Nielegalny – niezlecony przez nauczyciela – pobyt tutaj może być karany szlabanem i minusowymi punktami dla Domu (automatycznie wyrażasz w tym temacie zgodę na ingerencję Mistrza Gry).
Pewną część lasu porastają same drzewa iglaste, jednak aby się do nich dostać trzeba wędrować przynajmniej godzinę wśród wysokich krzaków i połamanych gałęzi. Stąd gajowy Hogwartu przynosi drzewka, które w zamku stają się choinkami. Ziemia w tym miejscu nierzadko bywa wilgotna od posoki - aktywność zwierząt w tym miejscu jest wysoka.
Autor
Wiadomość
Melusine O. Pennifold
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 25
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 169
C. szczególne : turban na głowie z magicznymi wzorami, piegi na twarzy, płynne ruchy, zwiewne ubrania;
Literki i kostki: I, E, Hzgaduję H jeśli dwóch nie mogę strzelać
- Ciebie też - mówię wesoło drepcząc w miejscu z zimna, wciąż jednak posyłając Ci uśmiech, wyrażający szczere zadowolenie, że możemy razem spędzić lekcję, jakby była to wyjątkowa sytuacja. Kąciki moich ust unoszą się jeszcze wyżej kiedy widzę Twoją reakcję na moje słowa. Chichoczę odrobinę wyobrażając sobie faktycznie tą sytuację. Może powinnam wykazać odrobinę więcej empatii, ale to w jaki sposób poradził sobie z tym Hal wydaje mi się przesadzony. Wzruszam ramionami na Twoje stwierdzenia, nieprzejęta możliwym nietaktem z naszej strony. - Może wszyscy tak naprawdę wszyscy chcielibyście pozwolić sobie na kilka szlochów nad niemiłymi słowami - mówię nagle uogólniając cały rodzaj męski, patrząc gdzieś przed siebie i nie do końca chyba myślę teraz o nauczycielu, czy nawet Tobie. Wtedy jednak przychodzi nauczyciel; zdecydowanie nie tak zadowolony jak zwykle, najwyraźniej zdenerwowany na każdego kto ma wizzbooka i ma czelność uczyć się w Hogwarcie. Wyglądał jak obrażone dziecko; tylko takie, które właśnie odkryło, że uczniowie czasem nie są uprzejmi dla swoich nauczycieli, nawet tych najmilszych. Lekko irytuje mnie fakt, że wyładowuje wszystko na nas, plus nie mogę zostać prawą ręką, czy czymś w tym stylu. W ramach buntu kołaczę się odrobinę z tyłu, razem z moim przyjacielem. Słucham o śladach, które pokazuje każdy po kolei i w zasadzie zgadzam się z większością wypowiedzi, uznając je za całkiem trafne. - Może Kudłoń? Chociaż też wydają się za małe... - mówię na temat znaleziska jednej z Gryfonek, odrobinę niepewnie. Jestem też przekonana, że Violetta ma rację jeśli chodzi o kuguchara. - Albo Matagot? - dodaję jeszcze mijając ślady w głąb lasu. Odwracam się na chwilę z powrotem do przyjaciela. - Hal wygląda na wściekłego, zostawi nas tu w lesie - stwierdzam cicho do Riley'a, upewniając się wcześniej czy profesor jest wystarczająco daleko. - A ty co? - pytam jeszcze lakonicznie na jego ponury humor. Od kiedy jest w związku, wydawał się być raczej znacznie weselszy.
Bridget Hudson
Wiek : 25
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 167cm
C. szczególne : nieodparty urok osobisty, łabędzia szyja
// tak to jest, jak się za długo czeka z rzutem i postami xD nic nie odkrywam, nie chce mi się czytać i nadrabiać, mogę nie dostać za ten etap punktów!!
Bridget była w ciężkim szoku widząc postać Hala Cromwella w tak podłym nastroju, z tak beznamiętnym wyrazem twarzy, z taką obojętnością w głosie. Rzadko nosiła w sobie negatywne uczucia, lecz w tej chwili zdawała się kipieć smutkiem, żalem i prawdziwą wściekłością. Omiotła wrogim spojrzeniem połowę twarzy zebranych przy lesie i każdego z nich oskarżyła w myślach, że to przez ich durne występki cierpiał niewinny człowiek. Bo Hal cierpiał, nie dało się tego inaczej ująć. Był złamany. Szła gdzieś z tyłu, nie myśląc nawet o powierzonym im zadaniu. Nie skupiała się na tropach i trochę jej nawet było głupio z tego powodu, jednak nie potrafiła skupić swoich myśli na niczym innym, tylko na osobie nauczyciela i na domysłach, jak paskudnie musiał się z tym wszystkim czuć. W jej środku zrodziła się nagła potrzeba zwykłego przytulenia go i okazania mu wsparcia - zwalczyła ją jednak, wszak nie wypadało. Główkowała jednak intensywnie nad pewną sprawą - przypadkiem pewnie zdeptała całą masę poszlak i śladów po drodze.
Prudencia Rosario
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 1.78 m
C. szczególne : Egzotyczna uroda, grube czarne brwi, piegi na policzkach, nosie, a także subtelnie rozsypane po całym ciele, kolczyki w uszach, hiszpański akcent mieszający się z portugalskim
Nie interesowały ją nowości na wizzie i nie dawała się wciągać w żadne dziwne akcje. Nie znała za bardzo ludzi, więc i tak nie miała pojęcia o kogo może chodzić (z tym całym gryffońsko-wizzowym szumem). Nie orientowała się, jak ma na imię nauczyciel, który zaraz pojawił się po kilku dopiero co przybyłych uczniach - widocznie nikomu się nie spieszyło. Lekcja lada moment miała się zacząć, a Prudencia wiedziała tylko, że jest na ONMS i rozglądając się, zdała sobie sprawę, że kojarzy niektórych puchonów, a nawet pamięta imiona! Właściwie nie była tu taka nowa. Uczęszczała na zajęcia od września, ale nadal Hogwart i przede wszystkim Anglia wydawała się jej odległym miejscem, co chwila gubiła swoje myśli, wracając do tropikalnych kolumbijskich wysp. Rosario nie należała do towarzyskich osób, ale to nie oznaczało, że ma stać sama jak palec, a właśnie to robiła. Na pewno, gdyby miała jasną, mleczną cerę na jej policzkach ujawniłby się rumieniec. I to z winy @Riley Fairwyn patrzyła w ziemie i dłubała czubkiem buta piach, zastanawiając się, czemu jest taka głupia i mu nie odmachała. Podniosła wzrok, dopiero, gdy @Nancy A. Williams podeszła do niej. - Prudencia. - Delikatnie uśmiechnęła się w odpowiedzi. - Miło poznać. Jesteśmy na tym samym roku, prawda? - Zabrzmiało to, jak pytanie, ale Rosario widocznie to stwierdziła. Pewnie dziewczyny ucięłyby sobie dłuższą pogawędkę, gdyby nie to, że pan Cromwell rozpoczął zajęcia. Zapewne Kolumbijka zauważyłaby zmianę w profesorskim zachowaniu, ponieważ Hal'a kojarzyła z zajęć jako miłego, przyjacielskiego nauczyciela z wielką pasją - jednak dzisiaj jakoś nie czuła potrzeby, aby utożsamiać się z uczuciami innych, trzymała na dystans swoją empatię. W powietrzu, we wschodniej części zakazanego lasu można było wyczuć gęstą atmosferę. Przytłaczało ją to, ale Nancy wydawała się rozganiać ciemne chmury. W szukaniu tropów i śladów zwierząt, na pewno musiała być dobra. Prudencia wierzyła w swoje umiejętności, jednak było tu tak dużo osób... Jak już coś zobaczyła, to nie zdążyła powiedzieć, że zauważyła, a raczej zapominała o tym. Za bardzo koncentrowała się na szukaniu i rozpoznawaniu tropu, który znalazła jedna z dziewczyn, mówiąc, że to odbicie wielkości małego palca. - Bahanka ma sens. - Powiedziała bardziej do siebie niż do kogokolwiek.
Nancy nie zamieszała się w konflikt, o którym było ostatnio głośno. Widziała co się działo na wizzbooku i miała mieszane uczucia. Nie opowiedziała się po żadnej ze stron, ale widząc jaka zmiana zaszła w profesorze zrobiło jej się po prostu przykro. Ciężko było patrzeć jak zwykle miły i sympatyczny nauczyciel, próbujący zafascynować uczniów swoim przedmiotem teraz był tak obojętny. Pozostawało mieć nadzieję, że z czasem wszystko wróci do normy, bo zajęcia z profesorem Cromwellem należały do jej ulubionych. - Tak! Aż dziwne, że wcześniej nie rozmawiałyśmy. - Odpowiedziała uśmiechając się przyjaźnie. Zimą zapadała trochę w sen zimowy i rzadko kiedy wychodziła z pokoju, to było prawdopodobnie powodem, że jeszcze nie zdążyła poznać nowej koleżanki. Wraz z powolnym zbliżaniem się wiosny ponownie nabierała na wszystko ochoty i dobry humor niemal jej nie opuszczał. Bardzo spodobał jej się plan na dzisiejsze zajęcia. Nie znała się za bardzo tropach magicznych zwierząt, zazwyczaj po lasach spacerowała wyłącznie w mugolskich okolicach, ale liczyła, że uda jej się coś wypatrzeć. Spacerowała spokojnie za wszystkimi ze wzrokiem wbitym w ziemię. - Tyle lat już tu się uczę, a możliwość spaceru po zakazanym lesie za każdym razem wywołuje dreszczyk adrenaliny. - Zagadnęła ponownie @Prudencia Rosario. Miała nadzieję, że zbytnio się nie narzuca, ale miała tak dobry humor, że cięzko było jej się powstrzymać przed rozmową. Tym bardziej, że charakter zajęć był dosyć luźny. Co parę chwil ktoś odnajdywał nowy trop, ale Puchonka za każdym razem była spóźniona z odpowiedzią, albo nie miała pojęcia jakie stworzenie mogło je zostawić. Jej uwagę przyciągnął największy ślad, ten który pierwsza zauważyła @Gabrielle Levasseur. - A mi się wydaje, że to może być coś większego. Może troll leśny? - Nie była pewna swojej odpowiedzi, ale trzeba było się w końcu odezwać i spróbować.
Morgan A. Davies
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 162
C. szczególne : skórzany plecak, nieodłączne bransoletki
Z oczywistych powodów trzymała się z tyłu, co sprowadzało się do tego, że szła jak najbliżej idącego na końcu gajowego. Kiedy ten wskazał na trop, bez zastanowienia wyrzuciła z siebie propozycję, do kogo ślad ten mógł należeć, jednak wcale nie miała co do swojego pomysłu jakiejkolwiek pewności. - Jeleń? - zagadnęła pytająco, po czym postanowiła rozglądać się dalej, jednocześnie nadstawiając uszu na ewentualną odpowiedź ze strony Victorii, czy samego O'Connora. Na zmianę zachowania Cromwella postanowiła nie reagować inaczej, niż milczeniem i zdystansowaniem się. Musiała jednak przyznać, że nadal taka krajoznawcza wycieczka, pomimo atmosfery, była w stanie zaciekawić i sprawić, że oderwała się nieco od ostatnich wydarzeń. Nie natykała się już na nic innego, jednak zaglądała po śladach odkrytych przez pozostałe osoby. Z dalszego dociekania zrezygnowała, pewne i tak bez zeszytu nie zapowiadało się na to, by była w stanie zapamiętać tak wiele kształtów i następnie przypisać je do odpowiednich stworzonek.
C. szczególne : tatuaże: motyw quidditchowy na lewym ramieniu, czaszka wężna na prawej piersi i runa Algiz po wewnętrznej stronie lewego przedramienia | amulet z jemioły zawsze na szyi
Ślizgon nieznacznie uniósł brew, gdy Gabrielle w odpowiedzi na jego – bardzo odrobinę durny – komentarz wspomniała o swoim ostatnim wypadzie do Zakazanego Lasu i prawie bliskim spotkaniu z pikującym lichem. Trzeba przyznać, że raczej nie podejrzewałby Puchonki o zapędy do, można rzec, przygód z dreszczykiem, jakie mogło zafundować to miejsce, a tu proszę. — No ładnie, pikujące licho? — rzucił z uniesionym kącikiem ust, a następnie przeniósł spojrzenie na Strauss, gdy Krukonka podzieliła się własnymi spostrzeżeniami odnośnie potencjalnych amatorów świeżego, ludzkiego mięska mogących się czaić w zakamarkach Zakazanego. Potarł palcami szorstki od zarostu podbródek, jakby się nad tym zastanawiał. — Agresywne chwasty z apetytem na mięso? Nie powiem, urocza wizja, chociaż to chyba byłby niezły przypał zostać zeżartym przez jakąś roślinę — zaśmiał się. Nie dane im było jednak dłużej pociągnąć tego jakże ambitnego tematu – a kto wie do jakich inteligentnych wniosków daliby radę jeszcze dojść! – bo na miejscu pojawił się Cromwell w swojej nowej, zgryźliwej odsłonie. Ktoś tu chyba za bardzo wziął całą tą wizzbookową akcję do serca, ale w sumie nie jemu to oceniać tak naprawdę. Sam to poparł jedynie przez wzgląd na sportowego ducha, a potem nie śledził za bardzo dalszego rozwoju tego przedsięwzięcia, choć oczywiście to i owo obiło mu się o uszy. Wzruszył jedynie barkami w odpowiedzi na pytające spojrzenie, które posłała im Puchonka, osobiście na pewno nie mając zamiaru ani trochę przejmować się humorami profesora. Szczególnie, że ONMS zazwyczaj i tak traktował jako przedmiot do odbębnienia; teraz po prostu straci on tą przyjemną otoczkę, którą nadawał mu niegdyś entuzjazm belfra. Bądź co bądź, ich dzisiejsze zadanie miało polegać na szukaniu oraz rozpoznawaniu zwierzęcych tropów. Cóż, ze swoją ograniczoną wiedzą odnośnie magicznych stworów raczej nie będzie miał szansy się bardzo popisać, na czym zresztą i tak mu nie zależało. — Totalnie. I do tego jeszcze kolejno odliczać co kilkanaście metrów, tak dla większej pewności — odparł Viol, poprzedziwszy to bezgłośnym parsknięciem, okraszając swój ton solidną dawką sarkazmu. Przesunął zaraz spojrzenie w stronę panny Levasseur, gdy padło pytanie z jej strony. — Ni w ząb — odpowiedział całkiem szczerze i z rozbrajającym wręcz uśmiechem, nie wyglądając na w ogóle przejętego swoim skąpym stanem wiedzy w tej dziedzinie. Rudzielec wcisnął ręce głęboko w kieszenie kurtki i wraz z resztą ruszył w ślad za Cromwellem prosto w głąb Zakazanego Lasu. Trochę od niechcenia wodził wzrokiem wokół, próbując wypatrzeć… cokolwiek. Szczególnie, że co i rusz ktoś rzucał hasłem, że coś ma, a on mimo wszystko nie chciał być gorszy. Gabrielle udało się wypatrzeć całkiem spore ślady, które i on zdołał dostrzec, ale blondynka uprzedziła go z odpowiedzią. Nawet Strauss się nieco poszczęściło. Pociągnięty za rękaw rzucił okiem na znalezisko Krukonki; nie skomentował go jednak w żaden sposób, w sumie zgadzając się z jej odpowiedzią. — Też coś mam, o tu — odezwał się chwili marszu i wskazał na ślady, których nikt wcześniej – jak mu się zdawało – nie dostrzegł. Podszedł bliżej i przykucnął, żeby nieco lepiej się im przyjrzeć. Miały jakieś kilkanaście centymetrów długości i przypominały trochę rozdwojone kopyto. — Coś kopytnego, ale chyba nie centaur ani jednorożec. Nie wiem, tarand może? — dodał po krótkiej chwili, powtarzając trochę za Gryfonką, która wcześniej wskazała na coś podobnego, ale pozostawionego przez mniejsze stworzenie i wymieniła między innymi tą nazwę. A nóż uda mu się trafić?
Miała co? Tego się na pewno nie spodziewała, ale nie zamierzała dyskutować z profesorem, mimo wszystko poczuła, że nieznacznie się rumieni, bo domyślała się, że powód takiego działania był nieco inny, niż ten, jaki profesor przedstawił. Niemniej jednak podeszła do niego poważnie, podziękowała za przewodnik i zaczęła go przeglądać, kiedy Lou zadała jej pytanie. Uśmiechnęła się lekko, ale dziewczyna spokojnie mogła dostrzec, że Krukonka jest dość mocno spięta, widać ta lekcja i obowiązek, jaki na nią spadł, była jednak dla niej dość stresująca. Kiedy Gabrielle podała swój przykład, Victoria ruszyła do koleżanki z przewodnikiem, by spojrzeć na wskazane przez nią ślady. Zmarszczyła lekko brwi, zastanawiając się nad jej propozycją - ghul? Zaczęła sprawdzać to, co miała przed sobą, ale wtedy odezwała się Nancy i Krukonka szybko przerzuciła stronę, w poszukiwaniu informacji o wskazanym przez nią stworzeniu, by zaraz pokiwać nieznacznie głową. - Jestem niemalże pewna, że to, co podałaś jako propozycję, jest prawdą, Nancy. Trolle mają budowę humanoidalną, a ślad jest na tyle duży, że mógłby mu odpowiadać. Reszta opisu trolla leśnego nie jest nam tutaj chyba potrzebna, profesorze? W końcu jesteśmy w Zakazanym Lesie - powiedziała, na tyle głośno, żeby nauczyciel ją usłyszał i już miała wracać do przodu, kiedy odezwał się Orzechowski, do którego dziewczyna podchodziła już nieco nieufnie. Spojrzała na ślady, jakie pokazał, a później pomyślała o jego propozycji i ponownie zaczęła przypatrywać się temu, co zapisano w przewodniku, jaki dzielnie dzierżyła w obu dłoniach, nie pozwalając na to, by ktokolwiek zaglądał jej przez ramię i w ten sposób starał się zgadnąć to, co ma przed nosem. Wiedziała, co ma robić, starała się więc, żeby to jakoś szło, chociaż przecież sama nie miała zbyt wielkiej wiedzy o magicznych stworzeniach, ale główkowała, ile się dało. - Wydaje mi się, że Maximilian ma rację. Szpiczak jest niewielkim stworzeniem, a to, że tropy ciągną się pomiędzy krzewami, odpowiadałoby chyba nieśmiałości tego stworzenia - stwierdziła, przyglądając się uważnie temu, co miała w przewodniku, jednocześnie analizując to, co zostało powiedziane i wskazane. Małe tropy pasowałyby do stworzenia, ale tego nie była zupełnie pewna, to było troszeczkę, jak strzelanie na ślepo. Zaraz też Violetta coś spostrzegła, toteż Krukonka skierowała się w stronę znajomej i uważnie spojrzała na to, co pokazywała, jednocześnie marszcząc lekko nos. Kuguchar? Nie wydawało jej się, by było to możliwe, zaczęła więc porównywać trop z przewodnikiem, by po chwili chrząknąć nieco niepewnie. Jeśli przy tropach odszukanych przez Gabrielle i Maximiliana nie miała większych oporów, przez rzucaniem swoich wyjaśnień, tak teraz czuła się mocno niepewnie, ale musiała próbować, skoro profesor ją do tego zobowiązał. - Wydaje mi się, że to jest pustnik. To znaczy, że to są ślady, jakie pozostawia pustnik - powiedziała w końcu, szukając spojrzeniem profesora. W tym czasie jednym uchem wpadło jej zwrócenie uwagi, jakiego dokonał pan gajowy, ale ponieważ nikt jakoś nie poświęcił mu nadmiernej uwagi, Victoria jedynie rzuciła okiem na wskazany trop i z miejsca odnotowała sobie w głowie, że na niemalże sto procent jest to po prostu ślad konia albo jednorożca, a zatem być może, również pegaza. Chciała coś na to powiedzieć, ale Lou zauważyła coś nowego i dziewczyna skierowała się do niej pospiesznie. - Umm... Na moje oko, to mogłaby być akromantula- zawyrokowała po chwili, ale widać było, że zagryza wargę, co niewątpliwie wskazywało na to, że nie była tego pewna. Ślad był nietypowy, ale znowu, nie pasował jej do niczego innego i musiała ostatecznie postawić taką, a nie inną diagnozę, by zaraz drgnąć, bo ktoś znowu coś dostrzegł. Uśmiechnęła się nieco przepraszająco do Lou. - Kto mówił coś o elfach? - zapytała i zlokalizowała Annabelle, do której podeszła, by przeanalizować to, co dziewczyna właśnie powiedziała. - Tak, sądzę, że to jest trop sidhe, czyli właściwie elfa - zakomunikowała i uśmiechnęła się lekko, by zaraz ruszyć w stronę Russella i zobaczyć, co też takiego znalazł chłopak. Zmarszczyła lekko brwi, bo trop w ogóle nie pasował jej do zwierzęcia, jakie podał, skrzyżowanie małpy i żaby, a tutaj było coś zupełnie innego. Kucnęła, żeby lepiej przyjrzeć się temu, co było widoczne, aż w końcu wystawiła czubek języka, kiedy przypatrywała się zapisom z przewodnika. - Nie... Żabert będzie zostawiał inny trop, według mnie tędy przechodził wozak, ślad bardziej pasuje do tego typu stworzenia - stwierdziła w końcu, a później skierowała się do Bruna, kiedy tylko usłyszała, że on również coś znalazł. Długo przypatrywała się śladom, długo starała się wpaść na coś dobrego, ale szczerze mówiąc, nie miała bladego pojęcia, co to może być. Zagryzła lekko wargę, a następnie niepewnie wzruszyła ramionami, bo ślad jakoś do niej nie przemawiał i nie umiała znaleźć nic pomocnego w przewodniku, pewnie nie potrafiąc poruszać się po nim tak dobrze, jak robił to profesor. Zresztą, on na pewno znał to wszystko na pamięć i nie musiał się niczym wspomagać. - Ja bym powiedziała, że bardziej dwurożec, Tarly, ale nie dam sobie za to ręki uciąć, ani trochę - przyznała, raczej cicho, bo i tak czuła się głupio, kiedy nie posiadała należytej wiedzy - co z tego, że tutaj na pewno trzeba było czegoś więcej? Powinna radzić sobie zdecydowanie lepiej, skoro dostała do ręki przewodnik - nieważne, że dopiero na początku lekcji i nie bardzo miała czas, żeby się z nim jakoś uważnie zapoznawać. Na całe szczęście Christina i Melusine wdały się w dyskusję nad kolejnym tropem, więc Victoria podbiegła do nich prędko i pochyliła się, by spojrzeć na ślad, a później marszcząc nos zaczęła analizować ich wypowiedzi i propozycje, jakie miała przed sobą. Zaczęła przygryzać nawet kciuk lewej dłoni, nim ostatecznie zdecydowała się wydać jakiś wyrok w tej sprawie. - Według mnie Melusine ma rację i ten ślad należy do kudłonia - zawyrokowała, mając nadzieję, że brzmi dostatecznie przekonująco. Zdała sobie sprawę z tego, że Morgan coś powiedziała, rozejrzała się więc prędko, a kiedy ją zlokalizowała i dotarło do niej, że wskazuje na trop, jaki wcześniej pokazał pan O'Connor pokręciła lekko głową i w końcu wypowiedziała na głos to, co myślała do tej pory: - Według mnie to może być ślad jednorożca. - Miała wrażenie, że od tego biegania w każdą stronę dostała zadyszki, a głowa już jej parowała od sprawdzania wszystkich śladów, ale miała jeszcze do sprawdzenia to, co powiedział William, więc zaraz ruszyła w tamtą stronę, po drodze potykając się, ale złapała prędko równowagę, bo zdecydowanie nie chciała skończyć jak na feriach, to byłaby kompletna katastrofa i taka kompromitacja, że pewnie by sobie z tym nie poradziła i zapadła się całkiem pod ziemię. Przyjrzała się prędko śladom, jakie wskazywał chłopak i zajrzała do trzymanego przewodnika, po czym podumała nad tym dłuższą chwilę, aż w końcu pokiwała głową. - Tak, to najpewniej będzie ślad taranda właśnie, wskazuje na to jego wielkość - zakomunikowała, nieco może schrypnięta. Była pewna, że jej policzki pokrywają się głębokimi wypiekami i nie miała bladego pojęcia, co dalej. Część uczniów w ogóle nie zabrała głosu, a ona miała nadzieję, że profesor jakoś to wszystko podsumuje.
Violetta Straussi Gabrielle LevasseurB Melusine O. PennifoldH Christina GrimH Loulou MoreauF Russell AlvarezJ Bruno O. TarlyD Annabell HelyeyE Nancy A. WilliamsB Morgan A. DaviesA William S. FitzgeraldG Maximilian BrewerC
______________________
they can see the flame that's in her eyes
Nobody knows that she's a lonely girl
Hal Cromwell
Wiek : 62
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 175cm
C. szczególne : okulary do czytania, bardzo zły tatuaż na lewym ramieniu (podgląd w kp)
Victoria zrobiła mu większą przysługę, niż mu się z początku zdawało. I pomyśleć, że w ogóle nie planował zrzucania na kogoś pracy z przewodnikiem. Wszystkie pytania odnoszące się do tropów i kierowane do niego zbywał i odsyłał do krukonki, która z resztą radziła sobie świetnie. On i Chris występowali właściwie wyłącznie w roli opiekunów i przewodników. Od czasu do czasu dopytywał tylko Victorię, żeby ta powiedziała grupie po czym wnosi, do jakiego stworzenia należał trop, a do jakiego z pewnością nie. – Gdyby miał należeć do jakiegoś kotowatego, to czego by w tym tropie nie było? – spytał, gdy kontemplowali ślad pozostawiony przez pustnika, mając na myśli pazury, które wszystkie koty chowały. Czekając aż Victoria przekartkuje przewodnik i znajdzie odpowiedź przeniósł wzrok na resztę uczniów. Być może ktoś z nich sam się domyślił. Coś mu jednak nie pasowało. Przeliczył głowy raz, drugi, trzeci. Cały czas się nie zgadzało. Z rosnącą grozą zaczął szukać wzorkiem w niedużym tłumie konkretnych osób, które pojawiły się na lekcji. Gryffindor i Hufflepuff były w pełnym komplecie, Anabelle była, Will... Will. – Gdzie jest Will? – spytał głośno, starając się opanować zdenerwowanie – WILLIAM?! To było głupie. Głównie dlatego, że chłopak nie odpowiedział, a Bóg jeden wiedział, co zamiast niego mogło go wołanie. Uspokój się, Hal. To nie czas na panikę. Podszedł do Chrisa, intensywnie myśląc o tym, jaki powinien być ich następny ruch. Zgubili dzieciaka. Czy dało się spieprzyć bardziej? – Kurwa – nie mógł dłużej trzymać tego w sobie. Odciągnął młodszego mężczyznę lekko na bok, tak by mieć całą grupę nadal na oku, a jednocześnie móc się z nim naradzić na osobności. – Kurwa – tyle mu widać wystarczyło, bo zaraz potem dużo pewniejszą siebie postawę. Sytuacja wymagała spokoju. – Najważniejszy jest czas. Nie możemy go na tracić na odstawienie reszty. Na razie poszukajmy tam, gdzie jest względnie bezpiecznie. Był przy tropie taranda, daleko odejść nie mógł i ma, mam nadzieję, dość rozumu, by nie pakować się nigdzie głębiej, gdy się zorientuje, że nie ma nas obok. – mówił szybko, ale pewnie. – Ktoś widział Willa odkąd zostawiliśmy trop taranda? – spytał resztę grupy, ale nikt nie był pewny – No to zawracamy, trzymajcie się razem! Zatrzymali się w miejscu, w którym ostatnio widzieli ślizgona. Hal dokładnie obejrzał teren i przywołał do siebie Chrisa. – Tędy mógł pójść – wskazał stratowane gałęzie – Albo za tropem. Rozdzielmy się. Ktokolwiek go znajdzie, wysyła drugiemu patronusa i natychmiast wyprowadzamy dzieciaki z lasu. Jeśli... jeśli go nie znajdziemy za godzinę, to też zabieramy stąd resztę, zgarniamy ekipę i wracamy szukać lepiej. – oboje mogli stracić pracę, ale w tym momencie było to jego najmniejsze zmartwienie. – Będzie dobrze. – klepnął gajowego w ramię, ale szczerze mówiąc, mówił bardziej do siebie. Odwrócił się do uczniów, żeby im przedstawić im część planu, którą musieli znać. – Loulou, Victoria, Bridget, Gabrielle, Russel, Christina, Yuuko, Prudencia i Nancy: idziecie ze mną. Reszta z panem O'Connorem. Trzymacie się razem, nigdzie nie odchodzicie, słuchacie wszystkiego co wam powie. Jeśli się dowiem, że miał z wami jakiekolwiek problemy będziecie biedni i żadne akcje na wizbooku was nie uratują – przestrzegł ich surowo, czując, że narasta w nim złość. Czy on mówił po goblidegudzku, gdy prosił, żeby się nie rozchodzili? Czy to naprawdę było aż tak dużo? I czy tak trudno było zrozumieć, dlaczego wymagał tego od nich w Zakazanym Lesie? – Zabiję gówniarza – obiecał sobie pod nosem, chcąc wierzyć, że skoro miał już wobec niego takie plany, to chłopak musiał się znaleźć. Zwołał swoją grupę, kiwnął głową gajowemu, by życzyć mu powodzenia i ruszyli wzdłuż, na szczęście dość starego, śladu taranda, podczas gdy Chris ze swoją ósemką poszedł w drugą stronę.
------------------------------------------------------------------------------ Mechanika: 1) kolejność postów dowolna oprócz mnie, Chrisa i Willa (o nas zaraz). 2) każda postać rzuca kością i dodaje oczka do poprzednich wyników ze SWOJEJ grupy (skład poniżej) 3) wynik mówi, co się w tym czasie dzieje z Waszą grupą, na co natrafiacie i takie tam. Idziecie razem, więc przeczytanie postów pozostałych postaci w Waszej grupie może być dobrym pomysłem (albo przynajmniej opisów pól, na których wcześniej stanęliście). 4) Will znajduje się na polu 30. Grupa, która dojdzie tam pierwsza, znajduje go. Osoby, które do tego czasu nie napiszą posta, nadal mogą to zrobić, opisując to, co działo się po drodze. 5) Will dostał osobne kości, które wysłałam mu na priv, żebyśmy nie wiedzieli, co się z nim dzieje i mogli się trochę pomartwić ;) 6) Gdy któraś grupa dojdzie do 30. pola, Will pisze posta, w którym dowiemy się w jakim stanie go zastajemy. 7) Gdy Will już się znajdzie posty piszemy ja i Chris – jeden, że znalazł i wyprowadził wszystkich z lasu, drugi, że dostał info i wyprowadza wszystkich z lasu. 8 ) W grupie Chrisa jest mniej osób, więc jedna rzuca dwie kości (rozgrywacie oba pola). 9) Czas na odpis jest do 29.03 godz. 07.25. Jeśli do tego czasu Will się nie znajdzie, to przekichana sytuacja i nie wiem co xD Jeszcze wymyślę ginie na śmierć, a Chris i Hal wylatują z pracy, także lepiej odpisujcie 10) Wydaje mi się, że to wszystko. W razie pytań walcie na priv.
Pola, kostki, jak zwał, tak zwał:
1. Idziecie tropem/wydeptaną ścieżką, gdy nagle zauważacie kępkę zjadacza trupów. Na szczęście zbyt małą, by móc obawiać się, że obrosła Willa. Jest jednak na tyle świeża, że mogłaby pojawić się tu po ślizgonie. Zresztą póki co, nie macie lepszego śladu niż ten, po którym szliście do tej pory. Musicie jednak obejść zjadacza, żeby bezpiecznie wrócić na "trasę".
2. Słyszycie krzyk! Nie tak daleko! I brzmi na krzyk młodego chłopaka. Biegnijcie w jego stronę! Może go dogonicie!
3. Między drzewami dostrzegacie ogromnego pająka! Chris/Hal szybko Was jednak uspokaja. To tylko wylinka. Nie zmienia to faktu, że akromantule mogą być gdzieś blisko.
4. Nancy i Prudencia/Morgan i Violetta wpadają w ogromną pajęczą sieć. Reszta, która w porę się zatrzymała, szybko wyplątuje dziewczęta z sieci i oddalacie się od niej nim zjawi się akromantula, która ją utworzył.
5. Nad waszymi głowami rozlega się ludzki okrzyk. Unosicie głowy pewni, że znaleźliście Willa. Na gałęzi siedzi jednak tylko kruk i dostrzegacie, że to on imituje przestraszonego człowieka.
6. Zaczyna padać deszcz. Nic nadzwyczajnego, ale trudno się z tego cieszyć, szczególnie, że może Wam zmyć jakieś potencjalne ślady. Za to możecie obejrzeć lelka wróżebnika, który przelatuje Wam nad głowami. Szkoda, że nie macie czasu ani nastroju na zachwycenie się nim.
7. Osoba, która postawiła grupę na tym polu: chcesz pomóc i rzucasz Perriculum. Czy Will dostrzeże czerwone iskry? Trudno na to liczyć w takiej gęstwinie. Zaklęcie płoszy jedynie ptaki na drzewie nad Tobą. A czy Hal nie mówił przypadkiem czegoś o rzucaniu zaklęciami bez pozwolenia? Przeczuwasz ochrzan.
8. Słyszycie głos w krzakach obok i któreś z Was rozpoznaje głos Willa. Zaglądacie tam, ale znajdujecie tylko małego, niebieskiego cętkowanego ptaszka. To umierający memrotek, jeśli jednak mówi głosem Willa, to musiał go mijać. Szkoda tylko, że powtarza wszystko od tyłu, bo może mógłby Was na niego naprowadzić. Jednak ze strzępów memrotkowych dźwięków Chris/Hal wysnuwa jakieś wnioski i z braku lepszego tropu, prowadzi Was dalej, kierując się tym, co "powiedział" ptak.
9. Chris/Loulou – potyka się o kamień i rozcina łuk brwiowy, uderzając o korzeń. Na szczęście ani rana nie jest duża, a poza nie tak mocnym bólem nic mu/jej nie jest. Kamień, o który się potknął/ęła zniknął.
10. Ziemia w miejscu, w którym przechodzicie jest jakby bardziej skuta lodem. Zauważacie popękane bulwy Ranunculus lunaglacies. Coś lub ktoś tędy przechodził i je stratował.
11. Osoba, która wyrzuciła ten post: zatrzymujesz całą grupę, bo uświadamiasz sobie, że zgubiłeś/aś różdżkę. Nikogo to nie cieszy, ale zawracacie. W pewnym momencie uświadamiasz sobie jednak, że masz ją w drugiej kieszeni. Nerwy udzielają się każdemu, na nieszczęście dla Ciebie także opiekunowi grupy, który w prawdzie nic nie mówi głośno, ale wyczuwasz, że jest bardzo niezadowolony.
12. Carmel/Yuuko muska palcami przykrytej śniegiem rośliny, okazuje się jednak, że jest to śnieżna bawełna. Na szczęście jej kolce nie ucinają dziewczynie palców, ale rany na dłoni są dość głębokie. Chris/Hal opatruje je szybko i przypomina wszystkim o ostrożności.
13. Na cienkiej warstwie śniegu widać ślady krwi. Bardzo ostrożnie Hal/Chris prowadzi Was po ich śladzie.
14. Natrafiacie na rozszarpane zwłoki łani. Cokolwiek ją dopadło mogło być blisko. Wycofujecie się.
15. Idziecie do przodu, część z Was pewniej niż pozostali. Nagle Chris/Hal łapie za kołnierz Rileya/Christinę i odciąga ją do tyłu. Przed Wami znajduje się duża kępa brzytwotrawy, przykryta odrobiną śniegu, ale nadal niebezpieczna. Musicie znowu znaleźć drogę dookoła.
16. Słyszycie przeszywające jęki. To szyszymora. Jej krzyki podobno zwiastują czyjąś śmierć. Ale w zakazanym lesie jakieś stworzenie traci życie co chwila. Prawda?
17. Natrafiacie na rannego szpiczaka. Jest już tak słaby, że nie ma siły przed Wami uciekać, jednak nadal żyje. Mimo własnych zmartwień Chris/Hal zabiera zwierzę ze sobą.
18. Na drzewie widzicie wyraźny odcisk zakrwawionej dłoni. Czy to dłoń Willa?
19. Melusine/Gabrielle wpada w sporą jamę. Co więcej na jej dnie rośną diabelskie sidła. Reszta grupy dość szybko ją wyciąga, a następnie zaklęciem Lumos zmuszacie roślinę do ukazania dna jamy. Wszyscy wiecie, czego, a właściwie kogo, tam szukacie. Na szczęście dno jest puste.
20. Osoba, która postawiła grupę na tym polu: możesz przysiąc, że widziałeś/aś miedzy drzewami jednorożca. Mówisz o tym całej grupie (lub komuś obok Ciebie, jeśli postać jest nieśmiała), ale nikogo to nie obchodzi w obliczu tak poważnej sytuacji jak zaginiony uczeń. Może mają rację?
21. Znajdujecie rękawiczkę. Nikt nie przypomina sobie, czy Will miał rękawiczki, ale może wypadła mu z kieszeni. Na pewno warto było założyć, że należała do niego. Nie wygląda jakby leżała w lesie długo.
22. Nagle zza krzaków wyskakuje czerwony kapturek i uderza Annabelle/Victorię w piszczel drewnianą pałką. Dopiero wtedy widocznie dociera do niego, że ma do czynienia z grupą kilkorga czarodziejów, bo natychmiast znika z powrotem w krzakach.
23. Drogę zastępują Wam trzy centaury. Zdecydowanie nie podoba im się Wasza obecność, ale znają Chrisa/Hala i małych ilościach są ich w stanie znieść. Niestety stworzenia wiedzą już o tym, że zgubiliście jednego ucznia, która szlaja się teraz po ich domu i gwiazdy wiedzą co robi. Opiekun waszej grupy długo pertraktuje z półludźmi-półkoniami, ale te w końcu decydują się Wam pomóc i wskazują, gdzie widziały zgubionego chłopaka. Ruszacie w tamtym kierunku.
24. Osoba, która postawiła grupę na tym polu: zatrzymujesz się, żeby zawiązać buta i niemal natychmiast dostajesz burę za zostawanie z tyłu. Dlaczego nie powiedziałaś/eś, że musisz się zatrzymać?!
25. Wszyscy czujecie się obserwowani, ale jest to uczucie, które często towarzyszy gościom w Zakazanym Lesie. W pewnym momencie słyszycie jednak wyraźnie odgłos naciąganej cięciwy. Chris/Hal zatrzymuje Was na chwilę. Nic się nie dzieje. Po chwili powoli ruszacie dalej.
26. Chris/Hal zatrzymuje Was gwałtownie. Przed Wami między drzewami rośnie całe mnóstwo horklumpów. Wystarczy ich lekko dotknąć, by wyrzuciły z siebie chmurę toksycznych zarodników. Musicie je obejść.
27. Mijacie drzewo naznaczone głębokimi bruzdami. Podczas pełni musiał sobie na nim ostrzyć pazury jakiś wilkołak.
28. W pewnym momencie czujecie smród końskiego łajna. Okazuje się, że Bruno/Russell wszedł w centaurzą kupę. Wtedy uświadamiacie sobie, że musieliście trafić na jakiś ich wychodek tych istot, bo wszędzie dookoła Was znajdują się miny, niektóre przykryte cienką warstwą śniegu, inne zupełnie świeże. Myślicie, że macie pecha, jednak Chris/Hal dostrzega w śniegu ślady butów. Mogą należeć do Willa.
29. Maximilian/Bridget zostaje z tyłu. Nie jest tego nawet za bardzo świadomy/a. Stoi naprzeciwko karmazynowego szeptnika jak zahipnotyzowany/a, ale zanim zupełnie wnika mu/jej w umysł, Chris/Hal odciąga go/ją od rośliny.
30. Między drzewami dostrzegacie bladoniebieskie światło. To ognik, słynący z tego, że pomaga zagubionym. Może idzie za nim Will, a może to właśnie on doprowadzi Was do Willa? Idziecie w jego kierunku. POSTA PISZE WILL.
Grupa Chrisa: Riley, Morgan, Violetta, Carmel, Bruno, Max, Annabelle, Melusine
Pamiętacie kostki z poprzedniego etapu i liczby: 13, 26, 39, 52, 65, 78? Z osób, które załapały się na te liczby (+ Carmel i Yuuko za karę za brak odpisu :p) wylosowałam, kto się zgubi. Link tutaj: klik.
Ostatnio zmieniony przez Hal Cromwell dnia Nie Mar 22 2020, 11:34, w całości zmieniany 1 raz
Pola:2 Słyszycie krzyk! Nie tak daleko! I brzmi na krzyk młodego chłopaka. Biegnijcie w jego stronę! Może go dogonicie!
Victoria początkowo chyba nawet nie wiedziała, co się dzieje. Wciąż jeszcze była skupiona na przewodniku, który, trzeba to przyznać, dość mocno ją wciągnął, nic zatem dziwnego, że poświęcała mu naprawdę wiele uwagi i nie chciała, żeby coś jej umknęło. W końcu miała naprawdę odpowiedzialną rolę, jeśli mieli się czegoś nauczyć, coś poznać, coś zrozumieć. Dopiero po chwili zaczęła rozglądać się nieco nieprzytomnie, starając się jednocześnie zrozumieć, co dzieje się dookoła nich, aczkolwiek nie umiała w pierwszej chwili pojąć, jak ktoś mógł się zgubić. W którym momencie Will po prostu odszedł na bok? Była chyba zbyt skupiona na poszukiwaniu śladów, żeby faktycznie zauważyć jego zniknięcie. Musiała przyznać, że serce biło jej dość mocno, kiedy profesor ich rozdzielał i jakoś tak odruchowo złapała @Loulou Moreau za rękę - w końcu dziewczyna na pewno miała więcej odwagi, niż jakaś tam Krukonka! Po chwili drgnęła, bo do ich uszu doleciał krzyk! Być może zatem William był niedaleko nich? Trzeba było koniecznie ruszyć w tamtą stronę. I chociaż miała wrażenie, że przedzieranie się przez krzaki nie jest niczym przyjemnym, nie miała innego wyjścia, niż po prostu ruszyć za profesorem na poszukiwanie zaginionego gagatka. Bała się trochę, co mogło go spotkać, w końcu znajdowali się w środku Zakazanego Lasu, a to nigdy nie było nic dobrego, prawda?
C. szczególne : Blizny na całym ciele, które wychynęły po usunięciu wszystkich mugolskich tatuaży, runa agliz na lewym ramieniu, krwawa obrączka na palcu serdecznym prawej dłoni, blizna w kształcie błazeńskiej czapki na prawej piersi, trzy blizny przez całe plecy, blizna w kształcie kluczy tuż nad sercem, runa jera na brzuchu
Pole:1 Idziecie tropem/wydeptaną ścieżką, gdy nagle zauważacie kępkę zjadacza trupów. Na szczęście zbyt małą, by móc obawiać się, że obrosła Willa. Jest jednak na tyle świeża, że mogłaby pojawić się tu po ślizgonie. Zresztą póki co, nie macie lepszego śladu niż ten, po którym szliście do tej pory. Musicie jednak obejść zjadacza, żeby bezpiecznie wrócić na "trasę".
- Ja jebię - mruknął w stronę @Bruno O. Tarly, jednocześnie wywracając oczami. Miał teraz naprawdę ochotę zapalić, bo znajdowali się w środku całkiem cudownego gówna, a jemu naprawdę nie chciało się za bardzo zapierdalać po lesie. Bać się nie bał, bo i czego? Ale musiał przyznać, że nie uśmiechało mu się szukanie jakiegoś popieprzonego pomyleńca, który postanowił sobie zrobić jaką mało, kurwa, śmieszną wycieczkę. Nie mieli jednak wyjścia, więc bardzo grzecznie ruszył za gajowym, skoro już tak musieli, a później przystanął, kiedy okazało się, że przed nimi znajduje się jakiś zjadacz trupów. Hę? Kurwa, że co? Średnio kojarzył tę nazwę, ale skoro już tak chcieli, to niech im będzie, zgodnie z koniecznością wlazł w sąsiednie krzaki i postanowił obejść to małe gówno, jak należy, chociaż trupem się nie czuł i pewnie nic by mu ta kurwa nie zrobiła. Ale chuj z tym, jak kazali, to oblazł, żeby wrócić na trasę, czy gdzie oni tam właściwie szli. Normalnie przygoda życia! Ciekawe, czy Williama też.
C. szczególne : Niski wzrost, chorobliwa bladość, blizny po poparzeniu na lewej stronie ciała, blizny na lewej ręce po nocy z Drejczim. Dziecinny wygląd. Ubrania z motywami mugolskimi.
Nie strzeliła, ale też nigdy nie uważała się za eksperta od magicznych czy zwykłych stworzeń. Odgadywanie, które zwierzę zostawiło dany ślad potraktowała raczej jak niezłą zabawę niż rywalizację. Miała właśnie iść i ponownie uprzykrzyć życie Russellowi, gdy powstało małe zamieszenie, a profesor podszedł szybko do gajowego. Czyżby ktoś się zgubił? Zmarszczyła brwi i stanęła bliżej Alvareza. I w sumie dobrze zrobiła. Może dzięki temu wylądowali w jednej grupie? Zaraz potem ktoś usłyszał krzyk, więc pobiegli w tamtym kierunku. Kryśka ledwo przedarła się przez krzaki, ale jakoś wyjątkowo nie narzekała na nic. Krzyk ucichł, a oni stanęli grupą pomiędzy drzewami, rozglądając się za Willem. Chwilę później rozległ się drugi krzyk. Bliżej, tak jakby nad ich głowami. Kryśka zadarła głowę w górę, tak jak reszta grupy, ale zamiast chłopaka zobaczyli tam... kruka. - To parszywe ptaszysko umie tak imitować głos ludzki? - zapytała Russella, dźgając go łokciem w żebra. Mimowolnie spojrzała na profesora Cromwella. Współczuła mu w tej chwili równie bardzo, co zagubionemu chłopakowi.
Krzyczenie w lesie raczej nie było najlepszym planem, ba, przeraziło ją chyba nawet bardziej, niż dowiedzenie się o tym, że jeden ze studentów zniknął. Ale nie miała zamiaru w żaden sposób tutaj mędrkować, bo należało skupić się na zadaniu, które wyszło właściwie przypadkiem i nie zostawiało zbyt dużego pola na żarty. Max znalazł jakiegoś złowieszczego krzaka, który mógł zapowiadać, że Fitzgerald mijał to miejsce. Poszli więc dalej za czymś, co teoretycznie dałoby się uznać za ludzkie ślady. Deszcz, który zaczął padać chyba nie miał zbyt dobrych zamiarów, jeżeli chodziło o trwałość tropów, więc należało się pospieszyć. Kątem oka zauważyła przelatujące nad nimi, spore stworzenie, ale uznała, że to pewnie jakaś sowa, bo wiwerna mimo wszystko by się tutaj nie spodziewała. A tym bardziej nie wpadłaby w tym stresie na podejrzewanie Lelka. Należało się pospieszyć. Ekipa znajdująca się pod skrzydłami O'Connora wyglądała na zdecydowanie kumatą i powinni sobie dobrze poradzić w takich kryzysowych warunkach. Może niedługo ktoś miał znaleźć konkretniejsze ślady, niż ona, aby choć trochę wiedzieli, na czym stali i co mogło się dziać z maruderem Williamem.
Riley Fairwyn
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 185cm
C. szczególne : cała górna lewa strona mojego ciała jest poparzona - ukrywam to za pomocą metamorfomagii; liczne blizny na dłoniach; blizna po dziobie bystroducha przebiegająca przez całą szerokość pleców
Uniosłem brwi po jej słowach, faktycznie przez moment prezentując totalnie sto procent krukońskiej inteligencji i po prostu… mijając się z nią myślą. Dopiero dwie sekundy później dotarło do mnie o czym może mówić Melu i parsknąłem cicho. - Może jedni bardziej od innych, a może wszyscy po równo. Ja jednak, jeżeli miałbym wybierać, wolałbym szlochać w kompletnym odosobnieniu. Nie jest właściwym ukrywać emocje, ale z drugiej strony nie potrafię sobie wyobrazić wikłania w nie innych ludzi. - Odpowiedziałem jeszcze szeptem, zanim tak naprawdę zaczęła się cała lekcja. Potem nastąpiła cała fala milczenia przetykana propozycjami innych dotyczącymi znalezionych śladów. Unikałem cudzych spojrzeń, woląc chłonąć jednocześnie spokój bijący od lasu. Odkąd bystroduch poharatał mi plecy, wciąż nie zebrałem się na to, aby wrócić na polowania. Wobec tego, takie chwile jak ta były dla mnie niezwykle cenne, a czułem się trochę tak, jakbym tak naprawdę je komuś wykradał. Zerknąłem kątem oka na Meluzyne, gdy ta odwróciwszy się skierowała na mnie swoje spojrzenie. Najpierw lekko się uśmiechnąłem, potem ten wyraz najpierw zamarł mi na ustach, a potem z nich spełzł. - Czekam na wyrok - odpowiedziałem zagadkowo, przyspieszając kroku, aby zrównać się z nią i nie mówić tego głośniej, niż musiałem. - Elaine musi zastanowić się czy chce ze mną zamieszkać. - Zdradziłem, czując jak uchodzi ze mnie całe napięcie, jakie w sobie dusiłem odkąd wróciliśmy z Mount Blanc. Nie byłem nawet świadom jak wiele goryczy było w tych dziewięciu słowach, dopóki tak naprawdę nie usłyszałem siebie jak je wypowiadam. Westchnąłem machnąwszy ręką, sugerując jednocześnie, że tak naprawdę nie jest (nie powinno?) być to coś ważnego, ale jednak… no jednak było. - Wolałbym, żeby odmówiła mi od razu. - Dodałem jeszcze, a potem zamilkłem już skutecznie, bo najwidoczniej wyczerpałem swój limit zwierzeń na cały najbliższy tydzień. Jednocześnie skrzyżowałem ramiona na piersiach, bo przyjąwszy pozycję zamkniętą chociaż na moment czułem się w całej tej sytuacji bezpiecznie. Wtedy też zgubił się William, co spowodowało, że wreszcie zobaczyłem coś bardziej wymarłego od wiwernów - przeklinającego Hala. Uniosłem wyżej brwi, spoglądając szybko na towarzyszącą mi Melu i usunąłem się z drogi powalając całej ekipie na ponowne wyprzedzenie nas nim dołączyliśmy do drużyny Christophera. Rola zamykającego pochód była dość wdzięczna. Dzięki temu ominęliśmy z Melu krzak śmierci i mieliśmy super widok na skaczącego nam nad głowami… - Patrz! Lelek! - Powiedziałem trochę głośniej, niż chciałem i najpewniej zwróciłem tym uwagę pozostałych na stworzenie, które przeskoczyło tuż nad Morgan. Deszcz już mniej mnie interesował, chociaż chłodne krople przebijające się przez drzewa i wpadające za kołnierz nie były przyjemne, a potem… no cóż, mieliśmy pierwszą krwawą ofiarę. Tuż obok mnie Christopher o coś się potknął. Nie zdążyliśmy nawet w żaden sposób zareagować, zanim upadł i rozciął sobie łuk brwiowy. - Na Merlina - jęknąłem, czując już powoli, że cała ta ekspedycja prowadzi do zbiorowej katastrofy. Podszedłem do gajowego, oferując mu swoją pomoc w zaleczeniu skaleczenia. Krew zalewająca oczy nie dość, że nie była niczym przyjemnym to jeszcze stanowczo utrudniała wypatrywanie śladów Williama. Na szczęście, całkiem nieźle radziłem sobie w uzdrawianiu drobnych ran.
pole: 5 + 2=7 => Osoba, która postawiła grupę na tym polu: chcesz pomóc i rzucasz Perriculum. Czy Will dostrzeże czerwone iskry? Trudno na to liczyć w takiej gęstwinie. Zaklęcie płoszy jedynie ptaki na drzewie nad Tobą. A czy Hal nie mówił przypadkiem czegoś o rzucaniu zaklęciami bez pozwolenia? Przeczuwasz ochrzan.
Czyli miała dobre przeczucie! Wychodziło na to, że faktycznie niedawno przechadzał się tędy troll leśny. Ta myśl wywołała na jej karku lekką gęsią skórkę. Nie bała się, przecież byli pod opieką dwóch doświadczonych opiekunów, ale mimo wszystko świadomość, że parę metrów dalej mogą kryć się różne niebezpieczne stworzenia była trochę niepokojąca. Wcześniej nie zdawała sobie z tego sprawy i traktowała zajęcia jako wesołą wycieczkę. Jakby tego było mało, okazało się, że jeden uczeń zniknął. Sam się oddalił, czy coś go złapało i zaciągnęło do lasu kiedy wszyscy byli zajęci śladami? Nie znała Willa, ale w tym momencie mógłby to być naprawdę ktokolwiek, a przeraziłaby się tak samo. Widząc dodatkowo panikę profesora zmroziło jej krew w żyłach. Nie bała się o siebie, ale o tego biednego chłopaka. Naturalny instynkt kazał jej zrobić wszystko by go odnaleźć jak najszybciej. Może ich szukał i nie mógł odnaleźć? Trzeba było dać mu jakiś znak, pokazać, że są tutaj i go szukają! Niewiele myśląc wyciągnęła różdżkę i rzuciła zaklęcie. - Perriculum! - Zainkantowała z nadzieją, że Will ich dostrzeże, ale las był w tym miejscu zbyt gęsty, by czerwone iskry mogły się przez niego przedrzeć. Jedynie ptaki dookoła poderwały się do lotu. W tym momencie wiedziała już, że to był głupi pomysł i spojrzała przepraszająco na profesora.
Annabell absolutnie nie spodziewała się, że trafi, albo chociaż będzie blisko. Można więc wyobrazić sobie jej zdumienie, kiedy Victoria potwierdziła jej słowa. Helyey prawie nie zadławiła się własną śliną, chociaż zakrztusiła się naprawdę mocno, zaczynając kaszleć jak debil. Szybko jednak się opanowała i mruknęła ciche przepraszam do innych i profesora Cromwella. Miała nadzieję, że nie obudziła swoim kaszlem jakiegoś dzikiego zwierzęcia, ale co mogła poradzić, że własna ślina chciała ją zabić? Niemniej jednak była z siebie cholernie dumna, że jej się udało, bowiem z opieki orłem nie była i zdecydowanie magiczne zwierzęta nie fascynowały ją tak jak innych. Po chwili zaczęło dziać się coś niepokojącego. Cromwell od początku miał parszywy humor, ale teraz wyglądał na naprawdę zdenerwowanego. Kiedy zawołał jakiegoś chłopaka, Ann rozjaśniło się w głowie i doskonale zrozumiała zdenerwowanie nauczyciela. Przełknęła ślinę, ponieważ to wszystko sprawiło, że ona sama się zestresowała, choć podświadomość mówiła jej, że w takich wypadkach potrzeba zimnej krwi, ale żadnej krwi wolałaby nie widzieć. Ruszyli na poszukiwania zaginionego chłopaka, idąc za prawdopodobnie ludzkim śladem. Nie była przekonana do opieki gajowego, nie wiedziała o nim nic, ale większym zaufanie darzyła nauczyciela onms, nic personalnego, zwyczajnie tak czuła. Deszcz, który na nich spadł, sprawił, że po jej kręgosłupie przeszedł dreszcz. Chyba gorzej być nie mogło. Chyba, że Willa znajdą martwego. Las nie był wcale przyjemnym miejscem i miała ochotę już stamtąd wyjść, zaszyć się w pokoju wspólnym, tudzież bibliotece i przede wszystkim czuć się bezpiecznie. Spojrzała do góry po słowach jakiegoś chłopaka z jej grupy i faktycznie zobaczyła lelka, a zaraz kiedy opuściła wzrok, ujrzała gajowego potykającego się o kamień. Kilka przekleństw pojawiło się w jej głowie, miała nadzieję, że nie upadł na nic groźnego. Zobaczyła tylko rozcięty łuk brwiowy i masę krwi, choć przy rozcięciu tego miejsca nie było to nic dziwnego. Zaczęła gajowemu współczuć i już chciała zaproponować pomoc, kiedy chłopak od lelka ją uprzedził i pomógł Christopherowi. Szli dalej, wypatrując tropów Williama, miała nieodparte wrażenie, że niedługo wszystko skończy się wielką katastrofą niczym czarne trasy na feriach. Zobaczyła jak Chris odciąga od czegoś chłopaka od lelka. Cóż, przynajmniej teraz byli kwita, czyż nie? O mały włos nie wpadł w kępę brzytwo trawy, musieli znaleźć drogę dookoła, nie mieli wyboru, ta trawa była prawdziwym cholerstwem.
Chłopak źle odczytał ślady stóp zwierzęcia, ale nie spodziewał się co prawda niczego innego. Nie znał się na śladach zwierząt dlatego też postanowił strzelać z odpowiedzią. Nie mogło być to duże zwierze dlatego coś takiego palnął. Jego przyjaciółka zdawało się, że również nie wie co to takiego więc nie był na takiej przegranej pozycji. Nikt chyba nie spodziewał się tego co nastanie później. Cieszył się, że był w drużynie Hala i to razem z Kryśką. Postanowił się trzymać blisko niej. A co jeśli to jej by się to przydarzyło? Zaczął się bardzo zamartwiać i nie dało się ukryć, że jego zawsze radosna mina posmutniała. Rzadko kiedy mu się to zdarzało, ale jednak. - Nie, raczej nie. Moim zdaniem- odpowiedział przyjaciółce mimowolnie zerkając też na profesora, a kiedy jakaś dziewczyna wypowiedziała zaklęcie mimowolnie sięgnął do kieszeni po różdżkę... ale jej tam nie było. Wpadł w panikę. Musieli się zatrzymać natychmiast. - STOP!- może nie krzyknął, ale powiedział tak głośno żeby wszyscy z jego drużyny go usłyszeli. - Zgubiłem różdżkę, wypadałoby zawrócić- powiedział nieśmiało bojąc się spojrzeć na pozostałych. Wszyscy się wkurzyli, ale nic dziwnego. Zawrócili niechętnie. Po kilku minutach drogi zdał sobie sprawę jednak, że ma ją w drugiej kieszeni. Nie wiedział jak im to powiedzieć, ale nie chciał by dalej szli. Stop! Jednak mam ją w drugiej kieszeni- sprawa była bardzo poważna a on takie coś odwalał.
kostki:4>11 pole:11. Osoba, która wyrzuciła ten post: zatrzymujesz całą grupę, bo uświadamiasz sobie, że zgubiłeś/aś różdżkę. Nikogo to nie cieszy, ale zawracacie. W pewnym momencie uświadamiasz sobie jednak, że masz ją w drugiej kieszeni. Nerwy udzielają się każdemu, na nieszczęście dla Ciebie także opiekunowi grupy, który w prawdzie nic nie mówi głośno, ale wyczuwasz, że jest bardzo niezadowolony. Grupa Hala@Bridget Hudson@Loulou Moreau@Victoria Brandon@Gabrielle Levasseur@Yuuko Kanoe@Christina Grim@Nancy A. Williams@Prudencia Rosario
Carmel M. Gallagher
Rok Nauki : VI
Wiek : 21
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 167
C. szczególne : dołeczki w policzkach kiedy szeroko się uśmiecha, blizna tuż nad prawą brwią. Kilka kolczyków w prawym uchu.
Przeprosiła dziewczynę chyba jeszcze z kilka razy, po czym przytaknęła i wspólnie ruszyły w stronę zakazanego lasu. Ten mały wypadek zabrał im jednak więcej czasu niż zapewne obie się spodziewały – i choć nie wiedziała czemu aż tak bardzo się spóźniły, na miejscu pojawiły się zdecydowanie zbyt późno. Na tyle późno, że nie do końca potrafiły (a przynajmniej Carmel) odnaleźć się w tropieniu zwierząt. Czuła się zdezorientowana i raczej zagubiona, więc postanowiła zrobić to, co wychodziło jej w takich sytuacjach najlepiej – przyczepić się do Moe, która również przyszła na te zajęcia i u jej boku udawać, że jako tako ma pojęcie co robi. Przytuliła się do przyjaciółki na powitanie, zachodząc ją od tyłu kiedy ta uparcie coś tropiła i zaśmiała się niezbyt głośno. — Co tam wytropiłaś, nundu? — zapytała, ale nie dane im było porozmawiać przez dłuższą chwilę, bo profesor Cromwell zaczął nawoływać Williama, wobec czego Carmel rozejrzała się czujnie i słowo daję, gdyby tylko mogła, zastrzygłaby ciekawsko uszami. — Ślizgoni — mruknęła tylko do przyjaciółki, przewracając teatralnie oczyma — Jest rudy, powinien być dobrze widoczny. Żarty chyba się jej dziś trzymały, ale to pewnie nie był najlepszy na nie moment. Zamknęła się więc, bo sytuacja z chwili na chwilę robiła się coraz bardziej napięta. Kiedy ruszyli na jego poszukiwania, skupiła się na rozglądaniu na tyle, że umknął jej i upadający Chris, i ciągnięty za kołnierz Riley. Nagle za ich plecami dało się słyszeć przeraźliwy jęk. Przestraszona, złapała Moe za rękę i wyciągnęła różdżkę z torby, tak na wszelki wypadek. Dziwne, że dopiero teraz. Miała nadzieję, że jeśli ktoś ma tu umrzeć, to żadne z nich. Ani z tej drugiej grupy. Ani Will. Merlinie, miej nas w opiece.
Nie zdziwiła się, że nie udało jej się odgadnąć, czyj trop znalazła. Zupełnie nie znała się na lądowych stworzeniach, a co dopiero, żeby rozpoznać ich ślad. Na całe szczęście jedynie ćwiczyli. Podobały jej się takie zajęcia, wyjście do Lasu. Rozglądała się po bokach, próbując zapamiętać jak najwięcej, gdyby chciała się tutaj wybrać samotnie, a cóż, chodziło jej to po głowie. Zaraz jednak usłyszała wujka, który zaczął nawoływać jednego z chłopaków. W momencie poczuła jak adrenalina i u niej zaczyna buzować. Jak można być takim idiotą, żeby odejść od grupy w trakcie zajęć? Choć nie, coś mogło się stać, nie powinna raczej tak myśleć. Ścisnęła @Victoria Brandon za rękę, gdy tylko ją złapała i uśmiechnęła się lekko dla dodania otuchy. Wiedziała, że go odnajdą, w końcu było ich dostatecznie dużo. Nie mogli się jednak rozdzielać zbytnio. Patrzyła na Hala z wyczekiwaniem, a gdy podzielił ich na grupy, cieszyła się, że została z Viks. Trzymała ją za dłoń przez cały czas, gdy słyszeli pierwszy, a potem drugi, który okazał się krzykiem ptaszyska. Zgrzytnęła z irytacji zębami, kiedy szli dalej, a Russell nagle uznał, że zgubił różdżkę, którą miał jednak w kieszeni. Cóż, nastrój udzielał się wszystkim. Nagle przystanęła, dostrzegając rozszarpane zwłoki łani. - Wydaje mi się, że powinniśmy iść w drugą stronę - powiedziała glośno, wskazując palcem na zwłoki.
Violetta Strauss
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 168cm
C. szczególne : wyjątkowo niski i zachrypnięty głos | tatuaż z runą algiz na wnętrzu lewego nadgarstka | na palcu prawej dłoni zawsze obrączka Bruhavena, a nad nią krwawy znak | blizny: na palcach i wierzchu lewej dłoni oraz jedna biegnąca w poprzek jej wnętrza, na łydce po ugryzieniu inferiusa, w okolicach zregenerowanego lewego ucha
Okazało się, że jednak nie miała racji i tropu raczej nie zostawił kuguchar. No mówi się trudno. Nigdy nie twierdziła, że jest jakimś ekspertem w magizoologii i chyba to się jedynie potwierdzało. Wzruszyła jedynie ramionami i podziękowała Victorii za poprawienie jej błędu. Do dyskusji także włączył się Hal, chcąc spytać uczniów o ich opinię odnośnie tego czemu ślad nie mógł należeć do kotowatego. Uwagę Strauss przykuło jednak to, że nagle nie mogła dostrzec obok siebie Willa, który odszedł dosłownie na kawałek. Wcześniej nie zwróciła na to uwagi, bo na chwilę skupiła się na Cromwellu, który podszedł bliżej niej i Brandon. Całe szczęście nauczyciel również zauważył brak Ślizgona i zaczął wypytywać o to czy ktoś widział Fitzgeralda. Zdecydowanie jej się to nie podobało. - Przed chwilą jeszcze tu był... - odpowiedziała po czym odwróciła się w stronę @Gabrielle Levasseur, z którą również Fitz rozmawiał w czasie lekcji. Miała nadzieję, że chociaż ona coś wie i rudzielec nie zagubił się gdzieś sam w lesie. - Widziałaś gdzieś Willa? Powinien gdzieś tutaj być? I nie powinien się oddalać. Czemu czuła, że tak to się skończy? W końcu chyba żadna lekcja w Hogwarcie nie mogła przebiegać bez przeszkód. A jeszcze tak się nabijali z zasad bezpieczeństwa, które omawiał im Hal i jakby na ironię losu to właśnie chłopak się zgubił. Krukonka zdecydowanie wolałaby zająć jego miejsce, ale nie mogła nic na to poradzić. Mogli teraz jedynie się zmobilizować i zacząć poszukiwania Willa nim cokolwiek poważnego zdąży mu się stać w tej dziczy. Zaklęła jeszcze soczyście pod nosem, czując wzrastającą frustrację. - Kurwa... Wiedziałam, że jednak powinniśmy iść za ręce - może chociaż w ten sposób William by się nie zgubił. Albo zgubiliby się we dwoje, ale to zawsze oznaczało większe szanse przeżycia, prawda? Oby naprawdę nic mu się nie stało i nie natrafił na jakieś rozszalałe stado centaurów albo jakieś grasujące po lesie ludojady. Czasu na panikę nie było zbyt wiele, bo wkrótce Hal rozdzielił ich na dwa zespoły poszukiwawcze. Strauss spojrzała na O'Connora, który miał im przewodzić i nie myśląc za wiele podążyła jego śladem. A ich mała wycieczka z pewnością była niezwykle barwna... Wpierw natrafili na zjadacza trupów, który obrastał coś... o wiele mniejszego od Willa, miejmy nadzieję, że był to jakiś jelonek czy inna sarna. Mimo wszystko ten obraz, pobudzał wyobraźnię i sprawiał, że obawa o los Ślizgona stawała się coraz większa. Potem jeszcze zaszczyciła ich jakże soczysta ulewa, w której udało im się dostrzec kształt przelatującego nad ich głowami lelka. Całe szczęście, że ten nie zapłakał, bo naprawdę mogliby skończyć marnie. Strauss powoli czuła coraz bardziej obezwładniający pesymizm i natłok negatywnych myśli, które podsuwały jej same czarne scenariusze odnośnie losu ich zaginionego w akcji towarzysza. Gdzieś po drodze Chris jeszcze potknął się o jakiś kamień, ale Viol zupełnie nie zwracała na to uwagi, bo tym, co ją zajmowało obecnie był rozlegający się wokół krzyk szyszymory. To był zły znak. To był cholernie zły znak, ale miała nadzieję, że ta wrzeszczy z powodu śmierci jakiegoś zwierza w środku lasu, a nie zaginionego Fitzgeralda. I tak oto szli dalej. Przynajmniej dopóki Melu nie wpadła przypadkiem w zamaskowaną jamę pełną diabelskich sideł. Całe szczęście, że reszta grupy miała na tyle sprawne umysły, by szybko przypuścić atak zmasowanym Lumosem na roślinkę, próbującą udusić ich przyjaciółkę. Viol odetchnęła z ulgą, gdy tylko zobaczyła, że przyjaciółce nic nie dolega. W końcu to wszystko mogło się skończyć o wiele gorzej. - W porządku, Mel? - spytała jedynie, spoglądając szybko na Pennifold z troską. Wtem jednak jakaś szalona myśl o tym, że Will mógł również paść ofiarą sideł nawiedziła jej myśl i niewiele myśląc postanowiła wskoczyć do dziury, by przeszukać dno jamy, chcąc się upewnić, że nigdzie na dnie nie spoczywa ciało rudzielca. I nawet nie spodziewała się jaką ulgę choć jedynie chwilową przyniosło jej odkrycie tego, że swego rodzaju jaskinia była pusta. To jednak oznaczało, że Fitz był wciąż gdzieś tam głęboko w lesie i prawdopodobnie czekał na ich ratunek.
Melusine O. Pennifold
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 25
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 169
C. szczególne : turban na głowie z magicznymi wzorami, piegi na twarzy, płynne ruchy, zwiewne ubrania;
Nie zdążam odpowiedzieć nic mądremu Riley'owi, bo już wciągam się w lekcję, podczas której mój przyjaciel woli kontemplować jakieś poważne sprawy. Ja zaś coś tam pouczestniczyłam w lekcji, nawet powiedziałam coś mądrze, przez co o mało nie poklepałam się sama po plecach, że tak dobrze mi idzie; uśmiecham się z dumą do ziomka i uznając, że spełniłam swój obywatelski obowiązek na lekcji, wypytuję go co się dzieje. Zaaferowana tajemniczymi słowami wpatruję się w Krukona intensywnie, jakbym chciała pogonić go wzrokiem. Zaś na Twoje słowa reaguje bardzo dojrzale skacząc z nogi na nogę i zakrywając ręką usta na tą jakże ekscytującą wieść. - O boże, jak super - mówię i nie mogąc się powstrzymać łapię za ramię przyjaciela i entuzjastycznie potrząsam nim z szerokim uśmiechem. Zaś na pesymistyczne słowa przewracam oczami, dalej się zachwycając tak dużym krokiem, który chce podjąć Fairwyn. Tak szybko dorósł! - Co Ty mówisz, pewnie firanki już wybiera! - dodaję machając teraz rękami bezwładnie. Marszczę na chwilę brwi zastanawiając się dlaczego w ogóle nie odpowiedziała Ci od razu, przecież na pewno jej zależy na Tobie, ale nie chcę tracić rezonu. - Kiedy ma dać odpowiedź? - pytam wobec tego ubierając moje obawy w inne słowa. Wtedy jednak okazało się, że ktoś zgubił się w lesie na co unoszę brwi i wymieniam spojrzenia z przyjacielem. - Co ten Will - wzdycham nad nieporadnością Ślizgona i ruszam ze swoją grupą na poszukiwania chłopaka. Najpierw oczywiście również zwracam uwagę na lelka, ale po chwili dzieje się jakaś seria bardzo niefortunnych zdarzeń. Najpierw dosłownie obok nas wywraca się Chris, na co ja tylko zamachałam chaotycznie rękami, zanim ponownie nie przyłożyłam dłoni do ust, z przerażeniem połączonym z jakimś rozbawieniem nad nieudolnością tutejszych chłopów. Riley szybko go jednak łata, a przez to wydarzenie jest taki rozkojarzony, że Chris musi go ciągać za kołnierz przed wejściem w brzytwotrawę. Ponownie kręcę głową lekko ubawiona tym wszystkim; dlatego mnie oczywiście dopada karma za lekkomyślne wywracanie oczami na mężczyzn, bo kiedy idę po podłożu wydającym się normalnym okazuje się, że jest to jama pełna diabelskiego sidła. Piszczę głośno jak szyszymora czy coś, kiedy nagle czuję, że tracę podłoże i ląduje na czymś miękkim. - Riley?! - krzyczę oczywiście do przyjaciela, w biedzie zwracając się do najbliższej mi tu osoby, nie do nauczyciela. Na szczęście jestem mistrzem zielarstwa, więc od razu się orientuje co mnie otacza i nie wierzgam się, tylko siedzę w bezruchu, zaniepokojona. - Lumos, musicie rzucić - krzyczę do głów, które widzę nad sobą, a moja rozgarnięta grupa pośpiesznie wyciąga mnie z sideł. Kiwam głową Violi, że wszystko w porządku i wyciągam rączkę do przyjaciela, uznając, że nie chcę już chodzić sama. Podskakuję w miejscu kiedy po chwili wybiega na nas czerwony kapturek i przytulam się w panice do Krukona, dzisiaj szczególnie naruszając jego przestrzeń osobistą. Tym razem to jednak Annabell dostaje drewnianą pałką i stworzenie postanawia nie ruszać na resztę. Jestem powoli przekonana, że Will już od dawna leży martwy w lesie.
Nie zgadzał się z sugestią Krukonki, która miała jakieś specjalne względu u profesora. No ślady łap nie przypominały odcisków kopyt magicznej krowy z dwoma rogami, no halo! Ale nic nie mógł z tym zrobić, bo szli małymi kroczkami dalej, a w pewnej chwili Cromwell zaczął się widocznie niepokoić. Brakowało jednego studenciaka. Gdzie jest, kurwa, Will?! No oczywiście musiało się coś odjebać, nie mogli spędzić normalnej lekcji w pięknym otoczeniu tajemniczych gęstwin lasu. Nauczyciel był widocznie przerażony, bo nie zachowywał się tak, jak to miał w zwyczaju. Musieli się więc dostosować i posłusznie wykonywać wszelkie zlecenia. Sytuacja wymykała się spod kontroli... Dołączył do grupy Chrisa, jednak gajowy także zdawał się być cały roztrzęsiony: nie emanował radością jak zazwyczaj, a odpowiadał im jedynie półsłówkami. Minę miał nietęgą. No ale cóż się dziwić, jeśli coś stanie się uczniowi podczas lekcji - cała szkoła będzie miała przejebane. A najbardziej... biedny Hal. - No, ja też... - mruknął w odpowiedzi do Maxa i ruszył dość szybkim krokiem za resztą. Nie obawiał się, że coś ich zeżre* w tym lesie, no bo przecież byli pod dobrą opieką, a jednak większość magicznych stworzeń woli nie wchodzić w dyskusje z czarodziejami. Tylko ludzie są tak beznadziejni, że pchają się z przemocą wszędzie. Mimo to czekało na nich trochę wyzwań, począwszy od obrzydliwej kupki świeżych zwłok. Bruno wzdrygnął się lekko, ale na szczęście to zdarzenie ich nie dotyczyło. Ślizgon powinien być gdzieś indziej i, oby, cały i zdrowy. W pewnej chwili pech dopadł też Chrisa, bo ten potknął się i rozciął sobie łuk brwiowy. Tarly chciał nawet podbiec do niego i mu jakoś pomóc, ale wycofał się, bo jednak robiło się nieciekawie. Potem Riley był bliski nieszczęściu, wtórowały im paskudne odgłosy mrożące krew w żyłach, na deser cała draka z Melu... a potem Kapturek atakujący Annabell. Miał już dość. Nie tak sobie wyobrażał tę lekcję, dlaczego spotykało ich tyle nieszczęść? Gdyby nie Will, to... I wtedy je zobaczył. Trzy majestatyczne istoty, których wyraz twarzy nie sugerował zapraszania na herbatkę. Centaury patrzyły się na nich groźnie, a on zastanawiał się, co powinien w tej sytuacji zrobić. - Em, Chris? - zawołał, siląc się na spokojny ton głosu. Zaczynał doceniać Zakazany Las i jego potęgę. Nagle poczuł się jak małe, bezbronne dziecko. Na szczęście opiekun wiedział, co robić i postanowił zamienić kilka słów z centaurami. Był to dobry znak; znając ich więź z lasem i umiejętność odczytywania informacji z gwiazd - mieli szansę dowiedzieć się czegoś o zaginionym studencie. Tylko... kto zrozumie te niejasne i pokrętne odpowiedzi półkoni?
* pozdro dla Ezry
Kość:1 Pole: 23 - centaury; Drogę zastępują Wam trzy centaury. Zdecydowanie nie podoba im się Wasza obecność, ale znają Chrisa i małych ilościach są ich w stanie znieść. Niestety stworzenia wiedzą już o tym, że zgubiliście jednego ucznia, która szlaja się teraz po ich domu i gwiazdy wiedzą co robi. Opiekun waszej grupy długo pertraktuje z półludźmi-półkoniami, ale te w końcu decydują się Wam pomóc i wskazują, gdzie widziały zgubionego chłopaka. Ruszacie w tamtym kierunku. Grupa CHRISA
Po tym, jak centaury ukazały im drogę poszło całkiem łatwo, choć nadarzył się jeszcze wypadek w postaci znikającego Maxa, jakby dotąd mało było kłopotów z czyimś zostawaniem z tyłu. Kiedy już za pomocą O'Connera Gryfon został uratowany od niechybnej śmierci, mogli ruszyć dalej. Wszyscy najwyraźniej wzięli sobie do serca, by się spieszyć. Należało jak najszybciej łapać Fitzgeralda pod pachę i spieprzać z tego lasu, aby już dłużej nie kusić losu. Davies miała zdecydowanie dość leśnych przygód, choć jej samej stało się niewiele. Tylko stresem się już zdążyła najeść, lecz były to niewielkie konsekwencje jak na to, że wszystkim przecież coś ciągle tutaj zagrażało. Po krótkim spacerze i poszukiwaniu tropów William powinien się już znaleźć, ale może coś nie tyle go rozszarpało, co na przykład zjadło i chłopisko było nie do odnalezienia? Czy na pewno był jeszcze w ogóle w jednym kawałku? Chris dotychczas ratował ich od tylu zagrożeń, że kolejny narażony uczeń pewnie nie robił mu juz różnicy. Nawet z tą rozciętą gębą, czy może właśnie dzięki niej, wyglądał na niepokonanego gajowego. I najwyraźniej miał też dyplomatyczny dryg.
Annabell Helyey
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 170,5
C. szczególne : intensywnie niebieskie oczy; tatuaż ciągnący się od uda do żeber; węgierski akcent
To była katastrofa, miała wrażenie, że jeszcze chwila i nie dość, że Willa znajdą martwego, to i oni wszyscy umrą. Nie spodziewała się, że ktokolwiek postanowi oddalić się od grupy w takim miejscu. Nawet jeśli ktoś uznawał, że las zna jak własną kieszeń, to niestety – natura lubiła płatać figle i kiedyś słyszała, że las po godzinie może przestać być taki sam. Ten był o tyle specyficzny, że żyło w nim mnóstwo magicznych stworzeń, niekoniecznie niegroźnych, przecież nie bez powodu ten las był zakazany. Zaczęła wątpić, że jeszcze kiedykolwiek ujrzy swoją rodzinę i okej, może trochę panikowała, ale przecież kompletnie nie miała pojęcia gdzie jest, a wszystkie drzewa wyglądały złowrogo i… tak samo. Była przekonana, że krążą w kółko, a wokoło nic się nie zmienia, bowiem dla Helyey każde miejsce w tym lesie wyglądało identycznie. Nie, ona zdecydowanie nie nadawała się do przechadzek po dzikiej naturze, a już na pewno nie po wielkim lesie. Wystarczyło jej, że gubiła się w murach zamku i na błoniach, to miejsce definitywnie nie sprzyjało jej fatalnej orientacji w terenie. Ich fantastyczne przygody nie miały końca, drgnęła przerażona na krzyk szyszymory i o mało sama nie zaczęła krzyczeć, że wszyscy tu zginą i powinni wysłać już dane do nekrologów Proroka Codziennego. Szła jednak dalej, kurczowo trzymając się grupy, za wszelką cenę nie chcąc ich zgubić. Umrą, na pewno umrą, a ten chłopak umarł już dawno. Kiedy jedna dziewczyna wpadła w sporą jamę, Ann już nie tylko myślała, że tego nie przeżyją, ona już odliczała sekundy do własnej śmierci. Zachowanie zimnej krwi w tej sytuacją ją nieco przerosło i mało brakowało, aby nie zaczęła płakać. Zacisnęła jednak zęby i rzuciła Lumos, o którym mówiła dziewczyna z jamy. To okropne Fatum miało też na nią haka, choć w duchu, odkąd tylko przekroczyła skraj lasu, modliła się, żeby wszystko co w nim siedzi omijało ją szerokim łukiem. Dobre sobie! Znikąd wyskoczył czerwony kapturek, waląc ją po piszczeli drewnianą pałką. - KURWA MAĆ! – zaklęła siarczyście po węgiersku, nie panując już nad językiem i chwytając się oburącz za nogę. Bolało, cholernie bolało i w kąciki jej oczu napłynęły łzy, chociaż zdawać by się mogło, że jako przyszła uzdrowiciela da sobie radę w takich sytuacjach. Przełknęła ślinę i mocno zacisnęła zęby, na chwilę przystając. Dotarło do niej, że mogła obudzić coś w lesie swoim krzykiem, więc postanowiła się już wcale nie odzywać w tym miejscu. Centaury naprawdę ją przeraziły, wszystko ją przerażało, więc stała gdzieś po środku, udając, że jej nie ma, zwyczajnie próbując wtopić się w jakieś drzewo. Zahipnotyzowany chłopak, w którym rozpoznała ucznia z wspólnego salonu, był dla niej jak kompletnie zły omen. Umrą.
// nie rzucam
Gabrielle Levasseur
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 171 cm
C. szczególne : długie, blond włosy, w okresie letnim - piegi na nosie i policzkach, tatuaż kwiatu niezapominajki na prawym obojczyku
Nie zaskoczyło ją, gdy okazało się, że znaleziony przez nią trop nie należy do tego zwierzęcia, które podejrzewała. Szukanie śladów niczym detektyw Sherlock Holmes zdecydowanie nie należało do mocnych stron blondynki, jednak idealnie sprawdziła się w tym Nancy (@Nancy A. Williams), co Gab skwitowała szerokim uśmiechem. - Świetnie Nan! - pochwaliła dziewczynę, puszczając jej przy tym oczko. Chciała dodać coś więcej, jednak nagle powietrze przeszył krzyk nauczyciela, nawołującego Williama. Puchonka rozejrzała się w poszukiwaniu rudej czupryny, czując jak mimowolnie narasta w niej strach, jednak nigdzie go nie widziała, choć wydawało się jej, że przed chwilą tu był - blisko - i uśmiechał się do niej. Czyżby minęło więcej czasu niż myślała? Wstała gwałtownie, czując jak robi się jej niedobrze, Zakazany Las był najgorszą opcją z możliwych, aby nagle się zgubić. Po chwili pochwyciła spojrzenie Krukonki(@Violetta Strauss) , z którą Fritz wydawał się mieć dobre relacje, a przez głowę której widocznie przeszły podobne myśli, bo ta zwróciła się do niej z pytaniem, które blondynka chciała zadać również jej. - Nie mam pojęcia, ale niedawno tu był - odparła, raz jeszcze rozglądając się, tym razem uważniej, bo może chciał zrobić im dowcip i schował się za którymś drzewem? Levasseur mocno chciała w to wierzyć, ale była to jednak tylko złudna nadzieję, ponieważ chłopaka nigdzie nie było, a sytuacja robiła się coraz bardziej napięta. Panika, powoli, ale sukcesywnie zalewała ciało drobnej blondynki, powodując szybsze bicie serca. Przełknęła powstającą w gardle gule starając się zachować spokoju, jednak blada cera dziewczyny jednoznacznie wskazywała na to, że jest przerażona. Bała się o Williama, nie tylko jak o zwykłego kolegę, przecież od czasu balu łączyło ich coś więcej przez co jego zniknięcie wywoływało więcej emocji niż u innych. Na szczęście Hal zachował zdrowy rozsądek i zarządził poszukiwania, co Gabrielle przyjęła niejako z entuzjazmem od razu dołączając do grupy, do której zostawiła przydzielona. Droga okazała się trudniejsza niż myślała, wciąż przytrafiły się im dość nieprzyjemne sytuacje, jednak kiedy dojrzała wyraźny odcisk zakrwawionej dłoni poczuła, jak jednocześnie robi się jej zimno i gorąco, ugięły się pod nią kolana, a z ust wydobył zdławiony krzyk. - Czy… Czy… To Willa? - zapytała drżącym głosem, ledwo mogąc mówić.
Bridget była mocno wyłączona z zajęć. Zamknęła się w swojej własnej głowie tak szczelnie, że nawet nie poświęcała uwagi słowom Victorii, czy też Christophera. Zatrzymywała się z grupkami przy opisywanych śladach, lecz nie słuchała tego, co mówiono. Nie potrafiła się skupić, a na dodatek kłębiły się w niej bardzo nieprzyjemne, przykre myśli, które nie pozwalały jej się nawet cieszyć ze spaceru po lesie. Oczywiście jeśli w ogóle można było się cieszyć z faktu, że przemierza się Zakazany Las, co nie? Nagle coś zaczęło się dziać. Krzyczano imię "William", rozglądano się, Hal dopadł gajowego i naradzali się. Bridget czuła się, jakby oglądała film w zwolnionym tempie, a dźwięki docierały do niej jakby z oddali. Powoli docierało do niej, co się właśnie stało - ktoś się zgubił i wszyscy mieli teraz kłopoty. Nagle dobiegło ich echo krzyku chłopaka, wcale nie z tak daleka. Serce podskoczyło Bridget do gardła. Sprawa była poważna! Podzielono ich na dwie grupy, Bridget ruszyła na poszukiwania Ślizgona za Halem Cromwellem w towarzystwie trójki Gryfonów, czterech Puchonek i Victorii przewodniczki. Serce dudniło jej w piersi, gdy przemierzali Zakazany las. Kruki brzmiały zaskakująco ludzko, mącąc jej w głowie i wzbudzając wyobraźnię. Zwłoki łani wcale nie poprawiły jej samopoczucia, a to, co pokazała im Gabrielle sprawiło, że po plecach Hudson przebiegł dreszcz. Oby nic mu się nie stało... Obrali kolejną ścieżkę. Bridget rozglądała się uważnie, próbując wypatrzeć w gęstwinie drzew i roślinności rudą czuprynę, najlepiej na głowie żywego chłopaka - zamiast tego jednak coś wyjątkowo jasnego i smukłego mignęło jej w oddali. - Jednorożec! - powiedziała zduszonym głosem z lekką ekscytacją, lecz jedno spojrzenie na @Loulou Moreau kazało jej wstrzymać wodze i zastanowić się nieco nad własnymi priorytetami. Spuściła głowę zawstydzona, a w następnej kolejności skupiła się na oglądaniu ziemi, czy przypadkiem nie został na niej jakiś ślad podeszwy.
kostka: 18+ 2 pole: 20. Osoba, która postawiła grupę na tym polu: możesz przysiąc, że widziałeś/aś miedzy drzewami jednorożca. Mówisz o tym całej grupie (lub komuś obok Ciebie, jeśli postać jest nieśmiała), ale nikogo to nie obchodzi w obliczu tak poważnej sytuacji jak zaginiony uczeń. Może mają rację?
Grupa Chrisa – skrót poszukiwań: Szedłszy wydeptaną ścieżką, zauważyliście kępkę zjadacza trupów. Na szczęście zbyt małą, by móc obawiać się, że obrosła Willa. Musieliście jednak obejść zjadacza, żeby bezpiecznie wrócić na "trasę". Zaczął padać deszcz. Nic nadzwyczajnego, ale trudno się z tego cieszyć, szczególnie, że może Wam zmyć jakieś potencjalne ślady. Za to mogliście obejrzeć lelka wróżebnika, który przeleciał Wam nad głowami. Szkoda, że nie mieliści czasu ani nastroju na zachwycenie się nim. Chris potknął się o kamień i rozciął łuk brwiowy, uderzywszy o korzeń. Na szczęście ani rana nie była duża, a Riley załatał ją zaklęciem. Kamień, o który potknął się gajowy zniknął. Szliście dalej, gdy nagle Chris złapał za kołnierz Rileya i odciągnął go do tyłu. Przed Wami znajdowała się duża kępa brzytwotrawy, przykryta odrobiną śniegu, ale nadal niebezpieczna. Musieliście znowu znaleźć drogę dookoła. Usłyszeliście przeszywające jęki. To szyszymora. Jej krzyki podobno zwiastują czyjąś śmierć. Ale w zakazanym lesie jakieś stworzenie traci życie co chwila. Prawda? Melusine wpadła w sporą jamę. Co więcej na jej dnie rosły diabelskie sidła. Reszta grupy dość szybko ją wyciągnęła Krukonkę, a następnie zaklęciem Lumos zmusiła roślinę do ukazania dna jamy. Wszyscy wiecie, czego, a właściwie kogo, tam szukacie. Na szczęście dno jest puste. Mimo to Violetta wskoczyła do środka, żeby lepiej mu się przyjrzeć. Nagle zza krzaków wyskoczył czerwony kapturek i uderzył Annabelle w piszczel drewnianą pałką. Dopiero wtedy widocznie dotarło do niego, że ma do czynienia z grupą kilkorga czarodziejów, bo natychmiast zniknął z powrotem w krzakach. Drogę zastąpiły Wam trzy centaury. Zdecydowanie nie podobała im się Wasza obecność. Stworzenia wiedziały już o tym, że zgubiliście jednego ucznia, który szlaja się teraz po ich domu i gwiazdy wiedzą co robi. Chris długo pertraktuje z półludźmi-półkoniami, ale te w końcu zdecydowały się Wam pomóc i wskazały, gdzie widziały zgubionego chłopaka. Ruszacie w tamtym kierunku. Maximilian został z tyłu. Nie był tego nawet za bardzo świadomy. Stał naprzeciwko karmazynowego szeptnika jak zahipnotyzowany, ale zanim kwiat zupełnie wniknął mu w umysł, Chris odciągnął chłopaka od rośliny.
Grupa Hala – skrót poszukiwań (ponieważ chciałam, żeby jednak było tych 9 wydarzeń po drodze, rzuciłam za osoby, które nie odpisały; trzecia kostka nie ma znaczenia): Usłyszeliście niedaleko siebie krzyk, brzmiący jak krzyk młodego chłopaka. Pobiegliście w jego kierunku Po chwili krzyk rozległ się znowu – tym razem nad Waszymi głowami. Okazuje się, że w ogóle nie wydawał go Will, a przedrzeźniający człowieka kruk. Nancy, chcąc pomóc, rzuciła Perriculum, las był jednak za gęsty i udało jej się tylko spłoszyć ptaki, a Hal zrugał ją za używanie zaklęć bez pozwolenia. Russel zatrzymał całą grupę, bo uświadomił sobie, że zgubił różdżkę. Grupa zawróciła, by jej poszukać, po jakimś czasie okazało się jednak, że gryfon miał różdżkę w cały czas przy sobie – w drugiej kieszeni. Natrafiliście na rozszarpane zwłoki łani. Cokolwiek ją dopadło mogło być blisko. Wycofaliście się z tego miejsca. Na drzewie dostrzegliście wyraźny odcisk zakrwawionej dłoni. Czy to była dłoń Willa? Bridget dostrzegła jednorożca, ale nikt się w obecnej sytuacji tym nie zachwycił. Znaleźliście rękawiczkę. Nikt nie pamiętał, czy Will miał rękawiczki, ale na wszelki wypadek, zakładacie, że należy do niego. Minęliście drzewo naznaczone głębokimi bruzdami. Podczas pełni musiał sobie na nim ostrzyć pazury jakiś wilkołak.
-------------------------------------------------------------- Ponieważ żadnej grupie nie udało się znaleźć Willa, pozwoliłam sobie ocenić, która z przebytych przez nie ścieżek bardziej wskazuje na to, że przeszedł nią wcześniej Will i która grupa co chwila nie zawracała xDi chyba każdy się zgodzi, że prowadzi tu grupa Chrisa :P
@William S. Fitzgerald, czekamy teraz na Twojego posta z kostkami z priva. Znajduje Cię Chris.
@Christopher O'Connor, posta piszesz po Willu. Jeśli chcesz i będzie pasowało do posta Willa, to możesz skorzystać ze scenariusza z pola 30.
Pozostali uczestnicy lekcji też mogą pisać, jeśli chcą się odnieść do wydarzeń, które nastąpiły po ich poście itp. Proszę jednak osoby z grupy Chrisa, by nie wspominały jeszcze o znalezieniu Willa, dopóki nie wstawi on swojego posta, bo nie wiemy w jakim jest stanie.
Grupa Hala: Chris wysłał Halowi patronusa, że Will się znalazł, więc Hal wyprowadza Was z lasu. Pod lasem będzie jeszcze mój post podsumowujący.
Osoby, które odpisały w obu etapach mają już 2 punkty. Osoby, które nie odpisały w drugim etapie, nadal mogą to zrobić i otrzymają za niego punkt. Innymi słowy oprócz Willa, Chrisa i mnie nikt nie musi pisać już posta, ale może z uwzględnieniem uwag powyżej.