Polana w tym miejscu jest dobrze nasłoneczniona i ukwiecona. Uczniowie, którzy zostali na weekend w Hogwarcie lubią rozkładać tu obszerne koce i oddać się odpoczynkowi, choć nierzadko przychodzą również z książkami. W okolicy panuje idealna cisza, przerywana jedynie odgłosami natury. W oddali widać trybuny boiska, a czasami latające małe punkciki, czyli zawodników odbywających trening.
- Późno, późno, ale ja lubię takie godziny. - Przeczesała ręką włosy. Ktoś nadchodził. Zmrużyła oczy, by lepiej widzieć, o tej porze było ciężko cokolwiek wypatrzeć, a nie chciała zapalać różdżki. Zawsze mógł to być jakiś nauczyciel. W końcu była już prawie pierwsza w nocy! - Patrz, ktoś idzie. - Powiedziała szeptem, a wtedy tamta postać się odezwała. To był Shakur! - Siema Smith! - Odezwała się w jego stronę. Na pewno on cię poczęstuje, siadaj. - Sama wzięła blanta i zapaliła. Krokos już się rozluźnił, jak było widać.
- No to widzę, że jakiś chillout się szykuje? Ile jeszcze wam trawy zostało? Bo jakby brakło to skoczę do dormitorium po moją. - Uśmiechnął się. - A w ogóle to jak ci na imię, koleś? Nie zdążyliśmy się sobie przedstawić. Ja Shakur jestem. - Próbował wymyślić jakiś temat, by przerwać nużącą ciszę.
Był już odlot troche go trzepało ale jeszcze sie trzymał. Widział Shakura myślał że to był jakiś nauczyciel. Już zaczął skręcać jointa i powiedział kiedy Shakur dotarł do nich. - Siemka brachu trzymaj tylko nie sypnij nikomu. - dał mu skręta i schował blanki i wyjął z kieszeni kartke i woreczek z proszkiem. Wysypał proszek na kartke i powiedział. - O kur... Zaraz będzie finał. - i zaczął wciągać proszek był już w odlocie nie wiedział o czym myśli.
Davis paliła sobie trawkę, a gdy zobaczyła, że Krokos wciąga biały proszek to zdecydowanie się zdziwiła. Nie wiedziała, że on aż tak wpadł w przemysł narkotykowy. - Ja nie wciągam. - Podniosła rękę w celu ukazania, że się poddaje. - To nie dla mnie. Wolę zioło. - Mrugnęła do Shakura. - Potem całą noc spać nie będziesz, chłopie! A tablet jakichś nie masz? - Zaciekawiła się. Chętnie wzięłaby coś, co spowodowałoby u niej speeda.
- Ja też za prochy się nie biorę. Jakoś mnie to nie kręci. - Popatrzył na kolegę, który już dawno odpłynął. - Przynajmniej on się dobrze bawi. Ale lepiej żeby go nikt nie zauważył w takim stanie. Dopalę z wami tego skręta i będę wracał do zamku. - Powiedział wypuszczając kółka z dymu i podając jointa Angie.
- Oke. Jak coś to pisz nocą sowę, wyskoczymy gdzieś. - Odezwała się w jego kierunku odbierając skręta. Zaciągnęła się po raz kolejny i poczuła jak zaczyna się jej chcieć śmiać. Takie już były właściwości zielska, albo się śmiałeś, albo zachowywałeś jak kompletny idiota. Krystian w ogóle się nie odzywał, Ślizgonka obawiała się, że przez dłuższy czas będzie na takim haju, że nawet nie będzie kojarzył gdzie jest. Spojrzała na Smitha z nadzieją, że jednak jeszcze na chwilę zostanie. Co ona będzie sama z nim robić? Chociaż jak popali to raczej nie będzie o tym myśleć.
- Nie będę wam przeszkadzał. Trzymajcie się. Jestem już dziś wystarczająco zmęczony. Może jeszcze tu później wrócę. - Powiedział i udał się w stronę zamku. - A i ten twój kolega dobry jest, nawet zapomniał mi się przedstawić. Jak on ma w ogóle na imię? - Krzyknął z oddali, czekając na odpowiedź.
- Przeszkadzał w czym? W tym, że on jest na haju i nawet nie jest świadomy, ze tu jesteśmy? - Zapytała z głupa. W sumie była trochę zła, że ją zostawia. Zanudzi się. - Dziwisz mu się? Sam nie raz tak masz! A jak coś, to on jest Krystian! - Odpowiedziała mu krzycząc. W sumie było to nieco głupie. Drzeć się po nocy i to na takiej polanie.
Niewiedział co robi, śmiał się gadał coś, co nie było w temacie. Był na haju, nagle wszystko sobie przypominał i powiedział do Ślizgonki. - O kur.. Trzeba spadać, ktoś sie dowiedział że tu jestem. Bede miał przedygane. Choć odprowadze cię. Musze się strząsnąć, musze se coś załatwić od bliźniaków Weindbrakerów, bo bedą wiedziec. Tylko nikomu nie mów. - powiedział z zaniepokojeniem i wstał.
Popatrzyła na niego jak na niezbyt rozsądnego człowieka. Skąd niby tak nagle ktoś miał się dowiedzieć? A w dodatku skąd on mógł o tym wiedzieć? Mruknęła coś w związku z tym w jego stronę, a następnie machnęła ręką. W sumie to mogła się już zmyć z łąki i tak zrobiło się strasznie późno. - Tak jakbym była głupia, Krokos! - Oburzyła się. Robiła gorsze rzeczy i miałaby jeszcze komuś powiedzieć? No chyba, że Mel, ale ona była jej najlepszą przyjaciółką. - Spoko i ty też się nie wygadaj. - Dokończyła już spokojnym tonem. - A oni dalej chodzą do naszej szkoły? Coś dawno nie widziałam ani jednego z nich. A co do odprowadzania, to ku zamkowi i tak idziemy razem, a jestem wystarczająco duża by dojść do Wspólnego. - Podniosła się z ziemi otrzepując. Nie wiedziała ile czasu minęło odkąd tu przyszli, a tym bardziej od kiedy Shakur od nich poszedł. Ale po położeniu księżyca stwierdziła, że dość spoko. Ale musiała być najarana. Zagwizdała na samą myśl i ruszyła w stronę zamku, nawołując Gryfona.
Kiedy wychodził przed zamek jak zwykle zapalić, zobaczył dwie osoby kierujące się w jego stronę. Hmm... To chyba Angie i Krystian.Siedzieli na zewnątrz do czwartej rano?! Czekając aż do niego dojdą, poczuł mroźne powietrze. Było bardzo zimno. Ten Krokos wydaje mi się już całkiem trzeźwy. Przynajmniej z daleka... Ale czemu oni tak szybko idą? - Pytał w myślach samego siebie.
Niewiedział co powiedzieć. Był zbyt rozczęśony, przedawkował chyba zaczął się rozglądać czy nikt nie idzie. Nagle zauważył, że Angie wstaje i zaczeła iść. Chciął ją jakoś zawołać, ale niemógł z siebie tego wyrzucić. Myślał o śniadaniu w pokoju wspólnym i szybko zawołał za dziewczyną i szedł w jej strone. - Poczekaj za mną. - powiedział i szedł już do zamku.
- Chyba poczekaj na mnie. - Poprawiła go. On zdecydowanie nie mógł się dziś wysłowić. Przesadził. Zdecydowanie. W ich stronę znów zbliżał się Shakur, teraz było go widać z daleka. - Świr... - Przeszło jej przez myśl. - Matko, Smith! Co tu tutaj robisz o tej porze? - W sumie to nie wiedziała, która może być. Ale mogła się domyślać, że już prawie ranek. Stała w miejscu i czekała na Krokosa, który zbliżał się szybkim krokiem. Zaraz oboje chłopaków miało być przy niej.
- No zapalić wyszedłem. - Odpowiedział szybko. - Siedzieliście na łące całą noc? - Zdziwiony zapytał. - Chcecie bucha? - Spytał uśmiechając się. Co prawda sam kiedyś myślał czy nie pali tego zbyt często, ale pocieszała go myśl, że od czystego weeda jeszcze nikt nie umarł. - Gdzie w ogóle mieliście zamiar iść?
- Ja dziękuję. A on tym bardziej. - Wskazała na chłopaka, który jakby nigdy nic ominął ich i szedł ku zamkowi. - Wydaje mi się, że dalej mu nie przeszło. - Pokręciła głową. Przesadził. Zdecydowanie tak było. Zresztą nie on jeden. - A ty co o tej porze nie śpisz? Wracamy do zamku, czy zawędrujemy jeszcze gdzieś? Chociażby zjeść coś do Wielkiej Sali. Co ty na to? - Zaproponowała. Krokos dużo ich wyprzedził. Patrzyła za nim, widać było, że śpieszy się do zamku. Jeszcze go ktoś nakryje!
- Spoko. - Odpowiedział krótko chłopak. Może przy okazji spotka kogoś nowego? - No właśnie miałem pytać gdzie on tak pędzi? Ktoś go zauważył? - Szczerze to nie interesowałby się tym, gdyby nie był chociaż trochę w to wmieszany. - Da sobie rady. - Powiedział pocieszająco.
- Nie ma wyjścia, a jak nie... to jego problem. - Wzruszyła ramionami. Był jej zwykłym znajomym, więc w sumie był jej obojętny. Davis nie przywiązywała się zbyt często do ludzi. - To chodź. - Zamachnęła się ręką, by doszli do zamku chociaż na tą piątą. W sumie to nie czuła głodu, ale napić by się napiła. Jakiejś gorącej czekolady. Rozmarzyła się. Po chwili zniknęli za drzwiami Zamku, a może raczej po dłuższej chwili. Ważne ze już byli w Zamku.
Jonatan wyszedł powoli na polankę i rozejrzał się wokół siebie. Miejsce wydawało mu się bardzo spokojne, ale wiedział, że tu w Hogwarcie pozory często mylą ludzi, chociaż właściwie nie zdąrzył się jeszcze tutaj zadomowić. To był jego pierwszy, taki prawdziwy dzien. Pewnie już dawno byłby tutaj osobą znienawidzoną numer dwa, gdyby nie choroba, która zatrzymałą go w łóżku na kilka tygodni. Wyjął z torby jedną ze swoich książek, które przywiózł ze sobą, z domu. Otworzył na stronie, którą to oznaczył zagiętym rogiem i pogrążył się w lekturze.
Cathy weszła na dosyć ładną polankę. Rozejrzała się mrużąc oczy. Było tam całkiem ładnie, nie patrząc na to, że dziewczyna prawie zamarzła. Zobaczyła chłopaka, siedzącego na polance i czytającego książkę. Musiała stwierdzić, że zainteresował ją on. Szczególnie chodziło jej o to, że czytał książkę, a ona uwielbiała książki. Miała ochotę wyjąć papierosa i zaciągnąć się dymem. Pamiętaj, rzuciłaś. Powiedziała do siebie w myślach i wolnym krokiem ruszyła w stronę chłopaka. Była pewna, że skądś go znała, wydawało jej się, że tak jak ona jest z Slytherinu. - Cześć. - rzuciła luźnie, na powitanie i dosiadła się do chłopaka. Mimo iż nie była zbyt gadatliwa, w tym momencie miała ochotę na rozmowę.
Niechętnie uniósł wzrok, a w jego myślach pojawiło się pytanie "Któż to zakłóca moj święty spokój?". Ujrzał przed sobą dziewczynę, którą już skądś kojarzył. Uniósł brew, lekko zaciekawiony, jednak po chwili ten wyraz twarzy zniknął. Na jego ustach nie pojawił się chociażby nikły uśmiech. -Znamy się?- Spytał bez poważniejszych ceregieli. Często zapominał twarze, imiona osób, które jego zdaniem nie zasługiwały na uwagę. A taką osobą był właściwie prawie każdy. To też wolał się upewnić, czy chociaż owa panienka go kojarzy. Spojrzał na jej szatę. Ślizgonka... Nie odłożył książki. Nawet nie przymknął. Po prostu kątem oka spoglądał na literki, starając się powrócić do czytania, zanim bezczelnie mu przerwano.
Dziewczyna uniosła brwi. Nie ma co, miłe powitanie. Pomyślała i spojrzała na chłopaka. Tak, zdecydowanie był ze Slytherinu. To stąd go kojarzyła. - Chyba nigdy nie rozmawialiśmy, ale jak widać, jesteśmy z tego samego domu. - powiedziała dość przyjacielsko, patrząc na jego szatę i uśmiechając się lekko. Uniosła głowę do góry i spojrzała w niebo. Było jej trochę zimno, w końcu temperatura na dworze nie przekraczała szesnastu stopni. - Jeśli ci przeszkadzam to przepraszam. - powiedziała szybko. Nie chciała zakłócać mu chwili spokoju, jeżeli nie chciał z nią rozmawiać mógł jej to po prostu powiedzieć, jednak dziewczyna miała nadzieję, że chłopak jej nie spławi, naprawdę chciała z kimś pogadać.
-Pewnie bym cię zapamiętał- Powiedział nagle, co nie miało nic wspólnego z prawdą. Może i byli oboje ze Slytherinu. Ale nie tylko oni. Bardzo wiele osób tam trafiało. Zdecydowanie więcej niż do Hufflepuff'u czy Gryffindor'u. Przynajmniej tak powiedziała mu siostrzyczka. Właściwie tylko dzięki niej wiedział, gdzie znajduje się ta polana. W końcu zamknął książkę, z cichy puknięciem i spakował ją do torby. I tak teraz pewnie dziewczyna mu nie da się skupić. -Nie przeszkadzasz- To również nie było szczere, ale nie pokazał tego po sobie. -Masz imię?- Spytał od niechcenia i urwał jeden z kwiatów, stokrotkę, która rosnęła nieopodal miejsca, gdzie odpoczywał.
- Mam, Catherine. - spojrzała na chłopaka spod długich rzęs. Miała wrażenie, że mu przeszkadza. Jednak Cath często sama zachowywała się tak wobec innych ludzi, więc nie zważała na to za bardzo. - A ty? Jak masz na imię? - słyszała już o bracie Connie, który przeniósł się do Hogwartu, jednak nie miała nigdy okazji z nim rozmawiać, więc domyślała się, że to może być on. Cath nie była osobą gadatliwą, chciała po prostu zabić nudę, mogłaby pogadać choćby i niczym, a że w tym momencie nie miała z kim, pozostawała jej rozmowa z chłopakiem, który najprawdopodobniej miał ją gdzieś.
-Jonatan...-Tylko tyle powiedział. Żadnego "Miło mi", bo to zdecydowanie nie było w jego stylu. Miał głęboko to, co sobie dziewczyna pod koniec tej jakże "miłej pogawędki" sobie o nim pomyśli. Sam wyrabiał sobie również o niej zdanie. Jak na razie, wydawała się mu być po prostu strasznie gadatliwą dziewczynką, ale może to postrzeganie się jeszcze zmieni? Zobaczy. Spojrzał na nią obojętnie. Bez żadnego ostrzeżenia zbliżył się i wplótł w jej włosy kolejny, zerwany kwiat, który chwile temu jeszcze trzymał w palcach.
Dziewczyna uśmiechnęła się pod nosem, jednak nie chciała żeby chłopak to widział. Jonatan... Skądś kojarzyła osobę o tym imieniu, ale może to był po prostu inny uczeń tej szkoły. Zainteresowana była jego książką. - Co czytałeś? - spytała, niby to obojętnie, jednak prawda była taka, że ciekawiło ją to. Po zachowaniu chłopaka można było zobaczyć, że był dość sceptycznie nastawiony do świata. Zadawała sobie pytanie, czemu zamiast siedzieć w dormitorium przy ciepłym kominku, on wyszedł z książką na łąkę, w taki straszny ziąb. Cath chuchnęła sobie na ręcę, próbując je ogrzać. Robiły się już one czerwone z zimna, więc schowała jej do kieszeni płaszcza.
Bez słowa wskazał jej na okładkę. Złotym pismem był na niej wyryty napis "Krwawe Serce". Jedna z ulubionych powieści. W prawdzie była o wampirach, które nieciekawie mu się kojarzyły, ale jednak fascynowało go to czasami. Szczególnie, jeśli wymyślano jakieś przygody, z różnymi czarno magicznymi Zezwierzęceniami w roli głównej. Przyjrzał się. Wydawało mu się, że dziewczynie zimno doskwiera. Ciekawe, czemu wiedząc, jaka jest pogoda, nie wzięła jakiegoś cieplejszego ubrania. -Nie powinnaś wrócić, do zamku?- Spytał, ale nie było w jego tonie słychać ani współczucia, ani jakiegoś innego barwnego uczucia.