Na samym skraju błoni, tuż gdzie już zaczyna się las znajduje się przestronna polana. Została ona przeznaczona do prowadzenia na niej zajęć z Opieki Nad Magicznymi Stworzeniami. Nauczyciele często z zaczynającego się tuż niedaleko lasu, przyprowadzali przeróżne zwierzęta. Na polanie znajdują się także poukładane pnie, na których uczniowie zwykli siadać w razie długiej, teoretycznej lekcji.
Opis zadań z OWuTeMów:
OWuTeMy - ONMS
Idziesz na polanę, być może się denerwując, a być może nie. W każdym razie w tym momencie ważą się Twoje losy jeżeli chodzi o ten egzamin. Wybrałeś Opiekę Nad Magicznymi Stworzeniami. Dobrze. To jedyny egzamin prowadzony na świeżym powietrzu. Stajesz więc na środku polany, przed Tobą znajduje się stolik, przy którym siedzi znana Ci Mist Pober oraz dwoje nauczycieli ze Szkoły Magii Drakensberg. Jeżeli jesteś z tej szkoły i ucieszyłeś się, że będziesz mieć fory, to niestety, ale muszę Cię zawieść, bowiem oboje wyglądają na takich, których nie wzruszyła Twoja obecność. To Twoja komisja, która skrzętnie wszystko notuje za pomocą samopiszących piór, więc mają mnóstwo okazji do przypatrywania się Tobie i słuchania tego, o czym mówisz. Także dobrze się zastanów nad odpowiedziami i czynami! Nie zapomnij się także przedstawić na początku. Na biurku oprócz pergaminów i kałamarzy stoją dwie czary, z których unosi się czerwony dym. Na jednej z nich świeci się napis „teoria”, na drugiej zaś „praktyka”. Komisja wyjaśnia Ci, że musisz wylosować jedno pytanie z tej pierwszej i jedno zadanie z drugiej. Możesz zacząć od którejkolwiek chcesz. Gdy sięgasz po kartkę i ściskasz ją w dłoniach, ta zamienia się w coś na kształt wyjca, który jednak nie krzyczy, tylko spokojnie zadaje Ci pytanie bądź wyznacza zadanie. Jak Ci poszło?
Zasady: Rzucasz czterema kostkami w specjalnym temacie do rzutów na egzaminy zgodnie z zasadami owutemów oraz rzutów. W tym temacie powinien pojawić się post z przeżyciami oraz działaniami postaci oraz specjalny kod, podany na dole posta.
Oceny: Ocena z egzaminu to suma punktów za pierwsze i drugie zadanie (plus dodatkowe punkty) według następującej rozpiski: 2-3 - Okropny 4-5 - Nędzny 6-7-8 - Zadowalający 9-10 - Powyżej Oczekiwań 11-12 - Wybitny Dodatkowo, za każde 8 punktów w kuferku z ONMS można dodać +1 do punktów.
Opis zadan:
teoria:
Pierwsza kostka:
1 – Jak należy postępować z hipogryfem? 2 – Scharakteryzuj jednorożca i wyjaśnij, czym skutkuje zabicie tego stworzenia. 3 – Czym sidhe różni się od elfa? Jaki dar można spotkać u sidhe? 4 – Wymień trzy gatunki trolli i opisz je. 5 – Podaj dwie inne nazwy nereidów i opisz ich wygląd. 6 – Czym jest iglica i jak się przed nią bronić?
Druga kostka:
Oznacza ilość punktów, otrzymanych za odpowiedź. 1 to odpowiednio 1 punkt, 2 - 2, itd.
praktyka:
Pierwsza kostka:
1 – Dosiądź hipogryfa. 2 – Wybaw niuchacza z kryjówki. 3 – Znajdź i zamroź jaja popiełka. 4 – Nakarm salamandrę i zapewnij jej bezpieczne miejsce (ogień). 5 – Odróżnij szpiczaka od jeża i zdobądź jego igły. 6 – Zajmij się młodym psidwakiem i usuń mu ogon specjalnym zaklęciem.
Druga kostka:
Oznacza ilość punktów, otrzymanych za wykonane zadanie. 1 to odpowiednio 1 punkt, 2 - 2, itd.
Na końcu posta należy dodać następujący kod:
Kod:
<retroinfo>Kuferek - ONMS:</retroinfo> wpisz ilość punktów w kuferku z tej dziedziny <retroinfo>Wyrzucone kostki - teoria:</retroinfo> wpisz kostki za teorię <retroinfo>Wyrzucone kostki - praktyka:</retroinfo> wpisz kostki za praktykę <retroinfo>Suma:</retroinfo> wpisz sumę kostek opisujących punkty za praktykę i teorię oraz ewentualnych punktów bonusowych za punkty z kuferka <retroinfo>Ocena:</retroinfo> wpisz ocenę <retroinfo>Strona - losowania:</retroinfo> Wpisz stronę z odpowiedniego tematu, na której były losowane kostki
Autor
Wiadomość
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Gdyby ktoś mu kiedyś powiedział, że zostanie kumplem z reniferem i do tego jeszcze takim magicznym, to pewnie by tę osobę wyśmiał. Katsyn jednak naprawdę robił na Solbergu wrażenie, a obecność dziewczyny sprawiała, że ślizgon nie bał się podejść do zwierzaka. Wziął do ręki piłeczkę, którą mu podała i dokładnie się jej przyjrzał. - Podobna do tych zabawek dla mugolskich kotów, do których wsypuje się przysmaki. - Zauważył na głos, przypominając sobie, że jedna z jego niemagicznych znajomych miała właśnie coś takiego dla swojego pupila. Spojrzał spokojnie na Fenri, po czym potoczył piłkę po ziemi. - No ziomuś, łap smakołyki. - Powiedział, by zwrócić uwagę zwierzęcia na zabawkę. Na pewno było to bezpieczniejsze niż jakby istota miała próbować ścierać z nim poroże. Tamtego mógł nie przeżyć. - Patrz, Keyira! Ten ancymon chce więcej. - Zwrócił się do swojej partnerki, gdy zauważył jak Karsyn bierze piłeczkę i przynosi im.
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Keyira Shercliffe
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 168 cm
C. szczególne : magiczny tatuaż w formie węża | blizn zbyt wiele, by można je było zliczyć | tęczówki w odcieniu sztormu | jakieś zwierzę jako częsty towarzysz
Brawo, wasze podejście jest wzorowe: pamiętacie, że nie ma nic na siłę. Przy odrobinie zachęty od razu udaje wam się zainteresować zwierzę zabawą. Ferni stopniowo przełamuje swoją nieufność i w końcu podejmuje wyzwanie, a po czasie nawet sam was zaczepia, prosząc o trochę uwagi.
OSWAJANIE: 25 pkt + 25 pkt + 30 pkt +10 pkt (za potrójny wynik powyżej 100) = 90 pkt DODATKOWO: +10 pkt dla Slytherinu (efekt z ostatniego etapu "Zabawka" )
Skinęła głową na tą uwagę i odchrząknęła, zadowolona z faktu, że jej partner i tym razem nie okazał strachu, ufając jej na tyle, by zawierzyć jej słowom, mając przed sobą rosłe i w ogólnym rozrachunku, pod wieloma względami jednak dość niebezpieczne stworzenie. Ferni zapewne wyczuł w końcu ich intencje i dobre zamiary, a także nić porozumienia, którą udało im się złapać podczas tego zadania. — Masz rację — przyznała, kiedy Max nawiązał do zabawki dla kotów. Obserwowała jak chłopak zachęca zwierzę do zabawy, po czym podeszła bliżej, kiedy Karsyn w końcu przełamał się i z ciekawością podszedł do piłki, którą Ślizgon potoczył po ziemi. Szturchnął ją nosem, pogonił za nią chwilę, po czym przyniósł prosto do nich. — Bardzo dobrze, dobra robota — mruknęła, chociaż ciężko było stwierdzić do kogo właściwie stosowała tą pochwałę. Sama także poturlała piłkę po ziemi, ale kiedy Ferni raz jeszcze zwrócił na siebie ich uwagę, podniosła zabawkę i jedynie pogłaskała stworzenie po szyi, dostrzegając znak, który przed spotkaniem ustaliła z pracownikami rezerwatu. Ich wspólny czas dobiegł końca. — Musimy się zbierać — oznajmiła Solbergowi i odniosła piłkę do skrzyni.
//BRAK MOŻLIWOŚCI DODAWANIA NOWYCH POSTÓW W TYM ETAPIE. PONIŻEJ POJAWI SIĘ PODSUMOWANIE I OBIECANE, DODATKOWE ZADANIE DLA TYCH, KTÓRZY ROZWIĄZALI TEST.
Keyira Shercliffe
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 168 cm
C. szczególne : magiczny tatuaż w formie węża | blizn zbyt wiele, by można je było zliczyć | tęczówki w odcieniu sztormu | jakieś zwierzę jako częsty towarzysz
Keyira zamknęła skrzynię i wspięła się na jej wieko, rozglądając się po zagrodach by sprawdzić, jak idzie pozostałym. Na szczęście obyło się bez większych uszkodzeń na ciele i umyśle zarówno u Ferni, jak i uczestników Stowarzyszenia Miłośników Przyrody, na co odetchnęła z ulgą. — No dobrze, bohaterowie domów — powiedziała, unosząc dłonie, by ściągnąć na siebie uwagę zebranych. Nie chciała krzyczeć, by nie wystraszyć ich nowych podopiecznych. — Nasz czas się skończył. Dziękuję za dzisiejsze spotkanie, waszą obecność i zaangażowanie. Ferni muszą jednak wrócić do rezerwatu pod opiekę specjalistów, ale mam nadzieję, że czegoś się przy nich nauczyliście — oznajmiła, uśmiechając się pogodnie. — Wszyscy poradziliście sobie w większym lub mniejszym stopniu i cieszę się, że obyło się bez kłopotów. Teraz proszę byście ostrożnie odłożyli swoje narzędzia dzisiejszej pracy na miejsce, pożegnali się z podopiecznymi i wyszli z zagród. Potem jesteście wolni — zapewniła. — Jeszcze raz dziękuję — dodała, po czym zeskoczyła zwinnie ze swojego prowizorycznego podestu.
Tym osobom - zgodnie z zapowiedzią - za udział w pierwszym etapie dla chętnych, za pisemne wypełnienie testów od profesora Swanna, przysługuje szansa na zdobycie dodatkowego punktu do kuferka z dowolnej umiejętności.
"Właśnie pożegnaliście się ze swoim podopiecznym i wyszliście z zagrody. Zmierzacie w stronę powrotną do zamku, kiedy nagle do waszych uszu dociera głośny trzask. Obracacie się i dostrzegacie, że Ferni właśnie otworzył na oścież furtkę, którą któreś z was zapomniało zamknąć po zakończonym zadaniu. Opiekunowie z rezerwatu już śpieszą z interwencją, zakradając się do boksu, ale zwierzę ani myśli na nich czekać... Obserwujesz jak wychodzi z zagrody, rozglądając się nieufnie dookoła, najwyraźniej jeszcze nie do końca przekonane wizją wolności. Z każdym kolejnym krokiem zdaje się być jednak coraz pewniejsze. Co robisz?"
● Waszym zadaniem jest rzucić kością z literką i rozegrać hipotetyczny scenariusz kryzysowy, stosując się do wyniku losowania.
KOSTKI:
A/B - Twoją pierwszą reakcją jest sięgnięcie po różdżkę. Ferni jednak zauważa ten ruch, irytuje się i zamiast ku wolności, rusza prosto na ciebie. Udaje Ci się jednak zachować zimną krew i za pomocą zaklęcia Confundus udaje Ci się zmylić zwierze akurat do czasu, by zajęli się nim pracownicy rezerwatu. C/D - Zamierasz na moment w miejscu, kalkulując swoje szanse na skuteczną pomoc w schwytaniu Ferni. Ta chwila w zupełności wystarczy, by ten wyczuł Twoje napięcie i ruszył w twoim kierunku. Z braku lepszego pomysłu, całkiem odruchowo wydajesz mu komendę, a stworzenie - najwyraźniej pamiętając Twój głos - o dziwo zamiera w miejscu. Po chwili wydajesz polecenie, by zaczekało i Twój podopieczny faktycznie czeka grzecznie aż opiekunowie przejmują kontrolę nad sytuacją. E/F - Któryś z członków innej grupy zapomniał zamknąć skrzynię w zagrodzie. Dostrzegasz to i wyciągasz różdżkę, by prostym Accio przywołać do siebie piłkę. Pokazujesz ją Ferni, by go zainteresować, a następnie turlasz zabawkę prosto do boksu, a stworzenie odwraca się i biegnie za nią z powrotem do środka. Pracownicy rezerwatu natychmiast zamykają za nim furtkę. G/H - Zauważasz kątem oka taczkę z workami pełnymi przekąsek, którymi jeszcze niedawno karmiliście Ferni. Podchodzisz do nich powoli, nabierasz wiaderko przysmaku i zachęcasz stworzenie, by do Ciebie podeszło. Zajęty pałaszowaniem żołędzi, marchewek lub orzechów w ogóle nie zwraca uwagi na opiekunów, którzy natychmiast przejmują inicjatywę. I/J - Bezmyślnie robisz krok w kierunku boksu, a Ferni od razu łypie na Ciebie podejrzliwie. Zamiast spanikować, podnosisz jednak obie dłonie w poddańczym geście, by pokazać, że nie masz złych zamiarów. Zaczynasz uspokajać go słowami, podchodząc doń powoli - odwracasz w ten sposób jego uwagę i chwilę później stworzenie jest już bezpiecznie zamknięte w zagrodzie, gdzie zagonili je pracownicy rezerwatu, korzystając z elementu zaskoczenia.
● Minimalna długość posta musi przekraczać wysokość avatara wraz z umieszczoną pod nim tabliczką (nie licząc ewentualnego kodu/linku z wynikiem rzutu, który należy zamieścić pod tekstem). ● Macie czas do 14.10, do godziny 23:59. Następnego dnia będę rozliczać spotkanie.
PODSUMOWANIE:
Wynik punktowy naszego oswajania przedstawia się następująco:
80 pkt - więcej - bezsprzeczny sukces ( po 10 pkt dla domu ) 60 pkt - 79 pkt - sukces ( po 10 pkt dla domu ) 40 pkt - 59 pkt - sukces warunkowy ( po 5 pkt dla domu ) 20 pkt - 39 pkt - sukces wątpliwy ( po 5 pkt dla domu ) 0 pkt - 19 pkt - porażka ( 0 pkt dla domu )
● Regulaminowe punkty za udział w spotkaniu: 10 pkt dla domu. ● Regulaminowe punkty za organizację spotkania: 20 pkt dla domu. ● Punkty z efektów kostek: 5 pkt dla domu.
Dodatkowo przypominam także o waszych punktach zdobytych za wcześniejszy test dla chętnych:
TESTY:
Felinus Faolán Lowell - 7 pkt Freja Nielsen - 15 pkt Maximilian Felix Solberg - 15 pkt Morgan A. Davies - 15 pkt Yuuko Kanoe - 13 pkt Lucas Sinclair - 15 pkt Gunnar Ragnarsson - 7 pkt Keyira Shercliffe - 15 pkt
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Uśmiechnął się do Keyiry i podziękował za tak spokojne i ciekawe przeprowadzenie przez całą tę opiekę nad zwierzakiem. Sam w życiu by tego tak nie zrobił i pewnie przypadkowo jeszcze pogorszyłby stan Fenri zamiast go poprawić. Już zmierzał do wyjścia, gdy nagle usłyszał jakieś zamieszanie. Odwrócił się i zobaczył wychodzącego z zagrody Karsyna. I nie tylko jego. Kilka fenri postanowiło nagle urządzić sobie wycieczkę. Czy to z tęsknoty za swoimi tymczasowymi opiekunami, czy też za zwykłą wolnością, tego SOlberg nie wiedział. Max musiał interweniować, by zwierzę nie uciekło. Szybko rozejrzał się więc wokół i nagle zobaczył rozwiązanie. Mimo dokładnego wysprzątania zagrody, zapomnieli z Keyirą zamknąć skrzynię. Ślizgon wyciągnął więc różdżkę i zrobił pierwsze, co przyszło mu na myśl. Rzucił niewerbalnie Accio, by głosem nie spłoszyć zwierzęcia i już widział, jak piłeczka z przysmakami, którą przed chwilą bawił się z fenri, leci w jego kierunku. W duchu liczył, że to co planował zadziała, bo nie miał absolutnie innego pomysłu, jak zapanować nad uciekinierem. -Karsyn, chłopie, patrz tutaj. - Powiedział bardzo ostrożnie zbliżając się do zwierzaka i pokazując mu zabawkę w ręce. Gdy fenri zwrócił na niego uwagę, Max wprawił piłeczkę w ruch tak, aby potoczył się niedaleko głowy magicznego renifera. Z zapartym tchem czekał, czy Karsyn da się nabrać na tę sztuczkę. Na szczęście już po chwili zwierzak pędził za zabawką prosto do boksu. Gdy już znalazł się w swojej zagrodzie, Solberg prędko zamknął za nim furtkę, upewniając się, czy tym razem na pewno zwierzę zostanie w środku. W końcu mógł odetchnąć z ulgą. Cieszył się, że naprawdę słuchał wszystkiego, co ślizgonka mówiła do niego w czasie tych zajęć, bo gdyby nie to, zapewne w życiu by nie był w stanie teraz tego dokonać. Pogłaskał jeszcze Karsyna po szyi, gdy ten przyszedł do płotu ze zdziwieniem na mordce i ponownie udał się w stronę zamku. Nie spodziewał się dzisiaj tylu przygód związanych z jednym magicznym zwierzęciem.
Praca z Freją Nielsen była przyjemna i niosła ze sobą miano współpracy ze stworzeniem w celach dość... szlachetnych. Oczywiście nie uważał, aby to jego ręka powinna być tą odpowiednią w celach czysto oswajających, co nie zmienia faktu, iż ostatecznie udało mu się w miarę dobrze postąpić z ferni, które było najbardziej poszkodowane ze wszystkich zebranych. Wiedział, jak czasami wyglądają tak naprawdę hodowle takich stworzeń; był świadom tego, że ludzi bardziej interesuje zarobek brudnego pieniądza aniżeli dobro jakiejkolwiek istoty. Coś o tym wiedział, kiedy pracował na gospodarstwie, choć względny szacunek do zwierząt posiadał. Przede wszystkim nie pozwalał na to, by cokolwiek się zmarnowało, albowiem sam fakt wykorzystania każdej części ciała jest dowodem hołdu, jaki można oddać w najlepszy sposób istocie pozbawionej życia. Nie zamierzał również od tego tak łatwo się odsuwać, w związku z czym pochował wszystkie rzeczy, które wcześniej wyjął wraz z Krukonką do oswajania magicznego stworzenia, by tym samym przejść dalej i udać się w swoją stronę. Dźwięk. Trzask tak charakterystyczny, który przyczynił się do odwrócenia wzroku w stronę zagrody, wydostał się z zamka. Proste skierowanie własnej dłoni w stronę kieszeni, w której to dzierżył różdżkę, spowodowało, że musnął ją palcami i następnie dość stabilnie chwycił, nie pozwalając na to, by niedowierzanie zapanowało nad jego umysłem. Był spokojny - posiadając odpowiednie podejście do całej sytuacji, starał się znaleźć wzrokiem coś, co mogłoby rzeczywiście zadowolić ferniego. Nieopodal zagrody, gdzie magiczne stworzenie zdawało się stawiać dość śmiało swoje pierwsze kroki poza opieką kogokolwiek, znajdowała się niedomknięta skrzynka z zabawkami; Felinus nawet nie wiedział, kto przyczynił się do takiego zaniedbania. Nie zmienia to faktu, iż użył werbalnie zaklęcia. — Accio piłka. — by następnie obserwować, jak przedmiot ląduje ładnie do jego kieszeni. Spokojne podejście do istoty, która mogła gwałtownie zareagować, a także głos, który nie zahaczał o żadną z negatywnych emocji. — Hex, spójrz tutaj! — powiedziawszy troszeczkę głośniej, poczekał, aż ten zwróci własną uwagę oraz własne spojrzenie na gumowy przedmiot, by następnie rzucić go w stronę zagrody, która następnie została zamknięta przez pracowników rezerwatu. Stworzenie pobiegło za nią dość radośnie, więc w sumie może nie poszło jemu i Frei oswajanie aż tak źle?
Okazało się, że Shan ostatecznie przyzwyczaiła się do obecności jego i Morgan w zagrodzie i mogli bez większych przygód dać jej przekąskę, nakarmić i pobawić się z nią. To spotkanie było świetną okazją, aby sobie uzmysłowić, że istnieją stworzenia, które są naprawdę okrutnie potraktowane przez los i też trzeba wiedzieć jak odpowiednio do nich podejść, aby ich nie spłoszyć. Chyba najważniejszy w tym wszystkim był spokój i pokazywanie dobrych zamiarów, tak jak powiedziała na samym początku Davies. Nigdy nie miał pod opieką zwierzęcia, które było aż tak płochliwe i tam bardzo patrzyło mu na ręce. Pewnie gdyby sam miał taką przeszłość jak Shan, byłby tak samo nieufny względem ludzi. Rozumiał jej strach. Po tym jak wyszli z zagrody Key oznajmiła, że wykonali swoje zadanie i są wolni. Jednak Lucas nawet nie zdążył się odwrócić, zanim usłyszał trzask. Bramka boksu ferni była otwarta na oścież, a ona sama powoli wydreptała z niej, zanim pracownicy rezerwatu po spostrzegli. Ale jak to się stało? Przecież to on osobiście zamykał tą furtkę. Pewnie nie domknął dokładnie i oto mamy efekt. Nie wiedząc co robić, w pierwszej chwili chwycił za różdżkę, co było odruchem. Dopiero kiedy zobaczył reakcję ferni na jego zachowanie, zrozumiał, że to był błąd. Magirenifer praktycznie od razu, ruszył wprost na niego. W tym przypadku nie było czasu na zastanawianie się, musiał działać. - Confundus - na szczęście dzięki temu zaklęciu udało się zmylić Shan, aby go nie stratowała. W samą porę przybyli mężczyźni z rezerwatu i zajęli się stworzeniem i pomogli mu, ponieważ Shan była wystraszona i poirytowana jednocześnie próbą "zaatakowania jej". I w tej chwili, Lucasowi jeszcze bardziej żal zrobiło się zwierzęcia, które było tak nieufne i rozchwiane. Było mu trochę wstyd za siebie, że musiał potraktować go zaklęciem, ale nie miał innego wyjścia. Blizny znajdujące się na jego grzbiecie były z pewnością powodem, dla którego jeszcze długo Shan może nie wierzyć ludziom... I wcale jej się nie dziwił.
Wyglądało na to, że ogólnie rzecz biorąc zajęcia przebiegły naprawdę sprawnie i bez większych problemów. Mogła jedynie czuć zadowolenie z tego, że ferni postanowiło im zaufać i pozwolić ze sobą pracować. Stworzyli z Brunem naprawdę zgrany team, który sprawił, że Nala poczuła się nieco pewniej i pozwoliła im się do siebie zbliżyć, okazując im swoje zaufanie, a przynajmniej jej namiastkę. Kanoe odczuwała z tego powodu satysfakcję i w zasadzie już kierowała się w stronę Hogsmeade, by oddać się swoim obowiązkom w komunie, gdy nagle usłyszała nieco osobliwy dźwięk. Odwróciła się jedynie po to, by odkryć, że jedno z ferni wydostało się ze swojej zagrody i odbiegało od swoich opiekunów z rezerwatu. Puchonka sięgnęła po swoją różdżkę choć nie bardzo chciała jej używać. Nie przeciwko stworzeniu. Wtem kątem oka dostrzegła jedną ze skrzyń, która wciąż była otwarta. Przy pomocy szybkiego niewerbalnego Accio przywołała do siebie piłkę, którą tam zauważyła. Ta dosyć szybko znalazła się w jej dłoni, a Japonka pomachała nią przed pyskiem ferni, które przystanęło na chwilę zaciekawione zabawką, którą jeszcze niedawno bawiło się w boksie. Yuuko uśmiechnęła się do zwierzęcia przyjaźnie. Chyba poszło jej naprawdę dobrze. Przynajmniej przykuła uwagę ferni. - Pobawimy się? Chcesz piłeczkę? - spytała jeszcze zwierzę niezwykle przyjaznym i łagodnym głosem nim w końcu schyliła się i rzuciła piłkę tak, że ta poturlała się do otwartego boksu, a zwierzę pobiegło za nią, umożliwiając pracownikom rezerwatu zamknięcie ferni w zagrodzie. Kanoe pomachała im jeszcze na odchodne nim w końcu odeszła tym razem bez większych przeszkód w kierunku własnego domu. Ferni było już w zamknięciu i wyglądało na to, że czekało je przetransportowanie do rezerwatu. Miała tylko nadzieję, że odnajdzie się tam bez problemu i będzie mogło wieść szczęśliwe życie.
C. szczególne : blizna z pazurów wzdłuż kręgosłupa do połowy pleców; na ramionach tatuaże run nordyckich wpisanych w islandzką, mistyczną symbolikę i zarys skalnych grani
Jeszcze chwilę wpatrywał się w Bird z góry, aż w końcu podźwignął się najpierw do kolan, wyciągając w jej kierunku dłoń, żeby pomóc jej wstać, a później podniósł się do pionu. – Musisz... - Bird nigdy nie było dane dowiedzieć co musi, bo właśnie w tym momencie zostało rozporządzenie opuszczenie boksów. Ragnarsson, dlatego, że nie zdążył się jeszcze przywiązać do myśli, która zaczął wypowiadać na głos, po prostu wzruszył ramionami i przerwał wypowiedź. Zamiast tego przerzucił jeszcze tylko piłkę ferniemu w kat pomieszczenia, kiedy oni wychodzili. Dokładnie zamykając za nimi boks nie spodziewałby się, że zwierzę potraktuje to jako zaproszenie do zabawy i kiedy Gunnar oddalił się już spory dystans od zagród, podaży jego śladem. Z jego schorzeniem ciężkością okazałoby się wyważenie drzwi, a mimo wszystko udało mu się to z zadziwiająca łatwością. Gunnar sam nie był pewien co go tchnęło, żeby rzucić jeszcze ostatnie spojrzenie na zagrody, ale dostrzegając ferniego poza nimi, oddalił się od grupy wracającej do zamku. Wrócił się w miejsce, które przed chwilą opuścił, a będąc coraz bliżej boksów, powoli podniósł dłonie w poddanczym geście, jednocześnie skupiając uwagę ferni i wzbudzając jego poczucie zaufania, kiedy pracownicy rezerwatu spróbowali go z powrotem wprowadzić do bezpiecznej przestrzeni. Gunnar utrzymywał wzrok ze zwierzęciem zbliżając się do niego powoli. Na koniec oddychając z ulgą, kiedy ferni znalazł się już w zamknięciu. - Rwie Cię na wolność, nie? - zagadnął opierając się już o drzwiczki boksu. Skinajac jednocześnie współpracownikom rezerwatu. - Ja się tym zajmę. Zamierzał jeszcze chwilę spędzić ze zwierzęciem, oswajając je ze swoim towarzystwem, ale też chcąc jakoś umilić mu czas, jakie magiczne zwierzę spędzało samo w boksie. Nie był pewien jaki okres upłynął, podczas kiedy po prostu stał przed zagrodami, zagadując zwierzę, ale zdążyło się już ściemnić. Dlatego nie ryzykując potencjalnymi problemami, islandczyk zmuszony był wrócić do zamku.
Po owocnym spotkaniu z rogatym zwierzaczkiem przyszedł czas na rozłąkę - prawdopodobnie już na dobre, bo do rezerwatu Shercliffe'ów nie paliło jej się ani zawodowo, ani tym bardziej wizytowo, o ile w ogóle istniała opcja tego rodzaju odwiedzin. Przyjęła to z niemałą ulgą - praca ze zwierzętami po przejściach to nie była rzecz ani bezpieczna, ani relaksująca, zwłaszcza na dłuższą metę. Dla żadnej ze stron. Wierzyła również, że po swoim udziale powinna najzwyczajniej zostawić robotę specjalistom, którzy doskonale znali się na resocjalizowaniu pokrzywdzonych życiem stworzeń, a i mieli do tego rękę, cierpliwość i wszelkie argumenty, by zrobić to bardziej wprawnie oraz mądrzej od uczących się w Hogwarcie adeptów magii. Jej zdziwienie było jednak co najmniej duże, kiedy okazało się, że rozbawiony i pewnie rozemocjonowany magirenifer postanowił skorzystać z darowanej mu omyłkowo wolności. Jak do tego doszło, że wycofane dotąd i wyjątkowo ostrożne, nieufne, czy też momentami wrogo nastawione zwierzę nagle poczuło się na tyle pewnie, aby wyjść do ludzi i to nawet niekoniecznie z zamiarem ucieczki w niebyt? Zamiast namyślania się postanowiła działać - w najprostszy sposób, jaki przyszedł jej do głowy - ostatecznie przysmaki zadziałały już wcześniej, więc dlaczego tym razem miałoby być inaczej? Zainteresowany otoczeniem zwierz wydawał się dobrą jednostką do zastosowania na nim jednej z najstarszych odwracających uwagę sztuczek. I choć oznaczało to zdradę stworzenia, zapewne nigdy już nie wybaczoną, postanowiła zadbać o to, aby podsunięciem bestii wiadra ze smakołykami dopuścić się zdrady i zapewnić rogaczowi bezpieczny powrót do zagrody, gdzie ostatecznie nic mu przecież nie groziło - w przeciwieństwie do dziczy. - No pięknie, przyszedłeś po więcej dobroci? - uniosła wiaderko i zwracając się do stworzenia podniosła nieznacznie głos, chcąc zwrócić na siebie jego uwagę. Jak się okazało - wcale nieźle to zadziałało, bo już po chwili niedoszły Rudolf wcinał sobie beztrosko jakieś marchewki i inne warzywka, podczas gdy ekipa reniferowa powoli wprowadzała go do zagrody. A mówią, że podstęp nie był domeną domu Lwa.
C. szczególne : magiczny tatuaż w formie węża | blizn zbyt wiele, by można je było zliczyć | tęczówki w odcieniu sztormu | jakieś zwierzę jako częsty towarzysz
Ogólnie rzecz biorąc, pomimo burzliwego początku, była bardzo zadowolona ze spotkania i tego, jak sprawnie wszystkim poszło. Obyło się także bez żadnych krzywd na ciele i umyśle zarówno w przypadku uczniów, jak i ich podopiecznych, a jako organizatorka - czego mogła chcieć więcej? Miała nadzieję, że grupa naprawdę wyniesie z tego spotkania jak najwięcej, gdyż podobna sytuacja może się dla nich już nigdy więcej nie powtórzyć... Keyira ruszyła do zamku z pewnym ociąganiem, rozglądając się jeszcze czy aby wszyscy byli w komplecie. Pracownicy rezerwatu potrzebowali spokoju, najlepiej do pary z ciszą, by należycie zająć się Ferni i wyprowadzić je z zagród. Najpierw jednak musieli uprzątnąć sprzęt i resztę "materiałów dydaktycznych". Usłyszawszy trzask, Shercliffe drgnęła, po czym obróciła się ku boksom, z niedowierzaniem obserwując jak renifer korzysta z chwilowej wolności i wychodzi poza zagrodę. Pomijając już nawet sam fakt otwartej bramki była wściekła na siebie, że nie sprawdziła tego dokładnie zaraz po oznajmieniu zakończenia spotkania. Zerknęła na opiekunów z rezerwatu, ale Ci nie zdążyliby dotrzeć do zwierzęcia na czas. Keyira przełknęła ślinę i musnęła opuszkami palców różdżkę. Nie wyciągnęła jej jednak, zamiast tego dopadła do taczki z przekąskami i nałożyła do wiaderka po garści każdego rodzaju. Podczas zajęć stworzenie napychało się nimi z zadowoleniem, więc dziewczyna postanowiła spróbować. — Karsyn, paskudo — zwróciła się do Ferni łagodnie. Potrząsnęła wiadereczkiem, by zwrócić na nie jego uwagę. — Mam tu coś dla ciebie — dodała, robiąc dwa kroki w kierunku pupila. Tam przystanęła i po prostu czekała. — Żołędzie, marchewki, co tylko będziesz chciał — kontynuowała zachętę do momentu, w którym Karsyn faktycznie nie podszedł i nie wsadził pyska do prowizorycznego koryta. Odetchnęła z ulgą dopiero wtedy, kiedy inicjatywę przejęli jej znajomi z rezerwatu. Skinęła im głową, pogłaskała Ferni po szyi i odłożyła sprzęt do taczki, skąd go wyciągnęła. Rszyła w drogę powrotną do zamku już w o wiele lepszym humorze.
Dziękuję wszystkim za obecność i zaangażowanie. Punkty dla domów i punkty do kuferków pojawią się w ciągu najbliższych kilku dni.
z|t dla wszystkich
Christopher Walsh
Wiek : 35
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 183
C. szczególne : Blizna u dołu brzucha oraz niewielka blizna na ręce, blizny na piersi po jadzie akromantuli, ciemnogranatowe blizny na lewym ramieniu; obrączka z czarno-zielonej muszli; runa agliz na lewym nadgarstku
Wiosna właśnie się zaczęła, a co za tym idzie, trzeba było również zająć się roślinnością oraz magicznymi stworzeniami, które wymagały teraz zdecydowanie innego traktowania. Christopher zdawał sobie z tego sprawę, zatem z samego rana, ledwie skoro świt, wstał, żeby udać się w kierunku polany, na której odbywały się najczęściej zajęcia z opieki nad magicznymi stworzeniami. Musiał upewnić się, że płot, który otacza to miejsce, jest w dostatecznie dobrym stanie, pozostawało również sprawdzenie karmników, a później oczyszczenie ścieżki, jaką prowadzono tutaj zwierzęta. Domyślał się również, że kiedy tylko zjawi się na miejscu, część istot postanowi się z nim przywitać, a co za tym idzie, zacznie mu przeszkadzać. Zabrał ze sobą zatem wiadro pełne marchwi oraz innych przysmaków, które zamierzał rozdysponować, a ponieważ za mocno się nie pomylił, już po chwili podbiegł do niego jeden z młodych pegazów, by bezczelnie wsunąć łeb do niesionego przez gajowego wiadra. O'Connor odpędził zwierzę, pozwalając mu na porwanie smakołyku, potem większość z nich rozłożył na polanie, by zwierzyna nie nudziła się nadmiernie, kiedy on sam będzie zajęty sprawdzaniem stanu ogrodzenia i zabrał się do pracy. Część desek sprawiała wrażenie podniszczonych, więc starannie zdejmował je z płotu, by później wymienić na nowe. Nie używał do tego zaklęć, jedynie do przetransportowania na miejsce drewna, nic zatem dziwnego, że wkrótce zdjął bluzę, w której tutaj przyszedł i został w koszulce, w której było mu o wiele łatwiej mocować się z ogrodzeniem. Zwierzyna kręciła się za jego plecami, podchodząc czasem bliżej, by przekonać się, że wióry nie są aby na pewno smakowitymi przekąskami, dopominając się pieszczot albo po prostu zaczepiając gajowego, który kręcił się pomiędzy kawałkami drewna, a palami wbitymi w ziemię, upewniając się, że te na pewno się nie przewrócą. Część z nich musiał wbić nieco głębiej, część musiał podsypać, gdyż za mocno się chwiały, najwyraźniej naruszone przez istoty, które uparcie na ogrodzenie napierały, starając się uciec z zajęć zbyt dla nich nudnych. Oczywiście, po fizycznej pracy należało również uciec się do zaklęć ochronnych, które miały uniemożliwić właśnie ucieczki, ale również niemądre niszczenie tego miejsca, zaś Christopher doskonale wiedział, że dzieciaki często pastwiły się nad czymś, co do nich nie należało. Odetchnął głęboko, ocierając pot z czoła, kiedy napił się wody w ramach przerwy, a potem faktycznie sięgnął po różdżkę ukrytą przy pasku i rozpoczął kolejną fazę naprawy ogrodzenia, licząc na to, że to nie zapadnie się nazbyt szybko, choć mogły być to płonne nadzieje - już teraz jeden z pegazów zawzięcie ocierał się o świeże deski, znajdując w tym drapaniu boku niesamowicie wiele przyjemności. O'Connor uśmiechnął się lekko pod nosem, kręcąc przy okazji głową, a gdy skończył już z czarowaniem, przeszedł się po polanie, by sprawdzić, jak mają się karmniki i paśnik. O dziwio, tutaj było o wiele lepiej i zwyczajne, proste reparo wystarczyło, żeby zdziałać cuda, a on nie musiał kłopotać się żadnymi nowymi konstrukcjami, czy koniecznością zamawiania kolejnych przedmiotów. Oczywiście, spodziewał się, że wkrótce będzie musiał o tym pomyśleć, ale na razie nie widział takiej potrzeby. Upewniwszy się, że wszystko jest w należytym porządku, skierował się na nowo do chaty, by nieco odpocząć przed kolejnymi zadaniami, jakie czekały na niego tego dnia.
zt.
______________________
After all these years you still don't know The things that make you
beautiful
Mulan Huang
Wiek : 21
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 176cm
C. szczególne : niewielki tatuaż z przodu lewego barku, zmieniający kolor poruszający się tatuaż chińskiego smoka na niemal całe plecy, runa jera na lewym boku na wysokości żeber, ślad po zaklęciu Agere na prawym przedramieniu, często zmienia kolor włosów oraz korzysta z magicznych i barwiących soczewek
Sama zgłosiła się do tego, aby pomóc w porządkach na polanie do ONMS-u. Co prawda nie wiedziała kiedy miałaby się tu odbyć kolejna lekcja, ale nie znaczyło to, że miałaby pozwolić na to, by to miejsce całkowicie zdziczało i obrosło brudem. Przede wszystkim chciała się skupić na czyszczeniu wszelkich zagród i boksów, które znajdowały się na skraju polany i wymagały uwagi. Upewniła się także czy na pewno składowana niedaleko pasza przechowywana jest w odpowiednich warunkach i czy aby się nie zepsuła. NIkt nie chciałby nią karmić zwierząt jeśli faktycznie straciłaby swoją świeżość. Wchodząc do każdej zagrody, sprawdzała czy na pewno ich ogrodzenie nie uległo drobnym zniszczeniom. Czasem było już tak, że zwierzęta kopały lub uderzały w nie przez co te mogły ulec osłabieniu. Huang chciała zatroszczyć się o każdy szczegół. Wyczyściła zalegające w zagrodach resztki odchodów, które mogłyby zapewne świadczyć dobrze o tym jakie zwierzęta były w nich trzymane, ale w obecnym stanie trudno było jej to stwierdzić. Ślady łap czy też kopyt także były już tak stare i wytarte, że nie sposób było z nich cokolwiek odczytać choć przez chwilę próbowała tego dokonać, starając się odnaleźć w pamięci pasujące do śladów tropy w pamięci oraz dostrzec jakiś wzór i wyraźniejsze linie w wytartych zagłębieniach wykonanych w podłożu. Musiała jeszcze zatroszczyć się o wymianę ściółkim aby zapewnić przyszłym mieszkańcom zagród jakieś przyjemne miejsce do leżakowania, gdzie byłoby mięciutko i cieplutko. Następnie przeszła do czyszczenia i układania sprzętów, które zawieszono przy zagrodach. Nie chciała dopuścić do tego, by wszelkiego rodzaju uprzęże, wędzidła i tak dalej były w kiepskim stanie, bo to mogło jedynie doprowadzić do niebezpiecznych sytuacji lub sprawiać zwierzętom dyskomfort, gdyby były one na nich używane. Dobra organizacja miejsca pracy także w wielu by pomogła. Zwłaszcza w odnalezieniu tego, czego się aktualnie szukało. Po wyczyszczeniu i odłożeniu na należne miejsce wszystkich sprzętów. Dopiero po tym przeszła do paśników, aby pozbyć się z nich paszy, która zdążyła już się nieco nadpsuć. Nie mogli raczej pozwolić na to, aby stworzenia podjadały zepsutą karmę, która mogłaby doprowadzić do problemów zdrowotnych. Trzeba było po prostu zastąpić ją nową, aby stworzenia z Zakazanego Lasu miały jakieś źródło pożywienia choć przyroda się budziła do życia i coraz więcej można było znaleźć zieloności. Upewniwszy się co do tego czy na pewno zajęła się wszystkim czym powinna i odpowiednio uprzątnęła wszystkie stanowiska, uznała, że chyba może już skierować się do zamku, aby móc zaszyć się nareszcie w zaciszu swojego dormitorium, gdzie rzuciła się na łóżko po ciężkiej pracy na polanie i sięgnęła po jedną z lektur poświęconych tym razem rasom i odmianom skrzydlatych koni z uwzględnieniem mieszańców i tym czym się one charakteryzowały. Z pewnością była to niezwykle wciągająca lektura, na której mogłaby spędzić nawet i cały wieczór, zaczytując się w to jak powinno się zajmować magicznymi wierzchowcami.
z|t
Zephaniah van Wieren
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 193cm
C. szczególne : Tatuaż z łapą nundu na przedramieniu, Blizny i uszczerbki na zdrowiu: Dziennik
Nowy rok, nowy ty. Tak można było powiedzieć o Zefku, który ten swój pierwszy rok po przyjściu do Hogwartu spędził dość... gwałtownie. Można było przysiąc, że zamierzał wykorzystać powrót do tego zamku od razu, aby odwiedzić swoje zwierzęta, które zostawił pod opieką profesora Swanna. Stęsknił się za nimi, a po drugie większość ostatnich miesięcy przed rokiem szkolnym spędził albo w szpitalu, albo w nowej pracy. Tym samym musiał zorientować się jeszcze gdzie był Motaji. Po dłuższym czasie i częstym... oblizywaniu przez ruchliwe zwierzę po twarzy, van Wieren w końcu postawił go na nogi, zresztą... zmęczenie nadal dawało się we znaki. Nadal kwietniowy wypadek mówił mu, że jeszcze będzie musiał poświęcić czasu zanim wszelkie przemiany w... to coś, będą normalniejsze. Wciągnął do płuc hogwarckie powietrze... znowu był tutaj. Tylko wiele rzeczy się pozmieniało. Dopiero wtedy przypomniał sobie, że za niedługo miał przyjść jakiś inny uczeń, którego coś nie kojarzył, albo nie miał czasu na skojarzenia. Ale przekazano mu co miał z nim zrobić dla Swanna w zagrodzie z pegazami. – Ty jesteś Godwin? Van Wieren. Mów mi Zeph. Nowy w Hogwarcie? Coś cię nie kojarzę, albo nie spotkałem... – Jakby w ogóle chciał widzieć. Wyciągnął do niego rękę na powitanie. Niestety, tę protezową.
Dante Godwin
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 187 cm
C. szczególne : Sygnet rodowy, magiczny tatuaż gryfa na plecach, różdżka z błękitnym blaskiem
Powrót do szkoły jako student okazał się...normalny. Początkowo nieco się obawiałem, że ujrzę zamek od innej strony, natomiast ten był taki sam jak go zapamiętałem. Dodało mi to odwagi i determinacji, by w pełni wykorzystać trzy lata, które mi jeszcze zostały. Na początek postanowiłem pomóc profesorowi Swannowi przy pegazach. Lubię zwierzęta, a zlecone zadanie nie brzmiało skomplikowanie. Doprowadzić wygląd koni do porządku i sprawdzić czy wszystko mają - bułka z masłem. -Dante. - Odparłem na przywitanie po przybyciu na wskazane miejsce. Uścisnąłem wyciągniętą rękę, nie zwracając zbytnio uwagi na jej nienaturalność. Uśmiechnąłem się lekko, potrząsając dłonią gryfona, po czym ją puściłem. -Gryfon od samego początku. Widocznie nie było okazji. - Wzruszyłem ramionami i przeniosłem wzrok na zagrodę, w której znajdowali się nasi dzisiejsi podopieczni. Zrobiłem kilka kroków bliżej, utrzymując w miarę bezpieczną odległość od odgradzającego mnie od pegazów płotu. Zaciekawiło mnie, że pomimo skrzydeł wciąż przebywają w zagrodzie, zamiast sobie gdzieś odlecieć. Mimo wszystko postanowiłem nie pytać o to mojego towarzysza. -To co, zaczynamy? Osobiście najpierw bym zrobił remanent zapasów.
Zephaniah van Wieren
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 193cm
C. szczególne : Tatuaż z łapą nundu na przedramieniu, Blizny i uszczerbki na zdrowiu: Dziennik
Skupiony raczej jeszcze chwilę na ujrzeniu własnej lunaballi, Zephaniah dopiero za moment zabrał swoją sztuczną rękę z uścisku, którego nawet nie czuł, aby rozejrzeć się wokół miejsca. Taa, dzisiaj wychodziło na to, że były to pegazy. Czytając o nich trochę w bibliotece, potem rozmawiając jeszcze o nich ze Swannem w zeszłym roku przy oddawaniu Motajiego domyślał się, że nie odleciały dlatego, że przyzwyczaiły się do swojego właściciela, który zresztą bardzo dobrze o nie dbał. Westchnął po chwili, zakładając na siebie rękawice. Nie chciał po prostu, aby coś przypominało o tym, że jest jednoręki. A praca przy pegazach pozwoliła mu zapomnieć o jeszcze innej rzeczy o której jak widać nie miał zamiaru rozmawiać z Gryfonem, który okazał się nie być aż tak nowy jak mu się wydawało. W jego oczach to raczej Zefek był tym nowym. Kiwnął tylko głową. – Zróbmy remanent zapasów... – Powtórzył za Gryfonem. – Oddzielmy to jedzenie, które jeszcze posiada jakąś przydatność do spożycia, a potem skupmy się na tym, aby przenieść to do jakiegoś suchego miejsca. Mówił coś o tym Swann? I w sumie to czemu Cię nie widziałem w ciągu wakacji i poprzedniego roku? – Zastanowił się dosłownie na moment, dając swoje zainteresowanie chłopakiem.
Dante Godwin
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 187 cm
C. szczególne : Sygnet rodowy, magiczny tatuaż gryfa na plecach, różdżka z błękitnym blaskiem
Skinąłem głową, gdy gryfon się ze mną zgodził. Rozdzielanie pożywienia wydało mi się póki co najłatwiejszą pracą, a zarazem bardzo ważną. Wygląd wyglądem, ale po zjedzeniu zgniłego jedzenia wyczesanie i upiększenie pegaza nic by nie dało. Na pytanie o Swanna zmrużyłem nieco oczy, próbując sobie przypomnieć co dokładnie profesor kazał zrobić. -Mamy podzielić pożywienie na zdatne i do wyrzucenia oraz zrobić listę czego brakuje lub jest już mało. - Szczerze mówiąc nie wiedziałem za bardzo jakie przysmaki lubią pegazy, więc pokładałem nadzieje w moim towarzyszu. Póki co postanowiłem podejść do nich jak do zwykłych koniowatych. -Widocznie chodzimy różnymi ścieżkami. Osobiście nie wiem czy znam połowę Gryffindoru, a i w większości są to dziewczyny. - Wzruszyłem ramionami, nie mając lepszej odpowiedzi. Przez myśl mi przeszło, że wyszedłem właśnie na kobieciarza, ale nic nie mogłem na to poradzić. Zaraz też podszedłem do składu, by moje słowa długo nie dźwięczały w ciszy. Wyciągnąłem z torby zwój pergaminu i pióro, po czym zacząłem się przyglądać zawartości pudeł, worków, słojów i tym podobnych. -Wygląda na to, że owies nieco podgnił. - Powiedziałem po chwili, gdy do moim nozdrzy doszedł smród po otworzeniu worka.
Wiktor Krawczyk
Rok Nauki : VII
Wiek : 18
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : Mańkut, Rude włosy, centymetrowa blizna na udzie w kształcie smoka. Na policzkach i nosie ma piegi, które według rodzeństwa dodają mu uroku. Amulet Uroborosa zawsze na szyji +1 ONMS
Wiktor wracał z porannego treningu gdy zobaczył jakiś ruch na błoniach zaczynało się ONMS chodził na te zajęcia. Zrzucił z głowy kaptur bluzy z plecaka wygrzebał szkolną szatę, co prawda końcówki włosów miał jeszcze wilgotne po prysznicu ale czy to jakiś problem? Wlazł na polane był jednym z pierwszych który przyszedł wcześniej, pozwolił sobie stanąć bliżej zagrody (spoglądając na zwierzęta jak są gdzieś) dotknął palcem wskazującym. Niestety wśród swojego rocznika miał niewielu znajomych. No i prawdę mówiąc, całkiem lubił zajęcia z Opieki, choć miał nadzieję, że będą mieli bardziej niebezpieczne zwierzęta.
MOŻNA ZACZEPIAĆ
Drake Lilac
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 218 cm
C. szczególne : Bardzo wysoki i barczysty. Praktycznie cały czas nosi na palcu pierścień tojadowy - tak na wszelki wypadek.
Na polanę przyszedł kilka ładnych minut przed lekcją zastanawiając się czym dziś będą się zajmować i z cichą nadzieją że nie będzie to nic co pluje ogniem, bo osobiście po przygodzie jaką mieli z Ruby na Malediwach, to chciałby nieco od nich odpocząć. Na szczęście nie było opcji żeby na lekcji zajmowali się żywymi smokami. Bo nawet jeśli byłoby to ciekawe i emocjonujące, to Wang raczej nie zezwoliłaby na tak niebezpieczne stworzenie na terenie zamku. Nie pocieszało go jednak to że to nie jedyne ogniste stworzenia... No ale może im się poszczęści i będą zajmować się niuchaczami? W sumie byłoby z nimi miło. Pocieszni miłośnicy kleptomanii. W sumie to głównie z ich powodu na ONMS nie brał ze sobą żadnych błyskotek. Usiadł na pieńku i czekał aż zbierze się reszta ludzi.
Marla O'Donnell
Wiek : 21
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 168 cm
C. szczególne : szeroki uśmiech, koścista sylwetka, bardzo ekspresyjny sposób bycia, irlandzki akcent, często wplata kolorowe apaszki we włosy
Odkąd spędzała z Murphym większość wolnego czasu to automatycznie wiązało się to z tym, że była zmuszona do słuchania jego wykładów na temat magicznych zwierząt, a w związku z tym z o wiele większym entuzjazmem podchodziła do lekcji ze Swannem. Dlatego dzisiaj postanowiła się na takowej pojawić, chociażby ze względu na to, że wiedza, którą tam zdobędzie, mogła się ewentualnie przydać do poradzenia sobie właśnie w zwierzęcej skórze. Bo coraz częściej wierzyła, że w końcu uda jej się zostać animagiem. A jak nie to chociaż może się dowie jak skutecznie odwieść swojego kota od niemalże codziennego porannego buntu w postaci rzygania albo traktowania jej kapci jako zabawki. - Wiedziałaś, że hebrydzki czarny to nawet krowę może porwać? - zerknęła na @Ruby Maguire, dzieląc się z nią ciekawostką, którą jakiś czas temu przeczytała w podręczniku. - Niby żywią się tylko małymi stworzeniami, ale no są bardzo agresywne. Swoją drogą, uważam, że powinni nas trochę pouczyć o takich SMOKACH - podzieliła się z przyjaciółką przemyśleniami, gdy żwawo przemieszczały błonia w stronę polany, na której miała odbyć się lekcja ONMS. - Nic tylko te hipogryfy albo pegazy, zero adrenaliny i możliwości poznania takich prawdziwych bestii. Z drugiej strony może to i lepiej, bo pewnie jako pierwsza straciłabym rękę. To w końcu znak rozpoznawczy każdego Gryfona - paplała beztrosko, idąc z Ruby ramię w ramię. - Ej, a skoro na ferie wysłali nas na Malediwy to jak myślisz, w wakacje będziemy tropili yeti? Do tej pory nie umiem znaleźć ulubionej czapki, bo transmutowałam ją w sukienkę. Będziesz mi musiała pożyczyć jakąś swo... HEJ, DRAKE - pomachała do gryfońskiego olbrzyma (@Drake Lilac), którego trudno było przeoczyć. - No, mam tak zjarane plecy, że ledwo potrafię się położyć, a serio spanie na brzuchu to jakiś żart. Powinni nas chyba ostrzec czy coś ALBO teraz dać dodatkowy tydzień na rekonwalescencję i robić mi okłady z aloesu czy co tam się na poparzenia daje. Może ty wiesz?? - zasypywała przyjaciółkę durną gadką, szczerze oczekując jakiejś rady lub chociaż poklepania po łopatkach (byle delikatnie) w ramach wsparcia.
- Krzyczę do was od wyjścia na błonia. A ty gadasz i gadasz, nic nie słyszałyście przez Twoje gęganie - mówię do @Marla O'Donnell i patrzę z wyrzutem na przyjaciółkę. Oddycham głęboko, próbując złapać oddech, bo niestety sportowiec ze mnie kiepski i strasznie zmachałam się okropnie truchtając po błoniach. Na szczęście hełm z moich złotych loków trzymał się idealnie. - Powinnaś sobie położyć maślankę na plecach jeśli tak się oparzyłaś - dodaję usłużnie do Marli, dzieląc się swoimi wiejskimi sposobami na takie rzeczy jak poparzenia. - O matko, Drake, pożycz pieńka - mówię z westchnieniem i ładuję się z tyłkiem, żeby przepchnąć @Drake Lilac, ale wychodzi na to, że po prostu siadam na jego gigantycznym kolanie. No tudno, jestem na tyle mała że ledwo powinien poczuć. Najwyżej jakiś Wodzirej wbiegnie z furią na polanę i skopie mnie z Drejka. Co byłoby równie tragiczne co zabawne. Oddycham spokojniej i rozglądam się po polanie. - Niezbyt duży tłum - zauważam pomalewidowskie rozleniwienie i poprawiam swój czerwony szalik z Gryffindoru, który opadł niechlujnie na mój wiosenny, pastelowo różowo płaszczyk.
Wacław Wodzirej
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 172 cm
C. szczególne : Miodowe końcówki włosów | dziwny wąs pod nosem | pieprzyk po lewej stronie nosa | blizna na lewej ręce | zawsze gotów rzucić w Ciebie kasztanem
Ładna pogoda wymuszała wyjścia z zamku mimo najszczerszych chęci pozostania w nim i narzekania na pogodę z bezpiecznego zakątku murów. Ano jaki wariat wymyślił marzec?! Obietnicę ciepłego słońca, które snuło się pięknymi pasmami po trawie, która zieleniała dość urokliwie w swoim własnym, wyjątkowym tępię oraz wizję wszystkich drzewnych pąków, które nieśmiało chciały zakwitnąć. Przy czym wychodzi się na zewnątrz i aura pogodowa sypia prosto w ryj odłamkami lodu. A to nie była Karina Lodu, aby takie ekscesy się działy. Niemniej Wacuś postanowił się dedukować z racji, iż zielarstwo ostatnio szło mu gładko jak krew z nosa to może odnajdzie się wśród zwierząt? Wątpliwie, ale warte sprawdzenia. Poza tym raz przyczepił się doń jakiś elf i poniekąd wciąż się ni opiekuje, ale to sprawa zagmatwana równie bardzo co, coś zagmatwanego. Tak... Na błonia wszedł z uśmieszkiem, śpiewając sobie pod wąsem pieśni Violetty Villas i jeszcze większym widząc Drejka w towarzystwie. Wacław też witać się niezbyt lubił, uznając to a jakiś głupi społeczny wymógł, więc pod chodząc do gryfońskiego gangu (@Mererid Tew, @Marla O'Donnell, @Drake Lilac) jedynie pomachał z oddali. Nie chciał ani przeszkadzać, ani się narzucać. Niemniej podszedł, bo przecież był tam jego chłop. - Moja ulubione miejsce już zajęte - powiedział z teatralnym smutkiem po czym westchnął opieszale Mererid. Ręka naturalnie zawędrowała mu na ramię Drake'a. - Ogólnie to uciekam do Wiktora, chciałem się przywitać i ostrzec, że rezerwuję Drejka na pracę w parach. - Po czym spojrzał się na chłopaka z przepraszającym wyrazem twarzy. Powinien najpierw go zapytać o zdanie. - Będziesz chciał ze mną działać? - Dopytał jeszcze szybko, godząc się na odmową lub jej ewentualny brak. Przecież świat się nie zawali. Zapewne poczekał chwilę na odpowiedź, żegnając się z całą trójką, posyłając Marlii stęsknione spojrzenie. Dość niewymowne, ale miało nieść w sobie poczucie skruchy, iż jej nie zagadnął bardziej. Po czym, wedle zapowiedzi, ruszył w stronę Wiktora. - Też nie jesteś gotowy na życie po feriach? - Zagadnął do @Wiktor Krawczyk
Thaddeus H. Edgcumbe
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 195cm
C. szczególne : Zaraźliwy uśmiech, szkocki akcent, drobna blizna obok ust, wielkie dłonie i jeszcze większa muskulatura
Obietnica, to obietnica. Koniec kropka - Marla poddawała w wątpliwość jego skrupulatność? Nie trzeba mu było dwa razy powtarzać, żeby podjął rękawicę. Wystarczyło jedynie czekać na nowe powiadomienia o zajęciach w Hogwarcie. Brał wszystko jak leci - raz z rozpędu wpadł nawet na lekcję pierwszaków, którą kompletnie rozjebał, bo się dzieciaki potem skupić nie mogły. Cóż, trudno - pozostawało mu przeprosić Bennett i obiecać maluchom spotkanie na błoniach. I na błonia właśnie teraz pędził, choć w zupełnie innym celu. Ledwo co wrócił z Londynu - na mundurek szkolny machnął ręką, zarzucając jedynie czarną bluzę do pary z jeansami i adidasami. Od bramy szkoły biegł już całkiem słusznym sprintem, pokonując odległość do migających mu na horyzoncie @Marla O'Donnell i @Ruby Maguire w zastraszającym tempie. W końcu dopadł do dziewczyn, w samą porę wyhamowując na tyle, żeby przy zarzuceniu im ramion na barki jednocześnie ich nie znokautować ani nie zafundować im namiętnego pocałunku z wiosennym trawnikiem. — Zdążyłem!!! — oznajmił z nieukrywaną dumą, czochrając blond grzywę Marli i przyciskając ją do siebie bezkarnie na powitanie. — A mówiłaś, że za chuja z treningu Srok się nie urwę! I co, mądralo? — uszczypnął przyjaciółkę w opalony policzek, szybko przenosząc swoją uwagę na Maguire, którą obejmował drugim ramieniem. — Hej Ruby — wyszczerzył się do dziewczyny szeroko - ją z kolei przytulając z pewną dozą... ostrożności. Choć to raczej zjaranej od słońca O'Donnell bardziej się należało. — Hej Drake — skinął głową na powitanie gryfońskiego olbrzyma @Drake Lilac, po czym uwolnił Ruby i Marlę od siebie, by z dość nieśmiałym - speszonym? - uśmiechem uchylić kapelusza @Mererid Tew. — Mer, ładnie Ci w tym płaszczu. — Zagadką było dla niego, czemu tak nagle struchlał - jednak zwyczajnie odchrząknął dla kurażu. — Czy ja słyszałem coś o smokach? — rzucił jeszcze pytanie w eter, poprawiając podwiniętą do góry przez szaleńczy bieg bluzę.
Przyszłam na lekcję opieki nad magicznymi zwierzętami. Była to zdecydowanie moja ulubiona lekcja. Żaden z przedmiotów nie darzyłam takim głębokim uczuciem jak właśnie opieki nad magicznymi stworzeniami. Czemu? Prot, wspólne wakacje w rezerwacie Shercliffów. Lata mojego życia, które były najlepsze. Mogę bez jakiejkolwiek przesady stwierdzić, że to właśnie dzięki niemu wyszłam na ludzi. I o ile on sam swoje serce oddał magicznej florze o tyle ja oddałam je faunie. W przyszłości sama z chęcią zostałabym opiekunem magicznych zwierząt w rezerwacie podobnie do ojca Prota niemniej jednak już teraz zdecydowanie podążałam w pogłębianiu swojej wiedzy na ich temat. Teraz natomiast stanęłam na uboczu i przyglądałam się grupce uczniów czekając na zaczęcie lekcji.
Ruby Maguire
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 160
C. szczególne : golden retriever energy | irlandzki akcent | duże oczy | zapach cytrusów
Na wielu lekcjach mogła się nie pojawiać, ale akurat na onms była dosłownie zawsze. Już nawet nie to, że kochała zwierzęta, co te lekcje po prostu zawsze były też ciekawe, a to dla Ruby był ogromny plus. Nie było nic gorszego niż nudna lekcja. Zapięła pod szyję swoją turkusową kamizelkę, bo stawiała tego dnia na wygodę, niż okropny, szkolny mundurek. Pokiwała głową na słowa @Marla O'Donnell, bo chyba gdzieś o tym czytała, ale od powrotu z ferii jakoś tak nie miała ochoty na czytanie o smokach, chyba nadal miała jakąś traumę powypadkową. — No nie wiem, ostatnio jak chciałam spotkać smoka, to moje dłonie nie były zadowolone — odparła do przyjaciółki i pomachała jej paskudnymi bliznami przed twarzą. Co prawda to nie sam smok ją tak urządził, ale droga do niego była na tyle wyboista, że na jakiś czas miała zwyczajnie dość. — Hipogryfy w sumie mogą być tak samo niebezpieczne, mojemu kuzynowi raz jeden oddziobał palec, bo ten się, idiota, nie ukłonił, i tak go nie lubię, dobrze mu tak — wtórowała gadulstwem Marli i kompletnie niczym się nie przejmowała, bo to naprawdę były jedyne lekcje, na które zawsze była też przygotowana, więc absolutnie nie miała czego się bać, czuła jedynie mały płomień ekscytacji, bo może poznają jakieś nowe stworzenie, z którym jeszcze nie miała do czynienia. Wyszczerzyła się do @Mererid Tew, która narzekała na ich gadaninę, ale zaraz potem pomachała też do @Drake Lilac. — A sprawdzałaś czy jesteś tak spalona i gorąca, że się jajko ści… — nie dokończyła swojej złotej i absolutnie nieprzydatnej – w przeciwieństwie do słów Mererid – myśli, bo nagle @Thaddeus H. Edgcumbe do nich dopadł i zarzucił swoją rękę na jej ramiona — Witam serdecznie, właśnie pytałam Marli czy się tak zjarała, że można na niej smażyć jajka, ale nie wiem nawet czy to możliwe — odparła do Edgcumbe, szczerząc zęby w coraz szerszym uśmiechu, bo może i wylała kawę na siebie przy śniadaniu, ale jednak ten dzień chyba nie był taki tragiczny. Przeniosła wzrok na Marlenę i poruszyła zabawnie brwiami, kiedy Tadek tak się zakłopotał przy Mer. — Tak, Marla chce trzymać jednego w ogródku, bo Murph jej nie wystarcza — rzuciła, dogryzając przyjaciółce, bo przecież nie byłaby sobą, gdyby chociaż trochę z niej nie pożartowała, od tego miało się przyjaciół właśnie.
______________________
without fear there cannot be courage
Penny Szilágyi
Rok Nauki : VII
Wiek : 20
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 175 cm
C. szczególne : piegi | zapach wrzosów | zaplątane we włosy liście i gałązki | silny węgierski akcent
W Hogwarcie czułam się tak obco jak jeszcze nigdy wcześniej. Dziwnie tak nie znać nikogo, nie wiedzieć gdzie jest jaka sala, kto kogo naucza, nie rozumieć żarcików, nie znać legend, nie słyszeć żadnych plotek na niczyj temat przez co każdy mijany uczeń to czysta karta niewiadomej. A przecież nie mam problemów z odnajdywaniem się wśród nowych ludzi albo nowych miejsc - a może do tej pory tak mi się właśnie wydawało? Bo nie zostałam wrzucona faktycznie w taką sytuację? Rodzice mówili, że mam wolną rękę co do tego, jak szybko chcę się wgryźć w życie szkolne, więc... ominęłam chyba kilka pierwszych zajęć w tym semestrze. Siedziałam w dormitorium cicho jak mysz pod miotłą, starając się uśmiechać przyjaźnie do współlokatorek, a te naprawdę były uprzejme. Cieszyły się, że trafiłam do ich domu, Gryffindoru. Ja czułam się strasznie oceniana, gdy nałożyli mi tę czapkę na głowę. Teraz z kolei mam silne wrażenie, że przez ten dom mam również przypisaną konkretną łatkę, która wpycha mnie do ciasnej szuflady. Ale podobno do tej szuflady pasuję. Dlatego założyłam szatę w czerwonozłotych barwach. Po moich cudownie zapowiadających tę naukę wagarach usłyszałam o zajęciach z ONMS. Był to bez wątpienia mój ulubiony przedmiot w Souhvězdí! Zwierzęta są tak niesamowicie cudowne, nie tylko ze względu na fascynujące zachowania oraz biologiczne funkcjonowanie, ale są też po prostu świetnymi towarzyszami. Wierzę, że z każdym da się nawiązać jakąś więź. To chyba tylko dzięki mojej pasji do innych stworzeń w końcu wynurzyłam się z czeluści dormitorium. Na pewno wszyscy widzieli moją twarz po raz pierwszy w tym dniu. Także umalowałam się najładniej jak umiałam. Lekka trema nie mogła mnie pokonać. Poza tym ludzie na pewno są tutaj mili. Może kogoś poznam? Z drugiej strony nie chcę się nikomu narzucać, a jak tylko przyszłam na polanę (po długim błądzeniu i pytaniu o kierunek losowych uczniów) wszyscy już z kimś gadali. Słyszałam, że niedawno organizowany był wyjazd na Malediwy, więc pewnie o tym mówią. Wyglądało na to, że dobrze się znają i lubią. Cholera. Eeeee... Fuck it, jedziemy z koksem. - Hejka, jestem Penny! Nowa uczennica z Węgier. - wystrzeliłam moim najlepszym angielskim, ale i tak mocny akcent towarzyszył każdemu słowu. Pomachałam łapą jak nienormalna do wszystkich zebranych, szczerząc zęby. Błagam, niech mnie ktoś tu przygarnie albo chociaż zagada. Bo jak po tym wejściu każdy mnie zleje to będzie masakra. - Czy jest już profesor? - dodałam spokojniej, rozglądając się i próbując wypatrzeć osobę na tyle wyróżniającą się z tłumu, abym mogła wziąć ją za prowadzącego te zajęcia. Przeczesałam palcami długie rude włosy rozsypujące się na moich ramionach oraz plecach. Na głowie miałam uszankę, a na sobie oprócz gryfońskiej szaty także gruby płaszcz podszyty futrem.
Morgan A. Davies
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 162
C. szczególne : skórzany plecak, nieodłączne bransoletki
W okolicach polany przeznaczonej do szkolnych zajęć w ostatnim czasie pojawiała się częściej ze względu na treningi Quidditcha niż lekcje, ale w okresie zimowym trudno się było temu dziwić. Okoliczności przyrody dopiero od niedawna nadawały się do tego, by dłużej przebywać na zewnątrz, a i większość stworzeń na czas zimy brało sobie raczej przerwę od życia - albo przynajmniej dbało o to, by jak najmniej czasu spędzać z choćby nosem wyściubionym poza gniazdo, norę, czy inną kryjówkę. - Penny z Węgier, co? Stary Swann się spóźnia, pewnie ma problem z przyprowadzeniem do nas któregoś jadowitego potwora. - zaczepiła nową uczennicę, próbując jednocześnie zgadnąć powód nieobecności Ajaxa. Nie brała pod uwagę, że mogłaby tym samym przestraszyć nieobeznaną w szkolnych regułach dziewczynę, ale po fakcie postanowiła przyjrzeć się reakcji Węgierki na te niewinne groźby. Nie nastawiała się jednak na ujrzenie paniki, przybrane przez Penny barwy wydawały się choć trochę zobowiązywać. Chyba, że cierpiała na jakąś, hm, dumbaderofobię? - Mi mówią Moe. I jestem starą uczennicą Hogwartu. Studentką właściwie. - nie była jeszcze na tyle niegrzeczna, by odmówić rozmówczyni przedstawienia się, zwłaszcza takiej, która wyglądała na nieco zagubioną w nowo poznawanym świecie. Uśmiechnęła się - serdecznie i trochę pokrzepiająco, choć kompletnie nie czuła się w tym miejscu odpowiednią osobą do szkolnych powitań i wprowadzania do szerszego grona znajomych. Sama przecież wyraźnie wypadła z obiegu, a ostatnim czego chciała było poprowadzenie Penny podobną ścieżką. - To Twój nowy dom, Lisku. - uświadomiła dziewczynę, jakby jeszcze takie deklaracje były tej jakkolwiek potrzebne. Podczas prób złapania kontaktu wzrokowego musiała też nieznacznie podnosić głowę, ale do tego była już mniej lub bardziej przyzwyczajona. Jakimi bestiami w ramach powitania w Hogwarcie miał przyjezdną potraktować profesor Opieki?