Jest to duża powierzchnia o owalnym kształcie, rozmiarów około 55 na 152 metry. Po dwóch przeciwnych końcach, na polach bramkowych umieszczone są trzy tyczki, każda z obręczą na czubku, do których to wrzuca się kafla. Po środku znajduje się koło środkowe, skąd na początku meczu wypuszcza się piłki. Odbywają się tu wszystkie rozgrywki Quidditcha między domami, a także treningi drużyn. Czasem uczniowie przychodzą sami, bądź większymi grupami by polatać sobie dla przyjemności.
Blair się nie podda. Będzie walczyć do końca. Oni chyba sobie z niej żartowali myśląc, że od razu ją pokonają. Może i smutno jej było, że jej kochane krabki nie umiały grać w zbijaka, ale ona nie zamierzała się poddać. Przecież na pewno jej kibicowali. Oni ją przecież tak mocno kochali. Nic tylko przytulać Bibi za to, że tak długo wytrzymała na boisku. Aniołki ją pewnie kochały, bo po nieudanym rzucie do Madison ta oddała piłkę dla kapitana. Nie lubiła Czarka. Od zawsze była frajerem, przynajmniej dla niej. Fałszywe opinie w jego sercu i taki smutek ogólnie, że potrafi ludzi tylko po tym oceniać, dlatego kiedy w nią wycelował skupiła całą swoją siłę na tym, aby zgarnąć piłkę, którą się poparzyła. Ale to nic. Żeby było ciekawiej natychmiast ją odrzuciła z impetem do Camerona Weatherly. Niech zginie, mara siarczysta, bo ona już tak dłużej nie wytrzyma. Przecież musi się jej udać kogoś zbić. Skoro obroniła i w ogóle... To przynajmniej to. Ale peszek to peszek. Przynajmniej Cezary jej nie zbił.
2,1,4 (nie ma 1 zawodnika, więc powinno paść na Blair, ale z tego co rozumiem podaję do swojego super kapitana, Czareczka)
Puścił oczko do Kai, nie kryjąc się z tym zbytnio. Przywitał też skinięciem głowy Teddrę, Rivera i innych Kanadyjczyków. Dooobra, ten dziwny Arab poprzedzielał im jakieś mało znaczące osoby (chociaż może to szpiedzy od Znikaczy, kto wie! ) i mogli grać. Powstrzymywał grymas, gdy odpadali kolejni z jego drużyny, bo w sumie traktował ich jako taką rodzinę. Może nie jakąś genialną, ale zawsze przywiązanie do tych super pędraczków jest. Jak zawsze jego myśli krążyły tylko wokół rozgrywki, sto (jak nie dwieście) procent skupienia! Przemieszczał się po wyznaczonym polu, nie za bardzo jeszcze rozumiejąc zasady tej gry. Camaron nie miał zbytnio z tym problemu; w końcu zapowiadała się brutalna, więc czemu nie? Ciekawą opcją wydawało się wylądowanie w Skrzydle Szpitalnym, bo kto wie, może jakieś miłe niewiasty (na pewno śliczne!) zaopiekowałyby się tym chłopcem? Nagle z żądzą mordu w oczach Australijka rzuciła w jego stronę piłką. Jakby zabił jej matkę pierogiem. Z łatwością przechwycił lecący przedmiot i uśmiechnął się dziarsko do dziewczyny. Jednak tak samo szybko jak się uśmiech pokazał, tak zniknął. Zawsze starał się na meczach zachować pokerową twarz. Nie czekając zbyt długo cisnął piłką w swój cel. Nie, nie była nim Blair, za łatwo do przewidzenia! Podał do ich 'kapitana' Czarusia. Przez chwilę mignęła mu przed oczami dziewczyna z trybun. Mógł przysiąść na brodę Merlina, że skądś ją zna! Czekajcie, jak ten Arab zawołał? Perry? NO CHYBA NIE! Nie powstrzymał się od rzucenia przekleństwa pod nosem i lekkiego grymasu. Szybko odwrócił wzrok, kierując go na piłkę. SKUP SIĘ NA GRZE WEATHERLY. Kątem oka zauważył, iż panna spadła z miotły i to dość boleśnie. Z własnym zdziwieniem podjął decyzję, że po rozgrywce szybko poleci do tej wyrodnej żony dziewczyny. W końcu to byłoby śmieszne, że niby to jego narzeczona!
Czy ta gra kiedyś się skończy? Dobra, było fajnie wtedy, gdy mógł sobie latać w te i z powrotem na miotle, jednak powoli zaczynało go to męczyć. Emocje ciągle rosły. Ich było więcej, ale w tych czarodziejskich grach to nigdy nic nie wiadomo. A już zwłaszcza z takim kapitanem. I ej! To nie jego wina, że nominowano go na to stanowisko! On się nie pchał, po prostu przyszedł na boisko ciekawych nowych doświadczeń. Nie szło mu tak fatalnie, póki co jeszcze unosił się w powietrzu, nikt nie zbierał jego kości z ziemi. Znów piłka poszybowała do niego, on ją przejął bez większego problemu, gdyż rzucał do niego członek jego zespołu. Ciekawe, czy gdyby rywal w niego celował równie łatwo złapałby to cholerstwo? Tym razem skupił się na celu, mierzył dosłownie chwilę w dziewczynę, bo piłka zaczęła mu się wysuwać z rąk. Czy ktoś nie mógł tego przyrządu opanować?! Rzucił, lecz za słabo, by powalić Blair. No nic, z kariera zawodowa może się pożegnać.