Na samym skraju błoni, tuż gdzie już zaczyna się las znajduje się przestronna polana. Została ona przeznaczona do prowadzenia na niej zajęć z Opieki Nad Magicznymi Stworzeniami. Nauczyciele często z zaczynającego się tuż niedaleko lasu, przyprowadzali przeróżne zwierzęta. Na polanie znajdują się także poukładane pnie, na których uczniowie zwykli siadać w razie długiej, teoretycznej lekcji.
Opis zadań z OWuTeMów:
OWuTeMy - ONMS
Idziesz na polanę, być może się denerwując, a być może nie. W każdym razie w tym momencie ważą się Twoje losy jeżeli chodzi o ten egzamin. Wybrałeś Opiekę Nad Magicznymi Stworzeniami. Dobrze. To jedyny egzamin prowadzony na świeżym powietrzu. Stajesz więc na środku polany, przed Tobą znajduje się stolik, przy którym siedzi znana Ci Mist Pober oraz dwoje nauczycieli ze Szkoły Magii Drakensberg. Jeżeli jesteś z tej szkoły i ucieszyłeś się, że będziesz mieć fory, to niestety, ale muszę Cię zawieść, bowiem oboje wyglądają na takich, których nie wzruszyła Twoja obecność. To Twoja komisja, która skrzętnie wszystko notuje za pomocą samopiszących piór, więc mają mnóstwo okazji do przypatrywania się Tobie i słuchania tego, o czym mówisz. Także dobrze się zastanów nad odpowiedziami i czynami! Nie zapomnij się także przedstawić na początku. Na biurku oprócz pergaminów i kałamarzy stoją dwie czary, z których unosi się czerwony dym. Na jednej z nich świeci się napis „teoria”, na drugiej zaś „praktyka”. Komisja wyjaśnia Ci, że musisz wylosować jedno pytanie z tej pierwszej i jedno zadanie z drugiej. Możesz zacząć od którejkolwiek chcesz. Gdy sięgasz po kartkę i ściskasz ją w dłoniach, ta zamienia się w coś na kształt wyjca, który jednak nie krzyczy, tylko spokojnie zadaje Ci pytanie bądź wyznacza zadanie. Jak Ci poszło?
Zasady: Rzucasz czterema kostkami w specjalnym temacie do rzutów na egzaminy zgodnie z zasadami owutemów oraz rzutów. W tym temacie powinien pojawić się post z przeżyciami oraz działaniami postaci oraz specjalny kod, podany na dole posta.
Oceny: Ocena z egzaminu to suma punktów za pierwsze i drugie zadanie (plus dodatkowe punkty) według następującej rozpiski: 2-3 - Okropny 4-5 - Nędzny 6-7-8 - Zadowalający 9-10 - Powyżej Oczekiwań 11-12 - Wybitny Dodatkowo, za każde 8 punktów w kuferku z ONMS można dodać +1 do punktów.
Opis zadan:
teoria:
Pierwsza kostka:
1 – Jak należy postępować z hipogryfem? 2 – Scharakteryzuj jednorożca i wyjaśnij, czym skutkuje zabicie tego stworzenia. 3 – Czym sidhe różni się od elfa? Jaki dar można spotkać u sidhe? 4 – Wymień trzy gatunki trolli i opisz je. 5 – Podaj dwie inne nazwy nereidów i opisz ich wygląd. 6 – Czym jest iglica i jak się przed nią bronić?
Druga kostka:
Oznacza ilość punktów, otrzymanych za odpowiedź. 1 to odpowiednio 1 punkt, 2 - 2, itd.
praktyka:
Pierwsza kostka:
1 – Dosiądź hipogryfa. 2 – Wybaw niuchacza z kryjówki. 3 – Znajdź i zamroź jaja popiełka. 4 – Nakarm salamandrę i zapewnij jej bezpieczne miejsce (ogień). 5 – Odróżnij szpiczaka od jeża i zdobądź jego igły. 6 – Zajmij się młodym psidwakiem i usuń mu ogon specjalnym zaklęciem.
Druga kostka:
Oznacza ilość punktów, otrzymanych za wykonane zadanie. 1 to odpowiednio 1 punkt, 2 - 2, itd.
Na końcu posta należy dodać następujący kod:
Kod:
<retroinfo>Kuferek - ONMS:</retroinfo> wpisz ilość punktów w kuferku z tej dziedziny <retroinfo>Wyrzucone kostki - teoria:</retroinfo> wpisz kostki za teorię <retroinfo>Wyrzucone kostki - praktyka:</retroinfo> wpisz kostki za praktykę <retroinfo>Suma:</retroinfo> wpisz sumę kostek opisujących punkty za praktykę i teorię oraz ewentualnych punktów bonusowych za punkty z kuferka <retroinfo>Ocena:</retroinfo> wpisz ocenę <retroinfo>Strona - losowania:</retroinfo> Wpisz stronę z odpowiedniego tematu, na której były losowane kostki
Na chwilę znowu zamknęła oczy, bo hipogryf zaczął wyczyniać jakieś szaleństwa i była pewna, że zaraz spadnie, ale całe szczęście sytuacja została opanowana i znowu mogła patrzeć w dół. - Możemy wracać - spróbowała krzyknąć, przecież się nie przyzna, że mogłaby patrzeć i patrzeć na te widoki, okaże się, że za bardzo jej się podobało i będzie kolejne "a nie mówiłam". Laura nie lubiła nie mieć racji i chociaż w tym przypadku nie było konkretnej rzeczy w której można by powiedzieć, że rzeczywiście się myliła (w końcu tylko się bała), to to a nie mówiła i tak było dość dobitne. Zresztą były cztery stopnie na minusie, w górze pewnie jeszcze zimniej i bez względu na ciepło, które wydawało ciało zwierzaka, na przykład ręce ślizgonki wcale nie były dalekie od zamarznięcia. Nie ubrała się odpowiednio na takie wyczyny. Wciąż też czuła się nieco niezręcznie. Dziwnie było siedzieć za panią Mallory, w dodatku trzymając się jej, kiedy przed chwilą miała zamiar uciec i nie widzieć jak tak długo, jak to tylko będzie możliwe.
Oczywiście Dorian cały czas był przy Laurze, gdy ta została wezwana przez nauczycielke spoglądał to na nią to na Laurę i czekał aż ta do niego wróci. Wróciła z memortkiem, sam osobiście nie lubił tego typu stworzeń, on szczerze powiedziawszy w ogóle nie lubił lekcji ONMS. Dzisiaj jednak ta lekcja była dość ciekawa gdyby tak te lekcje wyglądały za pewne Dorian byłby tutaj częstrzym gościem. No cóż... Jemu jest na prawdę bardzo ciężko dogodzić. A na pewno jeśli chodzi o lekcje. Najlepsze lekcje które mu się podobały to eliksiry i transmutacja, chociaż na nich czegoś na prawdę się uczyli. Z transmutacji różnorakich zaklęć, które później mogą się okazać bardzo przydatne, a jeśli chodzi o eliksiry to to co na nich się tworzy. Różnorakie eliksiry, które również mogą ważyć na późniejszym życiu czarodzieja. Nie raz się słyszy, że zginęła osoba, bo dodała zły składnik. Na tym trzeba się na prawdę bardzo dobrze znać, ażeby za to się w ogóle brać. - Jasne, jeżeli tylko chcesz. - powiedział do niej i uśmiechnął się kolejny raz. Skoro chciała iść nie miał żadnych przeciwskazań, na pewno lepiej spędzą czas niż marznięcie na tej lekcji, tak? Było dzisiaj rzeczywiście bardzo zimno, więc i Dorianowi powoli palce zaczęły drętwieć. Już czas wracać do zamku. Laura chciala jednak jeszcze wykorzystać tę swoją szansę i przelecieć sie na hipogryfie. Skoro miała taką potrzebę to dlaczego nie, Dorian na pewno by jej tego nie zakazywał, bo to było na prawdę bardzo piękne uczucie, na pewno dla niego, ale i jej z pewnością się to spodoba, to tak jak pierwszy lot na miotle, a jednak jak chyba dla każdego młodego czarodzieja to była najbardziej ciekawa lekcja. Szkoda, że tylko trwała jeden rok, ale co mieliby robić przez kolejne lata na tych lekcjach? Jedno i to samo? Nauczyciel z tego przedmiotu ma jedynie obowiązek nauczenia ich unosić się na magicznej miotle i spokojnego lotu, oraz bez połamania kończyn lądowania. Czekał aż ślizgonka wróci wraz z nauczycielką. Był ciekawy jej reakcji jak tylko zsiądzie z ptaka.
Anastazja usłyszała co powiedziała dziewczyna. Hipogryf skręcił w prawo i ruszył w stronę polany. Nawet wiatr przestał wiać, a pogoda jak na tamtą godzinę była przyzwoita. Kiedy tylko tam dotarliśmy, już prawie nikogo nie było. Na Laure czekał Pan Reeve. Kiedy tylko pomogłam jej zejść, uśmiechnęłyśmy się do siebie. -Mam nadzieje że przyjdziesz na następną lekcje. Przepraszam cię za to przedwczesne ocenienie. -Uśmiechnęła się. Odeszła wraz z Hipogryfem na bok. -Ktoś jeszcze chce się przelecieć? -Spytała. Chciała poczekać jeszcze chwile może ktoś jednak przyjdzie.
Laura zeskoczyła na ziemię i poczuła ulgę, czując ją pod swoimi stopami i mogąc stać stabilnie. Chociaż latanie było fascynujące, to chyba i tak wolała chodzić. Uśmiechnęła się nieśmiało do nauczycielki, kiedy ta do niej mówiła. Nie wiedziała czy przyjdzie. Może. Często pojawiała się na zajęciach, które wyjątkowo jej nie interesowały tylko dlatego, że mogło być ciekawie i dawało to jakaś dodatkową wiedzę. I korzyści. Takie pióra memortka chociażby. Nie wiedziała co jej powiedzieć. Dziękuję? To było takie... dziwne i nienaturalne. Dlatego uśmiechała się tak, aż pani Mallory sobie poszła, nic do niej przez ten czas nie mówiąc. Odwróciła się i szybko podeszła do Doriana, który wciąż na nią czekał. Przytuliła się do niego, było jej zimno przez to latanie, najbardziej teraz chciała wrócić do zamku i ogrzać się w jakimś miłym miejscu. - To było trochę straszne - powiedziała cichutko.
Kobieta posmutniała. Ludzi już praktycznie nie było. Robiło się tak zimno że musiała się wtulić w Hipogryfa żeby w ogóle wytrzymać. -Chodź. Lecimy do domu. -Wsiadła na zwierze, wystartowała i ruszyła w górę. Jej włosy latały na wszystkie strony, było jej tak zimno że nie umiała wystawić gołego ciała na zewnątrz. Wysiadła zaprowadziła Hipogryfa do "właściciela" i ruszyła w stronę Zamku. Było za zimno żeby skierować się do jej mieszkania. Kiedy była już w środku usiadła przy kominku i rozkoszowała się ciepłem.
Amelia przyszła dzisiaj na lekcję opieki nad magicznymi stworzeniami z niezbyt dobrym humorem. Coraz bardziej zjadał ją stres związany z obroną pracy końcowej. Niby miała już napisaną prawie całość, jednak wiedziała, że to najmniejszy problem. Gorzej będzie z przedstawieniem tego w należyty sposób. Dlatego nie uśmiechało jej się biegać na każdą lekcję z wywieszonym jęzorem, jednak przecież kiedyś trzeba, prawda? Zadowolona z siebie, że wreszcie udało jej się dotrzeć, usiadła sobie gdzieś z boczku, nikomu nie przeszkadzając i czekając na rozpoczęcie się zajęć. Jaka szkoda, że nie będzie w nie tak bardzo zaangażowana jakby chciała. Lubiła opiekę nad magicznymi stworzeniami i te wszystkie stworzonka, które mogła dotykać, głaskać i rozmawiać z nimi. Ciekawe, co na dziś przygotowała pani profesor?
Jakikolwiek trening przed zadaniami ze Złotego Sfinksa, był pożądany. Aczkolwiek to nie jedyny powód, dla którego Rosjanka, która to zamiast opiekować się zwierzętami, wolała na nie polować, zjawiła się na ONMS. W gruncie rzeczy podciągnięcie swej wiedzy z opieki, też było dla niej istotną kwestią. Co jeśli jakiś klient chciałby, aby złapała dla niego jakieś wyjątkowe, magiczne zwierzę i przetrzymała je przez chociażby dwa dni, nim ten je odbierze? Jej umiejętności w takim wypadku okazałyby się fatalne, mimo, że na stworzeniach znała się przecież naprawdę dobrze. Wiedza o opiece nad istotami była istotnym elementem, wypełniającym całe wiadomości o zwierzętach. Zwłaszcza, gdy za tą wiedzę wypełniała sakiewkę galeonami. Sumując, opuścić takich zajęć wprost nie mogła! Wprost z radością przyjęła fakt, że wreszcie bez problemu na zajęciach mogła się pojawić w swoich ubłoconych trepach, nie zastanawiając przy tym, czy ktoś znów nie zabierze jej tych magicznych punktów, które tak pieczołowicie zbierali uczniowie zielonego domu. Schowała dłonie do kieszeni swej zielonej, cienkiej kurtki, opierając się plecami o jedno z nieopodal stojących drzew. Ostrymi zębami lekko gryzła kawałek źdźbła trawy, znudzonym spojrzeniem spoglądając na zbierających się uczniów i cicho licząc, że lekcja niebawem się rozpocznie.
Z lekcji na lekcję, z lekcji na lekcję i tak wkoło. Cały boży tydzień Leonardo biegał z jednych zajęć na drugie, starając się zapamiętać na które może się spóźnić, a na które powinien być zawsze przed czasem, żeby nie zirytować przypadkiem pana profesora. Z lekkim trudem dotarł na polanę do opieki nad magicznymi stworzeniami. Nigdy jeszcze tu nie był, a po drodze nie spotkał nikogo, kto w ogóle by się tu wybierał. Gdy dotarł na miejsce zastał tylko dwie dziewczyny. Jedna z nich wyglądała na sporo starszą od niego, więc zdecydował się podejść do tej drugiej. - Cześć. Przepraszam, dobrze trafiłem? Tutaj odbywa się opieka nad magicznymi stworzeniami? - oczywiście Leonardo wiedział, że zapytał się o to również osoby przyjezdnej. Miał jednak nadzieję, że będzie chociaż odrobinę bardziej zorientowana od niego. Nie pamiętał jak dziewczyna ma na imię, jednak kojarzył ją jako tako z obozu. Chyba wymienili ze sobą nawet jakieś dwa zdania, kiedyś, przy wieczornej imprezie. Wzruszył lekko ramionami odpowiadając tym na swoje własne myśli i popatrzył na dziewczynę pytająco.
Rozejrzała się na boki jednocześnie zaskoczona pytaniem chłopaka, jak i tym, czy rzeczywiście mówi do niej. Znaczy, bez przesady, nie żeby nikt się do niej nie odzywał. Raczej po prostu nie chciała odpowiadać, jeśli by się okazać miało, że gadał do kogoś stojącego tuż za nią. - Eee no tak, chyba tak. Kurwa, w sumie tu jest tyle tych polan, że cholera wie - powiedziała wcześniej biorąc swe źdźbło trawy z ust. Dla pewności jeszcze rozejrzała się na boki, by spojrzeć czy czasem na sąsiedniej polanie nie ma jakiejś grupki uczniów, a ona tymczasem jak głupia tkwi nie tam gdzie trzeba. Na szczęście nic takiego nie ukazało się jej oczom. - Najwyżej zwalimy na to, że nie dali nam jakichś cholernych map - powiedziała wzruszając ramionami, ot rozpatrując sytuacje, co by było, gdyby realnie okazało się, że stoją nie tam gdzie trzeba, a zajęcia już w najlepsze sobie trwają parę metrów dalej. Miała świadomość, że chłopak również jest ze Sfinksa, z resztą teraz słysząc jego akcent, tylko się upewniła, iż ten nie jest stałym mieszkańcem Hogwartu. Swoją drogą, przyjezdni do Hogwartu naprawdę powinni otrzymywać lepsze wskazówki jak poruszać się po zamku. Oczywiście, o ile Fyodorova pogardzała mapami wszelakiego rodzaju (bo przecież nie potrzebuje jakichś jebanych wskazówek, sama dojdzie tam gdzie powinna!), to reszcie uczniów mogłyby zaoszczędzić wielu problemów z dojściem do celu. Dyrektorek jak zwykle się nie spisał wystarczająco!
Profesor Withman długo myślał nad nową, specjalną lekcją dla uczniów, która bardzo by ich zaciekawiła, a jednocześnie wiele nauczyła o zwierzętach. Nie chciał prowadzić nudnego wykładu. Wyszedł na Polanę do Opieki Nad Magicznymi stworzeniami, czekając na zebranych. Na szczęście zbierali się już uczniowie oraz studenci. Przywitał ich z przyjaznym uśmiechem. Tuż za profesorem stała wielka klatka zakryta starym, nieco porwanym materiałem. Czekał aż wszyscy zbiorą się wokół niego i przestaną rozmawiać. - Witajcie na lekcji Opieki Nad Magicznymi Stworzeniami. Pewnie zastanawiacie się, co kryje się w klatce, usiądźcie na chwilę - poprosił, a na polanie pojawiły się drewniane ławki. Poczekał aż wszyscy zajmą miejsca . Podszedł do klatki, ściągając gwałtownie materiał. W środku kryły się upierzone, małe zwierzaki. Chrząknął, zwracając na siebie uwagę innych. - Przedstawiam Wam małe żmijopatki. Jak widzicie jest to połączenie ptaka ze żmiją. Jeszcze nie potrafią latać, ale ich skrzydła czasami są naprawdę ogromne. Jak widzicie, całe zwierzę przypomina kształtem węża, po którym można powiedzieć odziedziczył trochę charakterku. Są bardzo agresywne, zwłaszcza samiczki, jednak jak są małe nie chcą zabić wszystkich dookoła. Ciekawostką jest to, że jaja żmijoptaka są zrobione z najczystszego srebra. W 1792 roku zwierzę to było jednym z trzech zadań, znanego Wam wszystkim Turnieju Trójmagicznego. Ministerstwo uważa, że są to bardzo groźne zwierzaki, które wymagają specjalistycznej wiedzy. Ich matka niestety je opuściła. Obawiam się, że muszę poszukać jej ciała, o ile nie zjadły jej jakieś cholerstwa. W każdym razie, chciałbym, aby każdy z was jeden dzień zaopiekował się maleństwem, a następnie napisał mi wypracowanie o żmijoptakach i o tym, jak wam się podobała opieka nad zwierzakiem. Kto wie, może ktoś z was ukrywa w sobie niesamowity talent? - uśmiechnął się szeroko, a następnie otworzył klatkę. Wszedł do środka, czekając aż uczniowie podążą za nim i będzie mógł przydzielić każdemu własnego zwierzaka.
Rzucacie dwoma kostkami. I opisuje jak Wam poszła opieka nad zwierzakiem, druga zaś ocenę z wypracowania. Jeśli wylosował ktoś w I kości 5, nie musi losować drugiej kostki, wtedy od razu otrzymuje za wypracowanie ocenę Wybitny. Po tym możecie dać zt. Następnie w wybranym przez siebie temacie, opisujecie jak opiekowaliście się Żmijoptakiem i pisaliście na ten temat wypracowanie. Link do tematu wysyłacie na pocztę do Rapha. Osoby, które mają więcej niż 15 punktów mogą powtórzyć rzut kostką, jeśli nie będzie im ona odpowiadać, aczkolwiek muszą wybrać czy będzie to kostka, opisująca opiekę nad zwierzakiem czy ich ocena za wypracowanie. Kostka I:
Spoiler:
1 - gratulację, żmijoptak umarł Ci na rękach. Przemyśl lepiej swoje zachowanie i czy jesteś w stanie w ogóle opiekować się jakąkolwiek istotą. 2 - ominąłeś co najmniej dwie pory karmienia i przez przypadek przygniotłeś zwierzaka swoim plecakiem. Ten w odwecie Cię ugryzł. Skieruj się do Skrzydła Szpitalnego. 3 - 4 - świetnie, żmijoptak ani razu Cię nie ugryzł, ale opieka nad zwierzakiem była dla ciebie męczarnią. Nie mogłeś się doczekać aż go oddasz. 5 - rewelacja! Nadałeś imię swojemu zwierzakowi, a ten w jeden dzień się do ciebie przywiązał. Masz niesamowity talent. 6 - jesteś tak felerną gapą, że zwierzak uciekł ci przy pierwszej lepszej okazji.
Kolejna lekcja, znowu. Ile można?! Przez cały czas biega od zajęć do zajęć i tak w kółko. No przecież można zwariować. Wbiegła na jedną z polan, miała tylko nadzieję, ze dobrze trafiła bo było ich tyle że nie wiadomo na której miała odbyć się lekcja. -Dzień dobry, przepraszam za spóźnienie Panie Profesorze. -powiedziała widząc mężczyznę, z którym już miała lekcje. Wysłuchała uważnie tego co im opowiadał. Kiedy usłyszała, ze mają iść za nim i wziąć zwierze trochę się przestraszyła, no ale co poradzić? Jak muszą to muszą. Podeszła do Profesora i wzięła od niego zwierzę. Westchnęła cichutko. Przez chwilę przyglądała się zwierzątku z zaciekawieniem nic nie mówiąc. Wzięła się do dzieła i zaczęła opiekować się zwierzątkiem. Mały ani razu jej nie uciekł ani nie ugryzł. Niestety to zajęcie było dla Sunny bardzo męczące, po skończonej pracy oddała żmijoptaka. Pożegnała się i wyszła.
Leonardo uśmiechnął się lekko do dziewczyny, jednak nie miał okazji powiedzie już ani słowa, ponieważ profesor właśnie pojawił się na polanie. - Jak widać, jesteśmy w dobrym miejscu - udało mu się tylko szepnąć, co i tak Ralph uznał za obrazę i rzucił mu piorunujące spojrzenie. O mapach Leonardo mówił już jakiś czas temu i był zdziwiony, że ktoś jeszcze o nich pomyślał. Naprawdę ułatwiłyby życie przyjezdnym. Wysłuchawszy słów Withman'a Leonardo podszedł wolnym krokiem do profesora, wziął swoje zwierzątko i udał się w stronę zamku. Był zadowolony z takiego obrotu sprawy. Wiedział, że profesor starał się jak mógł, żeby umilić im życie i uatrakcyjnić pobyt w Hogwarcie. On zamierzał odwdzięczyć się mu tym samym. Jego zdaniem taka lekcja to świetny pomysł! Oby tylko opieka nad żmijoptakiem wyszła mu tak bardzo, jak sobie tego życzył.
Powolnym krokiem chodziła od polany do polany poszukując miejsca gdzie miała odbyć się lekcja Opieki Nad Magicznymi Stworzeniami. Wreszcie trafiła na odpowiednią polanę. -Dzień dobry. -powiedziała i stanęła obok uczniów już zgromadzonych na polanie. Uważnie wysłuchała Profesora i tak jak rozkazał uczniom poszła po żmijoptaka. Od razu zaczęła się nim opiekować uśmiechając się przy tym delikatnie. Zwierzątko było cudowne, takie słodkie. Ani razu jej nie ugryzł, nawet jej nie uciekł. Cieszyła się z tego, że Prof. Withman organizował takie lekcje. To pozwalało uczniom zintegrować się ze zwierzętami.
Szybko zostały rozwiane ich wątpliwości w sprawie miejsca prowadzonych zajęć, gdyż zjawił się nauczyciel. Okazało się, że muszą opiekować się żmijoptakiem. Nie interesowałoby to stworzenie tak bardzo Rosjankę, gdyby nie magiczna kwestia o jajach ze srebra. Automatycznie znacznie bardziej przyjrzała się, czy w pobliżu małych nie ma czasem jakichś resztek po jajkach, albo jeszcze nie wyklutych istot, które mogłaby sprytnie schować do swej kieszeni. Kiedy niczego takiego, ku swej rozpaczy, nie dostrzegła, pozostało jej liczyć, że żmijoptak, którego dostanie na wychowanie jakimś cudem zniesie jaja (to nic że był młody). Ewentualnie, że będzie mogła z nim cokolwiek innego, pożytecznego zrobić. Być może stwór później wyczuł jej haniebne intencje? Tak czy siak, gdy jeszcze zajęcia trwały, Fyodorova ruszyła po swojego nowego podopiecznego, krzywiąc się niemiłosiernie, na myśl, że cały cholerny tydzień, będzie musiała usługiwać jakiemuś cholernemu ptaszysku. Czego oni uczą w tych szkołach?
Kostka I: 6 Kostka II: 4
zt.
______________________
Can't stay at home, can't stay at school. Old folks say, you a poor little fool. Down the street I'm the girl next door.
Freya uwielbiała opiekę nad magicznymi stworzeniami. Nie tylko jako przedmiot, bo ten, jak każdy, bywał czasami nudny, ale jako samo zajęcie. Od dziecka interesowały ją zwierzęta, te magiczne w szczególności, jednak z czasem jej rodzice stwierdzili, że bieganie po lasach, szukanie różnych osobników czy nawet dłuższe przebywanie z nimi i próby oswojenia, są zbyt ryzykowne ze względu na jej chorobę i zadbali o to, by skutecznie odciągnąć ją od pasji związanej ze światem fauny, dlatego też na dzień dzisiejszy, jej wiedza z tego zakresu bazowała głównie na książkach, niż na kontaktach z żywymi zwierzętami, o ile nie liczyć pegazów w Santa Catalina. Zadowolona, że po raz pierwszy od dawna, będzie jej dane wziąć udział w zajęciach z ONMS, stawiła się na polanie i w oczekiwaniu na nauczyciela, wdała się w krótką rozmowę z zebranymi. Po krótkim wstępie ze strony profesora Withmana, zastanawiała się, co też może być w klatce, jednak gdy płachta została już ściągnięta, poczuła lekkie rozczarowanie. Liczyła na małego gryfa czy jakieś inne urocze zwierzę! Niemniej jednak odczekawszy swoje w kolejce uczniów, odebrała jednego małego żmijoptaka, podziękowała nauczycielowi i wróciła w stronę zamku, uważając, by nie dać się ugryźć i licząc na to, że zwierzę będzie miało przynajmniej w połowie tak przyjazne zamiary, jak ona!
Kostka I: 2 Kostka II: 1 Gittan niechętnie zdecydowała się na Opiekę nad Magicznymi Stworzeniami, zwłaszcza, że niekoniecznie lubiła profesora Withmana. Zajmował się transmutacją i zwierzętami, czyli dwoma rzeczami, za którymi Svensson kompletnie nie przepadała. Może była zbyt egoistyczna? Drepcząc za Freyą, dotarła na Polanę, a widząc wielką klatkę, zaczęła żałować swojej decyzji. Żmijoptaki, prawie pisnęła, gdy je zobaczyła. Co za paskudztwa! Skoro Ministerstwo uważało je za niebezpieczne, to oni na pewno nie powinni się nimi zajmować! Westchnęła ciężko, odbierając od profesora zwierzę. Znów podreptała do Freyi. - Chodź, napiszmy to i miejmy to z głowy, widzisz, jakie to jest paskudne? - spytała, patrząc na małego pisklako - węża. Razem z kumpelą przeszły na inną polanę, a Gittan na głos zastanawiała się, co je taki Żmijoptak. [zt]
Jane mogła śmiało stwierdzić, że bardzo lubiła ONMS. Szła na lekcję pełna wigoru i humoru co było dość zaskakujące jak na nią. Gdy przybyła na polanę, na której miała odbyć się lekcja, zauważyła, że dość mało osób odwiedziło profesora Withmana. Przywitała się z nauczycielem i wysłuchała co ma do powiedzenia. Bardzo zaciekawiły ją te żmijoptaki. A jeszcze zaopiekować się nimi? Jane zaświeciły się oczy. Ale jest jeszcze Afrodyta. Stark będzie musiała pilnować kotki, żeby przypadkiem nie pożarła zwierzątka... albo ono jej, co za różnica. Żmijoptak którego dostała był chyba spokojniejszy od innych, bo ani razu jej nie dziabnął. Ale skurczybyk był typowym uparciuchem, Jane bardzo się z nim męczyła. Czego mogła się spodziewać? Ledwo daje sobie radę z kotką. A żmijoptaki z pewnością były gorsze od kotów. Mimo wszystko tak czy siak polubiła te dziwne zwierzątka.
Czy Angelus lubił zwierzęta? Może tylko trochę. W każdym bądź razie interesowały go psy, oraz te które były w miarę niebezpieczne i zapewniały człowiekowi adrenalinę. Chłopak uwielbiał adrenalinę, a wręcz był od niej uzależniony. Widząc z czym będą musieli się zmierzyć na dzisiejszych zajęciach, nawet zaczął się zastanawiać jak musi wyglądać opieka nad takim żmijoptakiem i czy może nie zostawi go sobie na stałe, bo przecież był taki fajny i niebezpieczny zarazem. Może dałby radę go wychować? Nie wiedział jednak że z każdym dniem opieka nad tym zwierzęciem stanie się dla niego męczarnią i będzie tylko marzył o tym by go tylko jak najszybciej oddać i niech profesor sam się nim opiekuje. -Profesorze, czy na trzymanie takich zwierząt nie jest potrzebna licencja?- zapytał ot tak po prostu z zaciekawienia, po czym wziął swoje zwierzę w klatce i udał się do zamku. Na szczęście zwierzę ani razu go nie ugryzło, ku zawiedzeniu się chłopaka. Nie zyskał żadnej nowej blizny.
Nie chciał się spóźnić na ONMS. Przebiegł szybko korytarze, aby się nie spóźnić i na zajęciach był jeszcze przed nauczycielem. Powiedzmy, że tak było. Na inne lekcje to Snow się spóźniał, ale nie mógł na swoje ulubione! Zadowolony stał na polanie rozmyślając o tym czym się będą dziś zajmować. Było tyle możliwości! Kiedy nauczyciel się zjawił i zaprezentował temat zajęć to o mało nie podskoczył z podekscytowania. Bardzo przypadło mu to do gustu. Tym bardziej, że zawsze chciał się sprawdzić w takiej roli. Co prawda w zadaniu do Sfinksa nie poszło mu najlepiej. Niemniej poradził sobie i pomyślał, że może teraz będzie lepiej? Stanął razem z innymi, aby odebrać swojego żmijoptaka, którego od razu nazwał. Nie mogło być tak, że dostał zwierzaka i go nie nazwał. Nawet jeżeli miał to być tylko jeden dzień to i tak zamierzał zrobić to porządnie. Naprawdę podobało mu się to zadanie i chciał pokazać, że ma rękę do magicznych stworzeń. Uśmiechał nie schodził mu z twarzy i jak tylko zajęcia się zakończyły udał się w stronę błoni, aby tam spokojnie zająć się stworzonkiem. Nie chciał go od razu zabierać do zamku. Zdąży jeszcze tam się z nim nasiedzieć. Zresztą musiał je czymś nakarmić i wątpił, że znajdzie coś odpowiedniego w dormitorium.
/zt. Kostka I: 5 Kostka II:1(bo od razu obiema rzuciłem, ale i tak nie ważne, bo wyżej piąteczka!)
Opieka nad magicznymi zwierzętami to przedmiot do którego Maria nie wiedziała jaki mieć stosunek. Z jednej strony nie widziała dla siebie przyszłości związanej z takim przedmiotem z drugiej wiedza o zwierzakach może jej się kiedyś przydać. Nie myśląc długo zaczęła słuchać nauczyciela przy czym zabrała się do roboty. Po długim i spokojnym opiekowaniem się żmijoptakiem Maria zobaczyła że zwierze się do niej przywiązało -Wiesz co może nadać ci imię? zobaczyłaś jak zwierzak pokwikuję lekko głową dają ci znak że rozumie młodą krukonke która lekko zarumieniła się i uśmiechnęła -Nazwę cię Vivan. Zwierze wyglądało na zadowolone a Maria zadała pytanie profesorowi - Profesorze mogę ją zatrzymać?
Puchońskie dziewczę ledwo co doczłapało się do polany i od razu klapnęła sobie na drewnianą ławkę. Przywitała się jednak uprzejmie z profesorem i do końca wykładu siedziała sobie spokojnie i grzecznie jak na prawdziwą puchonkę przystało. Robiła nawet notatki! Dobry humor zaczął ją dopiero opuszczać gdy wyłapała jedno słów psora. A raczej całe zdanie, dzięki któremu Sara momentalnie zbladła jak płótno i wychyliła się do przodu by na pewno się upewnić, że będzie skazana na opiekowanie się ŻMIJOPTAKIEM. Rozumiecie? Czymś wężowatym, paskudnym, łuskowatym co syczy, gryzie, ma jad i kły i Sara się go przeokropnie i panicznie boi! Omal nie zemdlała gdy jej oczy ujrzały coś co wyglądało tak samo paskudnie jak brzmiało i przełknęła ślinę. Chwiejnym, niepewnym krokiem podeszła do klatki - chociaż gdyby mogła to najchętniej by zawróciła i poszła w długą. Wyciągnęła różdżkę i wycelowała w owe zwierzątko (przecież nie weźmie tego czegoś na ręce!) by go jakoś przelewitować. Jednakże nie zdołała nic zrobić bo te dosyć brzydkie wężowe stworzenie zasyczało na nią na co Sara spanikowana, odskoczyła do tyłu i niemalże wpadła na profesora. Zmierzyła groźnym spojrzeniem magiczne zwierze i wymamrotała coś pod nosem. Zwierzęta ją dziwnym trafem nie lubiły. Głupie ubzdurały sobie, ze Sara patrzy na nie jak na składniki do eliksirów. Pff też coś! Odwróciła się jednak do profesora i poczynając wyłamywać swoje palce, wskazała brodą na to coś żmijo-podobnego co właśnie w tej chwili złośliwie się do niej szczerzyło. - Panie psorze nie ma pan czegoś co nie przypomina węża? Albo czy można być zwolniony z opieki nad tym.. tym czymś? To mnie cholerstwo użre. - jęknęła błagalnie i odsunęła się od żmijoptaka bo.. jeszcze naprawdę zemdleje i co wtedy będzie? Kostka I: 2 Kostka II: 3
Tanner nie zdawał sobie sprawy, że jakikolwiek nauczyciel może wymyślić coś tak durnego. Jakby jeszcze tego wszystkiego było mało, Sfinksa, OWUTemów. Ktoś jeszcze musiał im dorzucić jakieś dziwne zwierzątko, żmijoptaka, które nie jest ani miłe, ani przyjemne, do opieki. Czy to jakaś kpina? Chapman obawiał się jednak, że nie. Gdy pojawił się na lekcji i usłyszał, co mają zrobić, chciał wiać. Uciekać jak najszybciej, uciekać gdzie pieprz rośnie. Jednak gdy zdecydował się na to w stu procentach, profesor właśnie wciskał mu żmijoptaka w jego ręce. Zrezygnowany Tanner powędrował w stronę zamku z nowym zwierzaczkiem, próbując się zastanowić, co to paskudztwo będzie żarło i co zrobić, żeby nie umarło przez ten czas, w którym będzie się nim opiekował.
Te zajęcia zapowiadały się bardzo ciekawie. Brakowało mu ostatnio czegoś w tym stylu, kontaktu z naturą bo ostatnio tylko siedział w klasach zamiast na świeżym powietrzu. Z resztą lubił zwierzęta więc te zajęcia były czymś fajnym dla niego. Kiedy dotarł na miejsce musiał przyznać, że klatka wyglądała intrygująco. Kompletnie nie spodziewał się, że przez dzień będą musieli zajmować się zwierzakiem! To dla niego była nowość bo może i lubił zwierzęta ale nigdy żadnego nie miał. No nie licząc sowy. Kiedy dostał przydzielonego zwierzaka pożegnał się z profesorem i znajomymi i odszedł. /zt
W końcu zajęcia z opieki nad magicznymi zwierzętami! Akurat to Nina baaaaardzo lubiła. No i miała okazję spędzić więcej czasu na świeżym powietrzu. Była pozytywnie zaskoczona kiedy okazało się, że tematem zajęć są młode żmijoptaki. To takie okrutne, że matka je zostawiła, Nina była tym szczerze oburzona. Ale miała nadzieję, że opieka wyjdzie jej jak najlepiej bo w końcu uwielbia zwierzęta i co mogłoby pójść nie tak? Zadowolona wzięła zwierzaka i opuściła zajęcia. /zt
Białowłosa jak zwykle w ogóle się nie spieszyła, by zdążyć na zajęcia i tym razem nie udało jej się wyrobić, zanim przyszedł nauczyciel. Lindsey pojawiła się na lekcji w środku wypowiedzi profesora, ale udało jej się usłyszeć część wykładu na temat żmijoptaka. Gdy usłyszała, że będą mieli za zadanie opiekę nad tymi milusimi zwierzątkami, westchnęła. Co prawda lubiła ONMS i same zwierzęta, ale czy zaliczał się do nich ten dziwny stwór, tego nie była pewna. To tylko jeden dzień, dasz sobie radę, powtarzała w myślach, ale gdy wzięła stworka na ręce, już czuła, że nie za dobrze jej pójdzie. Widocznie magiczne zwierzęta nie lubią jej tak, jak ona lubi je.
Nieco speszył ją widok Withmana. Miała nadzieję, że nauczyciel nie pamięta już o jej wpadce na transmutacji. Jej cichym marzeniem było tym razem nietrafienie do skrzydła szpitalnego po zajęciach z nim. Duża, zakryta klatka za jego plecami nie zwiastowała jednak niczego dobrego. Ivy usiadła na trawie zgodnie z poleceniem nauczyciela, który zaczął już zajęcia. Kiedy ściągnął wreszcie materiał z klatki, oczom Ivy ukazały się małe, upierzone stworzonka. Całkiem słodkie na pierwszy rzut oka. Czar prysł, kiedy Whitman znowu zaczął mówić. Czy on próbował ich pozabijać? Niezwykle groźne… Żmijoptaki… Ivy całkiem lubiła uczniów ze slytherinu. Ba, przepadała nawet za niektórymi, ładnymi ślizgonkami. Umówmy się jednak, że zabawa z wężami w jakiejkolwiek formie nie mieściła się na skali jej ulubionych zajęć. Właściwe nie mieściła się na żadnej skali dotyczącej panny Haden. Nie wspominając już o ptakach… Z dużą dawką sceptycyzmu weszła do klatki za Whitmanem i innymi. Może i wypracowanie wyjdzie jej całkiem nieźle, ale to z pewnością nie ona wykaże talent do opieki nad tym stworzonkiem. Kochała zwierzęta… te puchate, przyjazne i udomowione. Dlaczego, do diabła, Whitman zdecydował się na żmije?! Skrzywiła się lekko, biorąc na ręce małą, pokraczną bestyjkę. Zwierzątko wydało dziwny, chrapliwy dźwięk. - Spoko – mruknęła Ivy. – Ja też za tobą nie przepadam. Szybko odwróciła się na pięcie, przyciskając do piersi opierzonego stworka i powędrowała wprost do zamku.