Jest to duża powierzchnia o owalnym kształcie, rozmiarów około 55 na 152 metry. Po dwóch przeciwnych końcach, na polach bramkowych umieszczone są trzy tyczki, każda z obręczą na czubku, do których to wrzuca się kafla. Po środku znajduje się koło środkowe, skąd na początku meczu wypuszcza się piłki. Odbywają się tu wszystkie rozgrywki Quidditcha między domami, a także treningi drużyn. Czasem uczniowie przychodzą sami, bądź większymi grupami by polatać sobie dla przyjemności.
Oboje, Angie i on, już po chwili lecieli w kierunki ziemi, jednakże nim zdążył zamortyzować sobie upadek ciałem szukającej, rzuciła się na nich również Bell i pokrzyżowała mu wszelkie, samolubne i mało dżentelmeńskie spiski. - Dzięki. - Mruknął tylko z przekąsem, po czym nastąpił dość bolesny upadek. Już po chwili i ścigające dostąpiły zderzenia czołowego i upadły na ten trochę już rozlazły hamburger - obie wyłożyły się na nich, co jeszcze boleśniej podkreślało katusze. - Ratunku! - Mruknął do siebie, po czym przymknął powieki i próbował zasnąć. Głupie, cholernie głupie, ale musiał czymś skończyć te katusze, albo przynajmniej zająć myśli. Chociaż dobrze byłoby skupić się również nad ich wygraną! Jednakże o tym biedactwo nie pomyślało.
Obleciała kilka razy boisko i kiedy zobaczyła Angie, która z wielką łatwością łapie znicz, prawie zaparło jej dech w piersiach. Odtwarzała ten obrazek w myślach jeszcze kilka razy, i w kółko i w kółko, aż w końcu uwierzyła w ich zwyciąstwo. Z wielkim uśmiechem na twarzy poszybowała ku ziemi by za chwilę rzucić się na szyje Angie. -Wygraliśmy, wygraliśmy! - podśpiewywała wesoło, tańcząc przy tym jakiś głupkowaty taniec. -Impreza u nas w pokoju wspólnym? - piszczała radośnie ściskając teraz mocno Brook w pasie.
A Bell wcale nie przeraziła się, że została jedna którąś wielkiej, ludzkiej kanapki. Cieszyła się, że jest fajnie i śmiesznie, właściwie już zapomniała, że dopiero co jest drużyna przegrała mecz. Zresztą ten i tak się nie liczył. - Nie ma za co - powiedziała, szczerząc się głupio do chłopaka. Dopiero po chwili zorientowała się, że chyba coś z nim nie tak. - Ej, nie śpij - a może chciał zemdleć. Podniosła się, złapała Wilkiego za rękę i próbowała wyciągnąć spod góry ludzkich ciał.
- Ludzie zejdźcie ze mnie! - mruknęła z trudem łapiąc oddech. Skoro ona była tak poobijana, to co dopiero miała powiedzieć Angie? Biedactwo. Wygramoliła się jakoś, chwytając kogoś za rękę. Chwiejnie stanęła na nogach, czując, że leci jej krew z nosa. - Uh,oby nie był złamany! - błagała w myślach. Nim zdążyła cokolwiek powiedzieć została porwana przez tańczącą jakieś niereformowalne tańce, Alexis. To był dopiero widok, zobaczyć ją w takim stanie! Również uścisnęła ją starając się nie pobrudzić koleżance szaty krwią z nosa. Bo wtedy Brook mogłaby zginąć marnie, a tego przecież nie chcemy. - Bardzo chętnie, ale raczej imprezę przenosimy do Skrzydła Szpitalnego! - zawołała z uśmiechem, puszczając Alexis. Pomogła wstać Angie, łapiąc ją w pasie i przewieszając sobie jej rękę przez szyję. Z wysokiego buta wyciągnęła różdżkę i zaklęciem Locomotor, uniosła Wilkiego w górę, stwierdzając, że nie da rady nieść i jego, a sam raczej nie pójdzie. - Alexis, Ty zajmij się Ver - zarządziła. - No, ekipo! Teraz do SS? - spytała zadowolona, chwiejąc się na nogach.
Nie mogła już dłużej wytrzymać i po prostu się roześmiała. To była jakaś tragiczna komedia! Wszyscy połamani, poobijani, a mimo to cieszyli się, już nie wiadomo kto z czego. Widząc, że Brook miała zamiar przetransportować Wilka za pomocą niewidzialnych noszy, a Alexis miała zająć się Verą, pomogła Ślizgonce wziąć Angie i razem poszły do Skrzydła Szpitalnego. Co to się tam będzie działo, skoro na boisku prawie, że się nie pozabijali! Biedna pielęgniarka.
Pokiwała głową ze zrozumieniem i nachyliła się nad leżącą Verą, która teraz na prawdę nie wyglądała najlepiej. Ona sama miała tylko kilka zarysowań, pełno kurzu, wszędzie, łącznie z oczami i ustami oraz ślady po wbitych paznokciach na dłoniach. Ha! Nawet nie zauważyła kiedy to się stało. Pewnie, wtedy, gdy, któraś z krukonek zabierała jej kafla, odruchowo wbiła paznokcie w dłoń Alexis. Złapała Verę za rękę i pociągnęła, żeby koleżance łatwiej było wstać. Pielęgniarka będzie miała dzisiaj ciekawą noc. Wszyscy ranni, marudni ślizgoni dadzą jej dzisiaj nieźle popalić.
Alice tylko spojrzała na wszystkie te wyczyny z rozbawieniem na twarzy. Spojrzała na całą drużynę. Jak na razie wszyscy podchodzili do tej sprawy optymistycznie. Jak nie dziś, to w następnym meczu wygrają, a co! Al uśmiechnęła się do Gabrielli. - To co, nie pozostaje nam nic innego jak iśc do Pokoju Wspólnego, hm? - spytała się całej, no może nie całej drużyny, bo Bell gdzieś wybyła ze ślizgonami.
Wraz z Davidem pojawiła się na boisku. W myślach miała jeszcze jego wyskok, podczas ostatniego meczu. To było takie zabawne! No i jej drużyna wygrała, ona złapała znicza! Miała w ręku swoją miotłę, zresztą Thomson nie inaczej, w końcu mieli polatać. - Dobrze, że już można swobodnie polatać. - Stwierdziła. - A tak właściwie to czemu nie dołączyłeś do drużyny Puchonów? Jesteś dla nich za dobry, co? - Zaśmiała się.
-A no można nie wiem czemu do drużyny nie dochodzę wole jakoś siedzieć i patrzeć. Chociaż może? Jeszcze raz przemyślał wypowiedz Angie. -Bo ja wiem czy tutaj mniej osób ? Zaśmiał się -Chociaż w powietrzu to mało kto do nas podleci. -No chyba że ktoś chce mój autograf za ten wczorajszy występ. Zażartował Widział że Angie jeszcze nie dosiadała miotły. David trochę podstępnie przytulił się do Davis , po czym wyleciał z nią w powietrze. -Gdzie masz miotłę ? Hehe Szybko zleciał razem z Davis na ziemie i wypuścił ją z uścisku. -Żartowałem nie gniewasz się?? I przytulił się do Davis ale tym razem normalnie.
Thomson zdecydowanie pasował do drużyny Puchonów. Przynajmniej według Davis ten chłopak powinien być kimś w Quidditchu szkolnym. Koniecznie. - Dołącz do nich. - Miała na myśli drużynę jego domu. - Przyda im się ktoś kto potrafi latać, i w ogóle grać. - Skinęła głową. Jeszcze w tym roku nie widziała ich w akcji, ale raczej nie uważała, by grali jakoś świetnie. Szczególnie w poprzednim roku. - Autogaf... mmm... a ja dostanę? - Odpowiedziała mu tym samym żartobliwym tonem. Nagle blondynka wzniosła się w powietrze. Wraz z wzlotem straciła swoją codzienną pewność siebie. Nie miała gruntu pod nogami, ani miotły, która zawsze była dla niej podparciem. Kochała być w powietrzu, o ile nie była tam bez miotły. - Łaaa. - Wyrwało się jej. Dobrze, że nie zaczęła się szamotać, bo oboje byliby już na ziemi, a kolejny dzień w Skrzydle Szpitalnym nie był czymś, co by jej pasowało. - Osz ty wredny! - Mruknęła gdy wylądowali, ale gdy ją uścisnął wyleciały z niej resztki gniewu. - Jakoś nie. - Warknęła, ale tonem dosyć przyjemnym. Dała mu przelotnego buziaka i wskoczyła na miotłę. - Pokaż co potrafisz Dav. - Uśmiechnęła się zawadiacko i dosiadła miotły. Zaraz miała wznieść się w powietrze, tylko już o własnych siłach.
-Dav?? Nikt tak na mnie nie mówi Wzbił się za Davis i obok niej zrobił dwa kółeczka. Jego miotła zaczęła wariować czuł się jakby ktoś chciał go zrzucić z miotły. Przez głowę przeszła mu myśl to tylko stara miotła szkoła nie kupuje już mioteł. Po chwili miotła uspokoiła się. -Dlaczego nie wziąłem swojej miotły -Autograf?? oczywiście Uśmiechnął się szeroko. Podleciał do Davis i lekko popisując się zeskoczył z miotły ale w ostatnim momencie złapał się jej i podciągnął. -Dawno nie tricowałem na miotle ale to wyszło nawet nawet. Poczuł zimny chłód na twarzy. -Eee Davis chciałbym z ... Powiedział kawałek lecz usta odmówiły mu posłuszeństwa
- A nie podoba ci się ten skrót? - Zainteresowała się. - Wiesz, zawsze to lepiej niż zwracanie się do ciebie Davidek, albo Daviś... - Takie skróty wydawały się jej irytujące. - Co nie Davidku? - Chciała by wyszło to poważnie, ale zaczęła się śmiać. No bez przesady... Oglądała powietrzne tricki Puchona, a gdy ten zeskoczył z miotły już myślała, że chce się zabić, ale ten chwycił się kija w ostatnim momencie. Z ust wyleciało jej krótkie "wow". Sama nie próbowała czegoś takiego. W końcu co by było gdyby się jej nie udało? - To następnym razem przyniosę jakiś długopis, a może lepiej szminkę? - Na jej twarzy pojawił się zawadiacki uśmiech. - Może podpis złożysz na dekolcie? Chociaż lepiej to miejsce niech zostanie dla tych naaaajwiększych fanek. - Mrugnęła do niego. Zdecydowanie byłaby wtedy zazdrosna. - Co chciałbyś? - Zaciekawiła się i podleciała w jego stronę. Miotła była śliska, przetarła ją rękawem. Jeszcze by spadła!
-No Dav leszy od Davidka -Dla najwiekszych fanek? Jeszcze ich nie ma ale podpis dla ciebie to przyjemnosc pisac moge byle czym. David nie wiedział dlaczego ale nie mógł wypowiedzieć słów o które teraz Angie sie upomina. -Chciałbym -Chciałbym Nie moge nie umiem tego powiedzieć Puścił jej oczko. -Lecimy gdzieś? A nie stoimy w powietrzu Zaśmiał się
Chłopiec zaczął się wyrywać, przez co Daisy straciła równowagę na swej niezwykle szybkiej miotle i spadła po raz drugi tego dnia. To było straszne! Ile ona będzie mieć siniaków?! A miała tak piękne opalone ciałko! Teraz na opaleniźnie będą pojawiać się wielkie ślady po sinikach! - Do czekoladowych wafelków! To boli! – wrzasnęła. Już miała przytulać chłopca po raz kolejny, kiedy z jego ust wyleciało kilka niemiłych słów. Kobieta zaniemówiła, wypuszczając Davida z objęć. On jej NIE chce! Rozryczała się na środku boiska, chowając twarz w tłustych łapskach. - O, ja biedna! – szlochała. – Nikt mnie nie chce! Nikt mnie nie lubi! Nikt się nie leczy! – ubolewała dalej. Podniosła się z wielkim trudem, dosiadając pierwszej lepszej miotły. Chyba jakiegoś zmiatacza. Swoją błyskawicę natomiast zostawiła na boisku. Kupią jej nową, bo przecież musi jakoś szybko docierać do swoich pacjentów, nieprawdaż? Wydmuchała nos w chusteczkę, którą zrzuciła na ziemię. W ślimaczym tempie oddalała się z miejsca wygranej ślizgonów. Musiała tak dolecieć poza teren Hogwartu, aby stamtąd wrócić do swojego kochanego oddziału. Tam ją chociaż doceniają.
- No widzisz, niektóre skróty są całkiem fajne, a niektóre wręcz przeciwnie. - Zrobiła salto, wraz z miotłą. Chciała pokazać, że i ona coś potrafi, a zarazem miała nadzieję, że się nie wygłupi i udało się. - Jeszcze, ale na pewno się znajdą. Hogwart jest pełen dziewczyn, które lecą na wysportowanych chłopaków, ha! Przez chwilę czekała aż odpowie o co mu chodziło z tym "z", ale nie dowiedziała się niczego konkretnego. Thomson po prostu zbył temat. Chciała do niego powrócić przy jakiejś lepsze okazji, w końcu narzucać się takiej osobie, nie chciała... nie potrafiła. - Lecimy! Ale gdzie? Nad wodą się fajnie laaata. Można dotknąć wody. - Opuszki palców muskające wodę w locie. To było naprawdę przyjemne doznanie. - Mam nadzieję, że często będziemy gdzieś ze sobą wyskakiwać. - Forma dwuosobowa w tym momencie tak bardzo się jej podobała.
-No ja nie wiem ile tych dziewczyn jest Na razie poznałem jedną i ona mi wystarczy. Chyba wie że chodzi o nią. -Nad wodę no nie wiem, no ale jak chesz to ok. Widzę że też coś umiesz w trickach
Przygryzła dolną wargę słysząc tekst o liczbie dziewczyn, miała nadzieję, że to dotyczyło jej. Odgarnęła włosy z oczu, które opadły jej przy tak zwanym tricku. - Eee, może parę, ale raczej kiepsko. Może mnie nauczysz jakichś? - Zaproponowała. Chętnie spróbowałaby czegoś innego, a jeszcze może on poczułby się doceniony? Dwa plusy w jednym. - A gdzie indziej byś proponował? - Ona aktualnie nie miała jakiegoś ciekawego pomysłu, ale była otwarta na te jego.
-Nie no nad jezioro wykąpie się. Jak to mówią mugole jestem morsem Zaśmiał się. Angie che być z tobą szczery podobasz mi się jak żadna dziewczyna w szkole. Do drużyny już się zgłosiłem ale nie wiem czy mnie wezmą. Puścił jej oczko. Bądź ze mną szczera i powiedz mi co o mnie myślisz wole wiedzieć wszystko.
- Ja średnio pływam. - Skłamała. Lubiła wodę. - Ale raczej się nie utopię jak wskoczymy, heh! Słuchała tego co miał do powiedzenia i starała się nie pokazać jak bardzo cieszy się, że to od niego słyszy, chociaż i tak można było zauważyć, że się jej to podoba. - Zgłosiłeś się do drużyny?! Na jaką pozycję? - Od razu przed oczami stanęło jej jak będą między sobą rywalizować przy jakiejś okazji. To będzie musiało być ciekawe. - Naprawdę? - Wiedziała, że podoba się facetom, ale słyszeć to od Davida to było coś. - Też mi się podobasz. - Odpowiedziała pewnie. W tym momencie cieszyła się ze swojej prostolinijności. - Wydajesz się mi naprawdę zabawy, fajnie mi się z tobą spędza czas... i w ogóle mi się podobasz. - Stwierdziła. - No i jesteś taki przystojny. - Mrugnęła w jego kierunku. Żałowała, że w tym momencie jest w locie, bo z pewnością podeszłaby ku niemu i się przytuliła. Na ustach wciąż czuła smak jego ust.
-E na pałkarza Czas z tobą płynie zbyt szybko , a szkoda no ale nic nie poradzisz. Wyjął papierosa i odpalił go dla Angie. -Znowu od różdżki Zaśmiał się, wyjął papierosa dla siebie i także go odpalił. -Ale kiepska pogoda a chciałem dziś wysłać sowe rodzinie ale nie che by mój puchacz zachorował. -Nie czujesz że jestem aż tak zabawy że aż głupi? Trzymając miotłę przeczesał ręką swoje włosy.
- Jako pałkarka to raczej mi nie idzie. Nie mam mocy w mięśniach, wszystko tkwi w różdżce. - Oznajmiła gdy wylądowali. Wzięła od niego papierosa i zaciągnęła się. Od razu poczuła się lepiej, tak swobodnie. - Zgadza się, pogoda nie jest dobra, ale przynajmniej przestało na chwilę lać. - Powiedziała skiepując popiół z fajki. - Ja może tez napiszę do wujka. W końcu wypada. - No tak, do rodziców nie mogła, bo nie żyli. - Ty głupi? No co ty, jak dla mnie to jesteś po prostu wyjątkowy. Lubię takich facetów. - Zakokietowała.
-Ja umiem odbijać siłę mam by mnie tylko wzieli Nie jest ci zimno?Jest chyba 14 stopni. -Zdjął bluzę i podał ją Angie. Chyba że nie , ale jeżeli tak to uważaj by Cię nie pomylili z puchonem. Bluza była ze znaczkem Huffu dlatego David tak powiedział. Bluza była by troche za duża dla Angie o jakieś 20 cm ale Thomsonowi to nie przeszkadzało
Musiał zauważyć jak ją zatrzęsło. Jak mogła się ciepło nie ubrać, teraz on musiał być bez bluzy. - Dzięki. - Powiedziała ubierając ją. - A tobie zimno nie będzie? - Spojrzała na jego ciało. Bez bluzy wyglądał dosyć ponętnie. - Wszyscy wiedza, że jestem Ślizgonką, ale mogą się dziwić, że skusiłam się na taką bluzę. - Delikatnie uderzyła go łokciem i pocałowała w policzek. Musiała przyznać, że nieźle prezentowała się w takiej bluzie, prawie jakby była dresem. - W sumie to na pływanie nawet trochę za zimno, co nie?
-Dziewczyna zawsze ważniejsza Oznajmił -Chociaż nie jesteś moją dziewczyna traktuje Cię jakbyś nią była. Mi zimno nie będzie Skłamał -To twój wybór co? czy będziesz nosić taką bluze. Nie mają nic do tego. Pływanie hmm... no troche zimno będzie, wiesz może kiedy indziej?
- No niby nie jestem... - Podeszła ku niemu zgrabnym krokiem. - oficjalnie jeszcze nie... a nieoficjalnie? - Podeszła go. Spojrzała mu w oczy. Jej ręce były zatopione w rękawach bluzy. - No myślę, że popływamy kiedy indziej. Jeszcze zamarzniemy. - Popchnęła swoją miotłę, która leżała na ziemi, nogą w prawo. - Wiesz, musimy jeszcze odnieść te miotły do schowka, a tam będzie cieplej. - Zachichotała. - Aaa... i tak! Mogę nosić co chce. Prawda.
-Hmmm.... a co chciała byś? Spytał -Może coś z tego wyjdzie.Jeszcze miotły no tak. Uśmiechnął się na słowo schowek , chociaż też jej to proponował zgodził się odrazu. -Ok trochę tam ciemno i ciasno ale mi warunki nie przeszkadzają. -Jestem w drużynie. Oznajmił Angie która wpatrywała mu się w oczy. -Patrzysz w moje oczy już nie pierwszy raz. Chcesz sprawdzić czy mam coś na sumieniu czy jak? Już nie jedna dziewczyna próbuje na mnie takich rzeczy.