Na samym skraju błoni, tuż gdzie już zaczyna się las znajduje się przestronna polana. Została ona przeznaczona do prowadzenia na niej zajęć z Opieki Nad Magicznymi Stworzeniami. Nauczyciele często z zaczynającego się tuż niedaleko lasu, przyprowadzali przeróżne zwierzęta. Na polanie znajdują się także poukładane pnie, na których uczniowie zwykli siadać w razie długiej, teoretycznej lekcji.
Opis zadań z OWuTeMów:
OWuTeMy - ONMS
Idziesz na polanę, być może się denerwując, a być może nie. W każdym razie w tym momencie ważą się Twoje losy jeżeli chodzi o ten egzamin. Wybrałeś Opiekę Nad Magicznymi Stworzeniami. Dobrze. To jedyny egzamin prowadzony na świeżym powietrzu. Stajesz więc na środku polany, przed Tobą znajduje się stolik, przy którym siedzi znana Ci Mist Pober oraz dwoje nauczycieli ze Szkoły Magii Drakensberg. Jeżeli jesteś z tej szkoły i ucieszyłeś się, że będziesz mieć fory, to niestety, ale muszę Cię zawieść, bowiem oboje wyglądają na takich, których nie wzruszyła Twoja obecność. To Twoja komisja, która skrzętnie wszystko notuje za pomocą samopiszących piór, więc mają mnóstwo okazji do przypatrywania się Tobie i słuchania tego, o czym mówisz. Także dobrze się zastanów nad odpowiedziami i czynami! Nie zapomnij się także przedstawić na początku. Na biurku oprócz pergaminów i kałamarzy stoją dwie czary, z których unosi się czerwony dym. Na jednej z nich świeci się napis „teoria”, na drugiej zaś „praktyka”. Komisja wyjaśnia Ci, że musisz wylosować jedno pytanie z tej pierwszej i jedno zadanie z drugiej. Możesz zacząć od którejkolwiek chcesz. Gdy sięgasz po kartkę i ściskasz ją w dłoniach, ta zamienia się w coś na kształt wyjca, który jednak nie krzyczy, tylko spokojnie zadaje Ci pytanie bądź wyznacza zadanie. Jak Ci poszło?
Zasady: Rzucasz czterema kostkami w specjalnym temacie do rzutów na egzaminy zgodnie z zasadami owutemów oraz rzutów. W tym temacie powinien pojawić się post z przeżyciami oraz działaniami postaci oraz specjalny kod, podany na dole posta.
Oceny: Ocena z egzaminu to suma punktów za pierwsze i drugie zadanie (plus dodatkowe punkty) według następującej rozpiski: 2-3 - Okropny 4-5 - Nędzny 6-7-8 - Zadowalający 9-10 - Powyżej Oczekiwań 11-12 - Wybitny Dodatkowo, za każde 8 punktów w kuferku z ONMS można dodać +1 do punktów.
Opis zadan:
teoria:
Pierwsza kostka:
1 – Jak należy postępować z hipogryfem? 2 – Scharakteryzuj jednorożca i wyjaśnij, czym skutkuje zabicie tego stworzenia. 3 – Czym sidhe różni się od elfa? Jaki dar można spotkać u sidhe? 4 – Wymień trzy gatunki trolli i opisz je. 5 – Podaj dwie inne nazwy nereidów i opisz ich wygląd. 6 – Czym jest iglica i jak się przed nią bronić?
Druga kostka:
Oznacza ilość punktów, otrzymanych za odpowiedź. 1 to odpowiednio 1 punkt, 2 - 2, itd.
praktyka:
Pierwsza kostka:
1 – Dosiądź hipogryfa. 2 – Wybaw niuchacza z kryjówki. 3 – Znajdź i zamroź jaja popiełka. 4 – Nakarm salamandrę i zapewnij jej bezpieczne miejsce (ogień). 5 – Odróżnij szpiczaka od jeża i zdobądź jego igły. 6 – Zajmij się młodym psidwakiem i usuń mu ogon specjalnym zaklęciem.
Druga kostka:
Oznacza ilość punktów, otrzymanych za wykonane zadanie. 1 to odpowiednio 1 punkt, 2 - 2, itd.
Na końcu posta należy dodać następujący kod:
Kod:
<retroinfo>Kuferek - ONMS:</retroinfo> wpisz ilość punktów w kuferku z tej dziedziny <retroinfo>Wyrzucone kostki - teoria:</retroinfo> wpisz kostki za teorię <retroinfo>Wyrzucone kostki - praktyka:</retroinfo> wpisz kostki za praktykę <retroinfo>Suma:</retroinfo> wpisz sumę kostek opisujących punkty za praktykę i teorię oraz ewentualnych punktów bonusowych za punkty z kuferka <retroinfo>Ocena:</retroinfo> wpisz ocenę <retroinfo>Strona - losowania:</retroinfo> Wpisz stronę z odpowiedniego tematu, na której były losowane kostki
Autor
Wiadomość
Bird Burroughs
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 155
C. szczególne : kwiatowy zapach, szeroki uśmiech i radosne iskierki w spojrzeniu; piegi; na szyi zawsze nosi medalik ze św. Antonim.
– Tak myślisz? – Sama nie wiedziała, której części jego wypowiedzi dotyczy to pytanie – czy zapewnienia, że Bird powinna sobie poradzić, czy też stwierdzenia, że ludzi oswajało się najtrudniej. Mimo swojej nieśmiałości, która często utrudniała początkowe stadia zawierania znajomości, Burroughs pewnie uparcie i optymistycznie stwierdziłaby, że nie jest to zadanie aż tak trudne – w przypadku większości osobników. A przynajmniej przez porównanie z niektórymi magicznymi stworzeniami, których nawet podobizny uwiecznione w podręczniku napełniały Bird szacunkiem i grozą. Zerknęła na Gunnara, wyłapując tajemniczy uśmiech i wzruszenie ramion. Mimo tego, że w tej zamkniętej przestrzeni sprawiał wrażenie dużo mniej groźnego, niż przed chwilą, jego wylewność sprawiała, że przestawała dziwić się stwierdzeniu o trudności oswajania człowieka – a przy okazji wspinał się na liście tych problematycznych osobników. Ledwo wyraźnie skinęła głową, uznając, że najwyraźniej może wcale nie chce nawiązywać z nią rozmowy. Postanowiła więc skoncentrować się na Jaskezie, wciąż przytulonym do ściany boksu. Podniosła stopę, żeby wykonać nieznaczny krok w jego stronę, kiedy poczuła dotyk na swojej dłoni. Zatrzymała się, ledwo powstrzymując się od podskoczenia w miejscu – na szczęście mając w pamięci, że każdy zbyt gwałtowny ruch mógłby spłoszyć ferni. Jej ręka automatycznie powędrowała znów w stronę medalika, na którym zacisnęła się kurczowo. – Masz rację – mruknęła cicho; wyraz oczu Jaskeza wciąż był nieufny i podejrzliwy. Wahała się przez sekundę, zanim zajęła miejsce obok Ragnarssona, krzyżując nogi. Powędrowała za nim spojrzeniem, gdy zajął się karmieniem. Z zaciekawieniem obserwowała jego poczynania, w których dostrzegła pewność towarzyszącą rutynowo wykonywanym czynnościom. – Znasz się na tym – zauważyła, mimowolnie wypowiadając tę myśl na głos. Lewa dłoń natychmiast zaczęła bezwiednie bawić się srebrnym łańcuszkiem, kiedy Gunnar na powrót zajął miejsce obok niej. W następnej chwili posłała mu zaskoczone spojrzenie. Jednak chciał z nią rozmawiać? Nie nadążała za nim. Podrapała się z zakłopotaniem w głowę, nie mając pojęcia, jak spełnić jego prośbę. Nagle wszystko, co mogłaby o sobie powiedzieć, wydawało się jej miałkie i nieciekawe. Zanim zdążyła coś wymyślić, głęboki rumieniec oblał jej policzki. Prowokacja Gunnara się powiodła. – Nie poskramiam... nie o to mi chodziło! Miałam na myśli to, że nie różnimy się od nich aż tak bardzo, w sensie od zwierząt – broniła się, próbując zmienić trajektorię tej rozmowy, bo na pewno nie chciała opowiadać prawie że nieznanemu chłopakowi o swojej nieudolnej romantycznej przeszłości, której z pewnością nie dało się opisać jako "poskramianie facetów". – Nieważne – mruknęła na koniec, chowając twarz we włosach. – Ty jesteś Gunnar, prawda? – postanowiła odbić piłeczkę, mając nadzieję, że tamten temat pójdzie w zapomnienie. – Nie jesteś... – taki zły, jak mówią, prawie powiedziała z rozpędu, ale zdążyła przełknąć te słowa – stąd? – wybrnęła. Ciche mlaśnięcia z głębi boksu odwróciły jej uwagę od Ragnarssona. Jaskez niepewnie testował zawartość wiadra z karmą. Szeroki uśmiech natychmiast wykwitł na twarzy Bird. – Chyba trochę się do nas przyzwyczaił – szepnęła z entuzjazmem, pochylając się lekko w stronę Gunnara.
- Ale chyba ona widzi w nas ryzyko... - mruknął jakby sam do siebie, kiedy Moe pierwsza weszła do boksu. Od razu rzuciła mu się w oczy stojąca po lewej stronie skrzynia, więc kiedy dziewczyna dyskretnie zajęła się oceną samopoczucia zwierzęcia, Ślizgon sięgnął po leżącą na wieku listę "do zrobienia". Na kartce znajdowały się także przydatne instrukcje, które z pewnością wykorzysta, jako laik w opiece nad tego typu stworzeniami. - Tutaj mamy kilka wskazówek i całą listę rzeczy, które Shan potrzebuje. - zwrócił się do Morgan, przelatując pobieżnie wszystkie punkty. Na koniec zatrzymał się przy pierwszym zadaniu, które mieli do wykonania. Chwycił wiaderko, znajdujące się w drewnianym kufrze, po czym naładował do niego trawy, liści, mchu i innych "dobroci", które znalazł w pojemniku obok, aby chwilę później powoli podejść bliżej stworzenia. - No koleżanko, spróbuj tego - odezwał się, kładąc wiaderko kilka metrów przed zwierzęciem, po czym zrobił kilka kroków do tyłu, aby fenri mógł podejść i zapoznać się z jego zawartością. Po dłuższej chwili, kiedy Shan już obwąchała dokładnie karmę i zdążyła przyzwyczaić się do ich obecności w zagrodzie, zabrała się za jedzenie. Lucas posłał swojej partnerce triumfalne spojrzenie. - Skoro dała się nakarmić, to chyba teraz pójdzie z górki, co? - rzucił zadowolony z siebie. Usłyszawszy pytanie Gryfonki, najpierw uniósł nieznacznie brwi, aby chwilę później wyszczerzyć zęby w uśmiechu. Chociaż nie spodziewał się rozmowy o Argent, podczas karmienia magicznego renifera, ten sposób zahaczenia o ten temat, bardzo mu się spodobał. - Shan może nie, ale nie jestem pewien jaki do końca stosunek ma Alina do plotek na swój temat - zażartował, po czym westchnął, jakby nagle coś przyszło mu do głowy i momentalnie spoważniał - Ty też, jak wszyscy wokoło uważasz, że nie jestem dla niej odpowiedni? - spytał zupełnie poważnie, zerkając na Davies, pewien, że rudowłosa będzie z nim szczera. Wyglądała na kogoś kto nie owija w bawełnę i ma własne zdanie, którego nie boi się wypowiedzieć na głos. Dlatego spodziewał się od niej konkretów na swój temat. Jednak, nawet jeśli połowa szkoły sądziła, że nie pasuje do Alise, on i tak nie miał zamiaru odpuszczać. W końcu pierwszy raz wbrew swoim obawom, związanym z przeszłością chciał zaryzykować, wchodząc w związek "na serio". To chyba świadczyło o tym, że Krukonka jest dla niego naprawdę ważna.
Morgan A. Davies
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 162
C. szczególne : skórzany plecak, nieodłączne bransoletki
Z zainteresowaniem wczytała się w listę zadań, po czym zaczęła doglądać starań Sinclaira w pierwszym z nich. Karmienie poszło zaskakująco dobrze, a przynajmniej nie zapowiadało żadnej tragedii. Czy Ślizgon miał rację i pierwsze wrażenie związane z dystansem zwierzęcia mogło już pójść w niepamięć? - Mmh. Zjada trawę, nie nas. To dobrze wróży. - zgodziła się, ale jej myśli były już skupione na czymś zupełnie innym niż magirenifer, zwłaszcza, że przecież ani za blisko nie podchodził, ani nie potrzebował dodatkowych zaczepek, skoro jadł. Podczas rozmowy, postanowiła szukać dla Ferni marchewki, którą miałaby zaraz nakarmić stworzenie w ramach smakołyka. - Trudno byłoby mi krytykować jej dotychczasowe wybory. - przyznała jednocześnie z rozbawieniem, ale i od serca. Kim była, aby wypowiadać się na temat osoby, której właściwie nie znała? Pozostawało jej wierzyć w słuszność działań przyjaciółki. A ta koniec końców miała nie tylko rękę do zwierząt, ale i wyczucie do ludzi. Zresztą, gdyby ktokolwiek zalazł Argent za skórę, pewnie szybko zostałby wyjaśniony. Jak nie przez bliskich Krukonki to przez jej zwierzęcych przyjaciół, którzy byli chyba jeszcze bardziej gotowi iść za nią w ogień. A perspektywa posiadania przez nią smoczych podopiecznych raczej odradzała jakichkolwiek planów krzywdzenia blondynki. - Ufa Ci. - jasne, to brzmiało jak truizm, po którym pewnie powinny wybrzmieć słowa 'nie spieprz tego', albo 'będę Ci się przyglądać', ale nic takiego nie padło. Gryfonka uznała chyba, że tyle wystarczyło, zwłaszcza w momencie, gdy w zachowaniu chłopaka dostrzegła najzwyczajniejszą przyzwoitość. Czy przejął się jakoś specjalnie tym, ile osób nie dawało ich relacji szans, albo w ogóle ją skreślało i pukało się w czoła? Mógłby, ale to niewiele zmieniało. - Żmijo, cholero! - nieznacznie, ale podniosła głos, jednocześnie odskakując na bezpieczną odległość, kiedy Ferni z zaskoczenia dmuchnął jej w szyję. W całej tej panice po wylądowaniu odwróciła się gwałtowanie w kierunku renifera i bojowo wycelowała w niego trzymaną w dłoni... marchewką. I dopiero wtedy zorientowała się, jak bardzo idiotyczne było całe to przedsięwzięcie. Zwłaszcza, że Shan chyba tylko czekała na to, by tę nieszczęsną marchew jej podarować. Byle z zachowaniem dystansu. Zaśmiała się, wrzucając marchew do wiadra i podsuwając je zwierzęciu. Nie przyszła tutaj zgrywać chojraka, czy grozić Sinclairowi ze względu na jego relację z Alise. Czy zamiast tego miało się skończyć na tym, że zawiązałaby się między nimi jakakolwiek nić porozumienia? Ignorując już zamieszanie związane z Ferni i robieniem z siebie idiotki podczas dość istotnej rozmowy.
Zaśmiał się krótko na słowa dziewczyny, odchodząc kilka kroków na bok, aby ich fenri mogła w spokoju pochłonąć zawartość wiaderka. On też tak miał, że kiedy ktoś nakarmił go - zwłaszcza słodyczami - od razu był bardziej przychylny tej osobie. Najwidoczniej dużo nie różnił się od magicznych stworzeń. - Nie tyle chodzi o krytykę ale bardziej o subiektywną ocenę. Pytam z czystej ciekawości, bo jednak to nam ma być dobrze, a nie ludziom wokoło... - oznajmił, wzruszając nieznacznie ramionami. Nie był ślepy i widział, że przede wszystkim znajomi Alise byli dość sceptycznie nastawieni do jej wyboru, zwłaszcza w początkowym okresie ich związku, kiedy de facto tak naprawdę tylko udawali, jednak Sinclair był w stanie domyślić się, że chłopak Ślizgon nie do końca wpisuje się w standardy bliskich Alinie osób. - Wiem. A ja ufam jej. Więc z naszego punktu widzenia sprawa jest jasna. - a przynajmniej dla niego była. - Tylko, wiesz... wolałbym jednak nie być w oczach jej znajomych tym "złym Ślizgonem", który na pewno ją wykorzysta i zostawi. To wcale nie pomaga. Zwłaszcza jeśli chce zbudzić zaufanie także w Brewerze, który jest dla niej jak rodzina. - ciągnął dalej, nie będąc nawet świadomym tego jak bardzo w tej chwili uzewnętrznił się przed Gryfonką. Jednak wiedział, że przyjaźniła się z Aliną i z pewnością mogła mu coś w tej kwestii doradzić. W końcu sama zaczęła ten temat. Aż podskoczył, kiedy ruda krzyknęła i odsunęła się gwałtownie od Shan, jednak okazało się, że stworzenie jedynie chciało ją trochę podrażnić. Zaśmiał się w głos, kiedy zobaczył Moe, celującą marchewką w biednego fenri. - Broń godna przeciwnika - zażartował, posyłając Gryfonce rozbawione spojrzenie, po czym przeniósł wzrok na zwierze, które znów zanurzyło pysk w wiaderku, tym razem wcinając sporą porcję warzyw. W końcu, kiedy ich Shan była już najedzona, Lucas chwycił piłkę, która także znajdowała się w skrzyni i próbując podejść do zwierzęcia, zrobił kilka kroków. Jednak poskutkowało to tylko jeszcze większym spłoszeniem magirenifera, który cofał się za każdym razem, kiedy Ślizgon starał się do niego podejść. Ten jednak nie odpuścił i zamiast dać mu więcej przestrzeni lub zwyczajnie zaczekać aż Shan mu zaufa, postanowił podejść z zabawką jeszcze bliżej. Stworzenie przestraszone nagle odskoczyło na bok, dokładnie tam gdzie stali. Na szczęście w porę uciekli, robiąc miejsce przerażonemu fenri. - Heeej, spokojnie. Nic Ci nie zrobię. Chcę się tylko pobawić. - zapewniał ją nadal, próbując po raz kolejny zbliżyć się do niej. Dopiero po kilku chwilach udało mu się to, a stworzenie zadowolone z rzucanej do niego piłki, wreszcie nie uciekało przed nimi na drugi koniec zagrody.
Felinus Faolán Lowell
Wiek : 25
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 178
C. szczególne : Na prawej dłoni nosi Sygnet Myrtle Snow i Pochłaniacz Magii. Spokojne spojrzenie, łagodna aparycja.
Ferni podchodzi do wiaderka dopiero po kilku długich minutach, a na dodatek jest bardzo wybredny. Jesteście zmuszeni trzy razy zmieniać mieszankę i próbować różnych kombinacji, nim dobór składników okazuje się właściwy. Cieszcie się, że stworzenie okazało się na tyle łaskawe, by wybaczyć wam błedy. ( +15 pkt do oswajania )
Dwa: 68 + 82 - 20 = 130
Spoiler:
Niemal postrzępiliście sobie języki od nadmiaru pochlebstw i kwiecistych zachęt, ale zwierzę w końcu wyczuło wasze pozytywne zamiary i dało się skusić przekąsce prosto z ręki. Pozwoliło się wam nawet pogłaskać, choć było nieco spięte. ( +25 pkt do oswajania )
Trzy: 27 -> (35) + 28 -> (4) - 20 = 29
Spoiler:
Ciężko powiedzieć kto jest bardziej przerażony, któreś z was czy może Ferni? W każdym razie widok zabawki wcale nie pomaga - zwierzę nie chce do was podejść, ucieka i daje wam wyraźne sygnały ostrzegające, że wy także macie się nie zbliżać. Dopiero przy pomocy Jerry'ego w końcu jesteście w stanie na krótką chwilę złapać kontakt z waszym podopiecznym, potem stworzenie znów się oddala. ( +10 pkt do oswajania )
OSWAJANIE: 15 + 25 + 10 = 50
Powolne kroki, by oswoić. Powolne kroki, by przyzwyczaić. Powolne kroki, by niczego nie zepsuć i nie stać się wysłannikiem tego samego piekła, z którego przyszły te zwierzęta. Mimo, że chciał, by spokój od niego emanował, to zwierzęta, jako te nieliczne, były w stanie odczuć, co mu po prostu gra na duszy. Co znajduje się pod płachtą pewnego rodzaju... odcięcia od emocji. Braku jakichkolwiek mięśni, które by je przedstawiały w pełnym tego słowa zakresie. Wilczura od tych złych, negatywnych emocji, potrafił już wykorzystywać; nie bez powodu przecież ręka Violetty Strauss poddała się zaklęciu Rumpo, dwukrotnie będąc zmieloną na kawałki. Drzemie w nim albowiem taki sam potencjał do czynienia zła, jak i dobra. Od niego tylko zależy, którą tak naprawdę ścieżkę obierze, a ferni, który nie pałał do niego i do @Freja Nielsen zaufaniem, prawdopodobnie odczuwał to, co znajdowało się pod membraną skóry Puchona. Jeżeli emocje posiadają kolory, to inni nie potrafią odróżnić te występujące w jego duszy. Pierwszy raz miał okazję bliżej współpracować z Krukonką, w związku z czym starał się zrobić dobre wrażenie, mimo plotek, jakie obijały się echem o uszy wścibskich uczniów. Nie bez powodu podchodził ostrożnie do zwierzęcia, co nie zmienia faktu, iż nie było ono zbyt chętne do jakiegokolwiek kontaktu, na co Felinus zmarszczył brwi. Trafił swój na swego. — Zdecydowanie. — dodał na początku, powoli później przechodząc do czynów, które pozwoliły im tym samym zająć się w jakikolwiek sposób fernim. Wymagało to sporego nakładu pracy, a i tak czy siak magiczne stworzenie nie miało do nich jakiejkolwiek dozy zaufania. Egzemplarz, z jakim mieli do czynienia, ewidentnie posiadał nadszarpane zaufanie do gatunku ludzkiego - nie, to nie jest rzecz, którą można wykonać w ciągu jednego spotkania kółka. — Może zaatakować. Miej się na baczności. — napomknął, kiedy to starał się uspokoić Hexa, aczkolwiek nie było to ani łatwe zadanie, ani niewymagające. Musieli się skupić, musieli nie działać nachalnie, ażeby nawiązać ze stworzeniem jakikolwiek pozytywny kontakt. Kiedy udało im się powoli wejść do zagrody, musieli zająć się innymi rzeczami. Niechęć ferniego nadal była widoczna, w związku z czym Felinus działał ze wzmożoną ostrożnością, byleby przypadkiem od niego nie oberwać. Jednocześnie, mimo że Freja była samodzielną istotą, obserwował ją, by przypadkiem się jej coś nie stało. Tak na wszelki wypadek, bo przypomniała mu się lekcja zielarstwa u profesora Wespucci. — Jak myślisz, zje przygotowaną przez nas karmę? — zapytawszy się, przygotował jedną mieszankę, aczkolwiek zwierzę, pozbawione rogu, powąchało ją i zwyczajnie odtrąciło własną głową. Nawet podejście do wiadra trwało za dużo czasu, ale wystarczająco, by stwierdzić, że zwierzę im tak szybko nie zaufa. Nie podobało mu się to, ale nie mógł z tym nic zrobić. — Wykrakałem. — powiedział i przygotował wraz z Freją kolejną mieszankę, którą Hex również odtrącił niezadowolony. Dopiero trzecia próba przyniosła należyty skutek, kiedy to doświadczony bólem i cierpieniem ferni postanowił zjeść sporządzony przez nich posiłek, co Felinus obserwował, choć nie zbliżał się na nie wiadomo jaką odległość. Po prostu przyglądał się - czekoladowe tęczówki czasami lądowały na pannie Nielsen, w większości przypadków jednak bacznie przyglądały się stworzeniu magicznemu. — Chyba nie jest aż tak źle, jak mogłoby się na początku wydawać. — oparłszy się o własne kolana w przykucu, po zjedzonym posiłku nadszedł czas na przekąskę, z którą to mogli mieć w sumie problem. Jedną z nich chwycił do własnej dłoni i zaczął zachęcać powoli i ostrożnie dobrymi słowami imitację wierzchowców Świętego Mikołaja... ale z jakim skutkiem?
Morgan A. Davies
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 162
C. szczególne : skórzany plecak, nieodłączne bransoletki
- Długo myślałam, że to jakaś podpucha. - przyznała po chwili, spoglądając w kierunku Ślizgona, po czym, być może trochę za jego przykładem, wzruszyła ramionami. - Nie próbuj przekonywać do siebie Brewera. Najwyżej zdążycie dać sobie po mordach zanim będzie sztama. - nie mówiła o tym, że nie warto było się starać o uznanie innych, kiedy nie mieli oni ostatecznie zbyt wiele sensownego do dodania w całym rozrachunku. Jej słowa, choć mogły wydawać się prześmiewcze, ostatecznie były całkiem poważne. Widziała to zresztą na własne oczy, jak rozkosznie w basenie z pianą Max okładał się z Boydem, czym zażegnali wszelkie niedopowiedzenia i spory. Przynajmniej na jakiś czas. Czy to była jedyna droga? Z całą pewnością nie, ale obyczajów raczej nie powinno się łagodzić na siłę. - Marchewką ją. - zażartowała, kiedy już udało im się uciec z pola rażenia renifera i Lucas zdecydował się na kolejną próbę zainteresowania stworzenia piłką. Co zresztą o dziwo się udało. - Jak na jej początkowe nastawienie to uważam, że jesteśmy najlepsi na świecie. - powiedziała z niemałym zaskoczeniem, ale i niekrytą dumą, bo Shan przestała ich aż tak unikać, a do tego wyglądało na to, że całkiem nieźle bawiła się w ich towarzystwie. A przynajmniej całkiem klawo bawiła się z piłką, co oznaczało, że dwoje ludzi w boksie już niespecjalnie jej przeszkadzało. W końcu dawali jeść, prawda? - Chyba równy z Ciebie gość, Sinclair. - wypaliła w pewnym momencie, kiedy już odpuścili Shan kolejnych socjalizacyjnych tortur i czekali tylko na to, by całe spotkanie zostało jakoś podsumowane. Lekko skinęła na niego głową, chcąc tym samym dać mu jakiś znak, że przynajmniej w niej nie musiał widzieć jakiegoś wroga i podżegacza jego relacji z Argent.
Uniósł tylko nieco brwi, kiedy Morgan wyznała, że widziała pewne niejasne znaki w jego relacji z Alise, jednak ostatecznie tylko uśmiechnął się łagodnie, w duchu chwaląc spostrzegawczość pani kapitan. - Nie ukrywam, że wolałbym, żeby obyło się bez mordobicia, ale zobaczymy. Jestem w stanie go też zrozumieć, bo sam jestem starszym bratem. - może i nie umiał się bić i z pewnością dostałby niezły łomot od Maxa, gdyby doszło do konfrontacji, ale jednak gdzieś tam w podświadomości umiał się postawić na miejscu Gryfona. - Oczywiście, że jesteśmy! Normalnie Wonder Duet - zawtórował jej, śmiejąc się i jednocześnie przyglądając się jak ich fenri po raz kolejny podlatuje do piłki. Można było więc spokojnie uznać, że podołali zadaniu, wzbudzając zaufanie u zwierzęcia, które już zdecydowanie swobodniej czuło się w ich towarzystwie. Zawsze miał dziwne przeświadczenie, że ludzie w szkole patrzyli na siebie przez pryzmat domu, do którego należeli, a jemu wydawało się, że każdy inaczej do niego podchodził na początku, wiedząc, że jest Ślizgonem. Może i to głupia autosugestia, jednak na pewno coś w tym było. Nawet sama Alina powiedziała mu podczas pierwszego spotkania, że mile zaskoczył ją swoją osobą, co zabrzmiało tak, jakby spodziewała się bardziej nieprzychylnej postawy chłopaka. Dlatego, gdy usłyszał słowa Davies w pierwszym momencie zrobiło mu się naprawdę miło. - Dzięki, Moe. - rzucił, posyłając jej szczery uśmiech i wychodząc z zagrody, przytrzymał jej drzwiczki, aby je za dziewczyną zamknąć. - Możesz to szepnąć kiedyś przy okazji Maxowi. -zażartował po chwili, śmiejąc się pod nosem.
Bruno O. Tarly
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 183,5
C. szczególne : mocno zarysowane kości policzkowe, baran na głowie, typowo brytyjski akcent
Chyba nie ryzykowali wiele, wchodząc do boksu, w którym przebywała Nala. Ferni wydawała się przyjaźnie nastawiona, co było dość szokujące, gdyby zastanowić się nad tym, ile przeszła. - Ludzie są okropni. - mruknął pod nosem, bardziej do siebie, aniżeli do swojej partnerki. Codziennie starał się patrzeć pozytywnie na świat, ale jak miał trwać w tym swoim wielce optymistycznym postanowieniu, kiedy widywał też takie obrazki? Na usta cisnęły się o wiele gorsze słowa. Wziął kartkę ze skrzynki do ręki, rzucił na nią szybkim okiem i odłożył na miejsce. - Powinni. Nie znam na tyle Magii Leczniczej - nie znam jej prawie wcale - ale to można pewnie skorygować też... po mugolsku. - uśmiechnął się lekko, pomagając Yuu w przygotowaniu paszy. Za wiele nie musieli robić, bo cała mieszanka mchów, porostów i traw była już gotowa. Musieli tylko napełnić wiaderko i podsunąć je pod nos Nali, jednocześnie jej nie płosząc. Prościzna? - Takie deformacje świadczą między innymi o nieprawidłowym karmieniu. - rzucił względnie interesującą ciekawostką, gdy tylko wykonali pierwszą część zadania związaną z ulokowaniem wiadra. - Chodź, odsuńmy się nieco i dajmy jej chwilę spokoju. - mówiąc to, sam wycofał się w róg ciasnego pomieszczenia i przykucnął, by sprawiać wrażenie mniejszego. Puchonka nie musiała, bo sama była drobna i miała tę przewagę, że Nala nie traktowała jej jak zagrożenie. Ferni na początku nie była zbyt przekonana do zawartości wiaderka i obwąchanie paszy zajęło jej sporo czasu, ale... koniec końców - przekonała się i zjadła większość. Bruno nie spodziewał się, że ten widok będzie taki satysfakcjonujący. Aż się cały rozpromienił. - To teraz przekąska? Może podaj jej z ręki? - uśmiechnął się zachęcająco w kierunku Yuuko, a sam wrócił do tej magicznej karteczki, na której mieli zapisany plan działania.
EDIT: *** pomyłka w obliczeniach XD
Ostatnio zmieniony przez Bruno O. Tarly dnia Sob Paź 03 2020, 21:57, w całości zmieniany 1 raz
Wiktor Krawczyk
Rok Nauki : VII
Wiek : 18
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : Mańkut, Rude włosy, centymetrowa blizna na udzie w kształcie smoka. Na policzkach i nosie ma piegi, które według rodzeństwa dodają mu uroku. Amulet Uroborosa zawsze na szyji +1 ONMS
Puchon podszedł trochę bliżej zwierzęcia z przyzwoleniem na głaskanie chłopak pogładził dłonią zwierzę po łbie, ale coś tu nie pasowało rudzielcowi dziwnie się zachowywał może był zestresowany z takiej bliskości mógł poczuć ogrom zwierzęcia i jego siłę, przez co jego ruchy były delikatne i ostrożne. Chyba rudzielec za długo wybierał mieszankę i zwierzę się okropnie zniecierpliwiło. To czemu by nie skorzystać skoro podopieczny był tak blisko, by go dotknąć. Chłopak spojrzał w stronę reszty uczniów i wyciągnął też rękę do zwierzaka obok którego stał. Nie chciał najwidoczniej zezłościć Ferni i zostać dziabniętym nie chciał nadużywać cierpliwości zwierzęcia. Skoro dobrał się do wiadra w pośpiechu, ledwo Wiktor postawił je na ziemi nawet nie przestając jeść, kiedy uniósł swój krótki ogon i zrobił kupę prosto pod Puchona nogi. -Ejj no nie brudź mi butów co- ponoć to przynosi szczęście w przyszłości zobaczymy na jak długo. Teraz musze przez ciebie wszystko posprzątać. To był zły pomysł i naprawdę trzeba uważać jednak nigdy nie zachodź zwierzęcia od tyłu do końca będzie to pamiętał. Krawczyk wziął lopate i zaczął sprzatać. Przetarl oczy i spojrzal na cześć którą już zebrał. A odchody bedzie mozna jakos pozniej zutylizowac?
PARTNER: JESTEM TAKI SAM JAK PALEC PRZERZUT: 0 FERNI: ostatni KARA: -5 ETAP:ZADANIE PIERWSZE - KARMIENIE SCENARIUSZ:92 i 9 81-120 3 NIEPARZYSTA 92+9= 101+3 =104 OSWAJANIE: 10
Keyira Shercliffe
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 168 cm
C. szczególne : magiczny tatuaż w formie węża | blizn zbyt wiele, by można je było zliczyć | tęczówki w odcieniu sztormu | jakieś zwierzę jako częsty towarzysz
Wasz podopieczny zbliża się do wiadra po krótkiej zachęcie i obwąchuje nieufnie jego zawartość. Po długim namyśle podjada trochę, a choć ostatecznie pochłania wszystko, to ewidentnie mogliście dobrać mieszankę nieco lepiej. Mimo wszystko udaje się wam nakarmić stworzenie, gratulacje!
OSWAJANIE: 25 pkt + 25 pkt + 30 pkt +10 pkt (za potrójny wynik powyżej 100) = 90 pkt DODATKOWO: +10 pkt dla Slytherinu (efekt z ostatniego etapu "Zabawka" )
Z zadowoleniem obserwowała jak Max stosuje się do jej porady. To była miła odmiana od zwyczajowej, Ślizgońskiej złośliwości co poniektórych i cieszyła się, że jej partner postanowił jej zwyczajnie zaufać. Z takim nastawieniem pracowało się o wiele lepiej i dziewczyna mimowolnie zrobiła krok ku dwójce podopiecznych, chociaż pozwoliła chłopakowi podtrzymać inicjatywę. — Szczerze mówią, ja też miałam z nimi wcześniej do czynienia jedynie sporadycznie... Zarówno z Ferni, jak i z mugolskimi reniferami — oznajmiła w zamyśleniu, ale pytanie Solberga sprowadziło ją na ziemię. Mogła mówić, ale nie powinna była zapominać o ich głównym zadaniu. — Prawie — odparła, obróciła się i zbliżyła do kufra razem ze swoim towarzyszem. — Są roślinożerne, zjadają trawę, mchy, porosty i tym podobne — wyjaśniła krótko i uniosła worek z karmą, żeby nasypać ją do wiadra. — Rezerwat dostał specjalną mieszankę dla jeleniowatych i próbujemy ją wprowadzać jako urozmaicenie diety. Normalnie pasą się na zewnątrz, na otwartej przestrzeni. Kiedy wiadro było już zapełnione, Shercliffe chwyciła je za rączkę i powoli zbliżyła się do zwierzęcia. Postawiła jedzenie tak blisko, jak tylko Ferni jej na to pozwolił i wycofała się, pojednawczo unosząc dłonie. — Spokojnie, bestyjko — mruknęła, uśmiechając się. Obserwowała jak ich podopieczny zbliża się do wiadra niepewnie. — No dalej, jedz, przecież znasz ten zapach — zachęciła, zatrzymując się obok Maxa. Szturchnęła go lekko łokciem w bok. — Mów do niego, lepiej żeby zapoznał się z twoim głosem — powiedziała i odetchnęła z ulgą, gdy zwierzę zaczęło jeść. Zmarszczyła brwi dopiero, gdy dostrzegła, że Karsynowi najwyraźniej nie do końca odpowiada mieszanka, chociaż spałaszował wszystko. Świadczyło to jedynie o tym, że faktycznie był głodny.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
121 - 160 Niemal postrzępiliście sobie języki od nadmiaru pochlebstw i kwiecistych zachęt, ale zwierzę w końcu wyczuło wasze pozytywne zamiary i dało się skusić przekąsce prosto z ręki. Pozwoliło się wam nawet pogłaskać, choć było nieco spięte. ( +25 pkt do oswajania )
Co racja to prawda, Max nie był typowym ślizgonem. Przynajmniej przez większość czasu. Był mieszanką i to jedną z najbardziej wybuchowych, która zawierała w sobie cechy charakterystyczne każdego z domów. Jednak to ambicja, która królowała w Slytherinie, napędzała jego chęć zdobywania wiedzy. Dlatego też dzisiaj, zamiast po prostu dać Keyirze odwalić całą robotę, zakasał rękawy i wziął się do roboty. -Czyli mszaki... - Zaczął zastanawiać się nad menu dla zwierzaka, gdy Keyira wspomniała o specjalnej mieszance dostępnej w rezerwacie. -To powinno ułatwić robotę. - Bacznie obserwował jak dziewczyna zbliża się do magicznego renifera, który wydawał się im wciąż nie ufać. -Mówić? - Zapytał zdziwiony. Raczej nie czuł się najbardziej komfortowo gadając z parzystokopytnymi. Skoro jednak nie było innego wyjścia... -Na spokojnie mordko, nie otrujemy Cię. - Zaczął niepewnie w stronę zwierza. Raczej nie była to kwestia aksamitnego głosu ślizgona, ale Fenri zaczął w końcu jeść. Wiadro opustoszało i Max średnio zastanawiał się, czy było to ulubione danie zwierzaka, czy jednak tylko przymusowa dieta. -Uff.. To nam się udało. Czas na jakąś przekąskę. - Max podszedł do stanowiska i spojrzał na przygotowane tam rzeczy. -Keyira? Czy on zje żołędzia? - Zapytał patrząc niepewnie w stronę zwierzaka, który zdecydowanie liczył na jakiś smakołyk. -Hej przystojniaku! Patrz jaki super żołądź. No, chodź, sam spróbuj. - Ponownie odezwał się do Fenri czując się średnio komfortowo gadając do renifera.
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Keyira Shercliffe
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 168 cm
C. szczególne : magiczny tatuaż w formie węża | blizn zbyt wiele, by można je było zliczyć | tęczówki w odcieniu sztormu | jakieś zwierzę jako częsty towarzysz
Niemal postrzępiliści sobie języki od nadmiaru pochlebstw i kwiecistych zachęt, ale zwierzę w końcu wyczuło wasze pozytywne zamiary i dało się skusić przekąsce prosto z ręki. Pozwoliło się wam nawet pogłaskać, choć było nieco spięte.
OSWAJANIE: 25 pkt + 25 pkt + 30 pkt +10 pkt (za potrójny wynik powyżej 100) = 90 pkt DODATKOWO: +10 pkt dla Slytherinu (efekt z ostatniego etapu "Zabawka" )
Zaśmiała się na widok miny Maxa, jednak zaraz nakryła usta dłonią, by przypadkiem nie wystraszyć Ferni. Chociaż zajęty jedzeniem - magiczny renifer zdawał się obawiać ich już decydowanie mniej niż przy pierwszym kontakcie. Nie należało jednak kusić losu. — Tak — potwierdziła, zaraz zabierając puste wiadro z powrotem do kufra. Czyste i uporządkowane miejsce pracy było podstawą chyba w każdym zawodzie chociaż, oczywiście, zdarzały się od tego wyjątki. — Ferni są szkolone do wyścigów, jak psy zaprzęgowe, a więc z czasem uczą się rozróżniać komendy i ton głosu. Podejrzewamy, że do tej pory miały do czynienia jedynie z gwałtownością i przymusem, a więc łagodne słowa będą dla nich dobrą odmianą — sprostowała chcąc, by drugi Ślizgon pojął dlaczego zasugerowała mu podobne zachowanie. Zrozumienie także było kluczem do ich dzisiejszego sukcesu. Na kolejne pytanie Shercliffe obróciła głowę, by zerknąć na przekąskę, którą wybrał jej towarzysz. Podniosła mniejsze wiadereczko nim nachyliła się nad resztą lnianych worków, by nasypać do środka po garści z każdego. — Zje. Te są już pozbawione łupin — zauważyła. — W naturalnym środowisku rozgryzają je same i wyjadają owoce. Bez dalszej zwłoki ruszyła w ślad za Maximilianem. Zbliżyli się do Ferni powoli, a dziewczyna pozwoliła, by to jej partner jako pierwszy wyciągnął ku stworzeniu dłoń pełną obranych żołędzi. Dwie mogły go skołować i zniechęcić, a więc jeśli chcieli obejść się bez wiaderka i nakarmić z ręki, bezpieczniej było zaproponować mu najpierw jedną porcję. — No już, bestyjko — zachęciła, uważnie obserwując zwierzę zza ramienia Solberga. — Śmiało, zobaczysz jakie smaczne — dodała, a kiedy Ferni w końcu, po kilku dodatkowych namowach, podszedł do Maxa, zerknęła na chłopaka z uśmiechem. — No dobra, teraz bez żadnych gwałtownych ruchów — mruknęła.
Gunnar Ragnarsson
Wiek : 26
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 188 cm
C. szczególne : blizna z pazurów wzdłuż kręgosłupa do połowy pleców; na ramionach tatuaże run nordyckich wpisanych w islandzką, mistyczną symbolikę i zarys skalnych grani
Gunnar znał się na wielu rzeczach, z których większości nie mógł wykorzystać w Hogwarcie. Nie sądził, żeby wiedza o oporządzeniu i klarze na łódce miała się mu kiedykolwiek na coś zdać. Na nawigacji na morzu znał się najgorzej, ale miał na ten temat jakieś mgliste pojęcie. Samo żeglarstwo w charakterze uczestnika rejsu zdawało się dla niego z kolei rzeczą nie tyle łatwą, co wręcz naturalną. Tak samo, jak podejście do zwierząt. Siedząc na drugiej części boksu, już obok Bird, przechylił głowę na bok, wpatrując się w jej duże, zdziwione oczy z pewnego rodzaju niewiadomą. Zanim cokolwiek odpowiedział, poruszył ręką na kolanie, obracając między palcami zdjęty sygnet. Instynktownie w odpowiedzi na jej zabawę medalionem, choć jego gest pozbawiony był maskowanego skrępowania. Robił to swobodnie. – W Stavefjord mieliśmy stajnie Ykurów. Nie każdy o nich wiedział. To... bez wątpienia najpiękniejsze konie, jakie kiedykolwiek być zobaczyła. Nigdy nie widziałem tak samo majestatycznego wierzchowca, o podobnej srebrzysto-szarej maści. Myślami na chwilę oderwał się od teraźniejszości. Tak otwarte wrócenie myślami do Islandii ostatnio zdarzało mu się rzadko. Dziewczyna obudziła w nim jednak zaledwie jednym pytaniem sentyment, ale obok niego, rozbudziła też melancholię, z jaką spuścił teraz wzrok na swój nadgarstek, z oplatającą go bransoletą. — Ale to też podstępne kobyły. Bo jeśli nie będziesz czujny i raz dosiądziesz ich grzbietu, nie zobaczysz już nigdy jutra. Utoniesz, wraz z nimi w odmętach oceanu. Podobno mają w sobie demoniczną krew. W każdym razie... mało kto się obok nich kręcił. Dlatego przychodziłem je dokarmiać. Mogłem na nie patrzeć godzinami. Wzruszył ramionami, a jako, że w tym samym momencie Ferni postanowił zbliżyć się do nich, a konkretnie do jedzenia, Gunnar wyciągnął ręką, klepiąc go pokrzepiająco w bok, zanim zwierzę zdążyłoby się ulotnić. Bo po jego zachowaniu wyraźnie widział, że stworzenie jeszcze im nie ufało. Przywołał go smak i zapach, a nie sympatia. Wplatając w rezygnacji dłoń we włosy, zerknął z boku na Bird. — Twoja kolej. Jaka jest historia Twojego łańcuszka, który tak namiętnie miętosisz w dłoniach. Uśmiechnął się mimochodem na rumieńce wypływające na jej policzki. Jej reakcja przerosła jego oczekiwania. Nie spodziewał się, że tak niewinne droczenie wywoła w niej tyle emocji. Kiedy jednak schowała twarz za kaskadą włosów, bezczelny uśmiech spełzł mu z twarzy, zastąpiony większym skupieniem. Wyciągnął dłoń w jej kierunku, bezwiednie odgarniając pasma za jej ucho, kiedy dziewczyna w dość oczywisty sposób wyraziła swoje zmieszanie. — Nie miałbym nic przeciwko, gdybyś mnie też spróbowała... ujarzmić. Jakkolwiek głupio nie wybrzmiały jego słowa, nie było w nich żartu, żadnego droczenia. Powiedział to gardłowym szeptem (kondolencje dla poranionego gardła), z pełnym przekonaniem, co do słuszności treści tych słów. Czego dał wyraz, kiedy odchrząknął z otrzeźwieniem na wspomnienie ich podopiecznego. — Hej, Jaskez... Nie skończył, bo owiała go mieszanka świeżego powietrza z lekką kobiecą nutą. Jakieś złączenie zapewne szamponu, mydła i tych niewiele znaczących woni, kiedy unosiły się obok mężczyzny, a jednak wokół kobiet budzących specyficzną, aurę. Na którą żaden facet nie był obojętny. Dlatego Ragnarsson odwrócił wzrok, wracając nim do jej twarzy. Była bliżej. Niewiele niż wcześniej, ale zauważalnie. — Islandia. — odpowiedział, nie spuszczając z niej wzroku – Do Ciebie. Ode mnie czuje krew i resztki napięcia. Można powiedzieć, że przeze mnie nie chce się dać łatwo oswoić.
<zg>PARTNER:</zg> Bird <zg>PRZERZUT:</zg> 0/3 <zg>FERNI:</zg> Jaskez <zg>KARA:</zg> -5 <zg>SCENARIUSZ:</zg> [b]Zabawka[/b] [url=https://www.czarodzieje.org/t19659p728-kostki#588782]21[/url] przerzucone na: [url=https://www.czarodzieje.org/t19659p754-kostki#588801]28[/url] (Gunnar) + [url=https://www.czarodzieje.org/t19659p728-kostki#588787]92[/url] (Bird) - 5 (kara) = 115 <zg>OSWAJANIE:</zg> 25 (z karmienia) + 20 (z przekąski) + 20 (z zabawki) + 10 (bonus za +100 w każdym etapie) = 75
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
161 - 200 Brawo, wasze podejście jest wzorowe: pamiętacie, że nie ma nic na siłę. Przy odrobinie zachęty od razu udaje wam się zainteresować zwierzę zabawą. Ferni stopniowo przełamuje swoją nieufność i w końcu podejmuje wyzwanie, a po czasie nawet sam was zaczepia, prosząc o trochę uwagi. ( +30 pkt do oswajania) + ( +5 pkt dla waszych domów)
On również był nauczony utrzymywania porządku na stanowisku pracy. Eliksiry wymagały tego od niego. Gdyby pozwolił sobie na chaos, mógł nie raz skończyć o wiele gorzej niż w skrzydle szpitalnym z jakimiś nie aż tak poważnymi obrażeniami. W końcu nadal żył, prawda? -Wyścigi Fenri? Chciałbym to zobaczyć. - Powiedział wyobrażając sobie tę scenę. Zaraz jednak szybko się zreflektował. -Oczywiście jeśli byłyby szkolone w dogodnych warunkach. Te wyglądają, jakby miały za sobą ciężkie przeżycia. - Nieufność wobec obcych była jedną głównych oznak, po których Max wysnuł takie wnioski. Zwierzę chowane w przyjaznych warunkach, nie powinno tak podchodzić do ludzi. A przynajmniej ślizgon tak uważał. -To co, próbujemy? - Przy dziewczynie czuł się dużo pewniejszy i widać było, że ona ma jakiś kojący wpływ na ich podopiecznego, który z każdą minutą robił się coraz bardziej przyjazny. Dał nawet Maxowi się pogłaskać, gdy zjadł z jego dłoni żołędzia. Ślizgon zrobił to z wyjątkową delikatnością i ostrożnością. Nie chciał wystraszyć biedaka. Solberg starał się zapamiętać wszystkie informacje, którymi dzieliła się z nim Keyira. W końcu nigdy nie wiadomo, kiedy mogły się przydać, prawda? -Chyba nas polubił. - W głosie chłopaka czuć było zdziwienie, ale renifer naprawdę podchodził już do nich przyjaźniej. -Ale nie mam zielonego pojęcia, czym te nicponie się bawią. Musisz mi pomóc. - Menu jeszcze mógł wymyślać, ale rozrywki dla zwierząt były już zupełnie innym tematem, na którym najzwyczajniej w świecie się nie znał. Spojrzał z nadzieją na dziewczynę słuchając, co ma do powiedzenia. Wydawała się wiedzieć naprawdę dużo o Fenri. W końcu, gdy ustalili już czym zajmą reniferka, zaczęli się z nim bawić. Widać było, że istota polubiła ich towarzystwo i bawi się wyśmienicie.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Bird Burroughs
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 155
C. szczególne : kwiatowy zapach, szeroki uśmiech i radosne iskierki w spojrzeniu; piegi; na szyi zawsze nosi medalik ze św. Antonim.
Czy słyszała już wcześniej, żeby Gunnar wypowiedział tyle słów na raz? Nie miała pewności, ale raczej nie była nigdy świadkiem takiego wydarzenia. Gdy mówił, przyglądała mu się z uwagą – nie tylko dlatego, że mówił, ale też ze względu na sposób, w jaki opowiadał. Przez chwilę miała nawet wrażenie, że reszta świata przycichła, jakby nastrój w boksie zupełnie się zmienił. Jaskez też poczuł tę zmianę? A może tylko ona? Przez chwilę przyglądała się twarzy Ślizgana, zanim nie zawiesiła wzroku na dłoni bawiącej się sygnetem. Gdy zamilkł, zdała sobie sprawę z tego, jak szybko biło jej serce. – Wiem o czym mówisz… tak mi się wydaje – zaczęła. Zawahała się przez chwilę – kiedy już udało jej się uszeregować myśli, miała wrażenie, że są zupełnie przypadkowe. Dopiero teraz zaczęła się zastanawiać – co przyciągało Ragnarssona do tamtych stajni? Widok pięknych, demonicznych wierzchowców, chęć ulżenia im w samotności – czy fakt, że mało kto tam przychodził, a więc sam mógłby się w niej zatopić? Zagryzła wargę. Skoro już zaczęła, postanowiła mimo wszystko podjąć temat. Wzięła głęboki oddech. – Może to w zasadzie wcale nie jest podobna sytuacja, ale… w dniu przyjazdu do Hogwartu, nigdy nie mogę oderwać wzroku od testrali. Słyszałam, jak ludzie nazywają je brzydkimi, a sporo osób wierzy, że przynoszą złe rzeczy, ale dla mnie… nie wiem, są takie… spokojne. Piękne. – Ostatnie słowo powiedziała szeptem. Przypomniała sobie swój pierwszy dzień w szkole, ekstazę podróży do miejsca, które było jednocześnie wielką niewiadomą i odpowiedzią na każdą niewiadomą jej życia. Przypomniała sobie moment, w którym zawiesiła wzrok na czarnych, skrzydlatych koniach i ten, w których to określenie pojawiło się po raz pierwszy. I przypomniała sobie, jak okazało się, że jej towarzysze podróży wcale ich nie widzą, a potem – dlaczego tak jest. Mimo wszystko, widząc je po raz kolejny, pomyślała o nich to samo. Z tego zamyślenia wyrwał ją Jaskez. Miała ochotę wziąć przykład z Gunnara i dotknąć jego boku, ale zawahała się w połowie gestu, zastanawiając się, czy dla zwierzęcia nie będzie to już zbyt wiele. Przypominając sobie wskazówkę, którą dostała wcześniej, złożyła dłoń z powrotem na podołku. Za chwilę ferni skończył swój posiłek, a Bird przez chwilę obserwowała go uważnie, dopóki nie usłyszała pytania Ślizgana. Automatycznie spojrzała na wisiorek spoczywający w zaciśniętych palcach lewej dłoni. Uśmiechnęła się z pewną dozą nostalgii, ale wyraźna radość błysnęła jej w oczach, gdy podniosła wzrok. – To Święty Antoni – powiedziała, łapiąc za łańcuszek i unosząc go w górę, żeby Ragnarsson mógł zobaczyć awers. – Od spraw beznadziejnych. Moja babcia go nosiła. Często powtarzała, że nie ma sytuacji bez wyjścia, bo w razie czego zawsze zostaje on, a przecież cuda się zdarzają. – Opuściła dłoń, która natychmiast znowu zaczęła się bawić przedmiotem, chociaż teraz było w tym geście dużo mniej skrępowania, zwłaszcza kiedy myśli krążyły wokół Gwen. – Była mugolką, jak wszyscy w mojej rodzinie, ale wierzyła, że świat się nie kończy na tym, co się uznaje za racjonalne. Szkoda że nigdy nie zobaczyła… tego wszystkiego. – Wykonała nieokreślony gest ręką w powietrzu, mając na myśli cały świat magii. W jej głosie słychać było trochę nostalgii, ale zaśmiała się cicho, po raz tysięczny wyobrażając sobie reakcję babci na nową normalność Bird. Niespodziewany gest ze strony Gunnara wzmógł rumieniec. Gwałtownie odwróciła głowę w jego stronę, uchwycając jego spojrzenie akurat w momencie, w którym zaczął mówić. Poczuła gorąco uderzające w twarz. Nigdy nie spodziewałaby się po nim takiej… sugestii, prośby, propozycji? I nigdy nie spodziewałaby się po sobie, że przyłapie się w takiej chwili na szerokim uśmiechu. Na chwilę spuściła wzrok, zanim nie spojrzała na niego znowu, tym razem pytająco. – Poskromić albo ujarzmić niby brzmi podobnie do oswoić… ale różnica jest chyba dosyć znacząca – powiedziała ostrożnie. Już wcześniej zaczęła zwracać na to uwagę, ale rozmyśliła się w połowie zdania, próbując ominąć zupełnie temat. Nie potrafiłaby precyzyjnie nakreślić znaczenia tych słów. Jedynie wyostrzona niezliczonymi przeczytanymi książkami intuicja językowa podpowiadała, że efekty poskromienia i ujarzmienia zawierały w sobie pewien stopień bezwolności jednej ze stron. Odwróciła wzrok dopiero na wspomnienie Jaskeza, znów ledwie uświadamiając sobie z tempo, z jakim jej serce pompowało krew. Zajęcie się ferni wydało się świetnym sposobem na to, żeby ochłonąć, więc Bird podniosła się na chwilę, żeby dorzucić do wiadra przekąskę. Orzechy zdawały się nie robić na nim większego wrażenia, więc po chwili namysłu dorzuciła coś jeszcze – myślami ledwo zaczepiona w tym, co robi, nie była w stanie poświęcić doborowi większej uwagi, ale najwyraźniej trafiła, bo gdy zajmowała z powrotem swoje miejsce, ferni znów zbliżył się do wiadra. – Może ma wrażenie, że sam nie bardzo chcesz dać się oswoić? – wypaliła. Czy dalej mówiła o Jaskezie? Zerknęła na moment na Gunnara, ale za chwilę podniosła się trochę, żeby móc dosięgnąć boku ferni, głaszcząc go z czułością, chociaż odrobinę bezwiednie. Jej uwaga była skupiona na Ragnarssonie. – To nigdy nie działa tylko w jedną stronę – dodała cicho. Podniosła dłoń, żeby tym razem z większym namysłem pogładzić zwierzę, zanim nie odwróciła się przez ramię, kierując wzrok na Ślizgona.
Wiktor Krawczyk
Rok Nauki : VII
Wiek : 18
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : Mańkut, Rude włosy, centymetrowa blizna na udzie w kształcie smoka. Na policzkach i nosie ma piegi, które według rodzeństwa dodają mu uroku. Amulet Uroborosa zawsze na szyji +1 ONMS
PARTNER: JESTEM TAKI SAM JAK PALEC PRZERZUT: 0 FERNI: ostatni KARA: -5 ETAP:ZADANIE DRUGIE - PRZEKĄSKA SCENARIUSZ: 32+55=87 OSWAJANIE: 10+20 32 55
Ferni jak na takie masywne zwierzę musi czuć się tez bezpiecznie. Czasami po kilku minutach spędzonych ze zwierzem on wie, kto jest jego właścicielem a niekiedy oswajanie trwa długie miesiące. Wszystko zależy od danego zwierzęcia. Puchon chciał go nakarmić, ale widocznie był zbyt najedzony, bo nie za bardzo skusiło go kilka małych orzeszków. Tak więc przez pół godziny zwierzę było zajęte podziwianiem krajobrazu, by w ogóle zwrócić uwagę na rudzielca. Po czym, Wiktor szybko wpadł na pomysł i dorzucił do wiadra kilka marchewek i jabłka ferni w końcu zaciekawił się na tyle, by do chłopca podejść. Narene pozwolił się dotknąć i poklepać się po boku, uśmiechną się do zwierzęcia lekko zadowolony. U Wiktora nie da się ukryć, że kontakt ze zwierzętami - tymi magicznymi jak i nie - miał od dziecka a to wszystko przez ojca, który z nimi pracował. Nic więc chyba dziwnego, Zwierzę jedynie powąchało, skubnął trochę z wiaderka ale zaraz potem odszedł.
Yuuko Kanoe
Wiek : 23
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 166cm
C. szczególne : azjatycka uroda, zawsze na nadgarstku ma bransoletkę z wiecznych fiołków i drugą czarno-żółtą z zawieszką borsuka
PARTNER:@Bruno O. Tarly PRZERZUT: 2/2 FERNI: Nala KARA: 0 SCENARIUSZ:link do wszystkich kostek: karmienie 88+51=139 przekąska 19przerzucone na 89+41=130, 26+71=97 zabawka (będzie rozegrane w osobnych postach) OSWAJANIE: 25+25+20 = 70pkt
Temu nie mogła zaprzeczyć. Ludzie z pewnością byli okropni. Choć nie wszyscy oczywiście. Yuuko była zdania, że dobrego człowieka z pewnością można rozpoznać po tym jak traktował zwierzęta, a także po tym jak te się przy nich zachowywały. Choć akurat z tym drugim to bywało różnie ze względu na zwierzę, z którym miało się do czynienia. Z tego co jednak udało jej się zaobserwować mogła dojść do jednego wniosku: Bruno był naprawdę dobrą osobą i cieszyła się, że to właśnie z nim mogła pracować. Naprawdę miał rękę do zwierząt i potrafiła odnaleźć z nim wspólny język. - Myślę, że chyba przy pomocy zaklęcia można stymulować magicznie poroże do rośnięcia. Zawsze jest to jakaś opcja - powiedziała jeszcze, gdy oboje zastanawiali się nad kwestią związaną z porożem Nali, które nie wyglądało zbyt dobrze. Miała tylko nadzieję, że tym razem ferni trafi w naprawdę dobre ręce i nie będzie już miała podobnych problemów spowodowanych przez zaniedbanie. Zasługiwała jedynie na najlepszą możliwą opiekę lub swobodne życie na wolności. Kanoe nie przewidywała innej opcji. Spokojnie wycofała się razem z Tarlym do odległego końca boksu i przyglądała się temu jak ich samica wyjada paszę z wiadra. Może nie zrobiła tego od razu tylko musiała się nieco namyślić nad tym i w końcu zjadła wszystko, co jej podali. Skinęła głową, biorąc od Gryfona przekąskę, którą umieściła na dłoni, a następnie zaczęła się powoli i ostrożnie zbliżać do ferni, przemawiając do niej kojącym i dosyć cichym tonem, zachęcając ją do tego, by się nie odsuwała. Kolejne komplementy spływały z jej ust, gdy przestrzeń między nią, a Nalą stopniowo się zmniejszała. Przez chwilę czekała w napięciu na to, by zwierzę w końcu sięgnęło pyskiem po smakołyk znajdujący się na jej dłoni. Yuuko obserwowała jak ferni zajada się przysmakiem i ostrożnie uniosła dłoń, by położyć ją na boku szyi zwierzęcia. Czuła jak Nala spina się pod wpływem jej dotyku choć ten był niezwykle delikatny. Ostrożnie pogładziła jeszcze kilka razy samicę, spoglądając na Bruna i zachęcając go do tego, by sam również podszedł.
Bruno O. Tarly
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 183,5
C. szczególne : mocno zarysowane kości policzkowe, baran na głowie, typowo brytyjski akcent
Schowany odrobinę w cieniu, obserwował swoją partnerkę i był... pod wrażeniem. Yuuko emanowała swoistym ciepłem i dobrocią, ale nie spodziewał się, że aż tak szybko przekona do siebie Nalę. Uśmiechnął się szerzej, czując, że i w nim wzrasta przeczucie, że cała ta przykra historia z nielegalną hodowlą szybko się skończy. Całe stado zasługiwało na drugą szansę i lepszy żywot. - Sam nie wiem... - wydukał niepewnie, gdy dziewczyna zachęciła go, żeby i on podszedł ponownie do ferni. Nie chciał psuć tej relacji i więzi, która właśnie (na jego oczach) się tworzyła. Zazwyczaj był dość chaotyczny w swoich ruchach, a do tego mierzył ponad siedemdziesiąt dwa cale, więc mógł być przerażający, szczególnie dla tak płochliwego zwierzęcia. Chęć spróbowania była jednak nieodparta i silniejsza od obaw. Podszedł więc wolno, od razu przemawiając do Nali ciepłym i wysokim głosem, zupełnie jakby mówił do małego dziecka. Ostrożnie wyciągnął dłoń, dając ją do obwąchania, a potem delikatnie musnął pacami szyję zwierzęcia, nieco powyżej miejsca, w którym dotykała ją Yuu. - Grzeczna dziewczynka... - wyszeptał, czując przypływ endorfin w swoim krwiobiegu. Niesamowite istoty.
Yuuko Kanoe
Wiek : 23
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 166cm
C. szczególne : azjatycka uroda, zawsze na nadgarstku ma bransoletkę z wiecznych fiołków i drugą czarno-żółtą z zawieszką borsuka
Nie znała się aż tak dobrze na zwierzętach. Wiedziała jedynie, że najlepiej być przy nich ostrożnym i spokojnym. I chyba w pewnych sytuacjach to wystarczało, by przekonać do siebie zwierzę, bo jednak Nala nie miała z nią większego problemu i pozwalała Japonce zbliżyć się do siebie. Miała tylko nadzieję, że w innych przypadkach pójdzie jej równie dobrze. Całe szczęście Bruno dał się przekonać do tego, by podejść bliżej zwierzęcia i również spróbować nakarmić je jedną z przekąsek. Yuuko uśmiechnęła się na ten widok i zdjęła dłoń z szyi ferni, by spojrzeć na swojego partnera. - Pójdę po zabawkę dla niej - szepnęła do Tarly'ego odsuwając się kawałek, by przejść w kąt boksu, gdzie znajdowała się piłka, którą zapewne bawiły się ferni. Nie bardzo wiedziała czy był to dobry pomysł, by od razu przechodzić do zabaw, ale chyba mogli spróbować. Niestety problem w tym, że chyba nieco zbyt ośmielona ich wcześniejszymi sukcesami nieco zbyt szybko podeszła bliżej Bruna i Nali przez co samica zrobiła się nieco niespokojna. Ale jeszcze to naprawią, prawda?
Keyira Shercliffe
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 168 cm
C. szczególne : magiczny tatuaż w formie węża | blizn zbyt wiele, by można je było zliczyć | tęczówki w odcieniu sztormu | jakieś zwierzę jako częsty towarzysz
Brawo, wasze podejście jest wzorowe: pamiętacie, że nie ma nic na siłę. Przy odrobinie zachęty od razu udaje wam się zainteresować zwierzę zabawą. Ferni stopniowo przełamuje swoją nieufność i w końcu podejmuje wyzwanie, a po czasie nawet sam was zaczepia, prosząc o trochę uwagi.
OSWAJANIE: 25 pkt + 25 pkt + 30 pkt +10 pkt (za potrójny wynik powyżej 100) = 90 pkt DODATKOWO: +10 pkt dla Slytherinu (efekt z ostatniego etapu "Zabawka" )
Skinęła głową na zgodę, bo okoliczności nie mogłyby być chyba bardziej sprzyjające niż teraz, gdy Ferni w końcu zbliżył się do Maxa, by następnie zjeść kilka kawałków żołędzi prosto z jego dłoni. Z zadowoleniem obserwowała, jak Karsyn daje się mu nawet przy okazji pogłaskać i odczekała chwilę, wystarczająco długą by się upewnić, że stworzenie już tak łatwo się nie spłoszy. — Chyba tak — przyznała. Potem, kiedy ich podopieczny zjadł wszystko, co zaoferował mu Max, wzięła garść orzechów i marchewek, by samodzielnie podsunąć je reniferowi pod nos. Zachowała jednak należytą ostrożność zarówno wtedy, jaki i kilka minut później, gdy przesuwała uspokajająco dłonią po jego miękkiej szyi. — Bardzo dobrze, tak trzymaj — mruknęła, dmuchając delikatnie w jego chrapy, gdy uniósł łeb i spojrzał na nią podejrzliwie. By go niepotrzebnie nie denerwować, resztę przekąsek podsunęła mu już z wiadereczka, a gdy odszedł, skinęła na Solberga, by udał się z nią z powrotem do skrzyni, skąd wyciągnęła piłkę z otworami, wypełnioną suszonymi ziołami i porostami. Podrzuciła ją swojemu partnerowi i wskazała na zwierzę. — Zazwyczaj bawią się między sobą, czasem ścierają poroże. Nasze zabawy się do tego nie umywają, a dla zachęty musimy stosować podstęp i jedzenie jako przynętę, ale kiedy już się zainteresują, chętnie pobiegają za piłką — odpowiedziała, zbliżając się powoli w kierunku stworzenia. — No chodź tu, maleńki — wymamrotała, po czym skinęła na Maxa. — Wyciągnij piłkę przed siebie, a kiedy podejdzie, daj mu powąchać. Jeśli się zainteresuje, poturlaj ją po ziemi. Są dosyć spore, więc poradzi sobie z nią bez problemu.
Gunnar Ragnarsson
Wiek : 26
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 188 cm
C. szczególne : blizna z pazurów wzdłuż kręgosłupa do połowy pleców; na ramionach tatuaże run nordyckich wpisanych w islandzką, mistyczną symbolikę i zarys skalnych grani
Zastanowił się nad słowami Bird. Testrale jemu zdawały się po prostu... smutne. Odrzucano je przez magiczne społeczeństwo, tak samo, jak Ykury, chociaż cieszyły się znacznie mniej zwodniczą, wręcz delikatną naturą. Czarodzieje nie lubili zaglądać przez fasadę. Zresztą, ludzie ogólnie, mieli taką tendencję płytkiego patrzenia na rzeczywistość. Poniekąd, potrafił obdarzyć je nawet większą sympatią niż aeotany czy abraksany, które cenili wszyscy. Ze skrzydlatych koni, testrale były najmniej doceniane. Mógł się z nimi w pewnym stopniu utożsamić. Przyjechał z mroźnej Islandii dwa lata temu, z ciężarem własnej żałoby na barkach, nie szukając wtedy żadnych przyjaźni. Wszystkim wydawał się srogi, gruboskórny, chamski i lekceważący. Za arogancką postawą, nikt nie zastanawiał się nawet czy coś się kryło. Nie mógł przejmować się nauką, kiedy jego myśli zajmował brak zasymilowania się w nowym środowisku. Jeszcze przez następny rok po śmierci matki marzył o powrocie "do domu". Teraz, wpatrując się w poruszającego się po boksie Ferni, choć widok zwierzęcia, przyzwyczajonego do mroźnych klimatów, budził w nim sentyment do Islandii, sam już nie był pewien, gdzie teraz jest jego dom. Już nie w Islandii, ale jeszcze nie w Wielkiej Brytanii. Pomimo, że portowa wioska, w jakiej mieszkali z ojcem była tak samo urokliwa, jak piękne były skalne granie i klify przy domu w Islandii, nie czuł się, jak w domu, właśnie. A w szkole, odkąd nie mógł na korytarzach spotkać Diny, nie mógł nawet powiedzieć, żeby chociaż jedna osoba w tej budzie go rozumiała albo chociaż próbowała poznać. Czy zauważyć, że w istocie, pomimo tego, co ludzie woleli nazywać brakiem kultury, w istocie w życiu kierował się dużym szacunkiem do autorytetów i zwyczajną bezpośredniością. Wydawałoby się, że Islandczycy nosili o sobie opinię sztywnych, pozbawionych dystansu do siebie, ale Gunnar przekonał się, że Brytyjczycy noszą głowę znacznie wyżej, a ich dystans - nie istnieje. Nie lubią obcych rzeczy. Rzeczy, których nie rozumieją. Kiedy raz przypną Ci łatkę - podarowaną Ci w najgorszym okresie Twojego życia, w którym nawet nie jesteś sobą, a najgorszą swoją wersją - tak naprawdę tylko całkowita zmiana środowiska mogłaby ją zmienić. Dlatego Gunnar przestał próbować. Po tym, jak zgodził się na przejęcie funkcji prefekta, miał nadzieję nawiązać lepszą więź z ludźmi. Wymuszając na sobie zainteresowanie i zaangażowanie w losy szkoły. Ale nic się nie zmieniło. Nieważne, jak wiele angażował się w aktywność koła i obowiązki prefekta, jego starania nie tyle, że nie były nawet docenione... Nie były nawet zauważone... co udowodniła chociażby dzisiejsza konfrontacja z ludźmi. – Co jest pięknego w ich samotności? – spytał impulsywnie, zerkając na Bird, zwyczajnie ciekaw jej odpowiedzi. Testrale, oczywiście, w jakiś sposób były wspaniałe. Ale czy piękne? Czy tylko przygnębiające i smutne? A dla większości po prostu groźne, niebezpieczne i nieprzystępne? Zaraz jednak Bird przeniosła temat na inne tory, a islandczyk, nieprzywiązujący się już do niczego. Ani żalu, ani goryczy, ani złości, ani nawet żadnego konkretnego tematu rozmowy, z łatwością zmienił jej kierunek. Skupił uwagę na łańcuszku i wysłuchał historii o babce dziewczyny. Musiała dla niej wiele znaczyć, skoro nosiła ją zawsze przy sobie. Z tego samego powodu Gunnar wytatuowaną miał na przedramieniu runę - Dagaz, zupełnie mu nietożsamą, za to całe życie, z pewnością, patronującą jego matce. Widniała na jego skórze jako przypomnienie jej dobroci i życzliwości i tego, czego próbowała nauczyć jego. Szacunku i otwartości. Mimochodem zerknął w jej kierunku, często zapominając o nadziei, jaką ta runa powinna nieść i optymistycznym spojrzeniu na świat. Miał po prostu inny temperament, dlatego... sam musiał sobie o tym często przypominać. — Mój ojciec jest mugolem. W myśl tego przypomnienia spróbował wykazać się wyczuciem, w odpowiedzi na jej historię. – Chociaż nasze życie zawsze było pełne magii i mistycyzmu... nie był na to gotowy. Odkąd wie, że syreny to nie legendy, obawia się morza, choć tego nie powie. Jest żeglarzem. Nie może. Więc nauczył się trytońskiego. Nie znał jej babki, ale był pewien, że poznawanie świata magii było znacznie bardziej skomplikowane. Ich życie od zawsze przepełniało trochę nuty magii, ponieważ matka o niej wiedziała, ojciec, nie mógł wiedzieć, że historie, które opowiadała przy ognisku, nie były tylko baśniami i bajkami opowiadanymi dzieciom na dobranoc. Z tą ostatnią myślą, Gunnar na chwilę zamilkł, podobnie jak Bird, wracając uwagą do ferni. Nie przez treść jej słów, ale przez jej spojrzenie, zastanawiał się, czy mówiła o ferni, czy o nim. Patrząc w jej oczy z pod ścianki, przy której się znajdował. Rozmowa stała się cięższa. A przez to ferni, trochę bardziej nerwowy, ale na razie jeszcze nie niepokojąco. Mimo to, Gunnar podźwignął się z ziemi, otrzepując spodnie. — Mam towarzysza, pół-wilka. Jest trochę dziki i nieokrzesany. Przez co trudno znaleźć mi dla niego i siebie dom, w którym nie będą się na niego denerwować. Ale czy gdybym go złamał, żeby był kolejnym kundlem merdającym ogonem i chodzącym przy nodze... czy dalej byłby sobą? Czy bym go zwyczajnie zniewolił? Czekał na jej odpowiedź w napięciu. W tym, jakie wyczuł ich ferni, bo chwilę potem, kiedy Ragnarsson zbliżył się, w sumie tak samo do niego, jak do Bird, ferni wierzgnął najpierw głową, a później ostrzegawczo kopnął kopytami w ziemię, zanim rzucił się szarżą na najbliższą mu puchonkę. Ragnarsson nie miał czasu zareagować. Powinien złapać ją za rękę i przyciągnąć w tył, ale aby uniknąć staranowania przez ferni, zdążył jedynie szarpnąć się w przód i razem z nią rzucić się na wyścieloną sianem ziemię w boksie. Ferni spierdolił na drugi koniec boksu, kiedy Gunnar wylądował na ziemi na Bird, dogniatając ją swoim ciężarem do gleby. I tak zadowolony, że zaniepokojone zwierzę nie przebiegło kopytami po jego plecach, a czmychnęło bokiem, prychając na nich chwilę, zanim nie odkryło, że nie stwarzali dla niego żadnego zagrożenia. Ragnarsson, ignorując ból w przedramieniu, na którym oparł się, żeby całkiem jej nie przygnieść, podniósł się nieco w górę, szukając jej spojrzenia, kiedy spytał: — Ok?
PARTNER: Bird PRZERZUT: 0/3 FERNI: Jaskez KARA: -5 SCENARIUSZ:Zabawka 21 przerzucone na: 28 (Gunnar) + 92 (Bird) - 5 (kara) = 115 OSWAJANIE: 25 (z karmienia) + 20 (z przekąski) + 20 (z zabawki) + 10 (bonus za +100 w każdym etapie) = 75
Bruno O. Tarly
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 183,5
C. szczególne : mocno zarysowane kości policzkowe, baran na głowie, typowo brytyjski akcent
Spokój i opanowanie niejednokrotnie były kluczem do sukcesu, szczególnie w przypadku obchodzenia się ze zwierzętami magicznymi. Yuu miała więc w tej kwestii pewną przewagę, a jej charakter idealnie wpasowywał się w ramy wizerunku idealnego opiekuna płochliwych istot magicznych. Czy jednak Bruno był o to zazdrosny? Skądże znowu! Wszak jemu też nie szło najgorzej, a do tego cieszył się, że może współpracować z kimś tak odpowiednim i miłym. - Dobry pomysł. - przytaknął, choć... tak naprawdę dziwił, że mają już na pierwszym spotkaniu z ferni proponować im zabawę. Cóż, tak mieli jednak na rozpisce, więc musieli się do niej jako-tako zastosować. Zaczekał aż dziewczyna wróci z niewielką piłką, a potem wspólnie spróbowali podejść na małym wybiegu nieco bliżej Nali. I, nie wiadomo dlaczego, zwierzę nagle zaczęło panikować. Być może była to reakcja na nowy obiekt, a może przekroczyli po prostu pewną granicę, której nie powinni... Im bliżej byli, tym ferni zaczynała bardziej się szamotać, stroszyć uszy, kopać w podłożu i uciekać od nich wzrokiem. - Spróbujmy jeszcze raz, tylko może wolniej i bokiem. - zaproponował, bo nie lubił się poddawać, a przynajmniej nie tak od razu i tak łatwo. Udało im się dopiero za trzecim podejściem. Nala w końcu uspokoiła się i zrozumiała, że piłka to nic groźnego, a jedynie... zabawka. Bruno odetchnął z ulgą, ocierając czoło rękawem kurki. - Chyba całkiem nieźle sobie poradziliśmy, prawda? - uśmiechnął się do Yuuko, a potem ponownie spojrzał na zwierzę, szczerze zadowolony, że poszło im naprawdę dobrze, a przy tym nauczyli się czegoś praktycznego. Że cierpliwość popłaca.
Yuuko Kanoe
Wiek : 23
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 166cm
C. szczególne : azjatycka uroda, zawsze na nadgarstku ma bransoletkę z wiecznych fiołków i drugą czarno-żółtą z zawieszką borsuka
Cóż może i taka była jej natura, ale nie sądziła, by było to coś czego nie dało się wyuczyć i wyćwiczyć. Zresztą jej często brakowało pewności siebie, która również była potrzebna przy kontaktach ze zwierzętami. Lub siły fizycznej, która także była przydatna. Również nie była w pełni przekonana co do pomysłu zabawy z ferni, ale jednak skoro mieli to zrobić to lepiej, żeby się za to zabrali. Choć Nali chyba ten pomysł nie bardzo się spodobał i studenci musieli wymyślić jakiś sposób, by nie spłoszyć do końca zwierzęcia i przekonać go do zabawy. Całe szczęście wspólnymi siłami jakoś udało im się to osiągnąć i mogli nazwać swoją opiekę nad ferni sukcesem. Może nie jakimś spektakularnym, ale jednak sukcesem. - Myślę, że poradziliśmy sobie bardzo dobrze - odpowiedziała ze szczerym uśmiechem po czym również spojrzała na znajdującą się w boksie ferni. - Dzięki za współpracę. Naprawdę dobrze pracowało jej się z Brunem i miała nadzieję, że będzie miała częściej okazję do tego, by to robić.
Freja Nielsen
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 169cm
C. szczególne : śnieżnobiałe włosy; pojedyncze rzemyki na nadgarstkach
Niemal postrzępiliście sobie języki od nadmiaru pochlebstw i kwiecistych zachęt, ale zwierzę w końcu wyczuło wasze pozytywne zamiary i dało się skusić przekąsce prosto z ręki. Pozwoliło się wam nawet pogłaskać, choć było nieco spięte. ( +25 pkt do oswajania )
Zabawa: 29
Spoiler:
Ciężko powiedzieć kto jest bardziej przerażony, któreś z was czy może Ferni? W każdym razie widok zabawki wcale nie pomaga - zwierzę nie chce do was podejść, ucieka i daje wam wyraźne sygnały ostrzegające, że wy także macie się nie zbliżać. Dopiero przy pomocy Jerry'ego w końcu jesteście w stanie na krótką chwilę złapać kontakt z waszym podopiecznym, potem stworzenie znów się oddala. ( +10 pkt do oswajania )
OSWAJANIE: 15 + 25 + 10 = 50
Po przekroczeniu progu zagrody nie poczuła wcale, aby potargane psychicznie zwierzę nabrało wobec swych gości jakiejkolwiek dozy zaufania czy ciekawości; Hex przyglądał im się badawczo, ale w jego spojrzeniu nie było nic ze zwierzęcej łagodności czy zainteresowania. Cała jego poza świadczyła o lęku, który zamonotowały w nim ludzkie dłonie. Tak podobne do tych, które teraz miały dać mu jeść. Opierała się plecami o belki ogrodzenia, analizując w myślach na ile swobodnie będą w stanie przemieszczać się po tutejszym terenie – wszystko zależało od biedaka, który wciąż chował się w drugiej części boksu. Nie czuła lekkości w stopach, dłoniach ani jakiejkolwiek innej cząstce swego istnienia. Jej sylwetka była nieprzyjemnie spięta świadomością bycia zagrożeniem dla kogoś, dla kogo miała być przecież wybawieniem. Pomocą? Czymś dobrym. Nie chciała skazić swą obecnością miejsca, w którym ferni czuł się bezpiecznie. Miała wrażenie, że zadanie, które postawiono przed nią i Felinusem zahaczało o granice naiwności i sporej bezmyślności; co jeśli narobią więcej szkód niż pożytku? - Oczywiście, kapitanie – powiedziała, kiedy Felek wspomniał o potencjalnym niebezpieczeństwie, którym mógłby ich doświadczyć powierzony im ferni. Samoobrona w jego przypadku była jak najbardziej zrozumiała; przecież nie musiał z łatwością odczytywać zamiarów, z którymi przybyli do miejsca jego zamieszkania. Wciąż – mimo pokojowego nastawienia i darów w dłoniach – byli intruzami. Dobitnie dał im to odczuć. Na przygotowanie jedzenia, które usatysfakcjonuje jego kubki smakowe, zmarnowali ogrom czasu. Atmosfera była dziwnie napięta, choć przecież z karmieniem stworzeń mieli już do czynienia pierdyliard razy na większości zajęć ONMS. - Do trzech razy sztuka – powiedziała cichutko, nie chcąc spłoszyć stworzenia, które w końcu przyjęło pierwszy z przygotowanych na dzisiaj podarków. - Myślisz, że zjadł, bo już mu kiszki marsza grały, czy po prostu w końcu trafiliśmy z czymś na miarę potraw z kuchni samej Damary Dodderidge? – zapytała, wykluczając automatycznie powód, który byłby dla nich najkorzystniejszy i dotyczący tego, że Hex zwyczajnie im zaufał. Zadanie nie było łatwe, a ona doskonale widziała, że do takiego osiągnięcia jeszcze długa droga. Ferni jadł łapczywie, jakby bojąc się, że jego posiłek zostanie przedwcześnie zakończony. - Po takiej ilości jedzenia to on może zwyczajnie nie mieć ochoty na przekąskę – zauważyła, kiedy prowadzone przez Felinusa próby zwrócenia uwagi na smakołyk przedłużały się w czasie. Odsunęła się na bezpieczną odległość, nie chcąc niepokoić ferniego bardziej niż potrzeba; może dwie ludzkie postaci wywoływały w nim jakieś fleszbaki przebytych traum? Zwierzę obserwowało ich uważnie z odległości niecałych trzech metrów, co zasiewało we frelowej głowie odrobinę nadziei na to, że uda im się uzyskać choć pierwiastek jego zaufania. Był bliżej, niż kiedykolwiek wcześniej. Nie cofnął się nawet w momencie, w którym ponownie pojawiła się u boku swego towarzysza. Położyła wiaderko z marchewką, orzeszkami oraz jabłkiem między Lowellem a sobą, i idąc tropem chłopaka kucnęła powolutku, kierując wyciągniętą dłoń w stronę zwierzęcia. - Hei Hex, spójrz no tylko, co tu mamy dobrego – zachęcała zwierzątko, które miało okazję oswoić się z ich głosami. Mówili długo, spokojnie i bez cienia znużenia, które nie miało racji bytu w ogromie tworzonej wspólnie determinacji, a ferni nieśmiało zmniejszał dystans między nimi. - Niech weźmie od ciebie – Zdecydowała w końcu i przekazała powolutku Felkowi swoją połówkę jabłka. - Dwie dłonie mogą go zdezorientować - szepnęła i zastygła w swej pozie, nie chcąc spłoszyć stworzenia, które po chwili obwąchiwało w zaciekawieniu felkową dłoń. Hex zgarnął nieśmiało pierwszego orzecha z dłoni. Frela spojrzała na Lowella z radością; oczy błyszczały jej w ekscytacji, a serce drżało pulsującym żywo tętnem z powodu pierwszego większego sukcesu w przyzwyczajeniu nieoswojonego stworzenia do ich obecności.
C. szczególne : Mańkut, Rude włosy, centymetrowa blizna na udzie w kształcie smoka. Na policzkach i nosie ma piegi, które według rodzeństwa dodają mu uroku. Amulet Uroborosa zawsze na szyji +1 ONMS
PARTNER: JESTEM TAKI SAM JAK PALEC PRZERZUT: 0 FERNI: ostatni Narene KARA: -5 ETAP:ZADANIE TRZECIE - ZABAWKA SCENARIUSZ: [url=https://www.czarodzieje.org/t19690p182-kostki#589955] 57+86 =143 121 - 160 <---przedział OSWAJANIE: 10+20+25=55
Spojrzał na zwierzę, obok którego stał. Chłopak najwyraźniej wyczuł Narene. Zabrał się do roboty, na tę chwilę przestając nękać się w głowie pytaniami, na które musiałby ktoś trochę przedmiotowo mówić o zwierzakach. A zwierzęta chyba tego raczej nie lubią, w końcu są dosyć rozumne. Gdy uporał się ze sprzątaniem oparł się na łopacie ocierając spocone czoło. Narene przyglądał się Wiktorowi dość podejrzliwie do momentu, w którym dostrzegł zabawkę. -No chodź masz piłeczkę. Ej.. jesteś wyraźnie zaciekawiony co a mimo to zachowujesz dystans.- Uśmiechnął się rozbawiony samą myślą na reakcje kolegów gdyby wszedł do dormitorium z tym aromatem. No już spokojnie nic ci nie zrobie mówił do ferni gdy ten za pierwszym razem płoszy się i odskakuje, zamiast podjąć wyzwanie, Puchnowi z cierliwością udaje się zmienić podejście do Narene już przy drugiej próbie. -Ponowinie rzucił mu piłeczke -już lepiej zadowolony Wiktor próbował się bawić ze zwierzęciem. - Mogę tak częściej wpadać do Narene? - Spojrzał na @Keyira Shercliffe mógłbym czasem pomóc i zaciekawił mnie on.
Bird Burroughs
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 155
C. szczególne : kwiatowy zapach, szeroki uśmiech i radosne iskierki w spojrzeniu; piegi; na szyi zawsze nosi medalik ze św. Antonim.
Poruszyła się w miejscu, słysząc jego pytanie. Nie mówiła o samotności – ale najwyraźniej jednak to ona chodziła mu po głowie. Zagryzła na chwilę wargę, zanim zaczęła mówić. – Trochę mi się wydaje, jakby znały jakąś tajemnicę, której nikt nie chce znać. Może faktycznie, czasami mogą być przez nią samotne… ale jednocześnie nie wydają się z jej powodu smutne. Tylko właśnie… spokojne. I może dlatego jak na nie patrzę, myślę o tym, że są żywym dowodem na to, że z czasem nawet z najgorszymi wieściami można się zmierzyć. – Przemawiała przez z nią jej wiara, ale jednak to nostalgia najmocniej brzmiała w głosie. Zacisnęła dłoń na wisiorku, wbijając wzrok w wolną rękę, bo pierwszy raz od dawna myślała o testralach, a chociaż ciągle nie zmieniła o nich zdania sprzed siedmiu lat, był powód, dla którego nie wędrowała myślami w te rejony zbyt często. – Czy to ma sens? – wyrwało jej się. Zastanawiała się, czy jej tok myślenia nie jest zbyt dalekoidący dla Gunnara. Często się taki dla ludzi okazywał. Powędrowała za jego spojrzeniem do przedramienia. W tym roku było coś takiego, że przez chwilę wahała się, czując pytanie na końcu języka – i zanim zdążyła je zadać, Gunnar zaczął mówić. Przechyliła lekko głowę, przyglądając mu się, w czasie gdy przysłuchiwała się tej opowieści. Gdy zamilkł, ona też przez chwilę milczała, przesuwając spojrzenie na swoją dłoń. – Mój tata jest rybakiem. Świat magiczny go ekscytuje, ale od pewnego czasu jest trochę… przytłoczony. Chciałabym, żeby mógł nauczyć się czegoś, co przyniosłoby mu jakikolwiek komfort – powiedziała. Nie do końca wiedziała, jak wytłumaczyć swoje zmartwienie – nie chciała zresztą zbyt głęboko wchodzić w ten temat, w obawie przed tym, że emocje zupełnie odebrałaby jej mowę. Ale miała wrażenie, że Gunnar zrozumie – skoro jego ojciec był żeglarzem, rozumiał, jak to jest, pożyczać swojego rodzica nieprzewidywalnej wodzie – i niebezpieczeństwo wypływania na morze z głową nie w tym miejscu, w którym powinna być. Chociaż Edward starał się nie okazywać tego, gdy Bird odwiedzała go w wakacje, nie radził sobie z nawigowaniem w tej nowej rzeczywistości, w której łódź została ostatnią stałą w jego życiu. A Burroughs obawiała się, że problemy z nawigacją przeniosą się i na morze, kiedy nie było obok nikogo, kto mógłby ściągnąć go na ziemię. – To dobrze, że twój tata znalazł coś takiego dla siebie – dodała miękko, wyobrażając sobie człowieka, o którym opowiadał i czując podziw wobec tej postawy – szukania sposobu na zmierzenie się ze strachem, zamiast pozwalać mu mieć kontrolę nad swoim życiem. Bird wyprostowała się w miejscu, wędrując wzrokiem za Gunnarem podnoszącym się z miejsca, zanim wbiła je w dłoń opartą luźno o łydkę. Łatwiej zbierało jej się myśli, kiedy na niego nie patrzyła – i mogła oszukać swoją nieśmiałość, wyobrażając sobie, że mówi o jego pół-wilku. – Chyba niektórzy ludzie kojarzą dzikość z nieprzewidywalnością i nie widzą obok niej miejsca na łagodność i lojalność… a ona ich przecież wcale nie wyklucza – powiedziała powoli. Z trudem nabierała powietrza w płuca, mając wrażenie, że przechodzi jakiś test. I ledwo to teraz do niej docierało, ale miała nadzieję, że jej odpowiedź okaże się taką, którą Ragnarsson chciał usłyszeć. Na chwilę zawiesiła głos, intensywnie myśląc nad tym, co tak naprawdę chciała powiedzieć. – To jest właśnie ta różnica pomiędzy ujarzmieniem i oswojeniem. – Uświadomiła sobie właśnie wtedy, co nie zgadzało jej się w tym zestawieniu. – Kiedy oswoisz jakąś istotę, ona staje się twoim towarzyszem nie dlatego, że nie akurat nie widzi innej możliwości, tylko… dlatego, że tak wybiera. Gdy tylko to powiedziała, spojrzała w stronę Gunnara, bezwiednie napinając mięśnie w oczekiwaniu na jego odpowiedź, wraz z brzmieniem własnych słów uświadamiając sobie podejmowane ryzyko. Skoncentrowana na Ślizganie, zapomniała, że i ferni wyczuje tę zmianę nastroju. Poczuła ruch pod dłonią, wciąż opartą o bok Jaskeza i zanim zorientowała się, co co się dzieje, usłyszała tylko pojedynczy tętent kopyt, poczuła uderzenie adrenaliny, mieszające się ze sobą wrażenia, sponad których wybijało się nagłe poczucie niebezpieczeństwa – a potem ciężar i ciepło. Powoli odzyskując poczucie realności, próbowała złapać oddech. I nie była pewna, czy powietrze z płuc wydarło uderzenie o podłoże, czy może nagła świadomość bliskości Gunnara. Oszołomienie zmieniło tylko charakter, wciąż odmalowane w jej oczach, gdy wbijała wzrok w jego – teraz zauważyła, że niebiesko-zielone – tęczówki i wdychała jego charakterystyczny zapach. – Tak… tak – odpowiedziała z opóźnieniem na jego pytanie, nieznacznie kiwając głową. Nie poruszyła się nawet o milimetr. Z tego zamrożenia wyrwały ją dopiero odgłosy dobiegające z głębi boksu – Jaskez, najwyraźniej uspokojony brakiem poruszenia z ich strony, znalazł piłkę i łbem przetoczył ja w ich stronę. Odbiła się od ściany i zakończyła swoją trajektorię w okolicy ramienia Ragnarssona, ale Bird ledwie musnęła ją spojrzeniem, zbyt pochłonięta oczekiwaniem na odpowiedź Ślizgana.