Jest to duża powierzchnia o owalnym kształcie, rozmiarów około 55 na 152 metry. Po dwóch przeciwnych końcach, na polach bramkowych umieszczone są trzy tyczki, każda z obręczą na czubku, do których to wrzuca się kafla. Po środku znajduje się koło środkowe, skąd na początku meczu wypuszcza się piłki. Odbywają się tu wszystkie rozgrywki Quidditcha między domami, a także treningi drużyn. Czasem uczniowie przychodzą sami, bądź większymi grupami by polatać sobie dla przyjemności.
Była tak wdzięczna dziewczynie za pomoc, że nie umiała tego wyrazić słowami. Nie umiała, bo nie miała siły mówić. Zamknęła szczelniej oczy, próbując się zrelaksować. W końcu jej się udało, ale zaraz potem zmorzył ją sen. O nie, nie będzie teraz spać. Zerwała się z miejsca tak gwałtownie, że aż sama podskoczyła, siedząc. Spojrzała na Elliott, uśmiechając się. - Dzięki, ale chyba dam sobie radę. - Powiedziała, a zaraz potem podjęła się jakiegoś tematu. - Myślisz, że oni tutaj wrócą? - Znowu zapytała z głupią i bezsensowną nadzieją. W końcu, od kiedy jej na czymś zależy? Jednak nie było to zwykłe "zależenie". W Kath chyba budziły się jakieś ludzkie uczucia, takie jak współczucie, zazdrość i sumienie.
Odskoczyła, kiedy dziewczyna nagle wstała. Rozległ się jakiś niezidentyfikowany chrzęst. Popatrzyła z przerażeniem na swoją torebkę i zajrzała do środka. Odetchnęła z ulgą. Na szczęście nic się nie wylało, a po prostu parę rzeczy się przewróciło. Poprawiła wszystko, przesyłając Kath karcące spojrzenie. - Jeśli chcesz, to możemy iść do skrzydła szpitalnego. Powie się im, że zaciągnęłam cię tam siłą, grożąc, że... coś tam się wymyśli... a ty będziesz mogła dalej odgrywać swoje przedstawienie, zgrywając bezduszną istotkę. Co ty na to? - Wyszczerzyła się do kuzynki.
- Nie rozumiem. - Powiedziała. - jak to, bezduszną istotkę? Nie mów, że mnie przejrzałaś! - krzyknęła z lekką chrypką, która uniemożliwiła jej głośne mówienie. - Spoko chcesz... - Powiedziała nagle. - Ale... - zawahała się. - No dobra. Więc możemy iść. Otrzepała się z brudu, który przyległ do jej dżinsów i kurtki. A potem spojrzała wyczekująco na Elliott, aby obie mogły pójść do Skrzydła Szpitalnego. Może tam pielęgniarka się nad nią zlituje i poda jej jakiś lek przeciwbólowy, bo teraz strasznie rozbolała ją głowa.
(napisz pierwszy post w SP, jeśli chcesz albo możemy jeszcze dokończyć pisanie tutaj, bo ja zapewne już dzisiaj na tamtym forum nie odpiszę)
- Oczywiście, że przejrzałam! W końcu znam cię nie od dziś, prawda? Zaśmiała się. Pierwszy raz słyszała, że Kath się jąka. Trochę dziwnie to wyglądało. No, ale każdemu może czasem zabraknąć słów. Prawda? - To idziemy. - Chwyciła kuzynkę pod ramię i ruszyły w stronę zamku. - Tylko nie przestrasz się pielęgniarki, która jest właściwie pielęgniarzem. Bywa strasznie drażliwy.
//To ja zaraz tam napiszę i tak. Chciałam tylko tu zakończyć definitywnie
Ach, jak przyjemnie jest być nauczycielem Quidditcha! Ma się te przywileje, hy hy. Dzięki temu zacny Iruś będzie sędziował mecz! Przed meczykiem popił sobie wodę z ogórków (mniam!), aby uspokoić nerwy. W końcu gra tyle znajomych! Och, ależ on był podekscytowany! Na boisko wleciał na swoim latającym kiju, zwanym miotłą. A że był mały i bardzo zwinny to nie było mowy o jakimkolwiek kompromitującym upadku. W dłoni ledwo trzymał dość ciężki kafel. Pięknie podrzucił go do góry, a tym samym rozpoczął mecz. DO BOJU!!!
Przeklęty stres, zawsze rozpraszał Jess. Nabrała świeżego powietrza, wsiadła na miotłę i poleciała za kaflem. Il suffit de ne pas paniquer, n'ayez pas peur, vous n'êtes pas un fan de la chasse d'aujourd'hui... Vous devez vous concentrer sur le carreau et éviter les pilons...* Nigdy nie myślała, no może tylko raz, co będzie, jak dostanie tłuczkiem. Ale teraz, koncentrowała się na kaflu. Pour lutter contre Ravenclav!
*-Tylko się nie denerwuj, nie bój się, jesteś dzisiaj ścigającą nie kibicem... Musisz się skoncentrować na kaflu i omijać tłuczki... **- Do Boju Ravenclav!
To nic trudnego, to nic trudnego. Powtarzała sobie w myślach uporczywie Naomi. W ostatniej chwili zorientowała się, że Jess do niej podaje. Jako-tako ją trzymała i uleciała trochę, chcąc komuś podać. Samej nie było warto uderzać na pętle. Ha! Nawet podniosła kafla, żeby rzucić go dobrze ustawionej Jess, ale...cholera, straciła piłkę. Jakiś dzielny Gryfiak śmiał w nikczemny sposób pozbawić piłki Krukonki! Oburzające! Uspokajając się, Odleciała trochę dalej, w kierunku pętli przeciwnika.
Idąc za Aud, rozglądała się przy okazji po trybunach. Cóż… mecz chyba nie wzbudził bardzo wielu emocji, bo niewiele osób przybyło na trybuny. Chwilę potem odbijała się już nogami od ziemi i wzlatywała ku górze, więc skupiła się na grze. Kafel śmignął jej przed nosem i trafił w ręce Naomi, której zresztą zaraz go odebrała. Jej szczęście jednak nie trwało długo i nie miała okazji nawet zrozumieć, że go trzyma. Próbowała go podać Kath albo Lukowi, ale jej się nie udało i małpiasty Krukon miał teraz jakże cenną piłkę.
Leciała za ścigającymi z drużyny Gryfonów. Zwinnie i szybko odebrała jednemu z nich kafla i pognała do ich bramki. Wtem, koło niej poleciała kolejna osoba z drużyny Gryfonów. Próbowała podać piłkę, ale straciła ją. Ta właśnie osoba z Gryffindoru ją złapała. Et c'est la malchance!* Gryfoni bywali czasami wybrykami natury, ale żeby aż tak? Jeden z nich, złapał kafla i leciał w stronę bramki Krukonów. Pognała za nim i kiedy już była przy nim, on po prostu, wyprzedził ją.
Wszystko ładnie, Jared sobie wszedł na boisko, ledwo ogarniając, ale na szczęście Bell miała głowę na karku i poinformowała go, że powinni pojawić się na miejscu. JUŻ?! Okej, dobra. Są. Więc... start. Boże, jak to wszystko szybko gna. Tu, tam, gdzie indziej, kafel, kafel, znicz (WTF?!), kafel, tłuczek, kafel... wróć! TŁUCZEK! Przecież on miał go odbijać! Tak więc od razu rzucił się (poleciał szybko znaczy), w stronę zabójczej piłki i z całej siły uderzył, celując gdzieś w Gryfonów. - TY IDIOTO! - zawył do siebie, patrząc, gdzie zacny tłuczek poleciał. - NO GDZIE W JESS?! Co za ułom, no nie? I tym sposobem stracili kafla. - PRZEPRASZAM! - krzyknął do Krukonki.
Tym nikczemnym Gryfiakiem okazała się Elliott! Kręcąc się niedaleko Jessiki, zauważyła, że ta odbiera kafla Gryfonce. Dziewczyna w tym momencie przyśpieszyła, więc Naomka została w tyle i dokładnie widziała, jak ten niedobry i zły Jared uderza tłuczkiem jej własną, osobistą kuzynkę. Doprawdy, trzeba być tak nieuważnym i roztrzepanym jak Naomka, żeby uderzyć tłuczkiem zawodnika ze swojej drużyny. Zwinność i szybkość wzięły górę i w chwili wypuszczania kafla z rąk Jess, Naomi była już pod nią, gotowa go złapać. I zrobiła to. W całej też euforii nie zauważyła Gryfona, który o zgrozo zabrał jej znowu kafla!
Korzystając z całego tego zamieszania z tłuczkiem i tak dalej, Elliott pomknęła w kierunku Naomki, czyli szczęśliwej posiadaczki kafla (na razie, hyhy). Wyciągnęła łapkę po piłkę, lekko spychając Krukonkę na bok. Posłała jej szybkiego buziaczka i pomknęła w kierunku bramki, przy której czatowała Gab. Wymierzyła, podleciała i rzuciła, po czym zaciskając kurczowo palce na miotle obserwowała czy dziewczynie się poszczęściło i odbiła, czy też nie... byłoby lepiej, gdyby jednak to drugie.
Od samego początku meczu, kiedy cała drużyna czerwonych wyleciała na boisko, Twan trzymał się trochę wyżej niż reszta. To był jego pierwszy mecz, taki na serio, bo w poprzedniej klasie nawet nie próbował się dostać do drużyny, więc był tym okroooopnie podekscytowany. Patrzył na znicza, kiedy ten wylatywał z Irytkowej skrzynki, próbował go nawet nie stracić z oczu, ale jeszcze nim usłyszał gwizdek rozpoczynając mecz, ten gdzieś zniknął. Podleciał więc jeszcze wyżej, żeby swobodnie mógł wszystko obserwować, wszelkie kryjówki gdzie skubaniec mógł się schować i czekał. Obserwował. Co prawda przy okazji, jeszcze oglądał grę i nawet krzyczał, w tych ciekawszych momentach, ale cicho, nikt nie powinien o tym wiedzieć, bo w końcu nie taka jego rola była. A znicza jak nie było tak nie było.
Zawsze, gdy miała wylecieć na miotle na boisko, by grać, przychodził stres, choćby nie wiem co robiła, by go zwalczyć. Jednak zawsze, gdy już wylatywała, przychodził jakiś spokój i skupiała się na tym, co miała zrobić. Tak było i dziś. Obecnie znajdowała się przy pętli, uważnie patrząc, czy nie leci w jej kierunki kafel. Przez jakiś czas tak się nie działo, ale w końcu Elliott posłała do niej kafla, a Gab się ustawiła w odpowiedniej pozycji i... złapała, proszę państwa, brawa dla obrońcy Ravenclawu. Po tym udanym dla niej manewrze posłała kafla w kierunku Jessici.
Jessica dostała tłuczkiem. Oj, bolało. Ból po chwili zniknął, a Jess zerknęła kątem oka, jak radzą sobie szukający. Najwidoczniej, bardzo dobrze. Po chwili jednak zauważyła, że jedna dziewczyna z drużyny Gryfonów przejęła kafla, oraz próbowała trafić do bramki Ravenclav. Jednak, Gab wspaniale obroniła. Jessica otrzymała kafla i teraz ona leciała w stronę bramki Gryfonów. Wycelowała i rzuciła. A piłka, leciała prosto w bramkę i jednocześnie bramkarza. Nic nie opisałoby, jak czuła się wtedy Jess. Była jednocześnie podekscytowana, a jednocześnie przestraszona.
Dobra, wcale nie była w najlepszej formie. Może jej się tylko wydawało, a do tego doszły te nerwy, utrudniające wszystko dwa razy bardziej. Bo przecież nie może być tak, że miotła spisuje się lepiej od gracza! A tak właśnie było. Audka obserwowała uważnie grę, wodząc wzrokiem za kaflem, od czasu do czasu uważając na tłuczka (gdzie się podziewali pałkarze, do cholery?!). Gra była bardzo dziwna, ścigający jakoś trzymali się kafla, unikając podawania do innych. Pewnie jej błąd, mogła bardziej dopracować strategię. Ale teraz nie było czasu na rozmyślanie o tym, czy plan jest dobry, czy zły, czy go wcale nie ma, bo kafel właśnie się do niej zbliżał! Śmignęła szybko, próbując go złapać, ale nieprzyzwyczajona do swojej dziwnej lekkości nie zdążyła wyhamować na czas, przez co tylko musnęła piłkę opuszkami palców. Gol dla Krukonów, przeleciała idealnie przez środkową pętlę. Zaklęła głośno pod nosem i z niewesołą miną poleciała po kafla, podając go zaraz do Luke'a. Może on ich jakoś uratuje. Przy okazji dostrzegła Twana, który szukał znicza. Wiedziała, że stać go na wiele i poniekąd to w nim pokładała nadzieję.
Luke Gringott
Rok Nauki : I
Wiek : 29
Czystość Krwi : 100%
Dodatkowo : Legilimencja i oklumencja, teleportacja
Ładnie wyleciał na boisko wraz z resztą drużyny. Nie było sensu dalej użalać się nad sobą. O tak, Gringott nienawidził przegrywać. Nawet jeśli tu chodziło o mecz Qudditcha. Poza tym, skoro już zgodził się wziąć w tym udział to trzeba to zrobić jak najlepiej. Latał, skupiając się na grze. Nie ma co, zdenerwował się, bo Krukoni zdobyli punkty. Gdy Aud podała mu piłkę, szybko poleciał w stronę pętli przeciwników. Po drodze sprytnie ominął innych graczy, którzy chcieli mu odebrać kafel. Nikczemni! Zamachnął się w stronę pętli i...
Od kiedy po udanej obronie kafla podała go Jessice, nie minęło aż tak wiele czasu, jednak, jak zdołała zauważyć, działo się sporo, bo Krukoni zdobyli punkty, co ją ucieszyło. Właśnie z tego powodu (a także dlatego, ze zapatrzyła się na jakże przystojnego pałkarza Ravenclawu) i dlatego właśnie przegapiła moment, gdy Luke posłał kafla w jej stronę. Gdy się już o tym spostrzegła, rzuciła się w akcie desperacji, by obronić kafla. I brakowało jej dosłownie centymetra, by złapać. Niestety, nie zdołała tego zrobić, toteż kafel przeleciał przez pętlę. Ale nic, jeszcze nie jest tak źle! Podleciała po tym po kafla i podała go ponownie do Jessici, mając nadzieję, ze znowu uda jej się zdobyć gola dla Krukonów.
Nev wbiła na boisko, lekko spóźniona, ale co tam. Mecz się jeszcze na dobre nie zaczął, więc...? No dobra, następnym razem będzie lepiej. W każdym razie tak sobie postanowiła. Odepchnęła się od ziemi i poszybowała w górę pożyczoną od znajomka miotłą. Musi w końcu sobie kupić własną. Ale to teraz nieważne. Mecz się rozpoczął, więc Nev kątem oka śledziła poczynania obu drużyn, główne jednak swoje zainteresowanie skierowała w kierunku znicza, który gdzieś tu przecież musiał być! W końcu mignęło jej coś złotego, zatem popędziła w tamtym kierunku. Jednak owa latająca rzecz okazała się być wyjątkowo wredna, albowiem uciekała jej w naprawdę dziwaczne zakątki całego boiska. W końcu jednak znicz okręcił się wokół niej i z większą niż do tej pory prędkością zniknął gdzieś pod słońce, które oślepiło Nev i w ten sposób straciła go z oczu. Co za skurczybyk z tego słońca! Uważa się za centrum wszechświata czy co?! Ech, cóż za żarciki się ciebie trzymają, panno Campbell, no nie pogadasz.
Jessica trafiła do środkowej pętli Gryfonów. Ravenclav prowadził pięcioma punktami! Patrzyła jak Aud podaje kafla jednemu ze ścigających, a on leci w stronę ich bramki. Poleciała za nim. Trafił do środkowej pętli. Był remis, po pięć dla Gryffindor i Ravenclav. Jess musiała się odegrać. I właśnie w tym momencie, Jess otrzymała kafla od Gab. Pognała w stronę bramki, kiedy nagle jeden z Gryfonów śmignął jej przed oczami. Próbowała podać do Naomi, ale nieznośny kafel, zamiast trafić do rąk Naomi, wpadł do rąk owego ścigającego Gryffindoru.
No i znowu Elliott wkracza do akcji moi państwo! Tak być nie może, że remisują! Nienienie. Tak więc wzięła się za siebie i poleciała jak szalona za Jess. Tak się rozpędziła, że na początku wyprzedziła ją o dobre parę metrów, a potem musiała czekać na Krukonkę. Ha! Złapała, złapała! Ma kafla! Fuck yea! Czym prędzej skierowała się do bramki i... rzuciła! Trafi, trafi? Powiedzcie, że taak.
No coś jej dziś nie szło, wybitnie. Chyba miała zły dzień. W sumie nie wiem dlaczego - pogoda była wyśmienita i nawet humor miała w miarę dobry, ale... po prostu ostatnio nie trenowała i tak to wyszło. Po podaniu kafla do Jessici, która podała kafla do Naomi, jednak tego przejęła Elliott, która to znowu rzucała do pętli. I Gab była ustawiona dobrze i złapała kafla! Jednak siła, z jaką leciał kafel i prędkość były tak wielkie, że ta, choć chciała wyhamować, nie mogła i przeleciała przez pętlę, toteż teraz był kolejny gol dla Gryffindoru. A niech to szlag! Po tej nieudanej akcji podała kafla tym razem dla Bell, by ta ratowała sytuację.
Kataastrofa! Jak tak mogło się dziać? Bell chciała dać szansę innym, żeby się wykazali (hyhy) i nawet wyglądało na to, że Jess nieźle idzie strzelanie (jedna pętla nawet była celna, łuhuuuu), ale gorzej z obroną i przejmowaniem kafla od gryfiaków. Hmm, hm. Kiedy Gab podała Bell piłkę, ta chciała pognać do pętli przeciwników, raz dwa zdobyć kolejne dziesięć punktów, a tu łubudu! Ta okropna Elliott pojawiła się nie wiadomo skąd i rudowłosa musiała ją gonić, starając się odzyskać kafla.
Yeah! Trafiła, trafiła, trafiła! I kto jest miszczem, no kto?! Elliott, rzecz jasna! Upojona swoją bramką, o mało nie spadła z miotły, ale szybko się pozbierała i w następnej chwili już leciała za Bell, by złapać ponownie kochanego kafla. Matko, co za emocje! Wszystko się jej trzęsło, dosłownie. No i... złapała! Znów trzymała w swoich łapkach piłkę, tym razem jednak zręcznie podając ją do Kath, by teraz ta pokazała, co potrafi. - Dawaj Kath - wykrzyczała, przelatując koło niej.
Tralalala, najpierw nic ciekawego się nie działo, więc Twan niemalże zaczął się opalać, jednak zrezygnował z tego, kiedy z trybunów (z części w której siedzieli Gryfoni!) zaczęły dobiegać okrzyki radości. Od razu i on, zaczął przyglądać się grze, ciesząc się jak dziecko, że Gab nie zdołała obronić. A po niedługim czasie, kolejne punkty dla czerwonych, yeeeeahh. Z radości, poleciał do pętli, których broniła Aud, zatoczył dookoła nich kilka kółek, zupełnie zapominając o zniczu, a tu pech.
Nareszcie jej kolej! Teraz będzie popis akrobatycznych umiejętności Miśki, których, rzecz jasna, nie posiada. Ale tak, leci tłuczek prosto na nią! Skoro Jared odbił (nie ważne, w kogo trafił!) to i ona da radę. Puściła się miotły, zachwiała i... prawie zgubiła pałkę. Ale Miśka nie byłaby Miśką, gdyby nie opanowała sytuacji. Uczyła się od najlepszych mistrzów ze Zmierzchu, więc trafiała idealnie w cel, którym, w tym wypadku, był tłuczek. Wzięła zamach, zezując w stronę Elliott, nieszczęsnej posiadaczki kafla. Wszystko byłoby dobrze, gdyby Gryfonka nie podała piłki dalej i Michelle musiała w ostatniej chwili zmienić kierunek odbicia. Jej celem była Kath, która... się ruszała. Kto to widział?! Ale jest! Cel osiągnięty. Trafiła! Trzymając pałkę oburącz nad głowa, zaczęła (a raczej próbowała) podskakiwać! - RAV GÓRĄ! - wydarła się. - Here we are at the start, I can feel the beating of our hearts, here we are at the start... - zaśpiewała na koniec. Bo prowadzili, prawda?