Gdzieś w Zakazanym lesie znajduje się małe jezioro. W dzień jego wody są ciemnozielone, a w nocy czarne jak smoła. Pomysł pływania tutaj jest dość nierozsądny. Żyje w nim trochę druzgotków i kilka innych gatunków magicznych zwierząt. To miejsce pełni zazwyczaj rolę wodopoju.
Nielegalny – niezlecony przez nauczyciela – pobyt tutaj może być karany szlabanem i minusowymi punktami dla Domu (automatycznie wyrażasz w tym temacie zgodę na ingerencję Mistrza Gry).
Ostatnio zmieniony przez Elena Marion dnia Nie 13 Sty 2013 - 14:03, w całości zmieniany 1 raz
Elena musiała pomyśleć. W spokoju i ciszy. Więc wybrałą sie do Zakzanego Lasu. Wiedziałą, ze to niebezpieczne, ale jej to nie przeszkadzało. Jakiś rok temu grupka uczniów, obudziła duchy straszące w lesie, a centaury wpadły w szał. Mimo to szła pewnym krokiem przez zakazany las z ręką na różdżce i szukała mijesca w którym mogłaby spokojnie zatopić się w swoich myślach. I tym sposobem doszła nad jezioro. Weszła na pomosct, rozłożyla na nim pelerynę którą była okryna i usiadła na niej wpatryjąc się w ciemną toń. Myślała o wydażeniach ostatnich dni... O Davidzie, Sebastianie i Quietusie. No właśnie... Panicz Le Fay. Jej narzeczony... Tylko czy będzie odpowiedni? jest dość młody, pewny siebie. jej matka twiedzi, że jest idealny, ale to się jeszcze okaże...
Szłam powoli z ręką na różdżce przez zakazany las, dlaczego to robiłam? To proste chciałam go zwiedzić. Szalone? Może trochę zwłaszcza że to niebezpieczne miejsce. Po dłuższej chwili wyszłam przy jeziorze było naprawdę ładne, przeszłam niedaleko gdy stanęłam na pomoście który wydał z siebie skrzypiący odgłos, a osoba która na nim siedziała odwróciła się w moją stronę -Wybacz nie chciałam przeszkadzać. Powiedziałam do dziewczyny, a po dłuższym obserwowaniu pytała się -Zaraz zaraz czy ty nie jesteś przypadkiem tą gryufonką która wyprawia imprezę zaręczynową ze swoim tajemniczym narzeczonym? Spokojnie słuchałam dziewczyny patrząc na to piękne jeziorko.
Siedziaął sobie spokojnie zatopiona w swoich myślach. mimo to, nie traciła czujności. gdy tuż za nia zaskrzypiały deski pomostujej reakcja była błyskawiczna. Wstała i jeszcze w obrocie rzuciłą niewerbalne "Expeliarmus". Dopiero gdy różdżka przeciwnika wylądowała u jej stóp przyjażała się dziewczynie. W ogóle jej nie kojażyła. -Nie twój interes.- odpowiedziałą chłodno na pytanie puhonki. Niewerbalnym "Accio" podniosła magiczny kijek dziewczyny. -Czego tu szukasz? To nierozsądne by uczennica V roku włuczyła sie sama po Zakazanym lesie.- powiedziałą chłodno dalej mierząc ją wzrokiem. Skąd wiedziałą, ze puchonka jest na piątym roku? Nie wiedziaąl... Po prostu an taką wyglądała, a Elena strzelała.
Spojrzałam na Elenę po czym odparłam -Co za brak wychowania. Po czym odpowiedziałam -Masz racje to nie moja sprawa, ale sądząc po twojej odpowiedzi to ty, cóż nie chcesz mówić nie mów. Po chwili ciszy odpowiedziałam na pytanie starszej dziewczyny -To moja sprawa prawda, więc powinno ci wystarczyć to że tutaj jestem prawda? Interesujące pomyślałam naprawdę interesujące, zobaczmy co tera zrobisz -Oddasz mi moją różdżkę czy może mnie zaatakujesz. Ach zapomniałam że czysto krwiści arystokraci nie zniżyli by się do takiego ruchu, chociaż kiedy była wojna z czarnym panem wiele arystokratów pokazało że są zwykłymi zwierzętami, a jak to jest z tobą. Po chwili zastanowienia dodałam jeszcze -Gdzie moje maniery, skoro znam twoje imię Eleno to powinnam się przedstawić prawda? Wybacz że tak późno, nazywam się Elizabeth Raven i mam nadzieje na pozytywną znajomość.
Dziewczyna zrobiął na Elenie dobre wrażenie. -Hmm... jesteś pewna siebie... I walczysz o swoje... To dobrze. Zasłużyłaś na odzyskanie różki.- powiedziała z delikatnym uśmiechałem i rzuciał kijek w strone puchonki. -Ale z tymi zwierzętami przesadziłaś. jednak nie zasłuzyłaś jeszcze by posmakować moje magii.- dodała po chwili mierząc ją wzrokiem. -Nie jesteś czystej krwi prawda?- spytała dalej przyglądajac się jej uważnie. Taaak... to było widać po samej jej wypowiedzi. Ale charakterek ma... Jednak sporo jest w Hufflpuffie to musi to być tylko jego jedna strona... Zobaczymy co będzie dalej.
Złapałam różdżkę po czym powiedziałam -A więc muszę ci się przypodobać by ujrzeć twą magię? No proszę... powinnaś wiedzieć moja droga że świat jest bardziej tajemniczy niż ci się wydaje i nie powinnaś wszystkiego tak łatwo segregować, bo czasem może cię to zgubić Powiedziałam z uśmiechem, choć można było wyczuć z tej wypowiedzi lekką ironie. A następnie -Masz racje nie jestem czysto krwistą wiedźmą, mam zaledwie dwadzieścia pięć procent czystej krwi. A co do tych zwierząt to przecież nie mówiłam o tobie i twojej rodzinie, no chyba że jednak twoja rodzina taka była. Doprawdy wojna ukazuje naprawdę interesujące punkty charakteru u ludzi. Spokojnie odparłam do Eleny po czym spojrzałam na jezioro, nie przestając słuchać starszej dziewczyny.
Elena pokręciła glową. -Nie... Musisz mi podpaść.- powiedziała z wrednym uśmiechem. Dziewczyna za pewne słyszała plotki o tym jak to panna marion zabiła sarne na szkolnych błonichach, znęcała sie nad zwierzętami czy ściczyła zaklęcia niewybaczalne na pierwszoronych... Ile było w tym prady a ile kłamstwa? to wie już tylko Elena i ci którzy faktycznie coś widzieli. -Moi rodzice byli na posłudze u Lorda Voldemorta, nawet byli dość blisko niego. I oddali życie w słusznej sprawie.- Powiedziała jakby z dumą. no bo Czarny Pan walczył w odpowiedniej sprawie, chciał oczyścić ten swiat z Mugoli, Mieszańców i Zdrajców krwi. Jako potomek Salazara Slytherina byl do tego w pewnym stopniu zobowiązany... A Eleena chciała dokończyć jego dzielo.
Spojrzałam na nią po czym powiedziałam coś co aż ociekało ironią -Taak czarny pan rzeczywiście chciał wybić mugoli, mieszańców i tak zwanych zdrajców krwi, co nie zmienia faktu że sam był tylko plugawym mieszańcem. Zapewne gdyby Salazar Slytherin wiedział co ten bękart wyprawiał to pewnie w grobie się przewracał. A po drugie Salazar zapewne jak już zabijał robił to z wielką gracją. Spojrzałam z błyskiem w oku -Hmm chyba właśnie obraziłam Voldemorta, którego tak szanujesz, czy to znaczy że cię wnerwiłam? Mam nadzieje że nie, bo wydaje mi się że nie jesteś tak płytka, no chyba że jednak się myle. Jak myślisz?
Elena zaśmiała się z pobłażliwością. -Przecież czasy Czarnego Pana mineły, teraz już nie kara sie za poglądy.-powiedziała jak do małego dziecka któremu tłumaczy się, że czegos nie wolno.- Niestety już nie...- dodała tak cicho, że dziewczyna nie mogła tego uslyszeć. Po chwili ciszy Elena znów spojrzała na Elizabeth. -Masz do mnie jakąś sprawę? Bo chciałabym zostać sama.- dopowiedziała spokojnie i uprzejmie jak na Arystokratkę przystało.
Spojrzałam na Elenę z pobłażaniem -A czy ja ci zabraniam mieć jakiekolwiek poglądy? Nie obchodzi mnie to w co ktoś wierzy czy jakie ma poglądy, jako arystokratka powinnaś lepiej słuchać co się do ciebie mówi. Po chwili ciszy -Nie, nie mam do ciebie żadnej sprawy, ale z tą samotnością mamy pewien problem, bo widzisz, to miejsce mnie urzekło swoim wyglądem, a ponieważ to miejsce jest miejscem publicznym to musimy się jakoś podzielić, mogę odejść od pomostu jeśli chcesz ale nie odejdę od jeziora. Po skończeniu spojrzałam na jezioro.
Elena wzniosła oczy ku niebu. -Nie siebie miałam na myśli...- mrukneła pod nosem. Dziewczyna nie chciała stąd odejść? No to trzeba coś na to poradzić... -Masz do wyboru łódkę bez wioseł lub pisek w którym aż roi się od przeróżnych żyjątek. Co wybierasz?- spytała obojętnym głosem. W sumie byłą to prawda... W łódce nie było wioseł. jak zatem sie nia sterowało? Hmm... Elena tego nie wiedziałą nigdy nie próbowala nia plywać. A w piasku było pełno robactwa, odchodów różnych zwierzątek i tym podobnych... Co wybierze Puchonka?
Spojrzałam na starszą dziewczynę, i powiedziałam z lekką ironią -Och jaka ty jesteś miła, dajesz mi nawet możliwość wyboru, lecz niestety muszę odmówić. Spokojnie odpowiedziałam, po czym odparłam -Więc mamy problem ale żeby nie doszło do rękoczynów to może rozwiążemy ten problem jak cywilizowani ludzie a nie jak zwierzęta. Co ty na to? Po chwili ciszy powiedziałam -Możesz także coś przemienić w wiosła a wtedy ja popłynę na łódce przez co gra nie będzie potrzebna, chyba że nie wiesz jak, choć ja nie ubliżam twoim umiejętnością. W każdym razie co wybierasz? Spokojnie czekałam na odpowiedź Eleny.
Elena prychnęła. -Czy ty na prawdę myślisz, ze ta łógka jest sterowana wiosłami? Przecież już na pierwszy rzut oka widać, ze aż ocieka magią. Na pewno musi być jakiś inny sposób.- powiedziałą jakby to była najoczywistrza rzecz na świcie. No cóż... Jeśli jej jakoś nie pomogę z tą cholerną łódką nigdy się nie odczepi... Pomyślała przyglądjąc się łódce. -Wiesz, możemy jeszcze wyczarować łódkę i pujść na układ, ze jak będę z tąd odchodzić to przyciągnę Cię do pomostu.- zaproponowałą chłodnym tonem.
Po odpowiedzi Eleny spojrzałam na jezioro, i przez dłuższą chwile stałam cicho wpatrując się w przestrzeń która znajdowała się przede mną, po paru minutach spojrzałam na Elenę zawiedzionym wzrokiem a następnie rzekłam -Szkoda, a mogło być tak interesująco Nie czekając na odpowiedź starszej dziewczyny skierowałam się z powrotem do lasu, ale przed wejściem w głąb lasu zatrzymałam się, odwróciłam i powiedziałam wystarczająco głośno by Elena usłyszała -Do zobaczenia na imprezie zaręczynowej A po chwili znikłam w gęstym zakazanym lesie. zt
Panna Marion zdziwła sie, ze tak łatwo jej poszło. Prędzej spodziewałaby się, ze dziewczyna stwierdzi, ze jej nie ufa i muszą wymyśleć coś innego. Ale nie. ona po prostu stwierdził, ze szkoda i sobie poszła. Brunetka z kamienną tawrzą odprowadziła puchonkę wzrokiem i czekałą jeszcze trochę po tym jak ta zniknęła między drzewami. Gdy nabrałą pewności, ze niczego nie planuje znów usiadła na swoim płaszczu i zatonęła w myślach wpatrując się w ciemną wodę. A więc Panicz Le Fay... Czy coś do niego czuła? Nie. Ale zrobił na niej dobre wrażenie. Zapewne zdziwi sie gdy Elena odmuwi mu skonsumowania małżeństwa. No ale cóż... Nawet jeśli on ma do wyboru jeszcze wiele podobnych czarownic, to ona ustala zasady. Nie miała zielonego pojęcia co rodzice mu naobiecywali, ale z pewnościa tego nie dostanie...
Przechadzał się właśnie po terenach przyzamkowych. Było zimno, nie lubił zimna, ale mimo to świeże powietrze było mu potrzebne. Otulił się ciaśniej płaszczem i dalej brnął przez śnieg, w kierunku Zakazanego Lasu. Nie był pewien, dlaczego idzie akurat tam, ale instynkt podpowiadał mu, że ma tam iść. Poza tym, że między drzewami będzie cieplej, to do tego ciszej, śnieg nie będzie tak walił... Same pozytywy. A on musiał pomyśleć. Żenił się z kobietą, której nie kochał, ale nie widział w tym dużego problemu, zawsze istnieje rozwód. Bardziej martwiła go Lynnette, która czuła jawną awersję do jego przyszłej żony, a on nie wiedział dokładnie dlaczego. Nie chciał, żeby on i Lynn się od siebie oddalili, jednak nie mógł pozwolić na dawanie jej nadziei, że zmieni zdanie i nie ożeni się z Eleną, a na przykład z nią. To nie byłoby dobre, zwłaszcza biorąc pod uwagę to, że Lynnette wychowywała się w domu dziecka, a tego nic nie zmaże, do tego musiałby jej uczyć wszystkich zasad arystokratycznych, a ona nie za bardzo do tego chętna... Czasy, gdy żeniło się z miłości, dawno przeszły, a w arystokracji nawet nie odbiły się echem. Elena była bardziej adekwatna jako reprezentatywna żona, tego był pewien, a kto wie, może nawet się z czasem polubią... Zaszedł nad Małe Jezioro, co nieco go zdziwiło. Nie spodziewał się, że zajdzie aż tutaj. Z jeszcze większym zdziwieniem zorientował się, iż siedzi nieopodal niego właśnie Elena. Przeznaczenie zawsze cię doścignie... - podpowiedział jego umysł. Usiadł obok niej bez słowa, czekając aż ona zacznie, ale będąc też przygotowanym na siedzenie w ciszy.
Elena siedziała sobie spokojnie zatopiona w swoich myślach, gdy nagle znów usłyszałą kroki. Wytężyła słuch, ale tym razem pozostał w bezruchu. Miała szczęście, wiatr zawiał akurat w jej stronę... Poczóła lekką woń znajomego zapachu... Podniosła głowę dopiero gdy ktoś usiadł obok niej. -Czego tu szukasz?- spytaal czujnie. Moze i niezbyt miło, czy elegancko, ale czego się spodziewał? już drugi raz jej dzisiaj przeszkadzano. Dzienny zapas dobrych manier został już wyczerpany. Spojrzała na Panicza Le Faya i przyżała mu się uważniej. -Zimno ci.- to było stwierdzenie. Czy miałą zamiar coś z tym zrobić? to już zależało od niego...
Przez chwilę jej nie odpowiedział, wpatrując się zamyślony w zamarzniętą taflę jeziora. - W sumie nie twoja sprawa, ale przyszedłem pomyśleć. - Również nie był zbyt miły, ale miał dość utrzymywania fasady dobrego arystokraty. Chciał pomyśleć, w ciszy i spokoju, a nie rozmawiać z opryskliwą, nieuporządkowaną, nietaktowną... przyszłą żoną - podpowiedział mu mózg. Wywrócił oczami i westchnął cicho. - Czasami zimno się przydaje, mimo że go nienawidzę. - Odpowiedział nieco łagodniej, nie patrząc na nią.- Wiesz, tak jest z wieloma rzeczami, że się ich nienawidzi, a dalej jednak do nich czasem sięga. - Dodał, choć mówił bardziej do siebie, a wynikało to z ogarniającej go teraz melancholii. Elena nie pomagała w uporządkowaniu myśli, które przecież też jej dotyczyły. Nie mógł o niej myśleć, gdy siedziała obok... - A ty, co tu robisz? - Spytał miękko, w końcu na nią spoglądając.
Uśmiechnęła się w ducho słysząc, ze przyszedł pomyśleć. A gdy zaczął mówić o rzeczach których się nienawidzi tylko uniosła brwi. Nie skomentowała tego w żaden sposób. -To samo co ty, tylko od kilku godzin.- dopowiedziałą na pytanie patrząc na zachmurzone, nocne niebo. Pamiętajmy, ze jest zima, więc nie musi być środek nocy. Po jej gołym, śnieżnobiałym prawym ramieniu powoli zaczął sunąć srebrny smok. A wokół lewego, opatała sie szmaragdowa kobra królewska. Do tej pory, "śpiący" gdzieś na plecach tatuaż postanowił się ujawnić. Elena uśmiechneła sie na wspomnienie okoliczności powstania tej "ozdoby" i awantury jaką w domu zrobiła jej matka.
- I jeszcze nie zamarzłaś? - Zdziwił się, wpatrując się w wędrujące po jej ciele tatuaże. Widział już kilka takich, niedawno zrobiło się modne, więc sporo dziewczyn, a nawet i facetów takie miało. Niemniej, podobały mu się oba. Kochał węże, to raczej zrozumiałe, natomiast smoki... były ciekawe. Dużo swego czasu o nich czytał, uważał je również za mądre. Szkoda tylko, iż z czasem zatraciły zdolność mowy... - Dlaczego smok? - Zapytał, kładąc opuszek palca na srebrnym tatuażu i razem z nim sunąć w dół ramienia Eleny.
-Lód i ogień to moje żywioły, żadna pogoda mi nie straszna.- powiedziała z cwanym uśmiechem. Lód no bo przecież Elena jest cała jak z lodu. Chłodny ton, spojrzenie, sposób bycia.. Cała ona. A ogień, bo gdy atmosfera robi się gorąca nie ucieka w popłochu tylko śmieje się i dalej robi swoje. Drgneła gdy poczóła jego dotyk na swojej skurze. Nie była do tego przyzwyczajona. -Fajnie wyglądał jak razem w kobrą oplatały prawe ramię. Dopiero potem je ożywiłam i teraz pojawiają sie dzie chcą.- odpowiedziała bez większego zaiteresowania.
Kiedy Laoise obudziła się rano i uświadomiła sobie, że czeka ją sprawdzian z zaklęć i jakaś poprawka z zielarstwa to wybuchnęła głośnym śmiechem. Współlokatorki spojrzały na nią ze zdziwieniem, ale były już były przyzwyczajone do jej niespodziewanych i bezpodstawnych ataków radości, więc nawet o nic nie pytały. Prędzej coś ją zeżre niż pójdzie dzisiaj na zajęcia... Przecież za oknem tak pięknie świeciło słonko! Jak mogła marnować taką pogodę przysypiając na historii magii?! No toż to się tak nie godzi! Wyciągnęła z szafy jakieś jasne jeansy, czarną koszulkę i szybko się przebrała. Jeszcze tylko wciągnęła na nogi glany i w podskokach pobiegła do sowiarni, by wysłać list do Czarka. Uciekanie z lekcji ze znajomymi jest o wiele fajniejsze od takiego samotnego! Daje o wiele więcej radości! Uśmiechnięta od ucha do ucha Gryfonka już po paru minutach przedzierała się przez krzaki Zakazanego Lasu. Umówione miejsce, przy dobrze jej znanym jeziorku było całkiem blisko, więc dotarła do niego bardzo szybko. Weszła na pomost ostrożnie stąpając po zbutwiałych deskach i usiadła na jego krawędzi, machając nogami tuż nad taflą zielonej wody. Bardzo lubiła to miejsce... Może i woda z jeziorka nie była krystalicznie czysta i przejrzysta, a niewielka plaża za bardzo nie zachęcała do budowania zamków, ale to miejsce miało w sobie coś uroczego i fascynującego. Dziewczyna rozejrzała się z niecierpliwością oczekując przyjaciela. Co prawda Czarek wspomniał, że się chwilę spóźni, ale Issie już nie mogła się go doczekać! Co za niecierpliwa kobieta...
Chłopak zasadniczo planował się dzisiaj wybrać na wykłady, w końcu nie było żadnego egzaminu, wiec nie musiał przed niczym uciekać. Ot, prześpi sobie parę godzin w niewygodnych ławkach. Wypadało się w końcu stawić na zajęciach, cierpliwość nauczycieli też ma swoje granice. Póki co lubią Czarka, dzięki jego charyzmie, ale jeśli nie zacznie poprawiać swojej sytuacji będą zmuszeni usadzić go na rok dłużej. Mu to by nawet odpowiadało, kolejny rok w Hogwarcie z tymi ludźmi jak najbardziej mu pasował. Kiedy dostał sowę nie musiał długo myśleć. Był typem człowieka, którego długo nie trzeba było przekonywać. Już wzmianka o wagarach była wystarczająca, by go zachęcić do spędzenia dnia z dala od sal lekcyjnych. Odpisał, umył się, ubrał. Mimo ciepła włożył ciemne jeansy i białą koszulę, a co! Sporą ilość Ognistej schował do torby. Gdy ktoś go spyta co ma w śroku bedzie mógł powiedzieć, ze książki, a co! Wątpił, by ktoś mu uwierzył. Ciężko u niego pergamin ujrzeć, co dopiero podręczniki. Leżały jak nowe na dnie kufra. Przemierzył tereny Hogwartu bez oglądania się za siebie, wszedł na znajomy, ulubiony teren. Kilka chwil zajęło mu przedarcie sie przez krzaki, ale w końcu dotarł! Zobaczył znajomą sylwetkę. -SIEMA! Słyszałem, ze tu jakaś impreza się szykuje i mają być na niej takie sławy jak niejaki Czaruś i Laoise!- krzyknął. Zaraz potem podbiegł do niej, zaszedł od tyłu i szybkim ruchem sprawił, ze dziewczyna lezała, a nie siedziała na deskach. Cmoknął ją w policzek. W końcu zajął miejsce obok i wyjął z torby jedna a butelek alkoholu.- Choć uważam, że mną się wystarczająco upijasz, to wziąłem nieco czegoś do rozgrzania gardła!- zaśmiał się. Odłożył butelkę na bok. Pierw fajka, zdecydowanie przed wypiciem musi zapalić. Wyciągnął z kieszeni papierosa, odpalił, zaciągnął się. -No co tam, moja droga?- sptał wypuszczajac dym z płuc.
No niestety, ale nie będzie dane dzisiaj Czarkowi zgłębianie wiedzy na wykładach! Jak mi przykro... Za Issie to chyba nauczyciele nie przepadali. Przymykali na nią oko, ale uwzięli się na nią i postanowi zgnoić. Nie, to wcale nie jej wina! Nie chodzi o to, że ucieka z lekcji, nie odrabia zadań i prawie nigdy nic nie umie! To po prostu czysta złośliwość profesorów! Tak przynajmniej sobie Gryfonka wmawiała... Już jej cierpliwość osiągała swoje granice i już miała wstawać, by pokręcić się kółko zupełnie bez celu, kiedy wreszcie z krzaków wyłoniła się znajoma postać. Na ustach dziewczyny wykwitł szeroki uśmiech. - Czeeeść! No też mi się obiło o uszy... Podobno impreza ma być przednia! I zobacz jak sprytnie ukryta! Paparazzi się tu nie zakradną! - Krzyknęła radośnie i właśnie się podnosiła, żeby się przywitać jak należy, kiedy bezradnie opadła na deski. Zawsze irytowało ją to, że była taka mała i chuda i każdy mógł sobie ją ot tak przewrócić! Co za niesprawiedliwość... Mimo to zaśmiała się, też cmoknęła go w policzek i podniosła się z powrotem do pozycji siedzącej. Jej ciekawskie spojrzenie powędrowało w kierunku torby z "książkami". Hehe. No na pewno nikt by nie zauważył, że jakieś takie kanciaste te książki! - Chyba śnisz! Mam za mocną głowę, a Ty za mało procentów! - Powiedziała i dźgnęła go palcem między żebra i uśmiechając się od ucha do ucha. Z tą głową to trochę przesadzała, bo wcale nie była taka mocna, ale obecność Czarka to jeszcze jakoś da radę znieść bez efektów ubocznych... No chyba, że wlicza się w nie ten nieznikający z twarzy uśmiech, wtedy może być ciężko... - Co u mnie? A w sumie to nic ciekawego niestety... Muszę wymyślić jak przekupić nauczycielkę zielarstwa, żeby mnie nie zamordowała, jak mnie jutro spotka gdzieś na korytarzu... - Zaśmiała się krótko. Chyba miała pisać dzisiaj jakiś sprawdzian... Jakąś poprawę, czy coś... Ale kto by się przejmował takimi drobnostkami! Ważne, że słonko świeci i zbliżają się wakacje! Wciągnęła ten znajomy zapach dymu. Dziwne zjawisko, sama nie pali, ale lubi zapach papierosów... - Ty sobie pal, ale butelkę to mi możesz dać! - Powiedziała wyciągając rękę w stronę Ognistej.
Jakie zaraz zgłebianie wiedzy, on miał w planach tylko sie tam wybrać i spać, az taki ambitny by się uczyć nie był. Odpowiedni czas na edukację tokilka chwil przed ostatnimi zaliczeniami, wtedy nawet nie trzeba go wielce gonić do książek. W ciągu kilku dni był w stanie nadrobić cały semestr, to powinno być podziane, uznane za przykładne, a nie jakies chwalenie osób zakuwających dzień w dzień. To aż nie zdrowe, minister zdrowia na poważnie powinien się tym zająć! Zaśmiał się entuzjastycznie. Tak, tab dwójka to dopiero miała o sobie mniemanie. Gdyby tylko ktoś ich posłuchał to na pewno zadzwoniłby do psychiatryka. W praktycznie kazdej konwersacji mówili o tym jacy boscy oni nie są. -Stara, dobrze trafiliśmy! Z tego Czarka to taki amaaant! Mam nadzieję,że łaskawie na mnie spojrzy i da kilka rad, jak być tak niesamowitym jak on!- hehs. Teraz dziewczyna powinna potwierdzić to, dopowiedzieć coś równie miłego, by ego Grishama urosło do gigantycznych rozmiarów. Tak mu ludzie mówią (a raczej sam sobie wmawia) i później się dziwią, że czuje się taki pewny siebie. -Ranisz!- udał wielce oburzonego i za karę odsunął od niej torbę z alkoholami. A niech żałuje za swe grzechy, bezbożnica jedna. Tak się wyrażać do osoby, która przyniosła alkohol to istny skandal. No, On już będzie musiał ja nauczyć dobrych manier. Pobawi sie w mamuśkę, a co! -Zielarstwa powiadasz? -pomyślał chwilę, by pomyśleć która to pani uczyła go tego przedmiotu. Ciężko było mu sobie to przypomnieć, bo na tych zajęciach bywał wyyyyjątkowo rzadko. Sądził, że nauka o jakiś chwastach w niczym mu nie pomoże, nie sprawi, że dzieci mugolskie na świecie przestaną głodować. Kompletnie bezsensowny przedmiot. W trakcie tych lekcji on zajmował się innym ziołem.- Z nią może być ciężko. Kilka słodkich uśmiechow, zapewnień, ze liczysz się z jej przedmiotem, ale tego dnia akuuurat musiałaś nawdychać się świerzego powietrza może Ci dupsko uratują. Nie wiedzieć czemu mi zawsze ratowały. Jeśli to nic nie da, rzucimy na nią jakieś zaklęcie, by siedziała cicho.- zaciągał się raz po raz papierosem. Oddalił jeszcze bardziej od niej trunek. Nie ma tak łatwo. By ją jeszcze poddenerwować upił znaczny łyk z butelki. Szklanek nie było, przykro! -Dzisiaj smakuje jeszcze lepiej!- zaśmiał się pod nosem.