Miejsce, z którego rozciąga się piękny widok na jezioro i część Zakazanego Lasu. Uczniowie, często się tu zatrzymują, by porozmyślać i zrelaksować wzrok.
Wpatrywała się w swoją różdżkę zamyślona. Kiedy profesor się odezwał spojrzała na niego i westchnęła cichutko. Wysłuchała do końca to co miał do powiedzenia i rozejrzała się po klasie. Zgodnie z poleceniem mężczyzny wzięła kamień i zaczęła mu się uważnie przyglądać. -Żeby się tylko udało, żeby się tylko udało. -powiedziała cichutko pod nosem. Zagryzła ząbkami delikatnie dolną wargę i zrobiła to czego się wcześniej nauczyła. Aaa! Nie udało się, co za beznadzieja. Ta cała nauka podczas lekcji nie miała sensu, bo znów jej się nie udało. Wszystko trafił szlag. Była zmęczona, nie miała dzisiaj głowy do nauki, chciała pójść do swojego dormitorium i położyć się spać.
Kostka: - 6 ( kolejna to 5 ) Bonus (pomoc innym): Nie Powodzenie: Nie
[ z/t ]
Ostatnio zmieniony przez Faye Grey dnia Nie 15 Cze - 23:50, w całości zmieniany 1 raz
Przez to, że Snow na początku zajęć się rozproszył ćwiczenie nie poszło mu najlepiej. Z wymową problemów nie miał, ale z ruchem różdżką już tak. Próbował zrobić to jak umiał najlepiej. Na pomoc mu przyszła brunetka co to jej dobrze z oczu patrzyło. Kojarzyć ją Snow musiał, ale imienia jej nie znał. Smutno mu się z tego powodu zrobiło, ale uważnie słuchał jej rad. Cenne były, ale ponownie mu nie wychodziło. Uśmiechnął się do niej w podzięce i dalej próbować nie przestawał. - No to spróbujmy - mruknął pod nosem kiedy w posiadaniu kamyka się znalazł. Rzucił zaklęcie, ale nic się nie stało! Spodziewać się mógł tego. Zamiast słuchać profesora Withmana wolał widoki podziwiać. Jakby nigdy tutaj nie był, a nie raz przesiadywał w tym miejscu. Wyciągnął rękę po kamyk, ale jak mu się przyszło dowiedzieć z wyglądu tylko go przypominał. Tego to się nie spodziewał, ale nie zamierzał dłużej tak stać. Spróbował swój cukierek. Uśmiech na jego twarzy zagościł od razu, bo smakował wybornie! Szkoda, że wyglądał jak kamień. Nie wiedział tylko w którym momencie zrobił błąd, ale tak łatwo się nie podda. Ćwiczyć będzie, aż do perfekcji zaklęcie opanuje. Po zajęciach wybrał się na spacer na błoniach. Tam mógł poćwiczyć, ale uznał, że to czas jeszcze przyjdzie.
/zt. Kostka: 3 Bonus (pomoc innym): Nie Powodzenie: Nie
Odsunął się od reszty nieznacznie. Żeby już mu więcej do głowy nie wpadł genialny pomysł, aby komuś pomóc. Patrzył się dalej próbują wymówić zaklęcie poprawnie albo ćwiczą ruch różdżką. Dziwił się tylko, że jemu poszło tak sprawnie. Zazwyczaj to był w tej grupie której się to nie udaje. Teorię w małym palcu miał, gorzej u Zielińskiego z praktyką było. Nie zniechęcał się do zajęć tylko przychodził, aby później samemu nie musieć nadrabiać zaległości. Kamyk podrzucił kilka razy nie mogąc się zdecydować jakie cukierki lubi najbardziej. Wolał o tym myśleć niż o zaklęciu, które wydawało mu się, że będzie trudniejsze niż z początku mu się wydawało. Takie pogrążanie się, bardzo w stylu Zielińskiego było. Nie mógł odpuścić i po prostu cieszyć się z tego, że coś mu wyszło. Położył kamyk i wyciągnął różdżkę przed siebie. - Dulcedine! - rzucił zaklęcie z którym dziś się zetknął pierwszy raz. Zamiast kamyka leżał już przed nim cukierek! Z wyglądu przypominał nawet tego jego ulubionego. Niepewnie zabrał się za próbowanie. Niepotrzebnie, bo wyszło dziś wszystko Zielińskiemu idealnie. Tak jak powinno być na każdym zajęciach. Postał do końca zajęć z boku, patrząc jak innym wychodzi zaklęcie. Dla niego nie było ono za trudne. Zadowolony z siebie po zajęciach wrócił do pokoju wspólnego krukonów. Zebrał jeszcze po drodze kilka kamyków, aby poćwiczyć zaklęcie. Bo nie chodziło o to, żeby się poobjadć cukierkami.
/zt. Kostka: 5 Bonus (pomoc innym): Tak Powodzenie: Tak
Ostatnio zmieniony przez Wojtek Zieliński dnia Nie 15 Cze - 21:59, w całości zmieniany 1 raz
Jane wcale nie spodziewała jakiś cudownych wyników. Nikt jej nie pomógł, więc nadal miała problem z wymową. Ćwiczenie musiała przedłużyć, aby jakoś zapanować nad tym zaklęciem. Bardzo chciała się go nauczyć, bo było bardzo praktyczne. Zaparła się w tym tak bardzo, że prawie uwierzyła, że mogło jej się udać. Podeszła do profesora i wzięła kamień. Trafiła na całkiem spory. Westchnęła cicho i powiedziała: - Dulcedine. Myślała, że kamień pozostanie taki sam, w najlepszym przypadku przybierze kształt i kolor cukierka. A to co się stało przekroczyło jej oczekiwania. Powtórzyła wszystko jakby robiła to od lat. Kamień zmienił swój kształt i zrobił się żółty. Jane przyjrzała mu się niepewnie. Co jeśli zachował twardość kamienia? Ugryzła go i poczuła tylko słodką kwaśność rozlewającą się po ustach. Udało się, smakował bardzo cytryniaście. Stark podziękowała za lekcję i wyszła, po drodze powtarzając sobie formułę, aby jej przypadkiem nie zapomnieć.
Westchnął ze znużeniem, kiedy nauczyciel kazał mu wyjść z sali. Wcale tak bardzo nie bolało... no dobrze, bardzo jednak męska duma nie pozwalała mu się do tego przyznać. Dotknął puchnącego oka i syknął, jednak będzie musiał zastosować się do polecenia nauczyciela. Rozejrzał się jeszcze tylko po sali i dostrzegł, że nie tylko on zrobił sobie różdżką krzywdę. Prawie parsknął śmiechem. Chyba takiej lekcji jeszcze nie było, a przynajmniej nie pamiętał, żeby aż trzy osoby wylądowały w skrzydle szpitalnym po ćwiczeniu zwykłego zaklęcia. Wreszcie zaczął się leniwie pakować, a gdy zebrał już swoje ruchomości i wsadził różdżkę za ucho skierował się do wyjścia. -Do widzenia - Powiedział w drzwiach. Zapewne nauczyciel nie usłyszał, ale jakby się kto pytał to próbował być grzeczny.
Kostka: 4, 1 Bonus (pomoc innym): Tak Powodzenie: Tak
Colton wyciągnął kamień z worka i pewny siebie, lekko podrzucił go do góry i chwycił w dłoń. Jakby chcąc pokazać, że ta lekcja jest dla niego wyłącznie dobrą zabawą. No bo była, nie? W końcu Gregers świetnie sobie radził. Ach, ten Gregers. Stanął więc gdzieś w pewnej odległości od innych uczniów, położył kamyk na ziemi, tak, żeby go dobrze widzieć. Wyciągnął różdżkę, wykonał zgrabny ruch nadgarstkiem i... - Dulcedime! - Kamień ani drgnął. Jakie dulcedime? Przecież zaklęcie brzmi inaczej. Spróbował więc kolejny raz, rozglądając się dookoła, czy aby na pewno nikt tego nie zauważył. To byłaby kompromitacja! Jednakże, Colton musiał poznać gorzki smak porażki, ponieważ jeszcze parę razy próbował wypowiedzieć zaklęcie i wciąż coś nie wychodziło. W końcu Withman podszedł do niego i udzielił pomocy. Och, jakże ten Ślizgon cierpiał wewnętrznie, kiedy uświadomił sobie, że ktoś mu pomaga! Przecież zawsze daje sobie radę sam. To była dla niego ujma na honorze, jednakże nie dał tego po sobie poznać i uważnie słuchał tego, co tłumaczy profesor. Oczywiście po to, by nie zbłaźnić się kolejny raz. Wreszcie, po wielu próbach, udało się zamienić kamień w cukierka. Gregers, jak przystało na grzecznego ucznia, podziękował profesorowi, a kiedy ten się odwrócił, westchnął ciężko. No, bądź, co bądź, teraz przynajmniej będzie mógł tego zaklęcia używać.
z.t
Ostatnio zmieniony przez Gregers Colton dnia Pon 16 Cze - 11:54, w całości zmieniany 1 raz
Seth obserwował dziewczynę, której pomagał z ruchem nadgarstka z nieprzeniknioną miną, chociaż w myślach intensywnie kalkulował. Zestawiał ją z Mandy, raz po raz, patrząc na różne elementy budowy ciała, a nawet koncentrując się na ułożeniu włosów i barwie głosu. Tęsknił za nią i być może właśnie dlatego zachowywał się tak… irracjonalnie i głupio, ale starał się żyć normalnie. Co z tego, że większość jego wysiłków spełzała na niczym? - Nie ma sprawy. - mruknął spokojnie i odszedł od niej, zgodnie z jej życzeniem nie chcąc, aby podejrzewano ją o to, że w ogóle jakiejkolwiek pomocy potrzebowała. Nie kojarzył jej w ogóle, zresztą nie ma co się dziwić, Seth bywał zapominalski, także to akurat żadnego problemu życiowego stanowić nie powinno. Niemniej jednak odszedł sobie, aby w spokoju podejść do następnej części zadania. Jak wcześniej nie miał problemów z wymową, tak teraz chyba został odmóżdżony przez ładną Ślizgonkę, bo zupełnie sobie z tym nie radził. Rzucał zaklęcie raz po raz, aż wreszcie tak się zdenerwował, że już miał zamiar miotać kamieniem w głowę Ralpha, ale się powstrzymał. Wziął jednak przedmiot do rąk i po wymacaniu okazało się, że podejrzanie przypomina twardością jego ulubione mugolskie karmelki. Polizał go niepewnie, już czując na sobie dziwne spojrzenia, jakby się okazało, że właśnie polizał zwykły kamień, ale… smak był znajomy. Zaklęcie się udało, więc w sumie bez jakiegoś wielkiego żalu, że nie wyszło mu tak jakby sobie tego życzył, na początku przecież niespecjalnie mu zależało na transmutowaniu kamieni w cukierki, opuścił zajęcia po ich zakończeniu, nadal intensywnie kalkulując sobie to, co frapowało go od początku. Saunders.
[zt]
Kostka: 2 -> 3 Bonus (pomoc innym): Tak Powodzenie: Nie
Ostatnio zmieniony przez Seth Morpheus Lyons dnia Nie 15 Cze - 22:28, w całości zmieniany 1 raz
Aiden zostawił dziewczynę, której pomagał, widząc, że ruch nadgarstkiem już opanowała. Więcej nie mógł jej pomóc. Poza tym już zacierał ręce na kolejny etap lekcji, którego oczekiwał najbardziej. Szybkim krokiem podszedł do worka i wyciągnął z niego kamyk. Musieli przemienić go w małego cukierka. To chyba nic trudnego? Skoro tak dobrze mu już szło, co teraz mogłoby pójść nie tak? Ale mogło. I to naprawdę dużo. Weatherly próbował rzucić zaklęcie i co się stało?... Właściwie to nic. Próbował jeszcze raz. I jeszcze. I więcej niż można było zliczyć. Mimo wszystko kamyk ani drgnął, za to cierpliwość Aidena była już mocno nadszarpnięta. Ślizgon rozejrzał się ukradkiem podmieniając zręcznie kamień z cukierkiem, którego szczęśliwym trafem miał w kieszeni. Usatysfakcjonowany zerknął na profesora, który patrzył na niego z rozczarowaniem w oczach. Natychmiastowo poczuł, jak ogarnia go fala wstydu. Spuścił wzrok i umknął z zajęć. Świetnie. Nie posiadał cukierka, a dodatkowo przez swoją pewność siebie i kompletny brak cierpliwości nie potrafił też rzucić tak przydatnego zaklęcia. Swoim postępkiem rozczarował nie tylko profesora, ale i siebie samego. - Niech to wszystko szlag trafi - warknął pod nosem zmierzając gdzieś, gdzie będzie miał wreszcie święty spokój.
[zt]
Kostka: 2 Bonus (pomoc innym): Tak Powodzenie: Nie
Rasheed Sharker
Wiek : 28
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 191cm
C. szczególne : Wysoki wzrost, blizny: trzy linie oplatające jego prawą dłoń
Wzruszył krótko ramionami i odszedł od Ślizgonki, wracając na swoje miejsce. Niespecjalnie mu zależało na zacieśnianiu jakichkolwiek kontaktów, zwłaszcza w tym momencie, więc słuchał słów Ralpha, próbując ogarnąć jak ma rzucić zaklęcie w taki sposób, ale spełnić jego i swoje oczekiwania. No i wtedy zaczynały się schody. O ile to pierwsze było łatwe, tak zaspokojenie swoich oczekiwań, Rasheedowi przychodziło zazwyczaj dość ciężko. Był osobą, która stawiała sobie naprawdę wiele celów i jeśli coś nie szło po jego myśli, to mogło być naprawdę nieciekawie. Przygryzł lekko dolną wargę, gdy tak słuchał, że teraz mają spróbować rzucić zaklęcie. Jak podejrzał, wielu osobom niespecjalnie to wychodziło, dlatego teraz miał małą zagwozdkę pt. „czy i mnie nie wyjdzie?”. Mimo wszystko nie zamierzał poddawać się bez walki i biorąc różdżkę w łapkę, wziął kamień od Withmana i wróciwszy na swoje miejsce, maltretował go zaklęciem. Chciał słodki i truskawkowy i bardzo się przeliczył, gdy się okazało się, że wyszedł mu kawowy. Mimo wszystko nie narzekał, bo chyba poszło mu całkiem nieźle. Nawet dostał od profesora cytrynowo - miętowego cuksa. Wowowo, jaki zdolny. Po zakończonych zajęciach wrócił razem z resztą zgrai do Hogwartu.
[zt]
Kostka: 1 Bonus (pomoc innym): Tak Powodzenie: Tak
Ostatnio zmieniony przez Rasheed Sharker dnia Nie 15 Cze - 21:49, w całości zmieniany 1 raz
Amelia zaśmiała się cicho, słysząc, jak profesor odsyła kilku uczniów do Skrzydła Szpitalnego. Przez moment zaczęła się zastanawiać, jakim cudem można wsadzić sobie różdżkę do oka. Chociaż o ile dobrze pamięta raz, jeden jedyny, była tak samo zdolna jak oni. Należy jednak dodać, że miała wtedy jakieś sześć lat i bawiła się różdżką swojej matki. Wywróciła oczami obserwując, jak biedactwa udają się w stronę Skrzydła Szpitalnego. Profesor jednak przeszedł już do właściwej części lekcji. Po kamień podeszła jako jedna z pierwszych osób, uśmiechając się przy tym szeroko do Ralpha, coby pokazać mu, jak bardzo podoba jej się to zaklęcie. Ciekawe czy uda jej się stworzyć cukierka o smaku ciasteczkowym. To było jej marzenie. Wróciła więc na swoje miejsce, kładąc kamień na ręce i wzięła się za czarowanie. - Dulcedine! - mruknęła pod nosem panna Wotery, jakby od niechcenia. Jednak była bardzo skupiona i skoncentrowana. Cały czas myślała o tym, żeby nie popełnić żadnego błędu - czy to w wymowie, czy w ruchu różdżką. No i najwidoczniej udało się. Nie wsadziła sobie różdżki w oko, nie zraniła nikogo zaklęciem w pobliżu. Jej kamień wyglądał idealnie jak cukierek, którego chciała spróbować. Wsadziła go do buzi i.. bingo. Smak także idealny - ciasteczkowy. Kto by pomyślał, że z niej taki mistrz transmutacji, prawda? Zadowolona ruszyła w stronę zamku, gdy tylko lekcja dobiegła końca. Dzisiaj poszło jej całkiem nieźle, ale to wcale nie oznaczało, że ma ochotę spędzić kolejną godzinę ucząc się jakiegoś zaklęcia.
/zt
Kostka: 5 Bonus (pomoc innym): Nie Powodzenie: Tak
Nastała kolejna lekcja kolejne pruby pokazania że jej rodzina może być z niej dumna, tej dziewczyny pół krwi Mimo iż nie są to runy lub historia to starała się bardzo bo takie zaklęcie może jej się przydać. słuchała uważnie profesora i dokładnie patrzyła jaki ruch wykonuje profesor. Wzięła głęboki wdech - dobra raz kozie śmierć. Wykonujesz ruch różyczką i nie wychodzi próbujesz kilkakrotnie ale dalej nic. Nauczyciel podchodzi do Marii i mówi że nie jest najgorzej później idzie popatrzeć na innych uczniów. Lekcja się skończyła a panna DeTank wyszła z klasy sfrustrowana.
Kostka: - 4 Bonus (pomoc innym): Nie Powodzenie: Nie
[zt]
Ostatnio zmieniony przez Maria DeTank dnia Pon 16 Cze - 16:42, w całości zmieniany 1 raz
Tanner nie mógł powstrzymać wesołego uśmiechu, gdy kilka osób nie poradziło sobie z samymi ćwiczeniami. Tak to jest, jak do Hogwartu przyjmuje się samych mieszańców. Pewnie gdyby byli czarodziejami czystej krwi, nie byłoby takiej sytuacji. Przecież trzymanie różdżki w odpowiedniej pozycji jest takie proste. Wrócił jednak do słuchania słów profesora. Nie chciało mu się być na tej lekcji, dlatego nie przyłożył się zbytnio do wykonywania zaklęcia. - Ducledine! - powiedział cicho, krzywiąc się, ponieważ był pewien, że pokręcił coś z wymową. Nie wypowiedział tego tak dobrze, jak podczas ćwiczeń. Zerknął na swój kamień, który przypominał wyglądem cukierek. Ciekawe. Chciał, żeby smakował jak jogurt. Gdy wziął go buzi, skrzywił się lekko, od razu go wypluwając. Wiśniowy. Pokręcił głową, jednak był świadomy, że zaklęcie tak czy tak można zaliczyć do udanych. Przecież kamień zamienił się w cukierek i dało się go zmienić. To, że nie smakował tak, jak Chapman sobie życzył.. cóż, ujdzie w tłumie. Z zadowoleniem poszedł w stronę zamku razem z resztą grupy zaraz po skończonej lekcji. Spać. Tylko tego chciał tak naprawdę i tylko to cały czas męczyło jego głowę.
/zt
Kostka: 1 Bonus (pomoc innym): Nie Powodzenie: Tak
Sivirius dalej szedł swym powolnym, wręcz żółwim krokiem. Wcale się nie śpieszył, zasadniczo nie miał do czego. Lekcje miał mieć dopiero jutro, a myśl o ustawianiu wszystkiego w gabinecie przyprawiała go o zawroty głowy. Jego ciemnogranatowe, wręcz czarne szaty powoli kołysały się na wietrze, a także smagane strużkami deszczu, który ciągle padał i padał. Sivirius zastanawiał się ile może padać, bo jak by się dobrze zastanowić, to pogoda wciąż była taka sama i nie zapowiadała się na lepsze, mimo wysokiej temperatury. Spojrzał na nauczyciela i uczniów, którzy próbują zastosować zaklęcie. Skinął głowę w stronę nauczyciela, lecz nie mógł go skojarzyć. Starał sobie przypomnieć czy taka osoba w ogóle go kiedyś uczyła i czy ma w ogóle prawo ją znać. Przyglądając się działaniom uczniów, zarówno tym udanym jak i nie, przypomniał sobie swoje młodzieńcze lata i doszedł do wniosku, że wcale nie szło mu lepiej... przynajmniej na początku.
Dzisiejszy dzień był dla Leonardo jedną wielką zagadką. O ile pierwsza część lekcji udała mu się bez większych trudności, to z drugą poradził sobie o wiele gorzej. Może rozkojarzyło go to zamieszanie, które wywołali uczniowie wsadzający sobie różdżkę w oko? Nie ukrywajmy, trzeba być dość ograniczonym, żeby zrobić sobie coś takiego. Leonardo zaśmiał się pod nosem, słysząc trzecie nazwisko, które Ralph wysłał do Skrzydła Szpitalnego. Nie, żeby sam nie miał nigdy ekscesów z różdżką. Jednak na pewno nie w taki sposób, jak ta trójka. Uśmiechnął się lekko do profesora, gdy ten kazał im wziąć po jednym kamieniu i ruszył, żeby zmierzyć się z tym zaklęciem, którego miał zamiar używać cały czas. - Ducledine! - powiedział, celując różdżką w kamień, który trzymał w ręce. Nawet nie drgnął, nic się z nim nie stało. Westchnął ciężko i przekrzywił głowę, coby spróbować jeszcze raz. - Ducledine! - powiedział ponownie, starając się brzmieć pewnie i autentycznie. Znów nic. Leonardo już chciał dać sobie spokój, gdy nagle podszedł do niego profesor Withman, tłumacząc mu jak ma rzucić zaklęcie. Chłopak uśmiechnął się do niego z wdzięcznością i spróbował jeszcze raz. Nie, nie raz. Próbował jeszcze dobre dziesięć razy, zanim udało mu się zamienić kamień w cukierka o smaku bananowym, idealnie takim, jakiego potrzebował. Po zjedzeniu cukierka jego humor od razu się poprawił. Zaklęcie było udane, kolejną lekcję transmutacji można zaliczyć do udanych. Cudownie. Zadowolony chłopak ruszył wolnym krokiem w stronę zamku razem z resztą grupy, zastanawiając się, kiedy będzie mógł po raz kolejny zmierzyć się z jakimś ciekawym zaklęciem.
/zt
Kostka: 3 -> 4: 1 Bonus (pomoc innym): Tak Powodzenie: Tak
Nadish Narayanan
Wiek : 30
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 178
C. szczególne : Tatuaż na ramieniu lewej łopatce i szyi.Na lewej piersi ma 5 centymetrową bliznę po odłamku szkła
Kostka: -1 Bonus (pomoc innym): Nie Powodzenie: Tak
No tak o jakże długich ćwiczeniach i nie powodzeniach teraz nadszedł czas na praktykę. Puchon podszedł i wziął z worka kamień,po czym ruszył do działania bez obijania się,po czym zaczął nad czymś myśleć. - Ducledine! - powiedział chyba z wymową nie tak nadal jest,coś się pochrzaniło.Spojrzał na kamień który niby był cukierkiem o smaku czekolady. Niby dobrze powiedział tak jak na ćwiczeniach a jednak jedno z lepiej rzuconych zaklęć,chłopak mógł być z siebie prawie dumny. O na wyjściu dostał od profesora Withmana cukierek o jego ulubionym smaku – cytrynowo-miętowym. Hm...Gratulacje Nadish- rzekł do siebie zadowolony,nauczył się kolejnego zaklęcia i to wyszło mu za pierwszym razem,które teraz używać do woli! Wyszedł zadowolony z pozostałymi uczniami do zamku. Z/T
Kostka: 1 Bonus (pomoc innym): Tak Powodzenie: Tak Gittan dlatego nie lubiła zaklęć, aby widzieć ich efekt musiała najpierw jak do muru powtarzać w kółko formułkę i ruch różdżką. Ociekało to nudą. Podniosła spojrzenie na Wojtka, przerywając ćwiczenie. - Tak, ochrzaniał mnie, że przeze mnie dom stracił punkty, a ja jestem taka grzeczna - jęknęła i podparła dłonią brodę. Tylko Historia Magii sprawiała jej przyjemność, a im bardziej praktyczna lekcja, tym bardziej jej nie lubiła. Chyba że prowadził ją profesor Blythe! Ten to miał niesamowity talent. Zaczęła rozmyślać o kolacji, o tym, co mogłaby porobić w wakacje i czy niedługo zacznie się drugie zadanie z projektu. Nie zorientowała się, kiedy mieli już wykonywać całe zaklęcie, bez bezsensownego trzepania formułki. Podeszła po kamyczek, wzięła też od razu dla Wojtka, kładąc po jego stronie stolika. Wzięła głęboki oddech, wykonując poprawny ruch różdżką. - Ducledine! - wymówiła formułkę. Przed sobą zobaczyła małego cukieraska, którego podniosła do ust. Gittan nie przepadała za słodyczami, więc jedynie wystawiła język, aby go polizać. Okazał się jednak paskudny. Skrzywiła się, jęcząc, że tak na pewno nie smakuje czekolada. A może smakuje? Ucieszyła się, że nauczyła się nowego zaklęcia, chociaż musi popracować nad wyobrażaniem sobie smaku. W końcu nie pamiętała, kiedy jadła czekoladę, dlatego nie wyszło zaklęcie tak jak powinno. Na wyjściu dostała cukierek od profesora, a w geście podziękowania dygnęła wesoło. [zt]
Ostatnio zmieniony przez Gittan Svensson dnia Pon 16 Cze - 19:39, w całości zmieniany 1 raz
Gdy już skończyli część ćwiczenia „na sucho” i przystąpili do zmieniania kamieni albo przynajmniej próbowania już zupełnie na serio, Vacheron chwyciła kilka kamyczków z woreczka. Zanim jednak ruszyła do działania, powtórzyła kilkakrotnie ruch nadgarstkiem i wypowiedziała formułkę, tak dla pewności, że nie zrobi krzywdy ani sobie, ani innym. - Dulcedine! – powiedziała w końcu, wykonując ruch nadgarstkiem i celując różdżką w kamień. Cały czas miała w głowie myśl o tym, jaki smak cukierka by sobie zażyczyła. Może nie była zbyt optymistycznie nastawiona do efektów próby, bo w końcu transmutacja nie była jej najmocniejszą stroną, jednak bardzo pozytywnie się zaskoczyła, kiedy zobaczyła, że w dłoni, zamiast kamyka, trzyma całkiem zachęcająco wyglądający cukierek! Powąchała go ostrożnie, ale gdy nie wyczuła nic dziwnego, odgryzła kawałek i ledwie powstrzymała się od wykonania triumfalnego gestu zwycięstwa, kiedy poczuła przepyszny pralinowy smak, dokładnie taki, o jakim myślała. Sukces! Dumna ze swoich osiągnięć, spróbowała zaklęcia na jeszcze kilku kamykach, a po zakończeniu lekcji grzecznie się pożegnała i opuściła punkt widokowy, dochodząc do wniosku, że transmutacja może jeszcze awansować na liście jej ulubionych przedmiotów!
Kostka: 5 Bonus (pomoc innym): próbowałam pomóc, ale średnio wyszło, więc nie wiem! Powodzenie: Tak
zt
Katherine Russeau
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 27
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 170
C. szczególne : kolczyk w języku i pępku, blizna na dłoni od noża, tatuaż jaszczurka na łydce
Kostka: 6 i parzysta 6 Bonus (pomoc innym): Nie Powodzenie: Tak
Katherine przestała się skupiać na kruczowłosej Gryfonce, bo gdy tylko usłyszała, że profesor prosi ich do siebie aby wzięli kamyki i tym razem naprawdę zamienili je w cukierka, od razu ruszyła w jego kierunku by wykonać to polecenie. Chwyciła kamyczek w dłoń. Tak jak wcześniej wykonała odpowiedni ruch nadgarstkiem i wymówiła zaklęcie, ale gdy tylko chciała spróbować cukierka to się grubo pomyliła co do swojej pewności siebie. Dopiero za drugim razem udało się jej poprawnie rzucić zaklęcie, ale już nie miała ochoty na cukierka bo trochę ją bolał ząb. Dała go więc Anjali by sobie zjadła i osłodziła trochę życie. Potem opuściła salę. Czas na gotowanie z kumplem.
Naya zupełnie nie wiedziała jak zabrać się do ćwiczenia nowo poznanego zaklęcia. Przez dłuższy czas głupio wpatrywała się w różdżkę, gdy nagle profesor zaczął coś mówić. Zamrugała szybko oczami i wzrokiem popędziła w stronę woreczka, z którego mieli wyciągnąć sobie po kamieniu. Zrezygnowana podeszła do nauczyciela i wyjęła jeden z dość dużych kamieni. Leniwym krokiem wróciła na miejsce i spojrzała na przedmiot zainteresowania. Pokręciła z irytacją głową i ciężko westchnęła. -Dulcedine! -rzuciła zaklęcie i ku jej zaskoczeniu udało się! Uśmiechnęła się z satysfakcją i sięgnęła po słodycz. I nie zraziło ją nawet to, że cukierek ten był jakoś dziwnie ciężki. -Cholera. -Mruknęła pod nosem i złapała się za ząb, upuszczając jeszcze przy tym dziwne cukierko-podobne coś. Bo ani jak słodycz to nie smakowało i w dodatku było twarde jak kamień. Ech... Po paru minutach jednak udało jej się rzucić zaklęcie ponownie. W dodatku całkowicie jej wyszło! I może ta lekcja nie była jakoś szczególnie udana, ale przynajmniej nauczyła się jakiegoś nowego zaklęcia.
Kostka: 6+parzysta Bonus (pomoc innym): Nie Powodzenie: Tak
Katherine musiała go uwielbiać baaardzo skrycie skoro on nie miał o tym pojęcia. A cóż, dyniowe paszteciki brzmiały cholernie kusząco. -OK. Tylko załóż jakiś seksowny fartuszek - puścił do niej oczko i zabawnie poruszył brwiami. W ogóle nie sądził, że Katherine w ogóle zauważy, że pomógł jakiejś studentce a już tym bardziej, że będzie o to zazdrosna. Akurat to nienawistne spojrzenie zauważył ale chyba wolał nie kontynuować. Szybko wrócił na miejsce coby Katherine nie wydłubała biednej Gryfonce oczu. W ogóle w życiu nie spodziewałby się, że ona mogła czuć się przez kogoś zagrożona. Na szczęście nie było zbyt dużo czasu na rozkminy bo profesor szybko zakończył część ćwiczeń i przeszli do praktycznej. Matt wylosował kamyczek i majstrował przy nim jak mógł choć nieszczególnie zmienił swój wygląd. Choć nie byłby sobą gdyby nie spróbował i okazało się, że było dokładnie tak czekoladowe jak chciał! Po prostu nie wyglądało jak coś gotowego do zjedzenia. Ale i tak wiedział, że będzie musiał duuużo poćwiczyć zanim będzie dobrze używał tego zaklęcia bo to, co zmajstrował i tak oznaczało niepowodzenie. Ale przynajmniej teraz pójdzie pobawić się w kuchni!
Kostka: - 3 Bonus (pomoc innym): Tak Powodzenie: Nie
/zt
Ostatnio zmieniony przez Matthew Temples dnia Wto 17 Cze - 19:43, w całości zmieniany 2 razy
Nadszedł wreszcie czas, aby po niezbyt udanych ćwiczeniach na sucho przejść do ćwiczenia samego zaklęcia, a więc ciekawszej części zajęć niewątpliwie. Niektórym nie udało się nawet dotrwać tak daleko i musieli udać się do Skrzydła Szpitalnego. Kto by pomyślał, że zabawa ze słodyczami może być taka niebezpieczna! Na szczęście Hindusce nie przydarzyło się nic tak strasznego. Mogła się więc tylko cieszyć, że jej nie wychodzi tak najgorzej. Anjali skupiła się tak bardzo jak tylko mogła, wymamrotała nawet pod nosem kilka medytacyjnych formułek w hindi a następnie wyciągnęła przed siebie rękę i powiedziała pewnie -Dulcedine! I udało się! Bez problemu. Kamień zamienił się w kawałek białej, kokosowo-waniliowej czekolady. Po skosztowaniu smakował dokładnie tak jak powinien. A więc samo czarowanie jest dużo lepsze niż praktyka i ćwiczenia. Dostała nawet kawałek czekoladki od Katherine, która wyglądała na nieco zbolałą. Zanim zdążyła jednak zapytać co się stało, przyjaciółka już zniknęła. Sama wzięła resztę czekolady do ust i wyszła z klasy za przyjaciółką.
Kostka: 5 Bonus (pomoc innym): Nie Powodzenie: Tak
Wszystko było tym razem idealnie tylko jakimś cudem nie wyszło. A raczej tak Leah się wydawało? Bo ona miała się niby pomylić znowu? Niemożliwe, ona nie myli się tak często. Musiała się jednak pogodzić ze smutną rzeczywstością, gdyż nie rzuciła zaklęcia poprawnie. Kamień wyglądał tak jak powinien, ale wciąż smakował i był twardy jak kamień. Poczuła to gdy go spróbowała, bo wtedy odezwał się okropny ból zęba. Świetnie! Po prostu genialnie! Jeszcze barkowało jej tego, żeby je stracić. Zirytowana rzuciła zaklęcie jeszcze raz i tym razem delikatniej posmakowała. Udało się! Tylko jaką ceną? Cóż, nie było to takie ważne. Efekt się liczył i z takim nastawieniem już została do końca. Ciekawe tylko kiedy i czy w ogóle odważy się rzucić to zaklęcie ponownie.
Kostka: 6 + parzysta (4) Bonus (pomoc innym): Nie Powodzenie: Tak
Fyodorova na pewno odrobinę się zdziwiła, gdy do pomocy przyszła jej Freya. Subtelnie się skrzywiła, bo przecież wcale od niej żadnych tutaj wskazówek nie potrzebowała. Może problem był właśnie z nastawieniem? Otóż dziewczyna niby coś tam tłumaczyła Rosjance, ale i tak i tak nie mogła totalnie ogarnąć, jak ma dobrze rzucać to zaklęcie. Tak więc, setny raz z kolei dziewczyny się nie dogadały, a Zil z zadowoleniem przyjęła, że ta sobie poszła. Postanowiła, że sama poradzi sobie z wszystkim, ale jak widać, chęci to za mało! Na szczęście pojawił się Zieliński. Ostatnio miała szczęście do niego na lekcjach. Ewentualnie pecha, w końcu wywróżyli sobie ostatnio paskudne choroby zakaźne (nie dziwne, że je oboje złapią, skoro tak się na zajęciach spotykają!). Tak czy siak, chłopak nieco lepiej jej to wszystko wyjaśnił, tak że Rosjance nawet udało się wyczarować to co powinna. Rzuciła mu krótkie dzięki, nim ten jeszcze ruszył gdzieś tam dalej. Może jednak powinien jej trochę więcej pomóc? Otóż, gdy przyszła pora na sprawdzenie, czy realnie opanowało się zaklęcie, nie było już tak bajkowo. Oczywiście Zil, myślała, że skoro przed sekundą jej wyszło, to i teraz powinno być dobrze. Ach w jakim była błędzie! Ostatnio miała jakiegoś cholernego pecha do wszystkich tych uroków. To też widząc, że znów jej nie idzie, zaczęła przeklinać w języku Rosyjskim, jakby to pomóc miało w rzucaniu czaru. W końcu dziewczyna się na tyle zdenerwowała, że wyciągnęła cukierka z kieszeni, by podłożyć go na miejsce kamyka. Skoro ostatnio na zaklęciach oszukiwała już dwa razy, to czemu nie miałaby teraz tego zrobić trzeci raz? Niestety profesor i tym razem ją przyłapał. Jeszcze trochę lekcji i zdobędzie wśród nauczycieli zaszczytną opinię największej oszustki, która zawsze daje się przyłapać! Co za honor, co za sława! Ze słodkim kurwa na ustach, oddaliła się z tego piekielnego miejsca.
Kostka: 2 Bonus (pomoc innym): Nie Powodzenie: Nie
Ralph ostatnimi czasy był dość dobry dla swoich uczniów. Robił wszystko, żeby umilić im życie, a nie je uprzykrzyć. Nie oczekiwał niczego w zamian, no, może poza tym, żeby oni też robili wszystko, żeby jego życie było odrobinę milsze. Był więc grubo rozczarowany faktem, że kilka osób próbowało podmienić kamień na cukierka ze swojej kieszeni. Oczekiwał tylko uczciwości - czy to tak wiele? Uśmiechnął się słodko do tych kilku osób, które oczywiście zauważył od razu. W kłamcach jest coś takiego.. widać, że coś kombinują. Zawsze można to zauważyć, choćby nie wiadomo jak dobrymi kłamcami byli. - Chciałem nagrodzić Was wszystkich drobnym upominkiem, jednak teraz dostaną go tylko Ci, którzy sobie faktycznie zasłużyli, czyli osoby, które pomogły innym w wykonaniu zadania poprawnie. Oczywiście osoby, które oszukiwały, nie dostaną tego drobiazgu - wywrócił lekko oczami i gdy uczniowie szli w stronę zamku, dawał im malutkie pudełeczko. Na pozór wyglądające całkiem niewinnie, jednak w środku znajdowała się miętówka. Jedna, jedyna. Za każdym razem, gdy otworzyło się pudełeczko, ona dalej tam była. Na nieświeży oddech. Nie żeby Withman coś sugerował, jednak niektórzy mogliby bardziej zadbać o higienę jamy ustnej. Poza tym, uważał, że to całkiem miły prezent. Gdy wszyscy rozeszli się w swoją stronę, profesor z uśmiechem na twarzy ruszył do zamku, wkładając po drodze miętówkę ze swojego pudełeczka do buzi. Już niedługo następna cudowna lekcja transmutacji, Ralph z pewnością wymyśli coś ciekawego.
/zt dla Ralpha i wszystkich, którzy nie zdążyli napisać
Zaraz zabieram się za rozdawanie punktów i przedmiotów dla odpowiednich osób. :)
Punkt widokowy był jednym z ładniejszych miejsc w Hogwarcie - przynajmniej według Eddiego. Tutaj czuł się... swobodnie. Mógł patrzeć na świat, na Hogwart, na łąki, na Zakazany Las, na jezioro... praktycznie na wszystko. Widok był naprawdę niesamowity i nie szło się nie uzależnić od przychodzenia w to miejsce, gdy już się tutaj raz zajrzało. Przyszedł tutaj pierwszy raz... no, jakoś na początku października. Od tamtego czasu odwiedzał to miejsce regularnie. Przychodził praktycznie w każdy weekend, gdy nie było lekcji. A teraz, gdy zakończenie roku zbliżało się wielkimi krokami, miał, tylko teoretycznie, więcej czasu na chodzenie w swoje ulubione miejsca. Na razie padło właśnie na most wiszący. Uśmiechnął się do siebie, przechylając się lekko, by zajrzeć na świat z góry. Tak, uwielbiał być wyżej. Uwielbiał wysokości, pomimo że - podobno - jego matka panicznie się ich bała.
To było wspaniałe uczucie - mieć wszystko za sobą. OWUTemy, lekcje, nauka, I rok studiów. Wakacajne miały nastąpić lada dzień, a Meredith dopiero teraz czuła zmęczenie. Doskonały czas, by dać sobie na wstrzymanie z tym wszystkim. A najlepszym odreagowaniem dla dziewczyny zawsze był spacer. Co prawda wolała te w nocy, ale teraz nie chciało jej się czekać na akurat tą porę dnia. Hm, o ile noc była dniem... Zresztą, nieważne. Pogoda dopisywała, więc grzechem byłoby zostać w murach szkoły. Lubiła hogwarcie błonia. Zawsze zwracała dużą uwagę na wygląd, więc gdyby jej się nie podobały, pewnie nie spędzałaby tu tak wiele czasu. Meredith spacerowała sobie bez konkretnego celu. Zajęta była myślami o wakacjach, dokładniej o tym jak chce je spędzić. Lipiec zapowiadał się jej cholernie nudny, bo z wujkami. Pewnie gdzieś wyjadą, ale nie chcieli jej powiedzieć gdzie konkretnie. No wielka szkoda. W ostateczności miała nadzieję, że sama gdzieś pojedzie, chociaż wiedziała, że tym bardziej zanudzi się na śmierć. Umrzeć w wakacje? Słaby pomysł. Miała odpoczywać, a nie od razu... umierać. Zgubiła już orientację. Szła przed siebie nawet nie orientując się gdzie jest, aż tu z zamyślenia wyrwała ją doskonale znana jej sylwetka. Szybo zorientowała się, iż jest już na punkcie widokowym, jak miło! Uwielbiała to miejsce i wiązała z nim miłe wspomnienia. - Edgar? O Merlinie, mam wrażenie, że cię wieki nie widziałam! - wykrzyknęła już w połowie drogi do chłopaka. Naprawdę miłe zaskoczenie, szczególnie, że zaczęła za Reynoldsem tęsknić! Nawet tak bardziej niż zazwyczaj. Dość dziwne uczucie, bo chyba pierwszy raz na jej ustach pojawił się tak wielki uśmiech na widok Puchona... No ciekawe, serio.