Polana w tym miejscu jest dobrze nasłoneczniona i ukwiecona. Uczniowie, którzy zostali na weekend w Hogwarcie lubią rozkładać tu obszerne koce i oddać się odpoczynkowi, choć nierzadko przychodzą również z książkami. W okolicy panuje idealna cisza, przerywana jedynie odgłosami natury. W oddali widać trybuny boiska, a czasami latające małe punkciki, czyli zawodników odbywających trening.
Chyba jednak lepiej nie kusić losu. Ale nie zapominajmy, że Cornelia nie ma ani trochę instynktu samozachowawczego. Jednak w tym momencie obudziło się w niej coś, co kazało jej uciekać. I zaczęła się cofać. A potem nagle stanęła jak wryta. Krew... On ma na ręce krew. Na śniegu jest krew... Krew... Krew... Nie słyszała już co do niej krzyczał. Ona naprawdę była przerażona nie nim, chociaż tak się mogło wydawać, a tą czerwoną, życiodajną cieczą. Miała hemofobię. Wiedzieli o tym prawie wszyscy. Krew.... Na katanie, na jego ręce. Zrobiła jeszcze jeden krok do tyły. Nim się spostrzegła obok niej przeleciała katana. Drgnęła. I to sprawiło, że odzyskała chwilowo panowanie nad sobą. Zrobiła krok w bok, ale za mały. Katana drasnęła jej policzek. Złapała się za niego czując ból. Po chwili spojrzała na rękę... Na chłopaka. Nie było co poradzić... Zemdlała upadając z cichym puknięciem na ziemię.
Po chwili wstałem i ruszyłem po katanę. Gdy byłem przy dziewczynie powiedziałem. -Pff żałosne. Uśmiechnąłem się i ruszyłem po katanę. Gdy wziąłem katanę, na której była moja i jej krew, ja postąpiłem jak psychopata. Oblizałem ostrze i zaśmiałem się demonicznie. Schowałem ostrze i podszedłem do dziewczyny. Wyjąłem katanę i już byłem gotowy aby wykonać ostateczny atak. Uniosłem ostrze. I nagle Morion zebrał swą siłę i zaczął walkę z Mortem. Upuściłem ostrze, które wbiło się jakiś centymetr od głowy dziewczyny. Złapałem się za gardło i zacząłem się miotać. W mojej głowie trwała walka. Gdyby była realna to wszędzie byłaby krew. Morion przegrywał, lecz jednak jakimś cudem udało się pokonać brata. Morion przejął kontrolę nad mym ciałem. Gdy przejrzałem na i zobaczyłem dziewczynę, pomyślałem że nie żyje. Upadłem na kolana. Otarłem jej policzek, aby nie było krwi. Na szczęście to lekkie draśnięcie. Wziąłem dziewczynę na ręce i nie wiedziałem co mam zrobić. Stałem jak wryty z dziewczyną. Wszędzie była krew.
I cóż ja mam poradzić na głupotę i agresję Morta? Nawet, jeśli jestem wszechobecną i wszechwiedzącą autorką to i tak nie jestem w stanie go teraz powstrzymać. Dobrze, że wariat nic nie zrobił. Ale zapewne zakoduję w podświadomości Corin to, że lepiej, żeby się od psychola trzymała z daleka. I tak już ma za dużo porypanych znajomych. I każdy albo jej robi krzywdę, albo ona jemu taką dość sporawą. No jak nie wiesz co robisz! Czy ja, narratorka, mam kurczę wziać megafon i ci nim walnąć w łeb? Puśćcie mnie do niego! Zaraz mu nabiję oleju do głowy. Jak masz na rękach nieprzytomną, zmarzniętą dziewczynę to się ją kurde do pokoju wspólnego zabiera, jak nie do SS! Won mi z nią do pokoju wspólnego! Do swojego dormitorium ją zabierz no! Niech się ogrzeje. Biedaczka. Ma płytki oddech. Normalnie aż mam ochotę ją przytulić i wsadzić Morionowi palec do oka. Grr!
Jared wyszedł na błonia. Na dworze było zimno i ciemno. Jedyne światło dawał księżyc, wyglądający raz po raz zza chmur. Chłopak wstąpił do lochów, gdzie ubrał pierwsze lepsze spodnie, bo przecież nie będzie biegał w samych bokserkach po błoniach. Wsadził dłonie w kieszenie i czekał na przybycie znienawidzonego Dracona Uchihy. Facet wyraźnie miał ze sobą problem. Poza tym, Abigail i tak jest jego.
Jak wiadomo Dracon Nicholas Uchiha też nie będzie biegał sobie w samych galotkach. Nie przesadzajmy. Widzieli go znajomi Corneli, ale reszcie szkoły nie musi się pokazywać pół nago. Dlatego wpadł do dormitorium – na całe szczęście mijając się ze studentem. Ubrał na siebie jakieś szerokie, sprane dżinsy i zwykły czarny T-shirt po czym wyleciał biegiem, by jak najszybciej znaleźć się na błoniach. Rzucało nim we wszystkie strony. Tutaj gniew, tu nienawiść, tu żal z powodu nieszczęścia ukochanej, tu wahanie, tu pewność siebie, tu radość z oczywistej wygranej... Biedak nie miał jednak pojęcia o jednej bardzo ważnej rzeczy. Mianowicie takiej, że... Nie ma przy sobie różdżki. A dlaczego? Ubrał nie te spodnie, w których zazwyczaj ją trzyma. Nie był jednak bez szans. Warto wspomnieć tutaj, że Corin widząc aż tak podirytowanego Jareda w momencie, kiedy ją pocałował wyjęła mu dyskretnie magiczny artefakt. Byli więc na równej linii z tym, że Dracon bije się od najmłodszych lat. I potrafi zachować się jak bezwzględny mugolak. Zobaczył go. Od razu na jego twarzy pojawił się niezwykle chytry i zadowolony uśmiech. - No więc jednak rozpieszczony dzieciak się odważył. Uszanowanie... I mam nadzieję, że wiesz co tu robisz. Abigail, to moja własność. Jeśli wygram... Odpierdolisz się od niej raz na zawsze – Rzucił od razu bez zbędnych formalności. Draco nigdy nie uczono bycia grzecznym więc to na sto procent nie będzie dżentelmeński pojedynek. I nie ważne jak się to potoczy... Blondyn nie może przegrać. Za bardzo mu zależy.
Myślał, że jego przeciwnik już nigdy nie przyjdzie. Minuta mijała za minutą. Kolejna wypalona fajka upadała na trawiaste podłoże. Nie palił z nerwów. Przecież nie denerwował się z powodu spotkania z jakimś tam chłopaszkiem, który się poczuł niewiadomo kim. Był wkurwiony, strasznie wkurwiony. Bo nic nie szło po jego myśli, bo znalazł się dupek, który koniecznie chciał zniszczyć wszystkie jego plany. Przydepnął kolejny niedopałek, skończyły mu się fajki. Corin by nie była… zresztą, od kiedy obchodzi go to, co myśli o nim Corin? Przecież to tylko kolejna dziewczynka w jego kolekcji. Usłyszał, jak Ślizgon się zbliża. Wśród ciszy nocnej głos jego wściekle stawianych kroków zabrzmiał niezwykle głośno. Uhuhu… robi się ciekawie. Miał zamiar wyciągnąć różdżkę, żeby w razie czego móc się obronić albo zaatakować, jednak z niepokojem stwierdził, że nie ma jej przy pasku – miejscu w którym zawsze była. CORIN! No cóż, najwyżej będzie się bił bez. Nie pierwszy i nie ostatni raz. W zasadzie zawsze bił się bez różdżki, czy w mugolskich klubach, czy przy innych okazjach. Odwrócił się twarzą do niego, z niemiłym uśmiechem na ustach. -Myślałem, że już stchórzyłeś. Nie zdziwiłbym się, gdybyś nie przyszedł. W końcu tak łatwo rezygnujesz… jak podczas imprezy. Abigail jest świetna w łóżku, wiesz? Ojej… nie wiesz.-Roześmiał się na widok coraz większej furii na jego twarzy.-Umowa, jaką z nią zawarłem mówi coś całkiem innego. Jeśli przegrasz… nie tkniesz jej najmniejszym palcem.-Wysyczał, rezygnując z kpiącego tonu, jakim uraczył początek ich wymiany zdań. Nie ma zamiaru odpuścić.
Nawet przez chwile nie pomyślał o tym aby nie przyjść. W końcu to była jego propozycja i byłby żałosny gdyby uniknął teraz odpowiedzialności za swoje słowa. Właściwie zawsze uciekał przed braniem odpowiedzialności za coś. Nie na rękę byli mu potem ściganie go za to, ze coś źle zrobił lub nie wykonał wcale. To tylko uprzykrzało życie i nie dawało nawet odrobiny korzyści. To, ze chłopak bawi się uczuciami Corin również rozwścieczyło Dracona. W końcu interesował się życiem przyjaciółki. A ten oto pierdolony... Ekhem. Dobierał się do jego dziewczyny i jeszcze byłej. Nie miał umiaru i tylko ranił, a to Draco działka i o to tez były pretensje Zresztą, nawet o samo jego istnienie blondynek się wkurwiał. Nie komentował rezygnacji, bo w tym - nie ważne jak bardzo Dracon będzie się wzbraniał - miał racje. Ale dalszy ciąg nie dal się zignorować. - Jestem pod wrażeniem. Gdybym tak jak ty był męska dziwka to bym nie pamiętał imion swoich jednorazowych kobiet... Choć nie myliłbym ich z dziewczyna kumpla z domu - Wsadził ręce głęboko do kieszeni ukazując swoje pełne olewanie wroga -Przegrana nie wchodzi w grę... Nie ma co tego ustalać - Teraz było to oczywiste, ze musi być górą. Choć nawet jeśli nie będzie... Czy on kiedyś dotrzymał danego słowa lub obietnicy?
Ostatnio zmieniony przez Dracon Nicholas Uchiha dnia Sro 28 Mar 2012 - 7:42, w całości zmieniany 1 raz
I tak był żałosny, przynajmniej w ten sposób myślał o nim Jared. Bez względu na to czy by przyszedł, czy nie, co mu zrobi? Przez cały wieczór obserwował jego i Abigail. I nie spodziewał się, żeby ich związek miał niby trwać przez całą wieczność, czy jak to tam sobie wyobrażali. W ciągu jednego wieczora, niespełna kilku godzin, zdążyli się dwa razy pokłócić. Para roku po prostu!\ Corin sama pozwalała się bawić swoimi uczuciami. Wpatrywała się w niego jak piesek w swojego właściciela, który dzierży w dłoni wielką kość. Kto tu do kogo się dobierał, zacznijmy od tego. W końcu to Draco podrywał, a właściwie chodził z jego narzeczoną i to trzyletnią już. Jared miał do niej większe prawo, miał dokument, który potwierdzał ich nieoficjalny związek. Za błędy przeszłości się płaci. Trafił w jeden czuły punkt, a zaraz trafi w drugi. Mówiłam już, że Abigail swojego czasu mówiła Jaredowi niemalże wszystko? Wizytą w studio tatuażu też się pochwaliła. Nawet jeśli nigdy nie widział tego dzieła na oczy, to Draco może o tym nie wiedzieć. -Widać mam dobrą pamięć, ale kogoś takiego jak Abigail nie da się zapomnieć. Widziałeś jej jaszczurkę, sam wiesz gdzie? Prawdziwy ogień w łóżku.-Uśmiechnął się kpiąco, widząc wyraz twarzy Dracona. Był naprawdę dobrym aktorem, a dobre kłamstwo nie jest złe, zwłaszcza w tej sytuacji. Może na tyle wkurzy takim gadaniem ślizgona, że sam odejdzie od Abigail?-Zacznij się z nią liczyć.-Powiedział oziębłym tonem. Niech już w końcu przestanie pierdolić i zacznie to, po co przyszedł.
Wzajemnie myśleli o sobie najgorsze z najgorszych. Nie dziwię się. W końcu obu mogło zostać odebrane to, na czym im bardzo zależy. Jared straciłby zysk, a Dracon... On straciłby jedną z niewielu kobiet, które kiedykolwiek potrafiły dojść do jego serca i sprawić, że zwraca uwagę na ich zdanie. Stąd kłótnie. Kłótnie pojawiają się, kiedy ludziom na sobie zależy. I dobrze to wesz ślizgonie. Sam do wszak stwierdziłeś. A panu Uchiha bardzo zależy na tym, co pozwala mu być innym człowiekiem i wyrwać się od świata spowitego mrokiem. Oj Jared, Jared. Żebyś się nie przeliczył... Ale to nie o Corneli teraz mowa. Jej nic do tego wszystkiego. Każdą umowę można potargać, a co zrobisz z uczuciami? Nie jesteś w stanie zniszczyć ich w dzień, czy dwa. Zawsze pozostanie jeden, duży skrawek, który będzie starał się znaleźć taśmę klejącą i połączyć z pozostałymi. Dlatego wróg numer jeden Draconka jest z góry na przegranej pozycji. A jego wściekłość i poczucie zagrożenia tylko upewniało Pyszczka w tym, że się nie myli. Punkt leżący obok punktu... Oba, gdyby tylko to była bajka, zalśniłyby teraz krwistą czerwienią. Tęczówki paliłyby żywym ogniem mogąc być zdolne nawet do zabijania. Jednak to życie. Dlatego Dracon musi sobie poradzić pięściami. Ufał Abigail, ale ten chłopak był tak przekonujący, że nie wytrzymał. Mocny podmuch wiatru stłumił wydźwięk pięści uderzającej bezpośrednio w brzuch ślizgona o jasnych, błękitnych oczach. Ale kto by zwracał uwagę na jego gały? Ważniejsze jest to, by zrobić mu jak największą krzywdę.
Jared nigdy by się nie przyznał, że w pewien sposób zależało mu na Abigail. W końcu kiedyś, jeszcze kilka lat temu byli sobie… bliscy. Potrafili razem się wygłupiać, dobrze bawić i spotykać dla samej przyjemności płynącej ze zwykłej rozmowy. Myślisz, że tylko Ciebie potrafiła wyciągnąć z mroku życia? Z nim było tak samo. A potem Abigail dowiedziała się o potajemnie spisanej umowie i sama nie wiem, w jaki sposób się teraz do niego odnosiła. To już nie było ważne. Liczyło się tylko to, co Jared mógł stracić, jeśli związek Dracona i Abi będzie trwać dalej. Jest taki, krótki wierszyk: Niebo nie zna takiej wściekłości, jak miłość zamieniona w nienawiść, ani piekło furii, jak zraniona kobieta. I coś w tym jest, więc jeszcze nie wszystko stracone. Miłość od nienawiści dzieli cienka granica, a Jared będzie robił wszystko, żeby Abigail tą linię przekroczyła. Ma na to całe półtora roku, setki dni, w których nie przestanie próbować pozbyć się rywala. Będzie zatruwał ich życie, jak tylko się da, żeby tylko zasiać ziarno zwątpienia w serduszku kochliwej Abigail, które on jak najprędzej wykorzysta. Zacisnął pięści, jakby przygotowując się na atak Ślizgona, tym razem mu się udało. Widział to w jego oczach płonących lodowatym płomieniem, na grymasie wściekłości na jego twarzy. Zabawa w docinki się skończyła, chociaż Jared znał jeszcze kilka innych, pikantnych szczegółów z życia Abigail, gdyby ten o jaszczurce nie zadziałał. Życie to nie bajka, w życiu wszystko jest znacznie trudniejsze i o wiele bardziej boli. Zgiął się w pół, kiedy otrzymał cios prosto w żołądek, chwilę później jednak ruszył do kontrataku. Tym razem odgłos jego pięści na szczęce drugiego Ślizgona zabrzmiał bardzo donośnie.
Nawet gdyby jednak Jaredowi zależało na szczęściu Abigail to tak czy siak Dracon darzył by do tego by zniknął z ich życia. Bo jeśli ów ciemnowłosy zachowuje się w taki sposób ze Abigail woli nawet jego, blondyna z ogromna blizna na ciele to co by było, gdyby Jar był sympatyczny i lubiany przez jego puchonke? Dracus byłby z góry na przegranej pozycji. Jest dobrze tak, jak jest. Ale możne być doskonale jeśli dosłownie za chwile zmiecie z powierzchni ziemi pierdolonego skurwysyna. Na prawdę myślisz, ze można znienawidzić kogoś, kto nienawidząc całego wszechświata decyduje się ulokować wszystkie pozytywne odczucia w jednej osobie? Czy ta osoba mogłaby darzyć aż tak skrajne i odlegle choćoc bliskie jednocześnie uczucie? Szczególnie jeśli to jest kto tak uroczy jak Dracon i tak niezwykły jak Abigail. Miała dobre serce skoro przygarnęła do piersi takiego wyrzutka. I dla tego Dracon tak bardzo ją koch... Lubił. Koniec zabawy. Sprawa jest poważna. Nie wydal z siebie nawet jęknięcia gdy dostał bolesny cios. Był bowiem zbyt zaangażowany w walkę. I już po chwili przestał się z nim pieprzyc. Po prostu zaczął go okładać pięściami po ciele skutecznie tworząc na nim siniaki oraz szramy, sprawiając pękniecie wargi. Ale sam zapominał o obronie, która od zawsze kiepsko mu wychodziła.
Gdyby… gdyby mu zależało, to pewnie teraz byliby szczęśliwą parą i sami planowali swój ślub, bez względu na jakieś umowy. Abigail Grimmasi, taka zwykła puchonka, a bije się o nią dwóch facetów z jednego domu, czy nie powinni być solidarni? W końcu to ślizgoni, u nich poczucie więzi między kolegami z domu jest dosyć duże. Nie był zazdrosny, nie podchodził do tego tak emocjonalnie jak jego przeciwnik. Abigail była rzeczą i to on był jej właścicielem. Myślę, że tak. Powody dla których można znienawidzić drugiego człowieka są naprawdę różne. A on chociaż na co dzień twardo stąpał po ziemi, nie zamierzał tracić wiary w to, że za niecałe dwa lata Abigail zostanie jego żoną. Bo miała coś w sobie, bo mimo stosunku do niej, który uzewnętrzniał się przy każdym ich spotkaniu, lubił tą dziewczynę. Bo była urocza i taka inna od całej reszty. Miała to w sobie, że nie zwracała uwagi na to, czy ktoś jest zły czy dobry. Jeśli postanowiła z nim się zaprzyjaźnić albo pokochać, to po prostu to robiła. Poczuł przyspieszone bycie serca, zwiększoną prędkość przepływu krwi. Adrenalina buzowała w jego żyłach. Nie czuł już bólu, jedynie wściekłość skierowaną ku Draconowi. Nie czuł spadających na niego ciosów, nie poczuł, kiedy krew zaczęła spływać z jego wargi. Liczyło się tylko to, by jak najmocniej uderzyć przeciwnika, wycelować w nieosłonięte punkty jego ciała. Nie wiedział, w którym momencie rozwalił mu łuk brwiowy. Miał tylko nadzieję, że bolało.
Ślizgon i solidarność? No nie dobijaj mnie. To chyba najmniej trzymający się razem zespół na świecie. Wprawdzie dokuczali razem wielu osobą, ale i tak gdy przychodziło co do siebie to mimo wspólnego domu bez najmniejszego problemu stawali przeciw sobie. O dziwo Dracon ma najmniej przyjaciół właśnie wśród swojego domu, a najwięcej w innych. Choć... Muszę też dodać, że on prawie nie ma przyjaciół. Raczej dobrych znajomych. Nawet, jeśli Abi była rzeczą – bo nie zapominajmy, że Dracon lubi kobiety traktować w ten sposób, jak swoją ukochaną własność – to na żadna umowa nie zmieni zdania Pyszczka, że nikt inny nie ma prawa nawet dotykać jego słoneczka. A jeśli ktoś spróbuje, połamie mu palce... I to tak od razu, żeby przeciwnik nawet nie zdążył się zastanowić. Jak dobrze, że Draco nie potrafi leglimencji i oklumencji. Jego Abigail jest urocza, to fakt. Ale Jared nie ma najmniejszego prawa tak uważać i kropka! Teraz już faktycznie jego myśli zaczęłyby przesadzać, ale uważał, że Neer nie ma najmniejszego prawa do tego, żeby nawet myśleć o... Grr. No zabić to mało. Nie może sobie znaleźć kogoś innego? Naprawdę nie możę?! Grr. Bolało. Bo jak miałoby nie boleć? Ale również nie zwracał na to uwagi. Miał bowiem pewien plan jak go skutecznie pokonać. Niech pomyślę. Wspominałam o tym, że jego najlepszym przyjacielem jest mistrz w karate? I chociaż Dracon nie ma cierpliwości do tego, żeby nauczyć się trafiać w punkty witalne, to jednak umie co innego. Nie przejmując się tym, że czuł spływającą po jego twarzy ciecz – nie wiedział już, czy to kropelki potu czy krwi, wykonał parę specyficznych ruchów. Złapał Jareda za wędrującą w jego kierunku pieść – ledwo co muszę przyznać, chłopak miał dużo siły. Usłyszał zgrzytanie kości. Strasznie bolał go nadgarstek, ale mniejsza z tym. Ważniejsze tej sto. Że pociągnął chłopaka w swoim kierunku, przewrócił skutecznie sadzając go na kolanach i położył stopę na jego plecach cały czas trzymając jego rękę. Czy ośmieli się ją złamać? No oczywiście, że tak. Aua... Aua dla Jareda. I co z tym cholernym nadgarstkiem kurwa mać!
Solidarni w szerzeniu zła, w nabijaniu się z innych. Różne są typy solidarności. Poza tym, to był Slytherin! Tam nikt nie trzymał się zasad i to było w tym domu najpiękniejsze. Mam jakiś taki dziwny sentyment do tego domu, do jego złych mieszkańców. Zazwyczaj zamknięci w sobie, pełni tajemnic i nigdy niewyjawionych sekretów. Samotni, zazwyczaj samotni. Jared też nie miał przyjaciół, ale to raczej przez to, że nikt nie mógł zbyt długo z nim wytrzymać. Jared nadal będzie obstawać, że Abigail należy tylko i wyłącznie do niego. Już i tak na zbyt dużo jej pozwalał, ale kiedy zostanie jego żoną, a to się na pewno stanie, jej swawola się skończy. Jared był bardzo zaborczym mężczyzną, a jak już na coś się uprał, to nic nie było w stanie zmienić jego zdania. I to on miał do niej pierwszeństwo. Merinie! Kto niby nie ma do niej prawa? Jared?! Bez którego prawdopodobnie byłaby teraz martwa albo miała wstręt do facetów do końca życia? O tym pewnie też mu nie powiedziała. No, bo w zasadzie nie mogła. Obiecali sobie, że nikt nigdy się nie dowie o tym, co zaszło pewnej nocy w jednej z wielu ciemnych uliczek Amsterdamu. Chociaż, czy on kiedykolwiek dotrzymywał obietnic? Mógł sobie ćwiczyć nawet kung-fu i taekwondo i co z tego? Jared nie zamierza się poddać i w sumie będzie ciężko to zrobić. Chociaż szczerze musze przyznać, że był zaskoczony, kiedy tak nagle znalazł się na ziemi, przygnieciony ciężarem ciała Dracona, z wykręconą do tyłu ręką. Kurwa, ale bolało. W sumie nie wiedział, jak się wyswobodzić z jego chwytu, wiedział za to, że Ślizgon bez chwili wahania złamie mu rękę. No cóż, wojna wymaga poświęceń (jak to powiedziała Corin), dlatego Jared pozwolił sobie jeszcze bardziej wykręcić rękę, mało nie krzycząc z bólu, po czym wykręcił się jakoś, sama nie wiem jak, nie zwracając na dziwne chrupnięcie. Po czym uderzył Dracona z całej siły w brzuch i przewrócił na ziemię, siadając na nim i okładając go pięściami. Gdzie popadnie. Raz za razem.
Z Draconem też ciężko było wytrzymać. Był pusty, płytki – bardzo szybko oceniał ludzi na podstawie stereotypów. Był zimny, oschły – nikogo nie traktował z szacunkiem. Do tego był agresywny i nie rozumiał, że można coś rozwiązać za pomocą negocjacji. A objaw ów cechy widzimy właśnie w tym momencie, kiedy to leją się dwa ślizgony na błoniach nie interesując się tym, że krwawią i że to może nie mieć sensu. Powiedziała mu, że Jared zabił człowieka. Że obronił ją. Ale nie pytał dalej. Był wtedy tak wściekły, tak podgrzany, że cząsteczki powietrza uderzały z całej siły w jego policzki sprawiając, że ignorował wszystko, co mogłoby być ważne. Zresztą nie ma co się dziwić. Nie mieli czasu, by dowiedzieć się o sobie aż tak ważnych rzeczy. Nie znają się tak długo. Ale żyć bez siebie nie mogą. To jest naprawdę godne docenienia i najwyższych nagród, jeśli uda im się przetrwać. Nie spodziewał się, że chłopak tak szybko wyswobodzi się z jego chwytu. Co więcej, ani razu nie pomyślałby, że aż tak mocno wyłamie sobie rękę tylko po to, by móc już po chwili atakować biednego Dracona, który siedział pod nim. Widać był naprawdę zdesperowany w swoim działaniu. I tego nie przewidział mój kochany blondyn. Ale spokojnie, nie pozostanie mu dłużny mimo iż czuł ogromny ból w okolicy prawego oczka. Świetnie. Blizna, podbite oko, pęknięta warga, okropny ból w nadgarstku. Co jeszcze moi mili? Co jeszcze? Jeszcze długo podejrzewam. Bo widzę w ich działaniach prawie równy poziom. Ktoś w końcu musi być lepszy, ale kto? Oswobodził spod niego ręce i zasłonił się nimi. Był w zdecydowanie gorszej pozycji, bo nie ważne jak bardzo będzie się kręcił i tak raczej nie ucieknie. Chyba, że... Podniesie nogi i złapie jego głowę kolanami po czym uderzy nią z całej siły o podłoże? Oh. Dracon to geniusz! Opłacało się bić tyle razy z mugolami!
Jared w ogóle nie oceniał ludzi. Miał ich głęboko gdzieś. Właściwie, to dzielił ich na dwie kategorie: bogaci i biedni i zadawał się tylko z tymi pierwszymi. Miał w nosie, co ludzie o nim myślą, co w stosunku do niego czują. On przejmujący się innymi? Nigdy. Współczujący im? Równie rzadko, co to pierwsze. Wyznawał zasadę, że to ludzie żyją dla niego, nie on dla nich. Nie potrafił negocjować, nie dlatego, że nie miał argumentów, po prostu pięści były znacznie bardziej dosadne i skuteczniejsze. Może był świnią i chamem i dupkiem, ale szanował kobiety. Zwłaszcza piękne, młode i w opresji. Ot, taki Supermen. Może i wykorzystywał je, wyrzucał o siódmej rano z łóżka, nakrywając głowę poduszką, by dać im znać, że nie chce słuchać ich błagań. Jednak najbardziej na świecie nienawidził mężczyzn, którzy stosowali przemoc w stosunku do kobiet. Dokładniej gwałt mam na myśli. I wtedy po prostu stracił nad sobą kontrolę i gościa zatłukł. A potem okrył trzęsącą się Abigail marynarką i zaprowadził do siebie. Nie czuł bólu, płynna furia krążyła po jego organizmie. Nie zniósłby porażki, to tak jakby jego honor został zdeptany z ziemią. Zacisnął zęby, kiedy wykręcał sobie jeszcze mocniej rękę. A potem wszystko potoczyło się szalenie szybko. Nie zwracał uwagi na tępy ból promieniujący chyba z każdej części jego ciała. Miał ochotę zniszczyć swojego przeciwnika, roznieść go w pył. Miał niemalże czerwone plamy przed oczyma, kiedy go tak uderzał i uderzał. Mam wrażenie, że będą się tak bić dopóki obydwoje nie padną z wycieczenia, bo ani jeden, ani drugi nie zamierza przestać. Co z tego, że Dracon ponownie rozwalił mu już ładnie zagojoną brew, a nawet jeszcze bardziej ją uszkodził? Co z tego, że krew z wargi spływała mu strugą po brodzie, że podbite oko zaczynało puchnąć, a bark pulsował przeszywającym bólem. Że prawdopodobnie Dracon złamał mu żebro, bo każdy oddech kończył się atakiem bólu. Przez chwilę nie widział kompletnie nic, kiedy z impetem jego głowa uderzyła o ziemię. Przez chwilę leżał nieruchomo, próbując opanować odruch wymiotny, po czym ostatkiem sił chyba, podniósł się z ziemi i uderzył Dracona prosto w splot słoneczny. Niech cierpi chuj jeden.
Po prostu świetnie. Idealnie! Nie dość, że jej najlepszy przyjaciel jak zwykle mógł stracić panowanie nad sobą, przegiąć i zrobić komuś naprawdę poważną krzywdę, to jeszcze się okazuje, że w to wszystko jest zamieszana jej najlepsza przyjaciółka i jej... Kolega. Dlaczego świat co chwila musi wywracać się do góry nogami? Zawsze to samo. Kiedy wszystko mogłoby się już poukładać jak puzzle i stworzyć piękny obrazek słodkiego misia pandy nagle brakuje elementów z oczkami, noskiem. Wszystko się rozsypuje. I ktoś to zawsze musi poskładać. Albo chociaż uratować tyle, ile się da. Nie przejmowała się tym, że w środku nocy na dworze jest strasznie zimno. Będąc pociągniętą przez swoją ukochaną przyjaciółkę nawet nie myślała o tym, żeby porozmawiać z nią i zapytać dlaczego właściwie oni się biją. W końcu... To wszystko nie miało sensu. Dracon kochał Abi, Abi kochała Dracona, tak? Jared całował ją, a nie Abisię. Nie przytulał się do puchonki, tylko do niej. No... I jeśli chciałby być blisko ów blondynki to przecież powinien od początku walczyć z Draco, a nie zajmować się prawie cały wieczór nią. Wszystko traciło powoli sens sprawiając, że już żadna informacja nie łączyła się ze sobą logicznie. A jeśli tak się działo, to dziewczyna mogła śmiało wyśmiać skomplikowanie i nierealność swojej tezy. Biegła potykając się co parę kroków i ledwo pilnując się, żeby nie upaść. Już po paru metrach miała zadyszkę tak, jak to zdarzało jej się zawsze. Jej bose stopki z charakterystycznym wydźwiękiem uderzały o posadzkę Hogwartu. Była przyzwyczajona do skarpetkowych podróży, ale na boso było zdecydowanie zbyt zimno. Do tego jeszcze wiatr w nie z ogromną siłą, kiedy obie odziane tak cienko – jedna w koszulę i bluzkę, druga tylko w koszulkę, wybiegły przed zamek. Teraz tylko trzeba było odnaleźć ich na błoniach. A ona są takie wielkie... Cholera jasna! Na szczęście udało im się. Nie myślałam, że tak szybko trafią na polankę. Widok... Widok był po prostu straszny. Wszędzie krew. A dobrze wiemy, jak Corin jest bardzo przerażona ów cieczą. I dwóch chłopaków. Dwóch ślzigonów, którzy mogliby się zabić w każdym momencie. Spojrzała na Abisię. Miała nadzieję, że myślą o tym samym. Ryzykownym działaniu, ale jednak jedynym skutecznym w tym wypadku. Uderzył Dracona. Ten zachwiał się pod siłą tego i przez trafienie w czuły punkt. Koniec zabawy. Po raz kolejny pobiegła nagle jak spod ziemi pojawiając się przed Jaredem. Nim mógł się zorientować co się stało biedak oberwał siarczystego plaskacza w policzek. A jak dobrze wiemy, Corin nigdy nie bije z plaskacza... Pierwszy raz nie użyła na kimś pięści. Czy ja w niej dostrzegam coraz więcej kobiety? A może to po prostu niechęć zranienia Jareda. - Uspokój się... Macie w tej chwili skończyć tą bezsensowną bijatykę... - Powiedziała cicho. Jej słowa prawie zostały zagłuszone przez kolejny podmuch wiatru. Spoglądała na jednego ze ślizgonów stanowczo. Ton, którym mówiła nie znosił sprzeciwu. O tyle niższa, a jednak naprawdę potrafiła oglądać się na niego z karcącym wyrazem. Jakby był małym dzieckiem, które nie ma pojęcia, co robi i trzeba go zawsze pilnować. Była cała blada, źle się czuła będąc w takim otoczeniu. Na jej ciele pojawiła się gęsia skórka. Ale stała. Muszą wraz z Abi to przerwać. I rozdzielić ich. Najlepiej raz na zawsze.
Pewnego dnia po obiedzie Warsaw przyszedł na polane razem z sprzętem maskującym i snajperką do ASG. Po upływie 5 minut ujrzął dobre miejsce na rostawienie się pod drzewem na skraju polany. Tak czekał na Briana Toronto.
upomnienie 1/5 - post musi mieć co najmniej 5 linijek upomnienie 2/5 - nie stosowanie się do zaistniałej sytuacji
Południe. Gdy już spożyłem obiad, który był jak zawsze smaczny, postanowiłem udać się na przechadzkę w poszukiwaniu przygód. Nic nie miałem do roboty, a nie miałem zamiaru siedzieć razem z tymi Gryffonami. Udałem się w stronę polany, tam za dużo osób nie powinno być. A ja nie przepadam za miejscami gdzie jest pełno ludzi. Szedłem spokojnie ścieżką, pogoda była przepiękna.
upomnienie 1/5 - post musi mieć co najmniej 5 linijek upomnienie 2/5 - nie stosowanie się do zaistniałej sytuacji
Podczas przechadzki Briana z Gryffonów, Warsaw wykrzyknął "Boom!". Wtedy rzucił pistolet do ASG z załadowanym 1 magazynkie. Zaczęła się walka. Warsaw przez to wszystko zrzcil strój maskujący i zaczął strzelać. wyszkolenie Warsawa było o wiele lepsze niż Briana. Wtedy skończyła się każdemu z nas amunicja, każdy miał o dziwo po tyle samo oberwanych kul co przeciwnik.
upomnienie 3/5 - post musi mieć co najmniej 5 linijek
/Em, tak się zastanawiam... Wiecie, że na tej samej polanie właśnie bije się dwóch chłopaków, prawda? -,- Radziłabym zobaczyć, czy powyższe wątki są zakończone/przedawnione przed napisaniem/
Serce łomotało jej w piersi. Kiedy tylko zobaczyła plotkę, zerwała się z miejsca i nie patrząc na to, jak są ubrane, ruszyła biegiem ku wyjściu z klasy. Trzymając cały czas Corin za rękę, praktycznie ciągnęła ją za sobą. Biegły pustymi o tej porze korytarzami a ich bose stopy cicho uderzały o kamienną posadzkę. Słyszała urywany oddech Corin, dziewczyna biegła ostatkiem sił. Musiały zawrócić do bocznych drzwi, gdyż główne wejście było zamknięte o tej porze, a potem okrążyć niemalże cały zamek, żeby dotrzeć do błoni. Porywisty wiatr targał ich włosy, przenikał na wskroś, gdyby nie bieg, który je rozgrzewał, pewnie szczękałyby teraz zębami z zimna. Dzięki porannemu bieganiu, Abigail prawie nie czuła zmęczenia i gdyby nie powaga sytuacji sprawiłby jej niemałą radość. Znała Jareda, wbrew temu, co chłopak myślał, wiedziała o nim bardzo wiele. Nie raz i nie dwa przyłapała go w tych krótkich momentach, niekiedy trwających zaledwie kilka sekund, kiedy jego twarz nie kryła się pod maską, a śliczne, błękitne oczka pokazywały coś całkiem różnego od wystudiowanej obojętności. Widziała, kiedy jest zirytowany, kiedy znudzony, widziała, kiedy jest podekscytowany. Widziała go w stanie prawdziwej furii, wtedy, kiedy uratował jej życie. Wiedziała, co jest w stanie zrobić komuś, kogo nienawidzi. Dlatego musiały się śpieszyć, bez względu na ból w łydkach, brak czucia w stopach miękko zapadających się w trawę. Nie mogły się przejmować wiatrem, niosącym ze sobą podmuchy zimna. Musiały ich znaleźć zanim zrobią sobie poważną krzywdę, o ile już nie zrobili. W końcu obydwoje byli do tego zdolni. Z przerażeniem w oczach spojrzała na ogrom rozciągających się przed nią błoni. Jak niby mają ich znaleźć po ciemku? W efekcie nie zabrało im to zbyt wiele czasu. Na skraj łąki dotarły akurat w momencie, w którym zataczający się lekko Jared uderzał z całej siły Dracona w brzuch, a ten zginał się w pół pod wpływem siły ciosu drugiego Ślizgona. Jej ukochany upadł na kolana, van der Neer słaniał się na nogach kawałek dalej. Ślizgoni musieli bić się już od kilku dobrych minut. Abigail stanęła na skraju polanki, zszokowana tym, co zobaczyła. Przez cały ten czas, jakoś nie do końca wierzyła, że Jared i Draco mogą się pobić tak całkiem na poważnie. Puściła dłoń Corin, odwracając jednocześnie głowę w jej stronę. Niekiedy rozumiały się bez słów, tak jak w tym momencie. Musiały to przerwać zanim się pozabijają. Niemalże w tym samym momencie zerwały się do szalonego sprintu, jakby przez ostatnie minuty odpoczywały, a nie biegły z pokoju snów aż na błonia. Muszą zdążyć, zanim walka rozpocznie się na nowo, bo wtedy nigdy nie uda im się ich rozdzielić. Biegła prosto w stronę Dracona wiedząc, że Corin wybije Jaredowi z głowy dalszy udział w bójce. I znów niemal w tym samym momencie zabrzmiały dwa uderzenia w policzki. -Czyś Ty oszalał, Draco? Masz natychmiast przestać.-Powiedziała cicho. Jej ton jednak miał w sobie żelazną nutę, której nie szło zignorować. Miała nadzieję, że Draco od razu jej posłucha. A potem chłopak uniósł głowę i dziewczyna cała się skuliła ze strachu. Jeszcze nigdy nie widziała takiego gniewu na jego twarzy. Wyglądał… wyglądał upiornie. Przez chwilę miała wrażenie, że odepchnie ją na bok i znów rzuci się na Jareda. Nie przypominał w tym momencie Dracona jakiego znała i do którego… coś czuła.
Bogaci i biedni mówisz? To skąd pocałunki z Corin i wojna z Draconem, co? W końcu Cornelia jest biedna jak mysz w kościele, a Dracon jest przedstawicielem jednej z najbardziej bogatych rodzin, które niszczą życie wszystkim innym wykupując ich firmy, przejmując majątki i zgrabnie wynajdując ich przekręty, by podać ich do Ministerstwa Magii. Potwory, bo tego inaczej się nazwać nie dało. Oboje zostali wychowani w takim otoczeniu. Powinni się lubić. Wszystko, przez Abigail. Nom, to chyba jednak ma prawo nienawidzić pana Uchihę nie tylko ze względu na to, że jest jego przeciwnikiem w walce o kobietę. Bowiem Pyszczek nie ma najmniejszego problemu z zastosowaniem przemocy wobec kobiety, na której w ogóle mu nie zależy. Oczywiście gwałtu by nie zastosował, bo wszystkie same chciały jeśli już się nimi zainteresował, ale bez najmniejszego problemu strzeliłby dziewczynie... Która obraziłaby jego ukochaną. Tak to już było, że faworyzował jedną kosztem innych na świecie. Dracon bił się od zawsze dla zabawy, jego kolega też. Oboje są wysoko postawieni i mieli szansę na to, by specjaliści uczyli ich jak sobie radzić w takich sytuacjach. Dracon do tego jeszcze miał pomoc Ikuto. Nie było możliwości, by któryś zrozumiał, że trzeba w końcu odpuścić. I widać było, że działają w pełni na poważnie. W końcu jeden ze ślizgonów prawie rozwalił drugiemu głowę, a drugi pierwszemu... Chłopak poczuł nagle ogromny ból. Ciekawe, czy ten gnój wiedział, że może mu uszkodzić. Ciężko mu się oddychało, prawie wcale nie był w stanie złapać powietrza. Ale będzie kontynuował z przekonaniem, że jest górą skoro Jared słania się na nogach. Sam nie wiedział, w jakim jest stanie. Nagle, ni stąd ni zowąd poczuł pieczenie na policzku. Czyżby ten gnój go uderzył? Miał ograniczone widzenie, oczy zaszły mu mgłą. Szkoda czekania. Dracon zamachnął się i... Jego pięść przeleciał zaraz obok ucha pewnej osóbki, która stała obok niego. Jego oczy zadrżały. Abigail... - Co ty tu robisz... - Powiedział cicho. Złość powoli w nim ustępowała. Wzrok mordu znikał z jego oblicza powolutku. Po chwili całkiem się uspokoił. Nagle adrenalina uciekła. Poczuł się strasznie słaby. Nadgarstek i ból w nim sprawiał, że aż chciało mu się płakać. Bolało go dosłownie wszystko, co może boleć człowieka. Zakaszlał czując, że jest źle. Kucnął przed dziewczyną. Jakoś nie bał się tego, że Jared ponownie go zaatakuje. Nic więcej nie mówił. Nie był w stanie. Dlaczego? Bo gdyby nie to, że spudłował... To był tak wściekły, że... Że mógł uderzyć z całej siły swoją dziewczynę w twarz...
Przecież oni się z Corin nie lubili, więc to się nie liczy jako znajomość. Poza tym, Jared oceniał po wyglądzie, a dziewczyna swoim stylem bycia pasowała na przedstawicielkę francuskiej arystokracji, a nie na dziewczątko ledwie wiążące koniec z końcem, zamiast w wystawnym dworku mieszka w biednej dzielnicy. Z Draconem to już całkiem inna historia. Przecież porównując ich charaktery, środowiska w jakich dorastali i sam styl bycia łącznie z poglądami powinni być najlepszymi przyjaciółmi. I zgadzam się, to wszystko wina Abigail. To faktycznie dobry powód. Jared nie rozumiał, jak można być takim chamem i prostakiem, żeby uderzyć dziewczynę i w sumie całe szczęście, że nie widział, jak Dracon zamachnął się na Abigail, bo by go chyba zabił. Autentycznie. Bo to była Abigail, istota, która potrafiła go zirytowac jak mało kto, ale równocześnie, w której towarzystwie czuł się nad wyraz dobrze, niemalże swobodnie. I tylko on mógł być dla niej niemiły, co najwyżej! Ale żeby ją uderzyć? Nigdy. Jared bił się całkiem na poważnie. Każde jego wyjście do klubu kończyło się mniejszą lub większą bójką. I w pewien sposób to lubił. Zawsze jakiś przypływ adrenaliny i doskonały sposób na wyładowanie złości. Może i miał tego swojego Ikuto, ale Jared był wkurzony. Serio wkurzony. Nie dość, że jakiś idiota przerywa mu wieczór z cudowną… wróć… z Cornelią, to jeszcze bije się o coś, co nigdy nie będzie należeć do niego i zniszczył mu koszulkę, ale to już najmniej ważne. Gdyby nie ingerencja dziewczyn, pewnie w życiu nie skończyliby się bić, a potem by umarli z wycieńczenia i ran odniesionych w boju. Wcale nie wyglądał lepiej. Jared przynajmniej się nie dusił. Chociaż bolała go klatka piersiowa przy nabieraniu powietrza. Musieli przedstawiać okropny widok. Najpierw poczuł uderzenie na już i tak dość obolałym policzku, dopiero potem zmaterializowała się przed nim… Corin? Miał wrażenie, że to jakaś halucynacja i być może umarł, bo przecież dosyć mocno uderzył głową w ziemię. O! I leciała mu krew. W porównaniu do poprzednich ciosów był bardzo delikatny i może to go w miarę otrzeźwiło. -Corin… nie powinno Cię tutaj być.-Szepnął, mając wrażenie, że zaraz odpłynie. Dopiero teraz poczuł, jak bardzo go wszystko boli, że nie może ustać na nogach i jeszcze chwilę i się przewróci i już nie wstanie chyba.
Nie miała siły, by myśleć nad jakimś innym działaniem. Jak mogłaby inaczej sprawić, by zaprzestali tej bezsensownej walki? Mogłaby może wymyślić coś bardzo konstruktywnego, ale nie było na to czasu, nie było możliwości. I najwyraźniej Abigail miała to samo zdanie, skoro i Dracon mocno oberwał w zraniony policzek, aż wydał z siebie bardzo cichutki jęk. Naprawdę widać było, że są przyjaciółkami. Bo osoby tak bliskie po prostu musiały myśleć podobnie. I rozumieć się nawet nie gestykulując – jakby telepatycznie. Co czuła, kiedy uderzyła go w twarz? Właściwie niewiele. Nie myślała w danym momencie. Dopiero chwile po tym nagle jej serce ogarnął jakiś żal. Jakby ogromna wina, bo nie chciała go bić. No i przede wszystkim nie chciała tego robić w ten sposób. Aż zabolała ją ręka ze względu na to iż zazwyczaj była mocno zaciśnięta gdy na przykład rozwalała komuś nos. A do tego... Właściwie dlaczego ona myśli o tym wszystkim? Właśnie teraz? Nie było sensu. Już to zrobiła. Teraz musi wykonać kolejne kroki. - Ciebie też nie powinno głupku... - Szepnęła równie cicho jak on. Widać było, że dosłownie lada chwila chłopak straci resztki sił. Podeszła do niego i podparła go. W końcu jak na dziewczynę ma dość sporo sił, to miała nadzieję, że wystarczą jej do tego, by zaprowadzić go do Skrzydła Szpitalnego. - Co ty odwalasz Jared. Nie powinieneś zniżać się do tego poziomu... - Dodała karcąco. Chyba jednak nie miała tyle siły, by doprowadzić go do SS. Schody i w ogóle. Nie da rady. Dlatego ostrożnie pomogła mu usiąść na ziemi. Naprawdę wyglądał strasznie. Krew cieknąca spomiędzy włosów. Rozcięta warga. I nienaturalnie wykręcona ręka. Coś muszą z tym zrobić. - Przepraszam... Nie znam zbyt wiele zaklęć leczących... - Powiedziała cicho. Wykierowała różdżką w... Tak, tak. To była jego różdżka. Kierowała na jego poszczególne rany używając słów „Ferula” lub „Episkey”. Oczywiście na rękę nic nie poradzi tak. Ktoś musiałby ją nastawić przede wszystkim. A bała się to robić sama, bo mogłaby zrobić mu jeszcze większą krzywdę. Westchnęła. Pogłaskała go wierzchem dłoni po policzku, w który wcześniej go uderzyła. Spoglądała na niego w ciszy. Nie zwracała uwagi na Dracona i Abigail i miała nadzieję, że Jar nie będzie po raz kolejny porywał się do walki.
Nie było czasu na obmyślanie jakiś szczególnie sprytnych planów, właściwie nie miały czasu, żeby się cieplej ubrać, a co dopiero zastanawiać, jak zapobiec dalszej kłótni chłopaków. Musiały działać natychmiast, bez chwili zwłoki, która mogła kosztować któregoś z chłopaków życie. To oczywiste, że myślały podobnie. Jest taki rodzaj więzi między ludźmi, że do komunikacji nie potrzebują nawet słów. Tak było z nią i Corin. Znały się już tyle lat i praktycznie wiedziały o sobie wszystko. Jak inaczej miała wybudzić Dracona z dziwnego transu, w jaki wpadł pod wpływem nadmiaru adrenaliny krążącej w jego żyłach? Na Jareda zadziałało, to i na Draco powinno. Nawet jeśli uderzyła zbyt mocno, nie czuła żalu, ani nie przejęła się tym. W końcu zupełnie na to zasłużył, zachowując się jak nieodpowiedzialny dzieciak. W jej szeroko otwartych oczach malowało się przerażenie. Gdzie jest jej Draco i co to za potwór stoi przed nią? Prawie ją uderzył, jego pięść mignęła jej kawałek przed oczyma. Zszokowana spojrzała w jego oczy, jej Draco nigdy by tego nie zrobił. Jej twarz powoli zaczęła się zmieniać i chociaż była kompletnie bez wyrazu, to w oczach nadal czaił się strach, przerażenie i… złość. -Przesadziłeś, Draco…-odsunęła się od niego. Wiedziała, że będzie ciężko, że będzie musiała się sporo namęczyć, ale to co Draco teraz zrobił było przesadą. Bił się jak jakiś mugol o rzeczy, których najwyraźniej do końca nie rozumiał. Spojrzała na jego zmarnowane oblicze, na rozciętą wargę i siniaki, które już zaczęły się pojawiać, na spuchnięty, ustawiony pod dziwnym kątem nadgarstek. Jej pierwszą myślą było to, że ma na co zasłużył, lecz po chwili wrodzona puchonowatość wzięła nad nią górę. -Powinieneś iść do skrzydła.-Wstała z miejsca, cały czas patrząc na niego chłodno. Nie będzie krzyczeć, to w końcu rodzaj emocji, a tych była w tym momencie pozbawiona. Czekała aż podniesie się z ziemi, przebierając w miejscu nogami, gdyż stopy całkiem jej skostniały.