Wspaniale rozgałęzione drzewo rzucające przyjemny cień na znajdujące się pod nim osoby. Dzięki licznym gałęziom idealne do wspinania i przesiadywania na grubych konarach, rozmawiania z przyjaciółmi lub po prostu odpoczywania po mniej lub bardziej ciężkim dniu. Można znaleźć pod nimi duże żołędzie, idealne do prac plastycznych bądź rzucania w innych. Na jesień mieni się wspaniałą czerwienią i brązem, wiosną zaś można nacieszyć oko soczystą zielenią.
- Można powiedzieć, że nie są jakieś najlepsze. Oni by chcieli, żebym była taką grzeczną nastolatką, ale to do mnie niepodobne. - wyznała wciąż spokojna. Kłóciła się z rodzicami dosyć często. Raz chodziło o jej wygląd, a raz o zachowanie. I właśnie z tego chciałaby być już dorosła. - Ludzie są dziwni. Myślisz, że ktoś jest twoim przyjacielem, a tak naprawdę jest wrogiem. Nigdy nie wiesz, co innemu w głowie siedzi. - stwierdziła. Blair właśnie tak spostrzegała ludzi - jako nieprzewidywalnych. Sama również taka była.
- A czy ty ufasz innym ludziom? Potrafisz im wyznać swoje tajemnice? Skoro nie można wiedzieć kto jest twoim przyjacielem a kto wrogiem może lepiej nie ufać nikomu? - zasugerowała. Ta dziewczyna ma zdecydowanie interesujące poglądy na temat świata i ludzi. Swoją drogą trudno było nie zauważyć opanowania Blair. Bez względu na pytanie jej zadane była wciaż spokojna. Em już sama nie wiedzaiła co ma o niej mysleć. Z jednej strony spokojna i opanowana a z drugiej złości się, że inni chcą by była grzeczna.
- Ufam. Zależy komu. - powiedziała. W zasadzie nie wszyscy byli jacyś specjalnie żli. Właściwie, co ona tu jeszcze robi? - Ja już muszę iść. Pa - pożegnała się. Wstała i poszła.
Patrzyła jeszcze przez chwilę na odchodzącą dziewczynę. - Dziwna. - mruknęła pod nosem. Ponieważ została sama i wciaż nie miała co robić podeszła do dębu i przysiadła przy nim. Teraz to jej musi wystarczyć.
Uznawszy, że jest bardzo ciepło, wyszedł w samej bluzie na błonia. Przystanął przy Wielkim Dębie. Ten tydzień był dla niego nad wyraz stresujący. Wuj był mu bardzo bliski, od wieków pisali ze sobą listy. A teraz? Samobójstwo? Nie mógł zrozumieć. "przecież miał wszystko!" - zadźwięczały mu słowa jego żony. Westchnął ciężko i wyjął papierosa, którym zaczął się bawić.
Wyszła z zamku wolnym krokiem. Dawno nie była na błoniach, a uznała, że dobrze jej zrobi świerze powietrze. Była trochę zaspana, w końcu całą noc malowali Pokój Wspólny puchonów. Zaśmiała się na samą myśl o swojej oryginalnej, fioletowej koszulce. Na szczęście farba z jej twarzy się zmyła, więc nie było żadnego problemu. Gdy zbliżała się do Wielkiego Dębu zobaczyła już na miejscu Kazuo. Przyspieszyła kroki i rzuciła się do niego na szyję. - Cześć - powiedziała z uśmiechem. Nagle zrobiła poważną minę, od kiedy to chłopak palił ? - Kazuo ? Ty palisz ? - zapytała marszcząc czoło.
- Ja? Pale? Co? - powiedział nieprzytomnym głosem, wciąż obracając papierosa. O czym mówiła dziewczyna? Zerknął na nią poważne, uświadamiając sobie, jaki ruch wykonywały jego palce - Aa. to. Nie, nie palę. Nie będę sobie psuć zdrowia... - dodał ciszej - To wuja. Są jakieś specjalne. Po pierwsze są bardzo długie, cienkie. I pachną wiśnią. Zawsze je palił. W pokoju zostawił list, że mam je wziąć na "pamiątkę". Gdy będę za nim tęsknił, "odpal sobie jednego, synu". - wzruszył ramionami.
Wciąż patrzyła na niego podejrzliwie. Zauważyła, że chłopak był myślami w zupełnie innym miejscu. - Przecież będziesz się jeszcze z nim widzieć, nieprawdaż ? - zapytała. Nagle poczuła bardzo intensywny zapach wiśni, aż nogi się pod nią ugięły, pachniały wyjątkowo ładnie. Pociągnęła Kazuo za rękę i usiedli spokojnie pod drzewem, było już tak zielono... Christine tęskniła za taką pogodą, teraz śmiało mogła się nią cieszyć. - Tak więc... Opowiadaj - powiedziała krótko siadając na korzeniu drzewa.
Schował cygaretkę do pudełka, w którym ją dostał. Nagle coś go szarpnęło i wylądował na czterech literach pod drzewem. - Jeśli istnieje ten drugi świat, to się z nim zobaczę - burknął. Spojrzał na nią pochmurno i pociągnął na swoje kolana - Nie ma co opowiadać, szczerze. Przyjechaliśmy tam, usiedliśmy przy sake. Ciotka nie mogła dowołać się wuja, więc po niego poszedłem. Leżał cały we krwi... Chyba resztę Ci oszczędzę.
Dłonie zbliżyła do ust będąc w niemałym szoku. Siedziała tak przez chwilę w milczeniu patrząc na długie gałęzie drzewa, pod którym siedzieli. Westchnęła cicho i przytuliła się do chłopaka. - Nie wiem co mam powiedzieć - szepnęła mu do ucha ciągle jeszcze będąc zdziwiona. Nakrzyczała na siebie w myślach, nigdy nie była dobra w pocieszaniu innych. Objęła go trochę mocniej kładąc głowę na jego ramieniu. - Przykro mi... - rzekła smutno, marszcząc przy tym czoło. W takiej sytuacji czuła się bezradna, choć dobrze wiedziała co on czuł w takiej chwili.
- Cóż, bliscy nigdy nie mają wyczucia, kiedy odejść - burknął, gładząc ją po długich włosach. Przytulił się do niej mocno. Chciał już o tym przestać myśleć i liczył, że z Christy uda mu się to zrobić. Chrząknął, opierając się plecami o korę drzewa - Lecz dość o tym... Co Ty porabiałaś przez ten tydzień? Dobrze spędziłaś czas? - spytał, cmokając ją w polik.
Uniosła głowę, obserwując chłopaka. Nie widziała sensu ciągnąć dalej ten temat, więc uśmiechnęła się do niego przepraszająco. Wiedziała, że głupio było zaczynać ten temat. Gdy patrzyła mu w oczy mogła dostrzeć ból, którego ona nie chciała mu zadawać. - Dokładnie... - mruknęła - Ja ? Nic ciekawego... Przemalowaliśmy Pokój Wspólny puchonów, nic poza tym. Malowanie było jedyną atrakcją, chociaż... Grałam na gitarze basowej - powiedziała szczęśliwa.
Spojrzał w jej oczy. - Malowałaś Pokój Wspólny Puchonów? I na jaki kolor się zdecydowaliście? - spytał zaciekawiony, poprawiając ją nieco na swoich kolanach. - Basówka? - gwizdnął. - Uuu, kochanie, wymiatasz. Gdzie ją dorwałaś?
Zaśmiała się gardłowo . - Oj, lepiej się nie pytaj. Jest kolorowo, mam całą bluzkę z fioletowej farby i całe niebieskie spodnie ! Chciałam zmyć ją wczoraj, ale się nie dało... Próbowałam użyć różnych zaklęć, jednak nic z tego. A co tam, będzie pamiątka. Dobrze, że niebieska i zielona farba zeszła z mojej twarzy - wyszczerzyła się do niego. Christine, gdy tylko dostawała gitarę do ręki mogła krzyczeć z radości, to tata nauczył ją jak być czułym na wszystkie dźwięki. - David mnie uczył grać na niej. To taki jeden gryfon, którego poznałam z koleżanką na polanie - wzruszyła obojętnie ramionami.
- Kolory Was jakoś pobudzą i zmotywują? - spytał, unosząc zabawnie brew - Czy dostaniecie oczopląsu? Och, najwyżej kupi się nowe, a te zostawisz na pamiątkę. - burknął - David? Nie znam gościa. - stwierdził i wydymał usta.
Pokręciła głową w lewą i prawą stronę. - Czy ja wiem... Uznaliśmy, że potrzebne nam są zmiany. Nawet sobie nie wyobrażasz jak ta żółć dawała nam po oczach w lecie ! Zawsze o tej porze roku, kiedy słońce najmocniej świeci musimy się uczyć gdzieś indziej - skrzywiła się. Zdecydowanie wolała siedzieć w Pokoju Wspólnym i czytać podręczniki, jednak to ostre światło przeszkadzało w czytaniu. - Czyżbyś był zazdrosny ? - zaśmiała się patrząc na chłopaka spode łba.
- Przecież wszędzie macie żółte akcenty. Powinnaś się po 6 latach przyzwyczaić - zaśmiał się, poprawiając jej kosmyk i wsadzając za ucho. - Poza tym zawsze służy biblioteka, w ogóle mieliście zgodę, czy zrobiliście to na własną rękę? - spytał, próbując sobie wyobrazić jak puchoni malują pokój wspólny. Niewielu ich znał, więc większość miała rozmazane twarze, jedynie wyróżniała ich szata, która zapewne zdjęli do malowania. - Ja? Zazdrosny? No skądże.
Pokręciła głową z dezaprobatą. - Nie mieliśmy zgody, ale właśnie o to nam chodziło, żeby coś zaczęło się dziać. Sześć lat mówisz... Tyle, że przez ten czas w lato zawsze wychodziłam na błonia, czy do czytelni. Właśnie do tego się przyzwyczaiłam. Zerknęła na chłopaka i westchnęła cicho. - Kazuo... Może to nie jest najlepszy moment na rozmowę ? - zapytała dotykając jego ciepłego policzka - Widzę, że nie masz humoru przez to, co się stało... Jesteś pewien, że nie chcesz zostać tu sam ? - patrzyła na niego z zatroskaną miną.
- Och, niegrzeczni! Ale cieszę się, że się dobrze bawiłaś i szkoda, że nie mogę zobaczyć Waszego dzieła. - przymknął oczy, gdy poczuł jej dłoń na policzku. - Kochanie, czy gdybym chciał zostać sam, przyszedłbym na błonia? Chcę spędzić z Tobą czas, a nie tępo gapić się na okno. Stało to, co się stało. Czas żyć dalej. - ucałował ją lekko w usta, uśmiechając się - Nie myśl o tym. Może wyjdziemy na miasto? Zróbmy coś szalonego. Nie wiem, wykąpmy się w fontannie, tatuaż, kolczyk, wejdźmy na szczyt wieżowca. Cokolwiek.
Uśmiechnęła się do niego lustrując delikatnie wzrokiem jego twarz. - Kiedyś zobaczysz... - mrugnęła do niego.W sumie dziś było cieplej, niż przez ostatnie kilka dni więc mogła się wybrać na dłuższy spacer. Kąciki jej ust delikatnie powędrowały ku górze. - Jasne... Możemy pójść do Hogsmeade na kremowe piwo, lub herbatę - powiedziała - albo... Może wolisz wycieczkę do Londynu ? Oparła podbródek na dłoniach patrząc przed siebie. - Szalonego ? Jedynym szaleństwem byłoby wejście do wrzeszczącej chaty - sama do końca nie wiedziała, czy było tam bezpiecznie, kiedy ostatnim razem "zwiedzała" pijana chatę razem z Jaydonem - wątpię, że dyrektor nie wiedziałby o tym, że teleportowaliśmy się gdzieś do Anglii - mruknęła, jakby sama do siebie. Do wakacji mieli dużo czasu, a ona chciała wreszcie odpocząć. Spojrzała w jego ślicznie miodowe oczy czekając na odpowiedź.
- Krukon u Puchonów? tego świat jeszcze nie widział. - zaśmiał się, wstając i mając Christine na rękach. - Wiesz... Hogsmeade mi się troszkę znudziło. Ileż można razy tam iść? Londyn brzmi kusząco, wiele razy tam bywałaś? - zaczął iść w stronę bramy, aby mogli się teleportować lub skorzystać z błędnego rycerza. - Wrzeszcząca chata nie wydaje Ci się być mitem?
- Ale mam nadzieję, że się to zmieni. Przemycę Cię do Pokoju Wspólnego - zachichotała. Gdy ją podniósł ledwo powstrzymała się od pisku. Nie była przyzwyczajona do tego, żeby chłopak nosił ją na rękach. - W Londynie dość często. Wrzeszcząca chata mitem ? Moja koleżanka tam była i podobno nieźle ją postraszyło. Sama do końca nie wiem czy to prawda, ale... W takim razie to Ty wybierzesz miejsce, ja zawsze wybieram - powiedziała zakładając ręce na piersiach.
Szarpnął ją mocniej, aby było mu wygodniej. - Wystraszyła? Ale co tam może straszyć... - głośno się zastanawiał - Od zawsze było wiadomo, że to miejsce spotkań śmierciożerców, ale ten okres za nami. Jakieś jęki zamordowanych? Co za idiota by kogoś mordował w tajnym miejscu? Jakoś nie trzyma się kupy... Miejsce, miejsce... Coś się wymyśli. Mała, uśmiechnij się. - zażądał całując ją w polik.
Przyjrzała się chłopakowi miał interesującą twarz, w której dominowały duże, miodowe oczy harmonizujące z jego cerą. Wtuliła się w jego tors z uśmiechem na ustach. - Sama nie wiem. O nie, mój drogi ! Teraz twoja kolej - powiedziała z udawanym oburzeniem. Patrzyła przed siebie na lasy, które mijali. - Naprawdę... Nie mam pomysłu. Zrób mi niespodziankę - poprosiła słodkim tonem głosu. Było jej obojętnie gdzie pójdą, chciała spędzić z chłopakiem trochę więcej czasu, w końcu stęskniła się za nim i jego głosem.
Spacerowała po błoniach , rozglądając się dookoła. Wiosenne słońce przyprawiało ją o chęć do życia. Szła prosto , podśpiewując pod nosem. Nagle przed nią pojawił się wielki dąb. Na widok drzewa , nogi zaczeły uginać się pod nią ze zmęczenia. Podeszła bliżej siadając w cieniu. Nie było nic przyjemniejszego od spedzonia popołudnia w towarzystiwe książki.Otworzyłą ją i zatopiła sie w tekscie.
Pogoda aż zachęcała do wyjścia na zewnątrz. Andrea więc bez sprzeciwu wyszła, przechadzając się po błoniach. Wszędzie było pełno uczniów. Czy nie powinni być oni teraz w domach, na świętach? Zatrzymała się pod wielkim dębem, siadając w pobliżu jakiejś dziewczyny.