Polana w tym miejscu jest dobrze nasłoneczniona i ukwiecona. Uczniowie, którzy zostali na weekend w Hogwarcie lubią rozkładać tu obszerne koce i oddać się odpoczynkowi, choć nierzadko przychodzą również z książkami. W okolicy panuje idealna cisza, przerywana jedynie odgłosami natury. W oddali widać trybuny boiska, a czasami latające małe punkciki, czyli zawodników odbywających trening.
Z początku chciała grać wielce oburzoną do tego stopnia, że odmówiłaby przyjęcia kurtki, ale zrezygnowała, bo było jej naprawdę zimno. A nie zaliczała się do jakże zacnego grona masochistów. Co nie zmienia faktu, że była na niego wściekła. Co on sobie w ogóle wyobrażał? Najpierw przybywa do Hogwartu żeby pracować (!), a potem jakimś cudem znajduje się z Antoinette sam na sam, nie pozostając przy formalnej pogawędce dotyczącej wypożyczenia książki! Swoją troskliwością nic nie zmieni, oj nie. Zmarzniesz, PFF. Niech się, kurcze, pieprzy. Ale nie z uczennicami! Bo, do cholery, co on sobie myślał?! Nie dość, że za coś takiego mogą go wywalić, to jeszcze oskarżyć go o współżycie seksualne z uczennicą! UCZENNICĄ! ANTOŚKĄ! Ohohohohohoho. Audrey zgrzytała zębami, patrząc na niego spode łba. Zrozumiałaby jeśli... nie, wróć, ona zupełnie tego nie rozumiała. Wiedziała, że jest nieodpowiedzialnym dupkiem, ale nie sądziła, że byłby w stanie posunąć się tak daleko! Nienienie. To nie był jej brat. To był sen. Okropny, na dodatek. Chyba panikowała bardziej niż on. - Radosnej nowiny - powtórzyła, nie dowierzając temu, co przed chwilą usłyszała. Może jej się przesłyszało? - Chyba nie chcesz powiedzieć, że... ooo nie - pokręciła głową, patrząc na niego i czując, że blednie. O ile to w ogóle było możliwe. - Nie zaszła w ciążę, prawda? Haha, co ona w ogóle bredziła? Ta choroba poprzewracała jej w głowie, czemu niby Antoinette miała być w ciąży? Skoro już do czegoś doszło, to musieli się jakoś zabezpieczyć. Bez wątpienia. Definitywnie. PRAWDA? Nie wyobrażała sobie Krukonki z wielkim brzuchem. Nie wyobrażała sobie Charliego z dzieckiem. Charlie z córeczką. Charlie z synkiem. Tośka pchająca wózek. ... Roześmiała się głośno z własnych myśli.
Ależ Audrey, ochłoń trochę i pozwól, żeby dotarły do ciebie jakieś okoliczności łagodzące. Charlie nie jest jakimś byle podrywaczem, który wyrwał pierwszą lepszą nieletnią dupcię w pubie i zrobił jej dziecko, a broń Boże. Przecież mimo wszystko, choć na początku to była tylko zabawa, się w niej zakochał. Ona w nim też, wszystko było dobrze i mieli nawet zadatki na stworzenie szczęśliwej rodzinki. Nie do końca rozumiał cały ten jej szok, to znaczy w porządku, rozumiał, ale po co tak panikować? Oboje z Tosią byli dorośli i mieli zamiar ponieść konsekwencje za swoje czyny, bla bla bla... to znaczy, Charlie przyzwyczaił się do tej myśli już dość dawno, ba, nawet zaczynał odczuwać pozytywne emocje z tymże faktem związane. Będzie tatą, będzie tatusiem, będzie miał dziecko i rodzinkę! Rany. Kosmos, kompletny kosmos - choć może wyjdzie mu to na dobre i dzięki poważnym obowiązkom, dziecku, kontrolującej żonce (ha) wreszcie sam zacznie się zachowywać jak odpowiedzialny, dorosły człowiek, a nie jak dzieciak, który najpierw narobi głupot, a potem nie potrafi ich odkręcić... ale i tak robił postępy. Nie uciekł, nie stchórzył, nie poddał się, tylko postanowił wytrwać w tej początkowo trudnej i niekomfortowej sytuacji. Ale wiedział, że kiedy ludzie skończą się wpatrywać w jej brzuch z niedowierzaniem, kiedy skończą się afery i plotki, wszystko wreszcie będzie dobrze. I miał ochotę wszystko to powiedzieć w stronę Aud, z tym, że jakoś nie miał siły na tłumaczenie. - Zaszła - powiedział tylko, oczekując na wybuch wulkanu.
Bum. Już chyba wolałaby, żeby zaczął jej wszystko tłumaczyć. Tak chaotycznie, niezrozumiale, zawile, źle, nieodpowiednio, naiwnie, z miłością, prawdziwie, szalenie, inaczej, ale w końcu przez te tłumaczenie zrozumiałaby, że naprawdę, serio serio kocha Tośkę, i że będą szczęśliwi, będą mieli dziecko, że nie będzie konsekwencji. Wtedy nie byłaby tak przerażona. A czemu była aż tak przerażona? Nie wiedziała. Chyba po prostu to dziwne poczucie odpowiedzialności, empatii i chęci zrozumienia DLACZEGO, sprawiło, że się bała. Bała się o to, co będzie. Bo to nie było byle co, nie był to byle problem, który dałoby się rozwiązać ot tak, od niechcenia. To było naprawdę bardzo poważne. A przemęczony organizm dziewczyny nie znosił tego dobrze. Ciężko stwierdzić, czy to przez mróz i gorączkę, czy przez zdenerwowanie pobladła jeszcze bardziej i zachwiała się niebezpiecznie. - Charlie, dlaczego? Czemu jej to zrobiłeś? - zapytała z zaszklonymi oczami. Haha, nawet jeśli by chciała, nie zdołałaby usłyszeć, co odpowiedział, bo do uszu wdarł się jej przeraźliwy szum, przez który słyszała każdy odgłos z okropnym przytłumieniem. Kontury wyostrzyły się i pozieleniały lekko. Bum. Poleciała, nawet nie wiedząc, w którą stronę pada.
Wyjazd z Hogwartu na kilka tygodni był zdecydowanie najlepszą rzeczą jaką mogła zrobić. Znalezienie się z daleka od tego całego hałasu, tych wszystkich niepożądanych zdarzeń. Zamieszkała u mugolskich dziadków na wsi, to było jedyne miejsce gdzie jeszcze ktokolwiek ją przyjmował. Ojciec już dawno złożył papiery o wydziedziczenie, a cała reszta rodziny uparcie stoi po jego stronie. Brata nie wzięła, to też nie musiała słuchać głupich rad na temat Namidy i wszystkich innych, którym zachodzi za skórę. Na dodatek coraz częściej podejrzewała, że to całe zauroczenie w Japońcu on zaczyna wykorzystywać. Może powinna rzeczywiście pobawić się we wzbudzanie zazdrości? Nie, żałosne i tyle. Będzie czekać i obserwować te zmagania z daleka. Przyszła na polanę i z nudów zaczęła robić bałwana. Powoli kulała największą kulę, która jej trochę nie wychodziła. Bardziej jak jakaś owalna albo kwadratowa podstawa. Mruknęła coś niezadowolona pod nosem.
Luke Gringott
Rok Nauki : I
Wiek : 30
Czystość Krwi : 100%
Dodatkowo : Legilimencja i oklumencja, teleportacja
Z nudów powlókł się na polanę. Już w oddali zauważył czarne włosy, które mocno kontrastowały się z padającym śniegiem. Connie! - przeszło mu przez myśl. Podszedł bliżej. Wiatr wiał dość mocno, toteż jej grzywka rozwiewała się na wszystkie strony, ukazując blizny. Poprawił ją i uśmiechnął się do dziewczyny. - Dawno cię nie widziałem. Gdzie się podziewałaś ? - spytał cicho. Miał nadzieję, że nie warknie na niego zirytowana, że "jak on śmie wtrącać się tam, gdzie nie trzeba?!". Patrzył na nią uważnie, aby móc wyłapać wszelkie emocje, które wyczuwała. Trzeba przyznać, że był w tym dobry.
Kiedy to naszła ją ochotę, żeby się wynieść z tego zimna, bo w końcu trzeba przyznać, że nawet najcieplejsza, ale mokra bluza nie daje ciepła, zobaczyła, że ktoś się zbliża w jej stronę. Nie miała doskonałego wzroku, więc czekała aż bliżej podejdzie. Kiedy zobaczyła, że to Luke przełknęła cicho ślinę. Raczej nie chciała się nikomu pokazywać wyglądając jak zmokła kura, a szczególnie jemu. - Pospolitowałam się- Powiedziała cicho, sztucznym tonem, który wskazywał na to, że wcale się nie cieszy, że tu przyszedł. Miała nadzieję, że aktorstwo nadal jej wychodzi. - A.. co u ciebie?- Spytała z nutą sarkazmu.
Luke Gringott
Rok Nauki : I
Wiek : 30
Czystość Krwi : 100%
Dodatkowo : Legilimencja i oklumencja, teleportacja
Cóż, może Connie doskonałą aktorką była, ale Luke na pewno nie głupi. Zauważył w niej coś innego i dziwnego, ale że był ignorantem, pozostawił to bez komentarza. Mruknął tylko coś w stylu "oczywiście". Słysząc bardzo oryginalne pytanie przewrócił oczami. - Miałem zamiar się z kimś spotkać, ale... - mimo wszystko odpowiedział, tworząc na końcu pauzę. No tak, sam nie wiedział dlaczego nie mogła przyjść. Z resztą, to nie sprawa Connie. Zły humor ? Ja mam zawsze dobry!
- A, czyli po prostu cię ktoś wystawił do wiatru? Jakie słodkie. Wreszcie ktoś inteligentny- Uniosła kącik ust, ukazując na twarzy swój cynizm. Jednocześnie przerwała robienie bałwana, który i tak wyglądał bardzo koślawo. Jak ona zrobiła dwie kwadratowe "kule" ? No cóż, takie zdolności to ma tylko i wyłącznie ona. Nie nadawało się to już do niczego, to też usiadła sobie na jednej z "części" bulinka i spoglądała z pod byka na Luke'a. Jeśli jest chociaż trochę mądry, to sobie odpuści dalsza pogawędkę i odejdzie.
/Korytarz na 7 piętrze/ Przyszedł tutaj wraz z Lucasem. Przypomniał sobie właśnie że nie ma różdżki. - Użyj zaklęcia Incendio, bo nie mamy nawet gdzie usiąść. - powiedział i się uśmiechnął. - Zapomniałem różdżki, a dokładniej to pewna osoba ją ma. - powiedział ponownie z lekką powagą w tonie. Spojrzał na niego i rozejrzał się. Dookoła niego nikogo nie ma. No, prócz Lucasa. Czyżby jakiś nowy miał dołączyć do team'u "Niespełnionych Śmierciożerców".
-Co nie rozumiem jaka osoba,o co ci chodzi? Spojrzał na niego ze zdziwieniem i popatrzył na swoją różdżkę.Chwilę na nią patrzył i się zastanawiał. Nie rozumiem z tą różdżką o co mu chodzi czyżby ktoś miał przyjść i wręczyć mu ją czy co? A zresztą co mnie to obchodzi? Właściwie to mnie nie obchodzi
- Powiedzmy że o osobę w której jestem do szaleństwa zakochany. - powiedział i się uśmiechnął. Spojrzał na Niego. - Stopisz ten śnieg, czy poczekamy aż przyjdzie wiosna i sam stopnieje? - zapytał się. W samej koszuli nie było mu zbyt ciepło, więc czekał na trochę ognia. Jak na złość chłopak stał jak słup soli i nie reagował. Też sobie znalazł "kandydata na czarny charakter".
Jak co dzień Margaret przechadzała się po błoniach. Zauważyła dwóch chłopców. Ciekawe co oni kombinują. Postanowiła do niech podejść i dowiedzieć się kilku rzeczy. jej babska ciekawość nie chciała ustąpić. - Hej chłopaki! - krzyknęła radośnie podchodząc do dwóch postaci. - Przeszkadzam? - spytała po chwili, bo ich miny nic nie wyrażały.
Pobiegł do dziewczyny i zaszedł ją od tyłu. -Cześć! - Zachichotał i popatrzył na dziewczynę która patrzy na jego kolegę. -Przeszkadzam bo nie wiem czy mam iść czy zostać czy iść? Pląta mi się język przy niej. Czemu akurat teraz kiedy coś powiedziałem muszę się mylić. Poszedł z Brianem do kawiarni Wypowiedzi zaczynaj najlepiej od nowej linijki, a myśli kursywą zamiast mniejszą czcionką.
Ostatnio zmieniony przez Lucas Kray dnia Sob Gru 18 2010, 11:48, w całości zmieniany 1 raz
Roześmiała się. - Czemu ty miałbyś przeszkadzać? Przecież to ja do was przyszłam. - Marg miała dziś wyśmienity humor! Steve nie pojawiał się na horyzoncie od dłuższego czasu. Postanowiła nie czekać, tylko żyć dalej. - Co robicie? - patrzyła pytającym wzrokiem to na jednego, to na drugiego.
Ridley miał dość siedzenia w zamku i marnotrawienia swojego czasu. Poszedł więc na spacer, tak przed siebie, bez większego sensu, bez większego celu. Bardzo lubił zimę, śnieg i wszystko, co kojarzyło mu się z długimi chłodnymi nocami pełnymi gwiazd. Będąc sam, przez nikogo nieobserwowanym, mógł w końcu zdjąć maskę, z którą działał w Hogwarcie. Zaczął nucić melodię hiszpańskiej średniowieczną kolędy "Riu Riu Chiu", po czym od razu zrobiło mu się cieplej na duszy. Ridley pragnął tylko jednego - aby Steve zdobył to, czego potrzebuje i żeby jak najszybciej mogli wrócić do Salem. Miał dość uczniów Hogwartu, którzy udawali niezwykle inteligentne persony, a w rzeczywistości byli tylko depresyjnymi nastolatkami zupełnie nie posiadającymi umiejętności lekkiego spojrzenia na świat. Zadufajce takie. Że też nikt jeszcze nie zauważył, że Ridley nie jest takim debilem, jakiego udaje. Że też nikt nie pomyślał o tym, że kompletny idiota nie wyjechałby z Salem na międzynarodowy turniej magiczny. Żaden dyrektor nie puściłby półgłówka, aby reprezentował jego szkołę. Hogwardzcy pesudointeligenci... Ale to może i dobrze? Może będąc uważany za kogoś takiego szybciej pomoże Steve`owi i prędzej znajdą się w Salem, wśród normalnych czarodziejów. Tylko że Steve`owi nie misja w drodze, a pieprzenie wszystkiego co się nawinie. Czemu to zawsze Ridley musi się o wszystko starać, wszystko przygotowywać, a cała chluba później idzie w stronę jego kumpla? Wcale nie pasowała mu rola szarej eminencji w każdym planie. Ale cóż, taka dola inteligentniejszej części społeczeństwa.
Chodziła po zaśnieżonej polanie, która wyglądała bardzo ładnie podczas tej pory roku. Eliz oczywiście w dłoniach trzymała niewielki, magiczny aparat. Miała zamiar zrobić kilka fotografii temu urokliwemu miejscu. Ubrana była W szary płaszczyk i czerwoną czapkę, na rękach miała tego samego koloru rękawiczki ale po chwili je zdjęła aby nie przeszkadzały w pstrykaniu zdjęć. Odgarnęła kilka kosmyków z twarzy, które rozwiał wiatr i zaczęła się rozglądać. Eliz gdy była młodsza to uwielbiała zimę, bo mogła lepić bałwana i bawić się na śniegu. Teraz już wyrosła z takich zabaw i nie widzi już tylu zalet. Czasami chciałaby cofnąć się w czasie, mieć kilka lat i żyć beztrosko. Z każdym rokiem niestety przybywało problemów. Całe szczęście, że miała wsparcie u wspaniałych przyjaciół i rodziny. To dzięki nim dziewczyna wytrwała w tym zniszczonym świecie. Podrapała się po różowym policzku i kucnęła na chwilkę szperając w ustawieniach aparatu.
Ridley zobaczył chodzącą po polanie prześliczną dziewczynę. Zupełnie go to nie zdziwiło, przecież tutaj wszystkie dziewczyny są piękne. I nudne. Znudziło się chłopakowi podbijanie do wszystkiego, co się rusza, z tego też powodu nie podszedł nawet do blondynki. Zmienił strategię. Z jego ust nie płynęła już kolenda Riu-Riu-Chiu, a żywsza przyśpiewka Dulaman. Mugolska muzyka była o wiele ciekawsza niż brzdąkanie czarodziejów. Zresztą, wszystkoco mugolskie było lepsze, a w szczególności kobiety.
Zrobiła zdjęcie jakiegoś ośnieżonego drzewa w oddali. Dopiero teraz zauważyła chłopaka na błoniach. Niestety go nie znała ale postanowiła, że będzie obiektem na jej fotografii. Miała tylko dylemat czy się zapytać o pozwolenie. Zaczęła powoli iść w stronę studenta aby mu się przyjrzeć. Słyszała, że coś śpiewa. Nie znała tego utworu ale z wielką chęcią pozna. Gdy tak szła to się poślizgnęła i upadła na tyłek. Zmrużyła oczy i przeklęła cicho, prawie nigdy jej się to nie zdarzało. Jak już się ośmieszyła to zawsze musiał ktoś to widzieć. Miała nadzieje, że nie zostanie zaraz wyśmiana i wyzwana od niezdar. Spuściła głowę błądząc wzrokiem po białym puchu. Udawała, że się nic nie stało?
Tak, on zapewne też dużo bardziej wolałby potrafić jakoś zgrabnie ująć wszystkie te obezwładniające go myśli w słowa, ale co ja poradzę, że jakoś nie umiał? Że dużo lepiej wychodziło mu rozległe rozmyślanie i jakieś tam pieprzone zagmatwane kontemplacje niż ogniste przemowy? I że jakimś dziwnym trafem zawsze, kiedy chciał zapewnić kogoś naprawdę szczerze, wyrażał się do bólu lakonicznie i efekt bywał wręcz przeciwny? Nie wiem. Poza tym, chyba już za dużo się nagadał podczas tych niekończących się rozmów o przyszłości z Antoinette, podczas dalekosiężnych planów i wielogodzinnych dysput na temat co dalej zrobić, jak sobie poradzić. Nie powinna się bać, nie powinna się aż tak przejmować; przecież cokolwiek by się nie wydarzyło, nie dotknie jej bezpośrednio. Poza tym, cóż strasznego miałoby się stać? Wtedy ułyszał jej nagłe, bolesne pytanie i już miał zamiar odpowiadać, tym razem chyba nieco bardziej obrazowo niż poprzednio, ale nie zdążył, bo Audrey padła na ziemię. Nie zdążył jej złapać, głównie dlatego, że było to zbyt nagłe i niespodziewane; kompletnie ogłupiały, nie miał pojęcia, co teraz począć, więc po prostu wziął zemdloną siostrę na ręce (była lżejsza, niż myślał, więc nie stanowiło to żadnego problemu) i ruszył przez śnieg do skrzydła szpitalnego, będącego w tej chwili jedynym sensownym miejscem.
Ridley zauważył, jak zbliża do niego się owa dziewczyna z aparatem. Sarenka jakich mało, poza Hogwartem oczywiście. Rid nie miał zamiaru zbliżyć się do blondynki, jednak przestał nucić swoją ulubioną melodię. Stał i patrzył, gdy wtenczas dziewczyna spotkała się ze śniegiem w dwuznacznej pozycji. Tzw. spotkanie trzeciego stopnia z Matką Ziemią. Alkoholizm to ciężka choroba, coraz młodszych ludzi dotyka... - Nic Ci się nie stało? Pupcia cała? - uśmiechnął się lekko. Nie miał ochoty na słowne zabawy, które go kręciły tuż po przyjeździe do Hogwartu. Podszedł do dziewczyny i podał jej rękę. - Wstawaj, bo Ci pęcherz zmarznie, posikasz się i przeziębisz. Taka jest miła perspektywa leżenia na śniegu.
Usłyszała nieznajomy głos i podniosła głowę. Zobaczyła chłopaka stojącego nad nią. Złapała go za rękę i jakoś się podniosła. - Dzięki, mój tyłek chyba przeżył ten upadek - Powiedziała z nutką rozbawienia w głosie. Teraz mogła dokładnie przyjrzeć się rozmówcy. Zdjęła czapkę z głowy i odgarnęła niesforne włosy z twarzy. Zamiast się przywitać to pstryknęła chłopakowi zdjęcie, to było trochę dziwne. - Och wybacz, poniosło mnie troszkę, uwielbiam fotografować. - Odparła patrząc na studenta.
Ridley troszkę zdębiał. Wiadomo, zawsze wspaniale wyglądał na zdjęciach, a aparatura fotograficzna wręcz go kochała. Jednak on musi się przygotować, fotki z zaskoczenia mogły nie być idealne! - Hej, koleżanko, ja staram się pomóc, a Ty próbujesz skorzystać z mojej facjaty bez pozwolenia? Nie godzi się. Jestem Ridley, Ridley Wood. Z Salem - delikatnie się uśmiechnął. - Wiem, że jestem ciekawą personą do fotografowania, ale chyba nie przyszłaś tutaj, aby znaleźć potajemnie spacerującego nieznanego osobnika? Co tutaj robisz w taką pogodę?
- Jestem Elizabeth, Elizabeth Levittoux - Powiedziała z uśmiechem i wyłączyła magiczny aparat. Ucieszyło ją to, że chłopak nie zareagował agresywnie na zdjęcie. - Jeśli chcesz to mogę je usunąć. Przyszłam tutaj aby się przewietrzyć, nie miałam zamiaru siedzieć całe dnie w zamku. Wybrałam akurat polanę, bo jest to bardzo fajne miejsce. No a Ty? co tu robisz? - Zapytała z nutką ciekawości w głosie.
- Przechadzam się i szukam ciekawych istot, bo w Hogwarcie ich nie uświadczysz. Widzę, że dobrze trafiłem. - uśmiechnął się, po czym zaczął lustrować dziewczynę wzrokiem. Gorąca osiemnastka? Możliwe, ale Ridley, czemu Ty zawsze musisz myśleć o tym samym? - Nie musisz go usuwać, Twoja własność, Twój użytek. Mam nadzieję, że mi coś swojego pokażesz... Na przykład jakieś inne zdjęcia.
-Ach, miło mi Cię poznać - Powiedziała i uśmiechnęła się nieco szerzej. Wyłączyła aparat a jej wzrok spoczął na chłopaku. - Zachowam sobie to zdjęcie, jeśli chcesz zobaczyć inne to możesz kiedyś wpaść do mojego pokoju, mam ich tam pełno - Powiedziała. Trochę dziwnie zabrzmiało to zaproszenie. Przecież Eliz prawie nie zna tego przystojniaka.
Ach, cóż za dziewczyna, od razu zaprasza go do swojego pokoju. Komu to by się nie spodobało? Chyba każdemu normalnemu facetowi. - Powiem szczerze, że fanem fotografii nie jestem. Za to Ciebie, jak i twój pokój, z chęcią poznałbym bliżej - Amerykanin chciał, aby jego słowa zabrzmiały cokolwiek dwuznacznie. Lubił gierki słowne.