Jedno z najbardziej gorących miejsc, które plasują się na listach klubów najchętniej i najczęściej odwiedzanych przez dorosłych czarodziejów, ale też i studentów. Jest tu prowadzona selekcja wiekowa, więc jeśli nie ukończyłeś siedemnastego roku życia to zostaniesz stąd po prostu wyrzucony. Oprócz ochroniarza przy wejściu została umieszczona linia wieku, gotowa wyrzucić Cię na drugi brzeg ulicy. Zanim tu wejdziesz już Cię coś przyciąga - to pewnie ta głośna, nęcąca muzyka. Jesteś świadom, że w tym miejscu można zaprzedać duszę diabłu? Zrzucisz tu nie jedną cnotę życiową w pogoni za zatraceniem się w trwaniu wieczora. Wykwalifikowani pracownicy dbają o to, by poziom zapewnianej rozrywki był wprost nieosiągalnie genialny. Tańczą tu najlepsze tancerki wyginające swe gorące ciała, grają tu mężczyźni, których portfele są zdecydowanie grubsze niż w istocie by wyglądały. To tu pada hazard... Mówisz, że tylko raz, a wracasz jeszcze i jeszcze, jakbyś przeżywał dzień świstaka. Barmani natomiast przygotowują najlepsze drinki, które Twoje podniebienie zwyczajnie kocha. Grywają tu też najlepsi DJ w ofercie specjalnej, która co jakiś czas bucha czymś czego pozornie byś się nie spodziewał. Chcesz poczuć magię tego miejsca? Nie ma problemu. Pamiętaj jednak, że wejście do klubu kosztuje 10 G.
Baw się dobrze.
Kilka zasad:
Spoiler:
1. Klubu nie można wykupić. Ma on już swoich właścicieli i nie poszukuje się nawet wspólników. 2. Wejście kosztuje 10 G na jedną osobę. 3. Wynajęcie lokalu na własną imprezę kosztuje 100 G (jedna z sal wtedy jest udostępniona. W innych odbywają się inne imprezy, lecz wtedy oprócz Ciebie i gości nikt nie może tu prowadzić wątków.) 4. Ludzie poniżej 17 roku życia są wyrzucani z klubu automatycznie. MG po prostu edytuje wasz post dodając zt.
Autumn nie wnikała. Nie wnikała po co ją zaprosił, po co miała się wystroić jak stróż w Boże Ciało. Nie interesowały ją jego pobudki. Szemrane interesy ojca, które otrzymywał w spadku za życia. Nie znosiła tego. Miała dosyć dramatów w swojej rodzinie. Przestępczości zostawiającej krwawe ślady w całym domu i podświadomości dorastającej córki. Wiele razy chciała, aby Prince rzucił to wszystko w cholerę, nawet, jeśli z tej okazji miał jej nie płacić. Bo to nie tak, że była pazerną suką i leciała tylko i wyłącznie na kasę, resztę mając w głębokim poważaniu. Ale skrupulatnie odmawiał, a ona i tak nie miała dostatecznej siły perswazji. Przecież jedyne, co robiła, to to, czego on chciał, a nie on robił to, co ona chciała. Co jest dosyć logiczne i oczywiste, jednakże Rilla zawsze była niezadowolona z tego tytułu. Dlatego mechanicznie przestała się już krzywić na wieść rzuconą w eter "ubierz się ładnie, idziemy do Luny". Po prostu poszła do pokoju, długo zastanawiając się nad sukienką, na okazję, o której nie miała pojęcia, bo ludzie robili sobie coś tak durnego, jak niespodzianki. Westchnęła ciężko, patrząc się w swoje odbicie w lustrze. Ostatecznie efekt wyglądał mniej więcej tak. Jeszcze parę błyskotek i uznała, że wygląda nieźle. Bo widzicie, Raines nie była zapatrzoną w siebie narcystyczną duszyczką, choć zdawała sobie sprawę z tego, że jest dość ładna i atrakcyjna. Jednym się podobała, innym nie, jak zawsze w kwestii gustu. Jednakże Armstrong był chyba zadowolony, tak to przynajmniej odczytała z jego miny i spojrzenia. To było w gruncie rzeczy najistotniejsze. Dla niej, rzecz jasna. Kiedy weszli do klubu, uśmiechała się delikatnie, po prostu uprzejmie, do wszystkich wokół. Witała się z ludźmi, którzy witali się z nią. Lecz nie ukrywajmy - zapewne dlatego, że była tu z Prince'm. Ewentualnie wpadła im w oko, choć kobiety najprawdopodobniej trzeba z tej puli wykluczyć. Nie mniej jednak zdawała się tym nie przejmować. W końcu jej zadaniem było ładnie wyglądać i chyba udało jej się spełnić ten cel, sądząc po niektórych gałkach ocznych spoczywających na jej sylwetce. Dobra, chodziło o spojrzenie, a nie oczy same w sobie, bleh. W końcu nie była Alfredą. Skinęła lekko głową do siedzących przy jednym stoliku Angelusa i Storma, po czym zwróciła się do swego towarzysza, uśmiechając szerzej z powodu tego, co robił z jej szyją. Gra wciąż trwała. - Wezmę sobie sama. Jeszcze wybierzesz mi coś mocnego i będziesz mnie musiał ściągać z baru - zażartowała, po czym podeszła do lady wraz z nim, nie ogarniając jeszcze, że stojąca barmanka TO TA CHARLIE. - Zabawnie być po tej stronie baru - zagaiła w jej stronę, tak trochę od czapy, ale to nic. Chciała spróbować drinka. Wzięła więc kieliszek do ust, a kiedy odgadła, zaśmiała się krótko. - Prawdziwy ze mnie koneser - zakpiła, rozglądając się po darmowym menu. - Wezmę Krzyk Feniksa - zadecydowała w końcu, a kiedy odebrała swój drink, przejechała ręką po ramieniu, a potem szyi Armstronga, po czym oddaliła się od niego i Castillo do stolika, przy którym miała uprzednio stanąć.
Uśmiechała się ładnie w myślach wyznaczając rachunek z napiwkiem, który Jonathan jej zapłaci za to zajęcie. Nie było innej rady. Nie wyobrażała sobie bowiem momentu,kiedy nic nie dostanie za tak ciężką pracę, którą było podawanie alkoholu i nalewanie go do kolejnych naczyń. Nie umiała tych wszystkich sztuczek polegających na rzucaniu butelkami, to nawet nie ryzykowała. Dumnie jednak wypinała biust do przodu gadając z każdym kilka sekund. W końcu gdy tak stała jeszcze chwilę to podeszła jakaś blondynka, której trafił się jagodowy jabol. Charlie tego nie komentowała. Alkohol jak każdy inny, w Lunie nie można było go dostać zbyt często ze względu na niską jakość produktu, ale śmiało został wykorzystany jako tani produkt do degustacji. Niby darmowe, niby zabawa, ale jak zwykle klub próbuje oszczędzać. Westchnęła gdzieś pomiędzy kolejnymi taktami muzyki, a podawaniem blondynie krzyku feniksa. Kojarzyła ją skądś, przypominała jej kogoś, ale że w żaden sposób nie była jej w stanie teraz nazwać to doszła do wniosku, że to przypadek.. Niby jednak zdążyła mrugnąć jegomość obok niej odwrócił się w stronę baru. Zetknęła jego spojrzenie ze swoim znów naprężając się i w środku doszukując się samoobrony, której nie umiała. Dlaczego podejrzewała go oto, że zrobi jej krzywdę pośród tak wielu osób? Pewnie dlatego, że już raz to zrobił, a historia lubi się powtarzać. Przysuwając w jego stronę kieliszek ze specyfikiem głodnym weryfikacji wyszła na chwilę zza baru i stanęła tuż obok niego gdy blondyna odeszła hen daleko. Uderzyła lekko zgiętym kolanem o jego, niby to niespecjalnie, niby niewyczuwalnie, ale powtórzyła ten manewr kilka razy wykorzystując to, że stał w rozkroku i tam wsunęła swoją nogę stykając udo z jego męskością przyobleczoną najdroższymi tkaninami. Sięgnąwszy po kieliszek po prostu podała mu go tym razem nie szamocąc się ze wspinaniem na palce ze względu na wysokie koturny i szepnęła mu wprost do ucha. - Wszyscy chcą, żebyś umarł, spłonął. Wiesz? Myślę, że wiesz. W każdym nie wyglądasz na takiego skurwysyna jak już się ładnie ubierzesz. - Przyłożywszy do dłoń do jego pośladka zacisnęła ją tam dość pewnym ruchem, a zaraz potem zniknęła obok kogoś innego, by wrócić za bar i po prostu zająć się swoimi obowiązkami. Przesuwając kolejne kieliszki w stronę gości i gotowe drinki unikała tymczasowo kontaktu wzrokowego z Armstrongiem. Wszak zajęta była.
Zabawa w kotka i myszkę była o tyle ciekawa, że to on określał zasady panującej gry. Mógł powiedzieć wszystko, co druga strona chciała usłyszeć, a mimo to… Był zwodniczy. Roztaczał wokół siebie aurę osoby kompletnie niegodnej jakichkolwiek manewrów, a mimo to – był zwycięzcą. Lubił ten moment, w którym tak naprawdę pokazywał jak wiele przegra jego przeciwnik, a ceny były wysokie. Może dlatego był bezwzględny w stosunku do Autumn, ale to nie miało znaczenia. Już nie. Może kiedyś, w przeszłości rozważał to pod zupełnie innym kątem, ale teraz? Pieprzył wszystko co miało związek z kobietami, które przewijały się przez jego życie. Były piękną ozdobą, wręcz idealną przy takich mężczyznach jak Prince. On uchodził za dupka, a one? Za przekupne dziwki. Kreacja, którą wybrała Rilla bardzo mu się spodobała… Z jednego prostego względu. Miała wyglądać jak sensualna bogini wśród tych roznegliżowanych lasek, które Armstrong będzie pieprzył wzrokiem. Jedną ze szczególnym okrucieństwem, które rozumiał przez przywiązanie do łóżka za sprawą mocnych lin, co by mu się nie wyrwała. Potem powie jej wszystko, co miał do powiedzenia, a finalnie? Zerżnie ją w taki sposób, że tylko i wyłącznie z jego imieniem będzie zasypiać na ustach. Idealna perspektywa, prawda Charlie? Z głębokiej zadumy wyrwała go blondynka nie tylko dotykiem, ale także głosem. Dopiero gdy udało mu się skrzyżować wzrok z barmanką uśmiechnął się cynicznie, posyłając jej jedno ze swoich kokieteryjnych spojrzeń. Gdyby nie była taka głupia, to być może ten wieczór potoczyłby się inaczej. Cóż, życie lubi płatać figle. Odprowadził jeszcze Aut wzrokiem do stolika, a po chwili poczuł przyjemne ciepło między swoimi udami. Odwrócił się zatem, by spojrzeć Castillo w oczy, w ten nieprzenikniony sposób, który mógł paraliżować, ale i kusić na tyle mocno, że… Odpowiedział na jej słowa jedynie teatralnym przewrotem oczu. Ledwie zauważalnie dla pozostałych zgromadzonych wplótł w piękne włosy smukłe palce, a po chwili pociągnął jej głowę w tył. Nachylił się nad nią, omiatając jej policzek ciepłym oddechem. -Mimo tego jadu… I tak będziesz moja… – Uśmiechnął się jeszcze szerzej, by na odchylonej szyi, a raczej fragmencie delikatnej skóry złożyć ulotny pocałunek. Chciała w to grać? Zatem będą rozkładać karty. Jedna, po drugiej. Puścił ją wolno, bo przecież nie miał zamiaru wychodzić na kretyna, za którego niewątpliwie go miała. -Przynieś do tego stolika najdroższą butelkę szampana. Nie ociągaj się, bo nie płacę Ci za to, że będziesz tu stała z otwartą buzią i zastanawiała się jak mi dogryźć. – Posłał jej jeszcze wredny, cyniczny wręcz uśmieszek, a po chwili wrócił do Autumn, którą obdarzył tym przyjemniejszym spojrzeniem. Usiadł obok niej, a zaraz potem przejechał po odsłoniętym fragmencie szyi opuszkami palców. -Pięknie wyglądasz, moja droga.
Angelus po wybraniu odpowiedniej karty w tej jakże ciekawej i pasjonującej grze modlił się tylko w duchu o to by wygrać te pieniądze postawione przez innych graczy. Potem dosiadł do nich Jack Reyes. Był bratem Lotte, jego współlokatorki. Posłał mu uścisk dłoni niczym dobremu kumplowi. -Siemasz Jack. Jak widzisz, jeszcze nie tknąłem twojej siostry. Jak obiecałem. To co, napijemy się jak starzy dobrzy kumple?- zapytał z szerokim szelmowskim uśmiechem na twarzy. Takie kluby sprawiały, że wychodziły na zewnątrz wszystkie złe cechy charakteru naszego Anioła. W ogóle kto wpadł na tak idiotyczny pomysł by nazwać go Angel? Nikt tego nie wiedział. Chłopakowi bowiem daleko było do Anioła a bliżej do jakiegoś Belzebuba, najprędzej powinien się nazywać Lucifer. Już miał iść w stronę dziewczęcia, które serwowało napoje dla gości Luny, gdy dostrzegł Autumn w towarzystwie Księcia. Skineła do niego głową, on jednak nie mógł pojąć co ona tu robi. Jakiś czas temu rozeszli się bez słowa, ale nie sądził, że nadal będzie panną dla wpływowych ludzi. Potem ona ruszyła do baru, poczekał gdy będzie od niego odchodziła i gdy szedł w jej kierunku przypadkowo przesunął dłonią po jej tali. Delikatnie, zmysłowo jak to on był zdolny. Oj, Autumn znała przecież dotyk tego Upadłego Anioła, oj znała. Potem bez słowa, nawet bez zbędnego spojrzenia na dziewczynę udał się w stronę baru. -Cześć piękna- przywitał się z Charlie, po czym ta zaserwowała mu drinka. Ten niestety po wypiciu go nie odgadł co to jest. Nie zniechęciło go to jednak w żaden sposób. -Droga whiskey chyba zepsuła mi smak innych alkoholi- powiedział pewnym siebie tonem. Potem przyjrzał się innym alkoholom w lekkim zamyśleniu. -Uśmiech Bazyliszka daj mi słońce, oby był tak dobry jak ty- powiedział po czym uśmiechnął się szelmowsko. Nie miał tu nic złego na myśli, nawet jesli mogło to tak zabrzmieć. Alkohol miał mu smakować wiec musiał być dobry, ale miał nadzieję, że Charlie jest równie słodka i wielbiona jak owy specyfik. Wziął od dziewczyny napój, niby niechcący dotykając jej palców, a wręcz muskając je. Potem wypił go przy niej, oddał szklankę i wrócił do stolika, gdzie nadal byli Jack i Storm.
Ostatnie dni były dla Kay niewypałem, począwszy od niespodziewanej wizyty ojca jej dziecka w studiu, w którym pracowała, a skończywszy na tym, że ten do tej pory nie wie, że w ogóle jakiegoś bachora ma. Pogmatwane. Co by było śmieszniej blondynka ostatnio coraz częściej hipnotyzowała swojego małego synka, co miało zastąpić czas którego jej brakło na wychowywanie go, a ta ruska opiekunka była najzwyczajniej w świecie za głupia żeby małego doprowadzić do porządku. Jak tu żyć moi mili, jeżeli całe życie spędzasz bez wariatów, ale z debilami? Odpowiedź jest jedna: najlepiej nawalić się w trupa, ole! Ostatnio nawet Lannister próbowała ograniczyć tego typu przyjemności, bo po pierwsze - drżąca ręka to nie jest to czego oczekuje się od tatuażysty, a po drugie HALO przecież była matką! Cóż jednak poradzić, każdy wynajduje inne rozwiązania dla swoich problemów, a czasami po prostu nie mamy ochoty dłużej się zastanawiać i bierzemy pierwsze lepsze, czyli to co jest pod ręką. Skłoniło to więc jasnowłosą dziewuszkę do chwili namysłu nad tym jaki to kierunek sobie obrać, pub czy klub? Padło na klub! Do Luny przychodziła całkiem często. Lubiła sobie popatrzeć na tancerzy, co z kolei powodowało u niej lekkie utrapienie, bo sama czasu na takie rzeczy nie miała, a marzyło jej się takie wyginanie nie tylko w łóżku. Tym razem szczęście się do niej uśmiechnęło, bo w klubie był nie tylko alkohol, ale i można było go otrzymać za darmo! No rany merlinowskie, Kayleesi to tu chyba zaraz zejdzie na zawał, orgazm i wszystkiego po trochu. Nie była jakimś wybitnym znawcą, a zwłaszcza po ciężkim dniu, jednak pokusiła się o udział w zabawie. Podeszła z uśmiechem pełnym nadziei do Castillo i zasadziła swój kościsty tyłek przy barze. - No i jedziem z tym koksem - rzuciła pełna zapału. Niestety nie udało jej się odgadnąć nazwy, bo była pewna że to ajerkoniak, a nie ee...coś tam, w każdym razie dzisiaj było tak głośno, że chyba jej uroczy, zmęczony uśmiech zwiódł Charlie, która przyznała jej rację z uśmiechem, mówiącym tyle co 'nie mam pojęcia co do mnie mówisz, ale bierz tego drina i nara'. - Dobra, to niech Krzyk Feniksa zrobi mi dzisiaj dobrze - dodała, wzruszając ramionami, na tyle głośno żeby tym razem ją dosłyszała. Na dzisiejszą noc drunk mode on.
Raines podeszła do swojego stolika niespecjalnie świadoma tego, że zostawiła biednego Pince'a na pastwę szalonej Charlie, o której tak wiele słyszała. Słyszała, ale nigdy nie widziała. W końcu Armstrong nie siadał z nią na łóżku i nie pokazywał ze wzruszeniem ich wspólnych fociaszek, więc co się dziwić. Dlatego siedziała na początku całkowicie spokojna i na tyle, na ile mogła, zrelaksowana, nie przejmując się kompletnie niczym. No, poza tym, że jak zdążyła zauważyć, będą dziś uprawiać hazard. Cóż, nic innego, jak życie. Spróbowała w końcu swojego drinka, choć podchodziła do niego nieufnie. Mieli tu kilka pozycji o których w ogóle nie słyszała, choć powinna, w końcu jest barmanką. Ale może to jakiś super nowy wymysł, o którym jeszcze nikt z zewnątrz nie mógł się dowiedzieć. Nie miała pojęcia. W każdym razie z początku uderzyła ją gorycz trunku, na którą lekko się skrzywiła, lecz dała mu jeszcze jedną szansę. I zasadniczo się nie zawiodła, ponieważ z każdym kolejnym łykiem był coraz pyszniejszy. W połowie musiała się kategorycznie zatrzymać, bo w końcu nie chciała być pijana, bez przesady. Kątem oka, niby od niechcenia, obserowała scenkę przy barze, która wydała jej się dosyć interesująca, ale nie zdradziła się natrętnym gapieniem się w kierunku tamtej dwójki. Raczej wyglądała na zafrapowaną wnętrzem lokalu i wchodzącymi doń ludźmi. Kiedy zaś poczuła rękę Angelusa na swojej talii, wywróciła oczami. Cóż, jakby nie patrzeć, wciąż byli pokłóceni! Co prawda żadne z nich nie miało już pojęcia o co, ale to akurat nie było istotne, przynajmniej nie dla niej. Uśmiechnęła się dopiero wtedy, kiedy zagubiony Książę przysiadł się do niej, po jakże namiętnych chwilach z panną Castillo. Tak, wydedukowała to, wreszcie. Zmyliła ją po prostu jej posadka za barem. - Dziękuję - odparła kulturalnie, uśmiechając się lekko. - To ta Charlie, o której mówiłeś? Jest... niezwykle urocza - rzuciła krótko, uznając, że to jedyny komentarz, na który może sobie pozwolić, choć doskonale wiedziała, że i on był w złym guście. No cóż, jakie życie taki rap. Uśmiechnęła się jeszcze do siadającej przy barze Kayleesi, która jej pewnie nie widziała, a potem straciła zainteresowanie tamtymi okolicami, uznając, że dziś ma wolne, więc nie musi wypatrywać sposobów na robienie nowych drinków. - Obstawiamy coś? - spytała więc z ciekawości, a wzrok utkwiła w Prince'u. Jednocześnie sięgnęła ręką na dół, po jego nodze, niby przypadkiem zahaczając o jego podbrzusze, skrzętnie udając, że zobaczyła tam jakiś niepożądany włos czy farfocel. Uśmiechnęła się przy tym słodko i niewinnie. Cóż, gra wciąż trwała, prawda?
Panie i panowie, za chwilę usłyszycie premierę nowego remixu... Tylko tyle zarejestrowała pomiędzy delikatnym wpleceniem palców w jej włosy i subtelnym pocałunku w szyję. Uśmiechnęła się zwycięsko, wszak rozdawane karty na razie były dla niej bardzo dobrze. Wzruszyła ramionami zza baru uśmiechając się już do kolejnego klienta. Wreszcie podała wymarzone drinki. I mogła już obejrzeć się za żądanym szampanem, oczywiście uważała, że powinien sam sobie przynieść najlepiej w zębach, ale... Ale dziś? Dziś przecież wyjątkowo przez natłok ludzi robiła za kelnerkobarmankę. Wyjątkowo nie tańczyła. Choć chyba wolała to robić, to wiele ułatwiało w życiu, gdy obchodził Cię tylko czas spędzany na parkiecie. Ziewnęła pomiędzy stukaniem różdżką o skrzynię lodową, a wyciąganie z niej butelki i stawiania jej na tacy obok dwóch kieliszków, na których dnie znajdowały się truskawki. Wzruszając ramionami poprosiła, aby ktoś poczekał i energicznie ruszyła do przodu lawirując pomiędzy kolejnymi ludźmi, na których życzenie podawała swoje imię, albo adres poczty. W każdym razie szczęśliwe dotarła do strefy vip ze stolkami do astroletki i wspięła się po schodach prezentując zgrabne nogi w sukience mini przypominającej wydłużoną bokserkę. Nie stroiła się jak dziewczyna towarzysząca Prince'owi. Czy wynikało to z braku stylu, wyczucia gustu czy czegokolwiek innego? Nie. Charlie zwyczajnie zawsze było w Lunie gorąco, a jako personel jej ubranie miało więcej odkrywać niż zakrywać i poruszać zmysły, a raczej portfele klienteli. Nie stawiając siebie na przegranej pozycji ruszyła oglądając się za jedną z dziewczyn, które miała obsługiwać ten sektor. Widząc, że zasiada na kolanach jednego z tych prezesów wzruszyła ramionami stając nad Armstrong'iem i jego panną. - Według zamówienia. Miłego wieczoru. - Rzuciła luźno z niezobowiązującym uśmiechem. Przecież nie mogła dać po siebie poznać, że niby coś przed chwilą się wydarzyło. Przecież nic takiego... Po prostu bujając biodrami dotarła do rzeczonej panny wspominając jej na ucho o wypowiedzeniu i zjebanej sytuacji jeśli opieprzasz się na oczach szefostwa. Dziewczę podniosło się szybciej niż się tego Castillo spodziewała, ale nie darując już Prince'owi żadnego spojrzenia schodziła po schodach pozwalając na to, aby jeden z klientów objął ją w talii szepcąc coś do ucha. W towarzystwie całkiem przystojnego faceta stanęła znów za barem podając drink dla Kay, Angelusa i kogoś kto jeszcze poprosił. - To całkiem niezłe. Spróbujcie. - Przysunęła w ich stronę Jęk Hermiony w ramach kolejnej promocji.
Życie bywa o tyle przewrotne, że nie mamy do końca świadomości, czy coś jest dla nas dobre bądź złe. Uparcie dążymy do tego, by wszystko układało się po naszej myśli, ale czy jest to o w ogóle możliwe? Prawdopodobnie nie, chociażby przez wzgląd na to, że los bywa dość przewrotny, czasem wręcz brutalny, lub w ogóle ścięcie z rzeczywistością okażę się jakimś absurdalnym shitem. Jak było zatem w obecnych czasach, które sprawiały, że ta cała otoczka, którą się kierowali z przeszłości wpływała tak mocno na ich psychikę? To zdecydowanie była jedynie głupota, która musiała się zapętlić prędzej czy później, bo jakby nie patrzeć właśnie w tym momencie – on oczekiwał czegoś zupełnie innego, a ona z rozkoszą chciała wbić mu kołek między żebra, albo różdżkę, o ile umiała się nią posługiwać, w co właściwie już zaczynał szczerze wątpić. Po wymianie kilku listów z Charlie miał wrażenie, że ta słodka istotka, którą kiedyś niewątpliwie była zaginęła wśród natłoku złych zdarzeń. Nie mógł pogodzić się z myślą, że pracowała dla jego ojca, a co za tym szło… Z pewnością z nim spała. Próbował to wyplewić ze swojego umysłu na wszelkie możliwe sposoby, ale niechęć jaka budowała się z wizjami tego jak rozkłada nogi przed Oliverem sprawiała, że wolał zwrócić wszystko co spożytkował w ciągu ostatnich trzech lat. Czy to trochę nie głupie bądź zabawne? Ani jedno, ani drugie. Głęboko wierzyli w to, że muszą ponieść karę za wydarzenia z całkiem niedalekiej przeszłości. Teraz jednak to nie ma żadnego znaczenia. Oboje musieli oddać się wirze swoich obowiązków, które ewidentnie tworzyły jakiś niewyobrażalny problem. Czyżby słabość nigdy się nie skończyła, a wręcz przeciwnie – jeszcze bardziej się pogłębiła? Czas zweryfikuje, bo przecież wszystko się może zdarzyć… Siedział w swoim biurze wypełniając kolejne papiery, podpisując kilka zwolnień, a tym samym przygotowywał coraz bardziej znaczące wypowiedzenie, które mogło zaważyć na jego przyszłej karierze. Nie miał jednak skrupułów względem Castillo, która była mu całkowicie zbędna, a jedynie była potrzebna klubowi jako żywa maskotka, która nabijała profity i poszerzała portfel Olivera o kilkadziesiąt tysięcy galeonów co miesiąc. Czy to miało jakieś większe bądź mniejsze znaczenie? A może ktokolwiek powinien się liczyć z tym, że chłopak będzie zwracał uwagę na słowa swojego ojca, że nie ma prawa ingerować w jego pracowników? Cóż… Płonne nadzieje. Prince miał zamiar robić to co chciał, nie obchodziło go zdanie ojca, a już na pewno nie miał zamiaru ulegać urokom słów i gierek Charlie. Nie odpisywał jej na ostatni list, chciał się jedynie pozbyć dziewczyny, która była całkowicie zbędna w jego życiu, a przynajmniej nie potrzebował jej w tym miejscu, w którym pracowała. Mogła stąd spierdalać, bo przede wszystkim wyświadczy jemu przysługę, a potem kto wie… Może łaskawie Armstrong zrealizuje jej erotyczne fantazje. Czekał już za długo. Spóźniała się. Miała przecież do niego przyjść, a co za tym szło wyszedł w końcu na główną salę gdzie dwie dziewczyny trenowały nowy układ. Zmarszczył lekko brwi, bo w jednej rozpoznał Charlie, a w drugiej jakąś durną panienkę ze sztucznymi cyckami. Uśmiechnął się lekko cynicznie, by zaraz potem zaklaskać dwa razy. -Och, Castillo. Z tego co wiem, miałaś być w moim biurze jakieś dwadzieścia cztery minuty temu. Czyżbyś nie umiała posługiwać się zegarkiem? Przykro trochę. Masz pięć minut żeby się tam zjawić. – Rzucił w przestrzeń, ale nie cofał się. Nie wracał do swoich czterech ścian, w których mógł pochłonąć ciszę jednym wciągnięciem powietrza w płuca. Czekał. Czekał, bo wierzył głęboko w to, że dziewczę… Dostrzeże coś więcej niż własna dupa.
Charlie nie miała w sobie nic dziś ze swojej seksowności, którą emanowała podczas ich pierwszego przypadkowego spotkania po latach. Ubrana w legginsy i sportowy stanik według instrukcji Jupitera wspinała się na rurę, by tam spróbować mu zaufać i głęboko wierzyć, że nie spadnie jeśli zakręci się wystarczająco szybko. W ten oto sposób wirując lądowała na ziemi raz po raz dosięgając sufitu jeszcze raz. Kompletnie zapominając o grze, którą częstowała Armstronga i innych. Mówiąc szczerze gubiła się już w ludziach, których okłamywała. Byli na tyle nieznaczący dla jej dalszej egzystencji, że mogła zrobić wszystko. Nawet spakować się i zniknąć. To zabawne, jak wiele obojętni wobec siebie byli, a jednak wyczuleni na swoją obecność. Charlie przyglądała się koleżance obok, która instruowała ją w praktyce, gdyż Leighton stwierdził, że co jak co ale na rurę to on nie wejdzie. Wzdychając ciężko Charlie przekręciła się jeszcze raz wykonując nie celowo szpagat. Rozciągając ręce i przykładając je do nóg mogła wydawać się nie być teraz sobą, a mimo to dobiegł ją głos... Prince'a i drgnęła nieznacznie unosząc głowę do góry. Nie siliła się na żadną złośliwą uwagę. Właściwie to tańcząc zapominała o tym, co złe, o tym co komu zawdzięcza lub nie. Musiała odpowiadać za siebie, za każdy mięsień, który pozwalał jej istnieć. Nie mogła temu zaprzeczać, nie własnemu ciału. Dlatego mimo zwróconej uwagi, że miałaby się pospieszyć leniwie uniosła się z parkietu w istocie dbając by nic się jej nie stało. Dopiero po chwili sięgnęła po buty i wzruszyła ramionami łapiąc zdziwione spojrzenie Gryffona. Zdążyła mu tylko rzucić, że idzie się pieprzyć i zaraz wraca, a następnie wspinała się już po schodach, co by dotrzeć do drzwi opatrzonych imieniem i nazwiskiem kogoś... Na kim mogło jej zależeć. Przyłożyła rozgrzaną rękę do zimnej metalowej klamki i wcisnęła ją w dół zwalniając uścisk framug by dostać się do środka. Zamknęła drzwi z hukiem i przeszła przez gabinet łapiąc jego spojrzenie, a następnie opadając w fotelu. - Jeśli to przerwa, to poproszę zimną wodę z cytryną i coś do jedzenia raz. No chyba, ze się dołączasz to możesz przynieść dwa razy. Obojętne. - Rzuciła wzdychając, bo wciąż nie opuszczały ją myśli o niedopracowanym układzie, który pozostawiła na dole w taktach muzyki, którą zdążyła znienawidzić. Przebrnęla dłonią po płaskim brzuchu, a następnie odrzuciła włosy do tyłu ściągając z nich gumkę, co by rozproszyć je na boki. - To jak? Decydujesz się już mnie kochać do końca swych dni i wyznaczasz dziś datę ślubu? Szkoda by było zaprzepaścić coś takiego wiesz? My... Tak bardzo do siebie pasujemy. Nie uważasz? Powinnam Cię jeszcze wychujać dla wyrównania rachunku i będzie załatwione. Nie sądzisz? A może chcesz mi zaproponować poligamię z tą swoją dziwką? W sumie to... Może być zabawnie. To tleniony blond? Nie przyglądałam się za bardzo. - Odpowiedziała zgodnie z prawdą przypominając sobie, że zaabsorbowana była Jonathan'em, który dość intensywnie postanowił ją przeprosić za swój brak obecności. W każdym razie Charlie czekała... Uśmiechając się szeroko i zakładając nogę na nogę.
Alexis Blackwood
Wiek : 33
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 193 cm
C. szczególne : Liczne tatuaże na ciele, kolczyki, rozmaite naszyjniki, rockowy styl, intensywnie niebieskie oczy, gazelle legs, bardzo szczupły, acz nie anorektyczny.
Alexis nie robił niczego konkretnego.. w zasadzie był to kolejny, niczym niewyróżniający się dzień, który miał zamiar jak zwykle spędzić w swoich czterech ścianach, bo niespecjalnie miał on ochotę gdziekolwiek wychodzić. Fakt, szybko udało mu się poskładać z powrotem do kupy złamany nos, którego felernie uszkodził podczas występu na festiwalu, jakieś kilkanaście dni temu. Zatem teoretycznie mógłby gdzieś spokojnie się wybrać, ale tak jakoś wyjątkowo nic mu się robić bardziej konstruktywnego nie chciało. Zwłaszcza, że Iridiona gdzieś wywiało, a on nie miał bladozielonego pojęcia dokąd dokładnie, a nie chciał też mu się aż nadto narzucać, bo może akurat wolał pobyć trochę sam? Ano właśnie. Dlatego też nie zawracał mu dupy i zajmował się sobą. I tak sobie właśnie leżał na kanapie w salonie, totalnie się leniąc i co jakiś czas bawił się ze swoim kotem, a jak się zwierzak męczył, to po prostu wtulał się w swojego pana, kuląc się w kłębek i tak usypiał. W międzyczasie przyszło mu tak jakoś do głowy, że może jednak się gdzieś wybierze, chociażby po to, by się troszkę zabawić, bo w sumie to mu się odrobinę rozrywki by przydało. Jako, iż wciąż był w samych bokserkach, nastąpił czas, by się ogarnąć. Odłożył więc ukochanego pupila na miękką powierzchnię, po czym ruszył leniwym krokiem do łazienki, gdzie doprowadził siebie do należytego porządku. Obrał sobie za cel ekskluzywny klub, zatem nie wypadałoby pójść do takiego w luźniejszym stroju, dlatego ubrał się tak w sam raz. Nie chciał też przeginać w drugą stronę, bo garniaka zakładać nie zamierzał, no już bez przesady. Tak wystrojony, wybył z domu o odpowiedniej porze i udał w kierunku Klubu „Luna”, lecz się tam ani nie teleportował, ani nie wsiadał do latającego samochodu, ot brnął ulicami zwykłym spacerkiem. Zresztą nigdzie mu się nie spieszyło, także nic nie szkodziło mu się zwyczajnie przejść o własnych siłach. Kiedy znalazł się na miejscu i przekroczył próg spelunki, rozejrzał się nieznacznie dookoła. No trzeba przyznać, iż bawiło się tu sporo ludzi, ale to było do przewidzenia, zwłaszcza w takim miejscu jak to.. Lecz to go nie odstraszyło, bo mimo wszystko zdążył się oswoić z dzikimi tłumami. Owszem, wciąż nie przepada za takowymi, niemniej nie robi z tego tragedii, jak już znajdzie się w ich sercu i tyle. Występowanie na scenie swoje zrobiło.. Nie zastanawiając się ani chwili dłużej, podszedł pewnym krokiem do lady, coby zamówić sobie coś mocniejszego do picia. Usadowił swój chudy, seksowny tyłek na krzesełku i w tym momencie siedział sobie na nim wygodnie, opierając się jedną ręką pod brodą, a drugą stukając paznokciami o blat lady. Po krótkiej chwili machnął ręką na barmana. - Szklankę Ognistej Whisky poproszę.. - wyparował ni to obojętnie, ni wesoło na sam początek. Może pragnął sobie bardziej zaszaleć, ale od czegoś trzeba zacząć, nie? Nie chciał przecież z grubej rury wlewać w siebie horrendalnej ilości procentów, tym bardziej w samotności. Wprawdzie chwilowo nie miał towarzystwa, ale zapewne szybko się to zmieni, bo kto by nie chciał spędzić czasu z kimś tak zajebistym, jak on? Nie ma to jak skromność, ale taka prawda! Nigdzie póki co się nie ruszał, pozostał przy ladzie, a kiedy wreszcie otrzymał swe zamówienie, od razu zapłacił, coby potem przypadkiem o tym fakcie nie zapomnieć, co w jego przypadku dosyć często się zdarzało. Jak ten się zamyśli, bądź na coś zapatrzy, zapomina się i potem bardzo często wylatuje mu wiele rzeczy z głowy. Chwycił naczynie w dłoń, po czym zatopił swe wargi w alkoholu, powoli go sącząc. Dodatkowo wyciągnął paczkę papierosów z kieszeni spodni, wraz zapalniczką i podpalił sobie jednego szluga. Zatracił się w przyjemnym uczuciu rozchodzącego się dymu tytoniowego po jego płucach, bo bez tego to by się nie obeszło! Alexis jest od tego uzależniony i póki co nie zamierza tego ograniczać, bo to po prostu zbyt lubi i jakoś mu zwisa i powiewa, że jest to szkodliwe dla zdrowia. Westchnął cicho pod nosem, a oprócz tego troszkę się rozmarzył, wsłuchując w rytm muzyki, która wydobywała się z głośników, roznosząc się po całym lokalu. Był ciekaw, czy zdarzy się dzisiaj coś ciekawego i czy wreszcie przestanie doskwierać mu ta wszechogarniająca tego dnia go nuda.
Ostatnio zmieniony przez Alexis Blackwood dnia Wto 18 Paź 2016 - 4:06, w całości zmieniany 1 raz
Piątkowy wieczór tuż po rozpoczęciu roku - to była idealna okazja żeby wyszumieć się przed rozpoczęciem się zajęć na dobre. Nie to żeby każde inne okoliczności były dla Caroline złe. Nie wiele się zastanawiając blondynka wbiła się w małą czarną, założyła szpilki i zwykłą skórzaną kurtkę. Jeszcze tylko kontrola stanu włosów, ostatnie muśnięcie twarzy pudrem i już była gotowa do wyjścia. W Londynie kierowała się instynktem, nie bardzo wiedziała gdzie iść. W sumie była w Hogwarcie już okrągły rok i nigdy wcześniej nie trafiła do Luny. Zapewne to ze względu na fakt, że jej cały poprzedni rok skonsumowały dramaty w związku z Cyrusem, opanowywanie czarnomagicznego przedmiotu wyniesionego z Salem i życie bractwa. Na szczęście miała całe wakacje na to by ruszyć dalej i postanowiła nic innego jak się dobrze bawić. I tak też było dzisiejszego wieczoru - muzyka odpowiadająca jej do tańca i faceci wręcz ustawiający się w kolejce do stawiania drinków. Jeden shot, drugi, kilka minut na parkiecie, trzeci shot, papieros, drink i znowu na parkiet... zabawa trwała w najlepsze, a Caroline była w doskonałym nastroju. Do czasu. Po kilku godzinach beztroski coś poszło nie tak. Tańczyła kiedy nagle zaczęło jej się kręcić w głowie. Ale nie tak kręcić w głowie jak po wypiciu zbyt dużej ilości alkoholu... gorzej. I te nogi jak z waty i uczucie kompletnej bezradności. Dziewczyna na autopilocie odnalazła drogę do najbliższej ściany, po czym osunęła się po niej bezwładnie. Cały czas myślała, że to tylko skutki niskiego poziomu cukru we krwi albo alkoholu ale z każdą chwilą robiło się coraz gorzej. Nawet nie zorientowała się kiedy przykleił się do niej obleśny, o wiele starszy facet i zaczął ją obłapywać. Kiedy tylko się ocknęła próbowała jakkolwiek protestować i odepchnąć go od siebie ale nie miała wystarczająco siły, a on tak mocno na nią napierał. Czuła się kompletnie bezradna, siedziała pod tą ścianą bliska płaczu i modliła się o zbawienie. Teraz była już prawie pewna, że ktoś doprawił jej drinka Aromatem Zapomnienia*.
Aromat Zapomnienia - nie ma tego narkotyku w używkach czarodziejów ale na dniach postaram się go dopisać z racji tego, że nie znalazłam tam odpowiednika pigułki gwałtu.
Po ciężkim dyżurze miał ochotę wskoczyć do domu i odpocząć, polenić się. Jednak miał świadomość, że dzisiaj do jego brata ma przyjść przyszła narzeczona i wolał się w to nie wtrącać. Niech się poznają na spokojne bez szyderstw i śmiechów starszego brata. On w tym czasie postanowił wykorzystać sytuację i zabawił się. Skakał z klubu do klubu, z baru do baru po prostu szukając wrażeń. To nie tak, że szukał dupy do wyrwania, ale po prostu miał nadzieję, że stanie się coś ciekawego. Tak długo skakał, że w końcu wylądował w klubie Luny. Nie bywał tutaj często, bo to miejsce to zbiorowisko kłopotów, ale w taką noc jak dzisiaj, mógł znaleźć pewnego rodzaju ukojenie. Siedział przy barze przyglądając się tańczącej gromadzie, która w większości nie ukończyła pełnoletności i się trochę załamał. Naprawdę był już tak stary? Nie sądził, że latka tak szybko się zaczną toczyć do przodu, a on będzie już o krok od kolejnej dziestki. Trzydziestka, jak to źle brzmi. Może zamiast chodzić na imprezy powinien się zaszyć w domu i się polenić dopóki ma czas! Tak dziadkowie powinni robić! Z jego myśli wybiły go dźwięki, które całkowicie nie pasowały do otoczenia. W końcu zobaczył biedną dziewczynę, do której się przyczepił. Zaniepokoiło go coś w jej zachowaniu dlatego ruszył w stronę dwójki i chwycił mocno za ramię mężczyznę i odciągnął jednym silnym ruchem od dziewczynę. Prawdopodobnie alkohol z adrenaliną wpłynął na niego tak intensywnie, że nie spodziewał się, że może to być w jakikolwiek sposób trudne. Mimika jego twarzy się zmieniła. Zagościła na niej powaga i pewnego rodzaju wyższość pomieszana z wściekłością. - Odpierdol się od mojej dziewczyny jeżeli Ci życie miłe – warknął w jego kierunki i złapał młodą Caroline w pasie przyciągając do siebie. Wolał ją mieć blisko w razie jakby ten jeszcze chciał coś zrobić. Jednak podejrzewam, że odszedł widząc, że jego plan się nie powiódł. Może i w rzeczywistości chłopak nie był jakoś nadzwyczajnie silny, ale był wysoki i dobrze zbudowany, co mogło dawać iluzję potęgi. Kiedy tylko odszedł, chłopak westchnął i jego wyraz twarzy wrócił do nijakości. Odsunął delikatnie dziewczynę od siebie i oparł ją o ścianę. - Jak się czujesz? Słyszysz mnie? – wydukał i złapał ją za podbródek unosząc go w stronę świateł i wpatrując się w jej źrenice. Dopóki nie znał wszystkich objawów nie mógł nic powiedzieć.
Dziewczyna nie miała bladego pojęcia, że to miejsce jest pełne szumowin dorzucających narkotyki do drinków i nikt ze znajomych jej nie ostrzegł. Nie to, że nigdy wcześniej nie miała styczności z substancjami odurzającymi ale zawsze brała je na własne życzenie i odpowiednią substancję w odpowiednim momencie, zawsze znając dokładny skład specyfiku. Dostanie czegoś w nieświadomości jako „niespodziankę” do drinka nie było już takie przyjemne jak rekreacyjne zażywanie ziela lulka czy eliksiru otwartych zmysłów. Następnym razem na pewno nie będzie na tyle głupia żeby przyjść tu sama i przyjmować napoje od obcych. W Nowym Jorku i w okolicach Salem wszyscy znali jej rodzinę i nikt nie odważyłby się zrobić czegoś podobnego. Wiedziałby, że musi się pożegnać z życiem swoim i wszystkich najbliższych i, że śmierć to wcale nie najgorsze co go czeka. A tutaj, za oceanem, gdzie nie sięga gniew jej ojca i dziadka? Była kompletnie bezbronna. Długo próbowała się wyswobodzić ale nie przynosiło to nawet najmniejszych efektów. Kiedy protestowała mężczyzna wręcz wydawał się być coraz bardziej zachęcony do działania. W końcu jęknęła zrezygnowana i już miała się poddać, wyprzeć tą całą sytuację ze swojej podświadomości, ale w otoczeniu zaszła pewna zmiana. Niestety była zbyt otumaniona żeby nadążać za akcją na bieżąco i zanim zorientowała się, że ten oblech został od niej odciągnięty, już była w ramionach innego. Czuła się kompletnie oszołomiona i miała ogromny problem z utrzymaniem równowagi. Właściwie to gdyby nie trzymał jej w pasie wystarczająco mocno to już dawno by się przewróciła. Ponowne oparcie o ścianę przyniosło dużą ulgę i plus dziesięć do stabilności. -Mhm – mruknęła przytroczona i musiała odczekać chwilę zanim była w stanie zebrać kolejną myśl. -Słabo. Kręci mi się w głowie. – wymamrotała, po czym skrzywiła się kiedy uniósł jej podbródek w stronę świateł, które mrugały, przemieszczały się po ścianach klubu i przyprawiały ją o jeszcze większe zawroty głowy. Nawet już nie zastanawiała się czy jej wybawiciel nie jest przypadkiem kolejnym oprawcą, który jedynie udaje, że chce pomóc. W sumie wszystko zaczęło być jej obojętne. I tak w tym stanie nie mogła nic zrobić. Z utęsknieniem spojrzała na drzwi wyjściowe. Tak bardzo chciała zaczerpnąć świeżego powietrza.
Chłopak obserwował jej reakcje z uwagą. Od razu chciał ją wyciągnąć z tego tłoku, ale musiał najpierw się dowiedzieć, czy dziewczyna kontaktuje i jest w stanie się poruszać. Jeżeli chodzi o to pierwsze to w miarę było dobrze, ale gdy chodziło drugą sprawę... było gorzej. Wyczuł to w trakcie, kiedy przyciągnął ją do siebie. Latała jak lalka, wykonywała ruchy, które on chciał by dziewczyna wykonała. Może i miała wystarczająco dużo siły, żeby dojść do wyjścia, ale wolał nie ryzykować. Ktoś by ją pchnął, uderzył barkiem i dziewczynie zawirowałby świat na nowo w różnych kierunkach i różnorodnych barwach. Kiedy sama zainicjowała prośbę wyjścia na świeże powietrze nie czuł się już tak bardzo ograniczony i bez zastanowienia wziął ją na ręce, po czym rycersko wyprowadził z klubu. Oczywiście, że ignorował spojrzenia i szepty ludzi. Nie obchodziło go to w tym momencie. Najważniejsza była dziewczyna i jej samopoczucie. Kiedy przychodziło co do czego, a w tym momencie do możliwości wykorzystanie swoich zdolności lekarskim, brał wszystko na poważnie.
z\tx2 zapraszam TUTAJ
Casper Angel Tease
Wiek : 30
Wzrost : 185cm
C. szczególne : "Puste" spojrzenie; lewa ręka w geometrycznych tatuażach ze słowem "PAST" na kłykciach; zapach
Postanowił, że będzie częściej wychodził na dwór? Postanowił. No to trzeba było trochę się ogarnąć i wziąć za siebie. Było to dla Caspra niemałe wyzwanie, ale w końcu nie należał do osób, które szybko się poddają. Ubrany w ciemne spodnie i bordową koszulę z kilkoma górnymi guzikami rozpiętymi, wyszedł na ulicy Hogsmeade. Kochał swój klub, cholera, był to jedyny obiekt jego nieszczęsnych uczuć. Kiedy nie ma się rodziny, to łatwo jest przekierować emocje na pierwsze lepsze więzi sprawiające przyjemność. Oasis było spełnieniem marzeń, było przyjemne i jakieś takie własne. Nic dziwnego, że Cas ledwo co w ogóle wychodził z klubu... no i światło, no cóż. Miał drobne problemy ze słońcem i chodził po nocy, blady jak trup. Nie można mieć wszystkiego, co? W każdym razie, kochał swój klub i takie tam, więc nie chodził zazwyczaj po innych lokalach. Nie miał po co - najlepiej bawił się sam u siebie, a przy okazji mógł załatwić trochę roboty. Kiedy już bywał w innych klubach, starał się jakoś bardzo nie pokazywać. Już nie raz i nie dwa został posądzony o 'węszenie' u konkurencji, co odbierał jako osobistą zniewagę. Merlinie, jakby nie miał własnych pomysłów, to nie miałby własnego biznesu. To chyba oczywiste. Tak czy siak, teraz postanowił pobawić się nieco bardziej incognito, więc z papierosem w zębach wkroczył do klubu "Luna", który całkiem nieźle znał. Z właścicielami miał dobre relacje i wcale nie uważał klubu za konkurencję. Nie chodziło o to, że miał wygórowane mniemanie o swoim lokalu, nie! Dla każdego co innego. Rozkoszował się właśnie swoim Wizz-Wizz'em niedaleko wejścia, gdy dostrzegł przy barze znajomą sylwetkę. No, nawet bardzo znajomą, bo kogoś takiego ciężko było zapomnieć. Z lekkim uśmiechem podszedł energicznie do popijającego Ognistą Whiskey mężczyznę i bez zastanowienia usiadł na krzesełku obok. - Alexis Blackwood. - przywitał go swoim zwyczajem, dalej nie zdejmując z twarzy tego rozbawionego gestu. Znali się naprawdę nieźle, może nawet świetnie? Ale od jakiegoś czasu nie mieli chwili na spotkanie i szczerze mówiąc, Casper niezbyt wiedział co się dzieje w życiu przyjaciela. - Tylko czemu spotykam cię tutaj, a nie w Oasis? - uniósł pytająco brew, przywołując nieco oskarżycielski wyraz twarzy. Zamówił sobie Ognistą i getem nakazał też barmanowi dolać Alexowi. Ma się ten gest.
Alexis Blackwood
Wiek : 33
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 193 cm
C. szczególne : Liczne tatuaże na ciele, kolczyki, rozmaite naszyjniki, rockowy styl, intensywnie niebieskie oczy, gazelle legs, bardzo szczupły, acz nie anorektyczny.
Ostatnio Alexis częściej przebywał poza domem; jakoś nie potrafił usiedzieć na tyłku, ale on tak miał od zawsze. Musiał jakoś spożytkować swoją nadmierną ilość energii, bo chyba inaczej to by zwariował. I żeby tylko nie popaść w jakiś marazm, padło akurat na klub, by troszkę sobie zaszaleć, ale też nie tak, by dopuścił się zdrady.. co jak co, ale kocha Iridiona i nie mógłby mu tego zrobić. Aczkolwiek odrobina rozrywki nie zaszkodzi. Ot, wypije trochę alkoholu, może pozna kogoś nowego, tudzież natknie się na znajomą twarzyczkę, potańczy w rytm muzyki, czy coś, posiedzi tam do rana i wróci z powrotem. No big deal. Blackwood również nie należy ogółem do osób, które łatwo się poddają; gdy już sobie coś obierze za cel, robi wszystko, ażeby dopiąć swego. To głównie dlatego, że jest niezwykle upartym stworzeniem. Ale wracając do tu i teraz. Siedział sobie tak beztrosko przy barze, upijając kolejne łyki Ognistej z nie wiadomo już której z kolei szklanki, i tak zatracał się w przyjemnym uczuciu rozpływających się procentów po jego ciele, mając totalnie wywalone na otaczający go świat. On nawet nie miał ochoty na kolorowe drinki, whisky było dla niego w takiej chwili jak ta idealna. Z tego jego błogostanu wyrwał go męski głos, tak dobrze mu znany.. Natychmiast przeniósł wzrok prosto na chłopaka, uważnie mu się przyglądając. Uśmiechnął się do niego radośnie, bo co jak co, ale jego to się tutaj nie spodziewał, niemniej zdecydowanie ucieszył się, że się wreszcie na siebie napatoczyli! - No, no, kogóż to moje piękne oczy widzą? Kopę lat stary! I jak najbardziej tak to ja, we własnej zajebistej osobie. - tak, jak zawsze okropnie skromny, ale to była jego jedna z wielu charakterystycznych cech, gdyż nigdy nie owijał w bawełnę, a walił prosto z mostu. Racja, nie widzieli się tak długo, że to aż karygodne i w zasadzie od ostatniego ich spotkania minął szmat czasu. Także będą mieli co nadrabiać! - Huh? Jakim Oasis? Szczerze mówiąc pierwsze słyszę. - spojrzał na niego z lekkim zdziwieniem, wzruszając bezradnie ramionami. I wcale nie udawał głupiego, po prostu nie znał jeszcze wszystkich miejscówek, które znajdywały się w Londynie, czy tam w pobliskiej okolicy. Tak naprawdę na dłużej zatrzymał się tu stosunkowo niedawno, po powrocie z trasy koncertowej. Owszem, to nie tak, że był kompletnie zielony, gdyż Alex ma naprawdę świetną orientację w terenie i to jedynie kwestia kilku dni, aż wszystko ogarnie. Ale w tym przypadku naprawdę miał jakąś zaćmę. Widocznie jego stary znajomy otworzył tę placówkę niedawno, innego wyjaśnienia na to nie posiadał. I możliwe, iż to tam by się wybrał, gdyby wiedział, kto jest właścicielem tego Oasis, a tak.. jak widać nawet nie miał bladego pojęcia o jego istnieniu. Zresztą dawno nie widział Casper’a, więc musiał mu wybaczyć te jego roztrzepanie i fakt, iż spotkał go właśnie tutaj, a nie u siebie. - Nie trzeba było, ale dzięki. - skomentował jego przemiły gest, poszerzając uśmiech, po czym gdy już dostał następną tego wieczoru szklaneczkę, chwycił ją w dłoń i upił z niej parę łyczków. A powiedział tak, ponieważ sam mógłby mu postawić jakieś drinki, czy cokolwiek by zechciał, skoro jest przy kasie i sporo zarabia, ale skoro już mu zamówił trunek, grzechem byłoby odmówić!
Casper Angel Tease
Wiek : 30
Wzrost : 185cm
C. szczególne : "Puste" spojrzenie; lewa ręka w geometrycznych tatuażach ze słowem "PAST" na kłykciach; zapach
Kiedy ma się dużo rzeczy na głowie, łatwo o czymś zapomnieć. Casper zwykle unikał takich sytuacji, z racji swojej wyśmienitej pamięci. Ot, tego typu problemy raczej do niego nie docierały. W swoim chaotycznym umyśle jakimś cudem udawało mu się poukładać chociaż część rzeczy w taki sposób, aby się nie pogubić. I był właściwie pewny, że zaraz po otwarciu klubu rozesłał wiadomości między innymi do takiego Alexa. Ale sowa mogła przepaść gdzieś w locie, albo list mógł nie dotrzeć w kawału, albo po prostu Blackwood nie miał chwili na odczytanie go. Wszystko było możliwe - w końcu teraz, w trasie muzyka, nie utrzymywali ze sobą zbyt ścisłego kontaktu. To chyba dlatego było tak miło się teraz spotkać. Casper, pomimo swojego zimnego (zmrożonego wręcz!) serduszka, musiał w duchu przyznać, że mocno się stęsknił za dawnym obiektem swoich westchnień. - A to dopiero niedopatrzenie. - fuknął, mocno niezadowolony z zaistniałej sytuacji. Nawet nie chodziło o to, że wymagał od swoich znajomych przychodzenia tylko i wyłącznie do Oasis. Przecież nawet on właśnie odpoczywał w Lunie, prawda? Tu chodziło o sam fakt, że Blackwood nie znał klubu, który dał radę się tak szybko okryć chwałą. Że nie znał sukcesu, jaki osiągnął Tease. Wyciągnął wizytówkę z połyskującą nazwą i adresem swojego klubu. Była zaczarowana w taki sposób, że gdy tylko klient przeczyta adres, wizytówka zniknie. Po co komu zalegający skrawek papieru? Istotne było tylko to, że położenie Oasis na zawsze zostawało głęboko zapisane w pamięci zainteresowanego. Tak, by nikt nigdy o nim nie zapomniał. - Założyłem jakiś czas temu, pod twoją nieobecność, klub. W Hogsmeade, zapraszam właściwie zawsze. - uśmiechnął się lekko. Nie był pewnie za dobry w reklamowaniu, bo nawet niezbyt wiedział, jak się za to zabierać. Po prostu był sobą, był szczery i często stawiał na prezentacji swoich produktów. Teraz jednak wiedział, że Alexis prawdopodobnie zajrzy tam właśnie dlatego, że się znają. Wypadałoby odwiedzić go chociaż raz, prawda? - A teraz, moja wielka gwiazdo, opowiadaj. Co u ciebie? - wbił zaciekawione spojrzenie w mężczyznę, bawiąc się szklanką z wyśmienitym trunkiem i raz na jakiś czas pociągając z niej łyk.
Alexis Blackwood
Wiek : 33
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 193 cm
C. szczególne : Liczne tatuaże na ciele, kolczyki, rozmaite naszyjniki, rockowy styl, intensywnie niebieskie oczy, gazelle legs, bardzo szczupły, acz nie anorektyczny.
Alexis tak jak i on nie lubił o czymkolwiek zapominać, tym bardziej jeśli jest to coś ogółem dla niego bardzo ważnego. Nie ma też sklerozy, ani nic z tych rzeczy, bo jeśli chodzi o tych, na których mu zależy, w tym przypadku nigdy nic z nimi związanego mu z łba nie wylatuje. Całe szczęście, że w jego umyśle nie panował żaden chaos.. Wówczas by chyba zwariował.. wróć. Właściwie to dawniej przecież o mały włos by do tego nie doszło, kiedy jeszcze miał poważne problemy ze swoją psychiką. Ale obecnie to już przeszłość.. Zmienił się i to głównie za sprawą Iridiona. Gdyby nie on, zapewne mrok by go totalnie otoczył, a jego schizofrenia rozwijałaby się na coraz wyższy poziom.. Jednak zaczął sobie przyrządzać odpowiednie eliksiry na owe schorzenie, co niweluje wszelkie efekty, które za sobą przynosiło. Przynajmniej stara się być tym normalnym, co w ostatnim czasie wychodzi mu całkiem nieźle. Aczkolwiek stosunku do pewnych rzeczy nigdy w życiu nie zmieni. Zdecydowanie. Tylko po prostu to wszystko bardziej znosi, ma głęboko w dupie wszelkie wkurwiające go aspekty, które w tej chwili aż tak mu nie przeszkadzają, ani nie wytrącają z równowagi jak to miało miejsce parę lat temu. A wracając do Caspera i nowo otwartego przez niego klubu.. możliwe, że informacja o tym doszłaby do Blackwooda z prędkością światła, ale zwyczajnie zbyt wiele się u niego ogółem działo i ta kwestia faktycznie mogła mu umknąć. Niedawno zresztą wrócił z dość długiej trasy koncertowej, potem polazł z resztą chłopaków z kapeli oczywiście na jakiś festyn, i na dokładkę te całe wesele, na które zostali o dziwo zaproszeni, choć nie znali zarówno pary młodej ani całej reszty gości.. jednakże to nie jest w ogóle istotne. Tak czy inaczej na pewno mu się jakoś odwdzięczy! Poza tym nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło, prawda? Grunt, że się wreszcie spotkali i teraz mogą wszystko spokojnie nadrobić, o! Nie ma co ukrywać, Alexis również stęsknił się za starym kumplem, to fakt niezaprzeczalny! - Oj nie bądź na mnie zły.. Wynagrodzę ci jakoś te niedopatrzenie. - i tu zrobił minę zbitego chomika, patrząc na niego smutnym, a jednocześnie przepraszającym wzrokiem, co zapewne dało piorunujący efekt i Casper bezapelacyjnie musi mu wybaczyć te jego roztrzepanie! Ewentualnie serio nie zdążył odczytać wizytówki, możliwie będącej pod stertą całej masy innych listów, których naprawdę czasem dostawał tak wiele, że powoli przestawał z tym wyrabiać i w pewnym momencie trochę je zaniedbał.. i to nie wynikało z faktu, iż wokalista Fallen Angels jest jakimś skończonym dupkiem.. ot, nie miał do tego głowy i ogarniał zaległości w wolniejszych chwilach, a tych niestety właśnie nie miał specjalnie dużo, bynajmniej od dnia, w którym wyjechał na podbój sceny, aż do dzisiaj. Także niechaj się nad nim zlituje.. Kiedy jego ulubiony znajomy wyciągnął wizytówkę i mu ją podał, spojrzał na nią z uwagą, byleby tym razem już nic nie przeoczyć i wbić sobie szczegóły do głowy. Posłał mu szeroki uśmiech, delektując się podarowanym przez niego drinkiem. - To naprawdę ekstra. Wiedz zatem, iż chętnie tam zajrzę, tego możesz być pewien. - stwierdził zgodnie z prawdą i miał szczerą nadzieję, że chłopak długo się na niego gniewać nie będzie, bo by tego nie przebolał! Odnośnie reklamowania czegokolwiek.. akurat Blackwooda zachęcił, więc może wcale nie jest w tym aż taki zły? A nawet jeśli, dla Alexisa to nie miało znaczenia.. Jest jego przyjacielem, i tyle mu wystarczy, by zebrać dupę w troki i udać się do jego zacnej spelunki, tym bardziej, że został tam zaproszony.. to niby czemu miałby nie skorzystać? - Jak widzisz zalatany jestem niemiłosiernie, i między innymi dlatego nie wiedziałem, żeś założył klub. To tak w skrócie.. mój zespół jest coraz sławniejszy, znalazłem miłość swojego życia, choć byłem święcie przekonany, że nigdy się nie zakocham.. no ogółem jest zajebiście, niczego mi raczej nie brakuje! A u ciebie? Oprócz zajmowania się Oasis rzecz jasna. - wyjaśnił wreszcie pokrótce, przy okazji odpowiadając wesoło na jego pytanie. Niespecjalnie lubił się rozgadywać, ale jeśli będzie trzeba, doda coś więcej. Póki co taka ilość wiadomości z jego życia powinna być satysfakcjonująca. I ponownie upił kilka porządniejszych łyków Ognistej, zerkając co rusz na Caspera a co mu tam! A jako, iż nie był kompletnie świadom, że ten był w nim kiedyś zakochany, nie widział niczego złego w wyjawieniu mu tego, że komuś w końcu udało się podbić jego jak dotąd niewzruszone, okute lodem serce.
Casper Angel Tease
Wiek : 30
Wzrost : 185cm
C. szczególne : "Puste" spojrzenie; lewa ręka w geometrycznych tatuażach ze słowem "PAST" na kłykciach; zapach
Jego irytacja nawet w najmniejszym stopniu nie dotknęła Alexisa. Casper zdążył już w myślach przekląć chyba wszystkie sowy świata, a przy tym też każdego, kto mógł w jakiś sposób wpłynąć na fakt, że jego list z zaproszeniem nie dotarł do Blackwooda. To nie było istotne, czy mężczyzna go nie odczytał, czy nie zauważył, czy zwyczajnie nie otrzymał. Cas po prostu nie wziął pod uwagi takiego przebiegu sytuacji i nieszczególnie mu się podobało, że stary przyjaciel nie wiedział tak istotnej informacji z jego życia. Jedni się żenią, inni zakładają kluby... Nie? Tak czy inaczej, ani mu nie przeszło przez myśl, że mógłby się denerwować na gwiazdora. Kiedy ten więc zasugerował w swojej wypowiedzi takie zajście, prychnął z niedowierzaniem i machnął lekceważąco ręką. Litości, na niego miałby się gniewać? Pewnie nie mógłby nawet, gdyby chciał. Może i wmawiał sobie, jak to Alex pozostawał w jego przeszłości, albo że wyrósł już z tego idiotycznego uczucia. Niezbyt wiedział, o co chodzi - po prostu kochał przebywać w obecności mężczyzny i każdą bliskość z nim uznawał za niemalże cudowne błogosławieństwo. Choć często sobie żartował, że jego serce skute jest lodem, w rzeczywistości miewał słabości. - Nawet nie żartuj, to przecież nie twoja wina. Cóż, jesteś teraz taki sławny, że muszę nieco zawalczyć o twoją atencję, co? - Zażartował, choć gdzieś w głębi wcale nie było to tak daleki prawdzie. Nie widzieli się tak długo, że w pewnym sensie mógł się poczuć zapomniany, chociaż nie zamierzał tego nigdy przyznać. Casper zawsze twierdził, że się nie przywiązuje do ludzi i nie jest mu straszne stracenie kogokolwiek - bo miał niewiele, bo już tracił. Prawdę powiedziawszy, nie wiedział jednak, czy dobrze uważa. - Słyszałem o twoim świetnie rozwijającym się zespole... Ale o "miłości twojego życia" pierwsze słyszę. - Przyznał, niemalże zgrzytając zębami. Oj, gdyby nie był tak doskonałym aktorem, to Alexis mógłby się nieco zdziwić. Bo ta drobna informacja, która powinna przyjaciela ucieszyć, w tej sytuacji była jak potężny cios - zwyczajnie nieprzyjemna. - Tak czy inaczej, gratuluję. Cieszę się twoim szczęściem. Choć jego twarz rozjaśnił uśmiech, to nie mógł bardziej kłamać. Nie był nawet w połowie tak empatyczny, by cieszyć się czyimś szczęściem. Dopóki nie dotykało to jego w pozytywny sposób... Nie ma opcji. - Oprócz klubu, to nic nowego. Dalej nie sypiam, dalej unikam słońca, dalej jestem singlem. Teraz po prostu dużo pracuję, tyle. - Dorzucił jeszcze, chociaż w pewnym sensie ochota na rozmowę już go opuściła. Jednocześnie nie chciał zostawiać przyjaciela i kończyć tego spotkania... Po prostu nagle stracił cały swój entuzjazm.
Już dawno nigdzie nie wychodziła, a tym bardziej do klubu. Mała rozrywka przed życiem w związku małżeńskim się jej przyda i to koniecznie. Tym bardziej, że do ślubu nie pozostało dużo czasu. Z dnia na dzień fakt ten ją przerażał. Nie miała pojęci czy sprosta wymaganiom bycia dobrą żoną jak i matką. Oczywiście w przyszłości. Nie zastanawiając się długo założyła prostą sukienkę. NIe chciała się za bardzo stroić, nie czuła takiej potrzeby. Zresztą, nie szła na podryw. Będąc już na miejscu odetchnęła z ulgą. Było to dziwne, gdyż właśnie siedziała przy stoliku w otoczeniu masy ludzi. Śmiejąc się sama do siebie zamówiła jednego drinka i od razu wypiła jednym duszkiem. Pod względem alkoholu Lucas miał na nią zły wpływ, a to nie wróżyło najlepiej. Pustą szklankę odstawiła na bok i nie czekając ani chwili dłużej złapała kolejny kolorowy napój. Ten jednak piła z umiarem pamiętając, że musi wyjść o własnych siłach, a nie niesiona przez stadko mężczyzn. Jeszcze tego jej brakowało.
Ostatnio zmieniony przez Oriane L. Carstairs dnia Wto 12 Wrz 2017 - 12:10, w całości zmieniany 1 raz
Spotkanie z dalekim, a zarazem bardzo bliskim znajomym musiało się kiedyś skończyć, dlaczego? Dlaczego jak coś mu się podoba i chce tego więcej to mu się to nie udaje? Czy to jest sprawiedliwe? Okropnie się z tym czuł, a gdy tylko opuścił pub od razu humor powrócił, taki jaki był wcześniej. Constance był chłopakiem, który naprawdę można powiedzieć był kiedyś jego przyjacielem i szczerze powiedziawszy miał niesamowitą ochotę na odnowienie tej znajomości, ale kto wie czy to nie było pierwsze i zarazem ostatnie ich spotkanie. Wychodząc jego sowa gruchnęła przed jego nogami. - Kochana... -mruknął kiwając głową. Niekiedy wydawało mu się, że robiła to specjalnie, żeby zwrócić na siebie uwagę. Gdy tylko zobaczył, że to jego siostra uśmiechnął się i ruszył w tamtym kierunku. Jednak na jednym drinku się nie skończyło i po chłopaku było widać zamroczenie. Jednak za bardzo się tym nie przejmował. Po chwili pojawił się w naświetlonym przez Ori miejscu i wszedł do środka. Od razu zauważył jej twarzyczkę i podszedł całując ją w policzek. Na pewno wyczuła alkohol, ale przecież nie dostanie pasem po tyłku, nie? - Cześć siostrzyczko kochana... - przywitał się z nią i zasiadł na przeciwko niej. Sam nie wiedział od czego zacząć, dlatego miał nadzieję, że to Ori cokolwiek powie i rozpocznie tę rozmowę.
Alexis Blackwood
Wiek : 33
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 193 cm
C. szczególne : Liczne tatuaże na ciele, kolczyki, rozmaite naszyjniki, rockowy styl, intensywnie niebieskie oczy, gazelle legs, bardzo szczupły, acz nie anorektyczny.
Nawet jeśli Alexis dostaje notorycznie w ciul listów, jak mu na kimś bardziej zależy, to takich nigdy nie pomijał. I choć starał się odpowiadać na każdy z nich, było to fizycznie niemożliwe. Bo wiadomo, nie da się wszystkiego ogarnąć, prawda? Także ta ulotka klubu Casper’a musiała mu zwyczajnie umknąć, albo coś innego się stało, że jednak do niego nie doszła. Różnie to tak po prawdzie mogło być. Ale to nieistotne, grunt, że dowiedział się o tym bezpośrednio od niego i tym razem już definitywnie zapamięta, że chłopak prowadzi Oasis i pewnego dnia tak jak obiecał do niego wpadnie! Teraz przynajmniej będzie mógł nadrobić zaległości i następnym razem postara się nie popełnić takich gaf. Grunt, że nie ma do niego o nic pretensji, ani się na niego nie wściekł, że Alexis nie miał pojęcia, co się u niego działo.. i to w sumie od bardzo dawna. Odetchnął więc z ulgą, że ten machnął na to ręką. Właściwie co do tych uczuć.. on sam cholernie długo nikogo do siebie nie dopuszczał, będąc święcie przekonanym, że nigdy nikogo nie pokocha, a jego serce istotnie było skute lodem. Jednak znalazł się taki Iri, któremu udało się jakimś sposobem do niego dotrzeć i tylko dlatego Blackwood zmienił się na lepsze, stał się taki bardziej uczuciowy, więcej go zaczęło obchodzić i w ogóle. Gdyby nie Coma, raczej zespół Fallen Angels w ogóle by nie powstał, a on dalej udawałby takiego niedostępnego, mając niewielu przyjaciół. - Niekoniecznie.. Po prostu trzeba mi o wielu rzeczach przypominać. Naprawdę sporo się działo, przez co mogę być nieco.. roztargniony o. Skoro już wiem, gdzie ciebie szukać, będę cię częściej odwiedzał. Bo to karygodne, żeśmy się tak długo nie widzieli.. - doszedł do takich wniosków, gdyż taka właśnie była prawda. Nie ukrywał również tego, że było mu odrobinę głupio, że tak zaniedbał ich znajomość, ale to na pewno też nie tak, że o nim zapomniał, to zdecydowanie nie! Alex to tym bardziej nigdy się do nikogo nie przywiązywał, wręcz większość ludzi od siebie odpychał. Działo się tak, ponieważ był wielce przekonany, że lepiej jest żyć samemu, niż potem niepotrzebnie się o kogoś zamartwiać. Obecnie to co innego, i aż nie wyobrażał sobie, by miał kogokolwiek stracić z tych bliższych osób. Nie zniósłby tego.. i może to był powód, dla którego dawniej wolał ograniczać znajomości do wszelkiego minimum? - Teraz już wiesz. Widocznie jeszcze się ten fakt nie rozniósł po całym świecie.. choć znając życie przypuszczam, że stosunkowo szybko się to zmieni. - zauważył po krótkiej chwili zastanowienia, bo w końcu ani on, ani Iridion jawnie tego nie ogłosili, ale to nie dlatego, że się tego wstydzą.. Ot, nie było na takie wyznania idealnej okazji, ale kiedyś to zrobią. Przecież nie zamierzali tego ukrywać cały czas. Po pierwsze nie dałoby się tak, a po drugie.. Alexis nie wstydził się swojego uczucia, jakim go obdarzył, i będzie miał wywalone, czy komuś się to spodoba, czy też nie. To już ich problem, nie jego. - Dziękuję. - odpowiedział ze szczerym uśmiechem, choć odniósł jakieś dziwne wrażenie, że jednak coś jest nie tak.. okej, może i Cas jest świetnym aktorem, aczkolwiek Blackwood był wyjątkowo spostrzegawczą osóbką i potrafił wyłapać wszelkie emocje, nawet jeśli były one mocno tłumione. - To faktycznie nic nowego, heh. Ale to fajnie, że chociaż wyszło ci z tym klubem. - stwierdził całkiem wesoło, klepiąc go delikatnie po ramieniu. Następnie upił kolejnych kilka łyków Ognistej, intensywniej zawieszając na Casperze swe niebieskie ślepia. Jego entuzjazm serio dość szybko opadł, a że nie dałoby mu to spokoju, musiał się dowiedzieć, co się dzieje, gdyż nie da się ukryć zaniepokoiło go to. - I ten.. wszystko w porządku? Coś spochmurniałeś.. czy mi się tylko wydaje? - dodał na sam koniec, unosząc tak charakterystycznie brew ku górze. Miał nadzieję, że to serio nic takiego..
[...]
Chwilę jeszcze pogadali, powspominali stare dobre czasy i ostatecznie się rozeszli w swoje strony.
[z.t x2]
Ostatnio zmieniony przez Alexis Blackwood dnia Nie 5 Mar 2017 - 3:09, w całości zmieniany 2 razy
Przy trzecim drinku jej nastrój znacznie się poprawił, chodź i tak był już dobry. Muzyka jej podrasowała i siedząc na krześle bujała się w rytm muzyki. Widziała jak mężczyźni patrzą w jej stronę, jednak jej to ogólnie nie interesowało. Mogli patrzeć póki nie przyjdzie im do głowy aby podejść. Wtedy z pewnością nie będzie już tak wesoła i roześmiana. Pewnie dalej zaprzątałaby sobie głowę takimi nieistotnymi sprawami, gdyby nie pojawienie się Maxa obok niej. Uśmiech, który gościł na jej ustach stał się jeszcze bardziej promienny. Oddała pocałunek nie przestając się szczerzyć. - Mój braciszek kochany. - z równą czułością przywitała go. Jednak coś nie dawało jej spokoju. Czy poczuła alkohol od niego? Na pewno tak. Było to niespotykane. A przynajmniej dla niej. Nigdy nie przyszedł na spotkanie z nią po alkoholu. Coś musiało się stać. A może ona tylko tak sobie dedukowała to wszystko.... NIe zastanawiając się dłużej poprosiła jednego z przechodzących kelnerów o dwa piwa. A co! Siedzenie przy drinkach może i było miłe, jednak nie miała zamiaru przesiedzieć tak całej imprezy. - Gdzie ty się podziewałeś? Już myślałam, że uciekłeś ode mnie . - pokazała mu język podając przyniesione piwo.
Za Orianą naprawdę się stęsknił. Dziewczyna od małego dziecka była dla niego bardzo ważna, można powiedzieć, że nawet najważniejsza. Braciszka nie widział już tyle czasu. Musi się kiedyś do nich wybrać, ale na razie nie miał na to najmniejszej ochoty. Poza tym pokłócił się ze starymi a nie miał zamiaru tak szybko ustępować, przecież da sobie radę sam, tak? Jak na razie najważniejsze było to że nadal dostawał od nich pieniądze, bo gdyby tak nie było chłopak musiałby chyba wrócić do domu, bo za co by żył? Musi naprawdę pomyśleć o tej dorywczej pracy bo chyba zwariuje. Dorywczej, a może i stałej? Przecież szkołę i studia już zakończył z niedoskonałym skutkiem, ale jednak zakończył. Chyba mieli sobie dużo do opowiedzenia, prawda? Max zniechęcił się do kobiet jeżeli chodzi o związki, pannę Sharewood naprawdę pokochał, a ona go zostawiła. Sam nie wiedział jak miał to odbierać, ale tak było. Zostawiła go bez żadnego słowa i już tyle czasu się do niego nie odzywa. To się nazywa miłość? Czy ona go w ogóle kochała? Miał ochotę jej to wszystko wygarnąć, ale jak na razie nie miał okazji. Lekko się uśmiechnął gdy Ori wypowiedziała słowa przywitania. Na nią zawsze mógł liczyć. - Ja nie uciekam to ludzie ode mnie uciekają. -powiedział do niej i wzruszył ramionami. Na pierwszy rzut oka było widać, że jest załamany, potrzebował towarzystwa wszystkich bliskich mu osób. Jednak najbardziej Oriane była mu teraz potrzebna. - Destiny mnie zostawiła... Nowość, nie? - spojrzał na nią tak jakby to ona miała mu pomóc. Ale jak? Nie mogła mu pomóc, jednak przyjaźniły sie może wie gdzie ona jest. Jednak czy Max byłby w stanie być z nią dalej? Tak nie zachowuje się osoba, którą się kocha.
Chwileczka... Des go zostawiła? Ale jak to?! Przecież znała tą dziewczynę. Wiedziała doskonale również jak bardzo kochała chłopaka siedzącego przed nią. To nie mogła być prawda. Chociaż... Do niej też się nie odzywała od dłuższego czasu. Nie odpisywała na listy, nie dawała znaku życia, nie chodziła do szkoły. Jakby zapadła się pod ziemię. Martwiła się o nią i to bardzo, jednak nic nie mogła zrobić. Nie znała jej miejsca zamieszkania. A przynajmniej nie w tej chwili, gdyż zdążyła już odwiedzić jej dom i jak się okazało jej tam nie było. Tego jednak nie musiała mówić chłopakowi. W końcu spotkali się tutaj w innym celu. - Nie chcę jej bronić, ale może miała powody. - wzruszyła ramionami spoglądając na Maxa. Czasami żałowała, że był jej kuzynem. Obydwojgu nie układało się w miłości. Może gdyby byli razem... Od razu wyrzuciła te myśli z głowy. Za parę tygodni miała wyjść za Lucasa. Po co w ogóle myślała o takich rzeczach. Było to idiotyczne. Upiła spory łyk alkoholu stojącego przed nią i uśmiechnęła się do barta. - Dziś jednak nie musimy o niej rozmawiać. Jest tutaj masa dziewczyn, które nie mogą oderwać od Ciebie wzroku. Trochę jestem zazdrosna. - puściła mu oczko pokazując ruchem głowy na jedną z blondynek siedzącą przy barze. Jej strój był dość wyzywający, ale nie ocenia się czarodzieja po szacie, prawda? - Widzisz jak ona patrzy na Ciebie? Pewnie jet ciekawa kim jest ten przystojniak siedzący z boginią. Zagadaj do niej. Może Ci się poszczęści. - dokończyła swój drink zmieniając natychmiast temat. Jak nie teraz to nigdy mu nie powie. Do roboty Ria. - A tak poza tym wychodzę za kilka tygodni za mąż. - przełknęła ślinę i nie przerywając kontynuowała. - I jak, podoba Ci się? - miała nadzieję, że nie załapie tego co powiedziała między zdaniami. Może zapomni, albo jedynie kiwnie głową i zmienią temat na coś zupełnie innego.
To, że zerwała z nim kontakt i można powiedzieć zostawiła go bez słowa to nie znaczy, że Max za nią nie tęsknił i nie chciałby się dowiedzieć co tam jest u niej grane, bo chciał. Byli przecież przyjaciółmi, tak? A obiecywali sobie, że zostaną nimi mimo iż im się nie uda. To miał być taki eksperyment dla nich. Coś tam nadal do niej czuł, bo to było nieco świeże, ale czy chciałby do niej wrócić? Chyba by się już tego nie podjął. Zostawiła go, a to jednak o czymś świadczy. Owszem, jeżeli chociażby napisała mu jakąś sowę czy dała jakkolwiek znać, ale nie. Dla niego ona była skończona jeżeli chodzi o związek, nie chciał się już kolejny raz zaangażować i się zawieść. Kiwnął jedynie głową i wzruszył ramionami. Kompletnie go to teraz nie obchodziło. Nie chciał już dłużej o tym myśleć. Niech sobie robi co chce. Na szczęście ich związek nie trwał długo i jakoś się specjalnie do siebie nie zbliżyli i może to dobrze, bo gorzej byłoby gdyby Max szczerze się w niej zakochał, na zabój, byłby wtedy całkowicie załamany. Spojrzał na dziewczynę, która się ponoć na niego patrzyła. Wzruszył ramionami zrezygnowany. Na razie interesowali go mężczyźni i szczerze powiedziawszy chciałby ażeby tak zostało. Chociaż oni są zdecydowani, bo z tymi dziewczynami to różnie jest. Trochę się na nich zawiódł, ale oczywiście nie chodzi tutaj o jego siostrę, bo ona nigdy go nie zostawiła i pewnie nie zostawi. Zawsze mógł na nią liczyć w trudnych chwilach, a nie ukrywajmy, ale to jest właśnie taka chwila. - Przestań, jakaś dziwna i za pewne pusta dziewczyna. - mruknął do niej przenosząc wzrok na siostrę. Na pewno zauważyła, że nieco dziwnie się zachowywał, miał wyraz twarzy jakby zaraz miał puścić pawia. Dziewczyny go nie interesowały bynajmniej na razie. Będzie miał święty spokój, a z chłopakami lubił się od czasu do czasu zabawić i to mu wystarczało w zupełności. - Wychodzisz za mąż?! Za Lucasa jak mniemam? Cieszę się... - powiedział do niej szczerze. No dlaczego miałby się nie cieszyć? Skoro tyle czasu byli razem to w końcu musiało do tego dojść. - Wydaje mi się, że jest całkiem spoko. Mam nadzieję, że będziesz szczęśliwa, ale oczywiście wiesz gdzie mnie szukać jeżeli coś by Ci zrobił... - powiedział do niej i pokiwał głową. Bardzo dobrze. Miałby wielką ochotę się na nim zemścić. On tam do niego nic nie miał, mimo iż tylko raz z nim rozmawiał i to jeszcze w obecności Oriane. Ona musiała sama decydować, przecież jest dorosła, a on nie będzie ingerował w jej życie dopóki sama tego nie zechce.