Polana w tym miejscu jest dobrze nasłoneczniona i ukwiecona. Uczniowie, którzy zostali na weekend w Hogwarcie lubią rozkładać tu obszerne koce i oddać się odpoczynkowi, choć nierzadko przychodzą również z książkami. W okolicy panuje idealna cisza, przerywana jedynie odgłosami natury. W oddali widać trybuny boiska, a czasami latające małe punkciki, czyli zawodników odbywających trening.
Nogi zaprowadziły Gabrielle na polanę. Lubiła tu przychodzić, dlatego nie wahała się, tylko rozłożyła się na ziemi i zaczęła patrzeć przed siebie, a dokładniej w niebo.
Iv opatuliła się ciepłym swetrem i udała się na spacer na polanę. Dostrzegła jakąś nieznaną sylwetkę i ruszyła w tamtą stronę. - Hej. - uśmiechnęła się pogodnie.
- Cześć - odpowiedziała, po czym wstała do pozycji siedzącej. Zobaczyła dziewczynę, której nie znała osobiście, może widziała ją kiedyś przelotnie. Zauważyła dość spory brzuch dziewczyny. Czy ona jest w ciąży? - przeszło jej przez myśl.
- Ivette Carrow. Miło mi. - wyciągnęła rękę w jej stronę, uśmiechając się lekko. - Wieczorny spacer? Mam nadzieję, że nie przeszkadzam. - powiedziała, odgarniając włosy z twarzy.
- Gabrielle Papillon. Mi również miło cię poznać - uścisnęła dłoń Ivette, uśmiechając się przy tym. - Nie, nie przeszkadzasz. Ty również, jak widzę, lubisz wieczorne spacery.
-Dokładnie. - uśmiechnęła się. - Najlepiej spaceruje się właśnie wieczorami. Nie jest do końca bezpiecznie i przynajmniej trochę buzuje adrenalina. - powiedziała z pogodnym błyskiem w oku.
- Owszem. No i ten piękny widok, gdy zachodzi słońce. Bezcenny - przymknęła oczy i rozmarzyła się. Nie było jej wcale zimno, wręcz przeciwnie. Rozgrzewało ją jakieś wewnętrzne ciepło.
Pokiwała głową, uśmiechając się z entuzjazmem. Lekko zakręciło jej się w głowie, ale nie dała tego po sobie poznać. Nic dziwnego, że w obecnym stanie dziewczyny zdarzają się mdłości. Dla bezpieczeństwa beztrosko oparła się o drzewo.
Spojrzała na Ivette i zauważyła, że ta nie czuje się najlepiej. - Dobrze się czujesz? - zapytała z troską, mimo że widziała, w jakim stanie jest Ivette. Gabrielle usiadła obok niej.
- Bywało lepiej. - powiedziała wymijająco, uśmiechając się blado. Spojrzała uważnie na Gab. Odniosła wrażenie, że dziewczyna domyślała się, w jakim stanie jest teraz Ivette.
- Jeśli nie chcesz, nie mów - powiedziała cicho. Nie dziwiła się, że dziewczyna nie chce jej o niczym mówić. Pewnie bała się odrzucenia i ludzkich spojrzeń, które sprawiały, że odechciewało się żyć.
- Po prostu kiepsko się czuję. - wzruszyła ramionami. - Ale z pewnością jest wiele ciekawszych tematów od mojego stanu zdrowia. - zaśmiała się. Chciała, a właściwie, musiała się dowiedzieć, czy Gab jest osobą godną zaufania.
- Może i tak, ale w tej chwili jest ważne to, jak ty się czujesz - zaczęła - nie mogę dopuścić do tego, byś mi tu zemdlała - Gabrielle martwiła się naprawdę o ludzi, których lubiła. A Ivette polubiła.
- A dlaczego jest to takie ważne? - spytała, zmuszając ją tym samym do ujawnienia tego, co wie bądź nie wie. Była ciekawa odpowiedzi. Zastanawiało ją również, czy troska dziewczyny jest szczera.
- Po prostu nie mogę znieść widoku, gdy ktoś cierpi - powiedziała. Gabrielle, gdy widziała, że ktoś czuje się źle, starała się robić wszystko, co w jej mocy, by ulżyć tej osobie.
- Ja nie cierpię, naprawdę. - powiedziała, a w jej głosie słychać było szczerość. Była już przyzwyczajona do bólu, znaczniego gorszego bólu. - Ale dziękuję, że się martwisz. - uśmiechnęła się do niej przyjaźnie.
- Nawet mały ból jest według mnie cierpieniem - rzekła cicho, może trochę nazbyt filozoficznie. - Nie ma za co. Trzeba troszczyć się o ludzi - powiedziała. Zgięła nogi w kolanach, tak było jej wygodniej siedzieć.
- Ja już wiele przeżyłam, więc się uodporniłam. - wzruszyła ramionami. - Widzę, że nie tylko ja mam problem.. - spojrzała na nią z uwagą po czym uśmiechnęła się przyjaźnie.
- Nie jestem przygnębiona - próbowała zaprzeczyć. Czyżby znowu pogrążała się w smutku? Nie mogła znowu zamknąć się przed światem. - Po prostu nie mam w naturze ciągłego uśmiechania się.
- To nie jest kwestia uśmiechania się. Masz po prostu smutne oczy. - przyznała. - Ale spokojnie, nie nalegam, żebyś cokolwiek mówiła. - zapewniła ją, kierując swój wzrok na niebo.
- Wszyscy mi mówią, że mam smutne oczy. Więc może to nie to - próbowała się tłumaczyć. Jednak doskonale wiedziała, że jej oczy mówią, w jakim Gabrielle jest nastroju. Jednak ona wiedziała też, że nie jest smutna. A tylko trochę ogarnęła ją melancholia.
Megan postanowiła udać się na polanę. Była taka piękna pogoda, że nie mogła jej zmarnować, poza tym od dłuższego czasu Hogwart często odwiedzają deszczowe chmury. Meggie w końcu miała okazję ubrać swoją ulubioną sukienkę o kolorze chabrowym, była miękka niczym kaszmir. Puchonka zauważyła gryfona, chyba tak samo jak ona cieszył się ładną pogodą. Uśmiechnęła się do niego, po czym zaczęła beztrosko przechadzać się po polanie wdychając zapach świeżej trawy i lawendy.
Aaron znalazł się na polanie, miał zamiar udać się nad jezioro jednakże jego nogi jak widać gdzie indziej go zaprowadziły. Jego głowa była skierowana ku górze tak aby ciepłe promienie ogrzewały jego twarz. Nagle zauważył brązowo włosą puchonkę, z którą rzucał się na imprezie kulkami z kurzu. Jak dobrze pamiętał widział ją również w czytelni. - Witam. - rzekł przyjaźnie uśmiechając się przy tym szeroko.
Megan dotykała swymi dłońmi wysoką trawę. Nawet teraz mogła poczuć zimne krople, które wsiąkały w jej jakże ciepłe ręce. Przeczesała swoje włosy dłonią, gdyż nawet tutaj nie mogło się obyć bez wiatru, który rozwiewał na wszystkie strony jej kręcone włosy. Słysząc męski głos za sobą pomyślała, że to ten gryfon, którego przed chwilką widziała, jednak odwróciwszy się zobaczyła krukona z imprezy i czytelni. Nigdy nie miała okazji z nim porozmawiać, czy też poznać jego imię. - Cześć - odpowiedziała uśmiechając się przyjaźnie - widzę, że ty także postanowiłeś skorzystać z pięknej pogody.