Na samym skraju błoni, tuż gdzie już zaczyna się las znajduje się przestronna polana. Została ona przeznaczona do prowadzenia na niej zajęć z Opieki Nad Magicznymi Stworzeniami. Nauczyciele często z zaczynającego się tuż niedaleko lasu, przyprowadzali przeróżne zwierzęta. Na polanie znajdują się także poukładane pnie, na których uczniowie zwykli siadać w razie długiej, teoretycznej lekcji.
Opis zadań z OWuTeMów:
OWuTeMy - ONMS
Idziesz na polanę, być może się denerwując, a być może nie. W każdym razie w tym momencie ważą się Twoje losy jeżeli chodzi o ten egzamin. Wybrałeś Opiekę Nad Magicznymi Stworzeniami. Dobrze. To jedyny egzamin prowadzony na świeżym powietrzu. Stajesz więc na środku polany, przed Tobą znajduje się stolik, przy którym siedzi znana Ci Mist Pober oraz dwoje nauczycieli ze Szkoły Magii Drakensberg. Jeżeli jesteś z tej szkoły i ucieszyłeś się, że będziesz mieć fory, to niestety, ale muszę Cię zawieść, bowiem oboje wyglądają na takich, których nie wzruszyła Twoja obecność. To Twoja komisja, która skrzętnie wszystko notuje za pomocą samopiszących piór, więc mają mnóstwo okazji do przypatrywania się Tobie i słuchania tego, o czym mówisz. Także dobrze się zastanów nad odpowiedziami i czynami! Nie zapomnij się także przedstawić na początku. Na biurku oprócz pergaminów i kałamarzy stoją dwie czary, z których unosi się czerwony dym. Na jednej z nich świeci się napis „teoria”, na drugiej zaś „praktyka”. Komisja wyjaśnia Ci, że musisz wylosować jedno pytanie z tej pierwszej i jedno zadanie z drugiej. Możesz zacząć od którejkolwiek chcesz. Gdy sięgasz po kartkę i ściskasz ją w dłoniach, ta zamienia się w coś na kształt wyjca, który jednak nie krzyczy, tylko spokojnie zadaje Ci pytanie bądź wyznacza zadanie. Jak Ci poszło?
Zasady: Rzucasz czterema kostkami w specjalnym temacie do rzutów na egzaminy zgodnie z zasadami owutemów oraz rzutów. W tym temacie powinien pojawić się post z przeżyciami oraz działaniami postaci oraz specjalny kod, podany na dole posta.
Oceny: Ocena z egzaminu to suma punktów za pierwsze i drugie zadanie (plus dodatkowe punkty) według następującej rozpiski: 2-3 - Okropny 4-5 - Nędzny 6-7-8 - Zadowalający 9-10 - Powyżej Oczekiwań 11-12 - Wybitny Dodatkowo, za każde 8 punktów w kuferku z ONMS można dodać +1 do punktów.
Opis zadan:
teoria:
Pierwsza kostka:
1 – Jak należy postępować z hipogryfem? 2 – Scharakteryzuj jednorożca i wyjaśnij, czym skutkuje zabicie tego stworzenia. 3 – Czym sidhe różni się od elfa? Jaki dar można spotkać u sidhe? 4 – Wymień trzy gatunki trolli i opisz je. 5 – Podaj dwie inne nazwy nereidów i opisz ich wygląd. 6 – Czym jest iglica i jak się przed nią bronić?
Druga kostka:
Oznacza ilość punktów, otrzymanych za odpowiedź. 1 to odpowiednio 1 punkt, 2 - 2, itd.
praktyka:
Pierwsza kostka:
1 – Dosiądź hipogryfa. 2 – Wybaw niuchacza z kryjówki. 3 – Znajdź i zamroź jaja popiełka. 4 – Nakarm salamandrę i zapewnij jej bezpieczne miejsce (ogień). 5 – Odróżnij szpiczaka od jeża i zdobądź jego igły. 6 – Zajmij się młodym psidwakiem i usuń mu ogon specjalnym zaklęciem.
Druga kostka:
Oznacza ilość punktów, otrzymanych za wykonane zadanie. 1 to odpowiednio 1 punkt, 2 - 2, itd.
Na końcu posta należy dodać następujący kod:
Kod:
<retroinfo>Kuferek - ONMS:</retroinfo> wpisz ilość punktów w kuferku z tej dziedziny <retroinfo>Wyrzucone kostki - teoria:</retroinfo> wpisz kostki za teorię <retroinfo>Wyrzucone kostki - praktyka:</retroinfo> wpisz kostki za praktykę <retroinfo>Suma:</retroinfo> wpisz sumę kostek opisujących punkty za praktykę i teorię oraz ewentualnych punktów bonusowych za punkty z kuferka <retroinfo>Ocena:</retroinfo> wpisz ocenę <retroinfo>Strona - losowania:</retroinfo> Wpisz stronę z odpowiedniego tematu, na której były losowane kostki
Autor
Wiadomość
Madeleine Ford
Wiek : 24
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 170
C. szczególne : brunetka,migdałowo-orzechowe oczy,piegi które dodają uroku,specyficzny prawostronny uśmiech,mały niebieski kolczyk w wardze po lewej stronie.
Tak wiec Gryfonka poszła w głąb polany, w stronę lasu. I na jego skraju przedarła się przez chaszcze i dotarła do klatki z jakże uroczym stworzonkiem jakim była akromantula Stając przy ogromnej klatce i na dosc odpowiedniom odleglosc akromantuli. Czy jest dosyć odurzona specjalnym eliksirem, bo nie wiadomo co może taka zrobic chyba nikt by nie chcial zawitac w szpitalnym skrzydle - dodała uśmiechając się lekko. Skoro to maja byc zajęcia i służyć abyśmy sie oswoili jej widokiem oraz przekonali się, że zucenia odpowiedniego zaklęcia może być tragiczne i miec skutki. No dobra będziemy zebrać jad akromantuli. Zadanie jest trudne i tym, którym się uda. Jesli sie uda i przezyją. Praca w grupie i to to w dodatku z Gryfonkom. Podeszła do kolezamki i uśmiechnęła się ciepło - jak mamy byc razem to Isolde i Madeleine -odparla po czym Wyjęła różdżkę i podeszła do akromantuli.-wymówiła tak dobrze zaklęcie jak umiała, ale z tego wszystkiego pewnie coś przejezyczyła,spogladała na wystraszoną akromantule ktora wbija swoje odnóże w rękę i zadaje głęboką ranę.
Isolde Bloodworth
Wiek : 30
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 177 cm
C. szczególne : zjawiskowo długie nogi, blizna na prawym boku, arystokratyczny akcent, tytanowy pierścień (pierścień działania)
Isolde spojrzała na Madeleine niepewnie. Nie żeby nie wierzyła w jej zdolności, ale jeśli chcesz, żeby coś zostało zrobione dobrze, zrób to sam, więc najchętniej osobiście rzuciłaby zaklęcie na akromantulę. Spojrzała z ciekawością na tego ogromnego pająka i doszła do wniosku, że wolałaby go nie spotkać w innych warunkach. Z bezpiecznej odległości i zza krat było to bardzo interesujące przeżycie, Isolde zawsze pasjonowało wszystko, co miało związek ze zwierzętami. Urocze stworzonko, nie ma co. Wzięła pojemnik, rękawice i podeszła do klatki, mając cichą nadzieję, że Madeleine podoła zadaniu. Niestety, coś nie wyszło, bo akromatula zamiast zostać unieruchomiona, zraniła Is boleśnie w rękę. Dziewczyna krzyknęła, po czym zacisnęła zęby. Spróbowała zebrać choć trochę jadu, na próżno, nie udało jej się zdobyć ani kropli. Kręciło jej się w głowie i czuła gorącą stróżkę krwi cieknącą po ręku. Dobrze, że nie należała do osób, które tracą głowę. Miała nadzieję, że nauczycielka przygotowała jakieś opatrunki, bo jeśli nie, trzeba będzie podrzeć szalik, którym omotała sobie szyję, i zrobić z niego prowizoryczny bandaż.- Godryku, za co...- syknęła przez zaciśnięte zęby.
Już myślała, że dziś będzie spokój, że już nikt nie przylezie jej irytować, że w spokoju sobie z Janeczkiem postoją, żeby później jakieś niebezpieczne czary mary robić, jeśli nauczycielka w ogóle ma zamiast się tu pojawić. A tu ktoś się do niej odezwać musiał! No kpina jakaś po prostu! Postanowiła całkowicie go zignorować, nawet nie chciała na Bennetta patrzeć, ale nie mogła się powstrzymać. Posłała mu mordercze spojrzenie spod grzyweczki i zaciśnięte, blade piąstki, włożyła do kieszeni. Wolała ograniczyć ruchy, żeby przypadkiem Cedriczkowi nie przywalić. Tak po prostu. Za ten irytujący uśmieszek i miłość do ojczyzny. Teraz już nawet nie była w stanie przypomnieć sobie, kiedy jej nienawiść do niego się zrodziła i właściwie dlaczego. Była złym człowiekiem! Wiedziała to! Wszyscy to wiedzieli! Powinni od niej uciekać, a nie sobie podchodzić i się jeszcze witać. Niech sobie chłopcy prowadzą męskie rozmowy o pierwszym zaroście na klacie, ona popatrzy, jak wydeptana trawa rośnie. I w końcu Kimberly się pojawiła, coś mówiła, ale Karton nie czuła obowiązku słuchania, połowa słów do niej nie docierała, pewnie dlatego, kiedy już różdżkę wydobyła z dziury w szacie, stała kilka sekund, patrząc się na potworne stworzenie w klatce, jakby opóźniona była. A tu żartów nie było! Musiała się skupić w końcu, zrobić coś, przecież nie chciała przypadkowo Janeczka zabić. Należał do wąskiego grona istot, które tolerowała! Biorąc się w garść, rzuciła w końcu zaklęcie. Rezultat jej nie zadowolił. Jakaś siarczysta wiązanka padła z jej ust i posłała krukonowi przepraszające spojrzenie. Biedny ten Janeczek! Ciągle się mu coś dzieje! Gdyby jakaś głupia, wychudzona puchoneczka tu byłą, to pewnie by go uratowała, ale puchoni za głupi i tchórzliwi byli na takie niebezpieczne lekcje! Hehe.
Po wysłuchaniu tego co miała im do powiedzenia Wright, pewny siebie Bennett posłał tylko Carter milutki uśmiech, pomachał do niej i do Janka, po czym odszedł od nich na parę metrów, podchodząc do Camille. W ogóle rety, jaki rewelacyjny temat lekcji! Jak dobrze, że Cedric nie dał się zdemotywować i pomimo dziwacznego zajścia pomiędzy nim a profesor Wright, postanowił dalej nieugięcie uczestniczyć w wykładach. I zamierzał zostać najlepszym studentem w grupie, ot co! Dzikie zwierzęta, to jest to, no. Na lekko zaniepokojone spojrzenie Camille, Cedric odpowiedział przelotnym uśmiechem. Och, jasne, że pamiętał, że to właśnie przez wątpliwej jakości współpracę ich relacje się nieco popsuły, ale halo, teraz już nie będą powtarzać swoich błędów, prawda? Znaczy cóż, nie wiadomo co Bennettowi nagle może do postrzelonego łba wpaść. Jeśli nagle stwierdzi, że powinni zrobić tak, a Camille obstawałaby przy innej opcji... następny konflikt gotowy, hehs. W każdym razie dobrze, że Cami postanowiła być ugodowa. - Tak, znowu razem - odparł, a jego uśmiech się poszerzył. Wbrew pozorom wcale nie był on tak bardzo ironiczny! Tylko... troszkę. - No cóż, takie rzeczy po prostu zostawia się zawodowcom! - dodał jeszcze wesolutko, ale zaraz jednak umilkł. Nie chciał wystraszyć naćpanej akromantuli! Ale cóż, święta racja, lepiej załatwić to szybko. Cedric również wyjął różdżkę i przygotował pojemnik, ale nawet nie zdążył zrobić z nich użytku, bowiem zaklęcie Camille coś jej nie wyszło i wściekły pająk mutant zaatakował Bennetta, wbijając swoje odnóża boleśnie w jego rękę. Mimo to, krukon taki był sprytny, że trochę jadu akromantuli zebrać mu się udało! Zaraz szybko odskoczył od pająka, zaciskając zęby z bólu. - Świetne zaklęcie Camille! - wycedził (CED WYCEDZIŁ HEHE... dobra, nie czytajcie tego) w kierunku dziewczyny. Zaczęły latać mu mroczki przed oczami, ale dzielnie wręczył krukonce pojemniczek z nikłą ilością jadu w środku. Teraz to już tylko marzył o wizycie w skrzydle szpitalnym, tak!
Ioanni zaczął się niecierpliwić. Ileż można czekać na jedne, durne zajęcia? Wcale nie chciał z nikim rozmawiać, ale skoro już porwał Carter i coś tam w jej kierunku wybąkał, to wypadałoby kontynuować, choć wcale nie miał na to najmniejszej ochoty. - Tak, tobie, głąbie kapuściany - powiedział do niej jakże słodko i potargał nieco jej włoski, czysto przyjacielsko, z nutką sympatii oczywiście. Na szczęście, a może i nie, zaczęli się zbierać inni studenci, więc Gavrilidis nie czuł się już w obowiązku, aby podtrzymywać rozmowę. Przywitał się ze swoim kumplem, z Camille oraz jakąś nieznaną mu gryfonką, a zaraz potem wreszcie przyszła nauczycielka. Wysłuchał skwapliwie tego, co miała do powiedzenia i ruszył za grupą w cudowne chaszcze. Kiedy dostrzegł akromantulę przeszedł go lekki dreszcz. Nie chciałby takiego bydlaka spotkać na swojej drodze, zdecydowanie. On tam zresztą się nie zapuszczał w tereny zakazanego lasu, to była głupota, a nie wielka odwaga i hispterstwo. Ale ludzie byli tępi, niestety, on na to wpływu nie ma. Kiedy okazało się, że mają zebrać jad temu milusiemu stworzonku, spojrzał na Wright trochę jak na idiotkę, no ale cóż, dyskutować nie zamierzał. Raczej od niechcenia podszedł do skrzynki, by zebrać rękawice i pojemnik i przystąpić do działania. Odpowiadał mu taki podział ról, bo gdyby to on, Jan Mistrz Zaklęć miałby rzucać nimi w pająka, to Wilson z pewnością zostałaby przez niego zabita na miejscu. Liczył, że krukonka jest lepszą czarodziejką, jednakże szybko się przekonał, że się przeliczył. I to była bolesna lekcja. - Kurwa - mruknął, kiedy szczypce przecięły skórę, a on szybko zebrał trochę jadu do pojemnika i wyciągnął bolące łapsko. Do tego dołączył kilka greckich przekleństw, a zaraz potem wcisnął fiolkę blondynie w parze. Nauczycielka szybko wysłała wszystkich poszkodowanych do skrzydła szpitalnego, więc Ioanni poszedł wraz z nimi.
z/t poszkodowani uczennice + Camille mogą dalej coś pisać.
Madeleine Ford
Wiek : 24
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 170
C. szczególne : brunetka,migdałowo-orzechowe oczy,piegi które dodają uroku,specyficzny prawostronny uśmiech,mały niebieski kolczyk w wardze po lewej stronie.
Gryfonka spojrzała niepewnie na pająka,stanęła w bezpiecznej odległości. Od zawsze pasjonowało wszystkie zwierzęta. czy to domowe czy tez dzikie ale sa za to urocze Chwyciła wiec szybko pojemnik, rękawice i podeszła do klatki, a jak że podoła zadaniu. Spróbowała zebrać choć trochę jadu,Łał udało mi się zebrać jad.- i to za pierwszym razem usmiechneła sie wesoło -Ja mam kilka opatrunków w kieszeni, wiec nie będzie potrzebny szalik-rzekła i spojrzała na kolezanke ktora wlasnie sie wybierała do szpitalnego skrzydła
O Roveno... Porażka na całej linii. Na jej twarzy wymalowało się istne przerażenie kiedy na jej oczach pająk zaatakował Ceda. Trzeba było zostać w dormitorium! Wszystko ostatnio zawala. Żeby tak prostego zaklęcia poprawnie nie wykonać? I to na poziomie uczniowskim? Camille... Zapuszczasz się. - Ced... Przepraszam... - Powiedziała zmieszana, ale raczej te słowa niewiele mogły mu pomóc. Kolega jej tu prawie schodzi z jej winy, a ona rzuca "przepraszam". Serio umiesz pocieszać ludzi Alice... Wzięła pojemniczek od Benneta i założyła rękawiczki. Może przynajmniej uda jej się zebrać jeszcze trochę jadu. Albo ewentualnie akromantula ją zażre. Aż chwilowo zastanawiała się która opcja będzie lepsza. Nic tylko zapaść się pod ziemię... Zacisnęła zęby i włożyła rękę do klatki. Łał. Chociaż jeden sukces dzisiejszego dnia! Udało jej się zapełnić pojemniczek jadem nie tracąc przy tym żadnej z kończyn! Oddała zdobycz nauczycielce i zniknęła w zaroślach, kierując się w stronę zamku.
z/t
Madeleine Ford
Wiek : 24
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 170
C. szczególne : brunetka,migdałowo-orzechowe oczy,piegi które dodają uroku,specyficzny prawostronny uśmiech,mały niebieski kolczyk w wardze po lewej stronie.
Kiedy lekcja zakończyła sie pozbierała swoje rzeczy. Była dość zaciekawiona. Jak można wnieść na teren Hogwartu choćby agromantule, skoro są takie niebezpieczne i nielegalne. Wreczyła nauczycielce pojemnik z jadem a rekawiczki odłozyła na miejsce. Rzucając jeszce raz krótkie spojrzenie na oschodzące osoby również ruszyła w stronę zamku, a potem w stronę dormitorium
Pierwsza? W porządku. Nie miała z tym problemu. Przyszła ze swoim kochanym zwierzątkiem, którym był szczuroszczet. Zaprawdę uroczy zwierzaczek. Laila poleca, jeśli komuś marzą się pogryzione poduszki, rozerwane ubrania czy coś. Musiała to ukrywać przed Ulką, bo ona z przyjemnością przyniosłaby takie szaleństwo i Laila musiałaby się liczyć z obecnością czegoś takiego. Az się jej niedobrze robiło na samą myśl, ale zdarza się. Trzeba przeżyć. Trzeba będzie jakoś zagadać Litwinkę. Otóż to. Ale tym będziemy się przejmować potem. Skoro już na całe szczęście udało się szczuroszczeta przytrzymać przy życiu i wciąż był dziki, to Laila wolała uznać ćwiczenie za dobrze wykonane. Opieka Nad Magicznymi Stworzeniami to nie było to, co tygrysice lubią najbardziej, ale Laila niestety musiała tutaj przybyć. Troll jej nie interesował. Może udałoby się ugrać coś wyżej. Kto wie. Na razie stała tu sama. Delikatny chłód zmusił ją do tego by mocniej otulić się szatą. Klatkę ze zwierzakiem postawiła trochę dalej od swoich stóp ze względu na strach związany z przegryzieniem jej obuwia. Ostatnie z tych, które można założyć do mundurka. Oczywiście pomijała dziesięć par trampek. To się przecież nie liczy. Liczy się natomiast to, że jest impreza i jakoś to wszystko przeżyła. W sensie ten rok. Uh. Westchnęła oglądając się za siebie. Czy ktoś jeszcze przyjdzie?
Za to Dahlia przybyła druga! Co wcale nie było łatwe, bowiem na ostatnich zajęciach wylosowała... kuguchara. Z jednej strony uznała, że fajnie, bo ma już Pana Gryfka, a zatem powinna wiedzieć wszystko na temat tego stworzenia. I w teorii powinno pójść wszystko pięknie i gładko, ha! Jednakże, po raz kolejny okazało się, że teoria miała być daleka od praktyki. Bowiem kiedy tylko pokazała swojemu pupilowi jego nowego kolegę, którego co więcej nazwała Panem Chrisem (eheheheh, to było silniejsze od niej! Nie ma Shivera w jej życiu, to chociaż na chwilę będzie mieć kuguchara o jego imieniu. SPRYTNE TAK BARDZO, ŻE AŻ WCALE), to... dwa kociaki nagle zaczęły na siebie pfyfać i w ogóle rozgorzała niemalże walka! Nim się Slater spostrzegła, a te rozrabiaki zaczęły się drapać, a potem biegać jak oszalałe po całym dormitorium. Pan Chris uciekał jak mógł, ale Pan Gryfek go gonił, jakby tamten wszedł na jego terytorium! O GODRYKU, ile się nasza gryfonka musiała nabiegać, aby ich dorwać! Po którejś godzinie myślała, że nogi jej odpadną. Jeszcze jak ktoś opuszczał swoje dormitorium, to one tam wskakiwały, więc i ona musiała tam biec, porozwalały tysiące rzeczy i ogółem to była jedna, wielka masakra. Potem zaś próbowała ich rozdzielić, a potem na nowo zaprzyjaźnić, ale oni chyba mieli inne poglądy na ten temat. Próbowała jeszcze parę razy, ale nic. Musiała się nimi zajmować osobno, co nie było prostym zadaniem, zważywszy na to, ze miała swoje sprawy na głowie i mało czasu. I to właśnie z ich powodu nie miała najlepszego humoru ostatnimi czasy. Nic jej nie wychodziło, a wszystko się psuło, bo była durną gryfoneczką i ogółem to miała ochotę zamienić się w kogoś zupełnie innego i zacząć życie od samego początku. Wszyscy ci, którym bardziej na niej zależało zastanawialiby się, gdzie ona się podziewa, a ona by umarła, tak o, wewnętrznie. Zewnętrznie byłaby może jakąś miłą, odpowiedzialną osóbką, której można byłoby zaufać. A nie Dahlią. Po prostu Dahlią. - Cześć - przywitała się niemrawo z Lailą, by ostatecznie klapnąć sobie na zimnej trawce, odstawiając klatkę z Panem Chrisem. Podparła głowę na łokciach w oczekiwaniu zajęć.
O, a nasza wspaniała i jedyna w swoim rodzaju Scarlett wylosowała Lelka Wróżebnika! Wpierw się zastanawiała, cóż to za stworzenie i spojrzawszy na wychudzonego ptaka w klatce, skrzywiła się z niezadowoleniem. Miała nadzieję na jakieś bardziej ujmujące stworzenie, niż jakiegoś kościstego ptaka, który nawet nie wiadomo, co robi. Odebrała go jednak od nauczycielki, jak przyszła, wspaniała matka, ale już niemalże do końca zajęć siedziała rozczarowana. Dopiero, kiedy się okazało, że jej cudowny Cedric przyszedł na jej lekcję ONMS i ba, wylosował to samo, to dopiero wtedy się rozchmurzyła! Bo dzięki temu mogli się razem opiekować swoimi istotami magicznymi. Jego ptak nazywał się Lelek, a jej Wróżebnik, prawda, że słodko? Chociaż to nie najlepsze określenie, bo według Saunders wyglądały, jakby je ktoś wyłowił ze ścieku, w dodatku niedożywione, ale to nic. Dzielnie dzieliła ze swoim chłopakiem trudy i znoje takiej odpowiedzialnej pracy, jak opieka nad zwierzęciem! Na początku wkurzał ją także ten ich jazgot, ale w końcu się przyzwyczaiła. Zamykała je w jakiejś łazience czy coś i spokojnie sobie spała, bez żadnych przykrych niespodzianek! Oczywiście trzymała je w klatce, choć raz kiedy wszystko pozamykała i stwierdziła, że mogą latać, to... były bardzo grzeczne! Ale to zapewne dlatego, że są nieśmiałe. Tak, tak, ślizgonka czytała co nieco o swych podopiecznych i całkiem nieźle sobie radziła. A przynajmniej ona tak twierdzi, bo zapewne się okaże, że pomyliła ich pokarm albo coś. No worry. Przyszła teraz, umawiając się z Bennettem, że pójdą razem na lekcję, skoro już się tak dzielnie nimi wspólnie opiekowali! I dlatego szli sobie raźno, o czymś tam gadając do siebie. Kiedy dotarli na polanę, SMS przywitała się z Lailą, a tej drugiej to nie kojarzyła (hehe, interakcje z własnymi postaciami, pozdro 600), więc się nawet nie kwapiła do podchodzenia tam. Zresztą, ona siedziała, a blondynka stała, więc NIE BĘDZIE SIĘ ZNIŻAĆ DO JEJ POZIOMU eheheh. A tak serio, to coś jej świtało, że to jakaś niby przyjaciółeczka jej męskiego mężczyzny, ale i tak nie zamierzała się z nią spoufalać.
Ach, cóż za pilna uczennica była z tej Effie Fontaine w ostatnich czasach! Chodziła na każde zajęcia, nie spóźniała się, dyskutowała z profesorami, zdobywała punkty. Nic, tylko ją chwalić! Pomysł z zaadoptowaniem zwierzęcia na tydzień bardzo się jej spodobał w chwili, gdy pierwszy raz zobaczyła swojego kuguchara. Chociaż w trakcie już tego czasu jej miłość do zwierzęcia malała równomiernie do pojawiających się na jej skórze nowych zadrapań. Jej nadgarstki wyglądały teraz jakby miała problemy emocjonalne i wieczorami się cięła. Tym bardziej w dniu, w którym była lekcja, bowiem tuż przed zajęciami postanowiła uczesać swojego nieznośnego Kuguchara (swoją drogą tak właśnie się do niego zwracała, uznała, że Kuguchar a w przypływie uczuć Kuguś, to świetne imię), a który przyjął to ze sporym niezadowoleniem. Cóż, nie mogła go przecież oddać takiego skołtunionego! Musiał przecież wyglądać na pięknego i szczęśliwego. Eff założyła na siebie mundurek, a do tego piękne, zielone kalosze, chroniące ją przed tymi deszczami, które ostatnio zalewały ich błonia. Na głowę włożyła czarny kapelusz, który miał dodatkową właściwość, otóż wisiało na nim zaklęcie odbijające krople ewentualnego deszczu. Kociaka natomiast wzięła na ręce i poganiając Merlina, by szybko szli, bo inaczej jej zwieje, ruszyła w stronę błoni. Mimo, iż była z kotem, postanowiła, że szybko zapali papierosa. I właśnie, gdy próbowała go odpalić, jej dziki Kuguchar wściekł się i zwiał jej ruszając w pogoń po największym błocisku jakie tylko mogło znajdować się przed szkołą. Jak Eff pięknie zaklęła, to nawet nie będę przytaczać! Pierw ruszyła za nim i po dobroci chciała go zabrać, ale ten mały dzikusek zaczął jej dalej uciekać. Była zmuszona złapać go na magiczne lasso! A potem przez dobre kilka minut usuwać mu plamy zaklęciami. Naprawdę, panna Fontaine z ulgą odetchnęła, gdy wraz ze swoim kuzynem i ich podopiecznymi znaleźli się w końcu na polanie o onms. Powinna dostać wybitny!
Favian przez bity tydzień musiał karmić memortka, więc miał nadzieję, że cokolwiek dostanie za ten nadludzki wysiłek. Nigdy nie miał dobrej ręki do zwierząt. Chyba, że do obleśnych robali. Uwielbiał karmić swoje małe obleśne stworzonka, chociaż nie miał w zasadzie pożywienia, które faktycznie jest dla nich, czyli zgniłego człowieka. Ale starał się jak mógł. W końcu jego kochane zwierzątka musiały przeżyć. Na szczęście sprytny krukon rzucił na nie zaklęcie niewidzialności i schował pod łóżko. Więc nawet jakby ktoś tam zajrzał, nie zobaczyłby, że tak naprawdę cały pierwszy rok studencki Ravenclawu śpi w pokoju z bandą obleśnych robali, które normalnie powinny zjadać gnijące ciała w trumnach, a nie być hodowane (więc pozdro dla JANKA). Wątpię, że mieszkańcy by się szczególnie ucieszyli ze swoich sąsiadów mieszkających pod Favianowym łóżkiem. W każdym razie Whinery wziął klatkę ze swoim bardzo nudnym w porównaniu do obleśnych larw memortkiem i poszedł na lekcję. Było chłodno i niespecjalnie przyjemnie. Favian założył oczywiście elegancko mundurek, bo przecież był grzecznym, miłym krukonem, nie żadnym obleśny sadystą czy coś w tym stylu. Na polanie były już trzy dziewczyny i dwójka wili, więc stanął gdzieś obok dziewczyn (bo wile za ładne, więc jakoś kiepsko) i postawił swoją klatkę na trawie. Jedyne na co miał ochotę związane z tym ptakiem, to zabić go, żeby zobaczyć, czy jeśli będzie miał wypruwane flaki i zacznie umierać, wciąż jest możliwe, że zaśpiewa wszystkie słowa, które słyszał w swoim życiu. Niezmiernie ciekawe. Póki co jednak stał sobie, opatulając się jak mógł swoją szatą, czy co tam noszą jak jest im zimno i czekał na nauczycielkę.
Keith Everett
Rok Nauki : VII
Wiek : 29
Czystość Krwi : 50%
Dodatkowo : Legilimencja i oklumencja, teleportacja
Memortek nie był aż takim złym przydziałem. Miał ładne niebieskie skrzydła, wydawał się całkiem spokojny (a akurat nie dla Keitha te dzikie stworzenia, co wszędzie uciekają), a na dodatek jadł równie mało co jego tymczasowy właściciel. Everett obserwował stworzonko robiąc mu różne zdjęcia, czytając o nim, acz ostatecznie wcale nie poświęcał mu tak wiele czasu jak zapewne inni uczniowie swoim zwierzakom. Memortek był dla niego jak ładna ozdoba na półkę przy łóżku i większego pożytku z niego nie widział. Na zajęcia Everett przyszedł z klatką przykrytą ciemną chustą. Pogoda była tak nieznośna, że narzucił na siebie jeszcze jeden z luźnych swetrów. Tak też opatulony, ruszył przez błonia, przemierzając błotniste pola. Gdy dotarł na polanę zebrało się tam już paru ludzi, między innymi znajdował się tam chłopak z jego domu, który najwyraźniej musiał wylosować to samo stworzenie co Keith. Postanowił do niego podejść by zadać pewne pytanie. - Hej, zabrałeś mu trochę piór do eliksirów? Zastanawiałem się, czy bardzo będzie widać, jak go trochę z nich oskubię - zapytał pierw spoglądając na klatkę swojego powiedźmy, że znajomego, następnie podnosząc odrobinę swą wychudzoną buźkę, by spojrzeć na nieco wyższego od niego studenta. Everett może i nie był jakimś geniuszem z mikstur, ale jednak posiadanie veritaserum do własnej dyspozycji było dość kuszącą wizją. Szczególnie, że Everett wprost uwielbiał wyciągać od innych prawdę siłą. A to legilimencją, a to eliksirkami!
Nikola wolnym krokiem szła na polanę do opieki nad magicznymi zwierzętami. Wylosowała Małego Psidwaka. To było dla niej wyzwanie. Zwłaszcza, że dziewczyna nie potrafi zaopiekować się samą sobą, a co dopiero zwierzątkiem! No ale cóż, jak mus to mus! Ma ona jedynie nadzieję, że zaopiekowała się nim wystarczająco dobrze! Nie zauważając nikogo znajomego, ani nikogo, kto zasługiwałby na większą uwagę schowała się gdzieś i zniecierpliwiona oczekiwała na nauczycielkę. Nie chciała zwracać również na siebie uwagi. Nie było jej to potrzebne.
Isolde Bloodworth
Wiek : 30
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 177 cm
C. szczególne : zjawiskowo długie nogi, blizna na prawym boku, arystokratyczny akcent, tytanowy pierścień (pierścień działania)
Isolde absolutnie nie przeszkadzał fakt, że wylosowała memortka. Ptaszek okazał się być wyjątkowo niekłopotliwym współlokatorem i mimo że się nie odzywał (i całe szczęście, bo znaczyłoby to, że jego żywot dobiega końca), dziewczyna zapałała do niego sympatią. Właściwie lubiła wszystkie stworzenia, miała do nich dobrą rękę i doceniała ich towarzystwo. Ostatnie dni były dla niej wyjątkowo ciężkie, więc przemawiała do ptaka z czułością, tłumacząc mu swoje poplątane emocje i zaglądając mu w oczy. Miał naprawdę inteligentne spojrzenie, w każdym razie panna Bloodworth pragnęła w to wierzyć. Klatkę trzymała mocno, bojąc się ją upuścić. Ostatnio ciągle coś tłukła, rozlewała albo przewracała, a nie chciałaby skrzywdzić małego memortka, którego nazywała Panem Rozmownym. Może niezbyt to oryginalne, ale nie miała lepszego pomysłu. W sumie jedynym dobrym pomysłem było wymazanie Czarka z pamięci, ale mniejsza o to, bo właśnie znalazła się na polanie do Opieki Nad Magicznymi Stworzeniami. Chyba trochę się spóźniła, ale czas ostatnio płynął jakby inaczej, bardziej chaotycznie.
Kiedy Issie dowiedziała się, że będą zajmować się magicznymi zwierzakami to strasznie się ucieszyła. Strasznie stęskniła się za czesaniem i głaskaniem swojego konika Ultrasila, który pewnie właśnie pasł się w Irlandii, więc stwierdziła, że fajnie byłoby mieć coś do wymiziania chociaż przez tydzień! Uważała, że to będzie świetna zabawa! Do czasu... Pech chciał, że spośród tej długiej listy wypadł jej akurat Kuguchar! Z miną cierpiętnicy wzięła tą klatkę i zaniosła do dormitorium trzymając jak najdalej od siebie. Mimo wszelkich środków ostrożności już po niecałej godzinie zaczęła niekontrolowanie kichać! Kuguchar to prawie to samo co kot, a nie od dziś wiadomo, że ona to ma okropną alergię na te zwierzęta! Tydzień ten był dla niej istną męką. Zbliżała się do Leo (bo tak tez nazwała tego potwora) tylko wtedy kiedy było to konieczne, żeby go nakarmić, czy coś, a i tak zużyła chyba tonę chusteczek i cud, że nie straciła nosa, czy czegoś, od tego ciągłego kichania... Zbliżając się na polanę trzymała potwora w klatce najdalej jak tylko sięgały jej ręce. Nie mogła się doczekać, aż w końcu się go pozbędzie! Rozejrzała się zastanawiając się do kogo podejść, ale bliżej to znała tylko Dahlię, więc wybór nie był trudny. Podeszła do Gryfonki, odstawiając klatkę jakieś dwa metry dalej. - Cześć! - Przywitała się i zaraz kichnęła. Będzie musiała wyprać cały swój dobytek, żeby pozbyć się tej całej sierści! Na szczęście jeszcze tylko ostaną jakieś oceny, czy coś i wreszcie zazna spokoju!
A Skyla to już w ogóle z radości skakała! Do jej obszernego zwierzyńca, który jeszcze jakimś cudem w tym dormitorium w ogóle jeszcze egzystował, dołączył memrotek, któremu nadała jakże wdzięczne imię MILIONER. I jak się okazało, Milioner zapałał ogromnym uczuciem do Aureli Farge! Przynajmniej według Quinley, bo tak naprawdę to dwa ptaki nie zwracały na siebie wielkiej uwagi. Ale! Żeby było jeszcze bardziej dziwacznie, Sky wyobraziła sobie, że Aurelia pała wielkim uczuciem do Fryderyka Donniego i tym sposobem, musiała odrzucić uczucie Milionera, który się załamał. Biedny, biedny Milioner! Zanim zasnęła, codziennie powtarzała mu, że ona i Himmelen, jej wiekowa sowa, która pochowana została na hogwarckich błoniach, trzymają kciuki za to, iż Aurelia Farge wreszcie zwróci na memrotka uwagę. Obawiała się tylko, że zanim to nastąpi, będzie musiała oddać Milionera nauczycielce! A tego ogromnie nie chciała, więc udała się na lekcje w prawdziwie bojowym nastroju. Rozejrzała się po zebranych już uczniach i studentach; z początku miała ochotę podbiec do Scarlett i jej chłopaka, który nie tylko nie był rzodkiewką, ale nie był też pasztetem! Zaraz jednak jej uwagę przykuł Favian i memrotek, bardzo podobny do Milionera! I chociaż trochę się jeszcze gniewała na Whinery'ego za zniewagę jej talentu fryzjerskiego, postanowiła łaskawie mu wybaczyć. Dlatego podbiegła do niego i do tego bardzo kościstego krukona, powodując iż Milioner w swojej klatce przeżywał lekkie trzęsienie ziemi. Ile atrakcji z tą Skylą miał, patrzcie państwo! - To jest Milioner - przedstawiła memrotka, energicznie podnosząc klatkę ze zwierzęciem i głaszcząc je po opierzonej główce. - Myślicie, że Wright pozwoli nam ich zatrzymać?
hehe, tak, Janek bardzo by się ucieszył z obecności wstrętnych robali!
Cóż, można by się rozpisywać na temat problemów życiowych Kimberly, bo byłoby nad czym, ale oszczędzę tego wszystkim, bo to lekcja, a nie posty towarzyskie! Dlatego ograniczmy się do faktu, iż nauczycielka po prostu była dziś w nie najlepszym humorze, choć dzielnie to maskowała. Zabrała wszystkie notatki, w torebkę zapakowała odpowiednie nagrody, które miała wręczyć uczestnikom jej lekcji i tak ruszyła na podbój zajęć. Niestety, nawet pogoda jej nie sprzyjała! Bo kiedy tak szła, to zaczęło padać, a nawet niekiedy grzmieć. Przyspieszyła więc kroku. Kiedy znalazła się na polanie, spojrzała automatycznie, czy nie stoją obok jakiegoś szalenie wysokiego drzewa, a potem rzuciła zaklęcie ochronne, które nie pozwalało na to, aby deszcz spływał na uczniów i studentów. No bo nie każdy miał magiczny kapelusz jak Effie, hehe. W każdym razie potem uśmiechnęła się do zebranych, by spojrzeć na listę. - Dzień dobry. Hm, nie ma Cassandry, Huana i Madeleine, a szkoda, bo mieli wam opowiedzieć o niuchaczach - powiedziała trochę zawiedziona, wciąż wpatrując się w kartkę. Źle też, ponieważ będzie ich sama musiała szukać po szkole, aby oddali jej zwierzątka, a szczerze mówiąc, nie chciało jej się. No ale jak mus to mus! No i nie zdobędą punktów, ocen, nagrody, niczego! Ech... - Ale to w takim razie ja wam o nich coś tam powiem - stwierdziła naprędce, po czym ponownie uśmiechnęła się dziarsko, choć to wszytko było tylko piękną maską, ale to nic. Zaraz potem zaczęła podchodzić do każdej klatki, by przypatrywać się zwierzątkom, którymi jej podopieczni mieli się opiekować. - Okej, więc zaczniemy po kolei od lewej*, niech każdy pokrótce opowie o tym, jak się zajmował swoim pupilem. Czym go karmił, czy się z nim bawił i tym podobne, nie musi być dużo - wyjaśniła, wskazując na pierwszą osobę. - Potem to sobie wszystko podsumujemy, nagrodzimy wszystkich i zaproszę was na coś - dodała nieco enigmatycznie, po czym spojrzała na osobę, która teraz miała mówić.
*od lewej - czyli, kto pierwszy napisze posta, ten będzie pierwszym od lewej, potem następna osoba napisze i tak dalej. To tylko tak zostało przedstawione, aby było bardziej "fabularnie".
RZUT KOSTKĄ w temacie z kostkami - czyli jak dobrze poszła ci opieka? 1,2 - kiepsko. Teraz można zauważyć, że zwierzątko jest nieco za chude/ma przerzedzoną sierść lub pióra/jest osowiałe itp. Wybierzcie jedną cechę. 3,4 - całkiem nieźle. Nie widać szczególnych uszczerbków na zdrowiu, zwierzę jest nawet zadowolone. 5,6 - rewelacyjnie! Zwierzę przy tobie odżyło. Wygląda nawet lepiej, niż tydzień temu! Gratulacje!
Isolde Bloodworth
Wiek : 30
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 177 cm
C. szczególne : zjawiskowo długie nogi, blizna na prawym boku, arystokratyczny akcent, tytanowy pierścień (pierścień działania)
Isolde uśmiechnęła się ciepło do swojego małego podopiecznego i zaprezentowała go Kimberly. Gdyby nie fakt, że memortek, to memortek, a nie na przykład kanarek, ptaszek z pewnością zacząłby radośnie świergotać. Jego piórka lśniły, a oczka błyszczały wesoło. Podskakiwał na drążku zamontowanym w jego klatce i trzepotał skrzydełkami, wyraźnie gotowy do lotu. Przestępował niecierpliwie z nóżki na nóżkę. Chyba nawet odrobinę utył, chociaż Isolde pozwalała mu latać po całym mieszkaniu. Nie liczyła na to, że nauczycielka pozwoli im zatrzymać zwierzątka, niemniej jednak było jej szkoda, że będzie musiała się rozstać z Panem Rozmownym, który osładzał jej ostatnie dni, które były wyjątkowo smutne i trudne dla naszej Gryfonki. - To jest Pan Rozmowny. Kupiłam mu cztery różne karmy, wybrał sobie jedną i tą mu podawałam. Próbowałam urozmaicić jego dietę, więc łapałam mu też gąsienice i pająki. Pająków nie ruszył, ale tłuste gąsienice pożerał w mgnieniu oka. Poza tym latał swobodnie po moim mieszkaniu. Dużo do niego mówiłam i... to chyba wszystko.
Ostatnio zmieniony przez Isolde Bloodworth dnia Pią Maj 24 2013, 21:12, w całości zmieniany 1 raz
Z Merlina Faleroy’a też był niesamowicie dzielny uczeń! W końcu bardzo mężnie chodził za kuzynką, by pojawić się na każdych zajęciach. Może dzięki temu uda mu się zdać do następnej klasy. Merlin był niesamowicie zafascynowany swoim zwierzakiem. Stał się na ten tydzień jego najlepszym przyjacielem! Jego szczutoszczet był milutki i fajniutki, możliwe, że dlatego, że tak się rozpasł, że nie miał siły uciekać, nawet kiedy Merl zostawiał go na chwilę samego. W każdym razie kiedy nadszedł dzień by go oddać, Faleroy niesłychanie się smucił. Dlatego gdy brnął z kuzynką przez deszczowe, okropne błonia miał bardzo kwaśną minę i klął co jakiś czas. Próbował nawet pomóc Effie złapać niesfornego kota, gdy ten jej uciekł (swoją drogą nie dziwne, że chciał zwiać wyglądał wyjątkowo marnie, pewnie ta okropna kobieta trzymała go w kiblu samego przez tydzień), ale poddał się, bo jeszcze jego zwierzątko by się zawieruszyło i to byłaby zaiste tragedia narodowa. Na szczęście Fontaine pamiętała, że jest czarownicą, więc sprawnie złapała swojego kotka. Dotarli do grupy i stanęli sobie razem, czekając na rozpoczęcie, a po krótkim wprowadzeniu nauczycielka znalazła się naprzeciwko Merlina. Wil uśmiechnął się do niej czarująco i zaprezentował jej szczuroszczeta, którego właśnie głaskał, trzymając go przy piersi. - To jest Janekdwa- przedstawił go najpierw spoglądając na swojego super przyjaciela. Szczuroszczet był po gruby, najedzony i zadowolony. – Kiedy go dostałem wybrałem się do sklepu, by kupić dla niego wszystko co potrzebne. Mam więc wciąż koło dziesięciu różnych karm, których Janekdwa nie zdążył jeszcze spróbować. Ma też swój domek, klatkę, drugą klatkę na chłodniejsze dni, smycz… W każdym razie codziennie z nim gadałem, jest niesamowitym słuchaczem, wychodziłem z nim czasem na spacery, karmiłem go jakoś… cztery razy dziennie, albo po prostu kiedy wyglądał na głodnego i myłem go każdego wieczora. Ma swoją specjalną odżywkę do sierści, by zawsze ładnie pachniał i miał mocne włoski, bez wypadania. Chroniłem też go przed tym potworem – powiedział pokazując na zwierzaka Effki.- By go nie zjadł z głodu. Faleroy zastanowił się czy coś jeszcze przyglądając się swojemu szczuroszczetowi. - Mogę go zatrzymać? – zapytał w końcu z promiennym uśmiechem. Co prawda jakby ktoś znał Merlina, wiedziałby, że pewnie za tydzień zwierzak zupełnie mu się znudzi, ale nauczycielka raczej tego nie wiedziała!
Dziewczyna rozejrzała się niepewnie i zdenerwowana spojrzała na swojego towarzysza, który… nie do końca był do niej przyjaźnie nastawiony… Widząc jego spojrzenie dziewczyna przełknęła ślinę i spojrzała na nauczycielkę. Sierść małego psidwaka była przerzedzona. Nie zajęła się nim za dobrze… mimo iż starała się jak najbardziej! Karmiła go, starała się z nim bawić… a to nie jest takie proste, kiedy zwierze nie przepada za tobą… Westchnęła trochę załamana faktem, że zawaliła takie zadanie. To utwierdziło ją w fakcie, że nie potrafi się opiekować zwierzętami. Nikola postawiła klatkę na ziemi i uklęknęła przed nią. - Posłuchaj, wiem, że mnie nie lubisz… nawet jeść nie chciałeś, ale to nie moja wina, że to akurat na mnie trafiłeś – widząc jeszcze bardziej agresywną reakcję westchnęła – przepraszam, że musiałeś się ze mną męczyć. No to chyba przyszła kolej na pannę Nightmare! Widząc, że wszyscy spoglądają w jej kierunku wstała i podniosła klatkę. - Ummm… to… to było trudniejsze niż mogłoby się wydawać – wydukała zakłopotana – Mały, bo tak go nazwałam… nie bardzo mnie polubił… starałam się z nim bawić, ale… kończyło się to nie fajnie, zazwyczaj byłam cała pogryziona… Co do jedzenia… to nie jadł za dużo… chyba nie ufał mi i dlatego nie chciał ode mnie niczego… zresztą nadal mi nie ufa. Kąpiele też były katastrofą – wydukała speszonym głosem spoglądając przyjaźnie na psidwaka… Widać było od razu, że zwierzątko jej nie lubiło. - Wydaje mi się… – dodała po chwili zastanowienia – … że Mały wyczuł, że się go trochę boję i… no i cóż… nie poszło mi za dobrze. Naprawdę była załamana tym faktem. Ale cóż zrobić? Raz odnosi się sukcesy, a raz ponosi się druzgocące porażki – mimo iż to do takiej nie należało – jednak trzeba się podnieść i wiedzieć jak następnym razem postąpić, żeby nie powtórzyć tego samego.
Wila naprawdę nie znała się zbyt dobrze na hodowaniu kugucharów. Jej jedynym zwierzakiem jakiego kiedykolwiek miała, był jej wąż - Sarpedon. Stworzenie to było o tyle superowe, że nie musiała go ani czesać, ani kąpać, ani nawet często karmić. Zapominała czasem o nim, a jemu nigdy nic się nie działo. Poza tym miał piękny seledynowy kolor! Kuguchar był dla niej czymś zupełnie nowym. Stworzenie jej uciekało, gdy brała go na spacery, stale drapało jej ręce a na dodatek, tuż przed lekcjami uciekło w największe błoto, kiedy ona tak pięknie go uczesała! Może po prostu wydawało się jej, że zwierzaka wystarczy karmić raz na parę dni, jak węża? Nie dziwne, że biedak chciał zjeść Merlinowego szczuroszczeta! Niemniej jednak momentalnie spochmurniała, gdy jej kuzyn wspomniał nauczycielce, że kuguś chciał zjeść jankadwa. - Bo to drapieżnik! Janekdwa jest jego naturalnym pokarmem. - Odparła od razu, co by nauczyciel nie pomyślał, że głodziła swojego kota... bo przecież tak wcale nie było! Dawała mu jeść raz na jakiś czas. Zwierzak nigdy jakoś specjalnie się nie skarżył. Poza tym, och, zawsze mógł pójść zapolować na myszy. W Hogwarcie już niejednokrotnie je widywała! - Ja też o swojego podopiecznego dbałam. Nawet trochę zrzucił na wadze, bo często brałam go na spacery, żeby pobiegał w trawie - uznała, że najlepiej będzie zwalić dziwną szczupłość jej Kuguchara na spacerki podczas których oboje biegali. Ona za nim, kiedy jej uciekał przez całe tereny dookoła zamku. Początkowo był chyba jakiś większy... a może to przez te zaklęcia czyszczące, włosy mu klapnęły czy coś?
Lao spojrzała niepewnie na Leo. No co tu się dziwić, że kociak schudł, sierść się skołtuniła i w ogóle wyglądał strasznie, kiedy ona nie mogła do niego podejść! No w sumie mogła, ale przypłacała to istnymi męczarniami. No bez przesady, nie będzie poświęcać swojego nosa i płuc dla oceny z ONMS. Bardzo lubiła swoje płuca i wcale nie chciała się z nimi tak brutalnie rozstawać! Z drugiej strony Issie wcale go nie głodziła, ani nic! Dostawał jedzonko i w ogóle, więc nie miała pojęcia, czemu kot go nie jadł... Nie trafiła w gusta smakowe? No bardzo mi przykro, ale jak tu się takim zajmować jak jeszcze wybrzydza? W ogóle to ona powinna dostać jakiś medal, bo raz to nawet odważyła się go wyczesać! A nie wspomnę, że potem pół dnia chodziła z czerwoną twarzą i kilogramem zużytych chusteczek w kieszeniach... - No więc... On się nazywa Leo, ale dostałam jakiś wybrakowany okaz. Strasznie wybredny był i nic mu nie smakowało i nie chciał jeść... A jak z łyżką podeszłam, to zwiewał i niestety nie dał się nakarmić. A tak w ogóle to ja mam na kotopodobne stworzenia alergię i ryzykowałam życiem zajmując się nim... - Wymamrotała spoglądając kątem oka na Leo. Jakoś wcześniej nie zwróciła uwagi, że wyglądał aż tak tragicznie. Na całe szczęście nie tylko ona zagłodziła swojego zwierzaka! Kilka stworzeń prezentowało się podobnie do jej Kuguchara, więc nie było aż tak źle!
Dahlia nie zwracała uwagi na to, że siedzi na zimnej ziemi, że zaczyna padać, a potem grzmi burza. Chciała jak najszybciej stąd iść, bo jej nieznośny, depresyjny nastrój z każdą minutą się nasilał. Dobrze, że nauczycielka w końcu przyszła i uchroniła ich przed deszczem, bo zapewne nawet wtedy by się nie ruszyła z miejsca. Kompletnie jej się nie chciało. Nawet na innych patrzyła bez jakiegokolwiek zainteresowania. Dopiero, kiedy przyszła Lao, to się do niej uśmiechnęła i ją przywitała. Ucieszyła się też z widoku Skyli, wiadomka, ale nie okazała tego w żaden sposób. Raczej była ciekawa, co profesor Wright ma do powiedzenia. Kiedy dowiedziała się, że mają przedstawić swoje zwierzątka, to trochę się zlękła, bo jej kuguchar nie wyglądał za dobrze, heheheh. - Tak więc, przedstawiam wam mojego podopiecznego, który zwie się pan Chris - zaczęła mówić po swojej przyjaciółce, wstając i pokazując klatkę ze zwierzaczkiem. - Posiadam już jednego kuguchara, Pana Gryfka, którego znalazłam zostawionego na drodze do Hogsmeade. Myślałam że chłopaki się polubią, ale niekoniecznie. To zapewne wpłynęło na jego stan zdrowia. Wykończył się psychicznie przez ścigającego go Pana Gryfka - wyjaśniła. Cóż, inni gryfoni z pewnością coś o tym wiedzieli, bo dzika Slater biegała po całym pokoju wspólnym i dormitoriach w pogoni za zwierzakami, by ostatecznie ich rozdzielić. - Karmiłam go, bawiłam się z nim, ale przyznaję, nie miałam dla niego zbyt dużo czasu - zakończyła swą dramatyczną opowieść, gotowa na lincz, ale trudno, kto by się tym przejmował!
Favian stał sobie z założonymi rękami, patrząc na swojego memortka i w myślach wyrywając mu nóżki, kiedy ktoś stanął obok niego ze swoim zwierzakiem. Whinery spojrzał na chłopaka, który stanął obok niego, po czym przeniósł wzrok na klatkę, którą miał ze sobą. Kojarzył go jakoś, bo byli z jednego domu, najwyraźniej i jeden i drugi wylosowali takie samo zwierzątko. Bardzo słodkie. Na jego pytanie kiwnął głową. - Wyrwałem dwa piórka – odpowiedział na pytanie, ponownie przenosząc wzrok na swojego zwierzaka. Tak naprawdę zrobił to tylko dlatego, żeby zobaczyć czy memrotek będzie cierpiał i czy jakoś to okaże. Dopiero potem przypomniał sobie o magicznych właściwościach ich piór. Najchętniej wyrwałby mu nóżkę, ale wtedy pewnie nie dostałby najlepszej oceny. A to byłoby naprawdę straszne dla Faviana. – A ty? – zapytał patrząc na chudą twarz chłopca. Naprawdę chudą buzię. Zastanawiał się jak chudy jest pod tymi warstwami ubrań. Wyobraził sobie od razu kości, które próbują przebić się przez gładką skórę, a Whinery z przyjemnością pomaga im wydostać się na wolność, by potem liczyć wyciągnięte na wierzch żebra chłopca. Wtedy podeszła do niego nauczycielka, a Favian podniósł memortka by go pokazać. - Jadł głównie jakieś obleśne robale, które mu dawałem, uwielbia je chyba. Siedział sobie grzecznie w klatce, wieczorami wypuszczałem go by sobie polatał, a ja zmieniałem mu tą całą ściółkę… Nie był zbyt dużym problemem. Nie wiedział co może powiedzieć dalej, bo najciekawszym zwierzęciem na świecie to memortek nie był. Nawet go nie nazwał, ale to chyba nie był problem. Po ilości glizd, które znajdował dla niego Whinery ptaszek wyglądał zdecydowanie bardzo zdrowo.