Jest to duża powierzchnia o owalnym kształcie, rozmiarów około 55 na 152 metry. Po dwóch przeciwnych końcach, na polach bramkowych umieszczone są trzy tyczki, każda z obręczą na czubku, do których to wrzuca się kafla. Po środku znajduje się koło środkowe, skąd na początku meczu wypuszcza się piłki. Odbywają się tu wszystkie rozgrywki Quidditcha między domami, a także treningi drużyn. Czasem uczniowie przychodzą sami, bądź większymi grupami by polatać sobie dla przyjemności.
Lumos Solem Krzyknął Na końcu różdżki wyskoczyło światło które skierował na Bell Chyba ją oślepiło bo ustała i przetarła oczy. -Ups chyba pomyliłem zaklęcia. David schylił się i podniósł trzy kamienie leżące obok i zaczął nimi żonglować.
Davis spojrzała na dół, zauważając, że na środku boiska ktoś stoi. Zdziwiła się tak, że aż zleciała trochę niżej. To był David i do tego żonglował? Zaśmiała się głośno i pomachała w jego stronę. Ale odwalał, był prześmieszny. Jeszcze podczas meczu! Wzbiła się w powietrze w dalszym poszukiwaniu znicza.
Latała w tą i z powrotem, klnąc coś pod nosem co kilka minut. Gra zaczęła ją męczyć. Nie trzeba było obijać się na treningach, ale ćwiczyć, tak jak przystało na prawdziwego sportowca. Przez te wakacje kondycja Alexis znacznie ucierpiała. Alkohol, lenistwo i alkohol, czego potrzeba więcej do stracenia idealnej formy?
I niestety, ale akcja nie wyszła również Ver. Zaczynała tracić nadzieję, pomimo tego, że mieli świetnego obrońcę, który właśnie zatrzymał gola. - Jeeeeeeeeest! - krzyknęła głośno, a jej głos zmieszał się z radosnymi wiwatami Ślizgonów. Gdzieś w dole spostrzegła jakiegoś Puchona, zaklęciem oślepiającego Bell, i żonglującego kamieniami. No cóż, przynajmniej rozpraszał Krukonów. Zrobiła głupią minę, wybuchając gromkim śmiechem.Po chwili jednak skoncentrowała się na grze. Podleciała bliżej do pętli Slytherinu, widząc, że nie ma tam innego ścigającego. Złapała piłkę jedną ręką, po czym zawróciła miotłę w stronę pętli Krukonów. Starała się lecieć jak najszybciej mogła, ale ni stąd, ni zowąd podleciał do niej jakiś nadpobudliwy Krukon, starając się wyszarpać piłkę. Brook zdecydowała się podać ją do Veronique, modląc się, by tej udało się zakończyć akcję golem.
Ostatnio zmieniony przez Brooklyn Toxic dnia Sob Wrz 25 2010, 20:55, w całości zmieniany 1 raz
Odmachał Angie Pobiegł do słupka na boisku i zaczął się na niego wspinać po jakiś siedmiu minutach wdrapał się i siedział na kole krzycząc : Slytherin wygra z tymi gnomami wygra wygra!! Wyjął jeszcze raz różdżkę i wymówił dwa czary jeden po drugim :Avis Ptaki wyleciały w powietrze drugi czar David wykrzyczał głosniej : Feraverto Ptaki zamieniły się w puchary które złapał i rzucił jeden krzycząc na całe gardło -To dla Slytherinu oni wygraja!! -Wygraja tak!
Alice zatrzymała swoją miotłę w jednym miejscu i obserwowała całą grę z niemałym zainteresowaniem. Tłuczek tu, tłuczek tam! Kafel był wyrywany wściekle z rąk do rąk. Po paru minutach zorientowała się, że w ogóle nie skupia się na szukaniu znicza! Alice, weź się w garśc i do roboty! Dziewczyna obleciała dookoła całe boisko szukając małej, złotej piłeczki. Zauważyła ją tuż przy trybunach, więc udała się w tamtą stronę. Wiatr smagał jej twarz, gdyż pędziła dziko pomiędzy zawodnikami. Tuż przed trybunami skręciła za piłeczką do góry. Gnała za nią jak szalona! Jednak ten wredny ... przedmiot postanowił wleciec gdzieś pomiędzy zawodników. Wśród kolorów szat, Alice całkowicie straciła piłeczkę z oczu. Jednak nie dawała za wygraną. Dalej obserwowała całe boisko.
Widząc obronę Wilkiego, prawie jednocześnie z Brook krzyknęła "jest!". No cóż, czyli jednak Ślizgoni nie mieli aż tak dużego pecha. Złapała podaną przez Brook piłkę i od razu zaczęła lecieć w stronę pętli. Ach, jak ona kochała swoje szczęście! Po raz trzeci w tej grze ktoś perfidnie zabrał jej piłkę! To było nie fair! Miała ochotę walnąć się miotłą w łeb, ale ostatecznie powstrzymała się, gdyż wtedy z pewnością skończyłaby na ziemi.
Głupi Wilkie, jeszcze się z niej nabijał, jakby nie było dostatecznie źle, że nie trafiła. Zrobiła niby to smutna minkę i poleciała znowu za kaflem. Tymczasem na boisko wlazł jakiś Puchon i zachowywał się... co najmniej dziwnie. Żonglował, a różdżką zapalił światełko, jakby chciał powiedzieć "tu jestem, tu!". Dlaczego żaden dorosły się nim nie zajął? Widząc, że blondyn wdrapał się na pętle Ślizgonów i wykrzykuje obelgi na Krukonów, poleciała w tamtym kierunku. - Fajnego masz przyjaciela, Wilk - mruknęła, po czym zepchnęła Puchona na ziemię.
Daisy biegała podniecona po całym zamku, uderzając głową w sufit. Dziś mecz! Mecz, a nikt jej o nim nie powiedział! Krążąc po korytarzach bez przerwy wymieniała nazwy swoich ulubionych słodyczy. Taki sposób na odstesowanie. Pobiegła do skrzydła, krzycząc na pielęgniarkę, ze ukradła jej miotłę. Przecież tu ją zostawiła! Uderzyła jakieś dziecko w głowę (taki odruch – chciała sprawdzić, czy zdrowe), które natychmiast zaczęła drzeć gębę. Uderzyła je drugi raz – usnęło. Pokręciła głową. Po co trzymać tu zdrowych ludzi? - Moja błyskawica! – wydarła się na widok miotły. Zakręciła tyłeczkiem i ruszyła do okna. Otworzyła je, wspinając się na parapet. Podciągnęła króciutką spódniczkę, dosiadając miotły. Odbiła się od ziemi, lecąc baaaardzo powoli na boisko. Doleciała! - Jestem puszeczki wy moje! Zobaczyła jakiegoś samotnego chłopca. Podleciała. Złapała go w pasie, przyciągając tak, że jego twarz była bardzo blisko jej. Cmoknęła go w policzek. - Akcja wypełniona! Dudziaczek uratowany! Wzniosła się wysoko. - Och, mój pacjentuś na miotle! Pewnie złamał nosek! – Podleciała do niego. Niestety, nim zdążyła wyhamować, uderzyła w Ślizgona, przez co sama, z Davidem, spadła, a Wilkie jakos się chyba utrzymał. - Aaaaaaaaa!
David siedząc na kole trochę się zachwiał i spadł -Aaaaaaaaaaaa cholerka spadł na bark i czuł wielki ból -Chyba nic się nie popsuło z ręką? -eeeeee tam. Zobaczył puchar podniósł go i napluł do niego -Jak mam kibicować Krukonom to tylko w taki sposób napluć im w twarz Slytherin góra! Został złapany przez kogoś i zaczął krzyczeć -Puść mnie ty Buraku ! Ja tu kibicuje puszczaj mnie!
David był niesamowity i jeszcze z jakim zapałem kibicował jej drużynie. Zaśmiała się głośno i zauważyła znicza. Może tym razem się jej uda? Rozpędziła się i była już tuż przy nim, gdy David zaczął spadać ku ziemi. Po raz kolejny w tym meczu przeklęła i po prostu zatrzymała się, nie pędząc za zniczem. Miała lecieć w jego kierunku, ale zobaczyła jakąś opasłą osobę, która próbowała go ratować, więc odpuściła sobie. Niestety znicz zniknął jej sprzed oczu. Spojrzała w prawo. Znicz był nad jej ramieniem. Ale mam szczęście. Jednym szybkim ruchem złapała znicza. - Dzięki David! - Zawołała, chociaż wątpliwe było, że to usłyszy. - Wygraliśmyyyy! - Zaczęła okrążać boisko pokazując wszystkim złotego znicza, którego miała w dłoni. Jakieś to były emocje! Była przygotowana na to, że zaraz wszyscy się na nią rzucą.
Ostatnio zmieniony przez Angie Davis dnia Sob Wrz 25 2010, 21:14, w całości zmieniany 2 razy
Michelle na chwilę straciła orientacje w grze, przez co tylko bezmyślnie wisiała w powietrzu. Natychmiast odszukała kafla, który co chwila przechodził z rąk do rąk. Jakiś idiota wszedł na boisko i zaczął żonglować. Mógłby dostać tłuczkiem, prawda? Przejęła kafla od Very, dążąc do bramek. Cóż, znowu nie miała szczęścia. Odbito jej piłkę. Usłyszała donośny wrzask. O, nie - Daisy! - Teraz to będzie masakra - westchnęła głośno.
Wylądowała miękko, zresztą jak zawsze, na ziemi, po czym zaczęła się po niej turlać z chłopcem. W ramionach. Był taki kruchy i delikatny! - Och, tak, tak! – wykrzyknęła podekscytowana. – Chcesz się bawić w warzywa? Dobrze, już lecimy! Podniosła tyłek z ziemi, przerzuciła Diva przez ramię, dosiadła miotły i poleciała do zamku. Musza się udać do kuchni, o tak! - Już lecimy! - MÓJ SLYTHERIN WYGRAM! DOBRA ROBOTA SZCZYPIORKI!
Nie zdążył odpowiedzieć na zaczepkę Bell, ponieważ ta zrzuciła Davida z słupków. Uśmiechnął się doń szeroko. - Wspaniałego! Zobacz jak lata! - Odpowiedział, szczerząc się w dół. - Leć supermanie, leć! - Jakoś mało go obchodziło, że wkrótce ten najprawdopodobniej się zabije. Przynajmniej Wilkie miał ubaw. Zaczął wyć w jego stronę i kibicować, gdy nagle znikąd, na boisku pojawiła się jego ukochana Uzdrowicielka, której puścił perskie oczko. Niemal spadł z miotły ze śmiechu, gdy ta przygarnęła Davida pod swoje skrzydła i zaczęła obcałowywać, ale gdy na niego runęła, miał ochotę zrzucić i zabić. A więc... Czemu nie? Pchnął kobietę i już po chwili leciała w dóół i w dóół.
Nie mógł jednak śledzić jej upadku, bowiem wokół rozległy się krzyki. Nie wiedział co się dzieje, ale włączył się w ogólny entuzjazm. Później najwyżej się kogoś o to zapyta. Przecież grają mecz i musi się skupić.
Po trzykrotnym obkrążeniu całego boiska, Davis zaczęła lecieć w kierunku ziemi. Przy okazji, przy drugim kółeczku zaczepiła Wilkiego wołając "wygraliśmy". Wiwaty wśród kibiców były nie do opisania, a ona czuła się tak... dobrze. Teraz będzie miała się czym chwalić do następnego meczu. Wylądowała na ziemi i rzuciła miotłę na ziemię. Wiedziała, że zaraz zobaczy, a raczej poczuje radość innych. - To co?! Wieczorem impreza we wspólnym? - Zawołała zanim się na nią rzucili.
I znowu Veronique odebrano piłkę. No to koniec - przemknęło jej przez głowę, gdy nagle kątem oka zauważyła, że Angie sięga ręką po znicza. Nie mogła uwierzyć własnym oczom. - Wy... wy... wygraliśmy?! - spytała samą siebie oniemiała.- Wygraliśmyyyyyyyyyyyyyyy! - krzyknęła już w pełni świadoma wygranej Ślizgonów. Już zawracała miotłę ku ziemi, by po chwili wylądować na niej z gracją. Zostawiając miotłę na ziemi, podbiegła do Angie, rzucając się jej na szyję w odruchu szczęścia. Przecież już traciła nadzieję, już nachodziły ją chwile niepewności i zwątpienia, gdy nagle Angie uratowała sytuację. - Gratulacje! To było niesamowite! - wrzasnęła dziewczynie w ucho, ciągle wieszając się jej na szyi. Musiała tak krzyczeć, gdyż ogłuszały ich radosne wiwaty Ślizgonów.
Ostatnio zmieniony przez Brooklyn Toxic dnia Sob Wrz 25 2010, 21:23, w całości zmieniany 1 raz
Gapiła się na przekomiczna scenę z grubą kobietą co ją widziała już w bibliotece i Puchonem, kiedy coś zaczęło się dziać. Przez ostanie kilka minut je uwaga była zajęta przez co innego, wiec zupełnie przestała śledzić mecz. Teraz rozglądała się po boisku, próbując zorientować się kto wygrał. Dostrzegła Anie trzymająca znicza. A niech, to! Wygrali, ale i tak była dumna, że strzelili te trzy gole podczas gdy Ślizgoni anie jednego. - No, Wilku. Następnym razem was rozniesiemy - poczochrała go po głowie i poleciała na dół, do reszty Krukonów.
Gdy usłyszał komentarz dziewczyny, jego entuzjazm wzrósł trzykrotnie. Krążył pomiędzy pętlami i wykonywał fikołki, wiwatując na całego. Nie miał zamiaru szczędzić Bell, do której podleciał i uśmiechnął się smutno. - Cóż, bardzo mi przykro. - Zagadał doń grobowym tonem. - Rozumiem, że nie każdy ma talent. - Po raz kolejny podczas dzisiejszego meczu pokazał jej język i rzucił się bezmyślnie na Angie z którą to już po chwili leciał na ziemię, wciąż wrzeszcząc - jednakże teraz już z innego powodu. Ze strachu. Zabiją się!
Tak się przejęła swoim nędznym żywotem i pechem, że gdyby nie jej bystre oczy, to z pewnością nie spostrzegłaby, jak jakiś dziwny Puchon wydurnia się. Chwilę po tym zjawiła się i Daisy. Vera zachichotała. Kątem oka dostrzegła, jak Angie łapie coś złotego. Znicz! Odwróciła się w jej stronę. Wygrali! Angie złapała znicza. - ANGIE! Gdy Ślizgonka po którymś tam okrążeniu wylądowała w końcu na ziemi, czerwonowłosa od razu zleciała i skoczyła na nią, powalając na ziemię! Zaczęła się śmiać. - Jestem za! - odpowiedziała na słowa o imprezie. Tak, byłoby to idealnym sposobem na ochłonięcie po tak męczącym meczu.
Cho-le-ra! No tak, w sumie przeklął bardziej malowniczo, a do tego na głos. Na tym meczu dużo się działo. David i Daisy? Ło matko. Puchon kibicujący Ślizgonom, a do tego tak otwarcie? Do czego to już dochodzi, hę? Zmusił się do zrobienia nie-fochniętej miny i zleciał na dół. - Świetny chwyt! - pochwalił Angie ze smutnym uśmiechem. Co jak co, ale byli przyjaciółmi. A przyjaciołom się gratuluje. - Byliście znakomici! - oznajmił drużynie, która lądowała powoli. - Gab, zjawiskowa obrona, Bell, znakomite gole, Michelle, ty też strzeliłaś świetnie - pochwalił ją, dając lekkiego kuksańca w ramię. - Angie, również wypadłaś perfekcyjnie, na gole będzie jeszcze czas, Alice, masz znakomity wzrok, a że znicz zawsze gdzieś znika, to nie twoja wina, Viv, masz lepszego cela niż zezowaty Jared - dodał na koniec. - Jeśli będziemy tak grać dalej, to wygramy, zobaczycie - powiedział niezbyt pewnie, choć ton jego głosu okazał się przekonywujący. Najwięcej pretensji miał do siebie, ale był to tylko mecz towarzyski.
Wylądowała na ziemi i wysłuchała jakże optymistycznej przemowy Jareda. No tak. trzeba było ich podnieść na duchu, podczas gdy Ślizgoni wykonywali jakieś wyjątkowo oryginalne akrobacje w powietrzu. Trzasnęła Wilka miotłą po głowie. Wiedziała, że ani trochę nie jest mu smutno. Patrzyła na jego wyczyny, aż w końcu postanowiła zrobić najgłupsza rzecz jaką mogła. A mianowicie dołączyła się do grupki Ślizgonow, by razem z nimi spadać. Liczy się przecież dobra zabawa, bez względu na okoliczności.
Davis zaczęła zbliżać się w kierunku ziemi. Emocje były niesamowite. Nagle coś do niej przyległo i zaczęła wraz z tym "czymś" spadać. - Aaaa! - Tym razem krzyk nie był równoznaczny z radością. Angie spadała. Tak! Spadała na ziemie wraz z Wilkiem. Na szczęście nie było to już aż tak wysoko by się zabić. Mimo wszystko wysokość była znaczna. Oboje upadli na ziemię z jękiem. A to nie było wszystko! Na Angelę rzuciły się także Brook i Ver. Obie widocznie chciały być pierwsze, a zbliżały się z obu stron. Wilkie próbował się podnieść, i przy okazji pomóc Davis. I to był błąd. Gdyby poleżeli chwilę dłużej ich stan może nie byłby taki zły. - Nieeee! - Krzyk Angie wmieszał się w te jej koleżanek. Przygniotły ją z dwóch stron. A zaraz po nich dołączyło też ciało Bell. Nie wiedząc, że jej stan już jest ciężki. I ona i Twycross potrzebowali Skrzydła Szpitalnego.Ból był nie do zniesienia.
Ostatnio zmieniony przez Angie Davis dnia Sob Wrz 25 2010, 21:36, w całości zmieniany 1 raz
Dziewczyny wzrok odwróci ten koleś z Huffu. A potem szybko się wszystko potoczyło. Szukający ślizgonów złapał znicza, nim Alice zdołała cokolwiek zrobic. Krukonka pokręciła tylko głową. A tak ładnie się zapowiadało! Dziewczyna ze smętną miną zleciała na dół. Wylądowała na ziemi i pomyślała jedynie, że następny mecz to na sto procent wygrają Krukoni. Już ona się postara!
Gwałtownie wyhamowała, kiedy rozległ się gwizdek. Przegrali? Jak to możliwe! Starali się! Jedyna pokrzepiającą myślą było to, że nie grali na punkty. Na szczęście. Następnym razem wygrają. - Dobrze im poszło - powiedziała, dolatując do drużyny. - W sumie, czym się przejmujemy? Łut szczęścia i tyle. Angie wcale nie jest lepsza od naszej Alice, prawda? - spytała, czekając na odpowiedź. - Poćwiczymy trochę i będzie dobrze. Przecież przez całe wakacje nie mieliśmy raczej miotły w dłoniach.
Ostatnio zmieniony przez Michelle Yowane dnia Sob Wrz 25 2010, 21:49, w całości zmieniany 1 raz
Przez te zamieszanie dopiero po chwili zorientowała się, że, niestety, to Angie złapała znicz i to Ślizgoni wygrali. Trochę było przykro Gabrielle z tego powodu, jednak czuła także satysfakcję z siebie. Nie przepuściła przecież żadnego kafla. Poza tym to był tylko towarzyski mecz, nie liczył się on w rozgrywkach. Skierowała się w stronę reszty drużyny i usłyszała słowa pochwały, które mile połechtały jej ego. Nie zareagowała zbytnio na wyczyn Bell. - Ali, nie smuć się, będzie dobrze - starała się pocieszyć szukającą.