Wiszący most łączy jeden z dziedzińcowy z błoniami, a dokładnie z Kamiennym Kręgiem. Most zbudowany jest z drewna, a dach dodatkowo pokrywa jeszcze słoma. Jest tak stary, że gdyby nie podtrzymująca go magia już dawno by się rozwalił. Przy samym końcu znajduje się mały balkonik z kamienną ławką.
Prychnął przenosząc wzrok na Nią i mrużąc swoje zielone oczy. - Fajna mi to rozmowa. Gdybym nie pytał nie powiedziałabyś nic, więc to żaden sukces jak dla mnie. A i wymuszone odpowiedzi to raczej nie rozmowa. - odparł. Co się ze mną dzieje? przemknęło przez jego głowę, ale potrafił tez być złośliwy. Przyglądał się jej. Nawet ładnie wyglądała w takim nieładzie na głowie.
Wzruszyła ramionami. -Jak ci nie pasuje, masz jeszcze te kilkaset uczniów, zapewne miłych i rozmownych - stwierdziła. Hasta la vista, baby. Nikt cię tu nie trzyma.
- Ja tego nie powiedziałem. To wyszło z twoich ust, Jacqueline. - powiedział. Zastanowił się chwile nad czymś. - Mam pytanie, ale odpowiedz mi szczerze. - urwał. Spojrzał na ziemię, odetchnął głęboko i spojrzał na Krukonkę. - Czy... Czy coś by się stało jakbyś raz chociaż nie była złośliwa? Raz chociaż dała mi szansę? - Mówił pewnym tonem, ale ostatnie słowa wypowiedział ciszej. - Potem możesz dalej zachowywać się tak jak teraz. - dodał pospiesznie czekając na odpowiedź dziewczyny.
Jacqueline zaskoczyło to, co powiedział. Przez chwilę nie wiedziała, co odpowiedzieć, więc zajęła się zabawą metalowym kółkiem, wiszącym na rzemyku na jej szyi. -Co-co dokładnie masz na myśli? - spytała ostrożnie, o dziwo jej głos zabrzmiał całkiem przyjemnie. Oj, niedobrze.
- Czy raz byś nie mogła być dla mnie miła i pozwoliła się gdzieś wyciągnąć? - zapytał. - Potem możesz znów być złośliwa jeśli chcesz. - dodał. Patrzył na nią bez nawet uśmiechu. Czekał po prostu na odpowiedź.
Zastanowiła się, bo nie była pewna, czy jeszcze potrafi przestać go spławiać. Nawet jeśli... Mhm, jasne, ale nie widziała powodu, by zrobić to bezinteresownie. -Taaa, a ja? Jakie ja będę miała korzyści? Oho. Odczepiłby się, na pewno. Każdy straciłby ochotę na dalszą znajomość po próbie przebywania z nią dłużej niż kilkanaście minut. Chociaż nie, były wyjątki, ale tak nieliczne, że znalezienie kolejnego graniczyło z cudem.
- Spędzisz miło ze mną czas. Chociaż jeden dzień będziesz miała taki, ze nie będziesz musiała udawać. - wzruszył ramionami. - A jeśli chcesz coś w zamian to mów. Postaram się by to było wykonalne. Sam nie wierzył zbytnio w to, ze to właśnie on mówił, ale taki jest jak mu już na czymś zależy.
-Udawać to ja dopiero będę musiała - stwierdziła z niesmakiem, bo trochę wytrąciło ją z równowagi to, że praktycznie ją rozgryzł. Ale to nie udawanie, tylko lata pracy nad sobą. Kiedyś obiecała sobie, że nie będzie taka, na jaką kreowali ją wszyscy dookoła, i praktycznie udało jej się. Właśnie dlatego nie była taka skora do kontaktu z Natem [nie wiem jak to odmienić]. On był niezwykły, godny zaufania, dobry, szczery, uczciwy, pracowity - same superlatywy! Tymczasem ona już dawno wymarzyła sobie zbuntowanego księcia z bajki dla dorosłych, takiego, który przyjdzie niedbałym krokiem, z petem w zębach, i wywróci wszystko do góry nogami, będzie miał zasady w dupie, nic nie będzie go obchodziło, nikomu się nie podporządkuje i... zaraz, o czym to mówiliśmy?
Myślał chwile nad czymś. - Ty pewnie myślisz, że mam same zalety, co? - zapytał. Sam nie wiedział skąd mu to przyszło do głowy. Tak jakoś nagle. Uśmiechnął się tajemniczo jednak nma swe słowa i zaśmiał się pod nosem. - Wszyscy tak twierdzą, ale nie znosze się podporządkowywać. To, że Ci mówiłem, że postaram się zrobić wszystko to już było czymś do czego się zmuszałem. Potrafię być niemiły i złośliwy. Kilku wrogów przez to by się znalazło. Niestety mam to po ojcu i dlatego mało co to ujawniam. Musi mnie ktoś mocno zdenerwować bym był nie znośny.
Jacqueline uniosła brwi. Wróżbita? -Ach, czytasz mi w myślach - stwierdziła - Cóż, jeśli to prawda, to może nie jest z tobą aż tak źle. W jej głosie nie było ani nuty obelgi czy zniecierpiliwienia.
- Może. - wzruszył ramionami i spojrzał gdzieś w górę. To byla odpowiedź na oba jej zdania. Dłonie wepchnął głębiej do kieszeni i tak stał. Nie wiedział jakoś co powiedzieć czy zrobić. Tak już czasem bywało. Niestety. Takie jest życie.
Jacqueline też milczała, by po chwili się odezwać. -Słuchaj, co do tej twojej propozycji, ja... szczerze mówiąc, nie wiem czy to wykonalne. Co ona wyprawia, co się dzieje, przyznaj się, jakie zaklęcie rzuciłeś!
Przeniósł na Nią lekko zdziwiony wzrok. - Ale co dokładnie Jacqueline? - zapytał. Był ciekawy tego co powie i szczerze zdziwiło go troche to co zaczęła mówić.
-Co? Och, ee... nieważne. Wiesz, ta rozmowa chyba zaczyna tracić sens - stwierdziła, tracąc swój w miarę przyjazny, tak rzadko używany ton. Mogła już nic nie mówić. Włożyła ręce do kieszeni i odwróciła się bokiem, tak, by móc patrzeć na widok za barierką mostu.
- Powiedz. Proszę. - powiedział chociaż liczył się z tym, że nie usyska odpowiedzi. Podszedł do barierki i oparł się o nią. - Znałem kiedyś podobną dziewczynę do Ciebie. Też taka zamknięta w sobie. Nikt nie wiedział jaka naprawdę jest. Zmieniła się przez jedno wydarzenie i do tej pory nie jest sobą. - westchnął. - Czasem pokazuje swą prawdziwą osobowość, ale tylko czasem. Patrzył gdzieś przed siebie. Przypomniała mu się pewna rudowłosa dziewczyna z dzieciństwa. No raczej to już dzieciństwo nie było.
-Jakie wydarzenie? - spytała tylko, ignorując prośbę. Jej zachowanie było właściwie elementem strategii, jakimś chorym sposobem na życie, a nie traumą po jakichś przeżyciach. Jakie to płytkie.
- Nie wiem czy mogę Ci powiedzieć. Ta dziewczyna chodzi tu do szkoły i nie chcę by się dowiedziała, że komuś powiedziałek. Chociaż ona i tak mnie nie pamięta. - powiedział i spojrzał na nią. - Zignorowałaś moją prośbe. Dlaczego?
- W porządku - odparła krótko; nie zamierzala nalegać. Potem przeczesała dłonią i tak już rozczochrane włosy i zmusiła się do odpowiedzi. -Tak już mam. Nie zawsze robię to, o co się mnie prosi - powiedziała powoli.
- Zauważyłem. - odparł. Odwrócił się tyłem do barierki i oparł się o nią. Dłonie jak zwykle włożył do kieszeni spodni. Nic więcej już nie powiedział. Tylko patrzył uważnie na Jacqueline i myślał nad czymś mrużąc przy tym oczy.
Jacqueline wpatrywała się w przestrzeń przed sobą, wdychając powoli świeże, zimne powietrze. Szczerze mówiąc, trochę straciła wątek rozmowy i, ku jej zaskoczeniu, okazało się, że przestało wiać wrogością. Nawet nie kazała mu spieprzać - to już doprawdy podejrzane. Przeniosła wzrok na milczącego rozmówcę i zauważyła jego skupienie. -O czym myślisz? - wyrwało jej się, bo chciała powiedzieć to tylko w myślach. Och.
Zawędrowali na most. Twan bardzo lubił to miejsce i właśnie dlatego zaprowadził tam Mię. Czasem stał sobie tuż przy barierce i myślał, jakby to było gdyby spadł. Na pewno nie gorzej niż kiedyś... - Przepraszam za tamto - rzekł do dziewczyny. Naprawdę było mu przykro, że wyciągnął ją z balu. - Jak chcesz to możesz wrócić, ja tutaj sobie poradzę sam... Kiedy wyszli na dwór, zdecydowanie mu się polepszyło. Otwarta przestrzeń dobrze na niego działa.
Świeże powietrze, jak dobrze! Mia przymknęła oczy i mimo, iż muzyka dochodząca z Wielkiej Sali dawno ucichła, ruszała się w jej rytm. No nic jednak była trochę ospała. Ale czemuż się dziwić? Parogodzinne harce robią swoje! - Nie no co Ty jest fajnie! - odpowiedziała beztroskim tonem. - Trzymaj - podała mu kieliszek i zaczęła skakać. - Kurczę jeszcze się zawali - zaśmiała się. - Chyba to dotlenienie źle na mnie działa. Mia nie zdziwi się jeśli zaraz nie wyleje gdzieś ów ponczu lub będzie próbowała wejść na przeciwną stronę barierki jednak wolałaby tego uniknąć. - Powinnam Ci podziękować, bo pewnie bym się zanudziła i ostatecznie wylądowałabym sama w dormitorium - powiedziała siląc się na powagę, której przez ostatnie sekundy jej zabrakło.
Patrzył z uśmiechem na poczynania Mii, jak dobrze, że w ogóle nie popsuł jej się humor, mimo jego zachowania! - Dzięki - ochoczo przyjął od niej kieliszek i zanurzył wargi. Może alkohol zacznie na niego jakoś pozytywnie działać? Nigdy nie pił zbyt dużo, więc nie miał okazji się przekonać... - Gdyby miał się zwalić, zrobiłyby to już dawno - zapewnił. W końcu tylko osób tu codziennie przechodziło i Twan mógł się założyć, że robili różne dziwne rzeczy. - Wolisz być ze mną na moście? - uśmiechnął się mimo woli, ale nie wiedział czy dziewczyna to dostrzegła, bowiem było już ciemno.
- Racja - pokiwała głową i bez namysłu walnęła nogą w deski mostu, co doprowadziło do potwornego bólu. Mia uniosła wysoko głowę i skrzywiła się nieznacznie. Super i co jeszcze?, zapytała siebie w myślach. - No pewnie, że wolę! - odpowiedziała natychmiast. - Bal jak to bal - machnęła ręką i napiła się nieco z kieliszka - jest, minie, będzie następny - prychnęła. - A poza tym niektórzy szwędali się jak nie wiadomo co - zarechotała cicho wspominając o tych, którzy zostali wystawieni przez swoich partnerów. Tak, to samo mogło spotkać Mię i wtedy sama by tak wyglądała. Wzdruszyła ramionami i oparła się o poręcz. Zrobiło się trochę zimno, ale dziewczyna nie chciała robić z tego powodu afery, więc zaczęła się kiwać we wszystkie strony, aby gęsia skórka zniknęła. - Gryffindor jak na razie prowadzi... - mruknęła. Bum! Cóż to za wpadka! Ślizgonka walnęła się w czoło. Chyba jestem jakaś nienormalna! Też sobie znalazła moment na tak durny temat: punktację, która nigdy ją nie obchodziła i nie dbała o to czy Slytherin prowadzi czy też nie. - Eee... - burknęła. - Ciemno już.
- Rzeczywiście. Ja bym chyba wrócił do Pokoju Wspólnego, gdyby się okazało, że moja partnerka się nie zjawiła. Ale byłaś - utkwił w niej spojrzenie ciemnych oczu. Ciągle nie mógł się nadziwić, że dziewczyna pozytywnie na niego zareagowała, zamiast od razu odtrącić. Był przecież o rok młodszym gryfonem! A może... po prostu nie wiedziała w jakim jest domu? Niech więc tak lepiej pozostanie. - Prowadzi... - powiedział, przypominając sobie ostatnią sytuację z punktami. Czy aby na pewno wciąż ma najwięcej punktów. Ach, lepiej nie przyznawać się, że to właśnie on był odpowiedzialny za to całe zamieszanie! Pamiętał, jaka była reakcji ludzi na lekcji... nie chciał, żeby Mia też tak o nim myślała, ja najprawdopodobniej myśleli oni.
- Ale byłaby wpadka gdybyśmy się nie odnaleźli - zaśmiała się. Wtedy Mia najprawdopodobniej uprzykrzałaby życie innym: jakieś rozwalenie stołu lub rozerwanie jakiejś dziewczynie kiecki... - Sorki - mruknęła nawiązując jeszcze odnośnie tych durnowatych punktów. Jednak czasami jak coś strzeli tej Ślizgonce, to potrafi odmieniać po francusku czasowniki... - A powiedz mi jeszcze skąd pochodzisz? - zapytała z zaciekawieniem, gdyż już wcześniej zauważyła nieco ciemniejszą karnacje chłopaka. Chociaż w zasadzie przy porcelanowej cerze Mii każdy wyglądał jak opalony. - Ja mam francuskie korzenie i jakieś tam jeszcze - wyrwało jej się. Miała nie mówić o sobie, ale egoistkom czasami ciężko jest trzymać język za zębami.