Wspaniale rozgałęzione drzewo rzucające przyjemny cień na znajdujące się pod nim osoby. Dzięki licznym gałęziom idealne do wspinania i przesiadywania na grubych konarach, rozmawiania z przyjaciółmi lub po prostu odpoczywania po mniej lub bardziej ciężkim dniu. Można znaleźć pod nimi duże żołędzie, idealne do prac plastycznych bądź rzucania w innych. Na jesień mieni się wspaniałą czerwienią i brązem, wiosną zaś można nacieszyć oko soczystą zielenią.
Simonowi chyba nigdy nie było tak dobrze jak teraz. Szczęście i podniecenia przenikało przez każdą komórkę jego ciała…i chciał jeszcze więcej. Całując Namide, jego dłonie błądziły w okolicy jego bioder, podbrzusza. Palce chłopaka zjechały na guzik ślizgona rozpinając go bardzooo powoli, potem to samo robiąc z rozporkiem. Włożył palec wskazujący za gumkę od majtek Namidy, wykonując nim nie znaczne ruchy w prawo i w lewo. Na tym na razie zaprzestał, czekając na jakąkolwiek reakcje chłopaka…W końcu nie chciał się za bardzo narzucać z tego typu gestami… na wszystko przyjdzie czas, a on dla kogoś takiego jak Nami był skłony czekać nawet nie wiadomo jak długo…Bo przecież nie można mieć wszystkiego.
Uspokój się! krzyknął na siebie w myślach, kiedy ledwo co stłumił w sobie pisk zaskoczenia. To było takie... oh! z pewnością się tego nie spodziewał! To znaczy, no... w pewnym sensie się spodziewał, ale nie był świadomy, że aż tak bardzo to na niego zadziała. Nie miał jednak zamiaru być dłużnym, co to, to nie! Co więcej, przerwał pocałunek, odsuwając się na kilka centymetrów co by móc patrzeć w oczy Simona, i tak uważnie w nie patrząc, rozpiął jego spodnie, może nieco szybciej i bardziej chaotycznie, niż on jemu, ale to nie było ważne. Teraz patrzył w te cudne, szare oczęta, nie mogąc już zapanować nad przyspieszonym, nieco urywanym oddechem, i lekkim, zawadiackim uśmiechem, jaki wpłynął na jego usta...
Simon nie mógł powstrzymać cichego mruknięcia zadowolenia,co prawda w jego wykonaniu brzmiało to dużo gorzej niż w wykonaniu Namidy ale co tam. Chłopak uśmiechnął się łobuzerko gdy ślizgon rozpinał jego spodnie,a swoje dłonie umieścił na jego biodrach. Jego oczy błyszczały z niewyobrażalnej radości i podniecenia. Krukon nie zrywał kontaktu wzrokowego,chcąc odczytać wszystko z oczu swojego chłopaka...a jego dłonie zaczęły schodzić po jego biodrach coraz niżej,i niżej. Jego palce błądziły po jego udach przy czym oczy błyszczały jeszcze bardziej.
Namida tylko uśmiechnął się szerzej na ten pomruk... W jego uszach brzmiał baardzo seksownie. Chciał go słyszeć jak najczęściej. Co jakiś czas składał na wargach chłopaka lekki pocałunek, lub przygryzał jego wargę, cały czas uważnie patrząc mu w oczy. Mimo panującej ciemności, były one bardzo dobrze widoczne. - Simon... - szepnął, melodyjnym głosem, cały czas z uśmiechem - Koochasz mnie...? - oh, tak, wiedział, że to dziecinne... Ale naprawdę lubił tego słuchać i nie mógł się aż powstrzymać.
Simon czuł się cudownie szczęśliwy i wątpił aby cokolwiek mogło tu coś zmienić. Chłopak zaplótł dłonie za plecami Namidy i już miał się oddać tonięciu w jego cudnych oczach,przerywanego pocałunkami gdy usłyszał: - Simon...Koochasz mnie...? -na co chłopak przymknął na chwile oczy,aby szybko wszystko sobie ułożyć. Przecież nie mógł odpowiedzieć prostym" tak kocham Cię" to było by zbyt banalne...a po za tym on nie kochał Namidy tak zwyczajnie...: -Jak wariat.-uśmiechnął się łobuzersko i pochwycił jego dłoń kładąc na swojej piersi tam gdzie ludzie mają serducho-Czujesz. Ono już nie należy do mnie, teraz jest Twoje. Dziś,jutro,jak najdłużej...-spojrzał głęboko w czekoladowe oczy ślizgona z miłością i czułością.
- Aaaaww... - Namida nie mógł powstrzymać tego dźwięku, który wyszedł z jego ust. To, co powiedział Simon było takie rozczulające. Czuł dokładnie pod palcami mocno bijące serce chłopaka, i, choć to brzmiało egoistycznie, wiedział, że bije dla niego, tylko dla niego! - To piękne... - szepnął. - Nawet nie wyobrażasz sobie, ile to dla mnie znaczy. Bardzo wiele... To najpiękniejsza słowa, jakie kiedykolwiek usłyszałem. Przygryzł lekko wargę, po czym dodał jeszcze: - Te quiero, querida, sólo tú! Usted es más importante para mí! - uczył się tego zdania cały czas, kiedy szykował się na spotkanie. Nie było w nim za grosz dobrego akcentu, pewnie nawet coś mocno przekręcił, miał tylko nadzieje, że nie powiedział żadnej głupoty.
Simonowi zrobiło się ciepło na sercu gdy usłyszał słowa Namidy. Dobrze wiedział ze nie uzyskałby takiego efektu mówiąc tylko "Tak, Kocham Cię". Chłopak puścił Namidę aby podeprzeć się na łokciach,nawet miał powiedzieć coś sensownego gdy do jego uszu dotarły słowa: - Te quiero, querida, sólo tú! Usted es más importante para mí!-zdaniu brakowało kompletnie akcentu,było intonowane nie w tych słowach co potrzeba ale to było teraz nie ważne. Namida powiedział do niego coś takiego,i to po hiszpańsku... Simon przyciągnął go do siebie i pocałował namiętnie,lecz po krótkiej chwili przerwał pocałunek odsuwając się na parę centymetrów od chłopaka szepcząc: -Dz-Dziękuje...-jego głos drżał ze szczęścia. Pierwszy raz w życiu usłyszał coś takiego. Nie żeby nikt mu nigdy nie mówił ze go kocha,że mu na nim zależy...Ale pierwszy raz usłyszał to w tak dobitny sposób...I w tak cudowny.
Nie mógł uwierzyć, że to słowa dały takich efekt. Ale cóż, hiszpański sam w sobie był piękny, i chociaż to francuski uznawano za język miłości, to jest zdaniem to właśnie hiszpański był o wiele bardziej seksowny. Pewnie gdyby powiedział to po japońsku, zabrzmiałoby jak instrukcja obsługi odkurzacza, a nie wyznanie miłosne... Oczywiście w tym, co powiedział, nie było ani trochę seksapilu, szczególnie przez brak akcentów, ale... Simon wydawał się być baaardzo zadowolony. - Drobiazg. - odparł, z szerokim uśmiechem na ustach. Uwielbiał rozpieszczać swoją drugą połówkę, ale również być rozpieszczanym. Szczególnie właśnie takimi drobiazgami, które jednak miały ogromne znaczenie dla niego.
Po nogach Simona znów zaczęły chodzić mrówki zdrętwienia. Pewnie gdyby nie obecny stan ducha zmartwiłby się czemu zawsze gdy zbyt długo leży drętwieją mu nogi,ale teraz to była rzecz tak banalna i błacha... Jednak ból nie mijał. Chłopak przytulił Namidę przewracając się na bok. Nie chciał rezygnować z jego bliskości z powodu nogi. Obejmował go pewnie jedną ręką d druga rozmasowywał odrętwiałe miejsca,patrząc ślizgonowi w oczy. W miedzy czasie nucił jedną z hiszpańskich piosenek która przypomniała mu się przy zaistniałej sytuacji. Pamiętał tylko refren ale i tak jego zdaniem brzmiała cudownie. Koniecznie musi sobie ją całą przypomnieć i kiedyś zaprezentować Namidzie... Chłopak spojrzał w oczy ślizgona rozmarzony .Mógłby tak leżeć całą wieczność wsłuchując się w bicie serca Namidy... Tak właściwie nie wiedział skąd wzięło się to pytanie,chyba stąd że Simon chciał wiedzieć jak najwięcej o ślizgonie: -Nami-powiedział cicho-...w sumie wiesz o mnie całkiem dużo. Mógłbyś mi opowiedzieć coś o swojej rodzinie?-patrzył uważnie w jego oczy. Miał nadzieje że nie poruszył jakiegoś tematu tabu albo coś...
Namidzie nie przeszkadzała zmiana pozycji, wręcz przeciwnie, jego samego zaczynały boleć ręce od podtrzymywania się, co by nie zgnieść chłopaka. Szybko znalazł sobie wygodną pozycje w jego ramionach, uśmiechając się cały czas do siebie, jak głupi do sera... Był po prostu strasznie szczęśliwy. - O rodzinie? - powtórzył trochę niepewnie... Właściwie, nie było za bardzo o czym mówić, ale przecież nie miał nic do ukrycia przed Simonem. - Cóż... Mieszkam w sporej willi, w Londynie, dokładniej w hrabstwie Kensington i Chelsea, jeśli już mam być taki dokładny... Mieszkam tam razem z rodzicami i młodszą siostrą. Moi rodzice poznali się, kiedy moja mama, mugolka tak w ogóle, przyjechała z Japonii to Anglii, żeby zacząć tak zwane "lepsze" życie... Błądząc po ulicy wpadła na mojego ojca i bum, zakochali się w sobie.. No, a przynajmniej taką bajkę nam wcisnęli. - zaśmiał się na wspomnienie zarumienionej mamy, kiedy z zapałem opowiadała mu tą, zapewne mocno podkoloryzowaną, historyjkę. - Mam z nimi dobre stosunki, ojciec co prawda wciska we mnie nieco swoje ambicje, ale umiem to utrzymać... a mama nie ważne co by się nie stało, zawsze mnie wspiera. Siostra... no, jak to młodsza siostra, jakoś muszę z nią żyć. Ma cudownych dziadków... Znaczy, tych z Japonii. Rodziny mojego ojca właściwie w ogóle nie znam, odwiedza nas jedynie jego brat, raz do roku, na jakieś 15 minut wpada i wypada... Odsunęli się od nas, bo moja mama nie jest w żadnym stopniu magiczna... Babcie,... o ile w ogóle mogę tak nazwać tę kobietę, widziałem tylko raz. Kiedy trafiłem do Slytherinu, dała mi to. - Namida sięgnął po łańcuszek, widzący na jego szyi, na którym opleciony był wąż. - Niby nic, ale mimo wszystko dużo dla mnie znaczy. Ale i tak najważniejsze jest to. - Nami uniósł dłoń do nieba, pokazując duży pierścień na swoim kciuku. Miał za drobne dłonie, aby nosić go na innym palcu... - Można to nazwać "pierścieniem rodowym". Przechodzi z ojca na pierworodnego syna. Miał go mój ojciec, i, oczywiście wbrew sprzeciwom rodziny, dał go mnie, kiedy skończyłem 11 lat i poszedłem do Hogwartu. Chociaż byłem wtedy strasznym smarkiem, wiedziałem już, jakie to ważne. I chociaż nie mam jego nazwiska i nie czuję się ani trochę członkiem tej rodziny, to szanuje ich. To trochę... pogmatwane, mam nadzieje, że Cię nie zanudziłem. - zaśmiał się, zauważając swój kolejny słowotok. To było straszne, ale czasami zapominał się, i mówił strasznie dużo i bardzo szybko.
Simon leżał obtulając Namidę ramionami. I słuchał. A on myślał że to jego rodzinka jest pokręcona. A tu proszę. Zdaniem chłopaka rodzina bez względu na to jak bardzo się różnią w kwestii religi czasem nawet narodowości powinna się kochać i szanować a nie traktować jak obcych. Mimo że czasem miał ochotę pozbijać swoje siostry strzałem w tył głowy,strasznie je kochał i na pewno cierpiałby gdyby przyszło mu którąś z nich stracić. Gy spojrzał na sygnet Namidy, od razu przypomniał mu się ten który na palcu prawej ręki nosił zawsze jego ojciec. Pamiętał że kiedyś podbił nim oko takiemu jednemu typkowi co zaatakował szanowna panią Lewis na zakupach. Zaczął się nawet zastanawiać czy to też był "pierścień rodowy" i czy on takowy dostanie... Simon mimo że ślizgon mówił szybko i dużo doskonale wszystko rozumiał: -A ja myślałem ze z moja rodzinką coś jest nie tak. Przy twojej to tworzymy tradycyjna rodzinę wieloletnią -zaśmiał się cicho i ucałował chłopaka w czoło,po czym nachylił się do jego uch i szepnoł: -Kocham Cię...bardzo,bardzo mocnooo...-mimo ze prze chwilą to mówił czuł że kochanej osobie takie rzeczy trzeba mówić co minutę...
- Noo, cóż, nie jesteśmy do końca normalni, ale staramy się za takich uchodzić - Nami zaśmiał się cicho, zaraz marszcząc lekko nosek, kiedy dostał buziaka w czoło. Zaraz później poczuł przyjemnie ciepły oddech przy uchu i te słodkie słowa. To wszystko naprawdę go rozczulało... - Ja Ciebie teeeż... - zapewnił od razu. Uśmiechał się przy tym szczerze, pokazując rządki białych zębów.
Simon wyciągnął (swoja całkiem długą) rękę do koszyka po czekoladę. Tą co teraz zabrał ze sobą uwielbiał ,i w sumie tylko taką spożywał. Nie znosił wyrobów czekolado pochodnych, fuj! Przytulając Namidę i delektując się czekoladą wertował w głowie piosenki jakie znał. Bardzo chciał pograć i pośpiewać... -Kurcze-wypowiedział swoje myśli na głos- Nie mam pojęcia co mógłbym zagrać...Tragedia-westchnął głośno poszukując weny
- Ja mam pomysł! - powiedział od razu. Sięgnął po swoja gitarę, a Simonowi podał jego. Zagrał kilka pierwszych nut, jednak zanim zaczął, podał chłopakowi tytuł - Nickelback, piosenka Rockstar ... Znasz chyba, co nie? - zaśmiał się cicho. Namida uwielbiał tą piosenkę, głównie przez jej tekst... W końcu on też tak strasznie pragnął sławy i tego wszystkiego, o czym śpiewał wokalista...
I'm through with standing in line To clubs we'll never get in It's like the bottom of the ninth And I'm never gonna win This life hasn't turned out Quite the way I want it to be
(Tell me what you want) I want a brand new house On an episode of Cribs And a bathroom I can play baseball in And a king size tub big enough For ten plus me
(So what you need?) I'll need a credit card that's got no limit And a big black jet with a bedroom in it Gonna join the mile high club At thirty-seven thousand feet (Been there, done that) I want a new tour bus full of old guitars My own star on Hollywood Boulevard Somewhere between Cher and James Dean is fine for me
(So how you gonna do it?) I'm gonna trade this life for fortune and fame I'd even cut my hair and change my name
'Cause we all just wanna be big rockstars And live in hilltop houses driving fifteen cars The girls come easy and the drugs come cheap We'll all stay skinny 'cause we just won't eat And we'll hang out in the coolest bars In the VIP with the movie stars Every good gold digger's Gonna wind up there Every Playboy bunny With her bleach blond hair
Hey hey I wanna be a rockstar Hey hey I wanna be a rockstar
Simon zapioł spodnie i szybko ustawił się w odpowiedniej pozycji do grania. Uwielbiał ta piosenkę,z reszta jak każdą Nicelback. Teraz to z nich wyrusz ale jeszcze 3 lata temu miał cały komplet koszulek tego zespołu. Ale wróćmy do reala. Jego palce gładko chodziły po gryfie a usta wyrzucały z siebie słowa piosenki,nie da się ukryć bardzo mądrej piosenki. Jak za każdym razem gdy śpiewał z Namidą grał tonacje niżej aby z ich głosów i gitar nie zrobiła się jedna wielka kupa,tylko coś naprawdę wspaniałego wartego zapamiętania. Gdy utwór dobiegł końca Simon nie zatrzymał strun tylko pozwolił im drżeć. Dawało mu to poczucie takiego dopełnienia,tak zwanej kropki na "i".
A tam, Namida nawet nie kłopotał się ubieraniem. Nie myślał o tym, bo piosenka wpadła mu do głowy i od razu tak się tym przejął, że w sumie miał to gdzieś... W ogóle nie zwrócił na to uwagi. Kiedy piosenka się skończyła, Nami uparł się o gitarę, milcząc przez chwilkę, po czym powiedział pewnie: - Ja kiedyś będę to wszystko miał. Te samochody, domy, ciuchy, kasę... Zrobię wszystko, żeby stać się sławnym. Żaden skandal mi nie straszny, będę robił to, co kocham. - pamiętał, jak ojciec opowiadał mu o ludziach, którzy u schyłku kariery robili różne głupoty, wplątywali w jakieś medialne afery swoje rodziny... Nami obiecał sobie, że czegoś takiego nigdy nie zrobi. Ale z pewnością nie miał zamiaru ukrywać swoich uczuć, i miał ogromną nadzieje, że Simon nie będzie miał mu za złe, kiedy ich życie razem stanie się nieco mniej prywatne, oczywiście, kiedy już Namida stanie się sławny...
-Na pewno...Marzenia się spełniają. A ty aby spełnić swoje masz spore predyspozycje.-uśmiechnął się zamyślony. Zaczął się teraz tak zastanawiać ze to musi być cholernie przyjemne gdy ludzie zwracają na ciebie uwaga dookoła słychać "wow.." wypowiedziane przez tysiące usta. Milony ludzi marzą aby się z Toba spotkać popatrzeć na twoje ręce,oczy,włosy. Tysiące nastolatek na całym świecie pisze twoje imię otoczone serduszkami.... normalnie żyć nie umierać. Jednak Simona nadal dręczyła niepewność. -A jak to wszystko zdobędziesz... Nie boisz się że się zmienisz?-przed oczami Simona pokazał się obraz jego starszej siostry;liderki zespołu punkowego...i chciał o niej opowiedzieć Namidze.-Mam siostrę, która zasmakował w jakimś tam stopniu sławy i bogactwa. Przez długi czas popadł w skrajności. Ćpała na potęgę piłą gdy tylko mogła... Ja nie mówię że to musi dotyczyć każdej sławnej osoby...Ale wydaje mi się ze warto by pomyśleć o tej ciemnej stronie sławy. Ona robi z ludźmi straszne rzeczy...A ja...może to teraz zabrzmi bardzo egoistycznie...Nie chcę żeby coś się stało co zmieni Cię tak...że będzie tak-język zaczął mu się koszmarnie plątać-Nie chcę żeby sława poprzewracał Ci w głowie tak jak mojej siostrze. Ona zapomniał o bliskich...Liczyło się tylko jej JA i nic więcej...-zamknął oczy i przetarł twarz dłonią-Wybacz to bez sensu. W ogóle nie powinienem o tym wszystkim mówić....-nie patrzył na Namidę,znalazł jakiś martwy punkt w trawie wpatrując się w niego uparcie.
- Oh, nie nie, nie myśl tak! - powiedział szybko, zupełnie automatycznie chwytając Simona za dłoń. - O czymś takim też jest dobrze pogadać. Jasne, sława może poprzewracać w głowie. Nigdy o tym w sumie nie myślałem, ale nie jestem najgrzeczniejszą osobą na świecie i może chciałbym spróbować "takiego" życia... takie na maksa... Ale nigdy sam. A ja o Tobie nigdy nie zapomnę, bo chcę, żebyś był w tym razem ze mną. - powiedział stanowczo. Teraz, na tą chwilę, nie wyobrażał sobie przyszłości bez Simona obok niego, czy na scenie, czy za kulisami, czy po prostu w domu... - Popatrz na mnie... To mogę Ci obiecać na pewno. Nie dam się zamotać... a i mam nadzieje, że Ty przyłożysz i sprowadzisz mnie na ziemie, jeśli zacznę za dużo świrować. - dokończył ze śmiechem. Nie lubił super poważnych rozmów, chociaż nie raz były one konieczne, tak jak w tym przypadku.
Simon na pewno nie chciał w żaden sposób podcinać Namidzie skrzydeł. Nie chiał być ciężarem ani nic z tych rzeczy. Słuchał chłopaka a przy słowach" A ja o Tobie nigdy nie zapomnę, bo chcę, żebyś był w tym razem ze mną." jego serce zaczęło szaleć jak ptak zamknięty w klatce a na ustach wykwitł uśmiech jednak oczy nadal spoczywały na martwym punkcie w trawie. Dopiero całkiem stanowcze "Popatrz na mnie" i reszta wypowiedzi Namidy,sprawiło że krukon podniósł głowę i spojrzał prosto w oczy swojego chłopaka mówiąc: -Obiecuje,że jak Ci zacznie odwalać kopne cię w dupę tak dla oprzytomnienia-uśmiechnął się. Straszliwie mu zależało na Namidzie... -Przeżyjmy to razem...-szepnął na koniec bojąc się ze jego głos zadrży.
- Oczywiście, że tak! - niemalże wykrzyknął radośnie. - Razem przecież można wszystko! Doświadczmy tego wszystkiego razem, tych dobrych rzeczy, jak sława, dobrobyt, i wiecznie grająca muzyka, i w tych złych, jak paparazzi, psychofanki czy jakiekolwiek używki. - to ostatnie powiedział już nieco ciszej... Cóż, to nie było nic, czym należało się chwalić... Mimo młodego wieku pił alkohol, palił papierosy, ale jeszcze nigdy nie próbował żadnego narkotyku i... nie wykreślał tego z puli możliwości. Przed samym sobą nie ukrywał, ze chciałby zobaczyć kiedyś, jak to jest. Ale nie, żeby od razu się uzależniać, Nami chciał tylko spróbować, sprawdzić, zobaczyć... I choć znał wiele historii o tych, którzy też chcieli tylko spróbować a skończyli marnie, to on wiedział, że zawsze będzie przy nim ktoś taki jak Simon, kto przywróci go do porządku. Póki co jednak, nie było sensu mówić tego wszystkiego na głos. - I dziękuję... to naprawdę wiele dla mnie znaczy. Jeśli będziemy trzymali się razem, nawet smoki i olbrzymy nie są nam strasznie.
-Psychofanki chyba nie są takie złe-zaśmiał się serdecznie. Nie rozumiał ludzi któryż tracili głowę dla osoby którą znają tylko z głosu i wyglądu. A może ten ktoś jest skończoną świnią? Ludzie są naprawdę dziwni. Simon nigdy nie myślał o spróbowaniu narkotyków,ale pewnie jak ktoś by mu je zaproponował, nie odmówiłby. Może nie było tego po nim widać,ale lubił czuć dreszczyk adrenaliny na plecach,robić coś czego inni boja się zrobić. -Razem...jak najdłużej.-wolał nie mówić "na zawsze" brzmiało to jak przysięga która na 55% się nie spełni,a przynajmniej na tym etapie zwiazku,wiec po co składać fałszywe przysięgi?
Namide trochę zdziwiło to "jak najdłużej" ... Ale nie dopytywał. Może Simon sam przed sobą nie chciał niczego obiecywać...? Możliwe. Ślizgon spojrzał w niebo, nadal ciemne, nadal pełne migoczących gwiazd. Liczył, że jego życzenie się spełni... Nie wyobrażał sobie nawet, że nie! To była taka... dziecięca naiwność. - Simon... - zaczął szeptem, grając jakąś spokojną melodię, która rozbrzmiewała chyba po całych błoniach. - Zwiedzimy kiedyś cały świat... Najpierw Europę, później Azje... później mogą być Stany Zjednoczone... Zobaczymy to wszystko, co najpiękniejsza, posłuchamy różnych stylów muzyki, może nauczymy sie czegoś porządnego... co Ty na to? - to była zupełnie spontaniczna propozycja. Gdyby ktoś jemu zadał takie pytanie, pewnie nie wiedziałby, co powiedzieć...
Simon dołączył do Namidy,myśląc nad tą jakże kusząca propozycją ze strony chłopaka. Zobaczyć cały świat,zasmakować kultury,muzyki z różnych części globu...to by było coś. I jeszcze mógłby to zrobić z kimś tak wspaniałym jak Nami...można nawet powiedzieć że to szczyt marzeń. Aby nie psuć atmosfery także powiedział szeptem: -Myślę...że to wspaniały pomysł. Nigdy nie myślałem,o czymś takim...ale gdy tylko-i tu się chłopak z deczko zarumienił- mogę być tylko blisko Ciebie to pojadę nawet na Syberię-obdarzył go spojrzeniem pełnym miłości i ciepła. -I tak ostatnio myślałem że mógłbym zostać w Hogwarcie jeszcze rok,powtórzyć klasę...i poczekać aż ty skończysz szkołę.Albo mógłbym dawać indywidualne lekcje gry na gitarze,zawsze jakieś zajęcie.-wzruszył ramionami. Właściwie bezwiednie zaczął grać "Hero" Nickelback...
- Na Syberie...? Nieee! - Nami zaśmiał sie głośna na samą myśl - Nie cierpię, jak jest zimno, tam bym nie wytrzymał po prostu... Proponuje jakieś cieplejsze rejony świata. Ślizgon przyłączył się automatycznie zupełnie do piosenki. - No... no nie wiem... - zaczął cicho - To znaczy, nie to, że chcę, żebyś wyszedł ze szkoły i w ogóle, bo naprawdę nie chcę się z Tobą rozstawać! ... Ale nie chcę, żebyś powtarzał rok, szczególnie, że to już ostatni... Zawsze można pójść na studia, i w ogóle, kształcić się dalej. Jesteś naprawdę zdolny, nie powinieneś tego zaprzepaszczać. - mówił spokojnie, patrząc Simonowi w oczy. To było naprawdę miłe z jego strony, że chciał się poświęcić, ale... gdyby coś nie wyszło, miałby sobie za złe, że zatrzymał go o rok dłużej w szkole..
[Heej, może powolutku będziemy kończyć ten wątek i przejdziemy do czasu, jak Simon wrócił z domu rodzinnego, ja myślisz :] ]
Simon zaśmiał się bo on sam też nie znosił zimna. Najchętniej leżałby cały czas na słoneczku grzejąc plecy,ale nie można mieć przecież wszystkiego. -Ja też nie chcę. Chce być przy Tobie 24 h na dobę... A na studia...Nie za bardzo wiem co chciałbym studiować. Teoretycznie umiem wszystko czego mi potrzeba... A na studia moge pójść nawet w wieku 70 lat. Teraz liczysz się Ty i muzyka. Wszystko inne schodzi an drugi plan.-uśmiechnął się i nachylił aby pocałować Namidę krótko w usta. W czasie wyżej wymienionego pocałunku coś spadło mu na nos. Oderwał się od ust swojego chłopaka i spojrzał w górę. Niebo usiane gwiazdami zostało zasłonięte ciężkimi burzowymi chmurami. Westchną ciężko i szepnął głosem przesiąkniętym sarkazmem: -Jeżeli nie chcemy kompletnie zmoknąć przydało by się zwijać...-sięgnął po swój futerał.
[to zróbmy tak do swoich dormitorium się przebrać i wtedy Namiś dostał list od Simona o zaistniałej sytuacji. O! a Simone napisze do Namidy że już jest w szkole i żeby się spotkali ^^]
- Noo, ale wiadomo, edukacja też jest ważna... Eeeeeej... - jęknął cicho, czując zimny podmuch wiatru, który przeszył go na wskroś. Zaraz po tym zimne krople deszczu zaczęły gęstnieć. Nie mógł uwierzyć, ze pogoda się zepsuła! Okropność! Przytaknął tylko Simonowi, szybko chowając swoją gitarę. Pomógł jeszcze chłopakowi spakować ich piknik, po czym ruszyli do zamku. Koniecznie będzie musiał się przebrać i na nowo ułożyć włosy, bo teraz wyglądał normalnie koszmarnie!