Polana w tym miejscu jest dobrze nasłoneczniona i ukwiecona. Uczniowie, którzy zostali na weekend w Hogwarcie lubią rozkładać tu obszerne koce i oddać się odpoczynkowi, choć nierzadko przychodzą również z książkami. W okolicy panuje idealna cisza, przerywana jedynie odgłosami natury. W oddali widać trybuny boiska, a czasami latające małe punkciki, czyli zawodników odbywających trening.
Spodobało mi się to w jaki sposób Ślizgonka odnosi się do mnie. Spojrzałam na nią. Była o wiele wyższa ode mnie, ale nic mi to nie przeszkadzało. Uśmiechnęłam się i powiedziałam: - Tak, przybyłam do Hogwartu dopiero dzisiaj. Nie wiem czemu. A co do nauki przedtem to uczęszczałam od 7 lat, aż do 10 do szkoły mugolskiej. Przyznam, że było tam fajnie, ale nie tak jak tutaj - zaśmiałam się i zerknęłam na zegarek. Było już po 23.30. - Powinnyśmy być w Hogwarcie już 3 i pół godziny temu, ale może nikt nas nie nakryję - powiedziałam i weszłam razem z Victorią do wielkiej szkoły. Rozejrzałam się i powiedziałam trochę nieśmiało: - Przepraszam, ale możesz zaprowadzić mnie na siódme piętro? Nie za bardzo wiem jak mam się tam dostać. Proszę.
Odwzajemniłam uśmiech. Nie wiem czemu ale polubiłam tę dziewczynkę. -Szkoła mugolska, ciekawe. Wiem dość dużo o takich szkołach, przyjaźniłam się z mugolką. Ale sama nie chciałabym do niej chodzić, wolę Hogwart. - gdy dziewczynka wyraziła obawę że ktoś nas nakryje roześmiałam się. -Daisy! Masz szczęście że na mnie trafiłaś! Ze mną ikt na niczym cię nie nakryje. Od lat nie robię nic innego oprócz szlajania się po nocach i jeszcze nikt mnie nie nakrył. Jasne, że cię zaprowadzę. Będzie mi potem daleko do lochów gdzie jest dormitorium Ślizgonów ale co mi tam. - powiedziałam dziarsko i ruszyłam w kierunku schodów.
- Jeszcze nigdy cię nie przyłapali? - zapytałam zdziwiona. Chodząc tak razem z Victorią po zamku poczułam, że właśnie nawiązuję się nowa wspaniała znajomość. Cieszyłam się, że już poznałam kilka osób. Żeby nam się nie nudziło zaczęłam mówić: - Nawet jakby nas przyłapali to i tak mnie to dużo nie obchodzi. Dla takiej znajomości warto mieć szlaban nawet na miesiąc - mój uśmiech jest już bardzo szeroki. Nie posiadałam się ze szczęścia. Jest godzina 2 w nocy, a ja razem z dziewczyną starszą ode mnie o cztery lata chodzę po mrocznym zamku. Rozglądałam się po całym budynku, aż doszłyśmy na 7 piętro. - Fajnie było. Chyba musisz już iść do dormitorium, bo ja tak. Do zobaczenia niedługo. Na pewno się jeszcze spotkamy - odpowiedziałam i poszłam w stronę portretu Grubej Damy.
-Jak można nazwać miecz "Petunia"? To przecież byłoby nienormalne, ale w końcu jestem nienormalny. Potem wysłuchałem opowieści na temat jej imienia. -Cornelia to bardzo ładne imię. To by było na tyle jeżeli chodzi o imiona. I nagle dziewczyna ruszyła w stronę zamku, ale jakoś w dziwny sposób. Kiedy zadała mi pytanie czy idę, odpowiedziałem. -Zaiste. Po czym wziąłem odczepiłem pochwę z mieczem i przyczepiłem do pasa pod szatą. Następnie ruszyłem za nowo poznaną damą. Teraz miałem dwa kłopoty. Jeżeli Mort się przebudzi, to prawdopodobnie przestraszę Cornelię, a drugi problem to przemyt broni do zamku. Wynieść było łatwiej, ale wnieść do takiego zamku broń to może być trudne. Ale co tam. Zaryzykuje. Uśmiechnąłem się i maszerowałem dalej.
- Nie wiem. Trzeba być nienormalnym – Odpowiedziała mu tak, jakby czytała chłopakowi w myślach. Oczywiście nie miała zdolności ani leglimencji ani oklumencji, ale bardzo łatwo dogadywała się z chłopakami, rozumiała ich nawet, jeśli byli popieprzeni jak ten oto osobnik. - Mnie się nie podoba. Więc niech będzie Corin – Niegdyś była jak facet. Facetowi nie pasuje dumne, wręcz arystokratyczne imię Cornelia, więc bez przesady. Każde bójki by przegrała, gdyby ktoś do niej tak zawołał. Momentalnie zrozumiano by, że jest tylko dziewczyną. A tak? Corin, Corek. Jest dobrze. Albo jeszcze „stary” do niej wołano. - Zaiste? - Spojrzała na niego trochę jak na idiote. Jaki język. Troszkę jak... Mugolskie dziecko neo? No, ale nie ocenia się ludzi po języku a po czynach. A on nie wydawał się jakoś szczególnie... Inny. Mniejsza! Kiedy za nią ruszył i ona zaczęła iść normalnie, szybciej. W końcu doszli na śliczną polankę na łąkach. Obecnie pokrytą śniegiem, a szkoda. Wolała kwiaty, czasem nawet dało się tu znaleźć róże. - Jesteś rok niżej, prawda? - Rzuciła tak o, żeby znowu nawiązać rozmowę. Kompletnie nie wiedziała, że chłopak męczy się by nie wypuścić z siebie Morta. Chociaż ona naprawdę wolała złych.
-Zaiste to bardzo piękne słowo i zawsze je mówię. Uśmiechnąłem się. W pewnym momencie dotarliśmy do polany. Cała pokryta była śniegiem. Mi tam nie przeszkadzał śnieg, wręcz przeciwnie. Bardzo lubię ten biały puch. Bardzo łatwo jest się w nim zamaskować, a to jest bardzo ważne dla mnie. Kiedy się zapytała czy jestem rok niżej, uśmiech zniknął z mojej twarzy i powiedziałem. -No niestety, ale jestem młodszy. Nigdy nie lubiłem jak ktoś jest starszy i daje o tym znać, ale co mam na to poradzić. Przecież nie będę się na nią gniewać. Mort był coś dziwnie uśpiony. To było straszne, ale też i dobre. Chyba że to wszystko to jego chytry plan. I zaatakuje z pełną swą siłą. Po sobie starałem się nie dać poznać, że coś mnie martwi, ale kiepsko mi to wychodziło. Może znowu będę miał szczęście i dziewczyna niczego nie zauważy.
- Taa, piękne. Ale tego nie używa się od kilku stuleci nawet w rodzinach arystokratycznych... - Skąd ona to wie? Nie pochodzi z rodziny arystokratycznej. Znaczy pochodzi, ale sama o tym nie wie i nie dowie się na pewno w najbliższym czasie. Ale śnieg jest zimny i zły, jak już pewnie wspomniałam kilka razy, bo zarówno ja jak i Cornelia zawsze musimy marudzić na ten temat. Inaczej nie byłaby sobą. - Fajnie. Czuje się taka wyniosła, taka dojrzała – Przyjęła niezwykle poważną minę i spojrzała na niego karcąco tak, jak to zazwyczaj robili dorośli kiedy jakieś małe dziecko plącze się im pod nogami. Jednak długo tak nie wytrzymała i już chwile później drgnął jej kącik ust. - Coś nie tak? - Faktycznie, kiepsko mu to wychodziło, skoro nawet ona zauważyła. W końcu jest istotką mało spostrzegawczą.
-Czy coś się stało? Na szczęście jeszcze nie. Odpowiedziałem jej tyle ile na razie chciałem powiedzieć. Po prostu boję się, że jeżeli głośno powiem imię Mort, to on się przebudzi. Schyliłem się i wziąłem trochę śniegu. Zacząłem formować idealną kulę. Nie miałem zamiaru rzucić tą kulką w Corin. Broń panie Boże. Po prostu nie miałem co robić więc tak formowałem i formowałem. Gdy już nabyłem idealną kulkę, zacząłem ją podrzucać. Cały czas milczałem, nie wiedziałem co powiedzieć. Bałem się, że palnę jakieś głupstwo i dopiero będzie.
- Jeszcze? A co miałoby się stać? - Dopytywała się oczywiście pewna ciekawości i wścibskości. Nie wiedziała czemu, ale w tym mężczyźnie było coś innego. Coś ciekawego. Coś trudnego do odgadnięcia. Po prostu chciałaby zrozumieć co chowa głęboko w duszy. - Wstydzisz się mnie, co nie? Albo po prostu jesteś małomówny – Skomentowała, a widząc, że robi kulkę dopadł ją chyry plan. Poczęła zbierać śnieg i zrobiła z niego jakąś taką kanciastą po czym rzuciła nią w pobliskie drzewo... i nagle spadła z niego kupka śniegu a zwiana lekko wiatrem spadła na głowę Gorona. Corin uśmiechnęła się zabójczo.
Postanowiłem, że powiem jej prawdę o moim "braciszku". -A więc. Tu przerwałem, ponieważ nie wiedziałem jak to powiedzieć. Po chwili zacząłem mówić dalej. -Mam w sobie coś innego. Tu znowu przerwałem i przemogłem się. -W sobie mam "drugiego ja". Nazywa się. Tu przerwałem ponieważ miałem obawy, że jeśli wypowiem jego imię to się "przebudzi". Po chwili postanowiłem zakończyć. -Nazywa się Mort. I tu nagle nic. Nie przebudził się. W pewnym momencie zrobiło mi się strasznie zimno, powód był banalny. Corni postanowiła wykorzystać śnieg przeciwko mnie. Zaśmiałem się i powiedziałem. -Sprytnie Po czym odrzuciłem moją kulkę, ponieważ była za twarda i mogłem zrobić jej krzywdę. Zebrałem nowy śnieg i rzuciłem w dziewczynę. Zaśmiałem się i czekałem na jej reakcje. Raczej nie powinna się obrazić za to.
- Drugie ja? Hmm... - Dziewczyn wyraźnie się zamyśliła. Wyglądała tak, jakby się czegoś nagle wystraszyła. Może jego? Jej źrenice się na chwilę zmniejszyły. Zadrżała. Potem nagle zamrugała szybko i ponownie spojrzała na niego z uśmiechem. Ruszyła ustami jakby chciała coś powiedzieć, ale nic się z nich nie wydobyło. Odchrząknęła, więc i ponownie przemówiła. - Wiesz... Czuje się, jakbym to rozumiała. A nie powinnam. Bo jestem sama w swoim ciele – Chciałaby. Naprawdę by chciała. Morion ma szczęście. Potrafi nazwać drugie ja. Mort. Rozumie, że ktoś taki w nim jest. A Corin? Ona nigdy w życiu nie nazwałaby tego drugą jaźnią. Ale owszem, jest w niej ktoś drugi. Bardzo często stara się wydostać na wierzch. Ale nie robi tego tak po prostu. Corin musi cierpieć. Musi być nieskończenie wściekła. Wtedy to coś się budzi. A ona chwilę później nie pamięta niektórych rzeczy, które zrobiła lub powiedziała. To wszystko łatwo się zamazuje. Nie wie, że z miłej Gryffonki potrafi się momentalnie stać potworem, który jeśli już gdzieś miałby pasować to tylko do Slytherinu. To tak, jakby ktoś rzucił na nią imperio. I gdyby ktoś jej powiedział jak się zachowywała nigdy by nie uwierzyła. Wystawiła ku niemu język. A potem nagle sama dostała śniegiem. - Aaa! Podła istoto! Jak mogłeś! - Rzuciła po czym odwróciła się do niego tyłem. Nadęła policzki w burmuszu. Oj, jednak się chyba obraziła.
-Powiadam tobie. To moje drugie ja to jakaś bestia. Gdy dziewczyna oberwała śniegiem, obraziła się. -O cholera, trzeba coś wykombinować. Pomyślałem po czym wpadłem na genialny pomysł. Postanowiłem wykorzystać śnieg, aby mi wybaczyła. Ale teraz nie wiedziałem co dokładnie zrobić. Miałem dwie opcje do wyboru. Pierwsza. Rzucić się w zaspę, co może skutkować chorobą. Lub druga opcja. Wyrzeźbić coś w śniegu, ale nie mam zbytnio talentu do tego. Każdy pewnie na moim miejscu postanowił spróbować coś wyrzeźbić. Ale nie ja. Jestem szalony więc wykonałem plan. Cofnąłem się troszeczkę, a potem ruszyłem w stronę dziewczyny. Minąłem ją i wskoczyłem w zaspę. Mój strój zrobił się biały. Twarz zrobiła się także biała. Było mi strasznie zimno, ale czego się nie robi aby zaimponować. Może to nie było po to aby zaimponować do końca. Po prostu jestem szalony i takie rzeczy to u mnie norma. Teraz raczej już się nie będzie się gniewać.
- Hm... Ja czasem mam takie... Mordercze odchyły... Ale to nie jest drugie ja – Jak mówiła, nie ma o tym pojęcia bidulka. Co z nią poradzić? Taka już była. Naiwna. I nigdy nie widziała niektórych rzeczy u siebie, chociaż dostrzegała je u innych. Oczywiście, że nie była obrażona. Chciała po prostu wykorzystać element zaskoczenia i smutku. W ten sposób łatwo było kogoś wepchnąć w śnieg. A tu nagle... Ten sam poleciał w puchową pierzynę. Gdyby to było głupie anime to zrobiłaby minę zgodną z emotikoną „O.O”. A następnie zaczęła się śmiać z niego. Podeszła powoli i wystawiła ku niemu rękę. - Już się nie obrażam. Właściwie, ja nigdy tego nie potrafiłam – Puściła mu perskie oczko i czekała, aż poda jej ręke by mogła pomóc mu wstać.
Zaiste okazało się, że ten rzut to było okazanie mojej głupoty. No nic leżałem tak w tym śniegu, aż dziewczyna pojawiła się koło mnie i wystawiła ku mnie rękę do pomocy. Jeszcze chwilkę leżałem w tym śniegu i powiedziałem. -Czyli ten rzut to było ukazanie mojej głupkowatej natury? Zaśmiałem się i chwyciłem jej rękę. Tu było coś nie tak. Obraziła się na mnie za to, że jej oddałem. Przez chwilkę przeanalizowałem wszystkie możliwości po czym postanowiłem dokonać zemsty. Tak wiem jestem zły. Obok mnie jeszcze było całkiem dużo śniegu, więc. Szarpnąłem dziewczynę za rękę, tak aby wpadła w zaspę obok. -Wiem jestem beznadziejny, ale nie mogłem się powstrzymać. Teraz jak się obrazi, to się nie zdziwię. Ale te chwilę z tą damą były takie sympatyczne. To było troszkę dziwne jak dla mnie, ponieważ nigdy tak się nie czułem, ale to mało ważne.
- Gorzej, to było ukazanie trzeciego stopnia kretynizmu! - Zacisnęła lekko palce na jego ręce chcąc go już wyciągać. A tutaj nagle poczuła szarpnięcie. Pisnęła, ale nim się spostrzegła już leżała w kupce lodowatego puchu. Momentalnie się z niego wynurzyła głośno wyrażając swoją dezaprobatę wołaniem „Aaaaa ZIMNEE!”. Następnie spojrzała niezadowolona na chłopaka leżącego obok niej. Grrr. I to twój błąd, że nie wstałeś mój drogi. Bowiem panna Somerhalder najzwyczajniej w świecie nagle usiadła na Gryffonie i biorąc śnieg wsadziła mu go pod koszulkę, na tors. Uśmiechnęła się chytrze. - Muahah! 2:1 Dla mnie! - Krzyknęła niezwykle zadowolona. Normalnie, jakby to był mecz Quidditcha!
-O kur. Tu przerwałem ponieważ nie wypadało dokończyć. Ja nikomu nie zostaje dłużny. Przewróciłem damę i tym razem zemsta będzie ciekawa. Chwyciłem sporo śniegu i co zrobiłem? Wsadziłem jej za koszulkę. Na mojej twarzy pojawił się demoniczny uśmiech i powiedziałem. -2:2. Wiem jestem genialny. Zaśmiałem się a ten śnieg którym dziewczyna mnie zaatakowała już się roztopił. Mnie to nie przeszkadzało. Teraz to ja byłem ciekawy jak zemści się moja nowo poznana koleżanka. Raczej już nie będzie górą. Nie da rady mnie przewrócić, a mnie taka sytuacja pasowała. Zacząłem się śmiać, ale nie tak normalnie, tylko jakbym złapał mega fazę. Nie wiem dlaczego się śmiałem. Przecież dobrze wiem, że przegiąłem ale co tam. Kto nie ryzykuje, ten nie zyskuję.
Dobrze, że nie dokończył. Corin miała wstręt do przeklinania. Sama tego nie robiła – nie licząc tego drugiego charakteru i nie pozwalała by ktoś robił to w stosunku do niej bądź obok niej. Tak samo jak nienawidziła palenia. Papierosy to najgorsze zło tego świata! - No eeeej!! - Krzyknęła czując zimno. Chwilę się powierciła z zamiarem ucieczki, ale niestety nie wyszło. Zrzuciłaby go, jeśli chciała. Miała naprawdę sporo siły jak na dziewczynę. Praktyki bójek, siłownia z bratem i w ogóle. To dawało całkiem sporo. Ale miała lepszy plan, co było widać po jej kolejnym cynicznym uśmiechu. Nasz geniusz zła wziął śnieg i nim Goron zdążył zauważyć wsadziła mu go do bokserek, w dużej ilości nawet, i kiedy pewnie podskoczył zaczęła się śmiać i tarzać po śniegu.
Teraz to przeszła samą siebie. Śnieg dotarł tam gdzie nie powinien. Od razu zeskoczyłem z dziewczyny i zacząłem biegać. -Ale zimno! Krzyczałem. Musiałem przyznać, dziewczyna ma pomysły. -No dobra nie zaczynam z tobą. Powiedziałem to, aby potem wykorzystać element zaskoczenia. Podszedłem do dziewczyny i podałem jej rękę. Byłem gotowy do obrony, nikt nie wie co dziewczyna planuje. Teraz tylko muszę obmyślić jakiś sprytny, demoniczny plan na kontratak. Czekałem, aż dziewczyna poda swoją dłoń i da się podnieść.
Widząc jego reakcje śmiała się jeszcze bardziej. Ja wiem, ja wiem. Dziewczyna powinna mieć przed takim działaniem opory. Ale ludzie! Ona jest nimfomanka jakie miałaby mieć problemy z włożeniem chłopakowi ręki do bokserek, nawet jeśli prawie go nie zna? No żadne. Dama to z niej naprawdę żadna. - No, wreszcie zrozumiałeś. 3:2. Wygrałam – Odpowiedziała mu i wystawiła ku niemu rękę. Jednak momentalnie się opamiętała. Co to, to nie. Odtrąciła dłoń Gryffona i wstała. Teraz była czujna nie da się podejść i odebrać sobie zwycięstwa. Jest na to zbyt genialna! Zbyt „Waaa!”. I w ogóle!
Odtrąciła moją pomoc, co oznacza wojnę. Gdy dziewczyna wstała ja demonicznie się uśmiechnąłem i poszedłem po moją kulkę z śniegu. Zacząłem ją podrzucać, tak to była część mojego planu, demonicznego planu. A ta kuleczka pomoże mi i to bardzo. Byłem za dziewczyną, ona jest do mnie tyłem, a to jest poważny błąd. Demoniczny uśmiech zawitał i rozpocząłem drugą fazę ataku. Ruszyłem po cichutku, ale szybko na dziewczynę. Następnie przewróciłem ją i rozpocząłem trzecią fazę. Wszędzie sypałem jej śnieg, nie patrzyłem gdzie po prostu sypałem. To za bluzkę, to za jej inną garderobę. Gdy to zakończyłem wstałem i odsunąłem się troszkę. Tak na wszelki wypadek.
- Nieee czkaj aaa! - No wiesz ty co? A atakować taką biedną dziewczynkę? I co ona ci takiego zrobiła? Przeziębi się przez ciebie prześliczna istotka i co?! I CO? I się nią będzie trzeba zaopiekować. A to wszystko twoja wina Morionie Gordon! Twoja wina! - Chciałam się kąpać w śniegu, ale nago i nie z tobą! - Krzyczała starając się jakoś uwolnić. Jezu, jak jej się momentalnie zrobiło zimno. Kiedy wreszcie się udało wkurzała się, że nie była wystarczająco czujna. - Jezu zimno. I co teraz? - Powiedziała wyraźnie niezadowolona. Objęła się rękami okazując swoje zirytowanie. Powiedziała jeszcze pod nosem "Pfff" i nie miała zamiaru już nic więcej mówić, bo po co?
No dobra troszkę przesadziłem, ale to w obronie honoru, co prawda to było mało honorowe ale ja się dopiero uczę. Zorientowałem się, że troszeczkę chyba jest zimno Corneli. Trzeba coś wykombinować aby się na mnie nie gniewała. To może być trudne zadanie, ale dam radę. Postanowiłem, że pierwsze co zrobię to dam jej kurtkę, aby się ogrzała. Dla mnie -10C to pikuś. Zdjąłem kurtkę i podszedłem do dziewczyny zakładając moją kurtkę na nią. -Przepraszam. Poniosło mnie. Ale to nie był koniec mojego planu, aby mi wybaczyła. Teraz trzeba użyć troszkę siły, ale dam radę. Ona na pewno nie da rady się zorientować co chodzi mi po głowie. I zacząłem drugi etap. Wziąłem ją na ręce i zadałem pytanie. -To gdzie mam Panią zanieść? Ależ jestem romantyczny.
Obraziłaby się na całego, ale kiedy dostała jego kurtkę... Nie, to niewiele zmieniło. Tak postąpił by każdy szanujący się facet. Każdy podałby jej swoją kurtkę by nie zamarzła będąc przemokniętą do suchej nitki. Więc czemu miałaby mu tak po prostu teraz wybaczyć. A przeprosiny, phi! Ona też umie przepraszać i … Aaaa -Aaaaa co ty robisz?! - Krzyknęła, kiedy nagle straciła grunt pod nogami. Złapała go na szyję, żeby nie spaść. Spojrzała wpierw na ziemię, potem na jego twarz. - Hmm... Księżniczkę powinno się odnieść do jej zamku – Skomentowała. Oczywiście, przeszła jej natychmiast ta cała złość i gniew. Skoro służba ją niesie. Bo przecież księciem to on nie jest.
-Co ja robię? Otóż błagam Cię o przebaczenie. Powiedziałem z uśmiechem na twarzy. Czyli jej życzeniem jest podróż do zamku. Podrzuciłem ją troszeczkę, aby mieć pewność że nie spadnie. Wszystko wydawało się iść po mojej myśli. Lecz to co się wydarzyło nie było dobre. Poczułem się jakoś dziwnie. Postanowiłem postawić dziewczynę na ziemi, aby się jej nic nie stało. Co się okazało. Tak to Mort zaczął się domagać władzy nad ciałem. Chwyciłem się za głowę i zacząłem krzyczeć. Ten krzyk był efektem mojej walki. Znaczy walki Moriona z Mortem. No niestety Morionek jest słabszy od Morta i to ten zły teraz kontroluje ciało i wszystko. -A co ja jestem! Twoja służba!? Zacząłem krzyczeć na nią. Taki był Mort. Na szczęście jeszcze nie użył jeszcze przemocy. Po chwili odsunąłem się kawałek i zacząłem krzyczeć.
- O przebaczenie się błaga na kolanach – Rzuciła unosząc lekko głowę w górę niczym damulka, która to jest lepsza niż cały świat dlatego nikt nie powinien mieć do niej dostępu. Zdziwiła się trochę, kiedy to nagle ów serdeczny chłopak postawił ją na ziemi i widocznie zaczął się źle czuć. Zrobiła krok w tył. Musiała się jakoś tak instynktownie odsunąć. Potem nagle osoba stojąca przed nią była jakaś inna. Całkiem inna. - Um... Tak? - Odpowiedziała krzyczącemu po niej chłopakowi. Uniosła lekko brew. Więc to jest ten Mort... Ale jakie w nim zło? Bardziej brak opanowania, upodobanie w krzyczeniu po kimś. Wiedziała co to znaczy prawdziwy mrok na duszy i to zdecydowanie nie było coś takiego. Znów się cofnęła słysząc krzyk. Czy powinna go tutaj zostawić, czy wyjść? Nie wiedziała co ma robić. Ciekawość przeważyła, została.
-To się grubo mylisz sądząc, że jestem twoją służbą! Znowu krzyczałem. Chcąc uwolnić swą wściekłość podszedłem do drzewa. Następnie zacząłem uderzać pięścią w to niewinne drzewo. Tłukłem przez dłuższy czas, krew była na mojej pięści, drzewie i śniegu. Po chwili odwróciłem się i krzyknąłem. -I co się gapisz zdziro! Nie kontrolowałem swojego słownictwa. Ale to co zrobiłem później było gorsze od niehamowania swojego języka. Wyjąłem katanę, a następnie rozciąłem sobie rękę. Krew się lała i na katanie też jej było sporo. Zacisnąłem uścisk na katanie, a następnie rzuciłem ją w dziewczynę. Katana leciała i w pewnym momencie drasła jej policzek. Troszkę krwi na pewno poleciało z jej policzka. Katana wbiła się jakieś dwa metry za dziewczyną. -Zadowolona?! Krzyknąłem, a potem złapałem się za głowę i się skuliłem.