Wspaniale rozgałęzione drzewo rzucające przyjemny cień na znajdujące się pod nim osoby. Dzięki licznym gałęziom idealne do wspinania i przesiadywania na grubych konarach, rozmawiania z przyjaciółmi lub po prostu odpoczywania po mniej lub bardziej ciężkim dniu. Można znaleźć pod nimi duże żołędzie, idealne do prac plastycznych bądź rzucania w innych. Na jesień mieni się wspaniałą czerwienią i brązem, wiosną zaś można nacieszyć oko soczystą zielenią.
- Brzmi sensownie - przyznał Javierowi rację i spojrzał na Juliette, która wydawała się być średnio zadowolona z owej sytuacji jak i w chyba kiepskim nastroju. Jakkolwiek się ten dzień dziś toczył, nic z tego nie mógł wcześniej przewidzieć. Przez chwilę tak ją obserwował.
Jav: Zamilkł, przyglądając się powoli dwójce ślizgonów i krukonce. Dobrze, że miał ciepłe rękawiczki inaczej już dawno by zmarzł i może nawet zacząłby marudzić. Zabawa którą sobie znalazł bardzo go wciągnęła i widać było, że nie zamierza jej szybko skończyć.
Jul: Nie spojrzała na Valentina. Nadal jej wzrok był utkwiony w nieokreśloną przestrzeń. Trochę wyłączyła się z rozmowy. Po raz pierwszy w życiu nie miała ani ochoty ani siły na wymianę złośliwości. To chyba przez niedobór snu.
Nagle cała trójka zamilkła. Valentin wydawał się być znudzony, tak jak Javier. Wzrok Juliette był tak przerażająco pusty, że nie chciała, aby odwróciła go w stronę Vivien. Automatycznie odsunęła się lekko od niej i stanęła bliżej Valentina. - Ta...- powiedziała pod nosem, zupełnie bez sensu.
Jav: - Niekiedy powalasz mnie swoim bogatym słownictwem – mruknął do Viv patrząc na nią przelotnie. Szybko jednak wrócił do łapania i podrzucania śnieżki, ta cisza była jakaś taka dziwna, ale zachowanie Juliette zaczęło go zastanawiać bardziej od niej.
Viv: Spojrzała na Javiera. Już nie miała siły pokazywać, że jego ironia irytuje ją. Już się przyzwyczaiła, że nie można z nim porozmawiać normalnym tonem. - Po prostu wszyscy są teraz tacy rozmowni, że aż trudno mi wtrącić chociaż jedno sensowne zdanie. Mówiąc to spojrzała dość znacząco na Juliette, która jak dla Viv, była właśnie w trakcie medytacji, o której niedawno czytała.
Jul: W tym momencie Juliette spojrzała na Vivien. - Przecież się opalam... - powiedziała, z charakterystyczną dla siebie ironią. Potrzebowała snu, ale jeszcze nie osiągnęła punktu krytycznego.
Jav: Rzucił w końcu śnieżkę przed siebie, patrzył w kierunku w którym poleciała. - Tyle ciekawych wątków… a ile rzeczy można się dowiedzieć – przyznał w ten sposób po części i bardzo niechętnie rację Viv. - Uważaj Juliette, żebyś nie nabawiła się oparzeń słonecznych – powiedział z troską w głosie. Spojrzał na zamek, przypominając sobie jak był głodny, zanim wyszedł na spacer.
Poprawił mankiety w rękawach zastanawiając się nad całą tą sytuacją. - Ależ możemy porozmawiać - stwierdził może nieco sceptycznie, właściwie jemu tam cisza nigdy nie przeszkadzała. - O czym to rozmawialiśmy w bibliotece? - Zapytał starając sobie przypomnieć tamtą wymianę zdań. Oparł się o pień dębu obserwując bacznie zebranych.
Jul: - Dzięki za troskę. - rzuciła do Javiera. - Już czuję, jak schodzi mi skóra. - dodała sceptycznie. - Jasne, rozmawiajmy. - powiedziała, przybierając poważny wyraz twarzy. Wstała i zrobiła zmieszaną minę. - Cześć. Nazywam się Juliette. Nie piję od dwóch dni. - powiedziała z teatralnie drżącym głosem.
Vivien spojrzała zdumiona na Valentina. Nawet nie miała czasu zastanawiać się nad tym, dlaczego Javier nie lubił się z nią zgadzać. - Nie wiedziałam, że opalanie równocześnie przeszkadza w mówieniu, wybacz myliłam się- powiedziała ponownie wzruszając ramionami i patrząc na swoje fioletowe rękawiczki. Popatrzyła przelotnie na Valentina, słysząc troskę w głosie, co za różnica, czy udawana czy nie, Javiera, kiedy mówił do Juliette, która właśnie wstała i odegrała swój mini teatrzyk. - Rozmawialiśmy o miłości, Valentin- dodała Viv przenosząc wzrok na chłopaka i patrząc na niego z uniesionymi brwiami.
Jul: - O miłości? - spytała zdumiona. Nie spodziewała się takiego tematu. - Do jakich wniosków doszliście? - spytała, chcąc, by ta rozmowa zaczęła się trochę kręcić. Na wymownym milczeniu długo nie ujadą.
Jav: Spojrzał na Juliette, kryjąc rozbawienie. - Skoro już mówimy o swoich problemach… - zaczął, ale nie skończył. Wysłuchał Viv i westchnął, poczuł burczenie w brzuchu, ale nie jeszcze nie zaczął się oddalać. Wywrócił wymownie oczami, kiedy usłyszał, że rozmawiali o miłości.
Obserwował Juliette i to jak się zachowywała, ciągle opierając się o pień drzewa. - Owszem, rozważaliśmy jej istnienie - przyznał racje. No tak, rzeczywiście ten temat poruszali. Że też nie zapytał o coś innego. - Doszliśmy do zgodnych wniosków. - Przyznał, dlaczego ta rozmowa była tak dziwna? Czuł, że powinien był pójść napić się mocnej kawy, a nie wybierać się na spacer. Zaczynała go jak zwykle boleć głowa i miał powoli wszystkiego zdecydowanie dość.
Teraz Vivien, zamiast Juliette usiadła z impetem na śniegu. Widząc reakcję Javiera, skrzywiła się lekko. - Myślę, że ten temat jest mało ważny w porównaniu z problemami Twojego przyjaciela- powiedziała patrząc z uśmiechem na blondyna. - Ale tak, w zasadzie zgodnych wniosków. I dość optymistycznych. Zaczęła się bawić leżącym na ziemi śniegu.
Jul: - Nie wnikam. - powiedziała z nieznacznym uśmiechem, gdy oboje skończyli swoje wypowiedzi. No, w końcu siła woli zwyciężyła. Lekko pomasowała obolałe skronie. Nie, jeszcze nie czas na nią.
Jav: - Jestem tutaj jeszcze – przypomniał Viv, która zaczęła mówić jakby już sobie poszedł, akcentując dobitnie ostatnie słowo. - Żebyś wiedziała, ale nie będę się obnażał tak przed wszystkimi. – ponownie ulepił sobie śnieżkę i spojrzał na zamek. Chyba będzie musiał zejść do kuchni, nie miał ochoty na przebywanie w wielkiej sali, a stawał się coraz głodniejszy. - Na razie – pożegnał wszystkich i zaczął iść nieśpiesznie w kierunku zamku.
Jul: Vivien starała się nie okazać ulgi, widząc, że Javier już poszedł. Nie tylko chodziło o to, że był dziś wyjątkowo niemiły. To było znakiem, że już nie musi tutaj siedzieć i udawać, że wszystko jest w porządku. Wstała i otrzepała się ze śniegu. -Idzie...- powiedziała, ale zawahała się, spojrzała na Valentina i przeniosła wzrok na Juliette-... ktoś? - dokończyła po dłuższej chwili.
- Na razie - odparł patrząc jak Ślizgon odchodzi, spojrzał na dziewczyny z którymi został. - Ja muszę już iść - odparł tylko na jej pytanie, koniecznie chciał się napić czarnej, mocnej kawy, która to może choć odrobinę postawiłaby go na nogi. Wszak po tym dniu czuł przede wszystkim zmęczenie i ból głowy. Nie miał już na nic siły. - Na razie - powiedział i szybko oddalił się w stronę zamku, na nic nie czekając.
Jul: Wreszcie koniec! - Cześć. - pożegnała się krótko i szybkim krokiem pomknęła w stronę zamku. Myślała tylko o ciepłym łóżku.
Zanim cokolwiek zrobiła, już wszyscy praktycznie biegli w stronę zamku. Nagle wrócił jej dobry humor, widząc praktycznie truchtające sylwetki, powoli oddalające się sylwetki. Sama wyjęła papierosy i bardzo powolnym krokiem zaczęła palić jednego. Zaśmiała się głośno, kiedy znów spojrzała przed siebie. Na horyzoncie nie widziała już praktycznie nikogo. Na niebie właśnie pojawił się księżyc.
Blair wybiegła z zamku i już po chwili znajdowała się przy jej ulubionym drzewku.Popatrzyła na roślinę i przykucnęła obok pnia tak,aby nie ubrudzić sobie ciuchów.To miejsce było zdecydowanie lepsze od pokoju wspólnego czy jakiejś pustej klasy.Miało swój urok,zwłaszcza jesienią.
Emma nie mając nic lepszego do roboty postanowiła pospacerować sobie po obszernych błoniach. Los widocznie tak chciał, że znaalzła sie pod wielkim dębem. Zauważyła tam jakąs ziewczynę zapewne z jej domu. Jakoś jej nie kojarzyła. Czyżby była nowa? Nie zastanawiając się już dłużej podeszła do niej. Ona chyba i tak nie miała za wiele do roboty. - Cześć. Jesteś nowa? Nie spotkałam Cię nigdy wcześniej. - przywitała się przyglądając się uważnie współtowarzyszce.
Czerwonowłosa słysząc głos odwróciła głowę w jego stronę. Przed nią stała blondynka najprawdopodobniej pochodząca z Gryffindoru. - Nowa? Niee - odpowiedziała przypatrując się gryfonce - Uczę się tu od drugiej klasy. Dziwne było to,że dwie osoby z tego samego domu się nie znały. No ale nie takie rzeczy na tym świecie się działy.
- Hm. To dosyć dziwne, że się jeszcze nie spotkałyśmy... - mruknęła pod nosem. Może to sama Emma nie robiła nic innego prócz siedzenia w dormitorium? - Mam nadzieję, że Ci nie przeszkadzam ale straszliwie mi sę nudzi i nie mogę już patrzeć na nasz pokój wspólny. - wytłumaczyła powód swojego nagłego pojawienia się.
Na słowa gryfonki tylko skinęła głową. - Nie, nie przeszkadzasz. Właściwie ja też już nie mogę tam siedzieć - mruknęła. - Nazywam się Blair Delgado - powiedziała.W końcu trzeba się przedstawić.
- Ah. Emma Berkley. Zawsze zapominam się przedstawić. Chodzisz może na zielarstwo? Wydawało mi się ostatnio że cię widziałam...- odezwała się w zamyśleniu. Istonie zawało jej się że już wcześniej, a nawet niedawno widziała tą czerwoną czuprynę.
- Chodzę.-odpowiedziała przypominając sobie ostatnią lekcję. Zapewne Emma również uczęszczała na ten przedmiot. Inaczej by o to nie pytała. W zasadzie Blair chyba też ją widziała. - Jesteś w szóstej klasie? - zapytała.
- Tak w szóstej. Ty pewnie też? Jak sobie pomyślę, że zaraz siódma klasa to jestem przerażona. Wiesz już co będziesz robić po szkole? - zapytała rozglądając się za miejscem na którym mogłaby usiąść. Ta gadka-szmatka zaczynała być już lekko irytująca. Może chociaż z jedną osobą porozmawia na jakieś inne tematy niż szkoła.
- Tak, jestem w szóstej - potwierdziła - Jeszcze nie wiem, trochę czasu jeszcze mi zostało, ale nieco interesuję się smokami. W zasadzie smoki są spoko, w przeciwieństwie do szkoły. Przynajmniej teraz. - A ty, masz już jakieś plany? - zapytała o to samo co Emma.
- Nawet nie pytaj. Kompletnie niewiem co mogłabym robić. - mruknęła ze złością. Nigdy nie lubiła tozmawiać o swojej przyszłości. Inni to co innego. - Smoki mówisz? A co konkretnie? Chciałabyś się nimi opiekować? Wyjechać za granicę czy coś? - zapytała przyglądając się uważniej dziewczynie. Em bałaby się podejść do smoka co dopiero się nim zajmować! Widocznie Blair jest odważniejszal.
- Chyba się opiekować. Bo smoki są dosyć interesujące - stwierdziła zgodnie ze swoimi przekonaniami. Ona to zawsze miała dziwne zainteresowania : magiczne zwierzęta, pająki i włosy. Tak tak, włosy. Nie ma to jak farbowanie. Czy bała się smoków? Raczej nie. Przynajmniej ptasznika na transmutacji się nie przestraszyła. No ale kto wie, co zdarzy się w przyszłości.
- A nie bałabyś się - przerwała na chwilę chcąc sie zastanowić jak zabrzmi jej pytanie - nie bałabyś się z nimi przebywać? Przecież przebywanie ze smokami to wysokie narażenie życia. Gdyby na przykład miał zły humor? Nawet nie chcę myśleć. - odrzekła wyobrażając sobie jak stoi przed wielkim czerwonym smokiem, który nie myśli o niczym innym tylko jak się z nią "zabawić".
- No gdyby miał bardzo zły humor, to może bym się bała, ale smoki to prawie zawsze mają ochotę się z kimś rozprawić. - stwierdziła wzruszając ramionami. Bo smoki zawsze pozostaną stworzeniami o dziwnym temperamencie. Ale trzeba przyznać, że są śliczne. Zwłaszcza te czerwone.
- Ja bym tak nie mogła. Jakby moje życie miało zależeć od humoru smoka to raczej nie wytrzymałabym psychicznie. A wogóle to jak wyglada tak opieka nad smokiem? I gdzie sa tacy ludzie? - zapytała. Jej wiedza na temat smoków równała się zeru. Nie wiedziała na ten temat praktycznie nic więc Blair jako osoba wtajemniczona mogłaby jej o tym trochę opowiedzieć.
- Opieka nad smokiem? Jeszcze za bardzo nie wiem, ale z pewnością nie jest to zadanie dla osób o słabych nerwach - powiedziała ze spokojem na twarzy - Wiem, ze tacy ludzie są w Rumunii, Bułgarii i kilku innych państwach w Europie. W zasadzie ona też nie była jeszcze mistrzynią w dziedzinie smoków, ale jakąś tam wiedzę miała. Przynajmniej tę podstawową.
- I co, zostawisz rodzinę i wszystko by wyjechać daleko stąd i opiekować się ziejącym potworem? - zapytała z lekką ironią. Dla niej to jest co najmniej dziwne. Niedość, że ma zostawić wszystko to jeszcze opiekować się czymś co na każdym kroku dąży do tego by Cię spalić... Dla Emmy jest to wprost niewyobrażalne.
- Myślę, że dla rodziców ulgą byłby mój wyjazd. Różnimy się jak dwie krople wody - stwierdziła nieco znudzona - Dla ciebie smoki to ziejące potwory, dla mnie interesujące stworzenia. Blair ma takie podejście do życia. Sama twierdzi, że trzeba z niego skorzystać. A jak skończy w paszczy smoka, to trudno. Nie należy bać się śmierci.
- Nie masz zbyt dobrych kontaktów z rodziną? - zapytała, a raczej swierdziła. Sama Em dobrze rozumiała jej sytuację. Sama bardzo często kłociła się z ojcem. Ba często! Nie było dnia bez paru kłótni. - Ale wiesz, ponoć jak ludzie się często kłocą albo nie zgadzają tym bardziej są do siebie podobni. - zauważyła. Czytała wiele na ten temat. Psychika ludzka, myślenie zawsze to ją interesowało.