Na samym skraju błoni, tuż gdzie już zaczyna się las znajduje się przestronna polana. Została ona przeznaczona do prowadzenia na niej zajęć z Opieki Nad Magicznymi Stworzeniami. Nauczyciele często z zaczynającego się tuż niedaleko lasu, przyprowadzali przeróżne zwierzęta. Na polanie znajdują się także poukładane pnie, na których uczniowie zwykli siadać w razie długiej, teoretycznej lekcji.
Opis zadań z OWuTeMów:
OWuTeMy - ONMS
Idziesz na polanę, być może się denerwując, a być może nie. W każdym razie w tym momencie ważą się Twoje losy jeżeli chodzi o ten egzamin. Wybrałeś Opiekę Nad Magicznymi Stworzeniami. Dobrze. To jedyny egzamin prowadzony na świeżym powietrzu. Stajesz więc na środku polany, przed Tobą znajduje się stolik, przy którym siedzi znana Ci Mist Pober oraz dwoje nauczycieli ze Szkoły Magii Drakensberg. Jeżeli jesteś z tej szkoły i ucieszyłeś się, że będziesz mieć fory, to niestety, ale muszę Cię zawieść, bowiem oboje wyglądają na takich, których nie wzruszyła Twoja obecność. To Twoja komisja, która skrzętnie wszystko notuje za pomocą samopiszących piór, więc mają mnóstwo okazji do przypatrywania się Tobie i słuchania tego, o czym mówisz. Także dobrze się zastanów nad odpowiedziami i czynami! Nie zapomnij się także przedstawić na początku. Na biurku oprócz pergaminów i kałamarzy stoją dwie czary, z których unosi się czerwony dym. Na jednej z nich świeci się napis „teoria”, na drugiej zaś „praktyka”. Komisja wyjaśnia Ci, że musisz wylosować jedno pytanie z tej pierwszej i jedno zadanie z drugiej. Możesz zacząć od którejkolwiek chcesz. Gdy sięgasz po kartkę i ściskasz ją w dłoniach, ta zamienia się w coś na kształt wyjca, który jednak nie krzyczy, tylko spokojnie zadaje Ci pytanie bądź wyznacza zadanie. Jak Ci poszło?
Zasady: Rzucasz czterema kostkami w specjalnym temacie do rzutów na egzaminy zgodnie z zasadami owutemów oraz rzutów. W tym temacie powinien pojawić się post z przeżyciami oraz działaniami postaci oraz specjalny kod, podany na dole posta.
Oceny: Ocena z egzaminu to suma punktów za pierwsze i drugie zadanie (plus dodatkowe punkty) według następującej rozpiski: 2-3 - Okropny 4-5 - Nędzny 6-7-8 - Zadowalający 9-10 - Powyżej Oczekiwań 11-12 - Wybitny Dodatkowo, za każde 8 punktów w kuferku z ONMS można dodać +1 do punktów.
Opis zadan:
teoria:
Pierwsza kostka:
1 – Jak należy postępować z hipogryfem? 2 – Scharakteryzuj jednorożca i wyjaśnij, czym skutkuje zabicie tego stworzenia. 3 – Czym sidhe różni się od elfa? Jaki dar można spotkać u sidhe? 4 – Wymień trzy gatunki trolli i opisz je. 5 – Podaj dwie inne nazwy nereidów i opisz ich wygląd. 6 – Czym jest iglica i jak się przed nią bronić?
Druga kostka:
Oznacza ilość punktów, otrzymanych za odpowiedź. 1 to odpowiednio 1 punkt, 2 - 2, itd.
praktyka:
Pierwsza kostka:
1 – Dosiądź hipogryfa. 2 – Wybaw niuchacza z kryjówki. 3 – Znajdź i zamroź jaja popiełka. 4 – Nakarm salamandrę i zapewnij jej bezpieczne miejsce (ogień). 5 – Odróżnij szpiczaka od jeża i zdobądź jego igły. 6 – Zajmij się młodym psidwakiem i usuń mu ogon specjalnym zaklęciem.
Druga kostka:
Oznacza ilość punktów, otrzymanych za wykonane zadanie. 1 to odpowiednio 1 punkt, 2 - 2, itd.
Na końcu posta należy dodać następujący kod:
Kod:
<retroinfo>Kuferek - ONMS:</retroinfo> wpisz ilość punktów w kuferku z tej dziedziny <retroinfo>Wyrzucone kostki - teoria:</retroinfo> wpisz kostki za teorię <retroinfo>Wyrzucone kostki - praktyka:</retroinfo> wpisz kostki za praktykę <retroinfo>Suma:</retroinfo> wpisz sumę kostek opisujących punkty za praktykę i teorię oraz ewentualnych punktów bonusowych za punkty z kuferka <retroinfo>Ocena:</retroinfo> wpisz ocenę <retroinfo>Strona - losowania:</retroinfo> Wpisz stronę z odpowiedniego tematu, na której były losowane kostki
Potrafiła wyśmienicie grać, kiedy już naprawdę zaczynała to mało kto mógł odgadnąć dokładne intencje Płomyczka. Zawsze mnie zastanawiało jak ktoś kto nie potrzebował takich umiejętności je nabył, a może się myliłem i Margaret ich potrzebowała? To była jedna z Jej tajemnic które kiedyś chciałbym poznać. - Masz rację, gdybyś myślała prostolinijnie bez problemów mógłbym odgadnąć każde Twoje następne posunięcie. A tak nigdy nie wiem co przy Tobie może się zdarzyć, co bardzo mi się podoba, ale o tym już chyba wspominałem. - kiedy mówiłem owe słowa ukochana zbliżyła się do mnie, moje ciało poruszyło się automatycznie. Ręce przytuliły Płomyczka jeszcze mocniej, a głowa delikatnie opadłą na Jej ramię tak by moje usta spoczywały tuż przy uchu ukochanej. - Skąd się wzięły Twoje umiejętności aktorskie? Czyżby naturalny talent? - zapytałem cicho z lekką nutką figlarności. Jak wspomniałem chciałbym poznać także ten sekret, więc czemu nie dziś?
Margaret uśmiechnęła się pod nosem. - Wystarczyłoby, żebyś Ty myślał nieprostolinijnie, a ja na odwrót. Nie odgadnąłbyś wtedy żadnej z moich intencji. - Lekko dotknęła palcem wskazującym jego policzek. Stali teraz wtuleni w siebie. Dokładnie tak, jak dziewczyna lubiła najbardziej. Kiedy usłyszała pytanie Yavana cicho zachichotała. Miała nadzieję, że jednak to dosłyszał. - Myślisz, że da się nauczyć tego aż tak dobrze? - Spytała chwaląc sam siebie.
Uwielbiałem kiedy tak naturalnie ukazywała emocje, choćby rozbawienie tak jak przed chwilą, cichutki chichot oraz odpowiedź pytaniem na pytanie. Nie żebym musiał się zastanowić nad odpowiedzią, ale odczekałem chwilę zanim odpowiedziałem, w tym czasie delikatnie i powoli przeczesywałem płomieniste włosy Margaret. Ta pieszczota nigdy mi się nie znudzi w dodatku zawsze sprawia mi niezwykłą radość. - Uważam że posiadasz duszę aktorki, a więc zgadzam się że posiadasz talent w tej dziedzinie, ale na pewno posiadasz także doświadczenie. I właśnie to mnie tak interesuje, gdzie i jak ćwiczyłaś? - talent pozwalał szybciej niż innym rozwijać się w danej czynności, ale nikt nie urodzi się z już nabytą umiejętnością. Choć w przypadku Płomyczka zastanowiłbym się nad tą kwestią.
Kochała czuć jego palce w swoich włosach. Zawsze wtedy przymykała oczy. Margaret przytaknęła na jego słowa. - Być może masz rację. - Podrapała się po brodzie. - Jeśli chcesz, możemy nazywać to doświadczeniem. - Popatrzyła na niego. - Wystarczy, że wygłupiam się dokładnie tak jak teraz. Tylko tyle wystarcza mi do jako takiej wprawy. - Uśmiechnęła się promiennie i pocałowała go namiętnie. W sumie była już gotowa na kontynuacje poważnego tematu. Nie wiedziała jednak jakie zamiary ma Yavan...
Po odpowiedzi Płomyczka i jakże przyjemnym pocałunku który złożyła na moich ustach wiedziałem że to koniec naszej krótkiej odskoczni od poważniejszych tematów. Ale jednocześnie oczekiwałem końca, teraz mogłem ukazać to co istniało w moim sercu. Zrobiłem krok do tyłu lekko oddalając się od Płomyczka wyciągnąłem różdżkę i przywołałem jeden niewielki przedmiot który nadal znajdował się w paczkach przysłanych z domu. Nie miałem pojęcia dlaczego moje siostry przysłały mi ten wartościowy drobiazg, może chciały sobie zemnie zadrwić, albo znały mnie o wiele lepiej niż ja sam. Obie możliwości były tak samo prawdopodobne, ale teraz nie miało to już żadnego znaczenia. Delikatnym ruchem chwyciłem dłoń Płomyczka i ukląkłem przed Nią, moje oczy spojrzały w głąb zwierciadeł duszy Margaret. - Kocham Cię, dlatego proszę Cię Płomyczku o rękę. - wszystko było nie tak, miejsce, czas, strój nawet słowa. Nic nie było zgodne z tradycją jaką mi wpajano, ale nie mogłem czekać, był to impuls którego chciałem posłuchać. Po tym wyznaniu chwyciłem w dwóch palcach niewielką obrączką w kształcie białe kobry królewskiej, kunsztownie wykonany drobiazg z białego złota i zacząłem zakładać na palec wskazujący ukochanej. Zawsze mogła powiedzieć „Nie” ale czy właśnie taka będzie Jej odpowiedź?
Gryfonka poczuła, że pocą jej się ręce. Nie miała pojęcia co może się teraz stać. Jej serce zaczęło walić jak młot. Kiedy odszedł nie potrafiła nawet powiedzieć, że nie chce, żeby od niej odchodził. Nie była pewna co nią teraz włada. Stres, strach... Nie miała pojęcia! W każdym razie nie umiała się ruszać, mówić, oddychać. Przywołał małą paczuszkę. Wzbudziło w niej to i podniecenie, i ciekawość, i jeszcze większy strach. Kiedy kleknął przed nią zakręciło jej się w głowie i w pewnym momencie myślała, że zemdleje. Na szczęście udało jej się wziąć głębszy wdech i uniknąć bliskiego spotkania z ziemią. Kiedy do jej uszu dotarły słowa jej ukochanego nie miała pojęcia co zrobić, co powiedzieć, chociaż każda komórka jej ciała krzyczała wielkie 'TAK!'. Okropnie tego pragnęła, ale zdawała sobie sprawę, że ma dopiero siedemnaście lat i całe życie przed sobą. Yavana kochała przecież nad życie. Więc w tym momencie jej serce walczyło z rozumem... Chłopak już zaczął wkładać na jej palec piękną obrączkę. W tym momencie wpadło jej do głowy, że decyzja Yavana może być nieprzemyślana. Szybko cofnęła rękę. - Jesteś pewny, że to właśnie ja? Że to właśnie mnie szukasz? - Spytała, patrząc na niego wielkimi, zaszklonymi oczami. Była cholernie wzruszona tym wszystkim, ale jak miłość jej życia, chciała poślubić właśnie JĄ. Tą, która sprawiła mu tyle bólu tą okropną zdradą... Przecież nie miał pewności, że to sie nie powtórzy. Ona zresztą też nie mogła jej mieć.
Nic nie odpowiedziała, nic nie zrobiła. Wiedziałem że moje słowa mogły wprawić ukochaną w osłupienie, przecież spotkaliśmy się by porozmawiać i wyjaśnić sobie kilka spraw, nawet ja sam nie miałem pojęcia że tak się potoczy nasze dzisiejsze spotkanie. Przez ciszę która zapanowała na te kilka sekund słyszałem każde uderzenie mojego serca, szalało z niezwykłą prędkością próbując się wydostać z mojej piersi. Owa cisza potęgowała niepewność w moim sercu....i nagle Płomyczek cofnęła rękę. Szok...całe napięcie prysło, ale nie czułem się z tym lepiej szczerze czułem się koszmarnie jakby.... wtem usłyszałem głos ukochanej i powoli zacząłem rozumieć dlaczego tak uczyniła. Uśmiechnąłem się delikatnie i powstałem. - Jestem... - wyszeptałem z uczuciem które istniało w moim sercu – zrozum pragnę tego i tak ,to jesteś właśnie Ty nie mam co do tego żadnych wątpliwości. - moja dłoń spoczęła na Jej policzku tak ciepłym i delikatnym – Gdybym je miał nie byłoby tej rozmowy. Jesteś kobietą którą kocham, pragnę i pożądam całym sobą.... - po tych słowach złożyłem naprawdę długi namiętny pocałunek na ustach Margaret – Powiadają że oczy są zwierciadłami duszy i nie potrafią kłamać, spójrz w moje i poznaj prawdę.
Yavan wstał. Patrzyła na niego, jakby zaraz miała wybuchnąć płaczem. Z reszta miała na to ochotę, bo zepsuła tak niezwykły i piękny moment. Czuła w jego głosie, że to, co mówi dzieje się w nim naprawdę. Margaret nie mogła się teraz nie uśmiechnąć. Zakrył jej usta swoimi. Pocałunek był cholernie długi i namiętny. Gryfonka przyłożyła swój nos do jego nosa i popatrzyła w jego oczy. Cała jej twarz się rozpromieniła. - Tak. - Powiedziała cicho. Nie mogła już zwlekać, nie mogła powstrzymywać całego swojego ciała przed powiedzeniem tego jednego, małego, krótkiego, a tak ważnego dla nich słowa. - Kocham cię. - Szepnęła i cmoknęła go w nos.
Wszystkie wątpliwości, obawy o których rozmyślała Margaret zniknęły po moich słowach i czynach, właśnie tego pragnąłem by odpowiedziała zgodnie ze Sobą by wspomnienia nie zatrzymywały teraźniejszości i byśmy mogli ruszyć naprzód....razem. Z radości podniosłem Płomyczka i bardzo szybko okręciłem się kilkukrotnie wokół własnej osi, mając Ją w swych ramionach byłem najszczęśliwszym mężczyzną na świecie, a na pewno tak się czułem. Po tym krótkim wyskoku postawiłem delikatnie ukochaną na ziemi. - Wybacz nie potrafiłem się powstrzymać. - odgarnąłem kilka kosmyków które zakryły Jej twarz i spojrzałem na Płomyczka. Stała przede mną kobieta mojego życia która czuła to co ja. - Kochanie jestem szczęśliwy....tak bardzo.... - ponownie ukląkłem przed Margaret, pochwyciwszy Jej dłoń nasunąłem obrączkę na palec ukochanej – proszę przyjmij ten mały drobiazg.
Kiedy tylko zobaczyła płomyki radości w oczach, wiedziała, że powinna spodziewać się czegoś nie do końca przyjemnego dla niej. Tak też się stało. Yavan podniósł ją do góry i kręcił jak na karuzeli, aż zrobiło jej się niedobrze. Oczywiście, że mu o tym nie powiedziała. Za wielka była jego radość w tym momencie. W końcu wyraził swoje szczęście w słowach, po czym znów przed nią klęknął. - Bardzo chętnie. - Powiedziała, czując jak na jej palec wkładana jest gorąca obrączka. Pociągnęła go za ramiona do góry i przytuliła się do niego mocno. - Będziemy najszczęśliwsi na świecie. - Powiedziała w jego ubrania, po czym pocałowała go namiętnie. Spojrzała na niego z wielkim uśmiechem i z lekko wilgotnymi oczami. - Idziemy do zamku? Musze się pochwalić paru osobom. - Mrugnęła do niego.
Stałem się dość impulsywny, moje uczucie były odzwierciedlane w moim zachowaniu i poczynaniach. Nie widziałem w tym nic dziwnego jednak czułem się dziwnie przyzwalając na to, jednak przy Margaret nie byłem w stanie się kontrolować. Po założeniu obrączki wstałem i nadal trzymając Jej dłoń wsunąłem swoje palce między Jej. - Będziemy, nic i nikt tego nie zmie... - moje słowa zostały przerwane w jeden z najmilszych sposobów, pocałunkiem ukochanej kobiety. Kiedy zobaczyłem tą uśmiechniętą twarz, a błękitne oczy lekko się szkliły, zrozumiałem jak wiele dla Płomyczka ta chwila znaczyła. Byłem dumny z siebie, byłem w stanie sprawić by ukochana osoba czuła taką radość. - Oczywiście wracajmy. - po tych słowach powoli poprowadziłem Margaret ku szkole nadal trzymając Jej delikatną dłoń.
Kobieta wyszła na polanę pozwalając, by leciało za nią kilka niewielkich pudełek w razie gdyby któreś z uczniów zapomniało. Dzisiejsza lekcja miała być dość przyjemna i pożyteczna, chociaż nie koniecznie prosta dla wielu młodszych uczniów. Ale jak zwykle zamierzała nauczyć dzieciaki zaklęć na wyrost, żeby miały możliwość działania będąc zaatakowanym przez starszego osobnika. Miała na sobie nauczycielską szatę – nie będę opisywać co pod nią, ta wiadomość należy się tylko wybranym. À propos wybrańców – zastanawiała się, czy na jej lekcji będzie gościć jeden z najważniejszych w jej życiu uczniów. W końcu Gryffon obiecał, że będzie, a tak dawno się nie widzieli. Położyła książkę i ów skrzynki na jednym z pieńków po czym rozglądała się z nadzieją, że zaraz przybędą tutaj tłumy znanych lub nieznanych jej osobników z różnych domów.
Dziewczyna imieniem Cornelia... Właściwie po co ja ją przestawiam, skoro i tak ją wszyscy znają? W każdym razie z pudełkiem po herbacie owocowej ruszyła niezwykle zadowolona na lekcję. Zaklęcia nie były ogromnie pasjonującym przedmiotem, ale zawsze lepsze to niż jakaś Historia Magii czy inne badziewie. Zresztą, strasznie ją ciekawiło po co im było to bardzo ładne, oklejone malinkami pudełko, które trzymała pod pachą wraz z różdżką. Ubrana w krótkie spodenki z jasnego dżinsu i białą bluzkę na ramiączkach usiadła na jednym z pieńków kiwając głową nauczycielce na powitanie i nie mogąc się doczekać rozpoczęcia. Ale nie pokazywała emocji. Miała po prostu ten swój obojętny, ostatnio tak bardzo specyficzny, wyraz twarzy.
Cóż, Kaoru ostatnio nie uczęszczał zbyt często na lekcje, jakoś nie miał na to ochoty. Ale w końcu kiedyś trzeba by pójść i się ogarnąć. A Zaklęcia to był dobry moment na taką przemianę, w końcu to jeden z jego ulubionych przedmiotów. Zainteresowało go także to, że zajęcia odbywać się będą na polanie do ONMS-u, a to nie zdarzało się zbyt często. Mniejsza z większym. Usłyszał gdzieś na korytarzu, że mają wziąć jakieś pudełko czy skrzyneczkę. Ciekawe po co...Japończyk wygrzebał gdzieś z kufra matelowe pudełko po ołówkach, które przysłała mu jego kuzynka jak zaczął szkicować i wyszedł. Było dosyć ciepło więc miał na sobie niebieską koszulę na krótki rękaw i czarne, dżinsowe szorty oraz trampki. Gdy dotarł na miejsce był akurat na czas, nauczycielka, z którą się grzecznie przywitał, już była, a także Corin do której skinął głową. Następnie siadł sobie na pieńku niedaleko Gryfonki i czekał na rozpoczęcie wciąż zastanawiając się po co im te pudełka.
Kompletnie na nic nie miała ochoty. Na nic. Nie minął nawet tydzień, a już ktoś ją wypycha na lekcje. Nawet nie miała siły się bronić. Z zaciętą miną i pudełkiem po herbacie pożyczonym od koleżanki skierowała się ku Błoniom. Miała w dupie to po co są te pudełka i co będą robić, głęboko w dupie. Chciała tylko spokoju i ciszy. Miała nadzieję, że lekcja szybko się skończy, że coś nauczycielce wypadnie tak jak poprzednio. A jak nie to sobie po prostu pójdzie jak będzie czuła, że dłużej nie wytrzyma i tyle, o. Kit z tym, że się ktoś wścieknie czy coś. No heloł, Tristan nie żyje, a ona ma sobie szcześliwa skakać jak kózka? Niedoczekanie. Dotarła w końcu na miejsce i stanęła pod jakimś tam drzewkiem czy czymś tam. Niech to się szybko zacznie i skończy.
Victoria była dziś w niesamowitym nastroju. Wiosna i wszystko sprawiało, że miała ochotę spacerować i cieszyć się dniem. Ale lekcja to lekcja i trzeba na nią pójść. Z pudełkiem po herbacie pożyczonym od zaprzyjaźnionej właścicielki kawiarni ruszyła żwawo na polanę, zwykle służącą do zajęć Opieki nad Magicznymi Stworzeniami. Nie lubiła tego przedmiotu, ale zaklęcia jak najbardziej, więc cieszyła się, że akurat ta lekcja odbywa się w tym miejscu, na słonku i w ogóle. Szczerze mówiąc dopiero teraz zauważyłam, że mamy na forum zmianę pogody i powinno być zimno i burza, ale jakby tak było zajęcia nie odbywały się na dworze, więc załózmy że akurat w tamtym momencie jest wyjatek od reguły. Jak już mowiłam Tori skierowała się na polanę i uśmiechnęła się radośnie do wszystkich, zwłaszcza do jedynej tu Ślizgonki, która wyglądała na dziewczynę w dość...nieprzyjemnym nastroju. Tamta widząc jej uśmiech przesłała jej spojrzenie od jakiego naszą Victorię zmroziło, dlatego nie patrzyła już więcej na tą dziewczynę i podeszła do pobliskiego pieńka by na nim usiąść. Niesamowicie niecierpliwiła się na rozpoczęcie lekcji, coś czuła, że będzie inaczej niż zwykle i ciekawie. No i najważniejsze... po co im wszystkim te pudełka??
Przybył na polanę, choć nie znosił w zasadzie lekcji zaklęć. Nie umiał się na tyle posługiwać różdżką, aby nie zrobić nikomu krzywdy. I w czasie, kiedy zdecydowana większość umiała wyczarować patronusa, jemu wciąż się to nie udawało. Tak samo zresztą z teleportacją - jedynie młode szczyle nie posiedli tej czarodziejskiej wiedzy, co złościło Greka. Bo w tym przypadku był im równy. Co wprawiało go w niemałe zdenerwowanie. Tak jak mająca się odbyć teraz lekcja. Kiedy tu dotarł, rozejrzał się nerwowo po wszystkich zebranych. O, nawet znał parę osób! Aż zaczął zastanawiać się, do kogo podejść. W końcu wybrał najbardziej niezadowoloną osobę wśród zbiegowiska, czyli tak, tak, podszedł do Des. Stanął obok, wciskając ręce do kieszeni spodni i gapiąc się tępo w trawę. - Ale chała, co? - zagadał w końcu, nieco zirytowanym tonem i oparł się o drzewo stojące za nimi. - W ogóle co ty tu robisz? - zadał kolejne pytanie, bo nagle go oświeciło, iż ślizgonka jest przecież studentką, nie musi więc się męczyć razem z nim. Ale w sumie w kupie raźniej! A że kupa śmierdzi, to może nauczycielka ich nie tknie.
Taką była pilną krukonką, że jak już wstała o dwunastej, to postanowiła się na jakieś zajęcia wybrać. W pokoju wspólnym przesiedziała jedną lekcję, przesiedziała drugą, aż w końcu zobaczyła twarz jakąś znajomą i twarz ta jej powiedziała, ze pilnie biegnie na lekcję niezwykle ciekawą. No to już całkowicie Kartona przekonało, że musi iść! Na około. Nie byłaby sobą, gdyby tak prosto przeszła do celu. Pooglądała kwitnące kwiatki, pozaczepiała jakieś zagubione dusze, dyskutowała z woźnym, goniła pierwszaki, jak owce do zagrody, aż w końcu na polanę wypadła! Pustka w nią uderzyła. - No jak to!? Spóźniam się specjalnie, a tu nikogo nie ma... - Zbulwersowana, sama do siebie aż mówić zaczęła. Taka dzicz, co tutaj była, to się jej kojarzyła z bardzo nieprzyjemnym spotkaniem, które nie tak dawno się odbyło. Kto w ogóle wymyślił, żeby ją do jakichś klaunów wcielać? Jak tylko Kacpra gdzieś spotka, to mu mordę obije, za te genialne atrakcje! Bo to oczywiście, że jego wina była! Zaprosił jakichś ciemnych gości, którzy się potem uganiali, nawaleni niewiadomoczym i myśleli, że to jest jakieś super zabawne! Stanęła jakoś na środku tej polany, z założonymi na piersi rękoma i na cud czekała. Wyciągnęła nawet różdżkę i trawę podpalać próbowała, z marnym raczej skutkiem, bo jeszcze piromanką zaawansowaną nie była.
Madeleine Ford
Wiek : 24
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 170
C. szczególne : brunetka,migdałowo-orzechowe oczy,piegi które dodają uroku,specyficzny prawostronny uśmiech,mały niebieski kolczyk w wardze po lewej stronie.
Gryfonka przybyła trochę przed lekcją a nawet dosc sporo przed. Właściwie to planowała przyjść przed lekcją, żeby odetchnąć i sprawdzić czy czasem nauczycielka nie skołowała im tu jakichś zwierzątek. Zwierzątek jednak nie było,Ale luz, uczniów mało, nauczycielki nie ma. Miała nadzieję że te zajęcia będą praktyczne, bo niezbyt wygodnie pisało by się na kolanach. Dobrze przynajmniej że kolację zjadła przed przyjściem tutaj. Tego tylko brakowało, żeby jej w środku lekcji zaczęło burczeć w brzuchu. Zastała już tutaj Carter, z którą nie zamieniła ni słowa, bo była nieśmiała po czym cicho rzekła jedynnie. - Hej. - powiedziała i podeszła do dziewczyny. Miała dziwne przeczucie, że na tej lekcji wydarzy się coś ciekawego. Usiadła na wilgotnej trawie i czekała na przybycie pani Wright
Ioanni nie był pilnym krukonem. W zasadzie od tej cholernej imprezy w łazience prefektów w ogóle miał wszystko w dupie i nie kontaktował się z nikim, bo i po co? Tak, nasz słodki Grek znów był chwilowo obrażony na cały świat i ogólnie chodził podminowany. Z dormitorium na lekcje bądź do Wielkiej Sali. I tyle, nigdzie więcej nie wędrował, aby spotkanie znajomej mordy ograniczyć do niezbędnego minimum. A tak się złożyło, że Dzikie Zwierzęta bardzo, ale to bardzo lubił, więc ruszył swój seksowny tyłek, choć ogółem miał ochotę pozabijać wszystkich wkoło. Ach, czyż on nie był uroczy? Ubrany dosyć grubo, jak na tyle stopni (nie, wciąż się nie przyzwyczaił do brytyjskiego klimatu), przeszedł przez zamek, by udać się na błonia, na słynną polanę do ONMS. Z daleka wypatrzył dwie sylwetki, na co zmarszczył brwi, bo miał nadzieję, że ten przedmiot nie cieszy się ŻADNYM zainteresowaniem, a tu proszę! Jakaś hołota się przypałętała. No nic, dzielnie zniesie jej towarzystwo, mając nadzieję, iż się nie rozmnoży. Pobożne życzenia. Chociaż, może wcale nie? Tłumów to nie było. Podchodząc bliżej zauważył Carter i jakąś dziewuchę, której nie znał, ale której wcale nie chciał poznawać, a siedziała zbyt blisko krukonki, aby ją ignorować całą lekcję, dlatego podszedł szybko do Wilson, by pociągnąć ją bez słowa za ramię i odejść z nią na parę metrów. Hm, chyba został porywaczem! Albo coś takiego. Nieważne. Puścił ostatecznie rękę dziewczyny, by tym razem wcisnąć dłonie w kieszenie spodni i podziwiając swoje buty. - Roweno, jak ja nienawidzę ludzi - burknął, żeby nie było, że nic nie mówił, ale generalnie miał nadzieję, że blondyna i tak tego nie skomentuje. I że po prostu zaczekają cierpliwie na zajęcia. O tak, genialny plan. Jan - mistrz intrygi.
Impreza w łazience? Dla Kartona to raczej abstrakcja. Ostatnio tylko by spała, w depresje jakąś wpadła chyba! Spojrzała na dziewczynę, która właśnie pojawiła się obok niej. Twarz znała, albo przynajmniej wydawało się jej, że ją zna, ale imienia przypomnieć sobie nie mogła. - Cześć. - Mruknęła pod nosem i różdżkę schowała, bo dziewczyna usiadła w miejscu, w którym ona prawdziwą magię stworzyć próbowała. Nieważne i tak jej nie wychodziło. Wywróciła jeszcze teatralnie oczętami i znowu zaczęła rozglądać się dookoła. Nic. Nic się nie działo i nie zapowiadało się nawet, że będzie lepiej. Westchnęła ciężko i podparta pod boki, obserwowała linię horyzontu. Teraz czułą się jak wielka myślicielka, która zaraz stworzy broń masowej zagłady i pozbędzie się wszystkich, marnych jednostek, które stoją jej na drodze. Ale na drodze do czego? Tego sama jeszcze nie wiedziała i dzisiaj się nie dowie, bo ktoś ją wyrwał z tej pięknej sceny. Na twarzy mieszała się jej bezradność, poirytowanie i pewnie złość. Czyli standard. - Serio? Mi to mówisz? - Bo przecież ona ludzkości nienawidziła i nieważne, co to był za dzień, czy co się wczoraj stało. Ale Rowena tutaj im niestety nie pomoże! Rowena jest martwa i przewraca się teraz pewnie w grobie, że krukoni tak stoczyli się okropnie! Banda leniwych dziadów, którzy w przeszłości przejawiali jakieś skłonności do pochłaniania książek. Ale dla leniuchów chyba odpowiedniego domu nie było... Chyba, że ten cały, pożal się Merlinowi, Huff. Dzieci opóźnione w rozwoju, pragnące uwagi i wkładające sobie różdżki do nosów! I nieważne, że miała tam znajomych, że wyglądali całkiem normalnie, ona od pierwszej klasy taką wizję miała, to wyryte było w jej mózgu, jak wzór na deltę! Już się niecierpliwiła, już chciała lekcję, chciała poczuć, że coś jej zagrażać może, chciała po prostu czuć coś więcej, niż bezpodstawną złość na wszystko.
Ojejej, dzikie zwierzęta! Był to zdecydowanie najbardziej ulubiony przedmiot Ceda... do czasu. Bo cóż, do tej pory i Kimberly była jedną z jego ulubionych nauczycielek. Ech, nie ma to jak obudzić się w łóżku nauczycielki i zaprzepaścić wszystko! Mimo wszystko, mimo całej paradoksalnej i bardzo krępującej sytuacji, postanowił dokończyć rok z jak najlepszą oceną. W końcu ambitny z niego chłopak był! Przynajmniej na tym polu objawiała się jego krukońska natura, hehe. No i doprawdy, to były takie fascynujące zajęcia! Niefajnie byłoby sobie to wszystko zaprzepaścić z powodu jednej psycholki, która zawlokła go do łóżka Wright. Z lekkimi obawami, dotarł na polane, gdzie na szczęście Kimberly jeszcze nie było... a może miała jakiegoś asystenta, który wyjaśni studentom to wszystko za nią? Och, marzenia! Na szczęście byli już Janek i Carter, do których zaraz szybciutko podszedł. - Hej Ioannis, hej moja najlepsza przyjaciółko Carter Wilson - zwrócił się do stojącej parki, przed Carter dygając jak na prawdziwego angielskiego lorda przystało. Podejrzewał, że swoim pojawieniem się na dzikich zwierzętach może wywołać kolejną falę plotek, bo Obserwator, który miał na Ceda punkcie prawdziwą obsesję, na pewno już zanotował jego pojawienie się na lekcji z ULUBIONĄ nauczycielką. Ale who cares, Bennett zastraszyć się nie da, o nie!
Mimo iż Dzikie Zwierzęta nie były czymś, z czym Camille wiązałaby swoje zajęcie w przyszłości, dziewczyna bardzo lubiła ten przedmiot. Odpowiednio poprowadzone lekcje były dla niej zawsze bardzo ciekawe i wciągające. Dosyć szybko się przebrała i wyszła z dormitorium. Spieszyła się, ale nie tylko ze względu na zajęcia. Ostatnio strasznie brakowała jej towarzystwa. Widocznie nawet tą zamkniętą dziewczynę dopada czasem samotność. Nigdy nie biegała od imprezy, do imprezy, ale ostatnio nie miała w ogóle pojęcia co się dzieje w zamku. Jakby przez miesiąc nie wychodziła poza ściany dormitorium. Kompletnie się wyłączyła, niby bez żadnego konkretnego powodu, ale na pewno mniejszy lub większy związek z tym miała ta cała chora sytuacja z Drake'iem. Naprawdę będzie musiała w końcu z kimś pogadać, bo ludzie zapomną, że ona w ogóle istnieje... Podchodząc spokojnym krokiem do miejsca gdzie miała się odbyć lekcja zauważyła same znajome twarze. Co za zatrzęsienie Krukonów! Uśmiechnęła się do siebie delikatnie. Przynajmniej w razie pracy w grupach nie będzie zmuszona do zawierania nowych znajomości... - Cześć. - Przywitała się ze znajomymi z domu, zatrzymując się koło nich. Rzuciła krótkie spojrzenie każdej z obecnych osób jakby przypominając sobie ich twarze. Zdecydowanie nie było z nią dobrze... Po chwili przeniosła wzrok gdzieś w bok, bo w jej mniemaniu to jak się na nich patrzyła mogło wyglądać nieco dziwnie. Jakaś przewrażliwiona jest ostatnio i wszystko wyolbrzymia, bo nic nadzwyczajnego w tym spojrzeniu nie było... Liczyła na to, że pani profesor zajmie ich czymś ciekawym, żeby mogła przestać myśleć o tym wszystkim.
Isolde Bloodworth
Wiek : 30
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 177 cm
C. szczególne : zjawiskowo długie nogi, blizna na prawym boku, arystokratyczny akcent, tytanowy pierścień (pierścień działania)
Isolde rozejrzała się uważnie, licząc, że dostrzeże jakąś znajomą twarz. I nie przeliczyła się. Jej twarz rozjaśnił radosny uśmiech, kiedy w grupie uczniów dostrzegła Camille. Jej bratnia dusza, dobrze, przynajmniej nie będzie musiała się nanic silić. Po prostu będzie sobą. Podeszła do Krukonki lekkim krokiem i dotknęła jej ramienia. Ostatnio była zupełnie nieobecna duchem, to całe zamieszanie związane z przyjazdem drużyn z Australii i Kanady... Zupełnie nie mogła nawiązać z nimi kontaktu, jakoś ciągle się nie składało. A Isolde była zmęczona. Nie wiedziała dokładnie czym, ale to chyba jej kolejny atak melancholii. - Cześć- odezwała się cicho, uśmiechając do Camille.
Kimberly spieszyła się na lekcję, jednakże trochę się spóźniła. Nie specjalnie, tylko dziś się okropnie czuła (tak jak autorka) i chwilę zajęło jej dojście do siebie. Nie mniej jednak miała nadzieję, że jej podopieczni nie będą jej mieli tego za złe i zrozumieją. Przypadek losowy, ot co. Dlatego nieco zziajana dotarła na polanę. Trochę zawiodła się frekwencją, no ale trudno. Reszta nie wie, co traci! - Witam was, przepraszam, źle się czułam... - wyjaśniła im, kiedy już spokojnie stanęła przed zebranymi i wzięła parę głębszych wdechów. Dopiero potem rozejrzała się dokładniej i jej wzrok natrafił na Bennetta. Cóż, nie oczekiwała, że student przestanie uczęszczać na jej zajęcia, ale poczuła się trochę dziwnie. Nie mniej jednak wymusiła uśmiech i postanowiła kontynuować lekcję jak gdyby nigdy nic. - Chodźcie za mną - zaczęła, wykonując odpowiedni gest ręką, znaczący tyle, że powinni iść za nią. Poszli w głąb polany, w stronę lasu. I na jego skraju odbili w prawo, by przedrzeć się przez parę chaszczy i dotrzeć do klatki z jakże uroczym stworzonkiem. - Zapewne większość z was, o ile nie wszyscy, miała do czynienia z akromantulą, bo szwendanie się po zakazanym lesie jest dosyć modne - kontynuowała, choć ogólnie miała ochotę dodać, że ona również tak robiła, ale w porę na szczęście uznała, że to byłoby niepedagogiczne. - Jak wam wiadomo, stworzenia te zajmują drugie miejsce na liście najniebezpieczniejszych czarodziejskich istot świata. Dlatego każdy, kto zdołał przeżyć jej atak, miał niebywałe szczęście - mówiła, stając przy ogromnej klatce i równie ogromnej akromantuli. Ha, gdyby Scarlett to usłyszała, na pewno pokiwałaby energicznie głową. - Ta tutaj na szczęście jest trochę odurzona specjalnym eliksirem, bo nie chciałabym, aby was coś zabiło na moich zajęciach - dodała naprędce, uśmiechając się lekko. - Zajęcia mają służyć temu, abyście nieco oswoili się z jej widokiem oraz przekonali się, że nieumiejętność rzucenia odpowiedniego zaklęcia może być tragiczne w skutkach. Co może z kolei sprawi, że zastanowicie się, zanim udacie się beztrosko w tereny zakazanego lasu - dopowiedziała, tym razem już z poważną miną. - Waszym zadaniem będzie zebrać jad takiej akromantuli. W skrzynce obok klatki znajdują się odpowiednie pojemniczki oraz rękawice ze smoczej skóry, aby uchroniły was przed dostaniem się tej trucizny na powierzchnię waszych dłoni, to mogłoby być opłakane w skutkach - mówiła dalej. - Zadanie jest bardzo trudne i tym, którym się uda, zostaną przyznane punkty. Dużo punktów. Ponadto jad akromantuli jest niezwykle cenny, dlatego dostaniecie za niego solidną zapłatę. Pracujecie dziś w parach uczeń-student, aby zwiększyć nieco wasze szanse na sukces. Isolde pracuje z Madeleine, Ioannis z Carter, a Cedric z Camille, gdzie to Camille będzie robiła za ucznia. Zadanie ucznia polega na rzuceniu zaklęcia, student zaś musi zebrać jad. Kiedy zebranie jadu przez studenta się nie uda, może jeszcze spróbować zrobić to uczeń. Każdy z nich ma tylko jedną próbę. Powodzenia - zakończyła. No tak, studenci najprawdopodobniej zostaną dziś dosyć okaleczeni, więc nic dziwnego, że będą mieć tylko jedną próbę. Ale akurat takie jest ryzyko pracy z dzikimi zwierzętami...
RZUTY KOSTKĄ w tym temacie. 1. Najpierw kostką rzuca uczeń. 1- gratulacje, zaklęcie podziałało, a student bez przeszkód może zebrać jad. Zadanie wykonane! 2,3- zaklęcie się nie udaje. Wystraszona akromantula przecina studentowi skórę na ręce swoimi szczypcami. Rana jest głęboka. Student musi się wycofać. 4,5- zaklęcie się nie udaje. Wystraszona akromantula wbija swoje odnóże w rękę studenta, zadając głęboką ranę. Student musi się wycofać. 6- zaklęcie się nie udaje. Wystraszona akromantula poruszyła się gwałtownie w klatce, strącając studentowi pojemnik z ręki, ale nic poza tym się nie dzieje. Pojemnik spada na ziemię przed klatką, możesz go więc podnieść i podać uczniowi. 2. Następnie kostką rzuca student. parzysta – pomimo ran, jakie odniosłeś, udaje ci się zebrać trochę jadu. nieparzysta – nie udało ci się zebrać jadu w ogóle. 3. Kostką rzuca ponownie uczeń. parzysta – udaje ci się zebrać jad. nieparzysta – nie udaje ci się zebrać jadu. Jednakże oszołomiona akromantula nie zdąża cię dosięgnąć – w ostatniej chwili udaje ci się zabrać rękę z klatki.
Możecie pisać każdy po jednym poście, możecie pisać jeden wielki post opisujący każdy krok - jak wolicie. Możliwe, że instrukcja jest niejasna, więc jak coś to pytajcie.
W jej polu widzenia pojawiła się Isolde. W sumie dawno jej nie widziała. W końcu ostatnio poza pokój wspólny rzadko się oddalała... Widok przyjaciółki nieco podniósł ją na duchu, chociaż chyba tylko chwilowo. Uśmiechnęła się nieznacznie. - Cześć. - Kiwnęła głową. Nie zdążyła nic więcej powiedzieć, bo na polanie pojawiła się profesor Wright. Bez słowa wysłuchała krótkiego usprawiedliwienia i ruszyła za grupą do lasu. Przedzieranie się przez te wszystkie chaszcze zdecydowanie nie należało do najprzyjemniejszych elementów zajęć, ale niestety zdarzało się bardzo często. Niby te "dzikie zwierzęta" żyją w lesie, ale czy nie można by tej klatki już przetransportować na polanę? Nieważne... Miała zły humor. Musiała sobie mentalnie pomarudzić. Kiedy w jej polu widzenia pojawiło się to "urocze stworzonko" natychmiast się zatrzymała. O Roveno! Naprawdę liczyła na nieco przyjemniejszy obiekt dzisiejszej lekcji. Zlustrowała pająka badawczym spojrzeniem i niepewnie podeszła bliżej. Nie bała się pająków, ale bądźmy szczerzy... Tych domowych nie można było do przyrównać do tego monstrum! Przeszedł ją lekki dreszcz na samą myśl, że będzie musiała go dotknąć. Wysłuchała słów nauczycielki i spojrzała z lekkim niepokojem na Cedrica. Deja vu... Praca w grupie... Znowu... Z nim... Czyżby nie przez właśnie coś takiego rozpadło się to co było dawniej między nimi? A już zaczynało się między nimi jakoś układać... Oczywiście nie miała zamiaru wzbudzać żadnego konfliktu! Wręcz przeciwnie! Naprawdę postara się być jak najbardziej ugodowa! Nie chciała dawać sobie kolejnych powodów do unikania znajomych... Podeszła do chłopaka i uśmiechnęła się nieco niepewnie. - Wygląda na to, że mamy być razem... I zostałam zdegradowana do rangi ucznia... - Powiedziała kręcąc głową z niedowierzaniem. Wyjęła różdżkę i podeszła do akromantuli. Im szybciej będzie miała to za sobą, tym lepiej. Rzuciła zaklęcie najlepiej jak umiała, ale z tego wszystkiego pewnie coś źle wymówiła...