Wspaniale rozgałęzione drzewo rzucające przyjemny cień na znajdujące się pod nim osoby. Dzięki licznym gałęziom idealne do wspinania i przesiadywania na grubych konarach, rozmawiania z przyjaciółmi lub po prostu odpoczywania po mniej lub bardziej ciężkim dniu. Można znaleźć pod nimi duże żołędzie, idealne do prac plastycznych bądź rzucania w innych. Na jesień mieni się wspaniałą czerwienią i brązem, wiosną zaś można nacieszyć oko soczystą zielenią.
Zdusił w sobie chęć zaśmiania się, słysząc komentarz Krukonki. - Potraktuję to jako komplement. - stwierdził w końcu. - A klasa... Siódma, ostatni rok i przy okazji mój pierwszy w tej szkole.
- W sumie to miał być komplement. A może i nie... a co tam... uznawaj to jak chcesz- puściłam mu oczko- No to w takim razie gdzie się uczyłeś jak nie było Cię tutaj?- zapytałąm- I czemu dopiero teraz się tu przeniosłeś?
Gdzie się uczyłeś, gdy nie było Cię tutaj? Nie wiedzieć czemu, to pytanie zabrzmiało dla Williama niepoważnie, może wręcz komicznie, dlatego też uśmiechnął się delikatnie w charakterystyczny dla siebie sposób. - Byłem w domu albo podróżowałem. Nauczanie indywidualne... Ale po kilku latach mi się znudziło, więc stwierdziłem, że pójdę do szkoły. I trafiłem tu. To tak w skrócie.
- Nie dziwnie trochę przyjeżdżać tu na jedynie jeden rok? Ledwo zdążysz się zadomowić, poznać więcej osób a już skoczysz klasę. Gdybym była na twoim miejscu, wolałabym już ten jeden rok spędzić w domu - powiedziała. - Takie przenoszenie się musi być meczące.
- Uwierz mi, gdybyś siedziała w domu cały czas i gdybyś miała takich nienormalnych - zawiesił na chwilę głos, nie wiedząc, czy powinien kontynuować. - lub niekonwencjonalnych nauczycieli albo przeambicjonowanych względem Ciebie rodziców, byłoby Ci obojętne dokąd i na ile, byleby najdalej od domu.
- No tak... O tym nie pomyślałam. Nikt nigdy ode mnie nie wymagał dużo, raczej sama chciałam coś osiągnąć. Gdyby ktoś mnie do czegoś zmuszał zapewne zrobiłabym na odwrót - uśmiechnęła się. - No a dlaczego akurat wybrałeś Hogwart?
- Też robiłem na odwrót. Myślę, że moja jawna niechęć przeważyła w tej sprawie. Dlaczego Hogwart? A dlaczego nie? - zapytał z rozbawieniem. Chyba jedna z lepszych szkół magii i czarodziejstwa w Europie i przy okazji usytuowana najbliższej mojego domu. - odpowiedział po chwili. Taka była prawda, mimo że Durmstrang może bardziej odpowiadałby jego upodobaniom, był stanowczo za daleko, klimat śródziemnomorski też raczej nie odpowiadał Williamowi, a o Beauxbatons w ogóle nie myślał.
- A bo ja wiem, czy najlepsza... W Europie pewnie jest ich dość sporo, pewnie nawet w każdym kraju co najmniej jedna. Nie wiem, nigdy się tym nie interesowałam, poza tym w książkach pewnie nie ma o nich dokładniejszych informacji. Większość chce pozostać tajemnicą dla wszystkich, którzy do nich nie uczęszczają. Skąd właściwie jesteś? - zauważyła, że jeszcze tego nie wiedziała, podczas gdy chłopak opowiadał o odległości Hogwartu od domu.
- Czy najlepsza też nie jestem pewien, ale tak zadecydowali rodzice, więc tak tu trafiłem. - dodał jeszcze na zamknięcie poprzedniego tematu. - Jestem z Walii. - odpowiedział i w tym samym momencie uświadomił sobie, że także nie ma pojęcia, skąd jest Bellas. - Jesteś z Dorset, tak jak Effie, czy skąd indziej?
- Więc jednak nie zrobiłeś tak zupełnie na odwrót - uniosła lekko kąciki ust. - Wiem oczywiście, że nie da się na odwrót, ale to zaprzecza temu co wcześniej mówiłeś. - Nie, nie mieszkamy nawet razem. Jestem z raczej bliższych okolic Londynu...
Uśmiechnął się szeroko. Coś jednak w tym było. - W tym wypadku akurat nie mogłem inaczej, ale nawet sam chciałem iść do tej szkoły, więc zrobiłbym także na przekór sobie. - odpowiedział. - Nie pytaj, dlaczego chciałem, bo sam nie wiem. - dodał szybko. - Okolice Londynu... masz blisko do domu. - stwierdził. Nie był pewny, czy chciałby uczyć się praktycznie w sąsiedztwie swojej rodzinnej okolicy. Wyjeżdżając do Hogwartu, podświadomie liczył na to, że od pewnych osób się odetnie.
- Oj, tam blisko. King Cross może i rzeczywiście, w tym przypadku byłoby więc jednak trafniejsze stwierdzenie, że blisko świata czarodziejów. W końcu tam jest Pokątna i takie tam. Przecież pociągiem jedzie się niemal cały dzień, więc tak blisko być nie może. A przyznam szczerze, nie wiem gdzie dokładnie leży Hogwart. Taka szczegółowa wiedza jakoś nigdy nie była mi potrzebna... Schowała ręce do kieszeni, bo już zdążyły jej zmarznąć.
- W sumie tak, ale dalej mieszkasz prawdopodobnie najbliżej ze wszystkich uczniów. Nie licząc tych z Hogsmeade, reszta musi dotrzeć na dworzec, który Ty masz praktycznie przed nosem. Czyli na przykład w moim wypadku trzeba doliczyć jeszcze ładny kawałek drogi z Walii.
Przysłuchiwałam się tylko rozmowie. W sumie co miałam powiedzieć. Westchnęłąm tylko cicho i usiadłam pod drzewem na zimnym śniegu. Zwsze lubiłam śnieg. Był taki ładny i biały, jendak mógłby być ciepły. Ulepiłam sobię jedną śnieżkę i zaczęłam ją podrzucać. położyłam ją obok mnie i schowałam ręce w kieszenie, bo było tak jakby mi zimno.
- Dokładniej, mieszkam w Hillingdon, to raczej na uboczu Londynu. Nigdy nie byłam w Walii, ale sama nazwa brzmi ładnie. Jak tam jest? - A ty, Ailla, skąd jesteś? - zwróciła się do Krukonki.
Podniosłam głowę. - Ja jestem z Włoch. Jest tam takie małe miasteczko Ferrara. Tam właśnie mieszkałam- Przysłuchując się rozmowie Bell i Williama uświadomiłam sobie, że mieszkam najdalej. W sumie nie wiedziałam dlaczego trafiłam do tej szkoły, a nie do innej, która była by bliżej mojego domu. Może poprostu mój los tak chciał. Wiedząc, że i tak się tego nie dowiem westchnęłam tylko cicho i ponownie zaczęłam bawć się śniegiem
- Ach, Włochy. Pewnie jest tam nieco cieplej niż tu, prawda? W ogóle macie coś takiego jak śnieg i temperatura poniżej zera? - zapytała, uśmiechając się lekko. - A skoro już o temperaturze mowa, chyba wrócę do zamku. Chcesz iść ze mną do Pokoju Wspólnego?
Uśmiechnęłam się do Bell - Tak... jest tam bardzo ciepło, jednak owszem rzadko bywają teperatury poniżej zera- zaśmiałam się- faktycznie. Zrobiło sie chłodno- owinęłam sie szalikiem- poczywiście, że pójdę- powiedziałam i wstałam ze śniegu otrzepując się z niego.
Dziewczyny ruszyły do zamku, zostawiając Willa, który stał się wyjątkowo nie rozmowny. Cóż, może jeszcze będą mieli okazję pogadać. Pomachał mu i pocierając ręce o siebie, by bardziej je rozgrzać, poszła z Aillą.
Viv z Valentinem u boku przedzierali się przez zaspy, kierując się w stronę Wielkiego Dębu. - W zimę wygląda strasznie- powiedziała do Ślizgona, patrząc w stronę drzewa. Nie zauważyła dwóch postaci, stojących po drugiej stronie dębu. W pewnym momencie zachwiała się i krzyknęła. Zderzenie ze śniegiem było nieuchronne.
Jul: Usłyszała krzyk. Wstała ze śniegu i rozejrzała się uważnie. - Też to słyszałeś? - spytała Javiera. Ruszyła w kierunku, z którego dochodził krzyk. Zauważyła Vivien, która chwilę później wylądowała na śniegu. Wyciągnęła rękę w jej stronę.
Javier: - Jestem w tym mistrzem – powiedział mało skromnie, ale z nutką rozbawienia w głosie. - Tak, na pewno ta zima trwa tak uparcie długo przez Ciebie. – wywrócił oczami. - Coś tam słyszałem – niechętnie wstał i poszedł za ślizgonką. – Tego można się było spodziewać – skomentował widok Viv leżącej w śniegu. - Wszystko w porządku?
Myślał nad jej słowami spoglądając w stronę dębu, kiedy nagle usłyszał krzyk dziewczyny obok niego. Szybko spojrzał w jej stronę. - Żyjesz? - Zapytał starając się ukryć rozbawienie ową sytuacją, podał jej rękę, aby wstała. W tej samej chwili dostrzegł, że na błoniach jest i Juliette, która zaraz podeszła w ich stronę.
Viv uniosła głowę. Nad nią stała trójka przyglądających się jej ślizgonów. Spojrzała na dwie wyciągnięte w jej stronę dłonie. Słysząc kąśliwą uwagę Javiera, pierwsze co zrobiła to wyciągnęła swoją rękę, by pokazać chłopakowi środkowy palec. Uniosła do góry drugą rękę, aby złapać obie "pomocne dłonie". - Dzięki- mruknęła- Tak, żyję, to do mnie podobne...- dodała niechętnie.
Javier: - Mi też miło Cię widzieć Viv, naprawdę nie musisz się tak wylewnie ze mną witać. – zapewnił dziewczynę z uśmiechem, który wciąż nie schodził mu z ust. - Wiem, więc pewnie dlatego się nie przejąłem. Ale muszę przyznać, że poprzednie upadki w Twoim wykonaniu, były bardziej widowiskowe. Chyba nawet się zawiodłem - przyznał kręcąc lekko głową.
Jul: Spojrzała na nią z lekkim rozbawieniem. - Zdarza się. - skwitowała krótko. Właściwie, było dość ślisko, więc upadek Vivien można uznać za usprawiedliwiony.
Rozbawiony przyglądał się obecnej sytuacji, spoglądają na każdą z osób w owej grupie. Gdy usłyszał o poprzednich upadkach spojrzał z zaciekawieniem na blondynkę. No tak, wszak poprzedniego dnia rozbijała się ze zbroją w lochach. Chyba rzeczywiście musiało się jej to często przytrafiać. - Aż tak często Ci się to zdarza? - Zapytał spoglądając na nią z rozbawieniem w oczach.
Vivien wzruszyła ramionami, otrzepując się ze śniegu. - Wcale nie aż tak często! Wybacz, że Cię rozczarowałam, Javier, następnym razem bardziej się postaram. Dziewczyna patrzyła na chłopaka nieprzychylnym spojrzeniem. Odwróciła się w stronę Juliette. - Co tu robicie w takie... zimno.
Jul: - Marzniemy. - odpowiedziała zgodnie z prawdą. - A Was, co tu sprowadza? - spytała po chwili. Była to trochę dziwna sytuacja. Nie, to naprawdę była dziwna sytuacja.
Javier: - Zapewne się opalamy i myśleliśmy nawet żeby popływać w jeziorze – odpowiedział na pytanie nie przejmując się, że było ono skierowane do Juliette. Westchnął i spojrzał w stronę lasu, zaczął się zastanawiać kiedy ostatni raz w nim był. Od niechcenia zaczął podrzucać śnieżkę, którą wciąż trzymał w dłoniach.
Wysłuchał słów pierw Juliette, potem Javiera, ich wersje co najmniej się nie pokrywały. - Nie brzmi to zbyt zgodnie - odparł przenosząc wzrok na Viven. - Zapewne to samo co i was, to słońce i gorąca woda. - Odparł trochę od niechcenia. Schował ręce do kieszeni, było mu jakoś trochę zimno.
Juliette: Przeniosła wzrok na Valentina, który wyglądał na średnio zadowolonego z pobytu tutaj. Po raz kolejny ma taką minę w jej obecności. To przypadek, czy Juliette ma powoli jakąś fobię? Szybko wyzbyła się tych myśli i usiadła na śniegu.
Viv znowu odwróciła głowę w stronę Javiera. - Postanowiłam Cię śledzić, a wzięłam sobie za towarzysza Valentina, bo nikt nie jest dla mnie tak milusi jak ty. Mówiąc to uśmiechnęła się do niego ironicznie. Przypomniała sobie o wydarzeniu w bibliotece i spojrzała lekko zmieszana na Juliette.
Juliette: Jeżeli Vivien zależało, by Juliette dostała wylewu, to była na bardzo dobrej drodze. Nie spojrzała w ich stronę. Miała już serdecznie dosyć tego dnia, ale dobrze wiedziała, że nie może teraz odejść, bo stworzy pretekst do plotek o rzekomej zazdrości.
Javier: Spojrzał na Juliette kręcąc lekko głową. - Widocznie robiliśmy coś innego ja się opalałem, a Juliette marzła. A byłem przekonany, że oboje zażywany kąpieli słonecznych – powiedział, nieprzerwanie podrzucając w górę śnieżkę. - Ty też! – westchnął zrezygnowany patrząc na Viv. – Moje starania bycia miłym nie poszły na marne. Zauważyłaś moje starania. - dodał cicho, jakby zdradzał jej jakiś wielki sekret. Kątem oka spojrzał na ślizgonkę, która siedziała cicho na śniegu.
Viv: -Acha- powiedziała Viv unosząc do góry brwi.- Doskonale wiem o czym mówisz- dodała sarkastycznie. Nie wiedziała o co chodzi z jego "ty też". Juliette wydawała się być bardzo niezadowolona zaistniałą sytuacją Nie powinnam tu przychodzić z Valentinem. - Następnym razem dogadajcie się co macie zamiar razem robić, bo może wyjść w końcu z tego jakaś nieprzyjemna dla któregoś z was sytuacja- powiedziała patrząc na kulkę, którą podrzucał chłopak.
Jul: - Dziękuję. Postaram się dostosować. - powiedziała spokojnie, patrząc przed siebie. To była dla niej świetna szkoła trzymania nerwów na wodzy. Na jej twarzy błąkało się nawet coś na kształt uśmiechu.