Jedno z najbardziej gorących miejsc, które plasują się na listach klubów najchętniej i najczęściej odwiedzanych przez dorosłych czarodziejów, ale też i studentów. Jest tu prowadzona selekcja wiekowa, więc jeśli nie ukończyłeś siedemnastego roku życia to zostaniesz stąd po prostu wyrzucony. Oprócz ochroniarza przy wejściu została umieszczona linia wieku, gotowa wyrzucić Cię na drugi brzeg ulicy. Zanim tu wejdziesz już Cię coś przyciąga - to pewnie ta głośna, nęcąca muzyka. Jesteś świadom, że w tym miejscu można zaprzedać duszę diabłu? Zrzucisz tu nie jedną cnotę życiową w pogoni za zatraceniem się w trwaniu wieczora. Wykwalifikowani pracownicy dbają o to, by poziom zapewnianej rozrywki był wprost nieosiągalnie genialny. Tańczą tu najlepsze tancerki wyginające swe gorące ciała, grają tu mężczyźni, których portfele są zdecydowanie grubsze niż w istocie by wyglądały. To tu pada hazard... Mówisz, że tylko raz, a wracasz jeszcze i jeszcze, jakbyś przeżywał dzień świstaka. Barmani natomiast przygotowują najlepsze drinki, które Twoje podniebienie zwyczajnie kocha. Grywają tu też najlepsi DJ w ofercie specjalnej, która co jakiś czas bucha czymś czego pozornie byś się nie spodziewał. Chcesz poczuć magię tego miejsca? Nie ma problemu. Pamiętaj jednak, że wejście do klubu kosztuje 10 G.
Baw się dobrze.
Kilka zasad:
Spoiler:
1. Klubu nie można wykupić. Ma on już swoich właścicieli i nie poszukuje się nawet wspólników. 2. Wejście kosztuje 10 G na jedną osobę. 3. Wynajęcie lokalu na własną imprezę kosztuje 100 G (jedna z sal wtedy jest udostępniona. W innych odbywają się inne imprezy, lecz wtedy oprócz Ciebie i gości nikt nie może tu prowadzić wątków.) 4. Ludzie poniżej 17 roku życia są wyrzucani z klubu automatycznie. MG po prostu edytuje wasz post dodając zt.
W tamtej chwili w głowie za bardzo szumiało mi pożądanie, bym w ogóle myślał o tym, że drinki mogły zawierać dodatek afrodisii (a gdybym był wystarczająco trzeźwy, z pewnością wydymiłbym do Vin-Eurico, bo to nie był pierwszy raz, kiedy ten osiłek szprycował mnie jakimiś eliksirami na miłość. To nawet urocze, że tak bardzo troszczył się o moje życie uczuciowe, a tym razem postanowił zadbać również o to łóżkowe...). Błądziłem wzrokiem po twarzy oraz sylwetce Krystyny, skupiając się na coraz to innych atrybutach jej fizyczności, rękami wodząc w ślad za spojrzeniem. Przestałem kontrolować nawet to, gdzie lądowały moje dłonie podczas naszego "tańca godowego", wobec tego z góry przepraszam każdego przypadkowego obserwatora tego jakże rzadkiego widowiska. Zatopiłem palce w jej gęstych blond włosach, nieświadomie odchylając jej głowę w tył. - Tak? - Pomruk, który z siebie wydałem w tamtej chwili w stanie upojenia wydawał mi się seksowny, lecz gdybym usłyszał go w każdy inny dzień, zapadłbym się pod ziemię ze wstydu. Wtedy jednak wydawało mi się, że jestem panem tego świata, a przede wszystkim panem tej kobiety, która ewidentnie miała ochotę na coś więcej niż tylko macanki w klubie. Nawet się nie spostrzegła, a zaatakowałem ją swoimi ustami, wpijając się w jej wargi.
Nie miała zamiaru dalej ciągnąć tematu jego rodziny, chociaż nie może zaprzeczyć, że chętnie dowiedziałaby się czegoś więcej. Patrzyła na niego uważnie, chcąc wyczytać cokolwiek z jego twarzy, mimo, że ta zdawała się nie okazywać żadnych większych emocji i tylko lekko skinęła głową, gdy chłopak odpowiedział na jej wcześniejszą uwagę. Miała wielką ochotę trochę po pociągnąć za język, ale wiedząc w jakim stanie się teraz znajduje, zrezygnowała z tego pomysłu równie szybko jak na niego wpadła. Przez moment patrzyła się przed siebie i myślami błądziła gdzieś przy swojej rodzinie. Co jak co, ale nigdy nie mogła na nich narzekać. Z pewnością nie byli rodziną na medal, wielokrotnie zdarzały się kłótnie między rodzeństwem czy rodzicami, ale koniec końców zawsze mogli na siebie liczyć. I taka sytuacja bardzo jej pasowała. Spojrzała się na niego ze zmarszczonym czołem, słysząc życiową radę kierowaną w jej stronę i już chciała powiedzieć, że to wcale nie było nieważne, bo ona naprawdę chciała wiedzieć, lecz w ostatniej chwili zrezygnowała i zamówiła kolejnego drinka. Może kiedyś się go o to zapyta. -Więc uznajmy, że chce tu być. -Odparła krótko, po chwili zastanowienia i bawiąc się pełną jeszcze szklanką, znów spojrzała na pozostałych gości. Dziękowała w duchu, że szalona Gryffonka gdzieś się ulotniła i z głębokimi nadziejami, iż tej nocy już jej nie zobaczy, wypiła parę łyków napoju. Skrzywiła się lekko, bo o ile poprzednie drinki były raczej słabe, tak ten wydawał się jej o wiele mocniejszy. Odstawiła trunek na bok i zmieniła pozycję, tym razem siadając przodem, a nie bokiem do Ślizgona i z dziwnym uśmiechem zaczęła mu się przyglądać, może trochę za długo zawieszając na nim swoje ciekawskie spojrzenie. Zbyt krótka przerwa w piciu, która miała miejsce mniej więcej dziesięć minut temu, sprawiła, że dziewczyna zdążyła poczuć działanie alkoholu i całkiem możliwe jest to, że następnego dnia będzie chciała zapaść się pod ziemie, ale przecież teraz trzeba żyć chwilą, prawda? -Masz rację. Jestem zaintrygowana, jesteś...dziwny. -Znów zaczęła bawić stojącym na blacie naczyniem i uśmiechnęła się pod nosem słysząc słowa chłopaka, sugerujące, że hej! Jednak ktoś ją zna w tym całym, chyba głownie czerwonym towarzystwie. Swoją drogą czuła się tu trochę jak intruz, ale odpowiedz chłopaka jakoś dziwnie podniosła ją na duchu. Poczuła nieprzyjemne dreszcze, gdy się nad nią nachylił. Wzdrygnęła się na jego słowa i momentalnie się od niego odsunęła. Głos Ślizgona wydawał się jej w tamtej chwili tak nieprzyjemny, że zdążyła posłać mu tylko krzywe spojrzenie, sugerujące, że ani trochę nie spodobała jej się jego uwaga i cicho prychnęła. -Zmieniam zdanie. Wcale nie jestem zaintrygowana, co nie zmienia faktu, że jesteś dziwny, ale wcale nie chcę Cię poznać. I nie, nie chce...nie chciałam dostać ich i zniknąć. Tych no...informacji. Poza tym wcale mnie nie znasz. -Rzuciła, stwierdzając po chwili, że jej wypowiedź nie miała większego sensu, po czym chwyciła za drinka i wypiła całą pozostałą zawartość. Ukradkiem spojrzała na dłoń Noxa, w której od dłuższego czasu trzymał to samo naczynie i odstawiając swoją pustą szklankę rzuciła w jego stronę krótkie jesteś słaby. Nie żeby były to jakieś zawody w piciu, ale czuła się trochę dziwnie. -Nie możesz zrozumieć, że może ktoś chciałby Cię poznać? Merlinie, dlaczego wszystkich wrzucasz do jednego worka... -Mruknęła po nosem, głowę chowając pomiędzy położonymi na blacie rękami i sama nie wiedząc, czy słowa, które przed chwilą wyszły z jej ust powinny zostać w jej głowie, czy być skierowane w stronę jej rozmówcy. Jednak w tej chwili niewiele ją to obchodziło. Uniosła po chwili lekko głowę, kierując wzrok w stronę Ślizgona i ciężko westchnęła. -Zjadłabym coś. -Wypaliła nagle i zaczęła rozglądać się po sali, w celu zlokalizowania czegoś do jedzenia. Nie miała wielkich nadziei, w końcu ludzie zazwyczaj chodzą do klubu, żeby pić i tańczyć, ale cóż...nadzieja umiera ostatnia. Czy jakoś tak.
To była jej jedyna okazja aby uzyskać od niego szczerej odpowiedzi. Chyba nie sądziła, że ich umowa nic dla niego nie znaczy, prawda? Powiedział jej wtedy i dzisiaj, a pomimo jego aktualnej niemożności mówienia w tym samym języku, wiedział, że go doskonale rozumiała. Jeżeli już coś obiecywał, dotrzymywał słowa... Nieważne, jak bardzo uciążliwe mogłoby to dla niego być. Chyba omawianie tematu rodzinki nie jest najlepszym pomysłem, nie w takim miejscu jak to oraz z kilkoma jej członkami za plecami. Choć to nie im miał kilka rzeczy do zarzucenia, w końcu to chyba z rodzeństwem mu się najlepiej układało. Cóż, przynajmniej z jego pewną częścią i to do czasu. Nieważne. Zmarszczył lekko brwi... Czemu każdy mówi o życiowych radach rzucanych przez Lennoxa? On jedynie mówił to, co uważał za prawdziwe. Nie dzielił się tym, aby prawić lekcje czy morały. Bo po co? Nie musiała więc zbytnio przejmować się tym, co do niej mówił... Uśmiechnął się szeroko i lekko klasnął w dłonie, dosyć dziwny i niecodzienny widok jak na niego. Jednak tę jedną kwestię mieli z głowy i był bardzo rad z takiego obrotu spraw. Przyglądał się jak zamawiana kolejnego drinka, kiedy on sam jeszcze kończył swojego poprzedniego. Przez głowę przeszła mu myśl, czy nie jest to za szybkie tempo... Oczywiście dla niej. Ostatnie czego by teraz chciał to Mall biegającej po sali... W końcu to on z nią tutaj przeszedł, w jakiś dziwny i niepojęty dla niego sposób reprezentowała jego osobę. Z drugiej strony, czy kiedykolwiek miał opinię innych na uwadze? Przekrzywił lekko głowę i utkwił w niej swoje spojrzenie. Trochę podejrzliwe, szczególnie kiedy dostrzegł jej lekko rozmarzone spojrzenie i rozchylone wargi. Chyba nawet nie zdawała sobie z tego sprawy, ale naprawdę się w niego wgapiała. Jakby chciała doszukać się czegoś, czego nie widać gołym okiem. Cóż, powodzenia siostro! -Odkrycie roku. Wyczytałaś to z mojej twarzy?-Spytał i oparł się bokiem o blat, również kierując się przodem do dziewczyny. Choć czy nie zawsze w takiej pozycji właśnie siedział? Czy go zaskoczyła? Cóż, wiedział co dokładnie przemawiało przez jej usta. Zastanawiał się tylko, czy reszta, która stamtąd wyjdzie będzie mu odpowiadała. Westchnął pocierając policzek, który już trochę ścierpł kiedy tak się o niego opierał z jakieś piętnaście minut. Byłoby okrutne gdyby zostawił ją w towarzystwie, które w ogóle nie znała, prawda? Byłby najgorszą szują... Dlatego najlepiej wziąć ją ze sobą kiedy postanowi się z nią ulotnić. A przy takim obrocie spraw, to było raczej pewne, że nie powinien jej zostawiać. I chyba o to chodziło. Aby być nieprzyjemnym. Miał to wkodowane w swoje geny, cóż, natury nie zmienisz. Albo to jedynie jej wyobrażenie, jej spojrzenie na jego osobę dało jej mocniejsze uczucie tych negatywnych emocji. Uniósł wysoko brwi słysząc jej wypowiedź, która powoli zaczynała tracić sens oraz składnię. Byłoby to zabawne, naprawdę. -Jestem dziwny, to już ustalone. Ale zdecyduj się... Chcesz tu być, nie chcesz. Cieszysz się kiedy mówię, że Cię znam, a potem odskakujesz jak oparzona. I znowu nie chcesz mnie znać... Kobiety są bardziej skomplikowane, niżeli mi się wydawało.-Trochę kpił. Może chciał zobaczyć, do jakiego stanu mogła się dzisiaj posunąć. Nie powinien. To było bardzo, bardzo złe Lennox. Jebać. Zacisnął lekko dłonie, w sumie to nie wiedział z jakiego powodu. Zrobił to instynktownie. Powoli zszedł ze stołka i wsunął dłonie do kieszeni spodni. -Ktoś? Masz na myśli siebie?-Uniósł lekko brwi, a z tonu jego głosu można było wyczuć niedowierzanie, a może bardziej sarkazm... -Nie ruszaj się. Zaraz coś Ci przyniosę... I Mall. Nie każ mi za sobą biegać.-Dodał na odchodne. Pokręcił lekko głową i najpierw skierował się do łazienki, aby tam przemyć ranę i ponownie ją wytrzeć. Nawet nie spojrzał na swoją twarz w lustrze, wiedząc doskonale co takiego może tam zostać. Bardzo niepożądany widok. Po chwili wyszedł z pomieszczenia, aby udać się w poszukiwaniu pączków. Wiedział, że gdzieś tutaj były...
Doskonale wiedziała, że ich "umowa" nadal trwa, jednak nie przyszła tu robić wywiadu środowiskowego. Jeżeli będzie BARDZO chciała, to i tak znajdzie sposób, żeby dowiedzieć się tego i owego- mimo wszystko nie jest taka głupia. Oraz tak zdesperowana, żeby zalewać pytaniami Lennoxa, z którym dopiero co znalazła jakiś tam wspólny język...Swoją drogą, cieszyła się z takiego obrotu spraw. Ostatnio w domu zielonych miała chyba więcej wrogów niż znajomych i za bardzo nie wiedziała czym jest to spowodowane. Pewnie po prostu za bardzo irytowali ją "typowi Ślizgoni", a ona z całą pewnością nie jest osobą, która marnowałaby cenny czas na takie osoby. Popatrzyła się na niego dziwnie, gdy klasnął w dłonie i głośno się zaśmiał. Ten obraz tak bardzo do niego nie pasował, że przez chwilę zastanawiała się czy oby nikt nie dosypał mu czegoś do drinka, którego tak strasznie męczył. Uniosła lekko brwi, spojrzała na zapełnioną do połowy szklankę i posłała mu pytające spojrzenie, chcąc dowiedzieć się z czego tak się ucieszył. To nie było tak, że się w niego wgapiała! Po prostu patrzyła się trochę dłużej, niż powinna, ale czy było w tym coś złego? W tej chwili uważała, że jest to całkowicie normalne i nie przejmowała się podejrzliwym spojrzeniem chłopaka. Wzruszyła ramionami, wciąż się na niego patrząc, zupełnie jakby chciała mu dać do zrozumienia, że wszystko jest w jak najlepszym porządku. -Lepiej. Wyczytałam to z twoich oczu. Masz oczy dziwnej osoby. Ale w dobrym tego słowa znaczeniu. A może złym... -Czuła, że powoli zaczyna gadać głupoty, miała jednak nadzieje, że chłopak nie będzie miał jej tego za złe. W końcu nie był z nią w żaden sposób związany, mógł sobie iść w każdej chwili i zostawić ją na pastwę ludzi, których nie zna. Jednak miała szczere nadzieje, że tak nie postąpi. Właśnie o to mu chodziło? Jego życiowy cel to być nieprzyjemnym? Czy naprawdę nie chciał, żeby ludzie widzieli go w nieco innym świetle? Jego wiecznie poobijana twarz z całą pewnością nie zachęcała do bliższego poznania Noxa i dziewczyna była niemal pewna, że wielu ludzi zrezygnowało z jakichkolwiek relacji z chłopakiem z tego właśnie powodu. Jednak Mallory zaintrygowało przede wszystkim to, że pod tą maską, którą zakładał, krył się człowiek, z którym rzeczywiście dało się porozmawiać. Przynajmniej ona miała takie wrażenie. Być może błędne. -Wkurzasz mnie. Ale lubię z tobą spędzać czas.... -Ucięła, uważnie mu się przyglądając i mrużąc lekko oczy, analizowała w głowie słowa chłopaka. Nie potrafiła go rozgryźć, a lekkie zawroty teraz jej tego z pewnością nie ułatwiały. Słysząc kpiący ton Ślizgona, momentalnie zacisnęła szczękę, a jej usta zamieniły się w prostą kreskę. Bawił się nią. Tak jak bawił się prawdopodobnie każdym innym. -Może dla Ciebie ZBYT skomplikowane. -Dokończyła i rzuciła mu ostre spojrzenie. Zirytował ją, a działanie alkoholu dodatkowo wzmocniło to uczucie. I co teraz, Nox? -Może. -Odpowiedziała krótko, nie chcąc dawać wprost do zrozumienia, że owszem, miała na myśli siebie. Chociaż wiedziała, że to i tak więcej niż pewne. Ehh... Spojrzała na Ślizgona, zaskoczona jego słowami. Nie wiedziała w którym momencie z chama zamienił się w opiekuna, ale w zasadzie w żadnym stopniu jej to nie przeszkadzało. Machnęła ręką, dając mu do zrozumienia, że jeszcze przez długi czas nie ma zamiaru wstawać z tego miejsca, po czym przypadkowo przewróciła szklankę chłopaka. -Cholera.- Momentalnie odwróciła się w kierunku w którym poszedł, chcąc zobaczyć czy zauważył i kiedy stwierdziła, że zniknął z jej pola widzenia, sięgnęła za bar po paręnaście chusteczek. Szybkim ruchem zaczęła wycierać trunek z blatu, jednocześnie zamawiając następny- taki sam, który przed chwilą wylała. Posłała chłopakowi szeroki uśmiech, gdy ten po chwili przyniósł jej jakieś okrągłe, dziwne coś i udawała, że się na niego nie patrzy, gdy ten sięgał po napój. -Co to? -Uniosła brwi, wpatrując się w leżący przed nią wyrób, po czym sięgnęła po jeden z nich.
Gdyby Krysia był trzeźwa za pewne umarłaby ze śmiechu słuchając pseudo seksownego tonu Caluma. Była jednak tak zamroczona eliksirem, że wydawało jej się iż tańczący z nią (czy też raczej ocierający się z nią) błękitnowłosy chłopak jest pieprzonym bogiem seksu. Dzięki Merlinowi, że była na tyle otwartą osobą, że nawet gdyby nagle wytrzeźwiała to i tak raczej nie spłonęłaby ze wstydu, tylko uznałaby swojego partnera za całkiem sympatycznego chłopaka i korzystając z okazji, mimo wszystko starałaby się namówić go na szaloną podróż w głąb jej bielizny. Można być pewnym, że młody Dear nie był mistrzem całowania, bo nie miał w tej materii zbyt wiele doświadczenia – mimo wszystko w tym momencie młody mężczyzna wydawał się dziewczynie prawdziwym Don Juanem, więc zatonęła w jego ramionach bezpardonowo wpychając w jego usta swój jakże sprawny język. Po chwili lekko niesmacznego dla widzów, ale niewątpliwie przyjemnego dla tej parki zbliżenia dziewczyna delikatnie odsunęła się od ust Caluma, by nachylić się na jego uchem. - To co, po kawałku tortu i znikamy? – zapytała ze zniewalającą i lekko bezczelną szczerością.
Zaskakujące, prawda? Jak bardzo można pomylić się w ocenie ludzi. I to niby on wrzucał wszystkich do jednego worka? Nie chciał dać się poznać? Nikt niezbyt szczególnie stara się go poznać, dlatego też nigdy się nie narzuca. Owszem, jego pokiereszowana twarz nie jest zbyt przyjemnym widokiem, czy też zachęcającym. Ale dlaczego ma się zmieniać, tylko dlatego, że innym to nie pasuje? Był jaki był... Nie to nie. Proste, prawda? Wzruszył ramionami, lekceważąc jej zdziwione spojrzenie. Nie pił zbyt często, w jego dłoni częściej zauważysz papierosa niż kieliszek. Jednak głowę miał całkiem mocną, winił za to geny bądź zwyczajnie twardą głowę, która przy tylu uderzeniach zdążyła się przyzwyczaić. Jasne, jasne, po prostu nie mogła odwrócić wzroku od jego ślicznych czarnych ocząt. Nie jedna się na to złapała(oczywiście bujda na kółkach, ale skąd ona może o tym wiedzieć). - Aż tak długo się w nie wpatrywałaś?-Uniósł lekko brwi, kierując na nią swoje rozbawione spojrzenie.-Powiedz mi coś czego nie wiem. Co mogłaś z nich wyczytać... W dobrym czy złym sensie.-Dodał kpiąco. I złapał się na tym, że naprawdę chciał tego posłuchać, nieważne, że całkowicie ją podpuszczał... Wiedząc, że już procenty zaczynały na nią działać. Był okropny. Dostarczała mu dzisiaj rozrywki, a przynajmniej z takim zamiarem zaprosił ją na imprezę. I najwidoczniej się nie pomylił, a jego wybór był całkiem słuszny. A to, czy wykorzysta to później czy nie... To już jego prywatny interes. Ludzie zawsze widzą to, co chcą widzieć. Niby dlaczego miał to zmieniać? Kwestionować ich zdanie? Jakim miałby w tym interes. Posiadał sobie najbliższe osoby i tyle mu wystarczyło. Jak mówił wcześniej, nic na siłę. Nie zmuszał ludzi do integracji z jego osobą. Nie szukał przyjaciół, wiedząc, jak prawdopodobnie by się to skończyło. Ludzi to przerasta. On czasem przerastał sam siebie. -Czy to wyznanie? Nie byłem na to gotowy.-Powiedział, teatralnie dotykając dłonią piersi. Humor mu dopisywał lub zwyczajnie chciał ukryć to, co wiązało się z jej słowami. Była już troszkę pijana... Czy ludzie naprawdę mówili prawdę w takich momentach? Zastanawiające. Udało jej się go zdziwić... Gratuluję. Tak, oczywiście... Nie miał nic lepszego do roboty, jak zabawy innymi(nuda!!). Naprawdę go nie znała, nawet nie była blisko jego klasyfikacji. Niech więc nie będzie taka pewna siebie. Bo jedno czego może być pewna, że łatwo wytrącić go z równowagi, co nie szczególnie mu przeszkadza.-Może. Nie wiem. Trzymam się od was z daleka...-Mruknął spokojnie. W kwestii kobiet różnił się diametralnie od swojego brata, a tym bardziej ojca... Co ostatnie było chyba powodem do dumy. Nie był ckliwy ani opiekuńczy. Znaczy... Był... Kiedyś. Nieważne. Kiedy wrócił, zwrócił uwagę na szklankę, która była pełna. A dałby sobie głowę uciąć, że przynajmniej połowa została opróżniona. Jednak nie pytał. Podsunął jej tylko pączki, z takim dziwnym uśmieszkiem pod nosem. Troszkę szaleńczym i rozmarzonym.-Pyszności. Dawaj. Nie ufasz mi?-Jego wzrok jasno dał jej do rozumienia, aby mu nie odpowiadała. Sam wgryzł się w swojego, popijając przy okazji drinka. Kiedy po niecałej minucie pączek zniknął, zjadł resztki lukru z palców. Kultura? Nieee, nie słyszał o tym.
Prychnęła na jego słowa, jednocześnie uświadamiając sobie, że może rzeczywiście wpatrywała się w niego zbyt długo. Westchnęła ciężko, obiecując sobie w duchu poprawę i odwróciła wzrok, skupiając się na podsuniętym pod nos talerzu. Próbowała rozgryźć co jej przyniósł, ale cóż...nie miała zielonego pojęcia co to może być. -Nie aż tak długo, żebym wiedziała rzeczy, których sam o sobie nie wiesz...Przykro mi, nie dziś. I pewnie nie kiedykolwiek. -Rzuciła po chwili, zastanawiając się nad intencjami siedzącego obok chłopaka. Sama nie wie czy ma się cieszyć, czy żałować decyzji o odezwaniu się w Pokoju Wielu Myśli. W zasadzie sama nie wie czemu to zrobiła, być może wtedy to ona miała ochotę na rozrywkę, a być może...no właśnie, co? Chyba miała ochotę powoli się zbierać. Oparła brodę o zaciśnięte pięści i zamknęła oczy, czując lekki ból głowy. Jak dobrze, że w dormitorium miała schowany jeden z wynalazków mamy, która wcisnęła go Mallory, gdy ta wyjeżdżała do Hogwartu i który według dziewczyny jest najlepszym lekiem na kaca. W tym momencie błogosławiła rodzicielkę w myślach, dziękując jej za upierdliwość i dążenie do upragnionego celu za wszelką cenę. Chciałaby być taka jak ona. -Wyznanie? -Uniosła głowę i zerkając w jego stronę, prawie niezauważalnie wzruszyła ramionami. Niech to sobie interpretuje jak chce, nie będzie ani potwierdzała jego słów, ani zaprzeczała. Ona chyba sama do końca nie wiedziała co to miało być, dlatego postanowiła nic nie odpowiadać. Niech ma zagadkę, a co. Uniosła brwi, słysząc uwagę Ślizgona na temat kobiet. Dziwne, biorąc pod uwagę, że ma siostrę bliźniczkę i pewnie jeszcze sto innych dziewczyn w rodzinie. Patrzyła się na niego dziwnym wzrokiem, trochę jednak nieobecnym, jakby myślami była już gdzieś daleko stąd. Na przykład w łóżku. Była już trochę śpiąca, ale była również głodna, dlatego sięgnęła po jedno dziwne coś i ugryzła kawałek. Było pyszne. Jeszcze lepsze niż rogale, którymi ostatnio ją poczęstował. -To coś z kraju, z którego masz to nazwisko nie do wypowiedzenia? -Spytała prosto z mostu, kończąc jeść i żałując, że to dobro tak szybko się skończyło. Wytarła ręce w chusteczkę i zerknęła na Ślizgona. -Dzięki -Rzuciła po chwili i rozejrzała się po sali. Dość szybko stwierdziła, że goście są nieco drętwi. Zdecydowana większość tłoczyła się przy barze, zostawiając pusty parkiet i muzykę grającą gdzieś w tle. Najwyraźniej miała trochę inne wyobrażenie o Gryffonach. Westchnęła, wzrokiem powracając do Lennoxa, po czym oznajmiła, że idzie do łazienki, zupełnie jakby miało to go w jakikolwiek sposób interesować. Wstając z wysokiego, barowego krzesła, potknęła się i uderzyła niechcący chłopaka, po czym szybko się ulotniła, posyłając mu przepraszające spojrzenie. W tej chwili chciała, aby ich znajomość zakończyła się wraz z wejściem do Pokoju Wspólnego...
Zaśmiał się w odpowiedzi na jej reakcję. Nie przywykł do posiadania fanki, jednak może być całkiem ciekawie. Oczywiście, żarty żartami... Nie miał jej niczego za złe. W końcu, nie było czego. A chyba nie spędzą całego wieczoru na groźnych spojrzeniach i nieprzyjemnych tematach. Symbolem pokoju był pączek, którego przyniósł. W końcu dzielenie się jedzenie w jego mniemaniu to naprawdę coś! -Łamiesz mi serce! Myślałem, że masz ciekawego do powiedzenia. Może jakieś subtelne odgryzienie się... Ah.-Westchnął zrezygnowany, przy okazji lekko kręcąc głową, jakby naprawdę było mu z tego powodu przykro. A zapowiadała się tak dobrze! Zwalił to na zwykłą ciekawość. Chyba od tego zaczęła się ich rozmowa, prawda? Zapamiętał kluczowe pytania, jednak całego sensu rozmowy już niekoniecznie. Nie mogą na tym poprzestać? Zwykłej, ludzkiej ciekawości, która popchnęła ich do znalezienie się w tej sytuacji? Po co wszystko rozkładać na czynniki pierwsze. O nie. Już zamierzała zakończyć imprezę? Jak mogła! Liczył na całą noc tańców(ha ha dobre sobie) i hektolitry picia. Wyglądała na kogoś, kto dawno dobrze się nie bawił. A z racji tego, że był dobrym kolegą z domu, zamierzał jej tę rozrywkę zapewnić. -Tak. Mall... Czemu już się ze mną nie droczysz? Obraziłaś się?-Nie mogła się nudzić... Bo jak to tak. Rozejrzał się po pomieszczeniu. Tak, sam zdecydowanie powinien napić się więcej tego pysznego trunku, który stał teraz przed nim... Wypełniony. Chwycił naczynie i opróżnił zawartość naczynia. W dość zaskakującym tempie. Było słodkie, jak na jego gust, wręcz idealne. Tak, i co z tego? Miał siostry i były jedynymi kobietami, z którymi wytrzymywał. A może to one wytrzymywały z nim. Kto wie, kto w tym przypadku jest bardziej pokrzywdzony. Zapewne one. Nieważne. Tyle mu w zupełności wystarczyło. Poza tym, jak mawiał o kobietach, miał raczej na uwadze te nie należące do jego grona rodzinnego. -Polska. Tak.-Pokiwał lekko głową. Choć sam nigdy nie był w tym kraju, sporo na jego temat wiedział. Cóż, powinno się znać swoje korzenie... Nieważne, jak bardzo zawiłe mogą one być. Odwrócił się, aby przyjrzeć się swojej towarzyszce. Po chwili postanowiła się ulotnić, przy okazji oberwał od niej dosyć niezgrabnie. Przytrzymał ją i pozwolił udać się w kierunku łazienki. On sam postanowił zejść ze stołka. Ruszył w kierunku brata, aby się z nim pożegnać. To był dzwonek dla niego i Mall aby się stąd ulotnić. Po jakże czułym pożegnaniu, jakim było krótkie "cześć" i "było świetnie", ruszył do miejsca, gdzie zniknęła Mall. Zerknął na zegarek, uznając, że jest to wczesna pora. I z pewnością nie pójdzie do łóżka spać. Oj nie. Spojrzał na dziewczynę, która po chwili do niego dołączyła. -Chodź. Idziemy.-Powiedział z dziwnym uśmiechem na ustach. Nawet zaoferował jej swoje ramię jak na dżentelmena przystało. Po chwili ruszyli do wyjścia.
Zdmuchnąłem świeczki w akompaniamencie śpiewu moich przyjaciół, po czym z pomocą Basa rozdzieliłem tort między gości (chociaż szkoda mi było tak pięknego ciasta). Po spożyciu wróciliśmy do zabawy - alkohol lał się strumieniami, i bawiliśmy się naprawdę fenomenalnie. To były jedne z moich najlepszych urodzin i byłem bardzo wdzięczny losowi, że mam tak wspaniałych przyjaciół i rodzinę, dzięki którym mogłem tak spędzić czas. Impreza trwała całą noc, a ja pomiędzy salwami śmiechu z trudem powstrzymałem łzy wzruszenia. Gdy już było po wszystkich i każdy z gości poszedł do siebie, chwyciłem za rękę @Padme A. Naberrie i zupełnie bezsensownie podążyłem z nią do jej mieszkania w Hogsmeade, jakby zapominając, że do siebie mam sto razy bliżej. Ta niezapomniana noc miała się skończyć równie wspaniałym zwieńczeniem.
/zt, ale jeśli ktoś chce kończyć to spoczki loczki.
Słowa nie były w stanie oddać tego, co czułem w tamtej chwili, gdy ciało tej pięknej blondynki przylegało tak ściśle do mojego, gdy nasze języki splotły się w namiętnym tańcu. Myślałem sobie, że jestem jakimś pieprzonym bogiem seksu, skoro tak gorąca dziewczyna postanowiła się do mnie zbliżyć na taką odległość, a jako że to się nie zdarzało nigdy zbyt często oraz byłem naćpany jakimś świństwem, chciałem czerpać jak najwięcej z tego doświadczenia. Nie zwracałem uwagi na nikogo, liczyła się tylko Ona. Gdy wypowiedziała te słowa, te, których brzmienie chciałem usłyszeć już dawno temu, nie posiadałem się z podekscytowania. Jej osoba oddziaływała na mnie tak silnie, że na twarz wstąpił mi rumieniec - czułem ogromne uderzenia gorąca, w sumie nie tylko tam, a w całym ciele. Miałem ochotę zapytać, o jaki tort chodzi, bo w ogóle nie pokojarzyłem, że przecież przyszedłem na urodziny, ale zamiast tego z moich ust wypadło: - Ciebie zjem na deser. Ulotniliśmy się bardzo szybko, nie patrząc za siebie. Sypialnia Lysandra wydawała się najlepszym miejscem na to, co zaszło później.
Serdecznie przepraszam wszystkich, którzy to czytali. O pokrycie kosztów terapii proszę słać listy. A nie, sorry. Sowa mi zdechła. Peszek.
/zt
Blaithin 'Fire' A. Dear
Wiek : 25
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : chuda, opaska na twarzy, blizny, tatuaż, zapach damasceńskich róż
Czasami po prostu człowiek miewał potrzebę napicia się. Fire ostatnio nie mogła narzekać na nadmiar takich okazji. Dziewczynie przeszkadzał głównie brak czasu, a nie chciała wolnych momentów wykorzystywać na siedzenie w barach, żeby później iść wstawiona do pracy albo robić eliksir i pomylić jakiś składnik po pijaku. Tym razem udało jej się znaleźć perfekcyjny wieczór, upchnięty gdzieś między nauką zaklęć, a grą na skrzypcach. Piątek, zachód słońca i klub w którym pracował najlepszy barman pod słońcem, na którym się do tej pory nie zawiodła. Oczywiście, myślała o Leo i nie wątpiła, że drinki Gryfona szybko ją rozluźnią. Bo akurat tego Fire potrzebowała praktycznie zawsze... Wcisnęła się w ciemne spodnie, skórzaną kurtkę i niezawodne glany, zabierając bezdenną torebkę. W gruncie rzeczy nie wyglądała inaczej niż jak na co dzień, miała jedynie nieco mocniejszy makijaż i biżuterię w kształcie płomyków. Do klubu weszła z papierosem w ustach, odpalając go tą samą zapalniczką, którą dostała na święta. Zdążyła przyzwyczaić się do tego mugolskiego sposobu i nawet wolała go od używania Incendio. Po tym, jak raz jej różdżka buchnęła płomieniami prosto w twarz Szkotki, paląc kilka kosmyków, nieco się zraziła. Fire nie zauważyła w polu widzenia nikogo stojącego przy drinkach, więc po wyminięciu ludzi (paru trąciła przy okazji mocno łokciem) usiadła na którymś z wysokich stołków (z drobną trudnością ze wspięciem się na nie). Łokcie oparła wygodnie o blat, siedząc tyłem do baru. Głośna muzyka działała zaskakująco kojąco - zagłuszała różne myśli. Zamierzała zamówić coś mocnego i pobudzającego. A potem? Kto wie...
Luke fiolkę nosił od pewnego czasu przy sobie, zastanawiając się, kiedy będzie okazja żeby jej użyć. Wbrew pozorom, nie był psychopatą mającym obsesje na punkcie Fire. Chyba. Nie chciał też niczego osiągnąć przez podanie jej tego eliksiru (w takim wypadku pewnie sięgnął by po amortisie). Po prostu ten pomysł wykluł mu się w głowie jakoś tak spontanicznie, mimowolnie i nie był w stanie się go pozbyć. Zauroczona Fire, to musiało być takie... urocze. Chciał zobaczyć, jak nagle burzy się ten mur w okół niej, łamie lód i budzi się ten ogień, który Luke naprawdę chciał w końcu zobaczyć. Dziewczyna miała w sobie coś wyjątkowego. Pomijając niewątpliwą atrakcyjność fizyczną, miała po prostu to coś, co przyciągało Luke'a i nie pozwalało mu sobie odpuścić, nawet po kolejnym i kolejnym odrzuceniu. Nie chciał przestać, nie zniechęcał się. W zasadzie nigdy nie poddawał się w takich sprawach, więc usprawiedliwiał się, że Fire jest po prostu kolejną, której nie mógł odpuścić bez walki. Mimo wszystko widział, że powoli idzie to w nieznanym mu kierunku. Kiedy wchodził do klasy, gdzie mógł zagadać do każdej dziewczyny, wybierał zawsze akurat ją. Uwielbiał ją denerwować, wyprowadzać z równowagi i patrzeć na te jej rozpalone gniewem oczy. Mimo wszystko, chciał w nich zobaczyć coś więcej niż gniew. Tak o, w ramach eksperymentu. Był ciekawy innej Fire, takiej której pewnie niewielu zna, a może nawet i nikt. Wiedział, że to nie jest etyczne i nie zgadzało się to z jego zasadami. Na ogół potrafił być namolnym podrywaczem, ale zawsze nieszkodliwym, nigdy nie przekraczał takich granic. Nie szedł o ten jeden krok za daleko. W tym wypadku wyraźnie przekraczał granice, chociaż dalej starał się pilnować w tym wszystkim i co najwyżej podokuczać zakochanej Fire, ale nie robić z tym nic więcej. Jedyne co chciał, to to zobaczyć. Kiedy dziewczyna weszła do klubu, uśmiechnął się mimowolnie. W sumie nie spodziewał się, że tak szybko od podjęcia ostatecznej decyzji będzie miał okazję wcielić plan w życie. Kiedy podeszła do baru, od razu uprzedził innych barmanów zbliżając się do niej. - Hej mała - przywitał się z nią, od razu przystępując do wykonywania drinka, nie pytając jej co konkretnie chce zamówić. - Pozwól, że zaproponuje ci coś specjalnego, na koszt firmy - puścił jej oko i przygotował jej drinka, a następnie postawił go przed nią. Bardzo podobnego często zamawiała, co Williams już oczywiście podchwycił. - Jest trochę ulepszony, ale zapewniam, że trafi w punkt w twój gust - zachęcił ją. Był dobrym barmanem, ruchy miał zwinne, szybkie, dziewczyna nie miała szansy zauważyć, że coś z pod stołu trafia do jej szklanki. Nikt nie miał szansy tego zauważyć, bo Luke już dawno przygotował wszystko tak, żeby nie wzbudzało podejrzeń.
Blaithin 'Fire' A. Dear
Wiek : 25
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : chuda, opaska na twarzy, blizny, tatuaż, zapach damasceńskich róż
- Hej, cholerny idioto. - odparowała od razu. Wiedziała, że była zdecydowanie niska i Luke nie musiał ciągle o tym Fire przypominać. Glupsze było chyba tylko "skarbie" Noxa. Tego typu zdrobnienie, które w założeniu miały nieść ze sobą pozytywny ładunek emocji i sympatii, drażniły Blaithin kiczowatością. Ale mała było zdecydowanie najgorsze z nich wszystkich... Odwróciła się z tak jawną wrogością na twarzy, że można było przypuszczać ewentualny atak. - Pracujesz tu? - zapytała nie mając nawet ochoty na wielkie zdziwienie, ale zmusiła się do obojętności. Wolałaby widzieć za barem Leo, a nie Williamsa, który po raz kolejny nie mógł sobie odpuścić i musiał zatruwać życie Blaithin. To Szkotka była od zatruwania życia ludzi, nie zamierzała pozwalać na robienie tego jej. Im więcej Luke się naprzykrzał tym mocnjej chciała się zemścić i odstraszyć go raz na zawsze. A w tej kwestii potrafiła wykazać się kreatywnością. Szkoda, bo gdyby Luke nie zachowywał się jak skończony kretyn szczerzący ząbki to mogłaby nawet znieść jego towarzystwo. Ech, byleby się napić i stąd wynieść... Prychnęła tylko, gdy już po chwili pojawił się przed nią blow job. Chyba nadal liczyła na jakiś ratunek w postaci kogoś znajomego, ale najwyraźniej mieli okazję pobyć sami. - Ulepszony? Czemu mnie to martwi? - zapytała kwaśno, ale jakiś instynkt Janusza w Fire podpowiedział jej, że jak darmowe to trzeba brać. Wzięła więc drobny łyczek i rzeczywiście smakowało bardzo dobrze. Wręcz nieziemsko. Nim się zastanowiła, wypiła więcej drinka. Momentalnie z jej twarzy zniknęło rozdrażnienie, nawet nieco się rozluźniła. Popatrzyła na Williamsa, jakby widziała go po raz pierwszy w życiu. Jego uśmiech zawsze był taki piękny i słodki...? Przez moment patrzyła, chłonąc wzrok chłopaka i powolutku zatapiając się w jego ciemnych tęczówkach. Wtedy nieco się speszyła i spuściła wzrok na drinka. Nieśmiały uśmiech sam odnalazł miejsce na ustach dziewczyny. - Skąd... Skąd znasz mój gust, Luke? - odnalazła wyjątkową przyjemność w wymawianiu imienia Krukona po raz pierwszy. Nie miała pojęcia, że aż tak zwracał na nią uwagę i czuła się tym zachwycona. Dziwne uczucie gorąca uderzyło w Blaithin, wraz z tym jak eliksir zaczął działać.
- Czy ty nawet przywitać nie możesz się ze mną jakoś sympatycznie? - spytał rozbawiony. On w zasadzie nawet nie pomyślał o tym, że Fire to może wkurzać, bo jest rzeczywiście niska. Mówił tak zawsze, niezależnie od wzrostu i nawet nie zwracał na to większej uwagi. Nigdy właściwie nie zauważył, że Fire nie należy do wysokich osób. Luke chyba po prostu nigdy za trzeźwo o niej nie myślał i nie rozkładał jej na czynniki pierwsze, tylko pochłaniał wzrokiem całokształt, jak leci. - Nie udawaj, że nie wiedziałaś i wpadłaś przypadkiem - odchrząknął rozbawiony, chociaż zdawał sobie sprawę, że dziewczyna z całą pewnością nie przyszła tu do niego. Nie był pewien, czy tak chętnie wypije drinka, którego on jej zaproponował, zdawał sobie sprawę, że może być nieufna. Na szczęście dziewczyna widocznie nie zwróciła na to większej uwagi. Wiedział, że eliksir zadziała szybko. Ezra dał mu naprawdę świetny pomysł, może Luke nie do końca go dobrze przemyślał, bo średnio zastanawiał się co będzie po tym, jak z Fire zejdzie eliksir. Kompletnie się tym nie przejmował i spokojnie obserwował jak dziewczyna dopija drinka do końca. - Nie mam pojęcia, czemu cię to martwi - rzucił jeszcze, ale po chwili już widział rozanielenie we wzroku dziewczyny. To co go najbardziej zaskoczyło, to jej speszenie. Naprawdę, wszystkiego się spodziewał zobaczyć, ale nie zawstydzonej i nieśmiałej Fire. Uśmiechnął się, kiedy się do niego zwróciła. - Hm, mam swoje źródła mała - posłał jej swój uroczy uśmiech i spokojnie przygotowywał dalej drinki. Mimo wszystko był w pracy, ale dalej obserwował Fire. Zerkał na dziewczynę, biorąc się za polerowanie szklanek. Nie zamierzał w żaden, nawet najdrobniejszy sposób wykorzystywać jej stanu, chciał tylko na to popatrzeć. To było dla niego i tak już zdecydowanie dużo.
Blaithin 'Fire' A. Dear
Wiek : 25
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : chuda, opaska na twarzy, blizny, tatuaż, zapach damasceńskich róż
- Nie. - odpowiedziała tak swobodnie, jak gdyby pytał ją o dzisiejszą pogodę. Bo podobnie jak warunki atmosferyczne były w miarę uzależnione od aktualnej pory roku, tak i złośliwość Fire bywała zaskakująco stała i niezmienna. Gdy widziała Luke'a, machinalnie wręcz czuła potrzebę wyładowywania na nim sarkazmu i kpiny. Czy naprawdę oczekiwał normalnego przywitania? Nawet dla ludzi, których lubiła, Blaithin potrafiła być oschła, a co dopiero dla natrętnych Krukonów, którzy nie rozumieli słowa "nie". Cóż, musiał się w końcu nauczyć. Żałowała tylko, że musiała brać w tym udział. - Przyszłam tylko dla Leo, kretynie. - powiedziała całkowicie szczerze, tylko po to, żeby ewentualnie mu dopiec. Przecież gdyby wiedziała, że Vin-Eurico pracuje z Williamsem na pewno wybrałaby inny lokal - wolałaby już pójść do Oasis. Może to była po prostu złośliwość losu, że za ladą naprzeciwko Fire stanął akurat ten ciemnowłosy chłopak? Szkotka nawet nie śmiałaby pomyśleć o tym, że ktoś ją, specjalistkę od wszelkich eliksirów, zwłaszcza tych trujących, spróbowałby napoić jakimś wywarem. Uznałaby to po pierwsze za głupotę, po drugie za ogromną zniewagę, niemalże potwarz. Miała zostać otruta tym, czym sama truła innych? Niestety, nie mogła tego wyczuć, bo eliksir miał to do siebie, że nie wywoływał u pijącego podejrzeń. - Właściwie to też nie wiem, czemu... To nie tak, że ci nie ufam! - zaprzeczyła, bardzo starając się nie wyjść na przejętą, ale co jeśli ten boski adonis pomyśli, że naprawdę jest taką niemiłą zołzą? Co jeśli go zniechęciła? Czy będzie mogła naprawić swoje błędy? Merlinie, dałaby wszystko, żeby jeszcze raz się do niej uśmiechnął, może nawet roześmiał... "Mała" nagle brzmiało jak cudowne określenie, które Fire chciałaby słyszeć już codziennie. Próbowała nie rozpraszać się tym, jak bardzo lubiła na Luke'a patrzeć, i przeanalizowała te "źródła" w głowie. Czy to znaczy, że on, Luke Williams, się nią interesował? Może kogoś zapytał? Fala podekscytowania odmalowała się w błękitnych tęczówkach, z których zniknęła cała złość i pogarda sprzed kilku chwil. - Okej. - powiedziała głupio, bo bała się, że może ten piękny moment zepsuć jakimiś niepotrzebnymi słowami. Wtedy z kolei w rozgorączkowanej miłością głowie Fire pojawiła się myśl, że przecież nie może tak stać i nic nie robić, gdy taki cud chłopak stał tuż obok! Niewiele myśląc, wspięła się, żeby usiąść na blacie baru. Machnęła beztrosko nogami, chociaż w głębi duszy puls jej przyspieszył, gdy zorientowała się, że Luke jest właściwie całkiem blisko. - Dlaczego akurat mi na koszt firmy? - dodała, karcąc się za tak głupi pytanie w myślach. Ale Fire jakiegokolwiek chojraka by nie zgrywała, nie umiała flirtować. Nie umiała, a zwłaszcza nie wtedy, kiedy to siła eliksiru wmuszała w umysł dziewczyny zauroczenie.
Pokręcił głową, przecierając szklanki. Przyszła tutaj dla kogoś, co go trochę zmartwiło. Nie, żeby spodziewał się, że wpadła odwiedzić jego. Po prostu zrozumiał, że w każdej chwili ktoś tu będzie mógł podejść i zainterweniować, widząc Fire w specyficznym dla siebie stanie. No trudno, najwyżej wyjdzie stąd trochę obity, co złego może się stać. Prawda jest taka, że gdyby Luke zastanowił się nad tym pytaniem trochę dłużej, może doszedłby do wniosku, jak fatalny, niebezpieczny, niosący ryzyko śmierci jest jego pomysł. On jednak działał tak spontanicznie, tak nieprzemyślanie, że nie brał nawet do głowy naprawdę przykrych dla jego zdrowia i życia konsekwencji. W dodatku, to nie tego całego Leo powinien się obawiać. Nic nie było bardziej niebezpieczne, niż dziewczyna, która wybudzi się z tego stanu. Prawda była taka, że Luke wcale nie zdawał sobie sprawy, do czego zdolna jest Fire. Nie znał jej. Nie wiedział o niej tak wiele, nie rozumiał, że to nie jest kolejna dziewczyna, która odrzuca go "tak o", a jej groźby są rzucane na odczepnego i bez realnego pokrycia. Nie znał tak naprawdę jej od tej mrocznej strony, nie miał skąd. Wszyscy mu co prawda w okół powtarzali, jaki to niebezpieczny i zły pomysł, ale pewnie nawet oni nie wiedzieli jak bardzo. On na takie ostrzeżenia i tak reagował machnięciem ręki, przewróceniem oczu. Nigdy nie odczuwał przy niej realnego strachu, który powinien czuć. Może wtedy by go to zahamowało. Albo chociaż zastanowił się dwa razy, przemyślał co zrobi po, sprawdził, zaplanował przyszłość w jakimś innym kraju? Albo może i na innej planecie. Nie był głupi, gdyby zdawał sobie sprawę z powagi sytuacji, pewnie nie wchodziłby w to tak pewnie. Prawda była taka, że zachowania takiej dziewczyny jak ona nie dało się tak po prostu przewidzieć, jak się o niej niewiele wiedziało. W końcu wiele kobiet wcześniej go spławiało, niektóre również nerwowo reagując. Pewnie gdyby tego zagrania spróbował z jakąkolwiek z nich, jego przyszłość teraz malowałaby się w znacznie bardziej kolorowych barwach. Teraz to ona w zasadzie w ogóle się nie malowała, było wątpliwe, czy jakaś nadejdzie. Rudowłosa z takim entuzjazmem wypowiadała swoje słowa w jego kierunku, że to był dla niego miód na uszy, nawet jeżeli zdawał sobie sprawę, że to tylko i wyłącznie kwestia eliksiru. Nie chodziło o to, że czerpał z tego jakaś większą satysfakcję, na pewno nie działało to jakoś korzystnie na jego ego. No bo niby w jaki sposób? Eliksir to eliksir, niestety żadna to jego zasługa, czego oczywiście strasznie żałował. Mimo wszystko cieszył się z drinka, którego jej zafundował, bo mógł po prostu zobaczyć ją w takiej wersji, w jakiej naturalnie pewnie nigdy by nie wystąpiła. - A ufasz? - zapytał spokojnie, cały czas w między czasie przygotowując drinki dla innych klientów. Trochę żałował, że zrobił to tutaj, gdzie musiał zająć się innymi rzeczami, ale z drugiej strony to dobrze. Nie kusiło to, żeby dotknąć jej w jakikolwiek sposób, czy nawet się zbliżyć. Wbrew pozorom, miał do dziewczyny na tyle szacunku, żeby tego nie robić. W końcu nie była jego wrogiem, w jego oczach była wręcz kimś zupełnie innym. Kiedy usiadła na bar, wiedział, że nie jest to dobry obrót sytuacji. Po pierwsze, zwracała na siebie uwagę, a akurat tego Williams chciał uniknąć. Po drugie drastycznie zmniejszyła odległość między nimi, co równocześnie uważał za cudowne i bardzo niebezpieczne dla niego. Nie chciał, żeby cokolwiek go sprowokowało do przekroczenia granicy, którą sobie wyznaczył. Wiedział, że po amortencji dziewczyna marzy o każdej formie bliskości z nim, więc ciężko było ją od tego odwieść. Z drugiej strony, była przy nim tak uroczo ostrożna, żeby zrobić na nim wrażenie, że to mógł być pewien punkt zaczepienia. - Fire, mogłabyś zejść? - powiedział z uśmiechem, chociaż wiele kosztowała go ta prośba. W końcu siedziała przed nim, taka uśmiechnięta i entuzjastyczna, a on mówił jej, żeby zeszła. Nie było to dla niego proste. - Na koszt firmy, kochanie, bo czy stoję obok, czy za barem, nigdy nie pozwoliłbym ci za siebie płacić - powiedział, zabierając jej szklankę, kiedy wypiła drinka do końca. Od razu ją dokładnie umył, wytarł i odłożył na miejsce. Zdał sobie sprawę, że Fire już nigdy w życiu nie pozwoli mu postawić sobie drinka, jakkolwiek czystych intencji by nie miał. - Masz ochotę na jeszcze jednego? - spytał, tym razem mając już oczywiście na myśli normalny, pozbawiony eliksiru napój.
Tego dnia @Leonardo O. Vin-Eurico nie mógł narzekać na brak pracy. Tłum, jaki panował w klubie Luna zaskakiwał, zwłaszcza jeśli zauważymy, że nie był to weekend, a środek tygodnia. Czy właściciele zorganizowali jakąś promocję, o której Leo jakimś cudem nie usłyszał, a może wprowadzili w życie innowacyjną kampanię reklamową? Do tych informacji, Vin-Eurico musiał dojść samotnie, jeżeli tylko uda mu się jakimś cudem znaleźć wolną chwilę, a takowej brakowało mu już od bitych dwóch godzin. Nieustannie tylko biegał od jednego do drugiego końca baru, przyjmował zamówienia, nalewał, wstrząsał i mieszał. Zero wolnej minuty na wymknięcie się do ubikacji czy przeanalizowanie obecnej sytuacji, tylko nieustanna harówka.
Rzuć dwiema kostkami: 1 i 2 - No nie mogłeś już wytrzymać! Każdy człowiek ma swoje granice, a Twoja zbliżyła się do punktu kulminacyjnego zdecydowanie zbyt blisko. Musisz wyjść do ubikacji. Tu. Teraz. Natychmiast. Po wymieszaniu ostatniego drinka, rozglądasz się niczym zbieg, ale przez ten krótki moment nie napotykasz wzrokiem spojrzenia klienta. W ułamku sekundy podejmujesz decyzję. Wychodzisz na ustronie i chociaż nie ma Cię dosłownie przez trzy minuty, kolejka przy barze osiąga punkt krytyczny. Ludzie narzekają, przepychają się, aż wreszcie pomiędzy dwoma mężczyznami wywiązuje się regularna bójka. Jesteś świadkiem jak jedna z waszych klubowych szklanek, ląduje na głowie niczego niespodziewającego się gościa. Leje się krew, ludzie zaczynają rozpychać się łokciami, aby uciec z pola rażenia. To już zbyt wiele. Wkraczasz do akcji i rozdzielasz dwóch narwańców, ale i tak dostajesz ochrzan od przełożonego za doprowadzenie do tej sytuacji. Na nic zdają się Twoje tłumaczenia, właściciel obarcza Cię winą. Druga kostka: Jeśli jeszcze raz spróbujesz sprostować to nieporozumienie, a szef nie przyjmie wyjaśnień do wiadomości (nieparzysta), odejmie Ci z pensji 20G za podważanie jego autorytetu. Jeżeli je zaakceptuje (parzysta), dostaniesz tego dnia ekstra przerwę i 15G dodatku do pensji za szybką interwencję. 3 i 4 - Ludzie przy barze przychodzą i odchodzą, lecz Twoją uwagę zwraca kobieta, która od kilku godzin nie rusza się ze swojego stołka. W regularnych odstępach zamawia czystą whisky i powoli ją sączy nie racząc się żadną strawą, ni rozmową. Druga kostka: Jeżeli wynik jest większy lub równy 3, decydujesz się powoli wydobyć z niej prawdę. Kobieta, z początku niechętnie, wyjawia Ci, że w zeszłym tygodniu zmarł jej mąż, a ona od tego czasu topi smutki w alkoholu. Nawiązuje się między wami długa rozmowa, podczas której dowiadujesz się wielu ciekawostek z zakresu eliksirowarstwa (bowiem mąż rzeczonej klientki był prawdziwym mistrzem eliksirów) i zyskujesz z tej dziedziny 1 punkt kuferkowy. W innym wypadku, szybko tracisz zainteresowanie kobietą, dając się porwać natłokowi pracy. 5 i 6 - Brakuje wam rąk do pracy i sam wiesz o tym najlepiej. Starasz się jak najszybciej obsługiwać wszystkich klientów i kiedy pomiędzy barem, a salą nareszcie tworzy się niewielka luka, postanawiasz pomóc koledze z pracy, który obsługuje salę w wymianie worków w koszach na śmieci (puste kubeczki po napojach zaczęły już niemalże tarasować przejście). Ledwo zdążyłeś zawiązać pierwszy z nich, a już dosłyszałeś głośny trzask i wdech zaskoczenia dzielony z połową gości Luny. Któryś z klientów wpadł na genialny pomysł. Widział, że jesteś zajęty, więc spróbował samodzielnie nalać sobie ginu, aby nie musieć na Ciebie czekać, w wyniku czego strącił aż trzy butelki niezłego alkoholu. Nie miał wystarczająco wiele pieniędzy, aby za nie zapłacić, ale zaoferował Ci pewien układ. Jeżeli zgodzisz się założyć za niego 30G, otrzymasz od niego coś, co aktualnie ma w kieszeni. Druga kostka określa co od niego dostałeś: 1 - łajnobomba; 2 - kalendarzyk; 3 - rozmach grubej damy; 4 - sztylet oszustów; 5 - pluszowy kwintoped; 6 - czapka niewidka.
______________________
Leonardo O. Vin-Eurico
Wiek : 28
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : Ok. 222cm
C. szczególne : Wzrost; blizny na udzie i łopatce; umięśniony
W Lunie były takie tłumy, że Leonardo kompletnie nie mógł w to uwierzyć. Nie miał ani chwili wytchnienia - nawet wyjście do łazienki robiło się o tyle kłopotliwe, że brakowało mu zastępstwa. Cały czas uwijał się jak mróweczka (poważnie, jego animagiczna forma powinna się zmienić!), dzięki czemu nawet nie był w stanie skoncentrować się na żadnej swojej myśli, nawet tej najbardziej zbłąkanej. Dopiero po jakimś czasie zdołał odetchnąć i - przy okazji - zwrócić uwagę na siedzącą przy barze od dłuższej chwili kobietę. Z uprzejmym uśmiechem postanowił do niej zagadać, a to zaraz zaowocowało przyjemną pogawędką. Dowiedział się, czemu klientka wyglądała tak smutno i natychmiast postanowił wesprzeć ją kilkoma słowami; był barmanem i zapijanie smutków dobrze odbijało się na jego portfelu, ale Gryfon widział ponad to. Przecierał szklanki i blaty, podczas słuchania o niesamowitym eliksirowarze, który zmarł tydzień temu i pozostawił ukochaną w samotności. Zwracała się o nim z takim szacunkiem i taką miłością w oczach, że Vin-Eurico z każdą chwilą coraz bardziej się rozczulał, nagle szaleńczo dotknięty czułością. Wizja wspaniałej miłości kończącej się tak wbrew pozorom pięknie... Cholera, zmiękł. Nie wiedział jeszcze czy to przez swój związek, czy też przez jego zakończenie. Tak czy inaczej, nasłuchał się o eliksirach tak, że chyba nawet przed Fire mógłby błysnąć - poza tym chyba poprawił trochę klientce humor. Zaraz i tak zaczęła się zbierać, a on musiał wracać do pracy, bo pojawiła się jakaś grupa (chyba wieczór panieński, oho!), której należało poświęcić więcej uwagi. Pracy nigdy nie było za mało...
Sobotni, wrześniowy wieczór. Zwykle odpuszczała sobie imprezy i wszelkie wydarzenia towarzyskie, chcąc skupić się na nauce i ćwiczeniach praktycznych z miotlarstwa czy chociażby graniu na skrzypcach. Dziś jednak musiała wyjść. Nie była pewna, czy to przez brak snu, czy może przez ilość wypitej kawy, rozpierała ją energia i nie mogła się skupić na czytaniu opasłych podręczników czy przygotowywaniu notatek. Zwlokła się więc z łóżka o dziewiętnastej, zastanawiając się, co powinna ze sobą zrobić. Zamek o dziwo świecił pustkami, większość studentów i siódmorocznych wybyła aby korzystać z ostatnich podmuchów lata, kosztować wczesnej jesieni i odpoczywać po intensywnym początku nauki. Chodziła chwilę w kółko, rozglądając się po pokoju w poszukiwaniu zajęcia, gdy jej uszu dobiegła muzyka płynąca z pokoju wspólnego. Na usta dziewczyny wstąpił zadziorny uśmieszek i zwinęła ręcznik, kierując się do łazienki pod prysznic. Przeczesała ostatni raz szczotką kosmyki rudych, wijących się włosów i psiknęła delikatnymi perfumami, wsuwając na stopy szpilki. Zwinęła niewielką torebkę w równie czerwonym co one kolorze i miękką, sztuczną skórę na ramiona, wychodząc z dormitorium, a następnie z pokoju wspólnego. Do klubu nie było daleko, jednak zważywszy na wysokość obcasów, zaraz za zamkową bramą teleportowała się i pojawiła zaraz przed Luną, wyjmując trochę drobnych na uiszczenie opłaty. Zostawiła okrycie w szatni i poprawiła dłońmi materiał gładkiej, czarnej sukienki, którą wybrała. Klasycznej, mającej długi rękaw i opadającej na ramiona, sięgającej kawałek przed kolano. Idąc w głąb lokalu, pochłaniała wzrokiem tłum ludzi, uśmiechała się na widok kolorowych światełek i tańczących, doskonale bawiących się ludzi. Średnia wieku była różna. Wyłapywała z łatwością osoby dużo starsze od niej, jak i nielegalnie popijających piwo uczniaków! Cóż, nie jej sprawa. Dziewczyna podeszła do baru, zajmując jeden z wysokich stołków, gdzie zamówiła kieliszek czystej na rozgrzanie, która zniknęła równie szybko, co się pobawiła. Mogła sobie pozwolić, odpocząć i nie przejmować się dniem następnym, bo korepetycję miała dopiero od jedenastej. Najwyżej będzie niczym kopciuszek, zmyje się przed północą, zachowując klasę i rozsądek godny prefekt Slytherinu na drugim roku studiów. Czas płynął szybko. Tańczyła, popijała i rozmawiała z przypadkowymi ludźmi, których imion nawet nie zapamięta. Była jednak grzeczna, wciąż daleka droga była do stanu upojenia i utraty panowania nad sobą. Podziękowała jakieś grupce za wspólne zajmowanie parkietu, kierując się do baru, skąd odebrała tym razem kolorowego drinka z parasolką. Miała ochotę się przewietrzyć, więc skierowała kroki w stronę znajdujących się na zewnątrz stolików, gdzie była strefa dla palących. Zapatrzona gdzieś w dół, zahipnotyzowana rozbijającym się o szklane brzegi napojem, poczuła blokadę. Uderzenie, aczkolwiek delikatne i o dziwo niewytrącające drobnej dziewczyny z równowagi. Ruda wyprostowała głowę, lustrując wzrokiem słupek, który stanął na jej drodze. Człowieka. - Ojej, przepraszam. - zaczęła z uśmiechem, przekręcając głowę w bok i wydając z siebie ciche mruknięcie. Uniosła dłoń, przeczesując palcami burzę włosy i jednocześnie odgarniając je płynnym ruchem na plecy. - Znam Cię, jesteś z domu gryfa! Boże, mam nadzieję, że nie nabiłam Ci siniaka ani nic złotko. Dodała, lustrując go wzrokiem i cofając się pół kroku. Poprawiła torebkę na ramieniu i jedną z dłoni oparła na biodrze, uśmiechając się optymistycznie, nieco może zadziornie. Wciąż miała na polikach wypieki od tańca i panującego wewnątrz klubu gorąca.
Po dniu spędzonym na ciężkich ćwiczeniach, początkowo nigdzie nie planowałem już wychodzić. Byłem lekko zmęczony i chciałem trochę odpocząć. Kiedy dostałem od kumpla trzecią wiadomość z zaproszeniem do klubu, wiedziałem, że nie odpuści mi dopóki nie zjawię się w Lunie. Nie miałem innego wyboru. Szybko się odświeżyłem i wygrzebałem z szafy coś trochę bardziej wyjściowego. Znalazłem siły nawet na to, by wyprasować koszulę. Skoro już miałem gdzieś iść, to chciałem prezentować sobą jakiś poziom. Nie zależało mi na tym, by siedzieć gdzieś w kącie i popijać drinki. Bądźmy szczerzy, nie po to idzie się do klubu. Tuż przed wyjściem ułożyłem jeszcze włosy, naciągnąłem cienką wiatrówkę i wysłałem wiadomośc do ziomków, że jestem w drodze. Spacer nie zajął mi zbyt długo. Szczerze mówiąc, to drugie tyle stałem w kolejce przed klubem, ale po prawdopodobnie najlepszym klubie w Hogs można się było tego spodziewać. W każdym razie miło było pożartować sobie z ludźmi w kolejce i popatrzeć jak kilka dzieciaków ląduje na dupe odepchniętych przez magiczną linię. Było mi ich trochę przykro, kiedy zawiedzeni odchodzili w inne miejsce. W końcu wszedłem do środka i na nowe wrażenia nie musiałem zbyt długo czekać. Właściwie, to jeszcze nie wiedziałem co chcę zrobić. Ledwo co zostawiłem kurtkę w szatni i zatrzymałem się w drzwiach, by rozejrzeć się za znajomymi gębami, a już poczułem jak ktoś wpada we mnie. Odruchowo wyciągnąłem ręce, by na wszelki wypadek asekurować dziewczynę. Nie chciałem, by przypadkiem wywaliła się przeze mnie na tych swoich szpilkach. Lekko odwzajemniłem uśmiech i pokręciłem głową na znak, że nic się nie stało. Dopiero kiedy skojarzyła mnie z domem gryfa, zacząłem zastanawiać się z kim mam do czynienia. Zdziwiłem się, kiedy rozpoznałem w niej prefekta. -Spokojnie. Potrzeba trochę więcej by mnie uszkodzić. - zaśmiałem się cicho pod nosem. Jej reakcja była całkiem zabawna. Na pierwszy rzut oka sprawiała wrażenie bardzo żywej i wesołej osoby, a to bardzo dobrze. -Za tę plamę, wisisz mi jednak co najmniej drinka. - dodałem, wskazując palcem na miejsce, gdzie zawartość kieliszka dziewczyny, spotkała się z moją koszulą. Na szczęście nie przeszkadzało mi to i nie miałem o to żadnych wyrzutów do dziewczyny. W klubach takie rzeczy się zdarzały i trudno. Zapach moich perfum był silniejszy od woni alkoholu, a plama i tak zaraz wyparuje. Po prostu chciałem wykorzystać zaistniałą sytuację na swoją korzyść. -Swoją drogą czy prefekt nie powinien świecić przykładem? Jesteś tu z kimś? - zagadałem ciekaw czy zaraz nie zjawi się jakaś obstawa ze Slytherinu i nie porwie rudowłosej. Uśmiechnąłem się pod nosem rozbawiony tą całą sytuacją. Lekkim skinieniem głowy, zapraszająco wskazałem w kierunku baru. Chociaż zdecydowanie preferowałem parkiet, to i tak wolałem zacząć od jednej czy dwóch szybkich kolejek. Poza tym dziewczyna wyglądała trochę, jakby dopiero co tam była. Chciałem zamienić z nią trzy słowa, zanim zdecyduję czy warto zaprosić ją do tańca. Tak po prostu i nie doszukujmy się w tym większego sensu.
Była dzieckiem szczęścia, naprawdę. Nie mogła bawić się grzecznie, nie powodować kłopotów — nie, była Nessą i już na wstępie musiała wywołać kolizję i potknąć się o własne nogi, wpadając na bogu ducha winnego chłopaka, który chciał się tylko dobrze bawić. W takich sytuacjach zawsze martwiła się, że trafi na sztywnego gbura, którego duma i honor nie zniosą takiej zniewagi, jak oblanie alkoholem czy szturchnięcie. Wtedy robiło się nieprzyjemnie, a chęć na dalszą zabawę zwyczajnie uciekała. Nie każdy był przecież tak optymistyczny i zdolny do kompromisów jak ona. Nie była na szczęście ludzkim pociskiem artylerii ciężkiej, mogącej połamać drugiego człowieka. Westchnęła bezgłośnie, przesuwając spojrzeniem po sylwetce chłopaka, zatrzymując się na jego twarzy, co uświadomiło ją, że wcześniej już gdzieś go widziała. Przypadek? Czy to może kwestia czerwonych nitek, które tak zadziornie splątywały ze sobą ludzi w najmniej oczekiwanym momencie? - Dziękuje za podtrzymanie. -wypaliła najpierw, zdając sobie sprawę, że o najważniejszym zapomniała, a nie lubiła uchodzić za źle wychowaną, jak niestety większość współczesnych, młodych czarownic. Kiwnęła głowa, trzymając opartą dłoń na biodrze, w drugiej dzierżąc szklankę z połową drinka. - Faktycznie, nie wyglądasz na jakiegoś miękkiego i z porcelany. Mogę Ci kupić nawet dwa, jeśli masz ochotę. Ups, koszuli Ci jednak nie wyczyszczę, bo nie wzięłam różdżki. Chodź, napijemy się, gryfku. Dodała z przepraszającym uśmieszkiem, zaraz jednak łapiąc go za skrawek ubrania i ciągnąc za sobą znów w stronę baru, który niedawno opuściła. Na szczęście wciąż pracowali tu Ci sami barmani, którzy byli za czasów Luke'a i już dawno przeszła z nimi na ty. Starszy od nich chłopak zaśmiał się z niedowierzaniem na widok rudzielca, komentując pod nosem jej szybkie tempo pochłaniania alkoholu, na co otrzymał prychnięcie, mające na celu udawanie oburzenia. Nic jednak bardziej mylnego, bo Lanceleyówna zaraz roześmiała się i zamówiła cztery szklaneczki — tak na zapas — przenosząc wzrok na swojego towarzysza. Złapana an gorącym uczynku, co? Zostawiła w spokoju jego odzienie, rozłożyła bezradnie ręce i westchnęła teatralnie. - Złapana na gorącym uczynku. Oczywiście, że powinien. Jestem jednak teraz prefektem po godzinach, więc cśśśś. - zaczęła, unosząc palce do góry i przykładając go do ust, co miało być symbolem konspiracji i zachowania tajemnicy. Nikt przecież nie musiał wiedzieć, że nienaganna pani prefekt wpadała na ludzi po klubach, oblewając ich alkoholem. To by bardzo źle mogło zostać odebrane przez lubiących ją nauczycieli, bo przecież była pilnym uczniem. Zaraz jednak wróciła do świdrowania wzrokiem jego twarzy, poprawiając tkwiącą na ramieniu torebkę. -Nie. Właściwie to jestem tu sama, chociaż teraz to jestem z Tobą i to tak niegrzecznie udawać, że wcale tu nie stoisz, co nie? Chcesz tu przy barze się napić czy iść na loże do góry, tam jest ciszej? Ewentualnie mogę Cię jeszcze ładnie przeprosić, obiecać korepetycję i puścić do swoich znajomych, bo Ty nie wyglądasz na kogoś, kto sam szlaja się po klubach. Zakończyła swój monolog, przekręcając głowę w bok i posyłając mu jeszcze krótkie, pytające spojrzenie. Nie musiał obawiać się obstawy ze Slytherinu, bo aktualnie przed nią uciekła. I już widziała oczyma wyobraźni zachwycone spojrzenie kilku swoich przyjaciół, na jej spędzanie wolnego czasu w samotność i to w takim miejscu, majac pod dostatkiem alkoholu i innych używek. Mały gremlin wydał z siebie och, a lustrujące parkiet spojrzenie znów powędrowało w stronę gryfona, który wydawał się jej stworzeniem dość sympatycznym i rozrywkowym. Klepnęła się palcami w czoło, korzystając następnie z okazji i odgarniając za ucho kosmyk miedzianych włosów, uśmiechnęła się zadziornie. - Boże, nie wiem jak mam taką średnią, skoro w codziennym życiu przemawia przeze mnie głupota. Nessa, jestem Nessa. A Ty?
Rudowłosa potrafiła być bardzo przekonująca. Z jej ust dwa drinki brzmiały jak coś zupełnie niegroźnego. Nie potrafiłem jej odmówić, nawet jeśli cichy szept w głowie podpowiadał, że dwa drinki szybko zmienią się w cztery, a później szaleństwom nie będzie już końca. W tym momencie mi to nie przeszkadzało. Zawsze potrafiłem się powstrzymać w ostatniej chwili i wierzyłem, że tym razem też tak będzie. Ten szósty zmysł jeszcze nigdy mnie nie zawiódł. Lekko machnąłem ręką, kiedy wspomniała o plamie na koszuli. Nie przeszkadzała mi i jej też nie powinna. Gdyby było inaczej, sam użyłbym różdżki i szybko się jej pozbył. Gdyby ktoś pytał, to zawsze mogłem zwalić całą winę na rudowłosą. Przynajmniej mogłoby być zabawnie. -Skoro tak stawiasz sprawę. - cicho westchnąłem i odpowiedziałem lekkim uśmiechem do dziewczyny. Lekko pociągnięty w stronę baru po prostu ruszyłem przed siebie. Trzymałem się dosyć blisko ślizgonki. Do najwyższych nie należała i gdyby nie stukające na każdym kroku szpilki, pewnie mógłbym ją zgubić. Rozbawiony sytuacją przy barze, usiadłem tuż obok i odwróciłem się na krześle twarzą do dziewczyny. Oparłem się jednym przedramieniem o blat. Zabawne, że jeszcze kilkanaście minut temu miałem wątpliwości czy w ogóle tu przyjść, a teraz już wiedziałem, że zapowiada się zabawna noc. Rudowłosa była naprawdę żywą osobą, co pokazywała na każdym kroku. -Spoko. Postaram się nikomu nie wygadać co takiego robią prefekci po godzinach. - mrugnąłem lekko do dziewczyny na znak, że może to pozostać naszą słodką tajemnicą. Nie należałem do osób, które chwalą się swoim życiem prywatnym na prawo i lewo. Czasem niektóre rzeczy lepiej było przemilczeć. Nie zależało mi na tym, by narobić komukolwiek złej reputacji, a już w szczególności prawie niewinnej i nowo poznanej prefekt. -Hah. To zależy, jak wolisz. Możemy wypić po drinku tutaj i jak do tej pory się nie znudzisz, to możemy pójść do loży. - w tej całej chaotycznej wypowiedzi dziewczyny, jakimś cudem udało mi się odnaleźć sens. Nie mniej jednak, było to sporym i zabawnym wyzwaniem. Momentami ciężko było za nią nadążyć. Upiłem odrobinę darmowego drinka i zmarszczyłem delikatnie czoło. Pomysł z korepetycjami nie bardzo przypadł mi do gustu. -Tak? W takim razie na kogo wyglądam? - spytałem, ciekaw co takiego miała na myśli. Jakoś odruchowo zerknąłem za siebie. Trochę głupio by było, gdyby jakiś mój znajomy się właśnie nam przyglądał. Na szczęście nie dostrzegłem, żadnej znajomej gęby, więc wróciłem wzrokiem do rudowłosej i pokręciłem delikatnie głową na boki. -Nie, podobnie jak Ty, jestem tu z Tobą. Zaśmiałem się cicho, kiedy Ślizgonka przypomniała sobie o tym, że czasem trzeba się przedstawić. Sposób w jaki to ujęła był bardzo specyficzny. Widać, że miała spory dystans do własnej osoby, a to dobrze. Niektórzy czasem za żadne skarby, nie potrafili pogodzić się z żartobliwą krytyką. -No cóż, w dobrym towarzystwie nie myśli się o takich rzeczach. Nicolas, ale wystarczy samo Nico. - odparłem dosyć krótko. -Znudziło Ci się pilnowanie dzieciaków, że trafiłaś do klubu? - spytałem, ciekaw co ją w takim razie sprowadza do Luny. Zapewne zabawa - jak każdego, ale skoro była sama, to byłem gotowy chyba na każdą odpowiedź.
Jakkolwiek bezpłciową dżdżownicą lub rudą wszą była, to jedno trzeba było jej przyznać — potrafiła postawić na swoim i to w sposób tak rozbrajający, że ludzie najczęściej godzili się w ciemno, nie mając nawet pojęcia na co. Nikt o zdrowych zmysłach nie podejrzewałby przodującej uczennicy, prefekta i córy dobrego rodu o skłonności do alkoholu! I o ile faktycznie wypowiedziane przez nią słowa, zachęcające do dwóch drinków brzmiały niegroźnie, to w rzeczywistości mogły prowadzić do prawdziwej apokalipsy, której skutkiem będzie kac. Czasem nie tylko ten dla organizmu, ale też moralny. Plus był taki, że podobnie jak chłopak — potrafiła powiedzieć sobie dość, gdy jej stan zaczynał być niepokojący. Nie wybaczyłaby sobie zszarganej opinii jakimś niegodnym zachowaniem, a do tego w dzisiejszych czasach nie trudno było o kogoś, kro brak trzeźwości by skrupulatnie wykorzystał. - Lubię wiedzieć, na czym stoję. Wiesz, żeby było czysto i w porządku w stosunku do dwóch stron, bo jak jedna tylko udaje zadowolenie, to tak trochę słabo .-odparła z delikatnym wzruszeniem ramion, przesuwając spojrzeniem po jego twarzy. W nawyku miała utrzymywanie kontaktu wzrokowego z drugą osobą podczas prowadzenia konwersacji. Odnosiła wrażenie, że gdy ktoś postępował inaczej, zwyczajnie lekceważył drugiego człowieka. Mimika twarzy i ciała mówiła bardzo dużo, nawet czasem więcej niż samo spojrzenie i ukryty w ślepiach błysk. Grzecznie pociągnęła go w stronę baru. Nie chciała narzucać się mu czy coś, ale doskonale wiedziała, jak łatwo osoby o tak mizernym wzroście nikną w tłumie i wolała tego uniknąć. Była słowna i jak obiecała mu drinka, to go dostanie. Zerkała więc co jakiś czas za siebie, aby upewnić się, że nadąża. Gdy zajęli miejsce przy barze i złożyła zamówienie, przestała maltretować jego ubranie i wspięła się na wysoki stołek, zakładając nogę na nogę. Chłopak miał dobrą aurę, szybko przekonał do siebie ślizgonkę. Kiwnęła głową z uśmiechem w podziękowaniu, wprawiając w ruch miedziane kosmyki włosów. - Idzie nam całkiem nieźle, co? Pierwsza konwersacja, a już mamy sekrety! - zauważyła z entuzjazmem, posyłając mu jeszcze krótkie spojrzenie, po czym odwróciła głowę w kierunku pełnego parkietu. Sporo ludzi przyszło się wyszaleć. Czyżby każdy miał dość szkoły, jak i pracy? Ona sama lubiła tańczyć, jednak nie do przesady — konwersacje z ludźmi znacznie bardziej ją fascynowały, zwłaszcza w takich miejscach, gdzie tak naprawdę każdy mógł być każdym tylko nie sobą. Lubiła bawić się w zgadywanki, doszukiwać kłamstewek w zachowaniu innych. - Pozostawię to Tobie. Mnie wszędzie będzie dobrze, tu mamy po prostu szybszy dostęp do butelek. Trzymaj, Twoje zdrowie mój Drogi. Złapała za szklankę, którą podsunął jej kelner, a drugą chwyciła i wysunęła w jego stronę tak, aby nie krępował się napić. Była pozytywnie zaskoczona, że za nią nadążał, bo zdawała sobie sprawę, że jej tok myślenia i sposób wypowiedzi dla normalnych ludzi był czasem aż nazbyt chaotyczny i dziwny, pozbawiony składu. Taki był jednak urok Nessy. Całe to dziwactwo i bezpośredniość, przesadnie duże, różowe okulary. - Na kogo wyglądasz... Hmmmm, grasz może na miotłach? W sensie w Quidditcha? Jesteś raczej typem, który kojarzy się z bandą popularnych dzieciaków, dla których nauka nie jest priorytetem. Raczej tworzenie wspomnień. - zaczęła z zaciekawieniem, skupiając na nim spojrzenie karmelowych oczu. Nie była pewna, czy aby go nie uraziła, jednak zapytał. Nie lubiła kłamać, było to mało szlachetne i źle świadczyło o człowieku. Zwłaszcza gdy ktoś nie miał problemów z wyrażaniem własnej opinii. Upiła nieco trunku, czując, jak cierpki smak alkoholu zostawia za sobą dreszcz na skórze. Zupełnie jak chłodny powiew wiatru. - Więc teraz jesteśmy razem, brzmi nieźle. Nie sądziłam, że istnieją inni amatorzy samotnego udawania się do klubu. Zabrałeś mi tytuł tej jedynej, pod tym względem! Zakończyła z udawanym oburzeniem, zaraz jednak parskając śmiechem. Przypomniała też sobie o tym, że nawet nie wie, jak chłopak miał na imię. Znała tylko dom, chociaż to wciąż było wiele. Zwracała uwagę na drobne szczegóły, takie jak kolory mundurków. -To prawda! Tak jak ten święty, który przynosi dzieciom cukierkowe rózgi i zabawki? Słyszałam o nim historie, chociaż nigdy nie zagłębiałam się w tradycję. Ponoć lubi mleko i ciastka. A Ty? - zapytała pół żartem, pół serio. Nie znała się zbyt dobrze na świecie mugoli. Była wychowanką rodziny o szlachetnej, czystej krwi i na próżno było szukać w jej domostwie baśni czy legend pozbawionych nutki magii. Zawsze jednak fascynował jej świat, którego nie znała i do którego nie należała. Na jego pytanie pokręciła przecząco głową, odszukując wzrokiem spojrzenia Nicolasa. - Właściwie to nie, ale musiałam trochę odetchnąć od szkolnych murów i korytarzy. Plan zajęć był ostatnio dość napięty, a do tego ciągle ktoś z moich węży potrzebuje pomocy. Wiesz, jak to jest, każdy czasem ucieka, nawet jeśli bycie tchórzem to najgorsze z rozwiązań. Posłała mu krótki uśmiech, biorąc kolejnego łyka drinka. Jak zwykle wyśmienity, mieli tu naprawdę dobrych barmanów. Poprawiła tkwiącą na ramieniu torebkę, kładąc ją na kolanach. - A Ciebie przywiodło sobotnie szaleństwo?
Nie miałem za bardzo powodów do narzekania. Darmowe drinki z sympatyczną dziewczyną - czego chcieć więcej. Fakt, faktem czułem się trochę dziwnie, bo to ona mi je stawiała, ale planowałem odwdzięczyć się tym samym. To chyba dosyć uczciwy interes. Szkoda tylko, że cichy głos rozsądku znowu miał rację. Już wiedziałem, że nie skończy się to tak spokojnie, jak początkowo planowałem. Trudno, sam tak zdecydowałem i w najgorszym wypadku będę musiał jakoś łagodnie z tego wybrnąć. Uśmiechnąłem się delikatnie pod nosem. Jednego byłem pewien - chciałem wrócić do łóżka bez większych komplikacji po drodze. Postawiłem dosyć jasną granicę, której nie chciałem przekraczać. Trzeba przyznać tempo mieliśmy niesamowite. Ciężko to nazwać nawet pierwszą konwersacją. Wymieniliśmy zaledwie kilka zdań i nie znaliśmy swoich imion, a już pojawiły się pierwsze sekrety. No dobra, jeden i do tego zabawny, ale sekret. Liczył się jak każdy inny, tym bardziej, że rudowłosa nie chciała, by wyszedł na jaw. -Strach pomyśleć co będzie dalej. Jeszcze skończymy na wyjawianiu sobie największych tajemnic. - odparłem dosyć żartobliwie, podążając wzrokiem za spojrzeniem dziewczyny w kierunku parkietu. Żal byłby nie skorzystać, mając do dyspozycji tak wystrojoną partnerkę. Bez wątpienia plułbym sobie w twarz przez kilka kolejnych dni. To trochę tak, jakby przesiedzieć bal w Hogwarcie. Westchnąłem cicho pod nosem. -Skoro tak stawiasz sprawę, to proponuję wypić to co mamy i skoczyć chwilę na parkiet, a później pomyślimy co dalej. - chwyciłem kieliszek pomiędzy dwa palce i lekko potrząsnąłem cieczą w środku. W tym momencie zdałem sobie sprawę, że moja wiedza na temat alkoholu jest dosyć żałosna. Nie miałem zielonego pojęcia, co właśnie trzymam i nawet kiedy upiłem odrobinę, nie byłem w stanie rozpoznać zawartości szkła. Roześmiałem się, kiedy Nessa zaczęła mnie oceniać. To zabawne jak blisko, a zarazem daleko była. Owszem, lubiłem gromadzić wspomnienia i miałem jakąś grupkę swoich przyjaciół, ale czy popularnych? Raczej nie. Gdyby tak było, to prefekt raczej by mnie kojarzył. Pokręciłem głową przepraszająco za swoją gwałtowną reakcję. -Wybacz. Co do dwóch ostatnich możesz mieć nieco racji, ale Quidditcha nie znoszę. Nie no dobra, sam Quidditch jeszcze może być, ale latanie na miotle jest potwornie nudne. Zdecydowanie wolę auta, albo chociażby motory. Ten ryk silnika przy dużych prędkościach. - nieco się rozmarzyłem, ale i tak powstrzymałem się przed wygadaniem o marzeniach o wzięciu udziału w nielegalnych wyścigach. Wiedziałem, że nie każdy może się interesować motoryzacją, a już na pewno nie oczekiwałem tego od rudowłosej. Poza tym wciąż była prefektem. Zdawałem sobie sprawę, że jest luźną osobą, przy której bez skrępowania mogę powiedzieć o różnych rzeczach, ale tutaj chodziło o możliwe zagrożenie życia. -No nieźle. Najpierw sekrety, a teraz wspólny tytuł. Idzie nam chyba coraz lepiej. - odparłem z lekką dumą, nawet widząc malujące się, udawane oburzenie na jej twarzy. W sumie nie wiem, dlaczego zataiłem fakt, że zostałem ściągnięty do klubu przez znajomych. W każdym razie przyszedłem, tutaj sam. Nessa była pierwszą osobą, którą spotkałem w Lunie. Przyjmijmy więc, że to co powiedziałem było półprawdą. -No nie wiem czy ze mnie taki święty. - zacząłem przewracając oczyma. -Cukierków i zabawek też raczej dzieciom nie rozdaje. - westchnąłem jakby lekko zawiedziony. -Ale ciasteczka z mlekiem są całkiem okej. No to może być o mnie. - odparłem, kontynuując żart, chociaż zdawałem sobie sprawę, że Ślizgonka kompletnie myli pojęcia. Sam nie byłem ekspertem od mugolskiej kultury, ale staruszka rozdającego prezenty kojarzyłem jeszcze z Rosji. Tam chyba mówili na niego dziadek mróz. -Mamy chyba inne definicje tchórzostwa i ucieczki. - zaśmiałem się cicho. -Chociaż to może być kwestią różnych domów. - dodałem, z lekkim uśmiechem na twarzy. -W przemęczeniu i odpoczynku nie ma nic złego. Od poniedziałku pewnie i tak znowu będziesz do ich pełnej dyspozycji. - wzruszyłem delikatnie ramionami. To trochę głupie, ale ucieczka miała dla mnie dosyć pozytywne znaczenie. Kojarzyła mi się z uciekaniem przed nauczycielem po wpadce ze znajomymi na korytarzu. Tchórzostwo z kolei był czymś okropnym, jak porzucenie przyjaciół i porażka z własnym strachem. Naprawdę obrzydliwe zachowanie. -Można tak powiedzieć. Początkowo nie planowałem nigdzie wychodzić, ale jak widać - oto jestem. - rozłożyłem lekko ręce na boki, ukazując bezsilność. Niestety nie miałem innego wyboru i po prostu musiałem przyjść.
Nie przejmowałaby się tak płcią jej towarzystwa na jego miejscu. Przecież to bez różnicy czy piło się z mężczyzną, czy z kobietą, dopóki spędzało się miło czas. Nie przeszkadzało jej opłacanie alkoholu, ostatnio udało się jej sporo rzeczy w związku ze swoją karierą wolnego strzelca w dziedzinie muzycznej, a i w sklepie rodziców powodziło się całkiem nieźle. Lanceleyówna jednak pomimo bycia czarownicą czystej krwi z dobrego i bogatego rodu, nigdy tego nie używała. Wolała zapracować sama na swój sukces, a nie czerpać z tego, co osiągnęli rodzice. Właśnie dlatego często nawet nie wspominała, jakie nazwisko nosi. Na szczęście nie trafił na rudzielca o słabej głowie, wręcz przeciwnie. Wieczór zapowiadał się ciekawie i dość długo, na co uśmiechnęła się pod nosem, przesuwając spojrzeniem po ustawionych za barowym szynkiem regałach, gdzie tkwiły butelki z różnorodnymi trunkami. Luna miała naprawdę dobry asortyment. Nigdy nie miała problemu z nawiązywaniem kontaktów, chociaż przez pierwsze siedem lat szkoły tego unikała, zamykając się w księgach. Trzeba przyznać, że ludzie całkiem lubili jej towarzystwo, skoro sami chętnie zgadzali się, aby spędzać z nią czas, chociaż nigdy nie potrafiła tego fenomenu zrozumieć. Przeniosła spojrzenie na swojego powiernika, kiwając głową z rozbawieniem na jego słowa. - Może tak być! A może zostaniemy największymi wrogami? Nigdy nie wiadomo, co przynoszą czerwone nici przeznaczenia. - zaczęła z nutką tajemnicy w głosie, puszczając mu oczko. Uwielbiała nieprzewidywalność, a jej mottem w ostatnich dniach było oczekiwanie nieoczekiwanego. Upiła alkoholu, wracając do stukania paznokciami w szklankę, czego nawet nie zauważyło. Nawyki były przykrą sprawą. Wędrowała wzrokiem pomiędzy Nicolasem, a parkietem, wydając z siebie chcę "hmmm".- Twój plan brzmi nieźle. Nie wstawimy się tak szybko, jak będziemy się ruszać wśród tego tłumu i gorąca. Miał rację, to też była jakaś metoda. Nie miała pojęcia, która mogła być godzina, jednak wielu młodych ludzi popełniło ten błąd i zapiło się, dogorywając gdzieś po kątach lub zajmując toalety na długi, długi czas. Jaki sens ma taka zabawa? Kac nie był czymś przyjemnym, a współczesnym kobietom często wyłączał się tryb księżniczki i odpalał wtedy zwykłej kurwy. A co było gorszego niż kobieta bez szacunku do samej siebie we własnych oczach, jak i oczach innych? Oj tego by Nessa nie zniosła. - Ty też nie? Nie rozumiem fascynacji lataniem na drewnianym kiju. -odparła, ostentacyjnie machając jedną z dłoni i prychając cicho. Cóż za hipokryzja, zważywszy, że ostatnio wzięła się za trening, bo chciała wesprzeć swoją drużynę, której skład nadal nie był kompletny. Zupełnie jakby po zeszłorocznej porażce i odejściu kapitana, bali się dołączyć. Gdy skojarzyła jednak, że wspomniał o motorach.. Oczy się jej rozszerzyły i aż wstała z miejsca, stając przed stołkiem zajmowanym przez młodzieńca. Jak to możliwe, że poznali się dopiero teraz? Przecież ruda kochała motory, uwielbiała jazdę i zawsze chciała się ścigać, a ryk silnika przewyższał piękno melodii skrzypcowych.- O mój boże! Uwielbiam motory i auta, chociaż te pierwsze znacznie bardziej chwyciły mnie za serce. Masz już swoje maleństwo? Wolisz dwucylindrowe czy jednak uderzasz w mniejsze sprzęty? Trochę zasypała go pytaniami, co z pewnością wywołała ekscytacja tak łatwo dostrzegalna na jej smukłej, bladej twarzy. Ruszyła głową, odrzucając kaskady rudych włosów na plecy, ponieważ uporczywie chciały przykleić się jej do ust i szyi, co przy piciu drinka nie było najprzyjemniejsze. Ślizgonka nie była typową dziewczyną z dobrego domu. Gdyby wspomniał o chęci ścigania się, pewnie poszłaby z nim. Trąciła go palcem w ramię, kiwając głowa z uznaniem, a uśmiech już w ogóle nie schodził z muśniętych karminową szminką warg. - Mnie też zaskakuje to, jak złożona jest nasza relacja. A to tylko przypadkowe spotkanie, gryfku. Tylko wszystkich tytułów mi nie kradnij, bo mogę słabo to znieść. -mruknęła, nie mogąc jednak ukryć podekscytowania wcześniejszym tematem, tak że z próby ostrzeżenia go w zabawny sposób nie wyszło jej raczej nic. I ta jego dumna mina! Całe szczęście, że nie wiedziała o znajomych, bo zaraz by go wygoniła, a ją zabiłoby poczucie winy. Wróciła grzecznie na swój stołek, dopijając drinka i kładąc szklankę na stole, kiwając głową w stronę barmana, który skwitował jej prośbę uśmiechem i teatralnym wywróceniem oczyma. Wiedział, że piła jak chłop. - Te mugolskie historie są takie ciekawe, a tak skomplikowane. Mleko i ciastka są cudowne, zawsze mi się kojarzą ze świętami.-westchnęła z nutką rozmarzenia w głosie, przymykając na chwilę oczy. Zupełnie, jakby przywoływała ich obraz do swojej głowy, co pozwoliłoby, chociaż na wyobrażenie tego cudownego zapachu i atmosfery. Hałas w klubie był jednak zbyt duży, zaraz więc wróciła do rzeczywistości i świdrowania wzrokiem swojego niespodziewanego kompana na sobotę. Kto by się spodziewał? Ostatnio miała do czynienia z dużą ilością osób spod skrzydeł Gryffindora . Nie przerywała mu, gdy kontynuował wypowiedź. Faktycznie, co człowiek to sposób bycia i definicja. Roześmiała się cicho, kiwając delikatnie głową i wbijając wzrok gdzieś w czubek swoich szpilek. - Pewnie tak, Salazar różnił się od Godryka. Od jutra będę do ich dyspozycji, mam umówione korepetycję, a poza tym nie skończyłam pracy z mugoloznawstwa. Nie rozumiem, jak miałam skupić się na filmie, gdy pierwszy raz byłam w kinie! - wytłumaczyła, bezradnie rozkładając ręce na boki i wzruszając ramionami, co by dodać trochę dramaturgii do całej sytuacji. Nawet zgodziłaby się z jego definicją tchórzostwa, jednak sama ucieczka wydawała się jej równie mało szlachetna. Nie była kimś, kto się poddawał i zwiewał od konsekwencji swoich decyzji. Wskazała na niego dłonią, śmiejąc się pod nosem z jego bezsilności, zgodzenia się z takim losem. - Oto jesteś, a wcale nie musiałeś być! Przecież jesteś wolnym Gryfkiem, nie? Nikt nie może Cię zmusić do zrobienia czegoś, czego nie chcesz. Więęęęc, może jest cień szansy, że chciałeś tu być? Nie ma to jak odwracać kota ogonem, szukać dziury w całym. Wychodziła na wierzch wrodzona zaczepność i zadziorność niepozornej czarownicy.
To chyba pewnego rodzaju męska duma, sprawiała, że picie z kobietą było dosyć skomplikowane. W moim odczuciu było to zwykłe żerowanie na jej dobroci. Dla wielu młodych dziewczyn takie postępowanie względem mężczyzn było naturalne. Mi natomiast było trochę głupio tak wykorzystywać Nessę. Ciężko było wytłumaczyć dlaczego tak jest. Chyba każdy facet chciał pokazać w ten sposób jakąś zaradność. Wystarczyło przecież tylko, żeby zaczął ją traktować jak zwykłego kumpla. To zabawne, ale taka prawda. Wzruszyłem lekko ramionami i udałem niewielkie przejęcie. Nie była to najciekawsza wizja najbliższej przyszłości. Nie zależało mi na szukaniu wrogów. Jak na osobę spokojną i pokojową miałem ich już i tak chyba zbyt wielu. Mam wrażenie, że miałem jakąś naturalną skłonność do ich tworzenia. Pojawiali się dosłownie znikąd, trochę jak grzyby po deszczu, tylko że zostawali na długie lata,bardziej jak rak. -Jedno chyba nie wyklucza drugiego. - odparłem krzywiąc się delikatnie. -Chociaż wolałbym tego uniknąć i zostać przy samych sekretach. - dodałem uśmiechając się lekko i pociągnąłem większego łyka ze szklaneczki. Rozgrzewający trunek lekko podrażnił moje gardło, a ja przypomniałem sobie dlaczego tak bardzo nie przepadam za alkoholem. Przez moment przeszła mnie myśl, żeby po prostu zabrać dziewczynę na parkiet i tam pożartować sobie na temat potencjalnej nienawiści przy tańcu. Dosyć szybko odrzuciłem ten pomysł, bo wiedziałem, że nigdzie się nam nie śpieszy. Tym bardziej, że rudowłosa zgodziła się pójść tam, gdy już wypijemy. -Widzę, że mamy podobne myślenie. - zaśmiałem się zerkając kątem oka na parkiet. Było tam dosyć tłoczno, ale czego się dziwić, kiedy cały Londyn oddawał się szaleństwu sobotniej nocy. Podejście Ślizgonki do mioteł nawet mnie nie zdziwiło. Doskonale zdawałem sobie sprawę, że nie każdy lubił latać, a rudowłosa dużo bardziej wyglądała na wiernego kibica swojej drużyny, niż gracza. Sprawiała wrażenie zakręconej i nieco szalonej, ale też mocno skupionej na nauce. Kiedy wręcz podskoczyła na komentarz o motorach, przez moment kompletnie nie wiedziałem, co się właśnie stało. Ona? Zadałem sobie w myślach głupie pytanie, z niedowierzania i chyba wyszczerzyłam trochę jak głupi. -Niestety nie. Staram się odłożyć sobie na coś własnego, ale jest dosyć ciężko. Osobiście wolę auta. Marzy mi się tak wiele rzeczy, że sam nie wiem od czego chciałbym zacząć. Za taką v8 to chyba bym oddał własne dziewictwo. - zaśmiałem się, robiąc z siebie zwykłą dziwkę łasą na błyskotki. Od razu poczułem się jakoś pewniej i swobodniej w towarzystwie rudowłosej. Nic tak nie otwierało ludzi, jak wspólne zainteresowania. Szeroki banan pojawił się na mojej twarzy i chyba nawet lekko się zaczerwieniłem. W ekscytacji sięgnąłem po drinka i kiwnąłem nim do dziewczyny, wznosząc niewerbalny toast za naszą nową znajomość. -W najgorszym wypadku je pożyczę, tylko musisz mi powiedzieć, jak wiele ich jest. - chociaż biorąc pod uwagę, jak z każdą chwilą pojawiało się więcej podobieństw między nami, trudno było tutaj cokolwiek obiecać. Za chwile okrzyknie się królową tańca, a może męski odpowiednik tego tytułu już należał do mnie. Już na samą myśl o tym, miałem ochotę się roześmiać. -Podziwiam Cię, że jesteś w stanie w klubie wyskoczyć ze świętami, kiedy brakuje do nich jeszcze tak wiele czasu. - zaśmiałem się, lekko drocząc się ze Ślizgonką. Jak to dobrze, że wychowany przez matkę wywodzącą się z dosyć mugolskiego środowiska, wiedziałem co nieco o zachowaniach niemagicznego środowiska. -Wydaje mi się, że nie bez powodu tak jest i mugolskie święta mają sporo wspólnego z magicznymi. Jak byłem mały, to mówiono mi, że prezenty przynosi yyy… - zmarszczyłem lekko czoło. Nie sądziłem, że przetłumaczenie rosyjskiej nazwy na angielski zajmie mi tyle problemów. -Dziadek mróz. Szczerze mówiąc, to nie mam pojęcia kto i dlaczego wymyślił takie imię. - wzruszyłem delikatnie ramionami. Jakby mi ktoś wczoraj powiedział, że będę dziś siedział w klubie i przy drinku rozmawiał o świętach, to chyba bym go wyśmiał. Teraz lekko nie dowierzałem w to co robię, ale i tak było zabawnie. Ta rozmowa miała swój nietypowy urok. -Mugolskie miejsca bardzo często potrafią zaskakiwać. - i kto jak kto, ale ja zdawałem sobie z tego doskonale sprawę. Spędzając wakacje w mugolskim Londynie miałem okazję zobaczyć wiele ciekawych rzeczy. Nigdy jednak nie przypuszczałem, że odkryję tam swój dar, co było dla mnie sporym szokiem. -Na Twoim miejscu pewnie bym olał połowę z tych rzeczy, ale ja to ja i lepiej bym nie sprowadzał prefekta na złą drogę, więc w tej kwestii mnie nie słuchaj. - w swoich wypowiedział chyba sam zaczynałem popadać w lekkiego rodzaju chaos. Nie wiem czy był to efekt podekscytowania nową znajomością, czy po prostu też tak miałem. W każdym razie bawiłem się doskonale. -Ale jestem, bo wszyscy jesteśmy niewolnikami własnego losu i może musiałem. Nawet gdybym nie chciał, to nie miałem wyjścia. Więc oto jestem. - Sam nie wiem, dlaczego drążyłem to jeszcze bardziej. W tym wszystkim zgubiłem chyba cały wątek i jednego czego byłem pewien, to że jestem. Chyba.
Ostatnio zmieniony przez Nicolas Korolov dnia Czw 4 Paź - 13:38, w całości zmieniany 1 raz