Miejsce, z którego rozciąga się piękny widok na jezioro i część Zakazanego Lasu. Uczniowie, często się tu zatrzymują, by porozmyślać i zrelaksować wzrok.
Czy ważne co tam robił mój chrześniak? Nie zbyteczne przejmowanie się drobiazgami które tak naprawdę nie mają żadnego znaczenia. Ważniejsze jest za to to co się wydarzyło w tym miejscu, może trochę wstępu, z ogromnej nudy, a może próżności mniejsza w sumie o to przechadzał się mój podopieczny po oście dokładnie dachu tej dziwacznej konstrukcji. Przynajmniej jest to ciekawsze niż chodzenie po nim samym..nie śpiesząc się kroczył w dość majestatyczny sposób, więc osoby które znajdowały się pod nim dobrze słyszały zbliżające się kroki. Choć to musiało być zaskakującym przeżyciem dla tej młodej dziewczyny kiedy słyszała odgłos kroków nad sobą, a po chwili zobaczyła jak mój chrześniak zeskakuje i wręcz wpada na nią. Czy mógł ją ominąć? Zrobić unik? Jasne że tak, ale po co? Kiedy lecisz na atrakcyjną kobietę to na nią wpadasz i prawie przewracasz..prawie, bo łapiesz ją w ostatniej chwili i wyćwiczonym ruchem pomagasz wstać, ewentualnie tak jak tego dokonał mój podopieczny przysuwasz ją dość mocno ku sobie i patrzysz prosto w oczy mówiąc coś intrygującego. - Jesteś zajęta prawda? - dziwne zaczęcie rozmowy, ale niech będzie z tego zawsze można jakoś wybrnąć, choć jakby wybrną z tego w sposób zakrawający o romantyzm to bym mu osobiście porachował kości. Na szczęście w jego oczach można było dostrzec chłód i pewnego rodzaju zainteresowanie zależne od odpowiedzi dziewczyny. Całkiem dobry sposób na przekonanie do udzielenia odpowiedzi. Ciekawość zawsze gubiła ludzi.
Chwila co jak gdzie. Przewińmy się na chwilę do tyłu. Stała sobie oparta o barierkę. Oglądała sobie widoki jak gdyby nigdy nic. Była naprawdę mocno zamyślona. W chwilach, kiedy siedziała sama wracała wspomnieniami do wszystkich przeżyć z ostatniego tygodnia. Zastanawiała się czy jest coś, czego żałuje i najczęściej odpowiedź była przecząca. Potem myślała o tym kiedy będzie następna pełnia. Liczyła dni do niej. I to właśnie w trakcie tych obliczeń, przez które nie dosłyszała, że ktokolwiek się zbliża stało się nagle coś, czego kompletnie się nie spodziewała. Pewnie gdyby chłopak skoczył obok niej dostałby w łeb i to dość boleśnie, bo obudziłby się odruch obronny. Więc poniekąd dobrze zrobił. Ale z drugiej strony... Po cholerę on tam w ogóle wlazł?! Mniejsza o to. Nie załapała kompletnie co się stało. Dopiero po chwili zrozumiała, że prawie wyrżnęła o ziemię, a teraz trzyma ją przy sobie jakiś ktoś. Ktoś, kogo kompletnie nie kojarzyła i nigdy w życiu nie widziała. To też nie było zbyt normalne to, że byli w tym momencie tak bliziutko. - E? - To była jedyna odpowiedź na jaką w tym szoku było ją stać. Poczuła się w tym momencie bardzo mało inteligentna. Ale bardziej skupiła się na jego oczach. W końcu ona nie dawała nigdy w swoje patrzeć, a teraz? Pozwoliłaby odczytać z nich całą duszę. Nie rozumiała dlaczego...
Myślałem że dziewczyna będzie bardziej asertywna, a może zwyczajnie przeceniałem innych, czasami się tak zdarzało. Nie żebym czuł się z tego powodu zawiedziony, czym prostszy umysł tym łatwiej go kontrolować, ale chyba liczyłem na coś więcej. Może jeszcze nie wszystko stracone, może to wina tak nagłego pojawienia się? Przynajmniej nie piszczała jak poparzona atakując moje bębenki to zawsze jakiś plus..choć w łóżku jak będzie cicha..ale to zostawię na później. - Niech będzie wersja dla zszokowanych lub niespełna rozumu mam nadzieję że nie jesteś tą drugą osobą. Pytam się ciebie czy jesteś w związku z jakimś facetem, teraz rozumiesz? - po tych słowach pewna kpina i rozbawienie znikło i pozostał ten sam chłód co wcześniej oraz to niewypowiedziane napięcie zależne od jej odpowiedzi. Jeśli zamierza się nad tym zastanawiać to przysięgam zrzucę ją z tego most, a przynajmniej poczuje co to znaczy prawie zostać zrzuconą, jeszcze jej się coś stanie bo nie zdąży rzucić żadnego zaklęcia. Ech czy ja muszę tak często spotykać tego typu osoby. No udowodnij dziewczyna że jednak coś w sobie masz, byłoby ciekawiej.
Ej no chwila moment. Czy ona miała napisane na czole „prześpię się z każdym, kto zeskoczy na mnie z powietrza i zada mi głupie i dziwne pytanie”? Jakie później! Jakie później?!... Ee? Dobra. Nawet ja, a jestem w końcu narratorką, złapałam pewną zawiechę i nie ogarniam co się dzieje, więc może dajmy szansę Corin na załapanie co i jak. Może jej się to uda szybciej niż mi. A i piszczeć by nie piszczała. Pewnie, jak wspomniałam, dałaby mu w łeb z piąchy jak na super macho mam większe jaja niż 3/4 Hogwartu przystało. - Nie? - Bardziej spytała niż mu odpowiedziała. Co tego ptaka to obchodzi? Ha, ptaka... Jak dwuznacznie. AA, nie cicho. Żadnych skojarzeń Corin. Ja wiem, że jest przystojny, ale kobieto daj sobie spokój co? A potem się dziwisz, że ci się wszyscy dobierają do majtek, a przynajmniej próbują. Na dowód kolejna osoba ma to na celu, no super. - Ale chwila. Kim jesteś, co cię to obchodzi i dlaczego masz nie dostać w pysk za to, że nie zachowujesz mojej przestrzeni osobistej? - Spytała już zdecydowanie mniej zaskoczonym tonem, a bardziej ciekawski i po części zirytowanym.
Dziewczyna musiała być pełna sprzeczności i dzikiej energii bo w jej oczach wszystko się zmieniała bardzo szybko, to dopiero byłaby zabawa gdyby odpowiedziała że jednak ma. No szkoda ale cóż chwila przepadła, powinna tego żałować. Choć zabawne było to jej niepewne pytanie zamiast pewnej odpowiedzi, a więc ktoś jednak jest? To może być ciekawe. Zaraz po jej odpowiedzi ten ciekawy błysk to napięcie w moich oczach momentalnie znikło, ale pewna ciekawość odżyła szczególnie po reszcie jej słów. Jednak całe to spotkanie może być dość ciekawe pomyślałem. - Szkoda, miałem ochotę przelecieć zajętą dziewczynę. A ty przecież nie jesteś zajęta, co za strata bo naprawdę jesteś kusząca. - po tych słowach puściłem ją lekko odpychając prawie nie zauważalnie i oparłem się o balustradę spoglądając chłodno na dziewczynę, tak mało brakowało bym miał zapewne bardzo przyjemny seks..ech to moje wybredzanie czasami mnie irytuje. - Nazywam się Avan. Sama uznałaś że obchodzi bo mi odpowiedziałaś, więc miej pretensje do siebie nie do mnie, tak samo jest z kolejną sprawą jakbyś odskoczyła lub uznała że ci się to nie podoba już byś spróbowała to zrobić, a nie tylko bezsensownie o tym mówiła, więc skończ tą fasadę i przyznaj że to było ciekawe i przyjemne. - pokazałem jej lekki uśmiech, choć oczy nadal były zimne i wyniosłe. Ciekawe co teraz zrobi? Może jednak przelecę tą dziewczynę? E tam, zobaczymy co teraz powie. W moich oczach znów pojawiło się pewne napięcie, podobne do tego kiedy zadawałem pytanie.
Dysonans, to jej drugie imię. Jej cechy charakteru potrafiły nie dość, że kompletnie do siebie nie pasować, to jeszcze nawzajem się wykluczać. Na przykład fakt, że potrafiła być naprawdę bardzo nieśmiała i rumienić się z powodu tego, że jakiś chłopak się do niej zbliżył, a jednocześnie nie było najmniejszego problemu w tym, by jakimś dobić o ścianę i wpić się w jego wargi. Szalona dziewczyna, nie ma co. Albo walnięta. W sumie znaczenia podobne, ale jedno było troszkę bardziej pozytywne. - Dlaczego myślisz, że gdybym była zajęta, to dałabym ci się przelecieć? - Czy ona ma wypisane na czole „nie ważne jak, gdzie i z kim – dam się przelecieć”? Bo tych propozycji się pojawiało coraz więcej. Aczkolwiek zdecydowanie rzadziej od jakiś psychicznie chorych i napalonych erotomanów! Powinna chyba zwiać, póki temu jeszcze mocniej nie odwaliło. W końcu etap w życiu, że była zgwałcona przez ucznia Hogwartu też już przeszła i zdecydowanie powtórka z rozrywki nie jest pożądana. Prince by na to nikomu nie pozwolił prawda?! Prawda...? Ratunku napadają i gwałcą! - Ciekawe owszem. Przyjemne... Raczej irytujące. No i zaskakujące, ale to dość oczywiste. Nie codziennie ktoś skacze na mnie z wysokości i proponuje seks... Czy twoim zdaniem Hogwart to jakiś burdel czy co. Nie wiem jak jest w twojej szkole, ale my się tu uczymy, a nie pieprzymy po kątach, więc raczej mało kto przystanie na twoją rozkapryszoną zachciankę – Trzeba było przyznać, że mocny charakterek to ona ma. I do tego jest cięta w słowach. Dlatego jeśli ktoś od początku nie wzbudził w niej pozytywnych reakcji i został zaszufladkowany jako ktoś negatywy, to ciężko było potem jej zdanie zmienić, jeśli zachowywała się do danej osoby w ten sposób. No, ale cóż. To nie jest jej strata.
Musiałem przyznać że miała ta dziewczyna charakterek i dobrze tak to by było nudnawo i mdło. Jednocześnie była dość zabawna..ostatnio byłem na jakiejś imprezie podobno w łazience prefektów i tamta sytuacja jednak wskazywała że to co mówi tak dobitnie stojąca przede mną dziewczyna nie jest prawdą. - Nie jestem wspaniałym uwodzicielem, ale jestem świetny w zdobywaniu tego na co mam ochotę. I żadnego seksu ci nie proponuję, czy powiedziałem byś się ze mną przespała? Nie, więc nie dopisuj swojej historii i interpretacji, widocznie to ci chodzi po głowie. Ale ja naprawdę nie mam ochoty przespać się z tobą. - mówiąc to nadal miałem zimne spojrzenie, ale to napięcie w oczach znikło całkowicie. Zrobiłem dwa niezbyt duże kroki w jej stronę, już nie miałem ochoty na gry i zabawy to było odczuwalne w całej mojej osobie. Wbiłem w nią swoje spojrzenie i zacząłem analizować, to pewnie mogło peszyć, choć pewnie nie ją może ją to zdenerwuje, ale chciałem by poczuła jak zagłębiam się w to kim jest że zaraz odkryję jej obawy i pragnienia to co powinna trzymać przed obcymi. - Miło było cię poznać, może nie za miło, ale jednak. Jeśli tak bardzo ci przeszkadza temat seksu to nie będę go poruszał w rozmowach choć wątpię byśmy się spotkali. Ciebie jedynej nie chcę spotkać nigdy więcej. Żegnaj. - mówiąc to wpatrywałem się w jej zwierciadła duszy, a moich chłód na chwilę zelżał prawie odkrywając to co było pod nim, ale powrócił, w porę się opanowałem. I odwracając się ruszyłem w stronę barierek.
- Pff – Tylko tyle z siebie wydała. Najwyraźniej nie miała zamiaru zagłębiać się w jakąkolwiek dalszą rozmowę z nim. Irytował ją więc nic dziwnego. Nigdy nie spędzała więcej czasu niż musiała z osobami, które nie są dla niej sympatycznie. No właśnie, nie musi z nim tutaj siedzieć, więc co ona tu jeszcze robi? Nie zwróciła uwagi na to, że on się na nią gapi. Ogólnie nie patrzała na niego, odwracała się za każdym razem kiedy była możliwość zetknięcia wzroku. Ponownie skupiła się na oddali. Dopiero kiedy znowu zaczął mówić nie wyszła jej ucieczka i pozwoliła sobie patrzyć w oczy. Skrzywiła się lekko. Zdecydowanie poczuła się urażona, co odebrało jakąkolwiek nutkę sympatii wynikającą z tego, że to ktoś nowy i może zagubiony w Hogwarcie. - To co tu jeszcze robisz? Byłam tu pierwsza i wolałabym, żebyś mnie zostawił samą. To planowałam, a ty się wpieprzyłeś jak mucha między pośladki...
Zoe Frida Champion w ciągu ostatnich dni okazała się czempionką we wpadaniu w tarapaty. Najpierw jakaś dziwna przygoda w Zakazanym Lesie, potem jakiś dziwny profesor, a niedługo jej kartoteka urośnie pod sam sufit. W życiu bywa różnie. Złe miejsce i zły czas ostatnio były najwierniejszymi kompanami Ślizgonki. Dzisiaj też w planach miała pójść gdzieś gdzie wreszcie jej umysł będzie mógł się wyszumieć w spokoju, a jej głowa wypłucze się ze spaczonych pomysłów, takich jak zadzieranie bluzki do góry przed niewłaściwymi osobami. Może po takiej krótkiej albo i dłuższej chwili przemyśleń i odpoczynku wreszcie weźmie się w garść i popracuje nad swoją porąbaną osobą. Może, a może niekoniecznie. Tak chyba jej było dobrze i pomimo tego, że nie uchodziła za jakąs bardzo rozgarniętą albo uprzejmą osóbkę taka czuła się najlepiej, więc w sumie po co to zmieniać? Wspięła się na najwyższy punkt, z którego rozciągał się przepiękny widok. Nie przychodziła tu za często. Zazwyczaj w pośpiechu omijała to miejsce, dlatego poczuła przyjemne rozczarowanie. Rozsiadła się na deskach, wyciągnęła ręce za siebie i odchyliła głowę do tyłu, przybierając pozę jakby się opalała. Z zamkniętymi oczami zaczęła sobie nucić jakąś melodię, co z daleka mogło przywodzić na myśl pytanie czy aby przypadkiem nie jest obłąkana. Bywa.
Nocne przechadzki po szkockiej szkole, stały się dla niego upiorną codziennością. Nudziło go ogrywanie roli nauczyciela, a Hogwart skutecznie przygniatał jego ambicje. Nie mógł jednak narzekać z tego powodu - mogło mu się trafić o wiele gorzej. Tak, mowa tu o Ministerstwie Magii, które specjalnymi listami zapraszało go do swojego gmachu. Nigdy nie będzie pionkiem Ministra, już on za dobrze znał swoją wartość. Jeszcze rok temu sam studiował w tej zacnej szkole, a dziś ma odgrywać rolę nauczyciela. Czy to nie sprawiło sprytne fatum, które nad nim krążył? Napajał się ciszą, która obijała się o murowanej ściany szkoły. Nic nie zakłócało tej mistycznej atmosfery. O tej godzinie Hogwart zmieniał się o trzysta sześćdziesiąt stopni. Korytarze były aż dziwacznie puste, a z błoni dobiegał jedynie dźwięk pohukiwań sowy lub innych stworzeń mieszkający w Zakazanym Lesie. Miał się tam wybrać... już nie raz. W końcu Gervasius jeszcze długo nie wytrzyma w małej klatce. Po co zabierał tego zwierzaka ze sobą? Wdrapywał się na kolejne piętra szkoły, dokładnie obserwując korytarze. Czułby się niezręcznie, przyłapany na nocnych schadzkach. Otworzył drewniane drzwi, a jego oczom ukazało się piękne, gwieździste niebo. Dzisiaj był wyjątkowo bezchmurna noc, co sprzyjało cichym obserwacją. Spojrzał w prawo, zauważając jedną z tutejszych uczennic. Był tyłem, więc nie miał szans na rozpoznaniu uczennicy. Długie włosy, tylko to był zdolny rozpoznać. - Czy przypadkiem takie spacery nie są zabronione w szkolnym regulaminie? - Spytał, idąc w stronę dziewczyny. Poszarpane włosy, nowa para jean'sów i koszula, której trzy pierwsze guziki były rozpięte. Tak właśnie nosił się nowy profesor w Hogwarcie.
Ach, nie dane jej dzisiaj było pobyć w samotności. Może to i dobrze, bo jeszcze chwila a zaczęłaby medytować. Mówią, że oczyszczenie umysłu z wszystkich myśli, pozwala dostrzec więcej możliwości. Wystarczające już były te, na które ją było stać, więc po wywoływać wilka z lasu? Westchnęła ciężko, słysząc zbliżające się w jej stronę kroki. Była już w Zakazanym Lesie, teraz przyszła na most o tej porze, no gdzie jeszcze miała pójść żeby być sama? Widocznie nie było jej to pisane. Ona sama nawet nie była z tego powodu jakaś zła czy zirytowana, było jej to zupełnie obojętne. Jednak kiedy otworzyła oczy i spojrzała za siebie obojętność przerodziła się w zainteresowanie, a oczy błyszczały jej w świetle księżyca. A któż to taki? To przecież był ten nowy profesor, na którego leciało trzy czwarte Hogwartu. W sumie nie ma co się dziwić, chłopak ledwo skończył studia, a już zabrał się za nauczanie. Nie mało mu szkoły? Widocznie nie mało. Gdyby sama miała do wyboru użeranie się z bandą niewychowanych dzieciaków, na pewno wybrałaby jakąkolwiek inną opcję. Na szczęście wszystko jeszcze było przed nią, a ona nie miała zamiaru zaprzątać sobie głowy tak głupi rzeczami jak jej przyszłość, która z każdym dniem zmieniała tor, po którym miała biec. - Nie czytuję regulaminów - skwitowała z krótkim uśmiechem i przekrzywiła lekko głowę, tak że włosy spływały jej po jednym ramieniu. - A co, masz teraz mnie zamiar ukarać? - zapytała spokojnie, przybierając przekorny, nieco żartobliwy ton. Nie miała wcale zamiaru podważać jego autorytetu, ale... Lubiła się droczyć. Kim by on nie był, a że był naprawdę wyględny, sprawiało jej to niemałą frajdę.
Reakcją na słowa dziewczyny był mały uśmieszek, który zawitaj na jego twarzy. Poniekąd poznawał jej twarz, jednak nigdy nie miał okazji bliżej jej poznać - jak połowę swoich uczniów. Nigdy nie zaśmiecał swojej głowy poznawaniem imion czy nazwisk swoich wychowanków. Był to po stokroć zbędne, jeśli za niedługo przekroczą próg szkoły, nigdy do niej nie wracając. Czuł na skórze delikatne podmuchy wiatru, jednak całkowicie mu to nie przeszkadzało. Sięgnął do kieszeni, wyciągając paczkę papierosów. Słodkie tytoniowe skręty, które były jego jedynym pocieszeniem. Wyciągnął jednego, chowając resztę paczki z powrotem na miejsce. W drugiej ręcę ściskał już zippo, którym odpalił papierosa. Ponownie czuł jak dym delikatnie drapał go w gardle, bardzo lubił to uczucie. - Nie każ mi karać Slytherinu, za swoje słodkie igraszki. - Dokładnie podkreślił ostatnie słowa swojej wypowiedzi. Nie da się ukryć, że jego nastawienie do tego domu było wyjątkowo pozytywne. W końcu nie tak dawno jeszcze tam uczęszczał. Nie miał w zwyczaju karać uczni za byle wybryki, jednak gdy ktoś zajdzie mu za skórę, może szybko tego pożałować. - Zmykaj dziewczyno do lochów. - Odpowiedział, delektując się gorzkim smakiem papierosa. Czy istniało na świecie coś równoważnego z tytoniowym darem? Szklanka wypełniona Ogden's Old Firewhiskey. Tak, zdecydowanie napił by się teraz whiskey.
Chyba nie myślał, że się tak łatwo jej pozbędzie? To on był tutaj intruzem, a ona nie miała zamiaru nigdzie się ruszać. Co do pamięci do imion... Jej też nie było z tym łatwo. Zazwyczaj po prostu nie zwracała uwagi na osoby, które jej nie interesowały, jednak mimo wszystko spamiętanie tylu imion było dla niej ciężkie, więc zastępowała imię zwracając się do kogoś per ty. Mężczyzna nie wyglądał na takiego, który nie ma życia i będzie zaraz jej wciskać szlabany, dlatego poczuła się trochę swobodniej pomimo tego, że właśnie wkroczył na chwilowo jej teren. Podniosła się powoli i stanęła na przeciwko niego. Nie była zbyt wysoka, więc jej wzrok znajdował się na poziomie jego klaty. Spojrzała do góry żeby poprawić sobie nieco widoczność i uśmiechnęła się przebiegle. - Zabrzmiało to trochę jakbyś wysyłał mnie na egzekucję - uniosła brwi z udawanym zdziwieniem. - Ale wiesz, przyszłam tu niedawno i nie spieszy mi się do powrotu - właściwie mogłaby tu siedzieć całą noc. Było ciepło, a widok był taki piękny, więc czemu miałaby wracać do obskurnych lochów, do gromady Ślizgonów, którzy i tak pewnie jeszcze nie spali. - Mogę? - spojrzała na skręta, którego trzymał w ręku. To było bardzo egoistyczne z jego strony, że jej nie poczęstował! W zwykłych okolicznościach wyjęłaby mu po prostu papierosa z ręki, ale postanowiła zachowywać się dzisiaj z nieco większą kulturą niż zwykle. Rzuciła mu nieme wyzwanie. To co, dalej będzie ją wypędzał czy jakoś się dogadają?
Zapowiadała się zdecydowanie długa noc. Upartość dziewczyny skłaniała go do delikatnych uśmieszków. Nie jego rolą było ganianie uczniów po szkole, wolał tą opcję zostawić innym nauczycielom lub któremuś z woźnych. Miał zbyt dużo swoich spraw na głowię, żeby przejmować się wybrykami młodych adeptów magii. Nie był zbyt dobrym nauczycielem, jedyny plus, który widział w tej pracy to to, że mógł obracać się wśród mikstur i eliksirów... - Kto wie, czy nikt tam na Ciebie nie czeka? - Lubił się droczyć z swoimi uczniami. Ba, wyjątkowo często robił to z uczennicami. Zwykły typ flirciarza, który uwielbiał czuć dziewczęce spojrzenia na swoich muskularnym ciele. Kto w końcu tego nie lubił? Dziewczyna stanęła przed nim, domagając się papierosa. - Tego jeszcze brakowało, bym demoralizował uczniów. - Uśmiechnął się pod nosem. - Używki nie są dozwolone w Hogwarcie. Szczególnie dla uczniów. - Powiedział, wypuszczając kłęby siwego dymu z ust.
Dobrze, że w końcu zdał sobie sprawę z tego, że Zoe nie miała zamiaru nigdzie się wybierać. Kiedy już wybierała się w jakieś odległe miejsce (a przecież ów punkt widokowy nie znajdował się wcale tak blisko lochów) potrafiła siedzieć w nim godzinami i nigdzie jej się nie spieszyło, nawet kiedy powinno. Skoro już przyszedł nawet jakiś potencjalny towarzysz to była skłonna nawet zostać tutaj do rana. Profesorze Prescott, jeszcze nie wiesz na co się piszesz. - Czy ja wiem... - zastanowiła się i przewróciła teatralnie oczami. Spojrzała na niego z półuśmieszkiem na twarzy i przechyliła głowę na lewo. - Wiem na pewno kto by był niepocieszony gdybym sobie poszła - stwierdziła z nader dużą pewnością siebie. Ona nie miała nic przeciwko flirtom, zwłaszcza że flirt z nauczycielem był dużo ciekawszy niż z osobami w jej wieku, ba! nawet ze studentami. Omiotła spojrzeniem jego postać. Luźna koszula, a pod nią pewnie ta wcześniej wspomniana muskulatura. Czempionka nie miałaby nic przeciwko zdjęciu takiej koszuli i popatrzeniu na to apetyczne ciałko, ha! - Nie śmiem nawet tego kwestionować, ale pamiętaj że w tej chwili jestem biernym palaczem i nastawiasz moje zdrowie na szwank jeszcze bardziej niż gdybyś mnie poczęstował - orzekła tonem rzeczoznawcy. Taka prawda, prawa którymi rządzi się natura są niezmienne. - Trzeba było powiedzieć, ze bida z nędzą, to bym wyjęła swoje - wzruszyła ramionami. Na sknerę nie wyglądał i szczerze wątpiła żeby mówił to z pobudek materialistycznych, ale lekkie podminowanie kogoś jeszcze nikogo nie zabiło. Ślizgonka naprawdę starała się nie podważać jego autorytetu. Nic z tych rzeczy, ale mizernie jej to szło. W dodatku nic sobie nie robiła z tego, że zwraca się do niego per ty. Podobał jej się taki stan rzeczy.
Bilokacja, i to w szczytnej formie! Bawiły go, jej rzewne wywody. Ale czy nie było w tym chociaż szczypty prawdy? Bierni palacze - osoby, które przebywały w towarzystwie osoby palącej, wdychają sam dym, który jest niezdrowy. Dlatego właśnie palacze go nie połykają. Czysta logika. Przy nim wydawała się jeszcze niższa niż w rzeczywistości. Siła bodźca, którego nazywamy wzrokiem. - Niepocieszony, twierdzisz? - Spytał, rozjaśniając noc swoim flirciarskim uśmieszkiem. - Masz mi coś specjalnego do zaoferowania? - Podniósł delikatnie brew, przyglądając się czarnowłosej. Zdecydowanie nie powinien tego robić. Czego? Stosować swoich wyuczonych tricków na swoich uczennicach! Gdyby zobaczył to któryś z nauczycieli lub sam dyrektor, wyleciałby z tej szkoły tak szybko, że nawet nie zdążył by skończyć papierosa. Lecz czy to byłaby dla niego kara? Nie sądzę! Dym wypływał z jego ust, układając się w ładne chmurki. Tak, już dawno zdążył opanować technikę french inhale! - Nie zauważyłem, żeby moja palenie Ci za bardzo przeszkadzało. Gdyby tak było, nie przysunęłabyś się do mnie tak blisko. - Podzielił się z nią swoją refleksją. - Nie jest jeszcze tak źle jak stać mnie na paczkę papierosów. - Ponownie się uśmiechnął. Skoro Perscott'owie to jedna z najbogatszych rodzin w Angli, co on tu właściwie robił? Mógł podróżować, zwiedzać... ale bacznie nad jego losem czuwał ojczulek minister, który nie pozwoli mu "zmarnować czasu na podróże". Cóż za ironia.. Wiedział, że kiedyś wszystko zostawi i wyjedzie jak najdalej od tej szkockiej szkoły. Ale pozostaje pytanie : czy zrobi to sam? Szukałby raczej kogoś z płci pięknej, w końcu był tylko mężczyzną, który posiadał swoje potrzeby!
Ona nie oferowała. Ona zwodziła, rozbawiała, czasami oszukiwała, dawała, zabierała, odbierała ale nigdy nie oferowała. Zazwyczaj to ona sprawdzała zyski i straty, oceniając co dana osoba ma jej do zaoferowania. Nie była osobą pazerną, ani chciwą, po prostu dbała o własny zysk, o własny, zadbany tyłek, co by nie okazało się ze nagle została z palcem w nocniku. Nie ukrywała więc, że była bardzo ciekawa jakie zyski wyniesie z nocy spędzonej z owym nauczycielem. Zabrzmiało trochę groźnie, ale wcale tu nie chodzi o żadną sprośną rzecz. Jest noc? Jest, więc nie ma się o co czepiać, aha. - A kto mówił o tobie? - spojrzała na niego z wyrazem zdziwienia, po czym na jej ustach zakwitł przekorny uśmiech. To on nie powinien sobie pozwalać na takie rzeczy, ona z kolei nie miała nic przeciwko flirtowaniu z nauczycielem. Dla niej mógłby byc nawet samym Ministrem Magii (hoho, ależ trafiła!), a jej zachowanie w stosunku do niego nie zmieniłoby się ani o krztynę. - To wcale nie jest blisko, potrafię jeszcze bliżej - stwierdziła bez mrugnięcia, twardo jednak stojąc w miejscu. Może to widok, może godzina, a może ona sama, ale z minuty na minutę robiła się coraz śmielsza. - I nie mówię, że mi przeszkadza, wręcz przeciwnie - spojrzała mu przenikliwie w oczy, znowu unosząc głowę do góry żeby cokolwiek dojrzeć. - Gratuluję w takim razie - uśmiechnęła się, może trochę zbyt złośliwie i zanurkowała ręką w kieszeń dżinsów, po chwili wyjmując swojego papierosa. Nie potrzebowała jego pozwolenia, a skoro już się miała truć to chociaż niech to będzie z jej własnej ręki. Odnośnie tej ucieczki Zoe wcale nie miałaby przeciwko zarezerwowaniu sobie tego miejsca dla płci pięknej. Gdyby tylko mogła już dawno wybrałaby się jakieś nieznane miejsce w poszukiwaniu przygód. Jednak obecnie nie była w stanie sobie sfinansować owych zachcianek i tu pies był pogrzebany.
Jeśli jakieś zjawiska pogodowe miały wyciągać go z zamku, to prędzej była to burza, niż słońce i skwar. O tak, moknięcie wśród gromów i błyskawic było czymś bardzo w jego stylu! A gdy tylko pierwsze krople zaczęły uderzać o parapet okna dormitorium, zebrał się i wyszedł. Musiał sobie przemyśleć kilka spraw, niewątpliwie. Gdy już wyszedł, był zawiedziony tym, że tak deszcz jest taki słaby, jakby dopiero się wykluwał, i wiatr też nim nie szarpał tak, jak miał nadzieję. By całkiem przemoknąć, będzie musiał zostać na zewnątrz dłuższy czas. Ale i tak miał taki zamiar. Początkowo przemierzał błonia, niemal wydeptując ścieżki, wbijając oczy w szare niebo, wyglądające na wzburzone, ale jeszcze nie okazujące tego w pełni. Wyczekiwał, aż pęknie i rozleje się, wybuchnie ogniem i zagra mu na duszy, ale ono uparcie tkwiło w tym półstanie, zaledwie kropiąc lekko, chociaż intensywnie. Wkrótce Rosseau zmienił więc trasę marszu, pozwalając zanieść się nogom na most wiszący, pokierować w stronę punktu widokowego. Ze względu na wyższe położenie, wiatr wiał tu mocniej, szarpiąc delikatnie koszulą gryfona, przeczesując mu włosy wiotkimi, zimnymi palcami i wywołując gęsią skórkę na karku. Stamtąd patrzył w dół. O niczym nie myślał. Może tylko o burzy, wzywając ją w duszy. Ale nic wielkiego nie zaprzątało mu myśli. Piękny stan.
Czuła się źle. Nie chciała uciekać, nie chciała tak wariować, ale nic innego zrobić nie mogła. Alan nieproszony wszedł w te zakamarki jej psychiki, które nigdy, przez nikogo nie powinny być odkrywane. Ona sama miała mu je przedstawić, kiedy w końcu dojrzeje do tego. Ale to z pewnością nie było jeszcze teraz. Z drugiej strony... ile można czekać? Ile można męczyć się z przesadnie tajemniczą Jude, której bez pewnych faktów, po prostu nie da się zrozumieć, wytłumaczyć jej zachowań. Była naprawdę wymagającym stworzeniem, ciężką osobą. Ale przecież Howett wiedział o tym. Wiedział od samego początku, nigdy nie oszukiwała go, że będzie łatwo, nigdy nie dawała mu do zrozumienia, że będzie w stanie odpowiedzieć na jego pytania zawsze. I ponieważ on to wszystko zaakceptował, ona ufała mu coraz bardziej. A teraz to całe zaufanie runęło. Nie potrafiła obronić się przed atakiem na swoją głowę. Nie potrafiła stworzyć skutecznej bariery, ale przecież nigdy nie przypuszczała, że coś takiego będzie jej potrzebne przy Alanie. Desperacko chciała mu ufać. Chciała z nim zostać, ale jego 'zdrada', zbyt mocno ją bolała. Za bardzo uderzyła w nią świadomość, że zawiodła się na nim. Nie chciała tego do siebie dopuścić, przecież nic takiego nie zrobił. I oprócz mętliku teraźniejszego, wrócił też burdel sprzed lat, chowany głęboko, teraz brutalnie wywleczony. Wyszła od Alana zdenerwowana, roztrzęsiona i zapłakana. Jeszcze nawet dobrze się nie rozpędziła, a natura odwróciła się od niej. Tak przynajmniej w pierwszej chwili pomyślała. Dopiero kiedy deszcz zaczął mieszać się ze łzami zrozumiała, że tak jest chyba lepiej. Chłodne krople już po kilku minutach wyrównały koloryt jej skóry. Przynajmniej nie wyglądała jak pomidor! Ręce wbiła w kieszenie, spuściła głowę w dół i szybkim krokiem przemierzała most wiszący. Chciała jak najszybciej znaleźć się w dormitorium smutnych puchonów. Deszcz w końcu padał! Puchoni się smucą.
Nie dane mu było zrelaksować się w pełni chwilą poza zamkiem. Sądził, że gdy pada, nikt nie wyściubia nosa z jego ciepłych murów, chyba że taki psychopata, jak on. Miał nadzieję, że jeszcze długo pobędzie sam, ale zanim jego myśli zdążyły całkowicie zakrzepnąć, usłyszał kroki zbliżające się w jego stronę. Cóż, tak było zazwyczaj. Nie dało się w tym miejscu na długo zaznać przebywania sam na sam że sobą. Za dużo było uczniów w tym zamku, kłębiących się niczym robactwo w gnieździe. Odwrócił się i zobaczył Jude. I wszystkie procesy, jakie do tej pory podjął, cofnęły się do zera. A tak się starał. No cóż, to przez nią tu w ogóle był. Zaniepokoiło go to, że ostatnio wpuścił ją do swojego świata, nawet o tym nie myśląc. Zwiedziła tylko przedsionek, ale to i tak było już niebezpieczne i póki nie było jej obok, Mael chciał znów osiągnąć stan, w którym bez wahania może wyrzucić ją za drzwi i zamiast tego pokazać inny dom, zbudowany specjalnie dla takich osób jak ona, które miały przyjść tylko na chwilę, opowiedzieć mu swoją historię i wyjść. - Jude? - spytał, tonem bardziej sugerującym pytanie, co tu robi, niż upewnianie się, czy to ona, bo poznał ją z daleka. Zanim jeszcze znalazła się blisko niego, wyczuł, że coś jest nie w porządku, że stan, w jakim była, kiedy ostatnio go zostawiła, minął i to chyba roztrzaskany w drastyczny sposób. Nie musiała nawet podnosić głowy, by wiedzieć, jaki ma wyraz twarzy.
Tak bardzo na nikogo spadać nie chciała, tak bardzo nie chciała, żeby ktoś ją w takim stanie widział. Bo ludzie wtedy najczęściej zaczynają zadawać niewygodne pytanie. I pierwsze niewygodne pytanie pojawiło się przed chwilą. Byłą zbyt zajęta uporczywym obserwowaniem swoich butów, żeby z daleka dostrzec kogoś. Dla nie też oczywistym było, że w taką pogodę z zamku się nie wychodzi, że siedzi się gdzieś pod kocem, z kubkiem bardzo gorącej herbaty i toną zadania domowego. Głos Maela przeszył ją na wylot, a ze strachy prawie podskoczyła. - Nie wiem. - Szepnęła pod nosem, bo chyba nie chciała, żeby to usłyszał. Znowu nie byłą pewna siebie. Znowu poczuła to dziwne rozdarcie. Z każdej strony bombardował ją krzyk, że znowu straciła siebie, zgubiła gdzieś na zakręcie. Już nie czuła się bezpiecznie, już w ogóle się nie czuła. Znikała. Bardzo powoli odrywały się od niej cząsteczki, które w całości stanowiły jej osobę. I niedługo zostanie już tylko mgiełką, którą rozwieje lekki wietrzyk. Chciała przejść dalej, ale nie potrafiła się teraz ruszyć. Sparaliżowało ją spojrzenie Maela i nieważne, że nawet nie widziała jego twarzy. Czuła. Nie zdawała sobie sprawy, że przez nią, w jego głowie dzieją się rzeczy niepożądane. Gdyby wiedziała, to odsunęłaby się od niego całkowicie, unikałaby go tak, jak wcześnie, tylko teraz z trochę innego powodu. A może to on powinien na chwilę zrezygnować ze swoich dziwnych postanowień i się wycofać, póki jeszcze może? JJ nie potrafiła zdefiniować ich znajomości. Nie potrafiła zdefiniować swojego stosunku do Gryfona. Czuła bijące się w nim sprzeczności, ale może ty byłą tylko jej mylna interpretacja? Może to przez swoje wewnętrzne wątpliwości, automatycznie przelewała taki stan na osobę, która w jakimś stopniu ją przypominała? Chciała się teraz schować we własnych włosach.
Miał wrażenie, że stało się coś naprawdę poważnego. I szalenie ciekawiło go, co to takiego było, bardzo chciałby wiedzieć. Ale wszystko w swoim czasie. Widział, że nie jest z nią dobrze. I widział też, że mu nie ufała, nadal. Nie zdziwiłby się, gdyby teraz po prostu odeszła, nawet się nie łudził, że cokolwiek mu powie. Przez chwilę milczeli oboje, stojąc w bezruchu i tylko deszcz zapadał mocniej, dopiero wtedy, gdy nie był już potrzebny. Mael właściwie czekał, aż Jude naprawdę pójdzie, był niemal pewny, że tak zrobi, ale ona stała dalej, nie patrząc w jego stronę. W końcu Mael przerwał ciszę. - Może chcesz iść w jakieś suche miejsce? - zapytał cicho i łagodnie. Jemu sprawiało przyjemność przesiąkające do suchej nitki ubranie, ale nie sądził, by tego właśnie teraz trzeba było dziewczynie. Chociaż możliwe, że wszystko jej jedno. Nawet nie zauważył momentu, w którym wyciągnął rękę, by odgarnąć jej ociekające już wodą włosy z twarzy i założyć je jej za ucho. Szybko zabrał dłoń, bo miał wrażenie, że Jude wystraszy się jego czynu. Nie mógł jej teraz popędzać ani w żaden sposób wpływać. Wycofanie się nie wchodziło w grę. Był pod tym względem naprawdę dziwny, że tak bardzo uwielbiał słuchać smutnych historii innych ludzi i układać je w kolecji, zapisywać, odtwarzać, przeżywać razem z nimi. Jakby nadrabiał swoje zbyt szczęśliwe lata. A miał nieodparte wrażenie, że jej historia będzie perłą w jego zbiorze. Nawet jej współczuł, tak, to nie było mu obce, chociaż pewnie w jego przypadku empatia przekształcała swoje znaczenie w coś nienaturalnego i nienormalnego. Jednocześnie zazdrościł jej i współczuł. Gdyby teraz Jude zaczęła go unikać, nie pozwoliłby jej na to na długo, na pewno. Później sam będzie to robił. Przypominał ją? Jeśli JJ tak myślała, to absolutnie była w błędzie.
Ona często myliła się w ocenie innych ludzi. Często była po prostu ślepa na ich złe uczynki, natychmiastowo je wymazywała, chciała wierzyć, że to tylko skutek jakiejś małej, personalnej tragedii, że ludzi trzeba ze wszystkich stron otaczać zrozumieniem, wyrozumiałością. No i właśnie widzimy, do czego ją to wszystko doprowadziło. Do auto destrukcji. Każdy taki beznadziejny przypadek, zostawiał w jej głowie niewypały, które składowała w pozornie bezpiecznym miejscu, do którego ognień dotrzeć nie mógł. Gdzieś w zakamarkach pamięci, gdzieś pod usypanym grobem wypalonych nadziei. Howett dzisiaj przyszedł do tego zabarykadowanego pokoju, z setkami palących się zapałek, iskrzących się ogników, które wszystkie te niedopałki, odpaliły na nowo. Przeżywanie wszystkiego po raz kolejny, zabijało ją od środka. Mael przy każdym ich spotkaniu, był czystą kartą, ale na tej karcie były wypisane znaki wodne, których odczytać nie potrafiła. Nic już nie potrafiła, czuła się bezsilna, czuła się beznadziejna, jakby nagle nic już sensu nie miało, jakby stała się uosobieniem literackich rozterek. Więc co autor miał na myśli? Kto podejmie się interpretacji tego chaosu? Może Mael? Świetnie mu szło odczytywanie reakcji Jude, przewidywanie, jak mogłaby się zachować. Bo faktycznie, jego nagły gest ją wystraszył, ale nie odskoczyła jak oparzona, w ogóle się nie ruszyła. Po jakimś czasie po prostu twierdząco kiwnęła głową. Pogoda naprawdę się na nią uwzięła, a biorąc pod uwagę jej szczęście, zaraz złapie wszelkie możliwe choroby i kopnie w kalendarz przez zapalenie płuc. Więc poszła za Maelem, bo pewnie gdzieś ją zaprowadzi.
I po wakacjach przemknęło Adze przez myśl. Stała bowiem ma moście i widziała Zakazany Las i jezioro. Za nią wznosił się zamek. Czyli wrzesień nastał definitywnie, a co za tym idzie panna Gavrilidis musiała przywyknąć, że teraz nastały obowiązki. Najbardziej jednak Aglaia ubolewała nad koniecznością noszenia mundurka. Miała tyle ślicznych ubrań, butów, dodatków, których jeszcze nie miała założonych. Teraz one sobie w większości spoczywały w szafie w domu - te letnie. Te na jesień i zimę zabrała ze sobą, chociaż nie wszystkie. Na dodatek dobijała ją pogoda w iście angielskim stylu. Deszcz i zimno. Z tym zimnem może przesadziła, ale szału temperaturą nie było. Ledwo przekroczyła dziesięć stopni! Aglaia była dzisiaj w nastroju do narzekania. nic, absolutnie nic mu jej na chwilę obecną nie mogło zadowolić. Znowu była odcięta do morza i jedyne na co mogła liczyć to jezioro, gdzie królowała wielka kałamarnica. Dno i wodorosty.
W końcu po wakacjach. Tiffany uwielbiała rok szkolny i jesień/zimę. Kochała widok puchowego śniegu na dachach i drzewach. Zauważała w tym coś bezgranicznie pięknego i eleganckiego. Mimo ,że łatwo robiło jej się zimno to nie widziała w tym wielkiego problemu. Owinęła szyję długim, puchowym szalikiem. Wyszła z zamku i udała się na mostek, który robił za punk widokowy. Lubiła patrzeć na Zakazany Las i jezioro. Kałamarnica nie robiła na niej zbyt dużego wrażenia, gdyż mogła spokojnie obserwować ją z okien Pokoju Wspólnego Slytherinu. PWS był umieszczony w podziemiach, przez co okna tam umieszczone miały bardzo dobry wgląd na podwodne życie jeziora. Zobaczyła na mostku kobiecą postać. Gdy podeszła bliżej zobaczyła ,że to Aga Gavrilidis. Była to Gryfonka, która z Tiffany miała bardzo neutralne relacje. Przynajmniej nie rzucały się sobie do gardeł. Stanęła koło Gryfonki opierając się o barierę i wbijając wzrok w taflę jeziora.
Aglaia prawie zwisała przez barierkę otaczającą punkt widokowy. Zawsze dbała o swój wygląda, ale dzisiaj usychała z tęsknoty za wakacjami. Gdyby komuś o tym powiedziała raczej tylko z pobłażaniem pokiwaliby głowami. Za chłopakiem to i o owszem, ale za wakacjami?Ciężko było to zrozumieć komuś, kto nie kochał wakacji, lata jak ona. Niebawem wpadnie w rutynę codziennego dnia szkoły. Zwłaszcza, że to ostatni rok jako uczennicy. Potem będzie już studentką. Studentka - brzmi zdecydowanie bardziej poważnie niż uczennica. Ale jedno miało swoją dobrą stronę. Wreszcie mogła się sama teleportować. W wakacje skończyła siedemnaście lat! Była pełnoletnia. Wisząc tak sobie, Aga usłyszała kroki. Przekręciła głowę i dostrzega dziewoję stojącą obok. Tiffany Keppoch z tego, co kojarzyła. Szału w relacjach nie było, ale zawsze coś. - Cześć - rzuciła przenosząc wzrok na widoki. - Co słychać?