Skryte za lasem miejsce, do którego jest bardzo trudne dojście – tylko nielicznym udaje się odnaleźć to magiczne jezioro. Zbiornik przez cały rok jest pokryte spękanym lodem. Przy brzegu znajdują się większe kry, natomiast im dalej w stronę środka, tym mniej dryfujących bryłek lodu.
UWAGA: Aby wejść, obowiązkowo należy rzucić kostką w pierwszym poście. Nieparzysta – udaje Ci się wejść, parzysta – niestety nie udaje Ci się wejść. Jeśli już raz odkryjesz lokację możesz odwiedzać ją bez ponownego rzucania kością. Zezwala się zdradzić lokalizację tematu dwóm osobom towarzyszącym.
Przechodziła się między regałami w nie wiedząc czego w zasadzie sama w sklepie szukała. Przystanęła przy jednej z półek, biorąc w dłoń dziwnie magicznie wyglądający przedmiot, którego natury nawet nie potrafiła zidentyfikować. Nawet ona. Cofnęła się więc kilka kroków, próbując ogarnąć spojrzeniem całą przestrzeń wokół siebie i dział w jakim się znajdowała. Nic nie wydawało jej się pomocne. Zerknęła w kierunku lady, ale za nią nie dostrzegła znanej sobie twarzy White’a. Oparła się więc biodrem o drewnianą biblioteczkę, splatając ręce na piersi i przechyliła z zainteresowaniem głowę w bok, obserwując wskazówki zegara. O tej godzinie już dawno powinien się zjawić. Bez jego niezłomnej pomocy widać tonęła w sklepie gorzej niż w wykopaliskach. Postanowiła na niego zaczekać. I jeśli to nie los przywołał go w kierunku jego miejsca pracy to na pewno była to Irina, która z uśmiechem na ustach obserwowała mężczyznę, kiedy zjawił się przy witrynie sklepu. Zamachała mu beztrosko, podchodząc krok w kierunku szyby. Wyraźnie jednak wpatrywanie się w swoje odbicie w szkle było dla niego bardziej pasjonującym zajęciem, skoro jej nie dostrzegł. Przystanęła w miejscu z rozbawieniem obserwując emocje, które gościły teraz na jego twarzy. Zaśmiała się w glos, skupiając na sobie uwagę sprzedawczyni sklepu, ale na nieszczęście, nie Damona. On już gnał w jakimś kierunku przez miasto. Ruszyła za nim, zapominając o przedmiocie jaki trzymała cały czas w ręce. Przypomniała jej o nim sprzedawczyni, zamykając przed kobietą raptownie drzwi. — Ojej, to przypadkiem. Do widzenia! — Irina odrzuciła nieznajomej produkt i skinęła jej głową chwilę przed tym, jak wybiegła ze sklepu, podążając śladami White’a. Zniknął jej gdzieś daleko. Widziała tylko jego plecy umykające w jedną z ulic. Tam ruszyła. Umykał jej jak cień, zawsze widziała go w ostatnim momencie, niczym w filmach grozy, naiwnie idąc za nim. W ten sposób trafiła do lasu. W nim nie radziła sobie tak świetnie jak mężczyzna. Zgubiła kilka razy ścieżkę, zabłądziła może jeszcze więcej razy niż zeszła z drogi, nie licząc gałęzi, które uderzyły ją w twarz, ani zwierząt na które natknęła się po drodze, w końcu po wielkich perypetiach udało jej się trafić… do nikąd. Rozejrzała się wokół szukając jakiegoś punktu zaczepienia. W końcu zdała się na instynkt. Weszła w najgęściejsze chaszcze, wyciągając swoją różdżkę. Próbowała nią wyforsować sobie drogę. Nie było lepszego określenia niż to, bo zamiast uchylić na bok kilka gałęzi, zwaliła całe drzewo, odskakując przed nim w bok. — Ojej! Przepraszam! — okrzyknęła do roślinki, klepiąc ją po korze, jakby pocieszała żyjącą istotę. — Naprawdę nie chciałam — i dla bezpieczeństwa schowała różdżkę do kieszeni spodni. Nie zauważyła tylko istotnej rzeczy. Zwalając drzewo, poruszyła norę zwierząt jakie chowały się w norze pod nim. Kilka warczących na nią małych kotów, wyskoczyło z pod ziemi, ścigając ją długi czas. W momencie, w którym wybiegła z krzaków prosto na jakieś jezioro, wpadając do niego z pluskiem, wybuchła gromkim śmiechem. Szczególnie, że jej oczom już chwilę potem ukazał się poszukiwany Damon. — To była długa przeprawa do Ciebie — zauważyła ignorując przenikający ją od wody chłód. Zanurzyła się w wodzie obserwując bystrymi tęczówkami mężczyznę i odpłynęła kawałek do tyłu, nie spuszczając z niego spojrzenia. Zachowywała się dość ostrożnie. — Radziłabym Ci wejść do wody, Damon. — skinęła głową na warczące za nim kuguchary, wyraźnie znajdujące sobie w ich dwójce wroga. Udomowione nie sprawiają problemów, wyglądają prawie jak koty, ale dzikie i przestraszone, w tym momencie przypominały bardziej rozwścieczone małe lwy. — Zgaduję, że się jej boją.
Cicho wszędzie. Głucho wszędzie. Co to będzie, co to będzie? Walka na śmierć i życie. Czy jesteś w stanie w nią zagrać? Teraz nie ma odwrotu. Poznałeś tajemnicę Klubu Theri. Nie możesz się już wycofać, skoro zrobiłeś ten pierwszy krok. Albo przyjdziesz i będziesz grać, albo będziesz zwykłym siusiumajtkiem i uciekniesz w popłochu, ściągając na siebie klątwę. To od Ciebie zależy, którą drogą pójdziesz. Miej się na baczności. Cisza panująca przy jeziorze jest wręcz odurzająca. Czujesz chłód bijący od zmartwiałej wody, który z łatwością przenika odzienie, jakie masz na sobie. Na brzegu jeziora stoją eliksiry, po jednym dla każdej osoby. Tak samo jak magiczne notatniki mówiące o tym, którego zaklęcia użyć (musisz posiłkować się spisem zaklęć). W pewnym oddaleniu od wody znajduje się ślad na ziemi, sugerujący wypalenie, a na samym środku jest ona. Gra. Przeklęta Plansza. Niestety, ale chyba musicie siedzieć na ziemi. Rzuć kostkami i przekonaj się, co się za moment stanie. Na pewno nic miłego, to mogę zagwarantować. Powodzenia!
Kto pierwszy PRZEKROCZY linię mety - wygrywa. Zasady są tu. Pięć dni niepisania posta skutkuje dyskwalifikacją i klątwą. Liczy się kolejność. W sensie, kto pierwszy, ten lepszy, ale potem musicie się już trzymać wytworzonej kolejki.
Nad jeziorem lądujesz z dwójką Hogwartczyków. Nie znasz żadnego z nich, chociaż mogłabyś przysiąc, że skośnooki blondyn towarzyszył podczas balu Carterowi. Posyłasz im krótkie spojrzenie, po czym podnosisz kartkę z notatkami oraz eliksir i decydujesz się na rzut kością. Przenikliwy chłód bijący z zamarzniętej tafli paraliżuje twoje ciało, pomimo tego, iż wydawało ci się, iż ubrałaś się odpowiednio ciepło. Pionek dociera na piąte pole, a na reakcję planszy nie musisz długo czekać - z ziemi wyrastają diabelskie sidła, oplatając powoli wasze kończyny. Wszystko wydarzyło się w ułamku sekundy - nim zdążyłaś zareagować, pnącza wytrąciły ci różdżkę z dłoni, a po chwili przeszył ją potworny ból. Twój krzyk rozdarł grobową ciszę panującą wokół jeziora. Łzy cisnęły ci się do oczu, jednak nie zamierzałaś poddać się tak szybko - tętno przyspieszyło, a ty zacisnęłaś mocno zęby i póki jeszcze mogłaś oddychać, sięgnęłaś po wytrąconą różdżkę. - Incendio - zgodnie z podpowiedzią wystrzeliwujesz z jej końca płomień, który niweluje działanie zabójczej rośliny. Z głośnym oddechem, jakby z trudem łapiąc powietrze, opadłaś na kolana, licząc się z tym, iż nie będzie to najłatwiejsza rozgrywka. Ale tego właśnie potrzebowałaś, prawda? Ból przeszywający twoją rękę jest nieprzyjemny, ale jeszcze nie na tyle, byś zdecydowała się wypić eliksir.
Uhuhu, Theria, zła i niedobra gra w którą znów postanowiła zagrać. Nie ma to jak być w niebezpieczeństwie w towarzystwie obcych ludzi, również tym razem nie liczyła na to, że zagra z kimś kogo zna. Nie wiedziała także jak będą reagować inni na to co właśnie przeżyjesz, obojętność czy pomoc? No nic, chociaż miejsce było dla niej idealne, nie musiała się ubierać jakoś szczególnie ciepło, w końcu lubiła takie klimaty. Gra w tym miejscu była jedną z najlepszych opcji, poza tym to zawsze jakaś odmiana, w końcu ostatnio grała w pomieszczeniu. Będąc już we trójkę na miejscu rozejrzała się, nie znała ich, przez chwilę czekała czy może ktoś będzie miał zamiar się przedstawić, ale ta chwila nie nadeszła. No dobrze, grajmy więc, najwyżej w chwili słabości będą mówić do siebie ej ty. Wiedząc już o co w tym wszystkim chodzi pozwoliła na to, aby do nieznajoma dziewczyna zaczęła grę. Z odległości kilku metrów obserwowała jak sobie radzi, a poradziła sobie dobrze, uśmiechnęła się wiedząc, że nadeszła jej kolej. Rzuciła kością, dwunastka, żeby tylko wygrana nie przyszła tak szybko jak w tamtym roku. Mimo tego, że miała okazję w to grać, nie wiedziała co oznacza jej pole, małpy yup? Wyskoczą na nią i będę próbowały terroryzować? Nie, niestety to nie to. Chociaż... sama nie wiedziała co woli, być zaatakowana przez zwierzęta czy być tak samo włochata jak one. Obu rzeczy już doświadczyła z okazji swojego tygryskowania, w sumie zawsze mogło być gorzej, spojrzała na koleżankę, tak zawsze mogły ją chcieć zeżreć jakieś dzikie chwasty. Wracając, włosy na jej ciele zaczęły dziko rosnąć, mimo obojętności na ten efekt i tak próbowała go powstrzymać, bez skutku, została włochatą kulką. To zdecydowanie utrudni jej dalszą grę, co chwile musiała ogarniać te wszystkie kłaki. - Ja pierdole - mruknęła siadając na brzegu - Zostałam Chewbaccą, zajebiście, zawsze chciałam - zaśmiała się szczerze mówiąc w lekkiej bezsilności. Co jeszcze? Zostanie balonem i pofrunie do gwiazd?
Tego dnia na dworze było dość zimno i nawet jego ulubiona puchowa kamizelka nie była w stanie zapewnić Sethowi odpowiedniego ciepła. Był co prawda przyzwyczajony do kapryśnej pogody panującej w Wielkiej Brytanii w końcu od lat tu mieszkał, ale żeby było aż tak zimno? Jeszcze miejsce spotkania jego grupy było trochę niepokojące (przynajmniej według Quinna), nie lubił takiej martwej, lodowatej ciszy. Co innego cisza na łące albo w parku, nawet o tej porze roku. Zawsze jakoś tak... Inaczej, jakby cieplej. Na miejscu zobaczył już swoje towarzyszki do gry na co na jego twarz wystąpił delikatny uśmiech. Zajął swoje miejsce na zimnej, twardej ziemi i przez chwilę tylko wyczekująco patrzył na dziewczyny, tą która pierwsza rzuciła kostkami widział na balu, to jej suknia płonęła. Dobrze, że nic jej nie jest. Po tym rzucie z ziemi zaczęły wyrastać diabelskie sidła które od razu oplotły ich ciała, jednak Amerykanka po chwili dała sobie z nimi radę niestety przypłacając zdrowiem, coś stało się z jej ręką. Natomiast Ślizgonka po swoim rzucie obrosła włosami. Nadeszła jego kolej. Rzucił. Ósemka. I jak na zawołanie u ich stóp zaczęły wyrastać jadowite tentakule, jednak chłopak nie wpadł w panikę. Spokojnie wstał, wycelował w rośliny. Incendio. Udało się, tentakule obumarły. Z powrotem usiadł na swoim miejscu. - Może... - zaczął, trochę nieśmiało. W końcu do tej pory panowała trochę niezręczna cisza między ich trójką. - Może się sobie przedstawmy... Seth jestem - dokończył, kolejny raz posyłając dziewczynom delikatny uśmiech.
Cóż za brak uprzejmości z twojej strony – ale rozgrywka tak bardzo zaprzątnęła twoje myśli, iż zupełnie zapomniałaś o pozostałych, biorących w niej udział. Przecież nie mogłaś zignorować innych – nawet, jeśli byli tylko Hogwartczykami. Przecież w przeciwieństwie do pozostałych Salemczykw nie byłaś do nich nastawiona antagonistycznie, a przynajmniej chiałaś w to wierzyć. Nietrudno było skojarzyć obecnego Krukona z chłopakiem, który dotrzymywał towarzystwa Carterowi podczas balu, zwłaszcza, że Winnie i Cy skutecznie zwrócili na niego twoją uwagę. Widząc Ślizgonkę oblaną eliksirem nie mogłaś powstrzymać śmiechu, choć ten szybko przeszedł w jęk, wywołany silnym przeszyciem bólu w ręce. Eliksir uzdrawiający cię kusił, prawda? - Jak to możliwe, że należysz do domu, którego członkowie chełpią się czystą krwią, a znasz mugolskie filmy? – twój ton głosu, choć rozbawiony, leżał na antypodach ironii. Z resztą musiała być odznaczać się silną hipokryzją, by drwić z dziewczyny, samej znając klasyki mugolskiego kina. – Towarzyszyłeś mojemu kuzynowi podczas balu, Seth – stwierdzasz, celowo nie wspominając nic o jego atrakcjach. – Ceres – przedstawiasz się krótko. – Choć jestem chyba na przegranej pozycji, skoro nie noszę na piersi godła Hogwartu – drwisz z samej siebie. Seth jako jedyny nie ponosi porażki, po czym przychodzi kolej na ciebie. Podejmujesz się rzutu, a pionek trafia na czternaste pole. Początkowo nic się nie dzieje, a po chwili słyszysz wybuch. Podskakujesz w miejscu, ale ze zdziwieniem stwierdzasz, że to tylko sklątka i w zasadzie nic szczególnego się nie wydarzyło.
Bycie Chewbacca grając przy lodowym jeziorze miałoby jakieś zalety, gdyby nie to, że teraz było jej po prostu za ciepło. Najpewniej innym by to pasowało, ale Juls to Juls. Teraz tylko poczekać aż coś zacznie ją atakować i śmiech na sali gwarantowany. Miotająca się jak szatan włochata kulka, no nic trzeba było szybko wygrać, żeby pozbyć się tego zła, to nawet jej wychodziło. Chociaż w tym miała trochę szcześcia. - Julia - przedstawiła się także uśmiechając się lekko, czego najpewniej i tak nie było widać z powodu wspaniałego eliksiru. Waa, weźcie to, czemu nie zaatakowała ją jakaś wściekła zielenina? Wolalaby ogarniać jakąś ranę, do tego była przyzwyczajona, bycie włochatym w formie człowieka w ogóle jej nie odpowiadało. - Kwestia wychowania. Nie jestem typową Ślizgonką - wytłumaczyła najkrócej jak się dało, to nie był czas na opowiadanie o swoim dzieciństwie, z resztą dopiero co się poznali - Salem jest spoko - dodała tuż przed swoim rzutem. Czemu tak myślała? Trochę już wiedziała i domyślała się, że pojawienie się tych wszystkich dziwnych przedmiotów to ich zasługa. Sama miała jeden z nich, no ey w końcu przed przyjazdem nikt o nich nie słyszał. Mistrz detektyw, super Sherlock. Co do rzutu, jakby to... znów dostała eliksirem, mało zabawne. Tym razem był to ten postarzający, nosz kuuuurczaczek. Nie, nie była poirytowana, była wkurwiona, co podsumowała mruczeniem pod nosem przekleństwami w swoim ojczystym języku. Oczywiście znów się nie obroniła, takim sposobem jest... starą Chewbaccą. Jak teraz miała ogarniać życie i się bronić? Koniec gry plox.
- Naprawdę? - zdziwił się, słysząc odpowiedź Ceres. Z chłopakiem nie poruszał tematów rodzinnych, poza tym jak dla niego nie byli do siebie na tyle podobni, żeby mógł cokolwiek stwierdzić. Swoją drogą ciekawiło go to, dlaczego pogoda podczas balu tak diametralnie się zmieniała i przez chwilę miał ochotę zapytać blondynkę czy wie coś więcej na ten temat, ale ostatecznie się z tym wstrzymał. Po co do tego wracać? Cierpliwie czekał na swoją kolej. Sklątka u Ceres, eliksir postarzający dla nietypowej Ślizgonki, Julii. - Ja tam nie wiem, jakim Krukonem jestem - mruknął bardziej do siebie niż do dziewczyn. - Tak czy inaczej, Ceres, nie uważam żebyś była na przegranej pozycji. Zauważył że Julia znacznie się postarzała mimo tego, że jak to powiedziała, stała się Chewbaaccą, cokolwiek miałoby to znaczyć. Z wypowiedzi Amerykanki wywnioskował, że to jakaś mugolska postać, jednak nigdy o niej nie słyszał od swojego dziadka. - Czym właściwie jest Chewbacca? - spytał, rzucając kostkami. Dwanaście oczek. Dwudzieste pole. I pewnie tym razem będzie miał pecha i spotka go to, co Julię. Do końca gry będzie stary. Ale nie. Dostał eliksirem, ale udało mu się, rzucił zaklęcie. Mimo tego postarzał się, tak mniej więcej o jedenaście lat. W sumie ciekawiło go to, jak wygląda.
- Nie wiem, czy rozpoznam cię na korytarzu bez tej czupryny i zmarszczek – śmiejesz się z Julii, zastanawiając się, gdzie to całe napięcie, które powinno towarzyszyć wam podczas gry. Kostki ci nie sprzyjają. Kiedy Seth i Julia już zdążyli znaleźć się na polu dwudziestym, ty ledwo je przekroczyłaś, przeganiając ich o jedno pole. Dziwi cię to, iż oboje wydają się być przyjaźnie nastawieni do przyjezdnych – i chyba za bardzo się skupiasz na twej dwójce, bo nagle zaskakuje cię chmara żądlibąków, które – nim udaje ci się je odgonić – dopadają cię swoimi żądłami. Już po chwili zaczynasz lewitować, co w porównaniu z bólem w ręce nie jest aż takie złe. Może rzucając kostkami z powietrza będziesz miała do nich większe szczęście. - Zmyślony przez mugoli yeti o brązowym futrze, który lata po galaktyce w zamknięty w takiej puszcze i ma żelazną różdżkę – odpowiedziałaś Quinnowi. Mniej więcej tyle zrozumiałaś z tego filmu. Lubiłaś chodzić do kina, choć często było ono dla ciebie abstrakcyjne i niepojęte – zupełnie jednak ci to nie przeszkadzało. Ruchomy, ale płaski obraz połączony z dźwiękiem napawał cię euforią i skłaniał do refleksji nad tym, jakim cudem ludzie potrafiią zrobić coś takiego bez magii.
Kostki: nie pamiętam, ale lądowałam na 21 i miałam nieparzystą xD
- Najwyżej cie zaczepie i przedstawie się jako podstarzała Chewbacca z Therii - odpowiedziała dość poważnym tonem, jednak potem także się zaśmiała. Rzeczywiście, atmosfera była nieco inna, nie do końca pamiętała poprzednią rozgrywkę, ale chyba było podobnie. Jakoś tak mimo tych wszystkich urazów uczestnicy nie bardzo przejmowali się co się z nimi dzieje, przecież wiedzieli na co się piszą, no przynajmniej ona wiedziała. Nie spodziewała się jednak, że będzie wyglądać tak jak teraz, nie było to nic poważnego, a i tak czuła się z tym trochę źle. Czy przez całą grę będą się jej trafiać takie śmieszne pola? No jak to tak to Theria bez urazów, smuteczek. - Episkey - rzuciła zaklęciem w Ceres licząc na to, że choć trochę jej pomoże, jej pomogłaby jedynie... golarka? No i krem przeciwzmarszczkowy, chyba były też na to jakieś zaklęcia jednak ich akurat nie pamiętała. Czemu akurat to lecznice zapamiętała? Heh, stare dzieje, w każdym razie było już nieraz użyte na niej. - Jakoś tak - podsumowała opis yeti zastanawiając się czym jeszcze może dostać. Rzuciła kostką, 28, nagle coś zaczęło świergotać, jakiś wściekły ptaszor postanowił ją prześladować, kurwasz gdzie jest tygrysałke?! Chcąc pozbyć się stalkera zaczęła szukać zwierzęcia, ni cholery - Kurde słyszycie to wściekłe ptaszysko? - zapytała w końcu podczas latania po okolicy, zaprawdę musiała wyglądać wspaniale. Czy już jej odbiło? Zdawało jej się, że go zauważyła, w biegu co chwilę musiała odgarniać wściekłe kłaki przez które miała ograniczoną widoczność. Stanęła na chwilę i wykonała mniej więcej taki gest. Po chwili nagle wskazała palcem w bliżej nieokreślone miejsce i znów rozpoczęła szaleńczy bieg - Nie pytajcie, naprawdę on tam jest, nie odbija mi - podbiegła do drzewa - Avadą ptaszora! - wygłosiła swój okrzyk bojowy, nie do końca ogarniała jak, ale udało jej się pozbyć tego szatana - Boom headshot, w końcu - odetchnęła z ulgą i wróciła do Ceres i Setha. Odcinek z serii jak poznać ludzi i zrazić ich do siebie w ciągu jednej rozgrywki.
Kostki: 6, 2 = 28 pole. Jakaś tam nieparzysta znów.
Zgniłam jak ziemniaczki w piwnicy. Wybacz, musiałam <3
Uważnie przysłuchiwał się wyjaśnieniom Ceres na temat Chewbaki i nie mógł pojąć, jak coś takiego, jeśli dajmy na to jest wielkości Julii albo jeszcze większe może latać gdzieś w przestworzach w puszce. I mieć żelazną różdżkę. Jak, po co i dlaczego? Wielokrotnie widział puszki w supermarketach podczas wycieczek z dziadkiem Azrielem, ale... Jak ktoś wielkości Julii mógłby zmieścić się do puszki tak małej, że bez problemu mógł ją podnieść jedną ręką? Przecież mugole nie znają zaklęć... Zmarszczył brwi, coś mu tu zdecydowanie nie pasowało i postanowił, że spyta dziadka o Chewbaccę, gdy tylko nadarzy się okazja. Tak bardzo pogrążył się w rozmyślaniach, że nawet nie zauważył, co stało się wokół. Amerykanka lewitowała po ugryzieniach żądlibąków, a Ślizgonka szukała jakiegoś ptaszyska... I gdy w końcu go znalazła, przez chwilę się na nią patrzył pustym wzrokiem, wykazującym specyficzny stan w jakim się znajdował. W końcu spojrzał na planszę, wziął kostki, chwilę przetrzymał je w dłoni i rzucił. Widząc wynik jęknął zawiedziony. Naprawdę? Właśnie wtedy przed chłopakiem pojawił się obrzydliwy zielony demon, na którego widok Seth lekko się skulił wychylając do tyłu. Rzucił zaklęcie, jednak najprawdopodobniej coś przekręcił lub źle machnął różdżką, gdyż nie odniosło żadnego skutku. Duch zaczął przez niego przenikać, a jemu robiło się coraz zimniej. W ostatniej chwili udało mu się rzucić zaklęcie dzięki któremu zjawa znikła. Ale ten chłód...
Ej z góry sorki za to, że wpiszę tu kijowego posta, ale właśnie się dowiedziałam, że mam deadline we wtorek i trochę peniam. Cereskę też dopadły ptaszki, a raczej ich świerkanie, pojojczyła na jazgotanie, no ale w końcu załatwiła delikwenta. A jeszcze wcześniej pewnie coś odpowiedziała Julce, nie wiem sama co, ale pewnie coś śmiesznego i pozytywnego, bo w sumie nawet ją polubiła. Nawet ładnie podziękowała za naprawienie ręki. No to teraz Julka wygrywasz!
A ja stroję na 28 i miałam nieparzystą. Przy okazji wygrywam casting na najgorszego posta w swojej karierze. Sorki, serio. Czy ktoś może dać mi bana do wtorku? Bardzo proszę.
Dobra jak już można pisać byle jakie posty to też sobie walne pięć linijek, bo po co dłużej, lel. Zaraz po tym jak jakiś dziwny duch sobie przeleciał i znów ten przeklęty ptaszor prześladował Ceres (a myślała, że go zabiła! Może było ich więcej? Plaga). Chwila, przecież znów go słysząc ponownie rozpoczęła swoje polowanie, tym razem nie sama, udało się? Pewnie obie ześwirowały, wspaniała gra, teraz będzie ją męczyć w koszmarach, będzie biegać po mieszkaniu w poszukiwaniu tego no nie pamiętam jak się nazywał, ptaszora. Chcąc mieć już spokój i może pójść z innymi coś wypić albo cokolwiek, aby się odstresować rzuciła kostką i nawet wygrała. Chyba nie było innej opcji... Ucieszyła się, że nie będzie już tym włochatym starym stworem, tak z tego najbardziej, dopiero potem z wygranej. W końcu to dopiero przepustka do następnego etapu, a wtedy mogło ją trafić coś złego i niedobrego, tak wow. Z kim będzie tam grać? Nie miała pojęcia, tak czy inaczej podziękowała reszcie za wspaniałą rozgrywkę i nie wiem no poszli pić ok?
Wyszło trochę dłużej A poza tym rzuciłam sobie 2 i 2, 32 pole, tia. W końcu wypadła też parzysta w trzeciej kostce... dopiero teraz :lubie: Nie wiem po co rzucałam, nie pytajcie.
Luźne posty, no dobra. Ze strony Setha, jak widać, epicki przegryw, postarzał się o trzydzieści lat i dosłownie otarł się o śmierć. No i, żeby zabawniej było, zatrzymał się na 29 polu, żeby przypadkiem nie wygrać. Bo po co miałby wygrywać i cieszyć się jak durny, że jeszcze trochę sobie pogra. Ale nie, dopiero teraz musiał rzucić jedenastkę. Jakby nie mógł wcześniej! Ale nie. Gdyby meta nie była na 30 polu, byłby teraz na polu czterdziestym. No co za przegrana, eh.
Belphegor po całym tym wywiadzie z obserwatorem nie był pewien, czy między nim a Clarissą wszystko jest tak samo. Od tamtej nocy spędzali ze sobą każdą wolną chwilę, jednak nie każda chwila była wolna. I w jednej z takich chwil trochę się namieszało. Akurat wtedy, kiedy chciał zadać jedno ważne pytanie pannie Grigori. Już nie chodziło o to, żeby dopiec ojcu zmieszaniem się z kimś, kto nie jest w stu procentach czarodziejem. Belphegor czuł, że to własnie z Clarissą chciał spędzić resztę życia, a fakt, że w tym roku skończy studia był dodatkowo na plus. Będzie mógł się zająć zarabianiem, a Rissa spokojnie skończy szkołę i swoje studia. Plan idealny. Chcąc, żeby ta chwila była jak najbardziej romantyczna, gryfon przez wiele dni zwiedzał okolice Hogsmeade w poszukiwaniu odpowiedniego miejsca. Pewnego razu pod postacią wilka trafił na to jezioro. Nie było łatwo dostać się na miejsce, jednak po kilku godzinach szukania, udało się. Raz czy dwa nawet zabrał tu Clarissę nie mogąc wytrzymać, żeby jej pokazać lodowe jezioro. Tym razem spotkanie miało mieć poważniejszy charakter. Chłopak siedząc na skale przed wejściem na teren zbiornika wodnego, obracał w dłoniach pudełeczko, w którym umieszczone były dwie rzeczy. Naszyjnik i pierścionek zaręczynowy. Ciągle myślał tez o słowach wywiadu. Clarissa w ciąży? Przecież by powiedziała... Nie można wierzyć Obserwatorowi...
Clarissa R. Grigori
Wiek : 26
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 170
C. szczególne : Rosyjski akcent, rude długie włosy, przeważnie chodzi ubrudzona farbą
Nie zdziwiło jej miejsce spotkania. Belph wiedział, że lubi przebywać w tamtym miejscu. Uwielbiała wpatrywać się w pływające kawałeczki kry, które nigdy nie topniały. Jednak nie miała zamiaru myśleć teraz o tym. W końcu i tak niedługo je zobaczy. Teraz martwiła się jak i zastanawiała w jaki sposób przyjmie jej słowa. Miała zamiar powiedzieć mu to teraz, skoro miała okazję. Szykując się do wyjścia cały czas śpiewała jedną piosenkę. Musiała przyznać, że poniekąd pasowała do sytuacji. Okryła się szczelniej płaszczem czując jak zimny watr opływa swym podmuchem jej ciało. Mimo iż okrywała się szczelnie nie była w stanie powstrzymać go przed zimnem jakim okrywał jej ciało. Musiała przyznać, iż nie była to najlpesza pogoda na spacer. Przechodząc przez las zastanawiała się jakim cudem pamięta drogę do tego miejsca. Była tu zaledwie raz czy dwa. Może instynkt jej podpowiadał... Wreszcie udało się jej stanąć poza linią lasu. Na początku nie była stanie zauważyć chłopaka gdyż wpatrywała się w iskrzące jezioro. Był to naprawdę piękny widok. Dopiero po chwili zauważyła go siedzącego na skale. Bez wahania podeszła do niego wkładając ręce w kieszeń. - Cześć. - spojrzała na niego stając na przeciw.
Chłopak czekając tak sobie zorientował się, że nie zabrał ze sobą gitary. W końcu była ona obecna przy nim niemalże na każdym kroku, a spotkania z Clarissą bez jego gry jakoś nie zdarzały się zbyt często. Nie mniej, gdy się zdarzały to nie traciły na tym w żaden sposób. W tym przypadku lepiej będzie, jeśli jedyne słowa, które padną z jego ust nie będą śpiewem. Takich rzeczy nie załatwia się piosenkami... Chyba. Może zrobiłby lepsze wrażenie? W tym momencie gryfon zaczął się zastanawiać, a trema ogarniała jego ciało. Kiedy usłyszał w lesie jakiś ruch popatrzył w tamtą stronę chowając pudełeczko do kieszeni. Gdy zobaczył swoją ukochaną uśmiechnął się szeroko. Zdał sobie sprawę, że do tej chwili nie zdobył się na ten gest, gdyż wyczekiwanie i rozmyślanie o przebiegu spotkania zbytnio go pochłonęło. Belphegor wstał rozradowany i podszedł do krukonki nie mogąc oderwać od niej wzroku. Kiedy znalazł się przy dziewczynie zauważył, że nie tylko on jest zdenerwowany. Położył dłonie na jej policzkach tak, by móc je pogładzić kciukami. - Witaj panno Grigori. Przejdziemy nad jezioro? - Zapytał ostrożnie. On sam chciałby mieć to już za sobą, nienawidził czekać. Zanim otrzymał odpowiedź pocałował delikatnie jej usta, przedłużając jak najdłużej, by móc czuć jej wargi na swoich. Patrząc w jej oczy zrobił się nagle bardzo poważny. - Clarisso Roweno Grigori... - Zaczął nie wiedząc co robi. Miał się oświadczyć nad jeziorem, nie na skraju lasu. Chciał tego, więc wystarczyło dokończyć, ale jej zdenerwowanie nie dawało mu spokoju. Gryfon odetchnął zbierając się w sobie. Patrzył na Rissę, aż nie zamknął oczu i ponownie otworzył. Z determinacją popatrzył w te zielone oczy. Sięgnął do kieszeni i klęknął. Planowane zaręczyny nigdy nie wyjdą. Trzeba działaś póki można. - Czy zostaniesz moją żoną? - Zapytał otwierając pudełko i odsłaniając pierścionek i naszyjnik.
Clarissa R. Grigori
Wiek : 26
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 170
C. szczególne : Rosyjski akcent, rude długie włosy, przeważnie chodzi ubrudzona farbą
Nie miała nic przeciwko przejściu się nad jezioro. Wręcz przeciwnie. Czekała na to. Cały czas zastanawiała się jak przekazać mu wiadomość o dziecku. Dopiero, gdy ją pocałował otworzyła szerzej oczy skupiając się na nim. Widziała jak jego mimika zmienia się i staje bardziej... poważny? Chyba tak. Czyżby chciała z nią zerwać i dlatego tak się stresował. Oby nie. Sama nie da sobie rady. Chociaż, z pomocą innych, na pewno by dała. Sama zdenerwowana czekała na to co będzie potem. Słysząc swoje pełne imię spojrzała na niego zdezorientowana. Używał go tylko w wyjątkowych sytuacjach, więc zerwanie zeszło na dalszy plan. Widząc jak klęka zaniemówiła. Czy on miał zamiar... ? Tak, jego kolejne słowa ją w tym utwierdziły. Serce zaczęło jej szybciej bić, a do oczu cisnęły się łzy. Jedyne co w tej chwili przychodziło jej do głowy to... - Tak. - powiedziała, po czy sama padła na kolana przytulając się do niego. Nie mogła w to uwierzyć. Nigdy nie dawał jej powodów aby mogła myśleć, że już zawsze będą razem, choć pragnęła tego z całego serca. I prawdopodobnie, pod wpływem chwili, nachyliła się w stronę jego ucha szepcząc krótkie zdanie, które z pewnością zmieni ich życie na zawsze. Ciekawe tylko czy na lepsze... - Jestem w ciąży. - po wypowiedzenie tego odsunęła się chcąc widzieć jego reakcję na to. Zagryzła niepewnie wargę nie spuszczając jednak z niego swych oczu.
Kiedy usłyszał "tak" całe jego zdenerwowanie odeszło w jednej chwili, a on sam odetchnął z ulgą malującą się na jego twarzy. W momencie gdy chwila ulgi minęła uśmiechnął się szeroko i przytulił do siebie Clarissę wcześniej odkładając biżuterie na ziemię uznając, że i tak nie będzie miał teraz jak założyć pierścionek. Szczęście wypełniło go w całości, a miłość do panny Grigori pragnęła wyjść na zewnątrz i dać znać o sobie całemu światu. On chciał dać o tym znać całemu światu! W końcu, po tylu miesiącach wzdychania do Clarissy, udało mu się wyznać swoje uczucia, a ona je odwzajemniła. Teraz, gdy wyznał jej, że pragnie być już z nią na zawsze, również otrzymał odpowiedź twierdzącą. To było jak sen. Sny jednak się kończą, nawet te najpiękniejsze. Nie w tym przypadku. Kiedy usłyszał, że Clarissa jest w ciąży nie dopuścił do swoich myśli nawet możliwości, że to nie jego dziecko. W tym momencie nie myślał nawet o tym, czy sobie z tym poradzą. Wiedział, że dadzą radę. Musiał tylko znaleźć jakiś sposób na zarobek i wszystko będzie w porządku. Popatrzył się w oczy Clarissy i brak jakiegokolwiek znaku zmartwienia na jego twarzy powinien już być odpowiedzią. Mimo to chłopak odezwał się: - Wychowamy je razem, bez względu na wszystko. Będę je kochał tak mocno, jak kocham Ciebie. - Wypowiadając te słowa czuł, że nie wytrzyma ze szczęścia. Przybliżył się do krukonki i pocałował ją przeciągle. Nie miał zamiaru się od niej odrywać, jednak chciał jeszcze coś powiedzieć. - Jeśli jeszcze kiedykolwiek sprawię Ci czymkolwiek przykrość, śmiało możesz mnie zamienić w prosiaka lub wymierzyć inną karę. Jednak obiecuję, że postaram się omijać podobnych sytuacji. Będe dążył do tego, żebyś była szczęśliwa i niczego nie żałowała.
Clarissa R. Grigori
Wiek : 26
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 170
C. szczególne : Rosyjski akcent, rude długie włosy, przeważnie chodzi ubrudzona farbą
Słysząc jego słowa po jej policzku poleciało kilka łez. Oczywiście ze szczęścia. Jeśli śniła to nie chciała się już budzić. Tak bardzo się bała, że zacznie na nią krzyczeć, wyzywać od najgorszych i wmawiać, że nie jest to jego dziecko. Ale jak nie mogło być skoro tylko z nim spała... Teraz mogła odetchnąć z ulgą i całkowicie przestać się stresować. Tylko, czy to wszystko nie działo się za szybko? Najpierw pojawiło się w jej życiu dziecko, a teraz zgodziła się wyjść za Belphegora... Miała przecież zaledwie osiemnaście lat. Co ona mogła wiedzieć o życiu? Właśnie wiedziała o nim dużo. Nie chciała jednak wtajemniczać w to Belpha. Nie teraz. Pocałunek którym ją obdarzył oddała od razu. Tak bardzo jej brakowało tego. - Zapamiętam to sobie i mam nadzieję, że jednak nie będę musiała z tego korzystać. - uśmiechnęła się do niego opierając ręce na jego torsie. Z boku musiało to strasznie dziwnie wyglądać - obydwoje klęczeli, jedno płakało, a drugie było szczęśliwe jak nigdy. To dopiero był niecodzienny widok. Clary oderwała swoje oczy od jego twarzy i dopiero teraz zwróciła uwagę na pudełeczko. Pierścionek był prześliczny. Lepszego nie mogłaby sobie wymarzyć. Nawet nie wiedziała kiedy, ale pudełeczko znalazło się w jej dłoni. Delikatnie opuszkami palców przejechała po biżuterii upewniając się, że to nie jest sen. Życie naprawdę potrafiło być piękne. Jeśli wzięło się je w swoje ręce. - Sam wybierałeś? - spojrzała na niego z tą swoją dziecięcą ciekawością.
Nie miał pojęcia, jak długo łaził z Hill. Serio, przeszli dużo kilometrów. Albo, on po prostu przesadzał. Według niego, kręcili się od dobrych godzin. Ale jak wiadomo, Thorne, ma zdolności do przesadzania. Oj ma. Może w końcu znajdą jakiś teatr, chociaż według niego. Mogli po prostu, wysprzątać i odnowić tamtą sale. Courtney, pewnie byłaby zadowolona gdyby coś znaleźli. Coś wystrzałowego. Bo jak wiadomo, dziewczyna lubiła być w centrum uwagi. Ale to chyba uwielbia każda dziewczyna. Był zrezygnowany, czuł że te poszukiwania nie wyjdą im na dobre, bo nie sądził że znajdą coś, co przypominałoby teatr. Ale, może im się poszczęści. Nawet chciałby zobaczyć dziewczynę w swoi żywiole. Może sam by coś zagrał? Meh, raczej marny z niego aktor. - Może pójdziemy przez las? - zapytał spokojnie i skręcił w drzewa. To nie jest pewnie jeden z jego najlepszych pomysłów. Ale co tam, jeśli nie znajdą teatru, to może przydarzy im się jakaś przygoda. Tak! Trzeba myśleć pozytywnie. Nie wiele myśląc, dwójka przyjaciół łaziła po lesie. W pewnym momencie, Thorne, miał wrażenie że chodzą w kółko. Ale nie miał zamiaru mówić tego dziewczynie. Pewnie nie wystraszyłaby się, gdyby się zgubili. Ale po co zaprzątać jej tą główkę, taką błahostką ? Nie wart po prostu nie warto. Po dłuższym spacerze po lesie, w końcu gdzieś doszli. No właśnie, tylko gdzie? Stali przed jeziorem, które wyglądało na lodowate. Wszędzie, ok, prawie wszędzie był lód i kry. - Wspaniały widok, nie sądzisz ? - zapytał z uśmiechem dziewczyny. Podobało mu się tu i to bardzo. Było wręcz przepięknie. - Wiedziałaś, że jest tutaj coś takiego ? - zapytał. Bo on szczerze nie miał pojęcia. Ale cieszył się że odkrył to jezioro.
Dobrze było wyrwać się z zamku, bo wielkimi krokami zbliżało się lato i pogoda wręcz napawała chęcią do wyjścia gdzieś na zewnątrz. Zatem Courtney spacerowała sobie w najlepsze z puchonem, gadając przy tym o jakichś pierdołach, mamrocząc jednocześnie coś o jakiejś imprezie, na której najwyraźniej ostatnio była, dopóki Thorne nie wpadł na genialny pomysł pójścia w las. - Serio myślisz, że w lesie będzie teatr?... - spojrzała na chłopaka z niedowierzaniem, jakby właśnie spadł z księżyca, bo odpowiedź była raczej oczywista i salemka zastanawiała się, co mu odwaliło do głowy. - Tam go raczej nie znajdziemy, ale podoba mi się twoja logika - która, nawiasem mówiąc, albo była zerowa, albo puchon umyślnie zmienił plany. Wiele nie myśląc podążyła za nim, jednocześnie przeklinając się w myślach, że ubrała dziś balerinki. No bo kto by pomyślał, że pójdzie sobie przysłowiowo w las. Wkrótce z Hogwartczykiem dotarła nad jezioro, które najwidoczniej okazało się dzisiejszym celem ich wędrówki. - Wooow, ładnie tu. Ale połowa czerwca, a tutaj bryły lodowe? - w zasadzie nie powinna się dziwić, bo już na różne rzeczy natknęła się w życiu. Zresztą w górach śnieg jest cały rok, to dlaczego na tafli jeziora nie mogą sobie pływać kry lodowe? - Nie, pierwsze widzę. Najwyraźniej jeszcze wiele do odkrycia, ale spoko, chyba zostanę w Hogwarcie, bo jakoś nie chce mi się wracać do Salem, więc będzie czas. - podobno Salem jest już prawie wykończone i w pewnej części odbudowane, więc uczniowie będą mogli niedługo wracać. Mimo to Hill wcale tam nie ciągnęło, dawna szkoła kojarzyła jej się z przykrym wydarzeniem, jakim była śmierć jej brata. Nie mogłaby samotnie chodzić po miejscach, po których chodziła kiedyś z nim. Za bardzo by to ją bolało. Na samą myśl o tym poczuła ukłucie w serduszku, co dosyć rzadko się zdarzało, i chcąc więcej o tym nie myśleć, podeszła do brzegu jeziora i ściągnęła buty. Powoli zanurzyła najpierw jedną, potem drugą nogę. Stopniowo oswajała się z wodą, aż w końcu postanowiła pójść na żywioł i chwilę później stała do pasa w jeziorze. - Ej, nie jest tak źle. Nawet ciepło! Pływamy? - zapytała radośnie, opierając się rękoma na wyjątkowo dużej krze lodowej, która akurat podpłynęła.- Jak nie wejdziesz sam, to rzucę w ciebie tą wielką bryłą, co tam płynie - wskazała na chyba największą bryłę lodu, której oczywiście nie zdołałaby unieść, ale przecież jakoś musiała pogrozić chłopakowi, taka z niej śmieszka.
No tak, chyba już wszyscy czuli przybywające lato. Nawet Thorne, cieszył się z tego. Za oknem słońce, ciepło. Aż żal siedzieć na lekcjach. Dlatego, właśnie przechadzał się z swoją "siostrą" i gadał o wszystkim i o niczym. Tak, to jest idealny dzień. - W sumie, to nie. Ale wiesz, może znajdziemy jakiś skrót. - Chodzenie, ścieżką, którą już ktoś szedł. Nie wydawało się aż tak bardzo fascynujące. Jak znalezienie nowej drogi. Kto wie, może znajdą skrót, czy coś bardziej ekstra. Wystarczyło delikatnie zobaczyć ze ścieżki, to przecież nic złego? Jeśli coś się nie uda, to wrócą inną drogą. Ale tak przekonają się co kryje ten las. - Chyba już nic mnie nie zdziwi. - zaśmiał się chłopak. Nauczył się tutaj, że dużo jeszcze jest wręcz nie wyjaśnionych, a jednak istnieją. Więc, nawet to go nie zdziwiło. Choć, był zaskoczony i pod wrażeniem. - Czyli warto było zboczyć ze ścieżki. - pokazał jej język. Jak małe dziecko, którym czasem był. Tak jak oni wszyscy. No tak, też to słyszał że odbudowali Salem. Tak szczerze, nie chciał aby Hill tam wracała. Zaprzyjaźnił się z nią, jego życie stało się bardziej kolorowe i takie inne. Po prostu, lepsze. Gdyby teraz odeszła, to z większym kawałkiem jego sensu i serca. - Nie chciałbym, abyś tam wracała. - Nie wiedział, czy ta deklaracja, interesuje Hill. Ale czuł, że musiał jej to powiedzieć. W końcu się przyjaźnili, a on za nic nie chciał jej stracić. Po prostu nie. Miała tutaj zostać i dalej go swatać, choć nie cierpiał tego. Nie ważne, nie mogła od tak sobie pojechać.Nie mogła zostawić go tutaj samego. Nawet by jej nie pozwolił. Spojrzał się na nią jak na wariatkę, przecież ta woda powinna być zimna. Jak niedowiarek, dotknął wody i uśmiechnął się. - Rzeczywiście, ciepła. - parsknął. Nie musiała go aż tak szantażować. Chociaż, chciał zobaczyć, czy dziewczyna serio rzuci w niego taką bryłą. W sumie, wyglądałoby to na pewno zabawnie. Taka drobna dziewczyna, mocowałaby się z taką wielką bryłą. Zdjął swoje buty i zanurzył stopy w wodzie. Miał akurat na sobie spodenki, więc ich nie zdejmował. Gdyby miał dlugie spodnie, wtedy pewnie by się ich pozbył. Tak samo jak teraz swojej koszulki. Jakoś, nie przejął go fakt że był tutaj z dziewczyną, pozbawiony koszulki. To tylko Hill, przyjaciółka. Czego miał sie wstydzić ? Zanurzył się cały w wodzie i podpłyną do dziewczyny. - Ciekawe, musi być tutaj jakiś haczyk. Nie sądzisz ? - Na pewno coś było nie tak z tym jeziorem. Inaczej, byłoby tutaj więcej ludzi.
Wybacz, że tak długo. Cierpię na zajebisty brak weny .
To bardzo miłe, że Thorne nie chciał, aby Hill wracała do Salem. Uśmiechnęła się, gdy to powiedział i zaraz potem spuściła wzrok. Rozumiała, że on był do niej przywiązany, jednak nie potrafiła odwzajemnić tego w identyczny sposób. Nigdy nie dawała z siebie stu procent, nie umiała zwyczajnie zżyć się z drugą osobą. Lubiła lekkie relacje i choć darzyła Hogwartczyka bardzo mocną sympatią, to pewnie nie liczyłaby się z jego zdaniem, gdyby akurat miała inny kaprys. Owszem, traktowała go trochę jak brata, ale jednocześnie miała wystarczający dystans, by kiedy Thorne'a zabraknie, umieć sobie poradzić bez niego. I choć czasem naprawdę chciałaby móc odwdzięczyć się tym samym, to zwyczajnie nie potrafiła. Każdemu jest w stanie pomóc, z każdym umie porozmawiać, każdemu mogłaby doradzić, ale... tylko sobie ufa bezgranicznie. Umiesz liczyć, licz na siebie. - Że ciepła woda, ale z bryłami lodowymi, to od razu jakiś haczyk? Bzdura! - zaśmiała się, kładąc się w bezruchu na plecach, pozwalając jednocześnie porwać się wodzie na kilka metrów dalej. Ludzie często doszukują się haczyków w prostych rzeczach i istotnie, dookoła jest ich bardzo wiele, w końcu każdy robi pod siebie i czasem na czyjś koszt ułatwia sobie pewne rzeczy. Sama należała do takich osób, więc rozumiała to dobrze, ale żeby natura też tak bezczelnie oszukiwała? Cóż, może Thorne miał rację... Jak leżała, tak w jednej chwili zerwała się, na chwilę tracąc oddech i równowagę. Gdy już wyrównała pozycję, powiedziała do chłopaka: - Może pływają tutaj jakieś dziwne potwory morskie. Może nawet tak kra lodowa, to jakiś potwór. Wiesz, na powierzchni widać tylko kawałek, a pod spodem kilka ton bestii żądnej krwi... - była przy tym całkiem poważna, choć nie sądziła raczej, by tak w istocie było. Wtedy pewnie by już nie żyli, heh. - Najlepiej to sprawdzić. Umiesz nurkować? Bo z pływaniem radzisz sobie całkiem nieźle. Gdy tylko to powiedziała, nabrała powietrza i zanurzyła się do wody. Już czuła, że będzie potem żałować, ale co tam! Co przeżyła, tego jej nikt nie odbierze, a i przynajmniej będzie miała o czym w pamiętniku pisać. Może kiedy już umrze, ktoś wyda go jako całkiem niezłą historię za spore galeony, a wszystkie wstydliwe wydarzenia nie będą jej obchodzić, bo już na tym świecie jej nie będzie. Super pomysł. Żeby nie czuć się taka samotna pod wodą, pociągnęła chłopaka najpierw za nogawkę, a potem złapała go za rękę. Jednak to nie wystarczyło, by wciągnąć go pod wodę, więc wynurzyła się, wymamrotała coś o tym, że nie widzi tutaj żadnych potworów i zanim chłopak zdążył zareagować, położyła dłonie na jego barki i delikatnie zatopiła. Cóż, lepiej aby dobrze radził sobie w wodzie, bo w przeciwnym razie może to być mało śmieszny żart z jej strony.
Nie ma sprawy, też nieszczególnie idzie mi pisanie. Ale nie musimy się spieszyć, tym bardziej że niedługo będzie lokacja wakacyjna, więc akurat skończymy wątek<3
Oczywiście, nie miał jej tego za złe. Choć, może od czasu do czasu go to bolało. To nie miało większego znaczenia. Najważniejsze było to, że dziewczyna wiedziała ile dla niego znaczy. Nie będzie robił jej wyrzutów z tego, że nie potrafiła wyrazić swoich uczuć. On, po prostu łatwo się przywiązywał to tyle. Przyzwyczaił się do tego, że dziewczyna nie okazywała swoich uczuć. Choć, gdzieś tam głęboko, miał nadziej. Że dziewczyna kiedyś, powie mu coś takiego. Nie miał zamiaru tego z niej wyduszać, to nie bło potrzebne. - Jak tak chcesz, ja jednak pozostanę ostrożny. - uśmiechnął się do niej. Czasem, jej tok myślenia, nie był zbyt rozważny. Albo, może on był za bardzo nie ufny, do takich rzeczy. Tak czy siak, wolał zostać bardziej przy brzegu. Jeśli, coś by było nie tak, mógłby zareagować. Oczywiście, ciągle zerkał co takiego porabiała Hill. Czuł się tak jakby za nią odpowiedzialny, bo ona jak na razie ona do odpowiedzialnych nie należała. Czasem miał wrażenie, ze lepiej dogadałaby się z jego bliźniakiem. Niż z nim, w sumie, dawno go nie widział. Ciekawe co kochany braciszek, teraz porabia. Pewnie psuje komuś życie i jest wredny. Jak zawsze. Nie miał nigdy żadnych wątpliwości, że Shane nie poradzi sobie w życiu. Pewnie, poradzi sobie w nim lepiej niż Thorne. Spojrzał się na nią, jak na wariatkę. Gdy podzieliła się z nim, swoimi przemyśleniami. Wyglądała przy tym bardzo poważnie, nawet byłby skłonny jej uwierzyć. Ale jakoś, nie potrafił. Parsknął delikatnie śmiechem i pokręcił głową. - Taa, na pewno. Roi się tutaj od potworów. - [/] wywrócił oczami. [[i] - Potrafię nurkować, ale jednak. Wolę zostać tutaj. Będę Cie osłaniał z góry. - zaśmiał się i obserwował jej wygłupy. Według niego, nie był to najlepszy pomysł. Nadal, nie dawało mu tutaj coś spokoju. Musiał być tutaj jakiś haczyk i to nie mały. Po prostu musiał. Po chwili, poczuł jak ktoś ciągnie go za nogawkę. To był na pewno, jeden z tych potworów, o których mówiła przed chwilą Hill. Tak, był tego pewien że to potwór z Salem. Nie wiedział, czy dziewczyna chce go przestraszyć, czy bardziej zaciągnąć pod wodę. Miał nadzieje że tylko przestraszyć. Bo inaczej, cóż. Wtedy już nikt nie będzie nikogo, obserwował. A on, chyba nie za bardzo potrafił nurkować z otwartymi oczami. Nagle Hill, złapała za rękę, później przeszła na barki i coś wymamrotała. Nim się obejrzał był prawie pod wodą. Zdążył nabrać delikatnie powietrza i puff. Nie było go, woda go podtapiała. Zabije Cię, Hill. Co zabawne, nawet się nie wierzgał. Tylko czekał aż dziewczyna łaskawie go puści. Gdyby zaczął się wierzgać, wtedy szybciej straciłby powietrze, którego tak na prawdę za dużo nie miał. Lepiej nie ryzykować i mieć nadzieje, że dziewczyna zaraz się opamięta.
W końcu Courtney odpuściła i wypłynęła na wierzch. Zaniepokoił ją nieco spokój Thorne'a, kiedy ani razu nie zaprotestował wciągnięciu pod wodę, w której siedzieli już dobre pół godziny. A może więcej? Kalifornijka całkiem straciła poczucie czasu, ale zdrowy rozsądek wcale nie miał zamiaru się w niej odezwać, każąc wyjść z wody. Mimo to podpłynęła do brzegu i zrezygnowała z dalszych popisów, ale to tylko dlatego, że zaburczało jej w brzuszku. - Nie wiem jak ty, ale ja zgłodniałam - stwierdziła, mokrymi rękoma grzebiąc w torebce w poszukiwaniu różdżki. Kiedy wreszcie ją znalazła, powiedziała krótkie: - Silverto - i jej ubrania natychmiast stały się suche. Poczuła się o wiele lepiej, zrobiło jej się ciepło i przyjemnie. - Nie wiesz może, gdzie w okolicach Hogwartu jest jakiś dobry skład eliksirów? Lub chociaż sklep? Ogólnie to chętnie bym się zapożyczyła, ale nie mogę tak sobie brać co chwilę składników, bo w końcu przyuważą - powiedziała, jednocześnie przeczesując palcami włosy, by w końcu je związać w niedbałego koka. Potrzebowała kilku rzeczy, których nijak nie potrafiła zdobyć i nie wiedziała, do kogo się z tym zwrócić. Ostatnio nawet była bliska zaspokojenia swojej potrzeby, ale jej towarzyszka, z którą miała się wybrać, nie zjawiła się na miejscu. - Mogę ci nawet uwarzyć jakieś cudeńko, jeśli mi tylko podpowiesz, gdzie mam szukać - wyszczerzyła ząbki w radosnym uśmiechu, mając jednocześnie nadzieję, że Thorne jej pomoże. Niedługo nadejdą wakacje i wypadałoby zrobić jakieś zapasy, heh.