Miejsce, z którego rozciąga się piękny widok na jezioro i część Zakazanego Lasu. Uczniowie, często się tu zatrzymują, by porozmyślać i zrelaksować wzrok.
-Brakuje mi do Ciebie tylko jednego. Ja zazwyczaj nie zakładam ich wszystkich, ograniczam się do pięciu. Ooo Ja bym chciała w nosie. Tatuaży mam-odsłoniła nadgarstek gdzie po japońsku było napisane spadaj...w mniej cywilizowany sposób- Tu jest jeden. Uwielbiam przeklinać po japońsku. Mam jeszcze roślinkę na stopie, i asa na biodrze. Jedynym minusem jest to ze to boli... Ale dla efektu mogę pocierpieć-i znów się zaśmiała gasząc papierosa. Patrzyła na słońce,lecz ukradkowo spoglądała na chłopaka wiec gdy tan na nią popatrzył spojrzała swoimi niebieskim oczkami w jego. Bardzo lubiła łapać kontakt wzrokowy z ludźmi którymi rozmawiała,jej zdaniem w ten sposób pokazywała szacunek swojemu rozmówcy. Gdy usłyszała słowa chłopaka zaśmiała się wdzięcznie znów posyłając mu uśmiech: -Dziękuje,uznam to za komplement najwyżej rangi. Zycie jest zbyt krótkie i ulotne aby być poważnym-puściła do chłopaka oczko i wyjęła paczkę gumy jabłkowej wsadzając sobie 3 do ust,po czym podsunęła pudełko Namidzie: -Chcesz? Jabłkowa.
- Taa, ja przeklinam tylko w ojczystym języku. - zaśmiał się. Musiał przyznać, że tatuaż wyglądał na niej bardzo ładnie. - No tak, boli... ale fakt, dla TAKIEGO efektu, warto. - dodał, patrząc na Bellatrix dosłownie jak urzeczony... Nie dało się ukryć, była naprawdę śliczną dziewczyną... Aż dziwne, że nie zauważył jej wcześniej! Starał się utrzymać kontakt wzrokowy, chociaż nie było łatwo... Sam to lubił robić, bo to peszyło często ludzi, ale kiedy tak ktoś robił to jemu... Już nie było tak łatwo. - Jasne... - z uśmiechem przyjął gumę, wcześniej gasząc dopalonego papierosa i wyrzucając go z mostu. Aż zamruczał cicho, czując smak - Mmm, jabłkowa... pyszniaasta... - szeroki uśmiech wpłynął na jego usta. Dziwne, że aż tyle łączyło go z dziewczyną, którą dopiero co poznał!
Bellatrx schowała gumę i żując swoją powiedział nadal patrząc na chłopaka: -Grasz na gitarze prawda?-nie trudno było się domyślić. Palce chłopaka były w opłakanym stanie,a coś takiego mogła zrobić tylko gitara. -Czyli jesteś Japończykiem. Nie byłam do końca pewna... na moje nieszczęście widziałam takowych tylko 3 razy w życiu. Jesteś dość wysoki...-miała mówić dalej go dotarło do niej że w ten o to sposób może peszyć chłopaka,swobodnie rozprawiając o jego wyglądzie. Zamknęła oczka,ale tylko na sekundę zaraz potem wracając do realu. -Guma jabłkowa to jedna z najlepszych rzeczy na świecie nie sądzisz?-taaak to pytanie było całkiem podchwytliwe. Była ciekawa czy chłopak potrafi wyrażać swoje zdanie czy tylko ślepo powtarza żeby się komuś przypodobać...
- Tak, od prawie 14 lat... - zamyślony spojrzał na swoje palce... Fakt, nie były one zbyt zadbane, chociaż paznokcie były starannie wypiłowane na odpowiednia długość i pomalowane na czarno. - Właściwie, to pół Japończykiem. Mój ojciec to anglik, mama Japonka. To dlatego jestem taki wysoki, to po nim. - zaśmiał się, chociaż w pewnym sensie jego serduszko się radowało, że ktoś uznał go za Japończyka, takiego prawdziwego... Już miał mówić dalej, bo w sumie temat mu nie przeszkadzał, kiedy Bellatrix zadała pytanie i... było ono dosyć dziwne... - Czy najlepsza...? No nie wiem, dla mnie najwspanialszą na świecie rzeczą, jest muzyka... Nie mam pojęcia, czym innym mógłbym się zajmować, jeśli nie nią, chyba tylko kolczykowaniem... A tak to mam i piercing, i muzykę. Ale fakt, guma też dobra... ale prócz jabłkowej lubię też zwykłe balonówki, co by zrobić taakiego balona, co by uniósł w powietrze! ... No, tak przynajmniej robią w kreskówkach...
-Ja gram troszkę...Bardziej ze słuchu.Zauważyłam po opuszkach. Mój kumpel gra na gitarze i jego palce wyglądają bardzo podobnie.-uśmiechnęła się. Gdy Namida zaczął mówić oparła łokieć o barierkę a na dłoni posadziła brodę słuchając go uważnie. Słychać było że chłopak wie czego chce,nie jest pusty,ma charakter. A takich Bellatrix naprawdę lubiła. Zrobiła sporego balona z gum który pękną roznosząc się echem. -Takie co uniosło y w powietrze mówisz... Myślę że można by spróbować choć bez magii pewnie by się nie obyło. A tka kompletnie zmieniając temat,może mi coś o sobie opowiesz. Wydajesz się naprawdę ciekawa osoba...
- Fakt, jeśli by użyć magii, to byłoby całkiem realne... - pomyślał, w głowie szukając zaklęcia, które by pomogło. Ale wolał narazie zająć się pytaniem dziewczyny... Coś o nim? ... - No... to już wiesz, jak się nazywam... Mam 17 lat... Jak widać po barwach, jestem ślizgonem. - jakby chcąc to udowodnić, poprawił swój szalik - Ale właściwie się nim nie czuje. Jestem raczej bardziej gryfoński, ale tiara tak zadecydowała... I w sumie dobrze, w innym wypadku ojciec by mnie wydziedziczył... Zajmuję się muzyką... Gram na wielu instrumentach, śpiewam, tylko nie tańczę, jakoś mi to nie idzie. Planuję się zająć tym profesjonalnie, uwielbiam występować przed ludźmi, trema jest mi obca... No, przynajmniej przed i podczas występu, później tylko miewam schizy, czy aby na pewno dobrze mi poszło... Nie jestem jakąś specjalnie skryta osobą, ale też wolę zachowywać czasami dystans... Lubie flirtować, uważam, że fajnym uczuciem są motylki w brzuchu... Nawet teraz, kiedy mam chłopaka, to czasami to robię... O, i właśnie, mam chłopaka. - dodał, ze śmiechem, No cóż, o Simonie nie dało się zapomnieć - Ale oczywiście każdy flirt to tylko niewinna zabawa, przynajmniej teraz... No, dobra, już sie nagadałem, Twoja kolej! - powiedział, odwracając się tyłem do barierki, opierając się o nią plecami. Nie potrafił teraz odwrócić wzroku o niebieskich oczu Bellatrix...
Bellatrix także odwróciła się tyłem do barierki i gdy Namida skończył powiedziała.: -No,no...Okey to teraz ja. Hmm mi stuknęła osiemnastka.Pochodzę z Amsterdamu ,mama jest Holenderką ojciec Francuzem.Studiuje na wydziale magi astralnej. Szkołę skończyłam jako gryfonka. Kochman gwiazdy,karty tarota... I nie zajmuje się niczym szczególnym. Głównie spotykam się z przyjaciółmi,znajomymi. Lubie gotować,no i uwielbiam rysować ufoludki! Ciesze się życiem każdą sekundą.Bardzo często gadam bardzo dużo i bez sensu i trzeba mieć trochę pod kopułką aby mnie zrozumieć. Nienawidzę bałaganu,brudu chaosu,gburów i nierobów. Nie znoszę ludzi którzy o siebie nie dbają. Chwilowo jestem bez chłopaka i tak mi dobrze ale to nie znaczy że nie poflirtować. Obecny kolor włosów-przeczesała dłonią swoje brązowe włosy- Nie jest naturalny. Zapewne gdy znów się spotkamy będę miała na przykład rude włosy albo czarne. Jeszcze nie wiem. No i większość kalorii zabijam śmiechem. No i to chyba na tyle...z czasem może dowiesz się więcej- zdecydowanie była to aluzja ze dziewczyna nie zamierza zerwać z Namidą kontaktów.
Namida słuchaj uważnie każdego słowa, starając się niczego nie pominąć... Cóż, mieli z pewnością z Bellatrix sporo cech wspólnych, to na pewno. Przede wszystkim chyba, jeśli chodzi o gadatliwość... A przecież nie było wielu ludzi, którzy Namidzie w tym dorównywali! - Bardzo ciekawa z Ciebie osoba. - przyznał, kiedy skończyła. - Masz ciekawe korzenie, francusko-holenderskie, hm? To dopiero połączenie... Co do ludzi chyba mamy podobny stosunek... Chociaż ja nie mam nic przeciwko chaosowi i odrobiny spontaniczności, szczególnie w związku. Aktualny kolor włosów masz bardzo ładny... - sam chwycił pasemko włosów, bawiąc się nim przez krótką chwile - Ale już nie mogę sie doczekać, kiedy zobaczę Cię jako rudzielca. - uśmiechnął się szeroko na samo wyobrażenie. Naprawdę, i on był skory do tego, aby jeszcze się z Bellatrix spotkać, czemu nie. Może usiąść przy piwie kremowym, ale lepiej, przy szklaneczce whiskey.
-Dzięki,i vice versa.Ale bardziej ze mnie Holenderka niż Francuzka,a języka francuskiego nie znoszę. Ja nie znoszę niczego planować,to tylko zabiera mi czas i energie. Wole zrobić coś na żywioł. A z chaosem miałam bardziej na myśli bałagan chociażby w szafie.Sama się sobie dziwie ze tyle z nim wytrzymałam...to już przeszło 2 i pól miesiąca,a w moim wypadku to dużo. Kiedyś były niebieskie. Jedyny kolor jakiego nigdy nie miała to róż.Ale róż jest straszny nie znoszę go.I znów zaczęłam paplać bez sesnsu.-potrząsnęła głowa i spojrzała na swoje buty i zaczęła się...śmiać. Odkryła ze założyła dwa różne trampki. Jedne granatowy drugi czarny. -No-powiedział nadal uśmiechnięta-jak widać jestem tez roztrzepana.
- Jeżeli chodzi o bałagan, to jestem pedantem, ale dziwnego rodzaju. - zaśmiał się na samo wspomnienie jednej z niewielu kłótni z własną matką - Mogę mieć niesamowity syf w moim pokoju, ale niech choćby będzie jedna buteleczka w łazience stała krzywo, albo solniczka nie stała na swoim miejscu w kuchni, to rozpętał piekło. Nami jeszcze raz dokładnie przyjrzał sie Bellatrix, wyobrażając ją sobie najpierw w niebieskich włosach, a później w różowych... Noo, to by mogło być coś! Sam chłopak ograniczał się jedynie do jakiś pasemek, które póki co były tylko w wizjach w jego głowie w szufladzie o nazwie "przyszły image". Automatycznie wzrok Ślizgona też poszedł w dół, i od razu się zaśmiał. No no, a myślał, ze to z nim jest nie tak. - Noo, brawo, podziwiam. Ale plus za tramposze. Sam jedynie zimą, kiedy przychodzą skrajnie zimne temperatury poniżej zera stopni, zmieniam moje trampki na jakieś cieplejsze buty. W dormitorium mam chyba 7 różnych par, w domu jeszcze ze 20... To moja mała obsesja, podobna do kolczyków. Nigdy nie za dużo.
-Ja w takim układzie jestem sto procentową pedantką Jak gdzieś mieszkam musi być porządek. Nie lubię gdy ktoś wygląda jakby jego ubranie było wyjęte z śmietnik. I nie wiem jak można nosić żałobe po paznokciami to obleśne- spojrzała na swoje dłuższe pomalowane na wciekły fiolet idealnie zgrywający się z chustką na szyj paznokcie-No i lubię jak wszystko do siebie pasuje-uśmiechała się szeroko wsadzając do ust,dwie kostki gumy. -Ja chodzę we wszystkim. Teraz widzisz mnie w takim wydaniu- spojrzała po sobie- A następnym razem jak się zobaczymy mogę wyglądać jak jakiś metalowiec,albo coś al Merlin Monroe. Nie przyzwyczajaj się. Zmieniam styl ubierania się jak jedno razowe chusteczki do nosa. Ale tu muszę przyznać racje,trampki są szalenie wygodnie w sumie mam ich chyba...4 pary.-robiła wielkiego balona z gumy który po chwili ładnie pękł i guma znów znalazł się w jej ustach.
- Cóż, ja mam raczej stonowany styl, jeśli chodzi o ubieranie się... No, chyba, że coś mocno strzeli mi do głowy, to wtedy założę coś bardziej... ekstrawaganckiego... A tak to, zwykła koszulka, jakaś bluza z kapturem, koniecznie ze zbyt długimi rękawami, bo uwielbiam się nimi bawić, do tego obcisłe spodnie w których mój zgrabny tyłek wygląda bosko, no i oczywiście trampki. Już nie mogę się doczekać, aż zrobi się jeszcze cieplej... Zapatrzył się na krótki moment na dziewczynę, w myślach ganiąc się za gadatliwość. Wiedział, że nie każdy lubi słuchać jego "opowieści", szczególnie, że często zdarzało mu się przynudzać, ale co tam. Kiedy balon pękł, aż mrugnął automatycznie. A po chwili już tylko się zaśmiał. Niby taka dojrzała dziewczyna się wydawała, a niektóre zachowania miała jak dziecko... A zna ją przecież dopiero od chwili! A już miał wrażenie, że coś mu się w niej podoba... Tylko sam nie umiał dokładnie sprecyzować, co.
Bellatrix słuchała chłopaka ze nieudawanym zainteresowaniem. niby gadali o czymś tak banalnym jak ubieranie się ale jednak to było coś. Dziewczyna spojrzała na swój zegarek i zmarszczyła brwi. Był czas na leki. W planach miała krotki spacer i powrót do dormitorium gdzie weźmie leki,ale poznała Namidę i wszystko się lekko pokomplikowało. Na szczęście miała przy sobie te wszystkie "tableteczki". Ale niestety z jej warg spełzł uśmiech który nosiła. Nie lubiła brać leków,nie lubiła czuć się przez nie otumaniona...Ale znała następstwa i nieprzyjemności związane z ich odstawieniem. Rzuciła jeszcze szybkie spojrzenie swoich niebieskich oczu na Namidę i wyciągnęła z kieszeni bluzy 3 przezroczyste pudełeczka z resztkami tabletek może po 5 w pudełeczku. Westchnęła smutno i wysypała sobie na rękę najpierw zawartość jednego pudełeczka i wrzuciła wszystkie tabletki na raz do ust po czym przełknęła je szybko,po czym powtórzyła owa czynność z pozostałymi dwoma pudełeczkami. Potem przyodziała na usta uśmiech który nie obejmował oczu. Spojrzała po twarzy Ślizgona zauważając małą bliznę i chcąc odwrócić jego uwagę od przed chwilą miała miejsce i zapytała: -Co ci się stało?-dotknęła dłonią miejsca gdzie znajdował się blizna.
Nami nie pytał... Jego wrodzona ciekawość wręcz wrzeszczała, żeby spytać, co to za tabletki, i czy może jedną... Albo w ogóle się spytać, czy aby wszystko w porządku... Ale nie chciał wyjść na zbyt spoufalającego się chłopaczka... Dlatego nie pytał... Kiedy jednak Bellatrix spytała o bliznę, automatycznie potarł dłonią policzek. Ślad może nie był zbyt widoczny, zawsze starał się go zakryć makijażem, jednak nie chciał też wywalać sobie nie wiadomo jakiej tapety. Oczywiście mógł skorzystać z jakiejś specjalnej, magicznej maści... Jednak nigdy nie ufał żadnym lekarzom czy uzdrowicielom. - Oh to... Mała bójka, nic specjalnego... A właściwie... No, może trochę poważnego... Generalnie, tłukłem się z takim jednym chłopakiem, który to myślał, że stanie się wielkim, legendarnym czarnoksiężnikiem... Głupie, ale właściwie pokłóciliśmy się o dziewczynę... Później on, razem ze swoim "panem" i "mistrzem" porwał dwie moje koleżanki i mnie do swojej super mrocznej kryjówki zła... Noo, i trochę się tam rozegrało... Ale w końcu walnąłem Serpensortią, a że Ver jest wężousta, to pokierowała węże na tych idiotów, a później razem z nią i Hanną uciekliśmy stamtąd... Nie było łatwo... - opowiadał, co było... no dziwne, bo nawet nie skapnął się, że zaczął używać imion, a przecież Bellatrix mogła ich nie znać... Ale co tam! - Prócz zranienia na policzku miałem jeszcze rozwaloną rękę i oberwałem w nogę... To brzmi jak jakaś dziwna, podkolorowana historyjka, ja sam nie wierzyłem, że to działo się naprawdę...
Bellatrix powstrzymywała się aby nie odetchnąć z ulgą gdy Namida nie zapytał o tabletki. Bo co miała mu powiedzieć? Przecież dopiero co się poznali i znajomość zapowiadała się całkiem owocnie… Studentce wcale nie uśmiechało się zniechęcać do siebie chłopaka tym ze jest wariatką i gdyby nie leki pewnie siedziała by na oddziale psychiatrycznym w Mungu! Słuchała chłopaka gdy zaczęło jej świtać. przecież Hanna też jej kiedyś o tym opowiadała…: -Już kiedyś słyszałam tą historię. Co prawda tej Ver kompletnie nie kojarzę, ale z Hanną blisko się przyjaźnie. Nie zdziwiłabym się gdybyśmy mieli naprawdę wielu wspólnych znajomych-posłała Ślizgonowi czarujący uśmiech. Ku jej nie zadowoleniu wiało coraz mocniej…a może tylko jej się tak wydawało? lecz to nie zmienia faktu ze było jej naprawdę zimno. -Co powiesz na ciepłą herbatę i ciastka? Lub chociażby cos mocniejszego…- uniosła nieco brew czekając na odpowiedź.
- Cóż, kto wie... Może i nie jestem nieśmiałym chłopcem, ale właściwie nie znam zbyt wielu osób osobiście, bardziej z widzenia. - przyznał. Przyglądał się dziewczynie ze szczerym zainteresowaniem. Wydawała się bardzo rozrywkowa, więc na pewno miała mnóstwo znajomych. Miał małe wrażenie, że ta propozycja nie była bez podtekstu. Ale przecież nie miał zamiaru odmawiać, co to, to nie! - No, bardziej bym się skusił na to "coś mocniejszego", ale z ciastkiem. - zaznaczył. Oj, tak, Bellatrix czytała mu w myślach. Miał straszną ochotę na coś słodkiego.
Dziewczyna uśmiechnęła się a jej oczy znów zapłonęły wesołym blaskiem. Kompletnie wypadło jej z głowy że Namida jest zajęty! Uśmiechnęła się na swój sposób kusicielsko i powiedziała: -Możemy iść do „Trzech Mioteł” ale tam mają obrzydliwe ciastka, zazwyczaj czerstwe i przeterminowane. W drugiej opcji możemy wpaść do zamku po ciastka mojej roboty i butelkę ognistej i gdzieś tam sobie pójść…-przygryzała dolna wargę mając nadzieje że nie przestraszyła Ślizgona.
- Hmm... Ciastka własnej roboty...? - Nami przygryzł lekko wargę... Oj, tak, kusząca propozycja, nie da się ukryć... No, ale przecież skoro już się zgodził, to teraz nie odmówi! - Jestem za tym, żeby iść po Twoje ciastka i alkohol, a później gdzieś się zaszyć w zamku. - powiedział w końcu, szeroko się uśmiechając. Naprawdę miał na to straszną ochotę, żeby trochę zaszaleć! Co prawda nie miał zbyt mocnej głowy, jeśli chodziło o jakiekolwiek trunki, i czasami zdarzało mu się nieco szaleć po piciu, ale no przecież panował nad sobą!
Bellatrix uśmiechnęła się szeroko. Wiedziała że sama nie będzie mogła się napić,bo o lekach to było jak samobójstwo. Cieszyła się ze Namida zgodził się spróbować jej ciastek,może udało by jej się czegoś więcej o nim dowiedzieć. Co prawda ich pasje były dalekie od siebie,ale ślizgon ciekawił dziewczynę. W głowie szybko ułożyła plan działania i powiedziała uśmiechając się szeroko: -Znam jedno świetne miejsce. Chodź-złapała go za nadgarstek i pociągnęła w stronę zamku. (dalejtuuuu xD)
Connie wyszła po raz kolejny na ten wspaniały punkt widokowy. Dobrze, że w Hogwarcie były jeszcze miejsca, które nie dość, że nie były zaludnione to jeszcze potrafiły urzec ową pozornie zimną dziewczynę swoim urokiem. Na co dzień udawała, że nic nie jest w stanie wzbudzić w niej zachwytu, a tak na prawdę wystarczył tylko ładny widok jeziora, zakazanego lasu i wielu innych cugów przed murami zamku. Ziewnęła głęboko i przeciągnęła się. Zamknęła oczy pozwalając by dosyć ciepły wiatr rozwiewał jej włosy. Miała nadzieję, że ciemne chmury nad szkoła nie zwiastują zimnych kropel deszczu. Chociaż, co z tego jeśli tak? Zdecydowania wolała moknąć i wpatrywać się w błyskawice rozdzielające niebo z wielkim hukiem niż siedzieć z niezbyt ciekawymi osobami w Wielkiej Sali i słuchać o tym jaki to koleżanka, koleżanki, kolegi, siostry, brata wujka zrobiła to i tam to przez co przyjaciółka, cioci mamy zrobiła coś innego. Skomplikowane i rzadko rozumiała o co chodzi... Kto by pomyślał, że w tłumie osób można się czuć jeszcze bardziej samotnym niż kiedy się jest osobno. Chociaż teraz w jej głowie kłębiło się dużo więcej myśli. Mianowicie takich, że po ostatnich dniach pojawiło się tyle par w Hogwarcie, a ona mimo zmiany usposobienia nadal nie miała nawet adoratorów. Z czasem się rozumiało, że to nie z wszystkimi na około, ale z nie tak. Odetchnęła w bezsilności świeżym powietrzem.
Jako że dzisiejszy dzień nie przyniósł niczego ciekawego, Ryan postanowił przynajmniej przejść się, a nie siedzieć jak ten kołek w towarzystwie jakiś niezbyt interesujących ludzi. Wędrując tak w nieokreślonym bliżej kierunku dotarł do mostu wiszącego. Swoją drogą kochał tam przebywać, kiedy porywisty wiatr rozwiewał mu włosy i przyjemnie chłodził całe ciało. Inna sprawa, że często gasił ogień potrzebny do rozpalenia kolejnego papierosa. Na szczęście wspinając się na szczyt mostu, jako ten zapobiegliwy człowiek, zapalił swoją ukochaną truciznę, tak że w spokoju mógł delektować się gryzącym zapachem dymu. Żeby było lepiej, kiedy spojrzał w niebo stwierdził, że zanosi się na ulewę. Nie jakiś tam deszczyk, ale porządną burzę. Wraz z tą obserwacją, do głowy przyszła mu cudowna myśl. Zapewne wielu stwierdziłoby, że jest masochistą, albo skończonym durniem, gdyby dowiedziało się co dokładnie wymyślił, ale co tam. Nigdy nie przejmował się zdaniem innych. Ale o tym co wymyślił za chwilę, bowiem, kiedy skierował się w stronę punktu widokowego, pojawiła się kolejna oznaka faktu, że ten dzień nie jest aż tak beznadziejnie nudny. Oto, w miejscu do którego zmierzał, stała jedna z nielicznych osób, która nie irytowała go swoją osobowością. Żwawym krokiem ruszył w kierunku Connie. -Cóż za spotkanie. - rzucił w jej stronę, opierając się o barierkę i po raz kolejny zaciągając papierosem.
Wpatrywała się w powoli sunące, czarne chmury coraz bardziej wróżące niezbyt ciekawy scenariusz. A ona miała na sobie tylko czarne rurki, trampki i męską, białą koszulę. Przez to trochę ja przewiało, przez co raz na jakiś czas lekko drgała, ale ignorowała ten fakt. Ciekawe ile jest procent szansy, że kiedy sobie tak spokojnie, prawie bez ruchu stoi uderzy w nią piorun. No cóż, jej myśli poczęły powoli wchodzić w coraz to durniejsze tematy. Ale miała wybór - albo się załamywać z byle głupoty, albo myśleć o byle głupotach. Żaden dylemat. Kichnęła czując dosyć nieprzyjemny zapach, który rozpoznała bez trudu. Na jej ustach pojawił się lekki grymas. Odwróciła się odrobinę by kątem oka ujrzeć zmierzającego w nią Ryan'a. Na jej ustach zakwitł delikatny, dosyć uroczy jak na nią uśmiech. Owy ślizgon zawsze potrafił zmienić jej nastawienie do życia. Może dlatego... Że z dnia na dzień coraz bardziej się do niego przywiązywała. Mogła śmiało powiedzieć, że chłopak jest słodki - a to w jej ustach był największy z możliwych komplementów. Siłą całej woli jaką posiadała sprawiła, że jej policzki ani trochę się nie zarumieniły co akurat przy nim się czasem zdarzało. - Całkiem niespodziewane - Skomentowała krótko jego wypowiedź dotykając przydługiej grzywki z nadzieją, że się nie odsunęła okazując tą jej bliznę, o której na szczęście nie wiedziało zbyt dużo osób. - Co cię tu sprowadza w ten jakże zimny dzień? - Spytała wpatrując się w niego kątem oka. Poruszyła lekko noskiem. - Zgasisz? - Spytała cicho. Mimo, iż ślizgon jej się podobał to nie znaczyło, że będzie pozwalać na wszystko co robi. Miała w końcu swoją dumę. A palenie szczerze mówiąc było rzeczą, której nie znosiła najbardziej. No, ale o tym, że do tej trutki żywi taką nienawiść to już wiedzieć nie musiał.
Piotr zatrzymał się i oparł o barierkę mostu, wpatrywał się gdzieś w dal i rozmyślał nad minionymi wydarzeniami. Po krótkiej chwili usiadł opierając swoje plecy o barierkę, wyją książkę i zaczął ją czytać. Tak jakby na coś czekał, tylko jeszcze nie wiedział na co!
Usłyszała kolejne kroki. Kto jeszcze śmie zakłócać jej spokój? Do przyjaciela nie miała nic, ale błagała po prostu los, żeby to nie był jakiś puchon. Odwróciła się powoli jednocześnie przytrzymując przydługą grzywkę czarnych włosów, by nie rozwiał jej wiatr. Spojrzała na przybyłą tutaj istotę. To był chyba ślizgon, chociaż nie do końca tak wyglądał. Zamrugała szybko wpatrując się w niego. Czy ona go zna? Oblizała dolną wargę z zaciekawieniem. Nie mogło być osoby w jej domu, której by nie kojarzyła. Chociaż po ostatniej ucieczce ze szkoły wszystko jest możliwe. - Ej ty - Zaczęła patrząc wprost na chłopaka, ale nie jakoś perfidnie jak zawsze, tak po prostu.
Jak zwykle popołudnie było nudne. Koniec roku, egzaminy zdane... zwyczajnie nie było co robić. Ev poszła się przejść. Kroki zawiodły ją do punktu widokowego. Ktoś tam jednak już był. - Dlaczego ja mam takie szczęście do ludzi? Pewnie znowu mnie przepędzą stąd. Jak z domku. Stupido studenti. Zaczęła iść w stronę trójki. - Ślizgoni. Merda - zaklęła w myślach. Zawsze gdy była w złym humorze mówiła po włosku. Mimo to dalej szła na spotkanie ślizgonom. W pewnym momencie zauważyła, że jedna z tych osób ma całkiem długie i czarne włosy. Coś jej w głowie zaświtało. Czyżby to była Connie? Pchana nieopanowaną ciekawością podeszła do dziewczyny. - Salute Connie. Przeszkadzam? - spojrzała na resztę Ślizgonów. - Bo jak co, to mogę sobie iść. Widzę, że macie jakieś tajemne zebranie, o qualcosa del genere.
Może powiedziała coś nie tak? Ryan milczał, owy nieznany ślizgon również. Fuknęła cicho pod nosem jakoś nie szczególnie się tym przejmując. Przymknęła oczy wczuwając się w każdy, nawet najdrobniejszy podmuch wiatru pozwalając mu muskać jej delikatną niczym płatek białej róży skórę. Zdawałoby się, że zatraciła się w swoim świecie... Ale kolejne kroki sprawiły, że chcąc nie chcąc oprzytomniała. Uchyliła lekko powieki patrząc morderczym wzrokiem w przestrzeń. Chęć samotnego postania doprowadziła do niej trzy osoby. A niech to będzie jeszcze jakiś puchon to go zamorduje bez mrugnięcia okiem. Usłyszała znajomy głos, co rozwiało jej złość. Zamrugała szybko i odwróciła się przytrzymując grzywkę na właściwym miejscu. Ah jej okropna pamięć do twarzy. Kto to jest? Gryfonka Ev..Em.. Eveline? No tak, chyba tak. - Niezwykle tajemne. Planujemy podbój szkoły i zniszczenie wszystkich widelców w promieniu kilometra oraz przemalowanie kotów na różowo - Powiedziała tonem, który pozornie wskazywał na niezwykłą powagę jej wypowiedzi. - Nie przeszkadzasz - Dopowiedziała po chwili uśmiechając się prawie niewidocznie.