Wspaniale rozgałęzione drzewo rzucające przyjemny cień na znajdujące się pod nim osoby. Dzięki licznym gałęziom idealne do wspinania i przesiadywania na grubych konarach, rozmawiania z przyjaciółmi lub po prostu odpoczywania po mniej lub bardziej ciężkim dniu. Można znaleźć pod nimi duże żołędzie, idealne do prac plastycznych bądź rzucania w innych. Na jesień mieni się wspaniałą czerwienią i brązem, wiosną zaś można nacieszyć oko soczystą zielenią.
Wizyta Dimitrego pod Wielkim Dębem była spowodowana jego nadal słabym obeznaniem w terenach Hogwartu.Skoro już dotarł pod to wielkie drzewo nie wypadałoby błądzić dalej.Nie miał już nawet ochoty na dalsze wędrówki i odkrywanie kolejnych nowych miejsc błoni. Usiadł pod korą dębu owijając sobie wokół szyi swój ulubiony szalik w czarno-białe paski.Nie przeszkadzało mu oczywiście zimno przeszywające jego ciało, a nawet śnieg na którym właśnie usiadł.Rosja była krajem w którym zimy były sroższe niż tu.Nie straszna mu, więc była zaspa śniegu.Czy może się równać z tymi metrowymi w jego kraju ?
Lucila spacerowała. Było dość zimno, ale to jej nie przeszkadzało, wręcz przeciwnie; przynajmniej nie otaczał jej tłum natrętnych, irytujących ludzi. Chciała zaznać nieco spokoju, a w szkole było pełno ludzi, i to nie tylko studentów, ale też irytujących jedenasto czy dwunastolatków, którzy na dodatek wymachiwali swoimi nowiusieńkimi różdżkami, aby tylko się popisać... Jej irytacja sprawiała, że krok był szybszy i bardziej niż zwykle zdecydowany. Ręce wsadziła do kieszeni jej modnego płaszcza. Upajała się ciszą przerywaną jedynie świstami wiatru czy dalekimi odgłosami rozmów. Nagle jednak dostrzegła, że całkiem niedaleko znajduje się pewien człowiek i już zamierzała odwrócić się na pięcie i skierować się gdzie indziej, kiedy rozpoznała te charakterystyczne, perfekcyjne jej zdaniem rysy twarzy i zarys figury. Była na tyle blisko, że zdała sobie sprawę, iż jest to chłopak, którego miała już okazję w Hogwarcie zobaczyć, ale nie odważyła się do niego podejść. Faktem jest jednak, że od razu jej się spodobał. Może nawet szukałaby z nim kontaktu, ale zobaczyła go z jego dziewczyną, więc starała się o nim zapomnieć. Teraz jednak, kiedy go zobaczyła, nabrała ochoty, żeby podejść. Tak też zrobiła. Po chwili stanęła nad nim. - Przepraszam, nie wiesz, gdzie jest ta cała Bijąca Wierzba? - spytała, ale jej twarz pozostała dość chłodna. Poprzestała na delikatnym uniesieniu jednego kącika warg w lekkim uśmiechu.
Rozejrzał się po niemal pustej polanie jaka rozciągała się wokół wielkiego drzewa.Utkwił wzrok w postaci obdarzonej zwinnym krokiem i długimi włosami podskakującymi z każdym kolejnym centymetrem śniegu przemierzanym przez dziewczynę.Nie rozpoznał jej początkowo, choć gdy tylko przeniósł wzrok na delikatne zarysy jej twarzy zobaczył w niej kobietę, która nie tylko zachwyciła go oryginalną i jakże piękną urodą, ale też zaintrygowała postawą.Mimo ogólnego zachwytu dziewczyną, której imienia nie zdołał poznać, starał się nie wodzić za nią wzrokiem za bardzo, gdyż u jego boku szła Tamara i uznał to po prostu za niestosowne. Gdy podeszła nie mógł ją zbyć byle jaką odpowiedzią.Skoro u jego boku nie było brunetki, miał okazję poznać ją bliżej i przekonać się czy rzeczywiście jej charakter jest aż tak nadzwyczajny jak podejrzewał. - Właściwie to nie mam pojęcia. - Oznajmił jej nie stroniąc od uroczego uśmiechu, którym została obdarzona zaraz po zdaniu.-Ale to drzewo też jest piękne, więc możesz zostać tu.
Tak, jego uśmiech był doprawdy uroczy, ale Lucila starała się nie przyglądać mu zbyt długo. Mimo to ucieszyła ją propozycja chłopaka. Usiadła koło niego zgrabnie. Mimo zimnej pogody, miała na sobie spódnicę, a jej łydki chroniły od chłodu jedynie dość cienkie rajstopy. Właściwie nie wiedziała, dlaczego zwyczajnie jej nie zbył krótkim słowem; czyżby tak bardzo mu się nudziło? W końcu nie mogła się mu spodobać, tamta dziewczyna, z którą go widziała, była naprawdę piękna. - Czyli zapewne nie jesteś stąd - zaryzykowała, rzucając mu ukradkowe spojrzenie i w myślach podziwiając jego wyjątkową urodę. Cieszyła się, że w końcu będzie miała okazję poznać chłopaka. Rzadko kiedy ulegała czarowi innych ludzi, a jeśli nawet, to zazwyczaj szybko traciła zainteresowanie, kiedy okazywali się półgłówkami albo zwykłymi flirciarzami. On jednak wydawał się inny, lecz kto wie, jaki miał się okazać w rzeczywistości?
Czyżby i ona była z wymiany uczniowskiej ? Taki przynajmniej nasuwał się wniosek jej wcześniejszej wypowiedzi.Zakładał, że gdyby była uczniem Hogwartu z pewnością doskonale znałaby lokalizację bijącej wierzby.On sam spędzając w swojej szkole kilka lat znał niemal każdy jej zaułek na pamięć.Trudno było jednak nie znać, gdy podczas tak długiego okresu czasu co chwila trzeba było znajdować coraz to nowe i bardziej atrakcyjniejsze pomieszczenia. - Nie. - Odparł przejeżdżając wzrokiem po każdym detalu jej twarzy aż po nogi okryte jedynie cienkim materiałem rajstop. - I zakładam, że ty także.Z pewnością nie jesteś też z Durmstrangu, bo na pewno bym Cię zapamiętał. Nie mógłby przecież pominąć tak interesującej postaci jaką była Lucila. Wydawała mu się niezwykle odmienna na tle osób podobnych do siebie. - Nie jest Ci zimno ? - Jej strój zdecydowanie nie był odpowiedni na tak niewdzięczną pogodę jaką zima obdarowywała w tym roku Anglię.
O tak, Lucila, która dość często szukała samotności, znała bardzo dobrze swoją szkołę. Właściwie często chadzała swoimi własnymi drogami. - Czyli ty jesteś właśnie z Dumstrangu. W sumie mogłam się domyślić - powiedziała, wpatrując się w jego twarz. - To znana szkoła, chyba popularniejsza od mojej. Tak, Tecuala nie jest tak owiana sławą, jak Durmstrang, nie mówiąc nawet o Hogwarcie... Ale ja nie narzekałam. - Zauważyła jego wzrok na swoim ciele i poczuła, że palą ją policzki, ale szybko się opanowała. Nie chciała zrobić z siebie jakiejś dziecinnej dziewczynki. I udała, że wcale nie zauważyła wplecionego w jego wypowiedź komplementu. Spojrzała na swoją spódnicę i ciemny płaszcz, nie tak gruby przecież. - Może trochę - odrzekła, przekrzywiając głowę, patrząc na niego z zainteresowaniem.
- Aż tak widać moje powiązanie z Rosją ? - Zapytał na jej stwierdzenie W sumie mogłam się domyślić.Możliwe, aby jego wygląd cechował się elementem charakterystycznym dla uczniów Durmstrangu ? Musiał szybko wybić sobie to z głowy, bo zanim się obejrzy straci pół dnia przed lustrem ze zdjęciem Grigoriego, doszukując się jakiejś cechy, która łączyłaby ze sobą wszystkich Rosjan. - Klimat Meksyku jest bardziej przyjazny, nie ? - Pytanie było retoryczne, bo oczywiście porównywać pogodę jaką serwował kraj uczniom Tecuali był nie do porównania z Angielskim, nie wspominając już o Rosyjskim. - Podziwiam odwagę, na Twoim miejscu siedziałbym w zamku w grubym swetrze. Ponownie omiótł jej sylwetkę, która z pewnością źle znosiła zimno.Zwinnie pozbył się swojego płaszcza pod którym widniała jednak z grubszych bluz i przez chwilę wahał się czy narzucić ją na jej nogi czy też ramiona.W efekcie końcowym umieścił ją na górnej części ciała dziewczyny. - Mam nadzieję, że to trochę pomoże. - Wypowiedź dopełnił przyjazny uśmiech skierowany do dziewczyny.
- No wiesz, na Beauxbatons chyba nie wyglądasz - stwierdziła, uśmiechając się lekko. - A co, nie chcesz być kojarzony z Durmstrangiem? - spytała, wpatrując się w niego z uwagą. Nie sądziła, że się tym przejmie. Słysząc jego uwagę, skrzywiła się lekko. - Fakt, ale to miła odmiana. Tutejsza zima jest bardzo ładna, prawda? - spytała, po czym ponownie się uśmiechnęła. - Och, sądzę, że jesteś dużo odważniejszy niż ja. Chcesz wziąć udział w Turnieju? - spytała, a na jej twarzy odmalował się widocznie wyraz zainteresowania. Właściwie spora część studentów zdawała się zapominać o głównym celu ich wyjazdu. Lucila nie aspirowała tak wysoko, ale z wielką niecierpliwością oczekiwała poznania uczestników, a także zadań, które miały przed nimi stanąć. Jeśli o nią chodziło, to im niebezpieczniejsze, tym ciekawsze. Zaskoczył ją jego gest, lekko też speszył, ale był naprawdę miły. Spodobało jej się zachowanie chłopaka. Zastanawiała się, czy kierowała nim natura i wrodzona lub nabyta kultura, czy też rodząca się sympatia. Na chwilę skryła twarz we włosach, czując, że się rumieni. - Dziękuję, to miłe - stwierdziła, okrywając się nieco. Rzeczywiście było chłodno. - Teraz o wiele lepiej - przyznała. Miał taki intrygujący uśmiech! Wyciągnęła rękę w jego kierunku. Miała delikatną, jasną dłoń, teraz zresztą dość zimną. - Jestem Lucila Marquez - powiedziała dość oficjalnie. Uniosła kąciki warg w górę. - A ty?
No tak, zdecydowanie nie miał w sobie tyle gracji, ile posiadała choćby Colette, która była jedyną Francuzką jaką znał.Jeśli jednak wszyscy uczniowie Beauxbatons byli tak mało ciekawi jak ona, fakt ten był nawet pocieszający.Zresztą wyglądałby niezwykle zabawnie stąpając jedynie na palach u nóg i wymachując jednocześnie tyłkiem w każdą możliwą stronę. - Oczywiście, że chcę. - Stwierdził krótko wzruszając jednocześnie ramionami.Przecież przynależność do Rosyjskiej szkoły nie była niczym wstydliwym, a wręcz przeciwnie.- Zastanawiam się tylko czy myślałaś tak ze względu na wrodzoną spostrzegawczość czy może czymś się zdradziłem. On należał do większości, która całkowicie zapomniała o głównym celu przyjazdu do Hogwartu, lecz gdy zgłaszał się jako ochotnik do wzięcia udziału w turnieju nie to było jego priorytetem.Chodziło raczej o poznanie nowych miejsc do imprezowania.Nie mógł jednak jej o tym powiedzieć bo wyszłoby jeszcze, że boi się wziąć udział! Jej słowa o zimie potwierdził lekkim skinieniem głowy, nudna gadka na temat złośliwości zimy nie byłaby wyszukanym tematem rozmowy. - Mam taki zamiar. - Oznajmił jej z wesołym uśmiechem umieszczając dłonie w kieszeni bluzy, która na nim pozostała. - Ale to nie ode mnie zależy. Oczywiście, bo gdyby zależało od niego nie brałby nawet pod uwagę swojej kandydatury w Turnieju Trójmagicznym, lecz w wypadku wymiany był do tego zmuszony. Spoglądając na nią dostrzegł urocze rumieńce szybko ukryte pod pojedynczymi kosmykami włosów, choć niepotrzebnie bo rumiane policzki tylko dodawały dziewczynie uroku, którego zresztą już teraz jej nie brakowało. Ujął jej drobną i skostniałą dłoń w swoją i musnął ją swoimi wargami.Potrafi być niezwykle uroczy jeśli tylko tego chce. - Dimitri Korotya. - Przedstawił się idą w ślady dziewczyny i kontynuując ten oficjalny ton. - Miło mi Lucilo.
- Lepiej przyjmijmy, że chodziło o moją wrodzoną spostrzegawczość i niespotyką wręcz inteligencję - zażartowała. Uśmiechnęła się, słysząc o jego zamiarach. - W takim razie zamierzam trzymać za ciebie kciuki. - Nie miała swoich faworytów z Durmstrangu, więc miała nadzieję, że chłopak zostanie reprezentantem. Nie wydawał się jednak aż tak zapalony do tego pomysłu. Zawahała się. - Mogę ci zadać pewne pytanie? - Zamilkła na chwilę. - Co cię zachęciło do tego wyjazdu? Bo chyba nie kierowała tobą jedynie chęć wygrania Turnieju, prawda? - spytała wolno i z namysłem. Nią samą kierowały zupełnie inne pobudki. Nie zależało jej na tym, żeby zostać reprezentantką, zresztą nie spodziewała się, by została wybrana do tej roli. Poczuła, że znowu pięką ją policzki, kiedy musnął jej dłoń swoimi zimnymi wargami. Już drugi chłopak w ostatnich drzwiach ją potraktował w ten miły jej zdaniem sposób. Podobało jej się to, o tak. Z drugiej strony irytowało ją, że tak łatwo się przy tym chłopcu peszyła. - Mi tym bardziej - powiedziała szczerze, uśmiechając się nieco niepewnie. - Ach, rumienię się jak idiotka! - dodała ze złością.
On jednak miał nadzieję, że reprezentantem Rosyjskiej szkoły nie zostanie on, lecz ktoś inny.Perspektywa trzech trudnych zadań była nie tylko przerażająca, ale i niezwykle męcząca.Poczucie, że spoczywa na nim brzemię wygrania turnieju by okryć chwałą siebie i szkołę także nie należałoby do najprzyjemniejszych i zapewne wpędzałoby chłopaka w okropny nastrój melancholii zmuszający go go godzinnych nostalgii za beztroskimi latami w ojczyźnie, gdzie jego jedynym zadaniem było jedynie odrabianie prac domowych.Czasami nawet z tego banalnego obowiązku było mu się trudno wywiązać, więc jak miałby podołać innym ? Skinął delikatnie głową gdy wyraziła chęć zadania mu pytania i momentalnie przerzucił na nią wzrok, ciekawy jego treści. - Zmiana otoczenia. - Wydusił z siebie z braku lepszego powodu.Pytanie, choć na pozór proste, sprawiło mu tyle problemu nie tylko ze względu na brak odpowiedzi, nawet w jego głowie.Mało kogo obchodził prawdziwy powód jego obecności w zamku.- To dobrze robi. Jego wargi niespodziewanie wygięły się w szerokim uśmiechu gdy ponownie dostrzegł na jej policzkach śliczne purpurowe plamki w duchu dziękując, że tym razem mógł dojrzeć je w całej okazałości. - Rumieńce dodają Ci uroku. - Skomentował nie spuszczając wzroku z jej osoby.
Lucila kiwnęła głową w zamyśleniu. Tak, zmiana otoczenia to był jakiś powód. Sama niezbyt wiedziała, co nią kierowało. Złość na ojca? Chęć zrobienia mu na złość? Czy zależało jej na poznaniu nowych ludzi? Chyba nie. A jednak kogoś poznała. Może skrycie marzyła, że spotka ludzi myślących inaczej niż jej znajomi ze szkoły? Jego spojrzenie ją peszyło. Czuła, że uważnie się jej przygląda. Nie wiedziała, co o tym sądzić. Kiedy usłyszała jego słowa, podniosła na niego wzrok. Sama niezbyt wierzyła w swoją urodę. Ileż pięknych dziewczyn spacerowało po świecie, w porównaniu do nich była ich brzydką siostrą! Wątpiła, by Dimitri cierpiał na brak zainteresowania ze strony płci przeciwnej. Być może miał po prostu taki sposób bycia, że adorował kobiety, a jednocześnie mieszał niektórym w głowach? Szybko jednak porzuciła te rozważania i skupiła się na obserwowaniu jego czekoladowych tęczówek. - Naprawdę? - spytała cicho.
Mu co prawda zmiana otoczenia nie była do pełnego szczęścia potrzebna, jednak warto czasem poszerzyć horyzonty.I z pewnością nie chodziło tu o poznawanie nowych osób, bo za tym nie przepadał.Zdecydowanie lepiej było obracać się w starym gronie, które składało się z Grigoriego, czasem Lotty.Kiedyś także z Tamary, ale dziś jej pozycja w tej grupie była wątpliwa. Pytanie, które mu zadała wywołało u niego swego rodzaju rozbawienie.Jakże mogła wątpić w swój urok i piękno ? Była zdecydowanie osobą nadzwyczajną, nie tylko obdarzoną śliczną buzią, ale i intrygującą osobowością.Połączenie to dawało jej zapewne przewagę nad innymi kobietami i dodatkowo ta nieśmiałość, niewinność i niedostępność działa tylko na plus dziewczyny. - Oczywiście. - Oznajmił jej umieszczając dłonie w kieszeni bluzy.- Nikt Ci nigdy tego nie powiedział ?
Gdyby usłyszała jego myśli, prawdopodobnie nie uwierzyłaby mu; sama miała o sobie zupełnie inne zdanie. Może ludzie ją lubili (zazwyczaj dopóki nie skojarzyli z nią znikania niektórych należących do nich przedmiotów), ale ona sama uważała, że nie dorównuje tym pewnym siebie, flirtującym na każdym kroku dość łatwym zresztą dziewczynom o nienagannej urodzie. Pewnie trochę nimi pogardzała, ale w gruncie rzeczy chyba im nieco zazdrościła tej naturalności i bycia tak intrygującymi, podczas gdy ona sama uważała się za osobę zwyczajnie nudną. - Nie przypominam sobie - odrzekła zgodnie z prawdą. - Ale cieszę się, że byłeś pierwszym - powiedziała z uśmiechem, w myślach dodając "i pewnie ostatnim". Wydawał jej się naprawdę interesującym facetem i zdawało jej się, że ją polubił, choć trudno było jej w to uwierzyć, o tak, bardzo trudno. Uśmiechał się jednak tak miło, był uprzejmy i jeszcze nie odszedł znudzony jej towarzystwem, więc uznała to za dobry znak.
Dziewczyny flirtujące z każdym przejawiające nadmierną pewność siebie były dziś codziennością.Wszystkie były niesamowicie do siebie podobne. Nie sposób było nie zauważyć wszelakich osobników płci żeńskiej kroczących pewnym krokiem i rzucających w Twoją stronę prowokujące spojrzenia. Codziennością było, że kobieta podchodzi do Ciebie i próbuje zaintrygować swoją osobą w każdy możliwy sposób. Trudno było tylko o dziewczyny takie jak Lucila. Odrobinę nieśmiałe, ciche, piękne. Takich osobowości zdecydowanie dziś było mało i wyróżniały się pośród dziewczyn o farbowanych włosach i prowokującym spojrzeniu. Nie sądził też aby panna Marquez mogła im czegokolwiek zazdrościć, ponieważ jej piękno polegało na wyróżnianiu się spośród owych kobiet. - Niemożliwe ! - Oznajmił jej rozbawionym tym faktem i uśmiechnął się szeroko.Jak ktoś mógł pominąć te piękne rumieńce. - Są urocze.Ja także cieszę się, że mogę być pierwszy.
Lucila uśmiechnęła się mimowolonie, gładząc z zakłopotaniem granatowy materiał spódnicy. Jego spojrzenie było intrygujące i hipnotyzujące, trudno było się od niego oderwać, ale może jeszcze trudniej je znieść. Na jej policzkach tlił się jeszcze ślad po rumieńcach, które tak spodobały się chłopakowi. - Może po prostu w towarzystwie innych nie czerwienię się tak często - powiedziała jakby nieuważnie, nie patrząc na niego. W sumie była to prawda; mało który chłopak tak ją peszył. Lucila po prostu ignorowała większość płci przeciwnej, w tym także często tych chłopców, którzy się do niej zalecali. Była zakłopotana, ale w tym swoim zakłopotaniu również urocza. Czuła się jednak nieco dziwnie, zazwyczaj preferowała własne towarzystwo, a przebywanie z tym chłopakiem, choć jeszcze krótkie, sprawiało jej jakąś specyficzną przyjemność, chociaż rozmawiali, zdawałoby się, o drobnostkach, o niczym specjalnie ważnym.
Posłał w stronę Lucili nieśmiały uśmiech gdy zauważył jak poczyna odwracać swoją uwagą gładząc materiał spódnicy, która zdecydowanie podkreślała jej atuty, choćby długie i zgrabne nogi.Nikłe już ślady po rumieńcach na jej policzkach uznał jako kolejną z jej zalet. Czy ona miała jakieś wady ? W chwili obecnej wydawała się mu osobą niezwykle niewinną, wręcz pozbawioną wszelkiego rodzaju zła, choć pochopnych wniosków na jej temat wolał nie wysuwać, ponieważ zdążył już przekonać się, nawet nie raz, że pozory często bywają omylne i to nie nimi powinniśmy się kierować. - To dobrze ? - Zapytał posyłając jej uważne spojrzenia i po raz kolejny już studiując rysy jej twarzy.W między czasie zdążył jeszcze nieco powiercić się by zmienić pozycję, która stawała się odrobinę niewygodna i o zgrozo przez nią zimny śnieg począł przeszkadzać mu i chłodzić przez bluzę, mimo, iż zdawało mu się, że jest na tyle gruba, że do tego nie dojdzie.
Podniosła wzrok i spojrzała prosto w jego czekoladowe oczy. - To źle, że przy tobie jest inaczej - szepnęła, a w jej oczach można było dostrzec jakiś dziwny niepokój. Dlaczego tak odpowiedziała, dlaczego, dlaczego?! Przecież mógł to odebrać zupełnie niewłaściwie... Ale prawda była taka, że Lucila bała się miłości czy też uczuć miłościopodobnych. Trwało w niej głęboko zakorzenione przekonanie, że miłość prowadzi prosto do cierpienia i bólu. Prawdopodobnie miało to swoje podstawy już w jej rodzinnym domu. Jej matka zmarła, kiedy dziewczynka miała ledwie pięć lat. Ojciec kochał ją tak mocno, że nie umiał bez niej żyć. Lucila codziennie patrzyła na ból wymalowany na jego twarzy, widziała, że przesiaduje w domu, że rzucił pracę. Prawdopodobnie, gdyby nie ich pełna złota skrytka w banku i nie pomoc siostry zmarłej matki, opieka społeczna odebrałaby mu prawo do opieki nad dzieckiem. Nawet córka go nie obchodziła, a jeśli nawet, to nie umiał tego okazać. I choć Lucila czekała i czekała, aż to minie - rok, dwa, trzy - to wciąż nie mijało, a w niej zrodziło się przekonanie, że ojciec już zawsze będzie siedział na ulubionym fotelu zmarłej żony i wpatrywał się tępo w ścianę bądź oglądał jej zdjęcia przez całe dnie... Czy więc dziwnym jest fakt, że bała się tak silnych uczuć, nawet wtedy, gdy dopiero zaczynały kiełkować, jak właśnie tego dnia? Spojrzała na niego nieco nieobecnym wzrokiem i chyba domyśliła się, że marznie. Chciała oddać mu jego płaszcz, ale zapewne i tak nie przyjąłby go, więc po prostu milczała. Bała się jego reakcji, nie chciała, aby odszedł - a jednocześnie coś w niej mówiło, że powinien odejść, zanim za bardzo spodoba się dziewczynie (co zresztą i tak już się stało, ech).
Zawsze zastanawiało go czemu kobiety tak łatwo poddają się zwykłym gestom, muśnięciom czy czułym słówkom. Zawsze interesowało go też dlaczego tak bardzo próbują to ukryć, choć mimo to widać jak bardzo są czułe na każde trącenie czy szept. Lucilia oznajmiła mu to z lekkością, choć nie ujmowało to strachu w jej oczach. Bała się uczucia ? Słusznie. Potrafiły ranić, o czym zdołał się przekonać w sposób mało przyjemny. Jednak serce nie usługuje człowiekowi. Rwie się do osoby do której czasem nie chcielibyśmy pałać uczuciem. Jakże łatwiej byłoby bez tego organu, które na przekór naszej woli wybiera sobie obiekt westchnień nawet nie konsultując się z naszymi gustami. - Ja uważam, że to bardzo dobrze, że przy mnie jest inaczej. - Rzucił cicho, uprzedzając swoją wypowiedź cieniem uśmiechu. Czy może być coś lepszego niż piękna kobieta mówiąca Ci, że przy tobie jest inaczej ? Nie powiedziała co prawda, że lepiej, jednak sam fakt, że nie jesteś tacy jak inni był dla niego pewnego rodzaju zasługą. Z pewnością nie przyjął by swojego płaszcza, nawet gdyby marzł. Przecież nie po to go jej dał, by teraz go jej odbierać. Poza tym zima nigdy nie dokuczała mu aż tak bardzo tu w Anglii, ponieważ co roku w ojczyźnie chłody bywały o wiele gorsze niż tu.
Nie uśmiechała się, patrzyła na niego nieco zalękniona, co on na pewno wyczytał w jej oczach. Powodu zapewne się jednak nie domyślał. Gotów pomyśleć, że jest jakąś wariatką! A nie jesteś nią? - odezwał się nieproszony cichy głosik w jej głosie. Ale skąd miałby o tym wiedzieć - przeciwstawiła mu się natychmiast. W końcu o swojej chorobie nie mówiła nikomu, zresztą nawet sama przed sobą nie umiała się do niej przyznać. Na jej policzkach znowu zjawił się charakterystyczny cień o nieco słabszej barwie niż przedtem, co zirytowało ją, chociaż mnie niż zwykle - na coś się przydały te jego zgrabne komplementy, o tak. Mimo to w jej głowie tłukło się przekonanie, że Dimitri z pewnością schlebiał w ten sposób setkom dziewczyn. To jednak nie przeszkadzało jej w uniesieniu kącików ust w górę. - Dlaczego? - spytała, uśmiechając się zagadkowo. Znowu poczuła się przy nim swobodnie, był taki miły! I coś czuła, że kiedy się rozstaną, niedługo znów zapragnie spędzić z nim trochę czasu. Pytanie, czy on będzie miał na to ochotę.
Od razu zauważył tą konkretną emocję wypisaną w jej oczach, choć nie był pewien co mogłaby ona oznaczać. Nie sposób było pominąć strachu wymalowanego w jej dużych oczach obdarzonych tęczówkami w których kryła się nutka tajemniczości. Ani śmiałby pomyśleć, że jest wariatką, a wręcz przeciwnie. Była dla niego sobą niezwykle normalną, kładąc oczywiście nacisk na pozytywną stronę słowa 'normalność'. Wydała mu się tak naturalna w każdym swoim słowie czy geście. Och i znów pojawiły się te urocze rumieńce. Już może okrzyknąć się ich fanem. - Dzięki temu jesteś wyjątkowa. - Odezwał się dopiero po chwili z braku lepsze odpowiedzi i nachylił się by wargami musnąć jej policzek oblany purpurą i nieco skostniały od dmuchającego w niego wiatru. Dopiero po krótkiej chwili podniósł się ze śniegu, który już zupełnie począł mu przeszkadzać. - Masz ochotę na ciepłą kawę ? - Zapytał wyciągając ku niej dłoń z delikatnym uśmiechem, który pojawił się na jego twarzy.
Ta odpowiedź zdecydowanie ją zadowoliła. Jego policzek był wyjątkowo gładki i nieco chłodny, natomiast usta ciepłe i delikatne. Nagle pomyślała o tym, jakby to było smakować jego wargi na swoich, ale szybko odrzuciła tę dziwną i jej zdaniem głupią myśl. Podała mu swoją dłoń i wstała, a z jej twarzy nie schodził lekki, uroczy uśmiech. Puściła szybko (choć z żalem) jego rękę, po czym zarzuciła jego płaszcz na swoje ramiona, by lepiej chronił przed chłodem i kiwnęła głową. - To dobry pomysł, z pewnością zmarzłeś - powiedziała stanowczo, ale jej oczy śmiały się wesoło i swobodnie. - Prowadź, proszę.
Zimowe powietrze sprawiło, że na jej policzki zawitały rumieńce. Szczerze tego nie znosiła, ale cóż mogła na to poradzić? Skostniałe z zimna dłonie włożyła do kieszeni. Tak, tak to jest, jak się nie ma przy sobie rękawiczek. W tym momencie pluła sobie w brodę za myśl pewnie nie będzie tak zimno, jakoś sobie bez nich poradzę! Pf, rzeczywiście. Krukonka przygotowana na każdą ewentualność, nie ma co! Jakby nie wiedziała, że temperatura na dworze jest na minusie. Karcąc samą siebie podążała pod dąb, zostawiając świeże ślady na śniegu. Oparła się o pień drzewa, czego zaraz pożałowała, bo lodowaty puch dostał jej się pod kurtkę. - Cholera! - krzyknęła, strącając śnieg, który sprawiał wrażenie, jakby się z niej śmiał. Nabrała głęboko powietrza w płuca, policzyła do dziesięciu, i wypuściła powietrze na zewnątrz, co wyglądało, jakby biały dym wyleciał z jej ust. Głupi mróz. Głupia zima. Miała tego wszystkiego już po dziurki w nosie. Zaczęła wyglądać blond czupryny Hayley. Szczerze mówiąc, mimo wszystkich tych przeciwności, cieszyła się na spotkanie z dziewczyną. Nawet bardzo. Tyle czasu minęło od ich ostatniego spotkania! Bardzo lubiła Gryfonkę, więc nie mogła pozwolić na to, aby kontakt im się urwał, tak więc z uśmiechem na twarzy czekała na przyjaciółkę.
Hayley wyglądała jak siedem... nie, wróć, jak osiem nieszczęść. Rano nie mogła znaleźć szczotki, więc zamiast włosów miała jeden wielki kudeł. Dla niepoznaki obwiązała go gumką, żeby przypominał niedbały kok. Oczy miała napuchnięte i sine, na twarzy wymalowane zmęczenie, którego nie dało się ukryć nawet za najbardziej udanym sztucznym uśmiechem. Przykrył je trochę ten drugi, szczery, bo co jak co, ale na spotkanie z Lauren Hayley się cieszyła. Może przynajmniej ona zrozumie jej sytuacje. Albo inaczej, może przynajmniej ej Hay będzie w stanie powiedzieć, co jej leży na wątrobie. A leżało bardzo dużo, za dużo. Wyszła z Zamku i prawie na oślep przemierzyła błonia, kierując się w stronę Dębu. Dostrzegła dziewczynę i pomachała do niej zamaszyście, niestety bez swojej zwykłej energii. Resztką silnej woli zmusiła mięśnie swojej twarzy, by uniosły kąciki ust do góry, ale jej wyraz twarzy zamiast radości przedstawiał raczej coś na kształt ulgi, której, nota bene, wcale nie czuła. - Lauren! Cześć! - przywitała się, gdy była już dostatecznie blisko, żeby przyjaciółka ją usłyszała. W normalnych warunkach rzuciłaby się zaraz biegiem, by ją uściskać, ale obecnie nie miała siły - przecież cudem tylko dowlokła się pod to cholerne drzewo.
No i w końcu się doczekała. Oderwała wzrok od swoich trampek, kiedy usłyszała skrzypienie śniegu i zobaczyła Hay. Z bliska. Jak to się stało, że wcześniej jej nie widziała, ani nie słyszała, jak się zbliża, no jak?! Już miała się na nią rzucić z przyjacielskim uściskiem, ale przyjrzała jej się bliżej. Dziewczynie brakowało energii, którą zawsze w sobie posiadała. Co więcej, wyglądała na strasznie zmęczoną, co nieudolnie próbowała ukryć. Krukonka pomyślała, że bardzo dobrze, iż się pohamowała z tym uściskiem, bo miała wrażenie, że zgniotłaby Hayley. Wyglądała, jakby miała zaraz się rozsypać, zniknąć jej z oczu. Była taka krucha. Byle podmuch wiatru mógłby ją zmieść z powierzchni ziemi. - Cześć! - rzuciła z szczerym entuzjazmem (w końcu tyle wyczekiwała na to spotkanie!), ale w jej głosie można było wyczuć dekoncentrację, troskę i przerażenie. Do licha, co się ostatnio z wszystkimi dzieje?! - Zarwałaś kilka nocy? - dodała, patrząc na dziewczynę, która wyglądała, jakby przejechał ją walec i traktor na raz. Kto wie, może przeżyła katastrofę lotniczą? Lau nie chciała zadawać jej tak słynnego i jakże irytującego pytania Co u ciebie?, bo na pierwszy rzut oka było widać, że dobrze nie było. Miała nadzieję, że humor i samopoczucie się jej niedługo poprawią, bo nie mogłaby znieść, jakby jej radosny promyczek słońca, został zasłonięty czarnymi chmurami.
Ostatnio zmieniony przez Lauren Mallory dnia Czw Sty 06 2011, 17:35, w całości zmieniany 1 raz
Hayley przyjrzała się przyjaciółce - ona, w przeciwieństwie do gryfonki, tryskała radością, wręcz promieniała. Cóż, przynajmniej ona miała dobry czas, to z pewnością cieszyło Hay - w końcu były przyjaciółkami. Wyciągnęła przed siebie ręce, by móc przytulić Lau, keidy już w końcu do niej dotrze (najpierw jeszcze musiała pokonać te pozostałe dziesięć metrów). - No, kilka - potwierdziła. Właściwie od ponad tygodnia spała po dwie, trzy godziny, w dodatku nie co noc. Kiedyś też zdarzały jej sie okresy bezsenności, ale nie była tak wykończona jak teraz, an i nie trwały tak długo. Nieodłacznie jednak miały związek ze stanem emocjonalnym Hayley, dokładniej mówiąc - hah, dziwne - z chłopakiem. W końcu dotarła do Lau i uścisnęła ją serdecznie. Jak dobrze znów było ją spotkać i pogadać. Dopiero teraz Hayley zorientowała się, że bardzo brakowało jej w ostatnich dniach kogoś, z kim mogłaby się podzielić ciężarem ze swoich barków - rzecz jasna był to ciężar głównie, można powiedzieć, wyimaginowany, bo niestety miała tę skłonność do wyolbrzymiania problemów. - Za to ty wyglądsz świetnie - powiedziała dziewczyna, odsuwając się od Lau i posyłając jej uśmiech, który właściwie tylko wyeksponował jej wory pod oczami.