Jest to duża powierzchnia o owalnym kształcie, rozmiarów około 55 na 152 metry. Po dwóch przeciwnych końcach, na polach bramkowych umieszczone są trzy tyczki, każda z obręczą na czubku, do których to wrzuca się kafla. Po środku znajduje się koło środkowe, skąd na początku meczu wypuszcza się piłki. Odbywają się tu wszystkie rozgrywki Quidditcha między domami, a także treningi drużyn. Czasem uczniowie przychodzą sami, bądź większymi grupami by polatać sobie dla przyjemności.
Pomimo takiego zawirowania na boisku nie umknęło jej uwadze, że włosy Cass również niespodziewanie zmieniły kolor. Przyglądała się jej chwilę dosyć podejrzliwie, jednak nie miała na to zbytniej ilości czasu. Dlatego, że zabrali im kafel, musiała więc popędzić za nią na miotle. Niestety, nie zdążyła, bowiem puchonka strzeliła bramkę. Hayden nie zdołał obronić, szkoda, ale wiadomo, mecz się jeszcze nie skończył! Dlatego przechwyciła od niego piłkę i mknęła do przodu, aby może zdobyć tym razem gola dla gryfonów. Choć oczywiście ją również denerwowały te wrzaski kibiców Hufflepuffu. Pędziła szybko, mijając kolejnych członków przeciwnej drużyny, aż w końcu natrafiła na spory mur, dlatego obróciła się i zamaszycie rzuciła kaflem w stronę kapitana. Do boju!
Dexter przez chwilę nie ogarniał co tu się właściwie dzieje. Piłka latała to tu, to tam. Nagle rozbrzmiał wielki pisk, bo oto puchoni zdobyli kolejnego gola na swoje konto. Reakcja muzyka jest dość łatwa do przewidzenia, oczywiście głośno zaklął w niemieckim języku, wyzywając kilku graczy (szczególnie pałkarza!), po czym poleciał w stronę drugiej ścigającej. Akurat przydało się jego towarzystwo, bowiem dziewczyna rzuciła mu piłkę. Niestety chmara żółtych momentalnie się na niego przeniosła, więc jedyne co mógł zrobić, to ponownie podać piłkę Gryfonce.
Brawo żuczki! Tak trzymać! Obserwował z dumą jak Cass, na pozór mało efektywny grasz zwinnie omija Gryfońską obronę i trafia do pętli przyczyniając się do dziesięciopunktowej przewagi nad Czerwonymi. Tylko tak dalej! Jeszcze ze trzy bramki, znicz i po meczu. Własnie, gdzie jest Marvel? Porwany tą zapalczywością wynikającą ze zdobytej bramki zamachnął się na nadlatujący tłuczek, odbił go sprawnie, ale niestety. Szalona piłka nie poleciała tam gdzie powinna. A niech to, następnym razem się uda. Tam niech się Vanberg szykuje.
Ach, toż to flirt nad flirty! Bowiem Dahlia nie uleciała specjalnie długiego dystansu, kiedy Dexter ponownie oddał jej piłkę. Wszystko fajnie i pięknie, tylko nie była na to specjalnie przygotowana. Dlatego instynktownie poleciała w jedną ze stron, nie orientując się nawet w sytuacji, czy tam ktoś jest czy też nie. W związku z tym nie musiała długo czekać, aż przed nią wyrósł mur puchonów. Momentalnie zawróciła, jednak i dolecieli zaraz do niej ponownie. Rzuciła więc kaflem najmocniej jak mogła, ten jednak nie doleciał do kapitana gryfonów, tylko do ścigającego puchonów. Niech to szlag!
Bardzo zgrabne podanie Slater pozostawiło jej spore pole do manewru. Najpierw ona zdobyła punkty, potem Vanberg, ale Cass znów wskazała gdzie jest miejsce przewagi. Uśmiechnęła się do niej, lecz tego pewnie dziewczyna nie zauważyła. Szkoda. Bardzo szkoda, bo naprawdę chciała jej pogratulować. Na razie, jednak kafel znów był w akcji i należało coś z nim zrobić. Puffki wspierały ją... Nawet wydawało się jej, że całkiem dobrze jej idzie, bo dotarła do właściwiej strony boiska, co pozwoliło jej rozkminiać sens życia ludzkiego. Co robić? Co robić? Gdzie robić? Taka karma najwidoczniej, bo została zmuszona do podania do Cass. Podania. Wszędzie podania. Zero możliwości na rzut. Ble. Cass dawaj, dawaj.
Cassandra Lancaster, chudy oszukańcu! Ona naprawdę chyba powinna umówić się z Grigiem, ponieważ uparł się niesamowicie. Ciągle gdy tylko miała kafel w ręku, ten już szykował na nią tą swoją pałę. To było bardzo niegrzeczne z jego strony. Naprawdę Orlov stał się na tym meczu damskim bokserem, ktoś powinien go nauczyć kultury. Jednak to nie było zadanie Cassandry. Zamachnęła się po raz pierwszy, chcąc rzucić do pętli, lecz Grig wtedy znów zaatakował. Wściekła zabijała chłopaka spojrzeniem, a jej włosy zmieniły kolor na intensywny róż. Nie dając się jednak sprowokować po raz kolejny, znów się zamachnęła i kafel szybował prosto do pętli. Trzymała kciuki, aby Hayden nie obronił!
Grigori z całkiem sporym zainteresowaniem oglądał mecz, prawdopodobnie największym w swoim życiu, bo sam tu grał. Niestety Orlov mistrzem latania nie był, dlatego nie mógł specjalnie latać za zawodnikami. Więc, ponieważ chciał być chociaż odrobinę pomocny, czatował przy bramce Haydena, żeby mu pomagać od czasu do czasu. I dlatego kiedy tylko zobaczył Cass- swój cel numer jeden od razu mistrzowsko zagrał w jej kierunku (powinien dostać jakiś medal, serio). Jeszcze parę takich rzutów i dziewczyna na pewno umówi się z nim w końcu na randkę, bo w końcu Grig był dzikim Ruskiem i myślał, że jak walnie dziewczynę parę razy tłuczkiem, ta rzuci mu się w końcu w ramiona.
Cóż to był za mecz, o Merlinie. Nigdy się nie dograją. To walą w siebie tłuczkami, to wyrywają sobie piłkę, a Hayden Graves czeka tutaj aby się zrekompensować! Tak, wziął sobie głęboko do serca te dwie porażki, i nie chciał dopuścić do kolejnej. Tym razem się uda. Musi. I już zaraz atakowała go ta sprytna chudzina, lawirując zwinnie pomiędzy Gryfońskimi ścigającymi i uwziętym na nią tłuczkiem. Ale ni czas na podziwianie talentu przeciwnika. Czas się dobrze ustawić, iii... elegancko odbić piłkę prawą ręką nie pozwalając jej wpaść do pętli. Tak tak tak, sukces! Nie zwlekając, złapał odbitą piłkę i sprawnie podał kapitanowi. Do boju!
Co to była za mrożąca krew w żyłach sytuacja! Cass dwa razy próbowała wrzucić piłkę do ich bramki ale się jej nie udało, dzięki mistrzowskiemu przywaleniu Griga i pięknemu odbiciu Haydena. Zaraz po tym Vanberg złapał kafel i pędem puścił się w stronę przeciwnych bramek. O dziwo nikt mu jako tako nie przeszkadzał. Oczywiście znaleźli się tacy, co chcieli przejąć piłkę, ale Dexter fantastycznie ich wyminął i bez problemowo podleciał do wielkich obręczy. Tam po prostu pięknie się zamachnął iiii rzucił wprost do bocznej pętli. Jednocześnie w duchu modlił się, by był to drugi gol. Wszakże musieli zremisować i wyjść na prowadzenie!
No dopsz. Tym razem Ulka sumiennie się pilnowała, żeby nadążać za grą i nie spaść z rozkojarzenia z miotły (to byłoby już mocno schizowe...). Pochylona i skupiona kursując od pętli do pętli, wyczekiwała Gryfonów, którym uda się wycelować w pętle, kibicując reszcie swojej drużyny, która cudownie dawała sobie radę. Niestety przeciwni też sobie radzili - Haydenowi udało się obronić, więc i ona musiała dać radę. Musiała. Nie wybaczyłaby sobie kolejnej straty Żółtych i to z jej winy. No i pojawiła się szansa. Po raz kolejny kapitan drużyny przeciwnej skierował kafel do Puchońskich pętli. Ursula rzuciwszy szybkie spojrzenie na pętle i na kafel, ruszyła zwinnie żeby złapać go w chude łapki. Hej, udało się! Siła rzutu mało nie zrzuciła chudzielca z miotły, ale póki miała piłkę w rękach, niech się dzieje co chce. Lekko się zachwiała, próbując złapać równowagę i z uśmiechem odrzuciła kafel dla swoich ścigających.
Bardzo, ale to bardzo mocno kochamy Cass i chcemy ją wszyscy przytulać i dziękować za kolejne trafienia, które zakończyły się chyba tym, że biedna dostała tłuczkiem, ale byli na prowadzeniu. W przypadku Puszków to już duże osiągnięcie i trzeba to doceniać. Cieszyć się tym i w ogóle szał zrobić. Prawda? Kochamy ją mocno, ale trzeba grać. Dexter odebrał jej kafelka i chyba chciał strzelić. Laila ścisnęła mocnej pięści modląc się oto, by jej kochana, chmurkowa przyjaciółka poradziła sobie z tym człowiekiem... I co? Poradziła sobie! Ze szczerym uśmiechem Laila zaczęła lecieć w stronę Urszulki, aby zgarnąć kafla i grać dalej. Eee. No to co teraz? Zastanówmy się... Co z nim zrobić? Zmieniła kierunek na Gryffoński i pognała w tamtą stronę... Ale szkoda, że ktoś zabrał jej kafelka karmelka. No naprawdę smutek.
Ech, szkoda, że Urszulka obroniła! Ale to nic, przecież mecz się nie kończy, jeszcze wygrają. Z taką oto myślą lawirowała pomiędzy kolejnymi członkami drużyny Hufflepuffu, próbując co jakiś czas odebrać piłkę. Niestety, bezskutecznie! Dopiero po tym, jak ich obrońca podał do Laili, Dahlia z determinacją podleciała w jej kierunku, aby przejąć kafla. Chyba nawet wytknęła jej język, a to niedobra! W każdym razie zaczęła mknąć w przeciwnym kierunku, do pętli puchonów, jednakże ktoś zagrodził jej drogę, więc podała do kapitana gryfonów.
Dexter znów kręcił się w pobliżu Dahlii, bo po prostu przeczuwał, że będzie pora na ich tajną taktykę - podawanie kafla tuż przed nosem puchonów. I oczywiście się nie mylił, bo Gryfonka zaraz przerzuciła do niego piłkę, którą chłopak sprawnie złapał. Niestety wcale długo się nią nie nacieszył, bo puchoni go otoczyli. Co więc mu pozostało? Odrzucił piłkę pannie Slater (ach te quidditchowe flirty, tak trudno się im oprzeć!), mając nadzieję, że to jej uda się polecieć do bramek i zdobyć gola dla ich drużyny.
Tak, taktyka była na tyle tajna, że nawet Dex i Dahlia o niej nie wiedzieli! Ale to nic, grunt, że się sprawdzała. Przynajmniej do czasu. Albowiem przelatując kolejne metry, obok zawodników drużyny przeciwnej, próbowała na wszelki wypadek nadążyć za kapitanem, choć oczywiście wolała, aby rzucał do pętli, a nie do niej. Niestety, ten sobie zażyczył, aby podać jej piłkę właśnie tu i właśnie teraz. Pech chciał, że Slater nie była na to przygotowana i nie sięgnęła kafla, który przeleciał jej nad głową. Bu.
Oj, chyba bardzo Puchoni powinni kochać Cassandrę, która niby taka niepozorna, krucha wręcz anorektyczna, niezdrowa, a nagle potrafi być zwinna! Sama siebie zadziwiała. Mogłaby tylko popracować nad trafem (hehe). Zatoczyła pętlę nad głową Dahli, zabierając kafel. Nie da się tak Gryffonom, o nie! Leciała szybko, omijając wszystkie przeszkody w postaci tłuczków czy innego dziadostwa (korzystam, że nie ma Griga haha!. Czuła wiatr we włosach, które wciąż miały kolor intensywnego różu. Była ciekawa, czy na zdjęciach będzie bardzo źle wyglądała - taka zmęczona, czerwona i jeszcze z taką fryzurą. Och, okaże się potem! Była już tuż tuż pętli, więc rzuciła, modląc się w duchu, aby Hayden tym razem nie obronił.
Cóż się dzieje, olaboga. Po podaniu piłki przez Haydena, Dexter wykonał popisową akcje, świetnie lawirował między Puchonami, zmierzając wprost do pętli, ale ta jakaś niewyraźna Puchoneczka zdołała obronić! Czysty fart! Na szczęście nasi cudowni ścigający szybciutko odebrali piłkę Laili i podawaniem do siebie próbowali zmylić przeciwnika. Na drodze stanęła znowu ta chuda małpa, która, o Merlinie, znów próbowała zaatakować jego pętle! Z Graves'em nie ma żartów, dziecinko. Hayden po raz kolejny wzorowo obronił pętle przed tymi nieujarzmionymi Puffkami i odrzucił piłkę kapitanowi. Do boju!
Na chwilę znów zapanowała groza na boisku, bowiem puchoneczka Lancaster ponowie próbowała wrzucić im kafla do bramki. Naprawdę była tego wieczoru jakimś tajniackim mistrzem quidditcha, pewnie powinna poważnie przemyśleć zasilenie na stałe bandy żółtych. Niemniej jednak, żadna panna nie straszna dzielnym Gryfkom, bowiem Hayden ponownie obronił bramkę! Vanberg aż odetchnął i od razu podleciał, by złapać kafel. Już chciał ruszyć na bramkę przeciwną, gdy ktoś go zaatakował, a nasz zdolny muzyk stracił kafel. To wszystko oczywiście w istnym ułamku sekundy. Co za szaleństwa!
Jest szał na mieście, bo właśnie teraz zachciało się jej oddać kafla Slater. Pokazała jej jęzor? A to niedobra, okropna, niefajna, nieprzyjacielska, niebezpieczna, niemiła i w ogóle! Co za dzieci! Ale przecież nie będzie się gniewać. Potem jeszcze Cass miała dojście do pętli, ale oczywiście Hayden musiał rozciągnąć ciało i obronić. Niedobry... Też jakiś niefajny. Że też nie zrobił sobie przerwy na jedzenie czy coś... Cóż za ciekawa sytuacja! Potem się z nim policzy, ale w sumie... Dobra! Jego wina! Szybko zaczęła lecieć za ludźmi, którzy teraz patrzyli na nią, jak na dwa galeony, które nie chciały się ruszyć z miejsca... Wreszcie zdecydowała, że trzeba nacierać na Vanberga i odebrać mu kafel, bo on nie jest godny trzymać go w rękach! I tak też zrobiła! Uśmiechnęła się lekko do niego i zabrała mu swoje dziecko... Ale co teraz zrobić z tym dzieckiem? Zawrócić i rzucać czy podać do Cass? Czy spodziewać się ataku od Dahlii? Kurczę! Jednak podanie, bo Cass pojawiła się w dobrym momencie! Raz, dwa, pięć!
Ile emocji i adrenaliny! Cassandra Lancaster była już tak zmęczona. Pragnęła, aby Marvel w końcu złapał ten znicz, połknął czy cokolwiek innego. Po prostu żeby się mecz skończył, bo zaczęła tracić siły. Wszystko działo się tak szybko. Wymagano od niej zwinności, skupienia, a przede wszystkim trafienia. Cassandra chyba robiła zbyt wiele hałasu wokół tej całej pętli niż nabijała punkty. W końcu Puchoni jak na razie wygrywali, więc Marvel mógłby w końcu wziąć się za siebie, spiąć poślady i szukać tego znicza! Podleciała do Laili, widząc, że potrzebuje wsparcia. Nie sądziła, że w ogóle dziewczyny będą stanowiły taki doskonały duet! Zrobiła unik, widząc lecące tłuczki, a następnie znów rzuciła w stronę pętli. Hayden, teraz nie możesz obronić!
Więc Grig oczywiście jak zawsze kampił się za bramką Haydena, niestabilnie utrzymując się na miotle, równocześnie musiał w końcu trzymać pałkę i od czasu do czasu nią machać! Na meczu działo się strasznie dużo, ale tłum nie krzyczał, więc Grig był przekonany, że nikt nie strzelił bramki. Chociaż i tak przegrywali, smuteczek. W każdym razie było mu już bardzo zimno i niezbyt wygodnie, więc tylko dlatego kiedy zgrabnie podał sam do siebie tłuczka, nie wcelował idealnie w jego ulubioną zawodniczkę.
Co to ma być?! Ledwo podał piłkę Dexterowi, Lila już była w jego posiadaniu (kafla rzecz jasna, nie Dextera). I o zgrozo, podała do mistrza kłidicza, panny Lancaster. Coś tej chudzinie za dużo się w tym meczu udawało. Hayden rozważał już, czy to zwykły fart, a może Puchonce wróżona była międzynarodowa kariera? Tymczasem zręcznie złapał kafel posłany przez dziewczynę, obdarzył ja chytrym uśmieszkiem, powydzierał się trochę po gryfońsku i podał kafel Dahlii. Do boju!
Taka sytuacja... Faktycznie! Stanowiły z Cass idealny duet! Tu podanie, tu jakaś inna sytuacja dobra impreza i w ogóle... Laila co prawda tylko podawała, ale przecież miała na swoim koncie jeden oddany strzał i jeden obroniony, czyli nie była tak bardzo beznadziejna. Oczywiście specjalizowała się bardziej w wyrównywaniu sytuacji, więc teraz znów podała Cass. Ta strzeliła, ale oczywiście paskuda Hayden musiał obronić. I gdzie tu szacunek? Zero szacunku! Teraz Dahlia szalała z kaflem, ale Laila postanowiła się odegrać i zabrać jej swoje dziecko, bo tamta też jej je siłą wyrwała. Tak też zrobiła i tym razem to ona, Laila Howett! Wystawiła jęzor do Slater! Niech sobie nie myśli, że ona może sobie rzucać jęzorem, a Laila pozostanie jej dłużna. Pfff... Ale dobra. Co teraz trzeba z nim zrobić? Masakra. Jakaś decyzja może? Eee. No to może dla odmiany... Cooo? Vanberg? Sio z łapami! Ale miotała się w tym powietrzu jeszcze chwilę czasu, ale i tak dopiął swego! Następna paskuda!
Laila od jakiegoś czasu dziwnymi podstępami zabierała Vanbergowi kafla. A to się uśmiechnęła, a to coś tam powiedziała i tu niby dekoncentrując go, próbowała przejąć piłkę. Ale nie ma tak! Vanberg postanowił się jej odpłacic i kiedy tylko ujrzał, że puchonka ma piłkę, rzucił się w jej kierunku postanawiając ją jej odebrać. Właściwie nie było trak trudno! Zabrał z jej drobnych rączek kafel i pędem poleciał z nim w stronę bramek puchońskich. Ruszył na tyle szybko, że ścigający za nim nie nadążyli, więc Vanberg pięknie doleciał do bramek i szybko rzucił piłkę wprost w jedną z obręczy. Oby celnie!
Gwen uważnie obserwowała mecz, kiedy niespodziewanie musiała zastąpić Marvela, obecnego szukającego. Dziewczyna wzbiła się w powietrze czując na twarzy podmuch powietrza. Pośród osób poruszających się szybko po boisku starała się wypatrzeć złotego znicza. Jej zdaniem zdecydowanie znicz podobał jej się bardziej, kiedy nie musiała go szukać. Zataczała koła nad boiskiem, ale nie widziała nigdzie złotego blasku. Po jakimś czasie zobaczyła go. Ruszyła w pogoń. Wydawało jej się, że zdoła go złapać, ale znicz był za szybki. Gwen nie dała rady. Nie złapała go, ale też i nie zamierzała się poddać.
Uśmiech Puchonki jaśniał z każdym odebraniem kafla od Gryfonów, oby tak dalej! Wodząc spojrzeniem po środku boiska zauważyła w porę lecącego Vanberga. Oj, trzeba się ogarnąć. Wychodzi na to, że jak się Ulek nie rozmarzy i nie zagapi na cuda przyrodnicze, to nawet jakoś daje radę. Szybko poderwała w stronę pętli do której zbliżaj się kafel i prędko wychyliła się, żeby szybko dostać go w ręce. Po raz kolejny udało jej się obronić pętli i cieszyć złapaną piłką. Odrzuciła ją do ścigającej, z promiennym uśmiechem. Oj, Puchoni mają szansę wygrać, oni MUSZĄ wygrać. Odgarnęła kilka niesfornych kosmyków i wróciła w okolice środkowej pętli.
Tak! Brawo, Uleczko kochana! Cassandra zaczęła tańczyć na miotle, gdy zobaczyła, że obrońca nie dała się urokowi Dextera. Już bała się, że wszystko pójdzie na marne, zwłaszcza że chyba miała jakieś chore szczęście. Prędko przyleciała pod pętle Puchonów, aby odebrać kafla. Znów leciała przez całe boisko. Uśmiechnęła się w stronę Griga, który znów próbował się na nią zamachnąć! Och, naprawdę miała już go serdecznie dosyć. Czy nie mógł się uczepić Petrosa albo Laili? Cassandra normalnie przyjdzie do niego z reklamacjami i zażąda jakiegoś masażu przez te „przytulanie” tłuczkiem. Zwinnie ominęła lecącą przeszkodę, znajdując się już blisko pętli Gryffonów. Nie wiedziała dlaczego, ale nagle poczuła, że tym razem będzie miała szczęście, wypuściła powietrze, a następnie rzuciła. Co to będzie, co to będzie?