Wspaniale rozgałęzione drzewo rzucające przyjemny cień na znajdujące się pod nim osoby. Dzięki licznym gałęziom idealne do wspinania i przesiadywania na grubych konarach, rozmawiania z przyjaciółmi lub po prostu odpoczywania po mniej lub bardziej ciężkim dniu. Można znaleźć pod nimi duże żołędzie, idealne do prac plastycznych bądź rzucania w innych. Na jesień mieni się wspaniałą czerwienią i brązem, wiosną zaś można nacieszyć oko soczystą zielenią.
Simon odszedł kawałek od dębu podziwiając swoje dzieło. Jego niebieski koc leżał pod dębem a na nim stał koszyk piknikowy z winogronami,kapkami,dużą tabliczką czekolady,herbatą zaprawioną alkoholem i dwa kubki. Kawałek dalej leżała jego nowagitara. Księżyc dawał słabe światło,wiec rezolutny krukon rozpalił nie duże ognisko,na tyle aby nie było go widać z daleka ale żeby też dawało ciepło. W koszyku można było jeszcze znaleźć pianki a obok koca leżały dwa patki.Teraz wystarczyło czekać aż Namida się pojawi. Simon nie mógł się już doczekać. Gdy zostawiał go w Tęczowym pokoju,serducho mu się krajało bo najchętniej nie zostawiałby go nawet na jedna tysiączna sekundy...Ale w tym wypadku było to konieczne. Inaczej całe akcja z piknikiem nie miała by sensu. A dzisiejsza noc była naprawdę wyjątkowa...
Musiał przyznać, że jego ojciec miał wspaniałe wyczucie czasu. Kiedy otworzył drzwi dormitorium, na łóżko leżało jego cudo . Musiał ją przynieść rodzinny skrzat. Od razu zapakował ją do futerału, po czym przystąpił do dzieła. Cóż, zajęło mu to nieco więcej, niż godzinę, ale cudowny wygląd wymaga poświęceń! Chociaż właściwie, nie zmienił wiele. Nożyczkami zrobił kilka cięć, nieco skracając włosy i robiąc z nimi asymetryczne coś. Na nos założył okulary, owalne, z grubymi oprawkami. Nigdy nikomu się do tego nie przyznawał, ale właściwie powinien był nosić okulary, bo miał wadę wzroku... Nie dużą, ale w czasie lekcji z trudem spisywał notatki z tablicy. Dodając kilka nowych koczyków w uszach, nie zapomniał także o tym w wardze, który tak bardzo pragnął mieć... Co prawda, póki co, była to jedynie atrapa, jednak w najbliższym czasie miał zamiar zrobić prawdziwego! Ubrał się ciepło, bo chociaż przyszła wiosna, to wieczory były zimne. Nieśmiertelne trampki na nogach, obcisłe spodnie, jakaś grubsza bluza i na to czarny, smukły płaszcz. Na dłoniach oczywiście miał swoje ukochane, skórzane rękawiczki. Przez ramię przewieszoną miał gitarę, i w miarę szybkim krokiem zmierzał do miejsca spotkania. Jego niecierpliwość nie pozwalała mu zwolnić. To co zobaczył, zaparło mu dech w piersiach. Simon to wszystko przygotował sam? Całkiem sam? To było takie romantyczne! Odłożył najpierw spokojnie gitarę na koc, po czym zwyczajnie rzucił się chłopakowi w ramiona - Oh, nie musiałeś! - kiedy chciał go pocałować, zatrzymał się na chwilę. Odsunął nieco by się bardziej pokazać - I co myślisz? - spytał, kręcąc głową, chwaląc się nową fryzurą i ogólnym wyglądem.
Simon stał kawałek od koca, z założonymi rękoma na piersi ,podziwiając niebo usiane gwiazdami. Tym razem ubrał się cieplej (oczywiście na niebiesko) aby nie popsuć wszystkiego tka jak to było w podziemiach. Usłyszał kroki na trawie, i już był w pół obrotu, gdy poczuł ciepłe ciało przy swoim. Spojrzał na chłopaka i zaniemówił na chwile. Przejechał palcami po końcówkach jego włosów ,potem przez uszy tak jakby był ślepcem który poznaje kogoś nowego. Po krótkiej jednak chwile powiedział z nie udawanym zachwytem: -Wyglądasz…świetnie-cały czas patrzył w oczy chłopaka, zastanawiając się co mu w nich nie pasuje. Kolor niby taki sam, kształt też…Okulary, no jasne. -Nie musiałem fakt. Ale chciałem -i nie dając Namidzie dojść do słowa pocałował go namiętnie, wkładając swój język do jego ust. Mimo iż nie widzieli się zaledwie godzinkę, powitanie było godne wielomiesięcznej rozłąki
Namida może i był dżentelmenem, ale romantyk był z niego kiepski... Głównie dlatego, że dotychczas nie wierzył w miłość. Ale teraz, kiedy miał przed sobą osobę, którą naprawdę darzył bardzo silnym uczuciem... Zaczynał wierzyć. Ślizgon odpowiedział na pocałunek równie żarliwie, co rusz drażnią wargi chłopaka kolczykiem, także wymienionym, który teraz miał napis na niebieskim tle "male slut" ... Cóż, Namida od zawsze lubił takie ozdóbki. Kiedy się odsunął, jedynie troszeczkę, spojrzał dokładnie w oczy Simona. - Kochany jesteś. - niemalże szepnął. - Nie moge uwierzyć, że to dla mnie zrobiłeś to wszystko...
Krukon nigdy nie myślał o sobie jako romantyku, czasem zdarzało się że wyszedł z niego dżentelmen ale to raczej rzadko. To wszystko,jakoś tak samo wyszło... Gdy chłopak przerwał pocałunek Simon jakoś tka automatycnzie spojrzał w jego oczy i uśmiechnął się szeroko: -Uszczypnąć cię? To jeszcze nie koniec-spojrzał na zegarek który założył-ciąg dalszy za 25 minut-pocałował go krotko w usta i pociągnął na koc.
Namida usiadł wygodnie na kocu, zdejmując rękawiczki i kładąc je gdzieś dalej. Rozejrzał się po wszystkim, co Simon przygotował. Wszystko jak na jakimś mugolskim romantycznym filmie, ale Namida nie mógł powstrzymać uśmiechu i swego rodzaju podziwu, że chłopak się zdobył na coś takiego. Nie mógł jednak także ukryć, że czuł się nieco... dziwnie. Zwykle to on dominował w związku, nie tylko z dziewczynami, ale też z chłopakami. Ale jak tu zdominować tego słodkiego olbrzyma? Poza tym, Namiś od zawsze lubił być rozpieszczany, więc póki co nie miał zamiaru oponować, póki nie jest traktowany jak dziewczyna. - Piękna noc... - szepnął, spoglądając w niebo. Gwiazdy wyglądały naprawdę cudownie. Co dziwne, Namidzie nawet nie było specjalnie zimno. Był zbyt podekscytowany, żeby zwracać uwagę na coś tak błahego jak chłód. - Co tam przygotowałeś, hm? Już widzę, że są winogronka, herbatka. - zaśmiał się cicho, od razu w jego głowie pojawiła się myśl, że to pewnie taka sama, jaką pili na dachu, kiedy to Nami przyznał się do swoich uczuć.
Simon usiadł niedaleko Namidy z uśmiechem na ustach. Co jakiś czas napawał go myśl że to co robi jest naprawdę głupie... Ale chciał urozmaicić trochę życie im obu tym nawet trochę( można by powiedzieć trochę bardzo) mugolskim i prostym gestem. Na słowa chłopaka spojrzał w niebo i uśmiechnął się szeroko. Wszystko szło jak najlepiej.: -Trochę czekolady...-zastanowił się chwile-a i pianki-uśmiechnął się. Wydawało mu się że o czymś zapomniał,ale co tam. Sięgnął po kubki i nalał do nich herbaty,po czym jeden podał Namidzie. Co jakiś czas zerkał na zegarek,aby nie przegapić gwoździa programu... patrzył na ślizgona zapamiętując każdy szczegół. Jego "nowe" włosy,kolczyk w wardze okulary...i w końcu spojrzał w jego oczy. Może mu się wydawało ale zauważył w nich zdziwienie...Już miał się odezwać kiedy zerknął na zegarek a potem na niebo chwycił go mocno za rękę i pociągnął w stronę wzniesienia które znajdowało się kawałek dalej. Gdy już znaleźli się na miejscu, Simon stanął za chłopakiem i szepnął mu do ucha: -Popatrz w górę-i poczuł jak głowa Namidy się unosi,chłopak sam spojrzał w niebo. Nie wielu mieszkańców globu wie że na wiosnę, co 3 rok widać wspaniały deszcz meteorytów. Simon wiedział,jego matka go uświadomiła. I od tamtej pory co 3 lata urządzał piknik i obserwował deszcz meteorytów...Nigdy nikomu o tym nie mówił ale tym razem miał to komu pokazać...
- Czekolaaada... - rozmarzył się, przyjmując kubek i od razu upijając nieco. Nie pomylił się, i od razu poczuł jak po jego ciele rozchodzi się przyjemne ciepło. Nie minęła chwila, a Simon pociągnął go kawałek dalej. Nie był pewien, o co może mu chodzić, ale posłusznie spojrzał w niebo, wyczekując. I nagle to zobaczył. Dobrze, że jednak wziął okulary, bo bez nich z pewnością by to przeoczył! Jedna z gwiazd zaczęła spadać, zataczając piękny, świetlisty łuk. - Spadła! - Nami był tak tym podniecony, że aż nie mógł uwierzyć. Pierwszy raz widział coś takiego! - Widziałeś?! To było boskie! Cały podekscytowany chwycił ręce Simona, owijając je w okół siebie, wtulając się plecami w jego klatkę piersiową. Od razu zrobiło mu się cieplej na serduchu.
-Widziałem-szepnął-Patrz teraz...-z nieba zaczęło spadać coraz więcej gwiazd,mniejszych i większych.Wyglądały jak deszcz pod mikroskopem, który zaraz spadnie im na głowy... Simona zawsze zastanawiało co się dzieje z gwiazdą gdy zniknie za horyzontem. Kiedyś gdzieś czytał że nie dostaje się do atmosfery i wypala...Ale widok był naprawdę warty zobaczenia...Simon wpatrywał się w niebo obejmując mocno Namidę. Cieszył się że może mu to wszystko pokazać..Mimo ze podziwiał to niezwykłe zjawisko od kiedy tylko pamiętał zawsze robiło to na nim ogromne wrażenie...
- To wygląda cudownie... - szepnął, jakby obawiał się, że głośniejszy dźwięk przerwie to wszystko, a tego na pewno nie chciał! Patrzył rozmarzonym wzrokiem na spadające gwiazdy, aż nagle przyszło mu coś do głowy. - To prawda, że jak pomyśli się życzenie jak spadnie gwiazda, to ono się spełni? - odwrócił się na moment w stronę Simona, patrząc mu ufnie w jego śliczne, szare oczęta, po czym nawet nie czekając na odpowiedź odwrócił się i zamknął oczy. Co mógł sobie życzyć...? Najbardziej na świecie pragnął sławy... Jednak nie o tym pomyślał na pierwszym miejscu. Żeby być już zawsze szczęśliwym... z Simonem. - ta myśl przeszła mu przez głowę, a w sercu zapalił się przyjemny płomyczek nadziei, że to marzenie się spełni. Kiedy skończył, znowu odwrócił się do swego chłopaka - Ty też! - powiedział szybko, z szerokim uśmiechem na ustach - Ty też pomyśl życzenie!
Simon nie zdążył odpowiedzieć bo Namida już się odwrócił i za pewne myślał życzenie. Chłopak nigdy się nad tym mocno nie zastanawiał,czy taka gwiazda spełnia życzenia,gdy usłyszał: - Ty też!Ty też pomyśl życzenie!-zamknął oczy myśląc czego mu brakuje. W tym rzecz że nie brakowało mu nic...był szczęśliwy. Jednak z jego głowy wydobyła się myśl: Spełnij życzenie Namidy...to właśnie było życzeniem Simona. Chciał tylko i wyłącznie szczęścia slizgona,wszystkiego co dla niego najlepsze. Wszystko inne schodziło na drugi plan...
- Jak pięknie... - powtórzył, zarzucając Simonowi ręce na szyję, unosząc się nieco na palcach i przytulając mocno do niego. Nie mógł uwierzyć, że to wszystko dzieje się naprawdę. Odkąd związał się z krukonem, spotyka go już tylko szczęście. - Tak bardzo się cieszę, że Cię mam... - szepnął, odsuwając się nico, bo już za chwilę z całą mocą swojej miłości wpić się w usta chłopaka, obdarzając go namiętnym pocałunkiem.
Deszcz dobiegł końca,jeszcze tylko pojedyncze gwiazdy leciały aby stracić żywot w horyzoncie...I Simon czuł ciepłe ciało Namidy na swoim,a potem jego usta. Na pocałunek odpowiedział z czułoscią.Nie wyobrażał sobie życia bez ślizgona. Teraz on był centrum jego malutkiego wszech świata... mógłby dla niego zrobić dosłownie wszystko...Krukon nigdy nie wierzył ze jak człowiek się zakocha to traci głowę,robi wszystko dla tej drugiej osoby... Rezygnuje dla niej z wszystkiego. A tu proszę przeżywał to na własnej skórze...I dawało mu to ogromne szczęście.
Motylki w jego brzuchu szalały, a serce rozpalił do białości rozkoszy płomień uczuć, który rozgrzewał go od środka. Z trudem oderwał się od ust chłopaka, i spojrzał mu bardzo uważnie w oczy. - Simon... - zaczął cichutko, i po chwili dokończył, dużo pewniejszym głosem - Kocham Cię. Nami aż się zdziwił... z jaką łatwością powiedział te słowa... Ale to świadczyło tylko o tym, że są jak najbardziej szczere. Jak gdyby nigdy nic, chwycił Simona za rękę, prowadząc go w stronę drzewa, pod którym się rozłożyli. - Chodź, usiądziemy...
Chłopak wplótł palce w dłoń chłopaka po czym nachyli się i szepnął mu do ucha: -Ja też Cię kocham...-przy czym zahaczył ustami o jego ucho. usiadł na kocu opierając się o plecami o pień drzewa,jednak nie wypuszczając dłoni Namidy ze swojej. Wyciągnął koszyka czekoladę i ułamał kawałek podając ślizgonowi. Cały czas się an niego patrzył nie da się ukryć rozmarzony...
- Aaaaaaam... Mmmm... - Nami aż zamruczał, czując przyjemny smak czekolady. Minęły wieki, odkąd pałaszował takie słodkości. Starał się nie przesadzać z czekoladą, bo chciał utrzymać figurę, jednak teraz mógł sobie pozwolić na odrobinę luzu. - Pyyszności. - nie potrafiąc się powstrzymać, złożył na ustach Simona szybki pocałunek o smaku czekolady. To wszystko było tak piękne, że aż nierealne. Miał ochotę naprawdę się uszczypnąć! Był tutaj, razem z naprawdę bliską mu osobą i przeżywał coś, co pewnie będzie wspominał do końca życia.
Simon oblizał usta czując jeszcze smak czekolady. Spojrzał na chłopaka i puścił jego rękę sięgając po gitarę.Uderzył palcami w struny które wydały czysty dźwięk. Posłał Namidzie uśmiech,po czym dostrzegł też jego futerał i podał go swojemu chłopakowi: -Mówiłeś ze chcesz mi coś pokazać...Umieram z ciekawości-złapał w usta kawałek czekolady,rozpuszczając ją na języku. Uwielbiał mleczna czekoladę...
- Oh, no tak! Racja! - Namida natychmiast przyciągnął do siebie futerał, raz dwa wyciągając z niego swoją gitarę, przy okazji podając od razu Simonowi kartkę pergaminu z rozpisanymi nutami. - Mam nadzieje, że nie walnąłem nigdzie błędu, pisałem to na szybko. - powiedział, jednocześnie dostrajając swój sprzęt. Kiedy był gotowy, spojrzał Simonowi w oczy, uśmiechając się lekko, po czym zaczął grać melodie jednej ze swoich ukochanych piosenek . Z początku grał samą melodię, jakby bojąc się zacząć i czekając, aż chłopak się dołączy... Jednak piękne oczy Simona, i jego spojrzenie, upewniły go w tym, że powinien już zacząć.
Full moon sways Gently in the night of one fine day On my way Looking for a moment with my dear
Full moon waves Slowly on the surface of the lake You are there Smiling in my arms for all those years
What a fool! I don't know about tomorrow What it's like to be Ah~
I was sure 'Couldn't let myself to go Even though I feel The end
Oh my fair... Floating like a bird that's in her wings You are there Smiling in my arms for all those years
What a fool! I don't know about tomorrow What it's like to be Ah~
I was sure 'Couldn't let myself to go Even though I feel The end
Full moon sways Gently in the night of one fine day You are there Smiling in my arms for all those years
Śpiewał dosyć cicho, powoli, tak jak sobie ukochał tą piosenkę. Nie omieszkał śpiewać jej z japońskim akcentem, co jednocześnie wydawało mu sie zabawne, ale też dodawało piosence swoistego charakteru. Cały czas patrzył Simonowi prosto w oczy, uśmiechając się przy tym szczęśliwy. Gra i śpiew z nim były czymś, co naprawdę lubił robić i mógł tak całymi godzinami.
Simon dołączył co jakiś czas zerkając na kartkę. Jednak nie zaczął śpiewać z Namidą. jego głos kompletnie go zaczarował,i ten tekst... Patrzył w oczy Namidy,widząc w nich szczęście. Pomyśleć ze jeszcze jakiś czas temu nie potrafił nic odczytać z twarzy ślizgona,jakby była napisana w innym języku,a teraz potrafił rozpoznać każdą emocje... Piosenka dobiegła końca,jednak Simon nie odzywał się jeszcze chwile przez chwile aby nie zniszczyć nastroju w jaki wprowadziła ta piosenka...: -To było wspaniałe-westchnął rozmarzony,patrząc w oczy chłopakowi.
- Naprawdę? - spytał cicho, jednak już za chwilkę uśmiechnął się szeroko, rozradowany - Tak strasznie się cieszę, że Ci się podobało! Bałem się cholernie, że znowu mi coś w nadgarstku przeskoczy, czy coś, i wszystko spieprzę, ale na szczęście nic takiego się nie stało. Sporo ćwiczyłem, naprawdę chciałem, żeby Ci sie spodobało. - mówił, nie mogąc kompletnie zapanować nad emocjami. To gadulstwo było silniejsze od niego normalnie! - Może teraz Ty coś zaproponujesz? Albo... może chcesz porobić coś innego...? - uśmiechnął się figlarnie, upierając się ramieniem o gitarę. W sumie... trochę gimnastyki na świeżym powietrzu jeszcze nikomu nie zaszkodziło a za tak romantyczną randkę Namida był skłonny się ładnie odwdzięczyć.
-Wyszło Ci naprawdę cudowanie.-uśmiechnął się do chłopaka. miał on niezarzeczny talent...po prostu coś nie zwykłego było w jego głosie,coś czemu nie sposób było nie ulec. Simon pomyslał minutkę, uśmiechnął się łobuzersko,odłożył kawałek dalej gitarę to samo robiąc z gitara Namidy i popychany testosteronem (jak to facet) chwilkę potem już obdarzał ślizgona namiętnym pocałunkiem...przyciągając go naprawdę blisko siebie,ze gdyby nie rożne kolory płaszczy można by ich wziąć za jedną osobę...
Nami aż zamruczał gardłowo, już kiedy Simon odłożył instrument, już po prostu wiedział, co za chwilę się stanie. Kiedy Simon go pocałował, od razu objął go ramieniem za szyję, nie chcąc, aby przypadkiem się odsunął. Nie myślał za dużo, szczerze mówiąc... Nie, że ogólnie, ale tak teraz, w tym momencie. Teraz nie liczyło się już nic. Powoli (nie chciał przecież wyjść na desperata) zaczął rozpinać kolejne guziki płaszcza drugą ręką, od razu wsuwając ją pod materiał, gładząc bok ciała chłopaka. Chciał go mieć jak najwięcej.
Simon przyciągną ślizgona tak,aby ten siedział na nim okrakiem,całując go bez opamiętania.Gdy poczuł ciepłą dłoń na swoim boku,wciągnął głośno powietrze a podniecenie buzujące w nim od początku spotkania,rozeszło się od małego palca stopy,do najkrótszego włoska na czubku głowy chłopaka... oczywiście ten stan nie był obojętny jego koledze, który zazwyczaj grzecznie leżał sobie obojętny na wszystko...tym razem zaczął się ruszać,co na pewno nie uszło uwadze Namidy,w końcu był tak blisko...Krukon bawił się kolczykiem na języku Nmaidy,a ustami zahaczając o kolczyk na wardze...co podniecało go jeszcze bardziej.
Nami dziękował wszystkim bogom, że dzisiejsza noc była tak wyjątkowo ciepła i bezchmurna. Nie byłoby miło, gdyby nagle lunął deszcz. Ale na szczęście nic takiego się nie stało, i mógł bez przeszkód eksplorować swojego chłopaka... Oh, jak to cudnie brzmi! pomyślał od razu. Nie mógł aż powstrzymać się od uśmiechu, co Simon chyba wyraźnie czuł podczas pocałunku. Namida byłby wściekły i miotał zaklęciami jak leci, gdyby ktokolwiek odważył się zniszczyć mu randkę. Szczególnie teraz, kiedy dopiero się rozkręcała! Ślizgon pochylił się lekko, zmuszając tym samym Simona, by się położył. Jedna ręką się podpierał, kiedy druga nadal błądziła po górnej części ciała chłopaka. Nami zastanawiał się, bardzo chaotycznie, bo przez ruchy Simona nie bardzo mógł się skupić, czy będzie gotowy dzisiaj na to, by iść o krok dalej, czy może znowu stchórzy... Nie wiedział, ale mógł mieć jedynie nadzieje, że cokolwiek by się nie stało, Simon nie będzie miał mu nic za złe, lub, jeśli wszystko pójdzie dobrze, będzie bardzo zadowolony.
Serce i ciało chłopaka drżało z podniecenia. Położył się nie pozwalając Namidzie choćby na sekundę się od niego odsunąć... Po chwili zarzucił ręce na szyje ślizgona całując go namiętnie. Z każdą chwilą pocałunek stawał się coraz bardziej czuły,a ręce krukona schodziły powoli z szyi Namidy ledwo go dotykając rozpinał guziki jego płaszcza...Potem rozpoił polar...I jego ręce znalazły się na ciepłych placach Namidy...schodząc coraz niżej i niżej...W końcu jego duża dłoń wylądowała na pośladkach chłopaka a druga wodziła po plecach.
Tym razem, na całe szczęście, reakcja Namidy nie była tak gwałtowna jak za pierwszym razem. Jedynie przygryzł mocniej w pocałunku wargę Simona, mrucząc gardłowo przy każdym dotyku. Cóż, był dużym kociakiem... i lubił, kiedy Simon tak go traktował, nie jak dziewczynę, to przede wszystkim, bo tego Nami by nie zniósł! Ślizgon wiercił się niecierpliwie na biodrach swego chłopaka, podsuwając nieco w górę jego koszulkę, palcami muskając gołą skórę jego brzucha, czując pod opuszkami napięte mięśnie. Jak zawsze w takiej chwili, przyszło mu do głowy, czy przez to, jak szybko idą do przodu, Simon nie pomyśli sobie o nim, że jest "łatwy"? ... Noo, szczególnie, że jeszcze nigdy tego nie robił, a po tak krótkim, jakby nie patrzeć, związku jest chętni jak nigdy! ... Mimo wszystko, ciężko było się skupić na tych, jakże głębokich, przemyśleniach...