Wiszący most łączy jeden z dziedzińcowy z błoniami, a dokładnie z Kamiennym Kręgiem. Most zbudowany jest z drewna, a dach dodatkowo pokrywa jeszcze słoma. Jest tak stary, że gdyby nie podtrzymująca go magia już dawno by się rozwalił. Przy samym końcu znajduje się mały balkonik z kamienną ławką.
Autor
Wiadomość
James Waters
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 75%
Dodatkowo : prefekt fabularny, legilimencja i oklumencja
- Au, nie bij. - powiedział, unosząc delikatnie jeden z kącików ust. - Wiesz, jakoś tak mam, że przejmuję się wszystkim, choć i tak jestem bardziej obojętny. - powiedział cicho. Zawsze mu zależało na tym, by ktoś go lubił, ale nie było to dla niego najważniejsze. Nigdy. I na siłę też, nie starał się by ktoś go polubił. - Nie wynurzał się, przez ciebie? Dlatego, że cię zobaczył i się tobą zachwycił? - spytał, próbując sobie to wyobrazić. Dziewczyna była dodatkowo naga, więc jej uroda tym bardziej go zahipnotyzowała. Z jednej strony mogło to wyglądać dość śmiesznie, ale z drugiej też trochę krytycznie. Przez taką głupotę się utopić? - Maskara. Aż trudno mi to sobie wyobrazić. Współczuję. - powiedział szczerze. Sam nie chciałby przeżyć czegoś takiego. Chociaż i tak spotkały go już podobne rzeczy... Westchnął i zaczął opowiadać: - Na bal zaprosiłem moją najlepszą przyjaciółkę. Co prawda, nasze kontakty przed nim trochę się pogorszyły, ale idąc razem na bal chcieliśmy je odbudować. Poszliśmy na jedną z tych atrakcji w stylu Dzikiego Zachodu. Strzelaliśmy do siebie z rewolwerów... Wszystko byłoby super, gdyby nas obojga nie trafiła jakaś miłosna aura. Byliśmy tak zapatrzeni w siebie... No i wiesz, całowaliśmy się, sporo tańczyliśmy... A co najgorsze, to kiedy raz się całowaliśmy, w trakcie akurat nam przeszło. Nie wiem, jak mogłem się tak nie pohamować, byłem jakiś... zachłanny? Sam nie wiem, ale oboje spaliliśmy się ze wstydu. Jak się wreszcie od niej odkleiłem, bo ta cała aura znikła, to uciekłem od niej na chwilę. Teraz tak nie kontroluję emocji, a byłem tak wściekły, taki zły... Jak się uspokoiłem, wróciłem do niej i odbyliśmy bardzo poważną rozmowę, tyle, że wcale nie o naszych relacjach, co mogłoby cię zdziwić. Nie za dobrze wspominam tamten wieczór. Z samej opowieści się nie uśmiejesz, ale gdybyś mnie wtedy widziała... Byłem w nią zapatrzony jak w obrazek, miałem wrażenie, że jestem w jakimś amoku, ale to nie miało znaczenia, bo najważniejsza była dla mnie ona. I to tyle. A wracając do ciebie - masz mega upierdliwe życie. Znajdź sobie kiedyś kogoś, dla kogo nie będzie się liczyło to, czy jesteś półwilą czy nie. - zakończył.
-Jak dla mnie, to raczej próbujesz udawać obojętnego - Stwierdziła nawet się nad tym nie zastanawiając, czy powinna to mówić. Takie było jej spostrzeżenie. Po kilku krótkich chwilach stwierdziła, że nie chce jej się stać więc oparła się rękami o barierkę, tyłem do niej i podskoczyła tak, by na niej usiąść. Dobrze, że miała w miarę dobre poczucie równowagi, bo złapała ją zanim za bardzo przechyliła się do tyłu. Upadek z mostu zdecydowanie nie był w planach. -Trudno wyobrazić? Sugerujesz, że mam się rozebrać? - W charakterystyczny dla siebie sposób, który zawstydzał ludzi wokół spróbowała rozluźnić atmosferę, która paskudnie usiadła jej na barkach. Niesamowicie ciążyło jej mówienie tak otwarcie o problemach. Jednak dostała za to swoją nagrodę. James zaczął mówić, a ona słuchała starając się wyczytać z wszystkiego coś więcej. Szkoda, że sama była prostą osobą. Mówiła prosto, ale konsekwencją tego był fakt, że też niezbyt dobrze czytała między wierszami. -Czułeś się jak Zombie, co? Pomyśl, że gdybym spojrzała Ci w oczy, albo nie pilnowała się przez cały czas, to w ten sam sposób zachowywałbyś się do mnie - W ten sposób James mimo iż był jak na razie odporny mógł mieć świetne porównanie, i jednocześnie przestrogę co by się stało, gdyby nie uważali. Zastanowiła się przez krótką chwilę, po czym nagle wyszczerzyła się zabójczo. Jakby nagle ją olśniło. -Te, ale wiesz, że amortencja to nie jest eliksir pożądania, tylko miłości. Musiałeś jej bardzo pragnąć, skoro tak się kleiliście. Może ty coś do niej czujesz? Kto to w ogóle jest? - Nawet jeśli krukon w barze uważał inaczej, to teraz jednak wyszło, że w gruncie rzeczy Tori jest ciekawska i trochę wścibska. Chciała wiedzieć kto też był tą wybranką, z którą to Dżem spędził cały bal. Szkoda, że wtedy jeszcze nie zwracała na niego uwagi. A nawet jeśli zwróciła, to i tak tego nie pamiętała. Była zajęta uprzykrzaniem Mii życie. -Znajdź sobie. Jak to prosto brzmi! Przysięgam Ci, że jeśli kiedykolwiek usłyszę od jakiegoś faceta, że jestem piękna, ale najpiękniejszy mam charakter. No i jeśli ten na moje polecenie nie skoczy z mostu, to z miejsca go przelecę, a nawet mu się oświadczę - To mówiąc przyłożyła jedną rękę do klatki piersiowej, a drugą uniosła do góry w geście przysięgi. To jednak nie był dobry pomysł. Zapomniała, że siedzi na barierce. Siłą grawitacji i faktu iż zazwyczaj lekko odchylała się do tyłu przy siedzeniu cóż... Krótko mówiąc jak James nie zdąży jej złapać, to nam dziewczyna zleci prosto na kamienie pod mostem. Nie daj się zabić Tori, błagam! To jeszcze nie jej czas choć nie wykluczam, że przez brak umiejętności analizowania ciągu przyczynowo-skutkowego kiedyś się nie zabije.
James Waters
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 75%
Dodatkowo : prefekt fabularny, legilimencja i oklumencja
- Ostatnio w ogóle udaję. - stwierdził, głęboko nad tym myśląc. Cały czas nie jest prawdziwym sobą, więc Tori nie zna go od tej normalnej strony. Jego charakter uległ zmianie, wydawałoby się, że już na stałe. Zobaczył, że dziewczyna zręcznie siada na barierce. W takiej pozycji byli mniej więcej tego samego wzrostu. Jem jednak nie poszedł w jej ślady i dalej stał, opierając się o barierkę. Chwilę później usłyszał pytanie od Tori, które trochę go zawstydziło. Zaczął bawić się palcami, zupełnie jak kiedyś, kiedy się wstydził czy stresował. Wracał do dawnych nawyków? - Trudno jest mi sobie wyobrazić duszącego się chłopaka, który prawie umarł tylko przez patrzenie na ciebie. - powiedział, próbując zręcznie wybrnąć z sytuacji. Dlaczego ona ciągle schodziła na takie tematy? Tak, próbowała ewidentnie rozluźnić atmosferę, ale Jem przy takich żartach jedynie się zawstydzał i był bardziej spięty. Zauważył też, że Tori nie przepada za trudnymi tematami. On lubił je analizować i rozchwytywać każde wyjście, każdy aspekt, ale nie lubił o nich rozmawiać. A w szczególności o ponadczasowych mądrościach życiowych i rozumieniu własnej egzystencji. O tym nie mógł rozmawiać, nie potrafił. - Tylko spróbuj swoją urodę wykorzystać przeciwko mnie... - zagroził, ale zabrzmiało to dość mizernie, zważając na jego uśmiech. - Nienawidzę, kiedy ktoś ma nade mną kontrolę. - powiedział, przegryzając wargę. Nienawidził kiedy ktoś nim sterował, miał nad nim władzę. Miał dość po wieloletnim przystosowywaniu się do narzuconych przez ojca kwestii. Towarzystwa, stylu, sposobu myślenia i tak dalej. - Taak, wiem... Ale nie jestem pewien czy ten rewolwer strzelał Amortencję czy czym innym... Zresztą, ona też czuła to co ja. - powiedział niepewnie. Czy aby na pewno czuła to samo co on? Wyglądała na zadowoloną, mówiła mu, jaki jest niesamowity i tak dalej. Obojgu nieźle wtedy trzepnęło. - Jesteśmy tylko przyjaciółmi. - wycedził. Nie myślał o Nae o całymi dniami. Kochał ją raczej jak siostrę, przyjaciółkę. Nigdy nie myślał o tym, że kiedykolwiek mógłby z nią być. Zauważył też, że Tori zainteresowała się tematem, więc mruknął tylko: - Aa, taka blondwłosa Krukonka z mojego roku. - nie zdradził zbyt wiele. Dziewczynę ewidentnie zaciekawił temat. Czy jego sińce tez wzbudziły u niej aż takie zainteresowanie? A może ona przez cały czas próbowała do tego dociec, ale Jem był na tyle ślepym gumochłonem, że kompletnie tego nie zauważył? - No jasne, że prosto brzmi! Z taką urodą miałabyś każdego!- stwierdził z lekkim oburzeniem. Odezwała się piękna półwila, na której widok odwracał się każdy chłopak i mężczyzna. - Jeśli będziesz przebierać, z pewnością znajdziesz kogoś... odpowiedniego, kto rzeczywiście pokocha nie tylko twoją twarzyczkę, ale też wnętrze. Nie poddawaj się zbyt szybko! - oznajmił pocieszająco. Miał wrażenie, że przez swoje geny, Tori wiele mogła zyskać, ale i też tracić w swoim życiu. Też chciałby być naprawdę przystojny, ale jeśli to miałoby wyglądać jak u Tori... Nie zniósłby tego. - Powodzenia. - powiedział z lekką ironią w głosie. Nagle zobaczył, że Ślizgonka podnosi rękę do góry, przy okazji odchylając się niebezpiecznie do tyłu. James zareagował natychmiast, łapiąc ją w dosłownie ostatnim momencie. Jedną ręką złapał ją za rękę i pociągnął w swoją stronę, drugą zaś położył na plecach, aby ta ponownie mogła złapać równowagę. - Mało brakowało. - stwierdził, próbując nawiązać z nią kontakt wzrokowy i z troską na nią spojrzeć. Chociaż, gdyby rzeczywiście miał wpaść w jakiś amok... lepiej nie ryzykować.
-Ja za to jestem sobą, ale mało kogo to obchodzi. Ah te nastoletnie problemu - Nastoletnie problemy wili i chłopaka katowanego przez ojca. Ani jedno, ani drugie zdecydowanie nie wpisało się w te kłopot, które po latach wspomina się i śmieję się z nich do rozpuchu. On pewnie będzie miał traumę do końca życia. Ona się tego nie pozbędzie choćby nie wiem jak się starała. Ciężko sobie poradzić inaczej, gdy życie ciągle kopie Cię po tyłku choć kompletnie na to nie zasłużyłeś. Choć inni myślą inaczej. Nie, ona nie próbowała rozluźnić atmosfery. No może trochę. Przede wszystkim dziewczyna uwielbiała peszyć ludzi. James natomiast był jedną z tych osób, u których tego typu tematy momentalnie wywoływały skrępowanie. I to bardzo bawiło, więc co jakiś czas prowadziła w ten sposób rozmowę, żeby go speszyć. Mogła się wewnętrznie z jego pośmiać. Tak niestety działa natura ślizgonki. Nie bez powodu jest w Slytherinie nawet, jeśli jest to bardzo miła dziewczyna. - Zastanowię się - Odpowiedziała na jego "groźbę" wiedząc, że James zdążył się zorientować, że dziewczyna nie robi tego specjalnie. W końcu słuchał ją od samego początku ich rozmowy bardzo uważnie. Przynajmniej miała takie wrażenie. Więc może jeśli kiedyś przypadkiem dojdzie do takiej sytuacji, że nagle się w niej zakocha, to potem będzie w stanie jej to wybaczyć jakoś. -Może ona też się w tobie kocha? - Mówiąc "też" otwarcie zasugerowała mu, że ewidentnie oboje mają się ku sobie, a rewolwer tylko w tym pomógł. Zabawne, że stwierdziła to widząc Dżem pierwszy raz na oczy, a kompletnie nie wiedząc kim jest dziewczyna, o której mówi. Blondynek krukonek jest od groma! Choć wykluczyła Leilę Cameron. Za tą to raczej nikt nie latał, zresztą na balu obskakiwała jej chło.... Casimira! Eee.. tak. Casimira. Już miała mu coś powiedzieć, no ale geniusz, który zasugerował jej, że puszczenie barierki jest bezpieczne właśnie próbował ją zabić. Szczerze mówiąc nie miała nawet chwili żeby się przestraszyć, bo James od razu jej zapał. To utwierdziło ją w przekonaniu, że nie spadł z miotły. Miał zdecydowanie zbyt dobry refleks. Natomiast problemem była jedna rzecz. Z tego zamieszania spojrzała mu w oczy. Zauważyła to dopiero po chwili i wtedy się odwróciła, schodząc z barierki z jego pomocą. Jednak domyśliła się, że w ten sposób ich spotkanie może się zaraz zakończyć. W oczach wielu pięknych kobiet można utopić. Jednak ona miała wręcz błyszczące, błękitne źrenice. I dlatego spoglądanie w niej często przynosiło takie, a nie inne skutki. Boże, jaką miała wielką nadzieję, że ten moment nie był wystarczający, by popadł w otumanienie. Nie tak chciałaby skończyć ich spacer.
James Waters
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 75%
Dodatkowo : prefekt fabularny, legilimencja i oklumencja
- Nigdy nie okazywała, że jej się podobam, więc nie mam argumentu, by stwierdzić, że jest we mnie zakochana. - powiedział chłodno, próbując zbyć temat. Od kilku tygodni cierpiał najprawdopodobniej na depresję i bezsenność, więc nie myślał o związkach, komu się podoba i tak dalej. Był to jeden z niewielu okresów w jego życiu, kiedy naprawdę przez cały czas chciał być sam. - Czyli uważasz, że powinniśmy być razem? Ostatnio nasze relacje trochę się... zmieniły, łagodnie to określając. - poinformował Tori. Tego dnia tyle razy już opowiadał o sobie, zwierzał się... Robił się coraz bardziej nieostrożny. Zaraz wygada się jej o wszystkim, a co, jeśli nie jest godna zaufania? Wreszcie. W końcu napotykali się wzrokiem. Jem był ciekawy swojej reakcji, a też chciał jej przekazać empatię, jaką miał w oczach. Spojrzał na nią i na samym początku był trochę oszołomiony jej piękną urodą, ale chwilę poźniej uśmiechał się, nadal patrząc jej w oczy i będąc kompletnie świadomym swojego zachowania. Jej piękno przyciągnęło go, ale zaledwie na chwilę, bo Jem po chwili otrząsnął się z hipnozy. Uśmiechał się łobuzersko, aż w końcu przerwał tę niezręczną chwilę milczenia: - Chyba nie działasz na mnie aż tak, jak na innych. - stwierdził cicho, uśmiechając się. - Spójrz, nadal kontaktuję ze światem, a nawet oddycham! - powiedział, śmiejąc się cicho. Nie był świadomy tego jak zareaguje na jej piękno, ale jednak, nie wpadł w żaden amok. Cieszył się z tego powodu, bo wiedział, że Ślizgonka nie będzie się śmiała z tego, jak szybko przestał myśleć o otaczającym go świecie. Co prawda, miała śliczne oczy, takie głębokie, błękitne, pokazujące mnóstwo emocji. Ale Jem zdołał przez nie przepłynąć, złapać się gałęzi i dostać na ląd. Z jej opowieści wynikało, że większość się w nich topiła. - Teraz to już jestem totalnie dziwny. W końcu, chyba jako jeden z niewielu, jestem odporny na twój wzrok, hm? - spytał, odczuwając dumę ze zdanego pozytywnie testu. - Kurde, to zabrzmiało jakbyś była bazyliszkiem.
- To ty jeszcze nie wiesz, że kobiety są kiepskie w pokazywaniu emocji? Zamiast powiedzieć od razu prosto z mostu o co chodzi, to kręcą, sugerują. Mówię Ci, porażka - Powiedziała tak, jakby była znawcą tego tematu. Tak na prawdę jednak to wszystko wynikało z obserwacji. Sama należała do osób bezpośrednich, ale jednocześnie nie potrafiła rozmawiać o tego typu emocjach. Nawet nie wiedziała jak to sugerować. Znaczy, tak jej się zdawało. Bo fakt iż przy Casimirze co jakiś czas się zrumieniła... No cóż. Mówił sam za siebie. Jednak nie było to zamierzone. Nawet starała się to ukryć, często bezskutecznie. - Chociaż wy nie jesteście lepsi. Im więcej Ci facet dokucza tym bardziej Cię lubi. Tak robicie jak jesteśmy małe. A potem nam to utkwi w głowie i latamy za dupkami - Zaśmiała się przypominając sobie, ze wszyscy jej ewentualni faceci należeli do tego samego typu. Dupki, które potrafiły ją zdominować. Nigdy nie umawiała się z dżentelmenem czy kimś słodkim i uroczym. Teraz podobała jej się ta odmiana... Znaczy z nikim się nie umawiał! Ale... Nie! Boże o czym ona znowu myśli. Szybko odsunęła od siebie tego, który ciągle pojawiał jej się w głowie. Ile można myśleć o tym cholernym gryfonie? Zaraz przez to oszaleje. -To sobie pogadajcie na spokojnie. Znaczy na spokojnie, ona pokrzyczy. Ty pokrzyczysz. Ona się popłacze. Tobie będzie żal. I będzie spoko - Czasem sposób w jaki Tori wypowiadała się na temat rozwiązywania problemów był na prawdę skrajnie prostolinijny. Jednak czy to nie jest jeden z najmądrzejszych sposobów? Załatwienie wszystkiego tak, jakby była to tylko chwilowa trudność łatwa do przeskoczenia. Myślenie tak o wielu rzeczach zdecydowanie ułatwia życie. Wydawało jej się, że James jednak mimo wszystko wpadł. Ten jednak wydawał się być zauroczony tylko przez chwilę. To zastanawiające. Był jedną z tych nielicznych osób, które nie dały się złapać na te przypadkowe, hipnotyczne ataki. Jakby był odporny, gdy jej działanie nie było celowe. Dlatego uśmiechnęła się szeroko będąc tym na prawdę zachwycona. To oznaczało, że będzie mogła zachowywać się przy niej zdecydowanie swobodniej. -Tak. Tak, jeden z niewielu. Nawet nie wiesz jaka to dla mnie ulga - Powiedziała od razu, a uśmiech na jej twarzy był tak szczery... Emanował na prawdę wielkim szczęściem -Nazywaj mnie bazyliszkiem kiedy chcesz. To dla mnie mega komplement - Uświadomiła chłopaka z coraz to większą radością. Gdyby była pieskiem, to pewnie zaczęła by teraz merdać ogonem. W gruncie rzeczy potrafiła być czasem na prawdę urocza, ale musiała mieć do tego dobry powód. W tej chwili nie odstępowała swoim spojrzeniem jego oczy nawet na chwilę. Jakby wynagradzała sobie te wszystkie chwile kiedy musi odwracać wzrok. I te wszystkie osoby, które stają się przy niej zombie.
James Waters
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 75%
Dodatkowo : prefekt fabularny, legilimencja i oklumencja
- Ano chyba że... Wiesz, jestem kompletnie ślepym gumochłonem na te sprawy... Ale niee, nie sądzę, żebym jej się podobał... - powiedział cicho. Nae nie zachowywała się jak rozchichotane czwartoklasistki. Była od nich dużo dojrzalsza i starsza, więc jeśli Jem by jej się podobał, z pewnością inaczej by mu to okazywała. W końcu, była mądrą dziewczyną... Zresztą, nigdy nie przejawiała zbytniego zainteresowania nim w tym kierunku, więc tak jak on, traktowała go jak przyjaciela. Dopóty się nie pokłócili. Teraz chłopak kompletnie nie wiedział, w jakich są relacjach. Nie zbliżał się do niej i nie za wiele rozmawiał, po tym jak ostatnio puściły jej nerwy. Myślał, że ona zrozumie jego problem, że jest teraz zbyt nerwowy, ma depresję i cierpi na bezsenność. W jednej chwili była miła i potulna, a w drugiej targały nią nerwy. Jem się już w tym wszystkim pogubił, więc nie chcąc psuć ich relacji jeszcze bardziej, przestał z nią rozmawiać. A może to ona z nim? - To dlatego wszystkie wolicie dupków? - bardziej stwierdził, niż zapytał. Bardzo nie lubił facetów złośliwych, ale zauważył, że dziewczyny tylko się za nimi uganiają. Dziwiło go to bardzo i nigdy nie mógł tego pojąć. - Już rozmawialiśmy. Przepraszałam ją za to, na co nie mam wpływu. Ona na początku mówiła, że jeśli będzie trzeba to się poświęci, tylko po to, abym był szczęśliwy. A później jakby puściły jej nerwy. Wybuchła, zaczęła krzyczeć i kilka razy dała mi do zrozumienia, że nie chce mnie znać. A potem nagle wstała i uciekła... A j-ja, przecież nic takiego jej nie powiedziałem, ach, kobiety... - westchnął i stanął w innej pozycji. Wpatrywał się teraz w przepiękny krajobraz, jaki go otaczał, a na jakim przestał się już od dawna skupiać. - I wiesz co? Płakała, a kiedy chciałem ją jakkolwiek pocieszyć... przytuliłem, powiedziałem, żeby nie płakała przeze mnie, bo nie jestem tego wart, ona nagle się otrząsnęła i chyba chciała mi pokazać, że nie jestem jej potrzebny, że ona sama jest na tyle silna by otrzeć sobie łzę czy się uspokoić. Strasznie... irytujące. - skomentował. Ostatnimi czasy jakby w ogóle jej nie rozumiał. Tęsknił za nią, chciał czasem choć chwilę z nią porozmawiać, do końca powyjaśniać, przytulić czy chociaż złapać za rękę. Pomimo tego, że miał depresję i w dużym stopniu izolował się od ludzi, z nią akurat chciał mieć kontakt. Liczył, że może jego stan się polepszy, kiedy ta go będzie wspierać? Ale James był też świadomy, że byłby dla niej ogromnym ciężarem, jak zawsze zresztą. Wiedział, że na pewno jest jej lepiej, kiedy nie musi się nim przejmować, ale z drugiej strony tęsknota i brak odpowiedzi na wiele pytań dawały się we znaki. - Ulga? Spodziewałem się, że kiedy okażę się nieodporny i równie zachłanny na twoją urodę, co inni, wyśmiejesz mnie. - oznajmił szczerze. Cieszył się jednak, że jest tak, a nie inaczej. Dziewczynie odetchnęło, bo wiedziała, że z pewnymi ruchami nie musi się przy nim ograniczać? - No tak, ty nie lecisz na jednorożce, tylko jadowite gady. - przypomniał sobie. Tori, pomimo iż, sama była urocza i słodziutka, wolała rzeczy całkiem przeciwne do jej wyglądu. Ciekawe, czy kręciły ją też smoki. Musi pamiętać, by kiedyś ją o to spytać. W końcu spojrzał na nią i zobaczył, że ta od dłuższej chwili go obserwuje. Nawiązał z nią kontakt wzrokowy i wreszcie dostrzegł, jak wielkie szczęście maluje się na jej twarzy. Uśmiechała się szeroko, chyba rzeczywiście odczuła ulgę. - Hej Tori... skoro lubisz OPCM, to może mogłabyś mnie nauczyć jak wyczarowywać patronusa? Kiedyś próbowałem, ale mi nie wychodziło, więc chciałbym spróbować jeszcze raz... - westchnął cicho, wciąż patrząc jej w oczy. Bardzo mu zależało na nauce wyczarowywania patronusa. Do tej pory nie przekonał się, jak wyglądał jego cielesny patronus, poza tym, ta sztuka z pewnością mu się przyda. - Ja w zamian, uwarzę ci najsilniejszą Amortencję, jaką kiedykolwiek widziałaś. No, a pieczenie czekoladowych ciasteczek będzie bonusem. - powiedział, z łobuzerskim uśmiechem na twarzy.
-Pewnie dlatego. Choć wiesz to chyba tak na prawdę chodzi o to, że taki facet może mieć każdą inną. A ma wybrać i zmienić się dla tej konkretnej. To romantyczne - Poinformowała go poniekąd mówiąc mu jak to funkcjonuje w głowach dziewczyn. Wybierały facetów, którzy nikogo nie chcą po ty, by zostać tą jedną jedyną, dla której zmieni zdanie. Jak tak się zastanowić, to faceci chyba działali podobnie. Ona nie dawała nikomu żadnych szans na związek, a i tak ciągle ktoś za nią latał. W większej części chodzi wiadomo, o bycie wilą. Ale może to też miało jakieś znaczenie. -Kobiety... - Tylko tyle odpowiedziała na całą resztę. Najwyraźniej sama również nie rozumiała takiego działania. Może dlatego tak świetnie dogadywała się z chłopakami nie będącymi jej zombie? Miała tylko jedną kumpelę, do której mogłaby napisać sowę w razie problemów. Reszta to byli chłopcy. Dziwne życie. Wszystko w nim było jakieś porąbane. -Dlaczego miałbym Cię wyśmiać? Nawet nie wiesz jak ciężko jest znaleźć kogoś, kto nie wpada w przypadkową hipnozę. Nawet mów fac......aaa....eee.... fajny kolega nie potrafi się opanować. - Radość przerwana chwilowym zakłopotaniem, z którego jakże nieumiejętnie wybrnęła i ponowna radość. Musiało to wyglądać na prawdę zabawnie. Zaśmiała się, gdy ten stwierdził, że ona woli węże. Święta prawda. Węże są super w każdej postaci. Smoki się trochę od nich różniły, więc nie stanowiły przedmiotu jej pasji, ale coś tam o nich wiedziała. -Patronus to bardzo zaawansowana magia. Uczyłam się tego bardzo długo. Nie mogę Ci nic obiecać, ale możemy spróbować - Przez chwilę się zastanawiała, czy będzie dobrym dla niego nauczycielem. Ten jednak bardzo szybko ją przekonał - Dla amortencji wszystko!
/Wybacz taki daremny odpis T.T Chwilowy zastój weny/
James Waters
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 75%
Dodatkowo : prefekt fabularny, legilimencja i oklumencja
- A ty wolisz dupków, dżentelmenów, ciamajdy czy uroczych? - spytał, zakładając, że Tori lubi najbardziej tych charakternych, czyli krzywdzących. Sama miała dość specyficzne usposobienie i charakter, więc bardzo prawdopodobne, że gustowała w dupkach. - Romantyczne? Wy tak to odbieracie? - spytał, marszcząc brwi. Według niego, bycie takim raniącym dupkiem było bez klasy, bezczelne, aroganckie i... tępe? Nie rozumiał chłopaków, którzy tak postępowali. On był raczej typem ciamajdy dżentelmena, który potrafił być uroczy. Maniery okazywał zawsze, ale czasem zdarzyło mu się powiedzieć coś kompletnie kretyńskiego, bo był kompletnie zielony w kwestiach podrywu czy jakichkolwiek komplementujących tesktów dziewczyn. - A co ze smokami? Lubisz je? Mnie one bardzo fascynują, jednak... nigdy nie byłem aż taki dobry z ONMS. Urodziłem się w kociołku, a nie w towarzystwie magicznych stworzeń. - westchnął cicho. Bardzo by chciał być świetnym ze wszystkiego. Eliksiry to była dla niego pestka, ale z pozostałych przedmiotów musiał ćwiczyć i uczyć się tyle, ile każdy. - Och, dzięki! - powiedział z entuzjazmem, uśmiechając się szeroko. Naprawdę ucieszył się, że Tori podejmie się wezwania i spróbuje go nauczyć wyczarowywać patronusa. Myślał, że dziewczyna się nie zgodzi, ale zdawał sobie sprawę, że przede wszystkim robi to, aby dostać Amortencję, a nie z powodu sympatii do Jamesa. Pomimo uciechy z powodu lekcji ze Ślizgonką, wolałby, żeby ta się zgodziła, bo miała to zrobić dla Krukona. No cóż, tak już w życiu jest.
/wiem co czujesz, z moją weną też nie jest najlepiej/
- Zawsze myślałam, że dupków... Teraz nie wiem - Zdawało się, że bardziej mówi do siebie niż do niego. Szczególnie, że przy tym spojrzała gdzieś w przestrzeń i nawet uśmiechnęła się tak jakoś... Dziwnie. Ktoś ewidentnie chodził jej po głowie, skoro miała wątpliwości co do swojego typu. I ona doskonale wiedziała kto jej psuje ostatnio cały ten utarty światopogląd. Tylko, że ostatnio trochę się pokłócili. Nie mogła się z nim widywać... Zaczynała tęsknić. -No przyznaj. Nie chciałbyś mieć dziewczyny, która dla całego świata jest podła, ale w tobie zakocha się i będziesz jedynym, dla którego będzie miła? - Dopytała będąc tak na prawdę pewną odpowiedzi Jamesa, ale mimo to dając mu trochę czasu do namysłu. Zgodzi się z nią. Każdego to kręciło. -Nie przepadam, ale może mnie przekonasz. Podobno jest gdzieś w kraju rezerwat. Można by kiedyś pójść pooglądać - Zaproponowała z uśmiechem. Generalnie to smoki były pewnego rodzaju potworami. A dziewczyna miała do takich słabość. Ostatnio na przykład polowała na wielką kałamarnicę. Smok to przy tym pikuś! -Jeszcze nie masz za co mi dziękować - Upomniała go zerkając w stronę zamku. Pomyślała, że czas już się zbierać. W końcu od zakończenia pracy nie miała jeszcze chwili dla siebie, a ludzie tego po prostu potrzebują. I dlatego też bez ostrzeżenia przylepiła się do jego ramienia - w końcu to tak dżentelmeni prowadzą damy, no nie? No i w sumie pokazywała mu w ten sposób sympatię, więc nie koniecznie musiało jej chodzić tylko o amortencję. Sama nawet o tym nie pomyślała tak na prawdę. -Chodźmy już - Zarządziła czekając aż chłopak załapie o co dokładnie jej chodzi i ruszą w stronę murów, które tak przyjaźnie witały wszystkich. Nie ważne czy było się krukonem czy ślizgonem.
Od czasu przyjazdu do Hogwartu nie miała czasu, aby przejść się po zamku i poprzypominać sobie grube mury jej pierwszej szkoły. Tęskniła. W Calpiatto było dobrze, nie narzekała i w sumie całkiem nieźle sobie radziła, jednak to Hogwart był jej "drugim domem". Bo tak się mówi na szkołę, prawda? Drugi dom. Chociaż w tym wypadku w tym przysłowiowym drugim domu spędzała więcej czasu niż w tym rodzinnym. W ciągu całego pobytu w Hogwarcie, Chiara zdążyła już się parę razy zgubić. Spóźniała się prawie na każdą lekcję, a jej jedyną wymówką było to, że nie widziała w którą stronę ma iść. Mogło się to komuś wydać słabe, zwłaszcza osobom, które chodziły z nią na lekcje, ale w tym przypadku to prawda. Jednak cóż...nikt nie musi jej wierzyć. Ważne, że ona wie co robi i mimo wszystko jakoś jednak trafia na zajęcia. Tym razem się nie spieszyła. Postanowiła skorzystać z ciepłego po południa i wyjść na dwór. Przytłaczał ją nieco fakt, że znała tak mało osób. Znów czuła się jak wtedy, gdy pierwszy raz weszła do Calpiatto, a jedyne osoby, które znała niemal rozpłynęły się w powietrzu, udając chyba, że wcale nie są jej braćmi. A ona była mała i zagubiona. I naprawdę długo zajęło jej poznanie nowych ludzi, zwłaszcza, że prawie w ogóle nie mówiła po włosku. Miała nadzieje, że teraz będzie inaczej. Wszak nie jest teraz aż tak bardzo cicha i nieśmiała jak parę lat temu.
The author of this message was banned from the forum - See the message
Błonia, zalane byłe w całości, słodkim i leniwym jesiennym słońcem. Sączyło się ono przez grube szyby w salach, dormitoriach, a nawet bibliotece i to właśnie ono przekonało Dulce do tego by wyjść, założyła swoją szatę jesienną, apaszkę w kolorach domu, błękicie i czekoladowych odcieniach brązu. Upięła włosy w wysoki koczek, z naszyjnikiem nigdy się nie rozstawała, wsunęła go tylko pod bluzkę i była gotowa do wyjścia. Ach, było cudownie, cieplutko, poranna mgła niemal zniknęła zupełnie, a trawa zapewne była wilgotna i chłodna od wilgoci. Spacerowała przez jakiś czas po błoniach, a z jej ust wydobywała się ledwo widoczna mgiełka życia, która pokazywała, że jej serce jeszcze toczy gorącą krew, a płuca przyjmują zmrożone powietrze. Szła mostem, a buty stukały o drewno, nowe drewno. Widocznie był on wybudowany na nowo nie tak dawno. Była zupełnie zamyślona, że nawet nie zauważyła dziewczyny, której wolała tu nie spotkać. To dobrze, nie musiała sobie psuć nią humoru. Przeszła obok niej i oparła się plecami do Grygonki o przeciwległą barierkę spoglądając w odchłań, która ją przerażała. Zdrętwiała, szybko wzniosła głowę w niebo, by nie patrzeć na to co ma pod sobą.
Opierając się o barierkę i przyglądając błoniom, tak pięknie oświetlonym przez słońce, kątem oka zauważyła jakąś postać. Niebieskie i brązowe barwy, Krukonka.Zmarszczyła brwi i odwróciła się o 180 stopni, chcąc przyjrzeć się dziewczynie, lecz ta już zdążyła stanąć do niej plecami. Mimo, że nie widziała jej twarzy, wydawało jej się, że skądś ją zna. -Dulce. -Powiedziała po dość długiej chwili wpatrywania się w plecy i związane w kok ciemne włosy. Nie wie czemu to zrobiła, przecież nie była w stu procentach pewna czy to ona, jednak intuicja jej tak podpowiadała. W razie czego ucieknie. A jak nie zdąży to zostanie uznana za gadającą do siebie wariatkę, trudno. Wiedziała, że dziewczyna jakiś czas temu zmieniła szkołę z dość przykrych powodów. Osobistych powodów, o które oskarżała i chyba nadal oskarża również Chiarę, chociaż ona nie ma z tym nic wspólnego. Z początku próbowała jej to wytłumaczyć, jednak Miramon okazała się być dość upartą osóbką, dlatego szybko zrezygnowała. Dziewczyna po prostu nie chciała słuchać tłumaczeń Chiary i za każdym razem jak tylko zaczynała temat, tamta jak najszybciej chciała go zakończyć. Nie ruszała się z miejsca. Wciąż stała oparta plecami o barierkę, która ze względu na jej dość niski wzrost, wbijała się prosto w łopatki. Skrzyżowała ręce na piersiach i spoglądając na dziewczynę, czekała na jakąkolwiek reakcję.
The author of this message was banned from the forum - See the message
Przeszywało ją zimno, dreszcz ekscytacji i strachu kiedy była na moście, a jej brązowawe kosmki włosów powiewały na wietrze, widocznie byli w dolinie i wiatr dął niemiłosiernie. Była tym niemal zahipnotyzowana, oko w oko z lękami, serce łomotało jej w piersi a dłonie odruchowo zacisnęły się na drewnianej poręczy. Mogła tu stać, żyć na nowo i bez obawy o przeszłość, była szczęśliwa. W końcu odnalazła swoje miejsce na ziemi, odnalazła życzliwe jej osoby, przyjaciół, z niektórymi nawiązała bardzo serdeczne znajomości. Z ręką na sercu mogła powiedzieć, że niemal nie wadzi nikomu, a jeśli tak, to siebie ignorują. Na jej liście "nie przepadam" mogła się znaleźć tylko chyba Hope, chociaż nic osobiście do niej nie miała, prócz tego, że nie dawała sobie pomóc i podpowiedzieć. Była uparta, ale nie przejmowała się tym. Nadal myślała o miejscu gdzie ona i jej przyjaciółki będą się mogły spotykać, słodkie, zaciszne miejsce, tylko ich. Gdzie będą mogły dzielić się swoimi sekretami, marzeniami, opowieściami.
Stała tak jeszcze przez chwilę, wpatrując sie na zmianę to w plecy dziewczyny, to w piękny widok z drewnianego mostu. Zmarszczyła brwi, gdy przez dobre pięć minut nie nastąpiła żadna reakcja, po czym powoli zaczęła iść w stronę Krukonki. Nie chciała jej przestraszyć, jednak dziewczyna zdawała sie być jakby w transie i Chiara obawiała sie, że każdy, nawet najmniejszy ruch może ją zaniepokoić. -Nie musisz udawać, że mnie tu nie ma.-Stanęła koło niej i łokciami oparła sie o barierkę, tak, że brodę mogła położyć na dłoniach. Kątem oka spojrzała na ciemnowłosą dziewczynę i ciężko westchnęła. -Nie jestem tu po to, żeby... -Przerwała i przygryzła dolną wargę, zastanawiając sie po co w ogóle zaczynała ten temat. I po co podchodziła do Krukonki. Przecież mogła sobie iść, gdy ta nic jej nie odpowiedziała, udawać, że wcale nic nie mówiła. Opuściła głowę i wypuściła powietrze, jakby to miało w czymś pomóc. Zawsze czuła się troche winna sytuacji Dulce, mimo, że ona sama się do tego nie przyczyniała. Nie zwracała jednak uwagi swoim braciom, którzy się z niej śmiali, gdy ta chodziła jeszcze do Calpiatto i to właśnie dlatego Dulce jej tak nie lubiła. Nie lubiła zresztą całej rodziny Accardo, pewnie włącznie z młodszymi siostrami Chiary, które żadnej z sióstr Miramon nigdy nie widziały na oczy.
The author of this message was banned from the forum - See the message
Usłyszała aksamitny głos, bez wątpienia kobiecy, odruchowo się obejrzała przez ramię. Zamarła. Czemu? Czemu wszystko na co pracowała musiało być zniweczone przez wspomnienia, przykre, palące, które chciała zostawić daleko za sobą i więcej do tego nie wracać. - Nic nie udaje - oprzytomniała i patrzyła jak się zbliża. Oparła się o most. Odsunęła się trochę od niej robiąc jej niby miejsce na wygodne rozłożenie się, w istocie rzeczy chciała być od niej jak najdalej. Sama nie wiedziała, czemu tu nadal tkwi zamiast po prostu odejść. Ona zawsze dawała ciche przyzwolenie na to by ją dręczono w szkole, nic nigdy nie powiedziała braciom. Ciekawe, czy sama nie była już wtedy dziewicą, że z niej się nie nabijali. A może po prostu, któryś z braci jej w tym pomógł? Zmarszczyła nos w odrazie na samą myśl czegoś takiego. - Po co? - wkradła się jej w zdanie. Miała głos podniesiony i nerwowy. - A jeśli tak to po co tu jesteś? - warknęła na dziewczynę i znowu się odsunęła od niej.
Nie była zaskoczona reakcją dziewczyny, choć w głębi duszy miała cichą nadzieje, że bedzie ona inna. Patrzyła jak Krukonka odsuwa sie od niej i wiedziała, że z pewnością nie był to dobroczynny gest z jej strony. Spoglądała na nią z odrazą, wręcz z nienawiścią, a Chiara w tym momencie żałowała, że w ogóle przyszła na ten most. A jeszcze bardziej, że zaczęła tą rozmowę. -Nie podeszłam do ciebie, żeby sobie pożartować. -Rzuciła równie gniewnie, chociaż wcale tego nie kontrolowała. Chciała być spokojna, a przynajmniej takie były jej początkowe założenia, jednak niemal każda rozmowa z Dulce kończyła sie krzykiem. Za każdym razem. -Chciałabym, żebyś mnie wysłuchała i przestała robić z siebie ofiarę, którą nie jesteś. Żałowała, że nie powstrzymywała braci, ale czy teraz to coś zmieni? Dulce i tak jej nie wierzy, zresztą ona sama też by sobie nie uwierzyła. Wstydziła sie za starszych braci, ale również za samą siebie. Jak może nazywać sie dobrym człowiekiem, gdy pozwalała na coś takiego? Ciężko westchnęła, wiedząc, że wcale nie bedzie tak łatwo i przeniosła wzrok z Krukonki na błonia, tak pięknie oświetlone przez słońce. Na policzkach czuła jeszcze ciepłe promienie słoneczne, jednak wiedziała, że za chwile wszystko znów bedzie szare i pochmurne. A ona przyzwyczaiła sie do Włoch, do słońca, do zieleni...i jest to jedyna rzecz, za którą tęskni.
The author of this message was banned from the forum - See the message
Jej umysł analizował szybko i na chłodno. Chciała jej powiedzieć, ciekawe co takiego. A nie, nie ważne, nie zamierzała tego słuchać. Zrobiła kilka kroków do tyłu, bele pod jej stopami zatrzeszczały, spojrzała w dół i to był błąd. W szczelnie widziała świat u dołu, był tak blisko i daleko, wirował, wołał ją. Czuła jak leci, lot jest długi, zdawał się nieskończony aż nagle czuła tylko jak roztrzaskuje się o nagie skały wyzierające z podłoże jak kły dzikiego zwierza. Oparła się o przeciwległą belkę ciężko dysząc, osunęła się na ziemię. Czuła, że panikuje, wentylowała się. Oddech był szybki, płytki, a krew dudniła w uszach, wzrok miała nieprzytomny, gardło zaciskało się boleśnie. Nie poruszyła się, za bardzo się bała, to wszystko odjęło jej rozum i mowę. Jak ludzie mogą latać, lewitować, to niebezpieczne. Chciała się stąd wydostać, ale przecież była na środku mostu, na środku jebanego mostu nad jebaną przepaścią. Czuła znowu jak ją znowu wzywa, grawitacja ściąga między drwa, przecieka przez nie i znowu leci. Pociemniało jej w oczach, widziała to czarne plamki, jaskrawe barwy, wszystko wirowało, głos dziewczyny wołał jakby z dna oceanu. Nie wiedziała co się dzieje, nie chciała wiedzieć, nie miała siły na to by się dowiedzieć. Czuła oblewające ciepło, mrowienie, kurz w nosie. Leżała na belach, ciężko oddychała, ale co raz spokojniej, ciszej.
Nie wiedziała co sie dzieje. W jednej chwili Krukonka spokojnie stała koło niej, czasem tylko nerwowo zerkała w przepaść pod nimi, a w drugiej dostała jakiegoś niespodziewanego ataku. Chiara stała jak oparzona i z początku czuła, że nogi odmawiają jej posłuszeństwa. Ugięły sie jej kolana, jednak szybko sie otrząsnęła i zrobiła dwa kroki w stronę dziewczyny. Miramon była cała blada, wyglądała w tej chwili naprawdę okropnie. -Dulce, musisz mi powiedzieć co się dzieje. -Powiedziała, chociaż szybko zdała sobie sprawę, że to bez sensu. Dziewczyna bowiem juz leżała na ziemi i oddychała z trudem, z wielkim trudem, jednak juz spokojniej. Przykucnęła obok niej i wyjęła różdżkę, tak na wszelki wypadek. -Coś Cię boli?! -Spytała, mając nadzieje, że Krukonka nie odbierze tego jako żart. Powiedz coś! Cały czas siedzisz cicho! Naprawdę sie przestraszyła. I naprawdę chciała pomóc. Wyciągnęła w jej stronę rękę, jednak szybko ją cofnęła. Przełknęła głośno ślinę i czekała na odpowiedź.
The author of this message was banned from the forum - See the message
Słyszała ją, jej słowa, odbierała, ale mózg nie interpretował ich zbytnio. Był jak filtr który zamiast łączyć ją ze światem, dzielił ją teraz. Oczy stały się nieruchome reagujące jedynie na światło. Ten słodki, mdlący posmak w ustach, ale to nie było istotne. Dulce leżała na moście nad przepaścią, której przed chwilą się tak bała. By odgrodzić ją od reszty nieprzyjemnych wrażeń, postanowił ograniczyć bodźce do minimum. Już nie wiele widziała, nie słyszała prawie nic. Leżała jakby była pozbawiona ducha, zdana na łaskę swojego wroga. Mogło się teraz wydarzyć wszystko.
Czuła się bezsilna. Chciała dobrze, a wyszło jak zwykle, a nawet gorzej. Zazwyczaj Dulce po prostu z nią nie rozmawiała, nie zwracała najmniejszej uwagi na to, co Chiara do niej mówi, ewentualnie kierowała w jej stronę dość niemiłe komentarze, jednak jeszcze nigdy nie dostała pieprzonego ataku, duszności, czy bóg wie czego. Gryffonka klęczała nad leżącą dziewczyną i przez 10 sekund chyba czekała na cud. Kiedy jednak nic się takiego nie wydarzyło, a Krukonka nie odpowiedziała na zadane wcześniej pytania nawet cichym warknięciem, pomrukiem czy uderzeniem, Chiara ponownie chwyciła różdżkę, którą wcześniej położyła na drewnianych belkach. Przez następne parę sekund patrzyła na się Miramon, zastanawiając się co robić. Czuła, że w oczach zbierają się jej łzy, chociaż były to bardziej łzy bezsilności niż współczucia. Postanowiła wynieść ją z tego pieprzonego mostu. Może ma lęk wysokości i dlatego dostała tego niespodziewanego ataku. Przygryzła dolną wargę i wypowiedziała zaklęcie, które uniosło bezwładne ciało Dulce parędziesiąt centymetrów nad ziemią. Powoli zaczęła iść w stronę zejścia z mostu i gdy już tam dotarła, delikatnie położyła Krukonkę na ziemi. -Rennervate -Rzuciła po chwili i wykonała szybki ruch różdżką. Modliła się w duchu, żeby dziewczyna otworzyła oczy, dała znać, że już wszystko w porządku, albo chociaż obraziła Chiarę. Niech po prostu cokolwiek zrobi. Cokolwiek.
The author of this message was banned from the forum - See the message
Zaklęcie zadziałało, Reina otworzyła oczy czując ból w głowie, od razu się złapała za potylicę. Wzrok miała jednak zamglony, jakby dopiero wstała z głębokiego snu, rozejrzała się wszędzie nie zwracając większej uwagi na Gryfonkę. Nie rozumiała jeszcze co się stało, gdzie jest, jak się tu znalazła, czemu. Podrapała się po głowie. Obraz wyostrzał się i teraz zwróciła na nią uwagę. - Co ty tu robisz? - zanim zdążyła jej odpowiedzieć pojęła co ona tu robi, gdzie jest i dlaczego się tu znalazła. Znowu się przestraszyła, była blada. Jak miała powiedzieć do wroga "wyprowadź mnie stąd, boję się"? Nie to nie wchodziło w grę mimo tego, że serce znowu jej zaczęło mocno bić. Skoro sama tu przyszła to sama stąd sobie pójdzie. Próbowała wstać, lecz to zakończyło się szybkim lądowaniem na tyłku i stłuczonej kości ogonowej. Zacisnęła zęby z bólu, zmarszczyła nos, a ślina spieniła się w jej ustach. Była w dupie, konkretnej, jebanej dupie, po cholerę przychodziła tutaj, czego szukała. Samo mieszkanie w najwyższej wieży ją przerażało, bo oczami wyobraźni widziała jak się ona odłamuje, spada w dół wraz z dziewczyną, innymi Krukonami. Odpędziła tą ponurą wizję.
Odetchnęła z ulgą, gdy zobaczyła otwierające się oczy dziewczyny i prawie pisnęła z radości, gdy Krukonka się do niej odezwała. Co prawda, spodziewała się trochę innej reakcji, jednak sam fakt, że Dulce odzyskała przytomność ogromnie ją ucieszył. Uklęknęła obok niej, jednak za bardzo nie wiedziała co zrobić. Schowała różdżkę i przeniosła spojrzenie na niesamowicie jeszcze bladą Miramon. -Cały czas tu byłam. -Odpowiedziała zgodnie z prawdą i teraz zaczęła się zastanawiać czy aby na pewno Dulce wchodząc na most nie była pod wpływem żadnych środków. Chyba pamiętałaby, że zaczęła rozmawiać z Chiarą...Chociaż kto wie. Może bardziej skupiała się na samym moście i fakcie, że na nim stoi. -Masz lęk wysokości. -Nie było to pytanie, raczej stwierdzenie, które wymagało jednak potwierdzenia ze strony Krukonki. Spojrzała się na nią pytająco, mając nadzieje, że i to spotkanie nie skończy się kłótnią, zupełnie jak wszystkie pozostałe dotychczas. Uniosła brwi, gdy Dulce nieudolnie próbowała wstać, co zakończyło się najprawdopodobniej wielkim siniakiem na tyłku. Upadła bowiem z niezłym hukiem i Chiara aż się skrzywiła patrząc jak tylną częścią obija się o twarde podłoże. -Gdzie się tak śpieszysz? Uspokój się przez chwilę. -Złożyła ręce na piersiach i ze zmarszczonymi brwiami uważnie przyglądała się dziewczynie. Usiadła koło niej, mimo, że wcale nie było jej ciepło. -Nawet jeżeli nie chcesz ze mną rozmawiać ja nie będę ryzykować, że wstaniesz i spadniesz z tego mostu. -Ruchem głowy wskazała przepaść, która znajdowała się jednak spory kawałek od obu dziewczyn i dała jej do zrozumienia, że chcąc nie chcąc, musi chwilę tu z nią posiedzieć.
The author of this message was banned from the forum - See the message
Było to wszystko niczym sen, długi, okropny sen, z którego nijak nie można się było wybudzić. To była jednak brutalna rzeczywistość, która otaczała, miażdżyła i przytłaczała całym swoim ciężarem. Dulce pokręciła głową chcąc odpędzić od siebie tą wizję, przerwać majaki, lecz one trwały dalej. - Nie mam - burknęła, chcąc sprowadzić Gryfonkę do pionu, by nie zapominała kim dla siebie są. Krukonka w końcu jej nigdy nie wybaczyła tego co musiała znosić. Była współwinna przez swoje milczenie, niemoc w podjęciu jakichś działań. Spojrzała jej prosto w oczy swoimi brązowymi tęczówkami. - Nie potrzebuję twojej pomocy, zwłaszcza twojej - warknęła, a przez chwilę można było dostrzec jej kły i drapieżne spojrzenie. - Nigdy nic od ciebie nie chciałam, wybrałaś już wtedy, że nie zrobisz nic, więc teraz niech cię mój los nie interesuje - dodała szybko w rodzinnym języku dla obu dziewczyn. Jak każda Hiszpanka nadmiernie gestykulowała groźnie z każdym słowem. - Bo co? Bo cię zabiją wyrzuty sumienia, hej, to tylko ta Dulce, głupia cnotka niewydymka, patrzcie to ona. Co za tobie różnica, kiedy wyląduję na dnie tego klifu? - zacisnęła powieki i zęby gwałtownie, wspomnienia bolały. Zwaliły się na nią godząc w skroń, która pulsowała. Wyrywały one serce do znów szybszego biegu i zaciskały boleśnie gardło.
Chiara nigdy nie zapominała kim dla siebie są, jednak zawsze sądziła, że Dulce przesadza. Szuka na siłę problemów, zamiast je rozwiązywać i sprawia wrażenie jakby...chciała mieć wrogów. I to jak najwięcej, bo nawet gdy Gryfonka chciała zakopać topór wojenny i nieraz, nie dwa podchodziła do Miramon, ta udawała, że jej nie widzi, nie chciała z nią gadać lub robiła takie właśnie sceny. Chiara spojrzała się na młodszą dziewczynę z politowaniem i pokręciła głową z dezaprobatą. -Oj Dulce, zawsze zastanawiało mnie twoje dziwaczne podejście do życia. -Uśmiechnęła się nieco złośliwie, ale tylko troszkę. Nie chciała bowiem wyglądać na znowu nie wiadomo jaką wredną, jest przecież miłą osóbką, ale naprawdę zadziwiała ją ta dziewczyna. -Człowiek chce się z tobą pogodzić, spokojnie porozmawiać, a ty go masz w totalnej dupie i wciąż robisz z siebie osła ofiarnego. -Westchnęła i spojrzała na drewniany most. Mimowolnie uśmiechnęła się, tym razem sama do siebie. Lubiła to miejsce. Często przychodziła tu kiedy uczęszczała jeszcze do Hogwartu, mimo, że nie jest jakieś wybitnie piękne. Podobał jej się jednak klimat starego mostu i piękny widok, który rozciągał się, gdy stanęło się obok barierki. Teraz jednak siedziała na ziemi i cóż...niewiele widziała. -Dorośnij. Czasu nie cofniesz, przeszłości nie zmienisz, ale możesz zapobiec stwarzaniu sobie wrogów. Chociaż mam wrażenie, że tą formę aktywności opanowałaś do perfekcji. -Spojrzała się na nią spode łba i odgarnęła włosy z twarzy. Żałowała, że ich nie spięła, ostatnio zaczęły ją dziwnie irytować. -Cóż, gdyby nie ja, to być może do teraz leżałabyś na środku mostu i nikt by Cię nie zauważył, więc jakieś głupie dzięki by się przydało, ale co ja tam wiem. -Podniosła ręce jakby chciała powiedzieć poddaje się i wzruszyła ramionami. W sumie czego się spodziewała?
The author of this message was banned from the forum - See the message
Były tu same, zupełnie same, cholera niedobrze. Cała sytuacja wyraźnie już irytowała Hiszpankę. Zacisnęła powieki i zgryzła ze złości wargę. Gdyby mogła rozsadziłaby ten most w pył. Dobrze, że Hogwart posiadał zabezpieczenia przed niekontrolowanymi wybuchami energii magicznej, dlatego też ekrany pochłaniały złość Reiny. W przeciwnym wypadku jej życzenie o zniszczenie mostu by się ziściło. - Pięknie dziękuję za wszystkie rady, ale pomyśl chociaż chwilkę logicznie, wiem że to dla ciebie wyzwanie, ale spróbuj - odcięła się złośliwie. - Załóżmy, że mój brat dokuczał zawsze tobie, a ja nigdy mu nie powiedziałam, by przestał, a teraz chcę wielkiego pojednania, czy to nie brzmi głupio? - spytała retorycznie i znowu próbowała wstać. Tym razem udało się jej, w końcu przestało jej się ćmić w oczach. - Owszem, czasu się nie cofnie, ale nie muszę mieć jakiejkolwiek przyjemności z przebywania z tobą - żachnęła się na jej słowa i próby tłumaczenia czegokolwiek w logiczny sposób. - Mam ci być wdzięczna? Poniekąd jestem, ale nie da się wykreślić tego wszystkiego co było jednym gestem. To nie jest takie proste, nigdy zapewne nie pomyślałaś, jak się ja czuję. Mała, głupiutka Reina, więc skończ opowiadać kocopoły, że chciałaś mi pomóc nie wiedziałaś jak, bo nawet nigdy nie próbowałaś porozmawiać ze swoimi braćmi - skrzyżowała ręce pod piersiami i wlepiła w nią wzroku surowy. z/t
Ostatnio zmieniony przez Dulce Reina Miramon dnia Czw Lis 24 2016, 20:24, w całości zmieniany 1 raz