barman jest odpowiednio zajęty, po czym błyskawicznie wyjął fiolkę z Amortencją, odkorkował ją i wlał eliksir do "wina" kucharza, równie szybko chowając wszelkie dowody zbrodni. Dla Solberga była to bułka z masłem, gdyż sam wielokrotnie w podobny sposób zażywał różne substancje lub "przyprawiał" swoje posiłki. Siedział nad swoją szklaneczką, jakby nigdy nic, czekając więc na powrót brodatego mężczyzny w międzyczasie pytając jeszcze barmana o popielniczkę, bo skoro nie mógł się porządnie napić, liczył, że może uda mu się chociaż zajarać.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Uśmiecham się czarująco, ale też ciepło, dostrzegając stres kobiety. Nie zależy mi przecież na denerwowaniu jej i zdaję sobie sprawę, że oboje jesteśmy tu tylko aktorami, nie chcę, by jej rola sprawiała jej dyskomfort. Przyglądam się jej uśmiechowi i lekkiemu rumieńcowi, wpełzającemu nieśmiało na policzki i śmieję się ciepło, bo to aż urocze, by dama z takim stażem tak pąsowiała przy młodzieńcu. - Mmm, doskonały wybór. - chwalę miękko, sięgając po kieliszek w kształcie tulipana. Sherry to jedno z moich ulubionych rodzajów win, wprawdzie preferuję odmianę perdo ximenez albo cream, od biedy orloso, ale oglądając się na półkę z butelkami za sobą, dostrzegam jedynie fino. Z żalem zauważam, po odkorkowaniu butelki, że to zwykła woda i choć kusi mnie, by prostym aqua mutatio jednak przerobić ją na sherry, to nalewam co mam do kieliszka, sprawnie czarując damę uśmiechem i sprytnie dodając zawartość wylosowanej przeze mnie fiolki. - Pani tu tak sama, przy barze? - zagajam sympatycznie, podsuwając jej kieliszek. W końcu, jeśli ją dobrze zagadam, to nawet nie pomyśli o tym, co pije, a ja spełnię swoje zadanie raz-dwa i będę mógł poszczycić się wielkim potencjałem na przyszłego aurora. Gdybym tylko chciał zmienić zawód.
Za dzieciaka, czytaj studenta, zdarzało mu się w przeszłości dorabiać w miejscach takich jak restauracje czy bary dzięki czemu posiadał minimalną wprawę w kelnerowaniu i miał pewność że nie wyjebie się z tackami o własne nogi. A nawet gdyby to się stało to huk zapewne byłby na całą salę. A zwracanie na siebie niepotrzebnej uwagi to coś czego zdecydowanie chciałby uniknąć, prawda? Ruszył więc do grupy młodych kobiet chcąc wykonać zadanie jak najszybciej. Chociaż fakt że traktował to wyjątkowo luźno i niezbyt się stresował pozostawał w pełni realny. Po drodze niestety zaczął go zagadywać jakiś typek który na spokojnie pożarł mu dwie minuty, a zaraz po nim przykleił się typek który chciał zagrać w ruletkę... Na szczęście przy tym drugim wystarczyło żeby Diego rzucił mało przyjemnym spojrzeniem z góry żeby ten postanowił się oddalić i dać ćwierćolbrzymowi dalej pracować. Przez te zamieszanie zgubił grupkę dziewczyn z oka i dopiero po czasie udało mu się je zlokalizować. - Dzień dobry. Czy życzą sobie panie do picia coś naszej oferty? Zamówienia grupowe mają zniżkę o dwadzieścia procent. - Jako tako miał plan działania, który mógł się powieść.
Wyglądało na to, że Ariadne wybrała dość trudne zadanie, bo aż dwie osoby sobie z nim nie poradziły. Dziewczyna posłała im zachęcające spojrzenie, ale zarówno Huxley, jak i Salem nie podjęli większych starań. Przynajmniej pozostali naprawdę dobrze się spisali - żaden nie przekroczył limitu czasu. Ba, byli ponad dziesięć minut szybsi niż można się spodziewać. - Jestem pod wrażeniem, doskonale sobie Państwo poradzili. Panie Solberg, bardzo, bardzo sprytne zagranie. Przekonująco Pan brzmi, a pomysłów widzę, że też nie brakuje. Wybrnie Pan z każdej sytuacji!- zwróciła się do zwycięskiej trójki, szczerze zadowolona z obserwowania ich wysiłków. Zwłaszcza Felix popisał się nie lada sprytem, więc do niego skierowała najpierw słowa, ale i innych było za co chwalić. - Panie Fernández, godny podziwu jest Pański spokój oraz opanowanie. Widać, że to chyba nie pierwszyzna w tego typu lokalach? - zaśmiała się cichutko, od razu czując, że głupio to zabrzmiało i nieco się pesząc. - Z kolei Pan Rosa... Co tu dużo mówić, błyskawicznie i profesjonalnie wykonane zadanie. Zakończył Pan zadanie najszybciej, w szokującym czasie czternastu minut. To by było na tyle, mam nadzieję, że potraktujecie to jako nie tylko miłą zabawę, ale również okazję do poczucia się niczym na prawdziwej aurorskiej misji. Nie tylko zaklęcia warto wykorzystywać. Eliksiry również służą ogromną pomocą. Mówiła to już odprowadzając uczestników do wyjścia z Ministerstwa, gdzie ich później uprzejmie pożegnała oraz życzyła miłej reszty dnia.
_____________ KONIEC. zt dla wszystkich! Dziękuję bardzo za udział
Nakir Whitelight
Wiek : 24
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 183
C. szczególne : dołeczki w policzkach, runa jera na lewym biodrze
W swojej pracy Nakir nie przepadał jedynie za okresami przestoju, kiedy mogli skupiać się jedynie na analizie zebranych materiałów. Nie zawsze mieli na tyle poszlak, żeby mieć pewność, gdzie powinni ruszyć, nie mówiąc już o dowodach. Podobnie było i teraz, gdy nie dość, że przyszło mierzyć się wszystkim z tajemniczym pyłem, to jeszcze wykryli nową grupę przemytników. Stał w biurze w kwaterze głównej i spoglądał na tablicę, do której były przyczepione kartki z informacjami, jakie do tej pory zebrali. Był opis goblina Ulfrika, którego początkowo uważali za jednego z głównych działaczy szajki, ale niestety się mylili. Nakir podszedł do tablicy, aby różdżką stuknąć w kartkę tuż przy zdjęciu goblina, a napis “dowodzący” zmienił się w napis “pachołek”, co wyraźnie nie spodobało się zdjęciu. Auror przez chwilę obserwował, jak Ulfirk na fotografii krzywi się i wygraża mu bezgłośnie, nim przeniósł spojrzenie na informacje dotyczące firmy Koło Graniaste. Mieli listę ich klientów, których należało sprawdzić, aby dowiedzieć się, czy nie mieli czegoś do dodania w temacie przemytników. Wiedzieli do tej pory, że wykradali dobry, różnoraki towar z firm, a następnie jego gorsze zamienniki próbowali sprzedawać klientom. Wykradziony towar z kolei sprzedawali za większą cenę w innych częściach kraju. Teoretycznie nie byłoby w tym nic złego, gdyby z gorszej jakości składników nie powstawały felerne eliksiry. Nakir chwilę jeszcze przyglądał się liście klientów, po czym złapał za mapę Anglii, którą rozłożył na biurku. Zaczął zaznaczać różdżką wszystkie sklepy, puby i apteki, do których towar dostarczało Koło Graniaste. Punkty świeciły się złotym blaskiem, a po chwili część z nich przybrała barwy szkarłatu, kiedy auror ponownie ich dotknął, zaznaczając te lokale, które w jakiś sposób próbowano oszukać. Ulfrik powiązany był z kilkoma, jednak nie ze wszystkimi. Konieczne było więc poznanie nazwiska dostawcy towaru do pozostałych klientów, co Whitelight pospiesznie zapisał na kartce. Zaraz też spojrzał na tablicę z informacjami, aby przywołać z niej listę pracowników firmy, w której do niedawna ukrywał się goblin. Była w niej jeszcze dwójka goblinów i choć Nakir wiedział, że nie powinien nic zakładać, gdyż założenia mogły zabić, postanowił porozmawiać z pozostałymi aurorami, aby sprawdzić, czy ktoś z nich sprawdził pozostałą dwójkę. Sądząc po informacjach zapisanych na tablicy - było to bardzo wątpliwe. Z nieśmiałym uśmiechem na twarzy i ekscytacją w oczach wpatrywał się raz jeszcze w mapę, próbując ustalić, który z pozostałych lokali może być zagrożony próbą oszustwa. Potrzebowali mieć plan, aby przygotować zasadzkę na kolejnych pachołków, aby po nitce do kłębka dotrzeć do mózgu szajki i Nakir zaczynał podejrzewać, że może to być jeden z pracowników Koła Graniastego. Odwiesił zabrane z tablicy kartki na miejsce, przyczepił do niej również mapę z zaznaczonymi lokalami potencjalnie zagrożonymi kolejną próbą oszustwa i tak gotów, skierował się do swoich przełożonych, aby zdać raport ze swojej analizy i ustalić kolejne działania.
z.t.
______________________
Like an oak, I must be stand firm
Like bamboo I'll bend in the wind
Isolde Bloodworth
Wiek : 30
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 177 cm
C. szczególne : zjawiskowo długie nogi, blizna na prawym boku, arystokratyczny akcent, tytanowy pierścień (pierścień działania)
Isolde była zmęczona. Wbrew pozorom halucynacje nie były wcale tak niewinne i całe biuro miało znacznie więcej pracy. Nie chodziło nawet o jakieś szczególne zbrodnie czy przestępstwa, ale o głupie wykroczenia wywołane zwidami. Ludzie wyprawiali niesamowite głupoty, doprowadzając nieszczęsnych aurorów do rozpaczy, bo mimo niskiej szkodliwości tych wyczynów wielu poszkodowanych decydowało się wejść na drogę prawną. Znalazło się kilka przypadków ekshibicjonistów, którzy biegali nago po Dolinie Godryka, wymachując transparentem z napisem “Uwolnić skrzaty domowe ”. Inni pływali nago w fontannie na środku miasteczka przekonani, że mają do czynienia z prywatnym basenem. Zdarzały się też drobne i absurdalny kradzieże, które tak naprawdę były efektem pomyłki. Mimo to Isolde była zmęczona i przekonana, że gdyby nie to wszystko, mieliby zdecydowanie więcej czasu na walkę z prawdziwą zbrodnią. Jakimś cudem sama do tej pory nie doświadczyła halucynacji, pomijając te idiotyczne sytuacje związane z kilkoma imprezami, na które zdecydowała się wybrać. Najpoważniejszym skutkiem jakiejś podejrzanej imprezowej magii było wymierzenie Benjaminowi Austerowi fangi w nos – co w gruncie rzeczy oczyściło atmosferę między nimi. Miała też przykre wrażenie, że jej życie prywatne to pasmo niepowodzeń i dziwnych zbiegów okoliczności. Sama nie wiedziała, jak do tego doszło, że jej partner, Jared, zakotwiczył się w jej mieszkaniu na nieco dłużej niż przypuszczała. Z drugiej strony sprawa Benjamina doprowadzała ją do szału przede wszystkim dlatego, że sama nie wiedziała, dlaczego tak bardzo ją denerwuje myśl, że Auster spotyka się z innymi kobietami. Nawet jeśli nie był jej największym wrogiem (przynajmniej już nie) i tak niewiele dla niej znaczył, a przynajmniej tak być powinno. Odepchnęła od siebie tę myśl i wróciła do raportów, które piętrzyły się na jej biurku, doprowadzając ją do szału i rozpaczy. Merlinie, przecież mogłaby spędzać czas w terenie, zajmując się prawdziwymi dochodzeniami, a nie czytając zeznania starszych pań, które były zgorszone widokiem nagiego mężczyzny protestującego przeciwko złemu traktowaniu skrzatów domowych. Zastanawiała się, dlaczego ekshibicjonistami zawsze są mężczyźni i dlaczego odrobina nieokiełznanej magii wystarczy, żeby radośnie zrzucali ubranie, stresując starsze panie widokiem swojego przyrodzenia. Czy naprawdę po to przeszła trening aurorski? Z ulgą odnotowała informację, że jest potrzebna do przesłuchania mężczyzn w sprawie kradzieży cennych artefaktów. A więc istniały jeszcze normalne zbrodnie niezwiązane z wymachiwaniem swoim przyrodzeniem ku zgorszeniu bądź rozbawieniu publiczności. Zaniepokoił ją fakt, że tak dużo rozmawia o męskich przyrodzeniach w godzinach pracy, ale z drugiej strony jeszcze nigdy dotąd nie spotkała się z tyloma zgłoszeniami dotyczącymi nieobyczajnych zachowań. Tak przynajmniej sobie to tłumaczył, a nie własnymi brakami czy tęsknotami w tym zakresie. Przyjęła zgłoszenie dotyczące kradzieży artefaktów, spisała zeznania poszkodowanego, po czym sporządziła listę podejrzanych. Nie z pewnym zadowoleniem. Przekazała ją swoim kolegom, odkrywając, że jest zmiana właśnie dobiega końca i może iść do domu, zostawiając tym cyrk pozostałym aurorom.
z.t.
Irvette de Guise
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 172cm
C. szczególne : Burza rudych włosów, piegi, lawendowy tatuaż za lewym uchem, krwawa obrączka na palcu
Sama ledwo wierzyła, co robi, gdy przekraczała próg Ministerstwa Magii. Powinna była wysłać patronusa i zaprosić Nakira na spotkanie. Oczywiście, że byłoby to logiczniejsze, ale z drugiej strony nie do końca była gotowa powierzyć mu swój sekret aż do tego stopnia, a inne miejsca niż jej nowy dom wydawały jej się szalenie niebezpieczne. Wydawało się dziewczynie, że tylko tu będzie mogła z nim porozmawiać dość prywatnie, nie mówiąc już o tym, że liczyła na spotkanie kogoś innego. Nie powinna, owszem. Mieli trzymać się od siebie z daleka i wyprzeć z pamięci, ale to zadanie zdawało się być niemożliwe nawet dla niej. Serce miała ciężkie, co spowalniało jej kroki szczególnie, gdy przechodziła przed dobrze sobie znanymi drzwiami. Nie złamała się jednak i nawet nie spojrzała w ich kierunku, czując jednak, jak robi jej się na moment nieco cieplej. W końcu dotarła do kwatery aurorów. Było to niesamowicie niespotykane. Współpraca de Guise z organami prawa zazwyczaj była o wiele mniej jawna i legalna. Po raz kolejny łamała pewne zasady, choć uważała, że nie zrobi to różnicy teraz, gdy było już za późno na naprawienie innych szkód. -Szukam Pana Nakira Whiltelightea. - Oznajmiła czarownicy, która przywitała ją w progu. Irv miała wysoko uniesioną głowę i prezentowała się pewnie, nie pozwalając, by jej wewnętrzne rozterki były widoczne dla rozmówców. -Panna de Guise. Byłam umówiona na spotkanie. - Skłamała gładko licząc na to, że Nakir nie zdemaskuje jej małego fałszu i faktycznie znajdzie kilka minut na rozmowę.
Nie rozumiał, dlaczego Irvette przyszła do niego do kwatery aurorów, ale cieszył się, że był na miejscu, gdy recepcjonistka przesłała do niego wiadomość. Uśmiechnął się lekko pod nosem, czytając, że kobieta przyszła na umówione spotkanie. Przekazał współpracownikom, że idzie na spotkanie, wprawiając niektórych w zdziwienie, innym dodając powodu do śmiechu, ale nie przejmował się tym. Jego myśli już kręciły się wokół Irvette i powodu, dla którego przyszła, a który miał nadzieję od razu pozna. Nie była osobą, jaką spodziewał się spotkać w Ministerstwie, ani nie podejrzewał, że może kiedyś prosić go o pomoc. Odruchowo zaczął podejrzewać, że chodziło o jej cieplarnie. Być może miała jakieś problemy, które niestety wymagały aurorskiej interwencji, jak zazdrość o dobrze prosperującą cieplarnię. - Dziękuję za przybycie panno de Guise, zapraszam za mną do pokoju – powiedział dość oficjalnie, kiedy tylko dotarł do recepcji i podziękował również pracującej tam czarownicy za pomoc. Zaprowadził Irvette do pokoju, w którym zwykle rozmawiali z poszkodowanymi, dopiero wtedy pozwalając sobie na lekki, powitalny uśmiech. Już na pierwszy rzut oka był pewien, że sprawa była poważna. Nie mógł oczywiście odgadnąć, czego dotyczyła, ale zdecydowanie nie było to coś błahego, a to jedynie rozpalało ciekawość w aurorze. - Miałaś szczęście, że byłem na miejscu. Co sprawiło, że zdecydowałaś się przyjść, zamiast wysłać list? – zapytał, odruchowo przechodząc na francuski, pamiętając o tym, jak wielką sprawiało jej to przyjemność. Miał również wrażenie, że w jakimś stopniu zapewni im to dodatkową dyskrecję.
______________________
Like an oak, I must be stand firm
Like bamboo I'll bend in the wind
Irvette de Guise
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 172cm
C. szczególne : Burza rudych włosów, piegi, lawendowy tatuaż za lewym uchem, krwawa obrączka na palcu
Jego zdziwienie było całkiem zrozumiałe. Sama pojawiała się w tym budynku w ostateczności, gdy musiała złożyć jakieś dokumenty, których nie można było przesłać sową, czy nie znała danego urzędnika na tyle, by załatwić to przy filiżance dobrego naparu. Sprawa, z którą dzisiaj przyszła, należała jednak do wyjątków, których nie spodziewała się tak szybko doświadczyć, a skoro Boris chwilowo nie pracował, musiała zwrócić się do kogoś innego, mniej doświadczonego, ale zdecydowanie zaufanego. Ucieszyła się, gdy Nakir nie zdemaskował jej małego kłamstwa. Przywitała go równie oficjalnie, milcząc dalej, gdy prowadził ją do odosobnionego pomieszczenia. Choć Irv miała nieco inne zdanie, teoretycznie głupich na aurorów nie brali, więc spodziewała się, że chłopak może przeczuwać, że jej sprawa nie jest byle błahostką. Odetchnęła lekko, gdy drzwi za nimi się zamknęły, choć jej postawa wciąż pozostawała sztywna. -Akurat byłam w Londynie, ale cieszę się, że Cię zastałam. Uznałam, że tu będzie nam najbezpieczniej porozmawiać. Sprawa, z którą przychodzę jest dość... Delikatna. - Przejście na francuski było dla niej pociechą, ale niewielką w obliczu słów, jakie musiała zaraz wypowiedzieć. Poprawiła marynarkę, jakby z jakiegoś powodu nagle miała się wygnieść, w międzyczasie starannie dobierając zdania, jakie chciała z siebie wyrzucić. -Moja rodzina stanęła przed ciężką sytuacją. A szczególnie ja. Otrzymałam informację, że mój ojciec, który od prawie ośmiu lat siedział w więzieniu, zostanie z niego przedwcześnie zwolniony. Mam więcej niż pewność, że mogę stać się jego celem i jak pewnie się domyślasz, nie chodzi o zbombardowanie mnie miłością. - Mimowolnie wykrzywiła się na swoje ostatnie słowa. Czuły Jacques przerażał ją chyba bardziej niż zdenerwowany. Z tym drugim, mniej więcej wiedziała, jak sobie radzić, pierwszy był dla niej praktycznie obcym człowiekiem. -Wiem, że Ministerstwo nam raczej nie pomoże, dlatego przyszłam do Ciebie. Potrzebuję.....pomocy. - Te słowa przyszły jej chyba jeszcze ciężej. Nie pamiętała, kiedy ostatnio prosiła tak bezpośrednio o wsparcie. Czuła się z tym niesamowicie niekomfortowo, co od razu odbiło się w jej zachowaniu, gdy ponownie poprawiła swój wygląd, jakby to miało jakkolwiek ją uratować. Nie wiedziała, co Nakir jej odpowie i poniekąd spodziewała się, że odeśle ją z kwitkiem, ale musiała spróbować. Zamieszanie w to wszystko aurora mogło nie tylko zapewnić jej pewną ochronę, ale i stonować trochę jej ojca, jeśli ten nie postradał jeszcze do końca rozumu podczas odsiadki.
______________________
A star becomes a sun, under the pressure of darkness.
Nakir Whitelight
Wiek : 24
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 183
C. szczególne : dołeczki w policzkach, runa jera na lewym biodrze
Słuchał uważnie Irvette, przyglądając się jej w trakcie tego, jak mówiła i widział wyraźnie, że sprawa była trudna. Kiedy padły słowa o jej ojcu, część stała się całkowicie jasna. Odnosił wrażenie, ze najtrudniej było, gdy zagrożenie nadchodziło ze strony kogoś z rodziny i nie miało znaczenia, czy był to rodzic, czy dalsze wujostwo. Zwykle więzi krwi, jakkolwiek nie próbowałoby się im zaprzeczać, albo jakkolwiek ignorowałoby się je w codzienny życiu, w takich sytuacjach przywodziły myśli zaczynające się od słowa dlaczego. To, co jednak nieznacznie zaskoczyło Nakira to przekonanie rudowłosej, że ojciec po nią przyjdzie. W tej chwili auror nie pamiętał szczegółów dotyczących rodziny de Guise, nie był nawet pewien, czy kiedykolwiek aż tak się w nie zagłębiał, ale teraz był pewien, że będzie musiał to zrobić. - Skoro pozwolono na jego przedwczesne wypuszczenie, to rzeczywiście Ministerstwo niewiele pomoże – zaczął mówić powoli, opierając się przedramionami o stół, przy którym siedzieli, wpatrując się w Irvette, ale jakby nie widząc jej. Pogrążony był w myślach, szukając alternatyw, wyjścia z sytuacji, które zapewniłoby jej pomoc, o jaką z takim trudem prosiła, a jednocześnie nie postawiłoby jego samego w problematycznej sytuacji. Jej obawy, z pewnością podszyte wydarzeniami z przeszłości, najprawdopodobniej dawały realne podstawy do tego, żeby próbować zapewnić jej ochronę, ale ponieważ uznano, że można mężczyznę wypuścić z więzienia, z pewnością zaczął wykazywać oznaki resocjalizacji. Poprawę, jakiej oczekiwano, więc dano mu zgodę. Z pewnością otrzyma warunki, jakich nie mógłby złamać, ale nie takie sytuacje się zdarzały, więc nie powinno brać się za pewnik tego, że mężczyzna nie spróbuje rzeczywiście zaatakować swojej córki. - Dlaczego sądzisz, że staniesz się jego celem? Potrzebuję to wiedzieć, żeby móc ci pomóc, a nie sądzę, żeby prześwietlanie twojej rodziny było tym, czego ode mnie oczekujesz. Powiedz mi wszystko, co może być przydatne – poprosił stanowczo, choć z cieniem łagodności widocznym w lekkim uśmiechu, jaki krył w kącikach ust. Zaraz też dopytał, czy chciała się czegoś napić, czy potrzebowała czegoś, co pomoże jej się rozluźnić i choć przyjął ją z uśmiechem, jak osobę sobie bliską, tak wyraźnie wchodził w tryb aurora. Skupiał się na mowie jej ciała, na wyłapywanych półsłówkach w tym, co mówiła, tworząc powoli w swojej głowie całkowity obraz zaistniałej sytuacji. Był gotów pomóc, skoro ktoś, kogo traktował jak bliskiego znajomego czuł się zagrożony. Czy rzeczywiście groziło jej niebezpieczeństwo? Tego nie wiedział, ale widział, że była naprawdę przejęta i nie zamierzał tak po prostu jej odsyłać.
______________________
Like an oak, I must be stand firm
Like bamboo I'll bend in the wind
Irvette de Guise
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 172cm
C. szczególne : Burza rudych włosów, piegi, lawendowy tatuaż za lewym uchem, krwawa obrączka na palcu
Irvette rozmawiała spokojnie, z bardzo kamienną mimiką, jednak bardzo ostrożnie dobierała słowa, jej poprawa wyglądu świadczyła o tym, jak niekomfortowo się czuła w tej sytuacji. Była opanowana. Wszystkie emocje, które ją zalały przez te wydarzenia, już dawno z siebie wypuściła i znów czuła się sobą. Przynajmniej w większości. -Nie jestem do końca pewna, czy to była ich decyzja, ale fakt jest taki, że niedługo wróci na wolność. - Praktycznie była pewna, że jej ojciec jakoś wpłynął na tę decyzję. Możliwe nawet, że samo aresztowanie było przez niego z jakiegoś powodu zorganizowane i przyszedł czas, by ktoś spłacił długi. Nie przyszła tu jednak snuć bajek i domysłów, a szukać pomocy. Najlepiej konkretnej, ale co do tego to najpierw sama musiała dać Nakirowi najcenniejszą zapłatę - informacje. -Cóż, nikt tak nie zna mężczyzny, jak jego córka. - Pozwoliła sobie na rozbawiony uśmiech. Oczywiście rozumiała to pytanie, ale dla niej odpowiedź była tak oczywista, że aż śmiesznie się czuła, musząc to tłumaczyć. -Mój ojciec to nerwowy człowiek, a ja nie spełniłam jego poleceń, co jest niedopuszczalne. Biorąc pod uwagę, jak wielkie nadzieje we mnie pokładał, kara musi być adekwatnie poważna. Nigdy specjalnie nie powstrzymywał się przed podnoszeniem na nas różdżki, choć oczywiście dbał o to, by wszelkie ślady zostały zatarte. - Starała się nie mówić zbyt wiele, ale jednocześnie przekazać najważniejsze informacje. Wiedziała, że musi powiedzieć o rzeczach, które trzymano w jej rodzinie przed światem, ale liczyła, że Nakir trzyma się pewnych reguł pracy aurora, nie mówiąc już o tym, że nie wnosiła przecież oskarżeń przeciwko ojcu, nie prosiła o nic więcej niż ochronę w momencie, gdy Jacques dotrze do Anglii. Sama nie była w stanie wygrać z nim w starciu i dobrze to wiedziała. Stéphane także, choć to on przecież pierwszy zaproponował pozbycie się ojca.
______________________
A star becomes a sun, under the pressure of darkness.
Nakir Whitelight
Wiek : 24
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 183
C. szczególne : dołeczki w policzkach, runa jera na lewym biodrze
Znał ją na tyle, żeby mieć świadomość, że nie czuła się teraz w pełni komfortowo. Obserwował ją uważnie przez cały czas, jak mówiła i widział, jak starannie dobiera słowa. Jej mimika pozostawiała teraz wiele do życzenia, co było kolejną wskazówką, że miała się na baczności. Nie wiedział, czego miał się spodziewać, ale to, co słyszał, nie podobało mu się w żadnym, nawet najmniejszym stopniu. Szczególnie sugestia, że mężczyzna mógł zza krat wpłynąć na decyzję Ministerstwa. - Z jakiego powodu został zamknięty? - zapytał w końcu, wiedząc, że mimo wszystko była to kluczowa wiedza, jakiej mu w tej chwili brakowało. Mógł słuchać o tym, że jako córka wiedziała, czego może spodziewać się po swoim ojcu, ale jednocześnie to nie dawało mu obrazu, jaki, człowiekiem mężczyzna był. Skoro się go bała, skoro obawiała się, że może chcieć ją dotkliwie skrzywdzić, a może nawet zabić, z pewnością nie miał wyroku za kradzież, czy oszukiwanie na podatkach. Jednak Nakir chciał usłyszeć to od Irvette, zanim podejmie jakąkolwiek decyzję w sprawie pomocy. To, że jej potrzebowała, było dla niego jasne. - Jeśli miałbym cię ochraniać… Potrzebuję wiedzieć, przeciw komu dokładnie staję. Dodatkowo to będzie wymagało od ciebie informowania mnie o tym gdzie i z kim jesteś. Krótkich informacji, że wszystko jest w porządku, abym w razie braku mógł się szybko zjawić… Z pewnością domyślasz się, że nie mam możliwości przydzielić ci ochrony, ale póki co mogę sam nią być - powiedział jeszcze, nie widząc problemu w zaproponowaniu jej takiej formy pomocy, nawet jeśli nie wszystko jeszcze powiedziała.
______________________
Like an oak, I must be stand firm
Like bamboo I'll bend in the wind
Irvette de Guise
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 172cm
C. szczególne : Burza rudych włosów, piegi, lawendowy tatuaż za lewym uchem, krwawa obrączka na palcu
Nie była jeszcze pewna, czy dobrze zrobiła przychodząc tu i prosząc Nakira o pomoc. Rozmowa była dla niej trudna i to bardzo, ale było już za późno by się wycofać. Po raz kolejny w ostatnim czasie postawiła na ryzyko, dokładnie kalkulując jego ewentualną cenę. Może była to głupota, ale aurorów i Ministerstwa bała się o wiele mniej niż swojego ojca. Jeśli nie powiedzieć, że w ogóle. Była jednak ostrożna, bo dobrze wiedziała, że jej rodzina ma wiele na sumieniu, tak samo jak zresztą ona sama. -Tortury na mugolach ze szczególnym okrucieństwem. - Przyznała konkretnie. Nie widziała sensu tego ukrywać, bo gdyby Nakir chciał, zapewne sam posiadłby tę informację, a wolała by usłyszał to jednak od niej, zamiast grzebać w papierach jej ojca. Mimo wszystko wciąż czuła do niego pewną lojalność i troskę. Wiedziała też, że ukrywanie niebezpieczeństwa mija się z celem, bo skoro tu siedziała, to zdecydowanie nie dlatego, że bała się oberwać źdźbłem trawy. -Jestem skłonna iść na ustępstwa, które Ci w tym pomogą, choć z oczywistych względów środki bezpieczeństwa nie mogą być zbyt oczywiste. Obawiam się, że nawet moja rodzina nie powinna o tym wiedzieć. Oni będą pierwszymi, od których ojciec będzie próbował wyciągnąć informację. - Zgodziła się, jednocześnie wyrażając w pewien sposób swoje obawy. -Proponujesz coś konkretnego? - Zapytała ciekawa, czy są w stanie już ustalić jakiś wstępny plan. Najchętniej od razu pospisywałaby umowy, ale wiedziała, że to nie jest prosta sytuacja i nie można do niej podchodzić pochopnie. Poza tym, była naprawdę wdzięczna Nakirowi, że przystał na pomoc jej mimo, że robił to poza swoimi obowiązkami aurora.
______________________
A star becomes a sun, under the pressure of darkness.
Nakir Whitelight
Wiek : 24
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 183
C. szczególne : dołeczki w policzkach, runa jera na lewym biodrze
Słysząc za co jej ojciec został skazany, uśmiechnął się gorzko pod nosem. Znał osoby, dla których nie byłaby to wina, czy wręcz uważałyby, że dobrze, że siedzi w więzieniu, skoro dał się złapać. Jednak to również pokazywało, że mężczyzna cenił czystość krwi, uważał czarodziejów za lepszych od mugoli, z pewnością parał się czarną magią, choć i transmutacją można było kogoś torturować. Wszystkie myśli odbijały się w spojrzeniu Nakira, które ochłodziło się, gdy mimowolnie zaczął odczuwać złość wobec takich zachowań. Mierzył się z nimi w swoim domu, musiał niemal ukrywać się z tym, że właściwie nic nie miał do mugoli, a jednak nie pamiętał, aby ktoś z Whitelightów… Chyba że nie został złapany. Odetchnął głębiej, skupiając się na nowo na rozmowie, zastanawiając się nad rozwiązaniami, jakie mieli przed sobą. Nie chciał w żaden sposób osaczać teraz Irvette, ale wiedział, że nie może być wszędzie bez nadzoru. - Namiar nałożony na ciebie… Trzeba go odnawiać do jakiś czas, więc w każdej chwili moglibyśmy to przerwać. Jednak w sytuacji, gdyby coś się wydarzyło, a ja nie byłbym obok, mógłbym cię łatwo znaleźć, a jak rozumiem, czas w takiej chwili będzie najważniejszy. Potrzebujemy również czegoś, co pokaże mi, że jesteś w niebezpieczeństwie i dlatego nie odpowiadasz, a nie że zajmujesz się czymś całkowicie prywatnym, w czym lepiej, żebym nie przeszkadzał – powiedział z namysłem, dobrze wiedząc, że jego propozycje nie były wygodne. Namiar mogli również nałożyć na przedmiot, jaki musiałaby mieć zawsze przy sobie, a jaki nie wzbudzałby wątpliwości, więc jedyną rozsądną rzeczą była biżuteria. - No i wpraszam się na częste herbaty w twoim domu, albo pracy. Jeśli miałabyś być obserwowana, lepiej, żeby zawsze widziano cię z kimś – dodał jeszcze, po czym gestem pokazał, że czeka na jej odpowiedź i decyzje. Proponował pomoc w postaci ochrony ze swojej strony, choć nie mógł powiedzieć, żeby uważał to za wystarczające. Więcej jednak nie mógł zrobić bez jasnych dowodów oraz wzniesionych oskarżeń.
______________________
Like an oak, I must be stand firm
Like bamboo I'll bend in the wind
Irvette de Guise
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 172cm
C. szczególne : Burza rudych włosów, piegi, lawendowy tatuaż za lewym uchem, krwawa obrączka na palcu
Widziała tę gamę emocji na jego twarzy. Poniekąd wiedziała, skąd się one brały, ale nie mogła powiedzieć, że je podzielała. Dla niej, podobne zachowania były normalne. Takimi otaczała się od dziecka i choć zdecydowanie nie miała zamiaru wspominać o tym w Kwaterze Głównej Aurorów, to sama przecież też nie raz sprawiała ludziom krzywdę przy pomocy narzędzi, jakie podarował jej ojciec. Dała Nakirowi chwilę, by przetworzył te informacje, a następnie zaczęła słuchać jego propozycji. -Nie powiem, że się tego nie spodziewałam, ale Namiar wydaje mi się być nieco problematyczny. Znamię, które w jego wyniku powstaje jest bardzo charakterystyczne. - Nie zamierzała ukrywać faktu, że nie uważała tego za najlepsze rozwiązanie, a zdecydowanie nie chciała też obnażać się przed chłopakiem na tyle, by mógł umieścić znamię w niewidocznym miejscu. Bezpieczeństwo bezpieczeństwem, ale wciąż miała swoją dumę i zasady. -Co do informacji o moim niebezpieczeństwie... - Wyjęła z torebki zdobiony, mosiężny klucz i podała go Nakirowi, wraz z przyczepioną do niego karteczką z adresem, która spłonęła, gdy tylko auror odczytał znajdujący się na niej adres. -Dzięki niemu przejdziesz przez nałożone na mój dom bariery. Zaklęta w nim jest moja krew, która stanie się czarna, gdyby coś się działo. - Wpuściła go tym samym do swojej twierdzy. Nie zamierzała na ten moment rozdawać kolejnego egzemplarzu. Wystarczyło, że Nakir i Victoria mieliby dostęp do jej rezydencji, co i tak mogło już stawiać dwie osoby w niebezpieczeństwie. Ufała, że był na tyle inteligentny by zrozumieć, że właśnie stał się powiernikiem Zaklęcia Fideliusa. -Oczywiście. Wolałabym co prawda ograniczyć obecność aurorów w szklarniach, ale do domu i na okazjonalne spacery, czy kawy, zapraszam serdecznie. - Nie zamierzała stawać okoniem, bo chłopak miał rację i jeśli uparłby się na wizyty w jej miejscu pracy... Niechętnie, ale zapewne zgodziłaby się i na to.
______________________
A star becomes a sun, under the pressure of darkness.
Nakir Whitelight
Wiek : 24
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 183
C. szczególne : dołeczki w policzkach, runa jera na lewym biodrze
On z kolei nie mógł powiedzieć, żeby nie spodziewał się odmowy względem namiaru. Wciąż jednak był zdania, że bylo to jedno z lepszych wyjść w sytuacji, gdy potrzebował wiedzieć, gdzie ona się znajdowała, gdyby miał wątpliwości co do jej bezpieczeństwa. - Znamię można ukryć, kierując je chociażby między włosy, ale nie powiem, że nie spodziewałem się takiej odpowiedzi. Możemy więc pomyśleć o czymś, co mogłabyś mieć przy sobie, a co miałoby nałożone odpowiednie zaklęcia lokalizujące - powiedział, w czasie, kiedy Irvette sięgała do torebki, zaraz milknąc, będąc ciekaw, jakie miała rozwiązanie względem ustalenia jej bezpieczeństwa. Kiedy zobaczył klucz, zmarszczył lekko brwi, ale odebrał go bez wahania. Odczytał adres i lekki uśmiech pojawił się w kąciku jego ust, gdy tylko karta spłonęła. Zaklęcie Fideliusa… Skinął głową, mimowolnie zastanawiając się, od jak dawna przygotowywała takie zabezpieczenia i czy komuś jeszcze wręczyła podobny klucz. - Pomysłowość warta pochwalenia. Będę w takim razie w ten sposób sprawdzać, czy wszystko jest w porządku i pojawiać się na herbatkach. Wierzę, że po pracy nie wyglądam jak auror, a może przy okazji nauczę się odróżniać raptuśnik od rozmarynu - powiedział, próbując zachować nieco lżejszy ton wypowiedzi, choć temat był poważny. Mimo to uśmiechał się lekko do Irvette, aby jakkolwiek dodać jej otuchy. - Wiesz jednak, że to jest tylko tymczasowe rozwiązanie. Nie możesz zawsze żyć w takim niepokoju… Będzie trzeba znaleźć sposób, żeby na nowo zamknąć go, albo żeby nie mógł cię w żaden sposób odnaleźć - dodał, niemal od razu tracąc uśmiech na rzecz poważnego spojrzenia. Wiedział, co zwykle ludzie w takich chwilach myśleli, ale on sam nie mógł pomóc w żadnym albo on albo ja.
______________________
Like an oak, I must be stand firm
Like bamboo I'll bend in the wind
Irvette de Guise
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 172cm
C. szczególne : Burza rudych włosów, piegi, lawendowy tatuaż za lewym uchem, krwawa obrączka na palcu
Cóż, dla bezpieczeństwa była w stanie pójść na wiele ustępstw i zapewne, gdyby był to ktoś mniej zaufany niż Nakir, w życiu nie pomyślałaby o zgodzie na Namiar. W tym wypadku jednak mogła się zgodzić nawet, jeśli nie było jej to do końca na rękę. Na szczęście czarodziej miał jeszcze inną propozycję. -Jakaś biżuteria? Myślę, że bransoletka nie wzbudzałaby podejrzeń. - Zapytała, bo choć codziennie nosiła rodowy pierścień wiedziała, że był on zaklęty tak, że Namiar nigdy by się na nim nie przyjął. Co innego w kwestii prywatnej biżuterii, którą i tak bardzo często nosiła i nie wyglądałoby to podejrzanie, gdyby nagle zakładała coś na nadgarstek. Obserwowała reakcje Nakira na klucz i resztę zabezpieczeń, które obecnie mu zdradzała, a jego uśmiech jasno odpowiedział jej na pytania, nim jeszcze auror się odezwał. -Dziękuję. Przygotowałam się jak mogłam, nie lubię pozostawiać niczego przypadkowi. - Zaadresowała tę kwestię i zgodziła się na wizyty chłopaka, gdy tylko uzna to za potrzebne. Wtrąciła też, że może pojawiać się prywatnie, jeśli będzie miał na to ochotę. Zaraz jednak nastrój nieco stężał. Irvette dobrze wiedziała, że Nakir ma rację. Prawdopodobnie nawet lepiej niż on sam i niestety nie poprawiało to jej humoru. -Wiem. Jestem pewna, że na obecną chwilę mamy dobry obraz sytuacji, ale obawiam się, że nasze plany zostaną brutalnie zweryfikowane przez życie. Uwierz mi, że nie planuję ciągnąć tego dłużej, niż będzie to absolutnie konieczne. - W jej spojrzeniu i uśmiechu pojawiło się coś niebezpiecznego, ale nie miała zamiaru mówić nic więcej. Czy chciała pozbyć się ojca? Coraz bardziej tak. Musiała jednak dobrze to przemyśleć, by nie popełnić żadnego błędu, który byłby dla niej gorszy w skutkach niż ponowne podporządkowanie się jego tyranii.
______________________
A star becomes a sun, under the pressure of darkness.
Nakir Whitelight
Wiek : 24
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 183
C. szczególne : dołeczki w policzkach, runa jera na lewym biodrze
Namiar wydawał się w tej chwili jedyną opcją, aby zawsze móc ją znaleźć. Najgorszy scenariusz mówił, że mogło coś jej się wydarzyć i dlatego przekazywała mu klucz, dlatego prosiła o pomoc. Skoro tak, potrzebowali czegoś, co mogło wskazać, gdzie powinien jej szukać, ale rozumiał niechęć do nakładania właściwego zaklęcia. Dlatego też, gdy tylko Irvette zgodziła się na biżuterię, proponując bransoletkę, skinął lekko głową. Byli więc umówieni na zrobienie jednego, plus zawsze istniała opcja rzucenia odpowiedniego zaklęcia na klucz, choć to trwałoby o wiele dłużej. - Postaram się znaleźć odpowiednią bransoletkę - zapewnił od razu, przechodząc po chwili do chwalenia pomysłu z kluczem. Zaraz też wyjął z kieszeni chusteczkę, którą spokojnie transmutował w skórzany rzemyk i utrwalił go zaklęciem, aby nie został przypadkiem odczarowany. Wszystko po to, aby klucz Irvette zawiesić sobie na szyi i mieć go zawsze przy sobie, skoro była taka konieczność. - Irvette, chciałbym, żebyś mimo wszystko nie przekraczała pewnych granic, o ile nie będzie to absolutną ostatecznością. Poza przyjacielem jestem też aurorem i czasem nawet my mamy związane ręce, choć sercem jesteśmy po odpowiedniej stronie. Cokolwiek będzie się dziać, nie działaj pochopnie i w miarę możliwości wzywaj mnie patronusem - poprosił poważnie, wiedząc, że oboje mogą myśleć o ostatecznych zachowaniach ofiar. Wiedział, że te często stawały przed wyborem, gdzie musiały decydować, że albo przejdą na złą stronę, stając się napastnikiem i uwalniając się od cierpień, albo poddawały się temu, co chciał ich prześladowca. Nakir nigdy tego nie pochwalał, ale rozumiał, że czasem nie było widać innego rozwiązania, za wiele podobnych akt czytał, zbyt wiele ofiar powstrzymywał przez rzuceniem niewybaczalnego zaklęcia. Miał nadzieję, że Irvette nie zostanie pchnięta do podobnych decyzji i był do jej dyspozycji, aby do tego nie doszło. Kiedy tylko uzyskał zapewnienie, że rudowłosa nie działa pochopnie, uśmiechnął się lekko i niewiele później zakończyli rozmowę. Przy recepcji raz jeszcze oficjalnie pożegnał się z nią prosząc o niezwłoczne stawienie się, gdyby miała więcej informacji w omawianej sprawie, po czym wrócił do biura, czując pod koszulą ciężar klucza.
z.t. x2
______________________
Like an oak, I must be stand firm
Like bamboo I'll bend in the wind
Scarlett Norwood
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 160 cm
C. szczególne : Rytualny krwawy znak na wskazującym palcu lewej dłoni
Wiedziała, że powinna skupić się na studiach, że powinna się do nich przyłożyć, ale nie mogła odmówić sobie odwiedzenia taty w pracy, tym bardziej że nie widziała go właściwie przez całe dwa miesiące, a kiedy wróciła do domu, musiała zacząć przygotowywać się na powrót do Hogwartu. Wiedziała, że William, jak zawsze, kiedy go nie pilnowała, przestał jeść jak należy i zapewne brał dodatkowe godziny dyżurów, by zająć sobie czymś dzień. Znała go na tyle dobrze, by wiedzieć, że czasami uciekał w pracę, udając, że to, co go otacza, nie jest takie, jakie jest. Miała również bolesną świadomość, że czasami, kiedy tata na nią patrzył, widział w niej zmarłą żonę. Scarllet nie była głupia, widziała zdjęcia swojej mamy i dostrzegała, jak bardzo ją przypominała, dostrzegała ją w sobie, rozumiejąc, że dla taty musiały być to ciężkie chwile, tym bardziej że zapewne na zawsze zapamiętał Michelle właśnie taką – młodą, ciepłą, piękną, pełną życia i niespożytej energii, pełną radości, jakiej dosłownie nic nie mogło powstrzymać. I chociaż miała świadomość, że w pewnym sensie William mógł czuć się tym przytłoczony, nie zamierzała go opuszczać, ani teraz, ani później, kiedy zacznie się starzeć, a ślady po pracy aurora mocniej odcisną się na jego ciele. Mocniej, niż obecnie. Cieszyła się, że tym razem tata przeszedł te wakacje bez szwanku, pewnie stojąc na nogach, niczego się nie bojąc i teraz zwyczajnie śmiał się ciepło, patrząc na te wszystkie koszyki i ceramiczne formy, jakie wylądowały na jego biurku. Nie mogła się powstrzymać i jak zawsze przygotowała jedzenia, jak dla całego wojskowego zastępu, więc wszyscy aurorzy, którzy akurat znajdowali się w kwaterze, przekazywali sobie wiadomość o tym, że nie tylko wróciła z wyjazdu, ale również przyniosła ze sobą odpowiednie wiktuały. Słyszała również szepty o tym, że coraz bardziej przypominała swoją zmarłą matkę, że była niemalże jej wierną kopią, ale puszczała je mimo uszu, zachęcając zebranych do tego, żeby opowiedzieli jej jakieś plotki z pracy, kręcąc się przy okazji na krześle ojca, który oparł się o biurko i założywszy ręce na piersi, spoglądał na nią z wysokości, uśmiechając się łagodnie, jak miał w zwyczaju, gdy był tylko z nimi – nią i Jamiem. Z przyjemnością przysłuchiwała się przechwałkom i zapewnieniom, że to, co się tutaj działo, przechodziło jej najszczersze oczekiwania, śmiała się bezgłośnie, gdy zapewniali ją, że koledzy, których właśnie ściągali do biura, mają na pewno równie wiele ciekawostek do opowiedzenia. Czuła się doskonale wśród tych ludzi, jakich w większości znała, chociaż musiała przyznać, że niektóre twarze wydawały jej się wciąż nowe i nie zdziwiła się, kiedy tata przedstawił jej kilku kolejnych aurorów, zapewniając ich przy okazji, że jego córka zawsze znajdzie drogę do kwatery i żeby lepiej uważali, bo jak nie wpuszczą jej drzwiami, to wejdzie oknem. Spojrzała na niego z wyrzutem, całkowicie niewinnie, jakby chciała go zapewnić, że nie była zdolna do podobnych zachowań, ale wszyscy wiedzieli, że to nie była prawda. Tak samo, jak wiedzieli doskonale, że przekupiła zapewne po drodze milion ludzi, byle tylko nie powiedzieli nikomu, że się tutaj kręciła. Na pewno nie pasując do otoczenia w tych sandałach na koturnie i zwiewnej, długiej spódnicy, jaka teraz włóczyła się po podłodze. Włosy splotła w niedbały kok, wbijając w nie różdżkę i bawiła się teraz drewnianym wisiorkiem, który obijał się o drewniany pierścionek.
Jej staż nie był może pasmem samych sukcesów, ale jedno było pewne - udało jej się być doskonałym obserwatorem. Miała wrażenie, że wyrobiła sobie opinie o wszystkich aurorach i po każdym mniej więcej wiedziała czego się spodziewać, jeśli nie z autopsji, to z plotek z innymi stażystami, czy nawet młodszymi aurorami. Nie stresowała się kogo jej przydzielą, bo była pewna, że z każdym będzie wiedziała jak się zachować. A jednak - pomyliła się. Stała teraz przed nią kobieta, którą Heaven doskonale pamiętała ze stażu, surowa i wyjątkowo irytująca, w dodatku ewidentnie Heaven nie przypadła jej do gustu, dlatego domyślała się, że może spodziewać się różnych turbulencji. Wiedziała, że dostanie najbardziej surowego, denerwującego aurora, ale mężczyzny który stał obok niej kompletnie nie znała. Nie osobiście, a jedyne plotki, które o nim słyszała... Tak jak była przygotowana że dostanie kogoś surowego, to nie spodziewała, że dostanie kogoś słabego. Słyszała, że był zawieszony, coś tam jej się obiło nawet o uszy, że wraca, ale wszyscy przypuszczali, że nie dostanie nikogo pod swoje skrzydła. A jednak, oczywiście ona musiała mieć to nieszczęście. Jej mina wyrażała wszystko, kiedy ich przełożona informowała ich o tym ciekawym duecie. Niedługo po zwięzłej informacji zostawiła ich samych. - Merlinie, jakbym kogoś podpaliła na tym stażu - przewróciła oczami i spojrzała na mężczyznę z odrobiną zainteresowania. - A ty? Podpaliłeś kogoś? Czy przypadkiem aresztowałeś córkę szefa któregoś departamentu? - nie wiedziała jak grać więc zagrała bezczelnie - czyli po swojemu, bo co innego jej pozostało? Mogła jedynie wybadać jego zachowanie pod wpływem chwili, przetestować granicę, sprzyć się trochę, żeby wyczuć płomień. Nic innego jej nie pozostało.
Orion P. O. Shercliffe
Wiek : 28
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 180
C. szczególne : Liczne tatuaże, kolczyki, rozległa blizna na lewym boku w kształcie przypominającym słońce
Nawet nie zauważył kiedy dwa tygodnie zamieniły się w dwa miesiące, bo i gdyby nie zderzenie z rzeczywistością, wymuszone przez rodzinę, zapewne miesiące zamieniłyby się w lata. Przez te wakacje było mu dobrze, w pewnym sensie zdecydowanie lepiej niż teraz, gdy stał przed szefową boleśnie czysty. Tęsknił za tą lekkością, teraz czując ciężar swojego ciała, twardość ziemi, po której stąpał i ostrość światła rozbijającego się po pomieszczeniu. Pamiętał o marzeniach, które zgubił i pieniądzach, które jest dłużny. Wcześniej myśl o tym, że nic tak naprawdę nie ma sensu i znaczenia, ściągała z jego głowy troski i uwalniała go od wszelkich ograniczeń. Teraz ta sama myśl więziła go w poczuciu bezsensu i niechęci do działania. Odzyskując swoją odznakę nie czuł wcale ulgi, bo i teraz znów miał coś, co mógł stracić, a przecież powinien wpierw skupić się na odzyskaniu samego siebie. Nie lubił tego uczucia, gdy mu na czymś zależało. Wziął głębszy wdech, powracając ze swojej głowy do rzeczywistości, do tego nadmiaru otaczających go bodźców, do których nie mógł się jeszcze przyzwyczaić, a których też nie mógł w żaden sposób przytępić, póki wisiała nad nim groźba regularnych testów w celu kontroli jego odwyku. - Zabiłem swojego partnera podczas akcji, więc zanim nie wrócę do formy, to musieli dać mi kogoś, kogo nie będzie szkoda stracić - skłamał gładko, poważnie, nawet nie patrząc na dziewczynę, póki nie uśmiechnął się do niej, solidnym łykiem kawy rozbudzając swoje rozbawienie. - A tak poważnie, to przeszedł na emeryturę dwa lata temu i przez ten czas miałem samych partnerów, którzy traktowali tę pracę jako anegdotę, na którą będą wyrywać laski w klubie albo walczyć o minimalny podziw wnuków na starość. Pół roku temu powiedziałem, że albo dadzą mi kogoś zdecydowanego albo niech mnie wrzucą do pilnowania aresztu, bo mi się nie chce już nawet uczyć tych nowych imion - nakreślił jej sytuację, skrupulatnie pomijając fakt, że faktycznie wrzucili go wtedy do stróżówki, a on z nudów zaczął testować granice swojej nietrzeźwości, przy której inni zaczną mieć z nią problem. - Najwidoczniej musiałaś pokazać komuś, że naprawdę Ci na tej pracy zależy i nie odejdziesz przy pierwszej lepszej niedogodności, skoro Cię do mnie wrzucili - stwierdził, gestykulując trzymanym w ręku kubkiem kawy, bo i drugą rękę zajętą miał różdżką, przy której pomocy przestawiał swoje biurko, by dostawić do niego drugie, zupełnie puste, które wskazał zaraz dziewczynie zapraszającym gestem. - Orion Shercliffe - przedstawił się w końcu, bo i nieszczególnie przyłożył uwagę do tego, gdy ich nazwiska padały z ust przełożonej. - Jeśli według Ciebie nie ma sensu, bym zapamiętywał i Twoje imię, to mogę mówić na Ciebie per partnerko.
Heaven od dziecka miała silny instynkt przetrwania i przez całe swoje dzieciństwo i nastoletnie lata większość decyzji podejmowała myśląc o tym co będzie najbardziej komfortowe, najbezpieczniejsze, chociaż nie w taki prosty sposób jak mogłoby się wydawać. Nie wydawała się komformistką, bo była zaczepna i kochała konfrontację, ale tak naprawdę starała się spełnić standardy tego, u kogo miało to znaczenie. Czyli swoich rodziców. Ciąża naprawdę ją od tego wyzwoliła. Straciła grunt pod nogami i nauczyła się, że z każdej sytuacji, nawet tej naprawdę beznadziejnej - da się wybrnąć. Nauczyła się, że nikogo nie potrzebuje, może nawet do niezdrowego stopnia. Nie przyszła tu z wielkim poczuciem misji - przyszła tu bo to miała być dobra praca, do której zdawało jej się, że się nadaje. Potrzebowała ujścia energii i dobrego zarobku - dla Milka, żeby ona miała lepszy, bezpieczniejszy start niż ona i nie musiała się starać wpasować w niczyje standardy. Nie zamierzała więc zlekceważyć tej pracy. - To ma sens - powiedziała rozbawiona. - Nie powiem, wyrywanie lasek brzmi kusząco, na szczęście mogę to robić bez stanowiska aurora - dodała po jego kolejnej wypowiedzi i chociaż ani trochę tego nie okazywała, spijała każde słowo z jego ust nie lekceważąc żadnego zdania, ani nawet gestu który przy tym wykonywał. Doskonale wiedziała jak ważne jest, że sprawdzi się jako partnerka kogoś z dużym doświadczeniem, nawet jeśli cieszył się zbyt dużym poszanowaniem. Nie do końca wierzyła w jego historie, ale postanowiła tego nie okazywać. - - Okej, potraktuje to jako tough love. Miło mi i nie martw się moje imie nie jest trudne do zapamiętania. Heaven Dear. Mów do mnie jak chcesz, byle nie po nazwisku - podkreśliła, bo jedyny powód dla którego żałowała że jej dziecko nie ma ojca, to fakt że musiała przekazać Milce to przeklęte nazwisko. - Zaczynamy od papierkowej roboty? - zapytała, rozsiadając się przy biurku które je podstawił. Prawdę mówiąc zastawiały ją realne proporcje - jak dużo było straty czasu pod tytułem wypełniania nudnych dokumentów.
Nakir Whitelight
Wiek : 24
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 183
C. szczególne : dołeczki w policzkach, runa jera na lewym biodrze
Powrót do pracy po wakacjach był niezwykle trudny. Fakt, że potrzebował tego wyjazdu, że należał mu się, skoro zwykle nie brał wolnego, skoro spędzał w pracy równie wiele czasu, co starsi stażem pracoholicy. Jednak nikt nie był w stanie nastawić go na to, jak wiele wydarzy się na Podlasiu i jak wiele straci wracając do Anglii. Wiedział, że nikomu z jego kolegów nie umknął fakt, że nieznacznie się wycofał, a także często obracał drewnianym pierścionkiem, jaki nosił na palcu. O ile rozumieli sygnet, który zdobył w trakcie wyprawy do krainy wróżek, tak nie potrafili dowiedzieć się niczego na temat drewnianego wianka okalającego jego palec, gdy za każdym razem wycofywał się bardziej, niż zwykle. W większości milczał, skupiając się na pracy, na ile tylko mógł, zupełnie, jakby próbował zagłuszyć coś, co działo się w nim i to w pewnym stopniu przypominało jednego ze starszych aurorów - Norwooda. Tego samego, który zwoływał wszystkich, aby przyszli poczęstować się przysmakami, jakie przygotowała jego córka. Choć Nakir nie chciał iść, nie był w stanie przebić się przez garstkę kolegów, którzy otoczyli go i zwartym szykiem pchali przed siebie, w stronę gabinetu Williama. Powtarzali raz po raz, że musi na chwilę oderwać się od pracy, że gdyby nie fakt, że był kawalerem, uznaliby, że stracił właśnie żonę, że powinien spróbować wybitnych przysmaków, jakie przygotowywała Scarlett. - Chłopaki, naprawdę lepiej żebym tam nie wchodził. William chciał żebym przygotował dla niego raport. Nie skończyłem go, a wolę nie mówić mu tego, gdy rano wydawał się tak… spięty - mówił, próbując się odwrócić, próbując przebić się przez ich osłonę, ale nie pozwalali mu na to, łagodnie pchając do przodu. Żaden z nich nie wiedział, że Nakir nie zamierzał kosztować niczego, uważając, że tak naprawdę była inna dziewczyna, od której dania chciałby zjeść. Owszem, słyszał niemal legendy krążące między aurorami o wypiekach Scarlett, tak jak znał historię jej matki. Wiedział, że temat pięknej Michelle był tematem tabu z uwagi na trudne wspomnienia, które i tak ożywały, ilekroć padało imię córki Williama. Wiedział, że mężczyzna miał także syna, który kiedyś miał iść w jego ślady, ale wyglądało na to, że wybrał coś innego. Nakir, jak każdy auror w ich biurze znał te historie, ale o ile jeszcze pół roku wcześniej byłby gotów rzucić wszystko i biec, żeby zobaczyć Carly, o której tyle mówiono, tak teraz… Chciał kogoś innego. W końcu jednak wszedł do gabinetu wśród śmiechu pozostałych, słyszał jak powtarzają jego imię i zachęcają, aby podszedł do biurka i poczęstował się czymś. Jednak Nakir wpatrywał się w Williama, dostrzegając jak jego uśmiech na moment znika, jak spojrzenie starszego autora zsuwa się na drewniany pierścionek na jego palcu, a później… A później odwrócił spojrzenie na osobę, siedzącą na jego fotelu. Nakir mimowolnie podążył za wzrokiem Norwooda i znieruchomiał, wpatrując się w dziewczynę z szeroko otwartymi oczami. Czuł, jak z chwili na chwilę jego serce zamarło, zaś twarz zaczął pokrywać głęboki rumieniec. Wszędzie rozpoznałby tę twarz, ten kolor włosów, ten głos. Wszędzie, a jednak nie był pewien, czy w tej chwili jego wzrok nie płatał mu figli. Czy naprawdę Scarlett Norwood mogła być jego Królową Nimf? Nie wiedział, co miał zrobić, ponieważ to, co chciał, kłóciło się z tym, co powinien, biorąc pod uwagę czujne spojrzenie jej ojca oraz tłum aurorów wokół nich. - A to Nakir Whitelight. Nie jest nowym aurorem, ale chyba nie mieliście okazji spotkać się w moim biurze - słyszał, jak William przedstawia go i miał ochotę się roześmiać. Uśmiech powoli wypływał na jego usta, kiedy przeciągnął dłonią po karku, ignorując szepty, jakie zaczęły pojawiać się między pozostałymi, którzy też teraz zaczęli rozumieć spięcie Norwooda z rana, gdy widzieli reakcję Nakira na blondynkę. Jednak Whitelight ich ignorował. To był moment, w którym wszystkie elementy układanki wskoczyły na właściwe miejsca, sprawiając, że chciał więcej. Zdecydowanie więcej.