Miejsce, z którego rozciąga się piękny widok na jezioro i część Zakazanego Lasu. Uczniowie, często się tu zatrzymują, by porozmyślać i zrelaksować wzrok.
- Zakazany las, 19. - powiedział bezdźwięcznie. Kochał tę formę porozumiewania. - Ćwiczyłeś niewybaczalne? - zapytał się bezdźwięcznie. Miał nadzieję że tak, w końcu oboje byli jak śmierciożercy. - Więc jak Francesca, co masz zamiar dzisiaj robić? - zapytał się Jej patrząc Jej w oczy. Kochał te oczęta, mógł w nich utonąć. Kochał całą Francescę, lecz cały czas głowę miał zaprzątniętą czarną magią.
-O 19 mam zajęcia. Trenować nie miałem z kim nie mam już dziadka. Powiedział tak jak rozmawiali Brianem. Patrzył na jezioro które odbijało słońce które na chwile wyszło.
- To o piątej - powiedział poruszając tylko ustami nadal przytulając Francescę. - Ok, mamy do nadrobienie Crucio i Avadę, słyszałeś o Morttadinie? - zapytał się bezdźwięcznie. - Francesca, jak ja się za Tobą stęskniłem. - powiedział i dał Jej buziaka w policzek, po czym wziął za rękę i powiedział. - Przejdziemy się? Bo tak gdzieś o piątej będę musiał lecieć, mam korki. - powiedział uśmiechając się i spojrzał się na Davida. Chłopak nie wyglądał za dobrze. - To jak, idziemy?
Zachichotała pod wpływem wspomnienia tamtego dnia. O taaak, w rzeczy samej. Ojciec Briana był na nich wściekły. Za sprawą ich eksperymentu, wszelkie drogie zastawy, wszelkie okna, zbiły się. Wówczas zaś, wyćwiczyli się w zaklęciu "reparo". Uśmiechnęła się szeroko, po czym ruszyła na lód, ślizgając się zręcznie. Miała trampki, więc i płaską podeszwę... gdyby zaś musiała się ślizgać na łyżwach, jak to robią mugole, długo by nie wyrobiła. Skłoniła się elegancko, po czym w paru ślizgach oddaliła się i zaczęła wyrabiać cuda, to podskakując, to wywracając się, to rozpędzając... - Dzisiaj? Nie wiem...- wywróciła ramionami, po czym ruszyła w stronę chłopaków - Albo wiem! Wszystko! - pisnęła, zapierając się na piętach i ciągnąc go z całej siły na lód.
Poślizgnął się i wjechał na lód wraz z Francescą. - Oj oj oj, a jak Ci się coś stanie? - zapytał się troskliwie. - Uważaj bo wpadniemy do wody - powiedział i się zaśmiał, ale w głębi duszy było mu żal Davida, chłopaka coś trapiło. Miał nadzieję że jak trochę w zakazanym lesie pozabijają to Mu przejdzie. Oby, bo przecież zawsze to ich jakoś rozluźniało. Wyładowywali się rzucając Avadę. - David, dołączysz się? Zaraz się lepiej poczujesz. - powiedział, ale wiedział że to nic nie da.
Zaczęła z braku lepszych pomysłów wystukiwać palcem jakiś rytm. Wtem do jej głowy zakradła się myśl, że już niedługo przecież święta! No proszę, jak ten czas szybko leci. Dopiero co rozpoczynała się nauka w Hogwarcie. - Nie? - spytała, a jej brew mimowolnie powędrowała w górę. W życiu nie przyszłoby jej to na myśl. Była pewna, że Puchon już coś stworzył podczas pobytu w Hogwarcie. - Cóż, to teraz będziesz miał świetną okazję. - powiedziała, obdarowując go uśmiechem. - Serio? Hm, myślałam, że wychodzisz z kartką w ręku na błonia, na przykład, i wtedy sobie wodzisz pędzlem, czy ołówkami po kartce. Kiedy Roger wręczył jej swoją kurtkę, podziękowała mu, jak to przystało na prawdziwą damę i otuliła się nakryciem. No proszę, jaki z niego gentleman! A Krukonka myślała, że ten rodzaj mężczyzn już dawno wyginął, także łatwo sobie wyobrazić jej zdumienie, wymieszane z szczęściem, które opłynęło jej ciało. - Nie będzie ci zimno? - spytała z uprzejmości, ale widziała wyraźnie, że chłopak nie wygląda na takiego, któremu straszny jest mróz i zimno. - Lodowa komnata? Wiesz, wiele słyszałam o tym miejscu, ale o dziwo, jeszcze tam nigdy nie byłam. - powiedziała, trochę zdumiona. Jest tyle lat w Hogwarcie i nie miała okazji jeszcze zwiedzić tej komnaty... trzeba to zmienić. - O, to miło z pana strony. Będę miała na co czekać. - rzuciła, nie przestając się uśmiechać. Wiedziała, że musi już iść. Po prostu coś jej kazało opuścić to miejsce. Wstała z niechęcią, co było widać na jej twarzy. - No dobrze, każdemu przydaje się trochę samotności. Więc... do zobaczenia niedługo. - powiedziała i pocałowała w policzek chłopaka. Zawsze tak robiła, jak się z kimś żegnała, więc nie było to nic dziwnego. Z lekkim ociąganiem się, ruszyła w stronę dormitorium Krukonów, i wtedy właśnie przypomniało jej się, że ma na sobie kurtkę pana Darken'a. Obiecała sobie w duchu, że nie zapomni jej wziąć na ich następne spotkanie, aby oddać mu jego własność.
Spojrzał na Francescę. - Przepraszam Cię, ale muszę juz lecieć. Kocham Cię. Paa - powiedział samemu nie zwracając uwagi na to że właśnie wyjawił Francesce prawdę, ale cóż, mówi się trudne. Teraz musiał pędzić co sił w nogach do zakazanego lasu. Muszą w końcu z Connie i Davidem poćwiczyć czarną magię. Tylko czy Connie wie? Tak, na pewno, przecież sam Jej o tym mówił dzisiaj rano. No cóż, czas nagli. Na porzegnanie pomachał ręką w stronę Francesci i pobiegł kiwając delikatnie ręką na Davida. /Zakazany Las/
Chłopak odszedł, ale dziewczyna nawet tego nie zauważyła. Dwa dość kontrowersyjne słowa zatrzymały na sobie egoistycznie całą jej uwagę i nie pozwoliły skupić się na niczym innym. Kocham Cię. Czy to się działo naprawdę? Przygryzła dolną wargę i wbiła wzrok w ziemię, próbując uspokoić krnąbrne myśli, które nie dały się u licha ujarzmić. Westchnęła ciężko, po czym ruszyła w stronę zamku, nie odezwawszy się do przyjaciela ani słowem. Sama nie wiedziała co myśleć. Nie wiedziała również, co takiego do niego czuje.
Przymknęła oczy i przyłożyła dłonie do chłodnych policzków, zaczerwienionych od mrozu. Palce miała całkowicie zgrabiałe - bo, oczywiście, po co było brać rękawiczki? Cała trzęsła się z zimna, pomimo tego że była dokładnie opatulona swoim najcieplejszym płaszczem; szalikiem też grzecznie się obwiązała, czapkę zostawiła specjalnie, a o rękawiczkach zwyczajnie zapomniała. Wypuściła ze świstem powietrze, cała drżąc podeszła do barierki i oparła się, spoglądając na jezioro niewidzącym wzrokiem. Starała się stłumić szczękanie zębów, ale na niewiele to se zdało. Po cholerę wychodziła? No? Po cholerę? Pokręciła głową. Spacer nie był udanym pomysłem. Zdecydowanie.
Constantine`owi zawsze było gorąco, dlatego też odczuł głupią chęć odczucia zimna. Wyszedł z zamku na błonia bez żadnego płaszcza, kurtki, mając tylko bluzę, która i tak wydawała się za cienka. Przechodzący uczniowie wzdrygali się widząc tak ubranego chłopaka, beztrosko zmierzającego na punkt widokowy. Dopiero gdy znalazł się w tamtym miejscu, zrozumiał, że chyba źle zrobił wychodząc. Od ostatniego incydentu z Melanie i nim w roli głównej, skutecznie unikał dziewczyny, ponieważ tak jakby... Nie chciał oberwać w twarz ? Bynajmniej. Z dala dostrzegł ową ślizgonkę, najwyraźniej zmarzniętą. W normalnym wypadku już by do niej leciał i przytulał do siebie, ale po raz kolejny był zmuszony się powstrzymać. Usiadł więc pod jakąś ścianką, przymykając powieki i nasłuchując różnych dźwięków.
Zimno, zimno, zimno, zimno, zimno, zimno, zimno, zimno, zimno, zimno, zimno, powtarzała wciąż w myślach. To nie był dobry sposób na odprężenie. Wychodziła z zamku z myślą, że się odpręży, przewietrzy, oczyści umysł. Nie dało się jednak w ten sposób - zamiast wcielać swój plan relaksu w życie, skupiała się na tym, żeby nie szczękać zębami zbyt głośno. Trzęsła się już tak, że było to widać chyba nawet z daleka. Bezsens. Odwróciła się z zamiarem odejścia w kierunku zamku. Zdążyła postawić dwa chwiejne kroki, gdy zauważyła bardzo nieproszonego gościa. Ostatnią osobę, którą chciała teraz zobaczyć. Zatrzymała się gwałtownie i wytrzeszczyła oczy - siedział w samej bluzie! Co za idiota! Ona zamarza w trzech warstwach, a ten...! Na jego widok zrobiło się jej jeszcze chłodniej. Chciała pozostać niezauważona, ale on chyba i tak już wcześniej ją zauważył. Stanęła więc w miejscu, zdolna tylko gapić się na niego.
Melanie przypominała mu taką laleczkę. Jej porcelanowa, delikatna skóra stwarzała pozory słodkiej dziewczynki, nie mającej nic wspólnego z arogancją, egoizmem. Podczas gdy patrzyła prosto na Constantine `a, ten po prostu uśmiechnął się szalbierczo, wiedząc, że stoi naprzeciwko. Leniwie otworzył więc oczy, doskonale zdając sobie sprawę z tego, że ciemnowłosa jest w niemałym szoku. Powód ? Jego ubiór. - Jeśli nie chcesz zamarznąć, to radzę ci stąd uciekać - powiadomił ją z teatralną troską w głosie, robiąc jej na złość i podwijając rękawy bluzy. Najwyżej się trochę pochoruje, a to nic mu nie zaszkodzi. Zero lekcji, zero irytujących, a zarazem infantylnych osób, oraz zero jakiegokolwiek przymusu. Pięknie. A tak z innego worka, to chłopak zastanawiał się czemu podczas ostatniego pocałunku droga Melanie go odwzajemniła. Czyżby skrycie się w nim podkochiwała ? Oczywiście rozważał taką możliwość, ale bardzo skutecznie odganiał się do tej jakże niedorzecznej myśli.
Zmrużyła oczy, widząc ten jego sztuczny uśmieszek. O tak, dobrze wiedział, ze tu jest. Dobrze wiedział też, że zamarza! Gdyby był normalnym chłopakiem, mógłby jej pożyczyć kurtkę, ale... on nawet nie miał kurtki. Gdy otworzył oczy, mógł podziwiać złośliwy grymas dziewczyny w pełnej krasie, którego efekt troszeczkę psuło szczękanie zębami, ale tylko troszeczkę. - B-bo co? - zapytała uprzejmie, mrugając niewinnie oczami. - Jesteś n-nowym wcieleniem królowej l-lodu? Z dystansem patrzyła, jak podciąga rękawy. Zimno! Objęła się rękami, aby chociaż trochę się rozgrzać, ale nie dało to pożądanego efektu.
Niestety, Kostek nie był normalnym chłopakiem. Patrzył na świat z pewną dawką dystansu i racjonalizmu, toteż takie warunki pomagały mu przetrwać w normalnym świecie. - Bo nic. Ale jeśli nie chcesz zamarznąć, to radziłbym wrócić do zamku, lub podejść do mnie i się przytulić - odparł najwyraźniej poważnie, unosząc obie dłoni ku niebu jak mugolski ksiądz. A co do królowej lodu... Oj, on był KRÓLOWCEM. Zaśmiał się pod nosem na to stwierdzenie, zaraz jednak nie wytrzymując i odwijając rękawy swojej bluzy. Cóż, nie było jednak tak ciepło jak przedtem... - Jestem pewien, że nikt nie przyjdzie tu w taką pogodę. No chodź - mruknął zaczepnie, zachęcając ją do uścisku. Powiedział to w taki sposób, jakby naprawdę uważał, że dziewczyna nawet przez chwilę się nie zawaha. Prawdę mówiąc powstrzymywał się od wybuchnięcia śmiechem w oczekiwaniu na jej reakcję.
Och, czego on się spodziewa? Że zaśmieje się ironicznie? Odwróci się na pięcie i odejdzie? Zwyzywa go od kretynów? Cóż... Melanie nie znosiła być przewidywalna - to chyba było najgorsze, co mogła usłyszeć od kogoś, największa obelga. Wolała być uważana za jedną wielką zagadkę, po której nie wiadomo czego się spodziewać. - Skoro tak mówisz! - żachnęła się więc i podeszła do niego. Spojrzała na niego wyzywająco, gdy usiadła obok niego i objęła go ramionami. Chciało jej się śmiać z absurdu tej sytuacji. Niedawno całowała się ze swoim wrogiem, teraz się do niego dobrowolnie przytula. Nawet jej nie zaskakiwał, tak jak wtedy, w lesie, sama się na to zgodziła. Ale niech nie myśli sobie, że ją ujarzmił, że stała się potulna jak baranek! O nie, to się jeszcze nie stało!
Zdziwił się, że ta królowa śniegu nie odwarknęła, a jedynie uświadomiła chłopaka o tym, że jest niesamowicie nieprzewidywalna. Nie był pewny, czy Melanie nie podchodzi do niego w celu wzięcia zamachu i przywalenia mu w twarz, jednak gdy objęła go ramionami, zrobiło mu się jeszcze cieplej niż było. - No, no, no. Wiedziałem, że wolisz mnie od zamku - uśmiechnął się tym razem szczerze, odruchowo kładąc dłonie na jej plecach, żeby bez problemu móc ją do siebie przygarnąć. Traktował ją niesamowicie delikatnie, bo wciąż miał wrażenie, że obok mieści się coś bardzo kruchego. Jeden zbyt mocny ruch i rozwali się na miliony maleńkich kawałeczków. W rzeczywistości było jednak inaczej, więc popatrzył najpierw na dziewczynę, później kierując swój wzrok na pobliską ścianę.
No ba, że się zdziwił! Melanie uwielbiała działać tak na ludzi. Aż uśmiechnęła się filuternie pod nosem, zadowolona z siebie. Oparła głowę na jego torsie. Musiała przyznać, że kuracja ogrzewająca działała - od razu zrobiło się jej cieplej, stopniowo przestawała drżeć. Oparła więc głowę na jego torsie, jeszcze mocniej do niego przylegając. - Jestem tylko kobietą! - powiedziała w jego koszulkę, na tyle głośno, by usłyszał. Dziwnie się czuła - właśnie ten Constantine Brown, ten sam, z którym prowadziła wojny od samego początku ich znajomości, ogrzewał ją ciepłem własnego ciała. W dodatku przed chwilą Melanie zażartowała, i to wcale nie z niego, tylko z siebie! Widocznie mróz poprzewracał jej w głowie. Ale ważne, że było ciepło. Melanie odetchnęła głęboko. Ładnie pachnie, pomyślała o Constntinie i nawet zapomniała skarcić się za to w myślach.
Słysząc marne usprawiedliwienie, zaśmiał się czymś w rodzaju pomruku, następnie obserwując jak wtula się wygodnie w jego tors. Niewątpliwie było to bardzo przyjemne, przez co różnorodne uczucia zaczęły się kumulować w Constantinie. - Ale wymówka ! Dobre sobie - powiedział rozbawiony, unosząc delikatnie dłoń. Ni stąd ni zowąd przesunął opuszkami palców po jej szyi, badając fakturę skóry z lekkim uśmiechem. Zaraz jednak opamiętał się, usadawiając ciekawską rączkę z powrotem na plecach dziewczyny, żeby najpierw zauważyć reakcję na to co przed chwilą zrobił. Jeśli Melanie będzie się to podobać, to dalej pozwoli sobie na odkrywcze odyseje po karku, ot co. Póki co skutecznie zatrzymywał ciepło przy ciele brunetki. Ta bliskość stawała się na tyle chora, że Constantine `owi zaczęło się to naprawdę podobać.
Czuła się bardzo, ale to bardzo dziwnie, czując, jak Constantine śmieje się krótko. Jednocześnie było to bardzo przyjemne doświadczenie. Gdy nagle poczuła jego dotyk na swojej szyi, mimowolnie zadrżała, tym razem wcale nie z zimna - och, nie. Była zaskoczona swoją reakcją, dokładnie tak, jak wtedy w lesie, gdy odwzajemniła jego pocałunek. Sądziła, ze tym razem jest przygotowana na taką ewentualność, ale myliła się - ciało przestało współpracować z jej umysłem. Rozluźniła się w jego ramionach, przymykając z przyjemności oczy, gdy gładził jej szyję. Mruknęła niezadowolona, gdy zabrał rękę. Chryste panie, co się z nią dzieje! Czuła się niesamowicie dobrze, na miejscu, przytulona do niego, a jednocześnie jej świadomość, stłumiona podświadomością, próbowała z powrotem przejąć kontrolę nad Melanie. Domagała się odepchnięcia go, przywalenia mu, ucieczki, ale była zbyt słąba, by tego dokonać.
Szczerze mówiąc to już nawet by się nie zdziwił gdyby miał oberwać od Melanie za to co właśnie się działo. Poza tym... Przecież to ona chciała się przytulić. Najnormalniej w świecie zachciało mu się badać fakturę jej skóry, a to wiązało się przecież z bliskością. Constantine nie mógł powstrzymać szerokiego uśmiechu gdy tylko zabrał rękę, a Mel wydała z siebie niezadowolony pomruk, mówiący ' jak miałeś serce przerwać ?! '. A żeby królowa lodu dalej się nie czepiała, przeniósł opuszki palców z powrotem na kark ślizgonki, przejeżdżając nimi w stronę włosów, by po chwili wtopić w nich trochę swojej dłoni. Brunet był strasznym kobieciarzem i powiedzmy sobie szczerze - przyjąłby w swoje ramiona każdą kobietę. Aktualna właśnie starała się odzyskać panowanie nad sobą, jednak wyraźnie to nie wychodziło. Zaraz pewnie zacznie mruczeć jak rasowa kotka, zadowolona z głaskania, bądź drapania. Wkrótce popatrzył na Melanie z zastanowieniem, wewnętrznie domagając się wytłumaczenia z jej strony.
Boże święty, Melanie, opanuj się. Rozkaz został zignorowany nawet bez dłuższego rozpatrywania takiej możliwości. Poczuła przyjemny dreszcz, gdy znów dotknął jej skóry na karku. Zdawał się być trochę rozbawiony, ale czy Melanie się przejęła? W kontaktach z mężczyznami była raczej egoistyczna. Uniosła trochę głowę i teraz tkwiła z twarzą w jego szyi. Przełknęła ślinę. Za każdym razem, gdy pobierała powietrze, czuła jego zapach. Wspaniały zapach. Zapach jak narkotyk. Przez myśl przeszło jej, że pewnie wiele kobiet zwabił już na niego, nie byłą pierwsza, nie będzie też ostatnia. Z tego, co wiedziała, Constantine miał powodzenie u kobiet. - To strasznie głupie – powiedziała, ale nie odsunęła się – wręcz przeciwnie, jedną rękę przesunęła z jego pleców na brzuch, a potem wyżej, by położyć ją w okolicach jego obojczyka. Kiedyś było jej zimno? Teraz było wręcz gorąco.
Niestety nie dane mu było poczuć ogarniające ją ciepło. Sam już nie wiedział co takowe wytwarza w jego przypadku - obecność ślizgonki czy jego organizm zwyczajnie nie potrafił "dobrać" sobie odpowiedniej temperatury. - Głupie nie zawsze oznacza gorsze - powiedział cicho, bo nie widział potrzeby wysławiania się w sposób głośny, skoro była tuż przy nim. Wzrokiem podążył za dłonią Melanie, która zsuwała się pewną ścieżką, zaczynając od pleców, a zmierzając w kierunku brzucha i obojczyka. Nie był w stanie opanować fali dreszczy, przemieszczających się niedaleko kręgosłupa, sprawiając, że Constantine pozostał w niemałym osłupieniu. Było gorąco ? W takim razie miało się zrobić o wiele, wiele cieplej, ponieważ chłopak nie do końca świadomie zbliżył się do ciemnowłosej, dotykając jej ust swoimi, żeby zaraz złożyć na nich wyjątkowo delikatny, czuły pocałunek. Pewnie zaraz da mu w twarz ! Pożar, pożaaaar !
Och, nie, nie oznacza. Melanie nie wypowiedziała tej myśli głośno. Po trochu dla tego, że było to zupełnie oczywiste i nie potrzebowało potwierdzenia, po trochu dlatego, że stwierdziła, że już za wiele razy pokazała mu, jak bardzo jej się podoba sytuacja, w której się znaleźli. Z cały czas zamkniętymi oczami przesunęła drugą dłoń na jego kark. Było jej dobrze. Zwyczajnie dobrze. Chyba nigdy z nikim nie czuła takiej bliskości - zazwyczaj odczuwała jedynie szał pożądania. A teraz... Westchnęła mimowolnie, gdy ją pocałował, wywołując burzę zmysłów. Uderzyła ją czułość tego pocałunku. Nie znała takiej. Zdawało jej się, że nie potrafi jej odwzajemnić, była zbyt odległą jej wyobraźni rzeczą, jednak spróbowała, oddając chłopakowi pocałunek. Co się ze mną dzieje?, powtarzała cały czas w myślach. Co jest w nim takiego, że tak się zachowuję? Gdzie podziewa się przy nim zwykłą Melanie? Mimo wszystko nie tęskniła za nią.
Kiedy tylko dziewczyna odwzajemniła pocałunek, przestał mieć wątpliwości - ona naprawdę coś do niego czuła. Po przemyśleniu sobie tego wszystkiego, co trwało zaledwie kilkanaście sekund, odsunął nieco swoją twarz, patrząc dziewczynie prosto w oczy. - Nie żebym miał coś przeciwko, ale... To chyba nie ten scenariusz - zaśmiał się cicho. Dopiero co byli wrogami, a teraz obściskują się w punkcie widokowym, bo podobno jakoś tak zimno się zrobiło. O zgrozo, co się z nimi działo ? Pewny sobie chłopak zaczął się wahać nad swoimi uczuciami ! Zdecydowanie chciałby teraz opuścić Melanie, ale z drugiej strony nie mógł zostawić jej tutaj na mrozie. Byłoby to co najmniej nie na miejscu, więc ewentualnie powinien odprowadzić ją do zamku. - Wracamy ? - spytał, przyciągając ją do siebie i przytulając, czemu oczywiście towarzyszył Brownowy uśmieszek.
Przerwanie pocałunku podziałało na nią jak kubeł zimnej wody. Nie, stara Melanie nie wróciła, jedynie przyszła jej trzecia wersja - ta niepewna. Z lekko rozchylonymi wargami patrzyła w oczy Constantine'a pustym wzrokiem. - T-tak, zdecydowanie... nie ten - przytaknęła mu i odwróciła wzrok, speszona nie tyle tą sytuacją, co faktem, że zaczęła się jąkać - ona! Przez chwilę pozostała w bezruchu, dając mu przyciągnąć się do siebie, chociaż było jasne, że kontynuacji nie będzie i po prostu głupio mu tak ją zostawić. - Nie... - mruknęła. Poczuła iskrę. O tak, wracała stara Melanie, ta, która nienawidziła gryfona. - Nie, to też nie należy do scenariusza - powiedziała spokojnie, wyszarpując się z objęć chłopaka. Momentalnie zrobiło jej się zimno, gdy odskoczyła od niego, podrywając się na równe nogi. Ta Mel, która ukazała się przed chwilą, zapragnęła wrócić i przytulić się z powrotem, kazać mu kontynuować to, co zaczęli, ale był to zbyt słaby głos. - Sądzę, że... - chciała powiedzieć, że powinni się od siebie odciąć, może zapomnieć o ty, co się zdarzyło, ale w ostatniej chwili zmieniła zdanie. - Sądzę, że jesteś strasznym palantem. Z tymi słowami odwróciła się gwałtownie, nie chcąc więcej patrzeć na chłopaka, bojąc się, że mogłaby go uderzyć, lub, co gorsza, przeprosić i zaproponować wspólny powrót do zamku. Przełknęła ślinę i zaczęła oddalać się szybkim, coraz szybszym krokiem, który po jakichś pięciu metrach stał się już biegiem.