Jedno z najbardziej gorących miejsc, które plasują się na listach klubów najchętniej i najczęściej odwiedzanych przez dorosłych czarodziejów, ale też i studentów. Jest tu prowadzona selekcja wiekowa, więc jeśli nie ukończyłeś siedemnastego roku życia to zostaniesz stąd po prostu wyrzucony. Oprócz ochroniarza przy wejściu została umieszczona linia wieku, gotowa wyrzucić Cię na drugi brzeg ulicy. Zanim tu wejdziesz już Cię coś przyciąga - to pewnie ta głośna, nęcąca muzyka. Jesteś świadom, że w tym miejscu można zaprzedać duszę diabłu? Zrzucisz tu nie jedną cnotę życiową w pogoni za zatraceniem się w trwaniu wieczora. Wykwalifikowani pracownicy dbają o to, by poziom zapewnianej rozrywki był wprost nieosiągalnie genialny. Tańczą tu najlepsze tancerki wyginające swe gorące ciała, grają tu mężczyźni, których portfele są zdecydowanie grubsze niż w istocie by wyglądały. To tu pada hazard... Mówisz, że tylko raz, a wracasz jeszcze i jeszcze, jakbyś przeżywał dzień świstaka. Barmani natomiast przygotowują najlepsze drinki, które Twoje podniebienie zwyczajnie kocha. Grywają tu też najlepsi DJ w ofercie specjalnej, która co jakiś czas bucha czymś czego pozornie byś się nie spodziewał. Chcesz poczuć magię tego miejsca? Nie ma problemu. Pamiętaj jednak, że wejście do klubu kosztuje 10 G.
Baw się dobrze.
Kilka zasad:
Spoiler:
1. Klubu nie można wykupić. Ma on już swoich właścicieli i nie poszukuje się nawet wspólników. 2. Wejście kosztuje 10 G na jedną osobę. 3. Wynajęcie lokalu na własną imprezę kosztuje 100 G (jedna z sal wtedy jest udostępniona. W innych odbywają się inne imprezy, lecz wtedy oprócz Ciebie i gości nikt nie może tu prowadzić wątków.) 4. Ludzie poniżej 17 roku życia są wyrzucani z klubu automatycznie. MG po prostu edytuje wasz post dodając zt.
Nawet nie zwróciła uwagi na @Calum O. L. Dear, który coś tam do niej powiedział; po prostu wpatrywała się w Lysa jak w obrazek. W tej chwili wydawał się być dla niej ósmym cudem świata i była gotowa napisać o nim wiersz. Serio. Poetka z niej żadna, ale w tym momencie to nie było ważne, bo potrzeba uwiecznienia jej (chwilowej) kreatywności na kartce była zbyt mocna. Już chciała pytać swojego towarzysza, czy ma może przy sobie kawałek pergaminu i coś do pisania, gdy ten pociągnął ją w stronę starszego Gryfona. Czuła się jak karzełek, kiedy tak szła obok Quinna - różnica wzrostu między nimi była duża, ale Isia pocieszała się, że zawsze mogła być większa. W gruncie rzeczy te 30 centymetrów było jeszcze do przeżycia, no i ratowały ją botki na obcasie. - Czekaj, co? - spytała zaskoczona, co można było idealnie zobaczyć na jej twarzy. Dziwne uczucie, które czuła przed chwilą do Lysandra znikło tak nagle, jak się pojawiło i teraz dziewczyna wpatrywała się w Quinna nierozumiejącym wzrokiem. Po jakiemu on do niej mówił? A co najważniejsze - co on do niej w ogóle mówił? - Może wrócisz do angielskiego, tak żebyśmy się mogli zrozumieć? - w jej głosie można było wyczuć irytację. Nie miała jednak dużo czasu na roztrząsanie tej sprawy, przynajmniej na razie, bo w ich stronę kierował się solenizant z dziewczyną. - Wszystkiego najlepszego. - uśmiechnęła się, gdy przyszła kolej na jej życzenia. Z tych składanych przez Quinna oczywiście nic nie zrozumiała i teraz zastanawiała się już tak na serio, czy on sobie zamierza z niej żartować przez całą imprezę, czy może mu się to znudzi i przestanie. Osobiście wolała raczej drugą wersję i liczyła, że to właśnie ona okaże się być tą prawdziwą.
Ten eliksir to był okropnie durny pomysł - @Quinn Uriel Eaton był zajebiście zabawny, gdy mówił po polsku, ale to powoli zaczynało być problematyczne. Mimo to ze śmiechem przyjąłem życzenia zarówno od niego, jak i od @Isilia Smith z radością i zachwytem przyjmując podarowane przez nich przedmioty. - Pięknie wyglądacie - powiedziałem z uśmiechem licząc, iż fakt, że Quinn mówił tylko po polsku nie upośledził zupełnie jego systemu rozumienia. Następnie przedstawiłem im @Padme A. Naberrie, po czym zdecydowałem się ułatwić im sprawę kierując Quinna do kogoś kto w razie gdyby mnie nie było w pobliżu porozumie go z Isilią - Przemek siedzi przy barze z Tildą, on mówi i po polsku, i po angielsku, możesz też iść do Kryst... - tutaj nagle przerwałem dostrzegając oszołomiony, że Krycha tańczy w namiętnym uścisku z @Calum O. L. Dear. Myślałem, że padnę! Doskonale znałem Kryśkę i wiedziałem, że to małe kurwiszcze na sto procent dolało Calumowi czegoś do drinka - przecież on w życiu sam z siebie nie podszedłby do takiej laski. - To będzie dziwny wieczór - powiedziałem do Padme dając jej całusa w policzek, po czym pociągnąłem nas w stronę @Bastian K. Lenz. Po przedstawieniu najlepszemu kumplowi mojej uroczej towarzyszki zapytałem: - Stary, myślisz, że to już pora na tort? Chyba nikt więcej nie przyjdzie.
Kłamstwem byłoby powiedzenie, że Krystyna nie lubiła chłopców - żadną cnotką niewydymką nie była, ale mężczyzn traktowała raczej jako towarzyszy życiowych wygłupów, a nie obiekty seksualne. Tym razem było jednak zgoła inaczej - @Calum O. L. Dear wpadł jej w oko niemal od razu, a niezwykle smakowity drink przyrządzony przez @Leonardo O. Vin-Eurico sprawił, że Krystyna zupełnie zwariowała na jego punkcie i jedyne na co miała ochotę to zabranie stąd tego różowowłosego samca alfa i udanie się z nim w ustronne miejsce. I tak oto, Krystyna i Calum spleceni w namiętnym uścisku zaczęli odwalać coś co miało symulować taniec, a de facto bardziej przypominało bezmyślne ocieranie się o siebie. - Wyglądasz jeszcze lepiej niż przed chwilą - szepnęła mu do ucha patrząc jak jego różowe pasma przemieniają się w turkus - najpewniej w stanie trzeźwości by się z niego śmiała, ale chwilo rządziło nią dzikie pożądanie. Delikatnie przeczesała jego włosy dłonią, a przy okazji niby przypadkiem pocałowała linię jego szczęki zupełnie zapominając, że to urodziny Lysandra i powinna się dobrze bawić bez zmacywania jego kumpli.
Bastian, mimo swojego początkowego entuzjazmu, musiał przyznać, że chyba nie do końca czuł się pewnie na spędach nieznajomych osób, które najpierw mówiły w średnio zrozumiałym dla niego języku, żeby chwilę potem zrobić z klubu Luna wieżę Babel. I to musiało wyglądać doprawdy komicznie. Młody Szwajcar nie zdążył nawet odejść od Lysa (oczywiście z zaparkowanym obok tortem) na dwa kroki, kiedy przyjaciela zalała lawina osób, w tym dziewczyna, która siedziała z nim ostatnio na trans i ten krukoński królewicz Calum. -Te, frajerze, mój ojciec jest cukiernikiem, a nie szklarzem, może byś się chociaż przywitał? - rzucił za @Calum O. L. Dear, wychylając się zza gigantycznego tortu z pełną pretensji miną, jakoby jedna trzecia Calystiana uznała go nagle za szybę. I oczywiście nie wpadł na to, że Calum mógł go zwyczajnie nie zauważyć za górą czekoladowej masy. Jego głos musiał chyba zginąć w niosącej się po klubie melodii, bo dosłownie chwilę potem przyjaciel obcałowywał jakąś księżniczkę, kiedy prawie w tym samym czasie Lys ucinał sobie pogawędkę z ciemnowłosą, długonogą dziewczyną. Nie no spoko panowie, to Bas sobie tak postoi w bardzo odpowiedzialnej funkcji trzymania urodzinowego tortu Lysa, który zresztą żadnego trzymacza nie potrzebował. No to tylko sobie postoi. Wiodąc wzrokiem po zebranych zauważył, prócz mówiących językami także dziewczynę z różowymi włosami i ostro wymieniających między sobą słowa dopiero co poznaną Gryfonkę (@Harriette Wykeham) z jakimś totalnym randomem. O wielki bożku wszystkich czekolad, spraw, żeby ktokolwiek w tym chaosie zaczął mówić chociaż co drugie zdanie po niemiecku! Z letargu obudziło go dopiero pytanie Lysa. -No pronto - odpowiedział przyjacielowi krótkim potwierdzeniem i mając totalnie gdzieś, czy cała reszta właśnie uskutecznia randki czy zemsty życia, poprawia makijaż, czy sika za kolorową ścianą, zamaszystym ruchem wyjechał w sam środek klubu czekoladowym boiskiem Quiddicha. -Szanowny Panie Lysandrze - nie- umiem - tego - wymówić - a drugiego nazwiska tym bardziej- czyń honory - wskazał na słodką masę przed sobą - talerzyki pod spodem. Jadalne, żeby komuś nie przyszło do głowy poczęstować szkłem czyjąś głowę - puścił oczko do Harriette, uśmiechając się szeroko.
Nie musiał nawet kiwać głową, aby potwierdzić jej słowa. Sama wszystkiego się domyśliła, brawo! Nie będzie jej tutaj przecież trzymał siłą, choć szczerze mógł powiedzieć, że szybko po jej ulotnieniu, sam by wyszedł. Nie dlatego, że źle się bawił. To nie był kompletnie jego klimat. Nie o takim spędzeniu urodzin marzył, choć zapewne dla Lennoxa, najlepiej by było jakby żadnego świętowania nie było. Jednak to impreza Lysa! Nie śmiałby narzekać. Spokojnie, to tylko pozory. Lennox to kawał kutasa i chama. Jednak humorek mu dzisiaj troszkę nie dopisał, a raczej po ostatnich pół godziny, dlatego może być dzisiaj bardziej znośny.-To nazwisko mojego ojca.-Powiedział spokojnie, chcąc wyprostować jej wątpliwości. Nie musiał. Nie zwrócił nawet uwagi na jej gest, który sugerować mógł iż nie musi się z nią dzielić tymi informacjami. Owszem, nie znosił nawiązywać do swojej rodziny. Jednak znajdują się w pomieszczeniu, w którym była ich aż czwórka. To już niezły komplet. Oparł policzek na otwartej dłoni i przez moment przyglądał się dziewczynie, analizując zmiany jakie zachodziły. Panna Colquhoun ma słabą głowę? Trzeba to gdzieś zanotować, to informacji, które nie mają większego znaczenia. -Jeżeli coś jest nieważne, nie wychylaj się ze swoimi wątpliwościami. Możesz uzyskasz odpowiedź, której niekoniecznie chciałabyś posłuchać.-Powiedział spokojnie. Jak chyba wcześniej wspomniał, historia nie była warta uwagi. I był rad, że nawet do niej nie nawiązała, chcąc poznać większe szczegóły. Byłoby to wysoce dla niego męczące. -Myślę, że gdybyś po prostu nie chciała tutaj być. Nie siedziałabyś tutaj dłużej. Nie wyglądasz na kogoś, kto zmusza się do robienia czegokolwiek. Ale to tylko moje głupie spostrzeżenia.-Uniósł dłoń, jakby w geście obronnym. Tak, zaprosił ją i nie wiedział jeszcze, czy powinien tego żałować. Tą informacją oczywiście się z nią nie podzieli. Nie widywało się go z ludźmi ze swojego domu, rzadko kiedy wychodzi publicznie. A z kimś? Mógł to być bardzo głupi pomysł, choć on mógł uważać to za niezłą zabawę. Powiódł wzrokiem na spojrzeniem swojej towarzyszki. Nie mógł powstrzymać cienia uśmiechu, który rzucił się na jego usta. Gdyby nie to, że przez pewien okres wychowywał się z tą dwójkę, sam byłby nieźle wpatrzony w ten obrazek. Jednak ciągłe przebywanie w ich towarzystwie potrafiło uodpornić na urok, który roztaczał się wokół ich osób. A przynajmniej on tak uważał, w końcu nie było tak, że ich krew była w pełni złożona z genu wili. -Ja Cię znam.-Powiedział krótko, jednak rzeczowo. I kryć się za tymi słowami mogło dosłownie wszystko. Lub kompletnie nic. Wyrzucił zużytą chusteczkę. Gdyby zadała mu pytanie, a on odpowiedziałby jej szczerze... Zapewne wciąż nie rozumiałaby jego zachowania, mógł spokojnie stwierdzić, że rozumiałaby mniej niż do tej pory. Dobrze więc, że odpuściła sobie ten temat. Może przygotował się do tego spotkania. Przypomniał sobie rozmowę, która w jakimś stopniu musiała go zaciekawić iż postanowił utkwić ją w pamięci. I tak o to, chętnie odpowiedział na wszystko, o co dotychczas go zapytała. Ciekawe. Nie odpowiedział kiedy nawiązała do niecnych planów. Owszem, z jego strony mogłoby tak zabrzmieć, jednak nie to chciał jej przekazać. Uśmiechnął się pod nosem i kiedy odwróciła od niego wzrok, jakby widok jego twarzy był tak odrażający... Nachylił się nad nią.-Wiesz doskonale o co mi chodziło. I ty i ja wiemy, jaka jest prawda.-Jego głos był cichy, jednak wiedział, że mogła zrozumieć każde słowo przez niego wypowiedziane. Powrócił na swoje poprzednie miejsce, tak, jakby nic się nie wydarzyło. W jednej dłoni wciąż obracał naczynie, które wypełnione było do połowy napojem. Ponownie zmieniło kolor. Powrócił do obserwowania otoczenia, chcąc wyłapać szczegóły, które mogłyby go zainteresować. Ponownie zatrzymał się na swojej siostrze. Jej przyjaciółka wcale go nie przekonała, w tym wszystkim chodziło o coś zupełnie innego. Jednak wyciąganie jej z błędu nic mu tu nie wniosła. Nie miał w tym żadnego interesu. Między jego brwiami pojawiła się wąska kreska. Odwrócił się w kierunku Mall i utkwił w niej swoje spojrzenie. Po chwili jednak się zaśmiał, krótko i cicho. Ale krzywda została wyrządzona.-W tym momencie? Tak. To chyba była Twoja najdłuższa wypowiedź jaką skierowałam w moim kierunku, a już w połowie przestałem Cię słuchać. -Przekrzywił lekko głowę w bok, przysłaniając sobie widok kilkoma niesfornymi pasmami włosów.-Wydaję mi się, w jakim temacie obracają się te pytania.-Dodał, wzruszając lekko ramionami.
W tamtej chwili w głowie za bardzo szumiało mi pożądanie, bym w ogóle myślał o tym, że drinki mogły zawierać dodatek afrodisii (a gdybym był wystarczająco trzeźwy, z pewnością wydymiłbym do Vin-Eurico, bo to nie był pierwszy raz, kiedy ten osiłek szprycował mnie jakimiś eliksirami na miłość. To nawet urocze, że tak bardzo troszczył się o moje życie uczuciowe, a tym razem postanowił zadbać również o to łóżkowe...). Błądziłem wzrokiem po twarzy oraz sylwetce Krystyny, skupiając się na coraz to innych atrybutach jej fizyczności, rękami wodząc w ślad za spojrzeniem. Przestałem kontrolować nawet to, gdzie lądowały moje dłonie podczas naszego "tańca godowego", wobec tego z góry przepraszam każdego przypadkowego obserwatora tego jakże rzadkiego widowiska. Zatopiłem palce w jej gęstych blond włosach, nieświadomie odchylając jej głowę w tył. - Tak? - Pomruk, który z siebie wydałem w tamtej chwili w stanie upojenia wydawał mi się seksowny, lecz gdybym usłyszał go w każdy inny dzień, zapadłbym się pod ziemię ze wstydu. Wtedy jednak wydawało mi się, że jestem panem tego świata, a przede wszystkim panem tej kobiety, która ewidentnie miała ochotę na coś więcej niż tylko macanki w klubie. Nawet się nie spostrzegła, a zaatakowałem ją swoimi ustami, wpijając się w jej wargi.
Nie miała zamiaru dalej ciągnąć tematu jego rodziny, chociaż nie może zaprzeczyć, że chętnie dowiedziałaby się czegoś więcej. Patrzyła na niego uważnie, chcąc wyczytać cokolwiek z jego twarzy, mimo, że ta zdawała się nie okazywać żadnych większych emocji i tylko lekko skinęła głową, gdy chłopak odpowiedział na jej wcześniejszą uwagę. Miała wielką ochotę trochę po pociągnąć za język, ale wiedząc w jakim stanie się teraz znajduje, zrezygnowała z tego pomysłu równie szybko jak na niego wpadła. Przez moment patrzyła się przed siebie i myślami błądziła gdzieś przy swojej rodzinie. Co jak co, ale nigdy nie mogła na nich narzekać. Z pewnością nie byli rodziną na medal, wielokrotnie zdarzały się kłótnie między rodzeństwem czy rodzicami, ale koniec końców zawsze mogli na siebie liczyć. I taka sytuacja bardzo jej pasowała. Spojrzała się na niego ze zmarszczonym czołem, słysząc życiową radę kierowaną w jej stronę i już chciała powiedzieć, że to wcale nie było nieważne, bo ona naprawdę chciała wiedzieć, lecz w ostatniej chwili zrezygnowała i zamówiła kolejnego drinka. Może kiedyś się go o to zapyta. -Więc uznajmy, że chce tu być. -Odparła krótko, po chwili zastanowienia i bawiąc się pełną jeszcze szklanką, znów spojrzała na pozostałych gości. Dziękowała w duchu, że szalona Gryffonka gdzieś się ulotniła i z głębokimi nadziejami, iż tej nocy już jej nie zobaczy, wypiła parę łyków napoju. Skrzywiła się lekko, bo o ile poprzednie drinki były raczej słabe, tak ten wydawał się jej o wiele mocniejszy. Odstawiła trunek na bok i zmieniła pozycję, tym razem siadając przodem, a nie bokiem do Ślizgona i z dziwnym uśmiechem zaczęła mu się przyglądać, może trochę za długo zawieszając na nim swoje ciekawskie spojrzenie. Zbyt krótka przerwa w piciu, która miała miejsce mniej więcej dziesięć minut temu, sprawiła, że dziewczyna zdążyła poczuć działanie alkoholu i całkiem możliwe jest to, że następnego dnia będzie chciała zapaść się pod ziemie, ale przecież teraz trzeba żyć chwilą, prawda? -Masz rację. Jestem zaintrygowana, jesteś...dziwny. -Znów zaczęła bawić stojącym na blacie naczyniem i uśmiechnęła się pod nosem słysząc słowa chłopaka, sugerujące, że hej! Jednak ktoś ją zna w tym całym, chyba głownie czerwonym towarzystwie. Swoją drogą czuła się tu trochę jak intruz, ale odpowiedz chłopaka jakoś dziwnie podniosła ją na duchu. Poczuła nieprzyjemne dreszcze, gdy się nad nią nachylił. Wzdrygnęła się na jego słowa i momentalnie się od niego odsunęła. Głos Ślizgona wydawał się jej w tamtej chwili tak nieprzyjemny, że zdążyła posłać mu tylko krzywe spojrzenie, sugerujące, że ani trochę nie spodobała jej się jego uwaga i cicho prychnęła. -Zmieniam zdanie. Wcale nie jestem zaintrygowana, co nie zmienia faktu, że jesteś dziwny, ale wcale nie chcę Cię poznać. I nie, nie chce...nie chciałam dostać ich i zniknąć. Tych no...informacji. Poza tym wcale mnie nie znasz. -Rzuciła, stwierdzając po chwili, że jej wypowiedź nie miała większego sensu, po czym chwyciła za drinka i wypiła całą pozostałą zawartość. Ukradkiem spojrzała na dłoń Noxa, w której od dłuższego czasu trzymał to samo naczynie i odstawiając swoją pustą szklankę rzuciła w jego stronę krótkie jesteś słaby. Nie żeby były to jakieś zawody w piciu, ale czuła się trochę dziwnie. -Nie możesz zrozumieć, że może ktoś chciałby Cię poznać? Merlinie, dlaczego wszystkich wrzucasz do jednego worka... -Mruknęła po nosem, głowę chowając pomiędzy położonymi na blacie rękami i sama nie wiedząc, czy słowa, które przed chwilą wyszły z jej ust powinny zostać w jej głowie, czy być skierowane w stronę jej rozmówcy. Jednak w tej chwili niewiele ją to obchodziło. Uniosła po chwili lekko głowę, kierując wzrok w stronę Ślizgona i ciężko westchnęła. -Zjadłabym coś. -Wypaliła nagle i zaczęła rozglądać się po sali, w celu zlokalizowania czegoś do jedzenia. Nie miała wielkich nadziei, w końcu ludzie zazwyczaj chodzą do klubu, żeby pić i tańczyć, ale cóż...nadzieja umiera ostatnia. Czy jakoś tak.
To była jej jedyna okazja aby uzyskać od niego szczerej odpowiedzi. Chyba nie sądziła, że ich umowa nic dla niego nie znaczy, prawda? Powiedział jej wtedy i dzisiaj, a pomimo jego aktualnej niemożności mówienia w tym samym języku, wiedział, że go doskonale rozumiała. Jeżeli już coś obiecywał, dotrzymywał słowa... Nieważne, jak bardzo uciążliwe mogłoby to dla niego być. Chyba omawianie tematu rodzinki nie jest najlepszym pomysłem, nie w takim miejscu jak to oraz z kilkoma jej członkami za plecami. Choć to nie im miał kilka rzeczy do zarzucenia, w końcu to chyba z rodzeństwem mu się najlepiej układało. Cóż, przynajmniej z jego pewną częścią i to do czasu. Nieważne. Zmarszczył lekko brwi... Czemu każdy mówi o życiowych radach rzucanych przez Lennoxa? On jedynie mówił to, co uważał za prawdziwe. Nie dzielił się tym, aby prawić lekcje czy morały. Bo po co? Nie musiała więc zbytnio przejmować się tym, co do niej mówił... Uśmiechnął się szeroko i lekko klasnął w dłonie, dosyć dziwny i niecodzienny widok jak na niego. Jednak tę jedną kwestię mieli z głowy i był bardzo rad z takiego obrotu spraw. Przyglądał się jak zamawiana kolejnego drinka, kiedy on sam jeszcze kończył swojego poprzedniego. Przez głowę przeszła mu myśl, czy nie jest to za szybkie tempo... Oczywiście dla niej. Ostatnie czego by teraz chciał to Mall biegającej po sali... W końcu to on z nią tutaj przeszedł, w jakiś dziwny i niepojęty dla niego sposób reprezentowała jego osobę. Z drugiej strony, czy kiedykolwiek miał opinię innych na uwadze? Przekrzywił lekko głowę i utkwił w niej swoje spojrzenie. Trochę podejrzliwe, szczególnie kiedy dostrzegł jej lekko rozmarzone spojrzenie i rozchylone wargi. Chyba nawet nie zdawała sobie z tego sprawy, ale naprawdę się w niego wgapiała. Jakby chciała doszukać się czegoś, czego nie widać gołym okiem. Cóż, powodzenia siostro! -Odkrycie roku. Wyczytałaś to z mojej twarzy?-Spytał i oparł się bokiem o blat, również kierując się przodem do dziewczyny. Choć czy nie zawsze w takiej pozycji właśnie siedział? Czy go zaskoczyła? Cóż, wiedział co dokładnie przemawiało przez jej usta. Zastanawiał się tylko, czy reszta, która stamtąd wyjdzie będzie mu odpowiadała. Westchnął pocierając policzek, który już trochę ścierpł kiedy tak się o niego opierał z jakieś piętnaście minut. Byłoby okrutne gdyby zostawił ją w towarzystwie, które w ogóle nie znała, prawda? Byłby najgorszą szują... Dlatego najlepiej wziąć ją ze sobą kiedy postanowi się z nią ulotnić. A przy takim obrocie spraw, to było raczej pewne, że nie powinien jej zostawiać. I chyba o to chodziło. Aby być nieprzyjemnym. Miał to wkodowane w swoje geny, cóż, natury nie zmienisz. Albo to jedynie jej wyobrażenie, jej spojrzenie na jego osobę dało jej mocniejsze uczucie tych negatywnych emocji. Uniósł wysoko brwi słysząc jej wypowiedź, która powoli zaczynała tracić sens oraz składnię. Byłoby to zabawne, naprawdę. -Jestem dziwny, to już ustalone. Ale zdecyduj się... Chcesz tu być, nie chcesz. Cieszysz się kiedy mówię, że Cię znam, a potem odskakujesz jak oparzona. I znowu nie chcesz mnie znać... Kobiety są bardziej skomplikowane, niżeli mi się wydawało.-Trochę kpił. Może chciał zobaczyć, do jakiego stanu mogła się dzisiaj posunąć. Nie powinien. To było bardzo, bardzo złe Lennox. Jebać. Zacisnął lekko dłonie, w sumie to nie wiedział z jakiego powodu. Zrobił to instynktownie. Powoli zszedł ze stołka i wsunął dłonie do kieszeni spodni. -Ktoś? Masz na myśli siebie?-Uniósł lekko brwi, a z tonu jego głosu można było wyczuć niedowierzanie, a może bardziej sarkazm... -Nie ruszaj się. Zaraz coś Ci przyniosę... I Mall. Nie każ mi za sobą biegać.-Dodał na odchodne. Pokręcił lekko głową i najpierw skierował się do łazienki, aby tam przemyć ranę i ponownie ją wytrzeć. Nawet nie spojrzał na swoją twarz w lustrze, wiedząc doskonale co takiego może tam zostać. Bardzo niepożądany widok. Po chwili wyszedł z pomieszczenia, aby udać się w poszukiwaniu pączków. Wiedział, że gdzieś tutaj były...
Doskonale wiedziała, że ich "umowa" nadal trwa, jednak nie przyszła tu robić wywiadu środowiskowego. Jeżeli będzie BARDZO chciała, to i tak znajdzie sposób, żeby dowiedzieć się tego i owego- mimo wszystko nie jest taka głupia. Oraz tak zdesperowana, żeby zalewać pytaniami Lennoxa, z którym dopiero co znalazła jakiś tam wspólny język...Swoją drogą, cieszyła się z takiego obrotu spraw. Ostatnio w domu zielonych miała chyba więcej wrogów niż znajomych i za bardzo nie wiedziała czym jest to spowodowane. Pewnie po prostu za bardzo irytowali ją "typowi Ślizgoni", a ona z całą pewnością nie jest osobą, która marnowałaby cenny czas na takie osoby. Popatrzyła się na niego dziwnie, gdy klasnął w dłonie i głośno się zaśmiał. Ten obraz tak bardzo do niego nie pasował, że przez chwilę zastanawiała się czy oby nikt nie dosypał mu czegoś do drinka, którego tak strasznie męczył. Uniosła lekko brwi, spojrzała na zapełnioną do połowy szklankę i posłała mu pytające spojrzenie, chcąc dowiedzieć się z czego tak się ucieszył. To nie było tak, że się w niego wgapiała! Po prostu patrzyła się trochę dłużej, niż powinna, ale czy było w tym coś złego? W tej chwili uważała, że jest to całkowicie normalne i nie przejmowała się podejrzliwym spojrzeniem chłopaka. Wzruszyła ramionami, wciąż się na niego patrząc, zupełnie jakby chciała mu dać do zrozumienia, że wszystko jest w jak najlepszym porządku. -Lepiej. Wyczytałam to z twoich oczu. Masz oczy dziwnej osoby. Ale w dobrym tego słowa znaczeniu. A może złym... -Czuła, że powoli zaczyna gadać głupoty, miała jednak nadzieje, że chłopak nie będzie miał jej tego za złe. W końcu nie był z nią w żaden sposób związany, mógł sobie iść w każdej chwili i zostawić ją na pastwę ludzi, których nie zna. Jednak miała szczere nadzieje, że tak nie postąpi. Właśnie o to mu chodziło? Jego życiowy cel to być nieprzyjemnym? Czy naprawdę nie chciał, żeby ludzie widzieli go w nieco innym świetle? Jego wiecznie poobijana twarz z całą pewnością nie zachęcała do bliższego poznania Noxa i dziewczyna była niemal pewna, że wielu ludzi zrezygnowało z jakichkolwiek relacji z chłopakiem z tego właśnie powodu. Jednak Mallory zaintrygowało przede wszystkim to, że pod tą maską, którą zakładał, krył się człowiek, z którym rzeczywiście dało się porozmawiać. Przynajmniej ona miała takie wrażenie. Być może błędne. -Wkurzasz mnie. Ale lubię z tobą spędzać czas.... -Ucięła, uważnie mu się przyglądając i mrużąc lekko oczy, analizowała w głowie słowa chłopaka. Nie potrafiła go rozgryźć, a lekkie zawroty teraz jej tego z pewnością nie ułatwiały. Słysząc kpiący ton Ślizgona, momentalnie zacisnęła szczękę, a jej usta zamieniły się w prostą kreskę. Bawił się nią. Tak jak bawił się prawdopodobnie każdym innym. -Może dla Ciebie ZBYT skomplikowane. -Dokończyła i rzuciła mu ostre spojrzenie. Zirytował ją, a działanie alkoholu dodatkowo wzmocniło to uczucie. I co teraz, Nox? -Może. -Odpowiedziała krótko, nie chcąc dawać wprost do zrozumienia, że owszem, miała na myśli siebie. Chociaż wiedziała, że to i tak więcej niż pewne. Ehh... Spojrzała na Ślizgona, zaskoczona jego słowami. Nie wiedziała w którym momencie z chama zamienił się w opiekuna, ale w zasadzie w żadnym stopniu jej to nie przeszkadzało. Machnęła ręką, dając mu do zrozumienia, że jeszcze przez długi czas nie ma zamiaru wstawać z tego miejsca, po czym przypadkowo przewróciła szklankę chłopaka. -Cholera.- Momentalnie odwróciła się w kierunku w którym poszedł, chcąc zobaczyć czy zauważył i kiedy stwierdziła, że zniknął z jej pola widzenia, sięgnęła za bar po paręnaście chusteczek. Szybkim ruchem zaczęła wycierać trunek z blatu, jednocześnie zamawiając następny- taki sam, który przed chwilą wylała. Posłała chłopakowi szeroki uśmiech, gdy ten po chwili przyniósł jej jakieś okrągłe, dziwne coś i udawała, że się na niego nie patrzy, gdy ten sięgał po napój. -Co to? -Uniosła brwi, wpatrując się w leżący przed nią wyrób, po czym sięgnęła po jeden z nich.
Gdyby Krysia był trzeźwa za pewne umarłaby ze śmiechu słuchając pseudo seksownego tonu Caluma. Była jednak tak zamroczona eliksirem, że wydawało jej się iż tańczący z nią (czy też raczej ocierający się z nią) błękitnowłosy chłopak jest pieprzonym bogiem seksu. Dzięki Merlinowi, że była na tyle otwartą osobą, że nawet gdyby nagle wytrzeźwiała to i tak raczej nie spłonęłaby ze wstydu, tylko uznałaby swojego partnera za całkiem sympatycznego chłopaka i korzystając z okazji, mimo wszystko starałaby się namówić go na szaloną podróż w głąb jej bielizny. Można być pewnym, że młody Dear nie był mistrzem całowania, bo nie miał w tej materii zbyt wiele doświadczenia – mimo wszystko w tym momencie młody mężczyzna wydawał się dziewczynie prawdziwym Don Juanem, więc zatonęła w jego ramionach bezpardonowo wpychając w jego usta swój jakże sprawny język. Po chwili lekko niesmacznego dla widzów, ale niewątpliwie przyjemnego dla tej parki zbliżenia dziewczyna delikatnie odsunęła się od ust Caluma, by nachylić się na jego uchem. - To co, po kawałku tortu i znikamy? – zapytała ze zniewalającą i lekko bezczelną szczerością.
Zaskakujące, prawda? Jak bardzo można pomylić się w ocenie ludzi. I to niby on wrzucał wszystkich do jednego worka? Nie chciał dać się poznać? Nikt niezbyt szczególnie stara się go poznać, dlatego też nigdy się nie narzuca. Owszem, jego pokiereszowana twarz nie jest zbyt przyjemnym widokiem, czy też zachęcającym. Ale dlaczego ma się zmieniać, tylko dlatego, że innym to nie pasuje? Był jaki był... Nie to nie. Proste, prawda? Wzruszył ramionami, lekceważąc jej zdziwione spojrzenie. Nie pił zbyt często, w jego dłoni częściej zauważysz papierosa niż kieliszek. Jednak głowę miał całkiem mocną, winił za to geny bądź zwyczajnie twardą głowę, która przy tylu uderzeniach zdążyła się przyzwyczaić. Jasne, jasne, po prostu nie mogła odwrócić wzroku od jego ślicznych czarnych ocząt. Nie jedna się na to złapała(oczywiście bujda na kółkach, ale skąd ona może o tym wiedzieć). - Aż tak długo się w nie wpatrywałaś?-Uniósł lekko brwi, kierując na nią swoje rozbawione spojrzenie.-Powiedz mi coś czego nie wiem. Co mogłaś z nich wyczytać... W dobrym czy złym sensie.-Dodał kpiąco. I złapał się na tym, że naprawdę chciał tego posłuchać, nieważne, że całkowicie ją podpuszczał... Wiedząc, że już procenty zaczynały na nią działać. Był okropny. Dostarczała mu dzisiaj rozrywki, a przynajmniej z takim zamiarem zaprosił ją na imprezę. I najwidoczniej się nie pomylił, a jego wybór był całkiem słuszny. A to, czy wykorzysta to później czy nie... To już jego prywatny interes. Ludzie zawsze widzą to, co chcą widzieć. Niby dlaczego miał to zmieniać? Kwestionować ich zdanie? Jakim miałby w tym interes. Posiadał sobie najbliższe osoby i tyle mu wystarczyło. Jak mówił wcześniej, nic na siłę. Nie zmuszał ludzi do integracji z jego osobą. Nie szukał przyjaciół, wiedząc, jak prawdopodobnie by się to skończyło. Ludzi to przerasta. On czasem przerastał sam siebie. -Czy to wyznanie? Nie byłem na to gotowy.-Powiedział, teatralnie dotykając dłonią piersi. Humor mu dopisywał lub zwyczajnie chciał ukryć to, co wiązało się z jej słowami. Była już troszkę pijana... Czy ludzie naprawdę mówili prawdę w takich momentach? Zastanawiające. Udało jej się go zdziwić... Gratuluję. Tak, oczywiście... Nie miał nic lepszego do roboty, jak zabawy innymi(nuda!!). Naprawdę go nie znała, nawet nie była blisko jego klasyfikacji. Niech więc nie będzie taka pewna siebie. Bo jedno czego może być pewna, że łatwo wytrącić go z równowagi, co nie szczególnie mu przeszkadza.-Może. Nie wiem. Trzymam się od was z daleka...-Mruknął spokojnie. W kwestii kobiet różnił się diametralnie od swojego brata, a tym bardziej ojca... Co ostatnie było chyba powodem do dumy. Nie był ckliwy ani opiekuńczy. Znaczy... Był... Kiedyś. Nieważne. Kiedy wrócił, zwrócił uwagę na szklankę, która była pełna. A dałby sobie głowę uciąć, że przynajmniej połowa została opróżniona. Jednak nie pytał. Podsunął jej tylko pączki, z takim dziwnym uśmieszkiem pod nosem. Troszkę szaleńczym i rozmarzonym.-Pyszności. Dawaj. Nie ufasz mi?-Jego wzrok jasno dał jej do rozumienia, aby mu nie odpowiadała. Sam wgryzł się w swojego, popijając przy okazji drinka. Kiedy po niecałej minucie pączek zniknął, zjadł resztki lukru z palców. Kultura? Nieee, nie słyszał o tym.
Prychnęła na jego słowa, jednocześnie uświadamiając sobie, że może rzeczywiście wpatrywała się w niego zbyt długo. Westchnęła ciężko, obiecując sobie w duchu poprawę i odwróciła wzrok, skupiając się na podsuniętym pod nos talerzu. Próbowała rozgryźć co jej przyniósł, ale cóż...nie miała zielonego pojęcia co to może być. -Nie aż tak długo, żebym wiedziała rzeczy, których sam o sobie nie wiesz...Przykro mi, nie dziś. I pewnie nie kiedykolwiek. -Rzuciła po chwili, zastanawiając się nad intencjami siedzącego obok chłopaka. Sama nie wie czy ma się cieszyć, czy żałować decyzji o odezwaniu się w Pokoju Wielu Myśli. W zasadzie sama nie wie czemu to zrobiła, być może wtedy to ona miała ochotę na rozrywkę, a być może...no właśnie, co? Chyba miała ochotę powoli się zbierać. Oparła brodę o zaciśnięte pięści i zamknęła oczy, czując lekki ból głowy. Jak dobrze, że w dormitorium miała schowany jeden z wynalazków mamy, która wcisnęła go Mallory, gdy ta wyjeżdżała do Hogwartu i który według dziewczyny jest najlepszym lekiem na kaca. W tym momencie błogosławiła rodzicielkę w myślach, dziękując jej za upierdliwość i dążenie do upragnionego celu za wszelką cenę. Chciałaby być taka jak ona. -Wyznanie? -Uniosła głowę i zerkając w jego stronę, prawie niezauważalnie wzruszyła ramionami. Niech to sobie interpretuje jak chce, nie będzie ani potwierdzała jego słów, ani zaprzeczała. Ona chyba sama do końca nie wiedziała co to miało być, dlatego postanowiła nic nie odpowiadać. Niech ma zagadkę, a co. Uniosła brwi, słysząc uwagę Ślizgona na temat kobiet. Dziwne, biorąc pod uwagę, że ma siostrę bliźniczkę i pewnie jeszcze sto innych dziewczyn w rodzinie. Patrzyła się na niego dziwnym wzrokiem, trochę jednak nieobecnym, jakby myślami była już gdzieś daleko stąd. Na przykład w łóżku. Była już trochę śpiąca, ale była również głodna, dlatego sięgnęła po jedno dziwne coś i ugryzła kawałek. Było pyszne. Jeszcze lepsze niż rogale, którymi ostatnio ją poczęstował. -To coś z kraju, z którego masz to nazwisko nie do wypowiedzenia? -Spytała prosto z mostu, kończąc jeść i żałując, że to dobro tak szybko się skończyło. Wytarła ręce w chusteczkę i zerknęła na Ślizgona. -Dzięki -Rzuciła po chwili i rozejrzała się po sali. Dość szybko stwierdziła, że goście są nieco drętwi. Zdecydowana większość tłoczyła się przy barze, zostawiając pusty parkiet i muzykę grającą gdzieś w tle. Najwyraźniej miała trochę inne wyobrażenie o Gryffonach. Westchnęła, wzrokiem powracając do Lennoxa, po czym oznajmiła, że idzie do łazienki, zupełnie jakby miało to go w jakikolwiek sposób interesować. Wstając z wysokiego, barowego krzesła, potknęła się i uderzyła niechcący chłopaka, po czym szybko się ulotniła, posyłając mu przepraszające spojrzenie. W tej chwili chciała, aby ich znajomość zakończyła się wraz z wejściem do Pokoju Wspólnego...
Zaśmiał się w odpowiedzi na jej reakcję. Nie przywykł do posiadania fanki, jednak może być całkiem ciekawie. Oczywiście, żarty żartami... Nie miał jej niczego za złe. W końcu, nie było czego. A chyba nie spędzą całego wieczoru na groźnych spojrzeniach i nieprzyjemnych tematach. Symbolem pokoju był pączek, którego przyniósł. W końcu dzielenie się jedzenie w jego mniemaniu to naprawdę coś! -Łamiesz mi serce! Myślałem, że masz ciekawego do powiedzenia. Może jakieś subtelne odgryzienie się... Ah.-Westchnął zrezygnowany, przy okazji lekko kręcąc głową, jakby naprawdę było mu z tego powodu przykro. A zapowiadała się tak dobrze! Zwalił to na zwykłą ciekawość. Chyba od tego zaczęła się ich rozmowa, prawda? Zapamiętał kluczowe pytania, jednak całego sensu rozmowy już niekoniecznie. Nie mogą na tym poprzestać? Zwykłej, ludzkiej ciekawości, która popchnęła ich do znalezienie się w tej sytuacji? Po co wszystko rozkładać na czynniki pierwsze. O nie. Już zamierzała zakończyć imprezę? Jak mogła! Liczył na całą noc tańców(ha ha dobre sobie) i hektolitry picia. Wyglądała na kogoś, kto dawno dobrze się nie bawił. A z racji tego, że był dobrym kolegą z domu, zamierzał jej tę rozrywkę zapewnić. -Tak. Mall... Czemu już się ze mną nie droczysz? Obraziłaś się?-Nie mogła się nudzić... Bo jak to tak. Rozejrzał się po pomieszczeniu. Tak, sam zdecydowanie powinien napić się więcej tego pysznego trunku, który stał teraz przed nim... Wypełniony. Chwycił naczynie i opróżnił zawartość naczynia. W dość zaskakującym tempie. Było słodkie, jak na jego gust, wręcz idealne. Tak, i co z tego? Miał siostry i były jedynymi kobietami, z którymi wytrzymywał. A może to one wytrzymywały z nim. Kto wie, kto w tym przypadku jest bardziej pokrzywdzony. Zapewne one. Nieważne. Tyle mu w zupełności wystarczyło. Poza tym, jak mawiał o kobietach, miał raczej na uwadze te nie należące do jego grona rodzinnego. -Polska. Tak.-Pokiwał lekko głową. Choć sam nigdy nie był w tym kraju, sporo na jego temat wiedział. Cóż, powinno się znać swoje korzenie... Nieważne, jak bardzo zawiłe mogą one być. Odwrócił się, aby przyjrzeć się swojej towarzyszce. Po chwili postanowiła się ulotnić, przy okazji oberwał od niej dosyć niezgrabnie. Przytrzymał ją i pozwolił udać się w kierunku łazienki. On sam postanowił zejść ze stołka. Ruszył w kierunku brata, aby się z nim pożegnać. To był dzwonek dla niego i Mall aby się stąd ulotnić. Po jakże czułym pożegnaniu, jakim było krótkie "cześć" i "było świetnie", ruszył do miejsca, gdzie zniknęła Mall. Zerknął na zegarek, uznając, że jest to wczesna pora. I z pewnością nie pójdzie do łóżka spać. Oj nie. Spojrzał na dziewczynę, która po chwili do niego dołączyła. -Chodź. Idziemy.-Powiedział z dziwnym uśmiechem na ustach. Nawet zaoferował jej swoje ramię jak na dżentelmena przystało. Po chwili ruszyli do wyjścia.
Zdmuchnąłem świeczki w akompaniamencie śpiewu moich przyjaciół, po czym z pomocą Basa rozdzieliłem tort między gości (chociaż szkoda mi było tak pięknego ciasta). Po spożyciu wróciliśmy do zabawy - alkohol lał się strumieniami, i bawiliśmy się naprawdę fenomenalnie. To były jedne z moich najlepszych urodzin i byłem bardzo wdzięczny losowi, że mam tak wspaniałych przyjaciół i rodzinę, dzięki którym mogłem tak spędzić czas. Impreza trwała całą noc, a ja pomiędzy salwami śmiechu z trudem powstrzymałem łzy wzruszenia. Gdy już było po wszystkich i każdy z gości poszedł do siebie, chwyciłem za rękę @Padme A. Naberrie i zupełnie bezsensownie podążyłem z nią do jej mieszkania w Hogsmeade, jakby zapominając, że do siebie mam sto razy bliżej. Ta niezapomniana noc miała się skończyć równie wspaniałym zwieńczeniem.
/zt, ale jeśli ktoś chce kończyć to spoczki loczki.
Słowa nie były w stanie oddać tego, co czułem w tamtej chwili, gdy ciało tej pięknej blondynki przylegało tak ściśle do mojego, gdy nasze języki splotły się w namiętnym tańcu. Myślałem sobie, że jestem jakimś pieprzonym bogiem seksu, skoro tak gorąca dziewczyna postanowiła się do mnie zbliżyć na taką odległość, a jako że to się nie zdarzało nigdy zbyt często oraz byłem naćpany jakimś świństwem, chciałem czerpać jak najwięcej z tego doświadczenia. Nie zwracałem uwagi na nikogo, liczyła się tylko Ona. Gdy wypowiedziała te słowa, te, których brzmienie chciałem usłyszeć już dawno temu, nie posiadałem się z podekscytowania. Jej osoba oddziaływała na mnie tak silnie, że na twarz wstąpił mi rumieniec - czułem ogromne uderzenia gorąca, w sumie nie tylko tam, a w całym ciele. Miałem ochotę zapytać, o jaki tort chodzi, bo w ogóle nie pokojarzyłem, że przecież przyszedłem na urodziny, ale zamiast tego z moich ust wypadło: - Ciebie zjem na deser. Ulotniliśmy się bardzo szybko, nie patrząc za siebie. Sypialnia Lysandra wydawała się najlepszym miejscem na to, co zaszło później.
Serdecznie przepraszam wszystkich, którzy to czytali. O pokrycie kosztów terapii proszę słać listy. A nie, sorry. Sowa mi zdechła. Peszek.
/zt
Blaithin 'Fire' A. Dear
Wiek : 25
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : chuda, opaska na twarzy, blizny, tatuaż, zapach damasceńskich róż
Czasami po prostu człowiek miewał potrzebę napicia się. Fire ostatnio nie mogła narzekać na nadmiar takich okazji. Dziewczynie przeszkadzał głównie brak czasu, a nie chciała wolnych momentów wykorzystywać na siedzenie w barach, żeby później iść wstawiona do pracy albo robić eliksir i pomylić jakiś składnik po pijaku. Tym razem udało jej się znaleźć perfekcyjny wieczór, upchnięty gdzieś między nauką zaklęć, a grą na skrzypcach. Piątek, zachód słońca i klub w którym pracował najlepszy barman pod słońcem, na którym się do tej pory nie zawiodła. Oczywiście, myślała o Leo i nie wątpiła, że drinki Gryfona szybko ją rozluźnią. Bo akurat tego Fire potrzebowała praktycznie zawsze... Wcisnęła się w ciemne spodnie, skórzaną kurtkę i niezawodne glany, zabierając bezdenną torebkę. W gruncie rzeczy nie wyglądała inaczej niż jak na co dzień, miała jedynie nieco mocniejszy makijaż i biżuterię w kształcie płomyków. Do klubu weszła z papierosem w ustach, odpalając go tą samą zapalniczką, którą dostała na święta. Zdążyła przyzwyczaić się do tego mugolskiego sposobu i nawet wolała go od używania Incendio. Po tym, jak raz jej różdżka buchnęła płomieniami prosto w twarz Szkotki, paląc kilka kosmyków, nieco się zraziła. Fire nie zauważyła w polu widzenia nikogo stojącego przy drinkach, więc po wyminięciu ludzi (paru trąciła przy okazji mocno łokciem) usiadła na którymś z wysokich stołków (z drobną trudnością ze wspięciem się na nie). Łokcie oparła wygodnie o blat, siedząc tyłem do baru. Głośna muzyka działała zaskakująco kojąco - zagłuszała różne myśli. Zamierzała zamówić coś mocnego i pobudzającego. A potem? Kto wie...
Luke fiolkę nosił od pewnego czasu przy sobie, zastanawiając się, kiedy będzie okazja żeby jej użyć. Wbrew pozorom, nie był psychopatą mającym obsesje na punkcie Fire. Chyba. Nie chciał też niczego osiągnąć przez podanie jej tego eliksiru (w takim wypadku pewnie sięgnął by po amortisie). Po prostu ten pomysł wykluł mu się w głowie jakoś tak spontanicznie, mimowolnie i nie był w stanie się go pozbyć. Zauroczona Fire, to musiało być takie... urocze. Chciał zobaczyć, jak nagle burzy się ten mur w okół niej, łamie lód i budzi się ten ogień, który Luke naprawdę chciał w końcu zobaczyć. Dziewczyna miała w sobie coś wyjątkowego. Pomijając niewątpliwą atrakcyjność fizyczną, miała po prostu to coś, co przyciągało Luke'a i nie pozwalało mu sobie odpuścić, nawet po kolejnym i kolejnym odrzuceniu. Nie chciał przestać, nie zniechęcał się. W zasadzie nigdy nie poddawał się w takich sprawach, więc usprawiedliwiał się, że Fire jest po prostu kolejną, której nie mógł odpuścić bez walki. Mimo wszystko widział, że powoli idzie to w nieznanym mu kierunku. Kiedy wchodził do klasy, gdzie mógł zagadać do każdej dziewczyny, wybierał zawsze akurat ją. Uwielbiał ją denerwować, wyprowadzać z równowagi i patrzeć na te jej rozpalone gniewem oczy. Mimo wszystko, chciał w nich zobaczyć coś więcej niż gniew. Tak o, w ramach eksperymentu. Był ciekawy innej Fire, takiej której pewnie niewielu zna, a może nawet i nikt. Wiedział, że to nie jest etyczne i nie zgadzało się to z jego zasadami. Na ogół potrafił być namolnym podrywaczem, ale zawsze nieszkodliwym, nigdy nie przekraczał takich granic. Nie szedł o ten jeden krok za daleko. W tym wypadku wyraźnie przekraczał granice, chociaż dalej starał się pilnować w tym wszystkim i co najwyżej podokuczać zakochanej Fire, ale nie robić z tym nic więcej. Jedyne co chciał, to to zobaczyć. Kiedy dziewczyna weszła do klubu, uśmiechnął się mimowolnie. W sumie nie spodziewał się, że tak szybko od podjęcia ostatecznej decyzji będzie miał okazję wcielić plan w życie. Kiedy podeszła do baru, od razu uprzedził innych barmanów zbliżając się do niej. - Hej mała - przywitał się z nią, od razu przystępując do wykonywania drinka, nie pytając jej co konkretnie chce zamówić. - Pozwól, że zaproponuje ci coś specjalnego, na koszt firmy - puścił jej oko i przygotował jej drinka, a następnie postawił go przed nią. Bardzo podobnego często zamawiała, co Williams już oczywiście podchwycił. - Jest trochę ulepszony, ale zapewniam, że trafi w punkt w twój gust - zachęcił ją. Był dobrym barmanem, ruchy miał zwinne, szybkie, dziewczyna nie miała szansy zauważyć, że coś z pod stołu trafia do jej szklanki. Nikt nie miał szansy tego zauważyć, bo Luke już dawno przygotował wszystko tak, żeby nie wzbudzało podejrzeń.
Blaithin 'Fire' A. Dear
Wiek : 25
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : chuda, opaska na twarzy, blizny, tatuaż, zapach damasceńskich róż
- Hej, cholerny idioto. - odparowała od razu. Wiedziała, że była zdecydowanie niska i Luke nie musiał ciągle o tym Fire przypominać. Glupsze było chyba tylko "skarbie" Noxa. Tego typu zdrobnienie, które w założeniu miały nieść ze sobą pozytywny ładunek emocji i sympatii, drażniły Blaithin kiczowatością. Ale mała było zdecydowanie najgorsze z nich wszystkich... Odwróciła się z tak jawną wrogością na twarzy, że można było przypuszczać ewentualny atak. - Pracujesz tu? - zapytała nie mając nawet ochoty na wielkie zdziwienie, ale zmusiła się do obojętności. Wolałaby widzieć za barem Leo, a nie Williamsa, który po raz kolejny nie mógł sobie odpuścić i musiał zatruwać życie Blaithin. To Szkotka była od zatruwania życia ludzi, nie zamierzała pozwalać na robienie tego jej. Im więcej Luke się naprzykrzał tym mocnjej chciała się zemścić i odstraszyć go raz na zawsze. A w tej kwestii potrafiła wykazać się kreatywnością. Szkoda, bo gdyby Luke nie zachowywał się jak skończony kretyn szczerzący ząbki to mogłaby nawet znieść jego towarzystwo. Ech, byleby się napić i stąd wynieść... Prychnęła tylko, gdy już po chwili pojawił się przed nią blow job. Chyba nadal liczyła na jakiś ratunek w postaci kogoś znajomego, ale najwyraźniej mieli okazję pobyć sami. - Ulepszony? Czemu mnie to martwi? - zapytała kwaśno, ale jakiś instynkt Janusza w Fire podpowiedział jej, że jak darmowe to trzeba brać. Wzięła więc drobny łyczek i rzeczywiście smakowało bardzo dobrze. Wręcz nieziemsko. Nim się zastanowiła, wypiła więcej drinka. Momentalnie z jej twarzy zniknęło rozdrażnienie, nawet nieco się rozluźniła. Popatrzyła na Williamsa, jakby widziała go po raz pierwszy w życiu. Jego uśmiech zawsze był taki piękny i słodki...? Przez moment patrzyła, chłonąc wzrok chłopaka i powolutku zatapiając się w jego ciemnych tęczówkach. Wtedy nieco się speszyła i spuściła wzrok na drinka. Nieśmiały uśmiech sam odnalazł miejsce na ustach dziewczyny. - Skąd... Skąd znasz mój gust, Luke? - odnalazła wyjątkową przyjemność w wymawianiu imienia Krukona po raz pierwszy. Nie miała pojęcia, że aż tak zwracał na nią uwagę i czuła się tym zachwycona. Dziwne uczucie gorąca uderzyło w Blaithin, wraz z tym jak eliksir zaczął działać.
- Czy ty nawet przywitać nie możesz się ze mną jakoś sympatycznie? - spytał rozbawiony. On w zasadzie nawet nie pomyślał o tym, że Fire to może wkurzać, bo jest rzeczywiście niska. Mówił tak zawsze, niezależnie od wzrostu i nawet nie zwracał na to większej uwagi. Nigdy właściwie nie zauważył, że Fire nie należy do wysokich osób. Luke chyba po prostu nigdy za trzeźwo o niej nie myślał i nie rozkładał jej na czynniki pierwsze, tylko pochłaniał wzrokiem całokształt, jak leci. - Nie udawaj, że nie wiedziałaś i wpadłaś przypadkiem - odchrząknął rozbawiony, chociaż zdawał sobie sprawę, że dziewczyna z całą pewnością nie przyszła tu do niego. Nie był pewien, czy tak chętnie wypije drinka, którego on jej zaproponował, zdawał sobie sprawę, że może być nieufna. Na szczęście dziewczyna widocznie nie zwróciła na to większej uwagi. Wiedział, że eliksir zadziała szybko. Ezra dał mu naprawdę świetny pomysł, może Luke nie do końca go dobrze przemyślał, bo średnio zastanawiał się co będzie po tym, jak z Fire zejdzie eliksir. Kompletnie się tym nie przejmował i spokojnie obserwował jak dziewczyna dopija drinka do końca. - Nie mam pojęcia, czemu cię to martwi - rzucił jeszcze, ale po chwili już widział rozanielenie we wzroku dziewczyny. To co go najbardziej zaskoczyło, to jej speszenie. Naprawdę, wszystkiego się spodziewał zobaczyć, ale nie zawstydzonej i nieśmiałej Fire. Uśmiechnął się, kiedy się do niego zwróciła. - Hm, mam swoje źródła mała - posłał jej swój uroczy uśmiech i spokojnie przygotowywał dalej drinki. Mimo wszystko był w pracy, ale dalej obserwował Fire. Zerkał na dziewczynę, biorąc się za polerowanie szklanek. Nie zamierzał w żaden, nawet najdrobniejszy sposób wykorzystywać jej stanu, chciał tylko na to popatrzeć. To było dla niego i tak już zdecydowanie dużo.
Blaithin 'Fire' A. Dear
Wiek : 25
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : chuda, opaska na twarzy, blizny, tatuaż, zapach damasceńskich róż
- Nie. - odpowiedziała tak swobodnie, jak gdyby pytał ją o dzisiejszą pogodę. Bo podobnie jak warunki atmosferyczne były w miarę uzależnione od aktualnej pory roku, tak i złośliwość Fire bywała zaskakująco stała i niezmienna. Gdy widziała Luke'a, machinalnie wręcz czuła potrzebę wyładowywania na nim sarkazmu i kpiny. Czy naprawdę oczekiwał normalnego przywitania? Nawet dla ludzi, których lubiła, Blaithin potrafiła być oschła, a co dopiero dla natrętnych Krukonów, którzy nie rozumieli słowa "nie". Cóż, musiał się w końcu nauczyć. Żałowała tylko, że musiała brać w tym udział. - Przyszłam tylko dla Leo, kretynie. - powiedziała całkowicie szczerze, tylko po to, żeby ewentualnie mu dopiec. Przecież gdyby wiedziała, że Vin-Eurico pracuje z Williamsem na pewno wybrałaby inny lokal - wolałaby już pójść do Oasis. Może to była po prostu złośliwość losu, że za ladą naprzeciwko Fire stanął akurat ten ciemnowłosy chłopak? Szkotka nawet nie śmiałaby pomyśleć o tym, że ktoś ją, specjalistkę od wszelkich eliksirów, zwłaszcza tych trujących, spróbowałby napoić jakimś wywarem. Uznałaby to po pierwsze za głupotę, po drugie za ogromną zniewagę, niemalże potwarz. Miała zostać otruta tym, czym sama truła innych? Niestety, nie mogła tego wyczuć, bo eliksir miał to do siebie, że nie wywoływał u pijącego podejrzeń. - Właściwie to też nie wiem, czemu... To nie tak, że ci nie ufam! - zaprzeczyła, bardzo starając się nie wyjść na przejętą, ale co jeśli ten boski adonis pomyśli, że naprawdę jest taką niemiłą zołzą? Co jeśli go zniechęciła? Czy będzie mogła naprawić swoje błędy? Merlinie, dałaby wszystko, żeby jeszcze raz się do niej uśmiechnął, może nawet roześmiał... "Mała" nagle brzmiało jak cudowne określenie, które Fire chciałaby słyszeć już codziennie. Próbowała nie rozpraszać się tym, jak bardzo lubiła na Luke'a patrzeć, i przeanalizowała te "źródła" w głowie. Czy to znaczy, że on, Luke Williams, się nią interesował? Może kogoś zapytał? Fala podekscytowania odmalowała się w błękitnych tęczówkach, z których zniknęła cała złość i pogarda sprzed kilku chwil. - Okej. - powiedziała głupio, bo bała się, że może ten piękny moment zepsuć jakimiś niepotrzebnymi słowami. Wtedy z kolei w rozgorączkowanej miłością głowie Fire pojawiła się myśl, że przecież nie może tak stać i nic nie robić, gdy taki cud chłopak stał tuż obok! Niewiele myśląc, wspięła się, żeby usiąść na blacie baru. Machnęła beztrosko nogami, chociaż w głębi duszy puls jej przyspieszył, gdy zorientowała się, że Luke jest właściwie całkiem blisko. - Dlaczego akurat mi na koszt firmy? - dodała, karcąc się za tak głupi pytanie w myślach. Ale Fire jakiegokolwiek chojraka by nie zgrywała, nie umiała flirtować. Nie umiała, a zwłaszcza nie wtedy, kiedy to siła eliksiru wmuszała w umysł dziewczyny zauroczenie.
Pokręcił głową, przecierając szklanki. Przyszła tutaj dla kogoś, co go trochę zmartwiło. Nie, żeby spodziewał się, że wpadła odwiedzić jego. Po prostu zrozumiał, że w każdej chwili ktoś tu będzie mógł podejść i zainterweniować, widząc Fire w specyficznym dla siebie stanie. No trudno, najwyżej wyjdzie stąd trochę obity, co złego może się stać. Prawda jest taka, że gdyby Luke zastanowił się nad tym pytaniem trochę dłużej, może doszedłby do wniosku, jak fatalny, niebezpieczny, niosący ryzyko śmierci jest jego pomysł. On jednak działał tak spontanicznie, tak nieprzemyślanie, że nie brał nawet do głowy naprawdę przykrych dla jego zdrowia i życia konsekwencji. W dodatku, to nie tego całego Leo powinien się obawiać. Nic nie było bardziej niebezpieczne, niż dziewczyna, która wybudzi się z tego stanu. Prawda była taka, że Luke wcale nie zdawał sobie sprawy, do czego zdolna jest Fire. Nie znał jej. Nie wiedział o niej tak wiele, nie rozumiał, że to nie jest kolejna dziewczyna, która odrzuca go "tak o", a jej groźby są rzucane na odczepnego i bez realnego pokrycia. Nie znał tak naprawdę jej od tej mrocznej strony, nie miał skąd. Wszyscy mu co prawda w okół powtarzali, jaki to niebezpieczny i zły pomysł, ale pewnie nawet oni nie wiedzieli jak bardzo. On na takie ostrzeżenia i tak reagował machnięciem ręki, przewróceniem oczu. Nigdy nie odczuwał przy niej realnego strachu, który powinien czuć. Może wtedy by go to zahamowało. Albo chociaż zastanowił się dwa razy, przemyślał co zrobi po, sprawdził, zaplanował przyszłość w jakimś innym kraju? Albo może i na innej planecie. Nie był głupi, gdyby zdawał sobie sprawę z powagi sytuacji, pewnie nie wchodziłby w to tak pewnie. Prawda była taka, że zachowania takiej dziewczyny jak ona nie dało się tak po prostu przewidzieć, jak się o niej niewiele wiedziało. W końcu wiele kobiet wcześniej go spławiało, niektóre również nerwowo reagując. Pewnie gdyby tego zagrania spróbował z jakąkolwiek z nich, jego przyszłość teraz malowałaby się w znacznie bardziej kolorowych barwach. Teraz to ona w zasadzie w ogóle się nie malowała, było wątpliwe, czy jakaś nadejdzie. Rudowłosa z takim entuzjazmem wypowiadała swoje słowa w jego kierunku, że to był dla niego miód na uszy, nawet jeżeli zdawał sobie sprawę, że to tylko i wyłącznie kwestia eliksiru. Nie chodziło o to, że czerpał z tego jakaś większą satysfakcję, na pewno nie działało to jakoś korzystnie na jego ego. No bo niby w jaki sposób? Eliksir to eliksir, niestety żadna to jego zasługa, czego oczywiście strasznie żałował. Mimo wszystko cieszył się z drinka, którego jej zafundował, bo mógł po prostu zobaczyć ją w takiej wersji, w jakiej naturalnie pewnie nigdy by nie wystąpiła. - A ufasz? - zapytał spokojnie, cały czas w między czasie przygotowując drinki dla innych klientów. Trochę żałował, że zrobił to tutaj, gdzie musiał zająć się innymi rzeczami, ale z drugiej strony to dobrze. Nie kusiło to, żeby dotknąć jej w jakikolwiek sposób, czy nawet się zbliżyć. Wbrew pozorom, miał do dziewczyny na tyle szacunku, żeby tego nie robić. W końcu nie była jego wrogiem, w jego oczach była wręcz kimś zupełnie innym. Kiedy usiadła na bar, wiedział, że nie jest to dobry obrót sytuacji. Po pierwsze, zwracała na siebie uwagę, a akurat tego Williams chciał uniknąć. Po drugie drastycznie zmniejszyła odległość między nimi, co równocześnie uważał za cudowne i bardzo niebezpieczne dla niego. Nie chciał, żeby cokolwiek go sprowokowało do przekroczenia granicy, którą sobie wyznaczył. Wiedział, że po amortencji dziewczyna marzy o każdej formie bliskości z nim, więc ciężko było ją od tego odwieść. Z drugiej strony, była przy nim tak uroczo ostrożna, żeby zrobić na nim wrażenie, że to mógł być pewien punkt zaczepienia. - Fire, mogłabyś zejść? - powiedział z uśmiechem, chociaż wiele kosztowała go ta prośba. W końcu siedziała przed nim, taka uśmiechnięta i entuzjastyczna, a on mówił jej, żeby zeszła. Nie było to dla niego proste. - Na koszt firmy, kochanie, bo czy stoję obok, czy za barem, nigdy nie pozwoliłbym ci za siebie płacić - powiedział, zabierając jej szklankę, kiedy wypiła drinka do końca. Od razu ją dokładnie umył, wytarł i odłożył na miejsce. Zdał sobie sprawę, że Fire już nigdy w życiu nie pozwoli mu postawić sobie drinka, jakkolwiek czystych intencji by nie miał. - Masz ochotę na jeszcze jednego? - spytał, tym razem mając już oczywiście na myśli normalny, pozbawiony eliksiru napój.
Tego dnia @Leonardo O. Vin-Eurico nie mógł narzekać na brak pracy. Tłum, jaki panował w klubie Luna zaskakiwał, zwłaszcza jeśli zauważymy, że nie był to weekend, a środek tygodnia. Czy właściciele zorganizowali jakąś promocję, o której Leo jakimś cudem nie usłyszał, a może wprowadzili w życie innowacyjną kampanię reklamową? Do tych informacji, Vin-Eurico musiał dojść samotnie, jeżeli tylko uda mu się jakimś cudem znaleźć wolną chwilę, a takowej brakowało mu już od bitych dwóch godzin. Nieustannie tylko biegał od jednego do drugiego końca baru, przyjmował zamówienia, nalewał, wstrząsał i mieszał. Zero wolnej minuty na wymknięcie się do ubikacji czy przeanalizowanie obecnej sytuacji, tylko nieustanna harówka.
Rzuć dwiema kostkami: 1 i 2 - No nie mogłeś już wytrzymać! Każdy człowiek ma swoje granice, a Twoja zbliżyła się do punktu kulminacyjnego zdecydowanie zbyt blisko. Musisz wyjść do ubikacji. Tu. Teraz. Natychmiast. Po wymieszaniu ostatniego drinka, rozglądasz się niczym zbieg, ale przez ten krótki moment nie napotykasz wzrokiem spojrzenia klienta. W ułamku sekundy podejmujesz decyzję. Wychodzisz na ustronie i chociaż nie ma Cię dosłownie przez trzy minuty, kolejka przy barze osiąga punkt krytyczny. Ludzie narzekają, przepychają się, aż wreszcie pomiędzy dwoma mężczyznami wywiązuje się regularna bójka. Jesteś świadkiem jak jedna z waszych klubowych szklanek, ląduje na głowie niczego niespodziewającego się gościa. Leje się krew, ludzie zaczynają rozpychać się łokciami, aby uciec z pola rażenia. To już zbyt wiele. Wkraczasz do akcji i rozdzielasz dwóch narwańców, ale i tak dostajesz ochrzan od przełożonego za doprowadzenie do tej sytuacji. Na nic zdają się Twoje tłumaczenia, właściciel obarcza Cię winą. Druga kostka: Jeśli jeszcze raz spróbujesz sprostować to nieporozumienie, a szef nie przyjmie wyjaśnień do wiadomości (nieparzysta), odejmie Ci z pensji 20G za podważanie jego autorytetu. Jeżeli je zaakceptuje (parzysta), dostaniesz tego dnia ekstra przerwę i 15G dodatku do pensji za szybką interwencję. 3 i 4 - Ludzie przy barze przychodzą i odchodzą, lecz Twoją uwagę zwraca kobieta, która od kilku godzin nie rusza się ze swojego stołka. W regularnych odstępach zamawia czystą whisky i powoli ją sączy nie racząc się żadną strawą, ni rozmową. Druga kostka: Jeżeli wynik jest większy lub równy 3, decydujesz się powoli wydobyć z niej prawdę. Kobieta, z początku niechętnie, wyjawia Ci, że w zeszłym tygodniu zmarł jej mąż, a ona od tego czasu topi smutki w alkoholu. Nawiązuje się między wami długa rozmowa, podczas której dowiadujesz się wielu ciekawostek z zakresu eliksirowarstwa (bowiem mąż rzeczonej klientki był prawdziwym mistrzem eliksirów) i zyskujesz z tej dziedziny 1 punkt kuferkowy. W innym wypadku, szybko tracisz zainteresowanie kobietą, dając się porwać natłokowi pracy. 5 i 6 - Brakuje wam rąk do pracy i sam wiesz o tym najlepiej. Starasz się jak najszybciej obsługiwać wszystkich klientów i kiedy pomiędzy barem, a salą nareszcie tworzy się niewielka luka, postanawiasz pomóc koledze z pracy, który obsługuje salę w wymianie worków w koszach na śmieci (puste kubeczki po napojach zaczęły już niemalże tarasować przejście). Ledwo zdążyłeś zawiązać pierwszy z nich, a już dosłyszałeś głośny trzask i wdech zaskoczenia dzielony z połową gości Luny. Któryś z klientów wpadł na genialny pomysł. Widział, że jesteś zajęty, więc spróbował samodzielnie nalać sobie ginu, aby nie musieć na Ciebie czekać, w wyniku czego strącił aż trzy butelki niezłego alkoholu. Nie miał wystarczająco wiele pieniędzy, aby za nie zapłacić, ale zaoferował Ci pewien układ. Jeżeli zgodzisz się założyć za niego 30G, otrzymasz od niego coś, co aktualnie ma w kieszeni. Druga kostka określa co od niego dostałeś: 1 - łajnobomba; 2 - kalendarzyk; 3 - rozmach grubej damy; 4 - sztylet oszustów; 5 - pluszowy kwintoped; 6 - czapka niewidka.
______________________
Leonardo O. Vin-Eurico
Wiek : 28
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : Ok. 222cm
C. szczególne : Wzrost; blizny na udzie i łopatce; umięśniony
W Lunie były takie tłumy, że Leonardo kompletnie nie mógł w to uwierzyć. Nie miał ani chwili wytchnienia - nawet wyjście do łazienki robiło się o tyle kłopotliwe, że brakowało mu zastępstwa. Cały czas uwijał się jak mróweczka (poważnie, jego animagiczna forma powinna się zmienić!), dzięki czemu nawet nie był w stanie skoncentrować się na żadnej swojej myśli, nawet tej najbardziej zbłąkanej. Dopiero po jakimś czasie zdołał odetchnąć i - przy okazji - zwrócić uwagę na siedzącą przy barze od dłuższej chwili kobietę. Z uprzejmym uśmiechem postanowił do niej zagadać, a to zaraz zaowocowało przyjemną pogawędką. Dowiedział się, czemu klientka wyglądała tak smutno i natychmiast postanowił wesprzeć ją kilkoma słowami; był barmanem i zapijanie smutków dobrze odbijało się na jego portfelu, ale Gryfon widział ponad to. Przecierał szklanki i blaty, podczas słuchania o niesamowitym eliksirowarze, który zmarł tydzień temu i pozostawił ukochaną w samotności. Zwracała się o nim z takim szacunkiem i taką miłością w oczach, że Vin-Eurico z każdą chwilą coraz bardziej się rozczulał, nagle szaleńczo dotknięty czułością. Wizja wspaniałej miłości kończącej się tak wbrew pozorom pięknie... Cholera, zmiękł. Nie wiedział jeszcze czy to przez swój związek, czy też przez jego zakończenie. Tak czy inaczej, nasłuchał się o eliksirach tak, że chyba nawet przed Fire mógłby błysnąć - poza tym chyba poprawił trochę klientce humor. Zaraz i tak zaczęła się zbierać, a on musiał wracać do pracy, bo pojawiła się jakaś grupa (chyba wieczór panieński, oho!), której należało poświęcić więcej uwagi. Pracy nigdy nie było za mało...
Sobotni, wrześniowy wieczór. Zwykle odpuszczała sobie imprezy i wszelkie wydarzenia towarzyskie, chcąc skupić się na nauce i ćwiczeniach praktycznych z miotlarstwa czy chociażby graniu na skrzypcach. Dziś jednak musiała wyjść. Nie była pewna, czy to przez brak snu, czy może przez ilość wypitej kawy, rozpierała ją energia i nie mogła się skupić na czytaniu opasłych podręczników czy przygotowywaniu notatek. Zwlokła się więc z łóżka o dziewiętnastej, zastanawiając się, co powinna ze sobą zrobić. Zamek o dziwo świecił pustkami, większość studentów i siódmorocznych wybyła aby korzystać z ostatnich podmuchów lata, kosztować wczesnej jesieni i odpoczywać po intensywnym początku nauki. Chodziła chwilę w kółko, rozglądając się po pokoju w poszukiwaniu zajęcia, gdy jej uszu dobiegła muzyka płynąca z pokoju wspólnego. Na usta dziewczyny wstąpił zadziorny uśmieszek i zwinęła ręcznik, kierując się do łazienki pod prysznic. Przeczesała ostatni raz szczotką kosmyki rudych, wijących się włosów i psiknęła delikatnymi perfumami, wsuwając na stopy szpilki. Zwinęła niewielką torebkę w równie czerwonym co one kolorze i miękką, sztuczną skórę na ramiona, wychodząc z dormitorium, a następnie z pokoju wspólnego. Do klubu nie było daleko, jednak zważywszy na wysokość obcasów, zaraz za zamkową bramą teleportowała się i pojawiła zaraz przed Luną, wyjmując trochę drobnych na uiszczenie opłaty. Zostawiła okrycie w szatni i poprawiła dłońmi materiał gładkiej, czarnej sukienki, którą wybrała. Klasycznej, mającej długi rękaw i opadającej na ramiona, sięgającej kawałek przed kolano. Idąc w głąb lokalu, pochłaniała wzrokiem tłum ludzi, uśmiechała się na widok kolorowych światełek i tańczących, doskonale bawiących się ludzi. Średnia wieku była różna. Wyłapywała z łatwością osoby dużo starsze od niej, jak i nielegalnie popijających piwo uczniaków! Cóż, nie jej sprawa. Dziewczyna podeszła do baru, zajmując jeden z wysokich stołków, gdzie zamówiła kieliszek czystej na rozgrzanie, która zniknęła równie szybko, co się pobawiła. Mogła sobie pozwolić, odpocząć i nie przejmować się dniem następnym, bo korepetycję miała dopiero od jedenastej. Najwyżej będzie niczym kopciuszek, zmyje się przed północą, zachowując klasę i rozsądek godny prefekt Slytherinu na drugim roku studiów. Czas płynął szybko. Tańczyła, popijała i rozmawiała z przypadkowymi ludźmi, których imion nawet nie zapamięta. Była jednak grzeczna, wciąż daleka droga była do stanu upojenia i utraty panowania nad sobą. Podziękowała jakieś grupce za wspólne zajmowanie parkietu, kierując się do baru, skąd odebrała tym razem kolorowego drinka z parasolką. Miała ochotę się przewietrzyć, więc skierowała kroki w stronę znajdujących się na zewnątrz stolików, gdzie była strefa dla palących. Zapatrzona gdzieś w dół, zahipnotyzowana rozbijającym się o szklane brzegi napojem, poczuła blokadę. Uderzenie, aczkolwiek delikatne i o dziwo niewytrącające drobnej dziewczyny z równowagi. Ruda wyprostowała głowę, lustrując wzrokiem słupek, który stanął na jej drodze. Człowieka. - Ojej, przepraszam. - zaczęła z uśmiechem, przekręcając głowę w bok i wydając z siebie ciche mruknięcie. Uniosła dłoń, przeczesując palcami burzę włosy i jednocześnie odgarniając je płynnym ruchem na plecy. - Znam Cię, jesteś z domu gryfa! Boże, mam nadzieję, że nie nabiłam Ci siniaka ani nic złotko. Dodała, lustrując go wzrokiem i cofając się pół kroku. Poprawiła torebkę na ramieniu i jedną z dłoni oparła na biodrze, uśmiechając się optymistycznie, nieco może zadziornie. Wciąż miała na polikach wypieki od tańca i panującego wewnątrz klubu gorąca.
Po dniu spędzonym na ciężkich ćwiczeniach, początkowo nigdzie nie planowałem już wychodzić. Byłem lekko zmęczony i chciałem trochę odpocząć. Kiedy dostałem od kumpla trzecią wiadomość z zaproszeniem do klubu, wiedziałem, że nie odpuści mi dopóki nie zjawię się w Lunie. Nie miałem innego wyboru. Szybko się odświeżyłem i wygrzebałem z szafy coś trochę bardziej wyjściowego. Znalazłem siły nawet na to, by wyprasować koszulę. Skoro już miałem gdzieś iść, to chciałem prezentować sobą jakiś poziom. Nie zależało mi na tym, by siedzieć gdzieś w kącie i popijać drinki. Bądźmy szczerzy, nie po to idzie się do klubu. Tuż przed wyjściem ułożyłem jeszcze włosy, naciągnąłem cienką wiatrówkę i wysłałem wiadomośc do ziomków, że jestem w drodze. Spacer nie zajął mi zbyt długo. Szczerze mówiąc, to drugie tyle stałem w kolejce przed klubem, ale po prawdopodobnie najlepszym klubie w Hogs można się było tego spodziewać. W każdym razie miło było pożartować sobie z ludźmi w kolejce i popatrzeć jak kilka dzieciaków ląduje na dupe odepchniętych przez magiczną linię. Było mi ich trochę przykro, kiedy zawiedzeni odchodzili w inne miejsce. W końcu wszedłem do środka i na nowe wrażenia nie musiałem zbyt długo czekać. Właściwie, to jeszcze nie wiedziałem co chcę zrobić. Ledwo co zostawiłem kurtkę w szatni i zatrzymałem się w drzwiach, by rozejrzeć się za znajomymi gębami, a już poczułem jak ktoś wpada we mnie. Odruchowo wyciągnąłem ręce, by na wszelki wypadek asekurować dziewczynę. Nie chciałem, by przypadkiem wywaliła się przeze mnie na tych swoich szpilkach. Lekko odwzajemniłem uśmiech i pokręciłem głową na znak, że nic się nie stało. Dopiero kiedy skojarzyła mnie z domem gryfa, zacząłem zastanawiać się z kim mam do czynienia. Zdziwiłem się, kiedy rozpoznałem w niej prefekta. -Spokojnie. Potrzeba trochę więcej by mnie uszkodzić. - zaśmiałem się cicho pod nosem. Jej reakcja była całkiem zabawna. Na pierwszy rzut oka sprawiała wrażenie bardzo żywej i wesołej osoby, a to bardzo dobrze. -Za tę plamę, wisisz mi jednak co najmniej drinka. - dodałem, wskazując palcem na miejsce, gdzie zawartość kieliszka dziewczyny, spotkała się z moją koszulą. Na szczęście nie przeszkadzało mi to i nie miałem o to żadnych wyrzutów do dziewczyny. W klubach takie rzeczy się zdarzały i trudno. Zapach moich perfum był silniejszy od woni alkoholu, a plama i tak zaraz wyparuje. Po prostu chciałem wykorzystać zaistniałą sytuację na swoją korzyść. -Swoją drogą czy prefekt nie powinien świecić przykładem? Jesteś tu z kimś? - zagadałem ciekaw czy zaraz nie zjawi się jakaś obstawa ze Slytherinu i nie porwie rudowłosej. Uśmiechnąłem się pod nosem rozbawiony tą całą sytuacją. Lekkim skinieniem głowy, zapraszająco wskazałem w kierunku baru. Chociaż zdecydowanie preferowałem parkiet, to i tak wolałem zacząć od jednej czy dwóch szybkich kolejek. Poza tym dziewczyna wyglądała trochę, jakby dopiero co tam była. Chciałem zamienić z nią trzy słowa, zanim zdecyduję czy warto zaprosić ją do tańca. Tak po prostu i nie doszukujmy się w tym większego sensu.
Była dzieckiem szczęścia, naprawdę. Nie mogła bawić się grzecznie, nie powodować kłopotów — nie, była Nessą i już na wstępie musiała wywołać kolizję i potknąć się o własne nogi, wpadając na bogu ducha winnego chłopaka, który chciał się tylko dobrze bawić. W takich sytuacjach zawsze martwiła się, że trafi na sztywnego gbura, którego duma i honor nie zniosą takiej zniewagi, jak oblanie alkoholem czy szturchnięcie. Wtedy robiło się nieprzyjemnie, a chęć na dalszą zabawę zwyczajnie uciekała. Nie każdy był przecież tak optymistyczny i zdolny do kompromisów jak ona. Nie była na szczęście ludzkim pociskiem artylerii ciężkiej, mogącej połamać drugiego człowieka. Westchnęła bezgłośnie, przesuwając spojrzeniem po sylwetce chłopaka, zatrzymując się na jego twarzy, co uświadomiło ją, że wcześniej już gdzieś go widziała. Przypadek? Czy to może kwestia czerwonych nitek, które tak zadziornie splątywały ze sobą ludzi w najmniej oczekiwanym momencie? - Dziękuje za podtrzymanie. -wypaliła najpierw, zdając sobie sprawę, że o najważniejszym zapomniała, a nie lubiła uchodzić za źle wychowaną, jak niestety większość współczesnych, młodych czarownic. Kiwnęła głowa, trzymając opartą dłoń na biodrze, w drugiej dzierżąc szklankę z połową drinka. - Faktycznie, nie wyglądasz na jakiegoś miękkiego i z porcelany. Mogę Ci kupić nawet dwa, jeśli masz ochotę. Ups, koszuli Ci jednak nie wyczyszczę, bo nie wzięłam różdżki. Chodź, napijemy się, gryfku. Dodała z przepraszającym uśmieszkiem, zaraz jednak łapiąc go za skrawek ubrania i ciągnąc za sobą znów w stronę baru, który niedawno opuściła. Na szczęście wciąż pracowali tu Ci sami barmani, którzy byli za czasów Luke'a i już dawno przeszła z nimi na ty. Starszy od nich chłopak zaśmiał się z niedowierzaniem na widok rudzielca, komentując pod nosem jej szybkie tempo pochłaniania alkoholu, na co otrzymał prychnięcie, mające na celu udawanie oburzenia. Nic jednak bardziej mylnego, bo Lanceleyówna zaraz roześmiała się i zamówiła cztery szklaneczki — tak na zapas — przenosząc wzrok na swojego towarzysza. Złapana an gorącym uczynku, co? Zostawiła w spokoju jego odzienie, rozłożyła bezradnie ręce i westchnęła teatralnie. - Złapana na gorącym uczynku. Oczywiście, że powinien. Jestem jednak teraz prefektem po godzinach, więc cśśśś. - zaczęła, unosząc palce do góry i przykładając go do ust, co miało być symbolem konspiracji i zachowania tajemnicy. Nikt przecież nie musiał wiedzieć, że nienaganna pani prefekt wpadała na ludzi po klubach, oblewając ich alkoholem. To by bardzo źle mogło zostać odebrane przez lubiących ją nauczycieli, bo przecież była pilnym uczniem. Zaraz jednak wróciła do świdrowania wzrokiem jego twarzy, poprawiając tkwiącą na ramieniu torebkę. -Nie. Właściwie to jestem tu sama, chociaż teraz to jestem z Tobą i to tak niegrzecznie udawać, że wcale tu nie stoisz, co nie? Chcesz tu przy barze się napić czy iść na loże do góry, tam jest ciszej? Ewentualnie mogę Cię jeszcze ładnie przeprosić, obiecać korepetycję i puścić do swoich znajomych, bo Ty nie wyglądasz na kogoś, kto sam szlaja się po klubach. Zakończyła swój monolog, przekręcając głowę w bok i posyłając mu jeszcze krótkie, pytające spojrzenie. Nie musiał obawiać się obstawy ze Slytherinu, bo aktualnie przed nią uciekła. I już widziała oczyma wyobraźni zachwycone spojrzenie kilku swoich przyjaciół, na jej spędzanie wolnego czasu w samotność i to w takim miejscu, majac pod dostatkiem alkoholu i innych używek. Mały gremlin wydał z siebie och, a lustrujące parkiet spojrzenie znów powędrowało w stronę gryfona, który wydawał się jej stworzeniem dość sympatycznym i rozrywkowym. Klepnęła się palcami w czoło, korzystając następnie z okazji i odgarniając za ucho kosmyk miedzianych włosów, uśmiechnęła się zadziornie. - Boże, nie wiem jak mam taką średnią, skoro w codziennym życiu przemawia przeze mnie głupota. Nessa, jestem Nessa. A Ty?