Jest to duża powierzchnia o owalnym kształcie, rozmiarów około 55 na 152 metry. Po dwóch przeciwnych końcach, na polach bramkowych umieszczone są trzy tyczki, każda z obręczą na czubku, do których to wrzuca się kafla. Po środku znajduje się koło środkowe, skąd na początku meczu wypuszcza się piłki. Odbywają się tu wszystkie rozgrywki Quidditcha między domami, a także treningi drużyn. Czasem uczniowie przychodzą sami, bądź większymi grupami by polatać sobie dla przyjemności.
Nie, nie... ona się tak łatwo nie da, droga Naomi. Możesz jej sobie zabrać tego kafla, ale nie na długo. Zaraz po straceniu piłki, poleciała za wredniastą Krukonką i choć miała wielką ochotę, żeby po drodze zabrać pałkę Jaredowi i przywalić nią jej po głowie, to powstrzymała się. Jednak piłkę zabrała. A co! Tyle, że nie mogła się jakoś dobić do pętli. Co to jest? Przeszkadzać miszczowi w akcji? To nie przystoi, o niee... Ale cóż... musiała oddać kafla w ręce Kath. Znowu...
Cieszył się z tych wszystkich przepięknych pętli i obrony Audki, której przecież szło coraz lepiej. Od czasu do czasu wypatrywał znicza, ale ani widu ani słychu go, ha, skubaniec! I nagle. Zobaczył! Jest, jest, jest! Pognał natychmiast w tamtym kierunku, prawie, że przekraczając szybkość światła, wruuuuuuuu uuuuuuuuuuuu! Już-już był tak okropnie, okropnie bliziutko... kiedy ŁUP coś walnęło go w bok, powodując okropny ból. Potem jeszcze jedno łup i Twan spadł z miotły, całe szczęście, że był nisko nad ziemią, bo inaczej to by się chyba nie pozbierał.
Dobra, dobra. Już czaimy i ogarniamy. Ej, Naomko, co ty odwalasz? Odbierasz kafla Elliott? JESZCZE KURDE ŚNIEGU BRAKUJE! I kolęd śpiewanych obok choinki. Absurd!!! No wiecie co? Ach, dobrze, panienko Redbird! Rozwalimy Krukonów, hy hy! Złapała piłeczkę i wściekła pomknęła w stronę pętli. O nie, tym razem trafi. M u s i. M u s i. M u s i. Rzuciła, ale teraz już nie była taka pewna czy dobrze celowała. Cholera, co te tłuczki odpierniczają? No Tłaaaan, kurczę, szukaj znicza!
Hahahahah, nie ma tego dobrego. Tym razem nie popuści, nie! Ustawiła się odpowiednio, przygotowała i nie mogła tego zawalić. Po prostu nie mogła, nie. I co? Nie zawaliła!. Złapała kafla w swoje zwinne rączki zgrabnie, po czym podała go Naomi. Nie ma co, nie było z nią aż tak źle!
Ten. Mały. Elliottek! O nie, niech ona sobie nie myśli, że z Naomką pójdzie jej tak łatwo! Krukonka postanowiła uczepić się jak rzep psiego tyła Gryfonki i w dogondym momencie odebrać jej piłeczkę. Już, już ją miła, gdy kafel dostał się w ręce Kath! Nie zdążyła do niej podlecieć, bo ta rzuciła go w kierunku Gab i pętli. O nie, nie nie! Naomka przymnkęła jedno oko i puszczając sie miotły zacisnęła kciuki! Tak! Świetna Gab, niezwyciężona obrończyni pętli przed złymi Czerwonymi siłami triumfuje! Oczywiście nikt nie miał watpliwości, że dziewczyna obroni, oczywiście.
Naładowana adrenaliną Naomka po złapaniu kafla od mega-hieper-zdolnej obrończyni pomknęła jak pocisk przez boisko z zaprogramowanym jednym celem: strzelić gola. Skoncentrowała wzrok na pętlach i na Audce. Wymierzyła dokładnie w tym szalonym pędzie i . . .
No to zaczęło się podawanio-odbieranio-podawanie! Ta zabrała, ta podała, ta straciła... aww! Audka już ledwo się orientowała kto ma kafla, tak się wszyscy zebrali w jednym miejscu, żeby dorwać piłkę! Ale no nic, w końcu ktoś zmienił trochę przebieg gry i poleciał w stronę pętli Krukonów. Audrey oczywiście kibicowała zawzięcie Kathleen, którą jakimś cudem rozpoznała, ale to i tak było na nic, bo Gab obroniła. Zaraz też podała do Naomi, wykorzystującej idealnie sytuację i zmierzającej już w jej stronę. Ale Gryfonka też się nie da. Kurde, jak ta Krukonka pędzi! Rozkręciła się na dobre. Ale ha! Audka miała Błyskawicę, c'nie? Hyhy. Hihihahahehehe! Huhu (?). No i tak sterczała w miejscu, czekając, aż Naomi zrobi jakiś zwrot, czy coś. W odpowiedniej chwili Audrey zaskoczyła ją, zrywając się nagle sprzed środkowej pętli i łapiąc kafla, który miał wpaść w lewą. Trzy obronione, trzy stracone. Podała kafla Luke'owi, który mógłby się bardziej wykazać, gdyby tylko mu się chciało. I przy okazji zerknęła na Twana, który prawie-prawie złapał znicza. Tak mało brakowało!
Luke Gringott
Rok Nauki : I
Wiek : 29
Czystość Krwi : 100%
Dodatkowo : Legilimencja i oklumencja, teleportacja
Ale że co się dzieje? Dobra, przyznajmy - znów się zamyślił. Te śliczne szare oczka (po tacie!), czekoladowe włosy (po Kath!) i usta (po.. po babci!) sprawiły, iż Gringott odpłynął heeen, daleko! Spoko, Pani Kapitan! Wracamy już do gry. Nie ma się co martwić, ale.. Ych, nie chce mu się! Ma tu tyle do przemyślenia, a oni mu każą rzucać kafla do jakieś pętli, która w rzeczywistości wcale nie jest taka okrągła, o. Ej, spadać! Ta piłka jest Luke'a! No nic.. trzeba oddać kafla Kath. Może TYM RAZEM jej się uda trafić.
ZNOWU NIE TRAFIŁA?! To przestało być śmieszne. Tak jak ten śnieg, o. Ale.. jakie efektowne zakończenie majówki! - Kurza tfasz - zaklęła pod nosem po raz kolejny. No heeeloł. Ona chce w końcu trafić! O, braciszek się wybudził ze snu. A może jednak zapadł? No niedźwiedzie zaczynają spać, gdy tylko pojawia się ta biała breja. Kurczę, o co mu może chodzić? Przecież zawsze grał takiego obojętnego dupka. Co też się zmieniło? No my tu gadu-gadu, a tu kafel leci. CO?! Gringott jej podał piłkę? No nic. Złapała ją i znooooooooowu pomknęła w stronę pętli Krukonów. Jak i tym razem Gab obroni to.. To dotknie ją dłoń Bakłażana! - Kurde, kaflu, leeeeeeeeeeeeeeeeć - mruknęła cicho.
Nie ma tego dobrego, o nie. Niech sobie Gryfoni nie myślą, że tak łatwo będzie im strzelać gole, o nie. Szczególnie Kathleen nie będzie tak łatwo. Gabrielle już ją wyczuła i będzie bronić, co sił. Teraz też obroniła ten rzut z łatwością, ha! Rozkręcała się nam panna! Po tej udanej obronie podała kafla ponownie do Naomi. Oby wreszcie strzeliła!
Dupa. Cholera, no! Przeklinając w duchu zdolności Aud, oddaliła się trochę nie spuszczając ze wzroku piłki. Nie! Jak oni tak mogą! Nie strzelać mi w Gab! Jednak Dzielna obrończyni spełniła swoją powinność broniąc dostępu do pętli, podając piłkę do Naomki. Tak, tym razem szansy nie zmarnuje! Zajęta rozmyślaniem, jak tu tego kafla wpakowac do pętli zauważyła, że już go nie trzyma. Przeklęci Gryfoni!
W główce już układał jej się niecny plan, jakby tu "przypadkiem" zrzucić Gab z miotły. Zrezygnowała jednak, gdyż nie chciała siedzieć na jakimś szlabanie z tego powodu. W końcu szorowanie kibli to nie najprzyjemniejsza fucha na świecie. Mogłaby oczywiście, rzucić w Krukonkę papierkami od cukierków, ale nie zniży się do tego poziomu, spokojna głowa. Nie wiadomo jak, ale w jej łapki wpadł kafel. Popatrzyła na niego trochę tępo i nieogarniająco, ale potem wzruszyła tylko ramionami. Widocznie jest mu u niej dobrze i wraca niczym kochany spanielek. Cudownie. Nie czekając ani chwili dłużej ruszyła w stronę lewej pętli. Trochę pomanewrowała, aż w końcu zdecydowała się rzucić jej kochaną piłeczkę. I co?
Niech nikt nie myśli o zrzucaniu Gab z miotły, bo miałby wtedy przechlapane, oj miałby! Ona by sama wymierzyła sprawiedliwość, w końcu jest panią prefekt, ma co do tego środki, czyż nie? A zawsze można było zrobić coś po kryjomu. Ale to tak wiecie, cicho sza, żeby nikt się nie dowiedział, ze pani prefekt ma takie złe myśli! Tymczasem jej teraz nic nie było straszne. Mogła sobie latać i bronić tych pętli. I tak robiła! Elliott mogła sobie rzucać, ale Gabrielle mogła akurat w tym momencie dobrze się ustawić, co też uczyniła i złapała kafla w swe rączki. Po czym podała go do Bell.
Bell zupełnie się rozkojarzyła. Wiedziała tylko, że piłka krążyła gdzieś pomiędzy gryfonami, czasem tylko trafiając do Naomki. Był jakiś gol, ktoś obronił? A kto to wie? Dopiero piłka od Gab, lecąca w jej stronę, jakoś ją z tego wszystkiego wyrwała. Złapała, ale zdążyła polecieć zaledwie kawałek, bo została jej odebrana. Kto to był? Nie miała pojęcia, ale automatycznie zaczęła go gonić, żeby odzyskać kafla. A nuż się uda i zdobędzie kolejne punkty dla Ravenclawu...
Jak to kto? Jak to kto? Wszak u Gryfiaków była tylko jedna rudowłosa ścigająca i była nią Elliott. Hyhy, niech Bell nie bierze tego do siebie, ale kafel powinien być w bardziej bezpiecznych rękach. A takowymi są ręce właśnie panny Redbird. Podśpiewując sobie pod nosem Hotel California bez przeszkód dotarła do pętli. Czyżby Krukoni posnęli? Och, biedaczyska. Hyhy, nieprawda. Nie teraz... tak więc zamachnęła się i wyrzuciła piłkę, mając nadzieję, że Gab znowu się na coś (albo na kogoś!) zagapi.
Nadzieja matką głupich. Myśleć Elliott sobie mogła, że może a nuż Gabrielle znowu zapatrzy się na przystojnego pałkarza Ravenclawu (który coś zbyt rzadko operował tym tłuczkiem, zbyt rzadko, no). Ale nie, ha ha! Nie ma tego dobrego! Ona tutaj była zwarta i gotowa i w ogóle wiecie, tamte poprzednie wpuszczenia to były wypadki przy pracy, no. A teraz już broniła na całego! Złapała bez problemu kafla w swoje rączki i podała go Naomi.
Od czasu, kiedy Naomka trzymała w swoich łapkach kafla, ta nikczemna, podstępna Elliott próbowała zdobyć punkty już dwa razy! Oburzające! Po drugiej tej próbie Gab podała piłkę Naomce. Dobra decyzja złotko! Krukonka trzymając kafla pruje przez boisko Ale co to? Mnożą się ci Gryfoni, czy co? Cóż, nie rozwiązując tej zagadki, Naomka z konieczności podała kafla Bell.
Ach, całe szczęście, zła Elliott nie dała rady oszukać Gab i wcelować do pętli! Jak dobre, że ta chwila jej rozkojarzenia, nie skończyła się tragicznie, bo wtedy miałaby poczucie, że do jedynie jej wina. Śledziła lot piłki, która została podana do Naomi, a zaraz potem do niej samej. Ci gryfoni! Wredne lwy, nie dość, że przeszkadzały Naomce, to gdy ta pozbyła się obiektu ich pożądania, te nie dały za wygraną, tym razem atakując Bell. No, niestety jej nie udało się podać kafla do którejś z dziewczyn i straciła kafla.
Znów nie trafiła?! No nie, to już szczyt bezczelności! Po raz kolejny obronić. Gaab, no, nie załamuj dziewczyny. Latała głową tak jak kafel. Gab. Naomi. Elliott. DAWAJ! Znów obrona? Ej, to już jest naprawdę nudne. Ach, dzięki ci Bell, że się zagapiłaś. Ellie, dajesz, dajesz, nie przestajesz! Strzelaj. Kurza tfasz! Z N Ó W O B R O N A?! Leciała za Krukonkami, aby odebrać im kafla. Kurczę, z Naomką się nie udało. Co za spryciula. Oo, Bell na horyzoncie. Kath, odbierz jej tą piłkę. Rusz wreszcie dupę i zdobądź punkty dla drużyny. Dobrze, bierzemy się do roboty. Zwinnie odebrała kafla Bellci i pomknęła z nim w stronę pętli i nikczemnej Gabrielle. Pff, Naomko, nie za dobrze ci? Już byś chciała! Podała cenną piłeczkę do Elliott, coby jej nie stracić.
Biedny Twan, leżał przez jakiś czas, rozwalony plackiem na ziemi i patrzył na latające nad jego głową gwiazdki... a może to były piłki? Albo gracze qudditcha? Nie zdążył się nad tym dokładniej pomyśleć, bo ten wyjątkowo natrętnych tłuczek, zresztą ten sam co przyczynił się do zlecenia z miotły, znowu próbował go walnąć. Całe szczęście, że miał tak świetny, gryfoński refleks, bo inaczej pewnie od razu trafiłby do skrzydła szpitalnego, z rozwaloną czaszką i mózgiem pływającym gdzieś na wierzchu. Złapał swoją miotłę, szybko na nią wsiadł i wbił się w powietrze, chociaż wszystko okrooopnie go bolało. Uciekał przed tłuczkiem. Przeleciał obok Gab i wcelował prosto w środkową pętlę. Ha, gdyby był kaflem, do gryfoni właśnie zdobyliby dziesięć punktów.
Nosz! Piekielna Gab! Jak ona śmie? Tu Miszczu rzuca, a ta obrania. To nie tak miało być, miała trafić, miał przyjechać rycerz na białej miotle i wręczyć jej uroczyście 10 punktów. Ale nie! Wszystko poszło w las. A czyja to wina? Jareda rzecz jasna! Nie może bardziej ściągać na siebie uwagi Gab? Egoista jeden. Nie miała czasu na dalsze rozważania, bo Kath podała jej kafla. Była jednak na tyle fochnięta na przyjaciela i roztrzęsiona jego karygodnym wręcz zachowaniem, że kafla przez przypadek oddała. Eee... to wszystko przez Jareda. Znowu! Toż ten chłopak ją do grobu zaprowadzi!
Wszedł na boisko żadna z drużyn nie miała treningu, boisko było wolne więc czemu nie skorzystać, szczególnie ze pogoda sprzyjała. Ubrany był w swój uniform do gry z czasów Durmstrangu gdy grał jako pałkarz, pod pachą niósł skrzynkę z tłuczkami i celami mającymi symulować drużyny, w drugiej ręce trzymał swoją miotłę nie była to hiper Błyskawica, ale też się dobrze sprawowała, w sumie na pozycji na której grał to nie szybkość i zwinność się liczy a precyzja i wyczucie chwili. Postawił skrzynią na ziemi i wypuścił z niej cele były to solidne kule o średnicy 30 centymetrów pomalowane w dwa kolory czerwony dla swoich czarny dla przeciwników. Cele zajęły miejsca na pozycjach startowych do gry, Aleksander ustawił mechanizm zegarowy uruchamiający tłuczki i wsiadł na miotłę w dłoni trzymając swoją ulubioną pałkę, wzleciał na pozycję i zaczął się odprężać by skupić się na zadaniu. Tłuczki wystartowały a cele zaczęły taniec na boisku/ -Nid yw Ymlaen yn cymryd carcharorion !-ryknął i ruszył
Boisko zostało oczyszczone, z wszystkich przedmiotów na samym środku znajduje się mały krąg, wykonany z białego materiału. Wokół boiska stoi sześć skrzyń z uśpionymi tłuczkami gotowymi w każdej chwili do wypuszczenia i ataku. Dobra a teraz zasady: Wchodzisz na boisko i rzucasz kośćmi tutaj 6 razy( czytaj 6 kostkami raz) po czym piszesz co dzieje się na murawie korzystając z tych wskazówek jak interpretować wyniki rzutu: 6 trafiasz atakujący tłuczek i strącasz go zostaje wypuszczony następny za każde strącenie zarabiasz 5 pkt 5-epicki unik przed atakującym tłuczkiem 4- prawie trafiłeś i prawie strąciłeś tłuczek 3- zostałeś muśnięty przez tłuczek 2 spudłowałeś, i ledwo uniknąłeś 1- oberwałeś tłuczkiem i upuściłeś różdżkę, trzykrotna 1 w rzutach prowadzi do oblania testu i nie otrzymania żadnych punktów, nawet jakbyś miał 3x6 jak na razie jasne życzę miłej zabawy, po skończeniu opisu, wracasz albo na trybuny albo do skrzydła szpitalnego w celu opatrzenia ran.
No okej. Była na miejscu, wszystko ładnie pięknie, zaraz zginie od uderzenia tłuczkiem, w ogóle sielanka kompletna. Szczerze mówiąc trochę żałowała tego, że podjęła się tego testu, przecież mogłaby spokojnie dożyć starości w jakimś domu spokojnego zgonu czy w szpitalu Świętego Munga, lecząc się z alkoholizmu i seksoholizmu. Ale nie, wolała żyć krócej, zostać zapamiętana przez wszystkich tych, którym złamała serca i zjechała psychikę. Pierwszy tłuczek pomknął w jej stronę tak szybko, że o mało nie oberwała. Szybko podniosła różdżkę, rzucając niewerbalną Drętwotę w jego kierunku. I co? No brakowało dosłownie paru milimetrów. MILIMETRÓW. Niestety, chyba trochę wkurzyła ową nieznośną piłkę, bo ta zaraz rzuciła się na nią po raz kolejny. Przed tym atakiem udało jej się uchronić jedynie dzięki swojemu refleksowi. Ale potem... potem było gorzej. Dlaczego, bo oto ogarnięta euforią z powodu tego epickiego uniku, zapomniała, gdzie się znajduje. Po paru sekundach poczuła potworny ból w okolicy prawego nadgarstka, który, jak się okazało, był nienaturalnie wygięty względem reszty ręki. Czyli wniosek jest jeden, oberwała. - Cholera jasna! - Syknęła, ze złością rzucając w kierunku tłuczka zaklęciem. I o dziwo trafiła, a tłuczek wylądował gdzieś na murawie. Przez chwilę przyglądała się zranionej dłoni, nie bardzo wiedząc, co zrobić, kiedy na horyzoncie pojawił się równie dziki zastępca poprzedniej piłki. Taa... tu znów robi się nieprzyjemnie. KOLEJNY RAZ OBERWAŁA. Tym razem w brzuch. Pęd napastnika zwalił ją z nóg i teraz leżała na plecach na murawie, próbując zobaczyć cokolwiek poza warstwą mroczków. Różdżka leżała zdecydowanie za daleko, poza zasięgiem jej zdrowej ręki. Kolejnego ataku uniknęła chyba cudem. Nie miała pojęcia, co dzieje się wokół niej. - No i co? Po co ci to było? - Bo ból jest przyjemny. - Masochistka. - Wiem.
Z trybun rozległ się głos, spokojny noszący się po murawie, zatrzymując tłuczki które powróciły na swoje miejsca, nawet strącony powrócił na swoje miejsce startowe. -Test dla ciebie został zakończony, gratuluje pierwszego strącenia, zyskujesz nim 5 pkt dla Slytherinu, czym właśnie obejmujesz prowadzenie w punktacji. a teraz czas na następnego. Z trybun widać było jak zraniona ślizgonka schodzi z murawy.
No cóż...Dała Czarce wystartować pierwszej gdyż sama na początku nie ogarniała o co chodzi. A teraz postanowiła spróbować choć trochę się bała. Miała nadzieję, że jej koleżance nie stało się nic poważnego. A więc stanęła na murawie czekając aż nadleci pierwszy tłuczek. No i nadszedł! Pomknął ku niej z zadziwiającą prędkością niczym nabój karabinu maszynowego. Tori nie zdążyła się przeżegnać a tłuczek już był przy niej. Iiiiii....ależ to było epickie! Victoria uskoczyła w ostatniej chwili a tłuczek gdzieś poleciał. Ślizgonka odsapnęła ale nie dane jej było długo się cieszyć gdyż ta bestia wróciła z powrotem. Dziewczyna chwyciła różdżkę wrzeszcząc Drętwota! Ale na nic się to zdało, gdyż tłuczek ją zaatakował! Musnął ją w ramię które nieźle zabolało ale chyba nic poważnego się nie stało, chwilę pobolało a mogła ruszać ręką. Czekała więc na kolejny atak, który właśnie następował. Dziewczyna jeszcze raz wykrzyknęła zaklęcie i z jej różdżki wyleciały czerwone iskry które minęły tłuczka dosłownie o milimetr. -Cholera.- mruknęła Tori rozcierając sobie ramię które poczuło na sobie moc zaklęcia i zabolało. Tłuczek poleciał prosto na nią. Już, już miał uderzać ją brzuch gdy niewerbalne zaklęcie mu to umożliwiło. Było jednak zbyt słabe by strącić tłuczek, który ponownie natarł na dziewczynę. Ta jednak miała refleks i uniknęła go. Po raz trzeci wykrzyknęła zaklęcie, które wreszcie trafiło tłuczka, który z impetem spadł gdzieś na murawę. -Jest! -wrzasnęła ucieszona ale i trochę zmęczona Ślizgonka. I wróciła na trybuny gdzie stał profesor obserwujący jej poczynania. Trochę bolało ją jeszcze ramię ale to lekkie otarcie, które nawet nie zostawiło śladu, i zaraz ból ustanie.
Ja jestem maczo niech te tłuczki mi wybaczą niech płaczą jestem maczo. No i co teraz wy durne piłeczki? Oto przed wami stoi miszcz zaklęć wszelakich, najlepszy czarodziej w żelkowym świecie i najsilniejszy ziom w kosmosie, nawet Pudzian może się przy nim schować! Pierwszy tłuczek, rzucone zaklęcie i... ojej, nie trafił? Ale jak to? Przecież było tak blisko! Pffs, rzal i bul. Ktoś tutaj oszukuje! Druga próba również skończyła się kompletnym fiaskiem. Trzecia... trzecia poszła jeszcze gorzej, szczerze mówiąc. Nie dość, że spudłował, to jeszcze ledwo uniknął tego cholerstwa. Nie wybaczyłby sobie, gdyby podczas tych zajęć obił sobie swoją zacną buzię. Najgorsze było jednak przed nim, bo oto tłuczek zbliżał się do niego niebezpiecznie, a Puchon akurat zauważył jakiegoś motylka, co odwróciło jego uwagę od głównego problemu. No i skończyło się na tym, że kula musnęła go w czubek głowy, przez co pewnie będzie mieć niezłego guza. Ale żeby nie wyszedł na kompletnego nieuka, ciamajdę i idiotę! U D A Ł O M U S I Ę W Y C E L O W A Ć. Ha! I co teraz, parówki? Trafił, trafił! I to dwa razy! W związku z czym nie omieszkał odtańczyć dzikiej kongi na środku murawy. No a potem poszedł na trybuny, gdzie świecił swoją inteligencją, siłą i celnością.