Miejsce, z którego rozciąga się piękny widok na jezioro i część Zakazanego Lasu. Uczniowie, często się tu zatrzymują, by porozmyślać i zrelaksować wzrok.
Constantine spodziewał się takiej reakcji z jej strony. Ile to już razy zostawał odepchnięty przez to, że kogoś w sobie rozkochał ? Cóż, miłość była niesamowicie złożonym uczuciem, dlatego nie bardzo wnikał w to wszystko. Na twierdzenie Mel, że jest palantem, uniósł ku górze jedną brew. - Nie ty jedna tak sądzisz - warknął pod nosem, wyjątkowo rozwścieczony. Było to strasznie głupie, ale uznał, że żałuje tego pocałunku. Jeszcze bardziej mącił w głowie brunetce. Nie wiedział co chciał jej przez to udowodnić, ale skoro on sam nie poczuł tego charakterystycznego, silnego uczucia, to naprawdę okazał się być skończonym dupkiem. Cóż, tak to już z facetami było. W końcu nie można mieć wszystkiego, prawda ? Po paru minutach skierował swoje nogi do zamku, mając zamiar udać się prosto do pokoju wspólnego i pozwolić sobie na chwilę dumania przy cieple kominka.
Natasha cały czas poznawała Hogwart. Do tej pory nie znalazła sobie odpowiedniego przewodnika, a taką osobą musiałby być ktoś na tyle wytrzymały i interesujący, by nie zanudzić jej po kilku słowach. Większość śmiałków, którzy podjęli się tego jakże skomplikowanego zadania, odsyłała z kwitkiem po obejrzeniu drugiego pomieszczenia, do jakiego ją zaprowadzono. A, hm, biorąc pod uwagę fakt, że były to zazwyczaj dziewczęta z młodszych klas, zafascynowane postacią Ivanov, łamała im biedne serduszka i zmuszała do natychmiastowego popadnięcia w głęboką depresję. Nie były bowiem wystarczająco dojrzałe i ciekawe, by wzbudzić sympatię Rosjanki. Jedyne, co mogło je w tej chwili pocieszać, to to, że rzadko komu się to naprawdę udawało. Zazwyczaj dziewczyna jedynie była skłonna kogoś tolerować, ale do polubienia było temu jeszcze bardzo daleko. Cóż, bywa. Nikt nie powiedział, że jej udział w wymianie uczniowskiej będzie miły i przyjemny dla tutejszych uczniów. W końcu zawędrowała aż do punktu widokowego na wiszącym moście. Całe szczęście, że akurat była tutaj sama. Najwyraźniej Merlin postanowił się nad nią zlitować i nie skazywać tym razem na tłum niespełna rozumu nastolatków, którzy śmiali się z absolutnie abstrakcyjnych rzeczy i wymieniali między sobą poglądy charakterystyczne dla pięciolatków. Boże, skąd biorą się tacy ludzie? Ojciec zawsze uczył ją, że należy patrzeć na takie przypadki z góry, choć przesadne okazywanie swej oczywistej siły i wyższości nie było już tak wymagane, z jednej, bardzo prostej przyczyny: co to da? Jak mawia pewne przysłowie, z kretynami nie warto walczyć, bo sprowadzą cię do swojego poziomu i zniszczą doświadczeniem. A Natasha z pewnością nie chciała zniżyć się do standardów mało rozgarniętych istot, które, w jej mniemaniu, nie miały nawet prawa tytułować się homo sapiens sapiens. Bez przesady, ale oni na pewno nie pochodzili z tego samego gatunku, co ona. Kobieta doskonała. Chodzący ideał. Najlepszy przykład piękna zarówno fizycznego, jak i psychicznego. W trakcie właśnie tych rozmyślań i narzekań, oparła się rękoma o barierkę, spoglądając gdzieś w dal. Wcale nie była ubrana ciepło, chociaż panująca na zewnątrz temperatura ani trochę nie dawała się jej we znaki. Jeżeli inni określali to jako zimno, powinni jak najszybciej odwiedzić piękną Rosję i przekonać się na własnej skórze, co naprawdę znaczy to słowo.
Dni w zamku mijały zupełnie spokojnie. W pewien sposób próbowała wrócić do dawnej rutyny, którą przerwała wyjeżdżając. Postanowiła zacząć od spotkań z dawnymi znajomymi, zainteresować się nieco zaległościami. Zajęcie głowy nauką nawet nie było tak idiotycznym pomysłem. Ciągle jeszcze tylko odwlekała wieczór w bibliotece, gdzie mogłaby przeszukać te liczne regały za jakąś ciekawą lekturą. Jednakże przerażała ją myśl o tym jak wiele czasu musiałaby na to poświęcić. Póki co więc, próbowała go inaczej zająć. Nie zapuszczała się na błonia. Niezmiennie, jeszcze unikała tamtejszych terenów. Oczywiście siedzenie w zamku, nie było dla niej. Miała ogromną ochotę średnio co drugi dzień pokręcić się po tutejszych terenach. Dlatego też i dnia dzisiejszego wyszła na zewnątrz. Początkowo bez konkretnego planu. Będąc w ostatnim czasie w innych częściach Anglii, kupiła sobie nieco jakiś nowych ciastek, których to jedną z paczek obecnie wzięła do wypróbowania podczas spaceru. Było chłodno, jednak po tych niedawnych wojażach, nie zwracała tak na to uwagi. Ubrana w nieco luźniejsze spodnie, trampki i zieloną kurtkę, której kaptur zarzuciła na głowę, przechadzała się terenami wokół zamku. Nawet nie zwracała uwagi na niezmiennie sypiący śnieg. Jednak kiedy dotarła do wiszącego mostu, postanowiła gdzieś w nim na chwilę przystać. Było z niego daleko do szkolnych błoni, dodatkowo ciekawie się prezentował. Ot takie, jedno z urokliwszych miejsc. Zrzuciła kaptur, bowiem most i tak posiadał daszek, po czym ruszyła przed siebie. Był bardzo długi, dlatego też nie widziała, co jest na jego końcu, bądź czy ktoś się na nim już znajduje. Idąc i zajadając się ciastkami w pewnym momencie dostrzegła tam jakąś dziewczynę. Opierała się o barierkę i wyglądała w pewien sposób na osobę, której nic nie jest straszne, a przynajmniej nie mróz. Ciekawe, że tak szybko wysunęła tego typu wnioski. Jednak w przypadku niektórych osób, pewne cechy były bardzo widoczne. Nie zwalniając w końcu znalazła się nieco bliżej niej. Już ją miała minąć, kiedy zupełnie nagle zawahała się i cofnęła o parę kroków. - Czy, czasem w wakacje nie byłaś w Londynie? Dokładnie impreza w klubie Hendersona? - Zapytała podchodząc do barierki obok dziewczyny, aby się o nią podeprzeć. Oczywiście zupełnie nie przerwała obserwacji nad dziewczyną, chciała dostrzec czy to ta sama osoba. Była bowiem niebywale ciekawa czy pamięć ją myli. Aczkolwiek nie sądziła by tak mogło być. Była dziwnie przekonana, że to ta sama osoba, którą wówczas poznała.
Ku jej ogromnemu zasmuceniu, usłyszała kroki. Ktoś najwyraźniej postanowił zakłócić jej idealny spokój i musiał dreptać po punkcie widokowym. A jakby tego było mało, do uszu Rosjanki dotarł bardzo wyraźny dźwięk chrupania i szeleszczenia jakąś paczką. Merlinie, czy ludzie naprawdę nie mają nic innego do roboty, tylko wiecznie pałętają się pod nogami Natashy? Westchnęła z nieukrywaną dezaprobatą, kiedy nagle dosłyszała, że obiekt jej niezadowolenia nagle zatrzymał się i cofnął. Och, czyżby kolejna słodka dziewczynka wpadła w nagły zachwyt osobą Ivanov i postanowiła się z nią zaprzyjaźnić? Błagam, dość. Miała już serdecznie dosyć ciekawskich, a jednocześnie pełnych zafascynowania spojrzeń, niedyskretnych pytań o jej życie, gdzie kupuje ubrania, dlaczego jest taka śliczna... Litości, każdy prędzej czy później mógłby się znudzić czymś takim. Już nawet nie była z siebie dumna dzięki pochwałom słyszanym od innych. Te tanie komplementy mogli zatrzymać dla niedowartościowanych piętnastolatek, chwytających się różnych sposobów, by poprawić swoją urodę. W końcu łaskawie odwróciła głowę, mierząc mówiącą do niej dziewczynę obojętnym spojrzeniem od stóp aż po czubek głowy. W pierwszej chwili kompletnie jej nie skojarzyła, więc mogła być dla niej taka, jak dla ogółu społeczeństwa. Czyli na pewno nie miła i kochana. Ale czy to kogoś dziwi? - Łatwiej policzyć miejsca, w których nie bywam podczas wakacji, złotko - odpowiedziała dość chłodnym tonem, po czym odwróciła się w jej stronę, opierając się teraz łokciami o barierkę. Przyjrzała się jej dokładniej i dopiero po kilku szczegółach z twarzy była w stanie przypomnieć sobie, z kim miała teraz do czynienia. Frances Gray, siostra naprawdę uroczego chłopaka, z którym Natasha niewątpliwie poznałaby się zdecydowanie bliżej, gdyby nie... Cóż, pewna kwestia, która jej nie pasowała. - Owszem. Siostra Andrewa, mam rację? - Jej usta wygięły się w nader nieodgadnionym i tajemniczym uśmiechu podczas wypowiadania tych słów. W zasadzie relacje Ivanov z ową uczennicą Hogwartu nigdy nie były jakoś przesadnie bliskie, więc to cud, że w ogóle cokolwiek z nią związanego utkwiło jej w pamięci. Panna Gray mogła czuć się teraz strasznie wyróżniona, nie ma co. I natychmiast powinna się przebrać. Kto to widział, by pokazywać się w takim stroju ludziom na oczy? Natasha zacmokała z niezadowoleniem. W końcu Frances mogłaby wyglądać o wiele lepiej, gdyby tylko zechciała. W każdym razie Rosjanka nie zamierzała jeszcze jej tego wytykać. Jeszcze. Na pewno nie zapomni zrobić tego w dalszej części rozmowy.
Przeczesała wolną ręką swe krótkie włosy, kiedy dziewczyna odwróciła się w jej kierunku. Dzięki temu i lepiej się jej przyjrzała, tak to była właśnie ta sama dziewczyna. Rosjanka poznana przez Andiego w Londynie. Była niezła, niezaprzeczalnie. Choć panna Gray miała nieodparte wrażenie, że jest ona jedną z tych mających się za pępek świata. Aczkolwiek zupełnie jej to nie przeszkadzało. Nie w tej chwili i nie gdy sobie tak na nią spoglądała. Więc inaczej, nie tyle ona była niezła, co na pewno jej ciało. Właściwie los był okrutny, że nie dał jej wtedy lepiej poznać Rosjanki. Wzięła z paczki ostatnie ciasto, po czym papierek rzuciła z mostu, choć ani nie odwróciła spojrzenia, aby zaobserwować jego tor lotu. Właściwie nie zwracała jakoś specjalnie uwagi na ton jej głosu, kiedy był chłodny, kiedy cieplejszy. Chyba za wiele lat mieszkała pod jednym dachem z Victorie. - Owszem, Frances. Nie pamiętam Twego imienia, bo nawet nie jestem pewna czy je wtedy dosłyszałam, aczkolwiek nie obrażę się, jeśli mi je przypomnisz, złotko - podparła się wygodnie o most, zupełnie spokojnie obserwując sobie dziewczynę. Przy wypowiedzi także dodała słowo, którym ta uprzednio się do niej zwróciła. Ugryzła kawałek ciastka, zastanawiając się jak udało się jej więc zażegnać balowy tryb życia i grzecznie wrócić do szkoły, skoro jak twierdziła, podczas wakacji bywała w wielu miejscach. - To musisz się podzielić sekretem, co robisz, że po wielu odwiedzonych miejscach podczas wakacji, potrafisz dać się zamknąć w zamku - zaraz jednak przypomniała sobie o tej wymianie, która miała miejsce. Wszakże gdy wyjechała, do szkoły przybyli ludzie z innych krajów. - Wymiana międzyszkolna, chyba nie doceniałam naszego dyrektora - dodała i ugryzła jeszcze kawałek. Gdyby Rosjanka rzeczywiście wspomniała coś na temat ubioru Frances, ta tylko by bardzo szybko porównała ją do siostry. Jej urocza bliźniaczka wszakże najczęściej wypomina jej właśnie stroje jakie sobie wybiera. Panna Gray jednakże takie lubiła najbardziej. Nie nosiła niczego co było można określić mianem ściśle kobiecego. O wiele lepiej czuła się w luźnych ubraniach, co o wiele bardziej pasowało przede wszystkim do jej osobowości.
- Natasha Ivanov - odparła z charakterystyczną dumą. W końcu samo nazwisko oznaczało spory prestiż, na który jej ojciec pracował latami. Jego działania nie poszły na marne. Nawet ktoś taki jak Frances powinien kojarzyć owe miano, choć nie podejrzewała, by przez to zyskała większy szacunek. Wielu uczniom musiała dopiero uświadamiać, ile znaczy urodzenie w rodzinie Ivanov, bo większość z nich chyba cierpiała na chwilowe zaćmienie mózgu. W każdym razie, sukcesywnie uświadamiała w tym kolejne osoby. Tym razem jednak postanowiła się z tym wstrzymać aż do momentu, w którym coś ewidentnie nie będzie jej pasować w zachowaniu rozmówczyni. Wakacje wakacjami, natomiast powrót do szkoły był konieczny, skoro chciała zdobyć odpowiednie wykształcenie, by nie przynieść wstydu krewnym. Ojciec przecież był i musiał dalej być z niej dumny. Do tej pory nie zrobiła niczego, co mogłoby splamić honor Ivanov i najważniejsze, by tak już zostało. - Nie wiem, czy wiesz, jaki jest cel tej wymiany - zaczęła po chwili, cały czas nie spuszczając spojrzenia z Krukonki. - Tak czy inaczej, szukam tu sławy i prestiżu płynącego ze zwycięstwa. Ton jej głosu mógł wskazywać na to, że ani trochę nie bała się zbliżającej się perspektywy rozpoczęcia Turnieju Trójmagicznego. Naprawdę pragnęła wziąć w nim udział i zwyciężyć. Przyniosłaby dzięki temu kolejną zasługę na koncie rodziny. Znała wiele przydatnych zaklęć, umiała doskonale analizować fakty i znajdować wyjście z sytuacji, w których się znajdowała. Dlaczego więc miałaby nie zostać wybrana przez Czarę Ognia? Druga taka kandydatka więcej nie pojawi się na kartach historii, więc należało korzystać, póki była jeszcze zainteresowana. - Co u twojego drogiego brata? - spytała, nie siląc się nawet na uwagę odnośnie zaśmiecania środowiska paczką po ciastkach. - Nie widziałam go od czasu wakacji - westchnęła jeszcze, wzruszając lekko ramionami. Tak naprawdę już prawie o nim zapomniała, ale to nic. Frances nie wydawała się jej głupim stworzeniem, więc mogła z nią trochę porozmawiać. W międzyczasie Natasha doszła także do wniosku, że Krukonka odznaczała się niecodziennym typem urody, więc była przez to na swój sposób interesująca. Ciekawe.
Mimo wszystko nazwisko Ivanov kojarzyła. Dziewczyna wypowiadała je z taką dumą, jakby oczekiwała pokłonów, więc Fran od razu odgadła, iż chodziło właśnie o "tych" Ivanovów. Wszystko wskazywało na to, że jest powiązana z Rosyjskim działaczem politycznym, o którym nawet i Frances czytała. To Ci niespodzianka. Zjadła do końca swoje ciastko, po czym poparła się ręką o barierkę. Palce wplotła w krótkie włosy, a Rosjance nawet nie przerywała przyglądać się. Oczywiście, wiedziała jaki jest cel wymiany, jednak nawet nie była pewna, uczniowie jakich szkół ostatecznie przyjechali do ich zamku. Póki co zdążyła zaobserwować zaledwie Rosjan. - Tylko co jeśli okaże się, że ktoś inny będzie silniejszy i nie będzie z turnieju prestiżu dla Ciebie, tylko dla kogoś innego? - Zapytała formując pytanie w ten właśnie sposób. Mogłaby po prostu zapytać, "Co jeśli przegrasz", jednakże na to pytanie właściwie znała jej odpowiedź. Kiedy Rosjanka zapytała o brata, Krukonka automatycznie powędrowała spojrzeniem gdzieś na drugą stronę. Nagle zainteresowała się widokiem za balustradą. - Niecały tydzień temu widziałam się z nim w Alnwick - powiedziała nie do końca będąc pewną co powiedzieć na "co u Twojego brata". Mogło się wydać nieco dziwne, że w ciągu roku szkolnego spotkała się z bratem wiele kilometrów stąd, aczkolwiek nie wyjaśniała. Jeśli chodziło o tamto spotkanie, właściwie Alnwick było ich ostatnim przystankiem. Podróż po Anglii zaczęła się zupełnie gdzie indziej. Nie miała pojęcia, czy on wrócił już do domu, miała zaledwie taką nadzieję, aczkolwiek nie liczyła na to jakoś specjalnie. Nie pisał też teraz do niej. Chodził jej po głowie pomysł, aby wypytać Toma, jednak chyba nie chciała z nim teraz wdawać się w jakiekolwiek dyskusje. - Bez zmian, pewnie jest taki sam, jak kiedy go ostatnio widziałaś, on się raczej wiele nie zmienia - dodała wracając wzrokiem ku blondynce. Andrew dla Frances bez zmiennie był taki sam. Właściwie nie miała pojęcia skąd on się znał z Rosjanką, na ile i jak długo. Nie rozmawiała z nim na ten temat. Andy miał masę znajomych i ciężko byłoby właściwie interesować się losem jego wszelakich znajomości. Choć teraz, kiedy miała ową dziewczynę przed sobą, właściwie jakoś Fran to ciekawiło. - Długo się znacie? - Zapytała więc, ponownie odwracając się tyłem do barierki, aby oprzeć się o nią plecami. Choć bardzo szybko wywnioskowała, że ich znajomość nie była zbyt zażyła, inaczej dziewczyna zapewne doskonale wiedziałaby co u niego.
Prychnęła cicho, słysząc zadane przez dziewczynę pytanie. Chyba nie wiedziała jeszcze jak powinna rozmawiać z Natashą, by jej nie zirytować. Choć jej pewność siebie była naprawdę imponująca, więc wątpliwości i tak nie wchodziły w grę. Była stuprocentowo pewna swojego udziału i późniejszego zwycięstwa. A jak nie? Cóż, na pewno się zezłości i przez kilka dni kontakt z nią będzie bardzo ryzykowny. Podchodzić na własne życzenie, najlepiej ze świadomością rychłego pozbawienia życia. Później będzie chodziła naburmuszona, jednak cały czas przekonana o tym, że sama najlepiej nadawałaby się do tego zadania. Ewentualnie od razu znajdzie sobie obiekt do wyżycia i na tym się skończy. Pożyjemy, zobaczymy. - Nie ma tu nikogo silniejszego i lepszego ode mnie - odparła stanowczo, dając tym samym Krukonce do zrozumienia, że najlepiej będzie, jeżeli ta nie zdecyduje się na kontynuację tego tematu. Natasha nie tolerowała wątpienia w jej własne umiejętności. Nie jeden raz udowodniła już światu, że jest dużo lepsza od innych i tak powinno pozostać już na zawsze. A jeżeli ktoś podważałby ten jakże oczywisty wniosek, Rosjanka zawsze była chętna udowodnić komuś, na ile ją stać. Nie chodzi tu już nawet o ideę pojedynków, co działanie ciche, poprzez idealnie wymyślone intrygi, by komuś porządnie zrujnować życie. W końcu to sprawia tyle przyjemności. - Poznaliśmy się kilka dni przed imprezą - wyjaśniła, nieustannie przyglądając się swojej uroczej rozmówczyni. - Nie utrzymujemy kontaktu. Ale możesz go ode mnie pozdrowić. Ton jej głosu był równie obojętny, co mogło wskazywać na to, że z Andiem nie łączyły ją jakieś przesadnie skomplikowane czy bliskie relacje. Ot, zwykli znajomi, kilka pocałunków w stanie nietrzeźwości, tyle. Swoją drogą, bardzo ciekawe, czy Frances była chociaż odrobinę do niego podobna w tych sprawach. Może wypadałoby to kiedyś sprawdzić, hm?
Właściwie to Frances doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że brniecie w temat ewentualnego niepowodzenia u tak pewnej siebie dziewczyny, może prowadzić do zirytowania jej. Tylko, że właściwie panna Gray, aż sobie nie mogła odpuścić. Oczywiście nie była jakąś samobójczynią towarzyską i nie zamierzała jej znów tak doszczętnie zrazić do siebie po paru minutach rozmowy. Tylko chyba nie zależało jej tak jak kiedyś, no nie ważne. - Wydajesz się być nieco podobną osobą do mojej siostry bliźniaczki, choć nie wiem czy ją też poznałaś - tylko odpowiedziała, kiedy Natasha wspomniała o tym, że nie ma nikogo lepszego od niej. No jakby miała przed sobą Victorie! To było aż ciekawe na swój sposób. Zapragnęła sprawdzić, jak długie przebywanie w towarzystwie Rosjanki doprowadzi do ewentualnej sprzeczki. Z tym, że oczywiście nie zamierzała wcale celowo do niej doprowadzać, otóż chciała się przekonać na ile samoistnie to wyniknie. - Jeśli tylko będzie znów ze mną rozmawiać to mu przekażę - obiecała, choć wyczuła, iż wcale jej specjalnie na tym nie zależy. Najwyraźniej była to bardzo przelotna znajomość. Aczkolwiek przez myśl jej przebiegło, iż ciekawe na ile zabrnęła ta ich relacja. Nigdy nie wypytywała o takie rzeczy, a jej brat nigdy nie był osobą, która godzinami opowiadałaby co go spotkało i z kim się widział. Właściwie dowiedzieć się cokolwiek od niego nie było najprostszą rzeczą. Przy nim Fran wypadała jako osoba szaleńczo otwarta. - Więc skoro już tu jesteś, zadam oczywiste pytanie, jak Ci się tu podoba i jak Ci idzie zwiedzanie zamku? - Zapytała chowając przy tym ręce do kieszeni. Miała je już wystarczająco zmarznięte, jak zwykle nie wzięła rękawiczek. Na moment wzrokiem powędrowała ku murom zamku, aby potem znów spojrzeć na Rosjankę, oczekując jej odpowiedzi. Czemu miała dziwne przeczucie, że jak wszyscy przyjezdni, powie, że jej szkoła była lepsza?
W odpowiedzi na pytanie dotyczące siostry bliźniaczki, Rosjanka pokręciła tylko głową. Cóż, być może kiedyś ją widziała, ale w tej chwili sobie tego po prostu nie przypominała. Zresztą, nawet jeśli, to skąd mogła mieć pewność, że to była właśnie Victorie, a nie Frances? Lub odwrotnie? W końcu były takie same, przynajmniej jeżeli chodzi o prezencję, dlatego też nigdy nie mogła mieć stuprocentowej pewności jeżeli chodzi akurat o tę kwestię. Tak czy inaczej, machinalnie doszła do wniosku, że jeżeli druga panna Gray była podobna do Natashy, to raczej by się nie dogadały. Przez pewien okres czasu można tolerować osobę, której charakter jest zbieżny z własnym, jednak prędzej czy później zacznie się rywalizacja, to było oczywiste. Hm, trudno. Może więc z Frances będzie się jakoś dogadywać. Pożyjemy, zobaczymy. - Zamek sam w sobie nie jest zły - zaczęła dość obojętnym tonem głosu, przypominając sobie teraz mniej więcej jego wnętrze, ogrom korytarzy, puste pokoje i nawał uczniów na dziedzińcu i innych bardziej znanych miejscach, gdzie spędzali swoje przerwy podczas nauki. - Podoba mi się. Gorzej z uczęszczającymi to dziećmi - dodała z wyraźnym, nieukrywanym obrzydzeniem. - Większość z nich powinni natychmiast przetransportować do najbliższego szpitala psychiatrycznego, bo stanowią swoim żałosnym poziomem zagrożenie dla życia. Oczywiście nie wszyscy, ale tego Ivanov już nie dodała. Miała nadzieję, że jej rozmówczyni sama się tego domyśli, o ile faktycznie nie była jedną z tych, których przed chwilą opisała studentka. Momentami było jej naprawdę trudno tutaj wytrzymać, bo setki zaciekawionych spojrzeń rzucanych jej przez tłum niedorozwiniętych nastolatków mógł stać się wybitnie interesujący, ale nawet mimo to radziła sobie i jeszcze nie zwariowała, zapewne przez to, że podczas wymiany spotkała kilka znajomych osób, co było dla niej sporym lecz miłym zaskoczeniem. Gorzej, gdyby musiała siedzieć tu kompletnie sama, chociaż, znając ją, wtedy cały czas poświęciłaby na ewentualne doskonalenie swoich umiejętności do turnieju. - W której jesteś klasie? - spytała nagle, cały czas przyglądając się Frances, choć z mniejszą natarczywością. Ot, po prostu chciała zaspokoić swoją ciekawość.
Teoretycznie owszem, były takie same. Całe szczęście praktycznie było inaczej. Victorie ubierała się nieco inaczej, była bardziej dziewczęca, miała też nieco dłuższe włosy, no i oczywiście wiecznie niezadowolony wyraz twarzy! Aczkolwiek obcy zapewne wzięliby ją po prostu za Fran o nieco zmienionym wizerunku. Siostry od dzieciństwa nie znosiły pomyłek co do siebie. Co gorsza, gdy były małe matka zawsze ubierała je identycznie. Natomiast one już wówczas bardzo wyraźnie lubiły podkreślać, iż są różne. Swoją drogą to chyba było dość typowe dla wielu bliźniąt, szczególnie tych pozornie identycznych. Gdy dziewczyna odpowiedziała na jej pytanie, wysłuchała odpowiedzi, aczkolwiek bardziej ją interesowało pytanie, na które nie do końca otrzymała odpowiedź. - No cóż, różnie to bywa z dzieciakami na korytarzach - wzruszyła tylko ramionami z niemrawą miną, bo rzeczywiście, czasem dziwne osoby się trafiał. Szczególnie przerażająca była rzesza niezbyt bystrych uczniów. Nie była do nikogo wrogo nastawiona, ale osoby, które okazywały się zupełnie płytkie czy po prostu głupiutkie, najzwyczajniej w świecie, działały jej na nerwy. Choć całe szczęście nie często się na tego typu ludzi natykała. - Czy w Durmstrangu były tego typu niezwykłe pomieszczenia co nasz pokój życzeń, sala kosmiczna, albo choćby sala przyszłości, czy ta lodowa? - Zapytała jak gdyby nigdy nic, obserwując ową ładną blondynkę. Jednak zamierzała jeszcze kontynuować. - Właściwie widziałaś te sale? - Dodała owe pytanie, nim jeszcze Rosjanka odpowiedziała na poprzednie. Obserwując sobie dziewczynę dostrzegała takie drobne, fajne pozytywy. Jak choćby to, że miała naturalny kolor włosów, a większość kobiet z ciemnym blondem albo go rozjaśniała, albo przyciemniała. - W szóstej - odparła zaraz na jej pytanie, które zupełnie, niestety, odciągnęło ją od tamtych zdecydowanie ciekawszych myśli. Powróciła więc do spraw szkoły i tego, w której była właśnie klasie. Merlinie, cóż za brutalny przeskok między tematami przemyśleń! - Ravenclaw, jeśli wiesz coś na temat naszych domów - dodała jeszcze, nie będąc pewną na ile Rosjanka orientuje się w podziałach panujących w Hogwarcie. Aczkolwiek założyła, że pewnie coś tam się jej o uszy obiło, a przynajmniej taką miała nadzieję.
- Zdążyłam odwiedzić tylko pokój życzeń, ale wnioskując po nazwach... Niektóre sale są podobne do naszych w Durmstrangu. Podejrzewam, że nie są tak ładne, ale przecież musi być jakaś równowaga, prawda? - Och, tak, Natasha mogłaby na ten temat wiele powiedzieć. Wychodząc z takiego założenia, mogła nieskończenie wygłaszać opinie związane ze swoją urodą. Przecież była niebywale piękna, wręcz doskonała, a co za tym idzie, inni nie mogli pochwalić się tego typu zaletami. Ivanov zabrała im tę możliwość, skoro równowaga we wszechświecie musi być, a przynajmniej powinna. Chociaż Frances nie mogła chyba na to narzekać. Sama posiadała dość interesujący typ aparycji, który w dziwny sposób przyciągał wzrok Rosjanki, a to było zjawiskiem z pewnością niecodziennym. Sama była osobą, która oceniała ludzi po tym, jak się prezentowali, więc może niezbyt dobrze wypadł w jej oczach dres, ale wierzyła, że coś z tym jeszcze można zrobić. Na pewno. A jeżeli nie, to bez ubrań też jest miło! Och tak, co za genialny pomysł, ale chyba trzeba będzie odrobinę odłożyć go w czasie. Co nagle to po diable, jak mawia pewne mugolskie powiedzonko, które swoją drogą jakoś nigdy nie wywarło na Natashy większego, pozytywnego wrażenia. Jak większość z nich. - Kompletnie nie orientuję się w tym, czym charakteryzują się poszczególne domy, ale znam nazwy - oświadczyła z nieukrywaną dumą, po czym posłała swej rozmówczyni coś na kształt promiennego uśmiechu. A to dobre. - Zawsze możesz zaznajomić mnie ze szczegółami. Nie czekając na jej reakcję, jakby była kompletnie oczywista, ruszyła w stronę zamku, kiwając dłonią na wszelki wypadek, by Frances udała się za nią. Cóż, bliższe poznanie panny Gray nie wydawało się złą perspektywą na resztę dnia. Kto wie, może uda im się nawiązać dobry kontakt i staną się pseudo przyjaciółkami, czy czymś takim? To byłoby zabawne, doprawdy, ale można spróbować. Szczególnie, że Natasha nie miała innych planów na spędzenie popołudnia.
Widok z tego miejsca na rozświetlone nocą okna zamku był zapierający dech w piersiach. Złote smugi sączyły się przez bezbarwne szyby w czerń nocy. W oddali w spokojnej, srebrzystej tafli jeziora odbijał się srebrny księżyc, chcąc za wszelką cenę dojrzeć własne oblicze. Wiatr rozwiewał biały, sypki śnieg tworząc małe zaspy u mych stóp. Musiałam wyglądać ciekawie. Smukła postać zapatrzona w dal, w długim czarnym płaszczu i z rozwianymi włosami. Moje oczy lśniły odbitym blaskiem skradzionym przez księżyc złotej tarczy słońca. Rozmyślałam o sobie, o Natanielu, Elliott, Jane. Osobach, które szturmem wdarły się w moje serce. Miałam ochotę grać, zanucić piosenkę nocy. Przyniosłam z zamku ze sobą moje ukochane skrzypce. Jeszcze jedno ukradkowe spojrzenie na księżyc i ze strun w głębię nocy spłynęły pierwsze dźwięki. (Zagrana i zaśpiewana melodia dla nocy) Kończąc, wiedziałam już co powinnam zrobić. Nigdy nie zrezygnuję z szansy danej mi przez los. Odwróciłam się i powolnym krokiem ruszyłam w stronę Hogwartu.
Puchon za wszelka cene chcial zobaczyc Hogwart oswietlony srebrzystym blaskiem ksiezyca. Wyszedl zamku kroczac po moscie. Pod jego stopami niebezpiecznie trzeszczalo stare drewno, ale puchon wiedzial ze jest nikla szansa, aby most nalge sie zawalil. Az dziwne ile pokolen wytrzymala taka konstrukcja. A moze byl wspomagany czarami? to mu bylo nie wiadome. Postanowil jednak, ze kogos kiedys spyta. Nagle ciemna postac zaczela sunac w jego strone. Pomyslal, ze to moze ten dementor z lasu jednak nie odpuscil. Co dziwniejsze jak na dementora postac byla zbyt mala, ale i tak mocno chwycil rozdzke. -Expe... Mial juz wywolywac patronusa, gdyz zauwazyl, ze jest to kobieta. Ah, ty glupi. Gdyby to byl on to bys zamarzl jak mrozonka. Schowal rozdzke do tylnej kieszeni. Poparwil kaptur czarno-zoltej bluzy i oparl sie o barierke mostu, spogladajac w dal, a swiatla jasnych gwiazd odbijaly sie w jego oczach.
Jakaś niska postać opierała się o jedną z barierek chroniących uczniów i nie tylko, przed upadkiem z dużej wysokości. Przez chwilę miałam ochotę rzucić jakimś zaklęciem, ale przecież mógł to być uczeń. Tak jak ja, pragnący chwili skupienia. Uśmiechnęłam się i podeszłam do niej. Jakież było moje zdziwienie, gdy dostrzegłam, że był to chłopak, nie dziewczyna jak na początku sądziłam. Byłam od niego wyższa prawie dwadzieścia centymetrów i chyba był młodszy. Poprawiłam uchwyt futerału z instrumentem i spojrzałam na niego z uśmiechem. -Nie jest ci zimno? Nie każdy jest w stanie wytrzymać długo w tym mrozie tak jak ja. Miałam nadzieję, że nie zrozumie moich slow opacznie, na wszelki wypadek postanowiłam się przedstawić. - Jestem Sigrid, uczeń ravenclawu.
Sokolnicki oczywiscie zignorowal postac, ktora jak sadzil go wyminela i odeszla. Nie zdziwil by sie gdyby nagle zobaczyl kogos ze swojej paczki. Zawsze gdy szukal spokoju po meczacym dniu, znajdowali go nawet gdy wlazl do schowka na miotly. Zamknal baldo-niebieskie oczy wyciszajac mysli. I znow! ktos przerwal mu chwile spokoju. Byl to aksamitny kobiecy glos. Odwrocil sie lustrujac wysoko dziewczyne. Dziwnie to wygladalo. Musial patrzec w gore, ale coz... byl konusem. -Nie, zaznalem gorszych zim. Powiedzial spokojnym tonem glosu. Kobieta sie przedstawila i mu tez wypadalo tylko on powinien byl dodac jeszcze maly szczegolik. -Daniel Sokolnicki, uczen Hufflepuffu. Pochodze z Polski. Milo mi poznac. Sigrid wydala mu sie mila osobka, ale cholera go wie. Most nzachwial sie lekko przez niebezpieczny podmuch wiatru.
Chłopak był wyraźnie zaskoczony moim podejściem. -Daniel Sokolnicki, uczeń Hufflepuffu. Pochodzę z Polski. Milo mi poznać. Gdy powiedział, że pochodzi z polski mimowolnie na moich ustach zagościł szeroki uśmiech. - Znam dwie osoby z Polski. Wiesz ja też nie pochodzę z Brytanii. Urodziłam się w Norwegi i tam tez spędziłam pierwsze lata życia. Stąd moja odporność na zimno. Puściłam mu perskie oko. - Jak widzę nie jestem jedyną osobą szukającą chwili samotności dzisiejszej nocy. Miałam nadzieję, że nie będzie go krępował mój wzrost. Początek rozmowy zapowiadał się naprawdę interesująco.
Ostatnio zmieniony przez Sigrid Weisen dnia Pią Lut 04 2011, 23:27, w całości zmieniany 1 raz
Hmmm... zdziwil sie. Byl w tej szkole juz ponad szesc lat, a nie znal zadnego pobratymca, ktory mogl sie tutaj uczyc. Dziewczyna obdarzala go kolejnymi uskiechami. Mimowolnie na jego twarzy tez zagoscil usmiech, ale ten z kolei byl nieco niesmialy. Zlustrowal ja z dolu jeszcze raz. Byla piekna. Zaczal sie nawet zastanawiac czy nie byla Willa. Odgonil takie mysli obrazem zasmuconej Jane, ktora kochal nad zycie. -Tak szukalem chwili spokoju, a jesli pani... yyy... to znaczy Sigrid chcesz porozmawiac to oczywiscie nie odmowie. Przestapil z nogi na noge. -Jak to mozliwe prosze paa... to znaczy Sigrid, ze wogole cie jeszcze niebwidzialem? na pewno bym zapamietal tak charakterystyczna persone.
Zachciało mi się śmiać. Był uroczy i ta jego nieśmiałość. - Po pierwsze nie jestem żadną panią. Tylko Sigrid i z tego, co się orientuję mogłeś mnie nie zauważyć. Zwykle błąkam się jak zjawa po błoniach ze swoimi ukochanymi skrzypcami. Ponownie puściłam mu perskie oko. - Po drugie, dopiero ostatnio mam na tyle odwagi by rozmawiać z ludźmi bez skrepowania. Mówiąc to byłam prawie pewna, że moje policzki lekko się zaróżowiły właśnie ze skrępowania. - Po trzecie, jeśli masz ochotę możemy porozmawiać. Powiedz mi, lubisz muzykę?
Ostatnio zmieniony przez Sigrid Weisen dnia Pią Lut 04 2011, 23:28, w całości zmieniany 1 raz
Daniel zwykle z natury byl niesmialy. Jego kolegom ze szkoly podrywanie dziewczyn nie bylo trudnoscia, a tym bardziej nie mieli zadnych przeszkod. Tylko szkoda, ze ci mugole je wykorzystywali zaraz na pierwszej randce, a pozniej po szkole,sie chwalili. Nie rozumial takiego zachowania. Bylo co najmniej niezgodne z natura blondyna. -Tak, lubie muzyke. Odpowiedzial zupelnie normalnie, szurajac jedna noga. Gdy znow spojrzal na jek twarz zauwazyl lekkie rumience. Szybko odwrocil wzrok. Nie chcial sie za dlugo na nia gapic bo po jakims czasie jest to juz klopotliwe.
On jest naprawdę przesłodki. Mogłabym go schrupać razem z kosteczkami. O nie, panno Sigrid o czym ty myślisz. Zaśmiałam się szczerze. - Wiesz co, nie musisz być taki nieśmiały. Popatrzyłam się na chłopaka, który uparcie odwracała ode mnie wzrok. Nawet nie dostrzegłam koloru jego oczu. - Może ci być ciężko, ale ja cię przecież nie zjem. W dole, poniżej mostu wiatr hulał w najlepsze bawiąc się z lodowymi drobinkami śniegu.
On nie mogl nie byc niesmialy w stosunku do nowo poznanych, pieknych kobiet. Byl mezczyzna a jakze wrazliwym na uroki plci przeciwnej. Przez to wlasnie czasem nawet byl wykorzystywany przez jak je nazywal... aa, Syreny, ktore wabily uroda, a pozniej pozeraly zywcem. Sprobowal spojrzec w jej oczy i udalo sie, jednak znow szybko odwrocil wzrok i zobaczyl samotna sowe probujaca nie dac sie porwac okropnemu wietrzyskowi. -Sigrid, wiec czemu pytalas mnie czy lubie muzyke. Przemogl sie i spojrzal w jej oczy na dluzsza chwile.
-Sigrid, wiec czemu pytałaś mnie czy lubię muzykę. Tylko przez chwilę mogłam popatrzeć mu w oczy. Szkoda miał je fascynujące, odbijające światło gwiazd. - Czemu? ponieważ muzyka jest w stanie łączyć dusze nieznanych sobie dotąd osób. Możesz mi wierzyć, doświadczyłam tego i nadal doświadczam. Umilkłam na chwile i zapatrzyłam się przed siebie. - Wiesz ja kocham muzykę, tylko ona daje mi oparcie gdy jest mi naprawdę ciężko. Jest czymś ponadczasowym, nieśmiertelnym i pełnym takiej siły, że dech zapiera....Wybacz może się trochę zagalopowałam. Nie chcę cię zanudzić.
Nie zanudzala go (no, moze troche) ale i tak uwielbial patrzec na jej twarz, gdy wypowiadala te slowa. A z jaka pasja to robila to Daniel patrzyl na nia z podziwem. Usmiechnal sie niesmialo i odwrocil znow w strone doliny, opierajac sie o barierki. Coz, sam nigdy nie myslal tak o muzyce. Dla niego to byla tylko, zlepiona melodia z glosem piosenkarza i instrumentami czy elektronicznymi dzwiekami w tle. -A moze byc mi cos zagrala? Zaproponowal, spogladajac w dal.
-A może byś mi coś zagrała? Nie spodziewałam się tego pytania z jego ust. Szybko odwróciłam soja twarz i spojrzałam na chłopaka. Przez ułamek sekundy udało mi się spojrzeć w jego oczy. wyczytałam w niech zachwyt i ciekawość. Z uśmiechem na ustach otworzyłam futerał i wyjęłam skrzypce . - Mam nadzieję, że ta melodia ci się spodoba. Wsłuchując się w szum wiatru rozpoczęłam grę. (Grana melodia) Kończąc miałam w oczach łzy, to była ukochana melodia mojej matki. Nie chcąc by zauważył je daniel odwróciłam szybko wzrok i wytarłam je dyskretnie skrajem szaty.
Dziewczyna byla chyba zadowolona, ze zapytal ja o piosenke, chociaz nie byl tak do konca pewny. Wyciagnela skrzypce i zaczely wygrywac na nich piekna melodie przez, ktora Daniel zamknal oczy i z powazna mina wsluchiwalsie w utwor. Nie przepadal za gra na skrzypcach, ale to musial przyznac bylo przepiekne. Gdy przestala Daniel otworzyl, oczy, ktore teraz sie szklily. Wzruszylo go to. Przypomnial sobie pewna historie. -To bylo... przepiekne. Powiedzial na koniec piosenki, a ona sie odwrocila od niego. Gdy znow spojrzala na niego zabojczymi oczyma, widzial, ze sa zaczerwienione. Od razu zdal sobie sprawe, ale nie chcial o to pytac skoro zaczela plakac przez ta piosnke.